Strony

środa, 29 marca 2017

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XII - „W jaskini lwa”

      Aya nigdy wcześniej nie była w tym budynku. Nie wiedziała, co się w nim znajdowało. Ba, nie miała nawet pojęcia, że takowy istnieje w tej okolicy.
      Może to jakiś stary akademik?
      Serce waliło jej coraz mocniej. Bardzo się bała, ale nie chciała zawrócić. Musiała wykrzesać z siebie tyle odwagi, by stawić czoła Shizuce. Tylko ona mogła wyjawić jej prawdę.
      Przystanęła na moment.
      Tak na dobrą sprawę, mogę już nie wrócić. Wchodzę do jaskini lwa. Sama. Zaśmiała się w duchu, choć nie było w tym zupełnie nic śmiesznego.
      Z duszą na ramieniu przekroczyła próg pomieszczenia, w którym znajdowała się czystokrwista.

      Zero co jakiś czas odrywał wzrok od Yūki, by jednakowoż rozejrzeć się po sali w celu przekonania się, czy wszystko jest w porządku. Za każdym razem witał go taki sam widok: banda roześmianych, przeszczęśliwych głupców. Jedyną normalną w całym tym towarzystwie była Aya, ale gdzieś zniknęła. Przypomniał sobie, że coś do niego mówiła jakiś czas temu. Co to było? Ach, miał uważać na Kaori. Przebiegł wzrokiem po tłumie i odnalazł ją, tańczącą z dwoma chłopakami naraz.
      Westchnął, po czym znów spojrzał na taras. Zamarł, gdy zauważył, że Yūki już na nim nie ma. Rozejrzał się, ale nie zauważył jej nigdzie na sali. Przedarł się przez tłum i doskoczył do Kurana.
      - Gdzie jest Yūki?! - wykrzyknął.
      Kaname nie odpowiedział od razu, wpatrywał się w las. W końcu jednak powoli odwrócił się w kierunku prefekta.
      - Mówiłem ci już, jaka jest twoja rola. Jesteś tarczą Yūki. Nie wolno ci o tym zapominać. Ani na chwilę…

