poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIX, rozdział XCIV - "Świt"


       Naturalnie przez wzgląd na fakt, iż nie miała szansy go wyczuć, Aya nie mogła wiedzieć, gdzie znajdował się w tej chwili Touma. Z jakiegoś jednak powodu czuła dziwny spokój, niemal otępienie. Tuż obok niego wciąż paliła ją nienawiść. Po raz kolejny przeraziła się, że jest w stanie tak bardzo życzyć komuś śmierci - i to najlepiej w jak największych męczarniach.
       Jakieś tajemnicze przeczucie popchnęło ją w kierunku Księżycowego Akademika. Dwa lata temu to właśnie tam rozegrała się ostateczna walka z Rido, więc dziewczyna nie zdziwiłaby się, gdyby i tym razem porachunki ze złym czystokrwistym odbyły się w tamtych okolicach.
       Szła powoli i jakby w zamyśleniu. Niejednokrotnie natknęła się na wrogie wampiry, ale zupełnie nie zwracała na nie uwagi, po prostu rozprawiała się z nimi, zanim zdążyły cokolwiek zrobić.
       Bardzo bała się o wszystkie drogie jej osoby oraz resztę uczniów. Po chwili zastanowienia stwierdziła jednak, że jeśli ma im pomóc, jeśli chce ocalić jak najwięcej ludzi, musi zniszczyć źródło zła. Akujiego Toumę.
***
       - Cała się spociłam - oświadczyła Yuka Chiba, wachlując twarz dłonią.
       - Ja też - przyznała Mako Takahashi. - Chiba-san, Umari-san, może wyjdziemy na chwilę i się przejdziemy, co? To nam dobrze zrobi! - zaśmiała się. - Mam dziwne wrażenie, że sala jest przepełniona. Przyda nam się trochę świeżego powietrza.
       Otsune i Yuka skinęły głowami. Ta pierwsza podbiegła szybko do swojego chłopaka.
       - Konosuke, pójdę na krótki spacer z dziewczynami, dobrze?
       - Hai, odetchnij trochę - rzucił, puszczając do niej oko. - Gdy wrócisz, znów porwę cię do tańca - dopowiedział, wyszczerzając przy tym zęby.
       Rudowłosa zaśmiała się, dała szatynowi całusa w policzek i wróciła do koleżanek z klasy. Dziewczęta zaczęły przeciskać się przez tłum, by wyjść na taras, a stamtąd na jedną ze ścieżek. Nocne powietrze było dość przyjemne, szkoda tylko, że księżyc i gwiazdy przesłonięte były kruczoczarnymi chmurami.
       Spacerowały kilka minut, raz gawędząc, a raz milcząc, by nieco odpocząć i nabrać siły na dalszą zabawę. W tych chwilach ciszy Umari zastanawiała się, co też porabia Aya. Podejrzewała, że albo siedzi z przyjaciółmi w akademiku, albo z ciocią w domku dyrektora, albo po prostu już śpi. Smuciła się trochę, że nie było im dane razem bawić się na balu. W zeszłym roku im obu impreza przypadła do gustu, Otsune miała więc nadzieję, że tak będzie i tym razem.
       W pewnym momencie Mako nagle stanęła. Dopiero po kilku sekundach pozostałe dziewczyny zauważyły, że trzy nieznane postaci wychynęły z lasu naprzeciwko nich. Spostrzegłszy ich żarzące się krwistą czerwienią oczy, rudowłosa wiedziała już, co czeka ją i jej koleżanki. Poprosiła, by zawróciły, ale choć obie się zgodziły, żadna nie zdążyła nawet się odwrócić.

       Kilka minut później, po skończonym posiłku, jeden z mężczyzn został uderzony w twarz.
       - Idioto! Ta miała zostać dostarczona Akujiemu-sama! - warknęła jakaś wampirzyca, patrząc ze złością na tego, który zaatakował Otsune Umari.
       - Ups - mruknął. - Tak jakoś wyszło. Całkiem smaczna była.
       - Nie interesuje mnie to! - wrzasnęła kobieta. - Jeśli przez ciebie będę miała jakiekolwiek problemy, rozerwę cię na strzępy!
       - Akuji-sama pierwszy to zrobi - stwierdził obojętnie inny wampir, wycierając twarz z krwi Mako.
       Wampirzyca przeszyła go groźnym spojrzeniem. Następnie odwróciła się na pięcie i odeszła, przeklinając pod nosem i narzekając na głupich współpracowników. Tak to już było, gdy tym idiotom z Poziomu D dawało się zbyt ważne zadania. Najchętniej zabiłaby ich na miejscu, korzystając ze swojej arystokratycznej mocy.
***
       Zero wszedł do szkoły od innej strony, by rozeznać się najpierw w sytuacji. Nie zdziwił go fakt, iż na korytarzu w towarzystwie Kaiena, Shuuseia i Yaeko zastał Suzaku. Właściwie spodziewał się, że go ujrzy, bowiem musiał doznać podobnego uczucia jak on, kiedy „coś” stało się z Ayą.
       Dobiegł do nich szybko. Dowiedział się, co działo się z pozostałymi, jak sprawy stoją i jaki plan wymyślono. Sam też streścił prędko, co działo się z nim i Kaori. Kurosu nieco zbladł, gdy usłyszał, że jego córka została gdzieś teleportowana przez wrogą wampirzycę. Co, nawiasem mówiąc, było dość niepokojące - w końcu na terenie placówki nie można było się teleportować. Moc tej arystokratki jakimś cudem musiała omijać zabezpieczenia nałożone na Akademię dawno, dawno temu.
       Z powodu jego przyjścia plan należało nieco zmodyfikować. Choć najbardziej w świecie pragnął szukać Ayi, wiedział, że musi najpierw rozprawić się z tymi, którzy zagrażali całej społeczności uczniowskiej Akademii Kurosu. Tym bardziej, że wcześniej natknął się już na kilka ofiar, co oznaczało, że najprawdopodobniej jest ich więcej…
***
       Kaori nie rozumiała ani słowa z bezsensownego bełkotu czystokrwistej. Modliła się w duchu, aby ten koszmar się skończył. Nie mogła uwierzyć, że ktoś potrafi być aż tak okrutny. Właściwie jednak istniało niezliczenie wiele rodzajów okrucieństwa. Touma był najzwyczajniej w świecie brutalny i pragnął zadawać cierpienie wszystkim, których nienawidził lub którymi gardził. Okrucieństwo Sary było inne, zdawało się dokładniej planowane i jego celem najprawdopodobniej był nie tylko ból fizyczny, ale też, przede wszystkim, psychiczny. Jak widać, Shirabuki okazała się naprawdę dobra w swoim fachu, bowiem serce Kaori dosłownie się krajało. Nie umiała przyjąć do wiadomości, że ma skazać na śmierć jedną z ukochanych osób.
       Pełnym niewysłowionego bólu wzrokiem spojrzała na chłopców, nie wiedząc właściwie, co tak naprawdę powinna zrobić. Próbowała doszukać się względnie dobrego wyjścia z tej okropnej sytuacji, ponadto ciągle też wierzyła, że wampirzyca tylko się z nią droczy, by ją pomęczyć i zmusić do współpracy. Zdawała sobie jednak sprawę, że jeden nieprzemyślany ruch i może stać się coś strasznego, coś, czego nigdy by sobie nie wybaczyła. Przecież nie mogła po prostu wskazać na jednego z nich i powiedzieć: „Umieraj”.
       Wiele osób pewnie by ją wyśmiało z powodu niewybrania od razu swojego chłopaka, ale patrząc na Aidou, blondynka wiedziała, że nikt nigdy nie zmusiłby jej do wydania na niego wyroku śmierci. Wszystko to oczywiście nie zmieniało faktu, że Ichiru był jej drugą połówką, bez której czułaby się jak bez powietrza. I chociaż można by rozwiązać tę sprawę, patrząc na chęć do życia, jego długość i wiele innych aspektów, to w tym momencie jedynym określeniem na tego typu rozwiązanie byłaby zwyczajna głupota.
       Zmuszenie do wyboru śmierci dla jakiejkolwiek osoby, nawet całkowicie nieznajomej, była dla Kao czymś niepojętym, a biorąc pod uwagę fakt, iż musiała wybierać pomiędzy dwoma spośród ukochanych mężczyzn...
       Prawdopodobnie nikt jeszcze nie wymyślił nazwy dla uczucia, które targało w tej chwili zrozpaczoną dziewczyną.
***
       Czym dalej się posuwała, tym mniej spokojna była. Miała dziwne wrażenie, że gdzieś dzieje się coś złego - i to możliwe, że z kimś jej bliskim. To jednak dodawało jej determinacji, by szukać Toumy i wreszcie to wszystko zakończyć. Śmierć Akujiego jawiła jej się jako kres wszystkich problemów i rozterek, choć w głębi ducha uważała to za nieco naiwne i głupie. Niemniej jednak to właśnie ten bachor sprawiał najwięcej kłopotów i należało pozbyć się go raz na zawsze.
       Doszła wreszcie do bramy oddzielającej ją od terenu akademika Nocnej Klasy. Przypomniała sobie czasy urzędowania w tym miejscu Kaname Kurana. Wspomniała radosne krzyki fanek, które oczekiwały tu na swoich książąt z bajki… Wszystko to wydawało jej się jakimś odległym, niemal zamazanym już obrazem, być może nawet snem. Od dnia przybycia jej i Kaori do Akademii Kurosu, od pamiętnego „Witamy!” wykrzyczanego radośnie przez Kaiena, wydarzyło się tak wiele, że trudno było to ogarnąć. Gdyby zaś usłyszał o tym zwykły człowiek, prawdopodobnie uznałby to za ciekawą historyjkę, ale nigdy by w nią nie uwierzył. Jednakże wszystko to było prawdą. Dziwną, niecodzienną, niezrozumiałą, ale jednocześnie niezaprzeczalną.
       Wrota były otwarte, co utwierdziło ją tylko w przekonaniu, że kogoś tam znajdzie. Weszła na teren Księżycowego Dormitorium i ruszyła ku budynkowi, w którym niegdyś mieszkały wampiry.
***
       Zero stał na jednym z balkonów i z góry przyglądał się uważnie ludziom na sali. Naturalnie robił to w taki sposób, by nie zostać przez nikogo zauważonym.
       Już teraz spostrzegł kilka osób, które z pewnością nie były uczniami Akademii, lecz najprawdopodobniej wrogimi wampirami, z którymi należało się czym prędzej rozprawić. Póki co jednak nie mógł wykonać żadnego ruchu, gdyż plan na to nie pozwalał. Z jednej strony wydawał się on nieco naiwny, z drugiej jednak, był to świetny sposób na to, by móc ewakuować studentów placówki.
       Tej nocy opanowała go tak gorąca nienawiść do wampirów, jakiej dawno nie żywił. Powróciło znajome uczucie - to, które kazało mu rozprawić się z jak największą ilością pijawek. Choć zachowywał pozorny spokój, wewnątrz gotował się wprost ze złości. Miał ochotę zwyczajnie zstąpić na dół i wyżyć się na znienawidzonych krwiopijcach. Uczucie to było tym dziwniejsze, że sam w pełni czuł się już wampirem, przyzwyczaił się do swojej odmienności, a do tego wszystkiego kochał dziewczynę, która - jakby na to nie patrzeć - należała teraz do przedstawicieli czystokrwistych, choć tak naprawdę nie była jedną z nich.
       Pomyślawszy o Ayi, zasępił się jeszcze bardziej. Od czasu przeczucia jeszcze na misji nie wydawało mu się, by coś znowu się z nią stało, niemniej jednak pragnął jej poszukać. Niestety, to zadanie zostało powierzone Suzaku. W normalnej sytuacji Kiryuu nigdy by się na to nie zgodził, ale musiał niechętnie przyznać, że to najlepsze wyjście. Jeśli dziewczyna została ranna z powodu łowieckiej broni, tylko krew Shoutou mogła natychmiast ją uzdrowić, a co za tym idzie - nawet uratować jej życie. Podczas gdy starszy kolega będzie szukał „swej księżniczki”, Zero rozprawi się z wampirami będącymi na sali. To mogło być ciekawe, zważywszy na to, iż podejrzewali, że większość z nich jest arystokratami, więc walka z nimi mogła być pasjonująca, a nawet odrobinę kłopotliwa. Ale to nic, adrenalina zawsze się przyda. Z drugiej strony, rozprawa z kolejnym czystokrwistym wymagałaby dużo więcej zachodu, przez co byłaby ciekawsza i bardziej satysfakcjonująca.
       Chłopak zganił się za to, że myśli o bieżącej sytuacji w taki sposób. Przede wszystkim trzeba przecież uratować uczniów.
       Pokręcił głową. Czegokolwiek by nie robił, jakaś jego egoistyczna część chciała myśleć tylko i wyłącznie o Ayi, reszta się nie liczyła. Doskonale zdając sobie z tego sprawę, postanowił, że rozprawi się z wrogami jak najprędzej, a następnie bezzwłocznie ruszy za Suzaku, bo wspomóc jego i Ayę.
***
       - A jednak - usłyszała znajomy, spokojny głos.
       Zerknęła w bok i przeszyła Kaname obojętnym spojrzeniem. Zirytowała się, że nie mogła wyczuć go dostatecznie szybciej. Zauważyła, że porządnie odzwyczaiła się już od posiadania ludzkich zmysłów, tak słabych i niedokładnych, a także że, chcąc nie chcąc, tęskni za tymi wyostrzonymi.
       - Zmieniłaś się - oświadczył Kuran, nie spuszczając z niej badawczego wzroku. - „Wtedy” pobiegłabyś ratować swoich przyjaciół. Zemstę odłożyłabyś na później.
       - Zabijając Toumę, ocalę moich bliskich - odparła z nieskrywaną niechęcią, a nawet lekką wrogością. Z jakiegoś powodu wdzięczność przekształciła się już w złość.
       - Teoretycznie - westchnął. - Ale jeśli ktoś już zginął, a nie wątpię, że tak jest, nie wrócisz mu życia.
       Ponownie przypomniała sobie pogłoski, jakoby Kaname miał być wskrzeszonym przez Rido przodkiem Kuranów. Jeśli jednak tak, czy nie powinien być… potężniejszy?
       - Wciąż istnieje szansa, że… - zaczęła, ale czystokrwisty jej przerwał.
       - Naprawdę w to wierzysz? - Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu. - Wybrałaś zemstę i dobrze o tym wiesz.
       - Ty robisz to samo - szepnęła, wbijając wzrok w ziemię. Słowa Kaname sprawiły, że zalała ją potężna fala wyrzutów sumienia. Miał rację, powinna być przy swoich bliskich, starać się chronić ich, uczniów, całą szkołę… Zamiast tego zaś goniła za Akujim, nie mając nawet pewności, czy w ogóle go znajdzie - a jeśli tak, to czy zdoła go pokonać.
       - Ja? - zapytał lodowatym tonem. - Ja nie mam już kogo chronić, w przeciwieństwie do ciebie straciłem wszystko - rzekł, co niepomiernie zdziwiło Ayę. Nigdy nie sądziła, że Kuran byłby zdolny do wypowiedzenia takich słów przed kimś, kogo nie znosi.
       - Mylisz się - powiedziała cicho, po czym podniosła wzrok i utkwiła go w szatynie. - Czy ty masz pojęcie, jak bardzo troszczą się o ciebie Aidou, Souen czy Kain?! Ich życie wciąż kręci się wokół ciebie, i choć nie potrafię tego zrozumieć, ty powinieneś to zrobić i wreszcie zaakceptować ich jako swoich przyjaciół…
       Nie zdążyła dokończyć, bo usłyszała dochodzący jakby z oddali śmiech Toumy. Zacisnęła pięści, straciła zainteresowanie Kaname i obejrzała się dookoła, próbując dociec, skąd dochodził ten dźwięk.
       - Pozwolę ci dokonać zemsty. Rób z nim, co chcesz, ale pamiętaj, że to ja zadam ostateczny cios - rzekł zimnym tonem Kuran.
       Aya spojrzała w stronę, gdzie powinien stać czystokrwisty, jednak nikogo już tam nie było.
***
       Kaien Kurosu z szerokim uśmiechem wpadł na scenę.
       - Moi drodzy, nadszedł czas na zapowiadany przeze mnie wcześniej turniej klas! - zapowiedział, niemal wrzeszcząc do mikrofonu.
       Uczniowie popatrzyli na siebie ze zdumieniem. Kilkoro osób zgłosiło się i wyjaśniło, że nic takiego nie było w planach, przez co dyrektor nieco się speszył.
       - Jak to, zapomniałem wam o tym wspomnieć? - mruknął z taką naturalnością, że każdy uwierzył, iż mówi serio, tym bardziej, że Przewodniczącemu Akademii nieraz zdarzały się podobne wpadki. - Trudno! - zawołał wesoło. - Właściwie ta niewiedza może nam nawet urozmaicić zabawę - oświadczył. - Zanim dowiecie się, o co dokładnie chodzi, chcę wam kogoś przedstawić. Nasz dzisiejszy gość jest, można rzec, przyjacielem mojej rodziny, więc liczę na to, iż będziecie dla niego mili. Powitajcie go, oto on!
       Zero, a także Shuusei i Yae, którzy udawali, że normalnie uczestniczą w balu, wyostrzyli wzrok. Kiedy na scenie pojawił się Suzaku, większość wampirów od razu straciła całą pewność siebie. Oczywiście każdy z nich natychmiast rozpoznał dziedzica rodu Shoutou. Jedni zbledli jeszcze bardziej i z przerażaniem zaczęli się w niego wpatrywać, drudzy nerwowo zaczęli rozglądać się dookoła jakby w poszukiwaniu ucieczki, jeszcze inni przystępowali z nogi na nogę, nieliczni tylko hardo się w niego wpatrywali, jakby rzucali mu wyzwanie, które, doskonale o tym wiedzieli, zakończyłoby się dla nich śmiercią, jeśli tylko czystokrwisty miałby na to ochotę.
       - Konban wa! - przywitał się kasztanowowłosy młodzieniec, a ton, którego użył, ten, który od dawna sprawiał, że przedstawicielki płci pięknej, które go otaczały, chcąc nie chcąc, padały mu do stóp, sprawił, iż na sali rozległy się piski dziewcząt. Wszystkie uczennice patrzyły na Suzaku jak w obrazek, innym zdawało się, że widzą istotę pozaziemską, jeszcze inne zauważyły, jak głupie były, wielbiąc chłopców z Nocnej Klasy, podczas gdy gdzieś, w nieznanym im miejscu, żył „przyjaciel rodziny dyrektora”, który powalał urodą wszystkich z Nocnego Wydziału razem wziętych.
       Chłopak zaczął mówić, co mu ślina na język przyniosła. Ludzkie dziewczęta patrzyły na niego niemalże z czcią, chłopcy zaś lustrowali go pełnym niechętnego podziwu spojrzeniem. Wampiry dalej zaś się stresowały, a Yaeko i Shuusei zapamiętywali, kto jest wrogiem, a kto nie.
       Kiedy Shoutou zakończył swą kwiecistą przemowę, głos znów zabrał Kaien. Młodzieniec zszedł ze sceny i powoli skierował się ku wyjściu, w którym zapowiedział, że zniknie, by pojawić się na sam koniec konkursu klas. Wtajemniczeni wiedzieli, że chłopak uda się teraz na poszukiwania Ayi, ale wrogowie obawiali się, że czystokrwisty czeka tylko na dogodny moment, by ich zgładzić.
***
       - Zabawne, nie spodziewałem się, że uda ci się uciec - zachichotał Touma, nagle pojawiając się kilkadziesiąt metrów przed Ayą.
       - Taak, niesamowicie zabawne - wysyczała, gniewnie wpatrując się we wroga.
       - Cóóóż, nieco zmartwiła mnie wiadomość, że jedna z ofiar, które miały być torturowane na twoich oczach, już nie żyjeee - rzucił.
       Dziewczynie niemal stanęło serce. Czy on to powiedział, żeby ją rozjuszyć?
       Błagam, niech on się tylko droczy, pomyślała, szeroko otwierając oczy z przerażenia.
       - Z drugiej stronyyy, wciąż pozostaje ładnych parę osób, które można pomęczyć - stwierdził. - Zresztą słudzy odpowiedzialni za tamten błąd już za niego zapłacili - oświadczył, od niechcenia machając ręką w kierunku, w którym zaraz potem spojrzała Aya. Na ziemi leżały nieludzko powyginane wampiry, których niektóre kończyny, oderwane od ciał, walały się tuż obok. Dziwiła się, że w takim stanie jeszcze żyją, jednak musiało tak być, skoro nie obrócili się w proch.
       - Kogo… zabili? - wyszeptała. Akuji jej nie usłyszał, wyczytał pytanie z ruchu jej warg.
       - Myślisz, że ci powiem? - zarechotał. - Będziesz miała niespodziankę! - oświadczył.
       - Po cholerę - warknęła, zaciskając pięści, ściągając po moc i z nienawiścią patrząc na przeciwnika - mi takie niespodzianki?!
       Złość opanowała ją całą. Czując napływającą do wycieńczonego już nieco ciała magię, poczuła się nagle pewniejsza. Wstąpiły w nią nowe siły.
       Powietrze wokół zawirowało, jakby chciało zagrzać ją do walki. W niepamięć poszły słowa Kaname, z których wynikało ni mniej, ni więcej jak to, że ona ma wykonać czarną robotę, a on potem będzie zbierał za to laury. Nie obchodziło ją już to. Pragnęła tylko jednego - śmierci tego przeklętego bachora, tak pewnego siebie i wciąż głupio się szczerzącego…
***
       Suzaku, rozprawiwszy się z kilkoma wrogami, przystanął na chwilę, by spróbować wyczuć cokolwiek, co pomogłoby mu znaleźć Ayę. Stał nieruchomo przez kilka minut, ale na nic się to zdało. Żałosne ludzkie zmysły nie mogły mu pomóc, a jak na złość nie miał też teraz nawet właściwych czystokrwistym przeczuć - choć może to i dobrze, bo to oznaczało, że z Ayą wszystko w porządku, przynajmniej teoretycznie.
       Od niechcenia pstryknął palcami, by zabić wampira skradającego się do niego od tyłu. Westchnął i kontynuował poszukiwania.
       W pewnym momencie miał nieodpartą ochotę się roześmiać. To doprawdy niedorzeczne! Oczyma wyobraźni widział siebie biegającego po terenie Akademii, nieumiejętnie próbującego znaleźć ukochaną. Wyborne, istotnie.
       - Ale mi rycerz - mruknął pod nosem, uśmiechając się ponuro.
***
       Dzięki sprawnym zabiegom Kaiena, Shuuseia i Yaeko udało się oddzielić ludzi od wampirów. Każda klasa pojedynczo opuszczała salę, mając przy tym pewność, że to początek gry. Wtajemniczeni pilnowali, by żaden z wrogów nie zbiegł. Uczniowie też w tym pomagali, oczywiście nic o tym nie wiedząc - mianowicie zwracali czasem uwagę, że ktoś nienależący do ich klasy chce z nimi iść.
       Nieproszeni goście denerwowali się coraz bardziej. Pewnie zareagowaliby wcześniej, gdyby nie fakt, iż spodziewali się, że zaraz wyskoczy skądś Suzaku Shoutou we własnej osobie. Tak się jednak nie stało, dlatego zaczęli w końcu ofensywę.
       Zero przyglądał się wszystkiemu ze znudzeniem, od kilku minut siedząc już na poręczy, ale zostając przez nikogo niezauważonym. Brak wampirzych zmysłów dawał się pijawkom we znaki.
       Namizawa jako ostatni opuścił salę. Miał pomóc w ewakuacji. Nadeszła więc pora na Łowcę.
       Chciało mu się śmiać, gdy tak patrzył, jak rozjuszeni krwiopijcy chcą wydostać się na zewnątrz. Nie mogli tego zrobić z prostego powodu - Suzaku, zanim wyszedł, otoczył salę potężnym czarem.
       Wampiry porządnie już się kłóciły. Ze złości niektóre z nich rzucały się na innych. Kiryuu uśmiechnął się pod nosem i celnym strzałem pozbawił życia największego z awanturników. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Zdecydowana większość zareagowała panicznym strachem, każda pijawka słyszała już bowiem o „legendarnym” Łowcy, który jako jedyny w historii zdolny był zabić czystokrwistego.
       Kilkoro odważnych zaatakowało chłopaka swoimi mocami lub bronią. Nic sobie z tego nie robiąc i zręcznie unikając ciosów, Zero zeskoczył na dół. Z jednej strony miał ochotę porządnie się zabawić i wyżyć, z drugiej jednak wiedział, że powinien zakończyć to szybko, by móc ruszyć na pomoc Ayi, gdziekolwiek się znajdowała.
       Przymknął na chwilę oczy i sięgnął po moc, z której skorzystał tylko raz - podczas ataku Rido dwa lata temu.
***
       Tępo wpatrywała się w chłopców, żywiąc nadzieję, że zaraz stanie się coś, co ich wybawi. Czuła się wręcz okropnie, widząc tak ogromny ból na ich twarzach, podczas gdy jej nic złego, przynajmniej fizycznie, się nie działo. Gdy zdała sobie sprawę, iż nie pojawi się żaden wybawca i zaraz będzie musiała skazać na śmierć kogoś, kogo kocha, stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem byłaby prośba o zabicie siebie samej, która jednak byłaby zapewne wyśmiana, znając cel czystokrwistej.
       - Już wystarczy… - powiedział słabym tonem Aidou, starając się nie poruszyć, by nie zadać bólu nieprzytomnemu. - Zabij mnie - zdecydował. Całe pomieszczenie wypełnił cichy śmiech Shirabuki, siedzącej na łóżku w kącie pokoju i przyglądającej się wydarzeniom.
       - Oszalałeś…? Nie pozwolę na twoją śmierć! Zresztą, na żadnego z was! - krzyczała przez łzy, hamując się przed podbiegnięciem do uwięzionych.
       - Żyję już ładnych parę lat, przeżyłem swoje, dlatego nie wahaj się - odpowiedział, siląc się na delikatny uśmiech. Kiedy blondynka chciała już odpowiedzieć, przerwała jej Sara.
       - Zegar tyka, wybieraj - rzuciła, śmiejąc się delikatnie i zgrabnym ruchem unosząc z posłania. - Chłopak sam zgłasza się na twój pierwszy posiłek, nie odrzucaj propozycji - wysyczała jej do ucha.
       Skonsternowana dziewczyna musiała przyswoić tę informację.
       - To znaczy, że ja… - nie była w stanie dokończyć mówić, osunęła się na podłogę, nie mając sił stać w miejscu.
       - Ten, którego wybierzesz, stanie się twoim pierwszym wampirzym posiłkiem. Nie ma mowy, żeby przeżył pierwszy głód.
       Zaśmiała się irytująco, patrząc z góry na Łowczynię.
       - Drugi ocaleje, zostawimy go na przyszłość, kiedy będziesz umiała walczyć z pragnieniem - powiedziała, tym samym używając jakiejś mocy, zmuszającej nastolatkę do wstania. Widząc pełną bólu i rozpaczy minę dziewczyny, objęła dłońmi jej twarz i wytarła łzy. - Przecież muszę dbać, żeby moja nowa przyjaciółka miała świeże pożywienie, które przepędzi jej głód, prawda? - dokończyła z uśmiechem, po chwili jednak zmieniając nastrój. - Wybieraj, wybieraj - przeciągnęła, idąc ku Aidou i zaciskając jego łańcuchy, przez co Ichiru zaczął kaszleć krwią, wyraźnie zniewolony bólem w klatce.
***
       Posłała ku Toumie pierwszą falę magicznej energii. Jak się okazało, dzieciak otoczony był ochronną tarczą, co jednak od razu udało jej się przełamać i co zdziwiło nie tylko ją, ale też jego. Twarz Akujiego wykrzywił grymas złości. Ewidentnie gotował się już do ataku, ale Aya, nie namyślając się wiele, korzystając z żywiołu ziemi unieruchomiła na chwilę wroga, dzięki czemu miał ograniczone ruchy. Szybko wydostał się z kamiennej pułapki, jednak wtedy ku niemu leciały już kolejne pociski. Zrobił zręczny unik i posłał ku niej jakieś świetliste strzały. Musiała zrezygnować z planowanego ataku, by móc wznieść wokół siebie barierę ochronną, którą mogła stworzyć dzięki jednej z licznych mocy od Suzaku. Jak nigdy cieszyła się, że ma ich tak wiele i na dodatek umie już z nich korzystać. Spędziła wiele godzin na uczeniu się prawidłowego korzystania z nich, często pomagał jej w tym zresztą sam Shoutou.
       Ochrona została przełamana, ale jej nic się nie stało. Spróbowała starej jak świat sztuczki, próbując sprawić, by Touma poślizgnął się na lodzie przez nią wytworzonym, jednak dzieciak ułamek sekundy wcześniej zaczął lewitować i z góry sypnął na nią pociskami. Po raz kolejny osłoniła się barierą, ale i tym razem tarcza została złamana. Niestety, jeden z pocisków zdążył porządnie przeciąć jej skórę. Nastolatka zasyczała z bólu, ale już po chwili rana się zasklepiła. Touma skorzystał jednak z jej krótkiej nieuwagi i udało mu się rzucić nią o ziemię. Podniosła się ciężko i zakaszlała krwią. Szybko obtarła usta i nie zważając na ból, rzuciła się ku wrogowi. Jakimś cudem udało jej się porządnie zmoczyć go wodą i potraktować piorunami, niemniej jednak chłopak szybko się zregenerował i walczył dalej, nie dając jej więcej niż kilka ułamków sekund, by i ona mogła dojść do siebie. Przeklęła pod nosem i wykorzystała żywioł powietrza, by zrzucić przeciwnika na grunt. Ten wściekł się jeszcze bardziej i posłał ku niej kilka sztyletów nasączonych łowiecką magią. Udało jej się ich uniknąć, dzięki czemu odetchnęła z ulgą. Gdyby została chociaż draśnięta, jej ciało zostałoby pozbawione zdolności do regeneracji, a to równało się z pewną przegraną. Poza tym ucieszył ją też fakt, że tym razem Akuji nie może wykorzystać żadnej bliskiej jej osoby, by sobie z nią poradzić. Byli tylko oni, tylko ich dwoje. Dziewczyna żywiła nadzieję, że dane jej będzie rozwiązać tę sprawę w pojedynkę. Nie chciała, by ktokolwiek ją znalazł, a o Kuranie niemal całkiem już zapomniała, choć patrząc na to z logicznego punktu widzenia, na pewno przebywał gdzieś w pobliżu.
       Zamyśliła się na moment, co natychmiast wykorzystał Touma. Za pomocą jakiejś okrutnej mocy połamał jej kości prawej ręki. Zawyła z bólu, padła na kolana, całkowicie ją zamroczyło. Nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje, jedyne, do czego była zdolna, to wytworzenie wokół siebie jakiejś ochrony. Czuła, jak padają na nią liczne magiczne pociski. Po chwili dało się też słyszeć cichy, dochodzący jakby z bardzo daleka obłąkańczy śmiech Akujiego. Przeszło jej przez myśl, że to już koniec, ale wtedy pomyślała o tym, jak bardzo chce chronić swoich bliskich i jak bardzo pragnie zabić mordercę swojego ukochanego ojca.
       Wytężyła całą siłę woli, by zlekceważyć wszechogarniający ją ból i wstała. Oddychała ciężko, próbując otworzyć oczy. Kiedy wreszcie jej się to udało, tarcza została przełamana, ale, o dziwo, udało jej się wykonać unik, dzięki któremu uciekła przed śmiertelnym ciosem.
       Kości powoli, nieznośnie powoli wracały na swoje miejsce. Wciąż oddychając z trudem, ponownie sięgnęła po moc, by wymierzyć ją w czystokrwistego. Nie spodziewał się, że uda jej się go dosięgnąć i wrzasnął ze złością, gdy został zraniony i padł na ziemię. Aya nie chciała zaprzepaścić tej szansy - choć padała ze zmęczenia i bólu, posłała ku niemu kolejne ciosy. Tylko nieliczne go dosięgły, ale dzięki temu brunetka mogła przez chwilę odpocząć, wyrównać chociaż oddech. Niespodziewanie jednak Touma podniósł się i w szale zaczął ciskać w nią czym się da. Szybko wzniosła przed sobą jakąś ochronę, ale wtedy… Akuji uśmiechnął się od ucha do ucha, pokazując przy tym śnieżnobiałe zęby, w tym swoje wampirze kły. Jego oczy zabłysły krwistą czerwienią, a po chwili Aya poczuła, że coś wbija się w jej plecy. Padła na ziemię, nie wiedząc, co dokładnie się stało. Dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, dlaczego ból, który ją ogarnął, był AŻ TAK wielki.
       Broń Łowców. Touma wykorzystał sztylety - te, których wcześniej uniknęła - i za pomocą telekinezy wbił je jej w plecy, kiedy skoncentrowała się na odpieraniu ataków, które przychodziły od niego.
       To już koniec, pomyślała. Stało się najgorsze, co mogło się wydarzyć. Została ranna z łowieckiej broni. Ręka nie zdążyła się zregenerować, rany, które otrzymywała teraz, też nie mogły się zasklepić…
       Z trudem podniosła głowę i spojrzała na triumfującego już Akujiego. Bachor podszedł do niej, kopniakiem przewrócił ją na plecy, co z powodu wbitych w nią sztyletów wywołało kolejną nieznośną falę bólu, i zaczął coś mówić. Z początku nie rozróżniała słów.
       - … myślałaś? - powiedział, wciąż się uśmiechając i przy każdym słowie ją kopiąc. W końcu ukucnął przy niej. - I co, masz ochotę już umrzeć? Spotkać się ze swoimi żałosnymi rodzicami? - szepnął, jednocześnie wbijając pazury w jej policzek i przedzierając jej skórę poprzez twarz, szyję, aż wreszcie ramię. Nie miała już siły, by krzyczeć, jęknęła więc tylko cicho. Czystokrwisty wybuchnął niepohamowanym śmiechem, mrożącym krew w żyłach ofiary. - Tak sobie myślę, że najchętniej zrobiłbym sobie z ciebie zabawkę - rzucił. - Czekałbym, aż trochę wydobrzejesz, by potem od nowa zadawać ci niewysłowiony ból. I tak przez caaałą wieczność, co ty na tooo?
       Naturalnie nie odpowiedziała i nie zrobiłaby tego nawet, gdyby była zdolna wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
       - Taak, to dobry pomysł - rzekł do siebie. - Będzie tak zabawnieee! Ale to później. Teraz dokończę masakrę, zbiorę „wybrańców”, zamęczę ich na twoich oczach, a potem na zawsze pożegnasz się z Akademią - obwieścił z zadowoleniem i wstał. Jakby nie mogąc się powstrzymać, po chwili namysłu ponownie ukucnął, by z lubością zlizać krew z ramienia, szyi i policzka dziewczyny. - Niechętnie to przyznaję, ale jesteś naprawdę niesamowicie smaczna, parszywy wybryku natury - oznajmił. - Och, ale to tylko oznacza dodatkowe korzyści! - zauważył z uśmiechem. - Wspaniale będzie móc się tobą żywić, nie uważasz?
       Jakby na potwierdzenie tych słów, wbił kły w jej szyję. Ponownie jęknęła z bólu. Zalała ją fala obrzydzenia. Ten, którego nienawidziła najbardziej na świecie, po raz drugi tej nocy się w nią wgryzł.
       Przed oczyma ujrzała twarze ukochanych osób, a potem wyobraziła sobie, że wszyscy oni cierpią niewysłowione męki, a ona nic nie może zrobić. Po twarzy pociekły jej łzy. Widziała tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Nie do końca o tym pomyślała - i całe szczęście, bo gdyby to zrobiła, Akuji mógłby wyczytać to z jej myśli - ale coś pchnęło ją do tego, by podświadomie, niezupełnie zdając sobie z tego sprawę, oddać kontrolę nad swoim ciałem „tej drugiej”. Od czasu ostatecznej przemiany „ona” siedziała zamknięta w najdalszym zakątku jej umysłu, ale teraz się wydostała, Aya pozwoliła jej na to.
       Zebrała w sobie moc z szybkością błyskawicy i wykorzystała ją, by oderwać od siebie wroga. Chłopak ze zdumieniem odleciał kilka metrów w tył i boleśnie uderzył w drzewo. „Ona” zdawała się jakby czekać na rozkazy prawowitej posiadaczki wykończonego ciała, Aya jednak nakazała jej tylko robić to, co trzeba, by raz na zawsze pokonać wrednego bachora. „Tę drugą” bardzo to ucieszyło. Włożyła cały swój gniew w ciosy zadawane zdziwionemu wciąż Akujiemu. Choć ledwo żyła, zdawała się to ignorować. Aya wciąż cierpiała, ale „ona” jakby nie zwracała na to większej uwagi. Ruchy miała ograniczone, ale to jej nie przeszkadzało, atakowała głównie z dystansu. Waliła najróżniejszymi mocami niemalże na oślep i już zdawało się, że wygrywa, gdy nagle coś sprawiło, że straciła kontrolę nad ciałem i bynajmniej nie była to wina Ayi.
       Dziewczyna znów padła na ziemię. Z powodu wycieńczenia i głodu jej oczy przybrały już czerwoną barwę. Z trudem udało jej się zaobserwować, jak ku Toumie postępuje Kaname. Czystokrwiści walczyli przez chwilę - albo raczej Akuji w szale próbował zranić Kurana, ale ten, nic sobie z tego nie robiąc, nie został nawet draśnięty.
       Powieki dziewczyny ciążyły nieznośnie, na ułamek sekundy opadły, lecz szybko je podniosła, chcąc widzieć, co się dzieje i ponownie włączyć się do walki, choć wiedziała, że to niemal równoznaczne z jej śmiercią.
       Kiedy jednak otworzyła oczy, Toumy już nie było, widziała tylko unoszący się w powietrzu pył bliżej nieokreślonego koloru. Rozejrzała się w popłochu, ale Kaname także gdzieś zniknął. Miała ochotę wrzasnąć ze złości, ale wtedy dobiegły do niej liczne dźwięki i przerażające zapachy krwi niejednego człowieka i wampira. Z niedowierzaniem zauważyła, że najwyraźniejsze z nich należą do nikogo innego jak do Kaori, Ichiru i Hanabusy. Spojrzała w kierunku Księżycowego Akademika i doszła do wniosku, że to tam muszą być przetrzymywani jej przyjaciele.
       Mając oczy pełne łez i czując nieznośny ból w sercu - znak, że Akuji nie kłamał i naprawdę straciła tej nocy jedną z bliskich osób - spróbowała wstać. Na nic jednak zdały się te próby, padła jak długa na ziemię i niezdolna była do tego, by kiwnąć chociażby palcem. Ból nieznośnie wypełniał jej ciało, umęczony organizm nie miał szans na walkę.
       Zamknęła oczy i modliła się w duchu, by to wszystko okazało się jedynie złym snem.
***
       Dziewczyna patrzyła na Sarę pełnym boleści wzrokiem. Nie miała już miejsca na nienawiść, gdyż ją całą przysłoniła niewyobrażalna rozpacz. Odwlekała wybór jak najdłużej mogła, jednak wszystko wskazywało na to, że czystokrwista traciła już cierpliwość. Kiedy wyraźnie chciała coś powiedzieć, do pokoju wpadł jakiś przerażony szlachcic.
       - Akuji-sama… - powiedział tylko.
       Kaori, cały czas patrząc na wampirzycę, zauważyła na jej twarzy lekkie napięcie. Obróciła się ku przybyłemu, jednak za sprawą wampirzycy obrócił się on w pył. Dziewczyna poczuła nagle, że jej łowieckie zmysły powróciły. Czuła wokół siebie wyraźną aurę czystokrwistej, więc wróciła do niej wzrokiem. Na twarzy Sary malowało się skupienie, stres i złość naraz, wywołane zapewne powrotem zmysłów. Prawdopodobnie Shirabuki ukrywała w tym momencie swoją wampirzą obecność. Kobieta zabrała nagle z regału ciemnego koloru płaszcz i owinęła się nim, nakładając na głowę obszerny kaptur. Szybkim ruchem położyła dłonie na czołach chłopców i skupiła się. Kao, w obawie przed jej czynami, chciała się na nią rzucić. Zdziwiła się niezmiernie, kiedy zauważyła, że nie może się ruszyć. Jakaś niewidzialna siła kazała jej pozostać w miejscu. W chwili, w której Sara zabrała ręce, chłopcy jak na rozkaz zasnęli.
       Następnie czystokrwista skierowała się ku blondynce. Kaptur zasłaniał jej twarz w taki sposób, że nie było widać, kto się pod nim kryje. Kaori ten obraz z czymś się skojarzył, jednak nie wiedziała, z czym dokładnie.
       - Jeszcze dostanę to, czego pragnę - wysyczała, dotykając dłonią czoła nastolatki i schylając się w taki sposób, że kaptur zsunął jej się z głowy.
       W tym momencie Kaori przypomniał się dawny sen, pełen zakrwawionych dziewcząt, gdy jakaś zakapturzona postać chciała ją ugryźć. Zapamiętała, że gdy ta się nachylała, kaptur spadł. Teraz dokładnie pamiętała, że była to właśnie Sara Shirabuki. Kiedy jednak chciała to sobie przypomnieć, poczuła, że jej głowa robi się dziwnie lekka. Następnie znów zanurzyła się w krainie snu.
***
       Usłyszała czyjś ciepły głos. Otworzywszy krwistoczerwone oczy i ujrzawszy przed sobą gładką, bladą szyję, natychmiast, bez chwili zastanowienia czy jakichkolwiek skrupułów, się w nią wgryzła. Życiodajny płyn wypełnił jej ciało, nadając mu pełne ukojenie. Czuła, jak zalewa ją fala doskonale już znanej energii.
       Z zadowoleniem chłeptała szkarłatną posokę, pragnąc jak najszybciej pozbyć się bólu i już nie cierpieć. Jej smak był cudowny, sprawił też nawet, że poczuła dziwną rozkosz, ale nie zwracała na to większej uwagi. W końcu oderwała się od swego rodzaju wybawcy, po drodze zauważając też, że sztylety zostały już z jej pleców wyciągnięte, a wszelkie rany zasklepione, i kiedy z wdzięcznością spojrzała na Suzaku, jej oczy przybrały już swą zwykłą, szarą barwę.
       Pozwoliła mu się objąć, bo tego właśnie potrzebowała. Przez kilka minut siedzieli tak w milczeniu, a w głowie dziewczyny panowała zupełna pustka. Wreszcie jednak odsunęła się od niego i szeptem mu podziękowała. Choć młodzieńca paliła ciekawość, o nic nie pytał, a ona była mu za to wdzięczna, bo nawet gdyby chciała, nie byłaby jeszcze zdolna do opowieści.
       Odetchnęła świeżym powietrzem i zauważyła, że zza drzew nieopodal wyłania się Zero. Oboje ruszyli w swoją stronę, by chwilę później dziewczyna mogła już utonąć w jego silnych ramionach. Chłopak lekko przeraził się na widok jej ubrania - było w co najmniej opłakanym stanie, co świadczyło o tym, jak wiele ran odniosła, niemniej jednak teraz było z nią już w porządku, przynajmniej pod względem fizycznym. Wyczuł zresztą chwilę, w której piła krew Suzaku.
       Nie chciała się od niego oderwać, ale otępienie po chwili przeszło i dziewczyna z przerażeniem przypomniała sobie o Kao i pozostałych. W momencie, w którym ruszyła ku akademikowi, a chłopcy za nią, zaczęło świtać.






***
Tym oto akcentem rozpoczynamy przerwę świąteczną!
Przed Wami tylko dwa rozdziały. „Akademia Kurosu” pojawi się w Wielką Sobotę, serdecznie zapraszamy (istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że coś przeszkodzi nam w dodaniu nowości, ale miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku xD). Baju!
[wpis z dnia 20.04.11]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz