sobota, 24 sierpnia 2013

Vampire Night: rozdział XVII - „Rozdarte serce”

      - Naprawdę, naprawdę, naprawdę?! - wykrzykiwała Kaori, biegając i skacząc wokół Ayi niczym mała dziewczynka. Jej przybrana siostra uśmiechnęła się i skinęła głową. - Yay!
      - Gratulacje - rzucił roześmiany Ichiru w stronę brata i szwagierki.
      Aya i Zero zaprosili ich w środę na podwieczorek, by przekazać im radosną nowinę.
      - Wasz synek na pewno będzie słodki, ale nikt nie przebije Keia! - oświadczyła Kao.
      - Synek, mówisz?
      - Tak jest! - zakomenderowała blondynka. Jeszcze nigdy się nie pomyliła co do płci oczekiwanych dzieci. - Kochanie, ja też chcę kolejne dziecko! - rzuciła rozradowana w stronę Ichiru.
      - Bliźniaki ci nie wystarczą? - jęknął. Mógł się tego spodziewać, doprawdy! Kaori miała świra, jeśli chodzi o stosunki rodzinne, więc na pewno już planowała, jak to synek Ayi i Zero zaprzyjaźni się z ich potencjalnym trzecim dzieckiem.
      - To już stare byki, a ja chętnie zaopiekuję się kolejnym maleństwem! - oznajmiła z werwą Kao. - I nie mniej chętnie udam się na urlop macierzyński - dodała, patrząc na Zero i zanosząc się śmiechem. Wkrótce wszyscy do niej dołączyli i wieczór minął w naprawdę przyjemnej atmosferze.
***
      Podczas lekcji w noc z wtorku na środę Mariko niezwykle trudno było ogarnąć umysłem wszystko, czego się dowiedziała za dnia. Przecież to się wręcz w głowie nie mieściło! Nie dość, że od paru tygodni odwiedzał ją Kaname Kuran, nie dość, że się z nim spotkała, to jeszcze okazało się, że w pewnym sensie jest jej odległym przodkiem. Ona pochodziła przecież z linii Hiromi Hiou, córki Mariko i Kaname. Co więcej, protoplastka rodu jej dziadka Kage odwiedziła ją dwa razy - we śnie, naturalnie - z czego raz zabrała ją w podróż do świata własnych wspomnień. I wszystko tak niesamowicie się ze sobą łączyło, to aż nieprawdopodobne. Rodziny Hiou, Kuran, Kurosu, Namizawa, przodkowie Kiryuu… Wszystkie brały początek w czasach teraz uchodzących za niemal prehistoryczne. Właściwie kiedy to było? I czy wszystko zgadzało się z obecnymi wyobrażeniami historyków, geografów i innych naukowców? Mari nie miała pojęcia, a zresztą nie uważała tego za najistotniejsze, jako iż zwyczajnie wiedziała, czuła, że to, co ujrzała dzięki swej imienniczce, było prawdą i tylko prawdą.
      Kilkakrotnie układała sobie w myślach istotne informacje. Stwierdziła jednak, że lepiej będzie spisać te rewelacje. Dlatego też po zajęciach zignorowała wszystkich i udała się do swego pokoju, by tam wyciągnąć pamiętnik i spisać wspomnienia Mariko. Ależ byłaby to gratka dla wampirzych oraz łowieckich historyków! Może kiedyś będzie mogła się tym z kimś podzielić?
      Poszło zdumiewająco szybko. Kiedy Mari wpadała w trans, trudno byłoby ją z niego wyrwać. Uwielbiała pisać i czytać, najchętniej zostałaby w przyszłości literatką. W innej roli siebie nie widziała. I może właśnie o to chodzi? Może jej przeznaczeniem wcale nie było nic związanego z wampiryzmem bądź łowiectwem? Może niepotrzebnie przejmowała się tym, kim jest i co ma w życiu robić?
      Podniesiona na duchu, przejrzała wcześniejsze „rozdziały” księgi. Po chwili zastanowienia na karcie tytułowej wykaligrafowała katakaną „Vampire Night”. To była wszak jej historia, historia przede wszystkim nocy, w których spotykała Kaname, a ostatnio również Mariko. Tak, ten tytuł pasował doskonale.
      Mając już lepszy nastrój, uśmiechnięta spotkała się z przyjaciółmi. Porozmawiała z rodzeństwem Namizawa, z Marią, z Suzaku, z Naomi Asami i Yumi Tanaką, a także oczywiście z Minoru. Dobrze się czuła w towarzystwie ich wszystkich i po raz kolejny postanowiła, że musi poświęcać im więcej czasu, a co poniektórych z nich również lepiej poznać.
      Kiedy powoli zbliżał się ranek, pożegnała się ze wszystkimi i wskoczyła do wanny w swojej akademickiej łazience. Pomyślała, że mama na jej miejscu pobawiłaby się zapewne wodą. Wspominała niedawne przesłuchanie, zadowolona, iż ma to z głowy, a rodzice i Suzaku tak bardzo ją wspierali. Wyszła właśnie z kąpieli i wytarła się, gdy znów pojawiła się TA myśl. Ta nieuchwytna, która wciąż jej uciekała…
      Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wpatrywała się intensywnie we własne oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedzi na dręczące ją od czasu do czasu pytania. Przede wszystkim jednak szukała owej zmykającej myśli…
      Jak w transie przeszła do pokoju. Otworzyła „Vampire Night” i uważnie przeczytała wszystko, co miało związek z Kaname i Mariko.
      „Jeżeli zastanowisz się nad swymi spotkaniami z Kaname, ich terminami i przebiegami, wypowiadanymi słowami… Wówczas być może zrozumiesz tego, który cię odwiedza. Oraz to, co wciąż ci umyka. Ale aby zrozumieć Kaname, musisz go naprawdę poznać.”, powiedziała Hiou podczas pierwszego spotkania. Po części udało jej się poznać prawdziwego Kurana, jego przeszłość i niektóre uczucia, większość z nich jednakże nie mieściła się w jej podobnej do ludzkich głowie. Ale te jego wizyty… To klucz do zrozumienia zagadki. To i jakaś część przeszłości Kaname…
      Myśl znowu się pojawiła, Mari złapała jej skrawek, nie pozwalając jej uciec zbyt prędko. Kiedy pojawiła się ona po raz pierwszy? Tak, podczas rozmowy z kuzynostwem oraz dziadkami i Deiem. Wtedy, gdy Hanashi opowiedziała im o śmierci Naoko Shoutou.
      Morderstwa…
      Serce zabiło jej mocniej. Czuła, że zbliża się do rozwiązania tajemnicy zabójstw.
      Zabito dwoje potężnych czystokrwistych w krótkim odstępie czasu. Oboje niby silni, ale osłabieni z powodu snu. Oboje zamordowani już w okresie, kiedy ona sama znała Kaname.
      Jego słowa po zbudzeniu najliczniejszego rodu, lecz jeszcze przed śmiercią Etsyui Hanadagi… Czas nagli. Myślałem, że pewne sprawy będą szły naprzód powoli, ale się pomyliłem. Zaczynamy jutro, nie można dłużej zwlekać. Tymczasem zaś odpocznij. Śpij, bo potrzebujesz siły.” Następnego dnia zabito Etsuyę…
      Terminy spotkań… Niemal zawsze odbywały się w dzień. Dzień to także pora zabójstwa brata Shigeru i Kimie. Wtedy Kuran jej się nie przyśnił. Nie spotkała się z nim również wtedy, gdy zamordowano Naoko. To co prawda była noc, ale Mari spała wtedy, gdyż nie wyspała się za dnia. Wiedziała to wszystko dzięki zapiskom z pamiętnika, w innym wypadku mogłaby pomylić daty.
      - Nie… - szepnęła do samej siebie, dochodząc do prawdy.
      Kiedy w jakiś sposób wędrowała do miejsca, w którym we śnie pogrążony był prawdziwy Kaname, również spała niby normalnie, nie kontaktowała się wówczas z Kuranem. On zaś chciał, by przyszła, ponieważ bał się przesłuchań, nikt nie mógł wyczytać z jej głowy nic związanego z nim. Ponadto potrzebował siły i energii, więc napił się jej krwi. Potem kazał jej zasnąć, inaczej zapewne nie dałoby się jej przenieść z powrotem do Akademii.
      W oczach Mari błyszczały łzy niedowierzania, przerażenia i bezsilnej rozpaczy. Jej świat rozsypał się na drobniutkie kawałeczki, a serce… Serce powinno przestać w tej chwili istnieć, bolało bowiem okropnie, jakby ktoś raz po raz je sztyletował, lubując się w zadawaniu niewysłowionego cierpienia.
      Zdała sobie sprawę, że to nikt inny, a ona sama pozbawiła Suzaku matki, Isayę siostry, Toshiko ojca, Kimie męża, Shigeru brata, a Shoutę wujka.
      Upadła na kolana, nie utrzymała się na nogach, które nagle zaczęły zdawać się być z waty.
      Kaname nigdy niczego jej wprost nie powiedział. Bawił się nią, wykorzystywał ją. Mariko Hiou sama to zresztą przyznała. A on? Kiedy spytała, z jakiego powodu ją nawiedza, odparł: „Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Rosie, oto powód.” Po ujrzeniu wspomnień pierwszej Hiou zrozumiała, dlaczego Kuran nazywał ją Rosie - nie chciał „bezcześcić” imienia ukochanej. Yuuki też na pewno nie kochał, nie tak, jak wszyscy się spodziewali. Jego serce należało, należy i będzie należeć do protoplastki rodu Hiou. Czy Kaname mógł chcieć, by Yuuki zginęła…? Czy chciał się od niej uwolnić?
      Wracając do powodu ich sennych spotkań… Po usłyszeniu tamtej odpowiedzi Mari naiwnie myślała, że mówił o jej pochodzeniu. Tymczasem zaś chodziło o jej okropne moce… Jej zdolności odebrały już życie co najmniej trzem osobom. Planem Kurana musiało być zgładzenie czystokrwistych. Chciał wypełnić obietnicę daną swej Mariko, która uważała, że czas wampirów przeminął, że to ludzie powinni przejąć panowanie nad ziemią. Tymczasem zaś niektórzy przedstawiciele Klasy A wciąż przemieniali ludzi w „pijawki”, Łowcy walczyli o godny byt dla rasy ludzi… Gdyby czystokrwistych zabrakło, wampiry powoli by wymierały.
      Mariko skuliła się na podłodze i zaniosła się szlochem. Jak on mógł jej to zrobić? Jej, która oddała mu serce… Jakże mogła być taka głupia, tak naiwna i dziecinna?! Jak mogła mu zaufać? Jak mogła mu pomóc?
      Choć przez niemal całą noc Mari miała dobry nastrój, w owej chwili zapragnęła umrzeć. Niczego nie mogła zrozumieć, to było zbyt okrutne, by mogło okazać się prawdą. Ale było nią, nie widziała innych możliwości. Wszystko idealnie do siebie pasowało. No, może poza śmiercią Omitsu Hori, w tamtej chwili przebywała przecież z Minoru w salonie… Ale to nieistotne, jakkolwiek by nie patrzeć, zabiła Naoko Shoutou i Etsuyę Hanadagi, za co zapewne mogłaby być skazana na śmierć. Wszak to czystokrwiści, którzy powinni pozostać nietykalni i szanowani jak nikt inny w społeczeństwie ludzi nocy… Do dziewczynki na Poziomie E, którą niechcący zamordowała w dzieciństwie, dołączyły więc dwie kolejne ofiary…
      Dlaczego, ach, dlaczego takie rzeczy się zdarzały? Dlaczego została obdarzona tymi przeklętymi mocami, które nigdy, przenigdy nie przydały się w służbie dobru? Siały tylko zniszczenie. Mariko nie chciała ich, nie prosiła się o nie, a musiała z nimi żyć. A teraz jeszcze miała świadomość, że dzięki nim popełniono przestępstwa, które tak wstrząsnęły wampirami… Czy Kaname musiał ją w to wszystko wplątywać? Czy on nie miał serca? Był przecież silny, skoro już uparł się na zabijanie, dlaczego robił to jej rękoma, wykorzystując jej zdolności? Mógł zrobić to sam, czyż lata temu nie pozbył się w pojedynkę  praktycznie całej Rady Starszych? Dobrze, to co prawda byli arystokraci, ale… Nic go nie usprawiedliwi, nic! Tak zwyczajnie nie wolno postępować. To tak wredne, tak okropnie okrutne…
      I właśnie takiej osobie Mari chcąc nie chcąc podarowała serce. Zrozpaczona wstała i nie przejmując się tym, jak wygląda, wybiegła na korytarz. W zwiewnej koszuli nocnej i z opuszczoną głową gnała ku męskiej części dormitorium. Tam dopadła do drzwi komnaty zajmowanej przez Oshimę i nie pukając weszła. Tylko szczęśliwy przypadek sprawił, że w swym szaleńczym biegu na nikogo się nie natknęła.
      Zdumiał się, widząc jej zaczerwienioną twarz i opuchnięte oczy, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Mariko wtuliła się w jego koszulę i płakała bezsilnie. Dziwnie przejęty głaskał ją po czarnych jak noc włosach, nie mając pojęcia, co powiedzieć lub co innego mógłby zrobić.
      - Pomóż mi - wychlipała ledwo dosłyszalnie. - Pomóż mi o nim zapomnieć, Minoru…
      Wiedział, że mówi o tym, którego kochała, ale wciąż nie oznajmiła mu, kto to jest. On zresztą też nie wyznał jej swoich uczuć do Evy Shiro.
      Głaszcząc ją wciąż i przytulając, myślał ze smutkiem, że to ona powinna być jego prawdziwą wybranką. Byłoby o wiele łatwiej, i dla niego, i dla niej. Nie wmawiał sobie, że jej rodzice od razu by go zaakceptowali oraz polubili, potrafił bowiem być nieźle złośliwy i wydawał się czasami nie do końca dobrze wychowany, ale potem na pewno jakoś by się to ułożyło. Shinbun Shiro zaś nie dopuszczał go do Evy, a ona go słuchała… Z kolei Mariko… Z jakimi problemami musiała się borykać, skoro przybyła do niego tak nagle i to w takim stanie? Nigdy nie widział, by aż tak straciła panowanie nad sobą. Zazwyczaj maskowała swe uczucia, nie dawała innym dobrze się poznać, a teraz… Teraz wszystkie emocje najwyraźniej się ujawniły, zbiegły z więzienia w jej ciele i szukały ujścia w postaci łez i nie tylko.
      Co mógł zrobić…? Nie bardzo radził sobie w takich sytuacjach…
      - Co się stało? - wydusił z siebie w końcu. W odpowiedzi przecząco pokręciła głową, dając mu znać, że niczego nie może wyjaśnić. Ale czy nie przyniosłoby jej to ulgi? Przeszło jej przez myśl, że skoro Kaname tak ją potraktował, powinna go zniszczyć. Powinna powiedzieć wszystkim, że te morderstwa to jego wina, spróbować zyskać dla innych dostęp do jej przewdziwych wspomnień… Powinna go zgładzić, tylko na to przecież zasługiwał! On, który tak podstępnie ją wykorzystał do swych niecnych celów…
      Wiedziała jednak, że nie jest w stanie tego wszystkiego zrobić, a na pewno jeszcze nie teraz. Chciała czy nie, wciąż go kochała. Najpierw musiała choć trochę ochłonąć, zapomnieć o uczuciu, jakim darzy tego okrutnika…
      Zmęczona rozdzierającym szlochem, pochlipywała już tylko cichutko, drżąc mocno w ramionach Oshimy. Ten, widząc, że jest z nią już odrobinę lepiej, chwycił ją, jak gdyby ważyła nie więcej niż piórko i zaniósł ją ku łóżku. Delikatnie ułożył ją na posłaniu.
      - Chcesz zostać? - spytał.
      Skinęła głową. Nie mogła zostać sama, chyba by zwariowała. Nie chciała też iść do nikogo innego. Wszyscy albo za bardzo by się przejmowali, albo byliby zbyt ciekawscy, albo zakłopotani tym jej stanem. Co właściwie sprawiło, że przyszła do Minoru? Zgoda, niby ze sobą chodzili, ale przecież nie pałali do siebie niczym poza zwykłą sympatią. Ich miłość była jedynie grą, próbą zamaskowania prawdziwych uczuć, a może nawet ich odmienienia. Tymczasem to jego wybrała, to do niego uciekła, nawet się przed tym nie namyślając, a on przyjął jej obecność może nie jak coś oczywistego, ale przynajmniej próbował jej pomóc i instynktownie wyczuł, iż nie chciałaby zostać sama.
      - Wezmę szybki prysznic i wrócę, zgoda?
      Pokiwała głową. Kiedy on się mył, miała czas na względne doprowadzenie się do porządku. Myśli przestały wirować w jej głowie, rozpierzchły się gdzieś i nastała pustka, której Mariko tak wyczekiwała. Nie chciała o niczym myśleć, chciała jedynie zapomnieć. A najlepiej obudzić się i stwierdzić, że wszystko, co złego ją spotkało, to nic innego jak zwykły koszmar senny. Znajdowałaby się najlepiej w swoim dziecięcym łóżku, miałaby pięć lat i nigdy nie odkryłaby w sobie mocy, a jeśli już, byłaby to na przykład moc uzdrawiania. Nigdy nie poznałaby Kaname, a kiedy nadszedłby czas na naukę w Akademii Kurosu, zakochałaby się ze wzajemnością w Minoru. Po szkole mogliby pójść na studia, a potem wziąć ślub…
      Głupie, naiwne serce, cóż ty sobie myślisz? Takie rzeczy się nie zdarzają, nie w prawdziwym życiu, pomyślała ze smutkiem, szczerze żałując, iż tak to właśnie wygląda.
      Na szczęście wtedy wrócił Oshima, w przeciwnym bowiem razie Mari czuła, iż znowu by się popłakała.
      Położył się obok niej i pozwolił, by wtuliła się w jego tors. Objął ją ramionami, a ona wchłaniała jego uspokajającą obecność. Tak, gdyby nie Kaname, naprawdę mogłaby się w nim zakochać. Był w jej typie. Trochę mroczny i tajemniczy, ale jednocześnie potrafiący zaskoczyć nagłą łagodnością i spokojem, a także hartem ducha i bystrością. Miał wady - jak każdy - z których największą zapewne była czasami niepohamowana złośliwość i sarkazm, ale można mu było to wybaczyć, wszak nikt nie jest idealny.
      Gdyby nie Kaname…
      Nawet nie zauważyła, że osuwa się w sen. Pora była już po temu najwyższa, a ona dodatkowo zmęczona była płaczem i zmartwieniami, a także nie do końca przespanymi dniami.
      - Przepraszam - rzekła Mariko Hiou, a Mari w duchu podziękowała wszystkim możliwym istniejącym siłom wyższym za to, że spotkała się z nią, a nie z Kuranem.
      - To nie twoja wina - szepnęła słabo w odpowiedzi. - Dlaczego on mi to zrobił…? - zapytała bezsilnie ze zbolałą miną.
      - Szukał najszybszego i najprostszego sposobu. Ty posiadasz moce, które wydały mu się idealne, dlatego to ciebie zaczął nawiedzać i to twoimi rękoma zabił tych biedaków - odparła ze szczerym smutkiem.
      - Ale jak to robił? Dlaczego? - Mari nie miała siły na pogłębienie swych pytań. Wiedziała, że przodkini i tak ją zrozumie.
      - Najpierw upozorował swoje samobójstwo. Potem zapadł w sen, a po kilku latach na świecie zjawiłaś się ty. Kiedy ujawniły się twoje moce, on jakoś się o tym dowiedział i wtedy zapewne stwierdził, że gdy podrośniesz, będziesz doskonałym pionkiem w jego rękach. Kiedy przybyłaś do Akademii, rósł jego wpływ na ciebie, bowiem on sam niegdyś przebywał w tych miejscach co ty teraz. Więź narastała, aż wreszcie był w stanie skontaktować się z tobą za pomocą snów. Rósł w siłę, aż w końcu zdolny był do tego, by wcielić swój plan w życie. Kiedy tobą kierował, jego ciało wciąż spoczywało w miejscu, natomiast twoje się poruszało. Wasze zdolności połączyły się, byłaś więc w stanie się teleportować, co wyjaśnia prędkie przedostawanie się z miejsca na miejsce. Tam zaś, gdzie powinnaś przebywać, wytworzona została iluzja, dlatego w razie gdyby ktoś sprawdzał, czy śpisz, widziałby twoją postać, choć w istocie cię tam nie było.
      - To skomplikowane - stwierdziła Mari. Nie miała sił, by utrzymać się na nogach, usiadła więc na czymś, co mogło być podłogą, ale w tym dziwnym onirycznym świecie wszystko wyglądało tak samo, jakby magicznie. - Ale rozumiem... - oświadczyła po chwili. - Kaname miał siłę na zabicie Etsuyi i mamy Suzaku. Potem przez półtora tygodnia był spokój. Następnie zabito Omitsu Hori.
      - To akurat sprawka kogoś innego.
      Mari skinęła głową - spodziewała się tego, bowiem jej śmierć nie pasowała do pozostałych.
      - Wezwano mnie na przesłuchanie. By się zabezpieczyć, Kaname sprowadził mnie do siebie. I posilił się moją krwią, aby się wzmocnić… Poprzestawiał mi coś w głowie, a potem kazał iść. Następnego dnia poznałam ciebie.
      Kobieta potakiwała wypowiadanym przez Mari słowom.
      - Teoretycznie Kaname ma więc teraz siłę, by dokonać kolejnego zamachu…
      - Niestety - przyznała Hiou.
      - Nie możesz go powstrzymać?
      - Przykro mi, mogę kontaktować się tylko z tobą. W tobie istnieją obie cząstki mnie, w Kaname tylko jedna… I… Mariko-chan… Musisz coś wiedzieć - oświadczyła poważnym tonem, marszcząc smutno czoło. - Widzisz, kiedy jesteście połączeni w ten specyficzny sposób, jesteście jakby jedną osobą. Dlatego Kaname nie odważył się nigdy postawić cię w niebezpieczeństwie, bowiem gdyby tobie się coś stało, on odniósłby identyczne rany.
      I to działa w obie strony, tak?, dopowiedziała w myślach. Zaśmiała się w duchu. Życie to naprawdę kiepska tragedia.
      - I jeszcze jedno - rzekła przodkini. - To mój limit, w ciągu co najmniej najbliższych kilku dni nie będę w stanie się z tobą skontaktować. Co za tym idzie, Kaname będzie miał wolną rękę…
      - A ma teraz siłę na kolejne zabójstwa, więc muszę się mieć na baczności - dodała Mari, a białowłosa skinęła głową.
      - Naprawdę mi przykro - szepnęła. - Nie wiem, jak mogłabym wynagrodzić ci wszelkie krzywdy, jakich doznałaś i doznasz z powodu mojego i Kaname. Gdyby nie ja, on raczej nie postawiłby sobie za cel wybicia czystokrwistych…
      - Nic na to nie poradzimy - mruknęła zgodnie z prawdą Mari. - A jeśli możesz cokolwiek zrobić, ty i być może inni przodkowie, opiekujcie się po prostu moją rodziną - poprosiła.
      Oczy kobiety zabłysły, jakby wpadła na pewien pomysł. Zaraz jednak znów posmutniała. Tak bardzo było jej żal tej niewinnej dziewczynki, której przypadł tak przeklęty los…
***
      Mariko przespała w spokoju resztę dnia. Być może to wpływ przodkini, która sprawiła, że po jej wizycie Mari mogła dalej normalnie spać? Tak czy inaczej była za to niepomiernie wdzięczna.
      Obudziła się wieczorem, wciąż wtulona w Minoru. Nie spał już i głaskał ją lekko po głowie, co ją uspokajało. Poleżeli tak chwilę, aż w końcu trzeba było stawić czoła egzystencji.
      - Dziękuję za wszystko i przepraszam za kłopot - rzekła Mari, wyswobadzając się z objęć Oshimy. Cmoknęła go w policzek.
      - Nie ma za co - mruknął. - Lepiej ci trochę?
      - Owszem - skłamała.
      Tak naprawdę nie mogło być dużo lepiej. Nic przecież nie zmieniało faktu, że była morderczynią, że jedną z jej ofiar była matka jej przyjaciela będącego dla niej jak starszy brat… Ani tego, że ulokowała uczucia w najbardziej nieodpowiedniej osobie na świecie.
      Tę noc starała się przetrwać względnie normalnie. Nie była jednak w stanie spojrzeć Suzaku w oczy, była nieobecna, co wszyscy zdołali bez przeszkód spostrzec, a ponadto bez przerwy martwiła się tym, co będzie dalej. Po lekcjach znów wzięła do ręki pamiętnik i spisała wszystko, co siedziało jej w głowie. Przeszło jej przez myśl, że jak tak dalej pójdzie, to powinna zacząć spisywać testament, bowiem jeśli wyzna społeczeństwu prawdę, zapewne skażą ją na śmierć. A przyznać się musi, nie może przecież pozwolić, by popełniono kolejne zbrodnie. Tylko co wtedy uczyni Kuran? Czy zdąży skrzywdzić kogoś jej bliskiego, zanim ją zabiją? I dlaczego myśl o śmierci przychodziła jej z mniejszym trudem niż na przykład ta o „zdradzie” Kaname? Naprawdę bardziej bolało ją to, że pokochała takiego drania, a on bezwstydnie ją wykorzystał niż widmo jej własnej śmierci. Zgoda, póki co potencjalnej, ale jednak. Martwiła się też, że Kuran bezustannie ma dostęp do jej myśli i będzie chciał skrzywdzić kogoś, kto jest jej bliski - tylko dlatego, że nie chce grać dłużej wedle jego chorych zasad. I jeszcze… Och, rodzice i przyjaciele, najdrożsi krewni! Co oni powiedzą i pomyślą? Mama i tata się załamią, mogą być wściekli, wstydzić się za nią… Ale mimo tego na pewno będą próbowali ją ocalić. A Hanashi i Kei? Czy wybaczą jej, że tyle przed nimi ukrywała? I… Suzaku! Czy on zdoła zrozumieć? Czy nie będzie miał ochoty rozszarpać jej własnymi rękoma, gdy dowie się, że to przez nią umarła jego matka?
      Taki wisielczy nastrój miała całą noc. Kiedy zaś nadszedł czas na sen, Mariko poczekała, aż wszyscy rozejdą się do siebie, by czmychnąć z Księżycowego Dormitorium. Wiedziała, iż nie może zasnąć, w żadnym wypadku. Kaname skorzystałby z okazji i albo znów ją wykorzystał, albo udzieliłby jej takiej reprymendy, że by się po tym nie pozbierała. Istniała też możliwość, że miał wgląd w jej myśli i wspomnienia tylko podczas nawiązywaniu z nią kontaktu, a jeśli tak, to póki nie spała, mógł nikogo nie skrzywdzić. Jeśli jednak to będzie trwało zbyt długo, i tak dopomni się o uwagę…
      W czwartek spędziła trochę czasu w towarzystwie Kaiena, Reiko i Deia, a po południu spotkała się z Haną i Keiem. Tym pierwszym powiedziała, że jeszcze nie jest śpiąca, tym drugim zaś, że już spała. Miała nadzieję, że jedni i drudzy nie wpadną na to, by się ze sobą na ten temat porozumieć. Musiałaby nieźle się nawygimnastykować, by wyjaśnić nieporozumienie - a raczej swoje małe kłamstewka.
      Kolejne dwie noce minęły mniej więcej w takim rytmie jak poprzednie. Mariko ledwie jednak trzymała się na nogach i wszyscy wyraźnie już się o nią niepokoili. Zapewniała, że wszystko jest w porządku, ale jej podkrążone oczy świadczyły o bezsenności, a dziwne roztargnienie i łzy pojawiające się w jej oczach za każdym razem, gdy jej wzrok napotykał Suzaku, wprowadzały zamęt do umysłów jej towarzyszy. Niczego nie mogli z niej wydobyć, nawet Suzue nie była w stanie szczerze z nią porozmawiać. Minoru też był bezsilny, tak samo Shuusei, Suzaku czy Maria. Do akcji wkrótce włączyła się też rodzina, ale Mariko milczała jak zaklęta lub tylko nieudolnie kłamała, że wszystko jest dobrze, że jest tylko trochę zmęczona, że to przejdzie…
      Naturalnie jednak nie przechodziło. A wszyscy martwili się coraz bardziej…
      Nie mogąc nic zrobić, w końcu przyznali, że nie ma wyjścia i trzeba o wszystkim powiadomić Ayę i Zero. Mieli prawo wiedzieć, iż z ich córką dzieje się coś złego. Wcześniej nikt nie chciał ich niepotrzebnie martwić, od zawsze byli przecież tak wrażliwi… Aya zaczęłaby panikować, a Zero zbyt wiele by po sobie pewnie nie pokazał, ale w środku szalałby z niepokoju. Mimo wszystko jednak sprawy zaszły za daleko i trzeba było wyznać rodzicom Mari, że coś jest z nią nie tak. Koniec końców oboje postanowili, że na jakiś czas wezmą ją do domu. Mariko protestowała, zapewniając, że nic jej nie jest, a w duchu przerażając się myślą, iż będzie tuż przy osobach, których Kaname nienawidzi. Jeśli ona przez przypadek zaśnie, podda się zmęczeniu, co uczyni Kuran? Czy napadnie na jej ukochanych rodziców? Nie przeżyłaby tego!
      Jednak protesty piętnastoletniej dziewczynki na nic się nie zdały. Była wszak tylko dzieckiem, kto by jej słuchał? Zresztą każdy głupi gołym okiem by widział, że Mariko jest skrajnie wyczerpana i boryka się z czymś, z czym osoba w jej wieku nie ma szans sobie poradzić. Bo i jak? Nastolatkowie nie mają prawie żadnego doświadczenia życiowego. Pewnie, wielu z nich wydaje się, że mogą góry przenosić i niemało już przeżyli, ale w istocie to ledwie małe jagniątka wkraczające w świat pełen groźnych wilków…
***
      Mari siedziała z matką w kuchni, powoli sącząc kawę. Aya nie chciała jej pozwolić na ten napój, była zdania, że córce przydałyby się raczej jakieś ziółka ułatwiające zaśnięcie, ale ona protestowała tak mocno, jakby świat miałby się zawalić, gdyby nie naładowała się dawką kofeiny. Aya kompletnie nie rozumiała, co dzieje się z jej dzieckiem. Mariko nigdy się tak nie zachowywała. Oczywiście była dość zamknięta w sobie, ale teraz najwyraźniej rządziła nią panika niewiadomego pochodzenia. Aya starała się jakoś dotrzeć do córki, ale jej starania spełzały na niczym.
      - Co się teraz dzieje w Radzie? - zapytała Mari. Chciała odwrócić uwagę matki od jej stanu, a także dowiedzieć się, jakie nastroje panują po przesłuchaniach. Od czasu do czasu jej ręka niekontrolowanie wędrowała ku różanemu wisiorkowi. Najchęteniej by się go pozbyła, ale koniec końców z obrzydzeniem włożyła go na szyję, by przypominał jej o tym, iż Kaname wcale nie jest księciem na białym rumaku, a ona przez niego stała się przestępcą. Naszyjnik zdawał się mówić jej coś w stylu: „Nie zasypiaj, bo będzie źle!”.
      - Śledztwo znów stanęło w miejscu, więc zajmujemy się głównie tym, kto ma dostać w spadku pozycję Omitsu Hori - mruknęła Aya, niezadowolona, że Mariko wszystko przed nią ukrywa. Tak bardzo pragnęła jej pomóc! Jakże jednak mogłaby to zrobić, skoro nie miała pojęcia, z czym dokładnie boryka się jej córeczka?
      - I? Kto to będzie?
      - Zapewne Takuma Ichijou. To jeszcze nie jest pewne, ale raczej nie ma nikogo lepszego na to miejsce. On zna się na polityce, jest z natury rozsądny, ale ma też poczucie humoru, był zastępcą przewodniczącego pierwszej Nocnej Klasy… - Aya wyczuła, że serce Mari przyspieszyło. Zastanawiała się, co mogło być tego przyczyną. Ichijou? Kuran? Ten ostatni niby nie żył, ale Aya już dawno temu zauważyła, że podczas opowieści o przeszłości jej i męża Mariko zwracała na postać Kaname szczególną uwagę, co bynajmniej nie podobało się Zero. - Jedynym minusem jest fakt, że od ładnych paru lat stoi po stronie Sary - kontynuowała wreszcie. Nie dodała, że sama musi popierać kandydaturę Takumy przez wzgląd na swoją umowę z Shirabuki.
      - Soka - mruknęła tylko Mari. Ziewnęła przeciągle, po czym znów zatopiła usta w kawie, zdecydowanie zbyt mocnaj jak dla dziewczynki w jej wieku. - Mamy taką ładną sobotę, może wyjdziemy na spacer?
      Wszystko, byle tylko nie iść spać, pomyślała. Aya przyjrzała jej się podejrzliwie, ale westchnęła i zgodziła się.
      Kiedy krążyły po lesie, Aya zdała sobie sprawę, że gdyby był tu jeszcze Zero, mogliby powiedzieć córce o tym, że niebawem ich mała rodzinka się powiększy. Było bowiem spokojnie i miło - no, prawie, bo Mariko wciąż była jakby nieobecna, a wory pod oczami robiły jej się coraz większe. Gdyby któraś z nich posiadała kosmetyki, Mari tonęłaby pewnie pod tapetą z fluidu i pudru, które miałyby zamaskować nieco oznaki jej zmęczenia. Ale żadna z nich nigdy nie kupowała czegoś takiego, nie było im to potrzebne.
      - Czemu nie mamy psa? - spytała nagle Mari. - Fajnie by było mieć takiego zwierzęcego przyjaciela. Można by powiedzieć mu o wszystkim, a on nigdy nie wykorzystałby tego przeciwko tobie - szeptała raczej do siebie. Zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo i zamilkła speszona. Aya zaś tylko utwierdziła się w przekonaniu, że jej córka ma naprawdę poważny problem. Miała nadzieję, że gdy Zero wróci i usiądą sobie w spokoju we trójkę, uda im się coś wyciągnąć z córki. A także oznajmić jej, że będzie miała rodzeństwo. To był niezły szok, gdy się dowiedzieli, nie spodziewali się kolejnego dziecka, ale cieszyli się na nie. Może Mariko trochę odżyje? O ile się ucieszy… Z nastolatkami różnie to bywało w takich niespodziewanych sytuacjach. Jedne dzieciaki cieszyły się jak szalone, inne najchętniej pozbyłyby się malucha, które w ich mniemaniu miało zająć ich miejsce…
      - Właściwie to dobry pomysł - stwierdziła Aya. - Może kupimy psa, gdy przyjedziesz na letnie wakacje? To już niedługo.
      - Chętnie - odparła Mari, uśmiechając się niemrawo. Jakoś wątpiła w to, że zdoła poznać tego psiaka. Wcześniej zapewne czeka ją wyrok śmierci.
      Wiedziała, że dłużej nie wytrzyma. Poczeka więc na ojca, a wtedy poprosi rodziców, by jej wysłuchali. I wyzna im całą prawdę… Bała się tego okropnie i na samą myśl miała ochotę rzucić się z mostu (co przecież nic by nie dało w jej sytuacji, wszak była „nieśmiertelna”) albo po prostu uciec i wylać morze łez. Tak bardzo było jej wstyd! Jej dziecinnej naiwności, jej głupoty… Ale jeszcze gorsza jest ta przerażająca świadomość, że oto jej rękoma zabito dwoje czystokrwistych. Nawet jeśli Nowa Rada dowie się o Kaname, i tak będzie chciała ją zgładzić, by pozbyć się niebezpieczeństwa. A nawet jeśli nie… Jeśli znaleźliby Kurana i to jego ukarali… Co to zmieni? Nie zmaże to z jej rąk krwi niewinnych ofiar. Nigdy już nie będzie w stanie spojrzeć w oczy Suzaku czy Isayi, a także rodzinie Hanadagi, którą poznała podczas przesłuchań. Dołączy do grona znienawidzonych zabójców takich jak Rido Kuran czy Akuji Touma…
      Znów zachciało jej się płakać, ale z całych sił się powstrzymywała. Wystarczająco mocno martwiła już mamę, Aya nie potrzebowała jeszcze jej pocieszać, choć i do tego na pewno dojdzie, gdy Mariko wyzna jej i tacie prawdę.
      Tata… On będzie wściekły. Straci pewnie panowanie nad sobą, zapewne najchętniej od razu ruszyłby na poszukiwania Kaname, by wreszcie pozbyć się go raz na zawsze.
      Może lepiej by było, gdyby lata temu zastrzelił Kurana? Tak, na pewno byłoby lepiej. Dla Mariko, dla jej rodziców, dla Naoko i Etsuyi oraz ich rodzin i przyjaciół… Jednak co się stało, to się nie odstanie, chcąc czy nie, trzeba sprostać wymaganiom, które przynoszą los i przyszłość.

