Kaien wychynął z kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy i tacą w
dłoniach.
- Podwieczorek czas
za… - odezwał się, ale przerwał, widząc nietęgie miny Ayi i Zero. - Ano… -
zawahał się. - Coś się stało? - zapytał, natychmiast poważniejąc. W drzwiach
kuchni pojawiła się Reiko i popatrzyła pytającym wzrokiem na parę.
Usłyszawszy, że Yuuki nie żyje, Kaien zbladł. Po chwili wcisnął
blondynce tacę i szybko ubrał buty.
- Zero-kun, idziemy!
- wykrzyknął, po czym zgarnął chłopaka, który nie zdążył się nawet wcześniej
rozebrać, i wyszedł. Kiryuu posłał tylko brunetce przepraszające spojrzenie.
Reiko spojrzała ze smutkiem na Ayę, obie były dogłębnie zdziwione
zaistniałą sytuacją. Szarooka poszła do salonu sprawdzić reakcję pozostałych.
Tak jak się domyśliła, w pokoju panowała grobowa cisza. Wszyscy siedzieli jak
na szpilkach, jak w transie patrząc na pozostałych. Nawet Dei przerwał
gaworzenie, przyglądając się siostrze trzymającej go na rękach.
Kiedy Aya powiadomiła zebranych o wyjściu panów, prawdopodobnie
do siedziby Związku, Kaori dała bratu całusa w czółko i pospiesznie przekazała
go Marii będącej najbliżej. Następnie zerwała się na równe nogi i wybiegła na
korytarz. Równie szybko nałożyła adidasy i w chwili, w której sięgała już ku
klamce od drzwi frontowych, poczuła, że ktoś łapie ją za przegub drugiej ręki.
- Nie musisz tam iść
- zapewnił ją Ichiru, patrząc prosto w jej zaszklone niebieskie oczy. - Zero da
sobie radę - oznajmił pokrzepiającym tonem.
- Nie rozumiesz… -
wyszeptała. - Mojemu tacie umarła, można powiedzieć, córka… Zresztą… -
przerwała na chwilę. - To może mieć związek z Aidou. On zawsze musiał za nią
chodzić…
Zauważyła, że nie
musi kończyć, gdyż chłopak doskonale wie, o co jej chodzi.
- Pójdę z tobą -
oznajmił.
- Iie. Trzeba
uspokoić ludzi tutaj, a ze Związku pewnie nieprędko nas wypuszczą -
powiedziała. Chłopak puścił jej dłoń i złożył delikatny pocałunek na jej
ustach. Blondynka uśmiechnęła się lekko i chwyciwszy pierwszą lepszą bluzę,
opuściła dom.
Szła żwawym krokiem w kierunku siedziby Stowarzyszenia. Próbowała
nie myśleć zbyt wiele, jednak niepożądane myśli ciągle mąciły jej w głowie.
Oskarżała się, że podczas balu jej zazdrość wzięła górę, przez co Kaien nie
miał nawet dłuższej chwili, by przyjrzeć się Yuuki. Wolała nie wyobrażać sobie,
w jakim stanie był teraz jej ojciec. Zauważyła, że na pewno panuje nad sobą na
tyle, by nie pogrążyć się w depresji, ale to, co pokazywał innym, było
prawdopodobnie niczym w porównaniu do tego, co odczuwał. Czuła się okropnie,
zdając sobie sprawę z tego, że w tym momencie nie martwi się najbardziej o
Kaiena, tylko, nie wiedzieć do końca czemu, o Aidou. Ponadto, myśląc o tym, że
Yuuki najprawdopodobniej została zamordowana, straciła poczucie bezpieczeństwa.
Fakt, iż komuś udało się ją choćby skaleczyć bez natychmiastowej interwencji
Kaname, przerażał ją najbardziej.
Mimo woli ucieszyła się, widząc przed sobą dwie znajome sylwetki,
do których natychmiast podbiegła. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu
złapała Kaiena pod rękę i przytuliła się do jego ramienia. Na jego twarz
spojrzała tylko raz, ponieważ widząc na niej tak wielki smutek, nie odważyła
się zrobić tego po raz kolejny.
Szli tak w milczeniu, każdy zatopiony we własnych myślach, do
czasu aż Zero nagle stanął.
- Czuję krew… kogoś
znajomego - oznajmił, gdy weszli do miasteczka.
Jak na zawołanie z którejś z bocznych uliczek wyłoniły się
sylwetki trzech osób wolno posuwających się naprzód. Oczy blondynki napełniły
się łzami, kiedy zorientowała się, kto ku nim zmierza. Powstrzymując się od
krzyku czy choćby szlochania, puściła ojca i biegiem rzuciła się przed siebie.
W krótkim czasie pokonała dzielący ich dystans. Pozwoliła kilku łzom wypłynąć z
oczu, dzięki czemu zyskała lepszą widoczność. Chłopak wyglądał na
poturbowanego, jego ubrania były poszarpane i brudne, gdzieniegdzie znajdowały
się ślady krwi i bandaże nią nasiąknięte.
- Hanabusa… - wyszeptała blondynka. Chciała się do niego
przytulić, jednak wiedząc, iż prawdopodobnie przyniesie mu to jeszcze więcej
bólu, powstrzymała się i spojrzała na jego towarzyszy. Akatsuki i Ruka mieli
smętne miny. - Co się stało? - zapytała, zauważając kątem oka, że Zero wraz z
jej ojcem zdążyli już do nich dołączyć.
- Yuuki-sama… -
zaczął Kain.
- To wiemy - wtrącił
pospiesznie Kiryuu. - Kto to…
- To teraz
nieistotne. Musimy zabrać stąd Aidou-kuna. Jest w ciężkim stanie - zauważył
trzeźwo Kaien.
- Szliśmy właśnie do
Związku przekazać wszystkie informacje - rzekła Souen. - A większość
zabandażowanych ran jest zadana łowiecką bronią, także nie wiemy, kto mógłby…
- Aya - szepnęła
Kaori. - Weźmy go do Akademii, Aya go uleczy - zaproponowała nerwowo.
Ruszyli więc w stronę wzgórza. Aidou spowalniał pochód, więc Zero
dołączył do Kaina, by pomóc mu w zatarganiu blondyna do Akademii. Kaori
praktycznie nie odrywała wzroku od rannego. Plusem było to, że nie był aż tak
poturbowany jak Aya jakiś czas temu, jednak to nie zmieniało faktu, że się o
niego martwiła. Stwierdziła, że odetchnie dopiero, kiedy onēsan pomoże dojść
wampirowi do siebie. Ciekawa jednak była, na wyleczenie ilu ran wystarczy jej
energii.
Gdyby nie to, że był już czerwiec i dni były coraz dłuższe,
dotarliby do domku dyrektora po zmierzchu. Tymczasem słońce dopiero zaczynało
zachodzić, cienie się wydłużały, a puszyste chmury przybrały rozmaite kształty,
rozmiary i barwy.
Skład zebranych w mieszkaniu nie zmienił się. Kiedy grupa weszła
do środka, Aya była już w pogotowiu, gdyż dostatecznie szybko wyczuła krew i
wiedziała, że najprawdopodobniej się przyda, bo ktoś został ranny. Cieszyła się
w duchu, że tym kimś nie jest Kaori ani Zero. Hanabusę zaprowadzono do jednego
z pokojów gościnnych i położono na łóżku. Brunetka poprosiła, by wszyscy wyszli
- Aidou potrzebował trochę ciszy, a ona sama wolała mieć spokój, gdy będzie go
leczyć. Kaori nie kwapiła się do opuszczenia pomieszczenia, ale w końcu komuś
udało się zabrać ją do salonu.
Aya musiała zdjąć co poniektóre części garderoby niebieskookiego
wampira, by mieć dostęp do najpoważniejszych ran. Kiedy tak patrzyła na jego
zbolałą minę, przypomniała sobie czasy, w których to Hanabusa, czy raczej
„Idol”, był uwielbianym przez dziewczęta uczniem Nocnej Klasy. Wydawało jej
się, że od tamtej pory minęły całe wieki.
Westchnęła i zabrała się za odwijanie prowizorycznie założonych
bandaży. Zmarszczyła brwi, gdy ujrzała nieciekawą ranę w okolicach żeber. Nie
było wątpliwości, że był to efekt oberwania łowiecką bronią.
Wytworzyła wystarczającej wielkości wodny talerz i ostrożnie
przyłożyła go do rany.
- To robota bachora
Toumy, prawda? - spytała cicho, oddychając równomiernie, by spowolnić ubytek
własnej energii i wpatrując się w powolutku renegujące się tkanki.
Aidou spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Skąd to wiesz? -
zapytał. - Aya-sama - dodał szybko.
- Nie musisz zwracać
się do mnie w taki sposób - powiedziała, a jej twarz nie wyrażała żadnych
większych emocji. - Przecież wiesz, kim jestem.
- Owszem - odparł. -
Ale to nie oznacza, że nie muszę zwracać się do ciebie z szacunkiem, Aya-sama.
Jesteś potężniejsza niż wtedy, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, prawda?
Nie odpowiedziała.
- Poza tym…
Kaname-sama zaakceptował cię jako czystokrwistą, choć nie jesteś nią z
urodzenia. Więc my też cię akceptujemy.
Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Przez myśl by jej nie
przeszło, że Kuran byłby zdolny do czegoś takiego. Ponadto nie wyczuła w
słowach Aidou choćby śladu fałszu, więc nie mógł kłamać. Czy to oznaczało, że
kondolencje Kaname sprzed dwóch tygodni też były szczere? Czy on naprawdę
akceptował ją taką, jaką jest?
Nie powinno mnie to obchodzić, zganiła siebie w duchu. Przymknęła na moment powieki i skupiła
się na uzdrawianiu młodzieńca.
- Odpowiesz mi na postawione wcześniej pytanie, Aya-sama? -
zapytał Hanabusa.
Otworzyła oczy i
spojrzała na niego obojętnie.
- Nie tak dawno sama
miałam z tym bachorem do czynienia - rzekła. - Widocznie skoro ze mną mu się
nie udało, zabrał się za Yuuki. Nieszczególnie mnie to dziwi, choć nie
spodziewałam się, że to wszystko tak się potoczy…
Uznała rozmowę za skończoną, a Aidou nie naciskał, widząc
doskonale, że dziewczyna zaczyna się męczyć.
Uleczywszy najpoważniejsze rany, zauważyła, że świat dookoła
wiruje. Zamieniła wodę zmieszaną z krwią blondyna w parę i odetchnęła głębiej,
próbując dojść do siebie.
- Gomen, na razie
nie zrobię nic więcej - oświadczyła.
- To ja przepraszam,
Aya-sama - rzucił pospiesznie Hanabusa. - Nie wiedziałem, że to cię tak
wyczerpie... Niemniej jednak, najmocniej dziękuję za pomoc.
- Uhm - mruknęła,
siadając na podłodze i opierając głowę o łóżko, na którym leżał wampir.
Po chwili najgorsze samopoczucie minęło.
Ichiru pożyczył blondynowi jakieś ubrania, więc kiedy Aidou po
szybkim prysznicu się w nie przebrał i przybył do salonu, można było zacząć
konkretniejszą rozmowę. Kaori ze zmarszczonym czołem obserwowała przyjaciela, a
Aya usiadła Zero na kolanach, jako iż przez niemałą ilość zgromadzonych osób
nie było już wolnych miejsc.
Wszyscy całkowicie umilkli i pozwolili mówić Hanabusie. Na
początku chłopak powiedział niewtajemniczonym o „misji”, jakiej podjęła się
Kuranówna. Jak sama o tym mówiła, „wzięła na swoje barki ciężar zakańczania
życia tych czystokrwistych, którzy pragnęli umrzeć”, co w jej mniemaniu miało
zapobiec ofiarom podobnym do młodej łowczyni na kwietniowym przyjęciu.
Yuuki mocno wierzyła w to, że jej „poświęcenie” przyniesie
spodziewane skutki. Ubiegłej nocy otrzymała list, w którym Akuji Touma zwracał
się do niej z uprzejmą prośbą o to, by do niego przybyła. Pisał ponoć, że
żałuje okrutnych czynów, których się dopuścił i, jako iż nie może zwrócić życia
tym, których zabił, ani człowieczeństwa tym, których przemienił, ma zamiar
pogrążyć się w wiecznym śnie, dzięki czemu nikogo już nie skrzywdzi. Głupiutka
Kuran uwierzyła w te zapewnienia i zdecydowała się „pomóc” Akujiemu. Kaname od
kilku dni nie było w rezydencji - Aidou wyjaśnił, że szatyn często opuszczał
dom na dość długi czas - więc o niczym nie wiedział. Po południu Yuuki
próbowała wymknąć się z posesji, ale przeszkodził jej w tym Hanabusa.
Sprzeczali się przez jakiś czas, ale do czystokrwistej nie przemawiały żadne
argumenty. Najzwyczajniej w świecie nie docierało do niej, że to musiała być
pułapka. Aidou nie pozostawało nic innego jak iść za nią. Gdyby wiedział jak to
zrobić, powiadomiłby o wszystkim Kaname. Niestety, nie miał takiej możliwości.
Touma wybrał na spotkanie miejsce znajdujące się na tyle blisko
rezydencji Kuranów, żeby można było się tam bardzo szybko dostać. Ledwie
przybysze dotarli, Akuji zaczął robić swoje. Najpierw podroczył się trochę z
Yuuki, a potem było już tylko gorzej. Rozpoczęła się krótkotrwała walka,
podczas której szatynka poległa. Aidou chciał ją bronić, ale nic nie mógł
zdziałać przeciwko czystokrwistemu - tym bardziej, że brutalny dzieciak zaczął
oddziaływać na niego swymi mocami. Jakby tego było mało, Touma za pomocą jednej
ze swych umiejętności zadał Hanabusie kilka ciosów Artemisem, a potem
poturbował go jeszcze trochę mówiąc, że robi to po to, by dać mu nauczkę. Na
koniec oznajmił, że go nie zabije, bo chce mu dać zadanie do wypełnienia. Ów
zadaniem było wypowiedzenie w jego imieniu wojny Związkowi Łowców i tym, którzy
z nim współpracują. Oświadczył szczerze, że zamierza wprowadzić w świecie
jeszcze większy zamęt i przyznał się, że stoi za wszystkimi nielegalnymi
przemianami i, co więcej, nie zamierza tego zaprzestać. Potem zniknął, ale
Aidou jeszcze przez ładnych kilka sekund słyszał przerażający śmiech Akujiego
unoszący się w powietrzu przesyconym zapachem rozlanej tego dnia krwi.
Hanabusa jak w transie rozpoczął żmudną podróż ku rezydencji
Kuranów, która niby była tak blisko, ale jemu wydawała się nieskończenie
odległa. Po drodze spotkał jednak Akatsukiego i Rukę, którzy oznajmili, że dom
leży w gruzach. Nikt, kto był w środku, nie przeżył. Obawiali się, że w
przypływie gniewu uczynił to sam Kaname.
Obgadawszy to i owo, troje przyjaciół udało się w kierunku jednej
z siedzib Związku. Całe szczęście Kuran stworzył jakiś czas temu portal
przenoszący do odpowiedniego miasteczka, dzięki czemu mogli się tam szybko
dostać.
- Resztę już wiecie - westchnął Aidou.
