- Naprawdę, naprawdę, naprawdę?! -
wykrzykiwała Kaori, biegając i skacząc wokół Ayi niczym mała dziewczynka. Jej
przybrana siostra uśmiechnęła się i skinęła głową. - Yay!
- Gratulacje - rzucił roześmiany Ichiru w
stronę brata i szwagierki.
Aya i Zero zaprosili ich w środę na
podwieczorek, by przekazać im radosną nowinę.
- Wasz synek na pewno będzie słodki, ale
nikt nie przebije Keia! - oświadczyła Kao.
- Synek, mówisz?
- Tak jest! - zakomenderowała blondynka.
Jeszcze nigdy się nie pomyliła co do płci oczekiwanych dzieci. - Kochanie, ja
też chcę kolejne dziecko! - rzuciła rozradowana w stronę Ichiru.
- Bliźniaki ci nie wystarczą? - jęknął.
Mógł się tego spodziewać, doprawdy! Kaori miała świra, jeśli chodzi o stosunki
rodzinne, więc na pewno już planowała, jak to synek Ayi i Zero zaprzyjaźni się
z ich potencjalnym trzecim dzieckiem.
- To już stare byki, a ja chętnie zaopiekuję się kolejnym maleństwem!
- oznajmiła z werwą Kao. - I nie mniej chętnie udam się na urlop macierzyński -
dodała, patrząc na Zero i zanosząc się śmiechem. Wkrótce wszyscy do niej
dołączyli i wieczór minął w naprawdę przyjemnej atmosferze.
***
Podczas lekcji w noc z wtorku na środę Mariko
niezwykle trudno było ogarnąć umysłem wszystko, czego się dowiedziała za dnia.
Przecież to się wręcz w głowie nie mieściło! Nie dość, że od paru tygodni
odwiedzał ją Kaname Kuran, nie dość, że się z nim spotkała, to jeszcze okazało
się, że w pewnym sensie jest jej odległym przodkiem. Ona pochodziła przecież z
linii Hiromi Hiou, córki Mariko i Kaname. Co więcej, protoplastka rodu jej
dziadka Kage odwiedziła ją dwa razy - we śnie, naturalnie - z czego raz zabrała
ją w podróż do świata własnych wspomnień. I wszystko tak niesamowicie się ze
sobą łączyło, to aż nieprawdopodobne. Rodziny Hiou, Kuran, Kurosu, Namizawa,
przodkowie Kiryuu… Wszystkie brały początek w czasach teraz uchodzących za
niemal prehistoryczne. Właściwie kiedy to było? I czy wszystko zgadzało się z
obecnymi wyobrażeniami historyków, geografów i innych naukowców? Mari nie miała
pojęcia, a zresztą nie uważała tego za najistotniejsze, jako iż zwyczajnie
wiedziała, czuła, że to, co ujrzała dzięki swej imienniczce, było prawdą i
tylko prawdą.
Kilkakrotnie układała sobie w myślach
istotne informacje. Stwierdziła jednak, że lepiej będzie spisać te rewelacje.
Dlatego też po zajęciach zignorowała wszystkich i udała się do swego pokoju, by
tam wyciągnąć pamiętnik i spisać wspomnienia Mariko. Ależ byłaby to gratka dla
wampirzych oraz łowieckich historyków! Może kiedyś będzie mogła się tym z kimś
podzielić?
Poszło zdumiewająco szybko. Kiedy Mari
wpadała w trans, trudno byłoby ją z niego wyrwać. Uwielbiała pisać i czytać,
najchętniej zostałaby w przyszłości literatką. W innej roli siebie nie
widziała. I może właśnie o to chodzi? Może jej przeznaczeniem wcale nie było
nic związanego z wampiryzmem bądź łowiectwem? Może niepotrzebnie przejmowała
się tym, kim jest i co ma w życiu robić?
Podniesiona na duchu, przejrzała
wcześniejsze „rozdziały” księgi. Po chwili zastanowienia na karcie tytułowej
wykaligrafowała katakaną „Vampire Night”. To była wszak jej historia, historia
przede wszystkim nocy, w których spotykała Kaname, a ostatnio również Mariko.
Tak, ten tytuł pasował doskonale.
Mając już lepszy nastrój, uśmiechnięta
spotkała się z przyjaciółmi. Porozmawiała z rodzeństwem Namizawa, z Marią, z
Suzaku, z Naomi Asami i Yumi Tanaką, a także oczywiście z Minoru. Dobrze się
czuła w towarzystwie ich wszystkich i po raz kolejny postanowiła, że musi
poświęcać im więcej czasu, a co poniektórych z nich również lepiej poznać.
Kiedy powoli zbliżał się ranek, pożegnała
się ze wszystkimi i wskoczyła do wanny w swojej akademickiej łazience. Pomyślała,
że mama na jej miejscu pobawiłaby się zapewne wodą. Wspominała niedawne
przesłuchanie, zadowolona, iż ma to z głowy, a rodzice i Suzaku tak bardzo ją
wspierali. Wyszła właśnie z kąpieli i wytarła się, gdy znów pojawiła się TA
myśl. Ta nieuchwytna, która wciąż jej uciekała…
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Wpatrywała się intensywnie we własne oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedzi
na dręczące ją od czasu do czasu pytania. Przede wszystkim jednak szukała owej zmykającej
myśli…
Jak w transie przeszła do pokoju.
Otworzyła „Vampire Night” i uważnie przeczytała wszystko, co miało związek z
Kaname i Mariko.
„Jeżeli
zastanowisz się nad swymi spotkaniami z Kaname, ich terminami i przebiegami,
wypowiadanymi słowami… Wówczas być może zrozumiesz tego, który cię odwiedza.
Oraz to, co wciąż ci umyka. Ale aby zrozumieć Kaname, musisz go naprawdę
poznać.”, powiedziała Hiou podczas pierwszego spotkania. Po części
udało jej się poznać prawdziwego Kurana, jego przeszłość i niektóre uczucia,
większość z nich jednakże nie mieściła się w jej podobnej do ludzkich głowie.
Ale te jego wizyty… To klucz do zrozumienia zagadki. To i jakaś część
przeszłości Kaname…
Myśl znowu się pojawiła, Mari złapała jej skrawek, nie
pozwalając jej uciec zbyt prędko. Kiedy pojawiła się ona po raz pierwszy? Tak,
podczas rozmowy z kuzynostwem oraz dziadkami i Deiem. Wtedy, gdy Hanashi
opowiedziała im o śmierci Naoko Shoutou.
Morderstwa…
Serce zabiło jej mocniej. Czuła, że zbliża się do rozwiązania
tajemnicy zabójstw.
Zabito dwoje potężnych czystokrwistych w krótkim odstępie
czasu. Oboje niby silni, ale osłabieni z powodu snu. Oboje zamordowani już w
okresie, kiedy ona sama znała Kaname.
Jego słowa po zbudzeniu najliczniejszego rodu, lecz jeszcze przed
śmiercią Etsyui Hanadagi… „Czas nagli. Myślałem, że pewne sprawy będą szły naprzód powoli, ale
się pomyliłem. Zaczynamy jutro, nie można dłużej zwlekać. Tymczasem zaś
odpocznij. Śpij, bo potrzebujesz siły.” Następnego dnia zabito Etsuyę…
Terminy
spotkań… Niemal zawsze odbywały się w dzień. Dzień to także pora zabójstwa
brata Shigeru i Kimie. Wtedy Kuran jej się nie przyśnił. Nie spotkała się z nim
również wtedy, gdy zamordowano Naoko. To co prawda była noc, ale Mari spała
wtedy, gdyż nie wyspała się za dnia. Wiedziała to wszystko dzięki zapiskom z
pamiętnika, w innym wypadku mogłaby pomylić daty.
