Zaraz po
zakończonym spotkaniu rodzinnym Hanashi opuściła rodzinę, tłumacząc, że źle się
czuje. Niemal cała reszta zaś rozeszła się do domów bądź dormitoriów (a w
przypadku Deia - do gmachu szkoły, by w gabinecie przyjąć Shoutę Hanadagi), nie
mogąc pozwolić sobie na dłuższe przerwy w pracy albo nieprzespaną noc, przez
którą nie miałaby siły na wyzwania kolejnego dnia. Poza mieszkańcami domku
dyrektora jedynie Kei go nie opuścił, ponieważ postanowił zostać na noc na
terenie Akademii, chciał bowiem, żeby córki mogły się wyszaleć, a i on przy
okazji nacieszy się trochę nimi obiema. Tak rzadko spędzali czas we troje…
Kiedy zginęła Kiran, jego świat się rozpadł i gdyby nie dzieci, nie umiałby się
tak szybko podnieść.
Rudowłose
dziewczynki wróciły o wyznaczonej porze, zadowolone, że tatuś pozwolił im bawić
się tak długo z nowymi koleżankami, które pomimo bycia wampirami - a może
raczej głównie z tego powodu, skoro mowa o dniu - zdawały się być wymęczone
tyloma godzinami opieki nad tymi żywotnymi istotkami. Gdy Keiowi udało się
pochwycić w objęcia Miyako, ta praktycznie od razu zasnęła na jego rękach.
Zaniósł ją więc do pokoju gościnnego, w którym mieli spać tej nocy, a następnie
poszedł do Mayumi rozmawiającej przy stole z Suzu, która uraczyła ją
ciasteczkami własnej roboty oraz sokiem malinowym.
- To jak,
Mayu-chan, kąpiel i kładziemy się spać? - spytał Kei, siadając obok przybranej
córki.
-
Właściwie, tatusiu… - zaczęła, przegryzając kruche ciasteczko. - Chciałabym
jeszcze z tobą porozmawiać - dokończyła z delikatnym, jakby niepewnym
uśmiechem. Zanim zdążył odpowiedzieć, dodała jeszcze - Może się przejdziemy?
Znalazłyśmy z Miyą-chan takie fajne miejsce w lesie…
- Niech ci
będzie - rzucił, czochrając córkę po głowie pełnej niesfornych loków. Prawdę
powiedziawszy, zdziwił się nieco, ponieważ Mayumi nigdy go o nic nie prosiła,
jakby nie chciała sprawiać żadnych kłopotów. Tym razem jednak subtelnie
naciskała, więc najwyraźniej bardzo jej zależało na tej rozmowie.
Suzue
pomyślała, że dziewczynka jest po prostu stęskniona, więc uśmiechnęła się
rozczulona, po czym zaczęła sprzątać po kolacji i zostawiła ich samych.
Kiedy
wyszli już na świeże powietrze, przez kilka minut przechadzali się, rozmawiając
o bzdurach.
- Więc o
czym tak naprawdę chciałaś pomówić, Mayu-chan? - zagaił potem Kei.
Dziewczynka
natychmiast się spięła i zaczęła bawić falbankami zielonej spódniczki.
- Wiesz, że
możesz mi powiedzieć mi o wszystkim, prawda? - chciał się upewnić, uśmiechając
się zachęcająco. Mayumi tak uroczo wyglądała, gdy była skrępowana!
- Nie chcę,
żebyś się zdenerwował, tatusiu - szepnęła, nie mając pojęcia, jak zabrać się za
to, co chciała mu przekazać. Wiedziała jednak, że już nadszedł na to czas.
- Nie
podoba ci się w Nocnej Klasie, ktoś wyrządził ci krzywdę? A może ty coś
zbroiłaś? Nie martw się, spokojnie - rzekł czule. Zobaczył jednak, że rudowłosa
znów się spina. Wyprzedził ją i ukucnął przed nią, spoglądając badawczo w jej
zaszklone już oczy. - Co się stało, Mayumi? - zapytał z powagą, choć wciąż starał
się nie napierać zbyt mocno.
Wzięła
kilka głębokich wdechów, czując, jak jej serce przyspiesza. Zawiał mocniejszy
wiatr, który sprawił, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Dobrze… -
powiedziała cicho. - Więc… Ja… - wyraźnie się wahała, coraz intensywniej
gniotąc spódniczkę. Kiedy spojrzała w ciepłe oczy Keia, nieco się uspokoiła,
ale nim zaczęła znów mówić, wbiła wzrok w ziemię. - Pamiętasz, jak Kai-chan nie
mógł ci powiedzieć, kto zabił mamę? - spytała cicho na jednym wdechu, zlana
potem. Wyraz twarzy Keia zmienił się momentalnie, chociaż nie umiała
stwierdzić, jakie dokładnie uczucia nim teraz targają. Złość, zawód, ból,
cierpienie, a może wszystko naraz? Skinął jednak tylko głową, nie chcąc jej
przerywać. Była mu za to wdzięczna. - Obiecał mamie, że nie może tego zrobić.
Ale ja nie - szepnęła jak w transie. - Rozmawiałam dziś chwilę z Kai-chanem.
Zanim wrócił do dormitorium. Wiem, że wojna się zbliża, więc teraz mogę już
powiedzieć ci prawdę. Gdybym zrobiła to wcześniej, na przykład na pogrzebie,
nie byłoby już teraz ze mną ciebie i Miyi-chan - zapłakała, trzęsąc się już.
Kei przygarnął ją do siebie. Czuła, że on także drży. - Wiedziałam, że w
konsekwencji wybuchnie wojna, ale egoistycznie nie mogłam pozwolić wam umrzeć…
Nie wam… - łkała jak niemowlę. - Teraz ON - zaakcentowała to lekko - urósł w
siłę i przewodzi powstaniu… Przepraszam, tatusiu, tak bardzo przepraszam! -
mówiła jak w transie, przeklinając w duchu siebie, swoją moc i wszystko, co ze
sobą niosła. Mężczyzna odsunął ją od siebie i z cieniem obłędu w oczach
spojrzał na nią.
- Kyouji…
Katsura? - zapytał niedowierzając. Jeden z najbardziej oddanych przyjaciół
Kiran, jej mistrz, którego tak szanowała, ten, który był dla niej jak rodzina…?
Naprawdę był w stanie zabić ją z zimną krwią, a potem składać jemu i jego
córkom wyrazy współczucia na pogrzebie?!
Dziewczynka
skinęła głową i powiedziała, że jest tego pewna - i Kairen zresztą również. Kei
nie wiedział, co zrobić. Jego głowę nawiedziły czarne myśli, nie mógł nawet
skupić się na płaczącej przed nim córce. Serce pękło mu po raz kolejny, choć
tamte rany przecież nie zdążyły się jeszcze zabliźnić. Ostatkiem sił zdobył się
na przytulenie Mayumi i względne uspokojenie jej.
- Już
dobrze - szeptał, głaszcząc ją po głowie. - To nie twoja wina. Rewolucja i tak
by wybuchła, a przynajmniej uratowałaś niewinnych ludzi - dodał drżącym głosem.
- To nie twoja wina… - powtarzał, nie wiedząc, co jeszcze mógłby powiedzieć.
Jak mógł być odpowiedzialnym ojcem teraz, gdy jego myśli wypełniała chęć
zemsty? Jedyne, co sobie wyobrażał, to scena, w której wbija katanę w
Kyoujiego, mszcząc się w ten sposób za swoją ukochaną żonę. Jak ona musiała się
czuć, widząc tak bliską sobie osobę zadającą jej ostateczny cios…?
Przeszło mu
też przez myśl, jak ciężko musiało być Mayumi. Od tak dawna o tym wiedziała, a
nie mogła mu tego powiedzieć…
-
Przepraszam, że nie mogłaś wcześniej zrzucić z siebie tego ciężaru. Mam
nadzieję, że Kairen nieco ci pomógł. Jest takim dobrym przyjacielem - szepnął.
- Uhm -
potaknęła, niemalże krztusząc się łzami.
Stali tak
przytuleni przez jakiś czas, żadne z nich nie miało pojęcia, jak długi. Gdy
dziewczynka w miarę się uspokoiła, Kei odprowadził ją do domu - od razu do
pokoju, w którym mieli urzędować. Na szczęście nie minęli Suzue, która mogłaby
mieć jakieś podejrzenia, gdyby ujrzała ich w takim stanie.
Kei położył
Mayumi obok Miyako i utulił ją do snu, kolejny raz uspokajając i dziękując za
szczerość.
- Tatusiu,
nic ci się nie stanie, prawda? Zawsze będziesz z Miyą-chan i ze mną, tak? - zapytała
szeptem.
Przytaknął,
wiedząc, że prosi go, aby nie robił niczego nierozważnego. Ucałował ją w czoło
i poczekał, aż zaśnie, nie mogąc wyprzeć z umysłu informacji, które usłyszał od
córki.
***
Hanashi po
rozmowie z Shoutą udała się w kierunku skrzydła nauczycielskiego. Wciąż była
lekko zmęczona po strzelaniu, głowa nadal ją bolała, ale czuła się minimalnie
lepiej. Po drodze poczuła jednak coś niepokojącego, innego od tego, co trapiło
ją cały dzień. Chciała natychmiast znaleźć się przy Keiu. Pobiegła więc w
stronę domku dyrektora, nie zwracając uwagi na otaczający ją chłód nocy. Była
już niedaleko, kiedy dojrzała w głębi lasu czuprynę swego brata. Szedł jednak w
przeciwną stronę, w dodatku dość szybko. Kiedy podbiegła bliżej, spostrzegła,
że ma ze sobą swoją katanę. Zmożona zmęczeniem, nie mogła go od razu dogonić,
więc chwilę to trwało, zanim się z nim zrównała. Dopiero gdy złapała go za
dłoń, zauważył, że jest przy nim i otrząsnął się lekko.
- Dokąd ty
lecisz? - spytała zasapana, oddychając ciężko. Na twarzy miała uśmiech, póki
nie zobaczyła wyrazu jego oczu. - Kei… - szepnęła przerażona, kładąc dłonie na
jego policzkach. W oczach błysnęły jej łzy. Nigdy nie widziała tak
bezuczuciowego spojrzenia brata. - Co się stało? - spytała zmartwionym, czułym
głosem.
- Idę do
Związku - odparł tylko i wyminął siostrę jak gdyby nigdy nic. Szybko ruszyła za
nim i szarpnęła go mocno za koszulę, zmuszając do zatrzymania się.
- Wyjaśnij
mi… proszę - szepnęła zrozpaczona. - Kei... - Jego wzrok był wciąż nieobecny. Oddychał
ciężko, ale po chwili spojrzał na siostrę.
- Kyouji
zabił Kiran - warknął, wkurzony na to, co usłyszał z własnych ust. Hanashi
wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i zasłoniła usta ręką. W głowie jej się to nie
mieściło. - Muszę go znaleźć, przesłucham więźniów…
- Sam nic
nie zdziałasz, zresztą on zniknął. Uspokój się, jeśli nie chcesz osierocić
córek - zdenerwowała się, widząc, jak obłąkany jest Kei w tym momencie. Przez
chwilę na powrót miał swój zbolały wyraz twarzy, jakby emocje trochę z niego ulatywały.
Hanashi szybko rzuciła mu się na szyję i mocno zacisnęła ręce. - Kocham cię,
nie rób nic głupiego… - poprosiła cicho. Chłopak objął ją mocno, a następnie
delikatnie odsunął od siebie. Widziała determinację w jego oczach.
- Muszę ich
chociaż przesłuchać. Nim coś stanie się Mayumi albo ktoś zabije go przede mną -
oświadczył i udał się w dalszą drogę.
Natychmiast
ruszyła za nim, czując, jak bliźniak cierpi. Posmutniała. Wiedziała, że na jego
miejscu zrobiłaby to samo, więc nie mogła go powstrzymać.
- W takim
razie idę z tobą - poinformowała go tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Całą drogę
przeszli w milczeniu. Słowa nie były im potrzebne. Kei wciąż nie mógł dojść do
siebie, napędzany był jedynie nienawiścią i palącym pragnieniem zemsty.
Związek o
tak późnej godzinie nie był zbyt przepełniony, więc po cichu przemknęli do
lochów, w których przetrzymywano więźniów. Zauważyli, że na straży siedzi jeden
z ich znajomych. Musieli jednak zachować dyskrecję, dlatego Hanashi po cichu
zakradła się do niego od tyłu. Nim zdążył ją spostrzec, obezwładniła go silnym
ciosem w kark. Natychmiast padł na ziemię.
-
Przepraszam - szepnęła do niego, równocześnie zastanawiając się, jak ktoś taki
ma strzec ważnych więźniów, skoro dał się tak łatwo podejść. Podbiegła do brata
i wręczyła mu klucze do celi, które zabrała powalonemu mężczyźnie. - Będę stała
na straży, ale nie masz dużo czasu - oświadczyła z lekkim uśmiechem, chcąc
jakoś go wesprzeć. Kei skinął tylko głową i ruszył do celi znajdującej się na
końcu korytarza. W środku zastał dwóch osiłków. Jeden z nich, Watanabe,
siedział z boku, tępo wpatrując się w podłogę. Drugi zaś, Maeda, leżał na
pryczy i chyba spał. Gdy Kei zamknął za sobą kratowane, masywne drzwi, obaj
drgnęli lekko, zaskoczeni.
- Co tu
robisz, Kiryuu? - wycedził zdziwiony Watanabe. Był pewien, że ktoś właśnie
zaatakował strażnika, miał więc nadzieję, że wreszcie przybyła pomoc. Zaczynał
poważnie wątpić w szefa. Kyouji nie powinien był zostawiać ich samych na pastwę
prezesa Związku.
- Nie ty tu
zadajesz pytania - warknął Kei. Podszedł do zdrajcy i chwycił go za szmaty, by
go podnieść i przycisnąć do ściany. Watanabe był tak osłabiony, że nawet nie
stawiał oporu. - Gdzie jest Kyouji Katsura? - spytał ze wściekłością. Dryblas
uśmiechnął się zgryźliwie.
- Ustaw się
w kolejce, Kiryuu. Nie ty jeden chcesz to wiedzieć - rzucił, po czym oberwał w
brzuch. Uderzenie było na tyle silne, że zakrztusił się krwią.
- Więc może
powiesz mi, czego chcecie od mojej córki? - wycedził przez zaciśnięte zęby Kei.
Na twarzy
Watanabe malowało się nieudawane zdziwienie, które po chwili zastąpiła kpina.
- Niby
dlaczego mielibyśmy coś chcieć od twojego bachora?! - prychnął, myśląc o
Miyako, choć nawet nie znał jej imienia. Nie wiedział bowiem o Mayumi, ale Kei
nie miał tej świadomości. - Nie rozśmieszaj mnie! - krzyknął. Wiedział, że
Kyouji był mistrzem i przyjacielem Kiran, żony tego tutaj Kiryuu, ale niby na
co by mu była jakaś mała płotka?
Kei
błyskawicznie wyciągnął z pochwy katanę i jednym szybkim ruchem ściął sprawną
jeszcze rękę Watanabe, druga bowiem została złamana przez Tamakiego, gdy ten
ratował Aikę Akayamę. Watanabe wrzasnął z bólu, zwijając się w pas.
- Nie mamy
pojęcia o czymś takim - wtrącił Maeda, siadając na posłaniu. Żałował, że dał
się w to wszystko wkręcić. Chcieli obalić prezesa, podążając za Kyoujim, a w
rzeczywistości to nikt inny jak Katsura zgotował im taki los.
- Ponawiam
więc pierwsze pytanie - powiedział Kei, czując, jak cały drży ze wściekłości.
- Wal się -
wysyczał Watanabe, z trudem wydobywając z siebie słowa.
- Ty nie
jesteś mi już potrzebny - stwierdził Kei. Watanabe wiedział już doskonale, co
go czeka.
- Za
Mariko-sama - powiedział w uniesieniu ze złośliwym uśmieszkiem.
Kei na
sekundę bądź dwie jakby skamieniał. Tego było już za wiele, nie mógł znieść
bólu, który ogarnął jego serce. Nie dość, że chciał pomścić żonę, to na dodatek
jeden z kamratów jej zabójcy powoływał się na Mari, „niebliźniaczą bliźniaczkę”
jego i Hany. Patrząc mu prosto w oczy, przeciął mu tętnicę. Zdrajca chciał
krzyknąć, ale już nie zdążył. Wykrwawiał się na podłodze, próbując złapać
oddech, czego oczywiście już nie mógł uczynić. Maeda wpatrywał się w Keia z
lękiem.
- Jeśli nie
chcesz dołączyć do kolegi, to odpowiadaj. Nie jestem dziś w nastroju - bąknął
szarowłosy, podchodząc do faceta na pryczy. Z jego broni ściekała ciepła
jeszcze krew zdradzieckiego Łowcy.
Przestraszony
Maeda odsunął się, aż jego plecy zetknęły się z zimnym murem celi.
- Nie
wiemy, gdzie on jest - powiedział drżąc. Co prawda istniało prawo, że zdradę
karze się śmiercią, ale nie sądził, że faktycznie ktoś zdobędzie się na zabicie
byłych kolegów z pracy. Inni tylko trochę ich nastraszyli, ale Kei Kiryuu… On
miał w oczach nienawiść, która naprawdę go przerażała.
- To twoja
ostateczna odpowiedź? - zapytał, unosząc katanę. Mężczyzna odruchowo wyciągnął
przed siebie ręce. Nie mógł obronić się w inny sposób.
- Plan był
taki, by porwać Misaki Kobayashi, ale my… Pomyliliśmy się, zabierając nie tę
dziewczynę co trzeba i szef się wkurzył. Zostawił nas samych sobie i zniknął,
umywając ręce - wyjaśnił pospiesznie, z ulgą spostrzegając, że jeszcze nic mu
się nie stało.
- Ukrywacie
się gdzieś?
- Nie… -
Kei złapał go za szyję i zaczął podduszać. - Jedynie… - Kei rozluźnił uścisk i
Maeda odetchnął. - Spotykaliśmy się jedynie w Kemuri - jęknął i wtedy Kiryuu
wreszcie go puścił.
- Lista
rebeliantów, natychmiast - rozkazał. Czuł, że więcej z niego nie wyciągnie, ale
może od innych czegoś się dowie.
Musiał
uciąć mu trzy palce prawej ręki, żeby zaczął gadać. Wydał jedenaście nazwisk,
dławiąc się łzami bólu. Prycza praktycznie w całości nasiąknęła już jego krwią.
- Więcej -
nakazał Kei.
- Nie
pamiętam, nie wiem - mówił jak w amoku, kołysząc się lekko. - Oszczędź mnie… -
błagał.
- Mógłbym
cię nawet wypuścić - rzucił Kiryuu z pogardliwym uśmiechem, ale jego oczy nie
uśmiechały się wraz z ustami. - Jak daleko ucieknie kaleka niezdolny do walki,
który zdradził Związek i wydał swoich kamratów? - pytał retorycznie
beznamiętnym tonem, przyglądając się temu, jak twarz Maedy powoli napełnia się
śmiertelnym przerażeniem. - Wyświadczam ci przysługę - oznajmił i wbił w jego
serce ostrze. Maeda zaczął pluć krwią, a po niedługiej chwili padł na katanę
bez życia. Kei wyciągnął miecz i wytarł o ubranie zbira, po czym włożył go do
pochwy i opuścił celę. Niedaleko czekała na niego siostra. Przeraziła się na
widok jego zakrwawionych ubrań.
- Kei… -
szepnęła, podchodząc do niego. - Coś ty najlepszego zrobił? - wydukała
oniemiała.
- Pójdę do
Kemuri, może ktoś tam jeszcze będzie… - wymamrotał jak w transie, nie zwracając
uwagi na słowa bliźniaczki.
- Keiki,
uspokój się! - podniosła głos. - Jakbyś zapomniał, Kemuri zostało już
sprawdzone, nie ma mowy, by zdrajcy się tam kryli, lokal jest pod stałą
obserwacją - przypomniała mu, choć nie wyglądało na to, by prawda do niego
docierała. - Poza tym najpierw musimy wyjść stąd tak, by nikt nie zauważył
twoich zakrwawionych ciuchów - zauważyła. - Pójdę przodem - oświadczyła.
Udało im
się opuścić budynek, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Szybko skierowali
się na jedną z bocznych uliczek, do których nie za bardzo docierało światło
latarni.
- Pójdziemy
do twojego mieszkania - zarządziła. - Musisz się przespać, a przede wszystkim
przebrać.
- Nie. Idę
szukać tego przebrzydłego zdrajcy.
- Niby jak
zamierzasz go znaleźć?! I to w takim stanie!
- To może…
- zaczął kombinować, ale nie zdążył dokończyć, bo nagle został przez siostrę uderzony
w twarz.
- Otrząśnij
się! - krzyknęła ze łzami w oczach. - Zabiłeś dwoje ludzi - dodała ściszonym
już głosem. Co prawda nieraz zabijali Poziomy E, ale to było przecież co
innego. - To nie wróci jej życia - szepnęła. - Czy chciałaby, żebyś się tak
zachował? Przyćmiło ci wszystkie zmysły. Pomyśl o dziewczynkach! - błagała.
Jego twarz powoli napełniała się bólem, zastępując bezuczuciową minę.
- Nie mogę,
Shi. Muszę coś zrobić… Nie mogłem ich ochronić… - załamał się, myśląc o Kiran i
Mariko, jednocześnie chowając twarz w dłoniach. Hanashi od razu przygarnęła go
do siebie. Stali tak wtuleni, oboje płacząc. Dopiero gdy względnie się
uspokoili, ruszyli w drogę do mieszkania Keia. Musieli wyspać się, zanim
morderstwo wyjdzie na jaw i znowu będą zmuszeni stawić się do Związku na
nieprzyjemną rozmowę z wujem.
***
Natychmiast
poznała te lochy. Co prawda gdy widziała je po raz pierwszy, obraz był
zamazany, a wizja krótka, a teraz wręcz przeciwnie, niemniej była pewna, że to
jest to samo miejsce co przedtem. Ponownie wydawało jej się, że niemal czuje
przytłaczający zapach stęchlizny, ponownie przeraziła się obskurnością
otoczenia, ponownie miała wrażenie, iż jeszcze chwila, a nie wytrzyma i się
popłacze.
I ponownie
ujrzała tamtą kobietę.
W duchu
ucieszyła się, że to jedna z tych wizji, w których jest świadoma tego, co robi
i o czym myśli. Zazwyczaj tak nie było, musiała grać rolę biernego, otępiałego
obserwatora. Oczywiście to nie oznaczało, że we „śnie” takim jak ten mogła
zaingerować w to, co widzi. Po prostu jej zmysły nie były na tyle przyćmione,
by już w trakcie trwania wizji nie mogła jej analizować.
Tym razem
mogła dokładnie przyjrzeć się nieznanej dziewczynie. Nie, kobiecie - zauważyła,
że jest starsza niż jej się początkowo wydawało, na pewno nie była nastolatką.
Mayumi określiłaby jej wiek na coś pomiędzy dwudziestką a trzydziestką, ale
szybko zorientowała się, że zapewne jest o wiele, wiele starsza - musiała być
wampirzycą, bo była stokroć piękniejsza od wszystkich znanych jej ludzi. Widać
to było na pierwszy rzut oka, mimo tego, że była okropnie zaniedbana i poważnie
ranna. Zdziwiło to dziewczynkę, jako iż wiedziała doskonale o cudownej
wampirzej regeneracji. Dlaczego nic jej się nie goiło?
Całą siłą
woli powstrzymywała łzy, które uparcie cisnęły jej się do oczu. Musiała mieć
jasny umysł. Musiała zapamiętać jak najwięcej. Musiała pomóc tej kobiecie!
W chwili, w
której z całą mocą powzięła ten zamiar, po raz pierwszy naprawdę dobrze ujrzała
twarz nieznajomej. Zdumiała się tym, co ujrzała. Gdyby mogła, przetarłaby oczy,
by przekonać się, czy to, co widzi, jest prawdziwe.
Otóż
kobieta ta była niesamowicie podobna do cioci Ayi.
Mayumi
dałaby sobie rękę uciąć, że czerń jej włosów czy kształt oczu są identyczne.
Bladość skóry również… Łagodny, ale także cierpiący wyraz twarzy… Subtelne rysy
cioci dobrze znała, ale wyraz bólu też zdążyła już zauważyć - Aya wyglądała
podobnie niemalże za każdym razem, gdy coś lub ktoś nagle sprawiło, iż
powracały do niej wspomnienia o zmarłej tragicznie córce, Mariko.
Niemniej
ciocia i ta kobieta nie były zupełnie takie same. Po pierwsze, ta nieznajoma
mimo wszystko wydawała się starsza od Ayi, choć może nie powinno to jej dziwić,
skoro mama Kairena w świecie wampirów nadal uważana była za młódkę. Mayumi
przeraziła się na myśl, jak długo w takim razie może cierpieć ta biedna istota.
Co jeśli była przetrzymywana w tym więzieniu wiele lat…? Ale czy ktokolwiek by
to wytrzymał? Nie, może jednak trafiła tu niedawno… Albo dopiero trafi - w
końcu jej wizje ukazywały przyszłość.
Po drugie,
kolor oczu. Ciocia miała je szare - Mayu słyszała, że po ojcu - a ta kobieta
zielone. Były piękne, ale jakby zgaszone. Nie dało się zauważyć w nich błysku,
jaki często pojawiał się w oczach większości osób, jakie znała. Jakże się
jednak temu dziwić… Wyglądała na ledwie żywą, więc trudno byłoby oczekiwać od
niej jakichkolwiek objawów szczęścia czy radości.
Kobieta
nagle drgnęła; wyglądała, jakby nasłuchiwała czegoś, co prawdopodobnie zbliżało
się w jej kierunku. Skuliła się jeszcze mocniej i przylgnęła do ściany, by
następnie opuścić powieki oraz przyłożyć zaciśnięte lekko dłonie do skroni.
Dzięki temu, że wykonała ten ostatni gest, Mayu zauważyła dziwne kajdanki,
które oplatały jej nadgarstki.
Czego lub
kogo tak się bała? Czy to była osoba, która ją tu zamknęła? Nie zdążyła się nad
tym zastanowić, gdyż nagle drzwi celi wylądowały na brudnej podłodze. Kobieta
niemalże podskoczyła ze zdumienia bądź strachu. Trwożliwie uniosła powieki, a
na jej twarzy dostrzec można było zdziwienie bądź niedowierzanie. Podobnie
poczuła się Mayumi, gdy ujrzała, że nowym bohaterem tej sceny jest nie kto inny
jak Kairen. Stał chwilę oniemiały, a jego oblicze wskazywało na tak wielkie
współczucie, do jakiego nikt inny nie byłby chyba zdolny. Szybko jednak się
zreflektował, podbiegł do kobiety i - Mayu była tego pewna, choć nie słyszała
ani słowa - zaczął ją uspokajać, bowiem ta, jak każdy, kto znajdował się w
towarzystwie Kaia, zaczęła wyglądać na taką, która po trosze przyjmuje jego
wrodzony spokój. Następnie rozpoczął próby uwolnienia nieznajomej z oków, ale
Mayumi nie była już świadkiem tego, czy mu się to uda.
Obudziła
się nagle, jak zwykle, gdy wizje się kończyły. Tradycyjnie była zlana potem,
ale nie zwróciła na to większej uwagi. Oddychała prędko, próbując względnie się
uspokoić.
Będzie
dobrze. Kairen uratuje tamtą kobietę.
Choć
powtarzała to sobie jak mantrę, nie mogła znieść myśli, iż nieznajoma ze snu
tak okropnie cierpi - bo że tak było, nie miała najmniejszych wątpliwości -
bądź będzie cierpieć (niestety, stawiała raczej na to pierwsze).
Tak jak i
poprzednio, z jej złocistozielonych oczu lały się łzy. Próbowała być jak
najciszej, by nie zbudzić swej małej siostrzyczki. Spojrzała na Miyako leżącą
tuż obok niej i uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że ją ma i że nic jej nie
grozi. Wyglądała tak uroczo i spokojnie! Z jej lekko rozchylonych usteczek
spływała strużka śliny, a ona sama leżała rozwalona na trzech czwartych łóżka,
więc pewnie jeszcze przed chwilą jej noga bądź ręka znajdowała się na głowie
lub brzuchu Mayumi, niemniej dziewczynka nie pamiętała tego, bowiem jej myśli
zaprzątało zupełnie co innego.
Zdziwiona
zauważyła, że na drugim łóżku nie ma Keia. Zasmuciła się, domyślając się, że
przeżywa to, czego wreszcie się dowiedział. Kiedy pomyślała o mamie, zrobiło
jej się jeszcze bardziej przykro, a serce zabolało ją okropnie, jakby miało się
zaraz rozpaść. Skuliła się i przycisnęła usta do poduszki, by stłumić odgłos
rozpaczliwego szlochu.
Na
szczęście chociaż Miyako miała spokojny sen.
Rano taty
nadal nie było - wyglądało na to, iż od czasu położenia jej spać nie spędził w
pokoju gościnnym ani chwili. Mayumi zmartwiła się z tego powodu, bała się, jak
mogło wpłynąć na Keia poznanie prawdy o tym, iż zabójcą Kiran był Kyouji
Katsura. Z jednej strony źle się czuła ze świadomością, iż powinna powiedzieć
mu o tym już dawno temu, z drugiej jednak, wiedziała, że gdyby to uczyniła,
tata też byłby już martwy. A na to nie mogła pozwolić. Musiała chronić
Miyę-chan, a ponadto… Och, jakie to egoistyczne z jej strony! Po prostu nie
mogła sobie wyobrazić straty również ojca (a być może dodatkowo siostrzyczki),
ale przez swoje samolubstwo prawdopodobnie skazała wampirzo-łowiecki świat na
wojnę. Przecież gdyby Kyouji zginął wcześniej, do żadnej rewolucji by nie
doszło. A dorośli - poza Keiem i Kairenem - nic o tym nie wiedzieli… Nie mieli
pojęcia, jak wiele ona wie. Czuła się okropnie, tak dużo miała na sumieniu… Czy
to sprawiało, że była złą dziewczynką? Kai twierdził, że tak nie jest, a on
teoretycznie zawsze miał rację i był szczery, ale jednak… Jednak ona nie
potrafiła sobie wybaczyć.
- Nēchan -
wymamrotała Miyako, otwierając oczka i automatycznie siadając. Zrobiła to tak
nagle i szybko, że burza jej rudych loków wyglądała, jakby odtańczyła krótki,
szalony taniec. Gdyby nie stan, w jakim tkwiła, Mayumi głośno by się na ten
widok roześmiała. Miya zaś ziewnęła głośno, przeciągnęła się, mrucząc jak mały
kotek, po czym ponownie się położyła, z tym że na kolanach siostry. Mayu z
czułością pogłaskała ją po włosach, by chwilę potem schylić się w taki sposób,
by wtulić twarz w ten rudy nieład. Wdychała zapach dzieciństwa i beztroski,
żałując, iż sama pewnie nigdy takowego nie wydzielała. Tak bardzo żałowała, że
nie mogła urodzić się jako prawdziwa córka Kiran i Keia oraz jako zwykła
dziewczynka… Życie wyglądałoby wówczas jak w bajce. Tylko czy umiałaby to w
takim przypadku docenić? Teraz bowiem, po tylu latach udręki w domu dziecka
jako nieakceptowany praktycznie przez nikogo wyrzutek, umiała cieszyć się z
tego, co otrzymała. Gdyby miała to wszystko od początku, nie wiedziałaby, jak
wielkie to szczęście. Mimo tego wiele by oddała, by móc zmienić nie przyszłość,
lecz przeszłość. Nawet jeśli nie mogłaby urodzić się jako Mayumi Kiryuu, może
byłaby chociaż w stanie odwrócić bieg wydarzeń tamtego pamiętnego dnia, gdy
umarła Kiran…? Och, gdyby nie ten jej przeklęty dar! Mama by żyła, bo nikt
przecież nie próbowałby jej porwać, bo i po co? Kiran nie musiałaby poświęcać życia
w obronie jej i Miyako…
Ale gdyby
nie miała wizji dotyczących przyszłości, kobieta ze snu być może nigdy nie
pojawiłaby się w jej życiu. Dlaczego czuła, że ona jest tak ważna? Nie każdą
wizję przeżywała tak bardzo jak tę. Jaki jest tego powód? Postanowiła, iż
porozmawia o tym z Kairenem tak szybko, jak się da.
- I jak,
Miya-chan, obudziłaś się już? - spytała, względnie się uspokoiwszy.
- Uhm -
wymruczała, znów przywodząc Mayumi na myśl kota. Jak się zastanowić, miło
byłoby mieć jakieś zwierzątko. Może tata zgodzi się kiedyś na pieska bądź kotka
albo chociaż chomika czy szynszylę?
-
Powinnyśmy wstać, umyć się i ubrać - powiedziała.
- Ale ja
chcę jeeeść - oświadczyła Miyako, leciutko się podnosząc, po czym padając na
plecy, nieomal trafiając głową w ścianę pokrytą beżową farbą.
- Najpierw
musimy doprowadzić się do porządku - zaoponowała łagodnie Mayumi. - Ciocia się
nas przestraszy, jeśli zobaczy nas w takim stanie! - zaśmiała się. Miyako
przyjrzała się bacznie starszej siostrze i przyznała jej rację, szaleńczo
chichocząc.
- Hm, a
gdzie tatuś? Wstał wcześniej? - po minucie zapytała ciekawsko Miya, rozglądając
się po niewielkim pomieszczeniu. Była za mała, by zwrócić uwagę na to, iż widać
wyraźnie, że na drugim łóżku nikt nie spał.
- Pewnie
tak - odparła tylko Mayu, nie bardzo wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć.
Zresztą sama się zastanawiała, gdzie podział się Kei. Miała nadzieję, że nie
zrobił nic nieodpowiedzialnego. Bądź co bądź jeśli chodziło o śmierć Kiran,
potrafił być nieco nieobliczalny. Gdy dowiedział się, że Kairen widział się z
Kiran i znał prawdę dotyczącą jej mordercy, a nie może mu tego wyjawić,
okropnie się zdenerwował i wyglądał, jakby chciał wręcz uderzyć kuzyna.
Niemniej było to zupełnie normalne w takiej sytuacji. Ból po stracie bliskiej
osoby to jedna z najgorszych, a może nawet najgorsza z rzeczy, jakie mogą
przytrafić się człowiekowi.
Odpychając
od siebie wszelkie smutne myśli, skupiła się na siostrzyczce. Pomogła jej się
ubrać, jako iż pod tym względem Miya była trochę niezręczna - często nie
zwracała na przykład uwagi, czy zakłada coś prawidłowo, czy też tył do przodu.
Już kilkakrotnie z tego jej zaniedbania wynikały zabawne sytuacje.
Przypomniawszy sobie niektóre z nich, Mayu leciutko uśmiechnęła się pod nosem.
Na nic więcej nie było jej stać, wciąż chcąc nie chcąc przeżywała wydarzenia
minionej nocy.
Gdy obie
się ubrały, przemknęły cichutko do łazienki. Nie miały jednak ze sobą szczotki
do włosów, więc wyszły nieuczesane - Miyako z zamiarem wystraszenia wszystkich
domowników swą „szopą”, myśląc, iż wygląda jak mały rudy potworek. Było to
oczywiście spore wyolbrzymienie, ale pięcioletnia Miya chyba nie zdawała sobie
z tego sprawy.
- Bu! -
wrzasnęła, wskakując do ulubionego pomieszczenia całej rodziny. Suzue, Deichi i
Kanaru, która tę noc również postanowiła spędzić w domu, udali wielce
przestraszonych, co wywołało w Miyako niepohamowany napad śmiechu. - To tylko
ja, Miya-chan! - oświadczyła, co z kolei zaowocowało śmiechem całej reszty.
Jedynie Mayumi zdolna była tylko do niemrawego uśmiechu. - Tatusia nie ma? -
spytała po kilku minutach Miya.
- Niestety,
musiał iść do pracy, pilne wezwanie - odpowiedział Dei. Kiedy wieczorem Kei
położył Mayumi, poprosił go i Suzu, by zaopiekowali się dziewczynkami, bo on
musi się czymś zająć. Ale czym, nie zdradził. - Ale nie martw się,
zaplanowaliśmy na ten dzień wiele zabaw, na pewno nie będziesz się nudziła! -
dodał wesoło, widząc smutną minkę dziecka.
- Jej! -
ucieszyła się, natychmiast zapominając o chwilowym zawodzie.
Wszyscy
zjedli pyszne śniadanie, rozmawiając względnie radośnie. Dorośli ukrywali
troskę o Keia i dziewczynki, nie chcąc ich martwić. Po posiłku Kanaru
zaproponowała, że zrobi Mayumi i Miyako takie fryzury, jakie tylko sobie
zażyczą, czego po chwili pożałowała, gdyż Miya tak się rozochociła, iż zaczęła
opisywać swoją wymarzoną fryzurkę w taki sposób, że dosłownie nikt niemal nic z
tego nie zrozumiał. Obiecała jednak, że postara się sprostać jej oczekiwaniom.
- Dziękuję
- szepnęła jeszcze Mayumi i przytuliła Kanaru na pożegnanie. Miała szczęście,
że jej przyjaciółka bez oporów zgodziła się jej pomóc. Gdyby nie miała
wspólnika, raczej ciężko byłoby jej zejść z oczu wujkowi i cioci, a także
chwilowo opuścić Miyako. Tymczasem, gdy tylko napomknęła Kanie, że koniecznie
musi porozmawiać z Kairenem, ta zaoferowała jej pomoc. Zajęła się Miyą, by nie
spostrzegła zniknięcia siostry i obiecała w razie czego wyjaśnić rodzicom,
dlaczego Mayumi wyszła z domu bez ich wiedzy.
Pobiegła w
kierunku Księżycowego Dormitorium, ale okazało się, iż wcale nie musi przebywać
dalekiej drogi, jako iż ledwie po minucie czy dwóch natknęła się na Kairena,
który widocznie zmierzał w stronę domku dyrektora. Ach, Kai-chan zawsze
wiedział, kiedy trzeba się pojawić! Poczuła w oczach łzy, ale starała się
mocno, by nie pozwolić im wypłynąć. Wystarczająco dużo już płakała.
Rzuciła się
na swojego pierwszego i najlepszego przyjaciela. Pochwycił ją w ramiona i
uniósł. Uśmiechnęła się blado, czując się jak dziewczynka w wieku Miyako.
Wtuliła się mocno w Kairena i przez jakiś czas milczała, po prostu chłonąc jego
obecność. Tak bardzo się cieszyła, że go poznała!
- Wyznałam
tacie prawdę - szepnęła w końcu. Objął ją mocniej, przekazując jej tym samym
swoje wsparcie, po czym powoli postawił ją na ziemi i spojrzał w jej śliczne,
złotozielone oczęta. Ujrzawszy wzrok jego szarych oczu, tak wspaniale kojących,
poczuła się nieco lepiej. - Wiesz, nie spędził nocy razem ze mną i Miyą-chan -
dodała po chwili. - Mam nadzieję, że nie zrobił czegoś niemądrego…
- Ja
również - wyznał, istotnie martwiąc się o reakcję Keia. Niby był dużo
spokojniejszą osobą niż taka choćby Hanashi, ale z drugiej strony… Stracił
przecież żonę i teraz wreszcie dowiedział się, kto jest jej zabójcą, a fakt, że
to jeden z jej najlepszych przyjaciół, dodatkowo pogarszał sprawę.
- Mimo
wszystko chciałam się z tobą spotkać z innego powodu - wyznała cicho. Ujrzał
jej pełen powagi wzrok, tak bardzo niepasujący do dwunastoletniej dziewczynki,
która powinna przecież spędzać czas na zabawie oraz pogaduszkach z koleżankami.
- Kai-chan, czy twoja mama ma… Sama nie wiem. Siostrę?
Uniósł
brwi, dziwiąc się na to pytanie.
- Ciocia
Kaori jest dla niej jak siostra, znają się od zawsze i razem się wychowywały, ale
o tym przecież wiesz, więc zakładam, że to nie o nią ci chodzi - odrzekł.
- Uhm -
potwierdziła. - Widzisz, chodzi o to, że znów miałam wizję kobiety zamkniętej w
lochu. Tyle że tym razem była o wiele wyraźniejsza i dłuższa. I ujrzałam tę
kobietę w pełni. Nie uwierzyłbyś, jak podobna jest do twojej mamy! Nie
identyczna, oczywiście, ale wyglądają jak siostry. To na pewno wampirzyca, bo
jest prześliczna, ale z jakiegoś powodu jej rany, a ma ich pełno, się nie goją.
Nie wiem, dlaczego tak się dzieje… Hm, mogłaby też spokojnie być mamą cioci,
ale przecież ona nie żyje od wielu, wielu lat…
Kairen
milczał przez kilkanaście sekund, zastanawiając się nad tym, co usłyszał.
Robiło się coraz cieplej, więc bezwiednie weszli nieco głębiej w las, pod
osłonę niemal wszechobecnego cienia. Żadne z nich nie zwracało w tej chwili
uwagi na cudne trele licznych tutaj ptaków, bowiem zatopieni byli w swoich
pokręconych myślach.
- Naprawdę
nie wydaje mi się, by między mamą a tą kobietą istniało jakieś pokrewieństwo.
Gdyby mama miała biologiczną siostrę, ktoś by przecież o tym wiedział. Z
jakiego powodu ktokolwiek miałby utrzymywać jej życie w tajemnicy?
- Hm, to
może kuzynka? - zaproponowała bez większego przekonania Mayumi.
- Nie wiem,
naprawdę…
Skoro tamta
kobieta była wampirzycą, pokrewieństwo musiałoby wychodzić od dziadka Kage bądź
jego siostry, Shizuki Hiou. Może miała córkę, o której nikt nie wiedział?
Istnienie Kage jako czystokrwistego przez wiele lat było utrzymywane w
tajemnicy, więc może podobnie było z tą kobietą? A może ona była starsza i w
istocie miała związek z rodzicami Shizuki i Kage? Albo po prostu nie istniało
między nią a rodem Hiou żadne pokrewieństwo? Szczerze mówiąc, miał w głowie
mały mętlik, a to rzadko mu się zdarzało, dlatego czuł się odrobinę zagubiony.
- Opisz ją
jeszcze raz, proszę - zwrócił się do Mayu.
- Piękna i
blada, ale zmizerniała i cierpiąca. Długie, proste, czarne włosy. Zgrabny nos,
zielone oczy… - Miała świadomość, że pewnie sporo osób pasuje do takiego
skromnego opisu, niemniej kiedy się na nią patrzyło, od razu widać było to
dziwne podobieństwo do Ayi, o czym nie omieszkała Kairenowi przypomnieć.
-
Kimkolwiek jest, trzeba jej pomóc - oświadczył z przekonaniem Kai.
- Pomożemy.
Ty pomożesz - wyznała, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że jeszcze nie
wspomniała o końcówce swej wizji. - To ty jesteś tym, który ją uratuje -
dodała, po czym opisała to, co widziała.
- Wiesz
może, kiedy mniej więcej się to wydarzy? - zapytał. Mayumi pokręciła przecząco
głową. - Jak wyglądałem? Jakbym był w tym samym wieku co teraz?
- Chyba… -
mruknęła niepewnie. - Nie wiem, przepraszam, nie zastanawiałam się nad tym i
jakoś szczególnie się tobie nie przyjrzałam. Pamiętam tylko, że bardzo
przeżywałeś to, co ujrzałeś.
- Rozumiem
- odparł z lekkim uśmiechem, chcąc ją pokrzepić. Pewnie jeszcze przez dłuższy
czas będzie wyglądał na chłopaka przed dwudziestką, ale gdyby w wizji wyglądał
starzej, oznaczałoby to, że minie jeszcze wiele lat, nim widzenie się spełni. -
W każdym razie lepiej nie wspominaj o tym nikomu, dobrze? Czym mniej osób wie o
tym, co widzisz, tym dla ciebie bezpieczniej.
- Dobrze -
zgodziła się, choć dziwnie się czuła, nie mogąc powiedzieć o wszystkim swojemu
tacie. Ale on miał teraz co innego na głowie… Nie mogłaby przecież dorzucać mu
kolejnych zmartwień, tym bardziej, że jej wizja najprawdopodobniej w żaden
sposób go nie dotyczyła.
- Przejdę
się jednak do mamy i zapytam ją o to i owo - zapowiedział. Tożsamość
nieznajomej kobiety z jakiegoś powodu nie dawała mu spokoju.
Pokiwała
głową. Porozmawiali jeszcze trochę, wdychając świeże, leśne powietrze, po czym
Kairen odprowadził dziewczynkę do siostry i wujostwa oraz Kanaru. Miyako
świetnie się bawiła i właściwie dopiero po ujrzeniu Mayumi zauważyła, że ta
zniknęła wcześniej na jakiś czas. Suzu i Dei nie byli zmartwieni, skoro
wiedzieli, że Mayu spędziła ten okres z Kairenem. Zaprosili go na obiad, ten
jednak grzecznie odmówił, tłumacząc, iż musi spotkać się z matką. Gdy uzyskał
od Deichiego zgodę na chwilowe opuszczenie Akademii, pożegnał się ze
wszystkimi.
***
Aya
zdziwiła się, widząc syna. Spotkali się przecież wczoraj po południu, dlatego
raczej nie spodziewała się jego rychłej wizyty w domu. To jednak nie zmieniło
faktu, że bardzo ucieszyła się na jego widok. Tak mocno go kochała! Tęskniła za
czasami, gdy miała go przy sobie na co dzień. Wtedy życie miało jakby większy
sens… Mogła otaczać kogoś czułą opieką, miała z kim porozmawiać… Zero przecież
często nie było i nierzadko wychodziło na to, iż niemal całymi dniami siedziała
sama w zupełnej ciszy, nie mając do kogo ust otworzyć. Z jednej strony lubiła
samotność i była do niej przyzwyczajona, z drugiej… Cóż, po prostu nachodziły
ją wówczas setki przykrych myśli bądź wspomnień. Od czasu do czasu czuła
niepohamowaną potrzebę wejścia do pokoju Mariko, ale gdy już to robiła,
zazwyczaj wybuchała płaczem, co kończyło się siadaniem pod ścianą i drżeniem
podczas przyciskania do serca czegoś, co należało do córki. Czy ból po jej
stracie kiedykolwiek zelżeje? Zaczynała w to wątpić. Oczywiście potrafiła już
normalnie funkcjonować, przy innych też starała się nie okazywać tłumionych w
sobie uczuć, niemniej czasami po prostu nie wytrzymywała i dawała się ponieść
rozpaczy. Gdyby nie Kairen, zabiłaby się przecież. Żałowała, że nie może tak
jak on spotkać się z Mariko, powiedzieć, jak bardzo ją kocha i jak za nią
tęskni… Nie mogła jej przytulić, ucałować w czoło jak niegdyś, gdy na przykład
utulała ją do snu… W takich chwilach przeklinała to, jak bardzo życie jest
niesprawiedliwe. Ostatnio też jej rodzinę napadły nowe problemy, co dodatkowo
wyprowadzało ją z równowagi. Martwiła się o wszystkich dookoła, szczególnie o
męża, który starał się trzymać, ale w istocie obwiniał się o to, co się teraz
działo i powoli zdawał się w pewien sposób wypalać. Może byłoby inaczej, gdyby
zdrajcy Związku nie wykorzystali do swojej akcji pamięci Mariko. Tak jednak się
nie stało i to był główny powód tego, iż oboje tak bardzo to przeżywali. Choć
osobom z zewnątrz mogło się wydawać, że Aya po śmierci córki cierpiała
nieporównanie bardziej niż jej mąż, tak naprawdę ich serca pękły i bolały oraz
krwawiły równo i obecnie, gdy jego współpracownicy w tak nieetyczny, łagodnie
mówiąc, sposób wykorzystywali ich biedną Mari-chan, ledwo udawało mu się
maskować swoje prawdziwe emocje. Nawet przy niej grał, choć nie z takim zapałem
jak przy innych. Wiedziała, iż nie chciał jej dodatkowo dobijać, ale ona
przecież widziała, co się z nim dzieje. W końcu jak długo można być silnym i
pozornie nieczułym? I jeszcze ta nienawiść, której nigdy do końca się nie
pozbył… To ich różniło. Ona potrafiła wybaczać, on nie bardzo. Jedyna osoba,
która uzyskała jego rozgrzeszenie po swoich okropnych winach, to Ichiru, ale on
przecież jest jego bratem bliźniakiem. No, może jeszcze Suzaku udało się jakoś
wywinąć, aczkolwiek choć on i Zero są przyjaciółmi, między nimi był, jest i,
czego się obawiała, zawsze będzie jakiś zgrzyt - zazdrość bądź podobne do niej
uczucie. Starała się je wykorzenić, ale skoro przez tyle lat jej się to nie
udało, wątpiła, by to się nagle zmieniło. Jedyna nadzieja w tym, że Suzaku
wreszcie zejdzie się z Hanashi i łaskawie dostrzeże, co do niej czuje. Ale póki
co ten idiota, to wieczne dziecko, wmawia sobie bzdury i robi głupstwa, które
na pewno odwrócą się przeciwko niemu. Z tym jednak Aya nie mogła nic zrobić,
nierozsądnie byłoby się wtrącać, to zbyt osobiste i intymne sprawy.
Wracając do
Zero, nie miała pojęcia, jak mu pomóc. Wiedziała, że nie uda się jej wyrzucić z
jego serca i umysłu nienawiści do tych, którzy skrzywdzili jego bliskich.
Potrafił nosić w sobie urazę tak długo jak chyba nikt inny. Nie każdy o tym
wiedział. Z zewnątrz wyglądało to inaczej, ale ona wiedziała o nim prawie
wszystko. Prawie - bo domyślała się, że coś jednak przed nią ukrywa, ale nie
naciskała. Każdy miał prawo do prywatności. Ona przecież też nie powiedziała mu
na przykład o tym, co wyznał jej Suzaku. Czasami zastanawiała się, jak wiele
jej mąż ma na sumieniu i czy w jakiś sposób boli go to, co zrobił. Ona na
przykład przeżywała długo każdą śmierć bądź ranę, jaką komuś zadała. Może poza
dzieciakiem Toumą, który zamordował jej ojca. Kiedy walczyła z Akujim, pragnęła
zadać mu jak najwięcej bólu i go zgładzić, co jej się nie udało. Teraz, z
perspektywy lat, wiedziała, że to dobrze, iż to nie ona zadała ostateczny cios
- zrobił to przecież Kaname Kuran - niemniej wówczas nie marzyła o niczym
innym. Oczywiście nigdy nie zmieniła zdania i nadal uważała, że ten okrutnik
otrzymał to, co mu się należało, ale jednak jakaś jej cząstka cieszyła się, iż
nie dołączył on do grona tych, których pozbawiła życia. Po prostu nie lubiła
zabijać, czego nie można było do końca powiedzieć o Zero. Kiedy ktoś go w jakiś
sposób zranił, trudno było mu spocząć, póki się nie zemścił. Dlatego między
innymi tak bardzo się o niego teraz martwiła. Nie wiedział, komu może ufać - w
końcu jakaś cząstka jego pobratymców zdradziła go oraz zasady, które wraz z
paroma innymi osobami ustanowił - i był zagubiony. Gdyby był normalną osobą,
słabszą niż zdecydowana większość, już dawno by się poddał, ale on nie potrafił
tego zrobić, choć momentami najwyraźniej miał na to ochotę. Pilnował się też,
by nie utracić panowania nad sobą, widziała to. Nie mógł stracić cierpliwości i
zdrowego rozsądku, nie teraz, gdy chodziło o Łowców. Gdyby sprawa dotyczyła
wampirów, byłoby mu dużo łatwiej, bo doskonale potrafił je nienawidzić i
gładzić. Teraz wrogami byli jego ziomkowie, rasa, w której się urodził,
wychował i wedle której zasad żył. Była pewna, że on i Akihira Katsura cierpią
obecnie najbardziej. Obaj musieli być w jakiś sposób rozdarci i zagubieni,
pełni wątpliwości i obarczeni zbyt wielką odpowiedzialnością…
- Mamo. -
Kairen przypomniał jej o swojej obecności, kładąc jej dłoń na ramieniu.
-
Przepraszam, synku. - Uśmiechnęła się lekko, po czym przytuliła się do niego.
Brakowało jej tego, że to ona tuliła go do piersi. Teraz przecież był już od
niej wyższy i to ona chowała się w jego ramionach, nie na odwrót.
Objął ją w
ten swój subtelny sposób, zupełnie inny niż Zero. Próbowała sobie przypomnieć
uścisk ojca i gdy to jej się udało - choć przecież niewiele razy było jej dane
przytulić się do Kage - zdała sobie sprawę z tego, że Kai naprawdę jest do
niego niesamowicie podobny. Co prawda miał w sobie jeszcze więcej „anielskości”
niż jej tata, ale jednak… Tak, zdecydowanie byli do siebie podobni.
- No, co
cię do mnie sprowadza? - zapytała z nutką wymuszonej dziarskości. Oczywiście
Kairen natychmiast to wyczuł, a ona zdawała sobie z tego sprawę, ale mimo tego
nie umiała inaczej. Miałaby załamać się i okazać swoją wrodzoną słabość przy
synu? To jej dziecko, powinna go chronić, a nie pozwalać na to, by było na
odwrót.
- Muszę cię
o coś spytać - odparł. Wiedział, że matce może ufać jak nikomu innemu, więc nie
bał się, że temat wypłynie, jeśli poprosi ją, by zachowała te informacje dla
siebie. Bądź co bądź naprawdę nie chciał, by zbyt wiele osób wiedziało o tym,
co za pomocą wizji ukazuje się Mayumi. Lepiej jak najwięcej utrzymywać w
sekrecie.
Aya skinęła
głową i oboje przeszli do kuchni. Od razu wstawiła wodę, bo choć było dość
ciepło, Kairen zawsze wolał do picia herbatę zamiast soku czy wody. Miał to za
nią, ona też tak robiła. No, chyba że miała okazję skosztować porządnego
cappuccino. Nie wiedzieć czemu, nagle przypomniała sobie swoje pierwsze chwile
jako wampira. Kiedy poczuła smak krwi Zero, zdawało jej się, że już nigdy żaden
napój nie będzie jej naprawdę smakował, bo nic lepszego zwyczajnie nie mogło
istnieć. I pewnie tak było, niemniej już od dawna ponownie czerpała wielką
radość również z picia herbaty bądź cappuccino. Krwią poili się nawzajem na tyle
rzadko, na ile się dawało, zazwyczaj spożywając tabletki krwi, które, choć nie
do końca zaspokajały wampirze żądze, to przynajmniej nie zmuszały nikogo do
czynienia komuś krzywdy.
Kiedy
postawiła kubki na stole, Kai uśmiechnął się w podziękowaniu. Uwielbiała na
niego patrzeć i przebywać w jego towarzystwie. Emanował aurą spokoju, dzięki
czemu zawsze czuła się lepiej. Był prawdziwym błogosławieństwem…
- Więc o co
chodzi, kochanie? - spytała, siadając naprzeciwko niego i uśmiechając się
lekko.
- Mayu-chan
miała pewną wizję - oświadczył, po czym dokładnie opisał matce sen Mayumi. Aya
słuchała z uwagą, nie przerywając mu ani razu. Widział, jak na jej twarzy
pojawia się współczucie, przerażenie, a także zdziwienie. Na koniec poprosił,
by nikomu nie wspominała o tym wszystkim. Zrozumiała jego obawy i obiecała, iż
zachowa to dla siebie, chyba że pojawiłaby się kiedyś potrzeba zdradzenia tego
komuś z otoczenia rodziny. Kai skinął głową i przeszedł do sedna. - Mayu-chan
jest tak zaskoczona tym podobieństwem między tobą, mamo, a tamtą kobietą, że
wysnuła podejrzenie, iż to twoja zaginiona siostra bądź inna krewna - wyjaśnił.
- Choć to raczej mało prawdopodobne - dodał z westchnieniem.
-
Faktycznie - zgodziła się z nim. - Gdybym miała krewną pasującą do tego opisu,
na pewno bym o niej wiedziała. Przejrzałam wszystkie zapiski ojca i inne
pamiątki rodzinne rodu twojego dziadka, ale nie było tam żadnej wzmianki o
takiej kobiecie. - Zamilkła na moment, przegrzebując myśli. W pewnej chwili
uśmiechnęła się z nutą smutku. - Nawet teraz, po tylu latach, gdy słyszę o
brunetce o zielonych oczach, natychmiast staje mi przed oczyma matka - wyznała.
- Szkoda, że to nie może być ona - powiedziała cicho, czując się przy tym
niesamowicie głupio. To takie dziecinne pragnienie: chęć, by rodzic, który
zmarł dawno temu, nagle okazał się żywy. Bądź co bądź coś takiego spotkało
Kaori. Obie były przekonane, że Reiko zginęła z rąk wampirów niedługo po tym,
jak przeniosły się do Akademii Kurosu, ale potem okazało się, iż to tylko
fortel mający na celu zmylenie wrogów. Sprawa z Maayą Katayamą miała się
zupełnie inaczej. Aya na własne oczy widziała, jak zginęła. I Kage, i Reiko, a
także Kaien i Touga… Wszyscy przy tym byli. Gdyby nie tamta tragedia, jej życie
wyglądałoby zupełnie inaczej.
Kairen
położył rękę na jej dłoni i ścisnął ją lekko. Spojrzała na niego z
wdzięcznością.
- Kocham
cię, synku - szepnęła, nie mogąc się powstrzymać.
- Ja ciebie
też, mamo - zapewnił z uśmiechem.
Kilka minut
później wspólnie poczęli dumać nad tym, kim może być kobieta, którą widziała
Mayumi, a którą w przyszłości Kairen najprawdopodobniej miał uratować. Jakby
nie patrzeć, przyszłość może się zmienić, ale oboje mieli nadzieję, iż w tym
przypadku tak nie będzie.
- Czyli
pozostaje mi rozmowa z dziadkiem - podsumował w końcu Kai. W razie czego mógł
też poprosić o spotkanie innych przodków, chociaż wolałby ich nie niepokoić.
Najczęściej spotykał się z Mariko, czasem z Kage i Maayą, z kim innym naprawdę
rzadko.
Aya skinęła
głową. Wątpiła, by jej ojciec miał coś takiego do ukrycia, ale warto spróbować.
Ponownie posmutniała na myśl, że nie ma daru podobnego do syna. Z drugiej
strony, gdyby takowy posiadała, zapewne zatraciłaby się w kontaktach ze
zmarłymi. Kairen był osobą, która potrafiła oddzielić jeden świat od drugiego,
ona miałaby z tym problem. Pragnęłaby wciąż przebywać po drugiej stronie, by
móc spędzać mnóstwo czasu z córką i rodzicami, a to pewnie ostatecznie
doprowadziłoby ją do obłędu. Najwyraźniej dobrze się jednak stało, iż to nie
ona otrzymała taką niesamowitą zdolność.
-
Powinienem wracać - rzekł Kai z przepraszającym uśmiechem. Wolałby zostać z
matką dłużej, wesprzeć ją jakoś, ale był wiceprzewodniczącym Nocnej Klasy, a z
tym wiązały się poważne obowiązki. A jeszcze istotniejsze było dbanie o
bezpieczeństwo Mayumi oraz paru innych ważnych dla niego osób przebywających na
terenie Akademii.
- Wiem,
przepraszam, że cię tak tu przetrzymuję - odparła, starając się, by jej głos
brzmiał swobodnie.
- Do
letnich wakacji nie zostało wiele tygodni, niedługo spędzimy razem więcej czasu
- zauważył. Skinęła głową. - Myślę, że powinnaś częściej wychodzić z domu, mamo
- rzekł poważnie, ale nie z wyrzutem czy naganą. - Ciocia Kao, babcia Reiko czy
ciocia Suzu byłyby zachwycone, gdybyś częściej je odwiedzała - podpowiedział.
- Hai, hai
- zasalutowała słabo, wiedząc, że Kairen ma rację, ale jakoś nie miała ochoty
na spotkania towarzyskie.
- Wiesz, że
jak się przełamiesz, to będzie dużo łatwiej - ciągnął. - A teraz wszystkim
przyda się wsparcie - zaakcentował, dając Ayi do zrozumienia, że nie tylko ona
by na tym zyskała.
- Pewnie
masz rację - odparła, w istocie wiedząc doskonale, że tak jest naprawdę. - Ach,
właśnie! - przypomniała sobie. - Tamaki prosił o wypożyczenie zapisków
Mari-chan.
- No tak,
wspominał coś o tym.
Wstali i
poszli do salonu, w którym Aya przygotowała księgi, by przekazać je
siostrzeńcowi. Skoro jednak Kai wpadł z wizytą, nie musiała sama mu ich
przekazywać. Podała je synowi, po czym oboje przeszli na korytarz i tam objęli
się serdecznie. Potem Kairen pożegnał się i wyszedł, a Aya wpatrywała się w
niego tak długo, aż nie zniknął jej z oczu w gęstwinie lasu.
***
Ach, wspomnienia! Ten rozdział pisało nam się świetnie (bo na
działce i na początku wakacji). Dziękujemy Kiran, Evie, Shōri i Andzikowi za
komentarze pod poprzednim. Cieszymy się też, że na forum ostatnio coś się
dzieje, oby tak dalej! ^^
Następny rozdział, o ile uda mi się go napisać na czas (nie
obiecuję na 100%, że dam radę, ale się postaram), opublikujemy 6.09.
Pozdrawiamy Was serdecznie!
Jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział (jak zwykle) bardzo mi się podobał i już przechodzę do jego komentowania! :D
I w końcu Kei się dowiedział, któż to taki zabił Kiran. Spodziewałam się tego typu furii, ale żeby tak ostro ._. Zabijanie bez skrupułów zupełnie do Kei'a nie pasuje, chociaż doskonale rozumiem sytuacje.
Ta wizja Mayu mnie prześladuje! Musicie bowiem wiedzieć, że rozwodziłam się nad nią dobry tydzień, a teraz, kiedy podałyście dokładny wygląd tej kobiety, od razu skojarzyła mi się z Maayą! Przez chwile nawet rozważałam wszystkie "za" i "przeciw" jej powrotowi zza światów, choć to przecież niemożliwe. Ale fajnie by było...
Ogólnie, to nie za bardzo wiem, co jeszcze napisać, bo wszystko, co do komentowania, już skomentowałam. No cóż, pozostaje życzyć wam weny i podziękować serdecznie za dedyk!
ShoriChan
PS.: Jestem pierwsza!! *^* A! I sorry, że tak króciutko ;< Piszę ten komentarz o godzinie 00:33, więc jestem leciutko przymulona (czyt. zdycham X.x).
Bye!
Cieszę się, że rozdział się podobał :)
UsuńCóż, może i do Keia nie pasuje, ale właśnie w TAKICH sytuacjach czasem wychodzi z człowieka potwór, że się tak wyrażę...
Hoho, "ta kobieta", jak widzę, czyni spore zamieszanie w Waszych główkach!
Gratuluję "pierwszeństwa" i ogarnięcia czegokolwiek o takiej porze! :D Pozdrawiam i dziękuję za komentarz (oczywiście w imieniu nas obu ^^)!
Hey!
OdpowiedzUsuńDzięki za info!
OMG! Wiedziałam! Wiedziałam, że to się w końcu zdarzy! Choć nienawiść i wściekłość u Kei'a były... zaskoczeniem. Nie myślałam...nie podejrzewałam, że Kei może zadziałać tak impulsywnie! Cóż, najwyraźniej rozpoczął krwawą krucjatę przeciwko mojemu mordercy... (na szafot z Kyoujim!)
I te moje biedne córeczki... Oby nie straciły tez ojca! Tego bym mogła nie znieść... ;(
Cóż, pomijając to, że i Maaya i Mariko nie żyją, obstawiłabym, że to któraś z nich! Wizja Mayu jest co najmniej... niejednoznaczna...
Oczywiście, mam nadzieję, że będzie jeszcze Hany i Suzaku w następnych rozdziałach! I mojego obecnego ulubieńca-Shouty!
Ah! Jak ja bym chciała by oni się zeszli! Ale, oczywiście, po pokonaniu różnych przeszkód!
No i ta nasza Aya... Kairen miał rację-powinna wyjść do ludzi. Z tym się zgodzę. Zaczęłam się nawet o nią martwić...
Nmzc, dziewczyny! :* Zawszę służę moralnym wsparciem ;)
Pozdro i weny!
K.L.
PS. dzisiaj nie było kogo zhejtować xD Ostatnio to Suzaku się oberwało, ale Kei... Jego rozumiemy i łączymy się z nim w bólu :(
Ech, strasznie żal mi Keia i dziewczynek ;_; Ja nie wiem, jakiego trzeba mieć pecha, by coś takiego człowieka spotkało :(
UsuńTak to jest z tymi wizjami, co zrobić *wzdycha*
O to się martwić nie musisz, wszyscy troje będą się przewijać do samego końca ;)
Aya zawsze ma jakieś problemy na głowie - w końcu to moja bohaterka, nie mogłoby być inaczej ^^' Nie no, trochę żartuję, ale... Sama nie wiem, świetnie mi się o niej pisze, a tego jej monologu wewnętrznego z tego rozdziału w ogóle nie było w planach... A tu zanim się obejrzałam, walnęłam z półtorej strony jej uczuć, myśli i tak dalej. Co ja wyrabiam? :o
W imieniu swoim i Kao dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! :*
Widzicie? JA komentuję. <3 Więc proszę bez żadnych uwag dotyczących mojej niechęci czy czegoś tam. Ostatnio wywiązuję się lepiej niż co poniektórzy! A praktycznie zawsze po przeczytaniu muszę mieć odrobinę przerwy nim wezmę się komentarz. Zresztą mogłabym niemal od razu wam pisać pod każdym ale czy wersja "Przeczytałam. Fajne. Podobało mi się. Czekam na następny. Pozdrawiam" bardziej przypadnie wam do gustu? Zastanówcie się. ;D Jeśli tak, to dołożę wszelkich starań, aby was zadowolić!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Mayumi. Ona w sumie to chyba najbardziej przeżywała. Małe dziecko to tak średnio, ale starsze i obdarzone takim przekleństwem... Pamiętam jak chyba Kanie mówiła, że mogła być z kimś, ale wybrała samotne życie, rezygnując z uczucia. Fajnie byłoby, gdybyście to rozwinęły, bo jestem ciekawa.
Co do Keia...zaczynam go lubić. Bardziej. xD Nie spodziewałam, że tak się zachowa. Znaczy jasne, podejrzewałam, iż zapragnie zemsty, ale nie sądziłam, że zachowa się TAK! Ostatnio co raz bardziej mnie zaskakujecie. ;D Ale dobrze tym zdrajcom! Byli zbyt pewni siebie, spodziewając się, że "koledzy" im nic nie zrobią.
Od początku obstawiałam Maayę jako tajemniczą osobę z wizji Mayumii. Mariko na pewno nie, raczej nie kupiła sobie szkieł kontaktowych. ;D Ale z drugiej strony Kai przecież może rozmawiać z duchami, więc mógłby się zapytać, czy babcia przypadkiem nie zrobiła sobie wakacji i wróciła do swojego ciała. xD Zaginiona bliźniaczka Maayi? Ewentualnie jakaś starsza krewna, która została wampirem i dzięki temu mogła żyć dłużej. Nie wiem, nie wiem. Tyle niewiadomych! Mam nadzieję, że niedługo wyjaśnicie. Znaczy na pewno wyjawicie tożsamość tej kobiety, ale chodzi mi o to, że niedługo. ;D
Aya wiecznie przywiązana do dziecka. Tutaj się jakoś nie będę rozpisywać, bo nie ma o czym. To taka...Aya. xD
Pozdrawiam!
Masz czas - możesz komentować :P Ja się muszę wziąć za zaległości, oj tak. A tyle rzeczy do zrobienia! D: I nikt Ci, kochana, nie każe komentować od razu (ani w ogóle komentować, jakby nie patrzeć), więc bez spiny, co? ;)
UsuńOj, Mayu jest strasznie biedna i to oczywiście prawda, że przeżywa to wszystko bardziej niż taka Miyako, która wielu rzeczy zwyczajnie nie jest jeszcze w stanie pojąć. Co do wątku z rezygnacją z uczucia, nie planuję tego jakoś rozwijać, ale może... Nie wiem, zbyt wiele rzeczy wychodzi w praniu!
Zaskakujemy, mówisz? Miło słyszeć :D
Och, ile pomysłów! Ale szczerze mówiąc ciężko mi powiedzieć, kiedy tajemnica "tej kobiety" wyjdzie na jaw. Bez sensu coś zakładać, bo u nas zazwyczaj coś, co ma się zmieścić w jednym rozdziale, rozszerza się np. na dwa czy trzy xD
Dziękujemy za komentarz i również pozdrawiamy (a także całujemy i tak dalej, jak to w rodzinie :P)!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDobra, nie ma bata! Trzeba nadrobić komentarz (który powinien być napisany w terminie, bo dwa tygodnie na napisanie komentarza, to wystarczająco dużo)! Chociaż teraz to już nie to samo, bo wiem co będzie dalej… ALE poradzę sobie! :D Z góry przepraszam za wszelkie bzdury, które się w komentarzu pojawią…
OdpowiedzUsuńZacznę może od tego, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego po tym tytule. Także nie powiem, czułam się baaardzo zaskoczona, gdy okazało się, że rozdział w większości jest o Keiu. Tak w ogóle, to strasznie o nim mało! Zawsze ukazywałyście go w towarzystwie Hany albo Mariko. Cały czas robił za wsparcie dla nich. Po śmierci Mariko wszystko zaczęło się zmieniać… A prawdziwy przełom nastąpił po śmierci Kiran. I tak, o ile wcześniej uważałam Keia za postać właściwie bez charakteru, o tyle po tym rozdziale zbierałam szczękę z podłogi (zbierałam, serce mi pękało, ale zbierałam)!
Fakt, też uważam, że nie pozbierałby się tak szybko, gdyby nie dzieci. I tak jest w życiu. Człowiek wie, że nie może się załamać, że ma dla kogo żyć i że ten ktoś na niego liczy (tak dużo „że” w jednym zdaniu!). No bo co by się stało z Mayu i Miyą, gdyby on się załamał? Niby miałby się nimi kto zająć i na pewno otoczono by je miłością, żeby tak tego nie odczuły… ale to nie są na tyle małe dzieci, by nie dostrzec co się dzieje (zwłaszcza Mayumi). Cierpiały po stracie matki. Miałyby jeszcze cierpieć z powodu ojca? To by było zbyt okrutne, nawet jak na Was (:*).
W tym rozdziale miałam same niespodzianki! Niby jak Mayu chciała porozmawiać to już wiedziałam, że ona mu powie, ale wcześniej byłam pewna, że dowie się tego inaczej.
Rozczulił mnie sposób, w jaki Kei traktuje Mayumi. Ta troska, to przywiązanie i ojcowska miłość… nie każdy potrafiłby tak pokochać „obce” dziecko. Macie ogromnego plusa za to. ;)
No i Mayu. Ech, jakbym miała przy sobie takie biedactwo jak ona, z którym los obszedł się w najokrutniejszy ze sposobów, to chyba bym jej nieba przychyliła. </3 Nie no, ona tyle wycierpiała, a jednocześnie nie robi z siebie tragedii w stylu; „O, patrzcie wszyscy, jaka ja pokrzywdzona!”. I chwała jej za to. Mówiłam już kiedyś, że nad cudownością Mayumi mogę rozwodzić się godzinami (zaczynam odbiegać od tematu…) i przypuszczam, że gdybym miała więcej czasu, to tak by było… Boże, ona jest taka biedna i kochana! Płakać mi się chciało, jak to czytałam! Przecież to tylko dziecko… a musi dokonywać tak dojrzałych wyborów… Na jej miejscu postąpiłabym tak samo. I nie może się nazywać egoistką tylko dlatego, że chciała ochronić bliskie jej osoby! Każdy ma prawo do odrobiny szczęścia, a zwłaszcza ona! T.T
Bliźniaki… ta więź, która je łączy… jest z jednej strony niesamowita, ale z drugiej też przerażająca. Serio, momentami aż mnie dreszcz przechodzi.
Hana to ma naprawdę przerąbane. Najpierw przeżywa akcję ratunkową, którą zorganizował jej lekkomyślny braciszek (moje słoneczko, mój skarb najdroższy! :*), potem idzie na piwo z seksownym młodym bogiem (wtf?!), by później spędzić z nim upojną noc, z której wyżej wymieniony młody bóg usunie jej wszystkie wspomnienia (niech dziad ginie!!!!!!!!!), następnie matka udziela jej reprymendy za pijaństwo (:D), drugi seksowny młody bóg (który nie jara mnie tak jak moje słoneczko. :*) strzela w nią tekstem „Wyglądasz, jakby cię coś przejechało”, a na koniec (bo przecież optymistycznym akcentem w postaci komplementu Shouty nie można było zakończyć. :D) spotyka bliźniaka w takim, a nie innym stanie, po czym on przekazuje jej informację o tym, kto zabił jej szwagierkę . A! No i nie zapominajmy o tym, że przed nią jeszcze poznanie prawdy o seksownym młodym bogu nr 1, bo bez tego nie będzie! Jak jej po tym wszystkim nie zamkną w pokoju bez klamek pomalowanym na niezwykle gustowny odcień śnieżnej bieli, to to jest mistrzostwo, a nie postać!... (Za wszystkie głupoty przepraszałam na samym wstępie! Też Was kocham! :*)
No, ale ja tu gadu-gadu, a jak zwykle najważniejsze przede mną! Czy muszę mówić, że więź między bliźniakami jest niesamowicie wzruszająca (i przerażająca, ale to swoją drogą…) i na miejscu Hanashi też poszłabym za Keiem? To przecież oczywiste. Chciałam też wspomnieć, że dobrze, iż zarówno Mayu, jak i Hana starały się dać do zrozumienia Keiowi, że przez lekkomyślność może osierocić córki. To bardzo ważne, bo przecież rozpacz i ból po stracie Kiran, które w dodatku były całkiem świeże i wieść o tym, że zdradził ją ktoś, kto był dla niej jak rodzina, zupełnie by go zaślepiły (chociaż i tak dał się ponieść). Ale dobrze, że ma Hanashi. Ona jest naprawdę nieoceniona. Na dobre i złe jest przy nim, wspiera go… to się nazywa prawdziwa miłość, a nie jakieś romantyczne mrzonki!
UsuńWatanabe i Maeda. Tych debili, to bym tłukła i patrzyła, czy jeszcze żyją! Idioci cholerni, zdychaliby w męczarniach (może to nie czas na osobiste urazy, ale…)! Chociaż, Kei się naprawdę postarał! I to była scena, w której pękło mi serce, a szczęka posypała się w drobny mak. Nie spodziewałam się takiej reakcji po Keiu! Nawet, gdyby ktoś mi mówił, że tak będzie, to nie uwierzyłabym mu! Kei? Ten zawsze opanowany facet, gotów w każdej chwili wesprzeć bliskie osoby? Ten kochający ojciec? W życiu. I tu właśnie widać, co żal robi z człowiekiem. Jak chęć zemsty, ból po stracie ukochanej i poczucie zdrady zmieniło tę na wskroś dobrą osobę w bezwzględnego potwora.
Wracając jeszcze na sekundę (bo więcej mojego czasu na nich szkoda…) do Watanabe i Maedy. Żeby tak wszystko sypnąć? Zupełnie bez honoru! Jesteś kozak, bądź kozak do końca, a nie! Nie mam za grosz szacunku do takich ludzi! Są niewarci nawet splunięcia, dobrze, że Kei ich zabił, bo byli tylko skazą na ludzkości i marnowali tlen!
Boże, ja nie wiem ile czasu już piszę, ale ja nawet w połowie rozdziału nie jestem (a może i jestem?)! :O Ale postaram się streścić, bo jeszcze tyyyle przede mną…
Tak długo czekałam na powrót do tej wizji! Najpierw myślałam nad nią i myślałam, potem zupełnie wyleciała mi z głowy, a po tym rozdziale znowu nie mogłam sobie darować tego, że nie wiem kim jest ta kobieta! Opis wyglądu, czarne włosy, zielone oczy… w pierwszej chwili… o cholera! Maaya Katayama! Wchodzę w szczegóły… wampirzyca i to wysoko urodzona… to nie pasuje… I znowu: kim ona jest?! Następna myśl: dlaczego ją uwięziono? Na to nawet przez chwilę nie miałam pomysłu. Kto ją uwięził? Ja podejrzewam Sarę! Chociaż ja ją podejrzewam o całe zło tego świata, także… Dobra, nieważne! Wiemy, że Kai ją uratuje. I to już jest jakaś konkretna informacja! Tylko jak ją uratuje, skoro nie wie, kim ona jest? I znowu zataczam to cholerne koło! Przez Was kiedyś w obłęd popadnę!
Teraz znowu mogłabym rozwodzić się nad wspaniałością Mayu, ale już pewnie macie tego dość, więc krótko: Ona jest naprawdę świetna, potrafi doceniać takie rzeczy, które każde inne dziecko przyjmuje za coś pewnego. Chyba nikt nie został tak bardzo skrzywdzony jak ona, a mimo wszystko, cieszy się z tego, co ma. Jeden z wielu powodów, dla których ją kocham. <3
A Miyako zawsze jest taka słodka! Uwielbiam dzieci, także „ochów i achów” mogłoby być tutaj mnóstwo, ale się ograniczę do tego, że powiem, iż ją uwielbiam. <3 Tylko żal mi jej strasznie, że podczas tak ważnych wydarzeń, które wstrząsną światem Łowców i dotkną jej rodziny, ona jest tylko dzieckiem. Bezbronnym, nieświadomym dzieckiem, które jest zbyt małe by zrozumieć to wszystko.
No i relację między dziewczynkami też bardzo lubię. Taka czysta, siostrzana miłość, pozbawiona chociażby cienia egoizmu! <3
Myślałam, że Kai coś pomoże, wpadnie na jakiś ślad… a tu nic. ;/ Byłam trochę zawiedziona, no, ale w ten sposób tylko podsycacie moją ciekawość, a bardziej ciekawska ode mnie, to jest chyba tylko Suzu (<3<3 – Ha! Podwójne! :D) … Więc albo w najbliższym czasie dowiem się, kim jest ta pani, albo padnę z ciekawości!
Wspominałam tyle razy, ale jeszcze raz powiem, że przyjaźń między Mayu, a Kairenem jest naprawdę nieziemska! Oni się tak dopełniają… A! No i (ja tego dziś nie napiszę xD) jeszcze zazdroszczę Wam tego, jak perfekcyjnie potraficie poprowadzić postać Kaia. On jest taki stonowany, spokojny i w ogóle cudowny, że po prostu się już od niego tego opanowania i dojrzałości wymaga. I wiadomo, że w niektórych sytuacjach (zwłaszcza nerwowych) nie zawsze taki spokój pasuje i wygląda on na wymuszony, sztuczny. Ale w przypadku Kaia tak nie jest. U niego wszystko jest naturalne i jak najbardziej prawdziwe. Także naprawdę, podziwiam. :)
UsuńI już naprawdę kończę! Nie ma to jak Aya i jej bezgraniczna miłość do dzieci (zarówno tych żywych, jak i umarłych)! Mówiłam już tyle razy, że bardzo podziwiam Ayę, bo mimo wszystko, jest naprawdę silną kobietą. Ale mogłaby posłuchać syna i w końcu wyjść do ludzi! Bo co ona robi przez cały czas w tych ścianach? Dołuje się! Dołuje i tonie w tym wszystkim. We wspomnieniach, w tęsknocie za córką, na pewno też w poczuciu winy, bezradności i zmartwieniach. A taka mieszanka jeszcze nikomu nie wyszła na zdrowie.
Ach! No i dalej nic o tej kobiecie!
Przepraszam, że tak późno, no, ale… tak wyszło, jeszcze raz przepraszam. Rozdział bardzo mi się podobał, jak zresztą wszystko, co wyszło spod Waszej ręki. Nie będę przeciągać, bo mam jeszcze mnóstwo do nadrobienia!
Pozdrawiam i życzę weny – Andzik
Ps. Blogger był wyjątkowo oporny, okazywało się, że ucinało mi po 1/3 komentarza, momentami 1/2... a jak sprawdzałam to wszystko było w porządku. :/ No, ale usuniecie sobie to, co usunęłam ja i będzie w porządku ;)