Akademia Kurosu została zamknięta. Kilkadziesiąt osób straciło
życie, nie mogła więc póki co dłużej prosperować. Łowcy zajęli się sprawami
związanymi z wyjaśnieniem tego, co się stało, oficjalna wersja wskazywała na
zamach nieznanych psychopatów zorganizowanych w dobrze działającej grupie
przestępczej, którzy też odpowiedzialni byli za zniknięcia licznych ludzi w
różnych częściach kraju.
Uczniowie kończący w tym roku szkołę otrzymali potrzebne
dokumenty, ale młodsze roczniki zmuszone były do przeniesienia się do innych
placówek. Ostatnie chwile na terenie Akademii często kojarzyły się z rozpaczą i
strachem.
Osobom bezpośrednio we wszystko zamieszanym trudno było przejść
po tych wydarzeniach do porządku dziennego. Aya, ledwo uszedłszy z życiem, gdy
tylko była w stanie, ruszyła do Księżycowego Akademika, wiedząc, że zastanie w
nim siostrę, Ichiru i Hanabusę. Tak było w istocie. Jednakże spodziewała się
ujrzeć kogoś jeszcze. Poza kilkunastoma kupkami popiołu i trójką przyjaciół
dormitorium było jednak puste.
Kiryuu znajdował się w zdecydowanie najgorszym stanie. Kiedy
Suzaku i Zero udało się oswobodzić kolegów z łańcuchów, brunetka natychmiast przystąpiła
do uzdrawiania Ichiru. Dzięki krwi Shoutou miała w sobie dostatecznie dużo
siły, by mu pomóc. Chłopak dość szybko doszedł do siebie, ale zarówno on, jak i
Kao oraz Aidou byli dziwnie otępiali i nie pamiętali, kto i w jakim celu ich
zaatakował. Aya weszła do ich umysłów, by sprawdzić, czy przestępca zostawił po
sobie jakieś ślady. To, co odkryła - a co chwilę potem potwierdził Suzaku -
było dość niecodzienne. Z reguły, gdy ktoś wymazywał komuś wspomnienia, robił
to tak, by nie widać było, że cokolwiek zostało zmienione. W tej jednak
sytuacji zdawało się, że ktoś specjalnie zostawił swego rodzaju wizytówkę -
albo raczej ostrzeżenie, że to jeszcze nie koniec.
Suzue udało się nie dopuścić, by cokolwiek stało się z Reiko i
Deichim. Kobieta była jednak mocno ranna, dlatego i przy niej Aya miała niemało
pracy. Dei był w dość dobrym stanie, nic groźnego mu się nie stało. Kaori z
ulgą patrzyła na najbliższe sobie osoby, ciesząc się, że przeżyły. Nie
odstępowała też Ichiru na krok, jakby bała się, że znów wydarzy się coś, przez
co chłopak ponownie znajdzie się w tak opłakanym stanie.
Kaien, Shuusei i Yaeko pilnowali uczniów. Niektórzy z nich, jak
się potem okazało, byli ofiarami wrogich wampirów, ale ich krew nie została
całkiem wyssana, byli po prostu nieco osłabieni, co wyjaśniali sobie męczącą
zabawą na szkolnym balu. Aya i Suzaku zadbali o to, by dosłownie nic związanego
z wampirami nie pozostało w ich umysłach, ponadto dziewczyna po kryjomu zajęła
się ranami skrzywdzonych.
Nie mogła jednak wrócić życia umarłym. Największym ciosem była
dla niej wiadomość o śmierci swej ludzkiej przyjaciółki, Otsune Umari. W
pierwszej chwili myślała, że serce umrze jej z żalu. To była jej pierwsza
bratnia dusza. Ta, na którą zawsze mogła liczyć, choć początkowo nie
dopuszczała jej do siebie na tyle, by poznały się wystarczająco dobrze, a także
ta, która nie odwróciła się od niej nawet wtedy, gdy poznała prawdę o jej
pochodzeniu.
Przepłakała niemal cały pogrzeb, dygocząc i wciąż obwiniając się
za jej śmierć. Wiedziała, że gdyby nie ona, atak na Akademię nie miałby miejsca
i tylu niewinnych ludzi nie straciłoby życia. Cieszyła się, że Kao, Zero i inni
są przy niej, ale jednocześnie serce jej się krajało na myśl, że podczas gdy
ona w końcu przejdzie z tym wszystkim do porządku dziennego, innym zaledwie po
kilkunastu latach został odebrany największy z darów - życie.
Bała się patrzeć na rodziców dziewczyny oraz na Konosuke Fuchidę,
jej chłopaka. Zastanawiała się, czy para myślała już o wspólnej przyszłości.
Być może - prawie na pewno - zamierzali wyjechać gdzieś razem, by studiować, a
w tej sytuacji…
Kaien ciężko zniósł decyzję o zamknięciu szkoły. Czuł, że pewien
etap w jego życiu się zakończył. Z tego powodu po raz kolejny odszedł ze
Związku Łowców, twierdząc przy tym, że tym razem już na dobre, i poświęcił się
rodzinie. Ożenił się wreszcie z Reiko i postanowił zapewnić Deichiemu jak
najlepszy byt.
Zero w lipcu został mianowany prezesem Stowarzyszenia. Spośród
najbliższych współpracowników wszyscy od dawna stali już po jego stronie i
gorąco go dopingowali. Ichiru z kolei zdecydował się w końcu na pracę w
Związku, nie miał bowiem pomysłu na to, co innego mógłby robić. Jednocześnie i
on, i Kaori, wyjechali do jednego z większych miast, przenosząc się do tamtejszej
siedziby Stowarzyszenia, by móc studiować.
Yaeko bała się wrócić na stałe do rodzinnego domu, dlatego po
wakacjach wprowadziła się do niewielkiego mieszkanka, w którym urzędował
Ryutaro Tsuda, który jako jedyny znał jej tajemnicę. Była pewna, że go nie
skrzywdzi i razem mogą ułożyć sobie życie. Zaczęła naukę w jednym z pobliskich
liceów, ponownie oddając się grze na skrzypcach, ale nie powracając już do
pływania.
Któregoś dnia wampirzy i łowiecki świat opanowała wstrząsająca
wiadomość, że Kaname Kuran pozbawił się życia. Dla jego przyjaciół był to
straszny cios. Choć zdecydowana większość osób początkowo nie wierzyła w to
samobójstwo, wejście do umysłów najbliższych mu pozostałych osób przekonało
społeczność, że jego śmierć nie została upozorowana. Nie dość, że wiele
wampirów wyczuło jego stratę, to na kilka dni przed zniknięciem Kaname dał
przyjaciołom do zrozumienia, że więcej się już nie zobaczą, choć zrobił to w
taki sposób, by nie byli do końca pewni, co dokładnie miał na myśli.
***
Przekroczywszy główną bramę Akademii Kurosu po raz pierwszy od
jakichś pięciu lat, poczuli się, jakby przenieśli się w czasie i znów byli
uczniami tej, jakby na to nie patrzeć, oryginalnej placówki. Właściwie gdyby
tylko chcieli, mogliby znów pobawić się w licealistów, bo od siedmiu lat ich
wygląd nie zmienił się ani odrobinę, szkoła zaś po tak długim czasie
nieużytkowania w tym roku znów zatętniła życiem i wypełniła się gwarnymi
rozmowami wesołych uczniów.
Ich umysły zalały wspomnienia - zarówno te miłe, jak i mrożące
krew w żyłach. Przypomnieli sobie swoje pierwsze spotkanie, rozmowy w lesie czy
w stajni, sprawę z Shizuką, atak Rido, prawdziwe oblicze Yuuki, jej związek z
Kaname, rzeź urządzoną przez Akujiego…
Niespiesznym krokiem kierowali się ku domkowi dyrektora. Cienie
drzew skutecznie chroniły ich przed sierpniowym słońcem, a delikatny wiatr
przed skwarem. Wsłuchali się w szum leśnej flory i miarowe bicia swoich serc,
zdających się być całkowicie zsynchronizowanymi.
Kiedy doszli do odpowiedniego budynku, w ich wyobraźni pojawiły
się obrazy licznych chwil tam spędzonych. Aya spojrzała na Zero i uśmiechnęła
się subtelnie, na co on odpowiedział tym samym oraz mocniejszym ściśnięciem jej
dłoni, którą wciąż trzymał.
Stali tak przez chwilę, zatopieni w swoich spojrzeniach, ale w
końcu zapukali. Usłyszeli radosny śmiech dziecka i kilka sekund później drzwi
otworzył uśmiechnięty od ucha do ucha ośmioletni chłopczyk.
- Ai-nēchan!
Zero-niisan! Ohayō! - zaświergotał, rzucając się na nich i mocno przytulając. -
Chodźcie, chodźcie! - zaproponował zaraz potem. - Musicie ich zobaczyć, są tacy
słodcy! - dodał, po czym zaczął nawijać od rzeczy.
Zachichotali i udali
się za Deichim do salonu. Zanim zdążyli cokolwiek zobaczyć, w podskokach
podbiegła do nich Kaori, która koniecznie musiała uściskać ich jako pierwsza.
Była niezwykle rozpromieniona i żwawa, co było nieco dziwne zważywszy na jej
sytuację.
- Tuż po wyjściu ze
szpitala, trzy dni po porodzie, jesteś już taka energiczna? - zapytał ze
zdumieniem prezes Związku Łowców, unosząc brwi do góry.
- To u nas rodzinne
- zaśmiała się Reiko, podchodząc do gości i przytulając oboje na przywitanie. -
Cieszę się, że was widzę.
Aya już chciała
odpowiedzieć, gdy między nią a ciocię wcisnął się niebieskooki chłopiec.
- To znaczy, że
Hana-chan też będzie taką maszyną do rodzenia dzieci? - spytał najzupełniej
poważnym tonem. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem i po chwili parsknęli
serdecznym śmiechem.
Usłyszeli cichy
płacz noworodków. Kaori, Reiko i Dei odwrócili się i nieco przesunęli - dopiero
wtedy przybyli zdolni byli ujrzeć nowych członków rodziny.
Ichiru siedział na kanapie i trzymał oboje bliźniąt naraz.
Wyglądał uroczo, aczkolwiek w tej chwili zrobił nieco kwaśną minę.
- Ano… Kao? Może
jednak wzięłabyś jedno? - zapytał nieco błagalnym tonem. Blondynka zaśmiała się
dźwięcznie i dziarskim krokiem podeszła do męża. Odebrała od niego córeczkę,
która, nawiasem mówiąc, praktycznie nie różniła się od braciszka, i kołysząc ją
lekko, z powrotem podeszła do przybranej siostry.
Brunetka wbiła wzrok w tę malutką istotkę o błękitnych oczętach.
Serce przyspieszyło, poczuła coś, czego wcześniej nie znała. Kaori podała jej
uspokojone już niemowlę, a ona ostrożnie je przejęła.
Hanashi wlepiła wzrok w ciocię. Zamrugała kilkakrotnie i ziewnęła
w uroczy sposób, słodko zwijając przy tym usteczka. Przypominała aniołka, tak
samo jak jej bliźniaczy brat.
- Jest taka śliczna
- wyszeptała tylko, jak w transie wpatrując się w kruszynkę.
- Prawda? -
zaćwierkała imōto, po czym znów zwróciła się w stronę sofy, odebrała od Ichiru
synka i zdecydowanym, acz delikatnym ruchem wcisnęła go szwagrowi. Zero zrobił
nieco przerażoną minę, co bardzo rozbawiło Kao. - On cię nie ugryzie -
zapewniła, szczerząc zęby jak głupia.
