Strony

poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: Epilog - "Prolog"


       Biegła już tak długo, że na jej czole perlił się pot, a nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Zacisnęła jednak zęby i gnała dalej, nie rozglądając się na boki ani za siebie. Nie wiedziała, gdzie jest ani przed kim ucieka. Jej głowę nawiedziła pustka przerywana jedynie słowami: „Biegnij!”, „Uciekaj!”, „Szybciej!”.
       Miała wrażenie, że ten korytarz ciągnie się w nieskończoność. Jej oczy przywykły już do wszechobecnej ciemności, dlatego zdziwiła się, gdy w oddali zauważyła światło. Wykrzesała z siebie resztki sił i przyspieszyła.
       Wpadła do niewielkiego pokoju, zdecydowanie wyglądającego na dziecięcy. Przez okna wpadała księżycowa poświata - to ona sprawiła, że pomieszczenie zdawało się być miejscem przesyconym magią.
       Dziewczyna w panice rozejrzała się dookoła, szukając dobrej kryjówki. Nic takiego nie znalazła.
       Kiedy jednak jej wzrok padł na skrawek nieoświetlonej ziemi, zamarła z wybałuszonymi oczyma barwy nieba. Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle.
       Na podłodze leżał niesamowicie przystojny i najprawdopodobniej jeden z najsilniejszych znanych jej wampirów. Wyglądał zaskakująco spokojnie - i gdyby nie fakt, że czarna koszula, w którą był odziany, była poszarpana i przesiąknięta krwią napływającą do rany w klatce piersiowej, a jego oczy otwarte, można by śmiało pomyśleć, że młodzieniec tylko śpi.
       Przerażona i zaszokowana, powoli zbliżyła się do nieboszczyka. Drżące nogi nie były już w stanie utrzymać dłużej jej ciężaru, więc nastolatka upadła na kolana. Jak w transie zaczęła przyglądać się ciału.
       Chłopak był tak samo blady jak zawsze, emanował dostojnością i potęgą, ale jego oczy, w których zwykle dostrzec można było albo iskierki radości, albo melancholię, oczy, które zawsze oszałamiały ją swoim niezwykłym kolorytem, teraz zdawały się puste i martwe.
       Dygocząc niesamowicie i płacząc, dziewczyna dopiero po chwili zauważyła, że wzrok wampira jest skupiony na określonym punkcie. Podążając za jego spojrzeniem, spostrzegła, że owym punktem jest niewielka, porcelanowa lalka o jasnych, kręconych lokach, odziana w pełną falbanek krwistoczerwoną sukienkę.
       Nagle poczuła się obserwowana jeszcze mocniej niż chwilę wcześniej. Uczucie strachu nasiliło się.
       Szybko odwróciła głowę, by znów przyjrzeć się młodzieńcowi.
       Nie zdążyła tego zrobić, bo jego ciało obróciło się w błyszczący pył, który teraz zdawał się wisieć w powietrzu.
***
       Obudziła się, gwałtownie siadając na łóżku i zachłystując się powietrzem. Serce waliło jej jak oszalałe. Wzrok miała zamglony i dopiero po chwili zorientowała się, że płacze.
       Drżąc, rozejrzała się po pokoju. Jej współlokatorka, Iness Namiya, spała spokojnie, pochrapując cicho. Niesforne brązowe włosy okalały jej twarz. Przewróciła się właśnie na drugi bok i wymruczała coś przez sen.
       Niebieskooka czym prędzej wyślizgnęła się spod kołdry, wcisnęła stopy w pierwsze lepsze buty i nie bacząc na to, że na sobie ma tylko krótkie spodenki i T-shirt, w których zwykła spać, a na dworze szalała właśnie majowa burza, wybiegła z pokoju. Szybko pokonała niedługi korytarz i schody, by zaraz potem opuścić żeński akademik i migiem skierować się ku męskiemu.
       Od kiedy tylko pamiętała, zawsze, gdy miała zły sen albo czegoś się bała, szła do niego. Był jej ostoją i pocieszeniem. Od zawsze i na zawsze.
       Jemu też zdarzało się mieć koszmar. Wtedy przemykał do jej pokoju, by położyć się przy niej i móc ją przytulić, jakby do tego właśnie była stworzona. Jakby była dziecięcym pluszakiem, któremu ci, którzy nie mieli drugiej połówki, wyznawali swoje największe sekrety albo opowiadali o złym śnie, który chcieli jak najprędzej wyprzeć z pamięci.
       Nie zwracała uwagi na przerażający świst wiatru, pioruny rozświetlające co rusz nocne niebo ani zimne krople deszczu spływające jej po karku. Chciała tylko jak najszybciej dostać się do niego - tego, który jako jedyny mógł jej teraz pomóc pozbyć się lęku.
       Wpadła do dormitorium chłopców i jak cień przemknęła po schodach na pierwsze piętro. Skręciła w prawo i nim zdążyła postawić pierwszy krok w kierunku pokoju, który był jej celem, jego drzwi otworzyły się.
       Najpierw ujrzała jego szarą czuprynę lekko poskręcanych włosów. Wyszedł na korytarz i pozwolił jej dobiec do siebie i rzucić mu się w ramiona.
       - Hanashi - wyszeptał jej do ucha, jedną ręką ją przytulając, a drugą głaszcząc uspokajająco jej głowę. - Już dobrze.
       - U-uhm - wychlipała tylko, podnosząc głowę i wlepiając wzrok w jego oczy dokładnie takiej samej barwy co jej własne.
       - Wejdźmy lepiej do środka - zaproponował. - Zanim ktoś się obudzi i na nas naskarży - wymruczał słodko, puszczając do niej oko.
       Zgodziła się.
       Weszli do ciepłego pomieszczenia. Hanashi klapnęła na podłogę i zwiesiła głowę. Choć nie pamiętała, co dokładnie się jej śniło, wiedziała doskonale, że było to coś strasznego i dlatego cały czas była bardzo roztrzęsiona.
       Drgnęła lekko, gdy poczuła, że młodszy brat delikatnie wyciera jej mokre włosy ręcznikiem. Spojrzała na niego i pociągnęła nosem.
       - Mogę u ciebie zostać, co nie, Kei? - zapytała niewinnym głosikiem.
       - Po co się pytasz, skoro znasz odpowiedź? - odpowiedział pytaniem, przymykając na chwilę powieki i uśmiechając się łagodnie.
       Zarzuciła mu ręce za szyję i przytuliła tak, jakby nie miała już zamiaru go puścić.
