Strony

sobota, 14 września 2013

Vampire Night: rozdział XVIII - „Bezkresna rozpacz”

     Pokój wypełniła woń krwi jej kochanej dziewczynki. Przez ułamek sekundy Aya stała jak skamieniała, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. Śniła, prawda? To tylko koszmar, jeden z tych, z których człowiek wybudza się z krzykiem bądź zalewając się łzami… Tak, to musiało być to, przecież jej piętnastoletnia córeczka nie popełniłaby samobójstwa tuż przed oczyma matki! Wolne żarty!
      Nie wiedzieć kiedy dokładnie, odrętwienie po części przeszło. Aya rzuciła się w stronę Mariko i złapała ją, nim upadła. Szeptała jej imię, jak gdyby była to modlitwa mogąca odwrócić to, co się stało. Nie docierała do niej rzeczywistość, to niemożliwe, by miała oto stracić kolejną bliską osobę. Widziała śmierć matki i ojca, przeżyła żałobę po Reiko (choć ta śmierć na szczęście była fortelem), zabito jej przyjaciółkę, Otsune Umari, a teraz miała jeszcze stracić córkę? Nie, nie, nie, to nie mogło dziać się naprawdę…
      - Go… me… n - wyszeptała z trudem Mariko, ledwie mogąc nabrać powietrza.
      - Ciii, nic nie mów, jakoś to naprawimy - łkała Aya, wiedząc, że na to już za późno. Jedną ręką głaskała córkę po kruczoczarnych włosach, a jej łzy kapały na twarz Mari. Wtedy zorientowała się, że do domu wpada Zero. Ujrzała go, bladego jak śmierć, podbiegającego do żony i córki. Nie był w stanie wykrztusić słowa.
      Mariko jedynie patrzyła na rodziców. Wiedziała, że koniec jest już blisko i po trosze nawet się z tego cieszyła. Żałowała wielu rzeczy, ale mimo wszystko jej śmierć to chyba najlepsze, co się mogło stać. Zresztą i tak najpewniej czekał na nią wyrok ostateczny. Spróbowała uśmiechnąć się do tych, którzy dali jej to niespełna szesnastoletnie życie, ale rezultatem było jedynie ledwo dostrzegalne uniesienie się kącików ust. Wtedy jednak zdała sobie sprawę z tego, iż oni nic nie wiedzą. Ba, nikt nic nie wie. Nie może przecież odejść, nie uspokoiwszy innych, że kolejnych morderstw już nie będzie…
      - Druga… szuflada… ukryta… - udało jej się powiedzieć, a przynajmniej miała taką nadzieję. Niczego już nie była pewna, umysł miała zaćmiony. Przestała słyszeć szloch matki, straciła rodziców i cały świat z oczu, osuwając się w ciemność. Jeszcze nie, nakazała sobie z trudem. - Ka… na… - „me” okazało się już zupełnie bezgłośnym uchyleniem ust.
      Córka Ayi i Zero umarła w ramionach rodziców, w otoczeniu własnej krwi i bezsilnej, bezkresnej rozpaczy.
      - NIE! - krzyknęła rozdzierająco Aya. - Mari-chan, Mari-chan, Mari-chan, wróć do mnie, córeczko, nie możesz umrzeć - łkała rozpaczliwie, trzęsąc się niesamowicie. Potoki łez jedynie w niewielkim stopniu ukazywały, jak bardzo cierpiała. Oto przecież krew z jej krwi, ciało z jej ciała, jej nastoletnia córka umarła, przeżywając rodziców i inne dużo starsze od niej osoby. Tak nie powinno być, to jakiś błąd… Rodzice nie powinni patrzeć na śmierć dzieci, nie powinni żyć od nich dłużej!
      Zero, który nie pamiętał, by płakał choć raz od czasów najwcześniejszego dzieciństwa, poczuł na własnej twarzy łzy. Mariko na chwilę zniknęła mu z oczu, więc szybko je przetarł, by móc do samego końca na nią patrzeć. Jego śliczna córeczka, tak bardzo podobna do ukochanej Ayi… To jakiś kiepski dowcip, przewrotny los robił sobie z nich żarty…
      Koniuszki palców, a następnie, po kolei, cała reszta ciała Mari poczęła zmieniać się w srebrzysty pył.
      - Nie, nie, nie - błagała jak w transie Aya. - Błagam, nie!
      Nie trzymała już w ramionach niczego poza powietrzem. Wydawało jej się, że serce jej pękło. Potem była już tylko ciemność.

      Suzaku obudziło uczucie, że dzieje się coś złego. Było ono nie do końca sprecyzowane, nie wiedział, z kim to połączyć i czy ostrzeżenie jest naprawdę poważne. Nie mogąc już usnąć, wstał i ubrał się w biały mundurek Nocnej Klasy. Zastanawiał się, czy to wszystko nie ma związku z Mariko, ale stwierdził, że nie może dać się zwariować i musi powoli zacząć przygotowywać się na zajęcia.
      Nie potrafił skupić się na lekcji. Nie wiedział o tym, bo z nikim nie rozmawiał, ale podobnie czuli się Shuusei, Maria, Suzue i Minoru. Wszystkich nawiedził jakiś bliżej nieokreślony niepokój.
      Suzaku wpatrywał się bezmyślnie w widok za oknem, gdy wyczuł śmierć córki kobiety, którą kochał. Nie mogąc w to uwierzyć, myśląc, że ma omamy, szerzej otworzył oczy. Ledwie jakąś sekundę później niczym w transie zauważył, że nie tylko on ma owe „zwidy”. Suzue i Maria były blade jak ściany, Shuusei patrzył przed siebie z niedowierzaniem, a Minoru oddychał dziwnie szybko, czego Shoutou nigdy wcześniej u niego nie zauważył.
      Nie myśląc o tym, co czyni, wypadł z sali lekcyjnej w budynku szkolnym Akademii Kurosu. Na zakręcie jednego z korytarzy niemal zderzył się z Deichim, który stał tam niczym słup soli.
      - Wyczułeś? - spytał książę, a Dei jak w transie skinął głową. Jako iż charakteryzował się posiadaniem największej pośród Łowców ilości wampirzych genów, od czasu do czasu miewał jakieś przeczucia podobne dzieciom nocy.
      Suzaku pobiegł dalej, ale gdy znalazł się na zewnątrz, na chwilę się zatrzymał. Co właściwie miał zrobić? Czy powinien ruszyć do domu Ayi i Zero, czy raczej nie wolno mu się wtrącać w takim momencie? Miał wrażenie, że wariuje, nie miał pojęcia, co myśleć, co uczynić… Nie był w stanie myśleć logicznie, chcąc nie chcąc postawił więc na instynkt. Nadludzko szybko pobiegł ku bramie wejściowej Akademii i kiedy przez nią przeszedł, natychmiast teleportował się w pobliże leśnego dworku przyjaciół. Niby mógłby tam po prostu pobiec, wszak nie było to szczególnie daleko, zwłaszcza dla wampira, jednakże nie chciał tracić ani chwili. Nie wiedział, czy dobrze robi, ale mówi się trudno…
      Przebiegł pozostały dystans, jako iż nie mógł przenieść się tuż przed dom chroniony czarami. Prędko tam jednak dotarł i bez krępacji bez pukania wszedł do środka. Mariko musiała już obrócić się w pył, nie było czuć jej energii, jedynie jakby lekki ślad jej dawnej obecności w tym miejscu, podobny do tego, który czuł niedługo po stracie matki.
      Już powoli jak w transie poszedł do pokoju, w którym przebywali Aya i Zero. Gdy się tam znalazł, z przerażeniem ujrzał ukochaną nieprzytomną. Miał ochotę się popłakać, mając przed oczyma taki widok: zemdloną Ayę leżącą na kanapie, Zero z twarzą ukrytą w dłoniach, siedzącego na fotelu przysuniętym tuż obok sofy, na której spoczywała Aya i pustkę po osobie, która powinna znajdować się w tym miejscu, ale z jakiegoś powodu jej tu nie było.
      Dlaczego takie rzeczy się zdarzają…? Po co nam te wszystkie moce, skoro nie możemy uchronić ukochanych osób przed śmiercią…?, spytał sam siebie, myśląc zarówno o Mariko, jak i o matce, a nawet ojcu, którego stracił już wiele, wiele lat temu, gdy był ledwie pięcioletnim chłopcem. W jego sercu pojawiła się też egoistyczna i okrutna myśl, że gdyby to Aya zginęła, on by chyba tego nie przeżył i byłoby to najgorsze, co mogłoby go spotkać. Zganił się za to natychmiast, warcząc na siebie w duchu, że jest okropny i nie zasługuje na szacunek, jakim się go powszechnie obdarza.
      - Pomóż mi - szepnął Zero tak cicho, że niemal niedosłyszalnie. Nie spojrzał póki co na Shoutou, choć musiał przecież od razu wyczuć jego obecność. - Nie mogę stracić również ich…
      - Ich? - powtórzył niczym echo Suzaku, nie rozumiejąc, o co chodzi. Dopiero chwilę później wydedukował, co miał na myśli przyjaciel. Oczekują drugiego dziecka, pomyślał ze smutkiem. Zastanawiał się, czy w takiej sytuacji to błogosławieństwo, czy raczej przekleństwo. Wziął się jednak w garść, odsuwając większość uczuć na bok, wiedząc, że musi teraz służyć przyjaciołom wsparciem. - Napoiłeś ją?
      Pokiwał powoli głową.
      - Twoja krew działa na nią uzdrawiająco - szepnął Zero. - Może się obudzi. Musi się obudzić, nie przeżyję tego… - mówił raczej do siebie. Shoutou nigdy nie widział tego raczej chłodno nastawionego do większości osób człowieka (czy raczej Łowcy-wampira, gwoli ścisłości) w takim stanie. Przeraził się widząc, jak taka opanowana, racjonalnie myśląca osoba może się załamać w podobnej sytuacji. Współczuł mu szczerze, wiedząc, jak wiele chłopak przeżył w przeszłości. Może miał takiego niewiarygodnego pecha przez wzgląd na bycie jednym z „przeklętych bliźniąt”? Z drugiej strony, czy faktycznie miał takiego pecha, skoro zakochała się w nim najwspanialsza kobieta na świecie? Wybrała właśnie jego, nikogo innego…
      Znowu zazdrość. Nawet w takiej chwili… Czuł się z tym podle.
      Oczyścił względnie umysł i podszedł do Ayi. Nadgryzł sobie nadgarstek i postarał się, by jak najwięcej kropli krwi spłynęło do ust kobiety, zanim rany się zagoją.
      - Przyniosę wodę - mruknął, przeczuwając, że Aya niebawem się ocknie i wiedząc, że w takiej chwili powinna być sam na sam z mężem. Do Zero nie dotarł chyba sens jego słów, po prostu lekko skinął głową, wpatrując się w żonę. Ujął jej dłoń i to było ostatnie, co książę zobaczył przed wyjściem do kuchni.