      - Och, więc jednak przyszłaś? Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że przystaniesz na moją propozycję - powiedziała z uśmiechem Maria.
      - Cóż… Właściwie… - Aya zawahała się. Wciąż stała tuż przy drzwiach, by w razie czego móc szybko rzucić się do ucieczki. Wiedziała, że wampiry są szybsze od niej, ale zawsze lepsza taka przewaga niż żadna. - Właściwie miałam nadzieję, że mogłabyś jeszcze przemyśleć sprawę i może… ee… wymyślić jakiś inny sposób…
      Szarowłosa wampirzyca spojrzała z zaciekawieniem na dziewczynę. Siedziała na eleganckiej sofie w niewielkim, ale ładnie urządzonym pokoju, który wyglądał jednak na nieco stary i tylko ostatnio odrestaurowany na tyle, by móc w nim przebywać. Światło nie było zapalone, ale ani Shizuce, ani Ayi to nie przeszkadzało.
      - Zabawna jesteś - zaśmiała się. - Byłam tak wspaniałomyślna, by dać ci szansę na poznanie tożsamości ojca, a ty masz czelność prosić, bym zmieniła warunki?
      Aya nie poruszyła się. W skupieniu patrzyła na czystokrwistą, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo się boi. Domyślała się jednak, że przyspieszone bicie serca i tak skutecznie ją demaskuje.
      - Jednakże - odezwała się znów Shizuka - z uwagi na to, co nas łączy… mogę się zastanowić.
      Aya uniosła brwi ze zdziwienia.
      - Na to… co nas łączy? - szepnęła zdezorientowana. Nie przesłyszała się? Ta wampirzyca znów mówiła coś dziwnego, coś, czego zupełnie nie rozumiała…
      - Owszem - odparła Hiō, ale nie rozwinęła tego tematu.
      Nastolatka spuściła wzrok, starając się dociec, co takiego miała na myśli Shizuka. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy, a bała się wypowiedzieć w tej chwili jakiekolwiek słowo. Czekała więc w milczeniu.
     - Hm, to nie byłby taki głupi pomysł… - szepnęła do siebie wampirzyca. Po czym zwróciła się już do dziewczyny: - Skoro nie masz ochoty na oddanie mi części swojej krwi, widzę tylko jedną alternatywną propozycję - oświadczyła.
     Aya kiwnęła głową i czekała.
     - Możesz do mnie dołączyć - powiedziała z uśmiechem Shizuka.
     - Co takiego? - szepnęła Aya. Nieświadomie cofnęła się odrobinę. - Nie… Nie mogę. Nigdy!
     Co mi w ogóle przyszło do głowy, by tu przychodzić?! Idiotka!
     Automatycznie zaczęła się wycofywać. Dotarło do niej, że wchodzenie w jakiekolwiek układy z Klasą A nikomu nie wychodzi na dobre, nigdy. Cóż, właściwie spodziewała się tego, ale jakaś mała, naiwna cząstka nadziei jeszcze kilka minut temu tliła się gdzieś głęboko w jej sercu, a ona niczym dziecko dała się jej omamić.
     - Ichiru - rzekła spokojnie Shizuka.
     W jednej chwili jeszcze bledsza ze strachu dziewczyna została od tyłu złapana przez sługę wampirzycy. Próbowała się wyswobodzić, ale starania spełzły na niczym.
      Cholera, jaki on silny, zdążyła pomyśleć, zanim zmuszona została znów skupić uwagę na czystokrwistej.
      - Ach, powiedz mi, co ja mam teraz z tobą zrobić? - spytała Shizuka. Podniosła się z kanapy i zaczęła przechadzać po pomieszczeniu. - Weź pod uwagę kilka istotnych faktów. Jesteś tym, kim jesteś i nic tego nie zmieni. Prędzej czy później staniesz się wampirem, a wtedy cóż niby zrobisz? Jakoś nie odnoszę wrażenia, że chciałabyś dołączyć do szajki Kaname Kurana. Oczywiście nie powinnaś też zostawać w Akademii, w końcu mogłabyś skrzywdzić swoją ukochaną przybraną siostrę lub jakiegoś innego całkowicie niewinnego i nieświadomego zagrożenia człowieka. Mogłabyś udać się na wygnanie i żyć sobie gdzieś w ukryciu, ale i z tym związane są pewne problemy. Po pierwsze, tak czy inaczej krzywdziłabyś ludzi, bo nie wytrzymasz przecież wampirzego głodu. Po drugie zaś, gdy tylko Rada Starszych lub Związek Łowców dowie się o twoim istnieniu, natychmiast rozkaże cię zabić.
      Na twarzy Ayi odmalowało się jeszcze głębsze przerażenie, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie miała jednak czasu, by zawstydzić się czy jakkolwiek przejąć tym, że Ichiru musiał to doskonale wyczuć.
      - Dlaczego mieliby chcieć mnie zabić? - spytała cicho.
      - Dlaczego, dlaczego! - zniecierpliwiła się Shizuka. - Pomyśl logicznie. Bądź co bądź jesteś… Hm, jak by to powiedzieć? Cóż, dajmy na to, że czymś w rodzaju wybryku natury.
      - Hę?
      - Och, przestań się już tak nieustannie dziwić! W nic cię nie wtajemniczono? Pewnie wiesz, że zdarzały się już przypadki w pewnej mierze podobne do twoich. Istniały dhampiry, które jednak zrodziły się z człowieka i wampira będącego co najwyżej arystokratą, ale i to rzadko, bo z jakiego to niby powodu dumny przedstawiciel Klasy B miałby zainteresować się marnym pyłem, jakim jest człowiek? Jak by jednak nie było, w takich przypadkach ludzka i wampirza krew dhampirów po prostu ze sobą koegzystowały. Jego cechy ludzkie i wampirze od urodzenia aż po śmierć pozostawały niezmienne - wyjaśniła. - Z kolei u ciebie sprawa przedstawia się nieco inaczej. Krew ojca nieustannie, sukcesywnie wypiera krew matki. Krok po kroku, coraz bardziej. W ten sposób to, co w tobie ludzkie, z biegiem czasu zmieni się w wampirze. Nie mam pojęcia, jak długi może to być proces, ale tak czy owak musisz podjąć decyzję. Odpowiedz sobie na pytanie: co zrobisz, gdy już staniesz się krwiożerczą bestią?
      Aya znów poczuła, że się trzęsie. Jakimś jednak cudem tym razem szybko opanowała drżenie - nie chciała, żeby Ichiru i jego pani widzieli, jak bardzo jest przerażona. Nie mogła wciąż wyglądać na biedne, przestraszone zwierzątko.
      - Jeśli przyłączyłabyś się do mnie i Ichiru, mogłabyś żyć spokojnie. Przy boku Księżniczki Czystej Krwi byłabyś bezpieczna. Nikt nie odważyłby się ciebie tknąć. Mogłybyśmy też zawrzeć układ - na przykład mogłabym pozwalać ci od czasu do czasu na wypicie odrobiny mojej krwi. W ten sposób nie krzywdziłabyś ludzi.
      Aya przyjrzała się wampirzycy.
      Ona mówi poważnie czy wszystko zmyśliła? Na pewno w jednym ma rację - nie mam pojęcia, co mogłabym uczynić po przemianie. Nie chcę nikogo krzywdzić. Ale nie potrafiłabym też do niej dołączyć. Przecież to morderczyni! Zła kobieta, która zabiła rodziców Zero, jego samego skazała na cierpienie, a jego brata przekabaciła na swoją stronę. Zagryzła wargę. I to właśnie próbuje teraz osiągnąć ze mną, zorientowała się. Nie, nie uda jej się. Jeśli będzie trzeba, najwyżej tu zginę. Ale nie chcę przysłużyć się do jej niecnych planów…
      - Nie wierzę ci - powiedziała cicho.
     - Więc chyba nie ma już nadziei - rzekła niemal ponuro Shizuka. - Naprawdę wciąż jeszcze się łudziłam, że zmądrzejesz.
      - Zabijesz mnie teraz? - spytała prosto z mostu Aya.
      - Co? Nie, oczywiście, że nie! - odparła ze smutnym uśmiechem. - Mimo wszystko możesz się przecież przydać. Obojętnie, czy zrobisz to z własnej woli, czy też nie.
      Te słowa zdjęły Ayę grozą. Czy jako czystokrwista Shizuka mogła oddziaływać na nią tak, by zaczęła jej służyć, mimo tego, że nie chciała?
      Shizuka podeszła wolno do Ayi, która wciąż stała w tym samym miejscu, unieruchomiona przez „tego drugiego”. Nie próbowała się już wyswobodzić. Po prostu czekała na to, co się stanie. Opuszczała ją już nadzieja na jakieś szczęśliwe zakończenie. Nieważne, czy wyjdzie stąd żywa, czy nie - tak czy owak przegrała.
      - Jaka szkoda - szepnęła Shizuka. - Wyrosłaś na naprawdę śliczną dziewczynę, wiesz? - Pogłaskała nieskazitelnie biały policzek Ayi. - Będzie z ciebie naprawdę wspaniała wampirzyca… - Paznokciem przejechała po tym samym miejscu. Zrobiła to bardzo powoli. Na policzku ukazała się szrama, a Aya w tym samym momencie po raz pierwszy poczuła zapach własnej krwi. - Jeszcze się nie regenerujesz, co? Och, sporo przed tobą! - zaśmiała się. - Jednakże z tego, co mi wiadomo, proces przemiany raczej nie będzie przebiegał zbyt przyjemnie.
      - Wiem.
      - Rozumiem. A gdyby tak… - Obeszła dziewczynę dookoła. - Troszkę to przyspieszyć? - Dotknęła szyi nastolatki. - Och, ależ by było zabawnie! Wtedy prawdopodobnie mogłabym tobą kierować, tak jak Zero. Chociaż to nie jest do końca pewne, zważywszy na to, że nie jesteś człowiekiem. Hm - zastanowiła się. - Jeśli nie spróbujemy, to się nie przekonamy - zachichotała.
      - Nie… Nie rób tego, proszę… - wydukała Aya.
      - A to niby dlaczego? Nie wiem, czy wiesz, ale w ten sposób mogłabym zaoszczędzić ci sporo cierpień. Ponadto byłoby to ciekawe doświadczenie. I, co najważniejsze, osiągnęłabym w końcu swój cel - szeptała dziewczynie do ucha.
      - Zmówiliście się czy jak?! - zezłościła się Aya, choć nawet w tej sytuacji mówiła cicho. Mimo wszystko na swój sposób i tak była z siebie dumna, że jest w stanie wykrztusić z siebie jakiekolwiek zdanie. Bądź co bądź była przerażona.
      - Co masz na myśli? - zdziwiła się Shizuka.
      - Kuran też proponował mi przyspieszenie procesu - wyjaśniła z niechęcią.
      - Och, widocznie chciał mieć własną marionetkę. O ile będzie można tobą po tym manipulować, w końcu to niestwierdzone. Cóż, nieważne. Jedno jest pewne - raczej nie chciał tego zrobić ze względu na twoje zdrowie i samopoczucie. Musiał mieć w tym jakiś cel.
      - Też tak sądzę.
      Obecna taktyka - albo przynajmniej jej cień - skupiała się na przeciąganiu rozmowy.
      - Hm, może po prostu myślał, że to cię do niego przekona? Albo że staniesz się częścią jego żałosnego fanklubu - zaśmiała się z pogardą. Ona i Kaname najwyraźniej nie pałali do siebie sympatią. - Ale, jak widzę, ty raczej nie masz ochoty na jakiekolwiek powiązania z czystokrwistymi wampirami.
      - Nie tylko czystokrwistymi, ale tymi szczególnie - sprostowała dziewczyna.
      - Chyba cię nie rozumiem. Nienawidzisz wszystkich wampirów na świecie, ale z jednym wyjątkiem. Cóż takiego zrobił Zero, że stoisz po jego stronie?
      - On tego nie chciał. Nienawidzi siebie za to, co robi. To przez ciebie jest wampirem! - warknęła Aya, nie mogąc się powstrzymać. Gniew rozgorzał w niej na nowo.
      - Owszem. Bardzo się cieszę, że wybrałam właśnie jego.
      W tym momencie „ten drugi” zacisnął uchwyt. Aya lekko skrzywiła się z bólu.
      - Jesteś potworem - powiedziała tak cicho, że sama nie usłyszała własnych słów.
      - Masz chyba świadomość, że mam nieco lepszy słuch od ciebie? - wycedziła Hiō.
      - Oczywiście.
      - Nieładnie jest obrażać czystokrwistych. Masz szczęście. Lubię cię, dlatego oszczędzę ci nieco cierpienia.
      - Nie rozumiem.
      - Hm, powiedzmy, że to tak po znajomości. Ale to nie oznacza, że nie przyspieszę twojej przemiany. Wciąż się zastanawiam, czy warto spróbować. Jak myślisz, Ichiru?
      Chłopak nie odpowiedział, ale Shizuka wyczytała chyba odpowiedź z jego oczu, doskonale widocznych mimo maski na jego twarzy.
      - Tak też myślałam - westchnęła. - Może masz rację? Jednak mimo wszystko mam ochotę chociaż spróbować twojej rozkosznej krwi.
      Zbliżyła się do twarzy Ayi. Przez chwilę przeszywała ją wzrokiem, po czym zachichotała i zlizała strużkę krwi z jej policzka. Dziewczyna zadrżała ze strachu i obrzydzenia.
      - Mmm! Niesamowite, jak cudowny smak może wywołać połączenie czystej krwi wampira ze słodką krwią uroczej ludzkiej dziewczyny!
      Zaśmiała się okrutnie. Aya patrzyła na nią ze strachem. Ranka wciąż krwawiła.
      Rzeczywiście, zapach mojej krwi jest naprawdę ładny, musiała z niechęcią przyznać. Nie dziwię się, że jej smakuje. Ale dlaczego ona to robi? Dlaczego za wszelką cenę chce krzywdzić innych?
      - Chyba nie ma się co zastanawiać - rzekła Shizuka.
      - Proszę, nie… - szepnęła Aya, kręcąc głową, ale wampirzyca nie zwróciła na to uwagi i zbliżała się do jej szyi.
      - Zostaw ją!
      Wszyscy jak na komendę się odwrócili. Nawet Aya - skorzystała z chwilowej nieuwagi Ichiru i znów spróbowała się wyrwać. Chłopak jednak szybko oprzytomniał i złapał dziewczynę. Trzymał ją teraz jeszcze mocniej.
      - Auć! - sapnęła. Chłopak nie rozluźnił jednak uścisku.
      - No proszę, proszę! Witaj, Zero! - zawołała wesoło Shizuka. -  Może chcesz się przyłączyć? Podzielę się z tobą.
      Prefekt dyszał ciężko. Zapach krwi Ayi go obezwładniał. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek czuł coś tak pięknego. Nie wiedział, czy to kwestia jej dhampiryzmu, czy coś zupełnie innego, ale działało to na niego gorzej niż narkotyk. Na Shizukę najwyraźniej też, choć ona lepiej panowała nad sobą, wszak nie upadała do Poziomu E tak jak on.
      Po „rozmowie” z Kaname natychmiast udał się na poszukiwania Yūki. Doskonale wyczuwał „Marię”, więc wiedział, w którą stronę się udać. Na miejscu znalazł jednak nie panią prefekt, lecz Ayę. Co ona tu robiła?!
      - Nie… - wydusił z trudem. Cholera, gdyby nie to pragnienie! Zamordowałby Shizukę jak najszybciej, a potem policzyłby się ze swoim głupim braciszkiem i wbił mu rozum do głowy!
      Hiō znów się zaśmiała.
      - Nie mogę was zrozumieć, naprawdę! Ta tu obdarza cię jakimiś chorymi sentymentami, a ty sam hamujesz się jak możesz, byle tylko jej nie ugryźć! Dziwni jesteście. Ale to nie ma nic do rzeczy. Przynajmniej będzie ciekawie - zachichotała.
      Znów podeszła do Ayi. Tym razem dotknęła zimnymi palcami jej szyi, a następnie paznokciem zrobiła w niej małą dziurkę. Z ranki zaczęła wypływać krew.
      - To jak będzie, naprawdę nie chcesz się skusić? - zapytała z cwanym uśmieszkiem. Zlizała tę odrobinę krwi, która została jej na palcu. Wszystko na oczach chłopaka konającego z głodu.
      To niemożliwe… Ona się nami najzwyczajniej w świecie bawi, zauważyła z przerażeniem Aya. W duchu błagała Zero o przebaczenie. To przez nią aż tak teraz cierpiał… Gdyby tylko nie była tak głupia i tutaj nie przylazła! Nie wiedziała co prawda, po co Zero się tu znalazł, ale prawdą było, że gdyby Aya nie dała się zranić, nie męczyłby się tak teraz.
      Zero złapał się za gardło. Z trudem oddychał.
      - Skończ to! Proszę, skończ z tym wreszcie! - zawołała zrozpaczona Aya. Nie mogła patrzeć na cierpienie kolegi. - Naprawdę to dla ciebie takie śmieszne?! Dlaczego tak bardzo chcesz ranić innych? - spytała. Poczuła, że płacze.
      - Bo to zabawne - odrzekła, przeszywając nastolatkę spojrzeniem. - Niech cały świat pozna moje cierpienie. Niech wszyscy inni też cierpią. Zabili kogoś, kto był mi bliski.
      - Przecież zemściłaś się na nich w najokrutniejszy możliwy sposób - wydukała, mając na myśli rodzinę Kiryū, bo domyślała się, że to o niej mówi wampirzyca. - Więc dlaczego to kontynuujesz?
      - A dlaczego by niby nie? - Przez chwilę obie bombardowały się spojrzeniami. Shizuka całkowicie niewzruszonym, Aya pełnym strachu i bólu. - Puść ją - rozkazała. - Nie będzie z niej żadnego pożytku.
      Ichiru spełnił rozkaz swej pani. Dziewczyna upadła na podłogę, nie była w stanie się poruszyć.
      - Żałosne - rzekła Hiō, patrząc to na Ayę, to na Zero.
      Aya odwróciła się i spostrzegła kolegę, który siedział pod ścianą. Dyszał ciężko, a jego oczy przybrały krwistoczerwoną barwę.
      Trzęsąc się, powoli wstała. Nie wiedziała, co zrobić. Nie mogła zbliżyć się do Zero, bo ten w każdej chwili mógł przestać panować nad sobą.
      - Przepraszam - szepnęła w jego kierunku, przyciskając trzęsące się dłonie do piersi.
      - Nie chcę przerywać, ale czy nie powinnaś przypadkiem pilnować siostry? - spytała Shizuka z uśmieszkiem na twarzy.
      - Hę? - zdziwiła się Aya. Co ona tak nagle…?
      Hiō kilkoma prostymi gestami dała znać, co ma na myśli. Aya rozejrzała się dookoła i ze zgrozą spostrzegła, że w pomieszczeniu nie ma już Ichiru.
      Kao!
      Pędem wybiegła, nie odwracając się za siebie.

