środa, 3 maja 2017

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XVII - „Więzi”

      Jako iż pierwszy kwietnia przypadał w piątek, rok szkolny rozpoczęto dopiero czwartego, w poniedziałek, by uczniowie nie wracali bez sensu z domów przed piątkiem tylko po to, by wziąć udział w apelu inauguracyjnym oraz spotkaniu z wychowawcą.
      Aya i Kaori z ulgą przyjęły koniec wakacji. W normalnych okolicznościach cieszyłyby się na wolne, ale teraz, nie mając dokąd wrócić, spędzały większość godzin w swoim pokoju w dormitorium. Od czasu do czasu wychodziły wspólnie na spacer, ewentualnie spotykały się na chwilę z prefektami, a kilkakrotnie zostały zaproszone do domku dyrektora, ale ogółem były to zdecydowanie najbardziej ponure i nudne wakacje w ich życiu. Kiedy więc do akademika powrócił gwar, obie nieco odżyły. Kaori przesiadywała u koleżanek z pokoju obok, ile tylko mogła, z kolei Aya nadrabiała czas z Otsune. Niby nie widziały się tylko przez kilkanaście dni, ale jej wydawało się, że było to dużo dłużej.
***
      - Gdzie się podział nauczyciel? - zdziwiła się Otsune, która ku uciesze Ayi (i pewnie dzięki zabiegom dyrektora) trafiła do jej klasy, 2-2. W przeciwieństwie do większości liceów w Japonii, w Akademii Kurosu po pierwszym roku nie zmieniano składów klas.
      - Nie mam pojęcia - odparła zgodnie z prawdą.
      Był piątek ósmego kwietnia. Uczniowie grzecznie czekali na pierwszą lekcję, ale prowadzący z jakiegoś powodu się spóźniał, co raczej mu się nie zdarzało. Być może nagle zachorował i nie znaleziono jeszcze zastępstwa.
      Jak na zawołanie w sali pojawiła się nauczycielka z sąsiedniej klasy.
      - Takenouchi-sensei niestety źle się dziś poczuł, dlatego na tej godzinie uczycie się sami - poinformowała, po czym wyszła. Jak zwykle w podobnych sytuacjach, większość uczniów zaczęła rozmawiać i żartować, zamiast sięgnąć po książki. Aya już chciała wyjąć z torby powieść, którą dzień wcześniej wypożyczyła z biblioteki, gdy nagle jedna z dziewczyn siedzących przed nią osunęła się bezwładnie na ziemię. Aya szybko wstała i podbiegła do niej.
      - Co się stało? - spytała koleżankę siedzącą obok omdlałej Haruko Yamazaki.
      - Nie wiem! Nagle upadła! - odpowiedziała Nadeshiko Shindō, wyraźnie przestraszona.
      Aya poczuła przerażenie, gdy spojrzała na szyję Haruko.
      Ślady ugryzienia!
      Poszukała wzrokiem Zero. Okazało się, że chłopak też już to zauważył.
      - Niech ktoś ją zabierze do izby chorych… - powiedział jeden z uczniów.
      - Odsunąć się! - rzucił prefekt. Szybko podszedł do zemdlonej dziewczyny. - Ja ją tam zaniosę.
      Bez trudu podniósł Haruko i udał się w kierunku drzwi. Kątem oka Aya zauważyła tęskne spojrzenie Nadeshiko. Domyśliła się, że ta nadal się nie odkochała po tym, jak Zero uratował ją w walentynki, przez co pewnie chciałaby być teraz na miejscu Haruko - w ramionach prefekta.
      Aya pokręciła głową. Co za bzdury.
      - Otsune, Kao, ja też pójdę. Nie czekajcie na mnie - rzuciła i wybiegła za kolegą. Pospiesznie się z nim zrównała.
      - Kto to mógł zrobić? - zapytała z lekkim strachem w głosie.
      - Nie mam pojęcia.
      Wkrótce dobiegła do nich Yūki.
      - Jejku, czemu takie rzeczy się jeszcze zdarzają? - mruknęła.

      - Natychmiast musimy pójść z tym do dyrektora - powiedziała Yūki, gdy poszkodowana znajdowała się już w pokoju pielęgniarskim pod troskliwą opieką lekarki.
      - Taa… Chodźmy - zgodził się Zero. Nie należało tego odwlekać, taką sprawą należało zająć się jak najszybciej.
      - Mogę iść z wami? - spytała Aya. Pierwszej lekcji i tak właściwie nie było, więc w klasie jedynie by się nudziła, a tak mogła się na coś przydać. - Pewnie będziecie szukać sprawcy, prawda?
      - Tak, prawdopodobnie.
      - No właśnie. Może mogłabym pomóc?
      - Byłoby to dość wygodne - przyznała Yūki. - Nikogo innego o to prosić nie możemy, bo tylko ty jesteś wtajemniczona, a co trzy głowy to nie dwie - zaśmiała się lekko.
      Wszyscy troje udali się więc do Kaiena Kurosu, który w godzinach lekacji przebywał w swoim gabinecie w budynku szkolnym.

      - Przepraszam, dyrektorze - rzekł Kaname.
      Ech, mogłam tu jednak nie przyłazić. Muszę patrzeć teraz na tę jego wstrętną twarz, pomyślała Aya.
      Kiedy tylko Kuran znajdował się w polu widzenia, Aya wprost nie mogła powstrzymać złości. Nienawidziła go za jego czystą krew, za to, co jej niegdyś powiedział, a nawet (a może szczególnie) za to, że od czasu do czasu pomagał jej lub Zero. Niedawno sprawił, że odwołano rozkaz egzekucji Zero za zabicie Shizuki. Sęk w tym, że to wcale nie był dobry uczynek. Tak naprawdę to pewnie sam Kaname pozbył się Hiō, a wstawienie się za Zero było mu po prostu na rękę. Nie chciał, by ktoś pozbawił go „tarczy” Yūki. Co więcej, uchodził po tym zapewne za wielce wielkodusznego.
