- Że co,
proszę?! - wściekł się Zero, wpatrując się z niedowierzaniem w swoich
bratanków, którzy właśnie przyznali się do morderstwa łowieckich więźniów.
- Macie
pojęcie, jak bardzo to wzburzyło Związek? - wtrącił Touga, paląc kolejną fajkę.
Wyglądał na względnie spokojnego, ale nie mógł uwierzyć w głupotę dzieci
jednego ze swoich wychowanków.
- Karą za
zdradę jest śmierć - powiedziała Hanashi. - Nie możecie oskarżyć nas o
pogwałcenie regulaminu.
- Jeszcze
zdążyłaś się w nocy douczyć? - zakpił Yagari.
- Ma rację
- zauważył Kei.
- Was też
mam zabić za pogwałcenie prawa o bezwzględnym posłuszeństwie wobec prezesa? To
zdrada, szczególnie w takiej sytuacji, jaką mamy obecnie - mruknął Zero.
-
Próbowaliśmy tylko wyciągnąć od nich miejsce pobytu Kyoujiego - wyjaśniła
odrobinę pokorniej Hana.
- Myślicie,
że tylko wy? - warknął Touga, prawie krztusząc się dymem ze swego papierosa.
Hanashi
spostrzegła, że jej brat zaciska pięści ze złości. Mięśnie na twarzy też miał
już spięte.
- Nowa Rada
wyznaczyła spotkanie na dzisiejszą noc. Specjalnie z tego powodu, że mamy już
zakładników. Jeśli dojdziemy z pijawkami do porozumienia, ich szychy mogłyby
wniknąć do umysłów tych zdrajców i wyciągnąć z nich położenie rebeliantów albo
jakiekolwiek inne istotne informacje - stwierdził Zero. - Mam im powiedzieć, że
właśnie ci więźniowie zostali zamordowani przez moich bratanków?! - krzyknął,
waląc pięścią w stół.
Kei rzucił
na jego biurko wymiętą kartkę z jedenastoma nazwiskami spisanymi w nocy, gdy
wyciągnął je od jednego ze zbirów.
- Wśród
nich może znajdzie się ktoś do przesłuchania. Maeda się wygadał - wycedził z
zaciśniętymi zębami.
Prezes
przejrzał szybko listę. Znajdowały się na niej dwa nazwiska Łowców, którzy
wciąż chodzili do pracy i najwidoczniej szpiegowali od wewnątrz. Reszta nie
była widziana w siedzibie Związku, odkąd Akihira opowiedział o tajnym spotkaniu
w Kemuri. Szczęście w nieszczęściu,
pomyślał patrząc na listę. Może jednak uda się im jeszcze czegoś dowiedzieć.
- Dobrze,
raczycie powiedzieć przynajmniej, dlaczego sami wymierzyliście im karę? Jeśli
chcielibyście ich zabić, mogliście to zrobić, nim oddaliście ich do Związku. Z
tego, co pamiętam, to wy ich tu przytargaliście - zauważył Yagari, gubiąc się
już we własnych przemyśleniach. Rodzeństwo spojrzało się po sobie i kiwnęło
porozumiewawczo głowami.
- Resztę
powiemy tylko w obecności państwa Takamiya i Akihiry - oznajmiła Hana,
zaskakując prezesa i Tougę. Zrozumieli jednak od razu, że sprawa najwidoczniej
jest ważniejsza niż początkowo im się wydawało, więc starszy poszedł po
wyznaczonych Łowców i wrócił z nimi po kilkunastu minutach, które rodzina
Kiryuu spędziła w milczeniu.
Kiedy już
Sayuri, Kaito i Akihira siedzieli na kanapie w gabinecie prezesa, Hanashi
poprosiła o głos.
- Nie wiem,
czy doszła do was już ta informacja, ale to my stoimy za zabójstwem Watanabe i
Maedy - oznajmiła głośno i wyraźnie, widząc, jak szczęki im opadają. Wszyscy
przewidywali, że dowiedzą się czegoś o Kiran, w końcu tylko wtedy spotykali się
dokładnie w takim składzie. Tymczasem dostali informację, która zwaliła ich z
nóg.
- Za
wszelką cenę chciałem dowiedzieć się, gdzie przebywa Kyouji. To… To on… -
zająknął się Kei, czując ogromną gulę w gardle. Akihira wlepił w niego pełen
boleści wzrok, jego teście zaś wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem, a on
najzwyczajniej w świecie nie potrafił kolejny raz powiedzieć tego na głos. W
końcu przymknął oczy i nabrał w płuca powietrza. - To Kyouji chciał porwać
Mayumi tamtego dnia - przekazał. Wystarczyło, by domyślili się reszty. Akihira
wstał i zaczął krzyczeć, że to przesada, że to niemożliwe. Miał łzy rozpaczy w
oczach, które zdradzały, że uwierzył w słowa bliźniaków, ale nie mógł się z
nimi pogodzić. Sayuri zrobiło się słabo i wypłakiwała się w ramionach męża, nie
mogąc pojąć, jak coś takiego mogło się zdarzyć. Tych troje było dla siebie jak
rodzeństwo… Kyou, Aki i Kiran, zazwyczaj nazywana Miyą, przynajmniej dopóty,
dopóki nie urodziła się Miyako, która przejęła to zdrobnienie.
Kaito
posmutniał jeszcze bardziej, przypominając sobie dodatkowo, jak dawno temu sam
pozbawił brata życia. Zastanawiał się, czy to przekleństwo musiało do niego
wrócić w tak bolesny sposób. Nie mógł sobie teraz tego wybaczyć.
Zero
spojrzał na rozkojarzonych bratanków, pogrążonych w smutku rodziców Kiran,
niedowierzającego Akihirę i w końcu na Tougę, który ponuro przyglądał się temu
wszystkiemu. Chyba akurat on zdążył przyzwyczaić się do cierpienia. Sam niemało
przeszedł i był świadkiem wielu traumatycznych dla niego i innych przeżyć. Prezes
Związku w tym momencie zrozumiał bliźniaki. Na miejscu Keia zrobiłby to samo,
choć pewnie byłby jeszcze bardziej drastyczny. Gdyby dostał w ręce Kurana,
który przyczynił się do śmierci Mariko… Och, tak, pastwiłby się nad nim tak
długo, jak by mógł. Jako wujek bliźniaków w pełni ich rozumiał i nawet popierał
decyzję. Co prawda nie zgładzili sprawcy, tylko jego popleczników, ale czy on
był lepszy, zabijając Seiren? Jednakże mimo tego wszystkiego jako prezes
Związku nie mógł sobie pozwolić na takie wybryki ze strony swoich pracowników.
Osobiste poglądy nie mogły przyćmić obowiązków.
Najpierw
jednak odesłał Sayu, Kaito i Akiego do domów, dając im dzień wolnego na
przetrawienie tej informacji, z dosadną prośbą, by nie robili nic głupiego w
związku z tym, czego się dowiedzieli. Touga również ich opuścił, pozwalając
swojemu byłemu uczniowi w spokoju dać reprymendę dzieciakom.
- Wasze
pobudki są oczywiste, ale zrozumcie też moje stanowisko i obowiązki, jakie ono
za sobą niesie. Chciałbym was zawiesić - rzekł poważnie Zero. Nie mógł pozwolić
sobie na taką niesubordynację wśród Łowców. Skoro własna rodzina umiała
otwarcie mu się sprzeciwić, co pomyślą jego przeciwnicy bądź współpracownicy,
którzy mieli za niego walczyć? - Niestety, nie mogę tego teraz uczynić, więc
oboje dostajecie sześćdziesiąt procent misji więcej. Plus robota papierkowa.
Nie obchodzi mnie, kiedy będziecie spać i jeść. Hanashi, musisz to podzielić z
obowiązkami w Akademii - powiedział tonem godnym prezesa. - Tak czy inaczej,
nie powinniście byli ich zabijać - dodał.
-
Naprawdę?! - krzyknęła Hanashi, niedowierzając. - Ich szef zabił Keiowi żonę,
oni wszyscy działają w imię Mariko! Naszej Mariko! - Głos jej zadrżał. -
Watanabe umierał z jej imieniem na ustach. Jak możesz to znosić w spokoju?! -
warknęła, nie rozumiejąc, jak można podchodzić do tego niemalże beznamiętnie.
Co prawda sama nic nie zrobiła, ale w pełni rozumiała pobudki brata i stała za
nim murem. Zawsze. - Nie obchodzą mnie żadne regulaminy. Jeśli spotkam go na
swojej drodze, to bez wahania go zabiję - wycedziła ze łzami w oczach.
- Przykro
mi, zrobię dokładnie to samo - wtrącił Kei. Wciąż miał problem, żeby dobrze
skleić zdanie, ponieważ ściskało mu gardło za każdym razem, kiedy myślał o
fałszywym przyjacielu.
- Nie
róbcie nic na swoją rękę, bo inaczej będę zmuszony odsunąć was od pracy -
poinformował ich Zero. - Jesteście silni, ale nienawiść bardziej napędza złych
ludzi. Kyouji ma zbyt wielu sojuszników, żebyście z nim wygrali - zauważył
trzeźwo, na co dziewczyna prychnęła. Ale on przecież nie mógł zacząć im się
wyżalać. Myśleli, że nie bolała go rebelia zbudowana na wyimaginowanych
pragnieniach jego córki?
- Nie
zostawimy go dla ciebie, wujku - postanowili wspólnie. - Nie tym razem…
***
- Nie wiem
dokładnie, w której chwili się w nim zakochałam - oświadczyła Misaki, rumieniąc
się słodko. Siedziała na swoim łóżku w akademickim pokoju i opowiadała Aice
historię swojego związku z Akim. Tym razem taką, jaką była w istocie. Nie
musiała już przecież ukrywać tego, iż oboje są Łowcami Wampirów. Czuła się
nadspodziewanie dobrze, mogąc porozmawiać z przyjaciółką zupełnie szczerze. Do
tej pory nie zdawała sobie sprawy, że aż tak bardzo ciężko było utrzymywać
większą część swego życia w sekrecie.
- To takie
romantyczne - musiała przyznać Aika, choć często irytowały ją tego rodzaju
tkliwe historyjki. Jednakże to wszystko działo się naprawdę, na dodatek niemal
tuż pod jej nosem! Aczkolwiek tak duża różnica wieku między tą parą wydawała
jej się wręcz nierealna. - Ale bardzo mi przykro z powodu tej całej sytuacji z
jego bratem - przyznała. Obie zasępiły się. - Dobrze, że cię ma. Na pewno
byłoby mu dużo ciężej, gdyby był samotny, a tak zawsze ma do kogo się zwrócić.
- Niby tak…
Ale boli mnie to, że nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Cóż, nigdy nie lubiłam
Kyoujiego, ale żeby zdrada? I jeszcze to porwanie… Przerażające.
Aika już
miała odpowiedzieć, gdy obie podskoczyły, słysząc jakiś dziwny dźwięk. Chwilę
siedziały jak na szpilkach, próbując dociec, co to mogło być. Zanim zdążyły
dojść do jakiegoś logicznego wniosku, znów to usłyszały. Coś obiło się o szybę!
Podeszły do okna i wyjrzały na zewnątrz. Na dole stał uśmiechnięty od ucha do
ucha Tamaki, pod prawą pachą trzymający dwa tajemniczo wyglądające tomiszcza. Z
lewej ręki coś wypuścił - jak się domyślały, był to niewielki kamyk - po czym,
zauważywszy je, z entuzjazmem zaczął radośnie do nich machać. Misa roześmiała
się w głos.
- Co za
wariat! - wykrzyknęła, jednocześnie zabierając się za otwieranie okna.
- Pogięło
go - mruknęła Aika, mając mieszane uczucia. Z jakiegoś powodu ucieszyła się na
jego widok, ale z drugiej strony… jakby przestraszyło ją jego najście? Nie była
pewna. Może jednak to całe porwanie wpłynęło na jej psychikę i powoli zaczynała
wariować?
- Czego
chcesz, głupku? - zapytała Misaki, wychylając się przez okno.
- Mam małe
co nieco dla Ai-chan - oświadczył z rozbrajającym uśmiechem. Hałas, jaki we
dwoje wywołali sprawił, iż otwartych zostało kilka innych okien, z których
poczęły wyłaniać się głowy ich koleżanek. - Wybaczcie, że przeszkadzam! -
zawołał do nich. Zdecydowanie żadna z nich nie miała nic przeciwko
nadprogramowemu przyglądaniu się powszechnie uwielbianemu prefektowi. -
Ai-chan!
- Czego? -
wymamrotała Aika, popchnięta przez Misaki ku otwartemu oknu.
Usłyszawszy
taką odezwę, Tamaki posmutniał lekko. Zaraz jednak zreflektował się i, ponownie
się uśmiechając, choć nieco niemrawo, wytłumaczył, że ma dla niej obiecane
książki, więc prosi, by zeszła na dół.
- Nagle
zaczął dbać o zasady i postanowił nie nachodzić nas w akademiku? - burknęła
Aika do przyjaciółki, gdy już powiedziała koledze, że zaraz zejdzie, by się z
nim spotkać.
- Och,
przestań, co to za nastawienie? - spytała Misa. - Przecież dobrze się dogadujecie,
nie odpychaj go na siłę - poprosiła. W dużej mierze rozumiała, jak Aika musi
się ostatnio czuć, bo podobne emocje nachodziły ją, gdy zakochiwała się w
Akihirze. W jej przypadku największymi problemami były różnica wieku oraz
zależność mistrz-uczennica, u Akayamy zaś… pewnie jej duma albo coś takiego,
właściwie sama nie była pewna. Bądź co bądź tak długo odrzucała zaloty
Tamakiego, potem odrobinkę się do siebie zbliżyli (to znaczy na tyle, by
względnie normalnie rozmawiać), aż w końcu on ją uratował i wyjawił jej prawdę
o świecie. - To chyba logiczne, że po tym wszystkim, co przeżyłaś, twoje
nastawienie do niego się zmieniło. Zresztą pasujecie do siebie. Każde jest
pokręcone na swój sposób, dopełniacie się…
- O czym ty
mówisz?! - wykrzyknęła zdumiona, czerwieniąc się po koniuszki uszu.
- Nie
udawaj, że nie wiesz - jęknęła Misaki, wymownie wywracając oczyma. - Słodko
musieliście przed chwilą wyglądać, gdyby oglądało się was z boku. Niczym Romeo
i Julia - zachichotała. - Choć ta Juleczka jakaś taka trochę nieśmiała i
pozornie niechętna, co? - Trąciła ją lekko. - No, leć do tego swojego blond
Romea! - nakazała, ciągnąc Aikę ku drzwiom.
- Wszyscy
powariowali… - mruknęła tylko pod nosem, wciąż zarumieniona, choć nie zdawała
sobie z tego sprawy. Tego jeszcze brakowało, by teraz wszyscy ją pchali w
ramiona Tamakiego. W Misaki wcześniej miała pewne wsparcie, ostatecznie ona
akurat świetnie wiedziała, jak irytujący i dziecinny potrafi być jej partner w
stróżowaniu szkoły, ale teraz, po tej przygodzie z porwaniem… No, o ile można
to nazwać „przygodą”… Cóż, po tym wydarzeniu wiele się zmieniło. I nagle
została ofiarą swatów.
- Obiecałem
ci najlepszy sposób na poznanie historii mojej rodziny i oto on - rzucił
zamiast powitania Tamaki, gdy już opuściła dormitorium i spotkała go tuż przed
głównymi drzwiami budynku. - Napisała to moja kuzynka, Mariko. Umarła lata temu
- wyjaśnił.
- Przykro
mi - wybąkała zawstydzona. Nie miała pojęcia o istnieniu tej dziewczyny.
- Cóż,
nawet jej nie znałem - przyznał. - To starsza siostra Kairena, ale zginęła
kilka miesięcy przed jego narodzinami.
Najpierw,
jakiś czas temu, dowiedziała się o tym, że żona brata Tamakiego niedawno
zmarła, teraz, że trochę dawniej zginęła jego kuzynka… Znów poczuła się niemal
jak w powieści. Dramaty związane ze śmiercią młodych osób nie dotyczyły jej
rodziny ani osób z jej otoczenia, a to sprawiało, iż takie rzeczy zdawały się
jakieś takie nierealne. Zrobiło jej się głupio, że tak często myśli o prefekcie
jedynie jako o infantylnym chłopaku o zbyt wybujałym ego, wiecznie się
cieszącym, niemającym żadnych poważniejszych problemów. Dopiero ostatnio
zaczęła poznawać go od zupełnie innej strony. Dlaczego to tylko dodawało mu
uroku? Chyba była nienormalna, skoro kręciły ją różnego rodzaju tragiczne
historie. Co innego powieści, ale żeby przekładać je do życia codziennego?
Tamaki
podał jej książki, dzięki czemu przestała się zastanawiać nad zawiłością
własnych uczuć.
- Dziękuję
- rzuciła, uśmiechając się lekko. Czuła się okropnie zażenowana, choć nie do
końca wiedziała dlaczego. Ach, tak, swatanie i te rzeczy. Teraz nie będzie
miała życia, skoro również Misaki chce pchać ją ku Tamakiemu. Kiedy tak o tym
myślała, przypomniała sobie jego wyznanie i poczęła się zastanawiać, ile czasu
minie, aż prefekt coś na ten temat napomknie.
- Hm. Jak
już to przeczytasz, daj znać - poprosił. - Wtedy poważnie porozmawiamy, dobrze?
Cóż, długo
nie czekała.
- Może -
chciała mruknąć, ale zamiast tego wyszedł jej szept zdecydowanie zbyt mocno
kojarzący się z cichutką odezwą nieśmiałej panny. Przeklęła w myślach samą
siebie. Od paru dni nie była sobą, jak tak dalej pójdzie, to zupełnie oszaleje!
Tamaki
uśmiechnął się jednocześnie słodko i jakby z zawstydzeniem. Dlaczego, dlaczego,
dlaczego tak jej się w tej chwili podobał?! Nie mogła przecież ulec. To nie
byłoby w jej stylu. Przez tego chłopaka ostatnio niejako zdradzała samą siebie
i wszystko, w co od dawna wierzyła.
-
Narysowałem ci nasze drzewo genealogiczne, żebyś się nie pogubiła - powrócił do
tematu ksiąg Tamaki. - I wetknąłem jeszcze kartkę z paroma innymi
wyjaśnieniami, bo bez tego nie da rady się zorientować w drugim tomie - dodał.
- Dziękuję
- powtórzyła, tym razem już normalnym tonem. Dobrze, jeszcze nad sobą panuje!
Niestety, jedynie ostatkiem sił. - Aczkolwiek myślę, że poradziłabym sobie i
bez tego - musiała zaznaczyć ze sporą dozą pewności siebie. Tyle się już w
życiu naczytała, że wątpiła, by coś było w stanie ją zmylić.
Uśmiechnął
się z nieumiejętnie ukrytym politowaniem, jakby sądził, iż ona nie ma pojęcia,
o czym mówi. Jej serce natychmiast zalała fala złości i urażonej dumy.
Porządnie zdenerwowana, wysyczała jakieś pożegnanie, odwróciła się na pięcie i
demonstracyjnie odmaszerowała, złorzecząc na niego pod nosem.
***
Nadeszedł
niedzielny wieczór i tak naprawdę dopiero teraz powinna się obudzić. Tymczasem
przez cały weekend żyła w ludzkim trybie życia i wiedziała, że będzie miała
problemy z kolejnym przestawieniem się. Niemniej nie o tym w tej chwili
myślała. Kiedy Kei odebrał Miyako i poszedł odprowadzić Mayumi do Księżycowego
Dormitorium, Kanaru chciała wrócić tam razem z nimi, lecz rodzice zatrzymali
ją, oświadczając, że muszą z nią porozmawiać. Wówczas przez myśl przeszło jej
wiele potencjalnych tematów pogawędki, ale tego, co usłyszała, jakoś nie była w
stanie przewidzieć.
Kairen
siedział we wspólnym salonie, rozmawiając z Mamoru, Yumeki i Mayumi. Wszyscy
czworo zaśmiali się z czegoś, choć Mayu mimo tego wyglądała na nieco
przygaszoną.
Kana podeszła
do nich niespiesznie. Poprosiła Kaia o rozmowę, mając nadzieję, że nie
przeszkadza, a jednocześnie zastanawiając się, dlaczego chce powiedzieć to
akurat jemu. Mamoru czy Tamakiemu też mogłaby to zdradzić, a mimo tego… Cóż, po
prostu czuła, że najlepiej zrobi, najpierw rozmówiwszy się z Kairenem.
Wyszli na
zewnątrz, ale dla odmiany nie poszli do lasu, zostali na terenie należącym do
akademika Nocnej Klasy.
- Coś się
stało? - zapytał w którymś momencie. Nie miał nic przeciwko milczeniu i nie
spieszyło mu się, ale przeczuwał, że jeśli to on się najpierw odezwie, Kanaru
łatwiej będzie się przemóc. I rzeczywiście, odpowiedziała od razu.
