sobota, 22 września 2018

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XXVI - „Treningi”


      - Wychodzę! - krzyknęła na pożegnanie Kao, niedługo przed godziną jedenastą otwierając drzwi pokoju. Czuła rosnący w niej entuzjazm. Nie mogła doczekać się próby, choć jednocześnie troszkę się denerwowała.
      - Kao-chan! - zatrzymała ją Aya. - Dokąd się tak spieszysz?
      - Można powiedzieć, że rozpoczynam naszą misję. - Puściła oko.
      - Może trochę jaśniej? - Aya była lekko zdezorientowana.
      - Idę się przejść z Kiryū-kunem.
      - Z Ichiru?
      - No chyba nie z Zero! - naburmuszyła się Kaori.
      - No już dobra, dobra. Tylko uważaj na siebie - pouczyła ją Aya według starej śpiewki.
      - No właśnie będę musiała… - powiedziała niemal niedosłyszalnie Kao, jednak Aya oczywiście to usłyszała. Ech, te jej wyostrzone zmysły! Momentami Kaori o nich zapominała.
      - Słucham? - spytała zdziwiona Aya.
      - A nic, nic. Nie przejmuj się. Tak sobie gadam - rzuciła szybko Kao, zupełnie bagatelizując sprawę. Nie miała zamiaru jakkolwiek martwić Ayę. - A ty się dziś dokądś wybierasz?
      - Taak… Postanowiłam poćwiczyć sobie trochę w lesie panowanie nad ogniem. Nadal nie umiem nic z tym zrobić. - Skrzywiła się. To było doprawdy kłopotliwe! Najchętniej pozbyłaby się tej mocy. Co innego z lodem. On akurat jej się podobał. Uzupełniał umiejętności, które posiadała już od jakichś sześciu lat. Czuła wręcz, że władza nad nim jej się należy. Ale ten ogień… Okropieństwo. Co do błyskawic zaś… Nadal nie zdołała wytworzyć ani jednej.
      - Biedna. Ale na pewno sobie poradzisz. I czuję, że ta umiejętność okaże się kiedyś użyteczna. Idziesz z Otsune?
      Aya pokręciła przecząco głową.
      - Mogłabym jej coś przez przypadek zrobić. Nie chcę tego.
      - To weź Kiryū.
      - Głucha jesteś? Nie chcę nikogo skrzywdzić - rzuciła zirytowana Aya.
      - Jemu nic się nie stanie. Złego licho nie bierze, nie? Zresztą powinien umieć uniknąć ataku.
      - Dziwna jesteś - oświadczyła tylko Aya, postanawiając nie ganić już Kaori za takie złośliwe gadanie.
      - Wiem - zgodziła się z uśmiechem Kaori. - Ale to by był dobry początek naszej akcji. Może dyskretnie byś mu coś zasugerowała?
      Siedemnastolatka nadal pozostawała nieugięta.
      - Noo… Aya! Przecież rodzeństwo musi się wspierać, prawda? Tak jak my! A oni biedni nie dopuszczają do siebie tej myśli! Musimy im to uświadomić. A to jest przynajmniej dobry pretekst do spotkania.
      - Sama nie wiem…
      - No dalej. Dasz radę! - oznajmiła Kao radośnie. - To do zobaczenia później!
      - Uhm… - rzuciła. Kaori zaczęła już wychodzić z pokoju, nagle jednak zawróciła i spojrzała na siostrę.
      - Hej, Aya. W jakiej części lasu będziesz trenować? - spytała niby obojętnie.
      - Myślałam o tym kawałku za stajnią…
      - Aa… Okej! - krzyknęła na pożegnanie Kaori i wybiegła z pomieszczenia.

      - Dzięki za towarzystwo. - Aya uśmiechnęła się w podzięce. Wyszła z akademika zaraz po Kao.
      - Nie ma za co. I tak nie miałem nic do roboty - rzucił Zero. - Wstąpimy jeszcze do Białej Lilii?
      - Pewnie.
      Udali się więc do stajni. Chłopak zajął się koniem, a dziewczyna mu w tym pomagała, aby wszystko poszło sprawniej.
      Czujła się jakoś nieswojo. Przebywając tutaj, nie potrafiła nie wspominać poprzednich wizyt w tym miejscu. I ich następstw… I pomyśleć, że „tamten” incydent miał miejsce zaledwie kilka dni temu! Zdawało jej się, jakby minęła cała wieczność… W końcu tyle się zmieniło!
      - Nad czym tak dumasz? - przerwał jej rozmyślania Kiryū, spoglądając na nią badawczo.
      Aya poczuła przyspieszone bicie swojego serca.
      - Nad niczym ważnym.
      - Ach tak? To czemu się rumienisz? - zapytał z uśmiechem.