      Jestem wykończona, stwierdziła Kaori. Zawsze miałam pełno energii na taniec, ale teraz już padam z nóg. Ta przerwa w treningach chyba nie wyszła mi na dobre.
      Adoratorzy nie dawali jej spokoju. W końcu zaczęła odmawiać, gdy prosili o taniec, co niegdyś było w jej przypadku nie do pomyślenia.
      - Niesamowite, masz lepsze wzięcie niż dziewczęta z Nocnej Klasy! - powiedziała Mio, starając się przekrzyczeć melodię. Grano właśnie bardzo żwawy utwór. - To pewnie przez tę twoją słodką aurę - zaśmiała się.
      - Uhm.
      - Jakoś nie wyglądasz na zadowoloną - rzekła Nio. - Co jest?
      - Nic, jestem już po prostu zmęczona. Chyba pójdę się przewietrzyć. To na razie.
      - Pa…
      Kao wyszła z sali. Wzięła kilka głębokich oddechów. Oparła się o balustradę i popatrzyła w las.
      Hm, a gdzie jest Aya?, zapytała samą siebie. Wyszła już dość dawno i wciąż jej nie ma. Może wróciła do dormitorium? Wow, naprawdę daje mi ostatnio swobodę. Choć teraz mam ochotę z nią porozmawiać. Albo po prostu razem posiedzieć…
      Zdecydowała, że pójdzie poszukać siostry. Stwierdziła, że zacznie od akademika.
      Zeszła po schodkach i skręciła. Szła chwilę, patrząc pod nogi. Nagle jednak usłyszała jakiś szelest. Z lekkim strachem odwróciła się w stronę lasu. Cisza.
      Pewnie mi się wydawało, zdążyła pomyśleć, ale wtedy zauważyła, że w oddali ktoś wychodzi spomiędzy drzew. Przyspieszyła i dogoniła ową osobę.
      Zero? Zdziwiła się. Nie, pomyślała. Coś mi tu nie pasuje. To nie może być on, wtedy zachowywał się zbyt dziwnie. Poza tym ma trochę inną fryzurę, dopiero teraz to zauważyłam… No i Kiryū raczej nie założyłby takiej maski.
      - Hej, kim ty, do licha, jesteś?! - zapytała. Chłopak odwrócił się.
      - O, to znowu ty. Siostra Ayi Mitsui, jak mniemam.
      Uśmiechnął się półgębkiem, przeszywając ją wzrokiem.
      Niesamowite! Nawet głos ma podobny, tylko ton całkiem inny…
      - A ty to co? Wałęsasz się tu, choć nie masz prawa. I wyglądasz jak ten dupek, ale nim nie jesteś.
      Ichiru zaśmiał się.
      - Coś mi się wydaje, że nie przepadasz na moim starszym bratem.
      Więc jednak. Bliźniacy.
      - Aleś ty spostrzegawczy. Brawo.
      Przez kilka sekund na siebie patrzyli.
      - Wybacz, mam coś niezwykle ważnego do zrobienia.
      - Nawet się nie przedstawisz? - spytała z dezaprobatą.
      - Ty też się nie przedstawiłaś - przypomniał. - Panie mają pierwszeństwo.
      - Kaori Mitsui - rzekła.
      - Ichiru Kiryū.
      Ichiru… Jakie ładne imię! Nie, zaraz! To tylko kolejny dupek! Jeden wart drugiego. No. Za wszelką cenę próbowała uspokoić myśli, ale jakoś jej to nie wychodziło. Znów zatopiła się w spojrzeniu bliźniaka kolegi z klasy. Te oczy… Czy to smutek przez nie przemawia? Jej… Nie, przestań! Myśl o Aidō-senpai! Aidō,  Aidō,  Aidō!
      - To na razie - rzucił chłopak. Zaczął się już oddalać, ale w pewnej chwili na moment przystanął i się obrócił. - Ładna sukienka.
      Potem szybko odszedł.
     Kaori zarumieniła się, serce jej waliło. Próbowała pozbyć się dziwnego uczucia, które całą ją wypełniało. Bezskutecznie.