- Cha. Cha. Bardzo
śmieszne - odmruknął, ale nie minęło nawet pół minuty, kiedy też patrzył już
jak zaklęty na niemowlę.
- Lepiej zacznij się
przyzwyczajać - rzekła nauczycielskim tonem młoda pani Kiryuu.
Aya i Zero spojrzeli na nią ze zdziwieniem, odrywając tym samym
wzrok od maleństw.
- No co? - spytała
Kaori. - Chyba czas pomyśleć o dziecku, nie? Wiem, że macie przed sobą całe
wieki życia, ale chyba nie zamierzacie czekać do dwusetki, co? Nawet sobie tak
nie żartujcie - dodała, patrząc na ich miny.
Młodzieniec nie
odpowiedział, a dziewczyna odwróciła wzrok, skrywając oczy za firaną rzęs.
- Nie męcz ich już,
Kao-chan - zaśmiała się nerwowo Reiko. - Usiądźcie przy stole. Pójdę zobaczyć
jak tam z kolacją. Kaien uparł się, by przygotować wszystko samemu. Yare, yare
- westchnęła, po czym poszła do kuchni.
- Kei chyba zasnął -
oświadczył cicho Zero.
- Rzeczywiście -
uśmiechnęła się Kao. - Keiki zawsze zasypia pierwszy. Śpioszek jeden!
- Kei…ki? - zdziwiła
się Aya.
Blondynka zaśmiała się.
- Tak na niego
mówimy. Wiecie, Kei Kiryuu. Od imienia i pierwszych dwóch liter nazwiska
wychodzi „ciasto”. Dosłownie słodko, czyż nie?
Kaori odebrała od szwagra syna i położyła go w sąsiednim pokoju.
Wraz z rodzicami ustaliła, że pierwszych kilka dni ona i Ichiru spędzą z
dziećmi w ich domu, a dopiero potem wrócą do swojej kamienicy w mieście.
Wróciła do salonu i odebrała córkę siostrze, by i ją utulić do
snu. Ta jednak rozpłakała się głośno.
- Yare, yare, znowu,
Hana-chan? - wyszeptała. - No już, już, zaniosę cię do braciszka…
Aya i Zero spojrzeli pytająco na Ichiru, który wyjaśnił, że
bliźniaki, choć dwujajowe, są do siebie okropnie przywiązane - co teoretycznie
mogło wydawać się nieco dziwne, jako iż mieli zaledwie trzy dni. Mimo wszystko
jednak wciąż chcieli być obok siebie. Zwłaszcza Hanashi zaczynała płakać za
każdym razem, gdy Kei zabierany był do innego pomieszczenia.
Kilka sekund później rzeczywiście usłyszeli, że Hana się
uspokoiła.
Po rodzinnym posiłku Aya i Zero postanowili przejść się po
terenie Akademii. Litościwe chmury zdecydowały się przesłonić słońce, dzięki
czemu zrobiło się choć odrobinę chłodniej. Dziewczynie przyszło na myśl, że
byłoby wspaniale, gdyby zaskoczył ich teraz letni deszcz. Jakby na zawołanie
zaczęło lekko kropić.
Aya uśmiechnęła się i przystanęła. Kiryuu objął ją w pasie, a ona
zatopiła wzrok w jego lawendowych tęczówkach. Stali tak jakiś czas, po czym
ruszyli dalej.
Nie mogli się powstrzymać, by nie wejść do akademików. Nikogo w
nich nie było, bo uczniowie mieli letnie wakacje. Żałowali, że nie mogą
odwiedzić swoich starych pokojów - gdyby chcieli, mogliby się włamać, ale
przebywanie w czyimś mieszkanku bez zgody tymczasowego właściciela raczej nie
było godne pochwały. Choć Kaori raczej nie czułaby skrupułów.
Przeszli się więc po korytarzach obu dormitoriów, a potem weszli
do szkoły.
Bez przerwy zasypywały ich wspomnienia licealnych lat. Opuścili
Akademię siedem lat temu. Zero niemal od razu po zakończeniu nauki został
mianowany prezesem Związku Łowców, a Aya po rocznej przerwie od nauki skończyła
wybrany kierunek studiów. Przez ten pierwszy rok para mieszkała w miasteczku,
ale potem przeprowadziła się do niewielkiego dworku znajdującego się w jednym z
licznych w tych okolicach lasów. Był względnie blisko głównej siedziby
Stowarzyszenia, dlatego chłopak nie musiał się zbytnio kłopotać dojazdem do
pracy. Dziewczyna mogła się teleportować, więc obojętne jej było, gdzie
dokładnie mieścić się będzie ich dom.
Po „zwiedzeniu” budynku, który prawie w ogóle się nie zmienił,
wyszli na dziedziniec. Aya z cichym śmiechem usiadła na swoim ulubionym murku.
Zero stanął naprzeciw niej, więc mogła zarzucić mu ręce za szyję i mocno się do
niego przytulić.
Kilkanaście minut później zawitali do stajni, w której odbyli w
przeszłości tyle rozmów. Biała Lilia od sześciu lat już tu nie mieszkała - nie
przydawała się za bardzo do lekcji jazdy konnej, bo tradycyjnie miała ochotę
stratować wszystkich uczniów. Tylko Zero i Aya potrafili się z nią obchodzić,
dlatego gdy przeprowadzili się do leśnego dworku, wzięli ją do siebie. Dokupili
jeszcze jednego konia, który, w ich mniemaniu, mógłby przypaść klaczy do gustu
(tak rzeczywiście się stało, zwierzęta najwyraźniej zapałały do siebie
sympatią). Bynajmniej nie narzekali na brak pieniędzy, jako iż Aya była
dziedziczką spuścizny rodu Hiou, a Zero jako prezes Związku też zarabiał
niemało.
Brunetka usiadła pod drewnianą ścianą, odpowiednio podwijając
sobie spódniczkę. Przywykła do ich noszenia, jako iż w społeczności wampirów
robiła za ważną osobistość i z reguły musiała ubierać się właśnie w spódniczki
czy też sukienki. Nie przekonała się jednak do obcasów i gdy tylko mogła,
unikała ich.
Chłopak usiadł obok i otoczył ukochaną ramieniem. Ona oparła o
niego głowę.
- Jesteś zamyślona -
stwierdził. - To przez wspomnienia czy przez to, co powiedziała Kaori? -
zapytał.
Uśmiechnęła się pod
nosem. Jak zwykle ją przejrzał.
- Właściwie jedno i
drugie - przyznała.
- Zmieniłaś zdanie?
- spytał, a dziewczyna doskonale wiedziała, że ma na myśli posiadanie dziecka.
- Nie wiem… -
odparła z wahaniem. - Cały czas myślałam, że nie potrzebuję tego już teraz. Ale
gdy zobaczyłam Hanashi i Keia…
- Nie musimy się
spieszyć. Mamy niesamowicie dużo czasu.
- Uhm…
Rozmyślałaby dalej, jednak w tym momencie Łowca zmienił pozycję i
obrócił jej twarz ku swojej, by złożyć na jej ustach pocałunek. Objęła go mocno
i jak zwykle w podobnych sytuacjach miała ochotę nigdy go już nie puszczać.
- Korzystając z tego, że nasza parka poszła powspominać, my trochę
odpoczniemy. - Kaori puściła oko do mamy. - Dajcie nam znać, kiedy wrócą.
Chociaż - zauważyła - pewnie dzieci pierwsze nam przerwą.
- Hai, hai. Takie
uroki macierzyństwa, Kao-chan.
Reiko uśmiechnęła
się delikatnie, po czym odprowadziła wzrokiem córkę, która wraz z mężem udała
się do pokoju, w którym znajdowały się maleństwa.
Blondynka usiadła na łóżku koło Ichiru, ziewając lekko. Chłopak
objął ją ramieniem i razem zaczęli przyglądać się dzieciom, które słodko spały,
leżąc koło siebie i dotykając się nieświadomie kilkoma paluszkami. Kaori oparła
głowę na ramieniu chłopaka i założyła mu ręce na szyję. Wciąż była lekko
obolała po porodzie, jednak cieszyła się, że ten ból nie przeszkadza jej
zbytnio w normalnym funkcjonowaniu. Była uradowana, że ma tak wielkie wsparcie
w Ichiru, który przez wszystkie dni w szpitalu zajmował się dziećmi, pozwalając
jej tymczasem dojść do siebie.
Siedzieli tak przez jakiś czas, wpatrując się w swe aniołki,
marząc, by pozostały takie małe i niewinne na zawsze. Często wyobrażali sobie
swoje dzieci jako wspaniałych ludzi i Łowców, radzących sobie z życiem. Jednak
kiedy przyszło co do czego, zapragnęli, by te maleństwa pozostały takie kruche
i delikatne, aby oni sami mogli je cały czas ochraniać.
- Są piękne… -
wyszeptała. - Szkoda tylko, że nie odziedziczyli koloru twoich oczu… - dodała
lekko naburmuszona.
- Dzięki twoim
wyglądają jak aniołki. Zresztą im bardziej przypominają mi osobę, którą kocham
najbardziej na świecie, tym lepiej - powiedział do jej ucha mrucząc.
- Teraz musimy
rozłożyć naszą miłość na trzy, co nie? - uśmiechnęła się delikatnie. - Przez
całe życie wiedziałam, że kocham dzieci, ale to, co teraz czuję… Tego nie da
się opisać słowami - szepnęła zgodnie z prawdą. - Są tak słodkie, że mogłabym
je zjeść - rzuciła.
- A kiedy dorosną,
będziesz żałować, że tego nie zrobiłaś. - Roześmiali się, przypominając sobie,
jak starszy kolega ze Związku opowiadał im kiedyś rodzinne historie.
- Teraz nie będziemy
mieć wiele czasu dla siebie - zauważyła dziewczyna.
- Trzeba korzystać z
każdej wolnej chwili - uśmiechnął się i pchnął ją delikatnie na łóżko,
zasypując przy tym falą namiętnych pocałunków.
Kaori, lekko się przy tym śmiejąc, odwzajemniała całusy,
rozkoszując się bliskością ukochanego. Po kilku minutach miłosnych igraszek po
prostu położyli się na łóżku wtuleni w siebie i nawet nie zdając sobie z tego
sprawy, oboje zapadli w głęboki sen.
Wieczorem bliźniacy zagłębili się w rozmowę, która kompletnie nie
interesowała dziewcząt, siostry przeszły więc z niemowlaczkami do pokoju
gościnnego na babskie pogaduszki. Usadowiły się wygodnie na łóżku, każda
trzymając jedno z dzieciątek.
- Jesteście dziwni,
że wam się nie spieszy - zażartowała Łowczyni.
- My jesteśmy
dziwni? - zaśmiała się Aya. - To wy jesteście zdrowo walnięci. Dać córce imię
będące zlepkiem imion swoich pierwszych miłości?
Kaori odpowiedziała
śmiechem. Hanashi rzeczywiście otrzymała takie, a nie inne imię przez wzgląd na
Hanabusę i Shizukę.
- Jak się teraz
czujesz? - szybko poważniejąc spytała cicho Aya, wpatrując się przy tym w Keia.
- Cudownie -
odparła. - Choć jestem raczej padnięta - zaśmiała się. - Mimo wszystko… Cieszę
się, że mam te brzdące!
- Nie wątpię -
wyszeptała brunetka. - Są niesamowite, naprawdę.
Kaori przez jakiś czas spoglądała badawczo na onēsan, która
prawie jak w transie patrzyła na noworodka.
- Nēchan… Nie
drążyłam już tego tematu przy wszystkich, ale teraz chyba możemy porozmawiać
szczerze, prawda?
- Uhm - mruknęła
Aya, domyślając się już tego, co chciała wiedzieć imōto.
- Sama powiedz, nie
byłoby super, gdybyście się… Hm, pospieszyli? To znaczy… Jak już wspominałam,
wiem, że macie na wszystko czas, dużo więcej niż my, ale mimo wszystko…
Popatrz, gdyby między naszymi dziećmi była niewielka różnica wieku, mogłyby się
razem wychowywać! Czy to nie byłoby wspaniałe? Moglibyśmy razem wyjeżdżać na
wakacje, chodzić na spacery i pikniki albo do wesołego miasteczka… Och, nasze
pociechy mogłyby nawet chodzić do tej samej szkoły, w końcu nie mieszkamy znowu
zbyt daleko od siebie. Chciałabym… - zrobiła pauzę, zamyśliwszy się na moment.
- Chciałabym, żeby między naszymi dziećmi wytworzyła się taka więź, jaka
istnieje między nami - oświadczyła pewnie.
Aya przeniosła wzrok na siostrę i spojrzała na nią jakby z bólem.
- Kao-chan… -
powiedziała niemal szeptem. - Ja… Ja też bym tego chciała, ale…
- Ale co? - spytała
gwałtownie blondynka. - Chyba chciałabyś mieć dziecko, prawda?
Brunetka spuściła wzrok.
- Uhm, chciałabym.
Bardzo bym chciała, Kao, szczególnie teraz, kiedy zobaczyłam te maleństwa.
- Więc o co cho… -
zaczęła, ale onēsan jej przerwała.
- Boję się -
wypaliła.
Kaori ze smutkiem spojrzała na wampirzycę.
- Myślisz o
przeszłości? - zapytała. - O tym, co spotkało ciebie i twoich rodziców?
Aya w milczeniu skinęła głową. Dopiero potem wzięła głębszy
oddech i ponownie się odezwała.
- Wiem, że to raczej
irracjonalny strach…
- Owszem - przerwała
jej Kao. - Nēchan, nie powinnaś myśleć w ten sposób! To, co zdarzyło się w
twoim życiu… Nie powtórzy się w życiu twoich dzieci.
- Nie można mieć
takiej pewności, Kao-chan - zaprzeczyła brunetka. - Wiem, że wielu z naszych
wrogów zginęło albo zniknęło, ale to nie znaczy, że jest bezpiecznie. Poza tym,
Zero i ja jesteśmy wprost stworzeni do żywienia do nas nienawiści. Dhampirka
robiąca za czystokrwistą i najpotężniejszy Łowca, prezes Związku. Wolę nie
myśleć, ile osób źle nam życzy.
- Ważniejsze jest
to, ilu macie przyjaciół. Cała nasza rodzina, a także Suzaku, Suzue, Shuusei,
Maria, Isaya i inni, a do tego cała masa Łowców są i zawsze będą po waszej
stronie. Nawet, jeśli zdarzy się coś złego, bliskie osoby ruszą na pomoc. I to
działa w obie strony, prawda?
- Oczywiście -
zapewniła Aya. - Ale ja i tak… I tak się boję. Czego bym nie robiła, nie
potrafię pozbyć się tego strachu - przyznała. - Tylko dlatego nie
zdecydowaliśmy się jeszcze na dziecko. Chociaż nie, jest jeszcze coś -
przypomniała sobie.
- Co takiego? -
Kaori uniosła brwi.
- I Zero, i ja nie
jesteśmy… standardowymi wampirami. On jest Łowcą-wampirem, a ja, choć uchodzę
za czystokrwistą i posiadam wszystkie właściwe Klasie A cechy, mimo wszystko
jestem przecież dhampirem. Kim może stać się nasz potomek?
- Ano… - zawahała
się Kao. - Jak mniemam, wampirem, który będzie miał zdolności do bycia Łowcą…
Albo Łowcą o wampirzych skłonnościach… Kimś w tym rodzaju.
- Właśnie -
zaperzyła się Aya. - Boję się, że tylko byśmy takiemu dziecku wyrządzili
krzywdę. Nie będzie takie jak inne dzieci.
- I co z tego? Ty
sobie poradziłaś, Zero też, Suzaku również… A każde z was było kimś „innym”.
Ichiru też nie miał lekko z wiadomych względów. A wszyscy nie dość, że
wyszliście na ludzi, to jeszcze nieźle się dorobiliście - rzekła, wyszczerzając
zęby. - Więc nie marudź mi tu już, tylko przy najbliższej okazji porozmawiaj
sobie szczerze z moim szefem i oświadcz mu, że chcesz mieć dzidziusia!
Starsza z dziewczyn zamyśliła się. Przeanalizowała kilka spraw i
doszła do wniosku, że egoizm chyba wygra. Tak bardzo pragnęła dać życie nowej
istotce…
- Zrobię to, jeśli
obiecasz mi jedną rzecz - wyrzekła. - Wiem, to może zabrzmieć głupio, ale po
prostu muszę mieć pewność, że… - Przegryzła wargę. - Kao-chan, czy jeśli… Jeśli
coś by się stało Zero i mnie, zaopiekujecie się z Ichiru naszymi dziećmi?
Blondynka zmrużyła lekko oczy. Onēsan nie żartowała, naprawdę
bardzo chciała, by Kaori złożyła taką obietnicę. Właściwie nie dziwiła jej się,
możliwe, że gdyby sama przeżyła to, co ona, sama poprosiłaby o to samo.
- Głupie pytanie, nēsan,
rzeczywiście - powiedziała, przymykając na chwilę oczy. - Przyrzekam, nēchan.
Ale oczywiście to działa w obie strony, tak?
- Uhm - uśmiechnęła
się słabo Aya.
W tym momencie siostry uścisnęłyby się serdecznie - nie mogły
jednak tego zrobić, naturalnie przez wzgląd na to, że każda trzymała w rękach
urocze niemowlę, które dopiero co stanęło na progu życia.
***
To już prawie koniec… o.o Aż się wierzyć nie chce… Przed Wami tylko epilog- powinien on ukazać się w środę, 27.04.11. Uprzedzamy, że nic pod nim nie napiszemy. Coś w stylu podsumowania dodamy 30.04.11. Tam też udzielimy Wam dokładnych wyjaśnień a propos tego, co zamierzamy pisać, podzielimy się z Wami naszymi planami, refleksjami i tak dalej. Prosimy, by tę notkę przeczytali WSZYSCY, gdyż znajdzie się tam kilka rzeczy, które zasługują na uwagę naszych czytelników- będzie nam między innymi potrzebny Wasz głos w pewnej sprawie.
WAŻNE! Byłybyśmy też wdzięczne, gdybyście pod epilogiem rozbudowali nieco swoje komentarze- i wypowiedzieli się nie tylko na temat danego rozdziału, ale też opowiadania jako całości (nawet, jeśli już to kiedyś robiliście, w końcu zdanie może się zmienić). Byłoby też świetnie, gdyby ten jeden raz odezwały się też osoby,które czytały te bazgroły, ale ich nie komentowały albo zrobiły to na przykład tylko raz. Chodzi nam o to, by poznać Wasze opinie jak najdokładniej. Chcemy wiedzieć, co Wam się podobało najbardziej, co najmniej, co powinnyśmy poprawić,a co powinno zostać takie, jakie jest. Wypowiedzcie się na temat fabuły, stylu,postaci i tak dalej. Wiemy, że większość z Was pewnie i tak tego nie zrobi, niemniej jednak odezwa z naszej strony musi być. xD Z góry dziękujemy!
Mizuki- odpowiedzi na Twoje pytania ukazały się pod komentarzem, w którym je zadała. ;)
Wesołego Alleluja!
[wpis z dnia 23.04.11]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz