Strony

poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XVIII, rozdział LXXXIX - "Gra pozorów"


       Aya oparła głowę o przyciemnianą szybę luksusowego samochodu. Wpatrywała się w nieokreślony punkt, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Rozmyślała bowiem nad tym, co wydarzyło się w przeciągu kilku ostatnich tygodni.
       Nadszedł już czerwiec, ale majowe rewelacje wciąż zaprzątały umysł dziewczyny. Choć z trudem przyzwyczaiła się już do świadomości, że straciła ojca, doskonale wiedziała, że nigdy nie wybaczy Akujiemu Toumie zamordowania go. Pragnęła zemsty tak bardzo, jak niegdyś pragnęła śmierci Kage - wtedy, gdy żyła jeszcze nieświadoma tego, że przez wszystkie lata jej życia mężczyzna dbał o nią i, co najważniejsze, tego, iż to nie on zabił jej matkę. Rido Kuran, sprawca tego okrutnego czynu, całe szczęście należał już do przeszłości, ale bachor Touma wciąż nie został ukarany.
       Ważnym wydarzeniem była też końcowa faza przemiany. Ustaliwszy z Zero, że to najlepszy pomysł, poprosiła Suzaku o to, by jej pomógł. Teraz więc była już dhampirem tylko i wyłącznie z urodzenia. Cała reszta cech stała się cechami czystokrwistych wampirów, najsilniejszych istot na świecie. Kiedy tylko Aya poczuła, że „to już”, natychmiast uśpiła „tę drugą” gdzieś w dalekich zakamarkach swego umysłu - tak, jak to obiecała przyjaciołom.
       Od czasu przemiany nie miała jeszcze problemów z dziwnymi zawirowaniami osobowości, więc żywiła szczerą nadzieję, że tę sprawę na dobre ma już z głowy.
       Oprzytomniała lekko i przeniosła wzrok na Suzaku. Chłopak jak zwykle wyglądał co najmniej bosko. Odziany w czarny garnitur idealnie do niego dopasowany, siedzący z tą swoją zamyśloną i przygnębioną miną, wyglądał niczym niesamowicie przystojny anioł.
       Zauważył, że na niego patrzy, więc natychmiast zmienił wyraz twarzy i uśmiechnął się pokrzepiająco. Zawsze w podobnych chwilach posyłał jej uśmiech zdający się mówić coś w stylu: „Głowa do góry, wszystko będzie dobrze - a jeśli nie, ja cię obronię”. Z jednej strony była mu za to wdzięczna, a z drugiej jak zwykle bolało ją to, że tyle dla niej robi, a ona nijak nie może dać mu nic w zamian. Serce jej się krajało, bo doskonale wiedziała, jakim uczuciem darzy ją Suzaku, a ona mogła odpowiedzieć na nie jedynie szczerą, wieczną przyjaźnią. Czasami czuła się jak bohaterka jakiegoś romansu czy melodramatu. Dziewczyna i zakochani w niej dwaj młodzieńcy. Z jakiegoś powodu owe przedstawicielki płci pięknej zawsze ją irytowały, a ona sama zazwyczaj stawała po stronie tego odrzuconego kochanka.
       Zrobiło jej się gorąco, pospiesznie nakazała sobie zaprzestania myślenia o tym wszystkim w taki sposób. Bezwiednie zacisnęła palce na czarnej sukni, ale gdy tylko zorientowała się, że to zrobiła, szybko puściła materiał, by go nie pognieść.
       Zmierzali właśnie ku jednej z rezydencji rodu Shirabuki. Sara organizowała przyjęcie urodzinowe, na które zostali zaproszeni tylko i wyłącznie czystokrwiści. Oczywiście kobieta powiadomiła o tym Łowców i pozwoliła im patrolować teren posesji.
       Zdecydowano, że Aya pojedzie w towarzystwie Suzaku - i choć nikt nie zapytał jej o zdanie, tak naprawdę cieszyła się, że tak właśnie się stało. Mogła nawet śmiało przyznać, że wolałaby nie oddalać się od niego podczas trwania przyjęcia, choć jednocześnie uważała to za odrobinę egoistyczne.
       Samochód został podstawiony przez organizatorkę „podwieczorku”, więc zaproszeni goście nie wiedzieli nawet dokładnie, dokąd zmierzają. Dziewczyna zauważyła, że dawno już opuścili zamieszkane tereny i teraz pojazd porusza się po swego rodzaju pustkowiu. Czystokrwiści zawsze woleli spędzać wolny czas w miejscach z reguły niezamieszkanych i spokojnych, Sara nie była więc wyjątkiem.
       - To znowu będzie „gra”, prawda? - wyszeptała, wpatrując się w łąki wśród których sunęli.
       - Owszem - odparł Suzaku, po czym westchnął cicho. - Musimy być ostrożni - dodał po chwili. - Ech, mam nadzieję, że ojisama zjawi się niedługo po nas. Wolałbym, byśmy mimo wszystko mieli obok jakiegoś sojusznika. Jakby na to nie patrzeć, każda osoba na tym śmiesznym przyjęciu jest naszym potencjalnym wrogiem.
       Miał zupełną rację. Sara Shirabuki, Kaname i Yuuki Kuranowie, aż wreszcie Touma…
       - Myślisz, że ten bachor się tam zjawi? - zapytała, a w jej głosie natychmiast dało się wyczuć nutkę nienawiści.
       - Nie mam pojęcia - odparł, bezradnie wzruszając przy tym ramionami. - Gizen pewnie przybędzie, ale Akuji to inna bajka. Każdy normalny na jego miejscu siedziałby teraz w ukryciu, ale on do przeciętnych nie należy. Nigdy nie wiadomo, co może mu wpaść do głowy.
       - Masz świadomość, że jeśli tam będzie, zapewne nie powstrzymam się przed tym, by się na nim zemścić? - spytała lodowatym tonem.