W salonie zapadła cisza jak makiem zasiał. Każdy przetrawiał
zasłyszane informacje.
Kaori zerknęła ukradkiem na ojca. Wyglądał jak siedem nieszczęść,
ten przerażający smutek w jego oczach… Tak bardzo było jej żal i jego, i
Hanabusy. Kaien stracił adoptowaną córkę, którą zajmował się przez dziesięć lat
- i choć sama jej nie lubiła, on musiał bardzo przeżywać jej stratę. Przez tak
długi czas na pewno bardzo się do niej przyzwyczaił, a także… kochał ją. Kao
była na siebie za to zła, ale nie mogła oprzeć się zadawaniu sobie w myślach
pytań typu: „Czy to możliwe, że otōsan bardziej kochał Yuuki niż mnie…?”.
Potrząsnęła gwałtownie głową - całe szczęście nie zauważył tego chyba nikt poza
Ichiru - by odpędzić od siebie smutne wizje. Z kolei Aidou… Nie bardzo wiedziała,
jak się czuje po stracie Yuuki, ale domyślała się, że świadomość, iż w pewien
sposób zawiódł Kaname (nie mógł niczemu zapobiec, ale na pewno i tak mocno się
obwiniał), musiała być dla niego bardzo trudna i bolesna. Właściwie myśli
dziewczyny krążyły teraz tylko wokół taty i blondyna, prawie nie myślała o
samej Kuranównie, która pozwoliła zabić się w tak niemądry sposób.
Ayi z kolei nie chciało się wprost wierzyć, że można być aż tak
naiwnym i głupim. Przecież to była oczywista pułapka, każdy by to wyczuł! Jakim
cudem Yuuki dała się załapać na coś tak żałosnego i prymitywnego? Brunetka niby
wiedziała, że Kuranówna nie należała do szczególnie inteligentnych i
rozgarniętych osób, ale bez przesady… Nie mieściło jej się w głowie, że Yuuki
była aż tak głupia. Oraz to, że Kaname nie ruszył jej na pomoc…
Z podłogi przeniosła
wzrok na Zero. Próbowała wyczytać coś z jego twarzy, ale poza lekkim
niedowierzaniem i ledwo widoczną nutką smutku czy może nostalgii ujrzała
niewiele.
Jakiś czas później towarzystwo rozproszyło się. Kaien, Kaori,
Zero, Hanabusa, Akatsuki i Ruka chcąc nie chcąc powlekli się do Związku Łowców,
nie można było dłużej tego odwlekać. Reiko poszła położyć synka spać. Suzaku i
Maria po krótkiej rozmowie z zebranymi udali się w drogę powrotną do swoich
domów, a Ichiru i Shuusei pożegnali się i poszli do akademika. Aya chciała
spędzić jeszcze chwilę z ciocią, a Suzue zaproponowała, że póki kobieta jest z
Deichim, dotrzyma jej towarzystwa.
- Co o tym wszystkim
myślisz, Aya-sama? - zapytała szatynka.
Szarooka oparła
głowę na oparciu fotela i zasępiła się. Przez moment zastanawiała się nad
postawionym pytaniem.
- Sama nie wiem -
rzekła w końcu szczerze. - Nie dziwi mnie to, że Touma kogoś zabił, ale
spodziewałam się, że to Shirabuki najbardziej zależy na pozbyciu się Yuuki.
Właściwie byłam niemal pewna, że Sara będzie chciała ją wyeliminować. Tymczasem
ubiegł ją w tym Akuji. Jeszcze dziwniejsze jest to, że Kaname nie zareagował. A
przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. I… Ech, czuję się trochę głupio.
- Dlaczego? -
spytała ze zdziwieniem Namizawa.
- Chodzi o to, że
tak nie znosiłam Yuuki, a teraz ona nie żyje… - zaczęła.
- To przecież nie
twoja wina, Aya-sama - przypomniała łagodnym i nieco zatroskanym tonem Suzu. -
Poza tym… - Przegryzła lekko wargę, nie do końca wiedząc, jak powiedzieć to, co
zamierzała. - Nie powinnaś mieć żadnych wyrzutów sumienia ani nic w tym
rodzaju. Przez Yuuki-sama doznałaś niejednej przykrości, ale nigdy się na niej
za to nie mściłaś.
Wiedziała, że Suzue ma w pewnym sensie rację, ale chcąc nie chcąc
w jakiś sposób i tak się obwiniała. Albo raczej… Właściwie trudno było jej
określić, co teraz czuła. Może było jej żal Yuuki? Lub Kaname…? Nie miała
pojęcia. Faktem było, że wciąż miała sobie za złe, że pomogła czystokrwistej
przy cmentarzu - teraz jednak nie miała już pewności, czy Touma naprawdę nie
chciał jej wtedy zabić. Wcześniej była niemal przekonana, że ma zamiar tylko
zadać jej ból, zranić ją, przestraszyć, ostrzec… Ale po tym, co się stało…
Co właściwie mogło siedzieć w głowie Akujiego? To wszystko, co
robił… Dążył do określonego celu, czy też robił to dla sadystycznej zabawy, ot
tak, dla dzikiej przyjemności? Wymyślił to sam, a może działał w jakiejś
tajemniczej spółce? Niby nie wydawał się kimś, kto umiałby współpracować z
kimkolwiek, ale z drugiej strony… Nigdy nic nie wiadomo. Szczególnie, gdy ma
się do czynienia z takim psychopatą lubującym się w zadawaniu innym cierpienia,
na które niczym sobie nie zasłużyli.
