Strony

sobota, 23 sierpnia 2014

Vampire Night: rozdział XXXVII - „Okrutna prawda”

      Zaraz po zakończonym spotkaniu rodzinnym Hanashi opuściła rodzinę, tłumacząc, że źle się czuje. Niemal cała reszta zaś rozeszła się do domów bądź dormitoriów (a w przypadku Deia - do gmachu szkoły, by w gabinecie przyjąć Shoutę Hanadagi), nie mogąc pozwolić sobie na dłuższe przerwy w pracy albo nieprzespaną noc, przez którą nie miałaby siły na wyzwania kolejnego dnia. Poza mieszkańcami domku dyrektora jedynie Kei go nie opuścił, ponieważ postanowił zostać na noc na terenie Akademii, chciał bowiem, żeby córki mogły się wyszaleć, a i on przy okazji nacieszy się trochę nimi obiema. Tak rzadko spędzali czas we troje… Kiedy zginęła Kiran, jego świat się rozpadł i gdyby nie dzieci, nie umiałby się tak szybko podnieść.
      Rudowłose dziewczynki wróciły o wyznaczonej porze, zadowolone, że tatuś pozwolił im bawić się tak długo z nowymi koleżankami, które pomimo bycia wampirami - a może raczej głównie z tego powodu, skoro mowa o dniu - zdawały się być wymęczone tyloma godzinami opieki nad tymi żywotnymi istotkami. Gdy Keiowi udało się pochwycić w objęcia Miyako, ta praktycznie od razu zasnęła na jego rękach. Zaniósł ją więc do pokoju gościnnego, w którym mieli spać tej nocy, a następnie poszedł do Mayumi rozmawiającej przy stole z Suzu, która uraczyła ją ciasteczkami własnej roboty oraz sokiem malinowym.
      - To jak, Mayu-chan, kąpiel i kładziemy się spać? - spytał Kei, siadając obok przybranej córki.
      - Właściwie, tatusiu… - zaczęła, przegryzając kruche ciasteczko. - Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać - dokończyła z delikatnym, jakby niepewnym uśmiechem. Zanim zdążył odpowiedzieć, dodała jeszcze - Może się przejdziemy? Znalazłyśmy z Miyą-chan takie fajne miejsce w lesie…
      - Niech ci będzie - rzucił, czochrając córkę po głowie pełnej niesfornych loków. Prawdę powiedziawszy, zdziwił się nieco, ponieważ Mayumi nigdy go o nic nie prosiła, jakby nie chciała sprawiać żadnych kłopotów. Tym razem jednak subtelnie naciskała, więc najwyraźniej bardzo jej zależało na tej rozmowie.
      Suzue pomyślała, że dziewczynka jest po prostu stęskniona, więc uśmiechnęła się rozczulona, po czym zaczęła sprzątać po kolacji i zostawiła ich samych.
      Kiedy wyszli już na świeże powietrze, przez kilka minut przechadzali się, rozmawiając o bzdurach.
      - Więc o czym tak naprawdę chciałaś pomówić, Mayu-chan? - zagaił potem Kei.
      Dziewczynka natychmiast się spięła i zaczęła bawić falbankami zielonej spódniczki.
      - Wiesz, że możesz mi powiedzieć mi o wszystkim, prawda? - chciał się upewnić, uśmiechając się zachęcająco. Mayumi tak uroczo wyglądała, gdy była skrępowana!
      - Nie chcę, żebyś się zdenerwował, tatusiu - szepnęła, nie mając pojęcia, jak zabrać się za to, co chciała mu przekazać. Wiedziała jednak, że już nadszedł na to czas.
      - Nie podoba ci się w Nocnej Klasie, ktoś wyrządził ci krzywdę? A może ty coś zbroiłaś? Nie martw się, spokojnie - rzekł czule. Zobaczył jednak, że rudowłosa znów się spina. Wyprzedził ją i ukucnął przed nią, spoglądając badawczo w jej zaszklone już oczy. - Co się stało, Mayumi? - zapytał z powagą, choć wciąż starał się nie napierać zbyt mocno.
      Wzięła kilka głębokich wdechów, czując, jak jej serce przyspiesza. Zawiał mocniejszy wiatr, który sprawił, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
      - Dobrze… - powiedziała cicho. - Więc… Ja… - wyraźnie się wahała, coraz intensywniej gniotąc spódniczkę. Kiedy spojrzała w ciepłe oczy Keia, nieco się uspokoiła, ale nim zaczęła znów mówić, wbiła wzrok w ziemię. - Pamiętasz, jak Kai-chan nie mógł ci powiedzieć, kto zabił mamę? - spytała cicho na jednym wdechu, zlana potem. Wyraz twarzy Keia zmienił się momentalnie, chociaż nie umiała stwierdzić, jakie dokładnie uczucia nim teraz targają. Złość, zawód, ból, cierpienie, a może wszystko naraz? Skinął jednak tylko głową, nie chcąc jej przerywać. Była mu za to wdzięczna. - Obiecał mamie, że nie może tego zrobić. Ale ja nie - szepnęła jak w transie. - Rozmawiałam dziś chwilę z Kai-chanem. Zanim wrócił do dormitorium. Wiem, że wojna się zbliża, więc teraz mogę już powiedzieć ci prawdę. Gdybym zrobiła to wcześniej, na przykład na pogrzebie, nie byłoby już teraz ze mną ciebie i Miyi-chan - zapłakała, trzęsąc się już. Kei przygarnął ją do siebie. Czuła, że on także drży. - Wiedziałam, że w konsekwencji wybuchnie wojna, ale egoistycznie nie mogłam pozwolić wam umrzeć… Nie wam… - łkała jak niemowlę. - Teraz ON - zaakcentowała to lekko - urósł w siłę i przewodzi powstaniu… Przepraszam, tatusiu, tak bardzo przepraszam! - mówiła jak w transie, przeklinając w duchu siebie, swoją moc i wszystko, co ze sobą niosła. Mężczyzna odsunął ją od siebie i z cieniem obłędu w oczach spojrzał na nią.
      - Kyouji… Katsura? - zapytał niedowierzając. Jeden z najbardziej oddanych przyjaciół Kiran, jej mistrz, którego tak szanowała, ten, który był dla niej jak rodzina…? Naprawdę był w stanie zabić ją z zimną krwią, a potem składać jemu i jego córkom wyrazy współczucia na pogrzebie?!
      Dziewczynka skinęła głową i powiedziała, że jest tego pewna - i Kairen zresztą również. Kei nie wiedział, co zrobić. Jego głowę nawiedziły czarne myśli, nie mógł nawet skupić się na płaczącej przed nim córce. Serce pękło mu po raz kolejny, choć tamte rany przecież nie zdążyły się jeszcze zabliźnić. Ostatkiem sił zdobył się na przytulenie Mayumi i względne uspokojenie jej.
      - Już dobrze - szeptał, głaszcząc ją po głowie. - To nie twoja wina. Rewolucja i tak by wybuchła, a przynajmniej uratowałaś niewinnych ludzi - dodał drżącym głosem. - To nie twoja wina… - powtarzał, nie wiedząc, co jeszcze mógłby powiedzieć. Jak mógł być odpowiedzialnym ojcem teraz, gdy jego myśli wypełniała chęć zemsty? Jedyne, co sobie wyobrażał, to scena, w której wbija katanę w Kyoujiego, mszcząc się w ten sposób za swoją ukochaną żonę. Jak ona musiała się czuć, widząc tak bliską sobie osobę zadającą jej ostateczny cios…?
      Przeszło mu też przez myśl, jak ciężko musiało być Mayumi. Od tak dawna o tym wiedziała, a nie mogła mu tego powiedzieć…
      - Przepraszam, że nie mogłaś wcześniej zrzucić z siebie tego ciężaru. Mam nadzieję, że Kairen nieco ci pomógł. Jest takim dobrym przyjacielem - szepnął.
      - Uhm - potaknęła, niemalże krztusząc się łzami.
      Stali tak przytuleni przez jakiś czas, żadne z nich nie miało pojęcia, jak długi. Gdy dziewczynka w miarę się uspokoiła, Kei odprowadził ją do domu - od razu do pokoju, w którym mieli urzędować. Na szczęście nie minęli Suzue, która mogłaby mieć jakieś podejrzenia, gdyby ujrzała ich w takim stanie.
      Kei położył Mayumi obok Miyako i utulił ją do snu, kolejny raz uspokajając i dziękując za szczerość.
      - Tatusiu, nic ci się nie stanie, prawda? Zawsze będziesz z Miyą-chan i ze mną, tak? - zapytała szeptem.
      Przytaknął, wiedząc, że prosi go, aby nie robił niczego nierozważnego. Ucałował ją w czoło i poczekał, aż zaśnie, nie mogąc wyprzeć z umysłu informacji, które usłyszał od córki.
***
      Hanashi po rozmowie z Shoutą udała się w kierunku skrzydła nauczycielskiego. Wciąż była lekko zmęczona po strzelaniu, głowa nadal ją bolała, ale czuła się minimalnie lepiej. Po drodze poczuła jednak coś niepokojącego, innego od tego, co trapiło ją cały dzień. Chciała natychmiast znaleźć się przy Keiu. Pobiegła więc w stronę domku dyrektora, nie zwracając uwagi na otaczający ją chłód nocy. Była już niedaleko, kiedy dojrzała w głębi lasu czuprynę swego brata. Szedł jednak w przeciwną stronę, w dodatku dość szybko. Kiedy podbiegła bliżej, spostrzegła, że ma ze sobą swoją katanę. Zmożona zmęczeniem, nie mogła go od razu dogonić, więc chwilę to trwało, zanim się z nim zrównała. Dopiero gdy złapała go za dłoń, zauważył, że jest przy nim i otrząsnął się lekko.
      - Dokąd ty lecisz? - spytała zasapana, oddychając ciężko. Na twarzy miała uśmiech, póki nie zobaczyła wyrazu jego oczu. - Kei… - szepnęła przerażona, kładąc dłonie na jego policzkach. W oczach błysnęły jej łzy. Nigdy nie widziała tak bezuczuciowego spojrzenia brata. - Co się stało? - spytała zmartwionym, czułym głosem.
      - Idę do Związku - odparł tylko i wyminął siostrę jak gdyby nigdy nic. Szybko ruszyła za nim i szarpnęła go mocno za koszulę, zmuszając do zatrzymania się.
      - Wyjaśnij mi… proszę - szepnęła zrozpaczona. - Kei... - Jego wzrok był wciąż nieobecny. Oddychał ciężko, ale po chwili spojrzał na siostrę.
      - Kyouji zabił Kiran - warknął, wkurzony na to, co usłyszał z własnych ust. Hanashi wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i zasłoniła usta ręką. W głowie jej się to nie mieściło. - Muszę go znaleźć, przesłucham więźniów…
      - Sam nic nie zdziałasz, zresztą on zniknął. Uspokój się, jeśli nie chcesz osierocić córek - zdenerwowała się, widząc, jak obłąkany jest Kei w tym momencie. Przez chwilę na powrót miał swój zbolały wyraz twarzy, jakby emocje trochę z niego ulatywały. Hanashi szybko rzuciła mu się na szyję i mocno zacisnęła ręce. - Kocham cię, nie rób nic głupiego… - poprosiła cicho. Chłopak objął ją mocno, a następnie delikatnie odsunął od siebie. Widziała determinację w jego oczach.
      - Muszę ich chociaż przesłuchać. Nim coś stanie się Mayumi albo ktoś zabije go przede mną - oświadczył i udał się w dalszą drogę.
      Natychmiast ruszyła za nim, czując, jak bliźniak cierpi. Posmutniała. Wiedziała, że na jego miejscu zrobiłaby to samo, więc nie mogła go powstrzymać.
      - W takim razie idę z tobą - poinformowała go tonem nieznoszącym sprzeciwu.
      Całą drogę przeszli w milczeniu. Słowa nie były im potrzebne. Kei wciąż nie mógł dojść do siebie, napędzany był jedynie nienawiścią i palącym pragnieniem zemsty.
      Związek o tak późnej godzinie nie był zbyt przepełniony, więc po cichu przemknęli do lochów, w których przetrzymywano więźniów. Zauważyli, że na straży siedzi jeden z ich znajomych. Musieli jednak zachować dyskrecję, dlatego Hanashi po cichu zakradła się do niego od tyłu. Nim zdążył ją spostrzec, obezwładniła go silnym ciosem w kark. Natychmiast padł na ziemię.
      - Przepraszam - szepnęła do niego, równocześnie zastanawiając się, jak ktoś taki ma strzec ważnych więźniów, skoro dał się tak łatwo podejść. Podbiegła do brata i wręczyła mu klucze do celi, które zabrała powalonemu mężczyźnie. - Będę stała na straży, ale nie masz dużo czasu - oświadczyła z lekkim uśmiechem, chcąc jakoś go wesprzeć. Kei skinął tylko głową i ruszył do celi znajdującej się na końcu korytarza. W środku zastał dwóch osiłków. Jeden z nich, Watanabe, siedział z boku, tępo wpatrując się w podłogę. Drugi zaś, Maeda, leżał na pryczy i chyba spał. Gdy Kei zamknął za sobą kratowane, masywne drzwi, obaj drgnęli lekko, zaskoczeni.
      - Co tu robisz, Kiryuu? - wycedził zdziwiony Watanabe. Był pewien, że ktoś właśnie zaatakował strażnika, miał więc nadzieję, że wreszcie przybyła pomoc. Zaczynał poważnie wątpić w szefa. Kyouji nie powinien był zostawiać ich samych na pastwę prezesa Związku.
      - Nie ty tu zadajesz pytania - warknął Kei. Podszedł do zdrajcy i chwycił go za szmaty, by go podnieść i przycisnąć do ściany. Watanabe był tak osłabiony, że nawet nie stawiał oporu. - Gdzie jest Kyouji Katsura? - spytał ze wściekłością. Dryblas uśmiechnął się zgryźliwie.
      - Ustaw się w kolejce, Kiryuu. Nie ty jeden chcesz to wiedzieć - rzucił, po czym oberwał w brzuch. Uderzenie było na tyle silne, że zakrztusił się krwią.
      - Więc może powiesz mi, czego chcecie od mojej córki? - wycedził przez zaciśnięte zęby Kei.
      Na twarzy Watanabe malowało się nieudawane zdziwienie, które po chwili zastąpiła kpina.
      - Niby dlaczego mielibyśmy coś chcieć od twojego bachora?! - prychnął, myśląc o Miyako, choć nawet nie znał jej imienia. Nie wiedział bowiem o Mayumi, ale Kei nie miał tej świadomości. - Nie rozśmieszaj mnie! - krzyknął. Wiedział, że Kyouji był mistrzem i przyjacielem Kiran, żony tego tutaj Kiryuu, ale niby na co by mu była jakaś mała płotka?
      Kei błyskawicznie wyciągnął z pochwy katanę i jednym szybkim ruchem ściął sprawną jeszcze rękę Watanabe, druga bowiem została złamana przez Tamakiego, gdy ten ratował Aikę Akayamę. Watanabe wrzasnął z bólu, zwijając się w pas.
      - Nie mamy pojęcia o czymś takim - wtrącił Maeda, siadając na posłaniu. Żałował, że dał się w to wszystko wkręcić. Chcieli obalić prezesa, podążając za Kyoujim, a w rzeczywistości to nikt inny jak Katsura zgotował im taki los.
      - Ponawiam więc pierwsze pytanie - powiedział Kei, czując, jak cały drży ze wściekłości.
      - Wal się - wysyczał Watanabe, z trudem wydobywając z siebie słowa.
      - Ty nie jesteś mi już potrzebny - stwierdził Kei. Watanabe wiedział już doskonale, co go czeka.
      - Za Mariko-sama - powiedział w uniesieniu ze złośliwym uśmieszkiem.
      Kei na sekundę bądź dwie jakby skamieniał. Tego było już za wiele, nie mógł znieść bólu, który ogarnął jego serce. Nie dość, że chciał pomścić żonę, to na dodatek jeden z kamratów jej zabójcy powoływał się na Mari, „niebliźniaczą bliźniaczkę” jego i Hany. Patrząc mu prosto w oczy, przeciął mu tętnicę. Zdrajca chciał krzyknąć, ale już nie zdążył. Wykrwawiał się na podłodze, próbując złapać oddech, czego oczywiście już nie mógł uczynić. Maeda wpatrywał się w Keia z lękiem.
      - Jeśli nie chcesz dołączyć do kolegi, to odpowiadaj. Nie jestem dziś w nastroju - bąknął szarowłosy, podchodząc do faceta na pryczy. Z jego broni ściekała ciepła jeszcze krew zdradzieckiego Łowcy.
      Przestraszony Maeda odsunął się, aż jego plecy zetknęły się z zimnym murem celi.
      - Nie wiemy, gdzie on jest - powiedział drżąc. Co prawda istniało prawo, że zdradę karze się śmiercią, ale nie sądził, że faktycznie ktoś zdobędzie się na zabicie byłych kolegów z pracy. Inni tylko trochę ich nastraszyli, ale Kei Kiryuu… On miał w oczach nienawiść, która naprawdę go przerażała.
      - To twoja ostateczna odpowiedź? - zapytał, unosząc katanę. Mężczyzna odruchowo wyciągnął przed siebie ręce. Nie mógł obronić się w inny sposób.
      - Plan był taki, by porwać Misaki Kobayashi, ale my… Pomyliliśmy się, zabierając nie tę dziewczynę co trzeba i szef się wkurzył. Zostawił nas samych sobie i zniknął, umywając ręce - wyjaśnił pospiesznie, z ulgą spostrzegając, że jeszcze nic mu się nie stało.
      - Ukrywacie się gdzieś?
      - Nie… - Kei złapał go za szyję i zaczął podduszać. - Jedynie… - Kei rozluźnił uścisk i Maeda odetchnął. - Spotykaliśmy się jedynie w Kemuri - jęknął i wtedy Kiryuu wreszcie go puścił.
      - Lista rebeliantów, natychmiast - rozkazał. Czuł, że więcej z niego nie wyciągnie, ale może od innych czegoś się dowie.
      Musiał uciąć mu trzy palce prawej ręki, żeby zaczął gadać. Wydał jedenaście nazwisk, dławiąc się łzami bólu. Prycza praktycznie w całości nasiąknęła już jego krwią.
      - Więcej - nakazał Kei.
      - Nie pamiętam, nie wiem - mówił jak w amoku, kołysząc się lekko. - Oszczędź mnie… - błagał.
      - Mógłbym cię nawet wypuścić - rzucił Kiryuu z pogardliwym uśmiechem, ale jego oczy nie uśmiechały się wraz z ustami. - Jak daleko ucieknie kaleka niezdolny do walki, który zdradził Związek i wydał swoich kamratów? - pytał retorycznie beznamiętnym tonem, przyglądając się temu, jak twarz Maedy powoli napełnia się śmiertelnym przerażeniem. - Wyświadczam ci przysługę - oznajmił i wbił w jego serce ostrze. Maeda zaczął pluć krwią, a po niedługiej chwili padł na katanę bez życia. Kei wyciągnął miecz i wytarł o ubranie zbira, po czym włożył go do pochwy i opuścił celę. Niedaleko czekała na niego siostra. Przeraziła się na widok jego zakrwawionych ubrań.
      - Kei… - szepnęła, podchodząc do niego. - Coś ty najlepszego zrobił? - wydukała oniemiała.