       - Uhm - oświadczył, potakując głową. - W razie czego masz moje pełne poparcie. Ojisama też stanie po twej stronie.
       - Arigatō.
       Isaya miał ponoć do załatwienia coś niecierpiącego zwłoki, dlatego nie udał się na przyjęcie wraz z siostrzeńcem i jego przyjaciółką - miał dołączyć później.
       Aya po raz kolejny zatopiła się w swoich rozmyśleniach. Nie miała pojęcia, jak zachowa się w obliczu spotkania z Akujim Toumą. Najchętniej natychmiast by się na niego rzuciła, ale to byłoby okropnie nierozsądne. Szczególnie, iż nie wiadomo było, jak zareagowaliby na ten wybuch Kuranowie, Sara i Gizen, młodsza siostra Akujiego.
       Zauważyła, że bezwiednie bawi się srebrnym naszyjnikiem z onyksowym oczkiem. Przerwała więc tę czynność i w tym samym momencie spostrzegła, że samochód się zatrzymał.
       Dotarli na miejsce.
       Drzwi pojazdu otworzyła im służba. Kiedy brunetka wyszła z pojazdu, dyskretnie rozejrzała się dookoła. Dworek, przed którym się znaleźli, był podobnej wielkości jak ta posiadłość Kage, w której spędził on ostatnie lata swojego życia. Okazał się schludny i zadbany, do drzwi frontowych prowadziła niedługa, brukowana ścieżka i kilka schodków. Dom był jednopiętrowy, otaczał go niewielki ogród. Posesja nie była ogrodzona, ale każdy przybysz i tak automatycznie domyślał się, gdzie przebiegają jej granice - zupełnie, jakby były one wyraźnie zaznaczone. Aya natychmiast wyczuła także, że budynek i przylegające mu tereny otoczone są czarem, który sprawiał, że gdyby w pobliżu pojawił się ktoś, kto nie powinien był się tu znaleźć, nie zauważyłby dosłownie nic poza łąką i skrajem lasu w oddali.
       Suzaku podszedł do stojącej w miejscu przyjaciółki i uśmiechając się delikatnie, zaproponował jej swoje ramię, które od razu z wdzięcznością przyjęła. Każdy widział w tym po prostu dobre maniery, ale ona była zadowolona z tego, że może być blisko niego, kiedy tak się stresuje.
       Krocząc powoli ku drzwiom, wyczuli obecność Łowców. Krążyli pomiędzy ogrodowymi drzewami i krzewami. W powietrzu wisiało napięcie, jakby każdy przeczuwał, że wydarzy się coś złego, ale nijak nie można było temu zapobiec.
***
       Drugi samochód zatrzymał się przed posesją. Już po chwili szofer otworzył drzwi pojazdu, pozwalając tym samym zobaczyć gości. Kaori odetchnęła z ulgą, widząc swoją siostrę i Suzaku. Oboje wyglądali co najmniej bosko. Co prawda nadal nie mogła stwierdzić, że lubi młodzieńca, jednak tak czy inaczej ulżyło jej, gdy dowiedziała się, że będzie przy Ayi podczas tego śmiesznego przyjęcia.
       Wampir złapał dziewczynę pod ramię i powoli udali się w kierunku mosiężnych drzwi wejściowych. Aya kątem oka zauważyła blondynkę. Kaori uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i podniosła kciuk w górę. Wiedziała, że brunetka strasznie denerwuje się tym spotkaniem. Widząc wsparcie siostry, szarooka uśmiechnęła się, subtelnie dziękując. Chwilę później znów przybrała poważny wyraz twarzy, ukrywając za nim wszystkie swe problemy i troski. Przed wejściem delikatnie poprawiła jedną ręką czarną, dopasowaną sukienkę, po czym zniknęła.
       Serce Kaori przyspieszyło. Trzymała kciuki, żeby wszystko wyszło dobrze. Miała nadzieję uniknąć krwawych walk, chociaż w głębi serca czuła, że może się bez tego nie obejść. Jedyną rzeczą, która ją w tej chwili pocieszała, był fakt, że z pierwszego samochodu wysiadła mała, blondwłosa dziewczynka. Wyglądała na miłą, aczkolwiek pewną siebie młodą damę. Była ubrana w ciemnoszarą sukienkę składającą się praktycznie z samych falbanek. Fikuśne ozdoby, które miała na szyi i rękach były w kolorze przygasłego różu. Jej jasne włosy spięte były w idealny kok, z którego niby to przypadkiem wymykały się blond loczki. Kaori od razu domyśliła się, iż ową dziewczynką, co prawda będącą od niej starszą o kilkaset lub więcej lat, była Gizen Touma, młodsza siostra Akujiego. Blondynka pokładała szczere nadzieje, że straszny bachor się nie zjawi. Wątpiła, że w takim wypadku umiałaby utrzymać uczucia na wodzy. Prawdopodobnie rzuciłaby się na niego, co mogłoby skończyć się albo śmiercią, albo strasznymi konsekwencjami w Związku.
       Mitsui, przypominając sobie wygląd zarówno Ayi, jak i małej Toumy, zdenerwowała się. Wiedziała, że to przyjęcie tylko dla czystokrwistych i Łowcy nie mają prawa nawet wejść do środka, jednak strasznie irytował ją fakt, iż musiała być ubrana całkowicie zwyczajnie. Przez to, widząc gości, czuła się brzydko i niepoważnie. Nie widziała sensu w pilnowaniu tego domu. Prawdą było, że Łowcy nie mieli pojęcia, czym zajmują się wampiry w środku. Okna, będące jedynymi „informatorami”, były, jak się okazało, tylko atrapami. Zresztą jeśli goście wszczęliby między sobą walkę, nawet taka ilość Łowców, jaka się tam znajdowała, nie zdołałaby zapobiec katastrofie. Na szczęście pośród nich był Zero, który w razie czego dałby radę sprzątnąć chociaż jednego. Również obecność Kaiena dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Mimo że czuła lekki strach przed nadchodzącymi wydarzeniami, adrenalina sprawiała, że tak naprawdę nie mogła się doczekać jakiejś walki. Chociaż wolałaby, aby wrogami nie byli sami czystokrwiści.