      Nieważne, co zrobi. Tak czy owak musi w tym mieć jakiś cel. On nie robi czegoś dla kogoś ot tak sobie… Wyjątkiem jest Yūki. Zastanawiam się, dlaczego ktoś taki jak on w ogóle zwraca uwagę na zwykłą ludzką dziewczynę? A zresztą, co mnie to obchodzi!
      - Powinienem ich uważniej obserwować - kontynuował Kaname.
      - Nie, nie - odparł Kaien. - Wcale nie ustaliliśmy, że wampir, który to zrobił, był z Nocnej Klasy. Nie przejmuj się więc tym za bardzo. Od zapobiegania takim sprawom mamy przecież strażników. Po prostu musimy być teraz ostrożniejsi. Przynajmniej dziewczyna, która zemdlała z powodu anemii, nie pamięta, co się stało. Nie wie nawet, że została ugryziona. Nie ma wątpliwości, że jej wspomnienia zostały wymazane przez wampira.
      - Co znaczy, że studenci z Nocnej Klasy są podejrzani - wtrącił Kuran. - Jedynymi, którzy użyliby „rytualnej magii”, jak niektórzy Łowcy nazywają inaczej wymazywanie wspomnień, są wampiry z arystokrackiej warstwy. A Nocna Klasa z takich właśnie się składa. Rozumiem, że nie chcesz podejrzewać własnych uczniów, ale jesteś w tej sprawie zbyt pobłażliwy.
      W tej akurat kwestii Aya musiała się z nim zgodzić.
      Widząc przybitą minę Yūki, Zero poklepał ją po głowie.
      - Nie martw się tym - powiedział. - To nie znaczy, że źle wypełniasz obowiązki, tylko że przeciwnik jest bardzo zmyślny.
      - Hej! - zaprotestowała Kurosu. - Zero, powinieneś choć trochę czuć się za to odpowiedzialny. Też jesteś strażnikiem! - burknęła.
      - Tak dla przypomnienia - przerwał Kaname, zwracając się do prefektów - Kiryū też jest podejrzany.
      Wszyscy zdziwili się szczerze, słysząc te słowa.
      - Co? Będziesz go teraz oskarżał? - nie dowierzała Aya. Chyba sobie kpił! Doskonale wiedział, że Zero coraz bliżej do Poziomu E, mowy nie było, by mógł wymazywać innym wspomnienia tak jak Klasa B.
      - I ty również - odparł oschle czystokrwisty, ignorując słowa dziewczyny.
      - Że co, proszę?! - Zamrugała ze zdumienia. Czy on to robił na złość? Po prostu się nimi bawił, a może z jakiegoś powodu na nich wyżywał? Oczywistym przecież było, że żadne z nich za tym nie stało. Aya w ogóle nie piła jeszcze krwi, nie miała nawet wampirzych kłów, a Zero… Cóż, on żywił się tylko Yūki.
      - Jesteś rzadkim przypadkiem Łowcy, który stał się wampirem - zwrócił się do prefekta Kuran. - Wcale nie byłoby niespodzianką, gdybyś posiadał jakieś niezwykłe zdolności.
      - Nie kojarzę, bym jakieś miał - odrzekł spokojnie Zero, nie dając wyprowadzić się z równowagi.
      - Kaname-kun! - odezwał się dyrektor.
      - Doprawdy? - spytał Kuran, tym razem ignorując dyrektora Akademii. - Może nieświadomie zaatakowałeś tę dziewczynę, pragnąc jej krwi.
      - Kaname-senpai, nawet jeśli nie lubisz Zero, myślałam, że go zaakceptowałeś - powiedziała zdenerwowana Yūki. - Naprawdę myślisz, że Zero zaatakował tę dziewczynę?!
      - Mówisz tak, jakbym to zrobił - zauważył posępnie Kiryū.
      - Zero, cicho bądź! - krzyknęła pani prefekt. - Dobra, znajdę prawdziwego winowajcę i udowodnię, że Zero jest niewinny! - zdecydowała nagle. Najwyraźniej porządnie zdenerwowała się na Kaname. - Chodź, Zero. Idziemy! - Złapała kolegę za rękę i zaczęła wyprowadzać go z pokoju, zapominając o istnieniu Ayi.
      - Hej, Yūki… - zaczął Kiryū, również zdziwiony jej zachowaniem.
      Dziewczyna obróciła się jeszcze.
      - Dopóki nie uznasz, że Zero jest niewinny, nie odezwę się do ciebie, Kaname-senpai - poinformowała go. Próbowała zachować poważny wyraz twarzy, ale przemknął po niej cień smutku.
      - Wow! To pierwszy raz, kiedy Yūki otwarcie się tobie sprzeciwiła, Kaname-kun, prawda? - zaśmiał się dyrektor.
      Aya zachichotała mimo woli. Choć raz Yūki zrobiła coś sensownego. No, pomijając zostawienie ją w towarzystwie Kurana.
      - Nie powinnaś być taka wesoła. - Kaname przeszył ją spojrzeniem.
      - Bo co? - spytała hardo. Obok był dyrektor, więc miała świadomość, że nic złego nie może się stać.
      - Nie słyszałaś, że też jesteś jedną z podejrzanych? - zapytał spokojnie.
      - To nielogiczne - odparła. - Przecież nie piję krwi. Jakbyś nie zauważył, póki co wciąż jestem w większości człowiekiem, wiesz?
      - Właśnie sęk w tym, że nie wiem - odpowiedział, przeszywając ją spojrzeniem. - Miałaś mnie informować o tym, co się z tobą dzieje - przypomniał chłodnym tonem.
      - Och, wybacz, ale nie mam zamiaru tego robić - powiedziała zdecydowanie.
      - W takim razie skąd mam wiedzieć, jak daleko zaszły sprawy?
      - Przecież taki wspaniały czystokrwisty wampir jak ty z pewnością się zorientuje, kiedy sprawy NAPRAWDĘ zajdą za daleko.
      - Nie podoba mi się twój ton.
      - Nie obchodzi mnie to.
      - Dobrze ci radzę, nie rób sobie ze mnie wroga.
      - Hej, ja tu jestem! - przypomniał dyrektor.
      - Spokojnie, ja już wychodzę. Mam zamiar przyłączyć się do poszukiwań PRAWDZIWEGO sprawcy, którym NA PEWNO okaże się ktoś z Nocnej Klasy - rzekła dumnym tonem, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
      Rany, jak ten koleś mnie niesamowicie wkurza! Myśli, że cały świat należy do niego. I jeszcze żeby podejrzewać mnie lub Zero… Powiedział to tylko po to, by nas wyprowadzić z równowagi! Choć najbardziej zdenerwował tym Yūki. Hehe, dobrze mu tak!
      Chodziła chwilę po korytarzu. Hm, właściwie od czego by tu zacząć? Dokąd mogli pójść prefekci? Ech, mniejsza o to. Zacznę od pokoju pielęgniarskiego.
      Szybko tam dotarła. Otworzyła drzwi. Wewnątrz, oprócz poszkodowanej Haruko, zobaczyła nie tylko strażników, ale także najbardziej zaufane wampiry Kurana - Takumę, Rukę, Akatsukiego, Senriego i Rimę. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
      Czy te wampiry muszą być wszędzie? Rany… No to nici z poszukiwań tutaj.
      - Och, przepraszam - powiedziała słodko. - Już mnie tu nie ma!
      Pospiesznie wyszła.
      Ech, na razie jestem dla nich zwykłą dziewczyną, idiotką jak cała reszta. Hm, nie miałabym w sumie nic przeciwko temu, by tak zostało… Bo przecież… Kiedy zacznę pachnieć jak oni… Nie, nie potrafię sobie tego wyobrazić! Cholera…
      Skierowała się ku klasie.
      Chyba dam sobie spokój z poszukiwaniami. Przede wszystkim powinnam teraz uważać na Kaori i Otsune. Niewykluczone, że winowajca znów zjawi się pod osłoną nocy w naszym akademiku… Lepiej pozostanę dziś na czatach, postanowiła.
      Poczekała na przerwę, zanim weszła do klasy, bowiem druga lekcja zbliżała się właśnie ku końcowi, a prowadzący ją nauczyciel, w przeciwieństwie do pana Takenouchi, pojawił się w szkole.
      Kiedy weszła do sali, otoczyło ją kilka osób, pytając, co się stało z Haruko Yamazaki. Uspokoiła wszystkich, mówiąc, że to po prostu anemia i koleżanka niebawem stanie na nogi.
      Podczas zajęć nie działo się nic podejrzanego. Aya szczególnie uważnie obserwowała otoczenie podczas powrotu do akademika, ale wszystko wydawało się w porządku. Podejrzewała, że nawet jeśli coś miałoby się wydarzyć, to tylko nocą, dlatego czujność wzmożyła wieczorem.
      - Mogę z tobą porozmawiać? - spytała koło dwudziestej Kaori, siedząc na swoim łóżku i przytulając Johnny’ego.
      - Heh, chyba zawsze możesz, co nie? - odpowiedziała pytaniem Aya, uśmiechając się pod nosem.
      - Tak, ale to… To będzie trochę inna rozmowa.
      Aya usiadła i wlepiła wzrok w siostrę.
      - Słucham.
      - No więc… Chciałam pogadać o tamtym dniu… A właściwie nocy…
      - Której? - zapytała ze strachem Aya.
      - Ehm, no wiesz… O tej, kiedy to niby upadłam i uderzyłam się w głowę.
      - Ach, tak…
      Czy to możliwe, że coś sobie przypomniała?! Bo niby dlaczego tak nagle zaczęła o tym mówić? Czy to przez to, co stało się z Yamazaki? Czy to odblokowało coś w jej umyśle? Przestraszyła się nie na żarty. Nie wiedziała, że tak naprawdę ta sprawa dręczyła Kaori od przeszło trzech tygodni, kiedy to Aidō powiedział z pozoru niewinne słowa „głodny jestem”. Fakt jednak faktem, że to poranne omdlenie Haruko dało Kaori do myślenia, przez co zdecydowała się wreszcie porozmawiać z Ayą na ten temat.
      - Muszę ci się do czegoś przyznać - powiedziała powoli Kaori. - Wiesz, wtedy jeszcze szalałam za Aidō-senpai i w ogóle… Ja… tańczyłam też z nim na balu… I widziałam się z nim kilka razy… Ale… Ech, chodzi mi o to, że kiedy poszłaś tamtego dnia do Umari-san, wykorzystałam okazję i po raz kolejny wymknęłam się z Aidō-senpai - wyznała. - Ale pamiętam tylko jakąś polankę, wszystko inne uciekło. To znaczy… Nawet tego nie pamiętałam, ale sobie przypomniałam, kiedy byłyśmy w wakacje w mieszkaniu dyrektora razem z Aidō-senpaiem, Yūki i Kiryū… - Zamilkła na moment. - Przepraszam, że cię okłamałam! Po raz drugi się z nim wymknęłam, choć tak bardzo mnie prosiłaś, bym tego nie robiła. Wybacz!
      Aya ze zdumieniem patrzyła na siostrę. Zupełnie nie spodziewała się spowiedzi i prośby o rozgrzeszenie. Bała się, że Kaori przypomniała sobie coś, czego naprawdę nie powinna, dlatego teraz odetchnęła z ulgą.
      - Kao-chan?
      - Uhm? - Kaori podniosła opuszczoną dotychczas głowę. W oczach błyszczały jej łzy wstydu za swoje postępowanie. Okłamywała starszą siostrę przez tak długi okres…
      - Wiem, że z nim wtedy byłaś - powiedziała cicho Aya.
      - Naprawdę? Więc dlaczego mi tego nie wypominałaś ani nic? - Kao zdziwiła się porządnie.
      - Bo skoro i tak o tym zapomniałaś… A poza tym miałaś ten wypadek, uderzyłaś się w głowę…
      - No właśnie! Jak to się stało, co? Za nic nie mogę sobie przypomnieć, chociaż myślę o tym bardzo często! Wiesz coś na ten temat?
      - No… Nie.
      - Ech… A wiesz, co ja myślę? Że to może właśnie mieć jakiś związek z Aidō-senpai! Bo potem przysłał mi tę karteczkę z przeprosinami… Przecież nie zrobiłby tego dla zabawy, prawda? A w takim razie… może się o coś obwiniał? Może powinnam go o to spytać? Wtedy, u dyrektora, nie było okazji, bo nie byliśmy sam na sam ani przez moment…
      - Słuchaj, Kao - ucięła Aya. - Mam do ciebie ogromną prośbę.
      - Uhm?
      - Proszę, zapomnij o tym. I nie próbuj sobie przypomnieć, bo nie wiadomo, czy warto. A potem nie będzie już odwrotu, może wyjść na to, że później tylko byś tego żałowała… Co więcej, nie pytaj o nic Aidō. Skoro sam nie poruszył tego tematu, tylko przeprosił cię za pomocą „listu”, to znaczy, że on nie chce o tym rozmawiać.
      - Hm. Masz rację - przyznała Kaori. - Spróbuję.
      Grzeczna dziewczynka, pochwaliła ją w duchu Aya.
      - Ale wiesz co? Brakuje mi tego… - powiedziała Kao.
      - Czego?
      - Nie wiem, jak to nazwać… Stanu zakochania? - Nie, nie o to mi chodzi. Chyba. - To znaczy… Chciałabym w końcu spotkać „tego jedynego”.
      - Ach, tak. Kiedyś znajdziesz. Tylko wiesz… Wolałabym, aby to nie był nikt z Nocnej Klasy…
      - A ty jak zwykle o tym! - Kaori zaśmiała się. Jeszcze parę tygodni temu zezłościłaby się po czymś takim, ale teraz widziała już, że po prostu została oczarowana przez tę „elitę” i nie patrzyła na świat trzeźwo. - Spokojnie, oni mi już przeszli. Pozostali piękni jak zawsze, ale przecież nie tylko uroda się liczy, prawda?
      - Oczywiście.
      - No właśnie…
      - Hm, a skoro tak, to może znajdziesz sobie kogoś pośród dziennych uczniów? - zapytała Aya.
      - Nie… Nie ma tam nikogo godnego uwagi. To znaczy… Mam na myśli to, że gdyby tam był mój książę z bajki, to natychmiast bym go rozpoznała.
      - Mówisz? - Aya jakoś nie do końca jej wierzyła. - Przecież nawet nie znasz wszystkich. Szczególnie teraz, gdy dołączyły pierwszaki.
      - Gdyby był wśród nich ON, zauważyłabym. Choćby na korytarzu - utrzymywała. - Poczułabym to.
      Przed jej oczyma znów stanął Ichiru. On tak na nią podziałał… Ale jego już nie było. Musiała zapomnieć.

      Aya z trudem powstrzymywała się od zaśnięcia.
      Jeśli nie zasnę, to z pewnością wyczuję, jeśli jakiś wampir będzie chciał powtórzyć wyczyn i włamać się do akademika, by ugryźć którąś z dziewcząt, powtarzała sobie. Powieki jednak coraz bardziej jej się kleiły.
      Już prawie zapadła w sen, gdy poczuła wampirzą woń. Zerwała się na równe nogi i wybiegła z pokoju. Nie przebierała się tego wieczoru w piżamę, na wszelki wypadek została w ubraniach. Na szczęście Kaori tym razem zasnęła dość wcześnie i nie zwróciła na nic uwagi.
      Kierując się zapachem, dobiegła wreszcie do celu, jakim był korytarz na parterze. Nie spotkała się jednak z winowajcą - w pobliżu znalazł się Kaname. Dyskretnie wróciła na schody i oddaliła się, za wszelką cenę nie chcąc dać się nakryć.
      Sprawa zakończona, stwierdziła. Niech Kuran zajmie się tym gostkiem…
      Powoli ruszyła w stronę pokoju.
      Kiedy tylko przebrała się w piżamę i opadła na łóżko, natychmiast zasnęła.
***
      Zero podniósł się gwałtownie.
      To był tylko sen… Tylko sen, powtarzał w myślach. Mimo tego czuł, jak mocno bije mu serce. Przeszył go zimny dreszcz. Ukrył twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
      - Zero? Znalazłam cię… Rany! - usłyszał głos Yūki i w tym samym czasie pokój zalało światło. - Nie myślałam, że dziś znów będziesz wymigiwał się od obowiązków.
      Dopiero teraz chłopak zauważył, że musiał przysnąć po zajęciach. Pamiętał, że wrócił do akademika, walnął się na łóżko… Cóż, zdarza się. Niemniej spał ładnych parę godzin, bo za oknem już jakiś czas temu musiało zrobić się ciemno. Ale to nieważne. Ten sen… Jęknął niemal bezgłośnie.
      Kiedy tylko Yūki do niego podeszła, od razu zauważyła, że coś go męczy.
      - Co się stało? - spytała z troską.
      Jakby bezwiednie złapał przyjaciółkę za rękę i pociągnął tak, że ta na niego upadła. Przytulił ją mocno.
      Yūki…
      - Ty żyjesz… - wyszeptał z ulgą. - Myślałem, że cię zabiłem…
      Jeszcze mocniej przycisnął dziewczynę do siebie.
      - Nie mogę oddychać, Zero… - wydusiła. Była kompletnie zdezorientowana.
      Nastolatek nie poruszył się.
      - Zero… - Pani prefekt zaczęła delikatnie wyswabadzać się z uścisku. - Zero! - podniosła głos. Spojrzała przyjacielowi prosto w oczy. - Wszystko w porządku?! - zawołała, trzymając go dłońmi za głowę.
      - Taak… - powiedział cicho. Wpatrywał się w koleżankę jakby ze zdziwieniem, a może zadumą…
      - To dobrze! - Yūki uśmiechnęła się ciepło, chwilowo uspokojona.
      Tak… Ja… Chcę, by te ciepłe dłonie i ten uprzejmy uśmiech… Powoli zbliżył swą twarz do twarzy dziewczyny. Nawet jeśli nie powinienem chcieć takich rzeczy…
      Ich usta niemal się zetknęły, ale wtedy się opanował. Odsunął się trochę.
      - Przepraszam. Już… nieważne - szepnął.
      - Ee… - Yūki nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Była w szoku.
      - Naprawdę coś musi być ze mną nie tak - rzekł nagle Zero - bo miałem dziwny sen. Jeszcze się w pełni nie obudziłem. Przepraszam. Zapomnij.
      - O-okej… - wydukała tylko.
***
      Przez cały następny dzień Zero zdawał się być rozkojarzony. Wciąż myślał o tym, co się zdarzyło.
      Idiota, powiedział w myślach podczas siedzenia na lekcji. Co mi odbiło? Szlag… Spojrzał na Yūki. Zdecydowanie go unikała. Ech, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzi czy coś… Westchnął. Zależało mu na niej, ale musiał stwierdzić, że sam siebie nie rozumie. Nie był w stanie dojść do tego, co tak naprawdę do niej czuł. Odkąd zamieszkał u dyrektora, Yūki zawsze troszczyła się o niego na ten swój niewinny, często dziecinny sposób. On z kolei chciał jej bronić niczym młodsze rodzeństwo. Bronić jej tak, jak niegdyś pragnął chronić Ichiru.
      - Tak więc radzę wam się tego nauczyć już teraz - raz, a dobrze. Zapewniam, że na następnym egzaminie to zagadnienie was nie ominie - zakończył swój wykład nauczyciel.
      - Sensei! Ale się panu zrymowało! - zaśmiała się wesoło Kaori, a w ślad za nią poszło kilkoro innych uczniów.
      Zero spojrzał w jej stronę. Ta chyba poczuła na sobie jego wzrok, bo odwróciła się i dyskretnie pokazała mu język.
      Co za dziecko, zaśmiał się w duchu. Przeniósł wzrok na brunetkę siedzącą obok Kao.
      No tak, jest i Aya… Relacje z nią chyba jeszcze trudniej zdefiniować.
***
      - Masz, Zero-kun - powiedział dyrektor. - Rozkaz Związku.
      Podał chłopakowi kartkę z nakazem. Ten spojrzał na nią obojętnie.
      - Będziesz obserwować na przyjęciu dla wampirów, które odbędzie się dziś w nocy - wyjaśnił Kurosu. - Zgromadzi się tam wiele wampirów, więc zapewne znajdzie się sporo do roboty.
      - Zrozumiałem. Pójdę tam - odpowiedział Zero.
      Jeśli rzeczywiście będzie się coś działo, to przynajmniej nie będę musiał tyle myśleć…
      Wyszedł niespiesznie z gabinetu Kaiena. Miał już wszystkiego dość. Wampirów, niektórych ludzi (w tym zdecydowanie wszystkie oszalałe fanki Nocnej Klasy), siebie samego… Do tego jeszcze ta sprawa z Yūki… Oprzytomniał już po przedwczorajszym śnie, ale w jego sercu nadal kryła się obawa, że kiedyś wreszcie straci kontrolę i wypije za dużo, a Yūki umrze. I choć od dawna miał świadomość, że tak może się zdarzyć, ujrzenie tego we śnie okropnie nim wtedy wstrząsnęło. Doskonale już rozumiał, dlaczego Aya była niegdyś tak przerażona po koszmarze, w którym wyssała życie z Kaori.
      Wyszedł na dwór. Odetchnął świeżym, wiosennym powietrzem, a potem udał się w drogę do akademika. Po drodze zauważył Ayę, która siedziała pod jednym z drzew za swoim dormitorium. Pewnie miała ochotę spędzić część soboty na zewnątrz, zamiast okupować akademik jak większość uczniów.
      Wyglądała na zamyśloną. Musiała jednak go wyczuć, bo odwróciła się w jego stronę.
      - Cześć - rzuciła.
      - Hej - odpowiedział Zero i zbliżył się do koleżanki. - Masz ochotę się trochę przejść?
      - Czemu nie.
      Wstała i ruszyła za kolegą. Szybko się z nim zrównała.
      - Chcesz o czymś pogadać? - spytała.
      - Hm. Chyba tak - odparł.
      Skinęła głową.
      Przez jakiś czas szli w milczeniu. Poszli w stronę lasu, po chwili zagłębili się między drzewa. Kluczyli między nimi w ciszy.
      Z nią jest całkiem inaczej niż z Yūki. Ona dużo gada, stara się podtrzymywać rozmowę, która z mojego powodu często się nie klei… Aya jest małomówna, cicha… A mimo tego jest osobą, która najlepiej mnie rozumie.
      Zatrzymał się. Aya, widząc to, zrobiła to samo.
      - Otrzymałem kolejny rozkaz ze Związku Łowców - powiadomił koleżankę.
      - Och… Znowu polowanie? - zapytała.
      - Nie, tym razem mam iść na przyjęcie dla wampirów.
      Aya skrzywiła się.
      - W takim razie… miłej zabawy. - Zaśmiała się ponuro.
      - Dzięki - odparł. - Mam nadzieję, że będę miał okazję skopać komuś tyłek.
      - Kto wie? - Dziewczyna uśmiechnęła się subtelnie. - Tylko nie przesadzaj z tym balowaniem.
      - Tak jest - odparł potulnie.
      Oboje się roześmiali.
      Kilka promieni słońca przedostało się przez chmury i korony drzew. Niektóre oświetliły twarz Ayi, która lekko się skrzywiła i zmrużyła oczy.
      Nawet takie delikatne światło ją razi? Nie chciałbym tego znosić.
      Przyjrzał się uważnie twarzy przyjaciółki. Aya musiała poczuć na sobie jego spojrzenie.
      - Co jest? - spytała.
      Chłopak podszedł do niej. Wyciągnął rękę i delikatnie przejechał nią po lewym policzku Ayi.
      - Ze…ro? - Dziewczyna oblała się rumieńcem.
      - Wybacz, wybacz - odparł, unosząc ręce w obronnym geście. - Minęło już tyle czasu od tamtej nocy, a ja dopiero teraz zauważyłem, że została ci po tym blizna - przyznał. Nie musiał tłumaczyć, że chodzi o pozostałość szramy, którą paznokciem wyżłobiła w marcu Shizuka. - Serio, nie musisz się tak rumienić. - Uśmiechnął się półgębkiem.
      - Nie rumienię się! - krzyknęła Aya, zakrywając płonące policzki bladymi dłońmi.
      - Właśnie, że tak. Jak zawsze zresztą - powiedział.
      - Co? - Na twarzy Ayi pojawiło się coś na kształt przerażenia wynikającego z zawstydzenia.
      Rumieni się zawsze, kiedy jesteśmy tak blisko. Tak było w stajni. I na polance. I w lesie. Nagle uświadomił sobie, że z niewiadomych względów mu się to podoba. Zdziwiło go to niespodziewane odkrycie. Yūki też czasem się rumieniła, ale w jej przypadku nie działało to na niego tak jak w przypadku Ayi.
      - Zero!
      - Hę? - oprzytomniał.
      - Czemu milczysz? - spytała lekko rozdrażniona.
      - Bo wciąż jesteś czerwona - odparł z uśmiechem.
      - Wcale nie - zaprotestowała.
      - A właśnie, że tak. Teraz jeszcze bardziej - drażnił się z nią, bo nie mógł się przed tym powstrzymać.
      - Oczywiście! Ze złości!
      Odwróciła się, obrażona, a on tylko westchnął. Nawet ona musiała zostać w pewien sposób ofiarą Shizuki…
      - Zero, co ci jest? - zapytała z troską Aya.
      - Przestałaś się dąsać?
      - Och, przestań się już wygłupiać - poprosiła. - Co cię dręczy?
      - Wszystko - odrzekł krótko. - Wciąż o tym myślę... O Shizuce, Ichiru… O rodzicach, mistrzu… O Yūki, o tobie… - Spojrzał koleżance głęboko w oczy, na co ona ponownie się zarumieniła. Zero podszedł do niej, bo wcześniej odsunęła się od niego, najwyraźniej zawstydzona.
      Aya nie wytrzymywała już hipnotyzującego wzroku kolegi. Mrugnęła kilka razy.
      - Zero… Dziwnie się dzisiaj zachowujesz… - szepnęła.
      - Wiem, wybacz. Ostatnie dni są jakieś porąbane - powiedział.
      - Aha…
      Aya znów odsunęła się trochę i objęła się ramionami.
      - Nie dziwię ci się, że o tym wszystkim myślisz.
      Jej oczy… Co to jest? Żal?
      - Żałujesz… że Shizuka nie żyje? - spytał.
      - Nie, to nie tak. Heh, właściwie skąd wiesz, że o niej pomyślałam? Czytasz w myślach?
      - Powiedzmy, że to doskonały zmysł obserwacji. I odrobina dedukcji. - Miał to od dziecka. Potrafił czytać między wierszami. Dorośli Łowcy zawsze uważali to za jeden z jego licznych talentów.
      - Niech będzie.
      - Powiedz… Nie wolałabyś, żeby żyła?
      - Nie, naprawdę. A ty? Nie żałujesz, że to nie ty ją zabiłeś?
      - Żałuję. I to bardzo. Ale grunt, że ta wampirzyca nie może już skrzywdzić nikogo, kto jest mi drogi. Niczego i nikogo już mi nie odbierze. - Znów spojrzał na Ayę. - A ty? Bądź szczera, chciałabyś poznać tożsamość ojca, prawda?
      - Oczywiście. Ale to już prawdopodobnie niemożliwe. Zarówno Shizuka, jak i ciocia wzięły tę tajemnicę do grobu - powiedziała cicho.
      - Ale nawet gdyby… - zaczął Zero. - Nawet gdybyś dowiedziała się, kim on był… Co miałabyś zamiar zrobić?
      - Odszukać go.
      - A potem?
      - Oko za oko - powiedziała z nienawiścią w dużych, szarych oczach.
      - Ale… On przecież od dawna może być martwy - zauważył Kiryū.
      Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
      - Nie. On żyje. Czuję to.

      Ech, znowu się gapi, kretyn jeden, westchnął Zero, patrząc z dezaprobatą na Hanabusę.
      Chłopak oparł się o jedną z kolumn w sali balowej rezydencji rodziny Aidō. Zebrała się tu niesamowicie ogromna liczba wampirów, oczywiście śmietanka towarzyska.
      Są chyba wszyscy z Nocnej Klasy… Kilkoro wampirów, o których też już chyba słyszałem… A nawet gwiazdy filmowe, znani piosenkarze, sportowcy… Żałosne. Wykorzystują swoje nadprzyrodzone zdolności dla sławy…
      Kiryū poczuł czyjąś dłoń czochrającą jego włosy.
      - Hej, co ty, do cholery, wyprawiasz? - spytał cicho, przystawiając Bloody Rose do głowy Tōgi, nawet na niego nie spojrzawszy.
      - Wampir, którego tropię, może się tutaj zjawić - wyjaśnił Yagari. - Hej, prefekcie. Członkom Nocnej Klasy nie wolno opuszczać terenu szkoły - zauważył.
      - Mają ze sobą niańkę, więc to ich tłumaczy, Yagari-„sensei” - odparł Zero.
      - Spójrz na nich - odezwał się po chwili dawny mistrz chłopaka. - Wyglądają, jakbyś ich nic nie obchodził, ale w rzeczywistości są tobą zaciekawieni. Łowcy Wampirów nie są za bardzo lubiani, a ty jesteś tym, który zabił ich „Księżniczkę Czystej Krwi”.
      - Nie ja ją zabiłem - wyznał szczerze Zero. Przez moment żaden się nie odzywał. - Mistrzu, spotkałem Ichiru - szepnął potem.
      - Rozumiem…
      W sali zapanowała cisza. Wszystkie wampiry ukłoniły się nisko. Jedynymi wyprostowanymi osobami pozostali dwaj Łowcy.
      - Wybaczcie, nie zamierzałem wam przeszkadzać - powiedział spokojnym tonem Kaname Kuran.
      - Kaname-sama, czy to prawda, że poparłeś ludzką stronę na posiedzeniu zarządu? - spytał pokornie jeden z krwiopijców. - Tego tutaj człowieka… - rzekł, wyraźnie dając do zrozumienia, że ma na myśli Zero.
      - To prawda - potwierdził Kuran.
      Kiryū spojrzał na niego z niechęcią.
      Taak, nie dość, że to najprawdopodobniej on sam ją zabił i zwalił to na mnie, to jeszcze zbiera za to pochwały, zdenerwował się chłopak, słysząc szepty typu „Kaname-sama jest wspaniały”, „Próbuje wziąć stronę ludzi, żebyśmy mogli z nimi żyć w pokoju” czy „To bardzo zmyślna taktyka”.
      Do Kurana zbliżyła się rodzina organizatorów przyjęcia.
      - Kaname-sama, dziękuję za opiekę nad moim synem - powiedział z uśmiechem ojciec Hanabusy, Nagamichi.
      - Bardzo dziękuję za zaproszenie mnie na przyjęcie, panie Aidō - odparł czystokrwisty. - Przepraszam, że nie pojawiam się na takich imprezach zbyt często.
      - Nie przejmuj się tym, Kaname-sama. Właściwie, to chciałbym cię dzisiaj o coś prosić - wyjawił.
      - Ojcze! - krzyknął przestraszony Hanabusa.
      - To moja córka, Tsukiko - przedstawił jedną z dziewcząt Nagamichi. - Byłoby wspaniale, gdybyś się nią zainteresował. To byłoby mile widziane przez naszą rodzinę - zapewnił.
      - Ojcze, przestań! - zawołał Hanabusa. - Kaname-sama, nie prosiłem o to! - zwrócił się do Kurana.
      - Nie wiem, jak sprawy się potoczą, ale będę miał to na uwadze - odparł Kaname, lekko się uśmiechając.
      Do grupki zaczęli podchodzić inni wampirzy rodzice, którzy proponowali też swoje córki.
      Jakie to żałosne, stwierdził ze znudzeniem Zero.
      Zamieszanie trwało przez jakiś czas. Nagle jednak wszyscy zwrócili się w stronę głównych drzwi, w których pojawiła się przepiękna, długowłosa wampirzyca ubrana w sięgającą ziemi suknię koloru krwi. Zebrani ponownie się ukłonili.
      Nie no, bez jaj… Czystokrwista?!
      - Drodzy państwo… Proszę, nie mówcie takich rzeczy. Biedny Kaname-sama… - odezwała się przybyszka.
      Na sali znów rozległy się szmery, tym razem w stylu „Sara-sama!”, „Członek rodziny Shirabuki! To naprawdę ona!” i „To rzadki widok: spotkać ją na przyjęciu!”.
      Wampirzyca podeszła do Kurana.
      - Saro-san, ile to już czasu minęło - rzekł.
      - Kaname-san. Odkąd zacząłeś chodzić do szkoły, wcale cię nie widziałam.
      Kuran podniósł jej dłoń i ucałował delikatnie.
      - Jesteśmy jednymi z tak nielicznych wampirów czystej krwi - kontynuowała Sara. - Musimy trzymać się razem.
  
      Zero przestał już zwracać uwagę na to, co działo się dookoła. Pijawki były grzeczne, nie robiły niczego, przez co mogłyby podpaść Związkowi Łowców.
      Cholera, mam dość, stwierdził, gdy po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, że nie może uporządkować myśli. Zastanawiał się, jak to możliwe, że sam nie wiedział, co czuje. Czy inni też tak mieli? I czy czasem się nad takimi sprawami zastanawiali? On niestety miał tendencję do tego, że lubił nazywać rzeczy po imieniu. Jednakże nie potrafił przyczepić jednoznacznej etykietki do swojej relacji z Yūki czy z Ayą. Każda z tych więzi była zupełnie inna, ale on i tak jedną i drugą zazwyczaj nazywał po prostu przyjaźnią. Do Yūki dochodziła często etykietka siostry. Ale gdyby właśnie nią dla niego była, to czy przedwczoraj w nocy miałby taką „ochotę” ją pocałować? Czy może to zwalić jedynie na koszmar, z którego się wówczas obudził? We śnie stracił Yūki, sam ją zamordował, dlatego kiedy się ocknął, musiał się przekonać, że to wszystko to nieprawda, że tak naprawdę ona nadal przy nim jest. Prawdziwa, żywa, namacalna.
      Minęły właśnie dwie doby od tamtej chwili, a Yūki nadal go unikała. Bał się, że między nimi nie będzie już jak dawniej. Zaraz jednak oprzytomniał. Zorientował się, że pewnie nie minie wiele czasu, a ona po prostu zapomni o sprawie i będzie się zachowywała jak zwykle. Przecież zawsze tak było. Nawet po tym, kiedy dowiedziała się - i to na własnej skórze - że chłopak, który przez cztery lata mieszkał z nią pod jednym dachem, jest w istocie wampirem.
      Ile by nad tym nie myślał, wniosek nasuwał się taki, że Yūki najbliżej jest do kategorii młodszej siostry. Postanowił to tam ją zaszufladkować. Niestety, zawsze, gdy myślał o młodszym rodzeństwie, przed oczyma stawał mu Ichiru. Nadal nie mógł pogodzić się z jego zdradą. Ta świadomość była równie bolesna jak ta, że Ichiru nie żyje. Zero zastanawiał się jednak, ile w słowach brata było prawdy. Od dziecka miał świadomość, że bliźniak cierpi. On sam z kolei nienawidził siebie za to, że nie może mu pomóc. Nie tak naprawdę. Ichiru miał więc prawo również go nienawidzić, czyż nie? W końcu to on był tym, który jeszcze w łonie matki odebrał mu wszystko.
      No i jeszcze Aya. Gdy pojawiła się pod koniec stycznia w jego życiu, była podejrzana. Wiedział, że nie jest zwyczajnym człowiekiem, ale dopiero po pierwszej szczerej rozmowie z nią zrozumiał, jak bardzo są do siebie podobni. Potem połączyła ich obietnica, że jedno zabije drugie, jeśli straci kontrolę. Ani się obejrzał, a dodatkowo stała się powierniczką dużej części jego zmartwień i sekretów - wszystko dlatego, że być może jako jedyna znana mu osoba była w stanie NAPRAWDĘ go zrozumieć. Pewnie, i Yūki, i dyrektor, i mistrz Yagari… Oni wszyscy być może próbowali pojąć, co działo się w jego sercu i umyśle, ale tak naprawdę nie mieli pojęcia, nie mogli mieć. A Aya wiedziała to aż za dobrze. Z tego powodu zaufanie do niej pojawiło się szybko, szybciej niż kiedykolwiek mógłby przypuszczać. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mu, że pozna kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać tak jak z Ayą, wyśmiałby go i uznał za wariata. Tymczasem…
      To, co go martwiło w jej przypadku, to prędkość, z jaką zdobywała kolejne wampirze zdolności. Jeśli to wciąż będzie działo się w takim tempie, niedługo naprawdę zostanie wampirem. Co wtedy? Czy rzeczywiście będą musieli się nawzajem pozbijać? I… czy w razie konieczności będą potrafili to zrobić? Jak by na to nie spojrzeć, zabić jakiegoś zwykłego krwiopijcę Poziomu E to co innego niż przyjaciółkę, która do tego poziomu nigdy tak naprawdę nie upadnie. Co innego z nim. Ale… Ona sama przyznała, że nie jest pewna co do tego, czy będzie umiała go zabić, gdy już nadejdzie ten czas. Co prawda rozmawiali ponownie na ten temat i oboje starali się utrzymać, że w razie konieczności załatwią to drugie, ale czy rzeczywiście tak było?
      Nie, bez sensu się zamartwiać. To logiczne, że jeśli zagroziłby życiu jej samej, Kaori, Umari czy kogoś innego, to nie wahałaby się go załatwić. Prawda…?
      Cholera, sam już nie wiem.
      A co do niego samego… Ile czasu mu jeszcze pozostało? Kiedy atakowało go pragnienie krwi, nie potrafił nie wykorzystać Yūki. Idiotka, dlaczego ona się na to zgadzała? I… dlaczego on sam się na to zgadzał? Dlaczego po śmierci Shizuki zwyczajnie ze sobą nie skończył, mimo że miał to w planach?
      No właśnie, co do tego, co się stało tamtej nocy… Nadal nie powiedział tego Ayi, ale od tamtego czasu, od kiedy poczuł zapach jej krwi… Był przekonany, że jeśli przypadkiem poczuje tę obezwładniającą woń ponownie, nie powstrzyma się. Do teraz nie wiedział, jak wtedy mu się to udało. Może powstrzymywał go fakt, że świadkami jego spektakularnego upadku na samo dno byliby Shizuka i Ichiru? Nie wiedział. Jak by jednak nie było, drugi raz się nie powstrzyma. Chociaż tyle, że Aya nie była aż taką niezdarą jak Yūki i nie raniła się co chwila, ale…
      Nie, musi ją ostrzec. Na wszelki wypadek. Już dawno powinien to zrobić. Wątpił, by wiedziała, jak wpłynął na niego zapach jej krwi. Sama uznawała tę woń za ładną, ale on… Dla niego to były afrodyzjak, narkotyk i trucizna w jednym. Możliwe, że było tak, jak powiedziała Shizuka. „Niesamowite, jak cudowny smak może wywołać połączenie czystej krwi wampira ze słodką krwią uroczej ludzkiej dziewczyny”… Westchnął. Racja. „Niesamowite”. Postanowił, że ostrzeże ją, gdy znów będzie miał okazję w spokoju z nią porozmawiać, a potem…
      - Wampir, którego szukałem, nie pojawił się - przerwał mu rozmyślania Yagari.
      - Wracasz? - spytał Zero.
      - Tak - rzekł. - Pozdrów ode mnie tę małą prefektkę - powiedział, znów czochrając chłopaka po głowie.
      Mimo wszystko… Dla mnie jej istnienie nie jest małe.







***
      Cześć. Dedykacja dla Tasary i Oleeny. Ponownie dziękuję za Wasze komentarze. :*
      Ponawiam informację, iż założyłyśmy grupę na Facebooku taką tylko dla naszego grona. Jest tajna, więc osoby, których nie mam w znajomych, a które chciałyby do tej grupy należeć, proszę o wysłanie linku do swojego profilu czy coś w tym stylu - wówczas Was zaproszę. Na grupie pojawiają się informacje o nowych postach; można także rozpocząć praktycznie dowolną konwersację z resztą członków. Zapraszam - nikt nie gryzie. ;)
      Do za tydzień! A maturzystom życzymy wraz z Kao powodzenia! ;)

5 komentarzy:

  1. Idealny prezent na imieniny ^^ Świetnie się czytało, dobrze było się znaleźć w głowie Zero i nieco dowiedzieć się o jego rozterkach. Czekam na już (niestety) ostatni zaplanowany rozdział w przyszłą środę i pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imieniny? W takim razie wszystkiego najlepszego! ^o^

      Usuń
    2. Tak jakoś wyszło :D A dziękuję :)

      Usuń
  2. Hej jest 00.00, a ja dopiero teraz przeczytałam rozdział. Cały dzień zajmował mnie nie tak interesujący Pan Tadzio na przemian z Lalką :D
    Ale przy najmniej przez chwilę mogłam o tym zapomnieć i przeczytać tą perełkę ^^ To jeden z moich ulubionych rozdziałów, bo mogę poczytać co myśli Zero <3 Przecież powoli zaczyna sobie uświadamiać co czuje do Ayi :D
    Do za tydzień! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spać o tej porze, a nie! :P (Powiedziała ta, której wczoraj/dzisiaj udało się zasnąć dopiero koło trzeciej.)
      Cieszę się, że mogłaś się na chwilę oderwać. ^^
      Buziaki i powodzenia! :*

      Usuń