***
       - Zrobisz jeszcze jeden krok, a sprawię, iż pożałujesz, że się urodziłaś - wysyczała pozornie słodkim tonem Hanashi, przyklejając przy tym na twarz złowieszczy uśmieszek. Jej oczy, ciskające w tej chwili gromy, odstraszyły potencjalne „łamaczki prawa”. Chcąc podkreślić na wszelki wypadek swoją pozycję, poprawiła na prawym ramieniu opaskę prefekta. Przerażone na swój sposób koleżanki cofnęły się szybko ze strwożonymi minami.
       Po przeciwnej stronie drogi Kei spokojnie konwersował z kilkoma fankami. Dziewczęta, zachwycone jego podejściem, nawet nie pomyślały o tym, by przeszkadzać mu w pracy, łamiąc jakiekolwiek reguły ustalone przez dyrektora. Po chwili do grupki podeszli też chłopcy, którzy adorowali piękne panie z drugiego wydziału.
       Młodzież przerwała pogawędkę dopiero wtedy, gdy masywne, drewniane wrota powoli zaczęły się otwierać. Właściwie nikt nigdy nie zastanawiał się, jakim cudem brama otwiera się z taką lekkością i zdaje się, że robi to sama z siebie. Tylko nieliczne osoby znały prawdę.
       Większość zgromadzonych wstrzymała oddech. Hanashi z nerwowym entuzjazmem zaczęła przystępować z nogi na nogę. Kei w dalszym ciągu zachowywał niczym niezmącony spokój i z delikatnym uśmiechem lustrował otoczenie.
       - Pamiętaj, co mówiłam, Sachi-san - warknęła szarowłosa w stronę wychylającej się odrobinę uczennicy. - Ja nie żartuję - dodała jeszcze, przymykając oczy i uśmiechając się złośliwie, ale nawet się nie odwracając. Bezustannie wpatrywała się już we wrota.
       Gdy zauważyła pierwsze przechodzące przez nie osoby odziane w białe mundurki, jej twarz natychmiast się rozjaśniła, oczy zabłysły, a policzki w uroczy sposób się zarumieniły.
       - Mari-chan! - krzyknęła wesoło.
       Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu i, nie zważając dosłownie na nikogo, pobiegła w stronę uczniów Nocnej Klasy, a dokładniej ku ślicznej brunetce. Rzuciła jej się na szyję, cmokając ją w policzek i przytulając z całych sił. Młodsza dziewczyna zaśmiała się lekko i delikatnie odwzajemniła wyrazy miłości kuzynki.
       Minęło ładnych parę sekund, zanim pani prefekt Dziennej Klasy oderwała się od wiceprzewodniczącej Nocnego Wydziału. Spojrzała w jej głębokie, lawendowe oczy i tak zachwyciła się tym widokiem, że zaczęła tulić się do jej ramienia niczym kot łaszący się do swego pana. W trakcie owej czynności kątem oka zauważyła „dziewczynę swojego chłopaka”, jak zwykła zwać Kiran Takamiyę Hanashi.
       Zmrużyła oczy i zlustrowała ją gniewnym spojrzeniem. Starsza o rok dziewczyna tego jednak nie zauważyła, z subtelnym uśmiechem wpatrywała się bowiem w Keia. Miała dość długie, ciemnorude włosy i zielone oczy. Wzrostem przewyższała Hanashi, co bardzo ją irytowało, bo oznaczało to, że „ma bliżej do Keia”.
       - Myślałam, że zakopałyście topór wojenny - wyszeptała jej do ucha blada piękność.
       Niebieskooka z nietęgą miną przeniosła wzrok na piętnastoletnią Mariko.
       - Niby tak - wybąkała. - Ale przy tobie mogę chyba sobie ponarzekać, co? Yaay, kocham cię! - rzekła, widząc, że kuzynka ją rozumie, choć osobiście nic do Kiran nie miała. Ponownie zarzuciła jej ręce za szyję i zaczęła tulić ją od nowa. Nikogo to nie dziwiło, bo takie rzeczy były w Akademii Kurosu na porządku dziennym. Podczas wymiany pani prefekt, Hanashi Kiryuu, zawsze obdarzała wampirzycę niepohamowaną miłością. Gdy, nie daj Boże, któryś z uczniów odważył się wtedy na złamanie któregokolwiek z przepisów, jedno groźne spojrzenie wystarczało, by delikwent nagle zamknął się w sobie i odszedł w cień.
       Przytulając kuzynkę i zarazem najlepszą przyjaciółkę, jej wzrok napotkał osobę, przy której jej serce za każdym razem natychmiast przyspieszało.
       - Hana-chan, znowu? - zachichotała Mariko, słysząc doskonale nienaturalny rytm bicia serca szesnastolatki. Odkleiła ją od siebie, by ta tradycyjnie mogła pokłonić się szaleńczo przystojnemu przewodniczącemu Księżycowego Akademika.
       Hanashi rzeczywiście to uczyniła. Speszona i zarumieniona, skłoniła mu się dość nisko. Powracając do swobodnej pozycji, rzuciła mu zalotny uśmiech, zatapiając wzrok w jego cudnych oczach mieniących się wszystkimi możliwymi dla oczu barwami. Młodzieniec odwzajemnił uśmiech - choć ten był zdecydowanie przyjacielski.
       - SUZAKU-SENPAI! - rozwrzeszczały się fanki księcia, zaczynając wiwatować jakby były co najmniej obserwatorkami pochodu królewskiego.
       - IDOL-SENPAI! - krzyknęły inne na widok uśmiechniętego od ucha do ucha niebieskookiego blondyna.
       - SHUUSEI-SENPAI! - wołały kolejne, gdy tylko ujrzały spokojnego szatyna.
       Shoutou odwrócił się od Hanashi, by z obezwładniającym uśmiechem pomachać przyjaźnie swoim fankom, co jak zwykle doprowadziło zainteresowaną do szewskiej pasji. Zdenerwowana zacisnęła usta i obrażona niechętnie odwróciła wzrok od kasztanowowłosego.
       - Hana-chan - upomniała ją Mariko.
       - Wiem, wiem - odburknęła dziewczyna, mając przy tym minę naburmuszonego dziecka.
       W tej chwili do siostry bliźniaczki i kuzynki podszedł Kei. Hanashi bardzo to ucieszyło, bo oznaczało to ni mniej, ni więcej jak to, że chłopak - przynajmniej tymczasowo - stracił zainteresowanie Kiran. Szesnastolatka zagarnęła do siebie ukochane osoby i zaczęła się do nich tulić. I to zebranych wokół w ogóle nie dziwiło. Przywykli.
       W tym samym momencie Aidou jak co dzień prawił komplementy swoim wiernym fankom, śmiejąc się przy tym radośnie i „strzelając” do wybranych dziewcząt, które, porażone „pociskiem jego potencjalnej miłości”… najczęściej mdlały.
       Namizawa jako jedyny z „Wielkiej Trójcy” wydawał się speszony całą tą sytuacją. Uśmiechał się więc tylko delikatnie, rzucił jedno czy dwa spojrzenia w kierunku swoich wielbicielek, a następnie tracił nimi zainteresowanie i skupiał się na Marii Kurenai, swojej oficjalnej dziewczynie. Choć jego fanki doskonale wiedziały, że chłopak jest zajęty, wciąż nie traciły nadziei na dobrą dla siebie passę.