      Po twarzy Suzue spływały łzy niedowierzania i bezsilności. Kątem oka spostrzegła, że Maria tuli się do Shuuseia, a on nieobecny głaszcze ją po długich, szarych włosach upiętych w luźną kitkę. Ktoś zdążył poinformować Nocną Klasę o tym, co się stało, ale nie miała pojęcia, kto i kiedy. Zapragnęła znaleźć się w ramionach Deia. Nie namyślając się, wstała i ruszyła ku drzwiom. Ledwie je otworzyła, ujrzała Deichiego, który natychmiast ją do siebie przygarnął. Szlochała cicho, nie mogąc uwierzyć, że straciła przyjaciółkę, a ponadto przerażając się tym, co musieli czuć Aya i jej mąż. Nie wyobrażała sobie czegoś takiego. W jej głowie pojawiły się obrazy, w których była żoną Deia, a ich potencjalna córka ginęła w nieokreślonych okolicznościach. Przez to rozpłakała się jeszcze bardziej i Deichi musiał dołożyć wielu starań, by względnie uspokoić ukochaną, co było dodatkowo trudne z powodu tego, iż sam cierpiał po niespodziewanej stracie przybranej siostrzenicy…

      Minoru Oshima jak przez mgłę widział reakcje innych. Osobiście tkwił w jakimś niecodziennym stanie niepomiernego zaskoczenia. Po części z powodu śmierci Mariko, po części dlatego, iż naprawdę mocno ją przeżywał. Okazało się to okropnie bolesnym doświadczeniem. Przecież jej nie kochał, ich chodzenie ze sobą było farsą, nie sądził, że tak się do niej przywiąże, iż z taką mocą wyczuje jej odejście z tego świata.
      Zastanawiał się nieprzytomnie, co właściwie mogło się wydarzyć. Widział dwie możliwości: albo stała się kolejną ofiarą nieznanego mordercy, albo popełniła samobójstwo z powodu tajemniczego chłopaka, w którym była nieszczęśliwie zakochana i o którym chciała zapomnieć tak bardzo, jak on o Evie. Momentami, gdy przebywał z wiceprzewodniczącą i udawał jej chłopaka, miał wrażenie, że jeśli spędzą w podobny sposób więcej czasu, na przykład kilka lat, zapomną o bolesnych uczuciach i zwiążą się ze sobą na poważnie. Pragnął, by tak się stało, mając świadomość, że o związku z Shiro może jedynie pomarzyć. Tymczasem kolejne plany i przypuszczenia licho wzięło. Jednakże mimo wszystko nie to było teraz ważne. Umarła jego dziewczyna, koleżanka i przyjaciółka wszystkich nocnych uczniów…
      Jak mają przejść po czymś takim do porządku dziennego?

      Aya z trudem uniosła powieki. Gdy zmącony wzrok jej się wyostrzył, od razu zauważyła Zero siedzącego tuż przy niej. Jej oczy znów się zaszkliły, łzy zaczęły urządzać sobie kolejne wyścigi po jej twarzy. Mąż przytulił ją, a ona zaczęła płakać gorzko, co w niedługim czasie zaowocowało również spazmatycznym oddechem, trudnością we wdychaniu powietrza. Gdyby nie dziecko mieszkające pod jej sercem, zabiłaby się. Co bowiem miałaby jeszcze robić na tym świecie, bez córki, którą tak kochała, odkąd się poczęła? Wiedziała, że Zero myśli o tym samym. Cierpieli wspólnie, wciąż niedowierzając w to, co się wydarzyło i nie wyobrażając sobie dalszej egzystencji.
      - Zero, zrób coś, ja tak nie mogę - łkała, wczepiając palce w jego koszulę. Zadrżał mocniej i włożył w uścisk jeszcze więcej siły, lecz nie odpowiedział, w duchu błagając kogokolwiek o to samo, o co Aya prosiła jego.
      W tej chwili nie widzieli żadnej nadziei na przyszłość, naprawdę nie wyobrażali sobie dalszego żywota. Na co komu to wszystko, skoro egzystencja przysparza tylu cierpień? W tym tych najgorszych - utraty bliskich osób. W miejscach ich serc ziały dziury zdające się pochłaniać wszystko, myśli krążyły wokół jednego - tego, czego dopiero co - a może raczej całe wieki temu? - byli świadkami.
      Aya niejasno zdała sobie sprawę z obecności Suzaku. Zdziwiła się jakby, ale właściwie robiła to jakaś inna Aya. Ona zaś cierpiała i nie widziała tego, co działo się wokoło. W którymś momencie zauważyła, że trzyma w dłoniach szklankę, zaraz potem popijała z niej zimną wodę, ale wszystko to wydawało się jakby jakimś mglistym snem, jak gdyby nie działo się naprawdę. Zresztą co było prawdą, a co złudzeniem? Co się właściwie działo?
      Nic już nie wiedziała.
      - Aya? - szepnął Suzaku, widząc przyjaciółkę więdnącą w ramionach męża niczym kwiat, któremu odebrano światło życia.
      - Znów zemdlała - wydukał Zero. - Albo śpi…
      Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Shoutou delikatnie odebrał od niego Ayę i zaniósł ją do łóżka w sypialni. Przechodząc obok drzwi pokoju należącego jeszcze kilka godzin temu do Mariko, poczuł nagły skurcz serca.
      Jako iż Aya chyba jednak faktycznie zasnęła, wymęczona tyloma negatywnymi emocjami, wrócił do salonu, pragnąc w jakiś sposób pocieszyć przyjaciela, ale rezultat był raczej marny, jako iż obaj koniec końców siedzieli struci, tępo wpatrując się w przestrzeń. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie, żaden gest mile widziany. Była tylko i wyłącznie pustka.

      Zajęcia same z siebie zostały przerwane. Najpierw panowała śmiertelna cisza, potem powoli zaczęto szeptem domniemywać i niedowierzać.
      Shuusei wziął kilka głębokich wdechów, po czym wstał.
      - Deichi, zabierz Suzue i powiadomcie rodzinę. Mario, my udamy się do Ayi-sama i dowiemy się, co się stało oraz jak możemy pomóc. Hanabusa, przejmujesz dowodzenie, zaprowadź wszystkich do Księżycowego Dormitorium i wyślij kogoś po Hanashi i Keia.
      - Ja…? - wydukał Aidou, wyrwany z transu, wskazując palcem na samego siebie w geście zdziwienia. Gdy się jednak nad tym zastanowić, decyzja była oczywista. Suzaku i Mariko nie było, a Shuusei, który od czasu do czasu ich zastępował, wychodził. On zaś był godny zaufania i poważniejszy niż niegdyś, poza tym miał już swoje lata, a do tego był synem członka Nowej Rady. Skinął więc głową i zapewnił, że będzie miał wszystko pod kontrolą.
      Shuusei ujął dłoń Marii i pociągnął ją ku wyjściu. Przez kilka minut szli wraz z Suzu i Deiem, potem się rozdzielili. Letnia noc była tak piękna i przyjemna, iż trudno było wyobrazić sobie, że w trakcie jej trwania wydarzyła się tragedia. Wszyscy zastanawiali się, w jaki sposób zginęła wiceprzewodnicząca. Podejrzewali, iż została kolejną ofiarą tajemniczego mordercy, ale jakim cudem udało mu się ją dopaść, skoro przebywała w domu rodzinnym, jeśli nie w towarzystwie szefa Łowców, to chociaż „czystokrwistej” potomkini rodu Hiou? Pragnęli dowiedzieć się czegoś więcej, ale musieli poczekać, wszak nie było innego wyjścia…

      Dei od ładnych paru minut szczerze obawiał się, że Suzu zaraz zemdleje. Zdawała się być bledsza niż kiedykolwiek, a po jej twarzy nieprzerwanie płynęły łzy. On sam również nie mógł wciąż zrozumieć i zaakceptować tego, co się stało. Ponadto bynajmniej nie cieszył się z tego, że to on musi przekazać rodzinie tak przerażająco smutne wieści, wiedział jednak, iż nie ma wyboru. Któż inny miałby to zrobić?
      Zastanawiał się, jak musi się w tej chwili czuć jego przybrana onēsan i doszedł do wniosku, że pewnie szaleje z rozpaczy. Tak bardzo było mu jej żal! To przecież tak spokojna i wrażliwa osoba… Zazwyczaj tylko udawała twardą, w istocie było zupełnie inaczej. Chciałby być przy niej i ją pocieszyć, ale miał świadomość, że czegokolwiek by nie uczynił, nie pomógłby jej ani nie poprawił nastroju. Jedynym lekarstwem na coś tak okropnego jak śmierć córki może być jedynie czas, a to oznacza, że Aya nieprędko dojdzie do siebie…
      Kiedy dotarł do domu, zadrżał na myśl o tym, co miał zaraz powiedzieć. Przełknął ślinę i, wciąż ściskając dłoń Suzu, otworzył drzwi, a następnie przekroczył próg. Polecił swej dziewczynie przejść do salonu, a sam chcąc nie chcąc poszedł zbudzić rodziców. Ostatnio, jeśli tylko mogli, kładli się dość wcześnie, dlatego oboje już spali. Deichi potrząsnął ich ramionami i poprosił, by wstali. Kaien i Reiko natychmiast domyślili się, iż stało się coś złego, w przeciwnym bądź razie Dei na pewno nie zakłócałby ich spoczynku.
      - Co się stało, Nocna Klasa narozrabiała? - spytał dyrektor, który, założywszy szlafrok, wraz z żoną szedł już za synem do salonu. Dei tylko pokręcił głową. Gdy dotarli do pokoju, w którym spędzano najwięcej czasu, Deichi poszukał wsparcia w Suzu - natychmiast złapał jej rękę. Musiała wyczuć, że drżał, bo ścisnęła go mocniej, mimo iż sama też lekko się trzęsła.
      - Mamo, tato… - zaczął niemal szeptem. Słowa nie chciały przejść mu przez gardło. - Mari-chan nie żyje - wydukał nieswoim głosem. Dławił go płacz, czuł się okropnie.
      Rodzice wpatrywali się w niego w osłupieniu, stali zupełnie nieruchomo naprzeciw syna i jego dziewczyny.
      - To niemożliwe - szepnęła Reiko.
      - Nie wygaduj bzdur - poprosił Kaien, pragnąc, by okazało się, że Deiowi coś się pomyliło. Kiedy jednak ujrzał łzy syna i Suzue, sam również zaczął płakać. Reiko zanosiła się szlochem, więc przytulił mocno zarówno ją, jak i Deichiego z Suzu. Trwali tak w uścisku, wylewając morze łez.