      Aya przedzierała się przez las. Czuła się okropnie. Nie tylko dlatego, że dopiero co brała udział w takich okropnych wydarzeniach. Nie, to było coś innego.
      Próbowała ignorować kiepskie samopoczucie i skupić się na odnalezieniu Kaori.
      Po jakimś czasie wreszcie wyszła z lasu. Prawie od razu spostrzegła siostrę, która stała na środku drogi i tępo gapiła się przed siebie. Aya podbiegła do niej ze strachem.
      - Nic ci nie jest?! - zapytała.
      - Hę? O, Aya! Znalazłaś się! Nie, nic mi nie jest. - Uważnie przyjrzała się siostrze, po czym uniosła brew. - Ale za to tobie chyba tak. Co ci się stało? Policzek, szyja…
      - Och, to nic, przewróciłam się. - Wskazała na buty, a Kao ze zrozumieniem pokiwała głową.
      - Wiedziałaś, że Zero ma brata bliźniaka? - spytała ni z tego, ni z owego Kaori.
      - Co? Nie mów, że z nim rozmawiałaś! - przestraszyła się Aya.
      - No… tak. Chwilkę - odrzekła. Wyglądała na nieco nieobecną.
      - Cholera, czy on ci coś zrobił?
      - Słucham? Nie, skądże! Był… Hm, może miły to zbyt wygórowane określenie, ale zachowywał się mniej więcej po ludzku. Na pewno lepiej niż Kiryū-kun, bo ten to zawsze musi coś palnąć, żebym się na niego porządnie wkurzyła!
      - Ty się potrafisz na niego zdenerwować, nawet jeśli nic nie mówi - odrzekła Aya.
      - No tak. I co z tego? Ty nie lubisz całej Nocnej Klasy, a ja tylko jednej osoby. Więc mi tu niczego nie wypominaj.
      - Przecież nie wypominam! Po prostu stwierdziłam fakt. Och, i żeby było jasne - nie zbliżaj się do brata Zero.
      - Bo co? Może powiesz, że Ichiru też jest niebezpieczny?
      - Owszem, jest.
      - Ach tak? Nawet go nie znasz! - wybuchła Kaori. Jeny, Aya znowu zaczynała! A było już tak pięknie! Dała jej swobodę, nie marudziła nawet, gdy tańcowała sobie z nocnymi uczniami, a teraz? Co jej nagle odbiło?
      - Ee, no nie. Ale ty też. Za to Zero go zna i… mówi, że lepiej z nim nie zaczynać - wymyśliła naprędce Aya.
      - Tak, jasne. Uważaj, bo uwierzę. Wiesz co? Mam już dość tego, że ciągle mi mówisz, co mam robić! - zdenerwowała się Kaori.
      - Słucham?! Przecież dałam ci swobodę, tak jak tego chciałaś! Na balu robiłaś wszystko, co tylko ci się podobało!
      - Ale teraz znów zaczynasz!
      - Wcale nie! - zezłościła się Aya.
      - Mam dość. Spadam - rzekła rozdrażniona Kao.
      Zwróciła się w stronę sali. Przez chwilę szła powoli, ale potem zaczęła biec. Aya z trudem popędziła za nią, ale buty i złe samopoczucie dawały jej się we znaki.
      Kaori wpadła do środka kilkanaście sekund wcześniej. Szybko zmieszała się z tłumem i przyjęła pierwszą lepszą propozycję tańca.
      Aya też wreszcie weszła do sali. Rozejrzała się, ale napotkała tylko kilka ciekawskich spojrzeń. Spojrzeń wampirów, które spoglądały na jej policzek i szyję. Czyjeś oczy rozbłysły nawet czerwienią na ułamek sekundy.
      Ups.
      Szybko zawróciła. Wyszła na dwór i skierowała się w stronę dormitorium.
      Z trudem doszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko. Pierwszą czynnością było oczywiście zdjęcie butów. Stopy zaprotestowały, gdy dziewczyna chciała wstać. Chwilę więc posiedziała, a potem zacisnęła zęby i przygotowała się do kąpieli.
      Miała wrażenie, że ledwo doszła do łazienki. Czuła się naprawdę dziwnie. W jednej chwili wszystko wyleciało jej z rąk, a ona sama upadła.

      Zadaniem Ichiru wcale nie było wyrządzenie krzywdy Kaori Mitsui, lecz przyprowadzenie do Shizuki Yūki Kurosu. Wcześniej umówiły się, że jeśli dziewczyna zdecyduje się na układ, ma przyjść do określonego punktu, z którego zostanie odebrana przez zaufanego sługę Hiō. Kiedy, pod koniec całego zajścia z Ayą Katayamą, Ichiru ujrzał ustalony z Shizuką znak, czmychnął niepostrzeżenie i udał się do owego punktu w lesie. To, że po drodze wpadł na Kaori, było przypadkiem, zrządzeniem losu.
      Ichiru kazał Yūki iść za sobą. Zaprowadził ją do pokoju, w którym wówczas przebywała Shizuka.
      - Wiesz, co teraz robić - powiedziała. Zostawił Yūki ze swoją panią, po czym wyszedł z budynku i pędem udał się wykonać swoją misję. Podczas biegu przez ułamek sekundy zastanawiał się, co się stało z jego żałosnym bratem, zostawionym przez Shizukę w pomieszczeniu, w którym ta rozmawiała z Ayą. Zaraz jednak odpędził od siebie te myśli.