      Wróciły do domu wczesnym wieczorem. Zjadły lekką kolację, wykąpały się na spokojnie, a potem głównie w milczeniu czekały na powrót Zero z pracy.
      Mariko czuła, że zaraz zaśnie. Tak śpiąca nie była chyba jeszcze nigdy. Ziewała raz po raz i nic nie było w stanie jej rozbudzić i dodać energii, tak bardzo jej potrzebnej. Była na siebie wściekła za swą słabość, za strach, naiwność i całą resztę. Jakże żałosna była w swoich własnych oczach…
      Wstała z kanapy i uczyniła kilka kroków ku wyjściu z salonu, chciała bowiem pójść do kuchni, by przyrządzić sobie kolejną mocną kawę. Nie dotarła jednak nawet do korytarza. Nogi się pod nią ugięły, w głowie pojawiła się pustka. Straciła przytomność.
      Aya przestraszyła się i natychmiast doskoczyła do córki. Przeniosła ją na kanapę i czekała, aż się ocknie. Wiedziała, że to nic poważnego, że to tylko skutek zmęczenia, sama bowiem przeżyła coś takiego, gdy była mniej więcej rok starsza od Mariko. Miała też nadzieję, że Mari wreszcie pośpi i wypocznie choć trochę. Po chwili czuwania odeszła od niej na chwilę, by przynieść szklankę z wodą i kompres, który mógłby przynieść nieco ulgi rozpalonej dziewczynce.
      Kiedy jednak po niespełna minucie Aya wróciła do salonu, Mariko stała przy oknie. Wyglądała… dziwnie. Niby była to ona, ale w powietrzu czuć było jakby obecność również kogoś innego. Kogoś, kogo Aya znała… Poza tym Mari zdawała się być w jakimś transie czy jak by to właściwie nazwać. Była nieobecna, ale w inny sposób niż przed omdleniem.
      - Mari-chan? - szepnęła, odstawiając na najbliższą szafkę szklankę wody i zimny kompres.
      - Nie podchodź - wydusiła z siebie, łapiąc się za głowę. - Dlaczego mi to zrobiłeś? - jęknęła. - Jak mogłeś?! Ufałam ci!
      Aya nic z tego nie rozumiała. Dlaczego Mariko zwracała się do mężczyzny? I kim on był? Czy ona lunatykowała?
      Poczuła oblewający ją zimny pot. Przeraziła się stanem córki, a jednocześnie doznała znanego wampirom przeczucia oznajmującego, że ktoś jej bliski bądź ona sama jest w niebezpieczeństwie.
      Po twarzy Mari zaczęły spływać łzy. Aya chciała do niej podejść, ale nie mogła się ruszyć, coś ją powstrzymywało. Poważnie przestraszona i załamana, próbowała walczyć z tym, co ją pętało, ale nie miała wystarczająco sił. Zaczęła niepokoić się również o dziecko żyjące pod jej sercem. A co jeśli to ono było w niebezpieczeństwie? I co właściwie się tu działo?
      Och, Zero, wróć!, prosiła w duchu, nie wiedząc, że w tej chwili jej mąż gna jak szalony w stronę domu, odczuwając taki sam jak ona niepokój. Gdyby mogła się ruszyć, może błyskawicznie teleportowałaby się po Zero… Ale nie, i tak nie mogłaby zostawić Mariko, a poza tym nie wiedziała, gdzie dokładnie jest w tej chwili mąż - jeszcze w Związku, a może już w drodze do domu?
      Docierały do niej zapewne tylko niektóre z wypowiadanych słów, Mariko bowiem wyglądała, jakby rozmawiała sama ze sobą, trzymając się przy tym za głowę, potrząsając nią od czasu do czasu i płacząc. Aya wciąż próbowała się ruszyć, ale jej wysiłki nie przynosiły żadnych skutków. Nie mogła skorzystać z mocy… Co się właściwie działo?
      Ogarnęła ją już panika. W myślach wołała o pomoc, zwracała się do wszystkich: do Zero, do Suzaku, do Shuuseia, do Suzue i Marii, do całej rodziny, do nieżyjących rodziców… Po jej twarzy ciurkiem leciały łzy bezradności, gdy tak patrzyła na cierpiącą córkę i nie mogła w żaden sposób jej pomóc. Czuła się żałosna, nie po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę z tego, że daleko jej do siły męża czy czystokrwistych bądź Suzaku. Znów poczuła się jak mała dziewczynka zagubiona w niezrozumiałym dla siebie świecie, cóż więc musiała czuć jej córeczka…?
      - Nie pozwolę ci! - wrzasnęła Mariko. Jakiś czas przebywała jeszcze w tym dziwnym, jakby schizofrenicznym stanie, potem zaś wyprostowała palce prawej ręki i złączyła je ze sobą, by zaraz potem otoczyć je magią, z której nie korzystała od lat. - Oyasumi - szepnęła zbolałym tonem, po czym wbiła dłoń w klatkę piersiową, by po chwili wyrwać z niej własne serce.
Koniec tomu I





***

Tak więc tym optymistycznym (?) akcentem kończymy tom pierwszy. Jako iż Aya siedzi na działce, przypadł mi zaszczyt dodania tego rozdziału. Zapraszam serdecznie do komentowania, jesteśmy ciekawe, jak ten rozdział przypadnie do gustu :P Pewnie wiele rzeczy jeszcze jest niejasnych, myślę jednak, że kolejny rozjaśni nieco sytuację.
Rozdział dedykuję Suzu-siaaan, która już sobie pojechała i pewnie męczy się na praktykach. Całuski i do zobaczenia! (Sylwester!) :D
Pozdrowienia dla wszystkich czytelników! Buziaki ;*

20 komentarzy:

  1. Niach! Przeczytałam ^^ Zmylił mnie trochę ten początek ^^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to rozdział pełen kontrastów ^^

      Usuń
    2. I to właśnie zasada kontrastów dodaje smaczek (xd sorry, skojarzenia) opowieści ^^

      Usuń
  2. Hej! Tu Angel Kitty!

    Przeczytałam ten rozdział i muszę powiedzieć, że jestem w ciężkim szoku... O ile dobrze zrozumiałam, to Mariko wyrwała sobie serce... O.o Wredny, sadystyczny, okrutny, niepohamowany drań!!! (jakby ktoś nie wiedział to chodzi o Kurana). Żeby wykorzystać Mari w taki diaboliczny sposób! Niewybaczalne! Wiedziałam od początku, że nie wolno mu ufać! Co teraz będzie? Czy Mariko przeżyje? Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, iż dostanę odpowiedź na te pytania ;)

    Angel Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Tak, wyrwała sobie serce, nie wydaje Ci się. I tak, Kaname to drań, aczkolwiek po części i tak mi go żal :/
      Co będzie dalej, dowiecie się w kolejnych rozdziałach, które pojawią się już niedługo ;) Cierpliwości ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Przeczytałam... I mam ochotę zabić Kaname, poważnie. Najpierw wykorzystywał Zero, teraz Mariko! Co za... Kretyn! Jak można być tak okrutnym, niesprawiedliwym, pozbawionym wszelkich skrupułów, leniwym draniem?! Nigdy za nim nie szalałam, ale zdecydowanie nie uważałam go za takiego okrutnika.
    Ech... Co nie zmienia faktu, że rozdział napisany świetnie. : D

    Kari. < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, też bym go zabiła, gdybym mogła T^T
      Cieszę się, że rozdział się podobał :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dobra wiem że ze mnie zołza gdyż tyle rozdziałów nie skomentowałam ale cóż najpierw studia potem byłam u was (WSPOMNIENIA! T.T) więc mam nadzieję że rozumiecie ^ ^"
    Dobra w każdym bądź razie Kao-chan wzruszyłam się i dziękuje za dedykacje i zaproszenie na Sylwestra Q.Q Nie no naprawdę okropnie byłoby mi to przeczytać Q.Q

    No ale wracając do tematu głównego czyli rozdzialiku…
    Jak nieraz mówiłam to Ayi ale przeraża mnie to jak wielka radość w ułamku sekundy przemienia się w tak wielki ból… Bardzo dobrze widać to na podstawie historii Nadii czy Agnese z TN jak i na podstawie tego rozdziału… Mogłabym rozwodzić się nad tym w nieskończoność ale dobra… W każdym radzie raduję się że luby pewnej zacnej dziewuszki jest już w drodze xD Nie no kocham go <3 W ogóle Kaori jest niezła w tej scenie widać że to Kaori xD

    Ech no i teraz pora na: "Jest spoko-> Wyżyny euforii-> Jest strasznie-> Totalna tragedia"
    Ech nie tylko scenka z informację o odmiennym stanie Ayi jest bardzo radosna, również podejście Mariko do przyszłości jest bardzo pozytywne (no jak na nią)… Ech i pomyśleć że kilka chwil później Mari-chan wpada w otchłań rozpaczy…
    Ech scena z Minoru była napraw słodka… Ech ona jest naprawdę kochany <3 Jeżeli natomiast chodzi o Mariko nie wyobrażam się być na jej miejscu… Nie no naprawdę ja bym chyba rozum postradała mając świadomość że zabiłam tyle osób.
    Ech dalej akcja kręciła się błyskawicznie. Mariko łapie depresje wszyscy chcą ją z niej wyrwać a tu lipa nie da się…
    Ech w ogóle ta rozmowa Ayi z Mariko jest taka wzruszająca T.T Nie no to wszystko o czym mówiły to wszystko o czym myślały w kontekście wiadomych wydarzeń jest tak straszne, tak tragiczne że dramat… Po za tym to że Mari-chan mimo wszystko kocha Kaname (biedny kretyn, cymbała, palant) T^T Ech i ta prośba córki Ayi o pieska Q.Q Nie no żyć się odniechciewa ;-;
    Ech i pora na kulminacyjną scena…
    Na miejscu Ayi chyba bym zwariowała widząc córkę w takim stanie… Ech najbardziej chyba dramatyczny jest to błaganie Ayi by ktokolwiek przybył… Nie no ja naprawdę widzę tą sytuację… Przerażona Aya, zrozpaczona Mariko znajdująca się w transie… Ech może gdyby Zero był wcześnie, może gdyby mój braciszek, książę nie zignorowali swoich przeczuć… No cóż może…

    W każdym bądź razie rozdział kończy się tragicznie, dobijająco, strasznie *inne epitety tego typu* Nie no po trzykroć biedna Mari-chan *zalewa się łzami*

    No to na tyle gomen że tak krótko ale mam nadzieje że mi wybaczycie ^ ^' Piszcie ładnie i czekam na NOWOŚCI xp

    Całuski Suzu-chan

    OdpowiedzUsuń
  5. O WOW! Padłam. Autentycznie! Spadłam z łóżka! Zamorduję Kaname jak go dopadnę! (co się raczej nie stanie, aczkolwiek miło jest pomarzyć)
    Nareszcie wróciłam z wykopalisk. Więc nadrabiam zaległości... No ale...NAdal nie mogę wyjść z szoku! Jak można być takim skończonym dupkiem?? O Jezu, w głowie mi się to nie mieści...
    Rozdział mimo wszystko super.
    Ave i weny!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojć ^^' Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało po tym upadku xp
      I jak było?
      Dzięki :*

      Usuń
    2. Nie xD Mam niskie łóżko xD
      Aaa... Męcząco :D Ale mimo wszystko fajnie. Te praktyki były inne. Może dlatego, że było 13 osób stłoczonych w jednym domku, nasza pani profesor to strasznie roztrzepana gapa, a doktoranci (tzw. kierownicy) non stop chcieli się bawić, a co za tym idzie, alkohol lał się strumieniami, nawet jak trzeba było wstać na wykop o 4 rano... No, ale narzekać nie będę! To było inspirujące doświadczenie ;)

      Usuń
    3. Całe szczęście xD
      Eee... aha o.o' No nic, miło, że Ci się podobało xD

      Usuń
    4. Heh uroki tego miesiąca dostrzegłam dopiero, gdy trzeba było wracać do domu ^^

      Usuń
    5. Cóż, tak zazwyczaj bywa ^^'

      Usuń
  6. O ja pierdzielę! No tego się nie spodziewałam!

    KANAMEEE!!! Niech on tylko w moje ręce wpadnie! Co on sobie myśli?!Uh, mam ochotę go zabić... co nie zmienia faktu, że go kocham (chociaż od dzisiaj śpi na kanapie xD)

    O. Matko. Ostatnia scena mnie sparaliżowała. To... to było straszne! Wszystko jest takie... niezrozumiałe... jak mogłyście zakończyć rozdział w takim momencie?! Przecież rozmyślanie o tym wszystkim doprowadzi mnie do obłędu!

    Pozdrawiam i weny życzę- Andzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodziło :P

      I dobrze mu tak, zasłużył na kanapę... Nie, chwila. Zasłużył na stryczek -.-' A tak na poważnie... Albo nie, nie będę w żaden sposób spoilerować, już w środę rozdział, w którym co nieco się rozjaśni.

      Taki biznes xD Choć to słowo tutaj nie pasuje, nie mamy z tego przecież nic prócz satysfakcji i takich tam ^^' A rozmyślać już długo nie będziesz, wszak już 4.09 kolejny rozdzialik :)

      Dzięki i NAWZAJEM (tęsknię za Hiroshim D: ) :*

      Usuń
  7. Hej, to znowu ja! :D Chyba się uzależniłam od waszego opowiadania, bo cały dzień leżę w łóżku i czytam. Po każdym rozdziale czuję niedosyt i pragnę więcej. Rany, co to będzie jak ja zacznę być w końcu na bieżąco! Aż strach myśleć... co ja będę czytać? xD
    Tak pro po zajrzałam na tą nową notkę ;)
    Właściwie chciałam skomentować jakoś w połowie tomu jeszcze raz, a potem kilka rozdziałów przed zakończeniem, ale że czytałam na telefonie i chłonęłam rozdział po rozdziale to jakoś cieżko było mi wstać z łóżka i przejść przez cały pokój aby skomentować.
    Ale zrobię to teraz tak porządnie i konkretnie.
    Może tak ogólnie zacznę od Hany. Jak wcześniej pisałam - ta postać jest po prostu genialna! Uwielbiam ją, jej zachowanie, jej bycie i ta nieodwzajemniona nieszczęśliwa miłość. Jak mi jest smutno z tego powodu, chcę aby Suzaku w końcu ją pokochał, ale myślę, że będzie dobrze jak to bedzie takie stopniowe i powoli. Kiedyś chyba pisałam, że lubię jak relacje bohaterów długo się rozwijają. Często oskarża Ayę i jest o nią zazdrosna. W sumie nie dziwię się jej. Wiadomo, ze to nie w porządku i sama Aya chciałaby aby on pokochał Hanę, ale ciężko jest okiełznać swoje uczucia. W ogóle często w scenach z Haną jakoś utożsamiam się z jej uczuciami i pierwszy raz mi się coś takie zdarzyło. XD Rany, jak ja się cieszyłam kiedy ona i Suzaku w pewnym sensie się pocałowali. To było takie urocze i kiedy on powiedział "nie" byłam pewna, że chodzi o ten pocałunek, że on się bał, iż Hanashi narobi sobie nadzieii. Kompletnie sie nie spodziewałam, że kolejną ofiarą wśród wampirów będzie mama Suzaku. Ba, obstawiałabym każdego ale nie ją. I to jak Hana za nim poszła a on jej nawet nie zauważył. Dopiero spojrzał na Aye po wiedział, ze nadchodzi. Po prostu jak pomyslałam jak jednocześnie Hana musi się czuć myślałam, że pęknie mi serce. Z drugiej strony powinno być mi szkoda Suzaku bo umarła mu mama, ale jakoś to akurat spłynęło po mnie jak po kaczce. Potem winiłam Aye, w sumie w podobnym stylu jak Hana. Ale to był tylko moment, bo od razu pomyślalam o Ayi z VK i mi przeszło. Rany, dla mnie ona tak się zmieniła. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się trochę inna. xD Potem rozpłynęłam się przy rozmowie jak Suzaku przepraszał Hanę. Mi też dał wielkie nadzieje! : D
    Deichi i Suzu jak zwykle stanowią uroczą parę. Dochodzą do nich jeszcze brat Suzu (jego imienia nie potrafię zapamiętać choćby nie wiem co!XD) o Maria. :D W ogóle rozwaliła mnie akcja z Deichim i bliźniakami jak wybierali się do archiwum. To, ze spotkali swoich rodziców - nigdy bym na to nie wpadła. W ogóle ucieszyłam sie, że się w końcu pokazali, bo jeśli ktoś ze starej wersji sie pokazuje, to już częściej Aya i Zero. W sumie oni są w centrum zamieszania z morderstwami, więc o tym napisze na koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracając jeszcze to tych wesołych rzeczy czyli np tego wypadu do archiwum, padłam jak Hana rzuciła się na szyję ojcu, albo przed tem jak bliźniaki próbowały się ukryć przed rodzicami. Ale w sumie w tej akcji to moje serce podbił Kainen, który kazał swoim wnukom i synowi harować jak woły. W mojej wyobraźni na leżaczku wyglądał genialnie. XD Pisałaś, że w drugim tomie będzie trochę inaczej. Właściwie to ja mam nadzieje, że Keia, Hanę i innych zobaczymy. Po przeczytaniu 1 tomu spojrzałam na bohaterów i zobaczyłam już bohaterów. Wyczuwam przeskok w czasie. W sumie po takich zdarzeniach...
      Ale od początku! Co do zamieszania z czystokriwstymi obstawiałam, że za śmiercią stoi właśnie Sara. Jednak teraz doszłam do wniosku, że ona właściwie naprawdę uratowała rodzine tych śpiących wampirów. Pamiętam tylko po imieniu Shoutę i Toshiki, ale choć nazwisko sie przewijało tysiące razy, nie zapamiętałam go. xD Ale wiadomo o kogo chodzi. Wiedziała, że nadeją morderstwa, dlatego ich obudziła? Czy sama chciała ich wymordować ale nie ktoś ją uprzedził? W kazdym razie sprawiłyście tak, ze ona wyszla na potencjalną podejrzaną. W sumie to ja do końca byłam tego pewna. Jest tak skomplikowaną osobą, że dalej nie rozumiem jej poczynań. Co ona w koncu chce osiągnąć? Kiedyś chciała zostać królową, może dalej do tego dąży. W sumie pewnie tak. Po raz kolejny mnie zaciekawiła, gdy nie dość, ze wiedziała o Ayi że jest dhampirem to jeszcze zaoferowała jej pomoc przy przesłuchniach. Skoro okazała się nie być głównym złym charakterem I części tomu pewnie okaże się nim być w II albo, aby się udało III. W ogóle ile planujecie tomów? :D Mam nadzieję, ze zostało mi jeszcze dużo do czytania. :D
      Kolejna rzecz wśród wampirów, która tym razem mnie porządnie zdenerwowała była Ginzen. Jak ja tej głupiej smarkuli nie lubię od kiedy okazało się, że pomagała w jakimś stopniu swojemu bratu i zabiła ojca suzu i jej brata. Biedni, najgorsze jest to, że znają mordercę, ale nie mogą się na nim zemścić. Ja bym dostała jakiegoś szału. Jeszcze specjalnie aby uprzykrzyć życie Ayi i Zero opowiedziała o niebezpiecznych zdolnościach Mari.Dobrze, że ta druga czystokrwista się za nią wstawiła. Chociaż nie pamiętam jej imienia to ją lubię jako jedną z niewielu,
      Trzeci wampir, który mnie wkurzył z klasy A, to niedawno przebudzony Shouta. Ale ja widzę jego potencjał na czarny charakter. Zapawde go ma. :D Biedny Suzaku, ten cwaniaczek przeczesał całą jego pamięć. Ale zastanawia mnie jedno... Czemu on skupił sie na Hanie? To nie przypadek. Do tego na pewno jakos powrócicie w przyszłości. I będę na to czekać. :D

      Usuń
    2. A na koniec... Nie wiem jak dobrać słowa. Mari z całej trójki bohaterów była najbardziej spokojna, chyba swoim spokojem przewyższała Keia. Unosiła się tylko przy Kaname i to mi przypominało, że jej rodzicem również był Zero. Myślałam, ze ta sprawa ze snami będzie miała jakiś związek, że Kaname będzie chciał się własnie przebudzić, wrócić znowu do życia, a Mari ma mu pomóc. W końcu zakochała się w nim i w sumie kibicowałam jej. Wydawało mi się, że Kaname prędzej odwzajemi jej uczucia niż Suzaku do Hany. A jakże się myliłam. Zaciekawiło mnie to, że Mariko nie jest godna swojego imienia. Myślałam, że to będzie związane z jego przeszłością, ale nie aż tak. Nazywał ją Rosie bo była jego bronią na wampiry jak broń Zero? Po tym jak to się wszystko wyjaśniła tak mi się z tym właśnie skojarzyło.
      Pojawienie się pierwszej Mariko, po prostu cudnie wszystko opisane i jak dobrze wytłumaczone. Ale po tym dalej uparcie myślałam, że ich miłość skończy się dobrze. Przez chwilę przeszła mi myśl, ze Kaname chce wskrzesić swoją pierwszą Mariko za pomocą Mariko Ayi. A potem ona pozbierała wszystko do kupy i poznała jego plan. Wtedy mną delikatnie wstrząsnęło. Nie spodziewałam się, że to ona właśnie mogła zabić mamę Suzaku i tego drugiego wampira. już nie wspomnę jakie dręczyły ją wyrzuty sumienia i nie mogła o tym nikomu powiedzieć. Jak dobrze, że miała zamiłowanie do pisania i wszystko opisała w swoim pamiętniku. Raczej po wyrwaniu sobie serca nie będzie mogła nikomu o tym powiedzieć co się stało. Rany, jak o tym myślę tak żal mi Mariko... Przecież była taką cudowną, urocza wampirzycą i miała całe lata przed sobą.
      Już nie chce myśleć jak Ayi będzie ciężko no i Zero. To przecież jego ukochana córeczka. Oczko w głowie! Pewnie jakby nie to, że Aya jest w ciąży to by się nie zdecydowali na kolejne dziecko. Na pewno im sie będzie cieżko zajmować nowym synem wiedząć w jaki sposób umarła im córka. :c A bliźniaki? Przecież oni też się załamią. :c Kao i Ichiru, Reiko i Kainen... Suzaku... on to pewnie będzie uważał, że to jego wina. Nie ochronił jej jak powinen i kiedy Aya będzie cierpiała to on jeszcze będzie się obwinał.
      Nie lubiłam Kuranów VK. Miałam ochote ich pozabijać. Ale w VN pomyślałam "dam Kaname szanse, może na nią zasłużył".
      Nie zasłużył. >__<

      Tak ogólnie to boję się, że może umrzeć każdy. Nie brałam tego nawet pod uwagę, że zabijecie kogoś z głównych. Czas zacząć się martwić o przyszłość. xDDD
      Pozdrawiam i weny! :D

      Ps. Ciesze się, że mogłam poprawić humor. :)

      Usuń