      Aidou poprosił Naomi Asami, by przebiegła się do żeńskiego akademika Dziennej Klasy w celu zbudzenia Hanashi. Podobne zadanie otrzymał Noburo Ikeda - udał się do męskiego dormitorium po Keia. Wszyscy na szczęście już spali, a jeśli nie, to w każdym razie siedzieli w swych pokojach, więc wampiry nie wzbudziły sensacji, którą bezsprzecznie byłoby ich pojawienie się na terytorium zwykłych uczniów za dnia.
      Naomi starała się, by nie obudzić również współlokatorki Hany, Iness Namiyi, lecz pani prefekt sama to zrobiła, budząc się z okrzykiem, który brzmiał jak „Nie masz serca, Suzaku!”. Widocznie przerwała dziewczynie jakiś melodramatyczny sen. Asami wiedziała, że Kiryuu zaraz będzie żałowała, iż się z niego obudziła, bowiem jawa za chwilę zamieni się dla niej w koszmar.
      Po zapewnieniu Iness, że może spać dalej, bo budzik bynajmniej jeszcze nie dzwonił, Hanashi posłusznie poszła do domku dyrektora, bojąc się, co usłyszy, skoro obudzono ją w środku nocy i wysłano do babci i dziadka. Po drodze spotkała Keia, więc złapała go za rękę i razem powędrowali do miejsca, w którym mieli dowiedzieć się czegoś, co odmieni ich życie.
      Usłyszawszy od zapłakanej gromady przerażającą wiadomość, bliźnięta pobladły straszliwie. To nie mogła być prawda! Ich kochana Mari-chan nie mogła ich przecież zostawić, była jedną z nich, ich niebliźniaczą bliźniaczką, jak czasami ją nazywali. Nie mogła umrzeć, nie mogła!
      Hanashi wpadła w szał, płacząc i wrzeszcząc jednocześnie, a poza tym jeszcze tupiąc nogą. Musiała wyładować emocje w ten dziecinny sposób, w przeciwnym bowiem razie miała wrażenie, że pękłaby z żalu. Kei próbował nieco ją uspokoić, ale tak naprawdę, w głębi duszy, miał ochotę robić to samo co Hana. Ta z kolei, kiedy wreszcie odrobinę ochłonęła, wyrzucała sobie to całe łaknienie przygód. Na co jej to było?! Najpierw jej książę stracił matkę, potem ona straciła kuzynkę, którą kochała i traktowała jak siostrę…
      - Cholera… - szeptała przez zaciśnięte zęby, płacząc i kołysząc się na fotelu to w przód, to w tył.
      Zaczęła wspominać rozmowę z Mariko, w której ta oznajmiła kuzynostwu, że ma chłopaka. Hanashi dziwiła się wówczas i irytowała, że Mari nie powiedziała jej wcześniej, że jest zakochana. Zresztą nie omieszkała wygarnąć jej, iż wcale na zakochaną nie wygląda. Ona sama wiedziała przecież, co to znaczy być w tym szalonym stanie, zaś jej młodsza kuzyneczka… Hana paplała co najmniej przez godzinę, mówiąc, co o tym wszystkim myśli. Jasne, Minoru Oshima jest przystojny, oczywiście, teoretycznie pasujecie do siebie, no ale żeby od razu chodzić ze sobą, tak bez uczucia? Teraz Hanashi żałowała, iż nie wspierała Mariko, lecz ją krytykowała, a przede wszystkim wyrzucała sobie, że była zazdrosna. Okazało się przecież, że jest ostatnim w bliźniakowym trio singlem i bynajmniej jej się to nie podobało. Jako pierwsza się zakochała, a na końcu zacznie z kimś (czyli z Suzaku) chodzić, okropieństwo i niesprawiedliwość, doprawdy! Obecnie jednak na swój sposób cieszyła się, że Mari mogła przed śmiercią spróbować, jak to jest z kimś być, całować się i tak dalej. Z drugiej strony, to nie zmienia faktu, że teraz jej ukochana Mari nie żyje i ona, Hanashi, nigdy już nie będzie miała okazji na to, by ze śmiechem się na nią rzucić, wytulić ją porządnie, zapewnić, jak bardzo ją kocha… Ba, nigdy już nawet z nią nie porozmawia, nigdy się nie podroczą… Straciła najważniejszą przyjaciółkę, teraz pozostał jej już tylko Kei. Ich bliźniaczy świat zmalał do ich dwojga. Powierniczka tajemnic odeszła, na długi czas zabierając ze sobą szczęście. Jej śmierć okradła bliźnięta z radości, którą się charakteryzowali.
      Żadne z nich nie rozumiało też, co ostatnio działo się z Mariko. Była taka dziwna, nieobecna, zatroskana… Hana niejednokrotnie pytała, czy to ma coś wspólnego z jej związkiem z Minoru, ale Mariko bez przerwy powtarzała, że nie i że wszystko jest w porządku. „Jestem tylko trochę zmęczona”, zwykła mawiać, a Hana myślała sobie wtedy, iż Mari mogłaby wymyślić bardziej przekonującą odpowiedź, tym bardziej, że posiadała tak bujną wyobraźnię. „Skoro nie chodzi o Oshimę-kuna, to pewnie o te twoje koszmary senne?”, dopytywała Hanashi, przypominając także o niecodziennych wydarzeniach odbywających się na jawie, szczególnie o znalezionych w dawnej komnacie Kaname Kurana przedmiotach - karteczce i figurze szachowej. Zresztą sprawa z tymi rzeczami wydawała się bliźniakom niezwykle odległa, momentami wręcz zastanawiali się, czy aby sobie tego nie wymyślili. Ostatnimi czasy tematem numer jeden w społeczności wampirzej i łowieckiej były wszak zgony wśród czystokrwistych i arystokracji. Czy ich biedna kuzynka stała się kolejną ofiarą mordercy o nieznanej nikomu tożsamości?
      Podczas gdy bliźnięta dumały i cierpiały w ciszy, przytulone, Reiko dzwoniła do Kaori. Długo czekała na odebranie telefonu.
      - Mama? Nie masz pojęcia, jaka jestem śpiąca, czemu budzisz mnie w środku nocy? Ledwo żyję - marudziła Kao. Poznawszy powód nocnego telefonu, upuściła słuchawkę. Po kilkunastu sekundach, podniósłszy ją, zapowiedziała, że w tej chwili obudzi Ichiru i popędzi z nim do Ayi i Zero. Reiko i cała reszta również postanowili się tam udać. Posłali jeszcze Deia po Minoru, uważając, że trzeba z nim porozmawiać na temat ostatnich dni Mariko w Akademii Kurosu. I jednocześnie ostatnich dni jej życia…
     
      Obudziwszy się, Aya wyczuła w domu obecność mnóstwa osób. Wiedziała, że musi stawić im czoła, jakkolwiek by to nie brzmiało, ale nie czuła się na siłach, by to zrobić. Jej świat legł w gruzach, żaden pocałunek ani współczucie tego nie zmieni.
      Tępo zastanawiała się, dlaczego leży w łóżku w sypialni zamiast na kanapie w salonie. Uznawszy, że to nieważne, przekręciła głowę i spojrzała na niebo za oknem. Jak śmiało być tak piękne po tym, jak jej córeczka umarła? Powinien padać deszcz, ulewa wręcz, niebo powinno płakać razem z nią i jej mężem. Tymczasem świat trwał dalej. Nie mogła tego pojąć…
      Zmusiła się do wstania. Wciąż miała na sobie te same ubrania, które nosiła podczas samobójstwa Mariko. Znaczyły je wielkie plamy krwi jej ukochanej córeczki, pozostałości po niej i sercu, które sobie wyrwała. Dlaczego, ach, dlaczego to uczyniła…? Jak bardzo zrozpaczona musiała być, by popełnić taki czyn, ten ostateczny akt desperacji bądź żalu?
      Jak w transie wyszła z sypialni i skierowała się do salonu. Panowała w nim przerażająca cisza. Kiedy tam weszła, wszystkie oczy przepełnione smutkiem, a często również łzami, zwróciły się w jej kierunku.
      - To moja wina - szepnęła.
      - Aya-chan, skarbie, nie mów tak - poprosiła Reiko, podchodząc do przybranej córki. Pomyślała, że Aya zawsze miała tendencję do obwiniania siebie o wszystko, co złe i przykre.
      - Ale to prawda, ciociu - odparła. - Mari-chan… Ona nie została napadnięta i zabita. Popełniła samobójstwo. Wyrwała sobie serce na moich oczach. A ja nie potrafiłam jej pomóc. - Jej pusty wzrok i ton przeraziły zebranych.
      Zaczęła być zapewniana, że to nie tak, że nic nie mogła zrobić, że to nie jej wina… Co to jednak miało za znaczenie? Jej córka nie żyła, a ona patrzyła na jej samobójczą śmierć, nie wiedząc, co lub kto popchnęło ją do tego czynu ani nie mogąc mu zapobiec. Nic nie mogło jej pocieszyć.
      Suzu i Maria oddaliły się, by zaparzyć wszystkim melisę bądź inne ziółka mogące pomóc się uspokoić. Ayi jednak natychmiast zaaplikowano lekarstwo. W oczach miała niemalże obłęd biorący się z niewyobrażalnej rozpaczy. Zasnęła znowu i spoczęła w sypialni. W salonie z kolei przesłuchano wszystkich po kolei. Zero niczym zaklęty opowiadał jak w transie, co ujrzał, wpadłszy do domu, Suzaku to, co zobaczył, gdy przybył do leśnego dworku, uczniowie Nocnej Klasy to, co działo się w Akademii… Hanashi i Kei wyznali, iż Mariko od dłuższego czasu dręczyły dziwne koszmary, z których nic nie pamiętała, a Minoru oznajmił, że Mari i on chodzili ze sobą, by zapomnieć o kimś, kogo kochali. To dla wszystkich był szok; choć co poniektórzy przypuszczali, że Mariko się zakochała bądź zauroczyła, myśleli, że jak już, to ma to związek z Oshimą, a tymczasem tak wcale nie było. Chłopak opowiedział też o tym, jak Mari przybiegła raz do niego z płaczem, błagając, by „pomógł jej O NIM zapomnieć”. O kogo jednak chodziło, nie miał zielonego pojęcia. Nigdy nie wyznali sobie nawzajem, z jakiej niespełnionej miłości próbują się leczyć.
      Następnego dnia rodzina urządziła coś w rodzaju stypy. Wszyscy wspominali Mariko, cały czas niedowierzając, iż nie ma jej już pośród nich. Nie dożyła nawet szesnastu lat, to przecież tragedia, z jakiej niełatwo się otrząsnąć… Jednakże równie okropny jak sama śmierć Mari był jej powód. Co popchnęło Mariko do takiego czynu, na dodatek na oczach matki, którą tak bardzo kochała i szanowała…?
      W nocy Aya i Zero nie mogli zasnąć. Dom wydawał im się dziwnie pusty, mimo że od roku Mariko przebywała przecież głównie w Akademii, a także straszliwie ponury, choć normalnie był tak przytulny… Dręczyły ich też setki pytań, na które, jak się obawiali, nigdy nie poznają odpowiedzi.
      Jednakże w pewnej chwili w umyśle Ayi zabrzmiały ostatnie słowa Mariko. Niczym w transie wygramoliła się z łóżka i boso, w samej koszuli nocnej, ruszyła ku drzwiom. Zero, pytając, co się dzieje, lecz nie otrzymując odpowiedzi, udał się za żoną. Ta skierowała się do pokoju córki. Panował w nim porządek, jak zwykle zresztą. Z jakiegoś powodu Zero czuł się tak, jak gdyby nieproszony wkraczał na czyjś prywatny teren. Pokoje nastolatków były niejako ich świątyniami i rodzice zazwyczaj nie byli mile widzianymi w nich gośćmi.
      Aya podeszła do komody.
      - Co robisz? - spytał ponownie Zero. Ostatnio mówił niebywale cicho.
      - „Druga-szuflada-ukryta-ka-na” - wyrecytowała kobieta.
      Ostatnie słowa ich córeczki, Zero natychmiast je sobie przypomniał. Sam począł zastanawiać się, co one właściwie oznaczały, co Mariko próbowała im przekazać. Miał ochotę przyłączyć się do poszukiwań żony, jednak nie zamierzał grzebać w ubraniach Mari, nawet jeśli była już ona martwa i nie mogła mieć do niego o to żalu.
      - Nic tu nie ma… - mruknęła pod nosem Aya. Niezrażona podeszła do biurka. Zero zauważył, że wreszcie wygląda, jakby miała jakiś cel, jej oczy chwilowo nie ziały tą przerażającą pustką, która sprawiała, że sam miał ochotę pogrążyć się w niebycie i umrzeć.
      Aya otworzyła drugą szufladę. Wyjęła jej zawartość na biurko, lecz niczego specjalnego tam nie zauważyła. Przyjrzała się jednak dnu i odkryła, że to tylko jego atrapa - deseczka, która jedynie udawała dno szuflady, podczas gdy prawdziwe znajdowało się sporo niżej. Udało jej się podważyć to denko. Cicho nakazała Zero się zbliżyć, co też natychmiast uczynił. Zdziwił się, widząc coś takiego, ale oboje zdumieli się jeszcze bardziej, gdy wyjęli zawartość skrytki. Były to dwie dość grube księgi, a także czarna figura szachowa - król, oraz świstek papieru z napisem „Słodki sen jeszcze się nie skończył…”.
      Nie mając pojęcia, o co chodzi z figurką i papierkiem, otworzyli pierwszą z ksiąg. Na stronie tytułowej widniały słowa:
„Vampire Knight”
autorstwa Mariko Hiou-Kiryuu

Na podstawie opowieści Ayi Katayamy-Mitsui-Hiou-Kiryuu,
Kaori Mitsui-Kiryuu, Zero i Ichiru Kiryuu,
Kaiena i Deichiego Kurosu, Reiko Mitsui-Kurosu,
Suzaku Shoutou, Marii Kurenai, Shuuseia i Suzue Namizawa,
Hanabusy Aidou, Tougi Yagariego
oraz prywatnych zapisków Kage Hiou.

      Niepomiernie zaskoczeni, zapominając o całym świecie, zaczęli czytać. Księga opisywała dzieje ich i ich rodzin oraz przyjaciół. Zdumieli się, widząc, jak wiele Mariko o tym wszystkim wiedziała i z jaką dokładnością spisała ich przygody. Początkowe rozdziały napisane zostały niepewnie, lecz czym dalej, tym większy kunszt pisarki było widać. Wracali wspomnieniami do rozpoczęcia nauki w Akademii Kurosu, do strasznych napadów Rido Kurana i Akujiego Toumy, do pierwszego pocałunku… Co najmniej trzy czwarte opisów pokrywało się z prawdą, reszta podbarwiona została wyobraźnią ich córki. Czytając jej dzieło, nad którym w tajemnicy musiała spędzać niesamowitą ilość czasu, czuli, że są bliżej niej. Na przemian to śmiali się, to płakali, nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. To odkrycie było tak niespodziewane…
      Gdy skończyli lekturę, zauważyli, że jest już dzień. Wcześniej nie myśleli o upływie czasu, tonęli we wspominkach licznych chwil, które ukształtowały ich charaktery. Postanowili zjeść coś wreszcie, jako iż od śmierci Mariko nie tknęli dosłownie niczego, po czym z powrotem zasiedli do czytania - tym razem drugiej księgi. Jak się okazało, jedynie kilkadziesiąt pierwszych stron zostało zapisanych. Pierwsza zaś głosiła, że oto trzymają w dłoni „Vampire Night”. Przeczytawszy pierwsze stronice, zorientowali się, że czytają coś w rodzaju pamiętnika córki i przez jakiś czas zastanawiali się, czy mają prawo do zaznajamiania się z jego treścią. Ostatecznie stwierdzili, że Mariko musiała bardzo chcieć, by to przeczytali, skoro jej ostatnie słowa wskazywały, gdzie mają to znaleźć. Tajemnicą były więc ostatnie trudem wyduszone przez nią dwie sylaby - „ka” oraz „na”. Co próbowała im przez to przekazać?
      Czym dalej się posuwali, tym mniej rozumieli. Mari używała skrótów, które zapewne tylko ona sama potrafiła rozszyfrować, epitetów, których znaczenia nie umieli dociec, tajemniczych metafor... Oboje posmutnieli.
      - To niczego nie wyjaśnia - mruknęła smętnie Aya. Postanowiła jednak, że się nie podda, musiała dowiedzieć się, z jakiego powodu Mariko się zabiła. To było teraz niemal najważniejsze, wyżej stało tylko dobro nienarodzonego dziecka. Momentami Ayę nachodziły myśli, że śmierć Mari umożliwiła życie dzieciątka bądź na odwrót. Nienawidziła siebie za podobne przypuszczenia. Jedno z drugim na pewno nie miało ze sobą nic wspólnego, niemniej nic nie mogła poradzić na to, że takie myśli pchały jej się do głowy. Były także inne - czy Mariko popełniłaby samobójstwo, gdyby zdążyła dowiedzieć się, iż będzie miała rodzeństwo? Czy gdyby Aya nie uparła się, by poczekać na powrót Zero, jej córka nadal by żyła? Nie znosiła tych retorycznych pytań i gdy je sobie zadawała, miała ochotę płakać i walić pięściami w ścianę czy podłogę.
      - Musi istnieć klucz do zrozumienia tego wszystkiego - szepnął Zero. Aya przyznała mu rację. Wpatrywała się jednak w litery kreślone ręką córki i niczego jakoś nie mogła wymyślić. Jej umysł był przyćmiony, a Zero miał najwidoczniej podobny problem. Wspólnie przejrzeli cały tom, mając nadzieję na jakąś podpowiedź, lecz ich starania spełzły na niczym. Przez kilka minut siedzieli struci, nie zamieniając ze sobą ani słowa.
      Nagle Aya drgnęła.
      - A co jeśli… jeśli Mari-chan podarowała nam ten klucz, ale wówczas nie mieliśmy o tym pojęcia? - spytała. - Ka-na…
      - Me - dopowiedzieli razem. Ich serca zalały wspomnienia sprzed lat, te związane z Kuranem. Oferty pomocy, wyzyskiwanie, aż wreszcie jego okryte sławą samobójstwo, którego mimo wcześniejszej śmierci Yuuki mało kto się spodziewał.
      - Głęboko w sercu nigdy nie wierzyłem, że się zabił - wyznał Zero.
      - Ja również - odszepnęła. To do niego w jakiś sposób nie pasowało, choć nie mieli pewności, z jakiego powodu tak sądzą.
      Nie namyślając się nad tym, znów zajrzeli do księgi. Wszystko, co wydarzyło się od czasu rozpoczęcia przez ich córkę nauki w Akademii Kurosu, przeczytali po raz wtóry. Momentami zatrzymywali się i dumali, co oznacza jakieś słowo bądź zwrot, ale ostatecznie wieczorem odszyfrowali całość. Dowiedzieli się, że za wszystkim stał nie kto inny jak Kaname Kuran. Że to on był tajemniczym chłopakiem, w którym zakochała się ich biedna córeczka. Że to on pragnął śmierci czystokrwistych. I że najprawdopodobniej planował pozbyć się Ayi, dlatego Mariko poświęciła swe życie, by do tego nie dopuścić i pozbyć się osoby odpowiedzialnej za bałagan w świecie wampirów i Łowców. Dowiedzieli się również innych niesamowitych rzeczy - przede wszystkim zdumieli się rolą Mariko Hiou. Dziękowali jej w duchu za wsparcie ofiarowane ich córce. Zero przeżył szok, że to dzięki protoplastce Hiou powstali Łowcy. Zresztą wszystko, co rozszyfrowali, było w jakiś sposób niezwykłe i wydawało się nieprawdopodobne.
      Aya płakała długo, wyrzucając sobie, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to rzeczywiście z jej powodu Mariko popełniła samobójstwo. Oddychała spazmatycznie, nie mogąc się uspokoić. Dlaczego to właśnie jej córka musiała zostać kolejnym pionkiem Kaname? Dlaczego on wykorzystał do niecnych celów młodą dziewczynę, która chcąc nie chcąc oddała mu serce?
      - Najgorsze jest chyba to, że jemu również współczuję - wydukała Aya, zanosząc się szlochem. - Nigdy nie lubiłam Kaname, wręcz go nienawidziłam, ale obawiam się, że na jego miejscu postąpiłabym podobnie. Zwariowałabym, gdybym cię straciła - wyznała, wiedząc jednak, że i w tej chwili niedaleko jej do obłędu. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że współczuła Kaname. Po przeczytaniu historii jego i Mariko Hiou nie potrafiła inaczej. To jednakże nie znaczyło, że kiedykolwiek mu wybaczy. Już zawsze, do końca świata i jeszcze dłużej, będzie darzyła go nienawiścią z powodu tego, co uczynił jej córce. O czymś takim nie da się zapomnieć.
      Zero nie odczuwał ani krzty współczucia. Owego wieczoru w jego sercu mieszkały jedynie nieliczne uczucia - rozpacz po utracie dziecka, miłość do Ayi i wszechogarniająca nienawiść do Kaname. Żałował, że nie ma go teraz tutaj. Zemściłby się na nim w najgorszy możliwy sposób, starałby się zapewnić mu tak wiele bólu, jak tylko by mógł, nie odczuwając przy tym żadnych wyrzutów sumienia.
      - Trzeba było go wtedy zabić - powiedział raczej do siebie, nie myśląc o jednym konkretnym momencie, ale o niemal wszystkich chwilach, w których stawał naprzeciwko swego odwiecznego wroga. Co mu do łba strzeliło, żeby darować mu życie? Pal licho pieprzony Związek i jego zasady, pal licho uczucia Yuuki! Dlaczego, dlaczego, do cholery, go nie zamordował, gdy miał okazję?!
      Ocknął się, gdy zauważył, że Aya zdaje się ledwo oddychać. Wciąż szlochała, ale teraz jej twarz wykrzywiał ból pochodzenia fizycznego. Jęknęła i skuliła się. Objął ją i próbował uspokoić, wiedząc, że jak tak dalej pójdzie, zaraz stracą kolejne dziecko.
      Aya zaś, panikując i nie widząc innego wyjścia, wypuściła z mózgowego więzienia „tę drugą”. Ona panowała nad emocjami.
      Zero poczuł, że jego żona chce się wyprostować, więc wypuścił ją z uścisku.
      „Druga Aya” odetchnęła z lubością, wypuszczona po raz pierwszy od przeszło dwudziestu lat.





***
      Witam, tu Aya. Tradycyjnie dziękuję za odwiedziny i komentarze. Poprzedni rozdział wywołał u Was wiele emocji, co bardzo mnie cieszy. I aż trzy osoby stwierdziły, że jak dotąd to ich ulubiony rozdzialik - miło mi to słyszeć.
      Niestety, gotowy mamy już tylko jeden rozdział. Co prawda XX też jest na ukończeniu, ale za te brakujące fragmenty odpowiada Kao, a wiecie, jak to z nią jest, więc ją pogońcie. ^^
      Dedykacja dla Kari i Suzu - za najkonkretniejsze opinie, które sprawiają, że czujemy się spełnione.
      Opisy bohaterów i inne tego typu bzdety odnośnie II tomu mam już gotowe, jednak na blogu pojawią się za jakiś czas, jako iż nie zamierzamy spoilerować. Zapraszam za to na nasze FORUM, na którym można porozmawiać na różne tematy, nie tylko te związane z M&A. Ponadto, jeśli ktoś jest zainteresowany moim życiem, zapraszam na mego prywatnego bloga, tojikomerareta-tori. I jeszcze coś - jeżeli ktoś tego nie zrobił, a ma na to czas i ochotę, proszę o wypełnienie anonimowej ANKIETY, tylko na poważnie, a nie odpowiadając jedynie na te pytania, na które się chce. Jak już się coś robi, to niech się to robi dobrze. ;)
      Pozdrawiam!

16 komentarzy:

  1. Dzięki za info!
    Nadal nie wierzę, że Mariko się zabiła... Eh... Nie, nie, nie! Tak nie może być! ;( Jest mi okropnie smutno... Liczyłam, że dziewczyna będzie miała swój "happy end", a tu co? No jak grom z jasnego nieba!
    Ale to nie koniec. Cóż, gdyby to był koniec to byłabym niepocieszona... Została jeszcze Sara. I kilka niedokończonych spraw...
    Tak w ogóle to podziwiam odwagę Mariko... Nie jestem pewna, czy sama umiałabym tak postąpić...
    Poza tym... "Druga Aya" na wolności? ;/ Cos kiepsko to widzę...
    Ave i weny! :*
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w naszych opowiadaniach jest jak w życiu. Nie każdego spotyka happy end, nie każdy ma w życiu szczęście, nie każda miłość zostanie spełniona, nie każda prośba wysłuchana...
      O tak, sprawy do dokończenia są - i to nie tylko te z VN, ale nawet z VK. Tego wszystkiego (chyba xD) możecie oczekiwać właśnie w tomie II będącym ostatecznym końcem naszej "w sumie sagi" xD
      Dziękuję za odwiedziny i komentarz :)

      Usuń
  2. Hej!
    O ludu... Większej rozpaczy w życiu nie widziałam! Mam teraz ochotę na dwie rzeczy:
    1. Wypłakać się komuś porządnie. T^T
    2. Poznać nowe postacie.
    Nadal to do mnie nie dociera... Mariko nie żyje... Uwolnienie drugiej Ayi mnie niepokoi. Co ona będzie robić? Już się boję. Co do Kurana, to jestem podobnego zdania, co Zero. Dlaczego go wtedy nie zamordował?! Nie czuję wobec niego ani krzty współczucia. Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa, co się stanie dalej.. Nie wyobrażam sobie nawet, co mogła czuć Aya... Będę czekać na następny rozdział i mam nadzieję, że "Druga Aya" nie narozrabia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe postaci będą się pojawiać już od kolejnego rozdziału ;)
      Co do Kaname, osobiście mam mieszane uczucia. Raczej zbliżone do mojej opowiadaniowej odpowiedniczki. Ale faktem jest, że gdyby Zero w przeszłości pozbył się Kaname, ta tragedia nigdy by się nie wydarzyła. Ale, jak już pisałam Kiran, w naszych opowiadaniach jest trochę jak w życiu. Są wzloty i upadki, życie i śmierć...
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)

      Usuń
    2. Chętnie je poznam :)
      Czekam na kolejny rozdział.

      Weny Ci życzę

      Usuń
  3. O jejku... Nie wiem, od czego zacząć.
    Siedzę sobie zakatarzona, z gorączką, słucham dołującej muzyki i tak zerkam na Wasz blog, bo przypominam sobie o rozdziale. I przy pierwszym zdaniu poczułam w sercu taki dziwny ból, oczy zeszkliły mi się z żalu i zaczęłam ryczeć... Jakie to niesprawiedliwe! Tak młoda dziewczyna skazana na tak okrutny, niewdzięczny los! Ogólnie jej ostatnie słowa... To jak zmieniła się w pył... Ech, nawet nie chcecie wiedzieć, jak bardzo mnie to rozbiło. : / Nie mówiąc już o błaganiu Ayi. Na jej miejscu umarłabym z rozpaczy... ;___;
    Nadeszły opisy uczuć przyjaciół, rodziny, to jak w Nocnej Klasie poradzili sobie z tak smutną wiadomością! Kurde no, to wszystko było takie smutne, tak przygnębiające, tak dobijające... Po raz kolejny mam ochotę zamordować Kaname, choć przecież nie istnieje. Ech... Ogólnie ten rozdział to taka "bezkresna rozpacz". Wszyscy tak bardzo kochali Mariko. Choć niektórzy starali się zachować spokój to po prostu ten ból po stracie kogoś bliskiego był przeogromny, nie udało się zachować spokoju nikomu. ; /
    O rany, ten moment, gdy Zero i Aya znaleźli opowiadania Mariko... Rozkleiłam się jeszcze bardziej, nie potrafiłam powstrzymać łez. A kiedy dowiedzieli się, że to nikt inny jak Kaname Kuran stoi za całym ich nieszczęściem... No cóż, Aya jak zwykle starała się go zrozumieć, Zero miał ochotę zabić... Ale oboje byli tak nieszczęśliwi, że ech... Brak mi słów. : c
    Dobra, wiem, że nie wypowiedziałam się zbyt logicznie i składnie, ale nie potrafiłam. Zbyt wiele uczuć wywołał we mnie ten rozdział. Dedykacja poprawiła mi jednak humor, bardzo Wam dziękuję.
    PS. Kao, bierz się za ten rozdział, no! Na studiach nie będzie tyle czasu... < 3
    Pozdrawiam,
    Kari. < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdrowiej, Kari! Jakoś teraz sporo osób choruje, ale ja nie, co jest o tyle dziwne, że zazwyczaj praktycznie wszystko łapię. Taa, znając moje szczęście, tylko pójdę na studia, a już mnie weźmie jakieś choróbsko :/
      Cieszę się, że tak wszystko przeżywasz, to najlepsze, co może trafić się autorom... właściwie czegokolwiek. Uwielbiam to uczucie, gdy czytam, że ktoś współczuje moim bohaterom, jest na nich zły, śmieje się albo płacze wraz z nimi... Coś wspaniałego :)
      Na dedykację jak najbardziej zasłużyłaś :)

      PS. Widzę, że bardzo lubisz wątki psychologiczne. Jeśli jeszcze nie czytałaś, polecam nasze TN (ale reklama ^^'), to opowiadanie, w którym psychologia postaci odgrywa pierwsze skrzypce, więc myślę, że mogłoby Ci się spodobać :)

      Pozdrawiam i dziękuję za kolejny komentarz :)

      Usuń
    2. Dzięki, może do jutra się wykuruje i normalnie do szkoły pójdę, bo ileż można siedzieć w domu? ; ) Głowa do góry, trzeba myśleć optymistycznie(powiedziała największa pesymistka).
      Ogólnie jestem niesamowicie wrażliwa, choć udaję twardą i opanowaną. Cóż, za bardzo wszystko biorę do siebie. ^^
      Nie chcę tutaj znowu truć, chciałabym tylko powiedzieć kilka słów o TN, które już dawno przeczytałam, ale wówczas nie komentowałam... Nie wiem, czemu.
      Opowiadanie naprawdę niesamowite, wywoływało wiele skrajnych emocji - radość, współczucie, rozpacz... Wstrząsały mną losy każdego z "przeklętej piętnastki". Ogólnie gra, w jaką zostali wplątani nie była uczciwa. Niejednokrotnie wylewałam łzy, krzyczałam i śmiałam na zmianę. Ogólnie jak coś czytam, zachowuje się dość dziwnie, ale cicho. ; )
      Życzę weny,
      Kari. < 3

      Usuń
    3. Cóż, ja mogłam siedzieć w domu bardzo dużo xP Wątłe zdrowie, ot co. Ale zawsze wszystko szybko nadrabiałam.
      Ohoho, jakbym czytała o sobie ;)
      Cieszę się, że TN Ci się podobało. VK jest bardziej komercyjne i czytają to zarówno młodzieniaszki, jak i dorosłe osoby, zaś TN jest poważniejsze, a nie każdy lubi tego typu opowieści. Osobiście takie właśnie uwielbiam :) TN pisało się fantastycznie, ja naprawdę BYŁAM każdą postacią, którą opisywałam. Niesamowite uczucie... Do VK/VN jestem oczywiście przywiązana, również współodczuwam wiele z postaciami, ale to tak nie do końca to samo.
      Rety, plotę trzy po trzy, przepraszam ^^' W każdym razie ogromnie mi miło, że czytasz te nasze bazgrołki :)
      A przy czytaniu (a także oglądaniu) ja również zachowuję się dziwnie, więc nie jesteś jedyna :D
      Dziękuję :*

      Usuń
    4. Miło spotykać osoby podobne do mnie. Szczerze mówiąc, w prawdziwym życiu mam raczej pecha do ludzi. ; )
      TN było naprawdę genialne, szkoda, że takie krótkie. : D Osobiście nie bardzo przepadam za tak ciężkimi pozycjami. Życie nigdy nie jest łatwe, a czytanie o ciężkim życiu w tym nie pomaga. Jednak dobrze jest oderwać się od tego, co jest łatwe i proste. Zanurzyć się w świecie, który choć okrutny, pokazuje czystą prawdę... No pięknie, znowu filozofuje. ^.^
      Ja też plotę trzy po trzy, nie przejmuj się. ; )
      Chciałam Ci jeszcze podziękować za jedną rzecz - chyba przekonałaś mnie, co do pisania. Uwielbiam to robić, a coś trzeba zrobić z wolnym czasem. ^^ Dziękuję!
      Kari.

      Usuń
    5. Mam podobnie. Nawet przyjaciółkę poznałam dzięki internetowi i opowiadaniu :)
      Krótkie, krótkie, ale takie miało być jako przerywnik od pisania VK/VN. Historie tego typu mnie dobijają, ale i tak je lubię. Dziwne, ale prawdziwe.
      Nie ma za co, cieszę się, że w jakiś sposób "pomogłam". To zadziwiające, ale jesteś już którąś z kolei osobą, która została przeze mnie "natchniona" czy zachęcona do pisania. To bardzo miłe ^^ Więc życzę Ci powodzenia i wielu przyjemnych chwil podczas kreowania swego małego świata :)

      Usuń
  4. Wohoho O.o Zapalmy z znicz przy grobie Mariko! (*) Och... Zero się rozpłakał, jak słodko <3 A Kuraka zawsze można spalić ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. No i jak że wesolutki rozdzialik za nami :]

    Generalnie można ten rozdział podsumować jednych słowem. "Tragedia". Nie no tyle razy ci mówiłam ale ty naprawdę genialnie opisujesz uczucia. Naprawdę ja całą tą scenę śmierci Mari-chan mam przed oczami a uczucia Aya i Zero czułam niemal tak jakby były moim własnym… Już pierwsze zdanie doprowadza mnie do płaczu i drżenia całego ciała ;-; Nie no naprawdę świetnie to wyszło Q.Q No o ile może powiedzieć, że coś takiego jest świetne... Ten dramatyzm, patos i tyle innych emocji… Kurna mam tyle jeszcze do powiedzenia na ten temat ale nie wiem jak to ująć no ale i tak trochę na ten temat gadałyśmy się więc chyba nie ma sensu się rozwodzić… Dodam jeszcze że ilekroć to czytam tylekroć ryczę…

    Dobra teraz pora na akcje w Akademii…
    Taaa biedny Suzaku nie miał pojęcia że jego złe przeczucia się sprawdzą ^.^ Nie no po prostu sama nie wiem jak wyrazić to wszystko co czuję no ale dobra… Ech tą scenę gdzie książę czuję że Mari-chan umarła, widzi że reszta też to wyczuła po czym wybiega mam przed oczami… Nie no autentycznie czuje te emocje i jestem w tamtym świecie… Potem wizyta w domu Ayi i Zero… Nie no to wszystko jest tak dobijające, tragiczne i straszne że się w pale nie mieści T^T W ogóle dobrze zrobiłaś że dałaś też takie co tu dużo mówić egoistyczne myśli ze strony Suzaku… Bo ja chyba miałabym podobne… To straszne ale tak prawda… Ach i jeszcze ten opis zachowania Zero i przerażenia jak taki facet może się załamać… No ale Zero tak naprawdę moim zdaniem jest naprawdę wrażliwy… On naprawdę wiele przeżywa i o wiele martwi tyle że tego nie okazuję…

    Ech dzięki ci za scenkę z Deiem i z tym jak do niego pobiegłam… Nie no naprawdę raczej tak bym się zachowała… Czasami przeraża mnie to że Suzu z VK/VN (no i jeszcze tak jedna xp) dzięki tobie zachowuję się niemal jak ja bym się zachowała w danej sytuacji… I jeszcze to stawianie się w sytuacja Ayi… To takie w moim stylu…
    Nie omieszkam jeszcze wspomnieć, iż fajnie, że dałaś również opis przeżyć „chłopaka na pokaz” Mari-chan… Fajnie uzupełnia obraz sytuacji…

    Nie muszę pewnie mówić że opis scenki po przebudzeniu Ayi jest iście dobijający i w ogóle doprowadzający do łez… Nie no powtarzam to po raz nie wiadomo który ale ty opisujesz te uczucia tak że mam wrażenie iż one są moim…

    Ech teraz pora na powiadomienie reszty o tragicznej śmierci Mariko…
    Po prostu uwielbiam to! (tak wiem jestem nienormalną masochisto-sadystką ale ok…) Po prostu wszystkie te emocje, żale i to wszystko jakby wkradało się w to co w danej chwili myślę, czuje… W jednej chwili jestem Suzu w drugiej Deiem, w następnej Hanashi, Reiko, Aido i tak dalej… Nie no po prostu nie wiem jak ty to robisz… Generalnie po prostu cierpię z każdym bohaterem na jego specyficzny sposób… Bo właśnie tu świetnie jest pokazane że każdy przeżywa stratę kogoś bliskiego na swój własny sposób…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech dalej jest już tylko trauma, ból, żal, deprecha i tego typu sprawy… Nie no nie dziwę się Ayi że nie chciała widzieć nikogo i że nikt nie był wstanie jej choćby odrobinę ulżyć… Jak to czytałam to tak się zastanawiałam… Gdyby ja naprawdę była na miejscu Suzu do obłędu i niemal takiego samego cierpienia jak śmierć przyjaciółki przysparzałaby mi świadomość że nie jestem wstanie ani odrobinę ulżyć Ayi… Że nie ważne co zrobię, powiem i tak nie uśmierzę w najmniejszy stopniu jej cierpienia, że równie dobrze mogłoby mnie z nią nie być… Choć w sumie pocieszające jest to że mimo wszystko mogłabym ją wspierać samą obecnością…

      Teraz czas na znalezienie wypocin Mariko…
      Nie wiem czy kiedyś już nie wspominałam ale fajny pomysł z tym że to Mariko napisała VK i zaczął VN… No i dzięki temu Aya i Zero mogli poznać co i kto stał za samobójstwem ich dziecka… W ogóle genialnie zareagowali na to wszystko… Po prostu w tym widać prawdziwą Aye i Zero… Aya mimo wszystko rozumie choć nienawidzi a Zero… no cóż po prostu nienawidzi…
      Ach i to trzymająca w napięciu końcówka! Doskonale pamiętam moją reakcje i szok na nią! Nie wiane czy ty też ale dobra :p

      Dobra na zakończenie stwierdzę tylko że rozdział zacniutki, genialne opisy i w ogóle… Tak że czekam na coś NOWEGO :p

      Całuski
      Suzu-chan

      Usuń
  6. Gdy przeczytałam rozdział nie mogłam wyjść z szoku! Świat stanął na głowie! To wszystko nie tak miało być! Nie, nie i jeszcze raz nie!

    "Bezkresna rozpacz". Jak najbardziej trafny tytuł! Wprost czułam jak żal przeszywa serca bohaterów niczym zatruta strzała. Czułam, jak część tego żalu spływa na mnie... Przeżywałam wszystko razem z nimi. Jakbym sama straciła kogoś bliskiego...

    To musi być niewyobrażalny ból. Patrzeć na samobójczą śmierć własnego dziecka. Trzymać je w ramionach i nie móc nic zrobić. Słuchać słów córki i mieć świadomość, że to jej ostatnie. Przyglądać się jak powoli, milimetr po milimetrze, znika. Rozpada się w pył. To, co czuła wtedy Aya, to jak jej duszę ogarniał niewysłowiony smutek i desperacja... to wszystko przekracza nawet moją nieskończoną wyobraźnię.
    Zero mnie przeraża. On, wiecznie obojętny, podchodzący do wszystkiego z zimną krwią, nie dający się ponieść emocjom... załamuje się.

    Co do uczuć pozostałych... wciąż nie mogę wyjść z podziwu! Po kolei stawałam się każdym z bohaterów. To jak opisujesz ich emocje, wszystkie myśli kłębiące się w ich głowach, jest naprawdę niesamowite. Niedowierzanie, bezsilność, głęboki smutek, rozpacz, żal, nienawiść... wszystkie te uczucia, które tak trudno wyrazić, ubierasz w słowa jakby nie istniało dla Ciebie nic prostszego.

    A końcówka... majstersztyk! Mogę Wam tylko pogratulować kolejnego udanego rozdziału! Czekam na kolejne rozdziały!

    Pozdrawiam i duuuuużo weny życzę- Andzik

    PS. Przepraszam, że dopiero teraz, ale szkoła mnie zabija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suzu, Andzik - dziękuję Wam za te komentarze! Nie macie pojęcia, jakie ciepło zalewa moje serducho, gdy czytam podobne słowa. Warto pisać choćby dla takich chwil :)

      Usuń