       Zero marzył już tylko o jednym: o śmierci. Zapach krwi Ayi kompletnie go dobił. Do tego jeszcze obecność Shizuki, zdrada brata… Jak miał z tym dalej żyć? Musiał się podnieść, musiał walczyć, musiał ją zabić, ale nie miał siły choćby się ruszyć. Ciało paliło go żywym ogniem, bo głód trawił już nie tylko jego gardło, ale chyba wszystko, co tylko składało się na jego osobę.
      Potrzebował krwi, do cholery!
      Ledwo oddychał, a z jeszcze większym trudem nie tracił przytomności. Rozdzierające go pragnienie oraz ból szyi w miejscu, w którym cztery lata temu ugryzła go Shizuka, odbierały mu zmysły. Jakim cudem jeszcze nie ześwirował do końca?
      Nie wiedział, co się dookoła działo, nic już nie widział, ale miał wrażenie, że wszystkich dokądś wywiało. Ale to dobrze, w innym wypadku by się nie powstrzymał. Rzuciłby się już na kogokolwiek, czy to na Ayę, czy to na Ichiru…
      Marazm przerwało dopiero pioronujące uczucie, które przeszyło go niczym strzała. Nagle oprzytomniał na tyle, na ile tylko pozwolił mu głód. Umysł rozjaśnił się niemal zupełnie.
      Wszystko dlatego, że poczuł Shizukę. Prawdziwą Shizukę.
      Ostatkiem sił zmusił się do wstania. Kilka pierwszych kroków w kierunku drzwi ledwo pokonał, ale obecność tej, która zniszczyła mu życie, jej we własnej osobie, jakimś cudem wlała w niego energię. Nie wiedział, dlaczego tak na niego zadziałała ta obecność. Czy to „więź krwi” go do niej wzywała? Jak by nie było, w tej chwili był jej wdzięczny, bo odzyskał choć część sił i zdrowego rozsądku. Kiedy umysł mu się przejaśnił, ze zgrozą usłyszał głos Yūki. Do licha, więc ona faktycznie tu przyszła!
      - Jeśli zrobisz krzywdę komukolwiek w Akademii… - szepnęła Kurosu.
      - Twoja krew mi wystarczy. - To był głos Shizuki. Prawdziwy głos, nie ten Marii Kurenai. Ostatnio słyszał go tamtej strasznej zimowej nocy cztery lata temu. Przyspieszył na tyle, na ile był w stanie. - Rozumiesz, co oznacza ugryzienie cię przeze mnie, prawda?
      Nigdy nie pozwoli, by ktoś przemienił Yūki, nigdy!
      Wparował do pokoju, w którym obie przebywały, w ostatniej chwili. Shizuka już nachylała się nad szyją Yūki. Zero przeszył zimny dreszcz.
      - Odsuń się od niej, Shizuka! - wykrzyknął, wyciągając Bloody Rose i celując nią w Hiō. Ku jego niepomiernemu zdumieniu, Yūki błyskawicznie wyswobodziła się od wampirzycy i stanęła przed nią, jak gdyby chciała zasłonić ją własnym ciałem. Aktywowała też Artemisa.
      - Nie zbliżaj się, Zero, proszę! - powiedziała pewnym siebie tonem, patrząc na niego hardo.
      - Odsuń się, do cholery! - wrzasnął zniecierpliwiony. Chciał to wszystko zakończyć, jak najprędzej. Co ona odwalała?! - Dlaczego… - zaczął, ale Yūki mu przerwała.
      - Tylko ta kobieta może cię uratować!
      Przegryzł wargę. Więc to tak, powiedziała jej. Shizuka zdążyła uświadomić Yūki, że jej krew to jedyne na świecie antidotum na jego upadek do Poziomu E. On oczywiście doskonale o tym wiedział, wszak trenowany był na Łowcę. Niemniej miał świadomość, że zdobycie krwi czystokrwistego było praktycznie niemożliwością, a dla niego priorytetem i tak zawsze było zabicie Shizuki, a nie uratowanie siebie samego. A jeśli zabije Shizukę, obróci się ona w pył i z krwi nici. Ale jeśli uda mu się osiągnąć cel, może po prostu popełnić samobójstwo, Shizuka nikomu już przecież nie zaszkodzi, a on i tak nie miałby już po co żyć.
      - Jaki chory układ ci zaproponowała? - warknął.
      - Jeśli dam jej napić się swojej krwi, stanę się kimś takim jak ty - powiedziała wolno Yūki. - Boję się, ale to nie ma znaczenia. Bo jeśli to zrobię, ona cię ocali. Da ci swoją krew, Zero. Tak się umówiłyśmy - wyznała.
      - Ona kłamie, Yūki! Do cholery, to morderczyni! Potwór bez uczuć! Naprawdę myślisz, że to takie proste?! - Zdenerwował się porządnie. Był wdzięczny przyjaciółce za troskę i poświęcenie, ale był pewien, że ta jej naiwność kiedyś ją zgubi. Jego w tym jednak głowa, by nie stało się to teraz. - Odsuń się - nakazał znowu.
      - Nie!
      Stracił cierpliwość i po prostu ruszył na Yūki. Bez problemu wytrącił jej Artemisa z ręki, po czym złapał ją mocno. Zaczęła się wyrywać, ale był silniejszy, mimo głodu, jaki go trawił.
      Spostrzegł w porę, że jej spojrzenie zatrzymało się na łowieckiej bransoletce od dyrektora.
      - Przepraszam - szepnęła, próbując dosięgnąć dłonią do jego tatuażu, ale był szybszy i skutecznie jej to uniemożliwił.
      - Dlaczego mnie powstrzymujesz?! - wrzasnął.
      - Ja… - zaczęła, ale wtedy odezwała się milcząca dotychczas Shizuka. Wstała z kanapy i podeszła do nastolatków.
      - Ona cię ugłaskała, chłopcze - stwierdziła z cieniem smutnego uśmiechu na ustach. Doskonale musiała zdawać sobie sprawę z tego, że on zrobi dla niej wszystko. - I jak, cieszysz się, że jesteś wreszcie w stanie usłyszeć głos swojej pani?
      Cholera, przeklął w myślach Zero. Nie był już w stanie się poruszyć. Było nawet gorzej niż w środę, gdy z nią walczył. Teraz to była prawdziwa ona, dokładnie taka sama jak wtedy, gdy zamordowała mu rodziców.
      - Nie czujesz przypadkiem pragnienia posłuszeństwa mi? - kontynuowała ze spokojem Shizuka. - Mój głos ma moc wiązania, ponieważ powróciłam do swego prawdziwego ciała. - Przyjrzała się znieruchomiałemu zupełnie Zero i Yūki, która chwilowo przestała mu się wyrywać. - O, tak jest dobrze. Przytrzymaj ją dla mnie. - Podeszła bliżej. - Rozumiesz już, prawda? Nie możesz mi się sprzeciwić. Dla ciebie jako wampira jestem twoją panią i matką.
      - Zero, puść mnie - spróbowała szczęścia Yūki, ale na nic się to nie zdało. Choćby chciał, nie był w stanie sprzeciwić się słowom Shizuki.
      Cholera, cholera, cholera!
      - Nie musisz zmuszać Zero do takich rzeczy! - wykrzyknęła Yūki, wiedząc, jak bardzo ten będzie miał to sobie za złe. - Przecież zawarłyśmy układ, dam ci swoją krew, będę posłuszna!
      - Przez cztery długie lata to ciało umierało z głodu - rzekła Shizuka, kładąc rękę na piersi. - Myślisz, że twoja krew mi wystarczy? - Uśmiechnęła się, po czym sięgnęła do szyi Zero i zaraz potem zatopiła kły dokładnie w tym samym miejscu, w którym cztery lata temu.
      A on, niczym otumaniony narkotykiem, nic nie mógł zrobić.
      - Nie! - krzyknęła zrozpaczona Yūki. - Mówiłaś, że chcesz tylko mojej krwi! Przestań! - Zaczęła płakać. - Dlaczego robisz Zero takie okrutne rzeczy?! Przestań, wystarczy!
      Shizuka oderwała się wreszcie od szyi chłopaka, po czym zbliżyła twarz, po której spływała strużka krwi Zero, do twarzy Yūki.
      - To kara za to, że go ugłaskałaś - szepnęła jej na ucho, po czym odsunęła się odrobinę. - Yūki, powiedziałaś, że jestem okrutna, ale kim ty właściwie jesteś, by mówić mi coś takiego? - Ujęła jej podbródek i patrząc jej głęboko w oczy, rzekła: - Fakt, że twoja decyzja przysporzy Zero cierpienia, jest oczywisty nawet dla mnie.
      - Ale ja… - Yūki zawahała się i przełknęła łzy. - Myślałam, że jeśli tylko z nim będę, to wszystko jakoś się ułoży… - Posmutniała jeszcze bardziej. - Zastanawiam się, czy kiedykolwiek mi wybaczy…
      Nagle udało mu się ją puścić. Podniósł dłoń do twarzy.
      - Nigdy więcej… - wyszeptał, mając nadzieję, że starczy mu sił, by zrobić to, po co tu przyszedł.
      Błyskawicznie wykonał ruch, który pozwolił mu jednym susem doskoczyć do Shizuki, po czym zacisnąć prawą dłoń na jej gardle.
      - Zero! - krzyknęła Yūki.
      - To bezcelowe - powiedziała spokojnie Shizuka, nie wykazując nawet cienia strachu. - Wciąż powinieneś być bezwolny niczym kukła. Nie masz zresztą nawet siły, by porządnie zacisnąć dłoń na mojej szyi.
      Niestety, miała rację. Ale on nie puścił jej, a lewą rękę zacisnął na Bloody Rose. Jednak, widocznie wbrew oczekiwaniom zarówno Shizuki, jak i Yūki, wycelował broń nie w Hiō, lecz we własną nogę. Nacisnął spust, jego ciało zalał ból. I to go otrzeźwiło na tyle, by był w stanie zacisnąć dłoń na gardle Shizuki. Na jej twarzy odmalowało się zdumienie.
      - Niczego mi już nie odbierzesz! - warknął.