- Rodzice
podzielili się ze mną wielką nowiną - rzuciła. - Okazało się, że będę miała
rodzeństwo, wiesz? - dodała zaraz, nie owijając już w bawełnę. Nocne powietrze
pomagało jej się uspokoić, bo z jakiegoś powodu była podenerwowana.
- No, no,
gratuluję, starsza siostro - odparł z uśmiechem. Przerwał spacer, jaki sobie
urządzali, by móc z powagą spojrzeć w jej błękitne oczy. - Nie cieszysz się?
- Szczerze
mówiąc, sama nie wiem - wyznała. - Z jednej strony to wspaniale, uwielbiam
dzieci, a poza tym rodzice będą mieli kim się zająć, skoro ja przez kilka
najbliższych lat będę mieszkała w dormitorium, a potem pewnie wyjadę studiować,
ale z drugiej… Hm, pewnie czuję się trochę zazdrosna - rzekła szczerze. Kai i
tak przejrzałby ją na wylot, po co więc tak się maskować? Zresztą mieli teraz
ze sobą dobre kontakty i nie zamierzała niczego przed nim ukrywać. - Masz
przecież świadomość, że straszna ze mnie córeczka tatusia, a i z mamą jestem
niesamowicie zżyta. Tymczasem nowy członek rodziny odbierze mi to i owo. -
Uśmiechnęła się ponuro. - Wiem, jestem okropna, ale nic nie poradzę na to, że
tak się czuję.
Przytulił
ją lekko, wiedząc, że Kanie jest to potrzebne. Wtuliła się, chcąc przyjąć na
siebie część wrodzonego spokoju Kairena. Jak to możliwe, że takie małe sprawy
jak wygadanie się i chwilowe tonięcie w ramionach chłopaka, którego kocha od
dziecka, są w stanie poprawić jej nastrój?
- Wiesz
przecież, że uczucia rodziców względem ciebie się nie zmienią - powiedział
wreszcie. Skinęła głową. - Maluch jest szczęściarzem, mając starszą siostrę -
dodał z uśmiechem. - To świetna sprawa, zapewniam.
Ona również
się uśmiechnęła, odsuwając się odrobinę, by mógł to zauważyć. Najchętniej
stałaby w jego objęciach do końca świata i jeszcze dłużej, ale nie mogła
przecież zagarniać go tylko dla siebie. Był potrzebny również wielu innym
osobom.
- Powiedz…
Czy Mariko od razu cieszyła się, gdy się o tobie dowiedziała? - Oczywiście
pamiętała, że kuzynka nie zdążyła poznać Kairena za życia ani nawet usłyszeć od
rodziców radosnej nowiny, niemniej w zaświatach nadal odczuwało się emocje, tak
samo jak na ziemi. Kana przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy to pytanie
jest w porządku, ale przypomniała sobie, że kiedyś, dawno temu, Kai powiedział
jej, że może pytać go o wszystko, a rozmowa o Mari to nie żaden temat tabu.
Gdyby jej nie znał, byłoby oczywiście inaczej, ale on przecież widywał się z
nią, na dodatek dość często. Pewnie częściej niż gdyby żyła, bo nie wiadomo,
gdzie by teraz przebywała, gdyby nie popełniła samobójstwa w wieku kilkunastu
lat.
- Tak -
odpowiedział od razu, a ona cieszyła się, iż może mu wierzyć, gdyż on nigdy nie
kłamie. - Tym bardziej, że miała świadomość, iż gdyby nie ja, rodzice raczej
nie przeżyliby jej straty.
Powiedział
to niby lekko, ale równocześnie z ledwo wyczuwalnym smutkiem i nutą
przygnębienia. Zorientowała się, że bardzo martwi się o rodziców, którzy mieli
tak wiele problemów i zmartwień na głowie.
- Powinnam
bardziej pomagać mamie i tacie, szczególnie teraz - zauważyła. Oni też
zamartwiali się obecną sytuacją. Ojciec miał masę roboty, a matka obawiała się
o wszystkich dookoła, a przecież nie powinna, będąc w błogosławionym stanie.
- Racja -
zgodził się z nią Kairen. - Nie zawadzi chociażby częstsze odwiedzanie ich.
Pokiwała
twierdząco głową, postanawiając, że da z siebie wszystko. Zarówno dla rodziców,
jak i reszty rodziny, w tym brata bądź siostry.
***
- Nie wiedziałam,
że tu będziesz - rzuciła Aya, sadowiąc się przy stoliku i patrząc siedzącemu
naprzeciwko Suzaku prosto w oczy. Nigdy nie mogła nadziwić się ich pięknu.
Jakim cudem tyle barw mogło się w nich zmieścić i tak wspaniale się ze sobą
komponować?
- Wuj coraz
częściej nalega, bym bardziej interesował się polityką - wyznał niemrawym
tonem, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby bał się spojrzenia przyjaciółki.
Znajdowali
się w swego rodzaju kawiarence, w której członkowie Nowej Rady odpoczywali
pomiędzy czy po naradach, racząc się różnego rodzaju napojami i przekąskami.
Suzaku przypomniał sobie, jak siedział z Ayą dokładnie w tym samym miejscu lata
temu, gdy ta była jeszcze członkinią Rady. Rozmawiali wtedy głównie o Mariko…
Historia po trosze zatacza koło, obecne problemy również mają z nią związek.
Posmutniał na myśl o tym, jak muszą czuć się Aya i Zero.
-
Przepraszam - rzekł wreszcie. Uniosła brew w niemym zapytaniu, choć wiedział
doskonale, że domyśla się, o co mu chodzi. - Nie powinienem był do ciebie
przychodzić i mówić ci tego wszystkiego… Masz wystarczająco dużo spraw na
głowie. Zachowałem się okropnie. Wybaczysz mi? - spytał ze skruchą.
- Wiesz
dobrze, że już ci wybaczyłam. Ale masz chyba świadomość, że nie możesz tego tak
zostawić? - Nie patrzył na nią, lecz spuścił wzrok niczym dziecko karcone przez
matkę. - Spójrz mi w oczy - rozkazała zirytowana. Spełnił jej prośbę, choć
opornie. - Jak ty się zachowujesz? Jesteś gorszy niż zbuntowany nastolatek. Idź
wreszcie po rozum do głowy i wyjaśnij z Haną-chan co trzeba.
- Jakim
cudem tak łatwo przychodzi ci wybaczać? - zapytał jak w transie. Aya przymknęła
oczy i na szybko policzyła do dziesięciu, by nie wybuchnąć gniewem w miejscu
pełnym czujnych uszu.
- Nie
zmieniaj tematu - syknęła. Zdziwił się lekko, słysząc ten ton. - Zamierzasz to
tak zostawić? - zapytała, znów nawiązując do usunięcia wspomnień Hanashi.
- Muszę -
odparł ze smutkiem. Znowu spuścił wzrok. Przypadkowo padł on na złożone na
stole ręce Ayi. Mleczne, gładkie, drobne, po prostu śliczne. Miał ochotę ich
dotknąć. Jeszcze kilka dni temu w takim geście nikt nie widziałby niczego
niestosownego, jako iż byli przyjaciółmi i pocieszali się już nawzajem w ten
sposób, ale teraz… Cóż, ostatnio powiedział za dużo.
Jakby na
potwierdzenie jego myśli Aya, widząc zachowanie Suzaku, zdjęła ręce ze stolika
i położyła je na kolanach. Westchnęła, nie wiedząc, co zrobić z tym idiotą.
Momentami miała serdecznie dość jego infantylności. Gdyby jeszcze te jego błędy
godziły jedynie w niego… Ale nie, on przy tym ranił najbliższe osoby, a to było
już zdecydowanie nie w porządku i nie zamierzała tego ot tak sobie akceptować.
- Nie mam
na ciebie siły - szepnęła zmęczonym głosem.
Poczuł się
jeszcze gorzej. Jak tak dalej pójdzie, straci wszystko, co mu drogie… Dlaczego
więc mimo tego nie mógł postępować inaczej? Po prostu nie był w stanie.
Ostatnio czuł się, jakby życie przelatywało obok niego, jakby był tylko biernym
obserwatorem niemogącym się wtrącać. Co za głupstwo…
- Przepraszam
- powiedział tylko, niedolny do czegokolwiek więcej, choć wiedział, że to
pojedyncze słowo niczego nie zmieni.
Aya
westchnęła tylko, posępnie zastanawiając się, do czego to wszystko doprowadzi.
Nie chciała stracić tak bliskiego przyjaciela, ale jak tak dalej pójdzie,
trudno im będzie wrócić do normalności. Nie chcąc już się tym dobijać,
skierowała myśli ku trwającej obecnie naradzie. Miała nadzieję, że Zero dojdzie
do porozumienia z wampirami. Tak bardzo się bała… Czy życie musi się co rusz walić?
Ciągle jakieś tragedie i problemy. Dlaczego nie można egzystować w spokoju,
który zawsze tak miłowała? Marzyła o życiu bez kłopotów związanych z wampirami,
Łowcami czy przedwczesną śmiercią bliskich. Marzyła o życiu u boku męża, dwojga
dzieci i rodziców, a także tej mniej lub bardziej przybranej rodziny. Marzyła o
życiu bez niemalże ciągłego strachu. Owszem, bywały okresy prawie że sielskie,
ale za każdym razem, gdy już wydawało się, iż oto może wreszcie przekleństwo
nie zapuka więcej do jej drzwi, wydarzał się dramat. Nigdy nie mogła zrozumieć,
dlaczego na ziemi istnieje aż tyle niesprawiedliwości…
Nie
odezwała się już do Suzaku, a on również jakoś nie kwapił się do rozmowy albo
po prostu akceptował jej niechęć. Oboje zastanawiali się, czy to, co oni i
„ich” stronnicy wywalczyli, ot tak może po prostu lec w gruzach. Jeśli tak, to
nie wiedzieli, do czego ten świat zmierza.
Aya
poderwała się ze swojego miejsca, gdy tylko usłyszała, że drzwi od sali obrad
się otwierają. Najchętniej wybiegłaby z kawiarenki, by jak najszybciej znaleźć
się przy boku męża, ale pewnie wywołałaby tym mały skandal, więc po prostu
powoli ruszyła w tamtym kierunku, próbując trzymać nerwy na wodzy.
- Aya-san,
jakże miło cię widzieć! - zawołał ktoś. Natychmiast rozpoznała ten głos.
Przeklinając w duchu fakt, iż Shirabuki musiała ją zaczepić, dała się jej
zatrzymać.
- Sara-san,
witaj - odparła grzecznie, uśmiechając się lekko. Tak okropnie nienawidziła gry
pozorów, a także samej Sary… Do dziś zastanawiała się, dlaczego ta nie wydała
jeszcze światu jej sekretów. Czyżby trzymała asa w rękawie na jakąś specjalną
okazję?