      - Pójdę do Kemuri, może ktoś tam jeszcze będzie… - wymamrotał jak w transie, nie zwracając uwagi na słowa bliźniaczki.
      - Keiki, uspokój się! - podniosła głos. - Jakbyś zapomniał, Kemuri zostało już sprawdzone, nie ma mowy, by zdrajcy się tam kryli, lokal jest pod stałą obserwacją - przypomniała mu, choć nie wyglądało na to, by prawda do niego docierała. - Poza tym najpierw musimy wyjść stąd tak, by nikt nie zauważył twoich zakrwawionych ciuchów - zauważyła. - Pójdę przodem - oświadczyła.
      Udało im się opuścić budynek, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Szybko skierowali się na jedną z bocznych uliczek, do których nie za bardzo docierało światło latarni.
      - Pójdziemy do twojego mieszkania - zarządziła. - Musisz się przespać, a przede wszystkim przebrać.
      - Nie. Idę szukać tego przebrzydłego zdrajcy.
      - Niby jak zamierzasz go znaleźć?! I to w takim stanie!
      - To może… - zaczął kombinować, ale nie zdążył dokończyć, bo nagle został przez siostrę uderzony w twarz.
      - Otrząśnij się! - krzyknęła ze łzami w oczach. - Zabiłeś dwoje ludzi - dodała ściszonym już głosem. Co prawda nieraz zabijali Poziomy E, ale to było przecież co innego. - To nie wróci jej życia - szepnęła. - Czy chciałaby, żebyś się tak zachował? Przyćmiło ci wszystkie zmysły. Pomyśl o dziewczynkach! - błagała. Jego twarz powoli napełniała się bólem, zastępując bezuczuciową minę.
      - Nie mogę, Shi. Muszę coś zrobić… Nie mogłem ich ochronić… - załamał się, myśląc o Kiran i Mariko, jednocześnie chowając twarz w dłoniach. Hanashi od razu przygarnęła go do siebie. Stali tak wtuleni, oboje płacząc. Dopiero gdy względnie się uspokoili, ruszyli w drogę do mieszkania Keia. Musieli wyspać się, zanim morderstwo wyjdzie na jaw i znowu będą zmuszeni stawić się do Związku na nieprzyjemną rozmowę z wujem.
***
      Natychmiast poznała te lochy. Co prawda gdy widziała je po raz pierwszy, obraz był zamazany, a wizja krótka, a teraz wręcz przeciwnie, niemniej była pewna, że to jest to samo miejsce co przedtem. Ponownie wydawało jej się, że niemal czuje przytłaczający zapach stęchlizny, ponownie przeraziła się obskurnością otoczenia, ponownie miała wrażenie, iż jeszcze chwila, a nie wytrzyma i się popłacze.
      I ponownie ujrzała tamtą kobietę.
      W duchu ucieszyła się, że to jedna z tych wizji, w których jest świadoma tego, co robi i o czym myśli. Zazwyczaj tak nie było, musiała grać rolę biernego, otępiałego obserwatora. Oczywiście to nie oznaczało, że we „śnie” takim jak ten mogła zaingerować w to, co widzi. Po prostu jej zmysły nie były na tyle przyćmione, by już w trakcie trwania wizji nie mogła jej analizować.
      Tym razem mogła dokładnie przyjrzeć się nieznanej dziewczynie. Nie, kobiecie - zauważyła, że jest starsza niż jej się początkowo wydawało, na pewno nie była nastolatką. Mayumi określiłaby jej wiek na coś pomiędzy dwudziestką a trzydziestką, ale szybko zorientowała się, że zapewne jest o wiele, wiele starsza - musiała być wampirzycą, bo była stokroć piękniejsza od wszystkich znanych jej ludzi. Widać to było na pierwszy rzut oka, mimo tego, że była okropnie zaniedbana i poważnie ranna. Zdziwiło to dziewczynkę, jako iż wiedziała doskonale o cudownej wampirzej regeneracji. Dlaczego nic jej się nie goiło?
      Całą siłą woli powstrzymywała łzy, które uparcie cisnęły jej się do oczu. Musiała mieć jasny umysł. Musiała zapamiętać jak najwięcej. Musiała pomóc tej kobiecie!
      W chwili, w której z całą mocą powzięła ten zamiar, po raz pierwszy naprawdę dobrze ujrzała twarz nieznajomej. Zdumiała się tym, co ujrzała. Gdyby mogła, przetarłaby oczy, by przekonać się, czy to, co widzi, jest prawdziwe.
      Otóż kobieta ta była niesamowicie podobna do cioci Ayi.
      Mayumi dałaby sobie rękę uciąć, że czerń jej włosów czy kształt oczu są identyczne. Bladość skóry również… Łagodny, ale także cierpiący wyraz twarzy… Subtelne rysy cioci dobrze znała, ale wyraz bólu też zdążyła już zauważyć - Aya wyglądała podobnie niemalże za każdym razem, gdy coś lub ktoś nagle sprawiło, iż powracały do niej wspomnienia o zmarłej tragicznie córce, Mariko.
      Niemniej ciocia i ta kobieta nie były zupełnie takie same. Po pierwsze, ta nieznajoma mimo wszystko wydawała się starsza od Ayi, choć może nie powinno to jej dziwić, skoro mama Kairena w świecie wampirów nadal uważana była za młódkę. Mayumi przeraziła się na myśl, jak długo w takim razie może cierpieć ta biedna istota. Co jeśli była przetrzymywana w tym więzieniu wiele lat…? Ale czy ktokolwiek by to wytrzymał? Nie, może jednak trafiła tu niedawno… Albo dopiero trafi - w końcu jej wizje ukazywały przyszłość.
      Po drugie, kolor oczu. Ciocia miała je szare - Mayu słyszała, że po ojcu - a ta kobieta zielone. Były piękne, ale jakby zgaszone. Nie dało się zauważyć w nich błysku, jaki często pojawiał się w oczach większości osób, jakie znała. Jakże się jednak temu dziwić… Wyglądała na ledwie żywą, więc trudno byłoby oczekiwać od niej jakichkolwiek objawów szczęścia czy radości.
      Kobieta nagle drgnęła; wyglądała, jakby nasłuchiwała czegoś, co prawdopodobnie zbliżało się w jej kierunku. Skuliła się jeszcze mocniej i przylgnęła do ściany, by następnie opuścić powieki oraz przyłożyć zaciśnięte lekko dłonie do skroni. Dzięki temu, że wykonała ten ostatni gest, Mayu zauważyła dziwne kajdanki, które oplatały jej nadgarstki.
      Czego lub kogo tak się bała? Czy to była osoba, która ją tu zamknęła? Nie zdążyła się nad tym zastanowić, gdyż nagle drzwi celi wylądowały na brudnej podłodze. Kobieta niemalże podskoczyła ze zdumienia bądź strachu. Trwożliwie uniosła powieki, a na jej twarzy dostrzec można było zdziwienie bądź niedowierzanie. Podobnie poczuła się Mayumi, gdy ujrzała, że nowym bohaterem tej sceny jest nie kto inny jak Kairen. Stał chwilę oniemiały, a jego oblicze wskazywało na tak wielkie współczucie, do jakiego nikt inny nie byłby chyba zdolny. Szybko jednak się zreflektował, podbiegł do kobiety i - Mayu była tego pewna, choć nie słyszała ani słowa - zaczął ją uspokajać, bowiem ta, jak każdy, kto znajdował się w towarzystwie Kaia, zaczęła wyglądać na taką, która po trosze przyjmuje jego wrodzony spokój. Następnie rozpoczął próby uwolnienia nieznajomej z oków, ale Mayumi nie była już świadkiem tego, czy mu się to uda.
      Obudziła się nagle, jak zwykle, gdy wizje się kończyły. Tradycyjnie była zlana potem, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Oddychała prędko, próbując względnie się uspokoić.
      Będzie dobrze. Kairen uratuje tamtą kobietę.
      Choć powtarzała to sobie jak mantrę, nie mogła znieść myśli, iż nieznajoma ze snu tak okropnie cierpi - bo że tak było, nie miała najmniejszych wątpliwości - bądź będzie cierpieć (niestety, stawiała raczej na to pierwsze).
      Tak jak i poprzednio, z jej złocistozielonych oczu lały się łzy. Próbowała być jak najciszej, by nie zbudzić swej małej siostrzyczki. Spojrzała na Miyako leżącą tuż obok niej i uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że ją ma i że nic jej nie grozi. Wyglądała tak uroczo i spokojnie! Z jej lekko rozchylonych usteczek spływała strużka śliny, a ona sama leżała rozwalona na trzech czwartych łóżka, więc pewnie jeszcze przed chwilą jej noga bądź ręka znajdowała się na głowie lub brzuchu Mayumi, niemniej dziewczynka nie pamiętała tego, bowiem jej myśli zaprzątało zupełnie co innego.
      Zdziwiona zauważyła, że na drugim łóżku nie ma Keia. Zasmuciła się, domyślając się, że przeżywa to, czego wreszcie się dowiedział. Kiedy pomyślała o mamie, zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro, a serce zabolało ją okropnie, jakby miało się zaraz rozpaść. Skuliła się i przycisnęła usta do poduszki, by stłumić odgłos rozpaczliwego szlochu.
      Na szczęście chociaż Miyako miała spokojny sen.

      Rano taty nadal nie było - wyglądało na to, iż od czasu położenia jej spać nie spędził w pokoju gościnnym ani chwili. Mayumi zmartwiła się z tego powodu, bała się, jak mogło wpłynąć na Keia poznanie prawdy o tym, iż zabójcą Kiran był Kyouji Katsura. Z jednej strony źle się czuła ze świadomością, iż powinna powiedzieć mu o tym już dawno temu, z drugiej jednak, wiedziała, że gdyby to uczyniła, tata też byłby już martwy. A na to nie mogła pozwolić. Musiała chronić Miyę-chan, a ponadto… Och, jakie to egoistyczne z jej strony! Po prostu nie mogła sobie wyobrazić straty również ojca (a być może dodatkowo siostrzyczki), ale przez swoje samolubstwo prawdopodobnie skazała wampirzo-łowiecki świat na wojnę. Przecież gdyby Kyouji zginął wcześniej, do żadnej rewolucji by nie doszło. A dorośli - poza Keiem i Kairenem - nic o tym nie wiedzieli… Nie mieli pojęcia, jak wiele ona wie. Czuła się okropnie, tak dużo miała na sumieniu… Czy to sprawiało, że była złą dziewczynką? Kai twierdził, że tak nie jest, a on teoretycznie zawsze miał rację i był szczery, ale jednak… Jednak ona nie potrafiła sobie wybaczyć.
      - Nēchan - wymamrotała Miyako, otwierając oczka i automatycznie siadając. Zrobiła to tak nagle i szybko, że burza jej rudych loków wyglądała, jakby odtańczyła krótki, szalony taniec. Gdyby nie stan, w jakim tkwiła, Mayumi głośno by się na ten widok roześmiała. Miya zaś ziewnęła głośno, przeciągnęła się, mrucząc jak mały kotek, po czym ponownie się położyła, z tym że na kolanach siostry. Mayu z czułością pogłaskała ją po włosach, by chwilę potem schylić się w taki sposób, by wtulić twarz w ten rudy nieład. Wdychała zapach dzieciństwa i beztroski, żałując, iż sama pewnie nigdy takowego nie wydzielała. Tak bardzo żałowała, że nie mogła urodzić się jako prawdziwa córka Kiran i Keia oraz jako zwykła dziewczynka… Życie wyglądałoby wówczas jak w bajce. Tylko czy umiałaby to w takim przypadku docenić? Teraz bowiem, po tylu latach udręki w domu dziecka jako nieakceptowany praktycznie przez nikogo wyrzutek, umiała cieszyć się z tego, co otrzymała. Gdyby miała to wszystko od początku, nie wiedziałaby, jak wielkie to szczęście. Mimo tego wiele by oddała, by móc zmienić nie przyszłość, lecz przeszłość. Nawet jeśli nie mogłaby urodzić się jako Mayumi Kiryuu, może byłaby chociaż w stanie odwrócić bieg wydarzeń tamtego pamiętnego dnia, gdy umarła Kiran…? Och, gdyby nie ten jej przeklęty dar! Mama by żyła, bo nikt przecież nie próbowałby jej porwać, bo i po co? Kiran nie musiałaby poświęcać życia w obronie jej i Miyako…
      Ale gdyby nie miała wizji dotyczących przyszłości, kobieta ze snu być może nigdy nie pojawiłaby się w jej życiu. Dlaczego czuła, że ona jest tak ważna? Nie każdą wizję przeżywała tak bardzo jak tę. Jaki jest tego powód? Postanowiła, iż porozmawia o tym z Kairenem tak szybko, jak się da.
      - I jak, Miya-chan, obudziłaś się już? - spytała, względnie się uspokoiwszy.
      - Uhm - wymruczała, znów przywodząc Mayumi na myśl kota. Jak się zastanowić, miło byłoby mieć jakieś zwierzątko. Może tata zgodzi się kiedyś na pieska bądź kotka albo chociaż chomika czy szynszylę?
      - Powinnyśmy wstać, umyć się i ubrać - powiedziała.
      - Ale ja chcę jeeeść - oświadczyła Miyako, leciutko się podnosząc, po czym padając na plecy, nieomal trafiając głową w ścianę pokrytą beżową farbą.
      - Najpierw musimy doprowadzić się do porządku - zaoponowała łagodnie Mayumi. - Ciocia się nas przestraszy, jeśli zobaczy nas w takim stanie! - zaśmiała się. Miyako przyjrzała się bacznie starszej siostrze i przyznała jej rację, szaleńczo chichocząc.
      - Hm, a gdzie tatuś? Wstał wcześniej? - po minucie zapytała ciekawsko Miya, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu. Była za mała, by zwrócić uwagę na to, iż widać wyraźnie, że na drugim łóżku nikt nie spał.
      - Pewnie tak - odparła tylko Mayu, nie bardzo wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć. Zresztą sama się zastanawiała, gdzie podział się Kei. Miała nadzieję, że nie zrobił nic nieodpowiedzialnego. Bądź co bądź jeśli chodziło o śmierć Kiran, potrafił być nieco nieobliczalny. Gdy dowiedział się, że Kairen widział się z Kiran i znał prawdę dotyczącą jej mordercy, a nie może mu tego wyjawić, okropnie się zdenerwował i wyglądał, jakby chciał wręcz uderzyć kuzyna. Niemniej było to zupełnie normalne w takiej sytuacji. Ból po stracie bliskiej osoby to jedna z najgorszych, a może nawet najgorsza z rzeczy, jakie mogą przytrafić się człowiekowi.
      Odpychając od siebie wszelkie smutne myśli, skupiła się na siostrzyczce. Pomogła jej się ubrać, jako iż pod tym względem Miya była trochę niezręczna - często nie zwracała na przykład uwagi, czy zakłada coś prawidłowo, czy też tył do przodu. Już kilkakrotnie z tego jej zaniedbania wynikały zabawne sytuacje. Przypomniawszy sobie niektóre z nich, Mayu leciutko uśmiechnęła się pod nosem. Na nic więcej nie było jej stać, wciąż chcąc nie chcąc przeżywała wydarzenia minionej nocy.
      Gdy obie się ubrały, przemknęły cichutko do łazienki. Nie miały jednak ze sobą szczotki do włosów, więc wyszły nieuczesane - Miyako z zamiarem wystraszenia wszystkich domowników swą „szopą”, myśląc, iż wygląda jak mały rudy potworek. Było to oczywiście spore wyolbrzymienie, ale pięcioletnia Miya chyba nie zdawała sobie z tego sprawy.
      - Bu! - wrzasnęła, wskakując do ulubionego pomieszczenia całej rodziny. Suzue, Deichi i Kanaru, która tę noc również postanowiła spędzić w domu, udali wielce przestraszonych, co wywołało w Miyako niepohamowany napad śmiechu. - To tylko ja, Miya-chan! - oświadczyła, co z kolei zaowocowało śmiechem całej reszty. Jedynie Mayumi zdolna była tylko do niemrawego uśmiechu. - Tatusia nie ma? - spytała po kilku minutach Miya.
      - Niestety, musiał iść do pracy, pilne wezwanie - odpowiedział Dei. Kiedy wieczorem Kei położył Mayumi, poprosił go i Suzu, by zaopiekowali się dziewczynkami, bo on musi się czymś zająć. Ale czym, nie zdradził. - Ale nie martw się, zaplanowaliśmy na ten dzień wiele zabaw, na pewno nie będziesz się nudziła! - dodał wesoło, widząc smutną minkę dziecka.
      - Jej! - ucieszyła się, natychmiast zapominając o chwilowym zawodzie.
      Wszyscy zjedli pyszne śniadanie, rozmawiając względnie radośnie. Dorośli ukrywali troskę o Keia i dziewczynki, nie chcąc ich martwić. Po posiłku Kanaru zaproponowała, że zrobi Mayumi i Miyako takie fryzury, jakie tylko sobie zażyczą, czego po chwili pożałowała, gdyż Miya tak się rozochociła, iż zaczęła opisywać swoją wymarzoną fryzurkę w taki sposób, że dosłownie nikt niemal nic z tego nie zrozumiał. Obiecała jednak, że postara się sprostać jej oczekiwaniom.

      - Dziękuję - szepnęła jeszcze Mayumi i przytuliła Kanaru na pożegnanie. Miała szczęście, że jej przyjaciółka bez oporów zgodziła się jej pomóc. Gdyby nie miała wspólnika, raczej ciężko byłoby jej zejść z oczu wujkowi i cioci, a także chwilowo opuścić Miyako. Tymczasem, gdy tylko napomknęła Kanie, że koniecznie musi porozmawiać z Kairenem, ta zaoferowała jej pomoc. Zajęła się Miyą, by nie spostrzegła zniknięcia siostry i obiecała w razie czego wyjaśnić rodzicom, dlaczego Mayumi wyszła z domu bez ich wiedzy.
      Pobiegła w kierunku Księżycowego Dormitorium, ale okazało się, iż wcale nie musi przebywać dalekiej drogi, jako iż ledwie po minucie czy dwóch natknęła się na Kairena, który widocznie zmierzał w stronę domku dyrektora. Ach, Kai-chan zawsze wiedział, kiedy trzeba się pojawić! Poczuła w oczach łzy, ale starała się mocno, by nie pozwolić im wypłynąć. Wystarczająco dużo już płakała.
      Rzuciła się na swojego pierwszego i najlepszego przyjaciela. Pochwycił ją w ramiona i uniósł. Uśmiechnęła się blado, czując się jak dziewczynka w wieku Miyako. Wtuliła się mocno w Kairena i przez jakiś czas milczała, po prostu chłonąc jego obecność. Tak bardzo się cieszyła, że go poznała!
      - Wyznałam tacie prawdę - szepnęła w końcu. Objął ją mocniej, przekazując jej tym samym swoje wsparcie, po czym powoli postawił ją na ziemi i spojrzał w jej śliczne, złotozielone oczęta. Ujrzawszy wzrok jego szarych oczu, tak wspaniale kojących, poczuła się nieco lepiej. - Wiesz, nie spędził nocy razem ze mną i Miyą-chan - dodała po chwili. - Mam nadzieję, że nie zrobił czegoś niemądrego…
      - Ja również - wyznał, istotnie martwiąc się o reakcję Keia. Niby był dużo spokojniejszą osobą niż taka choćby Hanashi, ale z drugiej strony… Stracił przecież żonę i teraz wreszcie dowiedział się, kto jest jej zabójcą, a fakt, że to jeden z jej najlepszych przyjaciół, dodatkowo pogarszał sprawę.
      - Mimo wszystko chciałam się z tobą spotkać z innego powodu - wyznała cicho. Ujrzał jej pełen powagi wzrok, tak bardzo niepasujący do dwunastoletniej dziewczynki, która powinna przecież spędzać czas na zabawie oraz pogaduszkach z koleżankami. - Kai-chan, czy twoja mama ma… Sama nie wiem. Siostrę?
      Uniósł brwi, dziwiąc się na to pytanie.
      - Ciocia Kaori jest dla niej jak siostra, znają się od zawsze i razem się wychowywały, ale o tym przecież wiesz, więc zakładam, że to nie o nią ci chodzi - odrzekł.
      - Uhm - potwierdziła. - Widzisz, chodzi o to, że znów miałam wizję kobiety zamkniętej w lochu. Tyle że tym razem była o wiele wyraźniejsza i dłuższa. I ujrzałam tę kobietę w pełni. Nie uwierzyłbyś, jak podobna jest do twojej mamy! Nie identyczna, oczywiście, ale wyglądają jak siostry. To na pewno wampirzyca, bo jest prześliczna, ale z jakiegoś powodu jej rany, a ma ich pełno, się nie goją. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje… Hm, mogłaby też spokojnie być mamą cioci, ale przecież ona nie żyje od wielu, wielu lat…
      Kairen milczał przez kilkanaście sekund, zastanawiając się nad tym, co usłyszał. Robiło się coraz cieplej, więc bezwiednie weszli nieco głębiej w las, pod osłonę niemal wszechobecnego cienia. Żadne z nich nie zwracało w tej chwili uwagi na cudne trele licznych tutaj ptaków, bowiem zatopieni byli w swoich pokręconych myślach.
      - Naprawdę nie wydaje mi się, by między mamą a tą kobietą istniało jakieś pokrewieństwo. Gdyby mama miała biologiczną siostrę, ktoś by przecież o tym wiedział. Z jakiego powodu ktokolwiek miałby utrzymywać jej życie w tajemnicy?
      - Hm, to może kuzynka? - zaproponowała bez większego przekonania Mayumi.
      - Nie wiem, naprawdę…
      Skoro tamta kobieta była wampirzycą, pokrewieństwo musiałoby wychodzić od dziadka Kage bądź jego siostry, Shizuki Hiou. Może miała córkę, o której nikt nie wiedział? Istnienie Kage jako czystokrwistego przez wiele lat było utrzymywane w tajemnicy, więc może podobnie było z tą kobietą? A może ona była starsza i w istocie miała związek z rodzicami Shizuki i Kage? Albo po prostu nie istniało między nią a rodem Hiou żadne pokrewieństwo? Szczerze mówiąc, miał w głowie mały mętlik, a to rzadko mu się zdarzało, dlatego czuł się odrobinę zagubiony.
      - Opisz ją jeszcze raz, proszę - zwrócił się do Mayu.
      - Piękna i blada, ale zmizerniała i cierpiąca. Długie, proste, czarne włosy. Zgrabny nos, zielone oczy… - Miała świadomość, że pewnie sporo osób pasuje do takiego skromnego opisu, niemniej kiedy się na nią patrzyło, od razu widać było to dziwne podobieństwo do Ayi, o czym nie omieszkała Kairenowi przypomnieć.
      - Kimkolwiek jest, trzeba jej pomóc - oświadczył z przekonaniem Kai.
      - Pomożemy. Ty pomożesz - wyznała, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że jeszcze nie wspomniała o końcówce swej wizji. - To ty jesteś tym, który ją uratuje - dodała, po czym opisała to, co widziała.
      - Wiesz może, kiedy mniej więcej się to wydarzy? - zapytał. Mayumi pokręciła przecząco głową. - Jak wyglądałem? Jakbym był w tym samym wieku co teraz?
      - Chyba… - mruknęła niepewnie. - Nie wiem, przepraszam, nie zastanawiałam się nad tym i jakoś szczególnie się tobie nie przyjrzałam. Pamiętam tylko, że bardzo przeżywałeś to, co ujrzałeś.
      - Rozumiem - odparł z lekkim uśmiechem, chcąc ją pokrzepić. Pewnie jeszcze przez dłuższy czas będzie wyglądał na chłopaka przed dwudziestką, ale gdyby w wizji wyglądał starzej, oznaczałoby to, że minie jeszcze wiele lat, nim widzenie się spełni. - W każdym razie lepiej nie wspominaj o tym nikomu, dobrze? Czym mniej osób wie o tym, co widzisz, tym dla ciebie bezpieczniej.
      - Dobrze - zgodziła się, choć dziwnie się czuła, nie mogąc powiedzieć o wszystkim swojemu tacie. Ale on miał teraz co innego na głowie… Nie mogłaby przecież dorzucać mu kolejnych zmartwień, tym bardziej, że jej wizja najprawdopodobniej w żaden sposób go nie dotyczyła.
      - Przejdę się jednak do mamy i zapytam ją o to i owo - zapowiedział. Tożsamość nieznajomej kobiety z jakiegoś powodu nie dawała mu spokoju.
      Pokiwała głową. Porozmawiali jeszcze trochę, wdychając świeże, leśne powietrze, po czym Kairen odprowadził dziewczynkę do siostry i wujostwa oraz Kanaru. Miyako świetnie się bawiła i właściwie dopiero po ujrzeniu Mayumi zauważyła, że ta zniknęła wcześniej na jakiś czas. Suzu i Dei nie byli zmartwieni, skoro wiedzieli, że Mayu spędziła ten okres z Kairenem. Zaprosili go na obiad, ten jednak grzecznie odmówił, tłumacząc, iż musi spotkać się z matką. Gdy uzyskał od Deichiego zgodę na chwilowe opuszczenie Akademii, pożegnał się ze wszystkimi.
***
      Aya zdziwiła się, widząc syna. Spotkali się przecież wczoraj po południu, dlatego raczej nie spodziewała się jego rychłej wizyty w domu. To jednak nie zmieniło faktu, że bardzo ucieszyła się na jego widok. Tak mocno go kochała! Tęskniła za czasami, gdy miała go przy sobie na co dzień. Wtedy życie miało jakby większy sens… Mogła otaczać kogoś czułą opieką, miała z kim porozmawiać… Zero przecież często nie było i nierzadko wychodziło na to, iż niemal całymi dniami siedziała sama w zupełnej ciszy, nie mając do kogo ust otworzyć. Z jednej strony lubiła samotność i była do niej przyzwyczajona, z drugiej… Cóż, po prostu nachodziły ją wówczas setki przykrych myśli bądź wspomnień. Od czasu do czasu czuła niepohamowaną potrzebę wejścia do pokoju Mariko, ale gdy już to robiła, zazwyczaj wybuchała płaczem, co kończyło się siadaniem pod ścianą i drżeniem podczas przyciskania do serca czegoś, co należało do córki. Czy ból po jej stracie kiedykolwiek zelżeje? Zaczynała w to wątpić. Oczywiście potrafiła już normalnie funkcjonować, przy innych też starała się nie okazywać tłumionych w sobie uczuć, niemniej czasami po prostu nie wytrzymywała i dawała się ponieść rozpaczy. Gdyby nie Kairen, zabiłaby się przecież. Żałowała, że nie może tak jak on spotkać się z Mariko, powiedzieć, jak bardzo ją kocha i jak za nią tęskni… Nie mogła jej przytulić, ucałować w czoło jak niegdyś, gdy na przykład utulała ją do snu… W takich chwilach przeklinała to, jak bardzo życie jest niesprawiedliwe. Ostatnio też jej rodzinę napadły nowe problemy, co dodatkowo wyprowadzało ją z równowagi. Martwiła się o wszystkich dookoła, szczególnie o męża, który starał się trzymać, ale w istocie obwiniał się o to, co się teraz działo i powoli zdawał się w pewien sposób wypalać. Może byłoby inaczej, gdyby zdrajcy Związku nie wykorzystali do swojej akcji pamięci Mariko. Tak jednak się nie stało i to był główny powód tego, iż oboje tak bardzo to przeżywali. Choć osobom z zewnątrz mogło się wydawać, że Aya po śmierci córki cierpiała nieporównanie bardziej niż jej mąż, tak naprawdę ich serca pękły i bolały oraz krwawiły równo i obecnie, gdy jego współpracownicy w tak nieetyczny, łagodnie mówiąc, sposób wykorzystywali ich biedną Mari-chan, ledwo udawało mu się maskować swoje prawdziwe emocje. Nawet przy niej grał, choć nie z takim zapałem jak przy innych. Wiedziała, iż nie chciał jej dodatkowo dobijać, ale ona przecież widziała, co się z nim dzieje. W końcu jak długo można być silnym i pozornie nieczułym? I jeszcze ta nienawiść, której nigdy do końca się nie pozbył… To ich różniło. Ona potrafiła wybaczać, on nie bardzo. Jedyna osoba, która uzyskała jego rozgrzeszenie po swoich okropnych winach, to Ichiru, ale on przecież jest jego bratem bliźniakiem. No, może jeszcze Suzaku udało się jakoś wywinąć, aczkolwiek choć on i Zero są przyjaciółmi, między nimi był, jest i, czego się obawiała, zawsze będzie jakiś zgrzyt - zazdrość bądź podobne do niej uczucie. Starała się je wykorzenić, ale skoro przez tyle lat jej się to nie udało, wątpiła, by to się nagle zmieniło. Jedyna nadzieja w tym, że Suzaku wreszcie zejdzie się z Hanashi i łaskawie dostrzeże, co do niej czuje. Ale póki co ten idiota, to wieczne dziecko, wmawia sobie bzdury i robi głupstwa, które na pewno odwrócą się przeciwko niemu. Z tym jednak Aya nie mogła nic zrobić, nierozsądnie byłoby się wtrącać, to zbyt osobiste i intymne sprawy.
      Wracając do Zero, nie miała pojęcia, jak mu pomóc. Wiedziała, że nie uda się jej wyrzucić z jego serca i umysłu nienawiści do tych, którzy skrzywdzili jego bliskich. Potrafił nosić w sobie urazę tak długo jak chyba nikt inny. Nie każdy o tym wiedział. Z zewnątrz wyglądało to inaczej, ale ona wiedziała o nim prawie wszystko. Prawie - bo domyślała się, że coś jednak przed nią ukrywa, ale nie naciskała. Każdy miał prawo do prywatności. Ona przecież też nie powiedziała mu na przykład o tym, co wyznał jej Suzaku. Czasami zastanawiała się, jak wiele jej mąż ma na sumieniu i czy w jakiś sposób boli go to, co zrobił. Ona na przykład przeżywała długo każdą śmierć bądź ranę, jaką komuś zadała. Może poza dzieciakiem Toumą, który zamordował jej ojca. Kiedy walczyła z Akujim, pragnęła zadać mu jak najwięcej bólu i go zgładzić, co jej się nie udało. Teraz, z perspektywy lat, wiedziała, że to dobrze, iż to nie ona zadała ostateczny cios - zrobił to przecież Kaname Kuran - niemniej wówczas nie marzyła o niczym innym. Oczywiście nigdy nie zmieniła zdania i nadal uważała, że ten okrutnik otrzymał to, co mu się należało, ale jednak jakaś jej cząstka cieszyła się, iż nie dołączył on do grona tych, których pozbawiła życia. Po prostu nie lubiła zabijać, czego nie można było do końca powiedzieć o Zero. Kiedy ktoś go w jakiś sposób zranił, trudno było mu spocząć, póki się nie zemścił. Dlatego między innymi tak bardzo się o niego teraz martwiła. Nie wiedział, komu może ufać - w końcu jakaś cząstka jego pobratymców zdradziła go oraz zasady, które wraz z paroma innymi osobami ustanowił - i był zagubiony. Gdyby był normalną osobą, słabszą niż zdecydowana większość, już dawno by się poddał, ale on nie potrafił tego zrobić, choć momentami najwyraźniej miał na to ochotę. Pilnował się też, by nie utracić panowania nad sobą, widziała to. Nie mógł stracić cierpliwości i zdrowego rozsądku, nie teraz, gdy chodziło o Łowców. Gdyby sprawa dotyczyła wampirów, byłoby mu dużo łatwiej, bo doskonale potrafił je nienawidzić i gładzić. Teraz wrogami byli jego ziomkowie, rasa, w której się urodził, wychował i wedle której zasad żył. Była pewna, że on i Akihira Katsura cierpią obecnie najbardziej. Obaj musieli być w jakiś sposób rozdarci i zagubieni, pełni wątpliwości i obarczeni zbyt wielką odpowiedzialnością…
      - Mamo. - Kairen przypomniał jej o swojej obecności, kładąc jej dłoń na ramieniu.
      - Przepraszam, synku. - Uśmiechnęła się lekko, po czym przytuliła się do niego. Brakowało jej tego, że to ona tuliła go do piersi. Teraz przecież był już od niej wyższy i to ona chowała się w jego ramionach, nie na odwrót.
      Objął ją w ten swój subtelny sposób, zupełnie inny niż Zero. Próbowała sobie przypomnieć uścisk ojca i gdy to jej się udało - choć przecież niewiele razy było jej dane przytulić się do Kage - zdała sobie sprawę z tego, że Kai naprawdę jest do niego niesamowicie podobny. Co prawda miał w sobie jeszcze więcej „anielskości” niż jej tata, ale jednak… Tak, zdecydowanie byli do siebie podobni.
      - No, co cię do mnie sprowadza? - zapytała z nutką wymuszonej dziarskości. Oczywiście Kairen natychmiast to wyczuł, a ona zdawała sobie z tego sprawę, ale mimo tego nie umiała inaczej. Miałaby załamać się i okazać swoją wrodzoną słabość przy synu? To jej dziecko, powinna go chronić, a nie pozwalać na to, by było na odwrót.
      - Muszę cię o coś spytać - odparł. Wiedział, że matce może ufać jak nikomu innemu, więc nie bał się, że temat wypłynie, jeśli poprosi ją, by zachowała te informacje dla siebie. Bądź co bądź naprawdę nie chciał, by zbyt wiele osób wiedziało o tym, co za pomocą wizji ukazuje się Mayumi. Lepiej jak najwięcej utrzymywać w sekrecie.
      Aya skinęła głową i oboje przeszli do kuchni. Od razu wstawiła wodę, bo choć było dość ciepło, Kairen zawsze wolał do picia herbatę zamiast soku czy wody. Miał to za nią, ona też tak robiła. No, chyba że miała okazję skosztować porządnego cappuccino. Nie wiedzieć czemu, nagle przypomniała sobie swoje pierwsze chwile jako wampira. Kiedy poczuła smak krwi Zero, zdawało jej się, że już nigdy żaden napój nie będzie jej naprawdę smakował, bo nic lepszego zwyczajnie nie mogło istnieć. I pewnie tak było, niemniej już od dawna ponownie czerpała wielką radość również z picia herbaty bądź cappuccino. Krwią poili się nawzajem na tyle rzadko, na ile się dawało, zazwyczaj spożywając tabletki krwi, które, choć nie do końca zaspokajały wampirze żądze, to przynajmniej nie zmuszały nikogo do czynienia komuś krzywdy.
      Kiedy postawiła kubki na stole, Kai uśmiechnął się w podziękowaniu. Uwielbiała na niego patrzeć i przebywać w jego towarzystwie. Emanował aurą spokoju, dzięki czemu zawsze czuła się lepiej. Był prawdziwym błogosławieństwem…
      - Więc o co chodzi, kochanie? - spytała, siadając naprzeciwko niego i uśmiechając się lekko.
      - Mayu-chan miała pewną wizję - oświadczył, po czym dokładnie opisał matce sen Mayumi. Aya słuchała z uwagą, nie przerywając mu ani razu. Widział, jak na jej twarzy pojawia się współczucie, przerażenie, a także zdziwienie. Na koniec poprosił, by nikomu nie wspominała o tym wszystkim. Zrozumiała jego obawy i obiecała, iż zachowa to dla siebie, chyba że pojawiłaby się kiedyś potrzeba zdradzenia tego komuś z otoczenia rodziny. Kai skinął głową i przeszedł do sedna. - Mayu-chan jest tak zaskoczona tym podobieństwem między tobą, mamo, a tamtą kobietą, że wysnuła podejrzenie, iż to twoja zaginiona siostra bądź inna krewna - wyjaśnił. - Choć to raczej mało prawdopodobne - dodał z westchnieniem.
      - Faktycznie - zgodziła się z nim. - Gdybym miała krewną pasującą do tego opisu, na pewno bym o niej wiedziała. Przejrzałam wszystkie zapiski ojca i inne pamiątki rodzinne rodu twojego dziadka, ale nie było tam żadnej wzmianki o takiej kobiecie. - Zamilkła na moment, przegrzebując myśli. W pewnej chwili uśmiechnęła się z nutą smutku. - Nawet teraz, po tylu latach, gdy słyszę o brunetce o zielonych oczach, natychmiast staje mi przed oczyma matka - wyznała. - Szkoda, że to nie może być ona - powiedziała cicho, czując się przy tym niesamowicie głupio. To takie dziecinne pragnienie: chęć, by rodzic, który zmarł dawno temu, nagle okazał się żywy. Bądź co bądź coś takiego spotkało Kaori. Obie były przekonane, że Reiko zginęła z rąk wampirów niedługo po tym, jak przeniosły się do Akademii Kurosu, ale potem okazało się, iż to tylko fortel mający na celu zmylenie wrogów. Sprawa z Maayą Katayamą miała się zupełnie inaczej. Aya na własne oczy widziała, jak zginęła. I Kage, i Reiko, a także Kaien i Touga… Wszyscy przy tym byli. Gdyby nie tamta tragedia, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
      Kairen położył rękę na jej dłoni i ścisnął ją lekko. Spojrzała na niego z wdzięcznością.
      - Kocham cię, synku - szepnęła, nie mogąc się powstrzymać.
      - Ja ciebie też, mamo - zapewnił z uśmiechem.
      Kilka minut później wspólnie poczęli dumać nad tym, kim może być kobieta, którą widziała Mayumi, a którą w przyszłości Kairen najprawdopodobniej miał uratować. Jakby nie patrzeć, przyszłość może się zmienić, ale oboje mieli nadzieję, iż w tym przypadku tak nie będzie.
      - Czyli pozostaje mi rozmowa z dziadkiem - podsumował w końcu Kai. W razie czego mógł też poprosić o spotkanie innych przodków, chociaż wolałby ich nie niepokoić. Najczęściej spotykał się z Mariko, czasem z Kage i Maayą, z kim innym naprawdę rzadko.
      Aya skinęła głową. Wątpiła, by jej ojciec miał coś takiego do ukrycia, ale warto spróbować. Ponownie posmutniała na myśl, że nie ma daru podobnego do syna. Z drugiej strony, gdyby takowy posiadała, zapewne zatraciłaby się w kontaktach ze zmarłymi. Kairen był osobą, która potrafiła oddzielić jeden świat od drugiego, ona miałaby z tym problem. Pragnęłaby wciąż przebywać po drugiej stronie, by móc spędzać mnóstwo czasu z córką i rodzicami, a to pewnie ostatecznie doprowadziłoby ją do obłędu. Najwyraźniej dobrze się jednak stało, iż to nie ona otrzymała taką niesamowitą zdolność.
      - Powinienem wracać - rzekł Kai z przepraszającym uśmiechem. Wolałby zostać z matką dłużej, wesprzeć ją jakoś, ale był wiceprzewodniczącym Nocnej Klasy, a z tym wiązały się poważne obowiązki. A jeszcze istotniejsze było dbanie o bezpieczeństwo Mayumi oraz paru innych ważnych dla niego osób przebywających na terenie Akademii.
      - Wiem, przepraszam, że cię tak tu przetrzymuję - odparła, starając się, by jej głos brzmiał swobodnie.
      - Do letnich wakacji nie zostało wiele tygodni, niedługo spędzimy razem więcej czasu - zauważył. Skinęła głową. - Myślę, że powinnaś częściej wychodzić z domu, mamo - rzekł poważnie, ale nie z wyrzutem czy naganą. - Ciocia Kao, babcia Reiko czy ciocia Suzu byłyby zachwycone, gdybyś częściej je odwiedzała - podpowiedział.
      - Hai, hai - zasalutowała słabo, wiedząc, że Kairen ma rację, ale jakoś nie miała ochoty na spotkania towarzyskie.
      - Wiesz, że jak się przełamiesz, to będzie dużo łatwiej - ciągnął. - A teraz wszystkim przyda się wsparcie - zaakcentował, dając Ayi do zrozumienia, że nie tylko ona by na tym zyskała.
      - Pewnie masz rację - odparła, w istocie wiedząc doskonale, że tak jest naprawdę. - Ach, właśnie! - przypomniała sobie. - Tamaki prosił o wypożyczenie zapisków Mari-chan.
      - No tak, wspominał coś o tym.
      Wstali i poszli do salonu, w którym Aya przygotowała księgi, by przekazać je siostrzeńcowi. Skoro jednak Kai wpadł z wizytą, nie musiała sama mu ich przekazywać. Podała je synowi, po czym oboje przeszli na korytarz i tam objęli się serdecznie. Potem Kairen pożegnał się i wyszedł, a Aya wpatrywała się w niego tak długo, aż nie zniknął jej z oczu w gęstwinie lasu.







***
      Ach, wspomnienia! Ten rozdział pisało nam się świetnie (bo na działce i na początku wakacji). Dziękujemy Kiran, Evie, Shōri i Andzikowi za komentarze pod poprzednim. Cieszymy się też, że na forum ostatnio coś się dzieje, oby tak dalej! ^^
      Następny rozdział, o ile uda mi się go napisać na czas (nie obiecuję na 100%, że dam radę, ale się postaram), opublikujemy 6.09. Pozdrawiamy Was serdecznie!

12 komentarzy:

  1. Jestem!
    Rozdział (jak zwykle) bardzo mi się podobał i już przechodzę do jego komentowania! :D

    I w końcu Kei się dowiedział, któż to taki zabił Kiran. Spodziewałam się tego typu furii, ale żeby tak ostro ._. Zabijanie bez skrupułów zupełnie do Kei'a nie pasuje, chociaż doskonale rozumiem sytuacje.

    Ta wizja Mayu mnie prześladuje! Musicie bowiem wiedzieć, że rozwodziłam się nad nią dobry tydzień, a teraz, kiedy podałyście dokładny wygląd tej kobiety, od razu skojarzyła mi się z Maayą! Przez chwile nawet rozważałam wszystkie "za" i "przeciw" jej powrotowi zza światów, choć to przecież niemożliwe. Ale fajnie by było...

    Ogólnie, to nie za bardzo wiem, co jeszcze napisać, bo wszystko, co do komentowania, już skomentowałam. No cóż, pozostaje życzyć wam weny i podziękować serdecznie za dedyk!

    ShoriChan

    PS.: Jestem pierwsza!! *^* A! I sorry, że tak króciutko ;< Piszę ten komentarz o godzinie 00:33, więc jestem leciutko przymulona (czyt. zdycham X.x).

    Bye!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział się podobał :)
      Cóż, może i do Keia nie pasuje, ale właśnie w TAKICH sytuacjach czasem wychodzi z człowieka potwór, że się tak wyrażę...
      Hoho, "ta kobieta", jak widzę, czyni spore zamieszanie w Waszych główkach!
      Gratuluję "pierwszeństwa" i ogarnięcia czegokolwiek o takiej porze! :D Pozdrawiam i dziękuję za komentarz (oczywiście w imieniu nas obu ^^)!

      Usuń
  2. Hey!
    Dzięki za info!

    OMG! Wiedziałam! Wiedziałam, że to się w końcu zdarzy! Choć nienawiść i wściekłość u Kei'a były... zaskoczeniem. Nie myślałam...nie podejrzewałam, że Kei może zadziałać tak impulsywnie! Cóż, najwyraźniej rozpoczął krwawą krucjatę przeciwko mojemu mordercy... (na szafot z Kyoujim!)
    I te moje biedne córeczki... Oby nie straciły tez ojca! Tego bym mogła nie znieść... ;(

    Cóż, pomijając to, że i Maaya i Mariko nie żyją, obstawiłabym, że to któraś z nich! Wizja Mayu jest co najmniej... niejednoznaczna...

    Oczywiście, mam nadzieję, że będzie jeszcze Hany i Suzaku w następnych rozdziałach! I mojego obecnego ulubieńca-Shouty!
    Ah! Jak ja bym chciała by oni się zeszli! Ale, oczywiście, po pokonaniu różnych przeszkód!

    No i ta nasza Aya... Kairen miał rację-powinna wyjść do ludzi. Z tym się zgodzę. Zaczęłam się nawet o nią martwić...

    Nmzc, dziewczyny! :* Zawszę służę moralnym wsparciem ;)

    Pozdro i weny!

    K.L.

    PS. dzisiaj nie było kogo zhejtować xD Ostatnio to Suzaku się oberwało, ale Kei... Jego rozumiemy i łączymy się z nim w bólu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, strasznie żal mi Keia i dziewczynek ;_; Ja nie wiem, jakiego trzeba mieć pecha, by coś takiego człowieka spotkało :(
      Tak to jest z tymi wizjami, co zrobić *wzdycha*
      O to się martwić nie musisz, wszyscy troje będą się przewijać do samego końca ;)
      Aya zawsze ma jakieś problemy na głowie - w końcu to moja bohaterka, nie mogłoby być inaczej ^^' Nie no, trochę żartuję, ale... Sama nie wiem, świetnie mi się o niej pisze, a tego jej monologu wewnętrznego z tego rozdziału w ogóle nie było w planach... A tu zanim się obejrzałam, walnęłam z półtorej strony jej uczuć, myśli i tak dalej. Co ja wyrabiam? :o
      W imieniu swoim i Kao dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! :*

      Usuń
  3. Widzicie? JA komentuję. <3 Więc proszę bez żadnych uwag dotyczących mojej niechęci czy czegoś tam. Ostatnio wywiązuję się lepiej niż co poniektórzy! A praktycznie zawsze po przeczytaniu muszę mieć odrobinę przerwy nim wezmę się komentarz. Zresztą mogłabym niemal od razu wam pisać pod każdym ale czy wersja "Przeczytałam. Fajne. Podobało mi się. Czekam na następny. Pozdrawiam" bardziej przypadnie wam do gustu? Zastanówcie się. ;D Jeśli tak, to dołożę wszelkich starań, aby was zadowolić!
    Szkoda mi Mayumi. Ona w sumie to chyba najbardziej przeżywała. Małe dziecko to tak średnio, ale starsze i obdarzone takim przekleństwem... Pamiętam jak chyba Kanie mówiła, że mogła być z kimś, ale wybrała samotne życie, rezygnując z uczucia. Fajnie byłoby, gdybyście to rozwinęły, bo jestem ciekawa.
    Co do Keia...zaczynam go lubić. Bardziej. xD Nie spodziewałam, że tak się zachowa. Znaczy jasne, podejrzewałam, iż zapragnie zemsty, ale nie sądziłam, że zachowa się TAK! Ostatnio co raz bardziej mnie zaskakujecie. ;D Ale dobrze tym zdrajcom! Byli zbyt pewni siebie, spodziewając się, że "koledzy" im nic nie zrobią.
    Od początku obstawiałam Maayę jako tajemniczą osobę z wizji Mayumii. Mariko na pewno nie, raczej nie kupiła sobie szkieł kontaktowych. ;D Ale z drugiej strony Kai przecież może rozmawiać z duchami, więc mógłby się zapytać, czy babcia przypadkiem nie zrobiła sobie wakacji i wróciła do swojego ciała. xD Zaginiona bliźniaczka Maayi? Ewentualnie jakaś starsza krewna, która została wampirem i dzięki temu mogła żyć dłużej. Nie wiem, nie wiem. Tyle niewiadomych! Mam nadzieję, że niedługo wyjaśnicie. Znaczy na pewno wyjawicie tożsamość tej kobiety, ale chodzi mi o to, że niedługo. ;D
    Aya wiecznie przywiązana do dziecka. Tutaj się jakoś nie będę rozpisywać, bo nie ma o czym. To taka...Aya. xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz czas - możesz komentować :P Ja się muszę wziąć za zaległości, oj tak. A tyle rzeczy do zrobienia! D: I nikt Ci, kochana, nie każe komentować od razu (ani w ogóle komentować, jakby nie patrzeć), więc bez spiny, co? ;)
      Oj, Mayu jest strasznie biedna i to oczywiście prawda, że przeżywa to wszystko bardziej niż taka Miyako, która wielu rzeczy zwyczajnie nie jest jeszcze w stanie pojąć. Co do wątku z rezygnacją z uczucia, nie planuję tego jakoś rozwijać, ale może... Nie wiem, zbyt wiele rzeczy wychodzi w praniu!
      Zaskakujemy, mówisz? Miło słyszeć :D
      Och, ile pomysłów! Ale szczerze mówiąc ciężko mi powiedzieć, kiedy tajemnica "tej kobiety" wyjdzie na jaw. Bez sensu coś zakładać, bo u nas zazwyczaj coś, co ma się zmieścić w jednym rozdziale, rozszerza się np. na dwa czy trzy xD
      Dziękujemy za komentarz i również pozdrawiamy (a także całujemy i tak dalej, jak to w rodzinie :P)!

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, nie ma bata! Trzeba nadrobić komentarz (który powinien być napisany w terminie, bo dwa tygodnie na napisanie komentarza, to wystarczająco dużo)! Chociaż teraz to już nie to samo, bo wiem co będzie dalej… ALE poradzę sobie! :D Z góry przepraszam za wszelkie bzdury, które się w komentarzu pojawią…

    Zacznę może od tego, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego po tym tytule. Także nie powiem, czułam się baaardzo zaskoczona, gdy okazało się, że rozdział w większości jest o Keiu. Tak w ogóle, to strasznie o nim mało! Zawsze ukazywałyście go w towarzystwie Hany albo Mariko. Cały czas robił za wsparcie dla nich. Po śmierci Mariko wszystko zaczęło się zmieniać… A prawdziwy przełom nastąpił po śmierci Kiran. I tak, o ile wcześniej uważałam Keia za postać właściwie bez charakteru, o tyle po tym rozdziale zbierałam szczękę z podłogi (zbierałam, serce mi pękało, ale zbierałam)!
    Fakt, też uważam, że nie pozbierałby się tak szybko, gdyby nie dzieci. I tak jest w życiu. Człowiek wie, że nie może się załamać, że ma dla kogo żyć i że ten ktoś na niego liczy (tak dużo „że” w jednym zdaniu!). No bo co by się stało z Mayu i Miyą, gdyby on się załamał? Niby miałby się nimi kto zająć i na pewno otoczono by je miłością, żeby tak tego nie odczuły… ale to nie są na tyle małe dzieci, by nie dostrzec co się dzieje (zwłaszcza Mayumi). Cierpiały po stracie matki. Miałyby jeszcze cierpieć z powodu ojca? To by było zbyt okrutne, nawet jak na Was (:*).
    W tym rozdziale miałam same niespodzianki! Niby jak Mayu chciała porozmawiać to już wiedziałam, że ona mu powie, ale wcześniej byłam pewna, że dowie się tego inaczej.
    Rozczulił mnie sposób, w jaki Kei traktuje Mayumi. Ta troska, to przywiązanie i ojcowska miłość… nie każdy potrafiłby tak pokochać „obce” dziecko. Macie ogromnego plusa za to. ;)
    No i Mayu. Ech, jakbym miała przy sobie takie biedactwo jak ona, z którym los obszedł się w najokrutniejszy ze sposobów, to chyba bym jej nieba przychyliła. </3 Nie no, ona tyle wycierpiała, a jednocześnie nie robi z siebie tragedii w stylu; „O, patrzcie wszyscy, jaka ja pokrzywdzona!”. I chwała jej za to. Mówiłam już kiedyś, że nad cudownością Mayumi mogę rozwodzić się godzinami (zaczynam odbiegać od tematu…) i przypuszczam, że gdybym miała więcej czasu, to tak by było… Boże, ona jest taka biedna i kochana! Płakać mi się chciało, jak to czytałam! Przecież to tylko dziecko… a musi dokonywać tak dojrzałych wyborów… Na jej miejscu postąpiłabym tak samo. I nie może się nazywać egoistką tylko dlatego, że chciała ochronić bliskie jej osoby! Każdy ma prawo do odrobiny szczęścia, a zwłaszcza ona! T.T

    Bliźniaki… ta więź, która je łączy… jest z jednej strony niesamowita, ale z drugiej też przerażająca. Serio, momentami aż mnie dreszcz przechodzi.
    Hana to ma naprawdę przerąbane. Najpierw przeżywa akcję ratunkową, którą zorganizował jej lekkomyślny braciszek (moje słoneczko, mój skarb najdroższy! :*), potem idzie na piwo z seksownym młodym bogiem (wtf?!), by później spędzić z nim upojną noc, z której wyżej wymieniony młody bóg usunie jej wszystkie wspomnienia (niech dziad ginie!!!!!!!!!), następnie matka udziela jej reprymendy za pijaństwo (:D), drugi seksowny młody bóg (który nie jara mnie tak jak moje słoneczko. :*) strzela w nią tekstem „Wyglądasz, jakby cię coś przejechało”, a na koniec (bo przecież optymistycznym akcentem w postaci komplementu Shouty nie można było zakończyć. :D) spotyka bliźniaka w takim, a nie innym stanie, po czym on przekazuje jej informację o tym, kto zabił jej szwagierkę . A! No i nie zapominajmy o tym, że przed nią jeszcze poznanie prawdy o seksownym młodym bogu nr 1, bo bez tego nie będzie! Jak jej po tym wszystkim nie zamkną w pokoju bez klamek pomalowanym na niezwykle gustowny odcień śnieżnej bieli, to to jest mistrzostwo, a nie postać!... (Za wszystkie głupoty przepraszałam na samym wstępie! Też Was kocham! :*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale ja tu gadu-gadu, a jak zwykle najważniejsze przede mną! Czy muszę mówić, że więź między bliźniakami jest niesamowicie wzruszająca (i przerażająca, ale to swoją drogą…) i na miejscu Hanashi też poszłabym za Keiem? To przecież oczywiste. Chciałam też wspomnieć, że dobrze, iż zarówno Mayu, jak i Hana starały się dać do zrozumienia Keiowi, że przez lekkomyślność może osierocić córki. To bardzo ważne, bo przecież rozpacz i ból po stracie Kiran, które w dodatku były całkiem świeże i wieść o tym, że zdradził ją ktoś, kto był dla niej jak rodzina, zupełnie by go zaślepiły (chociaż i tak dał się ponieść). Ale dobrze, że ma Hanashi. Ona jest naprawdę nieoceniona. Na dobre i złe jest przy nim, wspiera go… to się nazywa prawdziwa miłość, a nie jakieś romantyczne mrzonki!
      Watanabe i Maeda. Tych debili, to bym tłukła i patrzyła, czy jeszcze żyją! Idioci cholerni, zdychaliby w męczarniach (może to nie czas na osobiste urazy, ale…)! Chociaż, Kei się naprawdę postarał! I to była scena, w której pękło mi serce, a szczęka posypała się w drobny mak. Nie spodziewałam się takiej reakcji po Keiu! Nawet, gdyby ktoś mi mówił, że tak będzie, to nie uwierzyłabym mu! Kei? Ten zawsze opanowany facet, gotów w każdej chwili wesprzeć bliskie osoby? Ten kochający ojciec? W życiu. I tu właśnie widać, co żal robi z człowiekiem. Jak chęć zemsty, ból po stracie ukochanej i poczucie zdrady zmieniło tę na wskroś dobrą osobę w bezwzględnego potwora.
      Wracając jeszcze na sekundę (bo więcej mojego czasu na nich szkoda…) do Watanabe i Maedy. Żeby tak wszystko sypnąć? Zupełnie bez honoru! Jesteś kozak, bądź kozak do końca, a nie! Nie mam za grosz szacunku do takich ludzi! Są niewarci nawet splunięcia, dobrze, że Kei ich zabił, bo byli tylko skazą na ludzkości i marnowali tlen!

      Boże, ja nie wiem ile czasu już piszę, ale ja nawet w połowie rozdziału nie jestem (a może i jestem?)! :O Ale postaram się streścić, bo jeszcze tyyyle przede mną…

      Tak długo czekałam na powrót do tej wizji! Najpierw myślałam nad nią i myślałam, potem zupełnie wyleciała mi z głowy, a po tym rozdziale znowu nie mogłam sobie darować tego, że nie wiem kim jest ta kobieta! Opis wyglądu, czarne włosy, zielone oczy… w pierwszej chwili… o cholera! Maaya Katayama! Wchodzę w szczegóły… wampirzyca i to wysoko urodzona… to nie pasuje… I znowu: kim ona jest?! Następna myśl: dlaczego ją uwięziono? Na to nawet przez chwilę nie miałam pomysłu. Kto ją uwięził? Ja podejrzewam Sarę! Chociaż ja ją podejrzewam o całe zło tego świata, także… Dobra, nieważne! Wiemy, że Kai ją uratuje. I to już jest jakaś konkretna informacja! Tylko jak ją uratuje, skoro nie wie, kim ona jest? I znowu zataczam to cholerne koło! Przez Was kiedyś w obłęd popadnę!
      Teraz znowu mogłabym rozwodzić się nad wspaniałością Mayu, ale już pewnie macie tego dość, więc krótko: Ona jest naprawdę świetna, potrafi doceniać takie rzeczy, które każde inne dziecko przyjmuje za coś pewnego. Chyba nikt nie został tak bardzo skrzywdzony jak ona, a mimo wszystko, cieszy się z tego, co ma. Jeden z wielu powodów, dla których ją kocham. <3
      A Miyako zawsze jest taka słodka! Uwielbiam dzieci, także „ochów i achów” mogłoby być tutaj mnóstwo, ale się ograniczę do tego, że powiem, iż ją uwielbiam. <3 Tylko żal mi jej strasznie, że podczas tak ważnych wydarzeń, które wstrząsną światem Łowców i dotkną jej rodziny, ona jest tylko dzieckiem. Bezbronnym, nieświadomym dzieckiem, które jest zbyt małe by zrozumieć to wszystko.
      No i relację między dziewczynkami też bardzo lubię. Taka czysta, siostrzana miłość, pozbawiona chociażby cienia egoizmu! <3
      Myślałam, że Kai coś pomoże, wpadnie na jakiś ślad… a tu nic. ;/ Byłam trochę zawiedziona, no, ale w ten sposób tylko podsycacie moją ciekawość, a bardziej ciekawska ode mnie, to jest chyba tylko Suzu (<3<3 – Ha! Podwójne! :D) … Więc albo w najbliższym czasie dowiem się, kim jest ta pani, albo padnę z ciekawości!

      Usuń
    2. Wspominałam tyle razy, ale jeszcze raz powiem, że przyjaźń między Mayu, a Kairenem jest naprawdę nieziemska! Oni się tak dopełniają… A! No i (ja tego dziś nie napiszę xD) jeszcze zazdroszczę Wam tego, jak perfekcyjnie potraficie poprowadzić postać Kaia. On jest taki stonowany, spokojny i w ogóle cudowny, że po prostu się już od niego tego opanowania i dojrzałości wymaga. I wiadomo, że w niektórych sytuacjach (zwłaszcza nerwowych) nie zawsze taki spokój pasuje i wygląda on na wymuszony, sztuczny. Ale w przypadku Kaia tak nie jest. U niego wszystko jest naturalne i jak najbardziej prawdziwe. Także naprawdę, podziwiam. :)

      I już naprawdę kończę! Nie ma to jak Aya i jej bezgraniczna miłość do dzieci (zarówno tych żywych, jak i umarłych)! Mówiłam już tyle razy, że bardzo podziwiam Ayę, bo mimo wszystko, jest naprawdę silną kobietą. Ale mogłaby posłuchać syna i w końcu wyjść do ludzi! Bo co ona robi przez cały czas w tych ścianach? Dołuje się! Dołuje i tonie w tym wszystkim. We wspomnieniach, w tęsknocie za córką, na pewno też w poczuciu winy, bezradności i zmartwieniach. A taka mieszanka jeszcze nikomu nie wyszła na zdrowie.
      Ach! No i dalej nic o tej kobiecie!

      Przepraszam, że tak późno, no, ale… tak wyszło, jeszcze raz przepraszam. Rozdział bardzo mi się podobał, jak zresztą wszystko, co wyszło spod Waszej ręki. Nie będę przeciągać, bo mam jeszcze mnóstwo do nadrobienia!

      Pozdrawiam i życzę weny – Andzik

      Ps. Blogger był wyjątkowo oporny, okazywało się, że ucinało mi po 1/3 komentarza, momentami 1/2... a jak sprawdzałam to wszystko było w porządku. :/ No, ale usuniecie sobie to, co usunęłam ja i będzie w porządku ;)

      Usuń