      Podniósł pistolet i strzelił, ale przez Yūki, która rzuciła się na jego rękę dzierżącą broń, chybił. Zdenerwowany odepchnął przyjaciółkę i ruszył ku Shizuce.
      - Zero, nie! - krzyknęła Yūki, łapiąc go za marynarkę.
      - Zostaw! - rozkazał.
      Shizuka zaśmiała się.
      - Ty naprawdę chcesz mnie zabić, nieprawdaż?
      Rozeźlony strzelił ponownie i tym razem trafił, lecz nie tam, gdzie zamierzał, bo nadal przeszkadzała mu Yūki.
      - Od czegoś takiego nie umrę - zauważyła Shizuka z delikatnym uśmiechem.
      - Niczego mi już nie odbierzesz - powtórzył. - Zakończę to wszystko…
      Znów ruszył ku niej. Nie uciekała. Stała nieruchomo, śmiertelnie piękna z tymi swoimi jasnoszarymi, niemal białymi włosami, ubrana w przepiękne jasne kimono.
      Stanął przed nią i wycelował w nią pistolet.       
      - Zakończmy to wreszcie dla świętego spokoju, Shizuka - powiedział opanowany. - Żyłem tylko dla tego dnia…
      Już chciał strzelić, gdy poczuł, że od tyłu obejmuje go Yūki.
      - Puść mnie - nakazał.
      - Jeszcze cię nie zapytałam, co się stanie później - wyszeptała, zaciśniając uścisk. - Kiedy ta noc się skończy… Co się z tobą stanie, Zero? - Puściła go i zrobiła krok, by się z nim zrównać. Spojrzała mu prosto w oczy.
      - Nie ma takiej potrzeby, by się nad tym dogłębnie zastanawiać, prawda, Zero? - odezwała się Shizuka. - Głęboko w twoim sercu kryje się przecież pragnienie, by zginąć razem ze mną, czyż nie?
      Yūki znieruchomiała, ale Zero zachował zupełny spokój.
      - Być może - powiedział. Miała rację, ale nie zastanawiał się, skąd ona wie takie rzeczy. Liczyło się teraz co innego. Z powrotem wyprostował rękę i już miał nacisnąć spust, gdy jego przedramię przeszył ból. Ze zdziwieniem spostrzegł, że wbiła się w nie katana.
      - Zero! - przeraziła się Yūki.
      Zero i Shizuka spojrzeli w stronę drzwi, jako że to stamtąd nieoczekiwanie nadleciała broń.
      - Shizuko-sama, co ty robisz? - zapytał Ichiru.
      - Nie rób nic niepotrzebnego - wyszeptała. - Dlaczego przyszedłeś? Nie wzywałam cię.
      - Wiem - przyznał - ale muszę stwierdzić, że nie podoba mi się odmienność sposobów, w jaki nas traktujesz. - Spojrzał na brata przez maskę.
      Zero wyrwał z ręki katanę.
      - Myślałem, że nie żyjesz, Ichiru - mruknął. Na te słowa nowoprzybyły ściągnął maskę. Na widok jego twarzy Yūki wyraźnie się zdziwiła.
      - Och, no proszę, więc jeszcze mnie pamiętasz, braciszku? - zadrwił. Zaraz jednak zwrócił się do czystokrwistej. - Jak długo zamierzasz bawić się Zero, Shizuko-sama? Czy to możliwe, że chcesz zostawić to diabelskie nasienie samopas? - Mówiąc to, zbliżał się do swej pani, by ostatecznie odwrócić się do niej plecami i zasłonić ją własnym ciałem. - To byłby błąd, Shizuko-sama - powiedział, wpatrując się w Zero. - Nie możesz samolubnie umrzeć, to sprawiłoby problemy.
      Shizuka prychnęła, po czym westchnęła.
      - Nadal mam coś, co muszę zrobić - oznajmiła. - Wcale nie zamierzałam dać się zabić. Nie musisz się martwić, Ichiru - rzekła spokojnie, po czym ruszyła do wyjścia.
      Zero rzucił się w jej kierunku, ale Ichiru zagrodził mu drogę.
      - Shizuka! - krzyknął prefekt.
      - Wiesz, to ignorowanie mnie jest okropne, Zero - mruknął Ichiru. - A jestem przecież pewny, że z utęsknieniem wyczekujesz rozmowy z kimś, kogo długo nie widziałeś.
      Obaj przypomnieli sobie przeszłość. Lata, które wspólnie spędzili, tak bardzo sobie bliscy, że bardziej by się nie dało. Jednak zarówno oni obaj, jak i ich rodzice mieli świadomość, że Ichiru, który urodził się słaby i chorowity, nie będzie w stanie zostać Łowcą. Z kolei Zero, młody geniusz, miał przed sobą świetlaną przyszłość w Związku. Mimo tego kochali się całym sercem i większość czasu spędzali razem. Zazwyczaj nawet spali w jednym łóżku, nie chcąc się rozdzielać.
      Ale któregoś wczesnowiosennego dnia, pośród płatków wiśni elegancko tańczących na lekkim wietrze, na ich drodze pojawiła się ona. Shizuka Hiō. Gdy pierwszy raz ją ujrzeli, byli sami. Zero natychmiast wyczuł, że mają do czynienia z potężnym wampirem. Ichiru zupełnie tego nie czuł.
      Kilka dni później Ichiru zauważył ją płaczącą. Spojrzała na niego swymi pięknymi, ale jakże smutnymi oczyma. Od razu spostrzegła, że i on ma problemy. Próbował radzić sobie z własną słabością i bezużytecznością, ale co mógł zrobić? Był tylko przeszkodą dla utalentowanego brata.
      Mijały miesiące. Pewnego zimowego wieczora rodzice szykowali się do wyjazdu na kolejną misję. Zero zauważył, że ostatnio z bratem działo się coś dziwnego. Spytał, czy coś się stało, ale Ichiru zaprzeczył. Nie przyznałby się przecież, że gdy Zero trenuje, wymyka się z domu, by spotkać się z tą piękną, smutną kobietą, która tak doskonale go rozumiała. Jako jedyna, jak się okazało. Zero był co prawda jego starszym bratem bliźniakiem, ale nie wiedział, jak to jest być słabym.
      Rodzice nie zwrócili na niego uwagi, gdy na piżamę ubrał kurtkę i buty, ale Zero zapytał Ichiru, dokąd się wybiera. Powiedział, że chce po prostu się przewietrzyć. Wyszedł, niepomny na wołania brata.
      - A gdzież to podział się Ichiru? - spytali Zero rodzice.
      - Zaraz wróci - odrzekł tylko i już chciał wrócić do własnych spraw, gdy wyczuł coś przerażającego. - Wampir… obnaża swe kły - szepnął. - Ichiru…
      Przerażony, wybiegł na zewnątrz tak jak stał, bez kurtki i na bosaka, mimo zimy. Rodzice krzyczeli za nim, ale on, wiedząc, że młodszemu bratu może grozić niebezpieczeństwo, pozostał nieczuły na ich rozkazy powrotu.
      - Ty… - Zero zauważył tę samą kobietę, którą spotkał kiedyś podczas spaceru z bratem. Po jej twarzy spływały łzy smutku.
      - Cóż za bystry chłopak - szepnęła. - Wyczułeś mnie nawet szybciej niż rodzice. Przeklęte bliźnięta… Czy to dzięki twojej grzesznej krwi?
      - O czym ty mówisz? - Zero zupełnie nie rozumiał. Nim zdążył zorientować się, co się dzieje, znalazła się tuż za nim. Po raz pierwszy na własne oczy ujrzał wampirzą szybkość.
      - Obarczę cię jeszcze bardziej przeklętym przeznaczeniem - wyszeptała mu do ucha.
      - Ichiru, Zero! - Na scenie pojawili się rodzice szukający dzieci.
      - „Szkarłatna wiśnia”, Shizuka - powiedział ojciec, Ren.
      - „Szkarłatna wiśnia”? - mruknął pod nosem Zero. Kilka sekund później zrozumiał. Skojarzył znaki kanji na „szkarłat” i „wiśnię”, które to układały się w nazwisko jednego z rodów czystokrwistych, Hiō. Miał więc do czynienia z Księżczniczką Czystej Krwi, Shizuką Hiō we własnej osobie.
      - Droga wampirzyco czystej krwi, jakiż to masz do nas interes? - Rodzice nie tracili zimnej krwi, ale czekali z bronią w pogotowiu. Bali się wykonać zły ruch, bo ich starszy syn tkwił w objęciach Shizuki.
      - Zlikwidowaliście tamtego człowieka - powiedziała, nie wdając się w szczegóły. - Teraz się wam za to odwdzięczę - dodała, zbliżając usta do szyi Zero.
      - Nie! - wrzasnęli rodzice, ale było już za późno. Ból rozprzestrzenił się po całym ciele Zero niczym najgorsza trucizna.
      Niczym w transie oglądał to, co się później działo, niezdolny do tego, by cokolwiek zrobić. Nie potrafił pomóc rodzicom, gdy byli zabijani przez Hiō. Jedyne, co był w stanie uczynić, to modlić się w duchu, by Ichiru nie wrócił ze spaceru w nieodpowiednim momencie.
      Niestety, czcze to były prośby.
      Dom, w którym rozegrała się ostateczna walka, zalewała powódź krwi Zero oraz Midori i Rena Kiryū. Chłopiec chcąc nie chcąc podczas całego tego koszmaru trzymany był przy Shizuce. Jedną ręką nie pozwoliła mu ruszyć się od niej na krok, drugą zamordowała jego rodziców, jak gdyby nie byli niczym więcej niż śmieciami, których należy się pozbyć. I wtedy, gdy dwa martwe ciała leżały na podłodze, a Zero ledwo utrzymywał się na nogach, w drzwiach stanął Ichiru. Szeroko otwarte, lawendowe oczy omiotły wzrokiem salę śmierci.
      - Ichiru, uciekaj! - krzyknął ostatkiem sił Zero. Osunął się na ziemię, gdy tylko Shizuka go puściła, doskonale wiedząc, że chłopiec nie ma tyle energii, by uciec ani ją zaatakować. - Ichiru, jeśli ona będzie chciała położyć na tobie łapy, musisz ją zabić, rozumiesz?!

      - Wiesz, o czym w tamtej chwili myślałem?
      - Ichiru… - szepnął Zero, patrząc bratu prosto w oczy.
      - Chcesz wiedzieć? - Ichiru dokładniej przyjrzał się bliźniakowi. - Ach, rozumiem. Tak naprawdę wiedziałeś to już od dawna, prawda? To, że moje serce już wtedy ogarnięte było przez ciemność.

      Tamtej nocy, zamiast ją zabić, Ichiru uśmiechnął się lekko na widok Shizuki, mimo iż jej ręce, twarz i kimono plamiła krew jego rodziny. Tymczasem Shizuka ukucnęła przy ledwo żywym Zero.
      - Masz ledwie trzynaście lat, wciąż jesteś dzieckiem, a mimo tego masz taki wyraz twarzy - powiedziała. - Niewiele spotkałam osób, które patrzyłyby na mnie w taki sposób, targane tak silnymi emocjami.
      - Shizuko-san - odezwał się nienaturalnie spokojnym w takiej sytuacji tonem Ichiru. - Jeśli zaraz stąd nie odejdziemy, to Rada albo Związek może nas złapać - przypomniał. Shizuka wstała i skinęła głową. - Nie żałujesz, prawda? - zapytał. - Dokonałaś swojej zemsty. Nie musisz już być smutna.
      - Ichiru… - wyszeptał bezgłośnie Zero. Miał nadzieję, że to jakieś majaki z powodu bólu bądź szoku wywołanego śmiercią rodziców.
      - Nie jestem - zapewniła. - Czuję się spełniona, Ichiru. Dokonałam zemsty na rodzinie Kiryū, a ponadto zyskałam coś niezwykle intersującego…
      Zero nie słyszał jej dalszych słów. Osunął się w ciemność, a gdy się ocknął, leżał już na kolanach swego mistrza, w którego ocalałym oku widział jedynie rozpacz.

      - Nawet od kiedy usłyszeliśmy rozmowę rodziców na nasz temat - rzucił Ichiru, nie zwracając najmniejszej uwagi na Yūki - zachowywałeś się tak, jakbyś z niczego nie zdawał sobie sprawy. Rodzice stopniowo przestali mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a brata, którego kochałem… - Na moment zawiesił głos. - Cóż, tak naprawdę od zawsze go nienawidziłem. - Uśmiechnął się ponuro pod nosem. - Swoją drogą, powinieneś mi podziękować. To ja poprosiłem Shizukę-sama, by pozostawiła cię przy życiu.
      - Taak - mruknął Zero. - Bo po sprowadzeniu na mnie największego możliwego cierpienia chciałeś zabić mnie własnoręcznie.
      - Racja - przyznał bez bicia Ichiru. Uśmiechnął się pogardliwie i nachylił nad uchem brata. - Cierpiałeś wystarczająco, Zero? Cierpiałeś tyle, ile ja? - Wyprostował się po chwili. - Shizuka-sama odmieniła moje życie. Nie sądzisz, że czystokrwiści z tymi swoimi mocami przypominają bogów?
      - Ta kobieta bogiem? - prychnął ze złością Zero.
      - Nic o niej nie wiesz - powiedział Ichiru. - Nic. - Zamilknął na chwilę. - Dotrzymała swojej obietnicy. Uwolniła mnie od słabości i chorób - rzekł z wdzięcznością w głosie. - Chcę cię zabić, Zero - przyznał - ale jeśli zdecydujesz się pójść z nami, pozwolę ci żyć. Więcej: wybaczę ci. Ale możesz z nami iść tylko jako jej sługa.
      - Ty też stałeś się niczym więcej jak jej sługą! - wtrąciła się Yūki, ale bracia nie zwrócili na nią uwagi.
      - Jeśli rodzice dowiedzieliby się, że czujesz się lepiej, na pewno bardzo by się ucieszyli - stwierdził cicho Zero.
      I wtedy zaatakował. Refleks brata faktycznie się jednak poprawił, bo bez trudu się obronił i wykonał kontratak. Niegdyś byłoby to nie do pomyślenia.
      - Przecież powiedziałem ci, że rodzice stracili dla mnie jakiekolwiek znaczenie! - wykrzyknął.
      - Mówisz poważnie? - Zero jakoś nie mógł w to uwierzyć, a przynajmniej nie chciał tego zrobić. Jego kochany brat, o którego tak się zawsze martwił, ten, który, jak sądził, został ostatecznie zamordowany przez Shizukę, zdradził swoich bliskich i darzył ich nienawiścią. Czy to możliwe?
      - Jak najbardziej!
      Chcieli znów z furią się na siebie rzucić, gdy między nimi wyrosła nagle Yūki.
      - Przestańcie obaj! - krzyknęła.
      - Odsuń się - rozkazł przestraszony Zero, bojąc się, że i jej się oberwie.
      - Lepiej wy skończcie tę maskaradę! To jakiś absurd! - wykrzyknęła. - Nieważne, jak na to spojrzeć, jesteście przecież braćmi!
      Nagle sztylet Ichiru znalazł się tuż przy jej szyi. Ichiru nachylił się nad nią.
      - Jeśli zaraz nie zejdziesz mi z drogi, zabiję cię, nawet wbrew Shizuce-sama - ostrzegł lodowatym tonem.
      - Przestań. - Zero przyłożył bratu lufę do czoła.
      - Myślałem, że łowiecka broń nie działa na ludzi? - Ichiru z chłodem zwrócił się do Zero. - Nawet po przemianie w wampira nadal starasz się być Łowcą? - zachichotał, ale nie było w tym nic z wesołości. - Jesteś głupcem, Zero. Powinieneś był pozwolić Shizuce-sama mieć tę dziewczynę, dzięki czemu mógłbyś napić się jej krwi. Ona dotrzymuje słowa, wiesz?
      - Yūki, odsuń się - szepnął Zero, odciągając przyjaciółkę od brata i zasłaniając ją własnym ciałem. Ichiru nie zwrócił na to większej uwagi.
      - Tylko ty zostałeś przemieniony, Zero - kontynuował. - Mnie Shizuka-sama nie ugryzła. Ona pozwoliła mi pić swoją krew.
      Więc to dlatego… Dlatego Ichiru stał się silny i pozbył się chorób trawiących jego wątłe ciało od dnia narodzin. Dlatego…
      Zero poczuł nagle coś, czego się nie spodziewał.
      - Zapach jej krwi… - szepnął, myśląc o Shizuce, którą wcześniej postrzelił. - Nasilił się.
      - Shizuka-sama! - wykrzyknął ze zgrozą Ichiru, rzucając się ku wyjściu. Zero już chciał za nim ruszyć, gdy powstrzymała go Yūki, chwytając go mocno od tyłu.
      - Ichiru! - krzyknął. - Cholera, puść mnie, muszę zabić Shizukę! - warknął na przyjaciółkę.
      - I jak ją już zabijesz, to co niby zamierzasz zrobić?! - spytała. - Wciąż nie otrzymałam odpowiedzi! Kiedy to wszystko się skończy… Czy ty chcesz wtedy odebrać sobie życie?!
      Nagle jakby opuściły go siły. Z dziwnym spokojem w sercu spojrzał na Yūki.
      - Tak - odparł szczerze. - Wiedziałaś o tym, prawda? Że zawsze myślałem w ten sposób. - Zobaczył, jak przegryzła wargę. Przeczuwała to. Tak samo Aya, która prosiła go, by wrócił, gdy oznajmił jej, że zamierza zabić Shizukę.
      Yūki zwiesiła głowę.
      - Tak - przyznała.
      - No więc właśnie. Jak widzisz, nie musisz dla mnie tyle robić - powiedział. - Nie zniósłbym, gdybyś stała się wampirem. Nie wolno ci, Yūki…
      - Ja po prostu nie chciałam, byś zginął, Zero - wyznała.
      Nie namyślając się, porwał ją w ramiona. Przytulił ją mocno, chcąc przejąć jej siłę.
      - Jeśli to prawda, Yūki, dlaczego… Dlaczego chcesz się poświęcać dla kogoś takiego jak ja? - Zamilknął na moment, po czym odsunął ją od siebie. - Cieszę się, że jesteś bezpieczna. Zostań tu - nakazał, po czym ruszył w stronę wyjścia.
      - Zero… - szepnęła.
      - Wrócę - obiecał.
      Kierując się zapachem, szybko dotarł do miejsca, w którym znalazł Ichiru trzymającego w ramionach martwą Shizukę.
      - Co ty robisz? - zapytał cicho, widząc, że brat ma usta umorusane czystą krwią.
      Właśnie wtedy ciało ostatniej z rodu Hiō zmieniło się w srebrzysty pył. Ichiru z otępieniem wpatrywał się w swoje puste już ręce. Powoli uniósł wzrok na brata.
      - Zabiłeś ją, Zero… Ty i ta Akademia… - uciął, bo usłyszał zbliżające się kroki. Prędko wyskoczył z okna prosto w ciemną noc.
      Zero nie odwrócił się, gdy do pokoju weszli Yūki i Akatsuki Kain. Oczy wampira przesunęły się z sylwetki prefekta na łowiecki pistolet, który wciąż trzymał w lewej dłoni.
      - Kiryū, czy ty…?







***
      Cześć!
   Dedykacja wędruje do Chloe, Oleeny, Andzika, Aishiteru i Kiran Lilith. :) Dzięki za ślady obecności, dziewczęta!
    Jak widzicie (albo i nie, bo z pamięcią różnie bywa), w tym rozdziale pojawiło się wiele scen, które miały miejsce w mandze i anime (w nieco innej formie), ale nie w naszej starej wersji, w której to minęło sporo czasu, zanim na poważnie zaczęłyśmy opisywać wydarzenia z punktu widzenia bohaterów innych niż Aya i Kaori. Zero i Ichiru są jednak na tyle ważnymi postaciami, że warto się na nich od czasu do czasu skupić, prawda?
      Do następnego!

4 komentarze:

  1. Yayyy! Taki ciężki, nudny deszczowy dzień, malować się nie chce ani nic, wchodzę na zakładkę z blogami, patrzę się a tu nowy rozdzialik! Mój zaciesz usłyszeli nawet rodzice, którzy akurat robili coś na poddaszu.
    Jak wy to robicie, że wasze opisy, odczucia danej postaci i rozmowy są tak pełne? Podziwiam was za to, dziękuję za dedykt i nadsyłam mentalnie weny i buziole:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my dziękujemy za tak miłe słowa! <3 Buziaczki!

      Usuń
  2. Bardzo lubię kiedy zdarzenia są opisane z perspektywy Zero. Zazwyczaj nie mówi za wiele, a w ten sposób możemy poznać co na prawdę myśli ;) Rozdział jak zwykle świetny! :D Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Introwertycy tak mają. xD
      Dziękować. <3

      Usuń