- Bardzo
wam współczuję całej tej sprawy - oświadczyła z udawanym smutkiem Shirabuki.
Ayi przeszło przez myśl, iż ktoś zupełnie niewtajemniczony i nieznający zasad
wampirzego świata z łatwością dałby się nabrać takim minkom. - Musicie czuć się
strasznie, skoro ci zdrajcy przygotowują rebelię w imieniu waszej biednej
córki…
Miała
ochotę porządnie jej przyłożyć, ale, jak zwykle, powstrzymała się i uśmiechając
się smętnie, odpowiedziała paroma półsłówkami, by następnie przeprosić Sarę i
udać się do Zero. Czuła się beznadziejnie. Z jednej strony miała ochotę zamknąć
się gdzieś i płakać, z drugiej zaś - zniszczyć wszystko w zasięgu wzroku. Była
rozdrażniona ostatnimi wydarzeniami, zarówno tymi związanymi z powstaniem, jak
i Suzaku. Obawiała się, iż długo tak nie pociągnie, że w końcu straci
cierpliwość i opanowanie, a to na pewno nie zakończy się pozytywnie.
Kiedy szła
w kierunku męża, jej wzrok napotkał Megumi Hori. Po śmierci Shinbuna Shiro to
ona weszła do Nowej Rady na jego miejsce, więc to musiała być jedna z jej
pierwszych obrad. Wyglądała na zmęczoną i nieszczególnie zadowoloną, co
oczywiście starała się ukryć. Gdy ją zauważyła, z szacunkiem pokłoniła się, po
czym ruszyła za Shirabuki ku wyjściu z budynku. Aya westchnęła. Megumi chodziła
do Nocnej Klasy razem z Mariko… Nigdy się razem nie trzymały, tym bardziej, iż
wiadomo było, że matka Megumi, Omitsu, była najwierniejszą stronniczką Sary,
niemniej… Coś w spojrzeniu tej dziewczyny przywodziło Ayi na myśl córkę.
Posmutniała automatycznie, lecz nie chcąc o tym więcej myśleć, dyskretnie
pokręciła głową.
O ile Sara
wyszła z sali jako jedna z pierwszych, o tyle Zero, Isaya i Akihira, którego
też tu zaciągnięto, ostatni. Młody Katsura wyglądał, jakby nie spał od wielu
dni. Oczy miał tak podkrążone, że niemal straszył wyglądem, do tego był blady
prawie tak jak otaczające go wampiry. Jak
tak dalej pójdzie, on też zupełnie załamie się psychicznie i pod tym względem
może nie być już dla niego ratunku, pomyślała ze smutkiem Aya. Było jej go
niesamowicie żal. Jak musiał się czuć, skoro nie dość, że jego brat okazał się
zdrajcą Związku, to jeszcze zamordował swoją własną uczennicę i jednocześnie
najlepszą przyjaciółkę Akiego? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, choć z
drugiej strony… Zero jakoś udało się przeżyć fakt, iż jego brat bliźniak
odszedł z zabójczynią ich rodziców, zostawiając go ledwo żywego na pastwę losu.
Co więcej, po paru latach pogodzili się i od tamtego czasu świetnie się ze sobą
dogadywali. Kaito Takamiya również miał ciężkie przejścia, bo gdy jego brata
przemieniono w wampira, własnoręcznie go zabił. Czy Akihirze uda się w
przyszłości - o ile takową przed sobą miał, bo w obecnych czasach Aya niczego
już nie była pewna - dojść do siebie? Dla Kyoujiego praktycznie nie było już
bowiem ratunku, popełnił zdrady najgorsze z możliwych. Nawet jeśli przeżyje
ostateczną walkę, która prędzej czy później na pewno nadejdzie, będzie
skończony, dokona żywota w celi bądź podobnym miejscu. Jak ustosunkuje się do
tego jego młodszy brat?
- Dziękuję,
Katsura-san. I przepraszam, że tak cię męczę, obiecuję, iż to już długo nie
potrwa - usłyszała głos Isayi, co wyrwało ją z zamyślenia. Aya dopiero po kilku
sekundach zorientowała się, co się dzieje. Przewodniczący Nowej Rady
najwidoczniej pragnął jeszcze poznać kilka szczegółów dotyczących Kyoujiego i
jego popleczników, więc zwrócił się do Akihiry. - Suzaku, chodź z nami -
polecił siostrzeńcowi. Dopiero wówczas Aya zauważyła, że ten w międzyczasie
również zdążył już opuścić kawiarenkę.
Spojrzała
pytająco na Zero, chcąc wiedzieć, czy muszą jeszcze zostać.
- Po prostu
wróćmy do domu - poprosił cicho. Widziała, jak bardzo ma dość, więc skinęła
tylko głową.
-
Akihira-san sobie poradzi? - zapytała.
- Odstawią
go - odparł, mając na myśli któregoś z Shoutou.
- Więc
chodźmy - rzekła. Odwróciła się jeszcze, by krótko pożegnać się z Suzaku i
pokłonić lekko Isayi. Wtedy wraz z Zero wyszła z budynku. Oboje z ulgą nabrali
do płuc nieco chłodnawego, o dziwo, nocnego powietrza.
- Co to
było? - mruknął Zero, a Aya natychmiast domyśliła się, że chodzi mu o jej
niemalże oficjalne pożegnanie z Suzaku. - Pokłóciliście się?
Westchnęła
ciężko, zastanawiając się, co mu odpowiedzieć. Nie mogła zdradzić szczegółów,
ale jednocześnie miała pewną ochotę ponarzekać.
- Nie do
końca - odpowiedziała wreszcie. Cały czas pilnowała się, by mówić względnie
cicho, aczkolwiek większość członków Rady i tak zdążyło się już rozejść, więc
raczej nikt ich nie podsłuchiwał. Zresztą i tak nie mówili o niczym szczególnie
ważnym. Po prostu nie lubiła, gdy ktoś wtrącał nos w nieswoje sprawy. - Czasem
naprawdę mam dość tego idioty - mruknęła. - Czy on kiedyś dojrzeje?
- Mam
nadzieję - rzucił krótko Zero. - Czuję, że nie chcę wiedzieć, o co dokładnie
chodzi, więc uznajmy, że póki się do ciebie nie dostawia, jest w porządku -
dodał z kwaśnym uśmiechem. Kącik jej ust uniósł się lekko.
- Umowa
stoi.
Wyszli poza
teren posiadłości, zdecydowanie zbyt dużej jak na ich gust, i nie zatrzymując
się, złapali się za rękę, by Aya mogła teleportować ich w pobliże domu.
Zdziwiła się, gdy Zero nie od razu ruszył w kierunku ich małego dworku, lecz,
nie wychodząc spośród leśnych drzew, nagle ją do siebie przygarnął. Ściskał ją
tak mocno, iż niemal ją to bolało, ale nie przeszkadzało jej to. Gdy początkowy
szok minął, utonęła w jego ramionach, lekko drżąc. Czuła i słyszała, że mąż
oddycha nienaturalnie powoli. Ona pewnie też…
Przez
kilka, kilkanaście albo i kilkadziesiąt sekund trwali tak w bezruchu, próbując
uspokoić skołatane nerwy dzięki wzajemnej bliskości.
- Aya… Ja
już chyba nie daję rady - szepnął, nie zwalniając uścisku. Przez chwilę miała
wręcz wrażenie, że tylko wydawało jej się, iż się odezwał.
Jeszcze
mocniej wczepiła palce w jego koszulę.
- Dlaczego
akurat Mariko? Dlaczego… w ten sposób?
Poczuła w
oczach piekące łzy, które zaraz po części ześlizgnęły się po jej policzkach, po
części zaś wsiąknęły w białą koszulę Zero.
- Nie wiem
- odparła cicho, coraz mocniej się trzęsąc. - Nie wiem - powtórzyła, nie mogąc
już nad sobą zapanować i zaczynając szlochać na całego. Wyswobodziła się lekko,
by samej też móc objąć męża. Potrzebowała go, a on potrzebował jej. Nie mając
siły utrzymać się na nogach, uklękli wśród leśnego poszycia, bynajmniej nie
zawracając sobie głowy tym, jak bardzo się pobrudzą. Trwali w mocnym uścisku,
zupełnie jak gdyby to mogło ich uratować. Ich, pamięć ich zmarłej córeczki,
świat, który wraz z paroma innymi osobami zbudowali na kanwach poglądów Kaiena
Kurosu…
Gdy względnie
ochłonęli, rozluźnili uścisk, ale nadal za bardzo się od siebie nie odsuwali.
Usiedli pod najbliższym drzewem i przez chwilę chłonęli dźwięki lasu. Noc była
taka przyjemna i ładna… Jak to się miało do tego, co działo się w ich sercach i
umysłach? Natury ani świata nie obchodziły ich problemy.
-
Przepraszam - mruknął w końcu Zero. - Nie powinienem był…
- Okazywać
słabości? - przerwała mu, patrząc na niego ze smutkiem. - Jesteśmy małżeństwem.
Naprawdę nie musisz przede mną udawać. Wiem, że chcesz być silny, by mnie
wspierać i w ogóle, ale… Do licha, wiem, jak jest. Znam cię. A to, co się teraz
dzieje… Mam świadomość, że gdyby… Gdyby nie wmieszali w to Mari-chan, byłoby
nam o wiele łatwiej. Tymczasem Kyouji nie dość, iż zyskał sobie w ten sposób wielu
popleczników i przekonał ich, że robią dobrze, to jeszcze zaatakował cię w
najgorszym możliwym stylu. To tak okrutne…
Uśmiechnął
się ponuro.
- Przed
tobą nic się nie ukryje - stwierdził.
- No, coś
chyba jednak da się ukryć - zaoponowała ze słabym uśmiechem. Spojrzał na nią z
lekkim zdumieniem, zastanawiając się, czy to możliwe, iż Aya wie o tym , że
lata temu zabił Seiren albo o jego innych tego typu grzeszkach. - I nie, nie
mam tu na myśli niczego konkretnego, nie musisz tak na mnie patrzeć.
Roześmiali
się jakby nerwowo i nienaturalnie. Do czego to doszło?
Oparła
głowę na ramieniu Zero i przymknęła oczy. Oddychali już niemal w prawidłowym
rytmie, na szczęście.
- Musimy to
jakoś znieść - szepnęła. - Nie możemy pozwolić, by wszystko poszło na marne.
- Uhm -
mruknął tylko.
- Dobrze,
to powiedz mi wreszcie, co się działo na naradzie - zaproponowała, choć bez
większego entuzjazmu. - Pijawki pomogą?
- Pewnie,
że tak. Atak wymierzony jest nie tylko w Związek, ale też w krwiopijców, w
końcu Kyouji i spółka zamierzają pozbyć się czystokrwistych… Co najmniej, bo
pewnie na tym się nie skończy. Co za tym idzie, Nowa Rada ma niemały interes w
zaangażowaniu się w sprawę. - Zamilkł na moment. - Nie bardzo mi się podoba
współpraca z nimi, ale będą nam potrzebni.
- Znów
uprzedzenia? - spytała bez krępacji, acz delikatnie.
- Chyba
nawet nie o to chodzi. Po prostu… Mimo wszystko źródłem tego całego bagna jest
mój pracownik. Na dodatek jeden z najsilniejszych obecnie Łowców. Żałuję, że
nie da się tego rozstrzygnąć w łowieckim gronie. Gdyby zdrajców było niewielu,
nie byłoby większego problemu, ale tak? Sami niewiele zdziałamy, skoro nie
wiemy nawet, komu dokładnie można ufać. I znowu: gdyby za rebelią stał kto
inny, nie bardzo związany z naszą rodziną, nie byłoby tak tragicznie, ale
Kyouji… Kyouji był bardzo blisko z Kiran, która z kolei wyszła za Keia, a to
sprawia, iż wszystko ma związek z nami, z bliskimi nam osobami. Skoro ktoś taki
potrafił nas zdradzić, skąd mamy wiedzieć, czy inni „przyjaciele” nie maczają
palców w tym powstaniu?
- Słucham?
- zdziwiła się. - Sugerujesz, że ktoś z rodziny bądź znajomych byłby w stanie
stać po stronie Kyoujiego? Czy to nie lekka przesada? - zapytała, drżąc na samą
myśl, iż ktoś, kogo uważa za przyjaciela, byłby w stanie zdradzić ją czy jej
bliskich.
- Ufam
naszym krewnym i nie sądzę, by ktokolwiek z nich mógł zdradzić, ale inni?
Niczego już nie jestem do końca pewien… Wiem, że, dajmy na to, mistrz nigdy by
nie stanął po stronie Kyoujiego, ale nie mógłbym już ręczyć na przykład za
Ryoheia Asamoto, który, choć trenował dzieciaki Ichiru i Kaori, a teraz z
przekonaniem twierdzi, że nas nie zdradzi, był przecież bliskim przyjacielem
tego przeklętego Katsury. A Akihira? Ledwie się trzyma i nie mam przecież
pewności, po której stronie barykady by stanął, gdyby przyszło mu walczyć z
bratem. A na przykład znajomi Hanashi i Keia? Zgoda, z Matsuo dobrze się już
poznaliśmy i z nich wszystkich to jemu ufam najbardziej, zresztą Kairen sam
powiedział, że jest tego godzien, ale co do reszty nie mogę mieć pewności.
Kiran, Aki czy Ryohei też zupełnie ufali Kyoujiemu i co z tego wyszło? - Zrobił
przerwę na głębszy oddech, a Aya spuściła wzrok, martwiąc się tym, że niestety
mąż ma świętą rację we wszystkim, co mówi. Choć obojgu się to nie podobało, tak
właśnie przedstawiała się sytuacja. - Obawiam się zresztą o Hanę i Keia. -
Podczas niedługiej przerwy pomiędzy pracą a wyruszeniem na spotkanie Nowej Rady
Zero opowiedział Ayi o tym, co tych dwoje zmalowało i dlaczego. - Mogą być nie
do końca posłuszni, a to ostatnie, czego mi obecnie potrzeba. Oczywiście
doskonale ich rozumiem, sam nie byłbym lepszy na ich miejscu, ale, do cholery,
nie mogą się tak zachowywać, nie teraz.
Aya
dodatkowo posmutniała, gdy pomyślała, w jakim stanie musi teraz być Kei. A
Hanashi? Nie dość, że musiała ogromnie martwić się o bliźniaka, to jeszcze
dopiero co usunięto jej tak ważne wspomnienia… Cóż ona pocznie, gdy je odzyska?
Bo prędzej czy później na pewno tak się stanie, Aya była o tym przekonana. Wspomnienia zawsze wracają, czy tego chcemy,
czy też nie, zauważyła w duchu, przypominając sobie spotkanie z ojcem,
kiedy to odzyskała wspomnienia z najwcześniejszego dzieciństwa, a także
sytuację z Kao, gdy ta została ugryziona przez Hanabusę Aidou. Kaname Kuran
„usunął” jej wtedy pamięć, ale dość nieskutecznie, skoro kilka pozornie
niewinnych słów było w stanie naprowadzić ją na trop, że coś jest nie w
porządku. Ostatecznie przypomniała sobie wszystko, gdy była świadkiem podobnej
sytuacji - tyle że wówczas to ona, Aya, była gryziona przez Zero.
Jakby na to
wspomnienie poczuła pieczenie w gradle. Przełknęła ślinę, a jej ręka zupełnie
automatycznie powędrowała do szyi. Zero natychmiast to zauważył.
- Pij -
rzucił. - Chyba za dużo pościmy.
- Racja -
przyznała, domyślając się, że jej tęczówki zdążyły już zaiskrzyć się
czerwienią. - Ale zaraz potem twoja kolej - zastrzegła.
Skinął
głową i odrobinę zmienił pozycję, by ułatwić jej dostęp do swej szyi.
Jak dobrze
było zaspokoić wreszcie pragnienie. Tak naprawdę, nie byle jak, co zapewniały tabletki.
Doprawdy oboje byli masochistami, dość rzadko jak na wampirze małżeństwo
urządzając sobie takie uczty.
O ile ulga
płynąca z zaspokojenia głodu była niesamowicie przyjemnym uczuciem, o tyle
emocje emanujące od męża przygnębiły Ayę. Zalała ją fala niewypowiedzianych
słów, przemilczeń, wszystkiego, przed czym chciał ją ustrzec. Nie mogąc w
pewnym momencie tego wytrzymać, odsunęła się na kilka centymterów, patrząc jak
w transie na zasklepiające się samoistnie ranki. Zlizała pozostałe na jego
bladej skórze kropelki krwi, zauważając, że lata praktyki sprawiły, iż rzadko
kiedy brudzi się przy tego rodzaju posiłku. Ileż to się zmieniło od ich
licealnych lat… Wówczas oboje zawsze musieli umorusać się czerwoną cieczą, a
ona pozbywała się dowodów, korzystając z mocy manipulacji nad wodą.
- Teraz ty
- rzekła wreszcie, kiedy otrząsnęła się ze wspomnień, a przede wszystkim tego,
co odczytała z głębi duszy Zero.
Dała mu się
objąć tak, jak lubił najbardziej w tego rodzaju momentach. Tradycyjnie zamknęła
oczy, przygotowując się na ukłucie tępego bólu. Gdy wreszcie nadeszło, niemalże
poczuła ulgę. Oczekiwanie zawsze było najgorsze… choć zarazem niemalże
najlepsze, bo, co tu dużo mówić, lubiła ten dreszczyk strachu. W tych chwilach
znów czuła się jak nastolatka decydująca się na zakazany czyn, byle tylko
wspomóc tego, którego pokochała.
Westchnęła
cichutko. Miała nadzieję, że dzięki pełnemu zaspokojeniu pragnienia oboje
odnajdą w sobie jakieś uparcie ukrywające się pokłady siły, która pomoże im
sprostać wymaganiom kolejnych dni.
***
Zatem grę czas zacząć, pomyślał, po czym przeszedł przez okazałą
bramę. Szedł powoli kamienną ścieżką, którą prócz księżyca na niebie oświetlały
jedynie świece umieszczone na stojakach w gotyckim stylu. Ich wręcz krwisty
płomień nie gasł, mimo iż na dworze mocno wiało. Zewsząd widać było cierniste
krzaki zdradzające kąśliwy charakter ich właścicielki. Wampir uśmiechnął się
pod nosem, patrząc na kwiaty dookoła. Chociaż ogród był bujny, zdawał się być
przygaszony, można stwierdzić nawet, że bez życia. Mimo zmroku, widać było, iż
dominowały tu kolory zgniłej zieleni i krwistej czerwieni - w postaci róż
oblegających większość terenu, które były jedynym kolorystycznie
charakterystycznym elementem. Chłopak dojrzał po chwili rozkwitające pąki złotowłosu.
Białe płatki wyraźnie odstawały od reszty, dlatego zastanowił się, czemu
roślina została tu zasadzona. Nie wiedział, że cała kompozycja była ułożona
bardzo starannie, a złotowłos znajdujący się w samym centrum symbolizował
śmierć, wieczność i smutek.
Nie tracąc dłużej czasu na
analizowanie ogródka, czystokrwisty wszedł na werandę. Nim zdążył zapukać,
wrota stanęły przed nim otworem. Dokładnie tak, jak oczekiwał. Przy drzwiach stała
na oko dwudziestokilkuletnia wampirzyca Klasy D, chyląc przed nim czoła.
- Hanadagi-sama. Czemu ma pani
zawdzięcza sobie tę wizytę? - spytała pokornym, dość niepewnym głosem.
- Nie mam wiele czasu, prowadź
do niej - rozkazał, trzymając głowę wysoko i niemal niezauważalnie lustrując
pomieszczenie.
- Shirabuki-sama nie przyjmuje
teraz gości, może zechcesz poczekać na nią w pokoju gościnnym, Hanadagi-sama? -
zaproponowała cicho, obawiając się spojrzenia czystokrwistego. Nie musiała
patrzeć mu w oczy, żeby czuć jego zdenerwowany wzrok.
- Nie słyszałaś? Nie mam czasu
na takie pierdoły - westchnął, zirytowany zaradnością (a raczej jej brakiem)
służki. Był pewien, że swoje wytresował lepiej.
- Ale… Jak już mówiłam… -
zaczęła znów mamrotać. Ułamek sekundy później jej serce leżało kilka metrów
dalej, plamiąc krwią lustro wiszące na ścianie oraz białą, marmurową podłogę.
Shouta nachylił się nad umierającą i nim jej ciało obróciło się w pył, zdążył
wytrzeć zakrwawioną dłoń o jej uniform. Gdy tylko to zrobił, stał już przed nim
Takuma.
- Proszę za mną, Shouta-sama.
Sara-sama już idzie - powiedział spokojnym tonem, zerkając ze smutkiem na
garstkę popiołu na podłodze.
- Nareszcie ktoś kompetentny. -
Hanadagi uśmiechnął się. - Prowadź - nakazał.
