sobota, 9 listopada 2013

Vampire Night: rozdział XXI - „Stare czasy, nowe czasy”

      - Powiedz tatusiowi, kto jest najsłodszym dzidziusiem na świecie? - zaświergotał Deichi, patrząc z ubóstwieniem na córeczkę, która nawet przed narodzinami była już jego oczkiem w głowie. Pogłaskał puszek brązowych włosków na jej główce i wtedy dziewczynka przeniosła na niego wzrok. Tęczówki miała identycznego koloru jak ojciec. - Tak jest, Kana-chan! - zawołał z uśmiechem od ucha do ucha. Kanaru patrzyła na niego jakby zaintrygowana zarówno nim, jak i całym otaczającym ją nowym światem, który dopiero miała poznać.
      Przyglądając się swoim skarbom, Suzue jak zwykle ledwo powstrzymywała śmiech. Tak bardzo ich kochała! Chciała, by chwile takie jak te trwały wiecznie. Mogłaby bez końca wpatrywać się w męża i pierworodną córeczkę i cieszyć się szczęściem ich oraz swoim. Zeszła jednak na ziemię, przypominając sobie, że czas nakarmić małą. Podeszła do Deia i odebrała od niego córkę.
      - Pomóż rodzicom w kuchni - rzuciła do niego. Kaien i Reiko wpadli do nich poprzedniego popołudnia i zostali na noc, by służyć wsparciem. - Gdy położę Kanaru, wrócę do was.
      - Tak jest, moja bohaterko! - wykrzyknął Deichi, obdarzając żonę szybkim, słodkim całusem. Jeszcze raz zerknął na ukochane kobiety, po czym westchnął z rozmarzeniem i cały w skowronkach udał się do kuchni.
      - Jaki ojciec, taki syn! - stwierdziła ze śmiechem Reiko, gdy w drzwiach pomieszczenia zjawił się rozpromieniony Dei. Doskonale pamiętała, jak Kaien zachwycał się swoim małym synkiem i żałowała, że Kaori nie mogła doświadczyć tego samego.
      Zarówno Deichi, jak i Kaien wyszczerzyli zęby w uśmiechu. Reiko zaś, patrząc na ich identyczne miny, wybuchła śmiechem. Po chwili jednak nieco spoważniała i zaczęła wydawać komendy na temat tego, kto ma się czym zająć. Po południu mieli dotrzeć goście, a oni - głównie z powodu ciągłych zachwytów nad Kanaru (mimo iż miała już ładnych kilkanaście dni, podniecenie bynajmniej nie opadało) - byli w rozsypce, jeśli chodzi o przygotowania do przyjęcia z okazji narodzin nowego członka rodziny. Wszyscy więc prędko wzięli się do roboty, gawędząc przy tym i żartując. Niedługo potem doszła do nich Suzu, więc praca szła całkiem żwawo. W rezultacie, gdy zjawili się pierwsi goście, wszystko było już zapięte na ostatni guzik.
      Dom dyrektora wypełnił gwar ciepłych powitań, radosnych rozmów i wesołego gaworzenia trojga maluchów - Kanaru, a także niespełna rocznego Tamakiego, synka Kaori i Ichiru, oraz kilkumiesięcznego Mamoru - dziedzica Shuuseia i Marii. Aya i Zero z Kairenem mieli się nieco spóźnić, jako iż obowiązki prezesa Związku Łowców nie pozwoliły mu tego dnia wcześniej urwać się z pracy.
      - Gdzie jest Kana-chan? - zapytał Kairen, gdy tylko przekroczył próg budynku, mniej więcej pół godziny później niż reszta gości.
      - Kochanie, przywitaj się najpierw ze wszystkimi - upomniała go Aya, posyłając przepraszające spojrzenie Suzu i Reiko, które wyszły im na powitanie. - Wybaczcie. Od czasu narodzin Kanaru-chan Kairen co rusz powtarza, że wciąż na nią czekał. Cokolwiek to znaczy - westchnęła.
      Suzue rozpromieniła się.
      - Nie sądziłam, że aż tak ucieszy się z nowej kuzynki! - stwierdziła z uśmiechem, po czym przywitała się z chłopcem, który aż drżał ze zniecierpliwienia, a także z najlepszą przyjaciółką i jej mężem. Reiko uczyniła to samo i dopiero wtedy wszyscy ruszyli do nieoficjalnego saloniku, w którym zawsze odbywały się rodzinne imprezy.
      - Kai-chan, niech no cię uściskam! - zaćwierkała Kaori, rzucając się na siostrzeńca. - Urosłeś, zuchu!
      - Tak? - ucieszył się chłopiec, ale zaraz potem nieco zrzedła mu minka, jako iż ustawiła się do niego kolejka krewnych i znajomych, chcących się przywitać, a on pragnął przecież poznać wreszcie malutką Kanaru. Dzielnie wytrzymał jednak potop słów dziadka Kaiena, wujka Ichiru, Shuuseia, Marii i reszty. Do wszystkich dołączyli także nieco spóźnieni Hanashi i Kei, którzy przyjechali na kilka dni do miasta, mając trochę wolnego na studiach.
      Kiedy przywitali się ze wszystkimi i zamieszanie w końcu nieco ucichło, Kairen posłał cioci Suzu błagalne spojrzenie. Uśmiechnęła się i podała mu rękę, by zaprowadzić go w kąt, w którym stała niewielka, przenośna kołyska. Chłopiec wstrzymał oddech, po czym spojrzał na Kanaru. Była taka maluteńka! Jeśli wierzyć opowiadaniom rodziców, on też niegdyś był taki mały. Jakie to dziwne!
      Zanotował w świadomości, że dziewczynka ma brązowe włoski. A co z oczkami? Nie widział ich, Kanaru spała. Podszedł tak blisko, jak się tylko dało i wtedy jak na zawołanie niemowlę obudziło się i wydało z siebie cichy pisk.
      - Cześć - szepnął chłopczyk.
      - A-ghuu - zagaworzyła sobie, a Kairen odebrał to jako powitanie. Ujrzał wtedy jej oczy. Piękne, błękitne, lśniące. Uśmiechnął się łagodnie i lekko pogłaskał małą po główce.
      - Ma dobre serduszko - powiedział z pełnym przekonaniem.
      - Skoro tak mówisz, na pewno tak jest - zaśmiała się Suzu. O szóstym zmyśle Kairena w rodzinie krążyły już niemal legendy.
      - A jak! W końcu to córeczka mojej bohaterki! - dorzucił rozpromieniony Deichi. Stał za ukochaną i obejmował ją ramionami.
      - Mamo - rzekł nagle pełnym powagi tonem Kai - czy Kana-chan będzie mogła zostać moją żoną?
      Wszyscy jak na komendę spojrzeli na chłopca z oniemieniem wymalowanym na twarzach.
      - Kotku, chyba jeszcze za wcześnie, by myśleć o takich sprawach - wydukała Aya.
      - Ale tak ogólnie - zniecierpliwił się odrobinę Kairen. - Będzie mogła? Tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni, prawda?
      - Cóż, teoretycznie…
      To mu najwyraźniej wystarczyło, bo Kai uśmiechnął się uroczo. Dał buziaka małej Kanaru, po czym najzwyczajniej w świecie usiadł w kącie z zaślinionym Tamakim, by się z nim pobawić.
      - Hm, czy mi się wydaje, czy nasze słonko ma już pierwszego adoratora? - zapytał Dei, wyszczerzając zęby w uśmiechu. - Nie ma co, będzie miała dzieweczka wzięcie!
      - Ach, te dziecięce zauroczenia! - westchnęła Reiko. - Dzieci w wieku przedszkolnym często przeżywają swoje pierwsze małe miłości - rzekła, patrząc na wciąż skonsternowaną Ayę.
      - Tak, ale Kana-chan to jeszcze niemowlę… A Kairen… No wiecie.
      O tak, wiedzieli. Jego przeczucia i domysły nigdy go nie zawodziły, mimo iż miał dopiero pięć lat. Aya zastanawiała się więc, czy jego niedawne pytanie wiązało się z przyszłością, w której mógł zostać potencjalnym ukochanym Kanaru.
      Odwróciła wzrok i napotkała nim Suzue. Uśmiechnęły się równocześnie, w duchu mając nieśmiałą nadzieję, że słowa Kairena okażą się prorocze.
      Zaraz potem wywiązały się dyskusje dotyczące rozmaitych rzeczy. Hanashi z zaciekawieniem dopytywała się o nową Nocną Klasę, interesując się sprawowaniem czystokrwistej Toshiko. Odkąd szarowłosa zaczęła pracować w Związku, świat polityki bardzo ją zaciekawił, więc z radością dowiadywała się nowych ploteczek. Straciła jednak zainteresowanie tematem, kiedy usłyszała, jak Kei obwieszcza wszystkim, iż za jakiś czas, niedługo po skończeniu studiów, zamierza zamieszkać z Kiran w jednym z mieszkań w miasteczku. Dziewczyna skończyła już uczelnię, znalazła stałą pracę w Związku Łowców, a jej chłopak zamierzał do niej dołączyć. Wiadomość ta niespecjalnie cieszyła Hanashi, która, mimo że dojrzała, wciąż nie umiała pogodzić się ze stratą brata, którego od urodzenia miała przy sobie dosłownie zawsze.
      - Skarbie, kiedyś trzeba przeciąć pępowinę - szepnęła Kaori, przysiadając się do córki, kiedy zauważyła jej nietęgi nastrój. - Keiowi też nie jest łatwo się od ciebie odcinać, mimo że tego nie pokazuje. Chociaż ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej - dorzuciła z matczynym uśmiechem.
      - Wiem, mamo… - sapnęła, wstając z kanapy. Rzuciła jeszcze okiem na kołyskę z małą Kanaru i udała się do przedpokoju, by założyć buty.
      - Na-na, na-na!- usłyszała z salonu i natychmiast tam się udała. Na kolanach Kaori siedział jej mały książę, który zauważył zniknięcie siostry i zaczął łkać. Jego zaszklone lawendowe oczka rozbłysły, kiedy spostrzegł dziewczynę. Zaczął gaworzyć w jedynie sobie znanym języku, wyciągając do niej ręce. Hana podeszła do braciszka i poczochrała go po blond główce.
      - Tama-chan, wiem, że się stęskniłeś, ale niedługo wrócę - uspokoiła z uśmiechem. - Pamiętaj, że nie można być marudą, przecież jesteś najlepszy! - rzuciła i wybiegła na dwór, nie słysząc już za sobą szlochania.
      Postanowiła przejść się po dobrze znanych zakątkach i powspominać czasy szkolne. Choć nie robiła tego od lat, zdawało jej się, jakby przecierała te ścieżki zaledwie kilka dni temu. Odwiedziła akademiki, starając się jednak nie wchodzić do środka. Spostrzegła też nieznane twarze ubranych w granatowe mundurki nastolatków. Uśmiechnęła się smutno na myśl, że jeszcze niedawno chodziła w nich codziennie, znając praktycznie każdego ucznia zarówno Dziennej, jak i Nocnej Klasy. Zawędrowała także do lasu, który był miejscem częstych spotkań z niektórymi wampirami. Pamiętała, jak była tu z Suzaku czy Mariko, przez których nieobecność czuła się bardzo osamotniona. Wiedziała, że nic nie przywróci jej Mari, ale odczuwała również małą stratę po Suzaku, z którym od długiego czasu nie miała żadnego kontaktu. Oparła się o jedno z drzew i nabrała powietrza w płuca, czując w głębi serca obecność kuzynki, za którą tak tęskniła. Po chwili zdziwiła się, niemal fizycznie czując jej obecność. Szybko zorientowała się jednak, że w pobliżu musi być jakiś wampir czystej krwi. Usłyszała szelest i z niesamowitą prędkością odwróciła się, wyjmując równocześnie Black Butlera i przystawiając go do skroni swojego przeciwnika, na którego twarzy w ułamku sekundy pojawił się szyderczy uśmiech. Mężczyzna, na oko dwudziestokilkuletni, wlepił w dziewczynę niesamowicie jadeitowe i groźne oczy.
      - Czego chcesz? - wycedziła dziewczyna, przyciskając mocniej lufę. Wiedziała już, kto przed nią stoi, ale nie znała przecież jego zamiarów. Nie był bowiem uczniem Akademii Kurosu.
      - Nie tak nerwowo, Hanashi Kiryuu - rzucił zaczepnym tonem, odsuwając się od pistoletu, jakby pozytywnie zaskoczony swoim odkryciem. - Przyszedłem w odwiedziny do mojej kuzynki, zupełnie nie spodziewając się spotkania nowej twarzy - oznajmił, nachalnie się w nią wpatrując.
      Dziewczyna opuściła broń, nie chcąc zadzierać z wampirem.
      - Wydaje mi się, że jeszcze się nie znamy? - powiedziała dość suchym tonem, nie mając pojęcia, skąd osoba taka jak on ma pojęcie o jej imieniu i nazwisku.
      - Nie mów, że nie wiesz, kim jestem? - odparł zniesmaczony, poprawiając ręką swe bardzo jasne blond włosy, które w odpowiednim świetle mogły wydawać się szare lub wręcz białe. - Związek się stacza, jeśli nie jest w stanie nauczyć was podstaw - stwierdził niezadowolony, opierając się o drzewo. Dopiero teraz dziewczyna zwróciła uwagę na jego starannie dobrany ubiór - czarne, dopasowane spodnie i szarą bluzkę, na którą zarzucił ciemną marynarkę. Te mroczne kolory podkreślały jego dość ostre rysy i bystre oczy.
      - Nie wydaje mi się, żebym mówiła, że nie wiem, kim jesteś, Shouta Hanadagi - powiedziała poważnie. - Zasugerowałam tylko lekki brak kultury w nieumiejętności przedstawienia się - dodała z przekąsem i lekkim uśmieszkiem, który był odpowiedzią na nieschodzący z twarzy rozmówcy grymas, który teraz przeobraził się w inny, odrobinę bardziej zadowolony.
      - Jesteś cwana, to dobrze… -  rzucił jakby z zamyśleniem.
      - Czy dowiem się, skąd mnie znasz? - spytała wciąż ciekawa, gdzieś w środku czując się wreszcie ważnie, skoro ktoś taki się nią w jakiś sposób zainteresował.
      - Powiedzmy… - Zrobił pauzę, uśmiechając się przy tym nonszalancko. - Że przez wspólnego znajomego, młodego Shoutou.
      - Znasz Suzaku? - Oczy dziewczyny rozbłysły na wieść o młodzieńcu, za którym tak tęskniła. Ostatnio widziała go na ślubie Deichiego i Suzue. Myślała, że może spotkają się dzisiaj, lecz on mimo zaproszenia nie mógł się pojawić przez wzgląd na jakieś sprawy związane z jego wujem.
      Shouta od razu zauważył emocje malujące się na twarzy Hany, ciesząc się w duchu.
      - Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, nasze drogi jeszcze się skrzyżują. Odnoszę wrażenie, że to będzie zabawne. Tymczasem czeka na mnie pewna wścibska dama, która wręcz nie znosi spóźnień, jakie jej właśnie funduję. Zatem pójdę znosić jej żale - powiedział, kiedy dziewczyna wyczuła za sobą drugą czystokrwistą osobę, którą była stojąca w oddali Toshiko Hanadagi. - Do zobaczenia, młoda Łowczyni - mruknął na pożegnanie, zgrabnie ją wymijając i zostawiając lekko osłupiałą.

      - Nienawidzę, jak… - zaczęła ubrana w biały mundurek dziewczyna.
      - Nie histeryzuj, Toshi - rzucił młodzieniec, wymijając kuzynkę i kierując się na ścieżkę do Księżycowego Akademika. Zdenerwowana wampirzyca szybko dorównała mu kroku. - Ojciec chce wiedzieć, jak sobie radzisz. Musi niebawem zdać raport Radzie - powiedział od niechcenia.
      - Jeśli tak się tym interesuje, mógł sam przyjść, a nie przysyłać ciebie. Dopiero się pojawiłeś i już sprawiasz kłopoty - westchnęła, wykręcając oczyma.
      - Masz na myśli tę Łowczynię? Zdaje się być całkiem zaradnym dzieckiem. - Uśmiechnął się pod nosem.
      - Shouta, nie kombinuj za dużo, nie chcę kłopotów - powiedziała rozdrażniona. Wciąż była zła, że to ona miała zająć miejsce Przewodniczącej w Nocnej Klasie. Było to dla niej bardzo kłopotliwe, a dodatkowo irytował ją fakt, że tę pozycję miał otrzymać stojący przed nią kuzyn, który jednak odmówił, proponując w zamianę właśnie Toshiko. Dziewczyna jednak nie miała już możliwości negowania tej decyzji i wbrew sobie została wysłana na teren Akademii Kurosu.
      Mieszkała tu już jednak dość długi czas i musiała przyznać, że niechęć do szkoły zaczęła maleć. Mimo że wymiany, z nieradzącymi sobie z uczniami prefektami, były pewną udręką, zaczynało jej się tu podobać. Klimat wytwarzany przez otoczenie i fakt, że na jakiś czas wyrwała się z rodzinnej posiadłości, potęgował jej radość. Oczywiście nie zamierzała się do tego przyznawać.
      - Ktoś wyrwał się już spod twojej kurateli? - szepnął chłopak, przerywając rozmyślenia Toshiko. Nie musiała na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, jaki uśmiech znajduje się na jego twarzy. Nie mieściło jej się to w głowie, żeby jedna osoba miała w sobie tyle zjadliwości.
      - Wiem, że nie minęło wiele lat, odkąd przerwaliśmy sen, ale nasza rasa wie, z kim ma do czynienia i nie pozwoli sobie na zbyt wiele w mojej obecności - westchnęła, opierając się o jedno z drzew i spoglądając ku niebu. Faktycznie, póki co nie miała większych problemów ze swoimi podopiecznymi, mimo że niektórzy pochodzili z wysoko usytuowanych rodzin szlacheckich, inni z kolei ze skromnej Klasy D.
      - Odnoszę jednak wrażenie, że rewolucja dopiero się zacznie - mruknął chłopak, na chwilę poważniejąc. - Nastolatka bez problemów zabiła kilkoro czystokrwistych, nie wspominając o tym, że jej ojciec był pierwszym Łowcą, który położył łapy na naszej rasie. Na tle tych wydarzeń nasz autorytet zmalał, ponieważ staliśmy się celem możliwym do osiągnięcia.
      - To prawda, ale jakby nie patrzeć, póki co nic się nie wydarzyło i nic tego nie zapowiada - zauważyła, zamyślając się.
      - Najlepsze intrygi powstają w zupełnej niewiedzy przeciwnika. Kto wie, co się szykuje? Mogą przyjść w każdej chwili znienacka… - szepnął, patrząc w bliżej nieokreślony punkt.
      - Shouta… - zaczęła, nie mogąc wyjść ze zdziwienia, jak bardzo ten wampir może się zmieniać. Zastanawiała się, czy chłopak boi się śmierci. Oni, jako czystokrwiści, nigdy nie mieli takich problemów. Jeśli chcieli zakończyć swój żywot, kontaktowali się z jakimś Łowcą lub manipulowali nim, aby się zabić. Czy to ewolucja sprawiła, że najpotężniejsza z klas zaczyna kruszeć? Czy to ingerowanie genetyki, zbyt wiele połączeń między rasami, czy zupełnie coś innego wpłynęło drastycznie na wampiry? I co najważniejsze - czy jest ktoś, kto zechce to wykorzystać i będzie na tyle silny, aby zrealizować swój cel?
      - Nie myśl, że się boję, po prostu wolałbym uprzedzić naszych wrogów. - Uśmiechnął się podstępnie, jakby układając w głowie plan. - Ale tymczasem przyznaj, noszenie spódniczek okazało się jakimś plusem tej szkoły. Wreszcie widać, że pod stertą tych grubych spodni kryją się całkiem zgrabne nogi. - Mówiąc to, złapał ręką pośladek dziewczyny. Ta w wampirzym tempie popchnęła go na jedno z drzew obok. - Nie tak prędko, jeszcze cię podwieje - rzucił kąśliwie, wiedząc, że dziewczyna wręcz nie znosiła sukienek, spódniczek, obcasów i wszystkiego, co kojarzyło się z dostojną damą. Wolała luźny styl, o czym świadczył kolor jej włosów i ubrania, jakie nosiła na co dzień przed przyjściem do Akademii Kurosu.
      - Nie próbuj mnie prowokować - wycedziła, starając się nie unosić głosu. Kuzyn jednak patrzył na nią bez słowa z miną zwiastującą kłopoty.
      - To ty to robisz - obwieścił, mierząc ją od góry do dołu, po czym korzystając z nieuwagi dziewczyny, z łatwością przyparł ją do drzewa i wbił kły w jej szyję. Upił zaledwie kilka łyków, kiedy ta wyrwała się. Chłopak wyszczerzył krwiste jeszcze zęby w uśmiechu.
      - Oszalałeś?! - Ślady po ugryzieniu znikły i jedyną pamiątką po czynie Shouty było kilka kropelek krwi przy kołnierzyku białego mundurka. - Uczniowie! Jak zareagują na zapach mojej krwi?! - zdenerwowała się, nie rozumiejąc, jak jej kuzyn mógł zrobić coś tak nieodpowiedniego. Była jednak pewna, że nie uczynił tego ze względu na głód, ale dla zabawy.
      - Nareszcie będziesz mogła sprawdzić się w roli „Przewodniczącej Nocnej Klasy” - zaśmiał się głośno. - Ciekawe, co im powiesz, kuzyneczko - uradował się. - Powodzenia - rzucił, dając jej pozornie czuły całus w czoło. Kiedy tylko oderwał usta od jej rozgrzanej twarzy, poczuł siłę uderzenia, jaką wykierowała w jego policzek ręka dziewczyny.
      - Nienawidzę cię i mam nadzieję, że nie będę musiała znosić twojej twarzy po powrocie - rzuciła, gotując się ze złości i ruszając w drogę do Księżycowego Dormitorium.
      - Módl się, żeby tak było, Toshiko - powiedział cicho, co dziewczyna usłyszała tylko dzięki swemu wyczulonemu słuchowi. Westchnęła głęboko, myśląc, co zrobić z zapewne poruszonymi uczniami i chcąc nie chcąc próbując rozszyfrować, co Shouta miał na myśli.
***
      - To muszą być oni, jak zawsze o czasie! - uradowała się Kaori, słysząc dzwonek do drzwi. Oderwała więc pędzel od twarzy męża i wybiegła z pokoju, aby wpuścić gości. - Otworzę! - krzyknęła jeszcze do Reiko siedzącej z Tamakim w salonie.
      - Wyglądasz okropnie - powiedział zniesmaczony Zero, patrząc na blondynkę, kiedy tylko ją zauważył. - Tak…
      - Staro? - spytała, jako jedyna kobieta na świecie ucieszona z tego powodu. - To poczekaj, aż wezmę się za Ayę! Dobre pół godzinki i obie będziemy kobietami w średnim wieku! - mówiła.
      - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł… - marudziła jak zawsze czarnowłosa, trzymając rączkę Kairena, który dość zdziwiony wpatrywał się w ciocię.
      - Och, już o nic się nie martw, zadbam o to, żebyście wyglądali okropnie - powiedziała, bezceremonialnie wciągając ich do domu.
      - Nie dam ci się dotknąć - mruknął Zero, przerażony wizją Kao, która nie przestawała gadać.
      - Zobaczycie zaraz Ichiru! Już prawie go skończyłam! Myślę, że wygląda na takie czterdzieści kilka lat… W każdym razie będzie fajnie! Ciekawe, jacy znajomi wpadną, może… Zostawcie Kairena z mamą - wtrąciła, kiedy przechodzili obok salonu, by zaraz potem kontynuować monolog. - Myślicie, że Mio i Nio przyjdą? A Yae?! Czy nie byłoby cudownie? Nie widziałam jej od czasów liceum, pisałyśmy tylko listy… Ach, nie mogę się doczekać! - szczebiotała jak za czasów Akademii, choć przez makijaż wyglądała na kobietę w średnim wieku, którą w istocie była.
      Aya zaśmiała się cicho, widząc siostrę w tak dobrym stanie. Złapała męża za rękę. Nie bardzo podobał jej się pomysł wyjścia do Akademii Kurosu na spotkanie po latach z kilkoma rocznikami, które doświadczyły poznania Nocnej Klasy. Jako iż Dei został dyrektorem, a w obecnej Nocnej Klasie nie było nikogo, kogo ktoś mógłby sobie skojarzyć, budynek został udostępniony starym absolwentom. Przez wzgląd na wampiryzm, tudzież łowieckie korzenie, obie pary musiały się na tę okazję specjalnie ucharakteryzować, aby ich sekret nie wyszedł na jaw.
      Kaori szybko zabrała się do roboty, w godzinę malując siostrę i Zero. Dzięki swym zdolnościom, dopracowywanym przez lata, doszła prawie do perfekcji. Jej ekscytacja tym wieczorem wzrastała każdego dnia, odkąd dostała zaproszenie na to wydarzenie. Kiedy wszyscy się przebrali i stanęli przed lustrem w holu, zastygli.
      - Tak… naprawdę powinniśmy wyglądać - zauważyła Aya, wpatrując się w odbicie swoje i reszty. Bliźniacy wyglądali niemal identycznie, choć w rzeczywistości Ichiru wyglądał już odrobinę starzej. Czarnowłosa poczuła się tak, jak pewnego dnia, kiedy na chwilę stała się człowiekiem. Twarz ze zmarszczkami, lekko podkrążonymi oczami… Czuła się dziwnie w swoim ciele, choć nałożyła tylko odpowiedni makijaż i zmieniła ubiór.
      Blondynka za to uśmiechała się do lustra, podziwiając, jak dobrze odwzorowała sobie zmarszczki powstające od uśmiechu. Złapała męża za rękę i w pewnej chwili przeszło jej przez myśl, że osiągnęła swój cel - zestarzeć się ze swoim ukochanym, ponieważ wygląd czterdziestolatki zdawał jej się już starością.  Tymczasem w salonie bawił się ich niespełna roczny syn, bliźniaki jeszcze studiowały, a oni mieli przed sobą jeszcze wiele więcej wspólnych lat niż jakakolwiek ludzka para.
      - Bądź grzeczny, skarbie - powiedziała do synka Aya, całując go na pożegnanie.
      - Nie mogę odwiedzić Kany-chan? - spytał, mając w oczkach nadzieję.
      - Dziś zostaniesz z babcią i Tamakim, a Kanaru odwiedzimy niedługo - uspokoiła kobieta.
      - No chodźże, bo się spóźnimy! - krzyczała Kaori, ciągnąc siostrę za rękę w stronę drzwi. - Bawcie się dobrze! Dzięki, mamo! - rzuciła jeszcze, po czym wszyscy czworo wyszli z budynku.

      Akademia zdawała się zapraszać gości w swe progi. Kaori wraz z Ichiru szli przodem, ciesząc się jak małe dzieci. Blondynka starała się nie podskakiwać z radości, żeby nie wypaść z roli. Aya i Zero wchodząc na ten teren jak zawsze poczuli swego rodzaju smutek. Od czasu śmierci Mariko budynek Akademii przestał im się kojarzyć z ich wspaniałymi, choć niebezpiecznymi przygodami czy wspomnieniami pierwszych spędzonych ze sobą lat i stanu zakochiwania się, teraz ich sercom towarzyszył swego rodzaju ból, który wypierał większość pozytywnych doznań.
      Pary kierowały się ku sali balowej, na tę okazję specjalnie przygotowaną przez uczniów, którzy nie mieli co ze sobą zrobić podczas weekendowych godzin. Wszędzie znajdowały się starannie nakryte stoły z poczęstunkiem dla absolwentów. Najpierw gości oficjalnie powitał Deichi, następnie życzył dobrej zabawy i zniknął w tłumie.
      - Już myślałam, że się nie pojawicie! - usłyszała za sobą znajomy głos. - Wyglądasz świetnie!
      - Zajęłyśmy wam miejsca! - powiedziała przyjaciółka pierwszej.
      Kaori odwróciła się, żeby spojrzeć na swoje dawne koleżanki z klasy. Mio i Nio, których cerę pokrywały już dość widoczne zmarszczki, wciąż zdawały się być radosne jak kiedyś. Po powitalnym przytuleniu wszyscy usiedli blisko i zgłębili się w rozmowę. Blondynka początkowo nie umiała się przestawić, z trudem rozumiejąc, jak bardzo jej rzeczywisty wygląd różni się od tego, który powinna mieć. Po chwili jednak zaakceptowała ten fakt, nie chcąc tracić cennego czasu. Dowiedziała się, że Mio po kilku latach nieszczęśliwego uczucia do Ryutaro Tsudy, brata Nio, zakochała się na zabój w swoim młodym nauczycielu ze studiów i razem mają dwoje dzieci. Jej przyjaciółka zamieszkała w domku obok wraz ze swoim mężem i jedyną córeczką. Obie chciały wysłać swe córki do Akademii, jednak niestety jedna z nich nie osiągnęła wystarczająco dobrego wyniku w nauce, więc druga poświęciła się, żeby zostać z przyjaciółką. Kaori z zapałem opowiedziała o bliźniakach i o Tamakim. Dopiero kiedy spytano o życie Ayi i Zero, blondynka zrozumiała, dlaczego tak bardzo chcieli uniknąć przyjścia tutaj. Aya jednak ze spokojem odpowiedziała, że urodziła dwoje wspaniałych dzieci, z których jest dumna i ucięła temat. Po chwili, mimo późnej jesieni, a co za tym idzie - chłodnej pogody, razem z mężem wyszła na jeden z tarasów, aby się przewietrzyć. Zalała ją fala wspomnień. Zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Z jednej strony to spotkanie przypomniało jej czasy młodości, nie do końca beztroskie, kiedy to oddała swe serce Zero. Z drugiej, żałowała, że wśród znanych, acz trochę postarzałych twarzy nie odnajdzie Otsune. Czasem brakowało jej tej bratniej duszy, która poniosła śmierć przez odwieczne walki wampirów. Wtuliła się jednak w Zero i starała się wychwycić tylko te pozytywne wspomnienia.
      Martwiąc się nieco o siostrę, Kaori opuściła swoje towarzystwo i przeszła się po sali. Zauważywszy obiekt swych poszukiwań na tarasie, odetchnęła z ulgą, widząc, jak Aya wraz z Zero kołyszą się do wolnej muzyki, niczym za czasów balu w drugiej klasie liceum.
      - Kaori…? - Blondynka poczuła na swym ramieniu dłoń. Odwróciła się, widząc przed sobą przystojnego mężczyznę w średnim wieku, uśmiechającego się do niej miło.
      - Ryu-senpai! - odparła odruchowo, rzucając mu się na szyję. - Jak dobrze cię widzieć! - zaświergotała. - Nieźle się trzymasz jak na swój wiek. - Puściła oczko.
      - Chciałbym to samo powiedzieć o tobie - powiedział, za co od razu oberwał w ramię. - Dobrze, już dobrze. Domyślam się, że to tylko charakteryzacja? - spytał rozbawiony.
      - Owszem, a teraz prowadź mnie do wybranki twego serca! - zakomenderowała żwawo.
      - Jak pani sobie życzy - rzekł i zaprowadził ją do jednego ze stolików, przy których siedziała wyglądająca na trzydzieści kilka lat kobieta, zawdzięczająca ten wygląd swemu wampiryzmowi.
      - Yae-chan! Tyle czasu! - krzyknęła blondynka ze łzami w oczach, przytulając starą przyjaciółkę. Stęsknione kobiety zaczęły opowiadać sobie swoje życiowe historie, tym samym spędzając ze sobą większość wieczoru i skazując Ryutaro i Ichiru na rozmowy z byłym przewodniczącym klasy, Kaseumi Kageyamą, który ponoć znalazł sobie żonę, jednak nikomu nie chciał się nią chwalić. Z radością za to mówił o Nocnej Klasie i swej pierwszej miłości - Ruce, z którą nie zamienił nawet słowa.
      Resztę wieczoru absolwenci wspominali szkolne czasy, często rozmyślając nad tym, czym wspaniali ludzie z Nocnego Wydziału zajmują się obecnie. Zarówno Aya, jak i Kaori uczestniczyły w tych rozmowach, snując swoje wizje, na chwilę zapominając o istnieniu drugiego świata, w którym się obracały. Brunetka spotkała również Konosuke Fuchidę, byłego chłopaka Otsune. Wspólnie z nim powspominała rudowłosą Umari i dowiedziała się, że mężczyzna po długich latach żałoby związał się z jakąś kobietą, nic niewiedzącą o istnieniu wampirów, dzięki czemu i Konosuke odzyskał spokój ducha.
      Po wspólnych rozmowach, piciu i tańcach goście zaczęli rozchodzić się do domów. Wszyscy bliscy powymieniali się adresami i numerami, czując, że niektóre kontakty odżyją. Oboje państwo Kiryuu wybrali się jeszcze na spacer po Akademii, będąc całkowicie pod wpływem spotkania i zapominając już o jakichkolwiek sprawach doczesnych.
      Aya i Zero poszli do stajni. Za pomocą magii wody zmyli ciężkie makijaże i rzucili się na siano, wspominając młodzieńcze czasy. Brunetka zdjęła wysokie obcasy, by znów poczuć pod stopami ziemię, od razu przypominając sobie, dlaczego kiedyś tak nienawidziła tych butów. Położyła się w objęciach ukochanego i razem zza drzwi stajni oglądali gwiazdy. Nie liczyło się teraz to, że on był prezesem Związku, a ona była uważana za jedną z czystokrwistych wampirów. Byli z daleka od problemów, od wszystkiego, co dręczyło ich serca. Leżeli tak razem, będąc tylko we dwoje, jak gdyby znów mieli niespełna dwadzieścia lat, częstując się swoją krwią w takim miejscu, jakby wciąż był to zakazany czyn.
      Ich młodsze rodzeństwo udało się na porządny spacer, odwiedzając większość miejsc, w które zwykli kiedyś chodzić. Blondynka biegała na obcasach, nie czując zmęczenia, a Ichiru wciąż ją doganiał i chwytał w swoje ramiona, obsypując ją pocałunkami, którymi przy okazji zmywał kolejne warstwy makijażu Kaori. Śmiali się jak dzieci, czerpiąc radość z każdej pojedynczej chwili. Nareszcie docenili dar życia, chcąc w pełni korzystać z faktu, że dzięki łowieckim genom wciąż czują się jak studenci. Ichiru oparł Kao na drzewie, na którym kiedyś w tej samej pozycji, jeszcze nie jako para, ćwiczyli walkę kataną. Spojrzał w pełne miłości oczy dziewczyny, która, mimo że urodziła już troje jego dzieci, wciąż wydawała mu się tą pełną życia nastolatką, w której się zakochał.
      - Jeśli miałbym przeżyć moje życie raz jeszcze, chciałbym, żeby było dokładnie takie jak to - powiedział, patrząc w niebo. - Jesteś tą, która nadaje memu życiu barw, Kao. To wszystko dzięki tobie… - szepnął, wracając wzrokiem do jej mieniących się oczu. - Nawet jak będziemy wyglądać na staruszków, wciąż będziesz dla mnie najpiękniejszą i najcudowniejszą kobietą na świecie!
      - I-chi-ru! - zaświergotała niemal tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. Zaśmiała się przy tym uroczo i zarzuciła mu ręce na szyję, zalewając go morzem pocałunków.
***
      - Kai-chan, chyba pora wyjść - rzuciła Aya, zaglądając do łazienki. Kairen kąpał się w wannie już od niemal dwóch godzin, urządzając chyba wyścigi zabawkowych stateczków. Z pomieszczenia co rusz dobiegał wesoły śmiech dziecka. Kai od zawsze uwielbiał kąpiele, pod tym względem niesamowicie przypominając matkę, ale tak radosnej wcześniej nie przeżył. Odkrył, że kiedy dostatecznie mocno się skupi, może wyczyniać z wodą takie same cuda jak mama. Urzeczony, wykorzystywał moc do zabawy, stwarzając między innymi małe fale oraz wodne tory przeszkód dla swoich łódek. Nie spieszyło mu się więc do zakończenia kąpieli i pójścia spać.
      - Jeszcze trochę - mruknął błagalnym tonem. Z powodu nadejścia mamy nie udało mu się skupić dostatecznie i stworzył falę zbyt wielką, by pomieściła się w wannie. Przestraszył się, zalewając nieco podłogę, ale większego przerażenia doświadczyła Aya. Podbiegła szybko do synka, ledwo utrzymując równowagę na śliskich kafelkach. W jej umyśle natychmiast pojawiły się wspomnienia odkrycia mocy przez Mariko. Serce waliło jej jak młotem, bała się niepomiernie, iż coś podobnego wydarzy się z udziałem Kairena. Dotknęła jednak i wody, i syna i… nic się nie stało. Nie odczuła żadnych łowieckich właściwości mocy. Odetchnęła z ulgą. Kai patrzył na nią nieco zdziwiony, więc przeprosiła go i zapewniła, że wszystko jest w porządku, więc nie musi się martwić. Wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów, próbując pozbyć się przykrych wspomnień, po czym umyła i wytarła synka, a następnie za pomocą swej podstawowej magicznej zdolności błyskawicznie doprowadziła łazienkę do stanu sprzed małego wypadku.
      Zanim położyła Kairena, do domu wrócił Zero. Aya pozwoliła chłopcu pobawić się jeszcze chwilę w swoim pokoju, a sama poszła powiedzieć mężowi o tym, co się wydarzyło. Zbladł, kiedy usłyszał nowiny.
      - Nie ma w nim tego, co u Mariko? - spytał cicho, poważnym i zbolałym tonem.
      - Chyba nie… Jak mówiłam, niczego takiego nie zauważyłam…
      - Trzeba to sprawdzić - zaoponował, wciąż nieprzekonany. - Możesz przecież wykrywać zdolności innych, kiedy ich dotkniesz. Spróbuj to zrobić z Kaiem.
      - Że też wcześniej o tym nie pomyślałam - załamała się swą głupotą. Zupełnie nie wzięła pod uwagę takiej możliwości, tak bardzo przeżywała to, co się stało.
      Szybko przeszli do pokoju Kairena. Aya przytuliła go, niby to na dobranoc, w istocie zaś skupiając się na jednej z mocy niegdyś otrzymanych od Suzaku. Zadrżała i z przerażeniem wymalowanym na twarzy spojrzała na Zero. Zrozumiał od razu.
      Wspólnymi siłami zaczęli subtelnie wypytywać synka i tłumaczyć mu niebezpieczne strony posiadania magicznych umiejętności. Kai jednak zdawał się zupełnie nie rozumieć, skąd wzięło się zatroskanie rodziców.
      - Ta druga moc mnie słucha, nie może nic nikomu zrobić sama. I na razie nie chcę jej używać - mówił cierpliwie ze stoickim spokojem, uśmiechając się aniołkowato. - Z wodą jest podobnie, a w łazience to był po prostu mały wypadek.
      Od tego czasu jeszcze baczniej obserwowali Kairena, lecz nigdy nie doszło do sytuacji, w której jakakolwiek zdolność wymknęłaby mu się spod kontroli. W przeciwieństwie do Mariko, dane mu było ujarzmić moc. Być może dlatego, iż nie posiadał tylu magicznych umiejętności co siostra. Potrafił tylko manipulować wodą i nadać jej łowieckie właściwości, gdyby tylko chciał, Mari zaś przejmowała moce innych, a te z kolei automatycznie stawały się łowiecką bronią…
***
      Kilka miesięcy później bliźniaki skończyły studia, wracając do rodzinnego miasteczka. Kaori i Ichiru wraz z rocznym Tamakim wyprowadzili się z kamienicy, na wszelki wypadek nie sprzedając mieszkania, do domku w cichej okolicy, niedaleko Związku i dostatecznie oddalonego od małomiasteczkowego gwaru. Zamieszkali razem z Kaienem i Reiko, którzy oddali Akademię Kurosu w ręce Deia. Początkową pustkę zapełnił blondwłosy malec, któremu opiece się oddali. Tamaki rósł jak na drożdżach i stawał się coraz większym urwisem. Nauczył się chodzić, co jakiś czas jednak upadając na pupę, którą amortyzowała pieluszka. Kiedy bliźnięta wróciły, w domu zapanował rodzinny gwar. Reiko przygotowywała posiłki, a Kei pomagał jej w ich podaniu, podczas gdy Kaien i Hana zabawiali malucha. Kiedy tylko Kaori z Ichiru wracali z pracy, w domu panował porządek, a ciepły obiad czekał na nich na stole. Beztrosko spędzali wolny czas, ciesząc się każdą chwilą. Oczywiście nie obyło się bez małych sporów, co przy tak licznej i temperamentnej rodzinie było do przewidzenia, jednak koniec końców wszyscy dochodzili do konsensusu.
      Bliźnięta w każdej wolnej chwili bawiły się z bratem, budując namioty z koców czy wieże z klocków. Tamaki szybko przyzwyczaił się do obecności rodzeństwa i domagał się ich uwagi za każdym razem, kiedy coś zrobił. Lubił być w centrum uwagi, więc czasem specjalnie broił, żeby ktoś na niego spojrzał i się nim zajął.
      - No, no… Nie wyprzecie się swoich dzieciaków - zauważył rozbawiony Hanabusa podczas odwiedzin, patrząc na dwoje dorosłych ludzi bawiących się z Tamakim. - Choć już teraz moglibyście robić za starsze rodzeństwo swoich dzieci - zaśmiał się. Faktycznie, na oko rodziców i bliźniaki dzieliło ledwie kilka lat.
      - Ostatnio zauważyłam u siebie pierwszą zmarszczkę! - żaliła się Kaori.
      - To przez to, że nieustannie się cieszysz- stwierdził Ichiru, przytulając żonę. Faktycznie, na twarzy blondynki dało się dostrzec ledwo widoczne kurze łapki.
      - No sam popatrz na ten widok, kto by był w stanie powstrzymać uśmiech? - spytała, spoglądając w stronę swych pociech, które właśnie ubierały buty, aby wyjść na spacer. - Tylko nie pozwalajcie mu zaczepiać wszystkich ludzi! - krzyknęła za dziećmi. - Odkąd przeczytaliśmy Tamakiemu książeczkę o księciu i dobrych manierach, podchodzi do każdej kobiety na ulicy, dając im w ręce ten swój prowizoryczny buziak - wyjaśniła przyjacielowi, przypominając sobie, jak maluch, rozdając te całusy, obślinił ostatnio kilka dam.
      - Macie całkiem interesujące dzieci - rzekł Aidou. - Wydaje mi się, że tylko Kei wdał się w tatusia.
      - Owszem, Hana jest jeszcze gorsza ode mnie, a Tamaki… Kto wie, co z tego urwisa wyrośnie - zaśmiała się dźwięcznie Kao. - Kei za to jest stworzony, by współgrać z Haną. Jest remedium na każdy jej problem. A teraz się wyprowadza… - rzuciła z przekąsem. Ciężko jej było sobie wyobrazić rozłączone bliźnięta.
      - Przecież lubisz młodą Takamiyę? - spytał Hanabusa, odrobinę zdziwiony niezadowoleniem przyjaciółki.
      - To nie tak, po prostu martwię się o Hanashi. Czuję, że wciąż ma w głowie Suzaku, a fakt, iż jej brat się ustatkował, może dodatkowo ją przygnębić… Kto by pomyślał, że moja mała córeczka zakocha się bez pamięci w „Królu Mroku”, który od samego początku jest zakochany w mojej siostrze? - rozpaczała teatralnie, istotnie jednak zamartwiając się o losy córki.
      - Przed nimi jeszcze wiele lat, kto wie, jak potoczą się ich losy? - powiedział Ichiru, bawiąc się blond kosmykami żony.
***
      - Nie, nie, nie! Bardziej w prawo - poprawiła się po raz setny Hanashi, z niesmakiem siedząc na ofoliowanej jeszcze sofie. Kei starał się powiesić obraz na ścianie swojego nowego mieszkania, a siostra przybiegła mu z pomocą w rozpakowywaniu rzeczy. Od pewnego czasu jednak jedynie marudziła i wszystko przestawiała.
      - Jest idealnie, skarbie - powiedziała Kiran, która właśnie weszła do pokoju, obdarowując swojego chłopaka całusem.
      - Jeśli wciąż będziecie się miziać, to nigdy tego nie skończymy - załamała się, wstając i przestawiając kilka wcześniej ustawionych figurek. Zdecydowanie bała się zostać sama. Obecnie pomieszkiwała u rodziców, ale chciała się nieco usamodzielnić. Brakowało jej do tego tylko drugiej osoby. Co prawda cieszyła się z każdej chwili spędzonej z Tamakim, ale mimo tego zdecydowała się na dość drastyczny krok. - Za miesiąc wyjeżdżam - oznajmiła osłupiałej parze, tłumacząc szczegóły. Dziewczyna zdecydowała się na wyjazd do miejscowości oddalonej od rodzinnego miasteczka o kilkaset kilometrów. Z jednej strony była to swego rodzaju ucieczka od wszystkich wydarzeń mających związek z Akademią i tym miastem. Załatwiła sobie jednak pracę w tamtejszym wydziale Związku na wyższym stanowisku niż tu, ponieważ to stosunkowo nowy instytut.
      - Jesteś pewna? - spytał cicho Kei, nie wierząc własnym uszom. Wiedział, że przez swoją decyzję będzie rzadziej widywał się z Haną, jednak podejrzewał raczej wersję nachalnej, odwiedzającej go codziennie siostry, niż tę z podróżą na drugi koniec świata, kiedy będzie ją widział raz na kilka miesięcy.
      - Podpisałam już umowę z tamtym oddziałem Związku na pięć lat. Jeśli mi się spodoba, mogę ją dowolnie przedłużać. Łowcy naszego pochodzenia nie mają raczej problemu ze znalezieniem pracy. - Puściła oczko, udając twardą. W rzeczywistości serce bolało ją na myśl o zostawieniu braci i wszystkich bliskich jej osób. Wiedziała jednak, że wyjazd będzie dla niej oczyszczający. Kto wie, może pozna kogoś wartego uwagi, kto pozwoli jej zapomnieć o Suzaku? Wątpiła w to, a dokładniej rzecz ujmując w głębi serca nawet tego nie chciała. - Myślę, że dacie sobie radę z rozpakowaniem walizek, będę się już zbierać - rzuciła, wstając. Uściskała Kiran i wczepiła się w brata, nie chcąc go już nigdy puszczać.
      - Pamiętaj, że jesteśmy połączeni. Niezależnie od odległości zawsze będę przy tobie, dobrze? - szepnął jej z zaszklonymi oczyma, nie wyobrażając sobie prawdziwego pożegnania za miesiąc.
      - Kocham cię, Keiki. Dbajcie o siebie nawzajem - powiedziała, dając mu buziaka. Następnie wyszła na zewnątrz, czując, jak szalejący wiatr zwiastuje jej szybki wyjazd.
***
      Niespełna miesiąc później najbliżsi zebrali się, żeby pożegnać Hanashi przed wyjazdem. Dzień wcześniej odbyło się przyjęcie pożegnalne w domu jej rodziców, gdzie zebrała się cała rodzina i przyjaciele. Niestety, osoba, której chcąc nie chcąc dziewczyna oczekiwała najbardziej, nie zjawiła się. Początkowo ciężko jej było to znieść, potem jednak stwierdziła, że najwidoczniej tak miało być i coś to oznaczało.
      Stojąc na peronie przed pociągiem, którym zaraz miała odjechać daleko od rodzinnego miasta, długo żegnała się z rodziną. Kaori płakała jak dziecko, nie chcąc wypuścić córki z matczynych objęć. Po chwili jednak udało im się odczepić, aby dziewczyna mogła pożegnać również Ichiru, Kaiena i Reiko, która trzymała Tamakiego.
      - Nie zapominaj mnie, Tama-chan, będę cię odwiedzać, dobrze, szkrabie? - powiedziała, biorąc nierozumiejącego nic brata i ściskając go z całej siły. Uśmiechnęła się smutno, oddając go w ręce mamy. Westchnęła i podeszła do Keia. Łzy płynęły już ciurkiem po jej twarzy, kiedy zatopiła się w objęciach bliźniaka.
      - Jesteś moją największą miłością, wiesz? - szepnęła, łkając. Rodzicom na ten widok krajało się serce.
      - A ty moim, Shi - odpowiedział załamującym się głosem, kiedy dziewczyna poczuła jego łzę na czubku swojej głowy. - Uważaj na siebie, pisz często i przyjeżdżaj, kiedy tylko będziesz mogła, rozumiesz? - rozkazał, odsuwając ją od siebie i patrząc jej głęboko w oczy.
      - Hai, Keiki - odparła, gładząc czule policzek brata. - Zajmij się Kiran i doglądaj Tamakiego. I wezwij mnie, jeśli będziesz potrzebował pomocy - rzekła tonem pouczającej starszej siostry, co rzadko jej się zdarzało. - Kocham cię - szepnęła, kiedy ogłoszono, że pociąg zaraz rusza.
      Dziewczyna zabrała swoją walizkę podręczną, jako iż większość jej rzeczy została już wysłana w miejsce jej przyszłego zamieszkania. Błyszczącymi od płaczu oczami ostatni raz zlustrowała swoją rodzinę. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, żeby jednak nie wyjeżdżać, jednak wiedziała, że musi podjąć dojrzałą decyzję i zmienić swoje dotychczasowe życie. Wszedłszy do swego przedziału, machała z okna rodzinie do czasu, aż jej pociąg całkowicie opuścił peron, gnając w nieznane.

      Po kilkugodzinnej trasie Hanashi znalazła się w miejscu, do którego zmierzała. Miasteczko to było stosunkowo nowe i szybko się rozwijało. Rzadko spotykało się tutaj starszych ludzi, idąc ulicą można było najczęściej spotkać młode małżeństwa z dziećmi bądź młodzież, która rozpoczęła samodzielne, dorosłe życie. Dzięki temu dziewczyna w ogóle nie odstawała od tłumu, co było pozytywną cechą, jeśli chodzi o aspekt pracy. Związek mieścił się w niewielkiej kwaterze niedaleko centrum, co odrobinę zbiło szarowłosą z tropu. Od środka widać było na pierwszy rzut oka, że budynek jest bardziej nowoczesny niż ten, w jakim pracowali jej rodzice. To był jednak stosunkowo nowy wydział, przez co nie czuło się tej samej aury tajemniczości, co wtedy, gdy wchodziło się do ich głównej siedziby.
      Dziewczyna udała się do pokoju przełożonej, którą okazała się być na oko trzydziestoletnia kobieta. Powitała ją serdecznie i wręczyła klucze do mieszkania, które miała zająć wraz z dwiema Łowczyniami. Po krótkim zapoznaniu się z budynkiem, ważnymi pomieszczeniami i niektórymi pracownikami zmęczona podróżą Hanashi udała się do oddalonej o pięć minut drogi kamienicy. Drzwi otworzyła jej dość wysoka, krótkowłosa dziewczyna o brązowych oczach i niezbyt miłym wyrazie twarzy.
      - Hanashi Kiryuu, miło mi cię poznać - rzuciła na powitanie Hana, wyciągając przed siebie dłoń. Ta złapała ją i uśmiechnęła się delikatnie.
      - Youko Hagino. Twoje walizki blokują przejście, więc zrób coś z nimi, bo wieczorem mamy gości - rzuciła od niechcenia, wymijając nową koleżankę. To może być ciężkie pięć lat, zauważyła Hanashi, mając nadzieję, że ta dziewczyna z czasem się do niej przekona. Kiedy tak rozmyślała, zza kuchennych drzwi wyjrzała rudowłosa Łowczyni o ciepłych i wesołych oczach.
      - Witaj, Kiryuu-san! Wybacz Youko, jest dziś nieco nerwowa - zauważyła. Jak się okazało, dziewczyna robiła przystawki na wieczór. Kiedy umyła ręce, podeszła do Hany i przedstawiła się. - Katsumi Iriye, możesz mi mówić Katsu, bo pewnie szybko się zaprzyjaźnimy - zaśmiała się wesoło. Okazało się, że była trzy lata młodsza i zamiast kończyć studia, zdecydowała się na pracę.
      Jak się okazało, tego wieczoru w mieszkaniu dziewczyn urządzono małe przyjęcie powitalne dla Hanashi. Zeszło się kilka młodych Łowczyń i Łowców, dzięki czemu grupa bez problemu się zintegrowała. Nowoprzybyła szybko wciągnęła się w towarzystwo, ciesząc się, że wszyscy jej nowi znajomi są tacy, jak ona. Młodzi, ambitni Łowcy, żądni przygód.
      Już po tygodniu pracy Hanashi czuła, jakby była tam od dawna. Rozpoznawała większość twarzy i dzięki różnym, czasem grupowym misjom z niektórymi zapoznała się bliżej. Najbardziej jednak trzymała się z Katsumi, Youko, która po pierwszym trunku okazała się niezłą imprezowiczką, oraz z Matsuo Kurokim, kilka lat od niej starszym chłopakiem o trawiastych oczach i ciemnych blond włosach, mającym bzika na punkcie kotów. Razem stanowili dość oryginalną grupę, ponieważ każdy z nich był w jakiś sposób nadpobudliwy.
      Wszystko szło ku dobremu, kiedy to kilkanaście dni po przyjeździe dawne problemy na powrót zagościły w umyśle Hanashi. Po powrocie z misji zauważyła na biurku w swoim pokoju małą paczuszkę. W środku znajdował się wyjątkowy kwiat. Od razu wiedziała, kto jej go przysłał, ponieważ była pewna, że taka odmiana nie istnieje. Ponadto nic mu się nie stało, mimo zamknięcia w paczce. Za to pamiętała, jak pewnego dnia w jej dzieciństwie Suzaku wyczarował niemal identyczną roślinkę i powiedział jej, że jest tak bajkowa jak jej imię. Wtedy oczywiście dziewczynka była zachwycona tylko magią i tajemniczym kwiatem. Choć odkąd zakochała się w księciu, lubiła wmawiać sobie, że już wtedy byli sobie przeznaczeni. Hanashi zaśmiała się pod nosem na to wspomnienie i delikatnie rozwinęła liścik.

Hanashi,
wybacz, że nie zdążyłem się pożegnać. Jak zapewne wiesz, wyjechałem załatwiać sprawy wujka i nie wróciłem na czas. Chciałem Ci jednak życzyć bajkowego wstępu do nowego rozdziału Twojego życia. Nie wątpię, że już bawisz się wspaniale. Dbaj o siebie i odważnie krocz przez życie.
Do zobaczenia,
Suzaku

      Nie miała pojęcia, czy ktoś kazał mu to napisać, czy zrobił to z własnej woli. Drżącą ręką odłożyła kwiat na szafkę nocną, a list schowała do szuflady. Po kilkunastu minutach wpatrywania się w roślinę postanowiła schować również i ją. Zaczynała teraz nowy rozdział, tak jak jej napisał. Rozdział, w którym musiała się od niego odciąć. Zamknęła szufladę, roniąc pojedynczą łzę. Następnie wstała i dołączyła do przyjaciół siedzących w salonie, ciesząc się, że ich zmysły nie są w stanie usłyszeć wołania o pomoc jej zrozpaczonego serca.





***
      Witam w imieniu swoim i Kao, która jakieś dwie godziny temu wybyła podbijać stolicę (czyt. pojechała do Warszawy na jakiś koncert). Brzemię dodania rozdziału spadło więc na mnie. <teatralna rozpacz, choć to przecież nic nowego>
      Ostatnio (tzn. tydzień temu) sporo pisałyśmy (no dobra, głównie Kao pisała, bo ja większość fragmentów do kolejnych rozdziałów nabazgrałam już jakiś czas temu). Wychodzi na to, że planowany jeden rozdział musimy rozszczepiać na dwa… a potem okazuje się, że jednak na trzy. Więc teoretycznie XXII jest skończony/na ukończeniu (jeszcze nie jesteśmy pewne, jak to podzielić). Niestety, czasu na pisanie teraz nie mamy (studia), więc nie obiecuję, że kolejny rozdział ukaże się za dwa tygodnie. No właśnie, za dwa(tak jak to zrobiłyśmy teraz), a nie za półtora, bo w środku tygodnia tym bardziej nie mam czasu na korektę i z tego powodu przechodzimy na tryb dodawania nowości co dwa tygodnie (tradycyjnie w soboty).
      Bardzo dziękujemy za wszelkie komentarze, słowa otuchy i wsparcia… Naprawdę nas cieszą! Podziękowania kieruję również do tych, którzy wzięli udział w ankiecie, a także do tych, którzy jeszcze odwiedzają nasze forum.
ありがとう ございます!
      Swoją drogą, Wy też piszcie! Nie obiecuję, że będę wszystko czytać i komentować na bieżąco, ale chętnie poczytałabym coś nowego. <subtelna sugestia>
      Dobrze, nie zanudzam już. Och, wspomnę jeszcze o jednym - opisy postaci do tomu II dodamy chyba za tydzień, bo teraz nie ma jeszcze sensu spoilerować. ^^’ Buziaki!

14 komentarzy:

  1. Dobra w związku z tym że mam trochę wolnego czasu z powodu wolnego poniedziałku ( a co za tym idzie nie muszę zakuwać na patofizjologię! *O*) więc mogę poświęci trochę czasu na napisanie komentarza xD

    Dobra zacznijmy od pierwszej scenki :D
    Matko kochana czytałam ją już miliard razy ale zawsze wzruszam się jak ją czytać Q.Q Kurna toż to naprawdę obraz idealnej rodziny ;-; Ech ostatnio jako że mam fioła na punkcie Mina&Kushi moja rodzinka strasznie przypomina mi właśnie rodzinkę Naruto Q.Q Z tym że za Kushine to chyba bardziej Dei robi xD Nie no oglądałam tyle obrazków Minato-Kushina-Naruto i kurczę większość idealnie po przeróbce może robić za nową rodzinkę Kurosu Q.Q Nie no ja to wszystko widzę! Ten wyszczerz Deia, tą małą Kanaru! Q.Q *O* Szkoda że coś takiego to tylko w anime, opo… No ale dobra mniejsza z tym kończę się rozpisywać bo ja na ten temat to bym mogła chyba całą książkę napisać a nie o to tu przecież chodzi xp
    Po rozwodzeniu się nad moją rodzinką pora na wtargnięcie małego anioła xD
    Nie no Kairen jest po prostu przesłodki Q.Q Ja naprawdę widzę tego dzieciaczka ^ ^ Rozbroił mnie tym swoim powitaniem „Gdzie jest Kana-chan?” xD No i tak bardzo się wzruszyłam gdy Aya powiedziała że on mówił że tyle na nią czekał Q.Q Hehe biedaczysko miało cierpliwość wystawioną na próbę xD Nie no jak Kaori przywitała się z Kairenem mnie po prostu powaliło na kolana xD To idealnie do niej pasuje :D Słodkie <3 No ale wreszcie doczekała się poznania mej zacnej córeczki ^.^
    Nie no to ich spotkanie było prze uroczę Q.Q Ja to kurna mam przed oczami jak w jakimś anime Q.Q Nie no ta słodziutka minka Kairena, ta pyzata buzia z wielkimi błękitnymi (po cudownym tatusiu xD) oczętami Kanaru! *O* Ech a później to stwierdzenie Kairene że ma dobre serduszka i Deia obejmującego mnie swym ramieniem! *O* <3 Nie no kocham to wszystko! Q.Q Nie no chwila muszę się ogarnąć bo mam normalnie zaciesz i nie mogę się skupić ^ ^
    /5 min później/
    Uf… Dobra trochę się ogarnęłam to mogę kontynuować… Hahahaha nie ma to jak dopytywanie się czy niemowlak może zostać czyją żoną xD Nie no rozbroiło mnie to :D No ale cóż Kai-chan to Kai-chan jego anielskiego myślenia nie zrozumiesz xD Ech jak tak o tym myślę to naprawdę idzie rzygać tęczą ^ ^" Hahaha Tamaki jeszcze chce się bawić z Kairenem xD Ale już niedługo ^ ^"
    No to teraz akcja z Hanashi ^ ^
    Ech trochę żal mi Hanashi… Kurczę noo potrafię wyobrazić sobie jak się czuła gdy dowiedziała że poniekąd jej ukochany braciszek zostawią ją dla swojej dziewczyny… Ech nooo sama nie wiem… jakoś tak mi przykro z tego powodu… No ale później ta scenka z Tama-chan była urocza nooo! <3
    Heh no i mamy pierwsze spotkanie Hanashi i Shouty ^ ^
    Nie noo… Jak by to powiedzieć… Shota mnie wkurza, irytuję ale muszę powiedzieć że dzięki niemu dzieje (a właściwie będzie się dziać) wiele ciekawych rzeczy… I cóż muszę powiedzieć że ma niezłą gadaninę ^ ^ Ech powalił mnie tym swoim „Nie tak nerwowo Hanashi Kiryuu” a później „Jesteś cwana, to dobrze” aaa no i zakończenie też było niezłe ^.^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to pora na Sho&Tosh :D
      Nie no serio nie wiem czemu tak bardzo lubię Toshike ^ ^' No ale fakt faktem że mam do niej jakiś dziwny sentyment i słabość ^ ^" Dziewczyna mnie po prostu rozbraja xD Uwielbiam ją i tyle <3 Heh Shouta i te jego rozmyślania … ^ ^" Może to skrzywienie zawodowe ale ucieszyłam się że był wspomniane coś o genetyce i mieszaniu się ras ^.^" Kurcze noo brakuje mi czegoś takiego... Takiego właśnie biologiczno-genetycznego podejścia... No ale wracają do Sho…Nie no kurna facet jest dla mnie zagadką -.- Z jednej strony to cymbała, bezwzględny i niebezpieczny facet a z drugiej zachowuje się czasami jak rozwydrzony bachor -.-" No ale cóż mając eeee... taką noo... jak by to powiedzieć krew w żyłach nie mogłoby być inaczej ^ ^" Toż ta jego nienormalność jest chyba dziedziczna -.-" Szkoda że tak dużo wziął nie z tego rodzica co trzeba -.-' Scenka z ugryzieniem Toshiko z jednej strony mnie wkurzyła ale z drugiej się na nią ucieszyłam bo kurna dawno nie było takich scenek ^ ^' Troszkę mi ich brakuję ^ ^' Co nie zmienia faktu że Shouta mnie tym wkurzył choć było to sexi że się tak wyrażę -.-" Kurna czemu on zaczyna mi Michaela przypominać! >.< Ech i to pożegnanie… Normalnie Sho mrozi krew w żyłach… -.- Kurna noo ciekawa jestem co będzie z Toshiko! Q.Q Eeee mam nadzieje że Ola zbytnio nie będzie ją torturować ^ ^

      Dobra to pora na spotkanie po latach ^ ^ Niach słodko <3
      Nie będę się nad tym rozpisywać bo kurna nigdy nie skończę tego komentarza -.- Powiem tylko że słodkie że Kairen chciał odwiedzić moją córcie *-* (tak wiem to nie normalne że można się wzruszać czymś takim ale dobra…) to całe spotkanie naprawdę bardzo mnie wzruszyło i ta końcówka Aya&Zero i Kao&Ichiru była po prostu prze kochana! <3 Nie no nawet nie wiecie jak ja się na tym wzruszyłam Q.Q Hahaha w ogóle nieźle wyszło z tym postarzaniem się xD Nieźle się przy tym uśmiałam :P

      No i masz babo placek Kai-chan odkrył w sobie moc ^ ^
      Ogólnie wszystko pięknie, ładnie ale cóż mamusia i tatuś wpadają w histerię ^ ^' No ale cóż się im dziwić… Heh a Kai jak zawszę z niezmącony spokojem tłumaczy im że nie ma się czym stresować w końcu on jest aniołem i nic go nie zmorzę xD Tak btw okoliczności na początku scenki przypomniało mi działkę z Misiem Q.Q

      No to teraz pora na rodzinną sielankę Kao ^ ^
      Kurka no słodziutko nooo! Q.Q Eeee w tym komentarzu chyba za dużo używam tego stwierdzenia -.- No ale co poradzę że wszystko jest takie kochane nooo! >.< No ale dobra wracając do tematu… Heheh nie ma co Kao faktycznie ma bardzo oryginalne dzieci xD Jeno dziecko jest nadpobudliwe i pakuje się w tarapaty, drugie robi za samozwańczego księcia… ^ ^' Jak to stwierdził Aido tylko Kei jest podobny do Ichiru ^ ^' No ale trzeba oddać Tamakiemu jest słodkim brzdącem <3 Swoją drogą już widzę takiego szkraba obśliniającego rękę obcych kobiet xD
      Ech no i Kei się wyprowadza ;_;
      Ja już widzę tą scenę gdzie Hana dyryguję xD Nie no scenka jest fantastyczna <3 Po prostu idealnie pasuję do trio Han&Kei&Kiran xD Ech tylko szkoda że Hana się wyprowadza… No ale z jej charakterem chyba faktycznie by jej to pomogło…
      Ech no i pożegnanie… Cóż jak by to powiedzieć bardzo się na nim wzruszyłam… Ech te słowa Keia, mały Tamaki, Kao… Ech …T^T No ale trzeba zamknąć stary rozdział by zacząć coś nowego…
      Ech generalnie muszę ogarnąć nowe postaci bo trochę nie bardzo łapę co i jak ^ ^" No ale spoko przeczytam to jeszcze raz i na pewno to zrobię Xp
      Gomen ale nie mam już siły się rozwodzić więc przejdę od razu do sedna… Kurna strasznie się wzruszyłam przy tej ostatniej scenie noo Q.Q Przez ostatnich kilka rozdziałów naprawdę zaczęłam bardziej lubić i łączyć się z Haną… W każdym bądź razie Suzaku kochanie się zachował i w ogóle Q.Q

      Dobra to by było na tyle bo nie mam już siły na więcej ^ ^ Błagam piszcie szybko dalej bo mnie ciekawość skręca i w ogóle Q.Q Powodzenia wam obydwu i w pisaniu i na studiach :*

      Buziak Suzu-chan

      Usuń
  2. Cudny rozdział!
    Widzę że ktoś tu jest w formie :) Tylko tak dalej! Jak zawsze cudownie!
    Ja musiałam zawiesić bloga, napisałam krótką notkę w której przepraszam, i chyba tak przepraszam, że kłaniam się aż do podłogi... XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobał :)
      Powiedzmy. W formie to byłyśmy tydzień czy dwa tygodnie temu, teraz nie mamy czasu na pisanie :(
      *przeczytała notkę* No, bez przesady xD Ale rozumiem Cię i zawieszenie bloga w podobnych okolicznościach to nic złego ;)

      Usuń
  3. Rozdział... Jest świetny. Po prostu. :D Szkoda mi Hany... Tak, jej przede wszystkim. : /
    Z chęcią bym się rozpisała, ale klawiatura ledwo piszę. DLACZEGO, DLACZEGO, DLACZEGO? : c Los mnie nie lubi chyba komuś podpadłam. : /
    W każdym bądź razie rozdział jest CU-DNY! Mam cień takiej egoistycznej nadziei, że jakoś dacie radę wygospodarować ciut-ciut czasu, gdy nawiedzi, którąś z Was wena, ale wiadomo, jak to z nią jest. : )
    No cóż... Może jak wymienię klawiaturę to znajdę chwilkę czasu, ale... Poza weekendami prawdę mówiąc niewiele go mam. : /
    Weny. :D
    Kari. < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że rozdział się podobał ^^
      Oj, też mi przykro, że masz problemy z klawiaturą, kocham Twoje komentarze Q.Q To bardzo budujące, gdy ktoś kusi się na jakieś konkrety, jeśli chodzi o skomentowanie tego, co się przeczytało.
      Cóż, taki to okres, że mało kto ma wolny czas -.-' Ech, jest weekend, a ja - zamiast wkuwać kanji i nie tylko - wpadłam (po raz nie wiadomo który) w pułapkę mang i anime. Życie jest ciężkie Q.Q
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Przeczytałam! Zrobiłam to! I did it! W wielkim skrócie:

    Hah, Dei to świetny tatuś! <33

    Tym razem powalił mnie tekst Kairena... >.< Boshe... Ja to bym się trochę tego wystraszyła... xD

    Haha, świetnie rozumiem Toshi - wiem jak to jest mieć uciążliwego kuzyna ;p Taki to potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi -.-' Czy mi się wydaje, czy on czasem nie ma jakiś ukrytych zamiarów wobec Hany?

    Chciałabym zobaczyć ten zrobiony przez Kaori makijaż ;) Naprawdę... Ale widzę go oczami wyobraźni i ów obraz powinien mi wystarczyć xdd

    Rozmowa z Hanabusą... Wreszcie ten dzieciak wydoroślał! Nauczył się panować nad nerwami - po prostu cud nad cudami! *o*

    Rozstania i powroty... Hanashi wylatuje z rodzinnego gniazdka... Choć muszę przyznać, że trochę się boję, iż ktoś jej coś zrobi. Ona jest taka wrażliwa ;_;

    Btw, Ej, czy przypadkiem "Black Butler" nie znaczy to samo, co "Czarny Kamerdyner" (z Kuroshitsuji)? Miałam wcześniej o to zapytać, tylko trochę się wahałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, trochę zmian się szykuje ;) A co siedzi w głowie co poniektórych bohaterów, zostawmy im samym xD
      Tak, nazwę Black Butlera pożyczyłyśmy z Kuroshitsuji. Nie przez wzgląd na miłość do tej serii (jest w porządku, ale nie wiem, czym tyle osób aż tak się zachwyca), po prostu nazwa nasunęła mi się na myśl, gdy wymyślałyśmy broń dla Hanashi. Jakoś tak... pasuje ^^

      Usuń
    2. Albo naszym zacnym pisarkom to zostawmy ;) Wiesz, yaoistki (mam koleżankę, co cały czas o tym nawija albo o JR, a nie potrafi docenić takiego anime jak OSHC ;_;) się tym jarają i dla nich to taki bożek. Nie no, sama mam kilka tomów, ale bez przesady. Haha, no w sumie - Hanashi ma w nim swojego rodzaju - anioła stróża ^^

      Usuń
    3. Nie jestem w stanie pojąć fenomenu yaoi...

      Usuń
    4. Nie ty jedyna -.-' Ale i tak najbardziej nie rozumiem, po co większość fanek yaoi zmienia od razu orientację seksualną O.o' Jasne, można ten gatunek anime lubić, no ale to już wg mnie przesada...

      Usuń
  5. Zacznę od tego, że strasznie zawiodłam się na Suzaku! Naprawdę, nikt mnie jeszcze tak nie rozczarował... "wyjechałem załatwić sprawy wujka" i to ma być wytłumaczenie? Ech, szkoda gadać, chyba przestaję go lubić...
    Żal mi tylko Hany. Chce uciec od Akademii i wspomnień, ale... nie wiem, czy to jest rozwiązanie. Biedactwo, mam złe przeczucia jeśli chodzi o jej wyjazd...
    Kurczę, ale się wam dzieci narodziło... choć wszystkie są urocze! A zwłaszcza Kana-chan! Ona jest CU-DO-WNA!!! Taka śliczna, słodziutka i malutka... nie no, mam tę kruszynkę przed oczyma. A Kairen? Nie no, żeby to był mój syn, to już bym zaczynała planować wesele! A poza tym... nasz mały aniołeczek odkrył w sobie moc! Wiecie co? Momentami wydaje mi się, że inteligencją Kairen przewyższa całą swoją rodzinkę... trochę to przerażające ^^"
    O matko! Zjazd absolwentów! Kurczę, już sobie wyobrażam ich wszystkich, jako ludzi w średnim wieku (a w szczególności zmarszczki Kaori) xD Ale powiem Wam, że to jest takie... przykre. Aya straciła tam przyjaciółkę. Patrzyła na dawnych przyjaciół i miała świadomość, że powinna tam dostrzec jeszcze jedną twarz. Wiedziała, że to od tej szkoły zaczęła się udręka jej córki... aż mi się płakać chce...
    Shouta... mam wrażenie, że nieźle namiesza. No i oczywiście jest jeszcze Przewodnicząca Nocnych Klas. Rozumiem dziewczynę, też nie przepadam za spódniczkami (no, chyba, że takimi do kostek). A co do jej kuzyna... na jej miejscu zabiłabym. Przylezie ci to takie i tylko na okrągło wkurza i problemów dostarcza...

    Dobra, może i się nie rozpisałam i (jak zawsze zresztą) jest chaotycznie, ale starałam się!

    Pozdrawiam i weny życzę- Andzik

    P.S. Co do delikatnej sugestii... staram się coś w tym kierunku zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za info! :*
    Ojejku... Zjazd absolwentów... Jakoś mi tak nostalgicznie... Chętnie sama poszłabym na coś takiego. Choć nie powiem- nie spieszy mi się do zostania panią w średnim wieku xD
    Poza tym- Hana wyjechała! o.O Bosh! Szok!!! Ale coś czuję, że szybko wróci. W końcu spokoju w Akademii być nie może
    Kairen mnie powalił! Coś czuję, że on i Kanaru są sobie pisani... Heh... To dziecko jest trochę przerażąjące... Fascynujące, nie zaprzeczam, ale przerażający też jest...

    Pozdro i weny! :*

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. Podejrzewam, że coś się będzie kroiło między Kairen'em, a Kanaru. A przynajmniej mam taką nadzieję.
    Wszystko ładnie, pięknie, ale Hanashi wyjechała :'( Poryczałam się podczas sceny jej pożegnania z bratem. Podświadomie nadal nie mogę przyjąć sobie do wiadomości tego, że zostawiła Kei'a samego. Sama koncepcja "Bliźnięta - Rozłączone" wydaje mi się strasznie dziwna i zupełnie nie na miejscu. Ale cóż, przyznam, że lekko się tego spodziewałam *Ociera dłońmi, mokrą od łez, twarz* Mam nadzieję, iż dobrze jej los wróży.

    PS: Nie napisałam wcześniej, bo dopiero dzisiaj zauważyłam, że jest nowy rozdział. Gomen nasai, tak wyszło.

    Weny Ci życzę

    Angel Kitty

    OdpowiedzUsuń