       Z rozmyśleń wyrwał ją ktoś, kto właśnie położył na jej ramieniu dłoń. Ocknęła się i spojrzała na przybysza.
       - Nie martw się tak wszystkim - powiedział pokrzepiającym tonem Kaien. - To tylko pilnowanie przyjęcia.
       - Uhm. Przyjęcia - podkreśliła - na którym są sami czystokrwiści, gotowi rzucić się na siebie na powitanie - wyszczerzyła się. - Właściwie czemu zgodziłeś się tutaj przyjść?
       - Jakim byłbym ojcem, gdybym nie poszedł chronić swojej córki? - zapytał zabawnym, rodzicielskim tonem, co trochę kolidowało z jego postawą. Wyglądał teraz jak prawdziwy wojownik. Włosy związał w luźną kitkę, lecz to właśnie obecność katany w jego ręce sprawiała, iż wyglądał bardzo poważnie. - Skoro nie dało się odwieść ciebie od przyjścia tutaj, to logicznym było, że pójdę za tobą.
       - Czyli jednak przeczuwasz walkę - zauważyła.
       - A czy wśród nas jest ktoś, kto jest pewny, iż to będzie zwykła herbatka? - uśmiechnął się lekko. - Myślę jednak, że czystokrwiści zdają sobie sprawę, że najmniejszy błąd na dzisiejszym przyjęciu może zaprzepaścić zarówno dobre kontakty z Łowcami, jak i samą ich pozycję w świecie wampirów.
       Widząc pytającą minę córki, dodał:
       - Każde z nich jest potencjalnym przywódcą wampirów. Kuranowie, Hiou, Shirabuki, Shoutou i Touma. To najważniejsi przedstawiciele swojej rasy. Jeśli któreś z nich przeciwstawiłoby się pozostałym, prawdopodobnie zostałoby zabite lub całkiem zbesztane za zdradę. Dlatego miejmy nadzieję, iż każde z nich będzie trzymało swoje uczucia na wodzy…
       Zamilkł, wpatrując się w bramę wjazdową.
       Kaori przeniosła wzrok z ojca na drogę. Zobaczyła kolejny czarny samochód zbliżający się do budynku. Oboje doskonale wiedzieli, kto siedział w środku. Zważywszy na to, że przyjechali już Gizen, Aya i Suzaku, sama Sara była tu już wiele wcześniej, a Isaya miał się spóźnić, mogli być to tylko Kuranowie. Blondynka odetchnęła z ulgą na myśl, że będzie tu tylko (albo aż) siedmiu czystokrwistych. Rodzina Hanadagi, będąca w drzemce już od około stu lat, była ponoć liczna, a więc „skromna” siódemka najpotężniejszych nie była aż tak dobijająca.
       Kaien wlepił oczy w nadjeżdżający pojazd, co nie umknęło uwadze blondynki. Po kilku chwilach z pojazdu wysiadły dwie osoby, których tak dawno nie widziała. Nie żeby jakoś szczególnie za nimi tęskniła. Co to, to nie. Jednak gdy tylko zauważyła znajome postaci, chcąc nie chcąc przypomniały jej się wszystkie chwile z nimi związane - od czasu przybycia do Akademii aż do odejścia z niej czystokrwistego rodzeństwa. Jakże odległe były pierwsze dni sióstr w szkole czy nawet sam atak Rido...
       Mimo krótkiego zatopienia się we wspomnieniach, nadal badała przybyszów wzrokiem. Kaname jak zwykle wyglądał dostojnie i nienagannie. Wysiadł z samochodu z niebywałą gracją i pomógł również wyjść Yuuki. Dziewczyna wyglądała tak, jakby strasznie długo ćwiczyła samo wychodzenie, bo można było dostrzec lekki stres w chwili, w której opuszczała pojazd. Mimo wszystko wyszło jej to nawet nieźle. Kaori pomyślała, że to chyba tylko dzięki zwinności nabytej po przemianie. Wampirzyca była odziana w długą, krwistoczerwoną suknię, która rozszerzała się pod biustem. Na nogach dało się zauważyć czarne sandałki na niewysokim obcasie. Włosy miała rozpuszczone, jednak niektóre kosmyki miała zaczesane do tyłu i spięte srebrną spinką. Kaori musiała przyznać, że dziewczyna wyglądała co najmniej… ładnie.
       Tak, tak. Ładnie to dobre słowo, pomyślała, nie chcąc nawet w myślach prawić komplementów tej dziwaczce.
       W pewnym momencie para idąca za rękę spojrzała w ich kierunku. Kao mimo woli zerknęła na Kaiena, który wysyłał Yuuki ciepły, niestety również rodzicielski uśmiech. Dziewczyna pomachała mu, uśmiechając się w taki sposób, jak za swej ludzkiej egzystencji. Jednym słowem - głupkowato. Zupełnie nie pasowało to do jej wampirzego wyglądu. Ojciec Kaori był jednak w siódmym niebie i dalej się uśmiechał. Skinął również głową do Kaname, który w dostojny sposób zrobił to pierwszy. Kaori złapała tatę za ramię. Denerwował ją fakt, że Yuuki to tak naprawdę jej przybrana siostra i teoretycznie jest bliżej spokrewniona z nią niż Ayą przez to, że Kaien faktycznie ją zaadoptował.
       - Otōsan… - rzuciła, chcąc odwrócić jego uwagę od Yuuki. Wiedziała, że widzi ją pierwszy raz od długiego czasu i pewnie nieszybko będzie mógł ją spotkać kolejny raz, jednak zazdrość wzięła górę. - Otōsan… - powtórzyła. Tym razem oderwał wzrok od przybranej córki i skupił go na tej prawdziwej, która w tym momencie uśmiechnęła się triumfalnie. - Tak lepiej - odparła z uśmiechem widząc, że goście już weszli. Potem odwróciła się i zachęcając do tego samego ojca, ruszyła z nim na zwiady.
***
       Prawdziwe emocje skryła pod doskonałą maską chłodnej obojętności i uprzejmości. Nie mogła pozwolić na to, by ktoś dowiedział się, jak bardzo się stresuje. Nawet pomimo tego, iż wiedziała już, że Akuji się nie zjawi, strach pozostał. Całe szczęście Suzaku nie oddalał się od niej ani o krok, a do tego pojawił się też Isaya, dosłownie emanujący spokojem, który w jakiś sposób udzielił się też jej.
       Sara, ubrana w fioletową suknię z długim rozcięciem po prawej stronie, weszła na niewielki podest umieszczony pod jedną z perłowych ścian ładnie urządzonego salonu, w którym się znajdowali. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym zaczęła mówić.
       - Minna… Dziękuję za przybycie na to skromne przyjęcie. To wiele dla mnie znaczy: móc spędzić czas w towarzystwie tak zacnych osób. Nie oszukujmy się, nas, czystokrwistych, jest coraz mniej. Powinniśmy nawiązać głębszą współpracę i wspierać się w tych trudnych czasach. - Zamilkła na moment, przymykając przy tym oczy, po czym wzięła głębszy oddech. - W czasach, w których zabicie czystokrwistego nie jest już tylko mrzonką, a celem możliwym do wypełnienia nie tylko przez innego przedstawiciela Klasy A.
       Mówiąc to, spoglądała po kolei na każdego z osobna. Ostatnie słowa wypowiedziała, patrząc pozornie serdecznie na Ayę. W dziewczynie aż się zagotowało, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
       - Cieszę się niezmiernie - kontynuowała Shirabuki - że mogę dziś po raz pierwszy gościć u siebie dwie tak urocze osóbki, jakimi są Yuuki-san i Aya-san, szczególnie, iż wcześniej miałyśmy okazję spotkać się tylko raz. Niestety, z powodu tych wstrząsających wydarzeń, które miały miejsce nie tak dawno temu, nie zdążyłyśmy się jeszcze zaprzyjaźnić. Mam szczerą nadzieję, że wkrótce to nadrobimy - rzekła, uśmiechając się. - Wielka szkoda, że sześcioro naszych pobratymców przebywa teraz we śnie. Chętnie spotkałabym się z Naoko-san oraz liczną rodziną Hanadagi. Przerażający jest jednak fakt, że wielu osób już nigdy nie zobaczymy, gdyż w przeciągu ostatnich lat zakończyli swe „wieczne” życie. W pewien sposób zaakceptowałam już okrutną prawdę, jaką było samobójstwo mego narzeczonego, Masujiro, ale dogłębnie wstrząsnęła mną śmierć Kage-san, którego ani ja, ani wy, moi drodzy, nie zdążyliśmy dostatecznie dobrze poznać. Aya-san, proszę, przyjmij z tego miejsca moje najszczersze kondolencje - powiedziała i lekko skinęła jej głową.
       Brunetka musiała powstrzymywać się z całej siły, by nie zacisnąć pięści albo nie rzucić się na blondynę. Wiedziała doskonale, że jej słowa są całkowicie nieszczere, że wszystko, co ją teraz otaczało, to zwykły teatr.
       Zapraszasz mnie do gry, tak? Soka. Przyjmuję wyzwanie.
       Uśmiechnęła się smutno i skinęła głową w stronę czystokrwistej, w mistrzowski sposób udając, że brak jej słów, by odpowiedzieć.
       - Niezwykle przykre jest też to, że sprawcą tak karygodnego czynu jest jeden z naszych „braci” - oznajmiła smętnym tonem Sara.
       Aya oburzyła się w duchu na myśl, że ktokolwiek z tego grona, wyjąwszy Suzaku i Isayę, mógł być postrzegany jako jej „brat” lub „siostra”.
       - Ale może zapomnijmy już o smutkach. Zebraliśmy się tutaj, by świętować, trochę się rozluźnić i zabawić. Skorzystajmy z czasu, który został nam dany, poznajmy się lepiej, porozmawiajmy…
       W tym momencie do pomieszczenia weszło kilku elegancko odzianych służących niosących tace z szampanem. Każdy otrzymał po jednym kieliszku, po czym wzniesiono toast.
***
       Czuł obecność ich wszystkich i każdego z osobna tak wyraźnie, jak jeszcze nigdy wcześniej. Aura czystokrwistych wampirów, kiedyś tak znienawidzona i irytująca, teraz kojarząca mu się w jakiś sposób z codziennością…
       - I co, stresujesz się trochę? - zapytał obojętnym tonem Touga, zapalając sobie papierosa.
       - Sam nie wiem - odparł zgodnie z prawdą Zero.
       Właściwie czuł dziwny spokój - i tylko ten fakt go przerażał. Oczywiście bał się o Ayę i o to, jak sobie poradzi, ale z jakiegoś powodu uznał, że nic naprawdę złego się tej nocy nie wydarzy. Nie umiał określić, dlaczego tak myśli, sam się sobie porządnie dziwił, ale nie potrafił tego zmienić. Może miało to związek z faktem, że Akuji Touma nie pojawił się na przyjęciu?
       - To dopiero początek, a już czuję się znudzony - mruknął Yagari. - Nie jesteś szczególnie rozmowny.
       - To coś nowego? - zapytał Kiryuu, uśmiechając się pod nosem.
       - Heh - prychnął tylko mistrz chłopaka, po czym wypuścił z ust dym.