       Inni przedstawiciele płci męskiej z Nocnej Klasy też mieli wiele fanek, niemniej jednak ich liczba nie równała się z ilością dziewcząt wielbiących chłopców z „Wielkiej Trójcy”. Wśród tego wydziału wielu adoratorów miały też co poniektóre panie. Choć prym wiodły wiecznie tajemnicze Mariko Hiou i Megumi Hori, z reguły ich wielbiciele bali się wyznać im swoje uczucia. Niemniej jednak uwielbiali pochłaniać je wzrokiem od stóp do głów. Co do brunetki, byli zaintrygowani tym, że ta „bogini”, zdająca się mieć morze sekretów, jest tak bardzo przywiązana do bliźniąt-prefektów. Co się zaś tyczy drugiej dziewczyny, białowłosej arystokratki o jasnofiołkowych oczach, większość chłopców bała się w jakikolwiek sposób ją zranić czy przestraszyć, tak bardzo delikatna i wrażliwa się zdawała.
       Na drugim miejscu stały niezmiennie Suzue Namizawa, młodsza siostra Shuuseia z „Wielkiej Trójcy”, oraz Maria Kurenai. Obie były niesamowicie urocze, choć każda na inny sposób. Szarowłosa wprost ociekała swoją słodyczą, z kolei szatynka nieustannie była skromna i nieco speszona. Pech ich fanów polegał na tym, że obie były już zajęte.
       Z kolei chłopcy, którzy nie gustowali w takich delikatnych i niewinnych dziewczętach, zwracali swe oczy ku jednym z najmłodszych przedstawicielek Nocnego Wydziału - Evie Shiro i Kanade Tachibanie. Obie wyglądały co najwyżej na piętnastolatki, choć co poniektórzy doskonale wiedzieli, że pozory mylą, i były długowłosymi brunetkami - u zielonookiej Evy jednak gdzieniegdzie czerń poprzetykana była fioletowymi pasemkami. Okazała się też nieco wyższa od Kanade - choć żadna z nich nie należała do niskich - i zdecydowanie lubowała się w kolczykach - miała jeden w wardze i po kilka w uszach. Ponadto na szyi zawsze nosiła jedną ze swoich obróżek, najprawdopodobniej nie mogąc się z nią rozstać choćby na moment. Z kolei niebieskooka Tachibana kojarzona była zawsze ze swoim krzyżykiem z rubinowym oczkiem, wiszącym nieustannie na jej szyi, którym zwykła się czasami bawić. Dziewczęta były nierozłączne i właściwie nikomu z Dziennej Klasy nie udało się jeszcze dotrzeć do nich bliżej.
       Niektórzy interesowali się też jedynym chyba tak wyraźnym spośród Nocnej Klasy typem imprezowiczki - Narinn Ashidą. Była to wysoka dziewczyna o długich, kręconych, brązowych włosach i niebieskich oczach. Powszechnie wiadomo było, iż korzystała z każdej okazji, by się zabawić.
       Zamieszanie trwało jeszcze przez jakiś czas, aż wreszcie Nocna Klasa zniknęła za zakrętem, kierując się ku budynkowi szkolnemu. Uczniowie poczęli się rozchodzić.
       Iness tradycyjnie podbiegła w podskokach do Hanashi i zajęła ją rozmową - z początku błahą, która jednak jak zwykle przerodziła się w końcu w zastanawianie się nad istotą ludzkiej egzystencji. Namiya zdecydowanie była osobą bardzo oryginalną, ale przy tym naprawdę inteligentną. To były cechy, które pozwoliły jej mocno zakolegować się z panią prefekt.
       Dołączyła do nich jeszcze Juria Kajahara, przyjaciółka z pokoju obok i zarazem koleżanka z klasy. Ona też należała do grupy indywidualistów. Średniej długości włosy przefarbowała niedawno na kolor, który trudno było określić - coś pomiędzy pewnym odcieniem zieleni i błękitu, miała ciemnoniebieskie oczy i przepadała zarówno za dodatkami w stylu koronek, ćwieków i chodzeniem w glanach, jak i za luźnymi bluzkami - najlepiej męskimi.
       W tym czasie Kei podszedł do Kiran i obdarzył ją subtelnym całusem. Dziewczyna zachichotała, ujęła jego dłoń i poprowadziła w kierunku dormitoriów - głównie po to, by zejść z widoku bliźniaczce swojego chłopaka, bezustannie o nią zazdrosnej.
       Hana odprowadziła brata i jego wybrankę wzrokiem i prychnęła.
       - Nie martw się, kiedyś coś na nią wymyślimy - rzuciła wyszczerzona Iness, na co Juri, szczerząc zęby w uśmiechu, energicznie pokiwała głową.
       Wszystkie trzy jak na zawołanie wybuchły niepohamowanym śmiechem.
***
       Mariko westchnęła po raz kolejny, opierając podbródek na ręce i wpatrując się bynajmniej nie w nauczyciela, ale w nocne niebo za oknem.
       - Co tak ciągle wzdychasz? - zapytał siedzący tuż za nią Suzaku.
       - Nudzi mi się - odparła, nie odwracając się.
       Niemal poczuła, że w tym momencie przewodniczący Księżycowego Akademika wzruszył ramionami i uśmiechnął się pod nosem.
       - Szkołę stworzono właśnie po to, by się w niej nudzić - rzucił, wyszczerzając zęby.
       - Więc po co zgodziłeś się na to, by uczestniczyć w tym cyrku?
       - Bo mnie to interesuje - odparł. - A poza tym, ktoś musi cię pilnować.
       Tym razem dziewczyna odwróciła się już i przeszyła go zirytowanym spojrzeniem.
       - No co? - zapytał, uśmiechając się przy tym. - Kimże byłby rycerz niebroniący potomkini swej księżniczki?
       Choć na jego twarzy wciąż widniał uśmiech, Mariko doskonale wiedziała, że młodzieniec po raz kolejny przeżywa swoją nieszczęśliwą miłość. Nie mogła się nadziwić, jakim cudem trwała ona już tyle lat i wciąż się nie wypalała. Wydawało jej się to niesamowite i co najmniej smutne. Co innego trwać w miłości spełnionej, a co innego wciąż i wciąż kochać kogoś, kto jest zajęty. I ma córkę.
       Zmieniła swój wyraz twarzy na dużo łagodniejszy.
       - Suzaku, wiem, że się powtarzam, ale czy Hana-chan naprawdę nie ma u ciebie żadnych szans? - spytała cicho. Rozmawiali szeptem, choć nie było to potrzebne ze względu na to, że Shoutou otoczył ich zaklęciem niepozwalającym innym na dosłyszenie ich.
       Westchnął i utkwił wzrok w srebrzystej tarczy księżyca.
       - Mam świadomość, że to, co ona czuje, jest jak najbardziej szczere. Ale doskonale wiesz, że moje uczucia są skierowane ku Ayi. Nie potrafię wyłączyć tej miłości, zapomnieć o niej, zastąpić ją inną… To niemożliwe. Przykro mi jednak z powodu Hanashi-chan. To dobra dziewczyna i zasługuje na wspaniałego chłopaka.
