Strony

niedziela, 29 lipca 2012

Terra Nostra - Epilog

    Charlie Samith, obecny dyrektor tej części Londyńskiego Instytutu Nauki, która przeznaczona była do zwiedzania, przechadzał się po swoim gabinecie. Jego zamyślony wzrok zielonych oczu padł na elektroniczny kalendarz wiszący na pomalowanej na biało ścianie.
    Osiemnasty lipca dwa tysiące sto dziewięćdziesiątego czwartego roku. Czterdzieści lat temu w tym oto budynku piętnaścioro uczestników prestiżowego obozu naukowego Success zostało wplątanych w walkę o przetrwanie Ziemi. Podstępem przekonani do udziału w „grze”, zmuszeni zostali do poświęcenia życia, bowiem robot, którym sterowali za pomocą myśli, wysysał z nich caluteńką energię potrzebną do dalszej egzystencji.
    Charlie był jednym z tych, których tragedia pilotów Terry Nostry - bo tak piętnastka nazwała maszynę, którą sterowała - dotknęła osobiście. Choć sam szczerze przyznawał, że swą starszą siostrę Milly pamiętał tylko ze zdjęć - miał ledwie trzy lata, kiedy ta umarła - odczuwał żal po jej stracie.
    Miał teraz czterdzieści trzy lata i był dość wysokim mężczyzną. Brązowe włosy zaczęły już trochę siwieć, ale oczy zazwyczaj błyszczały tak, jak za jego młodzieńczych lat. Był dobrym mężem dla Mary i kochającym ojcem dwóch dziewczynek - jedenastoletniej Sophie i dziesięcioletniej Mildret, na którą często wołano Milly.
    Zerknął na zegar - dochodziła północ.
    Kilka minut później krótki sygnał obwieścił początek dnia dziewiętnastego lipca. Czterdziestej rocznicy śmierci jego siostry.
    Nie był pewien, dlaczego postanowił zostać w pracy na noc. Być może potrzebował tego, by poukładać sobie pewne sprawy, by uporządkować myśli i przygotować się w spokoju na obchody czterdziestej rocznicy rozpoczęcia walki o przyszłość Ziemi.
    Westchnął i wyszedł z gabinetu. Skierował kroki ku sali, która pełniła niegdyś pomniejszą funkcję, a teraz, mimo wszystkich fantastycznych nowoczesnych nowinek LIN-u, była najczęściej odwiedzanym pomieszczeniem w Instytucie. To tam niejaki Harry Reed zaprowadził czternaścioro uczestników Success i Milly, która „przypadkiem” do nich dołączyła, by skazać ich na śmierć. Dochodzenie wykazało, że ów mężczyzna był w zmowie z kierownikiem obozu, Georgem Key'em, którzy wspólnie zatroszczyli się o to, by piętnaścioro dzieciaków zawarło kontrakt, z którego nie mogło się już uwolnić. Key'a udało się złapać i wsadzić do więzienia, jednak już w pierwszym tygodniu pobytu w celi zniknął w tajemniczych okolicznościach i nikt nigdy więcej go nie widział.
    Samith skinął głową dozorcy - jedynemu człowiekowi, który oprócz niego siedział o tej porze w pracy. Ochroną zajmowały się liczne roboty i maszyny.
    Skręcił w boczny korytarz, a po chwili doszedł do zamkniętej obecnie sali. Wygrzebał w kieszeni kartę magnetyczną, przyłożył ją do odpowiedniego miejsca, następnie wpisał potrzebny kod, a na koniec jeszcze poddał identyfikacji swoją tożsamość. Wiele było tych zabezpieczeń, ale nie mógł nic poradzić na to, że zmieniły się przepisy i miejsca tego typu należało chronić w taki, a nie inny sposób.
    Wszedł wreszcie do pomieszczenia i na odpowiednim panelu wybrał opcję włączenia światła. Salę natychmiast zalała biel.
    Pokój ten wiele lat temu powiększono, by stał się bardziej przestronny. Tak wiele osób, jakie go odwiedzało, nie zmieściłoby się w oryginalnej salce komputerowej.
    Ściany i podłoga, jak w całym Instytucie, wciąż oślepiały bielą. Jednak wszystkie sprzęty używane w tym miejscu kilkadziesiąt lat temu zniknęły, zastąpione pamiątkami i dokumentami po poległych bohaterach.
    Tradycyjnie najpierw ruszył ku ścianie, na której wisiały cyfrowe zdjęcia pilotów. Charlie do dziś pamiętał, jak Jonathan Newmen, jego poprzednik, opowiedział mu, jak je zdobył. Samith już jako nastolatek postanowił, że będzie pracował w Londyńskim Instytucie Nauki i tak się właśnie stało. Kilkanaście lat temu objął jakąś niewielką funkcję, ale szybko awansował na zastępcę dyrektora. Jonathan wyznał mu wówczas, że w dwa tysiące pięćdziesiątym piątym roku otrzymał pewną kopertę od tajemniczego nadawcy.
    „To zdarzyło się drugiego listopada dwa tysiące sto pięćdziesiątego czwartego roku, czyli dzień po ostatniej walce, która odbyła się w Tokio. Był już wieczór i zamierzałem właśnie wyjść z Instytutu, gdy nieopatrznie nadepnąłem na kopertę leżącą tuż przed gmachem LIN-u. Podniosłem ją od niechcenia. Masz pojęcie, mój drogi Charlie, jak bardzo zdumiałem się, gdy ujrzałem na niej swoje nazwisko? Nie wiedzieć czemu, serce mi przyspieszyło. Nie zastanawiając się długo, wróciłem do gabinetu, by tam w spokoju przeczytać list. Okazało się jednak, że żadnego listu nie było. Jedynie najnowsza karta pamięci, zupełnie taka, jakiej używałem w pracy. Włączyłem laptopa i natychmiast sprawdziłem zawartość tego, co mi przysłano. I zgadnij, co tam ujrzałem? Zdjęcia nastolatków, którzy poświęcili swoje życie w obronie Ziemi, a także liczne informacje na temat ich poczynań. Nie wszystkie znane były mass mediom, Charlie. Tym, co jeszcze mnie zdziwiło, były dokładne skany pamiętnika jednej z uczestniczek obozu Success. Następnego dnia znalazłem jego oryginał w zgrabnie zapakowanej paczuszce na moim biurku…”
    W dniu, w którym Jonathan opowiedział Charliemu tę historię, Sala Terry Nostry - bo tak się nazywała - była już znana i często odwiedzana, więc Samith znał już wszelkie dokumenty na pamięć, a oblicza szesnastu nastolatków nie zamazywały się już w jego pamięci.
    Charlie spojrzał na uśmiechniętą twarz swojej starszej siostry. Milly zawsze była pełna energii, a jej zielone oczy lśniły wesoło. Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Wszyscy mu mówili, że jest do niej bardzo podobny. Żałował, że tak naprawdę nie zdążył jej poznać, choć jego rodzice zapewniali, że jako maluch był fanem Milly, która często zabawiała go na rozmaite sposoby. Charlie pamiętał to jak przez mgłę. Milly była pierwszym pilotem i dlatego jako jedyna nie zdążyła zaznać strachu na myśl o zbliżającej się śmierci, gdyż zwyczajnie nie wierzyła w słowa Reeda…
    Następny był Casper Johansen. Ponoć był chłopakiem znanym przede wszystkim ze swojego niegasnącego entuzjazmu. Dopiero niepewność związana z „grą” go złamała. Poza tym, był najmłodszym spośród tych, którzy wtedy zginęli. Znalazł się być może w najgorszej sytuacji, gdyż to po tym, co miało się z nim stać, pozostali „gracze” mieli przekonać się, czy walki robotów to naprawdę sprawa życia i śmierci…
    Daniel Orban. Chłopak, który nie pamiętał pierwszych siedmiu lat swojego życia, który potem przeżył pięć lat na ulicy, a następnie wrócił do domu na kolejnych pięć lat. Uliczny złodziejaszek i chłopak z dobrego domu w jednym. Ten, który odkrył, że dzięki odpowiednim krzesłom i myślom gracze mogą sami przenieść się do kokpitu Terry…
    Barunka Topolanek, która w dniu śmierci zdążyła wygrać turniej taneczny. Wesoła blondynka o zielonych oczach, dla której taniec towarzyski był całym życiem. Ta, która nadała robotowi nazwę i jako pierwsza walczyła na terenie tej Ziemi…
    Nathan Rameau, syn zmarłego niedawno Jeana Rameau, który przez wiele lat zasiadał w Radzie Narodów, i młodszy brat Nicolasa, który zasiada w niej obecnie. Ten, który wygrał walkę w Moskwie i wraz ze swoją dziewczyną, Nadią, wyznał prawdę o swojej strasznej przygodzie ważnym osobistościom, jakimi byli jego rodzice…
    Laodika Valahov, wyciskająca z życia wszystko, co się da, jedna z tych, którzy zorientowali się, iż robotami-przeciwnikami również kierują ludzie…
    Lerate Gasset, której optymizm i pogoda ducha umilała nieco życie pozostałych. Z całego serca kochająca rodziców dziewczyna pragnąca poświęcić się pracy mającej poprawić byt zwierząt, tak bardzo dyskryminowanych w dzisiejszych czasach…
    Jurgis Paksas, którego życia diametralnie odmieniło coś, co wydarzyło się dużo wcześniej niż skazanie na śmierć przez Reeda, a zdarzeniem tym była śmierć jego starszego brata…
    Idalia Kairis wychowana w greckim domu dziecka. Ta, która odkryła prawdę dotyczącą istnienia alternatywnych wszechświatów, z których pochodzili przeciwnicy Terry…
    Dennis Schneider, pewny siebie Niemiec o stalowoszarych oczach i blond włosach, ten, który tuż przed własną śmiercią zabił Harry'ego Reeda…
    Carmen Torres, Hiszpanka, której życie zmieniło się diametralnie po tym, jak zmuszona została do dokonania aborcji…
    Agnese Dante, dziewczyna, która doświadczyła w swoim siedemnastoletnim życiu niejednej straty, ale która mimo tego nie poddała się ani nie utraciła wiary…
    Sebastian Dąbek, najprawdopodobniej jedyny, który odkrył tajemnicę Diany. Bogaty chłopak mający pod dostatkiem wszystko poza miłością…
    Diana Sojka, ta, która nie zdążyła odbyć swej walki, gdyż wcześniej pokonała ją choroba, ale jednocześnie autorka pamiętnika, w którego posiadaniu jest LIN - innymi słowy ta, dzięki której niewtajemniczeni mogli wejść „wewnątrz” spraw wybrańców i poznać szczegóły, o których w inny sposób nigdy by się nie dowiedzieli…
    Nadia Charpentier, córka znanego polityka. Ostatnia spośród pierwszej piętnastki…
    Vince. Chłopak, którego wychowała ulica, najbliższy przyjaciel Daniela Orbana. Młodzieniec bez nazwiska, który jako jedyny zawiązał kontrakt z własnej woli, świadomie poświęcając swoje życie dla dobra ogółu…
    Charlie, któremu udzielił się już znajomy podniosły nastrój tego miejsca, przeszedł dalej - do ekranu, na którym po wybraniu odpowiedniej opcji mógł ujrzeć miejsca pochówku danych osób. Po odnalezieniu martwej Milly w pobliżu domu, nie znając jeszcze prawdziwej przyczyny jej śmierci, rodzice pochowali ją na cmentarzu w Oldham. Grób Caspra znajdował się w Bergen, jego rodzinnym mieście w Norwegii. Jego rodzice znaleźli go nieżywego w domu i również z początku nie wiedzieli, jak umarł. Daniel pochowany był na najstarszym cmentarzu w Budapeszcie. Po jego niewyjaśnionej z początku śmierci jego rodzice przez jakiś czas jeszcze mocniej niż niegdyś pragnęli odszukać Vince'a w nadziei, że może on coś na ten temat wie. Barunka spoczęła w Pradze. Kilka lat po jej śmierci państwo Topolanek, zgodnie z przedśmiertną propozycją córki przekazaną im w liście, zaadoptowali sześcioletnią dziewczynkę. Nathana pochowano na paryskim cmentarzu tuż po wystawnym pogrzebie z mszą żałobną w katedrze Notre-Dame. Laodika spoczywa w Strudze. Ciała Lerate, zgodnie z jej prośbą, nigdy nie odnaleziono. Kiedy jednak jej rodzice poznali prawdę, postawili jej nagrobek w Fatimie. Jurgisa pochowano w Kownie. Idalia, podobnie jak Lerate, nie chciała, by jej ciało odnaleziono, jednak w Litochoro - miasteczku, w którym się wychowała, ustawiono niewielki pamiątkowy pomnik. Dennisa pochowano w jego rodzinnej Bawarii, kilka kilometrów od Monachium. Carmen pochowana została na barcelońskim cmentarzu, a jej matka, chcąc odpokutować swe grzechy, do końca życia pracowała w fundacji pomagającej niechcianym dzieciom. Rodzina Agnese, dzięki wsparciu Olegario Licavoli (który zresztą ożenił się później z Marisą Dante), mogła pochować ją na najpiękniejszym wenecjańskim cmentarzu. Zarówno Sebastian, jak i Diana zostali pochowani na tym samym cmentarzu w Trójmieście, choć w zupełnie innych miejscach. Nadia z kolei spoczęła tuż obok Nathana. Vince został po śmierci przekazany państwu Orban, którzy w jakiś sposób od wielu lat uważali go za kogoś w rodzaju nieznajomego syna. Wiedząc, że Daniel by tego pragnął, pochowali jego przyjaciela razem z nim.
    Charlie postanowił nie włączać żadnego z filmów dokumentalnych, interaktywnych prezentacji, hologramów Terry Nostry czy pokazów slajdów, gdyż wiedział doskonale, że już za kilka godzin to i tak go nie ominie, a poza tym prawdopodobnie spędzi na tym większość dnia. Miała przyjść także jego rodzina - nie tylko Mary z dziećmi, ale też bliscy z Oldham, którzy przybyli do Londynu kilka dni temu. Samith otrzymał również informację od niektórych krewnych pilotów. Niebawem Londyński Instytut Nauki miał zapełnić się gośćmi z Francji, Portugalii, Polski, Węgier i wielu innych państw - prawdopodobnie nie tylko tych należących do Organizacji Narodów Euroazjatyckich.
    Podszedł za to do gablotki, w której oglądać można było pamiętnik Diany. Był nieco brudny i podniszczony, jakby przez jakiś czas był zakopany. Nie wolno było go dotykać, ale tuż obok znajdowały się liczne okulary, po których nałożeniu można było zaznajomić się z treścią dziennika w wielu różnych językach. Niegdyś Charlie miał nawet aspiracje, by nauczyć się języka polskiego chociażby po to, żeby przeczytać wpisy w oryginale, ale uznał, że polski jest językiem okropnie skomplikowanym, być może jednym z najtrudniejszych na świecie.
    Nieraz za to czytał angielski przekład wspomnień młodej Polki i wiele jej wpisów znał na pamięć.
    „Londyn, 18.07.2154. (…) Choć na co dzień nie interesuję się podobnymi rzeczami, LIN mnie zachwycił. (…) Wtedy pojawił się mężczyzna, który przedstawił się jako Harry Reed. Zaprowadził nas do jednego z bocznych pomieszczeń wyjaśniając, że zostaliśmy wybrani, by wziąć udział w pewnym przedsięwzięciu. Kilkoro z nas, w tym ja, niepokoiło się nieobecnością pani Adams. Potem okazało się, że pan Key poinformował ją, iż podczas wizyty w LIN-ie będzie miała przerwę, ponieważ nami zajmie się niejaki pan Reed. (…) Jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć, niemniej jednak tak czy owak nie podoba mi się ta cała gra. Momentami mam ochotę wrócić już do domu. (…)”
    „Londyn, 19.07.2154. Milly NIE ŻYJE. W przeciwieństwie do innych, jestem o tym przekonana i nie wątpię, że nie była wspólniczką Reeda. Ten okrutnik wpakował nas w coś strasznego… Nie dość, że w niespodziewanym momencie przenieśliśmy się do kokpitu robota (znów było tam to stworzonko, Lollipop - zastanawia mnie, czym ono właściwie jest?), a Milly musiała rozegrać walkę z innym robotem w nieznanym nam miejscu, to jeszcze, mimo wygranej, przypłaciła to życiem… (…) Kolejny ma być Casper…”
    Podobnych wpisów jest całe mnóstwo. Dzięki nim można było prześledzić losy pilotów aż do osiemnastego października, kiedy to Diana umarła.
    Charlie otrząsnął się z zadumy i ze zdziwieniem spostrzegł, że zrobiło się naprawdę późno. Zdecydował położyć się na kanapie w gabinecie, by przespać chociaż kilka marnych godzin, gdyż od rana do wieczora będzie miał ręce pełne roboty.
    Po raz ostatni tej nocy omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie, wyłączył wszystko co trzeba, wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi.
~*~
    Lollipop westchnęła cichutko, patrząc z góry na piętnaścioro dzieci ze zdumieniem rozglądających się po kokpicie jednego z wielu robotów stworzonych do walki.
    Który to już raz? Jak wiele młodych ludzi przeprowadziła przez okropną „grę”? Śmierć ilu niewinnych osób oglądała?
    Coraz bardziej nienawidziła swojej pracy. Gdyby tylko wiele lat temu pokonała strach… Gdyby nie była tak przerażoną i naiwną szarą myszką uparcie trzymającą się życia… Tak bardzo bojącą się śmierci, że wolała przeżyć jako dziwne stworzenie będące przewodnikiem tych, którzy zostaną kimś w rodzaju jej następców niż umrzeć tak, jak jej czternastu kolegów…
    Żałowała swojej decyzji sprzed lat. Walki o przetrwanie różnych światów trwały, a ona widziała ich już wiele i marzyła tylko o tym, by to wszystko się skończyło. Kiedy zawiązała osobny kontrakt, który pozwolił jej przetrwać, nie spodziewała się, że w przyszłości będzie przeklinała swą decyzję. Nie, wtedy czuła coś w rodzaju satysfakcji i dzikiej radości. Szybko jednak przekonała się, że dużo lepsza byłaby śmierć taka sama jak znajomych z jej Ziemi niż spoglądanie na to, jak umierają kolejne piętnastki mieszkańców różnych światów. Dlaczego nie potrafiła się poświęcić? Przecież szczerze kochała swoją Ziemię…
    Ale bardziej kochała życie.
    Maalin Gonte, ciemnoskóra kobieta po trzydziestce, która podstępem zwerbowała nową piętnastkę, gestem dała Lollipop znać, że może już pokazać się przyszłym pilotom. Zlatując niżej i rozpoczynając rozmowę z dziećmi w wieku czternaście-dziewiętnaście lat, Lollipop myślała o tym, jak długo jeszcze będzie zmuszona pokutować za swoje tchórzostwo.
    Wkrótce rozpoczęło się losowanie. Krzesła nowych obracały się szybko, aż w końcu jedno z nich najechało na znak, wskazując na to, że pierwszym pilotem tej drużyny miał zostać przestraszony rudowłosy chłopiec. Choć nie wiedział, co naprawdę go czeka, Lollipop i tak było go żal.
    Niedługo potem dzieci odesłano do ich domów. Maalin próbowała nawiązać z Lolli rozmowę, ale ona nie kwapiła się do pogawędki. Nie przepadała za Gonte, aczkolwiek nikt nie mógł się równać z Harrym Reedem. To był dopiero okrutnik, Lollipop musiała przyznać, że cieszyła się, że Dennis Schneider odważył się go zabić, dzięki czemu przy kolejnej piętnastce Lolli miała już nowego partnera. Potem kolejnego. A następnie Maalin. Każda z tych osób w przeszłości wymigała się od śmierci, ale w zamian zobowiązana była do werbowania kolejnych piętnastek. Choć Harry i inni mu podobni zachowali ludzką formę, Lollipop i tak mimo wszystko wolała swoją sytuację. Nie miałaby serca z pełną premedytacją oszukiwać innych i skazywać ich na śmierć.
    Wspominając marny koniec Reeda i tych, którym przewodniczyła w tamtym czasie, Lollipop nie mogła pozbyć się świadomości, że pragnęła, by Dennis owego dnia zabił także ją. Potem zaś miała ochotę błagać Vince'a, by ją zastrzelił. A jednak tego nie zrobiła, strach wciąż w niej tkwił, choć nawet ją samą to dziwiło, bo przecież w jakiś sposób pragnęła śmierci.
    Pocieszała się myślą, że może już niebawem się uda.
    Uśmiechnęła się do samej siebie i zatoczyła w powietrzu ogromne koło, ze smutkiem śpiewając szeptem znienawidzoną wyliczankę:
Entliczek-pentliczek,
Krzesełek piętnaście.
Kogo wskaże znaczek,
Ten na wieki zaśnie.







~*~
     Witam, tu Aya. Z powodu pobytu na działce zmuszona byłam dodać rozdział dzisiaj, mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza.
     Tak, to koniec. Wierzyć mi się nie chce, iż kolejne opowiadanie zostało zakończone. Najpierw „Vampire Knight”, teraz „Terra Nostra”… Za dwa tygodnie rozpoczniemy publikację „Vampire Night” - zapraszamy.
     Słowem podsumowania: TN publikowane było od 11.05.2011 do 29.07.2012, tak więc niestety przez znacznie dłuższy okres niż planowałam. Ale cóż, nie spodziewałam się, że tyle będzie trzeba czekać na rozdziały Kao. -.- Bądź co bądź udało się jednak dotrzeć do końca. Jeśli o mnie chodzi, TN było świetną odmianą i szczerze mówiąc, żałuję, że się skończyło. Wielu z Was wspominało, że dobrze opisuję uczucia - i to chyba lubię robić najbardziej, dlatego psychologiczny charakter tego opowiadania bardzo mi się podobał. VN to powrót do typowej fantastyki, romansu, czegoś w rodzaju przygodówki… Cóż, w każdym razie jest inaczej - co nie oznacza, że z przyjemnością nie oddam się opisywaniu tej historii. ;)
     Chciałabym z głębi serca podziękować WSZYSTKIM naszym wiernym czytelnikom. Jesteście kochani! Wasze słowa wiele razy dodawały mi otuchy i wywoływały uśmiech (bądź łzy wzruszenia) na mej twarzy. Największe podziękowania kieruję do Suzu. To ona wspierała mnie, gdy miałam wszystkiego dość i przechodziło mi przez myśl, by to rzucić. Podsuwała pomysły, gdy ich brakowało, służyła opinią i radą, marnowała czas na długie komentarzowe wywody… Jednym słowem była cudowna :) Arigatou, Suzu-chan. :* Kolejne osobne podziękowania kieruję do Angel-chan - za poganianie mnie, szantażowanie, straszenie i tak dalej, do Kiran Lilith, która zawsze starała się być na bieżąco i skomentowała chyba każdy rozdział oraz dla mamy, która również przeżywała z nami przygodę TN i nieraz uroniła kilka łez nad losem bohaterów. Dziękuję!
     Cóż mogę więcej rzec? Cieszę się, że zdecydowaliście się czytać te wypociny. Szczególnie raduje mnie fakt, iż niektórzy „fani” naszego VK przeczytali też TN, odcięli się trochę od, bądźmy szczerzy, nieco dziecinnego opowiadania, by zapoznać się z czymś poważniejszym.
     Przynajmniej kilkoro osób od przeszło roku czeka na VN - mam nadzieję, że nikt z Was nie wyparował i rzeczywiście zechcecie powrócić wraz z nami do świata VK. Wdzięczne będziemy za wszelkie opinie, rady, pomysły.
     Ups, nieco się rozpisałam. Właściwie mnie to nie dziwi, już tak mam, ale jednakowoż wypadałoby wreszcie zakończyć tę tyradę. ;) Tym, którzy dotrwali do końca, gratuluję. Jeszcze raz dziękuję za wszystko i zapraszam do czytania opowiadań znajdujących się na tym blogu.

8 komentarzy:

  1. No to czas na epilog… Już na wstępie powiem że kocham ten rozdział… Gdy go czytałam widziałam wszystko jak film… Kiedy zastanawiałam się ja może wyglądać nie wpadłam na coś takiego… Nie wiem czemu ale wyobrażałam sobie że albo będzie to coś związanego z zaświatami albo jakaś konferencja o bohaterstwie tych dzieciaków ale nie wpadłam na pomysł że może to być coś takiego… Naprawdę mnie zaskoczyłyście.

    Naprawdę dobrze wybrałyście postać którą dałyście na tego dyrektora. To taka ładna pętla. Milly była główną bohaterka pierwszego rozdziału a zakończenie całego opowiadania jest tak jak by z perspektywy jej brata naprawdę dobry pomysł. Po za tym jego historia: to że był bratem pierwszego pilota, od zawsze chciał pracować w tym instytucie idealnie pasuję. Świetnie że był opis jego rodziny. Od razu widać za co dzieciaki oddały życie bo gdyby nie ich poświęcenie nie byłoby by tych dziewczynek. Nie wiem czemu ale jakoś przez to że Charlie był taki mały gdy jego siostra umarła wróciłam myślami do mojego i twojego rodzeństwa Aya T.T Przecież i Agnese i Diana miały kilkuletnie rodzeństwo. Ech jakoś tak zaczęłam się zastanawiać jak ich przyszłość mogłaby wyglądać i w ogóle… No ale dobra skończmy z tym bo za dużo już moich przemyśleń

    Wiesz co to jak ten zegar wybił północ zwiastując kolejny dzień to czułam sama nie wiem co… magie...? Coś w tym stylu w każdym bądź razie było czuć coś podniosłego, mistycznego…

    Ech wiec ten pajac miał jeszcze wspólnika? No proszę… W sumie to było do przewidzenia ale ok . W każdym bądź razie nie trudno jest domyśleć się jak udało mu się zwiać z więzienia… No ale dobra nie ważne…

    Co do pamiętnika i zdjęć... Wiecie co ja te zdjęcia jakoś tak mam przed oczami. Serio wyobrażam sobie jak mogłyby one wyglądać w tym całym Instytucie (tak na marginesie całą tą sale jakoś tak widzę przed oczami). W sumie to naprawdę jestem ciekawa kto i jak dostarczył to wszystko temu poprzedniemu dyrektorowi. Co do pamiętnika to powiem tak kocham ten wątek. Nie umiem wyjaśnić czemu wyobrażam sobie jak wyglądał, treść niektórych wpisy i wreszcie czemu jakoś wzruszam się ilekroć o nim czytam. A no i kolejna „klasyczna ironia losu” Diana o ile pamiętam napisała że umarłoby ze wstydu jeżeli ktoś go przeczyta a teraz czytają go tysiące…

    No więc teraz pora na wspominki…
    Powiem tak gdy czytałam drugi raz TN po kilku rozdziałach rzuciło mi się w oczy że po pierwsze każdy rozdział miał swój klimat a po drugie rozdziały dojrzewały razem z bohaterami. O co mi chodzi? O to że pierwsze rozdziały były bardziej przepełnione strachem, niedowierzaniem, skupiały się bardziej na refleksjach i emocjach bohaterów które wywołuje perspektywa śmierci oraz ich podejściu do niej później było kilka rozdziałów w których dzieciaki próbowały walczyć o życie mając nadziej że coś uda się jeszcze zrobić poza tym oba ta „stadia” posiadały dokładniejsze opisy walk i refleksje pilota tuż przed śmiercią. Począwszy bodajże od Idali rozdziały były pełne pogodzenia się z losem, przepełnione wspominkami odnośnie nieżyjących kolegów i koleżanek (co właśnie bardzo mi się podoba bo w anime było tego za mało) i głębszym poznawaniem historii danego bohatera. Oczywiście były wyjątki ale ogólnie właśnie takie wrażenie odniosłam. To wszystko tworzyło fantastyczny efekt.
    Rozdział Milly był naprawdę pełen radości, i wręcz emanował energią i radością życia tej dziewczyn. Jej historie można skwitować trzema słowami: „klasyczna ironia losu”. No ale chociaż dziewczyna nie odczuła strachu przed śmiercią jak powiedział jej brat więc jej rozdział był ciut inny od reszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech do tej pory nie umiem wyjaśnić czemu to tak bardzo polubiłam Caspera. Po prostu gdy o nim czytałam (należy zaznaczyć ze poza swoim był tylko w pierwszym rozdziale i o ile mnie pamięć nie myli było o nim kilka zdań) jakoś tak go pokochałam. Za nic… Pamiętam że gdy czytałam ten rozdział byłam przerażona co może perspektywa śmierci zrobić z człowiekiem. No i doskonale pamiętam jak wstrząsnęły mną ostatnie słowa chłopaka. On chciał żyć… To tak przykre.
      Rozdział Dana po prostu kocham! Pamiętam jak bardzo byłam przerażona pierwszą scenką. Ten rozdział był mroczny i miał w sobie coś co sama nie wiem jak określić.
      Barunke podziwiałam ze jej radość i postawę w obliczu śmierci. Naprawdę była wspaniałą dziewczyną a ilekroć czytam o jej liście do rodziców serce mi się kraje.
      Rozdział Nathana był tym z rozdziałów które mnie najbardziej wzruszyły. Historia jego i Nadii głęboko mnie poruszyła a wiadomość o tym co się dzieje w domu Francuski przeraziła mnie. Od tego momentu głęboko współczułam dziewczynie i bałam się co przeczytam w jej rozdziale.
      Hmm co do Laodika to jest tą z bohaterek z którą najmniej się zżyłam. No ale na jej rozdział przypał pogrzeb Nathana który naprawdę przeżyłam. W każdym bądź razie również podziwiam ją za to jak zachowywała się przed śmiercią. Jej rozdział był według mnie podobny do rozdziału Daniela miał w sobie jakieś hmmm niebezpieczeństwo, bunt…? No nie wiem w każdym bądź razie coś podobnego
      Lerate była jedną z tych postaci którą jakoś szczególnie polubiłam. Była prostą, dobrą dziewczyną i kochała to co ja. Kochała zwierzęta… Ilekroć czytam jak piszę list do rodziców ryczę na tym. Pamiętam też że strasznie było mi smutno gdy postanowiłam aby jej ciała nigdy nie znaleziono.
      Hmmm Jurgis… wcześnie chyba nie zwróciłam na niego uwagi… W każdym bądź razie po przeczytaniu jego rozdziału strasznie go polubiłam. Strasznie było mi go żal z powodu śmierci brata i dlatego że przez matkę znienawidził go T^T
      No to teraz pora na pierwszą postać mojej bliźniaczki… To jedna z historii która hmm… jak by to określi? Wzruszyła mnie…? Atmosfera tego rozdziału była podobna do tej Jurgisa. W ogóle jakoś tak mi się wydaje że Idalia i on mieli podobne zachowanie z tym że jemu było łatwiej dogadywać się z ludźmi. No i zakończenie było niezwykle wzruszające Q.Q
      No to czas na postać której jednoznacznie nie potrafię ocenić. Dennis jest typem osoby która ma wiele tajemnic i może człowieka ogromnie zaskoczy. Jego rozdział bardzo przeżywałam w związku z tym że zabił Harrego i za sprawą Nadii i jej ojca. W każdym bądź razie podczas tego rozdziału chłopak nieraz mnie zaskoczył. Raz pozytywnie a innym znów razem negatywnie.
      Co do Carmen… Bardzo ją polubiłam. Nie tylko dlatego iż chciała urodzić dziecko ale dla tego że była wstanie poniekąd „przebaczyć” matce zmuszenia jej do aborcji. Nie wiem czy ja bym umiała to zrobić. Po za tym jakoś czuje się emocjonalnie z nią związana (Aya ty wiesz czemu :P)… W tym rozdziale pozostali piloci ostatecznie pogodzili się ze śmiercią. Ogólnie nastrój w nim był nadzwyczaj przesiąknięty nostalgią i apatią nie tylko za sprawą śmierci pozostałej czwórki ale przez śmierć tego biednego malca.
      Cóż co do wcielenia Soni ze „Zbrodni i Kary” czyli mnie nie będę dugo pisać ogólnie to co mi utkwiło to, to że wspaniale oddałaś emocje. Sama lepiej nie umiałam tego zrobić. No i to cudowne zakończenie po prostu brak słów.
      No i przyszła pora na Sebe. Ten rozdział skojarzył mi się z historią Rodiona i Sonii. Diana i on byli by naprawdę wspaniałą parą. To co Di powiedział w swoim rozdziale gdyby mieli więcej czasu pokazała by mu że może kochać… Według mnie to prawda. To właśnie jest najtragiczniejsze w tym wszystkim…
      Rozdział Polki po prostu kocham, wielbię i ubóstwiam! Jest w nim tyle emocji, tyle prawdy… Aya wspaniale oddałaś uczucia. To rozdział który doprowadza mnie do łez i jest jednym z moich ulubionych.

      Usuń
  2. Historia Nadii dogłębnie mnie porusza. Bałam się czytać tego rozdziału jednak muszę przyznać że Kao doskonale sobie z nim poradziła. Emocje były świetnie oddane a pomysł ze scenami z obozu wprost genialny!
    Ostatni rozdział to również jeden z moich ulubionych. Wspaniale oddane uczucia, ciekawe i pełne napięcia wydarzenia oraz atmosfera mroku, czarnej strefy itd. sprawia że historia ostatniego pilota głęboko wbiła mi się w pamięć…
    Dobra koniec moich refleksji. Napisze jeszcze że wspaniale że dałyście te „skrócone historie”. Jak widać po Nadii i Agnese nie wszystkie sprawy wyszły na jaw…

    Nad miejscami pochówku nie będę się zbytnio rozwodzi. Napiszę tylko że niezmiernie się cieszę że moja macocha mogła mnie pochować i nie zbankrutowała a po za tym że ożeniła się z moim wybawcą. Wspomnę jeszcze że wzruszyłam się tym że Nadia i Than spoczęli obok siebie a miejsce pochówku Sebastiana i Diany jakoś tak symbolizuje mi to iż nie mieli wystarczająco czasu by być prawdziwą parą.

    Ech to głupie ale jakoś wyobrażam sobie jak mogły by takie filmy odnoście sprawy Terry wyglądać. Heh już widzę aktorów grających poszczególnych pilotów i ludzi wychodzących ze łzami w oczach z kin...
    Wpisy z pamiętnika się wzruszające i naprawdę świetnie dopełniają całość po za tym podobnie jak te filmy wyobrażam sobie jak inne notatki mogłyby wyglądać.

    Zakończenie scenki w Instytucie jest GENIALNE ! Widzę to jak film. Sala skąpana w mroku i zdjęcia nieżyjących nastolatków… Świetne.

    Historia Loli mnie poruszyła. Szczerze osobiście rozumiem jej postępowanie. Nie wiem czy ja nie postąpiłabym podobnie na jej miejscu. Nie jestem jakość przywiązana do życia, wierzę że po śmierci czka mnie lepszy świat ale… Ale nie wiem czy bym nie stchórzyłam… Przeraża mnie to… W każdym bądź razie żal mi tego stworzonka.

    Co mogę więcej napisać…? Jak wcześnie mówiłam TN wywołało u mnie szereg emocji od tych pozytywnych do najbardziej negatywnych. Każda postać miała swój charakter, swoje poglądy, tragedie, historie… To właśnie sprawia że TN jest takie niezwykłe i to że tak jej kocham. Po za tym fascynujące z jak innych światów pochodzili bohaterowie. Byli wśród nich dzieciaki obrzydliwie bogaci, takie które ledwie wiązały koniec z końcem…
    Nie potrafię ocenić który z rozdziałów najbardziej przypadłby mi do gustu… Jak pisałam każdy jest inny i w każdym jest coś co mnie przyciągnęło

    Dziewczyny kocham TN. Za oddanie emocji, rozmaite historie i za wszystko co zrobiłyście w tym opowiadaniu macie mój ogromny szacunek. Pokłony i oklaski w waszą stronie kochane. Jesteście wielkie! Choć strasznie żal mi że to koniec mojej przygody z TN cieszę się na powrót bohaterów VK (no i oczywiście na mojego kochanego Deia !*-* Wiem, wiem Aya masz tego dość ^.^' ). Po za tym gwarantuje że do TN będę jeszcze nie jedne raz wracać bo to naprawdę niesamowita historia.

    Całuski Suzu :*

    P.S
    Kochanie wzruszyłaś mnie Q.Q Kurcze dziękuje za dedykację i za wszystkie miłe słowa jesteś wielka ! Q.Q

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Aya-chan! :*
    Ja bym również mogłabym Ci dziękować za wiele komentarzy, które mnie motywowały, ale chyba sobie odpuszczę, bo zajęłoby mi to zbyt wiele czasu, a mam Epilog do skomentowania! :)

    Cóż... Z jakiegoś powodu byłam pewna, że tak to się zakończy, nie mniej jest mi smutno. Wszyscy zginęli. To nie fair, ale życie nie jest fair. Jedyna rzecz, której w ogóle się nie spodziewałam, to historia Lollipop (czy ja w ogóle dobrze to napisałam??) Zaskakujący jest fakt, że ona przeżyła... Ale rozumiem, że decyzja, którą wtedy podjęła. Każdy boi się śmierci. A ona nie była wyjątkiem. I może dlatego nie umiała zakończyć swojego życia. Albo raczej egzystencji. Łezka w oku się zakręciła na myśl o tylu smutnych historiach... O ludziach, którzy mogli tyle osiągnąć, ale zostało im to odebrane... To mnie w tym wszystkim najbardziej przygnębia. I świadomość, że możemy umrzeć w każdej chwili. Że życie jest baardzo ulotne.
    TN wg mnie jest opowiadaniem zmuszającym czytelnika do refleksji. Nad sensem życia. Nad śmiercią. I wieloma innymi.

    Na koniec chciałabym Wam pogratulować, dziewczyny, tak wspaniałego pomysłu. I wykonania! Bo z doświadczenia wiem, że pomysł to jedno, a wykonanie drugie ;)

    Oczywiście, z wielką chęcią przeczytam VK! (gdy już się pojawi :D) Zawsze będę fanką Waszego stylu pisania.

    Gratulacje po raz kolejny! Biję pokłony do samej ziemi :D

    Ave!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Machnęłam się z przyzwyczajenia! ^^" Powinno być VN.

      Usuń
  4. Nie mogę uwierzyć, że to koniec...

    TN wywołało u mnie burzę emocji. Te hektolitry łez wylane przy kilku rozdziałach, kompletnie zrujnowany makijaż, który cieszył domowników (serio, są wredni zawsze śmieją się, że wyglądam, jak zmora) i oczywiście uczucia, o które bym się nie podejrzewała. Złość, współczucie, smutek... tego nie można opisać słowami (choć Tobie, Aya zapewne by się to udało).

    Jeśli chodzi o Epilog, to mogę powiedzieć, że spodziewałam się czegoś podobnego (choć myślałam, że o wszystkim będzie opowiadał ojciec Nadii i minie trochę mniej czasu). Potraficie mnie zaskoczyć jak mało kto. Historia Lollipop wywołała u mnie mieszane uczucia. Było mi smutno i współczułam jej, ale z kolei nie wiedziałam, jak mogła stchórzyć. Chociaż... kiedy ktoś staje przed obliczem śmierci jest w stanie zrobić wszystko, by żyć.

    Na VN doczekać się wprost nie mogę i wiem, że będzie warte przeczytania :D

    Jej... to chyba mój pierwszy tak długi komentarz ^^'

    Pozdrawiam- Andzik

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam.
    Muszę przyznać, że smutno mi na sercu z powodu zakończenia Terra Nostry. Rozumiem, to opowiadanie z założenia miało być krótkie(choć publikowane było przez bardzo długi okres czasu), ale i tak jest mi niesamowicie szkoda.
    Przeżywałam rozterki bohaterów, widziałam ich historię, nieraz zdarzyło mi się płakać, a i miejscami śmiać. Do każdego bohatera się przywiązałam i przeżywałam śmierć każdego. Wyjątkiem była Milly, której nie mieliśmy okazji poznać, ale dzięki temu ta postać jest bardzo intrygująca i polubiłam ją. Z niecierpliwością oczekiwałam nowych rozdziałów, nie mogąc się doczekać poznania losów następnego pilota Terry. Opowiadanie wywołało u mnie lawinę uczuć - raz współczucie, dwa smutek i trzy żal.
    DZIĘKUJE wam z całego serca za to opowiadanie. Wypełniło mi mile czas i skłoniło do refleksji. Dziękuje wam za wszystkie rozdziały, które napisałyście.
    Teraz z niecierpliwością czekam na VN i mam nadzieję, że wywoła równie pozytywne emocje, co TN.
    Shiori.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohayo~
    Jestem mega spóźniona jeśli chodzi o komentarz... no nie ważne, jestem i to się liczy.
    Ano, trochę szkoda, że TN się już skończyło, bo naprawdę lubię takie "psychologiczne" opowiadania... Eto, Epilog bardzo interesujący, a szczególnie wątek z Lollipop
    Czekam teraz tylko na VN, nawet sobie z tej okazji zrobiłam powtórkę z VK.
    Do napisania, Bay~

    OdpowiedzUsuń