- Nie…
- szepnęła do samej siebie, dochodząc do prawdy.
Kiedy
w jakiś sposób wędrowała do miejsca, w którym we śnie pogrążony był prawdziwy
Kaname, również spała niby normalnie, nie kontaktowała się wówczas z Kuranem.
On zaś chciał, by przyszła, ponieważ bał się przesłuchań, nikt nie mógł
wyczytać z jej głowy nic związanego z nim. Ponadto potrzebował siły i energii,
więc napił się jej krwi. Potem kazał jej zasnąć, inaczej zapewne nie dałoby się
jej przenieść z powrotem do Akademii.
W
oczach Mari błyszczały łzy niedowierzania, przerażenia i bezsilnej rozpaczy.
Jej świat rozsypał się na drobniutkie kawałeczki, a serce… Serce powinno
przestać w tej chwili istnieć, bolało bowiem okropnie, jakby ktoś raz po raz je
sztyletował, lubując się w zadawaniu niewysłowionego cierpienia.
Zdała
sobie sprawę, że to nikt inny, a ona sama pozbawiła Suzaku matki, Isayę
siostry, Toshiko ojca, Kimie męża, Shigeru brata, a Shoutę wujka.
Upadła na kolana, nie utrzymała
się na nogach, które nagle zaczęły zdawać się być z waty.
Kaname nigdy niczego jej wprost nie powiedział. Bawił się nią,
wykorzystywał ją. Mariko Hiou sama to zresztą przyznała. A on? Kiedy spytała, z
jakiego powodu ją nawiedza, odparł: „Jesteś
jedyna w swoim rodzaju, Rosie, oto powód.” Po ujrzeniu wspomnień pierwszej
Hiou zrozumiała, dlaczego Kuran nazywał ją Rosie - nie chciał „bezcześcić”
imienia ukochanej. Yuuki też na pewno nie kochał, nie tak, jak wszyscy się
spodziewali. Jego serce należało, należy i będzie należeć do protoplastki rodu
Hiou. Czy Kaname mógł chcieć, by Yuuki zginęła…? Czy chciał się od niej
uwolnić?
Wracając do powodu ich sennych spotkań… Po usłyszeniu tamtej odpowiedzi
Mari naiwnie myślała, że mówił o jej pochodzeniu. Tymczasem zaś chodziło o jej
okropne moce… Jej zdolności odebrały już życie co najmniej trzem osobom. Planem
Kurana musiało być zgładzenie czystokrwistych. Chciał wypełnić obietnicę daną swej
Mariko, która uważała, że czas wampirów przeminął, że to ludzie powinni przejąć
panowanie nad ziemią. Tymczasem zaś niektórzy przedstawiciele Klasy A wciąż
przemieniali ludzi w „pijawki”, Łowcy walczyli o godny byt dla rasy ludzi…
Gdyby czystokrwistych zabrakło, wampiry powoli by wymierały.
Mariko skuliła się na podłodze i zaniosła się szlochem. Jak on
mógł jej to zrobić? Jej, która oddała mu serce… Jakże mogła być taka głupia,
tak naiwna i dziecinna?! Jak mogła mu zaufać? Jak mogła mu pomóc?
Choć przez niemal całą noc Mari miała dobry nastrój, w owej
chwili zapragnęła umrzeć. Niczego nie mogła zrozumieć, to było zbyt okrutne, by
mogło okazać się prawdą. Ale było nią, nie widziała innych możliwości. Wszystko
idealnie do siebie pasowało. No, może poza śmiercią Omitsu Hori, w tamtej
chwili przebywała przecież z Minoru w salonie… Ale to nieistotne, jakkolwiek by
nie patrzeć, zabiła Naoko Shoutou i Etsuyę Hanadagi, za co zapewne mogłaby być
skazana na śmierć. Wszak to czystokrwiści, którzy powinni pozostać nietykalni i
szanowani jak nikt inny w społeczeństwie ludzi nocy… Do dziewczynki na Poziomie
E, którą niechcący zamordowała w dzieciństwie, dołączyły więc dwie kolejne
ofiary…
Dlaczego, ach, dlaczego takie rzeczy się zdarzały? Dlaczego
została obdarzona tymi przeklętymi mocami, które nigdy, przenigdy nie przydały
się w służbie dobru? Siały tylko zniszczenie. Mariko nie chciała ich, nie
prosiła się o nie, a musiała z nimi żyć. A teraz jeszcze miała świadomość, że dzięki
nim popełniono przestępstwa, które tak wstrząsnęły wampirami… Czy Kaname musiał
ją w to wszystko wplątywać? Czy on nie miał serca? Był przecież silny, skoro
już uparł się na zabijanie, dlaczego robił to jej rękoma, wykorzystując jej
zdolności? Mógł zrobić to sam, czyż lata temu nie pozbył się w pojedynkę praktycznie całej Rady Starszych? Dobrze, to
co prawda byli arystokraci, ale… Nic go nie usprawiedliwi, nic! Tak zwyczajnie
nie wolno postępować. To tak wredne, tak okropnie okrutne…
I właśnie takiej osobie Mari chcąc nie chcąc podarowała serce.
Zrozpaczona wstała i nie przejmując się tym, jak wygląda, wybiegła na korytarz.
W zwiewnej koszuli nocnej i z opuszczoną głową gnała ku męskiej części
dormitorium. Tam dopadła do drzwi komnaty zajmowanej przez Oshimę i nie pukając
weszła. Tylko szczęśliwy przypadek sprawił, że w swym szaleńczym biegu na
nikogo się nie natknęła.
Zdumiał się, widząc jej zaczerwienioną twarz i opuchnięte oczy,
ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Mariko wtuliła się w jego koszulę i płakała
bezsilnie. Dziwnie przejęty głaskał ją po czarnych jak noc włosach, nie mając
pojęcia, co powiedzieć lub co innego mógłby zrobić.
- Pomóż mi - wychlipała ledwo dosłyszalnie. - Pomóż mi o nim
zapomnieć, Minoru…
Wiedział, że mówi o tym, którego kochała, ale wciąż nie
oznajmiła mu, kto to jest. On zresztą też nie wyznał jej swoich uczuć do Evy
Shiro.
Głaszcząc ją wciąż i przytulając, myślał ze smutkiem, że to ona
powinna być jego prawdziwą wybranką. Byłoby o wiele łatwiej, i dla niego, i dla
niej. Nie wmawiał sobie, że jej rodzice od razu by go zaakceptowali oraz polubili,
potrafił bowiem być nieźle złośliwy i wydawał się czasami nie do końca dobrze
wychowany, ale potem na pewno jakoś by się to ułożyło. Shinbun Shiro zaś nie
dopuszczał go do Evy, a ona go słuchała… Z kolei Mariko… Z jakimi problemami
musiała się borykać, skoro przybyła do niego tak nagle i to w takim stanie?
Nigdy nie widział, by aż tak straciła panowanie nad sobą. Zazwyczaj maskowała
swe uczucia, nie dawała innym dobrze się poznać, a teraz… Teraz wszystkie
emocje najwyraźniej się ujawniły, zbiegły z więzienia w jej ciele i szukały
ujścia w postaci łez i nie tylko.
Co mógł zrobić…? Nie bardzo radził sobie w takich sytuacjach…
- Co się stało? - wydusił z siebie w końcu. W odpowiedzi przecząco
pokręciła głową, dając mu znać, że niczego nie może wyjaśnić. Ale czy nie
przyniosłoby jej to ulgi? Przeszło jej przez myśl, że skoro Kaname tak ją
potraktował, powinna go zniszczyć. Powinna powiedzieć wszystkim, że te
morderstwa to jego wina, spróbować zyskać dla innych dostęp do jej przewdziwych
wspomnień… Powinna go zgładzić, tylko na to przecież zasługiwał! On, który tak
podstępnie ją wykorzystał do swych niecnych celów…
Wiedziała jednak, że nie jest w stanie tego wszystkiego zrobić,
a na pewno jeszcze nie teraz. Chciała czy nie, wciąż go kochała. Najpierw
musiała choć trochę ochłonąć, zapomnieć o uczuciu, jakim darzy tego okrutnika…
Zmęczona rozdzierającym szlochem, pochlipywała już tylko
cichutko, drżąc mocno w ramionach Oshimy. Ten, widząc, że jest z nią już
odrobinę lepiej, chwycił ją, jak gdyby ważyła nie więcej niż piórko i zaniósł
ją ku łóżku. Delikatnie ułożył ją na posłaniu.
- Chcesz zostać? - spytał.
Skinęła głową. Nie mogła zostać sama, chyba by zwariowała. Nie
chciała też iść do nikogo innego. Wszyscy albo za bardzo by się przejmowali,
albo byliby zbyt ciekawscy, albo zakłopotani tym jej stanem. Co właściwie
sprawiło, że przyszła do Minoru? Zgoda, niby ze sobą chodzili, ale przecież nie
pałali do siebie niczym poza zwykłą sympatią. Ich miłość była jedynie grą,
próbą zamaskowania prawdziwych uczuć, a może nawet ich odmienienia. Tymczasem
to jego wybrała, to do niego uciekła, nawet się przed tym nie namyślając, a on
przyjął jej obecność może nie jak coś oczywistego, ale przynajmniej próbował
jej pomóc i instynktownie wyczuł, iż nie chciałaby zostać sama.
- Wezmę szybki prysznic i wrócę, zgoda?
Pokiwała głową. Kiedy on się mył, miała czas na względne
doprowadzenie się do porządku. Myśli przestały wirować w jej głowie,
rozpierzchły się gdzieś i nastała pustka, której Mariko tak wyczekiwała. Nie
chciała o niczym myśleć, chciała jedynie zapomnieć. A najlepiej obudzić się i
stwierdzić, że wszystko, co złego ją spotkało, to nic innego jak zwykły koszmar
senny. Znajdowałaby się najlepiej w swoim dziecięcym łóżku, miałaby pięć lat i
nigdy nie odkryłaby w sobie mocy, a jeśli już, byłaby to na przykład moc
uzdrawiania. Nigdy nie poznałaby Kaname, a kiedy nadszedłby czas na naukę w
Akademii Kurosu, zakochałaby się ze wzajemnością w Minoru. Po szkole mogliby
pójść na studia, a potem wziąć ślub…
Głupie, naiwne serce, cóż ty sobie
myślisz? Takie rzeczy się nie zdarzają, nie w prawdziwym życiu, pomyślała
ze smutkiem, szczerze żałując, iż tak to właśnie wygląda.
Na szczęście wtedy wrócił Oshima, w przeciwnym bowiem razie
Mari czuła, iż znowu by się popłakała.
Położył się obok niej i pozwolił, by wtuliła się w jego tors.
Objął ją ramionami, a ona wchłaniała jego uspokajającą obecność. Tak, gdyby nie
Kaname, naprawdę mogłaby się w nim zakochać. Był w jej typie. Trochę mroczny i
tajemniczy, ale jednocześnie potrafiący zaskoczyć nagłą łagodnością i spokojem,
a także hartem ducha i bystrością. Miał wady - jak każdy - z których największą
zapewne była czasami niepohamowana złośliwość i sarkazm, ale można mu było to
wybaczyć, wszak nikt nie jest idealny.
Gdyby nie Kaname…
Nawet nie zauważyła, że osuwa się w sen. Pora była już po temu
najwyższa, a ona dodatkowo zmęczona była płaczem i zmartwieniami, a także nie
do końca przespanymi dniami.
- Przepraszam - rzekła Mariko Hiou, a Mari w duchu podziękowała
wszystkim możliwym istniejącym siłom wyższym za to, że spotkała się z nią, a
nie z Kuranem.
- To nie twoja wina - szepnęła słabo w odpowiedzi. - Dlaczego
on mi to zrobił…? - zapytała bezsilnie ze zbolałą miną.
- Szukał najszybszego i najprostszego sposobu. Ty posiadasz
moce, które wydały mu się idealne, dlatego to ciebie zaczął nawiedzać i to
twoimi rękoma zabił tych biedaków - odparła ze szczerym smutkiem.
- Ale jak to robił? Dlaczego? - Mari nie miała siły na pogłębienie
swych pytań. Wiedziała, że przodkini i tak ją zrozumie.
- Najpierw upozorował swoje samobójstwo. Potem zapadł w sen, a
po kilku latach na świecie zjawiłaś się ty. Kiedy ujawniły się twoje moce, on
jakoś się o tym dowiedział i wtedy zapewne stwierdził, że gdy podrośniesz,
będziesz doskonałym pionkiem w jego rękach. Kiedy przybyłaś do Akademii, rósł
jego wpływ na ciebie, bowiem on sam niegdyś przebywał w tych miejscach co ty
teraz. Więź narastała, aż wreszcie był w stanie skontaktować się z tobą za
pomocą snów. Rósł w siłę, aż w końcu zdolny był do tego, by wcielić swój plan w
życie. Kiedy tobą kierował, jego ciało wciąż spoczywało w miejscu, natomiast
twoje się poruszało. Wasze zdolności połączyły się, byłaś więc w stanie się
teleportować, co wyjaśnia prędkie przedostawanie się z miejsca na miejsce. Tam
zaś, gdzie powinnaś przebywać, wytworzona została iluzja, dlatego w razie gdyby
ktoś sprawdzał, czy śpisz, widziałby twoją postać, choć w istocie cię tam nie
było.
- To skomplikowane - stwierdziła Mari. Nie miała sił, by
utrzymać się na nogach, usiadła więc na czymś, co mogło być podłogą, ale w tym
dziwnym onirycznym świecie wszystko wyglądało tak samo, jakby magicznie. - Ale
rozumiem... - oświadczyła po chwili. - Kaname miał siłę na zabicie Etsuyi i
mamy Suzaku. Potem przez półtora tygodnia był spokój. Następnie zabito Omitsu
Hori.
- To akurat sprawka kogoś innego.
Mari skinęła głową - spodziewała się tego, bowiem jej śmierć
nie pasowała do pozostałych.
- Wezwano mnie na przesłuchanie. By się zabezpieczyć, Kaname
sprowadził mnie do siebie. I posilił się moją krwią, aby się wzmocnić…
Poprzestawiał mi coś w głowie, a potem kazał iść. Następnego dnia poznałam
ciebie.
Kobieta potakiwała wypowiadanym przez Mari słowom.
- Teoretycznie Kaname ma więc teraz siłę, by dokonać kolejnego
zamachu…
- Niestety - przyznała Hiou.
- Nie możesz go powstrzymać?
- Przykro mi, mogę kontaktować się tylko z tobą. W tobie
istnieją obie cząstki mnie, w Kaname tylko jedna… I… Mariko-chan… Musisz coś
wiedzieć - oświadczyła poważnym tonem, marszcząc smutno czoło. - Widzisz, kiedy
jesteście połączeni w ten specyficzny sposób, jesteście jakby jedną osobą.
Dlatego Kaname nie odważył się nigdy postawić cię w niebezpieczeństwie, bowiem
gdyby tobie się coś stało, on odniósłby identyczne rany.
I to działa w obie
strony, tak?, dopowiedziała w myślach. Zaśmiała się w duchu. Życie to naprawdę kiepska tragedia.
- I jeszcze jedno - rzekła
przodkini. - To mój limit, w ciągu co najmniej najbliższych kilku dni nie będę
w stanie się z tobą skontaktować. Co za tym idzie, Kaname będzie miał wolną
rękę…
- A ma teraz siłę na kolejne zabójstwa, więc muszę się mieć na
baczności - dodała Mari, a białowłosa skinęła głową.
- Naprawdę mi przykro - szepnęła. - Nie wiem, jak mogłabym
wynagrodzić ci wszelkie krzywdy, jakich doznałaś i doznasz z powodu mojego i
Kaname. Gdyby nie ja, on raczej nie postawiłby sobie za cel wybicia
czystokrwistych…
- Nic na to nie poradzimy - mruknęła zgodnie z prawdą Mari. - A
jeśli możesz cokolwiek zrobić, ty i być może inni przodkowie, opiekujcie się po
prostu moją rodziną - poprosiła.
Oczy kobiety zabłysły, jakby wpadła na pewien pomysł. Zaraz
jednak znów posmutniała. Tak bardzo było jej żal tej niewinnej dziewczynki,
której przypadł tak przeklęty los…
***
Mariko przespała w spokoju resztę dnia. Być może to wpływ
przodkini, która sprawiła, że po jej wizycie Mari mogła dalej normalnie spać?
Tak czy inaczej była za to niepomiernie wdzięczna.
Obudziła się wieczorem, wciąż wtulona w Minoru. Nie spał już i
głaskał ją lekko po głowie, co ją uspokajało. Poleżeli tak chwilę, aż w końcu
trzeba było stawić czoła egzystencji.
- Dziękuję za wszystko i przepraszam za kłopot - rzekła Mari,
wyswobadzając się z objęć Oshimy. Cmoknęła go w policzek.
- Nie ma za co - mruknął. - Lepiej ci trochę?
- Owszem - skłamała.
Tak naprawdę nie mogło być dużo lepiej. Nic przecież nie
zmieniało faktu, że była morderczynią, że jedną z jej ofiar była matka jej
przyjaciela będącego dla niej jak starszy brat… Ani tego, że ulokowała uczucia
w najbardziej nieodpowiedniej osobie na świecie.
Tę noc starała się przetrwać względnie normalnie. Nie była
jednak w stanie spojrzeć Suzaku w oczy, była nieobecna, co wszyscy zdołali bez
przeszkód spostrzec, a ponadto bez przerwy martwiła się tym, co będzie dalej.
Po lekcjach znów wzięła do ręki pamiętnik i spisała wszystko, co siedziało jej
w głowie. Przeszło jej przez myśl, że jak tak dalej pójdzie, to powinna zacząć
spisywać testament, bowiem jeśli wyzna społeczeństwu prawdę, zapewne skażą ją
na śmierć. A przyznać się musi, nie może przecież pozwolić, by popełniono
kolejne zbrodnie. Tylko co wtedy uczyni Kuran? Czy zdąży skrzywdzić kogoś jej
bliskiego, zanim ją zabiją? I dlaczego myśl o śmierci przychodziła jej z
mniejszym trudem niż na przykład ta o „zdradzie” Kaname? Naprawdę bardziej
bolało ją to, że pokochała takiego drania, a on bezwstydnie ją wykorzystał niż
widmo jej własnej śmierci. Zgoda, póki co potencjalnej, ale jednak. Martwiła
się też, że Kuran bezustannie ma dostęp do jej myśli i będzie chciał skrzywdzić
kogoś, kto jest jej bliski - tylko dlatego, że nie chce grać dłużej wedle jego
chorych zasad. I jeszcze… Och, rodzice i przyjaciele, najdrożsi krewni! Co oni
powiedzą i pomyślą? Mama i tata się załamią, mogą być wściekli, wstydzić się za
nią… Ale mimo tego na pewno będą próbowali ją ocalić. A Hanashi i Kei? Czy
wybaczą jej, że tyle przed nimi ukrywała? I… Suzaku! Czy on zdoła zrozumieć?
Czy nie będzie miał ochoty rozszarpać jej własnymi rękoma, gdy dowie się, że to
przez nią umarła jego matka?
Taki wisielczy nastrój miała całą noc. Kiedy zaś nadszedł czas
na sen, Mariko poczekała, aż wszyscy rozejdą się do siebie, by czmychnąć z
Księżycowego Dormitorium. Wiedziała, iż nie może zasnąć, w żadnym wypadku.
Kaname skorzystałby z okazji i albo znów ją wykorzystał, albo udzieliłby jej
takiej reprymendy, że by się po tym nie pozbierała. Istniała też możliwość, że
miał wgląd w jej myśli i wspomnienia tylko podczas nawiązywaniu z nią kontaktu,
a jeśli tak, to póki nie spała, mógł nikogo nie skrzywdzić. Jeśli jednak to
będzie trwało zbyt długo, i tak dopomni się o uwagę…
W czwartek spędziła trochę czasu w towarzystwie Kaiena, Reiko i
Deia, a po południu spotkała się z Haną i Keiem. Tym pierwszym powiedziała, że
jeszcze nie jest śpiąca, tym drugim zaś, że już spała. Miała nadzieję, że jedni
i drudzy nie wpadną na to, by się ze sobą na ten temat porozumieć. Musiałaby
nieźle się nawygimnastykować, by wyjaśnić nieporozumienie - a raczej swoje małe
kłamstewka.
Kolejne dwie noce minęły mniej więcej w takim rytmie jak
poprzednie. Mariko ledwie jednak trzymała się na nogach i wszyscy wyraźnie już
się o nią niepokoili. Zapewniała, że wszystko jest w porządku, ale jej
podkrążone oczy świadczyły o bezsenności, a dziwne roztargnienie i łzy
pojawiające się w jej oczach za każdym razem, gdy jej wzrok napotykał Suzaku, wprowadzały
zamęt do umysłów jej towarzyszy. Niczego nie mogli z niej wydobyć, nawet Suzue
nie była w stanie szczerze z nią porozmawiać. Minoru też był bezsilny, tak samo
Shuusei, Suzaku czy Maria. Do akcji wkrótce włączyła się też rodzina, ale
Mariko milczała jak zaklęta lub tylko nieudolnie kłamała, że wszystko jest
dobrze, że jest tylko trochę zmęczona, że to przejdzie…
Naturalnie jednak nie przechodziło. A wszyscy martwili się
coraz bardziej…
Nie mogąc nic zrobić, w końcu przyznali, że nie ma wyjścia i
trzeba o wszystkim powiadomić Ayę i Zero. Mieli prawo wiedzieć, iż z ich córką
dzieje się coś złego. Wcześniej nikt nie chciał ich niepotrzebnie martwić, od
zawsze byli przecież tak wrażliwi… Aya zaczęłaby panikować, a Zero zbyt wiele
by po sobie pewnie nie pokazał, ale w środku szalałby z niepokoju. Mimo
wszystko jednak sprawy zaszły za daleko i trzeba było wyznać rodzicom Mari, że
coś jest z nią nie tak. Koniec końców oboje postanowili, że na jakiś czas wezmą
ją do domu. Mariko protestowała, zapewniając, że nic jej nie jest, a w duchu
przerażając się myślą, iż będzie tuż przy osobach, których Kaname nienawidzi.
Jeśli ona przez przypadek zaśnie, podda się zmęczeniu, co uczyni Kuran? Czy
napadnie na jej ukochanych rodziców? Nie przeżyłaby tego!
Jednak protesty piętnastoletniej dziewczynki na nic się nie
zdały. Była wszak tylko dzieckiem, kto by jej słuchał? Zresztą każdy głupi
gołym okiem by widział, że Mariko jest skrajnie wyczerpana i boryka się z
czymś, z czym osoba w jej wieku nie ma szans sobie poradzić. Bo i jak?
Nastolatkowie nie mają prawie żadnego doświadczenia życiowego. Pewnie, wielu z
nich wydaje się, że mogą góry przenosić i niemało już przeżyli, ale w istocie
to ledwie małe jagniątka wkraczające w świat pełen groźnych wilków…
***
Mari siedziała z matką w kuchni, powoli sącząc kawę. Aya nie
chciała jej pozwolić na ten napój, była zdania, że córce przydałyby się raczej
jakieś ziółka ułatwiające zaśnięcie, ale ona protestowała tak mocno, jakby
świat miałby się zawalić, gdyby nie naładowała się dawką kofeiny. Aya
kompletnie nie rozumiała, co dzieje się z jej dzieckiem. Mariko nigdy się tak
nie zachowywała. Oczywiście była dość zamknięta w sobie, ale teraz najwyraźniej
rządziła nią panika niewiadomego pochodzenia. Aya starała się jakoś dotrzeć do
córki, ale jej starania spełzały na niczym.
- Co się teraz dzieje w Radzie? - zapytała Mari. Chciała
odwrócić uwagę matki od jej stanu, a także dowiedzieć się, jakie nastroje
panują po przesłuchaniach. Od czasu do czasu jej ręka niekontrolowanie
wędrowała ku różanemu wisiorkowi. Najchęteniej by się go pozbyła, ale koniec
końców z obrzydzeniem włożyła go na szyję, by przypominał jej o tym, iż Kaname
wcale nie jest księciem na białym rumaku, a ona przez niego stała się
przestępcą. Naszyjnik zdawał się mówić jej coś w stylu: „Nie zasypiaj, bo
będzie źle!”.
- Śledztwo znów stanęło w miejscu, więc zajmujemy się głównie
tym, kto ma dostać w spadku pozycję Omitsu Hori - mruknęła Aya, niezadowolona,
że Mariko wszystko przed nią ukrywa. Tak bardzo pragnęła jej pomóc! Jakże
jednak mogłaby to zrobić, skoro nie miała pojęcia, z czym dokładnie boryka się
jej córeczka?
- I? Kto to będzie?
- Zapewne Takuma Ichijou. To jeszcze nie jest pewne, ale raczej
nie ma nikogo lepszego na to miejsce. On zna się na polityce, jest z natury
rozsądny, ale ma też poczucie humoru, był zastępcą przewodniczącego pierwszej
Nocnej Klasy… - Aya wyczuła, że serce Mari przyspieszyło. Zastanawiała się, co
mogło być tego przyczyną. Ichijou? Kuran? Ten ostatni niby nie żył, ale Aya już
dawno temu zauważyła, że podczas opowieści o przeszłości jej i męża Mariko
zwracała na postać Kaname szczególną uwagę, co bynajmniej nie podobało się
Zero. - Jedynym minusem jest fakt, że od ładnych paru lat stoi po stronie Sary
- kontynuowała wreszcie. Nie dodała, że sama musi popierać kandydaturę Takumy
przez wzgląd na swoją umowę z Shirabuki.
- Soka - mruknęła tylko Mari. Ziewnęła przeciągle, po czym znów
zatopiła usta w kawie, zdecydowanie zbyt mocnaj jak dla dziewczynki w jej
wieku. - Mamy taką ładną sobotę, może wyjdziemy na spacer?
Wszystko, byle tylko nie
iść spać, pomyślała. Aya przyjrzała jej się podejrzliwie, ale westchnęła i
zgodziła się.
Kiedy krążyły po lesie, Aya zdała sobie sprawę, że gdyby był tu
jeszcze Zero, mogliby powiedzieć córce o tym, że niebawem ich mała rodzinka się
powiększy. Było bowiem spokojnie i miło - no, prawie, bo Mariko wciąż była
jakby nieobecna, a wory pod oczami robiły jej się coraz większe. Gdyby któraś z
nich posiadała kosmetyki, Mari tonęłaby pewnie pod tapetą z fluidu i pudru,
które miałyby zamaskować nieco oznaki jej zmęczenia. Ale żadna z nich nigdy nie
kupowała czegoś takiego, nie było im to potrzebne.
- Czemu nie mamy psa? - spytała nagle Mari. - Fajnie by było
mieć takiego zwierzęcego przyjaciela. Można by powiedzieć mu o wszystkim, a on
nigdy nie wykorzystałby tego przeciwko tobie - szeptała raczej do siebie. Zdała
sobie sprawę, że powiedziała za dużo i zamilkła speszona. Aya zaś tylko
utwierdziła się w przekonaniu, że jej córka ma naprawdę poważny problem. Miała
nadzieję, że gdy Zero wróci i usiądą sobie w spokoju we trójkę, uda im się coś
wyciągnąć z córki. A także oznajmić jej, że będzie miała rodzeństwo. To był
niezły szok, gdy się dowiedzieli, nie spodziewali się kolejnego dziecka, ale
cieszyli się na nie. Może Mariko trochę odżyje? O ile się ucieszy… Z
nastolatkami różnie to bywało w takich niespodziewanych sytuacjach. Jedne
dzieciaki cieszyły się jak szalone, inne najchętniej pozbyłyby się malucha,
które w ich mniemaniu miało zająć ich miejsce…
- Właściwie to dobry pomysł - stwierdziła Aya. - Może kupimy
psa, gdy przyjedziesz na letnie wakacje? To już niedługo.
- Chętnie - odparła Mari, uśmiechając się niemrawo. Jakoś
wątpiła w to, że zdoła poznać tego psiaka. Wcześniej zapewne czeka ją wyrok
śmierci.
Wiedziała, że dłużej nie wytrzyma. Poczeka więc na ojca, a
wtedy poprosi rodziców, by jej wysłuchali. I wyzna im całą prawdę… Bała się
tego okropnie i na samą myśl miała ochotę rzucić się z mostu (co przecież nic
by nie dało w jej sytuacji, wszak była „nieśmiertelna”) albo po prostu uciec i
wylać morze łez. Tak bardzo było jej wstyd! Jej dziecinnej naiwności, jej
głupoty… Ale jeszcze gorsza jest ta przerażająca świadomość, że oto jej rękoma
zabito dwoje czystokrwistych. Nawet jeśli Nowa Rada dowie się o Kaname, i tak
będzie chciała ją zgładzić, by pozbyć się niebezpieczeństwa. A nawet jeśli nie…
Jeśli znaleźliby Kurana i to jego ukarali… Co to zmieni? Nie zmaże to z jej rąk
krwi niewinnych ofiar. Nigdy już nie będzie w stanie spojrzeć w oczy Suzaku czy
Isayi, a także rodzinie Hanadagi, którą poznała podczas przesłuchań. Dołączy do
grona znienawidzonych zabójców takich jak Rido Kuran czy Akuji Touma…
Znów zachciało jej się płakać, ale z całych sił się
powstrzymywała. Wystarczająco mocno martwiła już mamę, Aya nie potrzebowała
jeszcze jej pocieszać, choć i do tego na pewno dojdzie, gdy Mariko wyzna jej i
tacie prawdę.
Tata… On będzie wściekły. Straci pewnie panowanie nad sobą,
zapewne najchętniej od razu ruszyłby na poszukiwania Kaname, by wreszcie pozbyć
się go raz na zawsze.
Może lepiej by było, gdyby lata temu zastrzelił Kurana? Tak, na
pewno byłoby lepiej. Dla Mariko, dla jej rodziców, dla Naoko i Etsuyi oraz ich
rodzin i przyjaciół… Jednak co się stało, to się nie odstanie, chcąc czy nie,
trzeba sprostać wymaganiom, które przynoszą los i przyszłość.
Wróciły do domu wczesnym wieczorem. Zjadły lekką kolację,
wykąpały się na spokojnie, a potem głównie w milczeniu czekały na powrót Zero z
pracy.
Mariko czuła, że zaraz zaśnie. Tak śpiąca nie była chyba
jeszcze nigdy. Ziewała raz po raz i nic nie było w stanie jej rozbudzić i dodać
energii, tak bardzo jej potrzebnej. Była na siebie wściekła za swą słabość, za
strach, naiwność i całą resztę. Jakże żałosna była w swoich własnych oczach…
Wstała z kanapy i uczyniła kilka kroków ku wyjściu z salonu,
chciała bowiem pójść do kuchni, by przyrządzić sobie kolejną mocną kawę. Nie
dotarła jednak nawet do korytarza. Nogi się pod nią ugięły, w głowie pojawiła
się pustka. Straciła przytomność.
Aya przestraszyła się i natychmiast doskoczyła do córki.
Przeniosła ją na kanapę i czekała, aż się ocknie. Wiedziała, że to nic
poważnego, że to tylko skutek zmęczenia, sama bowiem przeżyła coś takiego, gdy
była mniej więcej rok starsza od Mariko. Miała też nadzieję, że Mari wreszcie
pośpi i wypocznie choć trochę. Po chwili czuwania odeszła od niej na chwilę, by
przynieść szklankę z wodą i kompres, który mógłby przynieść nieco ulgi rozpalonej
dziewczynce.
Kiedy jednak po niespełna minucie Aya wróciła do salonu, Mariko
stała przy oknie. Wyglądała… dziwnie. Niby była to ona, ale w powietrzu czuć
było jakby obecność również kogoś innego. Kogoś, kogo Aya znała… Poza tym Mari
zdawała się być w jakimś transie czy jak by to właściwie nazwać. Była
nieobecna, ale w inny sposób niż przed omdleniem.
- Mari-chan? - szepnęła, odstawiając na najbliższą szafkę
szklankę wody i zimny kompres.
- Nie podchodź - wydusiła z siebie, łapiąc się za głowę. -
Dlaczego mi to zrobiłeś? - jęknęła. - Jak mogłeś?! Ufałam ci!
Aya nic z tego nie rozumiała. Dlaczego Mariko zwracała się do
mężczyzny? I kim on był? Czy ona lunatykowała?
Poczuła oblewający ją zimny pot. Przeraziła się stanem córki, a
jednocześnie doznała znanego wampirom przeczucia oznajmującego, że ktoś jej
bliski bądź ona sama jest w niebezpieczeństwie.
Po twarzy Mari zaczęły spływać łzy. Aya chciała do niej
podejść, ale nie mogła się ruszyć, coś ją powstrzymywało. Poważnie
przestraszona i załamana, próbowała walczyć z tym, co ją pętało, ale nie miała
wystarczająco sił. Zaczęła niepokoić się również o dziecko żyjące pod jej
sercem. A co jeśli to ono było w niebezpieczeństwie? I co właściwie się tu
działo?
Och, Zero, wróć!, prosiła
w duchu, nie wiedząc, że w tej chwili jej mąż gna jak szalony w stronę domu,
odczuwając taki sam jak ona niepokój. Gdyby mogła się ruszyć, może
błyskawicznie teleportowałaby się po Zero… Ale nie, i tak nie mogłaby zostawić
Mariko, a poza tym nie wiedziała, gdzie dokładnie jest w tej chwili mąż -
jeszcze w Związku, a może już w drodze do domu?
Docierały do niej zapewne tylko niektóre z wypowiadanych słów,
Mariko bowiem wyglądała, jakby rozmawiała sama ze sobą, trzymając się przy tym
za głowę, potrząsając nią od czasu do czasu i płacząc. Aya wciąż próbowała się
ruszyć, ale jej wysiłki nie przynosiły żadnych skutków. Nie mogła skorzystać z
mocy… Co się właściwie działo?
Ogarnęła ją już panika. W myślach wołała o pomoc, zwracała się
do wszystkich: do Zero, do Suzaku, do Shuuseia, do Suzue i Marii, do całej
rodziny, do nieżyjących rodziców… Po jej twarzy ciurkiem leciały łzy
bezradności, gdy tak patrzyła na cierpiącą córkę i nie mogła w żaden sposób jej
pomóc. Czuła się żałosna, nie po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę z
tego, że daleko jej do siły męża czy czystokrwistych bądź Suzaku. Znów poczuła
się jak mała dziewczynka zagubiona w niezrozumiałym dla siebie świecie, cóż
więc musiała czuć jej córeczka…?
- Nie pozwolę ci! - wrzasnęła Mariko. Jakiś czas przebywała
jeszcze w tym dziwnym, jakby schizofrenicznym stanie, potem zaś wyprostowała
palce prawej ręki i złączyła je ze sobą, by zaraz potem otoczyć je magią, z
której nie korzystała od lat. - Oyasumi - szepnęła zbolałym tonem, po czym
wbiła dłoń w klatkę piersiową, by po chwili wyrwać z niej własne serce.
Koniec tomu I
***
Tak więc tym optymistycznym (?) akcentem kończymy tom pierwszy. Jako iż Aya siedzi na działce, przypadł mi zaszczyt dodania tego rozdziału. Zapraszam serdecznie do komentowania, jesteśmy ciekawe, jak ten rozdział przypadnie do gustu :P Pewnie wiele rzeczy jeszcze jest niejasnych, myślę jednak, że kolejny rozjaśni nieco sytuację.
Rozdział dedykuję Suzu-siaaan, która już sobie pojechała i pewnie męczy się na praktykach. Całuski i do zobaczenia! (Sylwester!) :D
Pozdrowienia dla wszystkich czytelników! Buziaki ;*
Niach! Przeczytałam ^^ Zmylił mnie trochę ten początek ^^"
OdpowiedzUsuńCóż, to rozdział pełen kontrastów ^^
UsuńI to właśnie zasada kontrastów dodaje smaczek (xd sorry, skojarzenia) opowieści ^^
UsuńWłaśnie ;)
UsuńHej! Tu Angel Kitty!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ten rozdział i muszę powiedzieć, że jestem w ciężkim szoku... O ile dobrze zrozumiałam, to Mariko wyrwała sobie serce... O.o Wredny, sadystyczny, okrutny, niepohamowany drań!!! (jakby ktoś nie wiedział to chodzi o Kurana). Żeby wykorzystać Mari w taki diaboliczny sposób! Niewybaczalne! Wiedziałam od początku, że nie wolno mu ufać! Co teraz będzie? Czy Mariko przeżyje? Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, iż dostanę odpowiedź na te pytania ;)
Angel Kitty
Hej :)
UsuńTak, wyrwała sobie serce, nie wydaje Ci się. I tak, Kaname to drań, aczkolwiek po części i tak mi go żal :/
Co będzie dalej, dowiecie się w kolejnych rozdziałach, które pojawią się już niedługo ;) Cierpliwości ^^
Pozdrawiam!
Przeczytałam... I mam ochotę zabić Kaname, poważnie. Najpierw wykorzystywał Zero, teraz Mariko! Co za... Kretyn! Jak można być tak okrutnym, niesprawiedliwym, pozbawionym wszelkich skrupułów, leniwym draniem?! Nigdy za nim nie szalałam, ale zdecydowanie nie uważałam go za takiego okrutnika.
OdpowiedzUsuńEch... Co nie zmienia faktu, że rozdział napisany świetnie. : D
Kari. < 3
Taa, też bym go zabiła, gdybym mogła T^T
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał :)
Pozdrawiam!
Dobra wiem że ze mnie zołza gdyż tyle rozdziałów nie skomentowałam ale cóż najpierw studia potem byłam u was (WSPOMNIENIA! T.T) więc mam nadzieję że rozumiecie ^ ^"
OdpowiedzUsuńDobra w każdym bądź razie Kao-chan wzruszyłam się i dziękuje za dedykacje i zaproszenie na Sylwestra Q.Q Nie no naprawdę okropnie byłoby mi to przeczytać Q.Q
No ale wracając do tematu głównego czyli rozdzialiku…
Jak nieraz mówiłam to Ayi ale przeraża mnie to jak wielka radość w ułamku sekundy przemienia się w tak wielki ból… Bardzo dobrze widać to na podstawie historii Nadii czy Agnese z TN jak i na podstawie tego rozdziału… Mogłabym rozwodzić się nad tym w nieskończoność ale dobra… W każdym radzie raduję się że luby pewnej zacnej dziewuszki jest już w drodze xD Nie no kocham go <3 W ogóle Kaori jest niezła w tej scenie widać że to Kaori xD
Ech no i teraz pora na: "Jest spoko-> Wyżyny euforii-> Jest strasznie-> Totalna tragedia"
Ech nie tylko scenka z informację o odmiennym stanie Ayi jest bardzo radosna, również podejście Mariko do przyszłości jest bardzo pozytywne (no jak na nią)… Ech i pomyśleć że kilka chwil później Mari-chan wpada w otchłań rozpaczy…
Ech scena z Minoru była napraw słodka… Ech ona jest naprawdę kochany <3 Jeżeli natomiast chodzi o Mariko nie wyobrażam się być na jej miejscu… Nie no naprawdę ja bym chyba rozum postradała mając świadomość że zabiłam tyle osób.
Ech dalej akcja kręciła się błyskawicznie. Mariko łapie depresje wszyscy chcą ją z niej wyrwać a tu lipa nie da się…
Ech w ogóle ta rozmowa Ayi z Mariko jest taka wzruszająca T.T Nie no to wszystko o czym mówiły to wszystko o czym myślały w kontekście wiadomych wydarzeń jest tak straszne, tak tragiczne że dramat… Po za tym to że Mari-chan mimo wszystko kocha Kaname (biedny kretyn, cymbała, palant) T^T Ech i ta prośba córki Ayi o pieska Q.Q Nie no żyć się odniechciewa ;-;
Ech i pora na kulminacyjną scena…
Na miejscu Ayi chyba bym zwariowała widząc córkę w takim stanie… Ech najbardziej chyba dramatyczny jest to błaganie Ayi by ktokolwiek przybył… Nie no ja naprawdę widzę tą sytuację… Przerażona Aya, zrozpaczona Mariko znajdująca się w transie… Ech może gdyby Zero był wcześnie, może gdyby mój braciszek, książę nie zignorowali swoich przeczuć… No cóż może…
W każdym bądź razie rozdział kończy się tragicznie, dobijająco, strasznie *inne epitety tego typu* Nie no po trzykroć biedna Mari-chan *zalewa się łzami*
No to na tyle gomen że tak krótko ale mam nadzieje że mi wybaczycie ^ ^' Piszcie ładnie i czekam na NOWOŚCI xp
Całuski Suzu-chan
O WOW! Padłam. Autentycznie! Spadłam z łóżka! Zamorduję Kaname jak go dopadnę! (co się raczej nie stanie, aczkolwiek miło jest pomarzyć)
OdpowiedzUsuńNareszcie wróciłam z wykopalisk. Więc nadrabiam zaległości... No ale...NAdal nie mogę wyjść z szoku! Jak można być takim skończonym dupkiem?? O Jezu, w głowie mi się to nie mieści...
Rozdział mimo wszystko super.
Ave i weny!
K.L.
Ojć ^^' Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało po tym upadku xp
UsuńI jak było?
Dzięki :*
Nie xD Mam niskie łóżko xD
UsuńAaa... Męcząco :D Ale mimo wszystko fajnie. Te praktyki były inne. Może dlatego, że było 13 osób stłoczonych w jednym domku, nasza pani profesor to strasznie roztrzepana gapa, a doktoranci (tzw. kierownicy) non stop chcieli się bawić, a co za tym idzie, alkohol lał się strumieniami, nawet jak trzeba było wstać na wykop o 4 rano... No, ale narzekać nie będę! To było inspirujące doświadczenie ;)
Całe szczęście xD
UsuńEee... aha o.o' No nic, miło, że Ci się podobało xD
Heh uroki tego miesiąca dostrzegłam dopiero, gdy trzeba było wracać do domu ^^
UsuńCóż, tak zazwyczaj bywa ^^'
UsuńO ja pierdzielę! No tego się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńKANAMEEE!!! Niech on tylko w moje ręce wpadnie! Co on sobie myśli?!Uh, mam ochotę go zabić... co nie zmienia faktu, że go kocham (chociaż od dzisiaj śpi na kanapie xD)
O. Matko. Ostatnia scena mnie sparaliżowała. To... to było straszne! Wszystko jest takie... niezrozumiałe... jak mogłyście zakończyć rozdział w takim momencie?! Przecież rozmyślanie o tym wszystkim doprowadzi mnie do obłędu!
Pozdrawiam i weny życzę- Andzik
I o to chodziło :P
UsuńI dobrze mu tak, zasłużył na kanapę... Nie, chwila. Zasłużył na stryczek -.-' A tak na poważnie... Albo nie, nie będę w żaden sposób spoilerować, już w środę rozdział, w którym co nieco się rozjaśni.
Taki biznes xD Choć to słowo tutaj nie pasuje, nie mamy z tego przecież nic prócz satysfakcji i takich tam ^^' A rozmyślać już długo nie będziesz, wszak już 4.09 kolejny rozdzialik :)
Dzięki i NAWZAJEM (tęsknię za Hiroshim D: ) :*
Hej, to znowu ja! :D Chyba się uzależniłam od waszego opowiadania, bo cały dzień leżę w łóżku i czytam. Po każdym rozdziale czuję niedosyt i pragnę więcej. Rany, co to będzie jak ja zacznę być w końcu na bieżąco! Aż strach myśleć... co ja będę czytać? xD
OdpowiedzUsuńTak pro po zajrzałam na tą nową notkę ;)
Właściwie chciałam skomentować jakoś w połowie tomu jeszcze raz, a potem kilka rozdziałów przed zakończeniem, ale że czytałam na telefonie i chłonęłam rozdział po rozdziale to jakoś cieżko było mi wstać z łóżka i przejść przez cały pokój aby skomentować.
Ale zrobię to teraz tak porządnie i konkretnie.
Może tak ogólnie zacznę od Hany. Jak wcześniej pisałam - ta postać jest po prostu genialna! Uwielbiam ją, jej zachowanie, jej bycie i ta nieodwzajemniona nieszczęśliwa miłość. Jak mi jest smutno z tego powodu, chcę aby Suzaku w końcu ją pokochał, ale myślę, że będzie dobrze jak to bedzie takie stopniowe i powoli. Kiedyś chyba pisałam, że lubię jak relacje bohaterów długo się rozwijają. Często oskarża Ayę i jest o nią zazdrosna. W sumie nie dziwię się jej. Wiadomo, ze to nie w porządku i sama Aya chciałaby aby on pokochał Hanę, ale ciężko jest okiełznać swoje uczucia. W ogóle często w scenach z Haną jakoś utożsamiam się z jej uczuciami i pierwszy raz mi się coś takie zdarzyło. XD Rany, jak ja się cieszyłam kiedy ona i Suzaku w pewnym sensie się pocałowali. To było takie urocze i kiedy on powiedział "nie" byłam pewna, że chodzi o ten pocałunek, że on się bał, iż Hanashi narobi sobie nadzieii. Kompletnie sie nie spodziewałam, że kolejną ofiarą wśród wampirów będzie mama Suzaku. Ba, obstawiałabym każdego ale nie ją. I to jak Hana za nim poszła a on jej nawet nie zauważył. Dopiero spojrzał na Aye po wiedział, ze nadchodzi. Po prostu jak pomyslałam jak jednocześnie Hana musi się czuć myślałam, że pęknie mi serce. Z drugiej strony powinno być mi szkoda Suzaku bo umarła mu mama, ale jakoś to akurat spłynęło po mnie jak po kaczce. Potem winiłam Aye, w sumie w podobnym stylu jak Hana. Ale to był tylko moment, bo od razu pomyślalam o Ayi z VK i mi przeszło. Rany, dla mnie ona tak się zmieniła. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się trochę inna. xD Potem rozpłynęłam się przy rozmowie jak Suzaku przepraszał Hanę. Mi też dał wielkie nadzieje! : D
Deichi i Suzu jak zwykle stanowią uroczą parę. Dochodzą do nich jeszcze brat Suzu (jego imienia nie potrafię zapamiętać choćby nie wiem co!XD) o Maria. :D W ogóle rozwaliła mnie akcja z Deichim i bliźniakami jak wybierali się do archiwum. To, ze spotkali swoich rodziców - nigdy bym na to nie wpadła. W ogóle ucieszyłam sie, że się w końcu pokazali, bo jeśli ktoś ze starej wersji sie pokazuje, to już częściej Aya i Zero. W sumie oni są w centrum zamieszania z morderstwami, więc o tym napisze na koniec.
Wracając jeszcze to tych wesołych rzeczy czyli np tego wypadu do archiwum, padłam jak Hana rzuciła się na szyję ojcu, albo przed tem jak bliźniaki próbowały się ukryć przed rodzicami. Ale w sumie w tej akcji to moje serce podbił Kainen, który kazał swoim wnukom i synowi harować jak woły. W mojej wyobraźni na leżaczku wyglądał genialnie. XD Pisałaś, że w drugim tomie będzie trochę inaczej. Właściwie to ja mam nadzieje, że Keia, Hanę i innych zobaczymy. Po przeczytaniu 1 tomu spojrzałam na bohaterów i zobaczyłam już bohaterów. Wyczuwam przeskok w czasie. W sumie po takich zdarzeniach...
UsuńAle od początku! Co do zamieszania z czystokriwstymi obstawiałam, że za śmiercią stoi właśnie Sara. Jednak teraz doszłam do wniosku, że ona właściwie naprawdę uratowała rodzine tych śpiących wampirów. Pamiętam tylko po imieniu Shoutę i Toshiki, ale choć nazwisko sie przewijało tysiące razy, nie zapamiętałam go. xD Ale wiadomo o kogo chodzi. Wiedziała, że nadeją morderstwa, dlatego ich obudziła? Czy sama chciała ich wymordować ale nie ktoś ją uprzedził? W kazdym razie sprawiłyście tak, ze ona wyszla na potencjalną podejrzaną. W sumie to ja do końca byłam tego pewna. Jest tak skomplikowaną osobą, że dalej nie rozumiem jej poczynań. Co ona w koncu chce osiągnąć? Kiedyś chciała zostać królową, może dalej do tego dąży. W sumie pewnie tak. Po raz kolejny mnie zaciekawiła, gdy nie dość, ze wiedziała o Ayi że jest dhampirem to jeszcze zaoferowała jej pomoc przy przesłuchniach. Skoro okazała się nie być głównym złym charakterem I części tomu pewnie okaże się nim być w II albo, aby się udało III. W ogóle ile planujecie tomów? :D Mam nadzieję, ze zostało mi jeszcze dużo do czytania. :D
Kolejna rzecz wśród wampirów, która tym razem mnie porządnie zdenerwowała była Ginzen. Jak ja tej głupiej smarkuli nie lubię od kiedy okazało się, że pomagała w jakimś stopniu swojemu bratu i zabiła ojca suzu i jej brata. Biedni, najgorsze jest to, że znają mordercę, ale nie mogą się na nim zemścić. Ja bym dostała jakiegoś szału. Jeszcze specjalnie aby uprzykrzyć życie Ayi i Zero opowiedziała o niebezpiecznych zdolnościach Mari.Dobrze, że ta druga czystokrwista się za nią wstawiła. Chociaż nie pamiętam jej imienia to ją lubię jako jedną z niewielu,
Trzeci wampir, który mnie wkurzył z klasy A, to niedawno przebudzony Shouta. Ale ja widzę jego potencjał na czarny charakter. Zapawde go ma. :D Biedny Suzaku, ten cwaniaczek przeczesał całą jego pamięć. Ale zastanawia mnie jedno... Czemu on skupił sie na Hanie? To nie przypadek. Do tego na pewno jakos powrócicie w przyszłości. I będę na to czekać. :D
A na koniec... Nie wiem jak dobrać słowa. Mari z całej trójki bohaterów była najbardziej spokojna, chyba swoim spokojem przewyższała Keia. Unosiła się tylko przy Kaname i to mi przypominało, że jej rodzicem również był Zero. Myślałam, ze ta sprawa ze snami będzie miała jakiś związek, że Kaname będzie chciał się własnie przebudzić, wrócić znowu do życia, a Mari ma mu pomóc. W końcu zakochała się w nim i w sumie kibicowałam jej. Wydawało mi się, że Kaname prędzej odwzajemi jej uczucia niż Suzaku do Hany. A jakże się myliłam. Zaciekawiło mnie to, że Mariko nie jest godna swojego imienia. Myślałam, że to będzie związane z jego przeszłością, ale nie aż tak. Nazywał ją Rosie bo była jego bronią na wampiry jak broń Zero? Po tym jak to się wszystko wyjaśniła tak mi się z tym właśnie skojarzyło.
UsuńPojawienie się pierwszej Mariko, po prostu cudnie wszystko opisane i jak dobrze wytłumaczone. Ale po tym dalej uparcie myślałam, że ich miłość skończy się dobrze. Przez chwilę przeszła mi myśl, ze Kaname chce wskrzesić swoją pierwszą Mariko za pomocą Mariko Ayi. A potem ona pozbierała wszystko do kupy i poznała jego plan. Wtedy mną delikatnie wstrząsnęło. Nie spodziewałam się, że to ona właśnie mogła zabić mamę Suzaku i tego drugiego wampira. już nie wspomnę jakie dręczyły ją wyrzuty sumienia i nie mogła o tym nikomu powiedzieć. Jak dobrze, że miała zamiłowanie do pisania i wszystko opisała w swoim pamiętniku. Raczej po wyrwaniu sobie serca nie będzie mogła nikomu o tym powiedzieć co się stało. Rany, jak o tym myślę tak żal mi Mariko... Przecież była taką cudowną, urocza wampirzycą i miała całe lata przed sobą.
Już nie chce myśleć jak Ayi będzie ciężko no i Zero. To przecież jego ukochana córeczka. Oczko w głowie! Pewnie jakby nie to, że Aya jest w ciąży to by się nie zdecydowali na kolejne dziecko. Na pewno im sie będzie cieżko zajmować nowym synem wiedząć w jaki sposób umarła im córka. :c A bliźniaki? Przecież oni też się załamią. :c Kao i Ichiru, Reiko i Kainen... Suzaku... on to pewnie będzie uważał, że to jego wina. Nie ochronił jej jak powinen i kiedy Aya będzie cierpiała to on jeszcze będzie się obwinał.
Nie lubiłam Kuranów VK. Miałam ochote ich pozabijać. Ale w VN pomyślałam "dam Kaname szanse, może na nią zasłużył".
Nie zasłużył. >__<
Tak ogólnie to boję się, że może umrzeć każdy. Nie brałam tego nawet pod uwagę, że zabijecie kogoś z głównych. Czas zacząć się martwić o przyszłość. xDDD
Pozdrawiam i weny! :D
Ps. Ciesze się, że mogłam poprawić humor. :)