       - TY jesteś wspaniałym chłopakiem - odpowiedziała Mariko, specjalnie akcentując pierwsze słowo.
       - Miło mi to słyszeć - szepnął, uśmiechając się lekko.
       Wpadł w swego rodzaju trans, więc brunetka z powrotem odwróciła się ku tablicy i skupiła wzrok na profesorze, którego jednak i tak nie słuchała. Nie miała tak łatwo jak większość innych uczniów Nocnej Klasy - była spośród nich najmłodsza i w przeciwieństwie do reszty, nigdy nie uczyła się w domu, zdobytą wiedzę wyniosła z ludzkich szkół i z książek, które uwielbiała czytać. Inni mieli już na karku ładnych parę lat, nawet, jeśli wyglądali na nieco młodszych od niej, więc, jakby na to nie patrzeć, była w porównaniu do nich smarkulą.
       Nawet nie zauważyła nadejścia przerwy, dlatego zdziwiła się, gdy w sali zapanował mały rozgardiasz. Maria usiadła Shuuseiowi na kolana i szeptała mu coś do ucha, uśmiechając się przy tym uroczo. Eva i Kanade usiadły gdzieś w kącie i zagłębiły się w bliżej nieokreślonej rozmowie. Hanabusa droczył się ze swoją młodszą siostrą, Tsukiko. Suzaku obsiadło kilka jego wampirzych fanek, w tym Yumi Tanaka, Hisa Uemura i Kiyo Sone, śliczne dziewczęta pochodzące nie tylko z arystokratycznych rodzin.
       - Aaach, została jeszcze tylko jedna lekcja - zagadnęła Suzue.
       - Twoja ulubiona, jak mniemam - odparła Mariko, chichocząc cicho.
       Namizawa zarumieniła się i uśmiechnęła delikatnie.
       - Zastanawiam się, jak to jest chodzić z nauczycielem - kontynuowała brunetka.
       - Mariko-sama! - Suzue dała jej lekkiego kuksańca w bok. Obie się roześmiały.
       Po kilku minutach do klasy wszedł przystojny, niebieskooki blondyn, który w tym wieku wyglądał jak bliźniak Kaori Kiryuu, z domu Mitsui, choć w istocie był przecież od niej młodszy o niemal siedemnaście lat. Zawsze tryskał energią i potrafił rozbawić każdego, nawet największego ponuraka. Suzue zdecydowanie odżyła, od kiedy kilka miesięcy temu się z nim związała. Jej brat, Shuusei, miał już dziewczynę od ładnych paru lat, dlatego chcąc nie chcąc szatynka czuła się trochę samotna - mimo wielu przyjaciół, którymi się otaczała.
       Deichi Kurosu dopiero co skończył studia, ale oprócz zatrudnienia w Związku Łowców, został też nauczycielem w Akademii ojca. Bardzo chciał spróbować czegoś nowego, a uczenie sprawiało mu niemałą frajdę.
       Lekcja się rozpoczęła i Suzue bez przerwy wpatrywała się w swojego wybranka, co rusz posyłając mu subtelne uśmiechy. Mariko, spoglądając to na nią, to na wujka, poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Nieczęsto o tym myślała, ale raz na jakiś czas przyłapywała się na tym, że wiele osób z jej otoczenia ma kogoś, w kim są zakochani, a ona w dalszym ciągu nie może znaleźć wybranka, któremu mogłaby podarować swoje serce. Kei ma Kiran, Suzue Deichiego, Maria Shuuseia… Hanashi i Suzaku, choć oboje zakochali się nieszczęśliwie, mają przynajmniej kogoś, kogo obdarzyli niesamowicie silnym uczuciem. A Aya i Zero, jej rodzice…? A Kaori i Ichiru, jej ciocia i wujek…? A Reiko i Kaien…? A historia Maayi i Kage…?
       Zdołowała się porządnie, przez co całkowicie straciła zainteresowanie lekcją, na której toczyła się właśnie ożywiona dyskusja na temat współpracy Związku Łowców z wampirami.
***
       Połowa uczniów pospiesznie wyszła ze szkoły i skierowała się ku akademikowi. Suzue zniknęła gdzieś z Deichim, a Shuusei z Marią. Mariko, wciąż zamyślona, powoli udała się do drzwi.
       - Mari-chan, dokąd się wybierasz beze mnie? - krzyknął Suzaku, wychylając się spośród wianuszka adoratorek.
       - Hę? - zdziwiła się, przytomniejąc nagle. - Poczekam na ciebie na zewnątrz, zgoda?
       - Hai!
       Wyszła z sali i ruszyła długim korytarzem w kierunku schodów.
       Gdy tylko wyszła z budynku szkolnego, poczuła, że ktoś się na niej wiesza.
       - Hana-chan!
       Hanashi, po obdarzeniu kuzynki kilkoma buziakami i wytuleniu jej całej, stanęła na baczność i, chowając niespiesznie swój czarny pistolet, którym lubiła bawić się podczas patrolu, żołnierskim tonem oświadczyła, że podczas zajęć Nocnej Klasy na jej posterunku nie wydarzyło się nic złego. To nie była nowość - obecny Nocny Wydział był dużo grzeczniejszy niż stary. Z pierwszego składu pozostał tylko Aidou, który wtedy był powodem większości problemów, teraz z kolei, mimo tego, iż jego charakter raczej się nie zmienił, był tym, który czasami aż przesadnie dbał o reguły i bezpieczeństwo. Hanashi podejrzewała, że Hanabusa za bardzo wczuł się w rolę „opiekuna” dzieci Kaori, bo gdy jedno z nich coś przeskrobało, matka zawsze o wszystkim się dowiadywała.
       - Idzie - wyszeptała nagle Mariko, patrząc porozumiewawczo na szarowłosą.
       Pani prefekt odwróciła się w stronę brata i konspiracyjnym tonem spytała:
       - Kei, teren czysty?
       - Hai, hai - odparł spokojnie, opierając się o ścianę budynku i śmiejąc się pod nosem. Pochwa jego katany lekko stuknęła o mur.
       Ułamek sekundy później ze szkoły wyłonił się Shoutou w otoczeniu swych wielbicielek. Hanashi z pełną premedytacją i szerokim, zawadiackim uśmiechem na twarzy przecisnęła się przez to grono i zarzuciła ręce za szyję Suzaku. Fanki księcia łypnęły na nią ze złością, a młoda Łowczyni tylko wytknęła język.
       Zniesmaczone dziewczęta wymruczały coś z niezadowoleniem, po czym pospiesznie się oddaliły.
       - Tylko mi nie mów, że na to nie czekałeś - wymruczała do przystojniaka.
       - Yare, yare - westchnął, czochrając się po głowie.
       - Och, nie bądź taki nieśmiały! - rzuciła zalotnie Hana. - Powinieneś się już chyba do tego przyzwyczaić? Zrzuć powłokę grzecznego chłopca i zaszalej! Pokaż swoje prawdziwe oblicze! - poleciła, śmiejąc się tajemniczo.
       - Nie chcesz go zobaczyć - odparł spokojnie, przymykając na chwilę oczy.
       - Owszem, chcę! - oświadczyła twardym tonem, po czym pocałowała go w policzek. - Chcesz więcej?
       - A to ci flirciara… - mruknął i delikatnie zsunął z siebie jej ręce. - Gomen, Hana-chan.
       Przeszyła go spojrzeniem, odwróciła się na pięcie, wylewnie pożegnała się z Mariko, podeszła do brata bliźniaka i biorąc go za rękę, dumnym krokiem odmaszerowała.
***
       - Jesteś zbyt irytująco podobna do rodziców - stwierdził, wpatrując się w nią chyba od wieków.
       Mariko też na niego patrzyła, ale w końcu nie wytrzymała i spuściła wzrok. Była na siebie zła, bo doskonale wiedziała, że się rumieni. A przecież nie powinna. Przy nikim, a już szczególnie nie przy NIM.
       Stała nieruchomo ze spuszczoną głową, kryjąc lawendowe oczy za firanką długich, czarnych rzęs. Próbowała wyrównać bicie serca, ale ono jak na złość tylko przyspieszało.
       - Znów nie zamierzasz mi odpowiedzieć? - spytał tym swoim miłym dla ucha głosem, pełnym dostojeństwa i dziwnie denerwującego ją spokoju.
       Zgodziła się z nim w duchu. Naprawdę nie zamierzała mu odpowiadać. Robiła tak za każdym razem, bo przecież nie śnił jej się po raz pierwszy. To zdarzało się często, zbyt często, coraz częściej.
       Zacisnęła dłonie w pięści. Czuła się okropnie słaba. Nie potrafiła po prostu powiedzieć mu, żeby dał jej wreszcie spokój. Choć najprawdopodobniej i tak by jej nie posłuchał, miałaby przynajmniej czyste sumienie, że próbowała. Dlaczego więc tego nie robiła…?
       Czuła do niego jakiś dziwny, niepokojący pociąg. Intrygował ją. Zdawał jej się być owiany tajemnicą, a do tego był naprawdę potężny i przystojny.
       Młodzieniec westchnął i zmienił pozycję na sofie. Przyglądał jej się ze znudzeniem - a ona doskonale o tym wiedziała, bo, zupełnie nad tym nie panując, co jakiś czas spoglądała na niego spode łba - tylko po to, by się speszyć i ponownie odwrócić wzrok.
       Za każdym razem znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Dużym, stylowym, choć nieco staroświeckim, z oknami zasłoniętymi kotarami. Znała tę komnatę - żałowała tylko, że na jawie nigdy nie pamiętała dosłownie nic z tego, co jej się śniło. Jednak za każdym razem, gdy trafiała do świata tego tajemniczego snu, dobrze pamiętała wszystkie szczegóły z poprzednich mu podobnych.
       Przerwała wyrzucanie sobie swoich słabości, bo zauważyła, że nadszedł już TEN moment. Kątem oka spostrzegła, że młodzieniec przykłada sobie rękę do czoła, odgarniając lekko kosmyki włosów, wyrażając tym samym swoją dezaprobatę, a następnie podnosi się z kanapy i idzie w jej kierunku. Cofnęła się o krok, natrafiając przy tym na ścianę. Poczuła się sparaliżowana, co sprawiło, że znów zdenerwowała się swoją słabością. Patrzyła tylko z lekkim strachem na zbliżającego się nieubłaganie chłopaka i drgnęła, gdy przyłożył swą ciepłą dłoń do jej czoła.
       - Oyasumi - wyszeptał, a ona natychmiast pogrążyła się w doskonale sobie znanej ciemności.
***
       Obudziła się i zacisnęła dłonie na kołdrze. Oddychała szybko, choć nie pamiętała, co jej się śniło i dlaczego była dziwnie zawstydzona.
       Ponadto, tradycyjnie przy tego typu sytuacjach, czuła się okropnie zmęczona - jakby w ogóle nie spała, ale, dla przykładu, rozmawiała z kimś przez ładnych parę godzin.
       Westchnęła i wstała, choć był dopiero środek dnia. Wsunęła stopy w ciepłe papcie, nałożyła na siebie jedwabny szlafrok i wyszła ze swojego akademickiego pokoju.
       Jak w transie przechodziła kolejnymi korytarzami, właściwie nie myśląc o tym, gdzie i po co idzie. Zdumiała się więc trochę, gdy wylądowała nagle w komnacie skąpanej w półmroku, która od lat przez nikogo nie była używana. Niegdyś zajmował ją czystokrwisty będący przewodniczącym pierwszej Nocnej Klasy… Była to też jedna z nielicznych komnat, które w żaden sposób nie ucierpiały po ataku Rido przeszło dwadzieścia lat temu…
       Rozejrzała się ciekawie dookoła. Łóżko z baldachimem pod ścianą po prawej stronie od wejścia, zasłonięte kotarami okna naprzeciw, sofa, stolik, biurko po lewej stronie, kilka regałów, szaf i komód…
       Jej uwagę przykuło lustro. Tajemnicza siła pchnęła ją w jego kierunku. Ozdobna rama okalała jego taflę, w której po chwili ujrzała swoje blade odbicie.
       Wpatrywała się w nie przez jakiś czas, właściwie nie mając pojęcia, po co to robi.
       Nagle wydała stłumiony okrzyk. W odbiciu zauważyła, że na łóżku po przeciwnej stronie pomieszczenia siedzi przystojny, brązowooki szatyn. Doskonale wiedziała, kim był, bo choć nigdy nie widziała go na żywo, znała go z licznych opowieści rodziny, a także z niektórych ksiąg.
       Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma, nie wierząc właściwie w swoją wizję. Musiało jej się wydawać, on przecież nie żył od tylu lat…
       Kuran.
       Kaname.
       Przełknęła ślinę i przygotowała się, by w nadludzkim tempie się odwrócić i potwierdzić, że to wszystko to tylko przewidzenie, głupi wytwór jej wybujałej aż zanadto wyobraźni podsycanej tylko tonami książek, które pochłaniała.
       Gdy to zrobiła, jej przypuszczenia okazały się prawdą.
       Tak przynajmniej z początku myślała. Problem polegał na tym, że w miejscu, w którym siedział, znajdowało się teraz coś, czego wcześniej na pewno tam nie było. Doskonale o tym wiedziała, bo zlustrowała bystrym spojrzeniem cały pokój.
       Powoli i ostrożnie zbliżyła się do łoża. Jej serce rozkołatało się porządnie.
       Na narzucie leżały biały świstek papieru i czarna figura szachowa - król.
       Drżąc odczytała z kartki słowa zapisane odręcznie starannym charakterem pisma:
 Słodki sen jeszcze się nie skończył…


