- Tak
przypuszczałam, że w podobnej sytuacji nie wytrzyma i mnie wypuści -
oświadczyła z zadowoleniem „druga Aya”. - Nie dostałam nawet podziękowania za
powalenie tego głupiego bachora, Akujiego Toumy - poskarżyła się tonem małego
dziecka. - A przecież gdyby nie ja, twoja żoneczka zostałaby wówczas zabita.
- I co
za tym idzie, ty również - mruknął Zero, odsuwając się od niej nieco. Zdecydowanie
nie był fanem „tej drugiej”, lecz rozumiał rozpaczliwą decyzję Ayi. Dbała o ich
nienarodzone dziecko. Gdyby pozostała sobą, mogłoby to zaszkodzić dzieciątku,
kiedy jednak władzę przejęła „druga Aya”, rozdzierające serce emocje osłabły.
Ciekaw był jednakże, jak długo będzie musiał zmagać się z „tą drugą”.
Przypomniał sobie „przyjacielskiego całusa na zgodę”, którym obdarzyła go ona
lata świetlne temu. Czy to się naprawdę wydarzyło? Kiedy to było? Obecnie
wierzyć mu się nie chciało, że kiedyś był licealistą zmagającym się ze stratą
rodziny i żyjącego ze świadomością, iż niebawem upadnie do Poziomu E.
Tymczasem, po części dzięki Ichiru, po części dzięki Ayi, a także po części
dzięki co poniektórym Łowcom, stał się jedną z najpotężniejszych osób
chodzących po świecie. I na co mu to? Czy jego siła przydała się na cokolwiek,
gdy patrzył na śmierć córki? Czy mógł ocalić Ayę od depresji, a nienarodzone
dziecko przed śmiercią bądź jakąś chorobą?
-
Czepiasz się szczegółów - oświadczyła. Wstała i rozprostowała się z uśmiechem.
- Nie masz ochoty na odrobinę szaleństwa? - zapytała, trzepocząc długimi,
czarnymi rzęsami.
Zero
spiorunował ją spojrzeniem.
- To
chyba znaczy, że nie. Twoja strata.
Odwróciła
się na pięcie i ruszyła ku drzwiom, niemal w podskokach.
- Dokąd
się wybierasz? - warknął z nieskrywaną niechęcią. Dziwnie się czuł, zwracając
się do Ayi w taki sposób, ale przecież to nie była w tej chwili prawdziwa ona.
A ta naprawdę go irytowała, nic na to nie poradzi.
- Do
Suzaku, on tym razem na pewno nie odmówi - oznajmiła z dziką satysfakcją.
Poderwał
się błyskawicznie i złapał ją za nadgarstek prawej ręki.
- Ani
mi się waż!
***
Po
kilku godzinach Aya powróciła. Uspokoiła się odrobinę, a przynajmniej starała
się ze wszystkich sił nie myśleć tylko i wyłącznie o śmierci Mariko przez
wzgląd na maleństwo. Głównie jednak siedziała nieruchomo niczym w transie, nie
mogąc się za nic zabrać. Momentami zaś było zupełnie przeciwnie - kręciła się
po domu, sprzątając, myjąc i gotując obiady, których praktycznie i tak nie
zjadali, słowem robiła wszystko, by myśleć o czymkolwiek, byle nie o tym, co
sprawiało, że chciała płakać, a najlepiej umrzeć.
- Kupimy
psa? - spytała cicho Aya. Zero zdziwił się tym pytaniem, uniósł jedną brew,
prosząc o wyjaśnienia. - Wspominałam ci, że Mari-chan powiedziała, że chciałaby
mieć takiego zwierzęcego przyjaciela. Powinniśmy jej go kupić.
Nie
miał zamiaru uświadamiać Ayi, że Mariko nie zrobi to już żadnej różnicy, po
prostu skinął głową i w rezultacie udali się do miasta, do sklepu
zoologicznego, by tam wpatrywać się w zwierzaki, próbując znaleźć
odpowiedniego. W pewnym momencie wzrok Ayi padł na szczeniaczki przypominające
małe niedźwiadki.
-
Akita inu - oznajmiła uprzejmie sprzedawczyni. - To rasa idealna dla
właścicieli mających dzieci, te psy są bardzo przyjazne.
Jeden
z piesków niepewnie podszedł do Ayi. Weszła do niewielkiej zagrody i ukucnęła,
wyciągając ku szczeniakowi dłoń. Polizał ją i zamerdał ogonkiem. Potem, przechodząc
nieco w bok, trącił noskiem jej brzuch, jak gdyby wyczuwał rozwijające się w
nim dziecko.
- To
on - szepnęła. - Jirou.
To
imię nasunęło jej się na myśl samo z siebie, ot tak. Od razu pokochała pieska i
uznała go za członka rodziny. Żałowała, że Mariko nie zdążyła go poznać, na
pewno byłaby zachwycona…
Kupili
Jirou i cały potrzebny psi ekwipunek, po czym wrócili do domu. Od czasu do
czasu ktoś ich odwiedzał - Kaori z Ichiru, Reiko z Kaienem… Nikt jednak nie
potrafił przywrócić szczęścia rodzicom zmarłej dziewczyny.
***
Poprzez
Shuuseia Aya poprosiła Suzaku, by do niej wpadł. Nie potrafiłaby zmusić się do
pójścia do Akademii. To podczas pobytu tam Mariko poznała Kaname, przez którego
potem umarła. Jej rzeczy przekazały im Suzue, Maria i Hanashi, które wspólnie
zajęły się komnatą Mari.
Zero
musiał wreszcie pójść do Związku, zaniedbywał ostatnio obowiązki, a ludzie
potrzebowali wyjaśnień. Uznali zresztą, że to może nawet i lepiej, iż Aya
porozmawia z Suzaku sama.
Shoutou
powitał ją tradycyjnym całusem w policzek. Długo ją przytulał, przekazując jej
tym samym wsparcie, a Aya w duchu zastanawiała się, czy będzie robił to dalej,
gdy pozna prawdę o tym, jak zmarła jego matka.
Kiedy
ze łzami w oczach wszystko mu wyjaśniła, zamilkła, czekając na jego reakcję.
Spojrzała na niego. Wstał z fotela, na którym siedział od co najmniej pół
godziny i odwrócił się ku oknu, przetrawiając zasłyszane informacje. Nie
chciało mu się wierzyć w te wszystkie rewelacje, w życiu by nie przypuszczał,
iż za śmiercią Naoko kryje się jego przyjaciółka. Początkowo ogarnęły go
negatywne uczucia takie jak bezsilna złość, rozpacz, a nawet nienawiść.
Pohamował jednak te emocje, biorąc głęboki wdech. Do licha, przecież to nie
wina Mari! Ona była jedynie pionkiem w grze Kaname Kurana. Jak mógł mieć jej za
złe, że dała się wykorzystać, skoro nie miała pojęcia, iż tak się dzieje? Kiedy
się dowiedziała, robiła wszystko, by nie doszło do kolejnych morderstw. I
jeszcze… Jak ona na niego patrzyła kilka dni przed śmiercią! A właściwie nie
patrzyła, zazwyczaj unikała jego wzroku, targana wyrzutami sumienia i rozpaczą,
którą nie mogła się z nikim podzielić… Jak się na tym zastanowić, Mariko wcale
nie cierpiała mniej niż on po stracie matki. Ba, może nawet cierpiała bardziej?