      - Wydaje ci się! - rzekła szybko i odwróciła się, udając naburmuszoną.
      - Dobra, nic już nie mówię - rzucił.
      Westchnęła ciężko. Niby powinno być tak jak dawniej, ale nie było, co ją zasmuciło. Odkąd ją ugryzł, na sam widok Zero momentalnie zaczynała się stresować, a serce biło jak oszalałe. Czy to naprawdę mógł być strach? To przecież jej przyjaciel, poza tym nie dalej jak wczoraj się pogodzili. Mimo tego pewna myśl nie dawała jej spokoju. Co będzie… jeśli Zero znów spróbuje ją ugryźć?
      - I ty mi tu wmawiasz, że nad niczym nie rozmyślasz?
      - Hm? - zdziwiła się Aya.
      - No widzę przecież.
      - Ach, tak… Hm. Zastanawiam się… Chodzi mi o te nowe moce - skłamała. - Denerwuję się. Nie potrafię jeszcze kontrolować ognia, to okropnie trudne. Boję się, że przez przypadek mogę ci wyrządzić krzywdę.
      - W razie czego nie masz czym się przejmować. I tak na to zasłużyłem, więc przestań się tak martwić.
      Uśmiechnął się ponuro. W jego oczach pojawił się charakterystyczny smutek, który w ciągu ostatnich dni widziała już tak wiele razy.
      - Nie mów tak - poprosiła. - Naprawdę nie chcę, by coś ci się stało.
      - Mniejsza o to - powiedział i poczochrał ją lekko po głowie. Nagle jednak coś go tknęło i szybko cofnął rękę.
      - Co ci jest? - spytała.
      - Hm? Nic - zaprzeczył trochę za szybko. Aya od razu zorientowała się, że coś nie gra.
      - Zero? O co chodzi?
      - O nic. Mówię przecież.
      Ech, nic już nie rozumiem. Irytuje mnie ta przepaść, która się między nami wytworzyła. Wczoraj wydawało mi się, że jest w porządku, ale jednak nie. Chcę, by było jak dawniej… Dlaczego nie można się przenieść w czasie?
      - Hej, co to za smutna mina? - zapytał.
      - Nieważne - odburknęła.
      - Jasne - mruknął. Odwrócił się i pogłaskał Lilię.
      Dalej to robimy! Szlag, zdenerwowała się Aya. Podeszła do kolegi i również poklepała przyjaźnie białe zwierzę.
      - Zero? - zagadnęła cicho.
      - Uhm?
      - Możemy szczerze porozmawiać? Tak jak kiedyś?
      Spojrzał na nią. Jak zwykle na chwilę zatopiła się w jego lawendowych oczach, a potem, zakłopotana, odwróciła wzrok.
      - Spróbujmy - zgodził się. - Jaki temat chciałaś poruszyć?
      - Ehm… Chodzi mi o to… Nie bardzo wiem, jak to powiedzieć - przyznała. - Jest jakoś inaczej. Dlaczego?
      - Przez to, co się stało. To chyba oczywiste.
      - Tak, ale… Dlaczego nie da się o tym po prostu zapomnieć? - spytała cicho.
      - To byłoby zbyt proste. A życie takie nie jest. Wciąż musimy pokonywać coraz to trudniejsze przeszkody. I tylko nieliczni mają szansę, by wyjść z życia zwycięsko…
      - Zwycięsko? Czyli jak?
      - Sam nie wiem. Może… niczego nie żałować? Albo inaczej: pogodzić się z porażkami i mimo poniesienia ich brnąć dalej do przodu, do swego celu.
      - Czy nie to właśnie w pewien sposób robimy?
      - Może tak, a może nie. Ja z pewnością nie czuję się jak zwycięzca. Przegrałem i wciąż się staczam - szepnął, znów z udręką w oczach.
      - Nie mów tak! - zawołała. - Jeszcze nie wszystko stracone! Może jest jakiś sposób, byś…
      - Nie upadł do Poziomu E? - dokończył Zero. - Nie wydaje mi się. Zresztą… To już nie ma większego znaczenia. - Odwrócił wzrok.
      - Dlaczego tak mówisz? - zdziwiła się Aya.
      - Nie rozumiesz.
      - To mi wyjaśnij.
      - Ja… - zawahał się, ale w końcu wziął się w garść i wyznał: - Uzgodniłem sam ze sobą, że póki nie skuszę się na twoją krew, póki cię nie zaatakuję… Będzie w porządku. Nie podoba mi się już samo to, że piję krew Yūki, a wtedy nawet Kurana, ale… Sam na siebie nastawiłem pułapkę. I wpadłem w jej sidła. To był swego rodzaju przełom. W chwili ugryzienia ciebie… przegrałem. Sam ze sobą.