***
„Historie nigdy nie mają końca, chociaż książki nam to sugerują. One nie kończą się na ostatniej stronie ani nie zaczynają na pierwszej…”
***









Ending



14 komentarzy:

  1. umm tu nyorii..etto czemu przenioslyscie bloga?

    OdpowiedzUsuń
  2. kisiel agrestowy:hah wlasnie dostalam sms a od nyorii o przeniesieniu bloga i podoba mi sie ta nowa stronka ^^ a ten.. Kiedy pierwszy rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nyorii - zrobiłyśmy to ze względu na to, iż Onet ostatnimi czasy płatał nam coraz więcej figli (łagodnie mówiąc). Miałyśmy wiele problemów z dodawaniem notek i nie tylko... Poza tym, tu jest wygodniej, sprawniej i wszystko jest teraz w jednym miejscu ;)

    Kisiel agrestowy - Cieszę się, że Ci się tu podoba :) Co do rozdziału... Nie wiemy, kiedy się on ukaże, najpierw musimy skończyć TN. Ale już w sobotę (29.10) zapraszamy na jeden z dodatków specjalnych do VK :)

    Pozdrawiam Was serdecznie,
    Aya

    OdpowiedzUsuń
  4. nyorii:wiii!oh my jashin !nie moge sie doczekac soboty!!pozdrawiam ^.~

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że się cieszysz xD Tylko uwaga, bo tyle tam romantyzmu i sentymentalizmu, że szok ^^'
    Aya

    OdpowiedzUsuń
  6. Mizuki:hej ^^ no to już jutro dodatek !!a ten ee bo wiem,ze to będzie coś romantycznego ale w waszej wersji VK jest tyle par,że ee z kim to będzie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zobaczysz jutro, Mizuki xD Cierpliwości xD
    Aya

    OdpowiedzUsuń
  8. Napisałam komentarz, ale był za długi, więc umieszczam go tutaj:
    http://img190.imageshack.us/img190/7061/kamentarz.png
    Przepraszam, że utrudniłam, ale bardzo ważne żebyście przeczytały go w takiej formie w jakiej go napisałam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Banshee Q.Q Mam łzy w oczach (z ręką na sercu). Bardzo, ale to bardzo dziękuję Ci za ten rozbudowany komentarz!
    Wiesz, zgadzam się z Tobą w 99%. Wiem, że początki były niesamowicie naiwniutkie i głupiutkie, ale z biegiem czasu było coraz lepiej. Aya i Kaori specjalnie nie zostały wykreowane na idealne postaci, niemal od początku chciałyśmy, by przeszły metamorfozę (któż nie przyzna, że postaci dynamiczne są ciekawsze od tych, które od początku do końca są takie same?).
    Szczerze mówiąc, na miejscu czytelnika po pierwszych rozdziałach naszego VK nie chciałabym czytać tego dalej... Dlatego należą Ci się tym większe podziękowania, że przełknęłaś ten byle jaki początek i ruszyłaś dalej. :)
    Podobieństwo między nami a postaciami Ayi i Kaori jest rzeczywiście spore. No, może pomijając wygląd Ayi (nie jestem ani piękna, ani czarnowłosa, ani szarooka, ani AŻ TAK blada, ani zgrabna... Długo by wymieniać. W każdym razie idealny wygląd Ayi został stworzony na potrzeby opowiadania - normalnie preferuję raczej bohaterki niemające perfekcyjnej figurki czy twarzyczki). Po prostu jak już sobie coś wymyśliłyśmy, to tym żyłyśmy i chcąc nie chcąc przelałyśmy do naszych bohaterek wiele naszych cech. Oczywiście istnieje też wiele różnic - nie wyobrażam sobie na przykład siebie pragnącej śmierci kogokolwiek, zemsty na kimś czy ogólnie siebie będącej tak odważną jak Aya powiedzmy od drugiej połowy opowiadania.
    Skrótowa charakterystyka głównych bohaterek w Twoim wydaniu jest jak najbardziej trafna - nieraz śmiejemy się z tego (Kao i ja), choć nabrało to teraz jakiegoś znaczenia kojarzącego nam się z początkiem wspólnego pisania, pierwszych wzlotów i upadków.
    Ogromnie się cieszę, że tak bardzo polubiłaś wymienione postaci - w moim przypadku one też są ulubionymi.