Mając świadomość, co uczyniono jej rękoma… Biedne dziecko!
Odwrócił
się powoli. W jego bajecznych oczach widać było łzy. Aya wstała i przytuliła
się do niego, ciekawa, czy jej nie odepchnie. Nie zrobił tego, objął ją
ramionami.
- To
nie jej wina - powiedział, głaszcząc Ayę po głowie. - Nie mam do niej żalu. Ale
gdyby Kuran żył, chciałbym zamordować go własnymi rękoma.
- Nie
wiem, czy zdążyłbyś zrobić to przed Zero - odszepnęła. Zaśmiał się ponuro, ona
zaś nie miała na to siły, lekko uniosła jedynie kącik ust.
- Nie
pogratulowałem wam jeszcze - zauważył Suzaku, starając się zmienić temat. Aya
skinęła głową. Milczeli przez minutę czy dwie. - Cieszę się… Bo gdyby nie ono,
podążyłabyś za Mari-chan - mówił jak w transie. - A ja pewnie ruszyłbym za
tobą…
Aya
odsunęła się od niego i spojrzała w jego kolorowe oczy.
- Nie,
nie zrobiłbyś tego - oznajmiła pewnie, choć w jej tonie cały czas wyczuwało się
bezgraniczny smutek. - Jest jeszcze Hana-chan.
Westchnął,
nie bardzo wiedząc, co Aya ma na myśli. To przecież ją wciąż kochał, nie
Hanashi. Chociaż faktem było, że przywiązał się do Hany bardziej niż miał
zamiar. To jednak nie przesądzało przecież sprawy.
Ale
Aya wiedziała swoje.
***
Przed
posiedzeniem Rady Aya spotkała się sam na sam z Isayą. Wyjaśniła mu to, co
zdążyła już powiedzieć Suzaku, a także oznajmiła, że ma zamiar odstąpić swe
miejsce w Nowej Radzie komuś innemu. Isaya na szczęście zrozumiał ją i choć
próbował zmienić jej decyzję, zaakceptował ostateczne zdanie młodej dhampirki.
Podczas
narady Aya wygłosiła oświadczenie na temat swej decyzji, nakreśliła sytuację i
zapewniła, że morderstwa ustały i prawdopodobnie nie ma czego się obawiać.
Członkowie Rady głównie jej współczuli i wyrażali swój żal, zapewniając ją o
swym oddaniu, niektórzy jednak wyglądali na niezadowolonych i trzymali się od
niej z daleka. Pod koniec zebrania postanowiono, że Shigeru wejdzie do Rady w
miejsce Ayi, ona zaś zaoferowała, że sama mu to powie i zapyta o jego zdanie na
ten temat, jako iż i tak zamierzała udać się do posiadłości Hanadagi, by
wyjaśnić im, w jaki sposób zginął Etsuya.
Poszła
tam wraz z Zero, który uparł się, że nie puści jej tam samej. Zresztą jego
dotyczyło to w równym stopniu.
Kiedy
po wszystkim wrócili do domu, a Jirou przywitał ich cichym popiskiwaniem,
lizaniem ich butów i merdaniem ogona, niemal od razu położyli się do łóżka.
Zakończyli oto pewien etap życia, nie było już odwrotu.
Kolejnego
dnia udali się wreszcie do rodzinnego domu Ayi. Tam, w miejscu, w którym
zatrzymał się czas, w wydzielonej części ogrodu na ołtarzyku dodali zdjęcie
Mariko. Były tam już dwie inne fotografie - zdjęcie Maayi, matki Ayi, które
zostawił tam Kage oraz fotografia właśnie jego, którą niedługo po jego śmierci umieściła
tam Aya. Teraz trzy uśmiechnięte twarze spoglądały na Ayę, Zero i Jirou. Piesek
został zabrany, by symbolicznie pokazać go Mari.
-
Widzisz, córeczko? To szczeniak twój i twego „chyba brata” - oznajmiła cicho
Aya. Kaori sądziła, że to chłopiec, więc czasem mawiali na dzidziusia „chyba
syn”. - Śliczny, prawda? Jestem pewna, że ci się podoba.
Siedzieli
przy ołtarzyku niemal przez cały dzień.
-
Mamo, tato, opiekujcie się moją Mari-chan - poprosiła ze łzami w oczach Aya,
gdy zbierali się do domu. Żałowała, że nie może być z nimi…
***
Jakiś miesiąc później Aya znów rzucała się na łóżku, nie mogąc
zapaść w sen i myśląc o córce. Kiedy jednak wreszcie głęboko zasnęła, ogarnęła ją
doskonale jej znana, lecz od lat niewidziana biel. Niemalże ją oślepiała, ale
to się nie liczyło. Pamiętała ją bowiem ze snów, w których odwiedzały ją liczne
„duchy” - rodzice, ciocia Shizuka, pojawiały się też jednak żywe osoby - Reiko,
Zero, Kao… Te ostatnie pokazywały się jako ucieleśnienia jej pragnień, tęsknot,
zaś przybysze ze świata zmarłych mieli jej zazwyczaj coś do powiedzenia.
Kto tym razem…?
Kage! Stał tam!
W odruchu biorącym się z jej wrodzonej nieśmiałości zawstydziła
się, iż oto stoi przed nim w samej koszuli nocnej. Zupełnie niepotrzebnie,
wszak był to jej ukochany ojciec, z którym, niestety, dane jej było spędzić tak
niewiele czasu… Jakże tego żałowała po dziś dzień!
Uśmiechnął się do niej z całą mocą ojcowskiej czułości, oczy
identycznej barwy jak jej lśniły ze wzruszenia.
- Tato! - zawołała wreszcie, czując, że po jej twarzy spływają
potoki łez. Nie mogła się powstrzymać, ból i tęsknota były zbyt silne i
przejmujące. Ruszyła ku niemu biegiem, a on wyciągnął w jej kierunku ręce.
Kiedy znalazła się wreszcie w upragnionym uścisku jego silnych ramion,
szlochała głośno, wstrząsana dreszczem, próbując dać upust kłębowisku myśli
oraz smutnym uczuciom wypełniającym jej serce.
- Aya, córeczko - szeptał raz po raz Kage, mocno obejmując
brunetkę, owoc jego jedynej miłości.
- Ja… Nie… To… - jąkała się, nie mogąc póki co wydusić nic
konkretnego, przeszkadzał jej w tym bowiem płacz, a także nieukojone emocje.
- Spokojnie, kochanie, spokojnie…
Uspokoiła się jednak dopiero po jakimś czasie - jakim
dokładnie, nie wiedziała. W tej niekończącej się białej przestrzeni pojęcie
takie jak czas zdawało się nie istnieć. Ochłonąwszy, wlepiła w ojca
zaczerwienione oczy.
- Przybyłem z wieściami - oświadczył w końcu Kage. Aya
zamieniła się w słuch, wciąż bowiem trudno byłoby jej się odezwać. - Wiem, z
jak ciężką rozpaczą się borykasz. Wiem też, iż ona nigdy tak naprawdę nie
zniknie, choć zapewne nieco osłabnie. Bądź jednak spokojniejsza, Mariko-chan
jest wraz z nami i tam, skąd przychodzę, jest jej dobrze.
- Czy to naprawdę znaczy, że jest z wami? Z tobą, z mamą…? - spytała
lekko ochryple, nie pozbywszy się jeszcze skutków długiego szlochu.
- Owszem - odrzekł, uśmiechając się troskliwie.
Wargi jej zadrżały, a oczy ponownie zapełniły się łzami, choć
tym razem nie pozwoliła im wypłynąć.
- Zaopiekujecie się nią…? - zapytała szeptem.
- Oczywiście - zapewnił.
Rozmawiali trochę, a następnie przez chwilę trwali w milczeniu,
napawając się spotkaniem.
- Tak bardzo za wami wszystkimi tęsknię - wyznała Aya. Poczuła
potrzebę ponownego schronienia się w objęciach taty.
- Wiem, skarbie, my też za tobą tęsknimy, choć mamy pewien
wgląd w to, co się dzieje. Ingerować zazwyczaj jednak nie możemy - westchnął.
- Nie mógłbyś mnie odwiedzać częściej? I czy Mari-chan i mama
nie mogłyby przyjść z tobą?
Posmutniał.
- Niestety, to niemożliwe. By skontaktować się ze światem
żywych, nawet poprzez sen, potrzeba energii, którą mało kto dysponuje -
wyjaśnił. - Uwierz, pragnąłem spotkać się z tobą już wiele razy, ale dopiero
teraz mi się to udało. Maaya, nawet jeśli by ci się ukazała, nie mogłaby z tobą
porozmawiać, tak jak niegdyś. Z kolei Mariko… Nie jestem pewien, może kiedyś…
Póki co jednak jest to niemożliwe, przykro mi - powiedział. Aya smętnie
zwiesiła głowę. - Jest za to inna osoba, która pragnie się dziś z tobą zobaczyć
- rzekł tajemniczym nieco tonem. Córka spojrzała na niego ze zdziwieniem,
zachodząc w głowę, o kogo może chodzić. - Odwróć się - przykazał z uśmiechem, a
ona natychmiast spełniła jego polecenie.
Stała kilka kroków za nią i była zjawiskowo piękną kobietą o
długich, praktycznie białych włosach i oczach mieniących się jakimś tonem
łagodnego różu, który przywiódł jej na myśl płatki kwitnącej wiśni. Ubrana w
prostą tunikę i cienkie spodnie z nieznanego Ayi materiału, wyglądała
nadzwyczaj skromnie, choć jej uroda przypominała co najmniej boginię. Na
pierwszy rzut oka w dużej mierze przypominała Shizukę, ale zdecydowanie to nie
była ona. Miała w sobie coś o wiele bardziej mistycznego, odległego, potężnego…
- Witaj - odezwała się przepięknym, delikatnym, dźwięcznym
głosem, uśmiechając się subtelnie. - Nazywam się Mariko Hiou - przedstawiła
się. - Wiem, że o mnie słyszałaś.
- Oczywiście - szepnęła zdezorientowana i zawstydzona. Poczuła
potrzebę lekkiego pokłonienia się swej przodkini, choć miała dziwną świadomość,
iż gdyby tego nie uczyniła, Mariko nie poczułaby się urażona.
- Mariko-dono. - Kage skłonił ku niej głowę. Odpowiedziała mu
uśmiechem, po czym zajęła się dziewczyną.
- Aya… Wiem, że jest ci ciężko, ale tak musiało się to
zakończyć. Mariko-chan nie była stworzona do tego, by żyć na tamtym świecie.
Jedynie by cierpiała, na pewno zdajesz sobie z tego sprawę. Nie tylko z powodu
czynów, które popełniła, ale, być może przede wszystkim, z nigdy nieukojonej
miłości.
- Mogłaby przecież kogoś znaleźć… Może Oshima-kun… - zaprotestowała
Aya, lecz Mariko przerwała jej ze współczuciem.
- Na pewno zauważyłaś, że wielu członków twej rodziny
pozostawało wiernym jedynej miłości. Ty, twój mąż, Shizuka, Kage i Maaya, a
także ich rodzice… Mariko-chan nigdy nie zdołałaby całkowicie uwolnić się od
tego, co poczuła do Kaname. Przykro mi, że tak to wygląda.
Brunetka spuściła głowę. Wiedziała, że protoplastka rodu jej
ojca ma rację. Mari od dziecka borykała się z różnego rodzaju problemami,
głównie związanymi z jej odmiennością, a przede wszystkim przerażającymi
mocami, którymi została obdarzona. Potem zaś ta destrukcyjna miłość, którą
obdarzyła Kaname… Wyrzuty sumienia z powodu zbrodni, które popełniła, choć nie
od razu miała tego świadomość, a także fakt, że kochała kogoś, kogo nie
powinna…
Jej biedna, mała córeczka!
- Syn, którego nosisz pod sercem, został zesłany tobie i mężowi
jako pociecha. Będzie też podporą, nie tylko dla was, lecz również dla wielu
innych osób… - mówiła tajemniczym tonem.
- Więc Kao-chan znów miała rację? - Aya uśmiechnęła się ponuro.
- To chłopiec?
Mariko skinęła głową.
- Kaori Kiryuu nigdy się w tym temacie nie pomyliła i ten stan
rzeczy utrzyma się do końca - oznajmiła. Milczała przez kilka sekund, a
następnie kontynuowała - Wiem, że teraz wydaje ci się niemożliwe, by powrócić
do normalnego życia, ale prędzej czy później nauczycie się egzystować w nowym
rytmie. Twój syn będzie zaś niezwykłą osobą, zupełnie inną od tych, które
znasz, lecz nie lękaj się! Jego przeznaczenie nie maluje się w ciemnych
barwach. Jego zadaniem będzie podnosić na duchu tych, którzy borykają się z
problemami, przynoszenie innym szczęścia. Wypełni twe życie utraconą niedawno
radością.
Aya wpatrywała się w Mariko Hiou z nadzieją wymalowaną na
twarzy. Więc jej synek uniknie losu siostry? Chociaż on jeden nie pozna
cierpienia takiego jak większość członków jego rodziny… Co prawda Mariko nie
powiedziała, że w ogóle nie będzie napotykał przeszkód, ale wydźwięk jej słów
był zdecydowanie pozytywny.
- Tak bardzo… się cieszę - wydukała, zauważając, że znów
płacze. Nigdy chyba nie pozbędzie się tego nawyku, mimo iż przez wiele lat tak
rzadko wylewała łzy…
Hiou uśmiechnęła się łagodnie.
- To nie wszystko. Chłopiec ten jako jedyny będzie w stanie
kontaktować się z przodkami - rzekła podniosłym tonem.
- Jak to możliwe? - zdziwiła się Aya. - Nikt z żywych nie
posiada chyba takiej umiejętności?
- To prawda. On jednak, jak już wspominałam, będzie
zdecydowanie wyjątkowy, jest bowiem darem od nas, waszych przodków, dla obecnie
żyjących pokoleń twoich bliskich - wyjaśniała cierpliwie. - Dotychczas rozmowy
między światem żywych i umarłych mogły wyjść jedynie z inicjatywy tych drugich,
do czego zresztą potrzebne są specjalne umiejętności i energia. - Zamilkła na
moment, aby dać Ayi czas, by przyswoiła sobie te niespodziewane informacje. - I
jeszcze jedno. Chłopiec będzie niezwykle ważnym ogniwem scalającym świat Łowców
i wampirów. To na jego czasy przypadnie największa i najczystsza przyjaźń
między rasami. Naturalnie nigdy nie będzie tak, iż wszyscy chwalić będą fakt,
że gatunki żyją w zgodzie. Niemniej jednak za dużej części życia twego syna
świat będzie lepszy niż przed jego narodzinami oraz po jego śmierci.
W głowie jej się nie mieściło, jak specjalnego dziecka
oczekuje. Czymże sobie na to zasłużyła? I czy naprawdę będzie tak kolorowo?
Bądź co bądź nie do końca potrafiła w to wierzyć…
- Czas się pożegnać - oświadczyła Mariko, zwracając się już
zarówno do Ayi, jak i Kage.
Dziewczyna podziękowała przodkini, a także czule przytuliła się
do ojca. Jakże dobrze było jej w jego ramionach… Dlaczego tak niewiele razy
miała okazję do spoczęcia w jego objęciach?
- Kocham was - szepnęła. - Przekaż wszystkim wyrazy miłości ode
mnie, dobrze, tato…?
- Oczywiście - odparł cicho. - Kocham cię, córeczko.
Niechętnie oderwała się od taty. Spojrzała na imienniczkę swej
zmarłej córki.
- Dziękuję też za to, co zrobiłaś dla Mari-chan. A także za to,
co otrzymał w darze od was mój syn - dodała.
Mariko uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Przykro mi, lecz nie zapamiętasz tej wizyty - powiedziała ze
smutkiem.
- Jak to?! - przeraziła się Aya. Dopiero co zaczęła czuć się
lepiej dzięki zapewnieniom Kage i Mariko, a teraz ma to jej zostać odebrane…?
- Niestety - westchnęła białowłosa. - Spokój jednakże napłynie,
nie martw się.
Wszystko poczęło się rozmywać, Aya miała wrażenie, że zaraz
wpadnie w panikę, nie chcąc znów pogrążyć się w gorzkiej nieświadomości.
- Żegnaj i powodzenia - rzekła jeszcze Hiou, ale Aya nie była
już zdolna do udzielenia jakiejkolwiek odpowiedzi.
***
Obudziła się z dziwnym wrażeniem, że ktoś odwiedził ją we śnie.
Leżała przez chwilę, lecz w końcu po cichu wysunęła się spod kołdry i w
zwiewnej koszulce podeszła do okna. Nocne niebo oświetlały miliardy gwiazd. Las
otaczający dom tętnił życiem tych stworzeń, które wyruszały na łowy po zmroku.
Wsłuchała się w te odgłosy, czując dziwne odprężenie, które przecież ostatnimi
czasy stało się uczuciem niebywale odległym, wręcz nieznanym. Nic przecież nie
zmieni faktu, iż jej jedyna córka nie żyje…
- Jest jej tam dobrze - szepnęła, gdy poczuła, że jest
obejmowana przez silne ramiona męża. Nie odwróciła się do niego ani nie
otworzyła oczu, dalej zasłuchana w leśne dźwięki. Odetchnęła głęboko.
- Skąd wiesz? - spytał cicho Zero. Ostatnio wciąż czuł się tak,
jakby zaraz miał stracić również Ayę i ich nienarodzonego syna (przynajmniej
według Kaori miał to być chłopiec). Najchętniej nie opuszczałby ich na krok, co
zresztą przez większość czasu czynił…
- Po prostu… - odparła niepewnie, unosząc powieki i wpatrując
się w niebo. - Wiesz, mam wrażenie, że ktoś złożył mi wizytę. Chyba tata, a
także ktoś… Ktoś nieuchwytny, sama nie wiem. Obudziłam się, czując jakąś
niesamowitą mistyczną atmosferę.
Uśmiechnął się lekko pod nosem. Aya zawsze będzie jedyna w
swoim rodzaju.
- I teraz zwyczajnie WIEM, że jest jej dobrze tam, gdzie się
znalazła. Jest tam szczęśliwsza niż byłaby tutaj - oświadczyła ze smutkiem.
Odwróciła się do Zero i spojrzała w jego oczy mające taki sam kolor jak
tęczówki Mariko. Odbijały się w nich gwiazdy, co sprawiało doprawdy
fantastyczne wrażenie. - Musimy stawić czoła prawdzie. Ona nie umiałaby żyć tu
tak, by sprawiało jej to radość.
Skinął głową. Wiedział, że Aya miała rację. Mariko urodziła się
ze zdolnościami i charakterem, które niejako skazywały ją na śmierć w młodym
wieku bądź nieszczęśliwą, pełną cierpień egzystencję. Tyle że żadne z nich
nigdy nie chciało przyjąć tego do wiadomości…
- Chciałabym, by miał na imię Kairen - rzekła nagle Aya,
wyrywając Zero z zamyślenia. Dostrzegł, że trzyma dłonie złożone na brzuchu. -
„Ka” od Kage. „Ren” po twoim tacie. A „i” oraz ogólny wydźwięk imienia na cześć
dyrektora - wyjaśniła spokojnie.
- Uhm - mruknął. - To dobre imię, choć może nieco dziwne -
zauważył.
- Kai-chan jakoś to przeżyje - stwierdziła z uśmiechem. - Nasi
ojcowie na pewno będą się nim opiekować.
- Racja - przyznał. Milczeli przez moment, stojąc w uścisku,
skąpani w świetle gwiazd. - Więc jesteś przekonana, że to chłopiec?
- Oczywiście. Kao-chan nigdy się w tej kwestii nie myli -
zaśmiała się.
Mieli świadomość, że nigdy do końca nie pogodzą się ze śmiercią
córki. Jednakże gdyby nie Kairen, bez namysłu podążyliby za Mariko, a może nie
powinni tego robić? Tego nie wiedzieli. Coś lub ktoś chciał jednak, by wszystko
potoczyło się w taki, a nie inny sposób. Cóż zatem im pozostało, jak nie
pogodzenie się z tym faktem?
***
Po tragicznej śmierci Mariko w Akademii Kurosu wiele się
zmieniło. Niegdyś wypełnione radością, rodzinną miłością, nadzieją na
spełnienie marzeń wymiany stały się zwykłą formalnością, z której bynajmniej
nikt z wtajemniczonych nie czerpał radości. Uczniowie Dziennej Klasy,
dowiedziawszy się o wypadku wiceprzewodniczącej, dali sobie na jakiś czas
spokój z chaosem na wymianach i starali się nie tryskać szczęściem na widok
swoich idoli, łącząc się z nimi w cierpieniu. Kilka miesięcy później wszystko
wróciło do normy, prefekci znów mieli ręce pełne roboty. Akademia straciła
jednak dawny blask. Zdecydowanie dało się to odczuć po bliźniakach, które,
niegdyś dokuczliwe, nagle zaczęły stawać na uboczu, izolując się od reszty.
Kei zdecydowaną większość czasu poświęcał siostrze, która tak
samo jak on przeżyła stratę kuzynki. I chociaż widywał się również z Kiran, nie
umiał jej powiedzieć o wszystkim, co go męczyło. Słowa wypowiadane na głos za
bardzo go raniły, a nie chciał pokazywać przy innych, jak bardzo go to boli.
Wyjątkiem była Hanashi. Na krótko po tym wydarzeniu zwykli spotykać się u
chłopaka w pokoju i leżeć bez słów lub nawet płakać. Nie musieli nic mówić,
wiedzieli doskonale, co dręczy ich umysły i ich wzajemna obecność działała na
to kojąco. Unikali zbędnych pytań dziadków czy znajomych o samopoczucie,
oddając się błogiej ciszy i rozmyślając na temat minionych wydarzeń. Wierzyć im
się nie chciało, że wszystko to było prawdą i nigdy nie zobaczą już delikatnej
twarzy Mariko, zawsze wypełnionej nutką spokoju i pobłażliwości na wygłupy
bliźniąt.
Za wszystko najbardziej obwiniała się Hanashi. Nie mogła
wybaczyć sobie swojego egoizmu i myśli, że byłaby w stanie temu zapobiec.
Cierpiała katusze, rozmyślając o tym, iż jej ukochana Mari-chan została sama ze
wszystkimi problemami i choć widywały się codziennie, nie umiała się nimi
podzielić. Szarowłosa znienawidziła się za to, że w porę nie podjęła żadnych
kroków. Myśląc o tym, nieraz wybuchała płaczem. Choć musiała być silna, przy
bliźniaku nie kryła swoich emocji i zawsze mogła mu się wyżalić.
Częścią „pokuty” za swoje czyny było dla Hanashi odizolowanie
się od księcia. Przestała gonić za Suzaku i nieustannie mówić, pokazywać i
udowadniać swoją miłość do niego. Chociaż ta nie zmalała, dziewczyna uważała,
że na nią nie zasługuje. Nawet po kilku miesiącach nie umiała zachowywać się
inaczej. Wysyłała mu tylko ciepły uśmiech, podobny do tego, którym obdarzała go
na wymianie, kiedy stracił matkę. Nie rozmawiała z nim, robiła to tylko wtedy,
kiedy musiała bądź sam zaczął. Wiedziała bowiem, że cierpi, nie chciała
dodatkowo narzucać się ze swoimi uczuciami, widząc stan rzeczy.
Koszmary senne zdarzały się pani prefekt bardzo często. Zwykle
budziła się zlana potem, pamiętając krwawe wydarzenia ze snów, w których nieraz
widywała śmierć biednej Mariko. Wtedy za każdym razem lądowała w pokoju brata,
w jego silnych, bezpiecznych ramionach, które broniły ją od zła całego świata.
Często zasypiając przy nim, jeszcze roztrzęsiona, wpadała w histerię,
wyobrażając sobie, co byłoby, gdyby straciła jeszcze bliźniaka. Mroczne wizje
przerażały ją i wyprowadzały z równowagi. Kei nigdy nie widział siostry w takim
stanie. Bał się strasznie, żeby owe wydarzenia nie wpłynęły na jej charakter.
Miał nadzieję, że to tylko przejściowe załamanie. Co by było, gdyby Hanashi,
promyczek rozświetlający całą rodzinę, tak nagle zgasł? Przecież to ona zawsze rozbawiała
wszystkich do łez i sprawiała, że na twarzach innych pojawiał się bardziej lub
mniej wymuszony uśmiech. Jeśli ona popada w depresyjne stany, to co będzie z
innymi?
Bliźnięta skorzystały z pierwszej lepszej okazji, żeby pojechać
do domu i odizolować się od szkoły, którą niegdyś uważali za spełnienie
dziecinnych marzeń o przygodach, a teraz kojarzącą im się tylko z pustką wypełniającą
ich krwawiące serca.
Razem z rodzicami spędzili dwa tygodnie w rodzinnej atmosferze.
Choć nie było do końca tak radośnie jak dawniej, wszyscy cieszyli się swoją
obecnością, stęsknieni po rozłące. Unikali rozmów o tym, co się stało. Oglądali
jednak wspólne zdjęcia, z równoczesnym smutkiem i radością wspominając czasy
dzieciństwa i wczesnej młodości bliźniąt, nierozłącznych z Mariko.
Pewnego wieczoru, dwa dni przed powrotem do Akademii, Hanashi, biorąc
prysznic, wiele rozmyślała. Wizyta w domu zdecydowanie była jej potrzebna.
Odcięta od rzeczywistości, spędzając czas wyłącznie z bratem i rodzicami,
poczuła się błogo i - pierwszy raz od jakiegoś czasu - dobrze. W dodatku nie
uważała, że to coś złego. Ucieszona swoimi spostrzeżeniami, owinięta w ręcznik
pobiegła do wspólnego pokoju bliźniąt, gdzie na jednym z łóżek siedział jej
brat.
- Keiki - zaczęła radośnie, siadając koło niego i wtulając się
w jego ramię, nie zważając na to, że z jej włosów leci jeszcze woda.
Chłopak uśmiechnął się ciepło, nie pamiętając, kiedy ostatnio
siostra się tak do niego zwróciła. Spojrzał więc na nią pytająco, wiedząc już, że
wszystko zmierza ku dobremu.
- Pamiętasz, jak kiedyś na walentynki zrobiliśmy razem
czekoladki i daliśmy je Mari-chan na znak, że dołączyła do naszych szeregów?
- Wymyśliłaś jej przysięgę, po której została jedną z nas -
rzucił, z uśmiechem wspominając chwilę, kiedy śmiertelnie poważne
dziewięciolatki oficjalnie wprowadziły kuzynkę do swoich serc, choć w
rzeczywistości zrobiły to dużo wcześniej.
Hana potwierdziła to skinieniem głowy.
- „Bo złączonych przed narodzinami nawet śmierć nie rozłączy” -
zacytował Kei, patrząc pytająco na siostrę.
- Dokładnie tak! - Uśmiechnęła się szeroko. - Więc wciąż z nami
jest. I zapewne ma niezłego doła, patrząc na nasze zachowanie - zauważyła. - Znając
ją, to wzruszyłaby ramionami i stwierdziła, że jak zawsze za dużo przeżywamy…
- Nawet to widzę - stwierdził z lekkim rozbawieniem, łapiąc siostrę
za dłoń i spoglądając w jej oczy. - Mari-chan zawsze będzie z nami, póki nosimy
ją w sercu. I chociaż nie możemy jej dotknąć, możemy poczuć jej obecność. Nie
jesteśmy wampirami, które mogą wyczuć nagłą pustkę, brak aury danej osoby. My
czujemy ją we wszystkich miejscach, które z nią odwiedzaliśmy. Nigdy nie
zapomnimy, kim dla nas była i nadal jest. To nasza siostra.
Hanashi patrzyła na brata ze łzami w oczach. Wiedziała, że
trzymał te słowa w sobie już długo, czekając, aż ona sama będzie gotowa, by w
nie uwierzyć. Rzuciła mu się na szyję ze znanym wszystkim szerokim od ucha do
ucha uśmiechem, dziękując mu.
Wówczas to w ich sercach narodził się mały promyk, dzięki
któremu umieli na powrót cieszyć się życiem. I chociaż byli okaleczeni przez
los, rany powoli zaczęły się zasklepiać. Choć przestaną boleć, kiedy staną się
bliznami, bliźnięta nigdy nie zapomną o cierpieniu, jakie zadały.
***
Kairen przyszedł na świat piętnastego lutego następnego roku i
już od pierwszej chwili oczywistym się stało, że nie będzie to zwykłe dziecko.
Chłopiec prawie nie płakał, lecz każdy widział, iż to nie z powodu
jakichkolwiek problemów ze zdrowiem. Po prostu nie robił tego, jeśli naprawdę
nie musiał.
Niemal od początku z zainteresowaniem przyglądał się światu,
jak gdyby rozumiejąc jakimś cudem, co się wokół niego dzieje. Oczywiście było
to niemożliwe, Kairen sprawiał jednak takie wrażenie. Spał niewiele jak na
noworodka, ale nie marudził, potrafił godzinami leżeć w łóżeczku i wpatrywać
się w dziecięcą karuzelę kręcącą się wysoko nad jego główką bądź w osoby, które
go odwiedzały. Jego spojrzenie zdradzało inteligencję i coś dziwnie
nieuchwytnego. Chwilami wokół niego wyczuć można było niemalże mistyczną aurę,
ale nim ktokolwiek zdążył się nad nią głębiej zastanowić, zdawała się znikać.
Miał jaśniutkie włoski, jaśniejsze niż Zero. Przypominały
raczej odcień włosów Kage. Również kolor oczu odziedziczył po dziadku i mamie.
W przeciwieństwie do ludzkich dzieciątek, które po urodzeniu zazwyczaj mają
niebieskie tęczówki, wampirze niemowlęta rodziły się z takim kolorem oczu, z
jakim miały żyć. Zmieniały barwę na krwistoczerwoną jedynie w chwilach
dotkliwego głodu.
Nie dało się ukryć, że przypominał malutkiego aniołeczka. Wręcz
biły od niego łagodność i troskliwość, miłość i szacunek. Zwyczajnie się to
czuło, choć był to dopiero niemowlak…
Aya odżyła. Cały czas poświęcała synkowi, swemu długo
oczekiwanemu promykowi słońca, troszcząc się o to, by niczego mu nie brakowało.
Momentami, wybiegając w przyszłość, bała się, że go rozpieści, ale kiedy tylko
na niego spoglądała, oczywistym się stawało, iż to dziecko zwyczajnie nie
mogłoby być rozpuszczone. To do niego zupełnie nie pasowało. Był ponad to.
Rodzina nie mogła się nadziwić, jakim cudem urodził się tak
niezwykły chłopczyk. Naturalnie wszystkie dzieci zawsze otaczane były miłością,
troską i uwagą, na jakie zasługiwały, lecz Kairen był tak inny... Wspólnie
ustalono, że będzie traktowany jak cała reszta. Być może zresztą za tą niesamowitą
aparycją krył się normalny chłopiec…
Nie, nikt w to do końca nie wierzył.
***
Kao: Witajcie,
kochani! Cokolwiek Aya nie pisze, nie martwcie się! Jak każdy poeta romantyczny
ma siostra ma czarne wizje, jednak rozwieję je i dodam trochę różowej aury!
Otóż piszę, oczywiście zbyt wolno, nie spełniając wymagań siostry, ale tak czy inaczej
- rozdział powstaje i obiecuję, że w przyszłą sobotę będziecie go miały tutaj
:*
Aya: Mądrala się
wypowiedziała i się zmyła. Gomen, cierpię chyba obecnie na Weltschmerz i wiara
praktycznie we wszystko, co związane z opowiadaniami, blogami, studiami i
paroma innymi rzeczami jakoś wyparowała. Wątpię, bym w ciągu najbliższych
miesięcy miała czas i ochotę na pisanie. A jak jest z Kao, sami wiecie. Dlatego
nie zdziwcie się, jeśli po 5.10 nie będziecie mieli co czytać przez ładnych
parę tygodni/miesięcy. Dobra, odkładając na bok pesymizm - dziękuję za komentarze,
które po raz kolejny niesamowicie mnie wzruszyły. Nie macie pojęcia, jak się
cieszę, gdy piszecie, iż praktycznie odczuwacie to samo, co bohaterowie. Raduje
mnie myśl, że wiele odbieracie w sposób taki, jaki sobie zamierzyłam. To
cudowne, arigatō. Szczególne podziękowania w tej kwestii kieruję dziś do Kari,
Suzu i Andzika, które poświęciły na swe wypowiedzi najwięcej czasu, mimo obowiązków,
które na pewno mają (no, w przypadku Suzu głównym „obowiązkiem” jest oglądanie „Naruto”,
ale to pomińmy :P [Tak, też Cię kocham. xp]). Dziękuję też wszystkim, którym
zachciało się wypełnić ANKIETĘ, choć może nie każda osoba podeszła do tego w
sposób dojrzały. Po raz kolejny zapraszam Was jeszcze na FORUM (tu dziękuję
Diamentowej Sacrum za zapisanie się i udzielanie od czasu do czasu). Ech, nie
nudzę już. Po prostu jeśli chcecie doczekać się końca VN, módlcie się i
trzymajcie kciuki…
EDIT z 6.10.13: Nie wiemy, kiedy ukaże się rozdział XX. Prosimy o cierpliwość. Duuużo cierpliwości.
EDIT z 6.10.13: Nie wiemy, kiedy ukaże się rozdział XX. Prosimy o cierpliwość. Duuużo cierpliwości.
Dobra pora na mały komentarzyk od Suzu-chan xP
OdpowiedzUsuńEch nie wiem czy pamiętasz w jakim szoku byłam gdy przeczytałam o tym wkroczeniu do akcji drugiej Ayi… Nie no nieźle to wymyśliłaś… W ogóle to kolejny z jak że licznych przykładów tego że najfajniejsze rzeczy wychodzą w praniu xD
Ech teraz pora na tak dobijającą scenkę jaką jest kupno zwierzaka którego Mari-chan chciała mieć… Nie no naprawdę ilekroć myślę o tej scenie mam ochotę ryczeć… Nie wiem może to ze wzglądu że w tedy widzę ostatnią rozmowę Ayi i Mariko i dobija mnie to wszystko… To że to biedne dziecko nie zdążyło doczekać tylu rzeczy… No ale dobra mniejsza z tym bo się rozkleję na dobre… Ach i jeszcze wspomnę że to że ten szczeniaczek podszedł do Ayi i trącił jej brzuszek jest tak kochane że nie wiem <3
Ech teraz scenka w której Suzaku dowiedział się że poniekąd to Mari-chan odpowiada że śmierć jego matki… Ech wolę nie myśleć jak ja bym zachowała się w takiej sytuacji… Nie no straszne… Ech ta deklaracja księcia że poszedłby za Ayą a później przypomnienie mu o Hanie… Nie no naprawdę wzruszające i sama nie wiem… po prostu bardzo urzekło moje serce…
Ech później ta cała sprawa z radą i Hanadagi… Nie no nie wyobrażam siebie w takiej sytuacji… Najpierw wszyscy w na mniej się gapią na tym zebraniu, muszę jakieś durne oświadczenie powiedzieć a na końcu iść do rodziny której jednego z członków zabiła moja córka będąc pod wpływem jakiegoś palanta… Nie no chyba bym oszalała słowo daje…
Ach i teraz sen Ayi…
Tyle razy ci mówiłam jak wzrusza i jednocześnie dobija mnie ta scena… Nie no naprawdę nie sposób opisać uczuć jakie mną targają gdy to czytam… Po prostu z jednej strony chce mi się płakać z drugiej jestem szczęśliwa… Nie no naprawdę nie wiem jak to wyrazić… Ech chyba brak mi kunsztu pisarskiego by to wyrazić… W każdym razie powiem jeszcze że niezmiernie dobija mnie fakt że po śmierci Kairena wszystko wróci do normy no ale dobra…
Ech ta scenka po przebudzeniu Ayi była… była taka słodka, smutna a jednocześnie pełna nadziei że dramat! Nie no w tej scence zawiera się cały charakter rozdziału… Po burzy choćby nie wiadomo jak silnej przychodzi słońce… No i imie Kairena było tak cudownie wymyślone! Nie no to takie słodkie <3 I w ogóle fakt że Aya stwierdziła że jego dziadkowie będą nad nim czuwać a on ma takie a nie inne zdolności Q.Q
No a teraz bliźniaki…
UsuńKao jesteś wprost genialna! Po prostu czułam to wszystko co bliźniaki… Nie wiem czy pamiętasz ale jak to czytałam się popłakałam… To załamanie Hany, bezradność Keia…
W ogóle strasznie podoba mi się to że pokazałaś jak bardzo po śmierci kogoś bardzo bliskiego człowiek może się zmienić… Hana z nadpobudliwej dziewczyny stała się cichą, zadręczającą się nastolatką… To mi tak bardzo przypomina moją sytuację po śmierci babci… W ogóle to jak Hana się zadręczała i bądź co bądź karała samą siebie było tal bardzo bliskie temu co ja bym ja robiła na jej miejscu… I jeszcze ta cała przysięga która tak bardzo złapała mnie za serce! Nie no po prostu serce mi się przy tym kraje… To po prostu cudne…! Dzięki temu zarówno Hana jak i Kei choć trochę pogodzili się z odejściem nie bliźniaczej bliźniaczki (kocham to stwierdzenie! xD) i mogli iść naprzód…
No a teraz końcowa scena… Narodziny Kairena! :D
Ach obie wiecie czemóż to tak bardzo cieszę się z jego narodzin :P Tak tak ponieważ to przyszły ukochany pewnej cudnej dziewuszki! :P Dobra ale tak bez żartów Kairen jest zacny i anielski… Nie no uwielbiam go i cieszę się że wreszcie będzie w akcji :D
Dobra moja kochane piszcie dalej i w ogóle czekam na NOWOŚCI ;p
Całuski Suzu-cham
P.S
Oj widzę że Aya ma niezłą depreche i doła twórczego -.- Kao weź tam ją dopinguj i sama pisz :P Kochane wiele razy miałyście takie trudności i tyle samo razu wychodziłyście z nich z jeszcze lepszymi umiejętnościami pisarskimi więc już nie mogę się doczekać co to będzie gdy wrócicie w wielkim stylu ;p Dziękuje również za podziękowania ale Aya nie musisz tak wszystkim trąbić że zwariowałam na punkcie Naruciaka ^ ^" Tak ja ciebie też kocham… Dobra to już centralnie koniec mojego paplania powodzenia dziewczęta i gorące buziaki dla każdej z was ;*
Widzę, że wszystko zmierza ku happy end'owi :) Bardzo mnie to cieszy. Druga Aya i to jej "on tym razem na pewno mi nie odmówi" powaliły mnie na kolana xD Keiren jak widać jest tym tytułowym promykiem słońca. Za gardło złapała mnie scena Ayi i Kage, żegnających się. To jego "Kocham cię, córeczko" sprawiło, że zachciało mi się płakać :') To było tak uroczo wzruszające.. Przeczytałam, że kończy ci się zapasik weny. To źle. Cóż, sama lepsza nie jestem. Nie mam ochoty pisać teraz czegokolwiek. Poza tym rodzice odcięli mi komputer, więc niech nikt nie spodziewa pojawienia się czegokolwiek nowego. Tylko dzisiaj udało mi się dorwać do komputera, bo nikogo nie ma w domu ;P
OdpowiedzUsuńOd czasu moich urodzin (które, były 21.09) zaskakująco dużo płaczę. Z natury jestem beksą, ale żeby aż tak..? Dobra, skończmy temat moich, wylewanych z błahych powodów, łez.
Po raz enty zaczęłam czytać od początku sagę "Zmierzch" xD Kocham tę serię książek (oczywiście nie tak bardzo, jak waszą ;)). Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jestem trochę za smarkata, by zrozumieć wszystkie wątki romantyczne, ale mówi się trudno. Może zrozumiem to, kiedy zakocham się w końcu..
Jezu! Rozpisałam się na zupełnie inne tematy! Cała ja.
Weny Ci życzę!
Angel Kitty
Sorry! Źle napisałam imię dzidziusia ^^' *Kairen
UsuńMuszę powiedzieć, że bardzo zaskoczyłyście mnie tym rozdziałem. Liczyłam na kolejną tragedię, a tu proszę- światełko w tunelu!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że "druga Aya" nie zdążyła namieszać. Jeśli chodzi o Zero... to bardzo mi go żal, bo gdzieś tam, pod tym opanowaniem i obojętnością kryje się naprawdę wrażliwa osoba, która cierpi, gdyż nie potrafi ochronić swych bliskich.
Nie mam pojęcia co zrobiłabym na miejscu Suzaku. Najpierw traci ojca, potem matkę, a teraz… dowiaduje się, że jego przyjaciółka, córka jego ukochanej przyczyniła się do jej śmierci… strasznie to smutne. Nie wiem czy po czymś takim nawet jeśli wiedziałabym, że była tylko narzędziem w cudzych rękach, potrafiłabym jeszcze komukolwiek okazać serce. Przez chwilę nawet bałam się, że książę bez słowa odejdzie i znienawidzi swoją księżniczkę. Chociaż… to, że Suzaku znienawidziłby Ayę było tak prawdopodobne jak śnieg w środku lipca.
Cóż… Aya odeszła z Rady. W tych okolicznościach to zrozumiałe, ale… co będzie dalej?
Strasznie mnie tym snem wzruszyłyście. Biorąc pod uwagę fakt, że Aya tak późno poznała ojca i po tak krótkim czasie go straciła ich spotkanie naprawdę wycisnęło mi kilka łez z oczu. A Mariko… szczerze, to spodziewałam się, że prędzej czy później odwiedzi Ayę. Tylko nie spodziewałam się tak podnoszących na duchu wieści. Wydaje mi się, że narodziny Kairena będą początkiem czegoś naprawdę wielkiego (w tym mam nadzieję na zdemaskowanie Sary… ale to tylko takie skromne marzenie).
Scena tuż po przebudzeniu Ayi… no cóż, musiałam się naprawdę powstrzymywać , żeby się nie rozpłakać. Dawała tyle nadziei i (jak stwierdziła już Suzu) zawierała cały charakter rozdziału. Po prostu cudowna była. Kai-chan jest takim… światełkiem w tym tunelu rozpaczy i choć rany Ayi i Zero nie zagoją się tak szybko (chociaż na pewno świadomość, że ich córka jest szczęśliwa razem z dziadkami nieco łagodzi ból), to teraz ich życie na nowo nabierze sensu.
Biedna Hanashi. Obwinia się o śmierć Mariko, choć nie jest winna. Ale rozumiem ją. W tej chwili Hana zastanawia się gdzie popełniła błąd, co by było, gdyby postąpiła inaczej… a w rzeczywistości tylko się zadręcza takimi myślami, bo jest już za późno i czego by nie zrobiła, życia kuzynce nie zwróci. Strasznie spodobała mi się scena z bliźniakami. To takie przykre… a jednocześnie budujące. Kao faktycznie się postarała. Widząc, że bliźnięta przynajmniej starają się pogodzić ze stratą Mari (bo przypuszczam, że jeszcze trochę im zajmie przejście z tym do porządku dziennego), kamień spadł mi z serca. Nie mogłam myśleć o tym, że Hana już zawsze będzie taka cicha i załamana, a Kei bezradnie będzie się temu przyglądał.
Kurczę, ale mnie rozczuliłyście tymi narodzinami… aż nie mogę się poznać. Nie mogę się doczekać aż ten mały aniołek podrośnie. Bo on jest wprost stworzony do wielkich rzeczy. A zanim dorośnie, to wprost czuję, że będzie cudownym dzieckiem.
Jeej… chyba nabieram wprawy w pisaniu komentarzy xD Tak czy siak, chciałam podziękować Wam za rozdział, bo jest naprawdę świetny (co nie jest żadną nowością, bo wszystko co napiszecie jest świetne).
Pozdrawiam i weny Wam życzę- Andzik
Ponownie siedzę w domu przed ekranem komputera tuż po tym jak ponownie wygnali mnie ze szkoły do domu. Cóż, trudno się dziwić, skoro kaszlę jak głupia, a moja cudowna pani doktor nie przepisała mi żadnych antybiotyków. Nie chcę mi się nawet myśleć o tym, ile będę miała zaległości.
OdpowiedzUsuńTak czy owak, dzięki temu mam czas na napisanie naprawdę długiego komentarza, z który nie musisz mi dziękować, Ayu. Chyba nie mówiłam Ci wcześniej, ale ogromną radość mi sprawia, kiedy wiem, że autor zwraca uwagę na opinię swoich czytelników. A Ty to właśnie robisz. I dlatego Wasze opowiadanie jest jedynym opowiadaniem, które regularnie komentuje pod jednym pseudonimem. ;)
To tak słowem wstępu, czas się zabrać na omówienie rozdziału... Na początek spytam, czy czekają nas trochę mniej smutne rozdziały? Nie no, oczy mi się szklą, kiedy czytam o cierpieniu najbliższych Mari-chan, o zmaganiach z jej śmiercią samobójczą. Nie wiem, czy poradziłabym sobie w podobnej sytuacji. Zbyt miękki charakter, choć kiedyś taka nie byłam, a raczej potrafiłam to ukryć za maską sarkazmu i ironii. No nieważne, ale naprawdę podziwiam Ayę. Z drugiej strony, nosiła w sobie inne życie i miała powód by żyć. A jednak było jej trudno. Wypuszczenie drugiej Ayi było nie do końca dobrym pomysłem, ale ostatecznie nic nie namieszała, a i wypłynęły z tego pewne korzyści - wyciszyła się i mogła chociaż udawać względną normalność.
Wzruszyła mnie ta scenka z kupnem Jirou.. To tak jakby wypełnienie ostatniej woli zmarłej córki. Przynajmniej ja to tak odbieram.
Nadszedł czas na wyjaśnienie Suzaku okoliczności, w jakich zginęła jego matka. Nie dziwię się chłopakowi, że początkowo wkurzył się na Mariko, znienawidził za to, co uczyniono jej rękoma... Ale koniec końców wszystko racjonalnie przemyślał i doszedł do wniosku, że to nie wina córki Ayi... No po prostu znowu oczy mi się szkliły. Naprawdę, nie wiem, ile smutku można zmieścić w kilku zdaniach, ile zawrzeć w jednym geście. Jakież to zabawne, że czasami nie zdajmy sobie sprawy z własnych uczuć! Sama zauważyłam, że Suzaku baaardzo przywiązał się do Hany-chan. ;) No, ale kiedyś nadejdzie moment, kiedy to zrozumie. *.^
Czas na wyjaśnienia w Nowej Radzie. Cóż, cieszę się, że zebranie zostało opisane szczątkowo. : >
Potem jeszcze to stawiania fotografii Mariko obok fotografii Kage i Maayi... Naprawdę coś dołującego. : ' C
No i przyszedł czas na sen, który uratował Ayę od smutku, choć, biedna, nic z niego nie pamiętała. ; )
Ech... Kage jest naprawdę świetnym ojcem i szczerzę się jak głupia, gdy przypominam sobie, jak bardzo Aya go nienawidziła. Jakże daleki był obraz ojca-zbrodniarza od tego, kim naprawdę był Kage. ^^
Szkoda, że Mariko nie mogła odnaleźć szczęścia i zakochać się w kimś, kto odwzajemnił by jej uczucia. Ale miłość bywa ślepa i strasznie nieszczęśliwa, o czym przekonuję się każdego dnia od blisko dwóch lat. ;_; Tak, nie ma to, jak zakochać się w osobie, która najmniej na to zasługuje, a potem - gdy mamy tej osoby nie widzieć nigdy więcej - łudząc się, że w końcu o tym zapomnimy. Tak, miłość jest beznadziejna, no ale czas wrócić do tematu. ;)
Bardzo mi się podoba postawa Mariko Hiou. Wszak uważam, że jest naprawdę fajną postacią, choć jak dla mnie nieco zbyt idealną. Lubię widzieć w bohaterach wady, a w protoplastce rodu Hiou ich nie widzę.
Mniejsza o to. : ) Ważne, że ten sen sprawił, że Aya zaczęła się jako tako podnosić, choć cierpieć będzie zawsze.
Ach, bliźniaki, bliźniaki... Widać, że to wszystko przeżywali, ale udało im się w miarę szybko pozbierać. No i Kei jest niesamowicie mądry. : D
Och... Kairen jest cu-do-wny! Nie wiem, czemu ale naprawdę go uwielbiam za ten spokój, jakby był ponad to, co zresztą jest absolutną prawdą. xD
Dobra, będę powoli kończyć. Mam nadzieję, że Ty, Kaori, nas nie zawiedziesz, a Ty Ayu odzyskasz siłę i chęć do pisania. ; )
Pozdrowienia,
Kari. X )
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńWow! Kolejna wizyta zza światów o.O To brzmi jak prognoza wielkich kłopotów z dobrym zakończeniem...
Poza tym... Mały Kairen może być najciekawszą postacią w VN. Chociażby przez to, że jest taki niezwykły... No i już nie mogę doczekać się, aż dorośnie... W zasadzie to na nim skupiłam cała uwagę, od momentu w którym się pojawił i właściwie o niczym innym nie mogę myśleć...
I fakt, jego pojawienie się to "światełko w tunelu"... Do którego teraz rozpaczliwie wszyscy pobiegniemy, by dowiedzieć się co będzie dalej :D
Ave i weny, dziewczyny :*
K.L.
Joł xd Dzisiaj się postaram i napiszę jakiś dłuższy komentarz ;p
OdpowiedzUsuńHm... Tak jak przypuszczałam stratę bliskiej osoby odczują praktycznie wszyscy. No, druga Aya powiem nawet, że mi się podoba, a zwłaszcza ten jej sarkazm ^^" Mam wrażenie, iż Kairen zapewne będzie jako tako "zwieńczeniem" (jeśli w ogóle bohatera tak można nazwać xd) całego opowiadania. Bliźnięta zawsze są słodkie <3 Ja osobiście mam słabość do kotów (xd taka kociara ze mnie), jednakowoż ten szczeniaczek musiał naprawdę wyglądać słodko... Aż szkoda, że nie można go zobaczyć *.* Szczerze mówiąc współczuję Hanashi, mimo to akurat wydaje mi się, że to dobrze, iż ma wyrzuty sumienia. Ech... Nikt nie jest bez winy... Dobrze, że nie przywiązywałam się tak do Mariko -.-' Przynajmniej nie będę rozpaczać. I... Nie moja wina, że piszę wszystko w wielkim skrócie >_< Jestem dzieckiem... xd
Nowy rozdział! Zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńHey! Naskrobałam rozdział 13 na Czarownicę! Zapraszam!
OdpowiedzUsuńAve!
K.L.