      - To trochę zawikłane. - Dziewczyna zaśmiała się niepewnie. - Ale to jeszcze nic nie oznacza - rzekła, nawiązując już do słów kolegi. - To była tylko i wyłącznie twoja walka.
      - Moja? Wplątałem w to ciebie.
      - Ee… No tak, ale… Nie jestem na ciebie zła, więc odpuść sobie, zgoda? - Naprawdę nie mogła patrzeć na to, jak przyjaciel zmaga się z wyrzutami sumienia.
      - Nie mogę! Nie rozumiesz?
      Wpatrywał się w nią cierpiętniczym wzrokiem.
      - Nie - powiedziała, choć tak naprawdę doskonale go rozumiała. Aż za dobrze. Ona też miała swoje cele. Też nieraz walczyła już z samą sobą. Też stawiała przed sobą przeszkody, których nie potrafiła pokonać. Po chwili wahania przyznała się jednak do tego.
      - Więc jednak rozumiesz… - szepnął Zero.
      - Tak. Ale… Nie możemy się poddawać, prawda? Mamy jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Dlatego… Choć nie zapomnimy o przeszłości, spróbujmy się z nią chociaż pogodzić. I godnie powitać to, co przygotowała dla nas przyszłość.
      Prefekt stał przez chwilę w bezruchu, uważnie wpatrując się w Ayę. Potem skinął głową.
      - Masz rację. Wybacz - powiedział. - Ale powiedz… Nie boisz się tego, co będzie?
      - Boję się - przyznała. Objęła się ramionami. - Bardzo się boję. - Spuściła wzrok i zaczęła wpatrywać się w ziemię. - Nie potrafię wyzbyć się tego strachu - rzekła cicho. Kilka samotnych kropli łez rozpoczęło wędrówkę po jej bladej twarzy. - Każdego ranka boję się tego, co przyniesie nowy dzień. Każdego wieczoru boję się, że gdy się obudzę, przestanę być człowiekiem. Ale tak naprawdę… Codziennie, w każdej chwili… Po trosze tracę swoje człowieczeństwo. Przeraża mnie to.
      Zero słuchał w skupieniu. Czekał przez moment, chcąc się upewnić, czy koleżanka doda coś jeszcze. Gdy jednak milczała, przygarnął ją lekko do siebie.
      Aya, chcąc nie chcąc, dobrze poczuła się w ramionach przyjaciela. Dodało jej to otuchy. Była pewna, że jest w tej chwili czerwona jak burak, ale nie obchodziło jej to. Tym razem nie chciała od razu go odepchnąć. Zamknęła po prostu oczy i czekała, aż zupełnie się uspokoi. Serce wciąż jej waliło, ale teraz miała wrażenie, że jej to nie przeszkadza. Miała jednak nadzieję, że chłopak tego nie dostrzeże, co było głupie, bo jako wampir na pewno bez problemu to wyczuwał.
      Powoli odpychała od siebie wszelkie troski. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło. I nie miało to dla niej znaczenia. Kiedy jednak całkiem się już uspokoiła, delikatnie wyswobodziła się z objęcia. Uśmiechnęła się jednak w podzięce.
      - No cóż - powiedziała cicho - czas na trening.

      Kaori dotarła do wyznaczonego wcześniej miejsca. Ichiru jeszcze nie przyszedł, więc oczekując jego nadejścia, dziewczyna usiadła pod jednym z drzew.
      Muszę być silna. Jeśli teraz zawiodę, przegram i nie będę umiała bronić siebie ani innych. Nie mam pojęcia, czym tak naprawdę jest walka… Co będzie, jeśli nie jestem na tyle dobra, by się uczyć? Teraz, kiedy o wszystkim wiem, moim obowiązkiem jest umieć bronić przynajmniej samej siebie. Nie wspomnę już o innych. Nawet Aidō powiedział, że teraz będę podporą dla Ayi.
      Uśmiechnęła się smutno na myśl o chłopaku. W tej chwili lekki powiew wiatru spowodował kołysanie się włosów dziewczyny. Rozpuściła je więc, dając im swobodę ruchu. Nieczęsto to robiła. Zazwyczaj po prostu splatała je gumką. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak urosły, pomyślała, patrząc na kręcone kosmyki opadające na brzuch. Oparła głowę o kolana. Zamknęła oczy. Czuła się dziwnie.
      Nie potrafię godnie pełnić tego stanowiska, skoro jestem dla niej ciężarem. Przez to, że zdradziła mi tajemnicę, jeszcze bardziej musi mnie bronić. Powinnam jej się odwdzięczyć chociaż tą jedną umiejętnością samoobrony! Gdybym była wampirem, pewnie nie byłabym taka bezsilna i żałosna…
      Wiatr zawiał mocniej, przez co dziewczynie zrobiło się chłodno, mimo że dzień był dość ciepły. Nie ruszyła się jednak.
      Koniec! Zachowuję się jak nie ja! Nie zamierzam nawet brać pod uwagę tego, że może mi się nie udać! Zrobię to i tyle! Trzeba być optymistą, tylko takim łatwo się żyje.
      Uśmiechnęła się lekko do samej siebie. W tym momencie kilka centymetrów od jej nóg wylądował z dużym hukiem podłużny kawał drewna. Przestraszona nieco, od razu podniosła wzrok. Przed nią stał Ichiru, który trzymał podobny patyk, co ten rzucony do niej.
      - Pierwsza zasada: zawsze być czujnym - powiedział na powitanie. Blondynka, jeszcze nie do końca oprzytomniona, wpatrywała się w chłopaka.
      To moja szansa! Potrząsnęła głową i podniósłszy kij, wstała.
      - Tak jest! - odpowiedziała z pewnym uśmiechem.
      - No dobrze - rzucił chłopak. Wyglądał na zamyślonego. - Wyglądasz jakoś inaczej.
      - Hm? - Kao nie wiedziała, o co chodzi. Wreszcie zrozumiała. - Aa… Włosy. Przepraszam, zapomniałam je spiąć.
      - Nie szkodzi, ale pamiętaj: podczas walki nic nie może ci przeszkadzać. Chyba nie chcesz przegrać walki przez włosy, które zasłonią ci oczy, co?
      - Oczywiście. Już je spinam.
      Sięgnęła do kieszeni po gumkę i pospiesznie na powrót związała niesforne kosmyki.
      - Możemy zaczynać - oznajmiła kończąc.
      - Dobra. To co wiesz o katanach?
      - Ee… Nic? Znaczy wiesz, samuraje i te rzeczy… - Porzuciła wątek, wiedząc, że tylko się wkopie. Nigdy specjalnie nie uważała na historii. - Ale z tym nie ma problemu - zapewniła prędko. - Z czasem się nauczę.
      - Jesteś pewna siebie, nie sądzisz?
      - To chyba nic złego? - rzuciła przebiegle.
      - Jak chcesz… - Wzruszył ramionami. - W takim razie na dobry początek spróbuj odeprzeć mój atak.
      - Okej - odparła i spróbowała się skupić. Trzymała kij obiema rękoma. - Będziemy walczyć tym? - spytała nieco zdziwiona. Spodziewała się normalnej walki kataną, a nie jakimiś drewnianymi kijkami.
      - Tak. Co prawda to zwykłe kije, a nie bokutō…
      - Bokutō?
      - To takie specjalne drewniane miecze do treningu kenjutsu.
      Spojrzał na dziewczynę. Udawała, że wszystko rozumie, ale niezbyt jej to wychodziło.
      - Nieważne - westchnął. -  Jeśli ci się uda - tu zrobił pauzę, jakby bardzo wątpił w wypowiedziane wcześniej słowa - to wszystko ci wytłumaczę. Gotowa?
      - Tak.
      Trzymała teraz kij z całych sił. Nie wiedziała, co się stanie. Stwierdziła, że przestanie o tym myśleć i postawi na instynkt.
      Błagam, nie zawiedź mnie, poprosiła, koncentrując się.
      Patrzyła uważnie na uniesiony kij kolegi. Chciała przewidzieć jego ruch. Nagle „miecz” zaczął poruszać się z niezwykłą prędkością. Kaori próbowała nadążyć za nim wzrokiem. Kiedy kij zmierzał wprost na nią, odruchowo wyciągnęła z całą siłą ręce w przód i zamknęła oczy. Poczuła uderzenie. Nie ból, a uderzenie. Pospiesznie otworzyła oczy. Udało jej się zablokować ruch przeciwnika, który zresztą patrzył na nią zdumiony. Odepchnął kij i zamierzył się na kolejne uderzenie, tym razem z innej strony. Oszołomiona dziewczyna czym prędzej wyrwała się z zamysłu i zablokowała kolejny ruch kolegi. Ten, lekko zdenerwowany, przymierzył się do trzeciego pchnięcia. Jego ruchy były kilkukrotnie szybsze niż wcześniej. Kao nie nadążała już za torem ruchu kija. Poczuła silny ból w brzuchu. Zakaszlała i zwijając się w kłębek, upadła.
      Czy ja… przegrałam?!
      - Przepraszam… - powiedziała, nie podnosząc wzroku.
      - Ty… - zaczął chłopak, ale Kao mu przerwała.
      - Możemy spróbować jeszcze raz? - spytała pewnie, mimo bólu wstając. W jej oczach można było zobaczyć, jak wielką determinacją się kieruje.
      - Słucham? - zapytał bardzo zaskoczony. - Oszalałaś?
      - Nie. Po prostu chcę pokazać, że tym razem mi się uda.
      - Tego nie da się uniknąć. Nie na twoim poziomie - odparł ściszonym głosem.
      - Ale chcę spróbować! - krzyknęła gniewnie, ściskając swoją broń w brudnej od ziemi dłoni. Nie mogła się teraz poddać. Musiała nauczyć się walczyć, musiała!
      - Bardzo proszę - rzucił i wykonał kilka ciosów. Tym razem dziewczyna upadła po piątym ruchu.
      - Jeszcze raz! - naciskała, cały czas się podnosząc.
      - Daj sobie spokój! - krzyknął zdenerwowany Ichiru. - Po kolejnym ciosie nie wstaniesz!
      - Możliwe - powiedziała, uśmiechając się z trudem, ale szeroko. - Jednak… bez ryzyka nie ma życia. Ja muszę się uczyć. Chcę umieć bronić siebie i swoich bliskich. Ty też powinieneś… - dodała.
      - Słucham?
      - Nic… - szepnęła. - To jak? Jeszcze raz? - spytała z nawet większym zdecydowaniem niż poprzednio.
      - Ech… Ale żeby potem nie było na mnie - dopowiedział znudzonym tonem, leniwie obracając kijem w powietrzu.
      - Tak jest!

      Kolejna próba spełzła na niczym. Za żadne skarby świata ogień nie chciał podporządkować się woli Ayi. Zdenerwowana tupnęła nogą, zupełnie jak nadąsane dziecko.
      - Spokojnie, po co te nerwy? - zaśmiał się Zero. Siedział pod drzewem i obserwował zmagania koleżanki. - Spróbuj jeszcze raz.
      - To na nic! - zawołała z rozdrażnieniem. Miała wręcz ochotę wyć z irytacji. Nie znosiła, gdy coś jej się nie udawało. Była perfekcjonistką. Z wodą potrafiła zrobić wszystko, co tylko chciała, a to? Żarty jakieś! - Ogień jest całkowitym przeciwieństwem wody. Ona jest cicha i spokojna, a on dziki, nieprzewidywalny i nieokrzesany! Nie potrafię nad nim zapanować!
      - W końcu się nauczysz. W końcu trening czyni mistrza, czyż nie?
      - Jasne. Może sam spróbuj - rzuciła z przekąsem.
      - Chętnie. Szkoda tylko, że to niemożliwe - odparł, rozbawiony odrobinę irytacją przyjaciółki. Nieczęsto miał okazję oglądać ją w takim stanie. Przypominała dziecko, co uważał za naprawdę ciekawe. W końcu znał ją dopiero od jakichś czterech miesięcy, nie widział jej jako dzieciaka.
      - Co cię tak bawi? - zapytała.
      - Nic - odpowiedział, siląc się na powagę. - Powiedz… Jak wyglądały twoje początki w manipulowaniu wodą?
      - Hm… - Zdziwiła się tym pytaniem.                                                                      
      - Od razu potrafiłaś ją kontrolować?
      - Może nie od razu… To znaczy… W wieku jedenastu lat przez przypadek odkryłam tę moc. Jako dzieciakowi sprawiło mi to wielką frajdę, choć oczywiście byłam tym też na swój sposób przerażona. Ale ponieważ zawsze kochałam wodę, nauczenie się kontroli nad nią przyszło mi z łatwością. To było takie… naturalne. Woda… Jeśli przyrównać ją do człowieka, miałaby ona charakter podobny do mojego. Ogień jest całkiem inny. Zapewne taka Kao nie miałaby większych trudności z opanowaniem podobnych umiejętności…
      - Charakter, powiadasz… - mamrotał pod nosem chłopak, zastanawiając się nad czymś. - Hm, skoro tak sprawa wygląda… Może podczas kontrolowania ognia powinnaś stać się taka jak on sam? „Dzika” i „nieokrzesana”.
      - Niby w jaki sposób?
      - Nie wiem. W myślach, w wyobraźni. Mam wrażenie, że jesteś na swój sposób „połączona” z wodą. Spraw więc, by podobna więź wytworzyła się między tobą a ogniem.
      - Ale nie lubię ognia - nadąsała się. - Jest nieprzewidywalny i źle mi się kojarzy.
      - To znaczy?
      - Jako przeciwieństwo wody, którą kocham… - zaczęła wyliczać.
      - A ty i twoja siostra? Jesteście całkiem inne, a mimo to świetnie się dogadujecie - rzekł prefekt.
      Racja, to podobna sytuacja… Aya zdziwiła się nieco spostrzeżeniem przyjaciela.
      - Ale może siać zniszczenie. Pożary i te rzeczy…
      - A woda i powodzie czy tsunami?
      - Kojarzy mi się z wojnami, bólem i cierpieniem… - kontynuowała niezdecydowanym głosem.
      - Innym z kolei z czymś dobrym, ciepłym. Wiesz - domowe ognisko, miłość i te rzeczy - zaoponował. To wszystko bzdety, ale każda metoda będzie dobra.
      Aya stała przez moment i zastanawiała się nad słowami, które wypowiedział Zero. Miał rację. Zarówno jeden, jak i drugi żywioł miał zalety i wady. Ponadto mógł się różnie kojarzyć. Kaori pewnie też znalazłaby niejeden pozytyw w „charakterze” ognia.
      Skinęła głową.
      - Rozumiem.
      Powróciła do treningu. Skupiła się na pozytywnych cechach ognia. Pozwoliła, by wypełniło ją przyjemne ciepło. Przymknęła na chwilę oczy i zacisnęła pięść. Gdy uniosła powieki, a dłoń została rozwarta, nad nią kołysał się cieplutki płomień, niczym płomyk nadziei. Nie miał w sobie nic ze zła. To był tylko i wyłącznie JEJ płomień.
      Uśmiechnęła się.
      Dopiero teraz, gdy wreszcie zrozumiała istotę ognia, mogła przejść do prawdziwych ćwiczeń.

      - A nie mówiłem? - rzucił lekko zdenerwowany Ichiru, patrząc na blondynkę znów leżącą na ziemi. Była bardzo brudna i zmęczona. Nie miała siły wstać. Po kilkunastu ruchach oberwała w udo.
      - Może… spróbujemy jeszcze raz? - wypowiedziała z trudem.
      - Żartujesz?
      - Nie. Tym razem mi się uda… - rzekła, próbując wstać. Jednak na marne. Po chwili upadła. Ból w nodze i brzuchu może nie był wielki, ale utrudniał poruszanie się.
      - Już koniec. Uspokój się - nakazał chłopak i podszedł do Kao, wyciągając ku niej rękę. Ta odepchnęła ją natychmiast.
      - Dam radę sama! To nie koniec - upierała się.
      - Dla mnie koniec. Jeśli nie chcesz usłyszeć odpowiedzi, trudno, wrócę sam.
      - A co miałabym od ciebie usłyszeć? - szepnęła z bólem. - Że jestem głupia i uparta, i…
      - To akurat prawda - wtrącił. - Jednak…
      - I nie nadaję się na…
      - … dalsze ćwiczenia? Tak, masz rację. Jesteś totalnie wykończona. Porządny trening możemy zacząć dopiero wtedy, gdy dojdziesz do siebie - dodał z uśmiechem, patrząc na totalnie zdziwioną koleżankę.
      - Co… Co ty powiedziałeś? - spytała z niedowierzaniem.
      - Że zacznę cię trenować, gdy wydobrzejesz. Pewnie za jakieś dwa dni. To zależy od tego,  jak twoje ciało poradzi sobie z bólem mięśni.
      - Proszę, nie żartuj sobie w ten sposób. To nic fajnego być przegranym.
      Po tych słowach chłopak spuścił wzrok.
      - Masz rację… - burknął i podnosząc głowę, dodał radośnie: - Jednak ty nim nie jesteś. Nie widziałem jeszcze osoby, która za pierwszym razem tak dobrze by sobie poradziła. Na dodatek twoja determinacja i upór, mimo że są głupie i denerwujące, przydadzą się w walce. Dlatego stwierdziłem, że mogę cię trenować. Coś myślę, że szybko staniesz się dobrą… wojowniczką? - Zaśmiał się i ponownie wyciągnął rękę ku dziewczynie. Tym razem podała mu swoją. Chłopak podniósł Kao. Cały czas pomagał jej rękoma utrzymać się w pionie.
      - Naprawdę tak myślisz? - spytała z zaszklonymi oczyma.
      - Oczywiście. Po co inaczej miałbym ci to mówić?
      - Dziękuję! - powiedziała i mimo bolących kończyn, mocno wtuliła się w kolegę. W przeciwieństwie do Ayi, nie miała większych oporów przed obejmowaniem kogokolwiek. Przy Ichiru spinała się tylko wtedy, gdy przypominała sobie, jak w nocy polazła samotnie do jego pokoju. - Dziękuję… - dodała jeszcze szeptem.
      - Tylko nie spoczywaj na laurach. To, że cię pochwaliłem, nie znaczy, że potem czeka cię sielanka - oznajmił, gdy Kao uwolniła uścisk.
      - Tak jest! - krzyknęła wesoło. - Jutro bierzemy się ostro do roboty!
      - Nie wiem, czy jutro dasz radę.
      - Spokojnie. Dziś porządnie się wyśpię i będzie dobrze.
      - Skoro tak twierdzisz…
      - Wracamy? - spytała, wciąż podtrzymywana przez kolegę.
      - Tak. Zaczyna się ściemniać. Dziś już nic nie wykombinujemy - powiedział i schylił się, aby podnieść kije z ziemi. Podał jeden z nich dziewczynie. - Od teraz to twój kompan. Taki przyjaciel. Jeśli będziesz żyła z nim w zgodzie, obroni cię przed wrogami.
      - I kiedy już będę umiała „żyć z nim w zgodzie”, to sama stanę się kompanem dla moich bliskich, tak?
      - Można to tak ująć - stwierdził Ichiru z lekkim uśmiechem.
      - Świetnie! - ucieszyła się Kaori. - Już niedługo będę umiała ich obronić.
      Chłopak znowu spuścił wzrok, a blondynka, zauważywszy to, dodała:
      - Nie martw się - powiedziała, zniżając się i zaglądając chłopakowi prosto w oczy, które po części zasłonięte były włosami. - Ciebie też obronię, kiedy będzie trzeba - dokończyła, szczerze się do niego uśmiechając. Spojrzał na nią i nic nie mówiąc, po prostu odwzajemnił uśmiech.
      Po chwili w milczeniu ruszyli w stronę dormitoriów. Kaori kulała, ale szła, podtrzymując się ramion młodszego z bliźniaków. Zatrzymali się przed akademikiem dziewczyn.
      - Tam chyba nie możesz wejść? - spytała dziewczyna, puszczając kolegę.
      - Uhm. Tak mi się wydaje.
      - Dobrze. Dam sobie radę sama - rzekła i powoli ruszyła w stronę schodów. Kiedy zaczęła wchodzić na pierwsze stopnie, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zdążyła jednak na czas złapać się balustrady i powstrzymała się przed upadkiem. Już chciała iść dalej, kiedy poczuła na sobie czyjeś dłonie.
      - W sumie to ty weszłaś raz do mojego dormitorium, więc nie powinno mi się nic stać, jeśli ja raz wejdę do twojego - rzucił Ichiru i wziął Kaori na ręce.
      - Czekaj! Co ty robisz?! - krzyknęła zszokowana.
      - Pomagam ci dojść na górę.
      Nie przyjmując dalszych sprzeciwów, ruszył po schodach.
      - To tu - oznajmiła dziewczyna, gdy doszli na drugie piętro. Ichiru skręcił w korytarz i im oczom ukazały się Mio i Nio.
      - Kao-san! - krzyknęła przerażona Nio.
      - Co się stało?! - dopowiedziała Mio.
      - Ee… - zaczęła speszona Kao. - Nic takiego.
      - To ja już sobie pójdę - mruknął pospiesznie Ichiru, widząc zdziwienie dziewczyn patrzących w jego stronę. Postawił Kaori na ziemi. - Zaopiekujcie się nią. Na razie - rzucił i ruszył w stronę klatki schodowej.
      - Czekaj! Wyjaśnij nam to! - usłyszał jeszcze głosy zadziwionych koleżanek Kao, ale nie odwrócił się już.
      - Spokojnie. Wszystko w porządku. - Odwróciła się jeszcze w stronę schodów. - Do zobaczenia - szepnęła niedosłyszalnie. I… Dziękuję.  - No, wszystko już pod kontrolą. Lecę do siebie.
      - Przecież ty… - zaczęła Mio.
      - Jutro o tym pogadamy! - krzyknęła Kao i, wciąż kulejąc, pospiesznie udała się do swojego pokoju. Gdy weszła, prędko zamknęła drzwi. Zapaliła światło, aby coś widzieć. Pokój był pusty. Ayi nie ma… To dobrze. Może zdążę się wykąpać, przebrać i położyć, zanim wróci?, pomyślała i czym prędzej zabrała się za te czynności. Już niedługo będę umiała się bronić! Uśmiechnęła się do siebie.

      - Zmęczona?
      - O tak!
      Aya i Zero usiedli pod jednym z drzew.
      Dziewczyna była wykończona, ale zadowolona. Wstąpiła w nią pewność siebie - wiedziała, że od teraz ogień zawsze będzie jej słuchał, że nie wymknie się już więcej spod kontroli. Uspokoiło ją to.
      Dopiero co świat się walił, a teraz nagle wszystko się wyprostowało, zauważyła. Cieszę się.
      Tak było w istocie. Jednak mimo wszystko strach nie opuszczał jej prawie w ogóle. Strach przed tym, co dopiero nastąpi.
      - Hej, a co z tymi błyskawicami? - zagadnął chłopak.
      - Hm, sama nie wiem. Nie potrafię ich użyć, właściwie to nie czuję nawet, że mam moc tego rodzaju. Może Kao-chan się przewidziało…
      - Może.
      Przez chwilę milczeli.
      - Zrobiło się już ciemno - rzekł w pewnym momencie prefekt.
      - Ups! Nawet nie zauważyłam, a Kao pewnie się niepokoi…
      Aya poderwała się szybko, lecz niechętnie.
      - Trzeba wracać - powiedziała.
      - Ech - westchnął Kiryū i podniósł się z ziemi.
      - Idziesz na patrol?
      - Chyba muszę. Mam tego dość.
      - Nie dziwię się. Ale z drugiej strony… Kto inny miałby pełnić funkcje prefektów jak nie ty i Yūki?
      - Heh, wcześniej nie było innej możliwości, ale jak się nad tym zastanowić, ten wielki sekret nie jest już taki wielki, więc dyrektor mógłby cię zwerbować.
      - CHA, CHA. Bardzo śmieszne.
      - No wiesz, Yūki i mnie byłoby to na rękę - zaśmiał się lekko.
      - Egoista!
      Przez jakiś czas szli w milczeniu, jak to mieli w zwyczaju.
      - A tak w ogóle… Co tam u Yūki? Ostatnio w ogóle z nią nie rozmawiałam - przyznała Aya. Nie żeby jej tego brakowało. Daleko im było do bliskich koleżanek. Po prostu dzieliły pewne sekrety, to jedyne, co je łączyło.
      - Raczej niewesoło się ma - odparł Zero. - Wciąż dręczy ją ta jej przeszłość. A gdy próbuje sobie coś przypomnieć, ma jakieś omamy czy coś… Przez to jest przestraszona i zdenerwowana.
      - Wspierasz ją?
      - Staram się. Na swój sposób. Wiesz, jak to jest.
      - Ech - westchnęła Aya.
      - Co?
      - No nic, nic. Ale wiesz, jak się postarasz, naprawdę możesz podnieść człowieka na duchu - stwierdziła z uśmiechem.
      - Jasne…
      Znów zapadła cisza.
      - A właśnie! Jak zareagowała twoja siostrzyczka, gdy wyjawiłaś jej, że się pogodziliśmy? - zapytał Zero.
      - Ee… Poleciała załatwić swoje sprawy.
      - To znaczy?
      - Aidō - odpowiedziała krótko.
      - Aha. No to nieźle. I jak się to skończyło?
      - Są przyjaciółmi - mruknęła.
      - To sobie przyjaciół wybrała. Z drugiej strony, ty masz nie lepszego, co nie?
      - A co to ma być? Zbyt niska samoocena?
      - Prawda - skwitował krótko. - A jak tam jej się układa z… z Ichiru?
      - Dobrze, niestety - odparła. Uznała, że czas wejść w temat bliźniaków. - A ty? Rozmawiałeś z bratem?
      - Poniekąd. Właściwie trudno to nazwać rozmową… Czasem trochę się nawzajem powkurzamy - rzekł. - Ciekaw jestem, co planuje. W jaki sposób chce dokonać zemsty.
      - A może wcale nie chce się mścić? - spytała cicho Aya. - Może tak naprawdę pragnie się z tobą pogodzić, ale nie umie uczynić pierwszego kroku w kierunku pojednania?
      - Żartujesz? On mnie nienawidzi. A ja jego.
      Po prawdzie nie usłyszała w jego głosie przekonania.
      - Nie mów tak. Nie można nienawidzić rodzeństwa! Nawet jeśli ci się tak wydaje, jestem pewna, że w głębi serca bardzo go kochasz i chcesz się z nim pogodzić. - Uśmiechnęła się.
      - Cwaniara. To wcale nie jest takie proste. To nie tak, jak u ciebie.
      - Masz rację, u mnie było ciężej, bo nie jesteśmy z Kao nawet spokrewnione. A tobie trudno dogadać się z bliźniakiem! Nie rozśmieszaj mnie.
      - Zamierzasz mnie zdenerwować?
      - Nie bardzo - przyznała. - Ale powiedz, nie chciałbyś mieć znów rodzeństwa?
      - Tak jakby mam. Yūki jest jak irytująca młodsza siostra.
      - Siostra? - zdziwiła się Aya.
      - A kto? Siostra, przyjaciółka… Co za różnica?
      Niedbale wzruszył ramionami.
      - Ech, pewnie żadna. Nieważne. Zmykam. Dobranoc! - rzuciła Aya i nie czekając na odpowiedź, prędko udała się do akademika.




Kolejny rozdział ->




***
      Cześć!
      SUZU-CHAN, JESZCZE RAZ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN! <3
      „Treningi” dedykuję Oleenie i Suzu, dziękuję za odwiedziny i komentarze! Podziękowania również dla Kiran i Suzu (znowu xD) za komentarze na Wattpadzie oraz dla wszystkich, którzy opatrują te rozdziały gwiazdkami (też na Wattpadzie)! :*
      Do następnego (nie wiadomo kiedy, bo nic jeszcze nie ma L)!