    Hm, ja chyba tę trylogię czytałam w gimnazjum, choć głowy nie dam. W każdym razie nie wyobrażam sobie, jak można nie przeczytać ostatniej części :P

    Co do dodatków - zobaczymy, jak to będzie, aczkolwiek wstępnie mamy zamiar uzupełnić niektóre luki ;)

    Przepraszam, jeśli ten komentarz jest nieskładny czy chaotyczny. Ostatnio wciąż się uczę, na nic nie mam czasu i mam wrażenie, że mózg mi się przepalił... W każdym razie Twój komentarz poprawił mi humor i dodał motywacji :)

    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję,
    Aya

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ nie ma sprawy, pisanie tej rozbudowanej opinii było dla mnie czystą przyjemnością. ;)
    Początki zawsze (no, prawie zawsze) są trudne, więc nie można nikogo winić za to, że pierwsze rozdziały nie są pisane na miarę Poe czy Goethe'go. A metamorfoza naprawdę wam się udała! Mój stosunek do bohaterów mówi sam za siebie.
    Nie przesadzajmy z tym, że początek był byle jaki. Zdania były składne, żadne błędy nie rzuciły mi się w oczy. Nie "byle jaki". Powiedziałabym, że poprawny. ;P
    Nie dziwię się idealnemu wyglądowi Ayi, bo taki mi też do niej pasował. Tak tak tak, ja również uważam, że bohaterowie niepowalający wyglądem są 'lepsi' niż ci perfekcyjni. To podobieństwo między Wami a bohaterkami wyciągnęłam na początek, bo takie było pierwsze wrażenie (które z resztą szybko uległo zmianie).
    Co do moich ulubionych bohaterów, to wymieniłam chyba większość, ale cóż poradzić, uwielbiałam ich.

    Nie mam pojęcia czemu zostawiłam ostatnią część, zrobiłam tak pierwszy raz. Nawet, gdy książka nie była moja ulubioną to nie mogłam nie skończyć jej czytać, bo traciła wtedy pewien coś w rodzaju magii. Zawsze potem czułam jakiś niedosyt.

    Miło mi, że moje wypociny poprawiły Ci humor. Lubię pisać długie komentarze, bo wiem, że to bardziej motywuje niż "Fajny blog, podobały mi się postacie. Czekam na więcej" :D

    I to JA dziękuję (po raz kolejny) za miłe chwile spędzone podczas czytania opowiadania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kolejne podobieństwo - też lubię pisać rozbudowane komentarze tego typu :)
    Miło mi to słyszeć xD Ale co do pierwszego rozdziału, to dalej uważam, że był 'byle jaki', choć jednocześnie ma jakiś taki naiwny urok...

    Mam dokładnie tak samo... Okropnie się teraz czuję, mając tak mało czasu wolnego, że poza lekturami rzadko czytam coś dla przyjemności...

    Dokładnie xD A motywacja to coś, co BARDZO mi się przydaje... Tak to już jest, gdy się człowiek wszystkim przejmuje i wiecznie ma dołka...

    Aya

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem pod wielkim wrażeniem. Pierwsze co powiedziałam na głos do siebie po skończeniu to wielkie WOW. Naprawdę.
    Oczekiwałam walki z tym głupim Toumą, ale musze przyznać, że kiedy nadeszła to się stresowałam. Myślalam sobie rano jak wstałam "o, zacznę sobie ten nowy tom, może mi się uda go skończyć w następnym tygodniu"... SKOŃCZYŁAM GO DZISIAJ XDD tego się po sobie nie spodziewałam, ale cóż poradzić jak tak wciągnął. Tytuł do rozdziału "taniec z wampirami" - czy coś w ten deseń - bardzo mi się podobał. Idealnie pasował do tej walki Kao i Zero z wampirami oraz do scen na balu. Touma naprawdę był porządnym psychopatą, nie zawiodłam się na nim i na jego poczynaniach. Bardzo ciekawy plan, najpierw niszczysz powoli najdroższe osoby dla tej osoby na której chcesz się zemścić, a potem sprawiasz jej powolną śmierć. Uwazam że to jest jeden z najlepszych sposobów zemsty. Czułam, ze pojawi się też Kaname. Jakoś kiedy Yuuki umarła stał się... w porządku. Dziwne, ale mnie nie wkurzał i jak sie dowiedziałam, że popełnił samobójstwo to aż mi się smutno zrobiło. :< Ale wracając do walki z Toumą miałam taką nadzieje, że kiedy Aya da z siebie wszystko, to do akcji wskoczy druga Aya. :D Bardzo mi sie to podobało. Na to liczyłam kiedy pisałam komentarz pod poprzednim tomem. :D Żałuje tylko, że nie pokazałyście Akujiego w rozpaczy przed śmiercią, który spadł do poziomu takie nędznego robaka bojącego się śmierci. :c Tak go nie lubiłam, że sama miałam ochotę go zabić. xD
    A propo balu, podobała mi się akcja dyrektora i Suzaku z tym konkursem klas. Rany, Kainen naprawdę wyszedł tak naturalnie mówiąc, że zapomniał o tym im powiedzieć. Po prostu padłam jak wyobraziłam sobie jego głupkowaty uśmiech "ojej, zapomniałem" xD W ogóle genialnie przedstawiony ten strach wampirów przed Suzaku. Teraz gdy tylko o nim czytam to widzę w nim taką wielką siłę i władzę.Uwielbiam go po prostu! :D
    Prawie bym pominęła Zero w tym wszystkim. xD W końcu to on pozabijał wampiry na balu. Te określenie "legendarny łowca" sprawia, że widzę go jako takiego nieustraszonego. W sumie wcześniej myślałam, że to on da swoją krew Ayi, a nie Suzaku, albo, że będzie przy walce z Akujim, a tu takie zaskoczenie! ale w sumie to dobrze. Aya mogła się wykazać, a w sumie gdyby walczyła z Zero to pewnie szybciej by wykończyli tego dzieciaka i Aya 2 pewnie nie mogłaby się zabawić, ale... po co ja gdybam? Nie wiem, naprawdę. Tak już mam.
    Oprócz głupiego Toumy szlag mnie trafiał przy Sarze... Nie wiem kto w tym momencie był bardziej denerwujący. Ale co ciekawe... jej tutaj się najbardziej nie spodziewałam! :D
    Własciwie zastanawiam się co by się stało jakby Kao była jej wampirem... Wątpie by równała się mimo wszystko z siłą Zero bo on pił krew Yuuki, Kaname i Ayi. W ogóle tak się zastanawiam czy czystokrwisty może kontrolować stworzonego przez siebie wampira? nie pamiętam aby coś takiego było opisane, a jak było to też tego nie pamiętam. W sumie za pomocą mocy mógłby. xD Ale mnie ciekawi czy tak bez używania mocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a wracając do tego co robiła Sara... w życiu bym nie chciała się znaleść na miejscu Kao. To musiało być okropne. wybierać pomiędzy dwójką ważnych osób która ma przeżyć. Ale ostatecznie jakby plany Sary podziały to oboje by zginęli. Ciekawe jakby Kao powiedziała "Możesz zabić ich obu" jak na to zareagowała by Sara. :D Rany, dziwne mam pomysły. Ale w tym wszystkim zdenerwowało mnie najbardziej, że uszło jej wszystko na sucho. Mam nadzieje, że jeszcze dostanie nauczkę w tej drugiej części. Oby skończyła gorzej od Akujiego. >.<
      I jeszcze coś... śmierć Umari. Byłam pewna, że będzie sobie żyła ze swoim chłopakiem. Nawet nie brałam pod uwagę tego, że mogłoby coś jej się stać. Kurde, szkoda mi tej dziewczyny. I to też trochę przez wzgląd na Ayę. :< Przez chwilę myślałam, że może ją jakoś uratują czy coś i wszystko będzie w porządku, ale jednak nie.... To się nie stało.
      No i tak doszłam do ostatniego rozdziału: Akademia Kurosu. Przez chwilę myślałam po co Aya pojechała tam z Zero. Potem pomyślałam znowu, ze pewnie rodzinny obiad, a jak już uroczy Deichi wyskoczył, ze oni są uroczy pomyślałam o dzieciach Kao i Ichiru i jakże tak się stało! :D Urocze bliźniaki. W ogóle padłam na rozmowie, gdy Aya powiedziała, że nazwali córkę od imion swoich pierwszych miłości. Moja mama pytała mnie co mnie rozśmieszyło. :D Chyba Kao i Ichiru będa moimi ulubionymi rodzicami. XDD
      Bardzo przyjemne zakończenie. Ten rozdział nazwałabym epilogiem pierwszej części opowiadania. :D No i jeszcze przeczytałam ten właściwy Epilog - Prolog.
      Bliźniaki Kao i Ichiru naprawdę wydają się nierozłączne. Polubiłam ich od razu. Hana mi strasznie przypomina Kao, tych wydaje się być odważniejsza we flirtach. Keia nie było tak dużo jak jego siostry. I w sumie chyba wszystkie postacie na razie zaskoczyły mnie pozytywnie. Pewnie sny Mariko o Kaname wyjaśnią się tylko trzeba czytać dalej :D Bardzo się cieszę z tego, że wśród uczniów będzie Suzaku! Jak to jest, że z rozdziału na rozdział coraz bardziej go lubię? :D Tylko szkoda mi go... Ta jego nie odwzajemniona miłość do Ayi. Jeszcze chroni córkę swojej ukochanej. Naprawdę biedny. W ogóle postanowiłam go shipować z Hanna. xD Własnie mi jej zaczyna być szkoda, bo ona go kocha, ale jej miłość nie będzie odwzajemniona. Na razie.
      Poczytam sama to dalej zobaczę. :D
      W ogóle tak sobie myślałam o ich dzieciach i o historii, którą oni będą tworzyć to aż zabrało mi się na wspominki. Kiedy nowi perfekci ogarniali tłumy przy wymianie klas, to przypomniało mi się jak pierwszy raz to opisywałyście. Jak Kao krzyczała ze szczęścia, a Aya stała wkurzona. Yuuki jeszcze żyła, a Zero był w niej zakochany. Kao ubiegała się za Aidou, a Aya martwiła się tylko o Kao. To teraz wydaje się takie odległe. Niby czytałam to na początku października, a teraz mam wrażenie jakby i u mnie minęły trzy lata. xD Rany, pomyśleć że to już koniec. W sumie robi mi sie trochę smutno bo przywiązałam się do bohaterek.

      Usuń
    2. W ogóle niesamowicie się zmieniły. Chyba najbardziej da się zauważyć przemianę Kao bo była dziecinna, a wydoroślała i zmieniła się w łowcę. Z kolei Aya ze smętnej i wiecznie zdołowanej bojącej sie swoje wampirzego oblicza zaakceptowała go i stała się weselsza. Pamiętam jak kiedyś Aya napisałaś mi, że czytelnicy częściej na początku woleli Ayę ale potem to już różnie. Ale ja powiem, że w życiu bym nie potrafiła wybrać, którą lubię bardziej. Po prostu nie da się. xD Jakby w jakimś stopniu one siebie wypełniały.
      No nic, gratuluję wspaniałego wykreowania postaci. :D
      Pozdrawiam!

      ps. musiałam komentarz podzielić znowu na części! :D

      Usuń