- Ech, mniejsza o to - odezwała się w końcu. - A ty, Suzue? Co
masz do powiedzenia na temat całej tej sytuacji? - spytała.
Namizawa zmrużyła
lekko oczy.
- Nie powinnam w
żaden sposób obrażać czystokrwistych, ale naprawdę nie mogę uwierzyć, że można
być aż tak niemądrym i nieroztropnym jak Yuuki-sama - wyznała na początek. -
Brutalność Akujiego-sama jest nam wszystkim już i tak za bardzo znana… -
zawahała się. - Ale nie spodziewałam się, tak jak i ty, Aya-sama, że ot tak
sobie, nagle i niespodziewanie, zamorduje Yuuki-sama. - Przerwała na moment i
spuściła zasmucony wzrok.
- Co się stało? -
zapytała cicho brunetka, choć domyślała się odpowiedzi. - Coś cię martwi,
prawda?
Suzue skinęła głową.
- Boję się,
Aya-sama. Twoje bezpieczeństwo… z dnia na dzień maleje coraz bardziej. Jakbyś
nie była wystarczająco mocno zagrożona ze strony Akujiego-sama, to teraz
jeszcze najprawdopodobniej cała nienawiść Sary-sama zostanie skierowana przeciw
tobie… - Nie do końca panowała nad tym, co mówiła, słowa zwyczajnie wylewały
jej się z ust. Naprawdę się martwiła. Zawsze była wrażliwa, a do tego więź,
która łączyła ją z Ayą, tylko wszystko potęgowała.
- Nie przejmuj się
mną - poprosiła niepewnie szarooka. - Nie możemy dać się zwariować i żyć samym
strachem. Ostrożność jest wielce wskazana, ale to by było na tyle…
Szatynka spojrzała z przygnębieniem na przyjaciółkę. Miała ochotę
wykrzyczeć na głos, jak bardzo się martwi. Jej niespokojne serce bolało to, że
jeśli nastąpi atak, ona i Shuusei tak naprawdę nijak nie będą mogli pomóc Ayi.
Co zdziałaliby przeciwko któremukolwiek z czystokrwistych? Mogliby jedynie
próbować opóźnić bieg strasznych wydarzeń, bez sensu poświęcić swoje życia w rozpaczliwej
próbie obrony dziedziczki rodu Hiou… Nic więcej.
Zasępiła się i gdy Reiko wróciła do salonu, grzecznie się tylko
pożegnała i poczłapała powolnym krokiem do żeńskiego dormitorium.
***
Słońce już dawno temu schowało się za horyzontem. Kaori oparła
głowę na ręce i tępo wpatrywała się w krajobraz za oknem. Cisza, jaka
wypełniała pokój, w którym się znajdowała, była nie do zniesienia, jednak tym
razem nie miała najmniejszej ochoty czy nawet sił, by ją przerwać. Po jakimś
czasie przeniosła wzrok na ławkę obok. Kain i Souen siedzieli wyprostowani,
patrząc w ścianę, a dokładniej w drzwi naprzeciwko. Odkąd Aidou, Zero i Kaien
za nimi zniknęli, minęły już jakieś dwie godziny. Szybki raport wszyscy złożyli
od razu po przyjściu, jednak teraz poszkodowany i dwójka Łowców musiała
podzielić się szczegółami. Mitsui podejrzewała, że może to potrwać jeszcze
długo, ale odetchnęła z ulgą, widząc, że ojciec uspokoił się po wejściu do
siedziby Łowców. W końcu tak szanowany tam człowiek nie mógł pokazać swych
słabości… Martwiła się natomiast o blondyna. Tak męczące przesłuchanie w jego
stanie nie było wskazane.
Kao westchnęła, opierając głowę o ścianę. Przybierała już
wszelkie pozycje, ale nie mogła znaleźć jakiejkolwiek, która by jej
odpowiadała. Zdała sobie jednak sprawę, że zmienia pozycję za każdym razem,
kiedy zacznie myśleć o dzisiejszej tragedii. Odkąd raz pomyślała o możliwych
planach dzieciaka, jej umysł cały czas wypełniały myśli dotyczące Yuuki i
Toumy. Względne poczucie bezpieczeństwa, jakim się otaczała, zniknęło. Wszyscy
wiedzieli, że w każdym momencie Akuji może chcieć dokonać zemsty na Ayi lub
kimkolwiek innym. Odkąd zdali pierwszy raport, w całej siedzibie Związku
słychać było przerażone szepty na temat wojny, którą wypowiedział Touma.
Z rozmyślań blondynkę wyrwało nagłe powstanie Akatsukiego i Ruki.
Kaori obróciła głowę w kierunku drzwi, które po kilku sekundach się otworzyły.
Wyszedł z nich widocznie zmęczony robotą Zero.
- Proszą was do
środka - oznajmił wampirom. - Nie skończyli jeszcze spisywać zeznań - rzucił,
widząc minę Mitsui.
- Ale… - zaczęła.
- Jak na razie Aidou
może iść, ale jak poczuje się lepiej, ma tu wrócić - powiedział. - Odprowadzisz
go do Akademii? My z dyrektorem zostaniemy jeszcze na czas ich przesłuchania. -
Głową wskazał wampiry.
Blondynka pokiwała głową i wstała z krzesła. Poczekała z minutę,
aż w końcu zza drzwi wyszedł Hanabusa. Nadal był słaby, ale na szczęście dzięki
leczeniu Ayi i czystym ubraniom wyglądał znacznie lepiej. Uśmiechnął się nieznacznie,
widząc czekającą na niego nastolatkę. Oboje pożegnali się z Kiryuu i ruszyli w
drogę powrotną do Akademii.
***
Rozmowa z Reiko przekonała Ayę, że ciocia ma podobne poglądy do
jej własnych. Jednak kobieta była bardziej przygnębiona - po pierwsze, martwiła
się o Kaiena, a po drugie - o przybraną córkę. Tak jak i Suzue, doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że brunetka jest najprawdopodobniej w coraz
większym niebezpieczeństwie.
Aya widziała niepokój Reiko. Kiedy wracała do akademika i przypominała
sobie wyraz twarzy poszczególnych osób, poczuła wyrzuty sumienia. Nie podobało
jej się to, że wszyscy się przez nią denerwowali. Przecież jej istnienie nie
znaczyło więcej niż życie którejkolwiek innej osoby… Z drugiej strony,
dziewczyna miała świadomość, że gdyby komuś o tym powiedziała, natychmiast
wysłuchałaby kazania na temat tego, że nie ma myśleć w ten sposób, że wszyscy
ją kochają i to oczywiste, że się o nią troszczą, że ma się nie obwiniać, bo to
do niczego nie prowadzi, a ona sama tylko się dołuje i tak dalej, i tak dalej.
Westchnęła i powlokła się do swojego pokoju. Było już późno, ale
Otsune jeszcze nie spała. Ujrzawszy przygnębioną minę przyjaciółki, spytała, co
się stało. Aya opowiedziała jej o wszystkim. Umari nie mogła uwierzyć w te
wszystkie rewelacje. Jej też nie mieściło się w głowie, jak można być tak
naiwnym. Poza tym przeraził ją fakt, że psychopata, który niespełna miesiąc
temu tak zranił brunetkę i jej imōto, a także z zimną krwią zabił ojca tej
pierwszej, dokonał kolejnego zabójstwa na tak ważnej istocie, jaką jest
czystokrwisty wampir. Było jej też smutno, że zginęła dziewczyna, którą zdążyła
poznać, choć niekoniecznie polubić.
- Trzeba będzie poinformować o tym jutro Wakabę-san… - mruknęła
jakby w zamyśleniu Aya.
- Och, no tak… -
szepnęła rudowłosa, po czym zwiesiła głowę. Nie wyobrażała sobie smutku, jaki
następnego dnia spotka Yori. Ani szoku, który przeżyje… Co ona by zrobiła,
gdyby ktoś nagle przekazał, że jej najlepsza przyjaciółka zginęła, zabita przez
straszliwego wampira Klasy A…? Nie chcąc o tym myśleć, i czując już łzy w
oczach, energicznie pokręciła głową.
Aya postanowiła pójść się wykąpać, więc życzyła Otsune dobrej
nocy i wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do łazienki, a tam długo
siedziała pod prysznicem. Nie miała nawet ochoty na manipulację wodą. Po prostu
stała praktycznie nieruchomo i przymknąwszy powieki, próbowała wyrzucić z
umysłu nękające ją obrazy i wizje. Uspokoiła się trochę - jak zwykle, gdy czuła
strumienie ukochanej wody obmywające jej ciało. Kiedy jednak wyszła z kabiny i
spojrzała na swoje odbicie w lustrze, znów poczuła się przygnębiona. Miała
serdecznie dość wszystkich rozterek i problemów, które nękały jej bliskich i ją
samą. Pragnęła przeżyć kilka miesięcy w całkowitym spokoju - spotykając się z
przyjaciółmi, uczęszczając na nudne zajęcia, wychodząc czasami na miasto,
sprzeczając się z siostrą, opiekując się bratem, spędzając jak najwięcej czasu
ze swoim chłopakiem… Ot tak, całkowicie normalnie, jak zwykła nastolatka. Czy to
tak wiele?
Nie, odpowiedziała sobie. Ale i tak wiem, że nie ma na to nawet
najmniejszych szans.
Ponownie spojrzała w lustro i wymusiła coś, co teoretycznie można
by nazwać uśmiechem. Zachciało jej się śmiać, gdy to ujrzała.
Wróciła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Cieszyła się, że Umari
udało się zasnąć - miała nadzieję, że w spokoju prześpi resztę nocy i nie
będzie zmagała się z żadnymi koszmarami. Sama wątpiła, że dzisiaj zaśnie.
***
Kaori nadal zatopiona była w swych myślach. Kiedy wyszli z miasta
i weszli na leśną ścieżkę prowadzącą do szkoły, dziewczyna spojrzała na
blondyna i chociaż nie widziała dokładnie jego twarzy, co spowodowane było
wszechogarniającą ich ciemnością, domyśliła się, że on również zamęcza się
rozmyśleniami. Nie wiedzieć czemu, nagle się zatrzymała.
- Nie obwiniaj
siebie za jej śmierć - poprosiła pewnie. - Nie mogłeś nic zrobić…
- To akurat wiem… -
rzucił ponuro, nie patrząc jej w oczy. - Najgorsze jest to, że Kaname-sama…
- Prawie poświęciłeś
życie, żeby bronić Yuuki! Słuchaj mnie… - Podeszła bliżej. - Jeśli Kuran nie
zdołał jej uratować, a wątpię, że chciał, by zginęła, to jak możesz obwiniać
siebie? Logicznym jest, że tylko czystokrwisty jest w stanie zabić
czystokrwistego… - Lub łowca, który stał
się wampirem i pije ciągle czystą krew, pomyślała, przez co straciła na
chwilę wątek. - Zresztą… Nikt nie mógł temu zapobiec. Oprócz samej Yuuki… Nie
twoja wina, że jej „misja ratowania świata” była ważniejsza niż bezpieczeństwo
jej i jej bliskich! - mówiąc to, miała już łzy w oczach.
Blondynka delikatnie ujęła dłońmi jego twarz, co sprawiło, że
wreszcie na nią spojrzał. Oczy chłopaka, zwykle iskrzące i radosne, były teraz
jakby przygaszone.
- Nie obwiniaj się…
- wyszeptała tylko, powoli opuszczając ręce.
- Może nie powinienem
był przeżyć… Moje życie nie jest nic…
W tym momencie
blondynka z całej siły uderzyła go w twarz. Aidou widocznie zdziwiony otworzył
usta, ale dziewczyna nie dała mu dojść do głosu.
- Jesteś idiotą?!
Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć?! Twoje czy jej istnienie jest równie ważne jak
każdego innego. Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam, kiedy dowiedziałam
się, że zamordowano Yuuki! Niech do ciebie wreszcie dojdzie, że twoje życie nie
jest czymś błahym, że są osoby, dla których jesteś niesamowicie ważny! - Nie
zwróciła uwagi na to, że jej policzki były teraz wściekle czerwone, a z oczu
wylewały się łzy. - Tak niesamowicie martwię się o ciebie i wszystkich moich
bliskich. To nie czas na zamartwianie się tym, „co by było, gdyby”. Nie wiemy,
kiedy Touma przypuści kolejny atak, może on nastąpić w każdej chwili. Chyba…
chyba wszyscy w Akademii zdają sobie sprawę, że następnym celem będzie Aya.
Chciałabym - szepnęła nagle - żeby moi bliscy byli bezpieczni, chcę ich bronić,
chociaż wiem, że i tak nie sprostam niektórym przeciwnikom… Dlatego nigdy
więcej nie mów, że twoje życie nie jest ważne, bo serce mi się kraje…
Stali chwilę naprzeciw siebie. Aidou patrzył na nastolatkę,
jednak jej wzrok utkwiony był teraz w bliżej nieokreślonym punkcie. Próbowała się
uspokoić, jednak nic nie mogło powstrzymać jej szalenie bijącego serca. Wampir
podszedł do niej i przygarnął ją do siebie.
- Przepraszam… -
wyszeptał, delikatnie przeczesując jej rozwiane blond włosy.
Stali w tej pozycji około kilku minut. Wśród ciszy dało się
usłyszeć tylko dźwięk dwóch dość szybko bijących serc. W końcu chłopak odsunął
się od siedemnastolatki.
- Chyba powinniśmy
już wracać - zauważył. - Bo niedługo Kiryuu-kun i reszta nas dogonią -
uśmiechnął się.
- Przepraszam, że
cię uderzyłam - rzuciła po minucie marszu. - To było odruchowe! - Zaśmiała się
dźwięcznie. - Chociaż mogłam pomyśleć, zważywszy na twój stan zdrowia -
zasępiła się.
- Nic się nie stało,
należało mi się. W końcu muszę zacząć myśleć trzeźwo. Miałaś rację, trzeba otworzyć
oczy na to, co teraz nastąpi. Musimy być przy naszych bliskich i pomóc im w
razie potrzeby.
***
Przeleżawszy jakieś pół godziny stwierdziła, że to bez sensu.
Wstała więc i znowu się ubrała, a następnie wyszła na zewnątrz. Księżyc co rusz
przesłaniały chmury, leniwie sunące po nocnym niebie.
Dopiero po jakimś czasie Aya przypomniała sobie, że nie wysuszyła
nawet włosów - teraz co prawda były już tylko wilgotne, ale jednak. Z drugiej
strony, wampiry przecież nie chorują, więc nie musiała przejmować się tym, że
się przeziębi.
Bezwiednie zawędrowała do stajni. Ciekawa była, czy Biała Lilia
spała. Weszła, by się przekonać i chcąc nie chcąc uśmiechnęła się sama do
siebie widząc, że Lili patrzy wprost na nią i wygląda - o ile to możliwe, mając
na myśli konia - na szczęśliwą, że ktoś przyszedł ją odwiedzić. Co prawda nie
był to jej pan, ale i do brunetki pałała niemałą sympatią.
Dziewczyna podeszła do ulubionej klaczy i poklepała ją
przyjaźnie. Spędziła z nią jakiś czas, a potem, odrobinę rozluźniona, z
powrotem wyszła na zewnątrz. Weszła do lasu i przystanęła na pierwszej lepszej
polance. Po chwili zorientowała się, że to ta sama, na której Kao spotkała się
kiedyś z Aidou, a ona sama po raz pierwszy została ugryziona przez Zero.
Zachciało jej się śmiać na wspomnienie tamtych chwil. Wtedy wydawały się takie
przerażające, świat się po nich walił, a teraz były tylko epizodami, które w
jakiś sposób wpłynęły na jej życie i to, kim się stała.
Położyła się na trawie i zaczęła wpatrywać w ciemne niebo,
pełzające tu i ówdzie chmury, księżyc decydujący się pokazać raz na jakiś czas
oraz nieliczne gwiezdne plamki. W myślach bezwiednie podsumowała sobie
wydarzenia, które obecnie najbardziej ją przerażały.
Nagle zdała sobie sprawę z tego, że zagrożenie jest naprawdę
większe niż jej się początkowo wydawało. W ciągu ostatnich kilkunastu lat
zginęło tylu czystokrwistych… Zaczynając od Haruki i Juri, poprzez Shizukę,
Rido, Masujiro i Kage, skończywszy na Yuuki… Niespodziewanie przeraziło ją to,
że obecnie naprawdę nikt nie mógł czuć się bezpieczny, nawet - a może
szczególnie - czystokrwisty, który, choć tak potężny, żył chyba teraz w
czasach, w których co druga osoba pragnęła jego zguby.
Westchnęła cichutko i wlepiła nieobecny wzrok w srebrną tarczę
księżyca, który uwolnił się już od natarczywych chmur i znów królował nad
niebem. Jej umysł zbombardowała jedna, wyraźna myśl. Dziwne przeświadczenie, że
kolejną ofiarą będzie ona sama.
***
Tu Aya, ale to już chyba nikogo nie dziwi.
Rozdział jest, jaki jest i nie będę tego komentować. Nie wiem, kiedy ukaże się następny- za tydzień, miesiąc, kilka miesięcy...? Pal to licho.
Z dedykacją dla Kiran Lilith- nie tylko z okazji urodzin. ;*
[wpis z dnia 9.03.11]
Został mi jeszcze jeden tom, no nie wierzę! :D
OdpowiedzUsuńW tym tomie zaskoczyło mnie coś czego w życiu bym się nigdy przenigdy bym się nie spodziewała. Wiem, że jej nie lubiłyście, ale myślałam, że podobnie jak w mandze Yuuki sobie kilka stuleci pożyje.
Powiem wam że przez chwilę zastanawiałam się czy to jest aby prawda? Może zaginęła czy coś. wlaśnie nie pasowało by mi to, że Kaname nic by nie zrobił z tym. Przecież on ją tak kochał i była jego oczkiem w głowie.
Ale nie szkoda mi jej bo od razu jak o tym myśle to mam ochode udeżyć się w czoło, bo jak można być tak głupim? "Mam ważną misję. Chcę ratować innych.Bo mój artemis...blablabla" Nawet tym gadaniem mnie wkurzała. (Prawie przeklęłam, ale się powstrzymałam xD) I tylko tyle potrafiła. Mówic. A potem glupio wierzyła i umarła. Powiem ci, że szkoda mi Kaname. Biedny, łączył nadzieje z kimś takim... =3= zastanawiam się co on w niej widział... Kurde no nie wiem. XD
Szkoda mi też Hanabusy. Mam nadzieje, że to koniec jego męki. Nie dość, że próbował ja uratować, to jeszcze nieźle dostał. :c Nie wiem czemu, ale miałam też nadzieje, że Ichiru będzie trochę zazdrosny o Kao. W ogóle jak ja się cieszę, że do siebie wrócili. To urocze było, że on cały czas nad nią czuwał. Wiedziałam ze się pogodzą prędzej czy później. Znaczy czułam to. :3
Tak jak też mówiłam wcześniej, Suzaku coraz fajniejszy. Naprawdę go lubię. Tak, właśnie jako taki najlepszy przyjaciel Ayi mi idealnie pasuje. Zaskoczył mnie też przebieg przemiany. Nie spodziewałam się, że Aya 2 nagle wyskoczy. Czasami jest denerwująca, ale akurat teraz jakoś mi nie przeszkadzała.Coraz bardziej ją też lubie. Co się dzieje! Wszystkich zaczynam lubić pod koniec.
W ogóle mam taką swoją teorię, że myślę iż ta 2 Aya odegra ważną rolę w finale. Mam takie wrażenie, że będą walczyć z akujim i to właśnie ona ich uratuje albo coś. bo jakby nie była ważna, to byście ją usunęły. :D
Pewnie jeszcze Kaname odegra ważną rolę. :D i może Shirabuki czy jak to tam tej czystokrwistej. XD jakoś nie potrafię jej zapamiętać. :3
No to w sumie tyle. A propo, zamierzam czytać drugą część. :D
Pozdrawiam!