***
       Aya modliła się w duchu, by ta chwila przyszła jak najpóźniej. Niestety, już kilka minut po przemówieniu zaczęły tworzyć się małe grupki wampirów i każdy chciał wymienić kilka zdań z pozostałymi. Sara dostojnym i pełnym wdzięku krokiem skierowała się ku Suzaku, „zabierając” go tym samym brunetce. Czystokrwista zajęła go rozmową głównie na temat Naoko, ale pytała również o jego poglądy na różnorakie tematy.
       Szarooka zbliżyła się do stołu i wzięła kieliszek z ponczem. Piła go powoli, średnimi łykami. Dobijało ją to, że w społeczeństwie wampirów nie można robić nic, jak się chce, tylko tak, jak oczekują tego inni. Wszystko było na pokaz, udawane.
       Po chwili usłyszała za sobą ciche i jakby niezgrabne kroki. Odwróciła się w momencie, kiedy osoba przemówiła.
       - Aya-san - uśmiechnęła się lekko Yuuki. - Naprawdę przykro mi z powodu twego ojca. To straszne, że w tak młodym wieku od nas odszedł… - umilkła na chwilę, dając wrażenie, jakby układała to, co chce powiedzieć, w jakieś składne zdanie. - Cała sprawa z Ourim-san i samobójstwem… To okropne, że zginęła przy tym również młoda Łowczyni. Postanowiłam nie być w tej sprawie obojętna. - Aya przybrała pytający wyraz twarzy, chociaż, jak można się domyślić, niezbyt interesowało ją przemówienie byłej koleżanki. - Jeśli czystokrwisty będzie miał dość swego życia, wezwie mnie. Wtedy przyjmę obowiązek zabicia go. Ponieważ mogę używać Artemisa, to nie powinno być trudne. Tak więc, jeśli kiedyś o tym pomyślisz, pamiętaj o mnie. Chciałabym uniknąć jakichkolwiek ofiar - oznajmiła, wpatrując się w rozmówczynię.
       - To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony, Yuuki-san - odparła z udawanym podziwem. Wampirzyca odpowiedziała uśmiechem.
       - Ano… - zawahała się. - Jak się mają Zero, dyrektor i cała reszta?
       - Wszystko z nimi w porządku. Zero niebawem zostanie prezesem Związku, Przewodniczący doczekał się kolejnego dziecka. Akademia podniosła się po ataku Rido i wszystko jest na dobrej drodze - oznajmiła zgodnie z prawdą. Wiedziała, że Yuuki zapyta o sprawy związane z placówką należącą do Kurosu.
       - Yokatta - odetchnęła z ulgą. - Kaori-san to córka dyrektora, prawda?
       - Hai.
       - Cóż za zbieg okoliczności - zaśmiała się cicho, acz głupkowato. Aya uśmiechnęła się lekko, patrząc jak solenizantka zmierza w ich kierunku.
       - Yuuki-san. Czy byłabyś tak miła i dała mi kilka chwil na rozmowę z naszą „Księżniczką czystej krwi”? - spytała obezwładniająco miłym tonem. Yuuki spojrzała na nią jak na jakąś królową.
       - Hai, Sara-san. Oczywiście - odparła i zwróciła się do brunetki. - Arigatō za rozmowę, Aya-san. - Skinęła głową, na co szarooka odpowiedziała tym samym.
       Kiedy Yuuki się oddaliła, zagłębiając się w rozmowie z Isayą i powtarzając mu po raz kolejny treść swej „misji”, Aya przeniosła swój wzrok na Sarę.
       - Tak jak już wcześniej wspomniałam… - zaczęła, przybierając smutny wyraz twarzy. - To okropne, kiedy ktoś tak wspaniały ginie przedwcześnie… Któżby mógł się spodziewać, iż atak na ciebie i twego ojca nastąpi właśnie teraz? - rzekła tak współczującym tonem, że brunetce zrobiło się aż niedobrze. - Biedactwo, zostałaś ostatnią ze swego rodu. Nigdy nie pomyślelibyśmy, że ród Hiou tak szybko wygaśnie…
       - Jeszcze nie wygasł - subtelnie przerwała jej Aya z delikatnym, niewinnym uśmiechem.
       - Oczywiście - rzuciła Shirabuki z nienagannym wyrazem twarzy, delikatnie poprawiając brzegi swej sukni. - Jak już mówiłam, łączę się z tobą w cierpieniu i szczerze pragnę poznać cię bliżej - oznajmiła, wyciągając rękę i głaszcząc pokrzepiającym gestem ramię nastolatki.
       - Arigatō, Sara-san. To dla mnie wiele znaczy - odpowiedziała, patrząc jej w oczy.
       - Przepraszam, nie chcę się narzucać, ale czy ty i Suzaku-san planujecie zaręczyny? - spytała.
       Tym razem Aya z wielkim trudem ukryła zdziwienie. Zignorowała jednak lekkie ukłucie w sercu i udała, że była gotowa na takie pytanie. Kątem oka zauważyła też, że kasztanowowłosy młodzieniec stojący niedaleko i wciąż, mimo rozmów z różnymi osobami, miał ją na oku, drgnął nieznacznie.
       - Iie. Mnie i Suzaku-san łączy tylko przyjaźń. Był jednym z najlepszych przyjaciół mego ojca.
       - Soka - odparła w udawanym zamyśleniu Shirabuki.
       Aya postanowiła przejąć inicjatywę, choć najchętniej przerwałaby już tę rozmowę i wróciła do domu.
       - Nie wyobrażam sobie, jak ciężko musiało być tobie, kiedy Ouri-san popełnił samobójstwo - powiedziała z udawanym przejęciem i współczuciem. - Czy nie czułaś się niechciana i opuszczona po tym, co zrobił? Fakt, iż postanowił zakończyć swój żywot tak krótko przed ślubem… Naprawdę mi przykro - rzekła, delikatnie kładąc dłoń na ramieniu wampirzycy na znak „współczucia”.
       Sara milczała przez chwilę, z irytującym uśmiechem na ustach wpatrując się w Ayę. W końcu oznajmiła, że nadszedł czas na uroczystą kolację.
