Jako iż pierwszy kwietnia przypadał w piątek, rok szkolny
rozpoczęto dopiero czwartego, w poniedziałek, by uczniowie nie wracali bez
sensu z domów przed piątkiem tylko po to, by wziąć udział w apelu
inauguracyjnym oraz spotkaniu z wychowawcą.
Aya i Kaori z ulgą przyjęły koniec wakacji. W normalnych
okolicznościach cieszyłyby się na wolne, ale teraz, nie mając dokąd wrócić,
spędzały większość godzin w swoim pokoju w dormitorium. Od czasu do czasu
wychodziły wspólnie na spacer, ewentualnie spotykały się na chwilę z
prefektami, a kilkakrotnie zostały zaproszone do domku dyrektora, ale ogółem
były to zdecydowanie najbardziej ponure i nudne wakacje w ich życiu. Kiedy więc
do akademika powrócił gwar, obie nieco odżyły. Kaori przesiadywała u koleżanek
z pokoju obok, ile tylko mogła, z kolei Aya nadrabiała czas z Otsune. Niby nie
widziały się tylko przez kilkanaście dni, ale jej wydawało się, że było to dużo
dłużej.
***
-
Gdzie się podział nauczyciel? - zdziwiła się Otsune, która ku uciesze Ayi (i
pewnie dzięki zabiegom dyrektora) trafiła do jej klasy, 2-2. W przeciwieństwie
do większości liceów w Japonii, w Akademii Kurosu po pierwszym roku nie
zmieniano składów klas.
- Nie mam pojęcia - odparła zgodnie z prawdą.
Był
piątek ósmego kwietnia. Uczniowie grzecznie czekali na pierwszą lekcję, ale
prowadzący z jakiegoś powodu się spóźniał, co raczej mu się nie zdarzało. Być
może nagle zachorował i nie znaleziono jeszcze zastępstwa.
Jak na zawołanie w sali pojawiła się nauczycielka z sąsiedniej
klasy.
- Takenouchi-sensei niestety źle się dziś poczuł, dlatego na
tej godzinie uczycie się sami - poinformowała, po czym wyszła. Jak zwykle w
podobnych sytuacjach, większość uczniów zaczęła rozmawiać i żartować, zamiast
sięgnąć po książki. Aya już chciała wyjąć z torby powieść, którą dzień
wcześniej wypożyczyła z biblioteki, gdy nagle jedna z dziewczyn siedzących
przed nią osunęła się bezwładnie na ziemię. Aya szybko wstała i podbiegła do
niej.
- Co się stało? - spytała koleżankę siedzącą obok omdlałej Haruko
Yamazaki.
- Nie wiem! Nagle upadła! - odpowiedziała Nadeshiko Shindō,
wyraźnie przestraszona.
Aya
poczuła przerażenie, gdy spojrzała na szyję Haruko.
Ślady ugryzienia!
Poszukała wzrokiem Zero. Okazało się, że chłopak też już to
zauważył.
- Niech ktoś ją zabierze do izby chorych… - powiedział jeden z
uczniów.
- Odsunąć się! - rzucił prefekt. Szybko podszedł do zemdlonej
dziewczyny. - Ja ją tam zaniosę.
Bez
trudu podniósł Haruko i udał się w kierunku drzwi. Kątem oka Aya zauważyła
tęskne spojrzenie Nadeshiko. Domyśliła się, że ta nadal się nie odkochała po
tym, jak Zero uratował ją w walentynki, przez co pewnie chciałaby być teraz na
miejscu Haruko - w ramionach prefekta.
Aya pokręciła głową. Co za bzdury.
- Otsune, Kao, ja też pójdę. Nie czekajcie na mnie - rzuciła i
wybiegła za kolegą. Pospiesznie się z nim zrównała.
- Kto to mógł zrobić? - zapytała z lekkim strachem w głosie.
- Nie mam pojęcia.
Wkrótce
dobiegła do nich Yūki.
- Jejku, czemu takie rzeczy się jeszcze zdarzają? - mruknęła.
-
Natychmiast musimy pójść z tym do dyrektora - powiedziała Yūki, gdy
poszkodowana znajdowała się już w pokoju pielęgniarskim pod troskliwą opieką
lekarki.
- Taa… Chodźmy - zgodził się Zero. Nie należało tego odwlekać,
taką sprawą należało zająć się jak najszybciej.
- Mogę iść z wami? - spytała Aya. Pierwszej lekcji i tak
właściwie nie było, więc w klasie jedynie by się nudziła, a tak mogła się na
coś przydać. - Pewnie będziecie szukać sprawcy, prawda?
- Tak, prawdopodobnie.
- No właśnie. Może mogłabym pomóc?
- Byłoby to dość wygodne - przyznała Yūki. - Nikogo innego o to
prosić nie możemy, bo tylko ty jesteś wtajemniczona, a co trzy głowy to nie
dwie - zaśmiała się lekko.
Wszyscy
troje udali się więc do Kaiena Kurosu, który w godzinach lekacji przebywał w
swoim gabinecie w budynku szkolnym.
-
Przepraszam, dyrektorze - rzekł Kaname.
Ech, mogłam tu jednak
nie przyłazić. Muszę patrzeć teraz na tę jego wstrętną twarz, pomyślała Aya.
Kiedy
tylko Kuran znajdował się w polu widzenia, Aya wprost nie mogła powstrzymać
złości. Nienawidziła go za jego czystą krew, za to, co jej niegdyś powiedział,
a nawet (a może szczególnie) za to, że od czasu do czasu pomagał jej lub Zero.
Niedawno sprawił, że odwołano rozkaz egzekucji Zero za zabicie Shizuki. Sęk w
tym, że to wcale nie był dobry uczynek. Tak naprawdę to pewnie sam Kaname
pozbył się Hiō, a wstawienie się za Zero było mu po prostu na rękę. Nie chciał,
by ktoś pozbawił go „tarczy” Yūki. Co więcej, uchodził po tym zapewne za wielce
wielkodusznego.
Nieważne, co zrobi.
Tak czy owak musi w tym mieć jakiś cel. On nie robi czegoś dla kogoś ot tak
sobie… Wyjątkiem jest Yūki. Zastanawiam się, dlaczego ktoś taki jak on w ogóle
zwraca uwagę na zwykłą ludzką dziewczynę? A zresztą, co mnie to obchodzi!
- Powinienem ich uważniej obserwować - kontynuował Kaname.
- Nie, nie - odparł Kaien. - Wcale nie ustaliliśmy, że wampir,
który to zrobił, był z Nocnej Klasy. Nie przejmuj się więc tym za bardzo. Od
zapobiegania takim sprawom mamy przecież strażników. Po prostu musimy być teraz
ostrożniejsi. Przynajmniej dziewczyna, która zemdlała z powodu anemii, nie
pamięta, co się stało. Nie wie nawet, że została ugryziona. Nie ma wątpliwości,
że jej wspomnienia zostały wymazane przez wampira.
- Co znaczy, że studenci z Nocnej Klasy są podejrzani - wtrącił
Kuran. - Jedynymi, którzy użyliby „rytualnej magii”, jak niektórzy Łowcy
nazywają inaczej wymazywanie wspomnień, są wampiry z arystokrackiej warstwy. A
Nocna Klasa z takich właśnie się składa. Rozumiem, że nie chcesz podejrzewać
własnych uczniów, ale jesteś w tej sprawie zbyt pobłażliwy.
W tej akurat kwestii Aya musiała się z nim zgodzić.
Widząc przybitą minę Yūki, Zero poklepał ją po głowie.
- Nie martw się tym - powiedział. - To nie znaczy, że źle
wypełniasz obowiązki, tylko że przeciwnik jest bardzo zmyślny.
- Hej! - zaprotestowała Kurosu. - Zero, powinieneś choć trochę
czuć się za to odpowiedzialny. Też jesteś strażnikiem! - burknęła.
- Tak dla przypomnienia - przerwał Kaname, zwracając się do
prefektów - Kiryū też jest podejrzany.
Wszyscy zdziwili się szczerze, słysząc te słowa.
- Co? Będziesz go teraz oskarżał? - nie dowierzała Aya. Chyba
sobie kpił! Doskonale wiedział, że Zero coraz bliżej do Poziomu E, mowy nie
było, by mógł wymazywać innym wspomnienia tak jak Klasa B.
- I ty również - odparł oschle czystokrwisty, ignorując słowa
dziewczyny.
- Że co, proszę?! - Zamrugała ze zdumienia. Czy on to robił na
złość? Po prostu się nimi bawił, a może z jakiegoś powodu na nich wyżywał?
Oczywistym przecież było, że żadne z nich za tym nie stało. Aya w ogóle nie
piła jeszcze krwi, nie miała nawet wampirzych kłów, a Zero… Cóż, on żywił się
tylko Yūki.
- Jesteś rzadkim przypadkiem Łowcy, który stał się wampirem -
zwrócił się do prefekta Kuran. - Wcale nie byłoby niespodzianką, gdybyś
posiadał jakieś niezwykłe zdolności.
- Nie kojarzę, bym jakieś miał - odrzekł spokojnie Zero, nie
dając wyprowadzić się z równowagi.
- Kaname-kun! - odezwał się dyrektor.
- Doprawdy? - spytał Kuran, tym razem ignorując dyrektora
Akademii. - Może nieświadomie zaatakowałeś tę dziewczynę, pragnąc jej krwi.
- Kaname-senpai, nawet jeśli nie lubisz Zero, myślałam, że go
zaakceptowałeś - powiedziała zdenerwowana Yūki. - Naprawdę myślisz, że Zero
zaatakował tę dziewczynę?!
- Mówisz tak, jakbym to zrobił - zauważył posępnie Kiryū.
- Zero, cicho bądź! - krzyknęła pani prefekt. - Dobra, znajdę
prawdziwego winowajcę i udowodnię, że Zero jest niewinny! - zdecydowała nagle.
Najwyraźniej porządnie zdenerwowała się na Kaname. - Chodź, Zero. Idziemy! -
Złapała kolegę za rękę i zaczęła wyprowadzać go z pokoju, zapominając o
istnieniu Ayi.
- Hej, Yūki… - zaczął Kiryū, również zdziwiony jej zachowaniem.
Dziewczyna obróciła się jeszcze.
- Dopóki nie uznasz, że Zero jest niewinny, nie odezwę się do
ciebie, Kaname-senpai - poinformowała go. Próbowała zachować poważny wyraz
twarzy, ale przemknął po niej cień smutku.
- Wow! To pierwszy raz, kiedy Yūki otwarcie się tobie
sprzeciwiła, Kaname-kun, prawda? - zaśmiał się dyrektor.
Aya
zachichotała mimo woli. Choć raz Yūki zrobiła coś sensownego. No, pomijając
zostawienie ją w towarzystwie Kurana.
- Nie powinnaś być taka wesoła. - Kaname przeszył ją
spojrzeniem.
- Bo co? - spytała hardo. Obok był dyrektor, więc miała
świadomość, że nic złego nie może się stać.
- Nie słyszałaś, że też jesteś jedną z podejrzanych? - zapytał
spokojnie.
- To nielogiczne - odparła. - Przecież nie piję krwi. Jakbyś
nie zauważył, póki co wciąż jestem w większości człowiekiem, wiesz?
- Właśnie sęk w tym, że nie wiem - odpowiedział, przeszywając
ją spojrzeniem. - Miałaś mnie informować o tym, co się z tobą dzieje - przypomniał
chłodnym tonem.
- Och, wybacz, ale nie mam zamiaru tego robić - powiedziała
zdecydowanie.
- W takim razie skąd mam wiedzieć, jak daleko zaszły sprawy?
- Przecież taki wspaniały czystokrwisty wampir jak ty z
pewnością się zorientuje, kiedy sprawy NAPRAWDĘ zajdą za daleko.
- Nie podoba mi się twój ton.
- Nie obchodzi mnie to.
- Dobrze ci radzę, nie rób sobie ze mnie wroga.
- Hej, ja tu jestem! - przypomniał dyrektor.
- Spokojnie, ja już wychodzę. Mam zamiar przyłączyć się do
poszukiwań PRAWDZIWEGO sprawcy, którym NA PEWNO okaże się ktoś z Nocnej Klasy -
rzekła dumnym tonem, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
Rany, jak ten koleś mnie niesamowicie
wkurza! Myśli, że cały świat należy do niego. I jeszcze żeby podejrzewać mnie
lub Zero… Powiedział to tylko po to, by nas wyprowadzić z równowagi! Choć
najbardziej zdenerwował tym Yūki. Hehe, dobrze mu tak!
Chodziła chwilę po korytarzu. Hm, właściwie od czego by tu zacząć? Dokąd
mogli pójść prefekci? Ech, mniejsza o to. Zacznę od pokoju pielęgniarskiego.
Szybko
tam dotarła. Otworzyła drzwi. Wewnątrz, oprócz poszkodowanej Haruko, zobaczyła
nie tylko strażników, ale także najbardziej zaufane wampiry Kurana - Takumę,
Rukę, Akatsukiego, Senriego i Rimę. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
Czy te wampiry muszą
być wszędzie? Rany… No to nici z poszukiwań tutaj.
- Och, przepraszam - powiedziała słodko. - Już mnie tu nie ma!
Pospiesznie wyszła.
Ech, na razie jestem
dla nich zwykłą dziewczyną, idiotką jak cała reszta. Hm, nie miałabym w sumie
nic przeciwko temu, by tak zostało… Bo przecież… Kiedy zacznę pachnieć jak oni…
Nie, nie potrafię sobie tego wyobrazić! Cholera…
Skierowała
się ku klasie.
Chyba dam sobie
spokój z poszukiwaniami. Przede wszystkim powinnam teraz uważać na Kaori i Otsune.
Niewykluczone, że winowajca znów zjawi się pod osłoną nocy w naszym akademiku…
Lepiej pozostanę dziś na czatach,
postanowiła.
Poczekała na przerwę, zanim weszła do klasy, bowiem druga
lekcja zbliżała się właśnie ku końcowi, a prowadzący ją nauczyciel, w
przeciwieństwie do pana Takenouchi, pojawił się w szkole.
Kiedy weszła do sali, otoczyło ją kilka osób, pytając, co się
stało z Haruko Yamazaki. Uspokoiła wszystkich, mówiąc, że to po prostu anemia i
koleżanka niebawem stanie na nogi.
Podczas
zajęć nie działo się nic podejrzanego. Aya szczególnie uważnie obserwowała
otoczenie podczas powrotu do akademika, ale wszystko wydawało się w porządku.
Podejrzewała, że nawet jeśli coś miałoby się wydarzyć, to tylko nocą, dlatego
czujność wzmożyła wieczorem.
- Mogę z tobą porozmawiać? - spytała koło dwudziestej Kaori,
siedząc na swoim łóżku i przytulając Johnny’ego.
- Heh, chyba zawsze możesz, co nie? - odpowiedziała pytaniem
Aya, uśmiechając się pod nosem.
- Tak, ale to… To będzie trochę inna rozmowa.
Aya
usiadła i wlepiła wzrok w siostrę.
- Słucham.
- No więc… Chciałam pogadać o tamtym dniu… A właściwie nocy…
- Której? - zapytała ze strachem Aya.
- Ehm, no wiesz… O tej, kiedy to niby upadłam i uderzyłam się w
głowę.
- Ach, tak…
Czy to możliwe, że
coś sobie przypomniała?! Bo niby dlaczego tak nagle zaczęła o tym mówić? Czy to
przez to, co stało się z Yamazaki? Czy to odblokowało coś w jej umyśle? Przestraszyła się nie na żarty. Nie wiedziała, że tak naprawdę
ta sprawa dręczyła Kaori od przeszło trzech tygodni, kiedy to Aidō powiedział z
pozoru niewinne słowa „głodny jestem”. Fakt jednak faktem, że to poranne
omdlenie Haruko dało Kaori do myślenia, przez co zdecydowała się wreszcie
porozmawiać z Ayą na ten temat.
- Muszę ci się do czegoś przyznać - powiedziała powoli Kaori. -
Wiesz, wtedy jeszcze szalałam za Aidō-senpai i w ogóle… Ja… tańczyłam też z nim
na balu… I widziałam się z nim kilka razy… Ale… Ech, chodzi mi o to, że kiedy
poszłaś tamtego dnia do Umari-san, wykorzystałam okazję i po raz kolejny
wymknęłam się z Aidō-senpai - wyznała. - Ale pamiętam tylko jakąś polankę,
wszystko inne uciekło. To znaczy… Nawet tego nie pamiętałam, ale sobie
przypomniałam, kiedy byłyśmy w wakacje w mieszkaniu dyrektora razem z
Aidō-senpaiem, Yūki i Kiryū… - Zamilkła na moment. - Przepraszam, że cię
okłamałam! Po raz drugi się z nim wymknęłam, choć tak bardzo mnie prosiłaś, bym
tego nie robiła. Wybacz!
Aya ze
zdumieniem patrzyła na siostrę. Zupełnie nie spodziewała się spowiedzi i prośby
o rozgrzeszenie. Bała się, że Kaori przypomniała sobie coś, czego naprawdę nie
powinna, dlatego teraz odetchnęła z ulgą.
- Kao-chan?
- Uhm? - Kaori podniosła opuszczoną dotychczas głowę. W oczach
błyszczały jej łzy wstydu za swoje postępowanie. Okłamywała starszą siostrę
przez tak długi okres…
- Wiem, że z nim wtedy byłaś - powiedziała cicho Aya.
- Naprawdę? Więc dlaczego mi tego nie wypominałaś ani nic? -
Kao zdziwiła się porządnie.
- Bo skoro i tak o tym zapomniałaś… A poza tym miałaś ten
wypadek, uderzyłaś się w głowę…
- No właśnie! Jak to się stało, co? Za nic nie mogę sobie
przypomnieć, chociaż myślę o tym bardzo często! Wiesz coś na ten temat?
- No… Nie.
- Ech… A wiesz, co ja myślę? Że to może właśnie mieć jakiś
związek z Aidō-senpai! Bo potem przysłał mi tę karteczkę z przeprosinami…
Przecież nie zrobiłby tego dla zabawy, prawda? A w takim razie… może się o coś
obwiniał? Może powinnam go o to spytać? Wtedy, u dyrektora, nie było okazji, bo
nie byliśmy sam na sam ani przez moment…
- Słuchaj, Kao - ucięła Aya. - Mam do ciebie ogromną prośbę.
- Uhm?
- Proszę, zapomnij o tym. I nie próbuj sobie przypomnieć, bo
nie wiadomo, czy warto. A potem nie będzie już odwrotu, może wyjść na to, że
później tylko byś tego żałowała… Co więcej, nie pytaj o nic Aidō. Skoro sam nie
poruszył tego tematu, tylko przeprosił cię za pomocą „listu”, to znaczy, że on
nie chce o tym rozmawiać.
- Hm. Masz rację - przyznała Kaori. - Spróbuję.
Grzeczna dziewczynka,
pochwaliła ją w duchu Aya.
- Ale wiesz co? Brakuje mi tego… - powiedziała Kao.
- Czego?
- Nie wiem, jak to nazwać… Stanu zakochania? - Nie, nie o to mi chodzi. Chyba. - To
znaczy… Chciałabym w końcu spotkać „tego jedynego”.
- Ach, tak. Kiedyś znajdziesz. Tylko wiesz… Wolałabym, aby to
nie był nikt z Nocnej Klasy…
- A ty jak zwykle o tym! - Kaori zaśmiała się. Jeszcze parę
tygodni temu zezłościłaby się po czymś takim, ale teraz widziała już, że po
prostu została oczarowana przez tę „elitę” i nie patrzyła na świat trzeźwo. -
Spokojnie, oni mi już przeszli. Pozostali piękni jak zawsze, ale przecież nie
tylko uroda się liczy, prawda?
- Oczywiście.
- No właśnie…
- Hm, a skoro tak, to może znajdziesz sobie kogoś pośród
dziennych uczniów? - zapytała Aya.
- Nie… Nie ma tam nikogo godnego uwagi. To znaczy… Mam na myśli
to, że gdyby tam był mój książę z bajki, to natychmiast bym go rozpoznała.
- Mówisz? - Aya jakoś nie do końca jej wierzyła. - Przecież
nawet nie znasz wszystkich. Szczególnie teraz, gdy dołączyły pierwszaki.
- Gdyby był wśród nich ON, zauważyłabym. Choćby na korytarzu -
utrzymywała. - Poczułabym to.
Przed jej oczyma znów stanął Ichiru. On tak na nią podziałał…
Ale jego już nie było. Musiała zapomnieć.
Aya
z trudem powstrzymywała się od zaśnięcia.
Jeśli nie zasnę, to z
pewnością wyczuję, jeśli jakiś wampir będzie chciał powtórzyć wyczyn i włamać
się do akademika, by ugryźć którąś z dziewcząt, powtarzała sobie. Powieki jednak coraz bardziej jej się kleiły.
Już
prawie zapadła w sen, gdy poczuła wampirzą woń. Zerwała się na równe nogi i
wybiegła z pokoju. Nie przebierała się tego wieczoru w piżamę, na wszelki
wypadek została w ubraniach. Na szczęście Kaori tym razem zasnęła dość wcześnie
i nie zwróciła na nic uwagi.
Kierując
się zapachem, dobiegła wreszcie do celu, jakim był korytarz na parterze. Nie
spotkała się jednak z winowajcą - w pobliżu znalazł się Kaname. Dyskretnie
wróciła na schody i oddaliła się, za wszelką cenę nie chcąc dać się nakryć.
Sprawa zakończona, stwierdziła. Niech Kuran
zajmie się tym gostkiem…
Powoli
ruszyła w stronę pokoju.
Kiedy
tylko przebrała się w piżamę i opadła na łóżko, natychmiast zasnęła.
***
Zero podniósł
się gwałtownie.
To był tylko sen… Tylko sen, powtarzał
w myślach. Mimo tego czuł, jak mocno bije mu serce. Przeszył go zimny
dreszcz. Ukrył twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
- Zero? Znalazłam cię… Rany! - usłyszał głos
Yūki i w tym samym czasie pokój zalało światło. - Nie myślałam, że dziś znów
będziesz wymigiwał się od obowiązków.
Dopiero teraz chłopak zauważył, że musiał
przysnąć po zajęciach. Pamiętał, że wrócił do akademika, walnął się na łóżko…
Cóż, zdarza się. Niemniej spał ładnych parę godzin, bo za oknem już jakiś czas
temu musiało zrobić się ciemno. Ale to nieważne. Ten sen… Jęknął niemal
bezgłośnie.
Kiedy tylko Yūki do niego podeszła, od razu
zauważyła, że coś go męczy.
- Co się
stało? - spytała z troską.
Jakby bezwiednie złapał przyjaciółkę za rękę
i pociągnął tak, że ta na niego upadła. Przytulił ją mocno.
Yūki…
- Ty żyjesz…
- wyszeptał z ulgą. - Myślałem, że cię zabiłem…
Jeszcze mocniej przycisnął dziewczynę do
siebie.
- Nie mogę
oddychać, Zero… - wydusiła. Była kompletnie zdezorientowana.
Nastolatek
nie poruszył się.
- Zero… -
Pani prefekt zaczęła delikatnie wyswabadzać się z uścisku. - Zero! - podniosła
głos. Spojrzała przyjacielowi prosto w oczy. - Wszystko w porządku?! -
zawołała, trzymając go dłońmi za głowę.
- Taak… -
powiedział cicho. Wpatrywał się w koleżankę jakby ze zdziwieniem, a może
zadumą…
- To dobrze!
- Yūki uśmiechnęła się ciepło, chwilowo uspokojona.
Tak… Ja… Chcę, by te ciepłe dłonie i ten
uprzejmy uśmiech… Powoli zbliżył swą twarz do twarzy dziewczyny. Nawet jeśli nie powinienem chcieć takich
rzeczy…
Ich usta niemal się zetknęły, ale wtedy się
opanował. Odsunął się trochę.
-
Przepraszam. Już… nieważne - szepnął.
- Ee… - Yūki
nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Była w szoku.
- Naprawdę
coś musi być ze mną nie tak - rzekł nagle Zero - bo miałem dziwny sen. Jeszcze
się w pełni nie obudziłem. Przepraszam. Zapomnij.
- O-okej… -
wydukała tylko.
***
Przez cały następny dzień Zero zdawał się być
rozkojarzony. Wciąż myślał o tym, co się zdarzyło.
Idiota, powiedział w myślach
podczas siedzenia na lekcji. Co mi
odbiło? Szlag… Spojrzał na Yūki. Zdecydowanie go unikała. Ech, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzi czy
coś… Westchnął. Zależało mu na
niej, ale musiał stwierdzić, że sam siebie nie rozumie. Nie był w stanie dojść
do tego, co tak naprawdę do niej czuł. Odkąd zamieszkał u dyrektora, Yūki
zawsze troszczyła się o niego na ten swój niewinny, często dziecinny sposób. On
z kolei chciał jej bronić niczym młodsze rodzeństwo. Bronić jej tak, jak niegdyś
pragnął chronić Ichiru.
- Tak więc radzę wam się tego nauczyć już
teraz - raz, a dobrze. Zapewniam, że na następnym egzaminie to zagadnienie was
nie ominie - zakończył swój wykład nauczyciel.
- Sensei! Ale
się panu zrymowało! - zaśmiała się wesoło Kaori, a w ślad za nią poszło kilkoro
innych uczniów.
Zero spojrzał w jej stronę. Ta chyba poczuła
na sobie jego wzrok, bo odwróciła się i dyskretnie pokazała mu język.
Co za dziecko, zaśmiał
się w duchu. Przeniósł wzrok na brunetkę siedzącą obok Kao.
No tak, jest i Aya… Relacje z nią chyba
jeszcze trudniej zdefiniować.
***
- Masz, Zero-kun - powiedział dyrektor. -
Rozkaz Związku.
Podał
chłopakowi kartkę z nakazem. Ten spojrzał na nią obojętnie.
- Będziesz
obserwować na przyjęciu dla wampirów, które odbędzie się dziś w nocy - wyjaśnił
Kurosu. - Zgromadzi się tam wiele wampirów, więc zapewne znajdzie się sporo do
roboty.
-
Zrozumiałem. Pójdę tam - odpowiedział Zero.
Jeśli rzeczywiście będzie się coś działo,
to przynajmniej nie będę musiał tyle myśleć…
Wyszedł
niespiesznie z gabinetu Kaiena. Miał już wszystkiego dość. Wampirów, niektórych
ludzi (w tym zdecydowanie wszystkie oszalałe fanki Nocnej Klasy), siebie
samego… Do tego jeszcze ta sprawa z Yūki… Oprzytomniał już po przedwczorajszym
śnie, ale w jego sercu nadal kryła się obawa, że kiedyś wreszcie straci
kontrolę i wypije za dużo, a Yūki umrze. I choć od dawna miał świadomość, że
tak może się zdarzyć, ujrzenie tego we śnie okropnie nim wtedy wstrząsnęło.
Doskonale już rozumiał, dlaczego Aya była niegdyś tak przerażona po koszmarze,
w którym wyssała życie z Kaori.
Wyszedł na dwór. Odetchnął świeżym, wiosennym
powietrzem, a potem udał się w drogę do akademika. Po drodze zauważył Ayę,
która siedziała pod jednym z drzew za swoim dormitorium. Pewnie miała ochotę
spędzić część soboty na zewnątrz, zamiast okupować akademik jak większość
uczniów.
Wyglądała na
zamyśloną. Musiała jednak go wyczuć, bo odwróciła się w jego stronę.
- Cześć -
rzuciła.
- Hej -
odpowiedział Zero i zbliżył się do koleżanki. - Masz ochotę się trochę przejść?
- Czemu nie.
Wstała i ruszyła za kolegą. Szybko się z nim
zrównała.
- Chcesz o
czymś pogadać? - spytała.
- Hm. Chyba
tak - odparł.
Skinęła
głową.
Przez jakiś czas szli w milczeniu. Poszli w
stronę lasu, po chwili zagłębili się między drzewa. Kluczyli między nimi w
ciszy.
Z nią jest całkiem inaczej niż z Yūki. Ona
dużo gada, stara się podtrzymywać rozmowę, która z mojego powodu często się nie
klei… Aya jest małomówna, cicha… A mimo tego jest osobą, która najlepiej mnie
rozumie.
Zatrzymał się. Aya, widząc to, zrobiła to
samo.
- Otrzymałem
kolejny rozkaz ze Związku Łowców - powiadomił koleżankę.
- Och… Znowu
polowanie? - zapytała.
- Nie, tym
razem mam iść na przyjęcie dla wampirów.
Aya skrzywiła
się.
- W takim
razie… miłej zabawy. - Zaśmiała się ponuro.
- Dzięki -
odparł. - Mam nadzieję, że będę miał okazję skopać komuś tyłek.
- Kto wie? - Dziewczyna
uśmiechnęła się subtelnie. - Tylko nie przesadzaj z tym balowaniem.
- Tak jest -
odparł potulnie.
Oboje się
roześmiali.
Kilka promieni słońca przedostało się przez
chmury i korony drzew. Niektóre oświetliły twarz Ayi, która lekko się skrzywiła
i zmrużyła oczy.
Nawet takie delikatne światło ją razi? Nie
chciałbym tego znosić.
Przyjrzał się
uważnie twarzy przyjaciółki. Aya musiała poczuć na sobie jego spojrzenie.
- Co jest? -
spytała.
Chłopak
podszedł do niej. Wyciągnął rękę i delikatnie przejechał nią po lewym policzku Ayi.
- Ze…ro? -
Dziewczyna oblała się rumieńcem.
- Wybacz,
wybacz - odparł, unosząc ręce w obronnym geście. - Minęło już tyle czasu od
tamtej nocy, a ja dopiero teraz zauważyłem, że została ci po tym blizna -
przyznał. Nie musiał tłumaczyć, że chodzi o pozostałość szramy, którą
paznokciem wyżłobiła w marcu Shizuka. - Serio, nie musisz się tak rumienić. - Uśmiechnął
się półgębkiem.
- Nie
rumienię się! - krzyknęła Aya, zakrywając płonące policzki bladymi dłońmi.
- Właśnie, że
tak. Jak zawsze zresztą - powiedział.
- Co? - Na
twarzy Ayi pojawiło się coś na kształt przerażenia wynikającego z zawstydzenia.
Rumieni się zawsze, kiedy jesteśmy tak
blisko. Tak było w stajni. I na polance. I w lesie. Nagle
uświadomił sobie, że z niewiadomych względów mu się to podoba. Zdziwiło go to
niespodziewane odkrycie. Yūki też czasem się rumieniła, ale w jej przypadku nie
działało to na niego tak jak w przypadku Ayi.
- Zero!
- Hę? -
oprzytomniał.
- Czemu
milczysz? - spytała lekko rozdrażniona.
- Bo wciąż
jesteś czerwona - odparł z uśmiechem.
- Wcale nie -
zaprotestowała.
- A właśnie,
że tak. Teraz jeszcze bardziej - drażnił się z nią, bo nie mógł się przed tym
powstrzymać.
- Oczywiście!
Ze złości!
Odwróciła
się, obrażona, a on tylko westchnął. Nawet
ona musiała zostać w pewien sposób ofiarą Shizuki…
- Zero, co ci
jest? - zapytała z troską Aya.
- Przestałaś
się dąsać?
- Och,
przestań się już wygłupiać - poprosiła. - Co cię dręczy?
- Wszystko -
odrzekł krótko. - Wciąż o tym myślę... O Shizuce, Ichiru… O rodzicach, mistrzu…
O Yūki, o tobie… - Spojrzał koleżance głęboko w oczy, na co ona ponownie się
zarumieniła. Zero podszedł do niej, bo wcześniej odsunęła się od niego,
najwyraźniej zawstydzona.
Aya nie wytrzymywała już hipnotyzującego
wzroku kolegi. Mrugnęła kilka razy.
- Zero…
Dziwnie się dzisiaj zachowujesz… - szepnęła.
- Wiem,
wybacz. Ostatnie dni są jakieś porąbane - powiedział.
- Aha…
Aya znów
odsunęła się trochę i objęła się ramionami.
- Nie dziwię
ci się, że o tym wszystkim myślisz.
Jej oczy… Co to jest? Żal?
- Żałujesz…
że Shizuka nie żyje? - spytał.
- Nie, to nie
tak. Heh, właściwie skąd wiesz, że o niej pomyślałam? Czytasz w myślach?
- Powiedzmy,
że to doskonały zmysł obserwacji. I odrobina dedukcji. - Miał to od dziecka.
Potrafił czytać między wierszami. Dorośli Łowcy zawsze uważali to za jeden z
jego licznych talentów.
- Niech
będzie.
- Powiedz…
Nie wolałabyś, żeby żyła?
- Nie,
naprawdę. A ty? Nie żałujesz, że to nie ty ją zabiłeś?
- Żałuję. I
to bardzo. Ale grunt, że ta wampirzyca nie może już skrzywdzić nikogo, kto jest
mi drogi. Niczego i nikogo już mi nie odbierze. - Znów
spojrzał na Ayę. - A ty? Bądź szczera, chciałabyś poznać tożsamość ojca,
prawda?
- Oczywiście.
Ale to już prawdopodobnie niemożliwe. Zarówno Shizuka, jak i ciocia wzięły tę
tajemnicę do grobu - powiedziała cicho.
- Ale nawet
gdyby… - zaczął Zero. - Nawet gdybyś dowiedziała się, kim on był… Co miałabyś
zamiar zrobić?
- Odszukać
go.
- A potem?
- Oko za oko
- powiedziała z nienawiścią w dużych, szarych oczach.
- Ale… On przecież
od dawna może być martwy - zauważył Kiryū.
Dziewczyna
pokręciła przecząco głową.
- Nie. On
żyje. Czuję to.
Ech,
znowu się gapi, kretyn jeden, westchnął Zero, patrząc z dezaprobatą na
Hanabusę.
Chłopak oparł się o jedną z kolumn w sali
balowej rezydencji rodziny Aidō. Zebrała się tu niesamowicie ogromna liczba
wampirów, oczywiście śmietanka towarzyska.
Są chyba wszyscy z Nocnej Klasy… Kilkoro
wampirów, o których też już chyba słyszałem… A nawet gwiazdy filmowe, znani
piosenkarze, sportowcy… Żałosne. Wykorzystują swoje nadprzyrodzone zdolności
dla sławy…
Kiryū poczuł czyjąś dłoń czochrającą jego
włosy.
- Hej, co ty,
do cholery, wyprawiasz? - spytał cicho, przystawiając Bloody Rose do głowy Tōgi,
nawet na niego nie spojrzawszy.
- Wampir,
którego tropię, może się tutaj zjawić - wyjaśnił Yagari. - Hej, prefekcie.
Członkom Nocnej Klasy nie wolno opuszczać terenu szkoły - zauważył.
- Mają ze
sobą niańkę, więc to ich tłumaczy, Yagari-„sensei” - odparł Zero.
- Spójrz na
nich - odezwał się po chwili dawny mistrz chłopaka. - Wyglądają, jakbyś ich nic
nie obchodził, ale w rzeczywistości są tobą zaciekawieni. Łowcy Wampirów nie są
za bardzo lubiani, a ty jesteś tym, który zabił ich „Księżniczkę Czystej Krwi”.
- Nie ja ją
zabiłem - wyznał szczerze Zero. Przez moment żaden się nie odzywał. - Mistrzu,
spotkałem Ichiru - szepnął potem.
- Rozumiem…
W sali zapanowała cisza. Wszystkie wampiry
ukłoniły się nisko. Jedynymi wyprostowanymi osobami pozostali dwaj Łowcy.
- Wybaczcie,
nie zamierzałem wam przeszkadzać - powiedział spokojnym tonem Kaname Kuran.
-
Kaname-sama, czy to prawda, że poparłeś ludzką stronę na posiedzeniu zarządu? -
spytał pokornie jeden z krwiopijców. - Tego tutaj człowieka… - rzekł, wyraźnie
dając do zrozumienia, że ma na myśli Zero.
- To prawda -
potwierdził Kuran.
Kiryū
spojrzał na niego z niechęcią.
Taak, nie dość, że to najprawdopodobniej on
sam ją zabił i zwalił to na mnie, to jeszcze zbiera za to pochwały, zdenerwował
się chłopak, słysząc szepty typu „Kaname-sama jest wspaniały”, „Próbuje wziąć
stronę ludzi, żebyśmy mogli z nimi żyć w pokoju” czy „To bardzo zmyślna
taktyka”.
Do Kurana zbliżyła się rodzina organizatorów
przyjęcia.
-
Kaname-sama, dziękuję za opiekę nad moim synem - powiedział z uśmiechem ojciec
Hanabusy, Nagamichi.
- Bardzo
dziękuję za zaproszenie mnie na przyjęcie, panie Aidō - odparł czystokrwisty. -
Przepraszam, że nie pojawiam się na takich imprezach zbyt często.
- Nie
przejmuj się tym, Kaname-sama. Właściwie, to chciałbym cię dzisiaj o coś prosić
- wyjawił.
- Ojcze! -
krzyknął przestraszony Hanabusa.
- To moja
córka, Tsukiko - przedstawił jedną z dziewcząt Nagamichi. - Byłoby wspaniale,
gdybyś się nią zainteresował. To byłoby mile widziane przez naszą rodzinę -
zapewnił.
- Ojcze, przestań!
- zawołał Hanabusa. - Kaname-sama, nie prosiłem o to! - zwrócił się do Kurana.
- Nie wiem,
jak sprawy się potoczą, ale będę miał to na uwadze - odparł Kaname, lekko się
uśmiechając.
Do grupki zaczęli podchodzić inni wampirzy
rodzice, którzy proponowali też swoje córki.
Jakie to żałosne, stwierdził
ze znudzeniem Zero.
Zamieszanie trwało przez jakiś czas. Nagle
jednak wszyscy zwrócili się w stronę głównych drzwi, w których pojawiła się
przepiękna, długowłosa wampirzyca ubrana w sięgającą ziemi suknię koloru krwi.
Zebrani ponownie się ukłonili.
Nie no, bez jaj… Czystokrwista?!
- Drodzy państwo… Proszę, nie mówcie takich
rzeczy. Biedny Kaname-sama… - odezwała się przybyszka.
Na sali znów rozległy się szmery, tym razem w
stylu „Sara-sama!”, „Członek rodziny Shirabuki! To naprawdę ona!” i „To rzadki
widok: spotkać ją na przyjęciu!”.
Wampirzyca podeszła do Kurana.
- Saro-san,
ile to już czasu minęło - rzekł.
- Kaname-san.
Odkąd zacząłeś chodzić do szkoły, wcale cię nie widziałam.
Kuran podniósł jej dłoń i ucałował
delikatnie.
- Jesteśmy
jednymi z tak nielicznych wampirów czystej krwi - kontynuowała Sara. - Musimy
trzymać się razem.
Zero przestał już zwracać uwagę na to, co działo
się dookoła. Pijawki były grzeczne, nie robiły niczego, przez co mogłyby
podpaść Związkowi Łowców.
Cholera, mam dość, stwierdził,
gdy po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, że nie może uporządkować myśli. Zastanawiał
się, jak to możliwe, że sam nie wiedział, co czuje. Czy inni też tak mieli? I
czy czasem się nad takimi sprawami zastanawiali? On niestety miał tendencję do
tego, że lubił nazywać rzeczy po imieniu. Jednakże nie potrafił przyczepić
jednoznacznej etykietki do swojej relacji z Yūki czy z Ayą. Każda z tych więzi
była zupełnie inna, ale on i tak jedną i drugą zazwyczaj nazywał po prostu przyjaźnią.
Do Yūki dochodziła często etykietka siostry. Ale gdyby właśnie nią dla niego
była, to czy przedwczoraj w nocy miałby taką „ochotę” ją pocałować? Czy może to
zwalić jedynie na koszmar, z którego się wówczas obudził? We śnie stracił Yūki,
sam ją zamordował, dlatego kiedy się ocknął, musiał się przekonać, że to
wszystko to nieprawda, że tak naprawdę ona nadal przy nim jest. Prawdziwa,
żywa, namacalna.
Minęły
właśnie dwie doby od tamtej chwili, a Yūki nadal go unikała. Bał się, że między
nimi nie będzie już jak dawniej. Zaraz jednak oprzytomniał. Zorientował się, że
pewnie nie minie wiele czasu, a ona po prostu zapomni o sprawie i będzie się zachowywała
jak zwykle. Przecież zawsze tak było. Nawet po tym, kiedy dowiedziała się - i
to na własnej skórze - że chłopak, który przez cztery lata mieszkał z nią pod
jednym dachem, jest w istocie wampirem.
Ile by nad
tym nie myślał, wniosek nasuwał się taki, że Yūki najbliżej jest do kategorii
młodszej siostry. Postanowił to tam ją zaszufladkować. Niestety, zawsze, gdy
myślał o młodszym rodzeństwie, przed oczyma stawał mu Ichiru. Nadal nie mógł
pogodzić się z jego zdradą. Ta świadomość była równie bolesna jak ta, że Ichiru
nie żyje. Zero zastanawiał się jednak, ile w słowach brata było prawdy. Od
dziecka miał świadomość, że bliźniak cierpi. On sam z kolei nienawidził siebie
za to, że nie może mu pomóc. Nie tak naprawdę. Ichiru miał więc prawo również
go nienawidzić, czyż nie? W końcu to on był tym, który jeszcze w łonie matki
odebrał mu wszystko.
No i jeszcze
Aya. Gdy pojawiła się pod koniec stycznia w jego życiu, była podejrzana.
Wiedział, że nie jest zwyczajnym człowiekiem, ale dopiero po pierwszej szczerej
rozmowie z nią zrozumiał, jak bardzo są do siebie podobni. Potem połączyła ich
obietnica, że jedno zabije drugie, jeśli straci kontrolę. Ani się obejrzał, a dodatkowo
stała się powierniczką dużej części jego zmartwień i sekretów - wszystko
dlatego, że być może jako jedyna znana mu osoba była w stanie NAPRAWDĘ go
zrozumieć. Pewnie, i Yūki, i dyrektor, i mistrz Yagari… Oni wszyscy być może
próbowali pojąć, co działo się w jego sercu i umyśle, ale tak naprawdę nie
mieli pojęcia, nie mogli mieć. A Aya wiedziała to aż za dobrze. Z tego powodu
zaufanie do niej pojawiło się szybko, szybciej niż kiedykolwiek mógłby
przypuszczać. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mu, że pozna kogoś, z
kim będzie mógł porozmawiać tak jak z Ayą, wyśmiałby go i uznał za wariata.
Tymczasem…
To, co go
martwiło w jej przypadku, to prędkość, z jaką zdobywała kolejne wampirze
zdolności. Jeśli to wciąż będzie działo się w takim tempie, niedługo naprawdę
zostanie wampirem. Co wtedy? Czy rzeczywiście będą musieli się nawzajem
pozbijać? I… czy w razie konieczności będą potrafili to zrobić? Jak by na to
nie spojrzeć, zabić jakiegoś zwykłego krwiopijcę Poziomu E to co innego niż
przyjaciółkę, która do tego poziomu nigdy tak naprawdę nie upadnie. Co innego z
nim. Ale… Ona sama przyznała, że nie jest pewna co do tego, czy będzie umiała go
zabić, gdy już nadejdzie ten czas. Co prawda rozmawiali ponownie na ten temat i
oboje starali się utrzymać, że w razie konieczności załatwią to drugie, ale czy
rzeczywiście tak było?
Nie, bez
sensu się zamartwiać. To logiczne, że jeśli zagroziłby życiu jej samej, Kaori,
Umari czy kogoś innego, to nie wahałaby się go załatwić. Prawda…?
Cholera, sam już nie wiem.
A co do niego samego… Ile czasu mu
jeszcze pozostało? Kiedy atakowało go pragnienie krwi, nie potrafił nie
wykorzystać Yūki. Idiotka, dlaczego ona się na to zgadzała? I… dlaczego on sam
się na to zgadzał? Dlaczego po śmierci Shizuki zwyczajnie ze sobą nie skończył,
mimo że miał to w planach?
No właśnie,
co do tego, co się stało tamtej nocy… Nadal nie powiedział tego Ayi, ale od
tamtego czasu, od kiedy poczuł zapach jej krwi… Był przekonany, że jeśli
przypadkiem poczuje tę obezwładniającą woń ponownie, nie powstrzyma się. Do
teraz nie wiedział, jak wtedy mu się to udało. Może powstrzymywał go fakt, że
świadkami jego spektakularnego upadku na samo dno byliby Shizuka i Ichiru? Nie
wiedział. Jak by jednak nie było, drugi raz się nie powstrzyma. Chociaż tyle,
że Aya nie była aż taką niezdarą jak Yūki i nie raniła się co chwila, ale…
Nie, musi ją
ostrzec. Na wszelki wypadek. Już dawno powinien to zrobić. Wątpił, by
wiedziała, jak wpłynął na niego zapach jej krwi. Sama uznawała tę woń za ładną,
ale on… Dla niego to były afrodyzjak, narkotyk i trucizna w jednym. Możliwe, że
było tak, jak powiedziała Shizuka. „Niesamowite, jak cudowny smak może wywołać
połączenie czystej krwi wampira ze słodką krwią uroczej ludzkiej dziewczyny”…
Westchnął. Racja. „Niesamowite”. Postanowił, że ostrzeże ją, gdy znów będzie
miał okazję w spokoju z nią porozmawiać, a potem…
- Wampir, którego szukałem, nie pojawił się -
przerwał mu rozmyślania Yagari.
- Wracasz? -
spytał Zero.
- Tak -
rzekł. - Pozdrów ode mnie tę małą prefektkę - powiedział, znów czochrając
chłopaka po głowie.
Mimo wszystko… Dla mnie jej istnienie nie
jest małe.
***
Cześć. Dedykacja dla Tasary i Oleeny. Ponownie
dziękuję za Wasze komentarze. :*
Ponawiam informację, iż założyłyśmy grupę
na Facebooku taką tylko dla naszego grona. Jest tajna, więc osoby, których nie
mam w znajomych, a które chciałyby do tej grupy należeć, proszę o wysłanie
linku do swojego profilu czy coś w tym stylu - wówczas Was zaproszę. Na grupie
pojawiają się informacje o nowych postach; można także rozpocząć praktycznie
dowolną konwersację z resztą członków. Zapraszam - nikt nie gryzie. ;)
Do za tydzień! A maturzystom życzymy wraz z Kao powodzenia! ;)
Idealny prezent na imieniny ^^ Świetnie się czytało, dobrze było się znaleźć w głowie Zero i nieco dowiedzieć się o jego rozterkach. Czekam na już (niestety) ostatni zaplanowany rozdział w przyszłą środę i pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńImieniny? W takim razie wszystkiego najlepszego! ^o^
UsuńTak jakoś wyszło :D A dziękuję :)
UsuńHej jest 00.00, a ja dopiero teraz przeczytałam rozdział. Cały dzień zajmował mnie nie tak interesujący Pan Tadzio na przemian z Lalką :D
OdpowiedzUsuńAle przy najmniej przez chwilę mogłam o tym zapomnieć i przeczytać tą perełkę ^^ To jeden z moich ulubionych rozdziałów, bo mogę poczytać co myśli Zero <3 Przecież powoli zaczyna sobie uświadamiać co czuje do Ayi :D
Do za tydzień! :*
Spać o tej porze, a nie! :P (Powiedziała ta, której wczoraj/dzisiaj udało się zasnąć dopiero koło trzeciej.)
UsuńCieszę się, że mogłaś się na chwilę oderwać. ^^
Buziaki i powodzenia! :*