Ichijou zaprowadził
czystokrwistego do jednego z pokojów gościnnych. Ten wyraźnie wyglądał, jakby
miało załatwiać się w nim ważne sprawy. Otoczony był regałami z przeróżnymi
książkami o wampirach, a w samym centrum pomieszczenia znajdowały się dwa obite
czerwoną skórą fotele. Pomiędzy nimi znajdował się przeszklony stolik, na
którym stał wazonik z jednym kwiatem narcyza. Nie czekając na zaproszenie,
Hanadagi rozsiadł się w fotelu, z pogardą zerkając na podwładnego Sary.
- Sara-sama zaraz się zjawi -
oznajmił Takuma, a następnie opuścił izbę, uprzednio kłaniając się lekko.
Shouta rozejrzał się po
regałach, przeglądając tytuły niektórych książek. Nie musiał się ruszać z
miejsca, bez problemu dostrzegał małe litery dzięki swojemu wyostrzonemu
wzrokowi - nawet w półmroku, jaki panował w pomieszczeniu. Nim zlustrował
wszystkie tomy, drzwi do pokoju uchyliły się i ukazała się w nich smukła
blondynka. Za nią szła wyraźnie przestraszona służka, która, jak tylko położyła
filiżanki herbaty na stole, szybko uciekła z pomieszczenia. Pierwszy raz od
dawna Shouta widział Sarę w codziennym ubraniu, a nie balowym stroju. Można
było powiedzieć, że Shirabuki została stworzona do noszenia okazałych sukni.
Tym razem miała na sobie długą, jasnoniebieską, rozkloszowaną spódnicę oraz
białą przyległą bluzkę z koronkowymi elementami. Mimo braku galowej kreacji,
nie wyglądała normalne, domowo. Jej nazbyt długie włosy i tak dodawały jej
wdzięku i klasy, a postawa jak zawsze sprawiała wrażanie nad wyraz dostojnej.
Chłopak wstał, jak nakazuje
grzeczność i zachowując spokój, przywitał się z kobietą. Gdy oboje usiedli,
Shouta postanowił zataić ich rozmowę przed resztą osób przebywających w domu.
Shirabuki wyczuła to i delikatnie uśmiechnęła się pod nosem, zastanawiając się
nad intencjami dziedzica Hanadagi.
- Widzę, że masz wiele
obowiązków, cieszę się jednak, że znalazłaś dla mnie chwilę czasu - zaczął. -
Mogę spytać, co ci tak zaprząta głowę, Saro-san? - zapytał ze stoickim
spokojem, chociaż oboje czuli już, że jest coś na rzeczy.
- Ach, nic na tyle ważnego, aby
moja biedna Anri traciła życie - westchnęła z nutką żalu w głosie. Shouta
pomyślał, że zabawniej byłoby, gdyby zamiast pozbawić ją serca, urwałby jej tę
słodką łepetynę, wtedy można byłoby powiedzieć, że przez niego straciła głowę.
- Potrzebujesz chyba nieco
bardziej kompetentnych sług niż ta, prawda? - rzucił.
- Dla tak niecierpliwych gości,
owszem - odparła spokojnie. - Ciekawi mnie, w jakiej sprawie zjawia się tu syn
Shigeru. Powiedz, chłopcze, czym zasłużyłam sobie na tę wizytę? - spytała wyraźnie
zaciekawiona, ponieważ czuła, że ta rozmowa może zmienić obrót wielu wydarzeń.
Syn Shigeru? Wredna suka, pomyślał zirytowany, ale nie dał po sobie
poznać zdenerwowania.
- Przyszedłem porozmawiać o
narastających problemach. Wiele niepokojących rzeczy zaczyna się dziać na tym
świecie - powiedział. - W dodatku chciałem złożyć ci kondolencje, kolejny „twój
człowiek” stał się ofiarą - dodał, mając ma myśli Shinbuna Shiro.
- Chciałeś powiedzieć „mój
przyjaciel” - poprawiła go szybko. - W Nowej Radzie nie ma podziałów.
- Nie, chciałem powiedzieć „twój
człowiek” - powtórzył, pozwalając, by na jego twarzy zagościł kąśliwy
uśmieszek. - Dobrze wiemy, że pierwsza ofiara, Hori, była twoją największą
zwolenniczką, a tak się składa, że poza nimi jeszcze nikt z Nowej Rady nie
został zabity. A teraz, kiedy Łowcy szykują zamach na Związek i swojego
prezesa, myślę, że na tym nie poprzestaną. A twoje szeregi znacznie się kurczą…
- Do czego zmierzasz? - spytała,
mrużąc oczy.
- Chcą obalić Związek - w
porządku. Co za tym idzie, nie pasuje im wampirzy dowódca bratający się z
wampirami. Chcąc zmiany władzy, żądają zapewne zmiany zasad. Skoro okrzyknęli
się tymi, którzy wypełniają wolę Mariko Hiou czy tam Kiryuu… To nie jest
przypadek, skoro ta córeczka prezesa wybijała czystokrwistych. Zamierzają
kontynuować jej dzieło, zaczynając rewolucje od wewnątrz. Potem zapewne ruszą
na nas. Bez czystokrwistych nie będzie nowych wampirów, a wszystkie inne klasy
prędzej czy później wymrą. Tym samym w ciągu kilku następnych pokoleń nasza
rasa całkowicie by wyginęła…
- Uważasz, że garstka
rebeliantów byłaby zdolna zabić, nawet tak skromne jak nasze, szeregi
czystokrwistych? - spytała z nutą rozbawienia.
- Otóż to - ucieszył się Shouta,
widząc, jak idealnie przebiega rozmowa. - Potrzebują kogoś wewnątrz. Długo na
tym myślałem, czego reszta chyba nie zrobiła… - powiedział. Odkąd dowiedział
się okrutnej prawdy o swej rodzicielce, zaczął przypominać sobie historie o
czystokrwistych. Przeczytał dziesiątki książek, w których była wzmianka o
rodzinie Shirabuki, skupiając się głównie na ich ostatniej dziedziczce.
Następnie połączył wszystkie fakty od czasu zabicia Etsuyi aż po wieści na
temat rebelii, których dowiedział się od Hanashi. - Coś w tym jest. Nasz świat
jest zepsuty. - Sara wpatrywała się w niego pytająco, jakby nie mogąc doczekać
się wniosków Shouty. - Albo zaproponowali ci spółkę, a ty ją odrzuciłaś, przez
co mszczą się na tobie - w tym przypadku znaleźli już jakiegoś czystokrwistego,
który im pomaga - albo… ty jesteś tą, która to robi i po prostu zacieracie
ślady - skończył wyraźnie zadowolony. Miałby problem z dojściem do tych
wszystkich wniosków, gdyby nie był tak diabelnie inteligentny i oczytany. Miał
niestety jedną wadę - zawsze musiał postawić na swoim.
- Jak uważasz, Shouta-san, która
odpowiedź jest prawidłowa? - spytała cicho, wpatrując się w niego. Była
zaintrygowana, że taki gówniarz był w stanie ją przejrzeć, czego nie mógł
zrobić nikt w Radzie. Wiedziała, że nie wyprze się matki, podczas rozmowy z nim
jej geny było wprost czuć.
- Szczerze? Shirabuki od pokoleń
walczyli z Kuranami i Hiou o lepszą pozycję, nieudolnie. Twoja rodzina umarła w
wojnie o władzę. Zostałaś sama, nawet narzeczonym nie zdążyłaś się nacieszyć.
Kiedy Kuranowie padli i mogłaś mieć swoją szansę, pojawiła się ta młoda Hiou,
zgarniając wszystkie przywileje Księżniczki Czystej Krwi, więc znowu byłaś na
drugim miejscu. Do tego wyszła za Kiryuu. Po tym nadeszły nowe rządy, gdzie
zaniknąć ma hierarchia rodów, które od wieków miały swój porządek. Czystokrwiści
mają dokonywać wyborów we wspólnych głosowaniach z niższymi klasami. Ta
gówniara weszła do naszego świata i narzuciła swoje zasady. Nawet jej
eliminacja nie dałaby ci pełnej władzy, bo czasy pokoju przez nią zaprowadzone
zdążyły się już przyjąć. Będziesz królową, gdy nie będzie nikogo, kto odważy
się walczyć o koronę, gdy czystokrwiści wymrą - rzekł, widząc, jak wyraz twarzy
blondynki powoli się zmienia. Jej oczy zwęziły się, a usta wywinęły w złowrogim
uśmieszku. Udało mu się. Pokazała prawdziwą siebie. Wyglądała jeszcze
straszniej niż w dniu, w którym pierwszy raz ją zobaczył. Jej spojrzenie
przesycone było jadem i potęgą. Zmieniło się jednak tyle, że Shouta nie był
małym, obawiającym się jej chłopcem. Już dawno postanowił uczestniczyć w tej
grze.
Kobieta przeczesała lekko blond
włosy i utkwiła wzrok w regale z książkami.
- Jestem pod wrażeniem, że udało
ci się poskładać wszystkie fakty - szepnęła tonem, którego nigdy u niej nie
słyszał. Była niczym wąż skradający się do ofiary. - Jednakże, skoro byłeś do
tego zdolny, nie chce mi się wierzyć, że przyszedłeś tu spytać mnie o trafność
swej teorii. Wiedziałbyś, że jeśli masz rację, już nigdy stąd nie wyjdziesz -
zauważyła, chichocząc cicho. Jak bardzo zabawna okazała się ta noc! Najpierw
obrady, podczas których była w stanie okręcić sobie wszystkich wokół palca, a
teraz to! - W takim wypadku udałbyś się do Rady.
- Nie jestem głupi - zaśmiał
się, upijając łyk herbaty. - Nigdy nie zamierzałem stawać po przegranej stronie.
- Uśmiechnął się półgębkiem. - Właściwie przyszedłem tu z propozycją
współpracy.
- Cóż możesz mi zatem
zaoferować?
- Wydaje mi się, że nie macie
dobrego informatora z Akademii. Ja za to na co dzień przebywam z dzieciakami
Kiryuu. W dodatku jestem nieco silniejszy niż ta łowiecka rebelia… Nie mam też
nic przeciwko wybiciu czystokrwistych, nie przywiązuję się zbytnio do nikogo. A
wiesz, że gdybyś chciała, dałabyś radę mnie zabić. Co jest więc dla ciebie
korzystniejsze? - spytał, a ona uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Ja również nie wspomagam
przegranej sprawy - rzekła, po czym wstała z miejsca, jakby mordercze chęci ją
roznosiły. - Masz rację. Ostatnio wszystko skupia się na Hiou i Kiryuu. Nie da
się już zaprowadzić porządku, o jakim marzę… A odpowiedzią na wszystkie pytania
jest ta rodzina. Pochłonęli wszystko. Świat wampirzy, łowiecki i ludzki. Razem
są silni jak nikt, ale mają jedną, ogromną wadę. Fundament ich siły, który
upadając, zburzy całą ich potęgę, czyniąc z nich bezwartościowe robaki, łatwe
do zdeptania. Wiesz, co to jest? Co to za cecha, której nie ma żadne z nas? -
spytała, widząc zaciekawienie Shouty. Podeszła do niego i nachyliła się nad
jego uchem. - Miłość, przywiązanie do rodziny - szepnęła jadowitym tonem. -
Zamierzam ich zniszczyć! - mówiła już jak opętana. - Kawałeczek po kawałeczku.
Znajdę słabe punkty każdego z nich i pomalutku ich wyniszczę… Ba, sami zrobią
to za mnie! - zadowoliła się. - Weźmy na przykład naszą kochaną Ayę. Nie zrobi
nic, jeśli coś mogłoby się stać jej dzieciakowi. Problemem jest za to, że on…
- Jest zbyt silny? - dokończył.
- Wiem, co zrobić, żeby go unieszkodliwić - poinformował jakby od niechcenia, a
Sara od razu spojrzała w jego kierunku z zadowoleniem. - Mówiłem, że
korzystniej jest mieć mnie po swojej stronie. - Do czasu…
- Zaczyna mi się to podobać -
odparła. Wiedziałam, że moja krew kiedyś
do mnie wróci. Że na coś się przyda! - Zatem zgoda - postanowiła i gdy
Shouta wstał, podali sobie wzajemnie dłonie.
- Muszę już iść, żeby nie
wzbudzić podejrzeń. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz… Jak zamierzasz zgładzić
wszystkich z takimi bezmózgimi Łowcami?
- Tacy właśnie mają być, żeby
ślepo iść za swoim szefem. Jeśli chodzi o Kyoujiego, to daję mu wolną rękę,
jeżeli tylko wszystko ze mną uzgadnia. Wspomogłam ich jedynie, dając niektórym
z nich nieśmiertelność. - Zaśmiała się lekko na widok zdziwienia chłopaka.
- Chcą wybić wampiry,
jednocześnie będąc nimi? - Ta głupota nie mieściła mu się w głowie.
- To ich poświęcenie dla sprawy.
W tym momencie większość przechodzi już przemianę. Niedługo wszystko się
rozpocznie, więc przyszedłeś w odpowiednim momencie - oznajmiła. - Bezpieczniej
będzie jednak, jeśli nasza koalicja zostanie póki co tajna - dodała, a chłopak
przytaknął.
- Miło robi się z tobą interesy
- przyznał zadowolony, kierując się do drzwi.
- Co chciałbyś w zamian za
pomoc? - spytała jeszcze.
- Och, tylko i wyłącznie zabawy.
I najlepszego miejsca do oglądania spektakularnego końca. - Twojego końca.
***
No i udało się dokończyć rozdział na czas
(i dodatkowo napisać połowę kolejnego) - wystarczyła kilkudniowa wycieczka na
działkę. To jednak miejsce wenotwórcze, serio. Mogłabym stamtąd nie wracać, ale
szara rzeczywistość dobija się do mnie drzwiami i oknami. W każdym bądź razie,
jeśli się uda, kolejna nowość ukaże się tradycyjnie za dwa tygodnie, czyli
dwudziestego września.
Podziękowania i dedykację ślemy Shōri,
Kiran i Evie, które mimo ciekawszych rzeczy do roboty (na pewno jest takich
mnóstwo) postanowiły przysiąść na chwilę nad klawiaturą i napisać nam kilka
słów ku pokrzepieniu serc. :)
Buziaki!
I znowu jestem pierwsza. Ja chyba nie mam życia ;-;
OdpowiedzUsuńNo i się wydało, że Kei zabił tych upośledzonych umysłowo gogusiów. Kyouji ma u mnie przechlapane! Najchętniej skręciłabym mu kark, słuchając z uśmiechem, jak pękają w nim kości *psychopatyczny śmiech*. Ekhm.. No nieważne ^-^
Aika myśli, że szaleje, a tak na prawdę wchodzi w stan zakochania ^^. Nie nooo! Ta parka jest taka urocza :3. W ich przypadku jest to pospolity romans (chłopak zakochuje się w dziewczynie, ona myśli, że wariuje i w żadnym wypadku nie dopuszcza do siebie faktu, że to już nie taka zwykła znajomość, tylko coś więcej. Ah, ta duma... Nienawidzę dumnych ludzi ^^).
Tak! Dobrze, Aya! Wypominaj mu, że jest idiotą! Bo jest. I to wielkim. Ja też czasami nie mam do niego siły, choć kocham głupka ;3
Ta scena w lesie... Tak mi się ich żal zrobiło :c. Nie dość, że zdradził ich jeden z najbardziej zaufanych przyjaciół, to jeszcze kierują się ideą "Mariko zabijała czystokrwistych, więc dokończmy jej dzieło", kiedy ona sama nie miała z tym nic wspólnego! >.< Głupi Kuran ;-;. Jak ja mogłam go tak lubić w anime? Faworyzowałam go nawet bardziej, niż Zero... Ale to było przed przeczytaniem tego cuda, to mnie usprawiedliwia ^.^
Hmm? Shouta knuje z Sarą? Ja tam dobrze wiem, że on na razie chce zdobyć jej zaufanie, a potem zabić i to, żeby było zabawnie, w najmniej spodziewanym momencie. Ale z tej Sary to jest sucz ;-; (pamiętam, że w jakimś starym komentarzu też ją tak nazwałam xD). Nienawidzę jej! Choć, trzeba wam to przyznać, jako czarny charakter przedstawia się idealnie xd.
Dzięki za dedykację - jeśli chodzi o waszą twórczość, to zawsze znajdę czas xd (którego i tak mam mnóstwo c;).
Weny!
ShoriChan
Cóż, nikomu się jakoś nie spieszy (</3), więc wiesz... xD Gratuluję pierwszeństwa, o ile tak to można nazwać :3
UsuńAch, na Kyoujim to pewnie wszyscy chcieliby się trochę popastwić. Ale mimo wszystko fajnie jest mieć takiego porąbanego bohatera xD
Oj, to mnie byś nie polubiła, jestem często aż nazbyt dumna, trochę jak Aika ;_;
Ktoś musi Suzaku przemówić do rozsądku... A przynajmniej próbować, bo do tego słodkiego idioty nic nie dociera, jak widać ^^' Ale bardzo mnie ucieszyłaś stwierdzeniem "kocham głupka" - już się bałam, że teraz wszyscy go tylko i wyłącznie nienawidzą, a ja dalej go uwielbiam, mimo tych jego wad... Zresztą bądźmy szczere, niby kto ich nie ma, nie?
Tak bardzo lubiłaś Kaname? My tam zawsze stałyśmy za Zero xD Znaczy Kuran też tam coś w sobie ma, ale... Oj, za dużo razy podpadł. Co do Ayi i Zero, to strasznie mi ich żal, ale cóż, Aya to moja postać, więc nic dziwnego, że ma w życiu pecha :/
Ach, Sara jako czarny charakter jest boska, bardzo ją pod tym względem lubimy. Postaci knujące w cieniu, grające niewinne istotki... To jest to :D
Nie ma za co, zasłużyłaś :* A po tym ostatnim stwierdzeniu aż mi się cieplutko na serduchu zrobiło, dziękuję :*
Dziękujemy i pozdrawiamy serdecznie! :)
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńNie mam dziś zbyt wiele do powiedzenia. ^^" Sorka ;)
Oczywiście, moje myśli zaprząta teraz Shouta i Sara. Nawet Suzaku bym odpuściłabym wykład z tego powodu!
Ale do rzeczy!
Shouta poprowadzi niebezpieczną grę. Zaczynam się martwić o tego wampira. Mam wrażenie, że jest wybitnie nieostrożny...
A Sara to sucz, ale o tym wiedzą wszyscy. Poza tym-no żesz! To jej syn! Czy ona ma uczucia!??! Jakiekolwiek???
Ah... Aya i Zero to mają przechlapane... Aż mi smutno ;(
Miałam odpuścić Suzaku... Ale to taki dzieciak!!!! No w morde!!! ;/
Dzięki za info!
Pozdro i weny!
K.L.
Nastał cud i pojawił się rozdział 16 Czarownicy i Bestii. Zapraszam! :D
OdpowiedzUsuńDobra wiem że mam mnóstwo do nadrobienia ale jak widać powoli zaczynam się ogarniać ^ ^’ Dobra bez zbędnych wstępów zabieram się za komentarzyk :P
OdpowiedzUsuńEch pierwsza scena jest taka… tak przygnębiająca… Nie no masakra jakaś… Ech jak napisze komentarz do poprzedniego rozdziału po rozwodzę się nad zabójstwami popełnionymi przez Keia i wsparciu Hanshi ale to później… Teraz powiem (hmm choć powinno być napiszę) tylko że osobiście nie wyobrażam sobie przeżyć czegoś takiego jak Aki, rodzice Kiran, Kei… Nie no mieć świadomość że najbliższa tobie osoba zabiła twoją przyjaciółkę, że twój najlepszy przyjaciel zabił twoją jedyną córkę że osoba której się bezgranicznie ufało zabiła twoją ukochaną. Czy w ogóle można od tego nie zwariować? To przecież jest tak jakby Aya zabiła moje dziecko, jakby mój brat zabił Aye albo Kao mojego potencjalnego męża (tudzież Deia aczkolwiek nie wiem czy któraś z was tego nie zrobi xD)! Nie no nie wyobrażam sobie tego… To naprawdę przykre jak nienawiść, chęć zemsty, wściekłość może zmienić człowieka. Chociażby Zero, Kei… Nie no naprawdę to mnie tak bardzo przeraża… Z jednej story rozumiem czemu Zero przestał być tym słodkim, wierzącym w miłość dzieckiem, czemu Kei zabił tych więźniów ale… ale to tak bardzo smutne, bolesne i sama nie wiem jakie jeszcze. I właśnie dla tego że Kei jest taki biedy i niebawem stanie się co ma się stać jeszcze bardziej nie cierpię Sho >.< Nie no mam nadzieje że mnie rozumiecie. Ech dobra dość tych rozkminek bo nie skończę komentarza ^ ^” Nieraz już wam to chyba pisałam ale naprawdę kocham wasze opowiadanie za to że jest tyle nawiązani do przeszłości czy zmarłych bohaterów. To takie prawdziwe. To że do tej scenki było wplątane wspomnienia o Seirnen bardzo, bardzo mi się podobało. Ta ostatnia rozmowa Zero z bliźniakami… Nie no ona naprawdę ścisnęła mnie za gardło… Nawet jak teraz o tym myślę chce mi się ryczeć. Rozumiem wzburzenie dzieciaków na Zero ale tak bardzo mu współczuję. Nie no ten facet naprawdę nie ma chwili wytchnienia od bólu a teraz słyszy od bratanków coś takiego. Jak on bardzo musi kryć się z uczuciami. Pod tym względem naprawdę go podziwiam. Ja… nie no naprawdę nie byłabym wstanie logicznie myśleć gdy po tym co on przeszedł jakaś zgraja padalców wykorzystywała imię mojej zmarłej córki do wzniesienia rebelii przeciwko mnie i mojej rodzinie. Zero natomiast potrafi trzeźwo myśleć i trzymać uczucia na wodzy. Ech no sama nie wiem co jeszcze mogłabym napisać… Nie no dobra skończę bo mnie złapie duuuuuuuuuuuuuuuł!
Ech dla Misaki możliwość wygadania się przyjaciółce musiała być naprawdę wielkim ukojeniem. W ogóle naprawdę mi żal Misaki. Patrzeć bez czynnie jak twój ukochany cierpi, jak pogrąża się w rozpaczy musi być naprawdę bolesne. Czasami naprawdę zastanawiam się czy patrzenie na cierpienie przyjaciół, rodziny którego nie jest się wstanie w żadne sposób ukoić nie jest jednym z największych ciężarów jaki człowiek musi unieść. Naprawdę ja bym chyba fiksowała na miejscy Misaki. Ech noo… Dobra dość smęcenia bo o to wpada nam Tamaki xD Nie no on naprawdę jest zakręcony widać że syn Kaori Xd Nie no naprawdę wraz z Aiką tworzą słodką i fantastyczną parę (zaczynam być nawet zazdrosna ale dobra nic nie mówię bo mnie obie zaszlachtujecie) <3 No i mamy ponowny powrót do spisanej przez Mariko książki. Heh i nawet jest drzewo genealogiczne Xd Naprawdę podoba mi się to Xd Heh Aika trochę mnie rozbraja z tą swoją pewnością siebie Xd No i pomyliła się co do naszego blondaska… choć wiele razy tak jest że pozory mylą. Osoby które na pierwszy rzut oka są beztroskie. radosne i tryskające entuzjazmem mogą mieć naprawdę ciężkie przeżycia w przeszłości… Dlatego nie powinno oceniać się ludzi po pozorach!
Muszę to powiedzieć po prostu muszę! KOCHAM WAS DZIEWCZYNY! NO PO PROSTU KOCHAM! Jej no naprawdę nie spodziewałam się że jednak będę mieć drugie dziecko! Q.Q Jej naprawdę nawet nie wiecie ile mi tym króciutkim fragmentem dałyście radość <3 Ech mam nadzieje że chociaż to drugie dziecko wyjdzie nam z Deiem lepiej niż Kanaru… No nic będę czekać w napięciu na pojawienie się tego maleństwa <3 Heh Kana jak zawszę zazdrosna ^ ^” No cóż ja chyba poniekąd czułabym się podobnie… Z jednej strony naprawdę okropnie bym się cieszyła ale z drugiej… No cóż nie będę miała by się o tym przekonać… Generalnie nadmienię jeszcze że rozmowa Kana&Kai jest słodka i w ogóle <3 Tak że jeszcze raz DZIĘKUJE BARDZO PRZE BARDZO! <3<3 <3 *przypomina sobie co chciała napisać po całodniowej przerwie* Hahaha ilekroć myślę o tym rozdziale przypominam sobie jak przyjechałam skacowana po dyżurze a nie dość że była u mnie Aya (;-;) to jeszcze nie spodziewanie daje mi do przeczytania coś takiego! Ach co prawda ona nie podzielała mojego entuzjazmu ale cóż powoli zaczynam do tego przyzwyczajać…
UsuńNo i teraz mamy akcje z Suzaku…
Jak przeczytałam to scenkę naprawdę mnie przygnębiła… Ech Suzaku niby rozumie że źle postąpił, niby przeprasza ale nie zmienia to faktu że to kretyn, debil i nie powiem kto jeszcze -.-‘ Nie no naprawdę mam ochotę nadziać go na pal >.< Jejku nie wiem czemu ten gościu tak mnie irytuję ale mam naprawdę ochotę go wypatroszyć >.< Hmm w sumie tak się zastanawiam kogo nie znoszę bardziej. Suzaku czy Sho? Hmm naprawdę ciężki wybór… Heh a fragment z dłońmi był tak… tak sama nie wiem. Ech kurna nie umiem się wysłowić ale mam nadzieje ze obie wiecie o co mi chodzi -.-‘ No nic. Swoja drogą naprawdę zazdroszczę Ayi takich dłoni. Nie noo też chciałabym mieć takie drobne, malutkie rączki a nie takie giganty jakie mam >.< Ni nic dość narzekania. Powiem tak: dwa ostatnie akapity normalnie mnie dobiły T.T Nie no naprawdę to takie przykre i w ogóle T^T Świat może zacząć walić ci się w dosłownie sekundzie… Tego włośnie chyba boję się najbardziej… Kładziesz się spać, wszystko jest w porządku a następnego dnia gdy wstajesz może wydarzyć się coś takiego że już nic nie jest tak jak dawniej… No nic dobra nieważne.
Pora na Sarcie. Jej noo jak ja tej małpy nie znoszę normalnie nie wiem jak mam określić uczucia jakie do niej żywię -.-‘ No a ta gra pozorów normalnie można powiedzieć że po prostu Oskar się dla niej za to należy ;] Swoją drogą naprawdę dziwie się czemu ona nie wydała jeszcze Ayi… W ogóle ciekawi mnie jak to zrobicie . W sensie czy generalnie każdy dowie się że Aya jest tak naprawdę dhampirką czy jednak zostanie to dla wtajemniczonych (choć jest to całkiem spore grono. Hmm chyba nawet więcej osób wie niż nie wie ^ ^”) No cóż pozostaje mi tylko czekać, czekać i jeszcze raz czekać…
No to dotarłam do jednej z takich scen na której brakuje mi słów… Nie no to tak bardzo dobijające ze aż mi się nie chce nad tym rozwodzić bo zaraz się poryczę. W ogóle słodko że Zero nadal jest zazdrosny o Aye ^ ^ Heh to pokazuje że nadal kocha ją tak mocno że aż się łezka (tudzież leska xD) się w oku kręci. W ogóle w każdym słowie, geście zarówno Ayi jak i Zero widać jak oboje się zmęczeni tym wszystkim. To jego: po prostu wróćmy do domu i wiele wile innych pokazuje jak oboje cierpią przez tą sytuacje. Tu nie potrzeba opisów uczuć, tu nie potrzeba patetycznych słów sama postawa, same słowa tych dwojga wystarczą by wycisnąć łzy i ścisnąć za gardło T^T Nie no po prostu nie wiem jak mam opisać co czuje myśląc o tej scence T^T Ja noo po prostu nie ogarniam tego wszystkiego. No i po dość długiej przerwie mamy scenkę dziabania <3
3 Jej noo stanowczo za mało ich macie! Kurna noo weźcie się postarajcie wkręcić więcej takich scenek coo ^ ^” Choć za taką jedną to serdecznie podziękuję -.- Nie no za TĄ to najchętniej bym zamordowała takiego jednego (mam nadziej że domyślacie się o kogo mi chodzi) T^T Ech no i ostatnie zdania tchnęły trochę nadziej miejmy nadziej że nasi bohaterowie wytrzymają <3
UsuńNo i pora na grę naszego KOCHANEGO zbuntowanego chłopca ;]
Hahaha no i mamy nasze metafory xD Nie no Kao doskonalisz się w tym nie ma co Xd Już nie mogę doczekać się tego ptaszka w klatce xD <3 Hahaha jak czytam o tych wszystkich kwiatkach przypomina mi się mój wąż między różami xD Nie no ogródek naprawdę pasuje do naszej Sarci ^ ^
Nie no dobrze wiecie co mnie w niej najbardziej wnerwi. Tyle wam już o tym mówiłam gdy byłam u was że pewnie nie chcecie tego słuchać (zwłaszcza Kao) ale muszę to powiedzieć. Czy ten kretyn musi tak traktować służących >.< Nie no wnerwia mnie coś takiego T^T I nie Kao twoje tłumaczenia nie pomogły wciąż jestem na niego wściekła. Nie no dobra zamknę się bo to większego sensu nie ma.
Rozmowa matki z synkiem jak że wzruszająca normalnie uważajcie bo się popłaczę ze wzruszenia. W tej scenie widać jak synek wdał się w mamcie ach jakże uroczo! ^ ^ Uwaga bo się porzygam tęczą… Pfff kretyni. Choć szczerze muszę przyznać że ogólnie scena ogólnie okropnie mi się podobała a opis ogrody no po prostu cud, mód i orzeszki że się tak wyrażę xD No i mamy kwintesencje całego opo. Wszystko ma swój początek w Ayi xD Nie no ale Sara w jednym ma rację. Aya i jej rodzina są silni w jedności. Każdy to cegiełka w ogromnym murze obronnym, ich więzi to spoiwo łączące poszczególne części lecz jeśli uda się komuś zniszczyć jedną cegiełkę to mór może runąć. A już wiele „cegieł” zostało naruszonych. Hana, Kai, Zero, Aya… Im słabsze są cegły, więzy tym mur bardziej się chwieje. Heh Shouta może i to kanalia ale trzeba mu przyznać sprytny skurczybyk. Heh ma pomysł by unieszkodliwić Kaia…? No proszę fajnie wiedzieć ;] Nie no nie wiem ale naprawdę ostatnio on i Suzaku mnie do szewskiej pasji doprowadzają >.< Nie no masakra jakaś… Nie chciałam coś jeszcze napisać ale zapomniałam T^T Może to i lepiej bo mnie znienawidzicie… Choć cóż też muszę się pogodzić z niektórymi faktami więc cóż jak to mówi Aya życie ^ ^
Dobra dziewczyny podsumowując rozdział genialny i to nie tylko dlatego że okazało się co się okazało ale ogóle są genialne opisy i naprawdę powiem dziewczęta że obie ogromnie się rozwinęłyście pod tym względem nie ma co! :p Mimo wszystko mam nadziej że znajdziecie odrobine czasu by naskrobać co nieco cooo…? ^ ^” Ach i dziękuje za dedykację pod następnym rozdzielałem choć ja najchętniej zapomniałabym o jutrzejszym dniu…
Buzaiki Suzu-chan :*
P.S
Gomen ale nie sprawdzam tego nie mam siły więc mogą być kwiatki choć pewnie przywykłyście xD