***
       Blondynka otuliła się bluzą, którą właśnie wyjęła z torby. Nie przepadała za pracą po zmroku, wolałaby teraz smacznie spać, najchętniej w objęciach swojego chłopaka. Złapała się za brzuch, czując burczenie. Nie lubiła zbyt długo nic nie jeść. Cieszyła się, że matka doskonale ją znała i przygotowała dla niej kilka bułek. Dziewczyna z radością sięgnęła po jedną z nich i odwinęła sreberko, które po chwili wrzuciła do torby. Ugryzła wielki kawałek i zaczęła go mielić, zauważając z radością, że jej rodzicielka zrobiła jedzenie z jej ulubioną wędliną.
       - Już zgłodniałaś? - spytała stojąca niedaleko Sayuri, przybliżając się do niej. - Yare, yare. W takiej chwili możesz w ogóle jeść?
       - Uhm… - odparła z pełną buzią. Po przełknięciu dodała z uśmiechem - Jak mogłabym wytrzymać tych kilka godzin bez jedzenia? Całe szczęście, że przed wyjściem zjadłam obfitą kolację - rzuciła w zamyśleniu. Łowczyni spojrzała na nią ze zdziwieniem i obie wybuchły śmiechem. Po chwili Kao wyjęła z torby drugą bułkę i wręczyła koleżance. - Masz, jedzenie uspokaja - zapewniła. - Gdzie jest Takamiya-senpai? - zapytała rozglądając się.
       Po chwili dostrzegła jego czuprynę i zawołała go.
       - Jak na razie jest nazbyt spokojnie - rzucił na powitanie.
       - Myślicie, że to się zmieni? Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że nic się dziś nie stanie - przyznała Kaori z lekko niezadowoloną miną.
       - To chyba dobrze, prawda? - rzuciła Higoshi, patrząc na rozmówców.
       Oboje wyglądali, jakby czekali na to, aż coś się wydarzy, niemal chcąc, aby coś złego miało miejsce.
       - No taak - przeciągnęła blondynka. - Ale to by oznaczało, że siedzimy tu tyle czasu bez sensu - odparła, przegryzając kolejny kawałek pieczywa.
       Kaito i Sayuri spojrzeli po sobie. Oboje mieli nadzieję, że dzisiejszej nocy rzeczywiście nie stanie się nic, czego by się obawiali.
***
       Przy stole przypadło jej miejsce obok Suzaku oraz, o zgrozo, Kaname. Aya w miarę możliwości ignorowała Kurana i odpowiadała tylko na ewentualne uprzejmości, a poza tym wdała się w płytką pogawędkę z młodym Shoutou. Nie mogli pozwolić sobie na rozmawianie w ten sposób co zwykle, grali nawet przed sobą. Każde z nich wiedziało jednak, że drugie uważa całą tę farsę za żałosną, ale w jakiś sposób konieczną.
       Jedli niespiesznie, nie zapominając przy tym o nienagannych manierach. Do picia podano tym razem krew, co skutecznie obrzydziło Ayi posiłek. Zastanawiała się, czy uda jej się wymigać od spożycia swojej porcji, kiedy ktoś nagle rozpoczął wygłaszać swoje przemyślenia na jakiś temat, dzięki czemu wszyscy stracili zainteresowanie kolacją.
       Jakieś pół godziny później towarzystwo znów się podzieliło. Do brunetki z niepewną i nieco onieśmieloną minką podeszła Gizen.
       - Aya-san… - wyszeptała, nerwowo bawiąc się jedną z falbanek swej sukienki. - Tak bardzo mi przykro z powodu tego, co uczynił mój oniisama… - wyznała. Autentycznie miała łzy w oczach i odrobinę drżała. - Zapewne nie będziesz zdolna mu wybaczyć, ale… - zawahała się. - Ale naprawdę nie chciałabym, by to, co zrobił, odbiło się na kontaktach między nami. Czy będziesz tak wyrozumiała, żeby zawrzeć ze mną znajomość i nie osądzać mnie, patrząc na występki mojego brata?
       - Nie zamierzam się do ciebie uprzedzać, Gizen-san - zapewniła dziewczyna z łagodnym uśmiechem. - Mam nadzieję, że uda nam się zakolegować. Hm… Powiedz, co teraz robi Akuji-san?
       - Och, nie mam pojęcia… - powiedziała cichutko, spuszczając wzrok. - Nie widziałam go od dłuższego czasu. Którejś nocy, jeszcze przed… tamtą masakrą… wyszedł z naszej głównej rezydencji, nic mi nie mówiąc i po prostu zniknął. Pierwsze wieści na jego temat dotyczyły tego okrutnego czynu, którego się dopuścił - oznajmiła ze smutkiem. - Wiesz, jesteś cudowną osobą, Aya-san! - zmieniła nagle temat, uśmiechając się szeroko. - Naprawdę cieszy mnie to, że nie będziesz patrzeć na mnie przez pryzmat uczynków oniisama!
       Aya posłała „dziesięciolatce” kolejny uśmiech i tym samym uznała rozmowę z nią za skończoną. Dyskretnie odetchnęła z ulgą, gdy została sama. Miała już serdecznie dość tego całego przyjęcia, marzyła o powrocie do domu, rzuceniu się na łóżko i spokojnym śnie. Zastanawiała się, czy spotkanie do końca będzie wyglądało w taki sposób jak teraz, czy też wybuchną wreszcie jakieś konflikty. Szczerze zaczęła już w to wątpić. Przyjęcie czystokrwistych miało zapewne za zadanie zapewnić Łowców, że Klasa A jest przyjaźnie nastawiona do samych siebie i reszty świata. Oczywiście było to zupełną bzdurą, jednakże dopóki każdy będzie bawił się w aktora, nikt nikomu niczego nie udowodni.
       Zaklęła w duchu, gdy zauważyła, że zbliża się do niej Kaname. Spośród zebranych nie nienawidziła tylko Shoutou, ale Kuran wydawał jej się najniebezpieczniejszym wrogiem - przede wszystkim z powodu tego, że wiedział o niej tak wiele i w każdej chwili mógł wykorzystać to przeciwko niej. Choć jej tajemnicę znała też Yuuki, a Aya szczerze jej nie znosiła, nie obawiała się jej, gdyż w żadnym razie nie wydawała się groźna. Choć była czystokrwistą, brunetka zastanawiała się, czy w ogóle potrafi korzystać ze swoich mocy. Sara z kolei na pewno pragnęła śmierci zarówno „królowej”, jak i „księżniczki”, jednak z pewnością bardziej zależało jej na wyeliminowaniu tej pierwszej. Zagadką pozostawała Gizen. Aya nie miała zamiaru wdawać się z nią w bliższą znajomość - nie tylko dlatego, że była siostrą Akujiego, ale też z tego powodu, iż wizerunek słodkiej dziesięciolatki mógł być niczym więcej jak zwykłą przykrywką.
       - Muszę przyznać, że radzisz sobie coraz lepiej, Aya-san - rzekł spokojnym tonem szatyn, stojąc już przed szarooką. - Choć należysz do naszego grona od niedawna, ze spotkania na spotkanie zdajesz się być coraz… czystszą.
       Przeszył ją uważnym spojrzeniem. Stał akurat w taki sposób, że nikt oprócz niej nie mógł zobaczyć mimiki jego twarzy, z kolei ona sama musiała uważać na to, co robiła, gdyż każdy jej grymas mogła dojrzeć dowolna osoba.
       - Tak myślisz, Kaname-san? - spytała słodkim i niewinnym tonem, podszytym jednak nutką chłodu.
       - Owszem - odparł, dalej przeszywając ją wzrokiem. Wytrzymała jego spojrzenie.
       - Nie sądzę, by teraz miało się coś zmieniać - oznajmiła, lekko wzruszając przy tym ramionami.
       - Rozumiem - powiedział, przymykając na moment powieki. - Powiedz mi, Aya-san, jak to jest, że naszemu dobremu znajomemu… - zrobił krótką pauzę, podczas której dziewczyna irytowała się w duchu, że Kuran nazywa Zero „swoim dobrym znajomym”. - Nie przeszkadzają wiadome sprawy?
       Gotowała się ze złości, ale zachowała uprzejmy wyraz twarzy, co kosztowało ją niemało wysiłku. Nie dość, że młodzieniec wygłaszał aluzje na temat jej „czystej krwi”, to jeszcze pytał o sprawy, o których jej samej myślało się z trudem.
       - Och, „nasz dobry znajomy” jest nieco inny od tego, jakim go zapamiętałeś - rzekła, uśmiechając się lekko.
       - W rzeczy samej, rzeczywiście tak właśnie musi być - zawyrokował Kaname.
       Przez jakąś minutę milczeli, z wymuszonym spokojem lustrując się spojrzeniami.
       - Cóż, zapewne i tak w to nie uwierzysz, ale… - odezwał się Kuran. - Naprawdę jest mi przykro z powodu twojej tragedii. Tym bardziej, że naraziłaś się na zemstę Akujiego-san, stając w obronie Yuuki. Dziękuję i przepraszam.
       Tym razem nie powstrzymała się już i obdarzyła go lodowatym spojrzeniem, ledwo powstrzymując wybuch gniewu. Nie mogła zdzierżyć tego, że ON śmiał powiedzieć coś takiego. Jej serce zalała złość tak wielka, że przez chwilę wydawało jej się, że ona już nigdy nie przeminie.
       Winą za śmierć ojca obarczała nie tylko dzieciaka Toumę, ale też Yuuki. Gdyby nie ona, gdyby nie to, że Aya, wiedziona jakimś głupim, naiwnym odruchem, nie pomogła jej pamiętnego dnia tuż przed cmentarzem, Akuji nie miałby za co się mścić i atak na nią prawdopodobnie by nie nastąpił, a ona wciąż miałaby ukochanego tatę.
       - Masz rację - wycedziła w końcu lodowatym tonem - zupełnie ci nie wierzę.
       Spojrzał na nią w doskonale jej już znany sposób. Najgorsze w tym wszystkim było to, że o ile kondolencje innych brzmiały jakby były raczej nieco wymuszone, o tyle te Kaname zdawały jej się być całkowicie szczerymi.  Nie dała się jednak zwieść. Kuran na pewno znał jakieś sztuczki, dzięki którym mógł wywierać na innych odczucie, które nijak miało się do jego rzeczywistych intencji.
       Piorunowała go spojrzeniem, nie mogła się przed tym powstrzymać, nie panowała nad tym. Wciąż była tak okropnie wściekła, że gdyby nie hamowała się ostatkiem sił, rozniosłaby cały ten dom na drobny mak.
       Uratował ją Suzaku, który, całe szczęście jako jedyny poza Kaname, widział jej oczy ciskające gromy, z wesołym uśmiechem porywając ją Kuranowi.

       Myślała, że umrze ze szczęścia, gdy przyjęcie wreszcie dobiegło końca. Wszyscy grzecznie pożegnali się z innymi, Sara podziękowała za przybycie i wyraziła nadzieję, że podobne spotkania będzie można organizować częściej, i Aya mogła nareszcie wyjść na świeże powietrze, tym samym jakby odżywając. Czuła się, jakby wszystko, co działo się tej nocy, zdarzyło się komuś innemu, a ona była tylko biernym obserwatorem.
       Dorośli Łowcy oznajmili, że zajmą się raportami i młodzież puścili do domów. Kuranowie i Gizen już odjechali. Aya zamieniła jeszcze kilka słów z Shoutou, serdecznie obu podziękowała i kiedy się z nimi pożegnała, mężczyźni udali się w kierunku swojej rezydencji, dziewczyna zdecydowała bowiem wrócić z Zero i Kaori. Przez część drogi towarzyszyli im Sayuri i Kaito, ale para wysiadła wcześniej.
       - Cieszę się, że już po wszystkim - odezwała się wesoło Kao. - Wyszło na to, że było przeraźliwie nudno - powiedziała, szczerząc przy tym zęby.
       - To było okropne - mruknęła Aya, opierając głowę na ramieniu Kiryuu. - Żebyście widzieli, jakie to wszystko było sztuczne… Każdy wiedział, że inni tylko grają, i sam robił to samo. Całe to przyjęcie pachniało niczym innym jak przerażającą obłudą. Wiele mówiące półsłówka, aluzje… Gra pozorów, nic więcej.
       - Można się było tego spodziewać - rzucił Zero.
       - Uhm - potwierdziła brunetka. - Ale mimo tego, iż byłam na to przygotowana, czułam się okropnie. To było tak żałosne, że aż brak słów.
       Spojrzała na splecione z chłopakiem dłonie i poczuła, że stres nareszcie ją opuszcza. Zamknęła oczy i zrelaksowała się, wsłuchując się w spokojne bicie serc towarzyszy.

       Okazało się, że Shuusei i Suzue oczekiwali ich powrotu i ani myśleli kłaść się spać. Kiedy więc troje nastolatków wróciło do Akademii (Zero często tam pomieszkiwał), musiało zdać szczegółową relację rodzeństwu Namizawa i Reiko.
       Kiedy wreszcie się położyli, zaczynało już świtać.
***
       W niedzielę dwa tygodnie później w domku dyrektora urządzono małe przyjęcie. Bliźniacy obchodzili kilka dni temu dziewiętnaste urodziny, ale nie do końca można było to uczcić, bo Zero, Kaori i Kaiena prawie że nie było w Akademii. Mieli dużo pracy w Związku, bo przemiany ludzi w wampiry bynajmniej nie ustawały.
       Wyszło na to, że na podwieczorek i kolację zaproszono ładnych parę osób, z którymi co poniektórzy chcieli się lepiej zapoznać. Przybyli więc Maria, Suzaku, Suzue i Shuusei.
       Wszystkie dziewczyny otoczyły Kaori trzymającą na rękach swego małego braciszka i co rusz się nim zachwycały. Ichiru, Suzaku i Shuusei wdali się w jakąś rozmowę, po ich energicznej gestykulacji zgadywać można, że dość fascynującą. Reiko i Kaien tymczasem urzędowali w kuchni, nikomu nie pozwalając zbliżyć się do niej choćby na krok.
       - Sama chciałabym mieć takiego słodkiego braciszka! - oznajmiła Kurenai, głaszcząc Deichiego po główce.
       Suzue pokiwała głową, w milczeniu zgadzając się z Marią.
       - Hi, hi, ma się tego farta! - zaśmiała się Kao. - Co nie, nēsan? - zwróciła się do Ayi.
       Ta uśmiechnęła się subtelnie, ciesząc się, że blondynka uważa Deia nie tylko za swojego brata, ale też jej.
       Dziewczęta szczebiotały radośnie, ale kiedy brunetka usłyszała, że ktoś wchodzi przez drzwi frontowe, przeprosiła resztę i oddaliła się na moment. Z pokoju wyszła spokojnym krokiem, ale na korytarzu przyspieszyła i rzuciła się na Zero, zanim zdążył choćby zdjąć buty. Zaśmiał się i przytulił ją, wdychając ukochany zapach.
       - Cieszę się, że już jesteś! - oznajmiła wesołym tonem, patrząc mu w oczy.
       - Uhm, ja też - odparł, po czym złożył na jej ustach delikatny pocałunek na przywitanie.
       Od rana siedział w siedzibie Związku, by uporać się z raportami i innymi papierkami, ale obiecał, że zdąży na podwieczorek.
       Aya w końcu się od niego odsunęła, by dać mu szansę na zdjęcie butów. Ledwie jednak chłopak się schylił, oboje poczuli coś, czego za żadne skarby świata się nie spodziewali. W salonie podobnego uczucia doświadczył Suzaku. I choć każde z nich odebrało to w inny sposób, cała trójka wiedziała, co się wydarzyło.
       Kiryuu wyprostował się i nie do końca przytomnym wzrokiem spojrzał na swoją dziewczynę. Ona też na niego patrzyła, w jej oczach widać było niedowierzanie i lekką dezorientację.
       Stali tak, nieruchomo i w milczeniu, bardzo długo. Nie zdawali sobie jednak sprawy z upływu czasu.
       W umyśle Ayi piętrzyły się niechciane obrazy, jednak tym razem nie odpychała ich od siebie. Zastanawiała się, co w tej chwili działo się w głowie Zero - właściwie tylko to ją interesowało. W końcu przytuliła Łowcę w taki sposób, jakby bała się go puścić. Młodzieniec jak w transie odwzajemnił uścisk, nie do końca wierząc jeszcze w to, co się stało.
       W tym samym czasie zebrani w salonie otoczyli Shoutou, który kilka minut wcześniej nagle spochmurniał. Zmarszczył lekko czoło i odpowiedział na nieme pytanie czterema słowami.
       - Yuuki Kuran nie żyje.







***
Konnichi wa!
   Tym optymistycznym akcentem kończymy rozdział osiemdziesiąty dziewiąty (o.O). xD Następny może się ukazać równie dobrze za tydzień jak i, dla przykładu, za miesiąc. T^T
   Z dedykacją i podziękowaniami dla Gosh, Kiran Lilith i Araise, które jako jedyne raczyły się ostatnio odezwać. xD Arigato ;* Aa… Mamy szczerą nadzieję, że nie czytacie tego po łebkach i zauważyliście tu też te aluzje, które wskazane nie zostały. ^^’ Wiele zdań w tym rozdziale ma podwójne znaczenie…
   Buziaki!
[wpis z dnia 12.02.11]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz