- Że co, proszę?! - zdenerwowała się Kaori, patrząc z
wściekłością na męża, który był w dość opłakanym stanie. Ze złości uderzyła w
stół, przy którym oboje siedzieli i wstała, z niedowierzaniem kręcąc głową. Zrobiła
sobie dzień przerwy i od razu coś się działo. W głowie jej się nie mieściło,
jak bardzo mężczyźni są niezdarni w rozmowach z dziećmi. - Nie mogliście po
prostu zaczekać na nas?
- Musiałem to załatwić od razu… Nie miałem pojęcia, że to się
tak skończy… - rzucił, z bezradności łapiąc się za głowę.
Dawno nie widziała Ichiru w takim stanie. Wyglądał jak siedem
nieszczęść, nieustannie się martwił i chciał iść do Hanashi, by porozmawiać o
tym, co między nimi zaszło. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że zapewne tylko
pogorszyłby sytuację. Wiedział, że córka przesadziła i nie miała prawa wyzywać
tak Zero, który w dodatku był jej szefem. Nie miał pojęcia, dlaczego ostatnio
zachowywała się tak wybuchowo i agresywnie. Może to ten Shouta Hanadagi tak na
nią wpłynął?
- Zostawić coś na głowie facetów! Muszę z nią natychmiast
porozmawiać! - zmartwiła się Kaori, zabierając ze stołu torebkę.
- Odpuść, mamo, nie ma sensu z nią teraz rozmawiać - wtrącił
Kei, który leżał na kanapie i wsłuchiwał się w rozmowę rodziców. Hana nie
wytłumaczyła mu dokładnie, co się stało, ale tata później opowiedział mu o
porannym spotkaniu, więc doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że rozmowa z
którymkolwiek z rodziców nie pomoże teraz jego siostrze. W końcu żadne z nich
nie znało prawdy o Suzaku, więc nie zrozumiałoby także jej zachowania i
intencji.
Kaori zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na syna z lekkim
zdziwieniem.
- Jak możesz być taki spokojny?
- Znacie Hanę, czasem palnie coś głupiego w przypływie emocji.
Poczekajmy, aż się uspokoi i wszystko sobie poukłada. Wtedy zapewne sama
przyjdzie i porozmawia. Obecnie tylko dolalibyście oliwy do ognia. W końcu co
byś jej teraz powiedziała? - spytał, a widząc minę matki, uśmiechnął się lekko.
- Nie mogłabyś jej tylko pocieszać, wiedząc, co powiedziała wujkowi. Ona zdaje
sobie z tego sprawę, więc dajcie jej się z tym pogodzić.
- I następnym razem nie wysyłajcie mnie na takie rozmowy. Nigdy
nie zrozumiem waszego podejścia - mruknął Ichiru, patrząc z wyrzutem na Kao,
która uśmiechnęła się pod nosem.
- O to się nie martw, skarbie - powiedziała i usiadła z
powrotem na krześle. Cieszyła się, że jej rodziców nie ma aktualnie w domu, bo
nie chciała, żeby dodatkowo musieli martwić się o tę sytuację. Z kolei Tamaki
zabrał Mayumi i Miyako na plac zabaw, więc nie było obawy, że dzieci usłyszą
coś przykrego. - Tylko dlaczego ona się tak zachowała? Pokłóciła się ostatnio z
Suzaku? Wiesz coś na ten temat, Kei? - spytała syna, który przymknął lekko oczy
i odetchnął spokojnie.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo, mamo. Ale nie wszystko kręci
się wokół niego - stwierdził tylko.
- No tak, oczywiście, że nam nic nie powiesz. Te wasze
bliźniacze sekrety… - zirytowała się lekko, przeczesując blond włosy, które
właśnie rozpuściła. - Dla jej dobra mógłbyś czasem coś nam powiedzieć,
wiedzielibyśmy, jak się zachować…
- Dla jej dobra lepiej będzie, jak sama będzie decydować, o
czym was informować, mamo - odparł grzecznie, choć wiedział, że urazi to matkę.
- Same z wami problemy… - westchnęła i oparła głowę na rękach.
Na chwilę zapadła cisza i każdy zatopił się w swoich myślach. Kaori jednak
szybko się ocknęła. - Zero ją zawiesił?! - przypomniała sobie. - Czy on
oszalał? W takiej sytuacji w Związku?
- Kao, zrozum. Nie może sobie pozwolić na takie publiczne okazywanie
braku szacunku. Jego pozycja jest zagrożona, a Hana niezbyt pomaga w kreowaniu
jego dobrego wizerunku… - szepnął Ichiru, prawdę powiedziawszy nie wiedząc, czy
bardziej zgadza się z bratem, czy z żoną. Oboje mieli trochę racji.
- Wizerunek? Rodzina jest najważniejsza. Tylko tyle nam zostało
w obliczu zbliżającej się wojny… - Zmartwiła się wyraźnie, aż jej oczy lekko
straciły blask. - Byle tylko jej nie odbiło. Praca była całym jej życiem, a
wakacje jeszcze się nie skończyły, więc do powrotu do Akademii musi sobie jakoś
poradzić…
- Spokojna głowa, zajmę się nią - zapewnił Kei z ciepłym
uśmiechem na twarzy, który natychmiast ukoił nerwy Kaori. Nie wiedziała, co
jest w tym chłopaku, że zawsze potrafił ją uspokoić. Nawet gdy ona i Ichiru już
tracili nadzieję na lepszy obrót spraw, Kei umiał rozwiać wszelkie wątpliwości.
Aya w tym względzie liczyła na Kairena, oni zaś na swego najstarszego syna. -
Obiecuję.
***
Kairen postawił przed matką kubek z parującą herbatą.
Podziękowała mu uśmiechem, wygodniej rozkładając się na kanapie. Dopiero co
wróciła z „misji” z Kao i była dziwnie zmęczona. Może za dużo myślę, wysunęła przypuszczenie. Z jakiegoś powodu
wciąż miała przed oczyma postać Aiki Akayamy. Polubiła tę dziewczynę, choć
ledwie ją poznała. Miała jednak wrażenie, że jest odpowiednią osobą dla
Tamakiego i może sprowadzi go trochę na ziemię. Niemniej… Trochę się o nią
bała. Czy była na tyle silna, by sprostać przeciwnościom, jakie zgotuje jej
los, który, zdaje się, już wybrała? Oby. Poza tym… Och, co tu dużo mówić, jej
sytuacja skojarzyła się Ayi z dziejami jej i Kaori, gdy były w jej wieku.
Wspomnienia napływały z całą mocą i niełatwo było się ich pozbyć.
- To gdzie byłaś, mamo? - zapytał ze spokojem Kai.
- Och. Tu i tam - odparła tajemniczo, puszczając mu oczko.
Uśmiechnął się pod nosem. Jedno było pewne: skoro kombinowała coś ze swoją
młodszą siostrą, nie obędzie się to bez echa. - Coś taki radosny? - spytała
podejrzliwie, widząc, że oczy syna wesoło błyszczą.
- Pojutrze widzę się z Kaną-chan - wyjaśnił. - Stęskniłem się.
Uśmiechnęli się oboje. Wtedy właśnie wyczuli, że Zero zbliża
się do domu, więc Kairen wyszedł na korytarz, by od razu go powitać. Ojciec
okazał się okropnie pochmurny, ale Kai postanowił nie wypytywać go już na
wejściu. Zaproponował, że i jemu zrobi coś do picia, po czym przeszedł do
kuchni, a Zero do salonu, by przywitać się z Ayą. Dał jej tylko całusa, po czym
padł na sofę tuż obok niej.
- Co się stało? - spytała zmartwiona.
- Szkoda gadać - mruknął, przymykając oczy. - Bomba zegarowa o
imieniu Hanashi wreszcie wybuchła - wyznał cicho. Aya zmarszczyła czoło.
Wielkie nieba, tego się obawiała… Nie mogła jednak powiedzieć, co wydarzyło się
między Haną i Suzaku, więc milczała, czekając na Kairena, by i on usłyszał, co
ma do powiedzenia Zero.
Kiedy wszyscy mieli już przed sobą kubki z herbatą, Zero
streścił wydarzenia z poranka. Nie miał siły się złościć, wyglądał raczej na
przygnębionego. Aya i Kai wysłuchali go ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
Jedyne, co pominął Zero, to przytyki Hany odnośnie Ayi i Suzaku. Nie chciał
poruszać tej sprawy przy synu, wolał zrobić to potem, na osobności z żoną.
Porozmawiali wspólnie na temat akcji z rana, zastanawiając się,
co począć. Uzgodnili, że najlepiej będzie dać Hanie odsapnąć i, jeśli się da,
choć trochę ograniczyć jej kontakty z Shoutą Hanadagi. Żadne z nich mu nie
ufało. Co do Suzaku, na pytanie Zero, czy coś wydarzyło się między nim a
Hanashi, Kairen przyznał tylko, że faktycznie pokłócili się w Akademii, ale nie
wie, o co dokładnie. Niemniej kuzynka była w naprawdę złym stanie i pewnie
dlatego wreszcie wybuchła. Wszystkim było jej naprawdę żal, ale to nie
zmieniało faktu, iż zachowała się, łagodnie mówiąc, źle. Zero miał też
świadomość, że i on, i Ichiru również poważnie nawalili. Miał nadzieję, że jak
Hana ochłonie, uda mu się z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić.
Kiedy Kairen w końcu pożegnał się z rodzicami, marząc już tylko
o pójściu spać (z powodu pracy oraz faktu, iż dość często widywał się we śnie
ze zmarłymi krewnymi, był porządnie zmęczony), Zero odetchnął głęboko,
zastanawiając się, jak przeprowadzić z Ayą rozmowę odnośnie Suzaku. Nie
wiedział, co o nim myśleć. Szanował go i lubił jako przyjaciela, ale od kiedy
go poznał, tkwiła w nim jakaś taka nie do końca możliwa do uchwycenia nieufność
w stosunku do niego. Miała ona związek tylko i wyłącznie z jego miłością do
Ayi. W każdej innej sprawie naprawdę mu ufał.
Koniec końców poczekał, aż przygotują się do snu. Aya weszła
już pod kołdrę, a on, zamiast zrobić to samo, po prostu usiadł obok.
- Aya? - spytał cicho.
- Hm?
- Czy coś się wydarzyło między tobą a Suzaku? - zapytał. Nie
znosił tego trudnego tematu. Prawdą jednak było, że już od pewnego czasu trochę
bał się o to zapytać. Kiedy ostatnio widział ich razem, wydawali się jacyś tacy…
odlegli. Wówczas, mając głowę nabitą problemami związanymi z Kyoujim Katsurą,
zdecydował ominąć ten temat, ale teraz… Sprawa rewolucji póki co tkwiła w
martwym punkcie, więc musiał wreszcie spytać o Suzaku. I jeszcze te słowa
Hanashi… „Nie martw się, nawet jakbym
przetańczyła sto tańców albo nawet się z nim przespała, Suzaku nigdy nie
spojrzy na nikogo poza twoją żoną. Więc to ty powinieneś się martwić, a nie
ja.”. Wciąż słysząc te słowa, wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt
sypialni, opierając przy tym łokcie na kolanach.
- Co masz na myśli? - spytała
zaniepokojona. - Nie ufasz mi? - Patrzyła na niego, ale on wciąż spoglądał
gdzieś przed siebie.
- Tobie ufam, ale jemu… w tej jednej
sprawie nie - przyznał, choć zdawał sobie sprawę z tego, że Aya najprawdopodobniej
doskonale to wie. Opowiedział jej powoli o tym, o czym nie mówił przy Kairenie.
- Czy on… No wiesz. Nie dostawiał się do ciebie? Nie pocałował cię albo coś…? -
pytał przygnębiony.
- Zero, spójrz na mnie - poprosiła. Zrobił
to, ale jej to nie wystarczyło, więc zbliżyła się do niego, ujęła jego twarz w
dłonie i spojrzała głęboko w jego lawendowe oczy, w których zakochała się już
wiele, wiele lat temu. - Jesteś tylko ty. Tak było, jest i będzie. Suzaku
doskonale o tym wie i nie zdobyłby się na to, by zmalować coś takiego jak
kiedyś. - Nawiązała do tego, jak ją pocałował, gdy wciąż była licealistką.
Wówczas ledwie się znali i wracali akurat z balu, na którym Aya ujawniła się
jako „czystokrwista”. - Suzaku jest jak dziecko błądzące we mgle. Zawsze był
dość infantylny, choć doskonale się maskuje. Teraz… Znów zrobił coś głupiego,
dlatego Hana-chan jest wściekła. Ale liczę na to, że w końcu wszystko sobie
wyjaśnią. Bo Suzaku wreszcie zrozumiał, kim ona dla niego jest.
Dostrzegła na twarzy męża szczere zdziwienie.
- Naprawdę? - wydukał. - On… Zakochał się
w Hanashi? - Aya uśmiechnęła się i potaknęła. - Ale nie uwierzę, że ty mu
przeszłaś. Komuś, kto raz oddał ci serce, nie tak łatwo zabrać je sobie z
powrotem - szepnął, uśmiechając się smutno.
Przytuliła się do niego.
- Czasem… Ale tylko czasem… Serce jest
rozdarte, bo oddaje się więcej niż jednej osobie. Koniec końców zawsze jednak
musi wreszcie wybrać. Serce Suzaku już wybrało, choć on pewnie nadal ma co do
tego wątpliwości. Ale wiesz? - spytała, odsuwając się lekko, by znów spojrzeć
mężowi w oczy. - Ja już ich nie mam - wyznała z uśmiechem.
Zero westchnął i znów przygarnął do siebie
Ayę. Cóż mu pozostało jak nie zaufanie jej? Miał nadzieję, że Suzaku faktycznie
się ogarnął, a Hanashi przebaczy mu to coś, co jej zrobił, dzięki czemu on
wreszcie, po tylu latach, będzie mógł odetchnąć z ulgą, wiedząc, że ma żonę na
własność.
***
To nic, że była wykończona po treningu.
Jeszcze jakąś godzinę temu ledwo żyła, a teraz, pełna energii i radości, biegła
najszybciej jak potrafiła w kierunku umówionego kilka dni temu miejsca. Ach,
ileż to razy się już tam spotykali! Szczególnie w dzieciństwie… Ta magiczna
polanka tuż nad leśnym strumykiem była chyba jej ulubionym zakątkiem na
świecie. Tak dobrze i słodko jej się kojarzyła… Żadne złe zdarzenie nie wiązało
się z tym miejscem. Byli tylko oni. Kairen i ona.
Biegła niemalże w podskokach. Nie sądziła,
że wakacje aż tak dadzą się jej we znaki. No dobrze, nie wakacje, lecz to, co
się z nimi wiązało - mianowicie niemożność widywania Kaia dzień w dzień.
Tęskniła okropnie, bo nawet jeśli się spotykali, zawsze na krótko. Ona była
zajęta treningami i pomaganiem mamie, on zaś wspomagał rodziców i jeździł na
misje. Szczerze mówiąc, nie przypuszczała, że aż tak będzie jej go brakowało.
Czyżby przywiązała się do niego bardziej niż jej się wydawało? Czyżby
przyzwyczaiła się do jego stałej obecności gdzieś obok w takim stopniu, iż
teraz jakoś ciężej było jej funkcjonować, jakkolwiek dziwnie by to nie
brzmiało?
Wyczuła, że jest już na miejscu, więc
przyspieszyła. Serce kołatało jej w piersi, oczy błyszczały, miała wrażenie, iż
wariuje. Tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo chciała go zobaczyć! Czy to aby na
pewno normalne? Czy to przypadkiem nie uzależnienie? Co się z nią działo? I
dlaczego w tej chwili miała gdzieś, czy to szaleństwo?
Wparowała na polankę i stanęła na moment.
Dzielił ich strumyk i kilka metrów leśnej trawy. Stał skąpany w świetle słońca,
niemalże białe włosy lśniły wesoło, a szare oczy natychmiast zwróciły się ku
niej. Na jego twarz wypłynął ten charakterystyczny, spokojny uśmiech anioła.
Mogłaby wpatrywać się w niego godzinami…
Nie miała tej świadomości, ale on czuł się
podobnie. Jej długie, brązowe loki kołysały się na orzeźwiającym ten letni
dzień wietrze, a oczy, błękitne tak jak niebo nad nimi, błyszczały słodko.
Delikatne rumieńce zdobiły jej policzki, jasnoturkusowa sukienka odrobinę przed
kolana falowała nieco.
Przeskoczył strumyk i podbiegł do niej, by
natychmiast wziąć ją w ramiona. Zachichotała, szczęśliwa, że jak zwykle
bezbłędnie odczytał jej pragnienia. Och, jak dobrze, jak dobrze! Mogłaby być
tak obejmowana przez całą wieczność. Zdecydowanie.
- Kai-chan - szepnęła jak w dzieciństwie.
- Kana-chan - odparł, uśmiechając się,
czego oczywiście nie widziała, przyciskając twarz do jego torsu okrytego szarym
T-shirtem. Stali w ten sposób co najmniej przez kilka minut, po prostu ciesząc
się swoją obecnością. - Jak idą ci treningi? - spytał wreszcie, gdy wyczuł, że
czas już na pogawędkę. Nie mogli przecież nie ruszać się w nieskończoność, choć
żadne z nich pewnie nie miałoby nic przeciwko temu.
- Dobrze - odpowiedziała, odsuwając się
lekko. - Często jestem po nich wykończona, ale przynajmniej podczas nauki nie
myślę o smutkach… Poza tym wydaje mi się, że mistrzowi też to dobrze robi.
Kairen ujął Kanaru za rękę i poprowadził nad
brzeg strumyka, gdzie usiedli.
- Na pewno - przyznał, ciesząc się, że
choć przy Kanaru i Misaki Akihira może odsapnąć od zadręczania się wszystkim,
co miało związek z Kyoujim, jego starszym bratem. - Ciocia Suzu nadal miewa się
dobrze?
- Tak, na szczęście. Wiesz, rodzice
wybrali już imię dla mojego brata - wyznała z uśmiechem, wlepiając w Kaia
spojrzenie. - Shouichi. Pasuje, prawda?
- Idealnie!
Zaśmiali się swobodnie. Atmosfera była
cudowna. Słońce nieco im przeszkadzało, ale przynajmniej nie było zbyt gorąco
przez wzgląd na przyjemny wiaterek. Drzewa szumiały spokojnie, jak gdyby nuciły
im jakąś pradawną pieśń, po niebie leniwie pływały nieliczne śnieżnobiałe
chmury.
Dopiero po jakimś czasie Kana zauważyła,
że jej lewa ręką wciąż tkwi w przyjemnie ciepłej dłoni Kairena. On jakby
bezwiednie bawił się jej smukłymi palcami. Wyglądało na to, że na chwilę
odpłynął myślami, więc wykorzystała tę sytuację, by rozkoszować się jego
dotykiem. Przymknęła oczy i zwróciła twarz ku niebu.
Chciałabym,
by tak było zawsze, pomyślała z rozmarzeniem. Jestem na to gotowa, zdała sobie sprawę.
Jeszcze kilka miesięcy temu, wczesną
wiosną, unikała Kaia jak ognia. Potem, po pamiętnej akcji z Tamakim, zaczęła
powoli przyznawać się sama przed sobą do uczuć, jakimi od zawsze darzyła
Kairena. Ustalili, że póki co zaczekają, ale kiedy Kanaru dowiedziała się, że
będzie miała rodzeństwo, coś kazało jej zmienić podejście. Czy to dlatego, że
mimo wszystko po narodzinach braciszka jej rodzice będą na tyle zajęci malcem,
iż nie będą mieli dla niej tyle czasu co dotychczas? A może po prostu patrząc
na mamę w błogosławionym stanie, jej samej też włączyły się uczucia
macierzyńskie i zaczęła pragnąć własnych dzieci? Oczywiście nie teraz, nie w
najbliższym czasie. Ale uczynienie poważniejszego kroku w związku z Kaiem nie
mogło być niczym złym. Wszyscy byli po ich stronie - od niedawna nawet Tamaki,
można tak powiedzieć. Czy więc było na co czekać? Po co zwlekać?
Zorientowała się, że teraz jej dłoń tkwi w
obu rękach Kairena. Otworzyła oczy i zwróciła ku niemu twarz.
Jak on na nią patrzył! Nie miała już chyba
najmniejszych wątpliwości, że kocha ją z całego serca. To takie niesamowite!
Tak cudowne i słodkie! Rozpłynęłaby się z tego powodu, gdyby mogła.
Wyczuwał, jak mocno bije jej serce. To
jednak nie było zdenerwowanie, raczej coś jak motyle w brzuchu. Widział w jej
oczach miłość, oddanie i zdecydowanie. Uśmiechnął się i uniósł prawą dłoń, by
położyć ją na lewym policzku Kanaru. Przymknęła oczy, rozkoszując się tym
gestem. Ścisnęła lekko jego lewą rękę, w której wciąż trzymał jej drobną dłoń.
Kiedy uniosła powieki, przez kilka sekund wpatrywali się nawzajem w swoje oczy,
po czym on pochylił się lekko i zbliżył się do jej twarzy. Była coraz bardziej
czerwona, ale nadal zdecydowana. To już czas, oboje o tym wiedzieli.
Delikatnie musnął jej malinowe usta swymi
wargami, jakby pozwalając i jej, i sobie siebie nawzajem posmakować. Dopiero
wtedy, gdy oboje byli już na to naprawdę gotowi, zgodnie złączyli swoje usta w
pocałunku. Nie trwał szczególnie długo, ale dla obojga był najcudowniejszym
przeżyciem na świecie. To nie było to samo co całus w dzieciństwie. Wkroczyli
oto na nową, nieznaną, acz zachęcająco wyglądającą ścieżkę.
- Kai? - spytała cicho jakiś czas później,
gdy oboje nieco ochłonęli.
- Tak?
- Czy my… No wiesz. Jesteśmy już parą? -
zapytała niepewnie. Czy to pytanie miało jakikolwiek sens? Co prawda się
pocałowali, ale… Ach, sama już nic nie wiedziała. Czekała na to od dawna, podświadomie
nawet wtedy, gdy trzymała się od niego z daleka. Miała świadomość, że są sobie
przeznaczeni (przez co - a może dzięki czemu? - czuła się jak bohaterka baśni)
- i to nie tylko przez wzgląd na szósty zmysł Kairena. Nie, to było coś innego…
Jakieś takie trudne do zrozumienia i opisania przeświadczenie, że tak jest i
tyle. Dziwne…
- A chcesz, byśmy byli? - zaśmiał się
cicho, patrząc na nią z rozrzewnieniem.
Zarumieniła się i na moment spojrzała
gdzieś w bok, ale zaraz potem ponownie na utkwiła w nim wzrok. Nie chciała się
więcej wahać. Kiedyś musiała uczynić ten krok naprzód, dlaczego więc nie zrobić
tego teraz?
- Tak. Jestem gotowa. Wiem, że to
śmieszne, bo rozmawialiśmy na ten temat stosunkowo niedawno, ale tyle się od
tego czasu zmieniło… Mam wrażenie, że troszeczkę dojrzałam. Tyle się działo…
Powiększenie rodziny, treningi, sytuacja na świecie… Więc… Chcę tego, Kai-chan
- przyznała szczerze. Przez chwilę czuła jakąś dziwną dumę spowodowaną swoją
decyzją. Zachciało jej się śmiać, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo przypomina
w tym momencie Tamakiego, który puszył się jak paw za każdym razem, gdy zrobił
„coś dojrzałego”.
- Więc postanowione - oznajmił Kairen,
znów ją do siebie przytulając. To niesamowite, że ten gest wydawał się aż tak
naturalny. Pewnie, w dzieciństwie często się tulili, bawili w dom i tak dalej,
ale teraz byli już przecież dużo starsi. - Naprawdę się cieszę - szepnął nieco
poważniejszym tonem. Wiedziała, że mówił prawdę.
- Ja też - powiedziała cicho, wdychając
jego cudowny zapach. Gdy tak wtulała się w niego i słuchała jego spokojnego już
bicia serca, z jakiegoś powodu przypomniała sobie, jak to jako dzieciaki częstowali
się swoją krwią. A dokładniej - to on poczęstował ją. Ona nigdy nie zdołała mu
się odwdzięczyć. Ach, a smak jego krwi… Najwspanialszy pod słońcem! Nagle
zapragnęła znów go poczuć… - Kai-chan? - Gdy dał znać, że ją słucha,
kontynuowała: - Skoro jesteśmy parą… Dzielenie się krwią nie będzie niczym
złym, prawda?
- Oczywiście, że nie, kochana - rzekł z
uśmiechem. Widział, że jest speszona, pytając o takie rzeczy, ale byli przecież
wampirami, dla których to codzienność. - Co nie zmienia faktu, że w Akademii
nie będziemy mogli tego robić - zauważył. Zasady tego zabraniały. Na terenie
Akademii Kurosu wampiry mogły żywić się jedynie tabletkami krwi. - Jesteś
głodna? Chciałabyś się napić? - zapytał spokojnie, nie chcąc, by się w jakiś
sposób przestraszyła.
- U-uhm - przyznała się bez bicia.
Pragnęła tego i była pewna, że on doskonale o tym wie. Czy to źle, że tak
czuła? Ale przecież to najzupełniej normalne w świecie wampirów… Tak było nawet
nie od wieków, ale od tysiącleci.
- Nie ma sprawy - oznajmił z ciepłym
uśmiechem.
- Ale tym razem musisz dać mi się
odwdzięczyć - zapowiedziała. - Inaczej nie wezmę od ciebie nawet kropelki.
- Heh. Rozumiem - zaśmiał się cicho. -
Naprawdę tego chcesz? - Skinęła głową z pełną powagą. - Jesteś pewna? -
Odpowiedziała tym samym gestem. - Więc zgoda. Ale panie mają pierwszeństwo.
Uśmiechnęła się uroczo.
Nie zdejmował koszulki, bo skoro siedzieli
tuż przy źródle wody, nie będzie miał problemu z umyciem jej w razie
zabrudzenia. Dlatego też oboje przyjęli wygodną pozycję, po czym Kana z lekkim
wahaniem zbliżyła się do niego i delikatnie wbiła kły w jego szyję. Tak jak i
za pierwszym razem, gdy to zrobiła, nie mogła nadziwić się nieskończoności
umysłu swojego chłopaka (!). Niemniej… Jakoś jej to nie przerażało. Wyczytała z
jego serca, jak bardzo ją kocha. Nie miał żadnych wątpliwości co do związku z
nią. Chciał przeżyć z nią całe życie, a ona wiedziała, że pragnie tego samego.
Czegoż więcej mieliby potrzebować? Troska, jaką ją obdarzał, chęć podarowania
jej wszystkiego, co tylko może… A sama krew… Tak cudownie przepyszna! Musiała
wytężyć całą swoją wolę, aby się od niego oderwać. Teraz jeszcze bardziej
cieszyła się z tego, że postanowili się już związać. Dzięki temu będą mogli
przeżywać to wszystko dużo częściej…
Kiedy skończyła, uśmiechnęła się do niego
i wytarła łzy, które nie wiedzieć kiedy zagnieździły się w kącikach jej oczu.
Co tu dużo mówić, była po prostu niesamowicie wzruszona. Nawet jeśli miała
jeszcze jakieś, choćby najmniejsze, wątpliwości co do bycia razem czy jego
uczuć, teraz one wszystkie zupełnie wyparowały. Opanowało ją szczęście wprost
nie do opisania.
- Twoja kolej - oznajmiła, gdy nieco się
uspokoiła.
Skinął głową i objął ją. Drżała odrobinę,
bowiem nikt nigdy jej jeszcze nie gryzł. Trochę bała się nieznanego, ale z
drugiej strony… Przecież to Kairen, najukochańsza osoba na świecie. Nie
wyrządzi jej krzywdy większej niż trzeba.
Miała wrażenie, że ledwo poczuła, jak się
wgryzł. Jakim cudem? Czy to adrenalina albo coś takiego? Jakby nie było,
skupiła się bardziej na - jakby nie patrzeć - dość intymnym kontakcie z nim
aniżeli na bólu. Przymknęła oczy i zacisnęła palce na jego koszulce.
Wzruszył się szczerością jej uczuć,
jednocześnie zachwycając się smakiem jej krwi. Wiedział, że od teraz nic jej
już nie zastąpi oraz że w przypadku Kanaru jest tak samo.
Zacisnęli oto więzi, jakich nikt i nic nie
będzie już w stanie przerwać.
***
Miał nadzieję, że Misaki niczego nie
pomyliła. Wydawało mu się, że znalazł się na końcu świata - dosłownie nic
ciekawego tu nie było. Ot, jakaś wieś z prowizorycznym centrum, w którym
znajdowało się ledwie kilka sklepów, świątynia, kilkanaście domostw… Westchnął.
Czy życie w takim miejscu nie było zbyt nudne? Czy cokolwiek się tu czasem
działo? Jego losy zawsze miały coś wspólnego z przygodami jego rodziców i nie
tylko, a tutaj? Sielanka, nuda, nic więcej.
Przeczesał dłonią blond włosy skrzące się
w słońcu, po czym otarł pot z czoła. Zagryzł wargę, zastanawiając się, co on
właściwie robi. Zwariował, prawda? Z drugiej strony… Nie, to przecież zupełnie
w jego stylu! Kto miał robić głupoty, jak nie on? Pokrzepiony tą myślą, Tamaki
wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie. Tuż przed sklepem spożywczym ujrzał
jakąś starszą panią, którą grzecznie spytał o drogę do celu. Pomogła mu z
radością i wykorzystała okazję, by porozmawiać z kimś „z zewnątrz”, opowiadając
mu jakąś ciekawą historię. Gdyby nie było mu tak spieszno, pewnie również by
się rozgadał, niemniej nie na to była pora! Miał zadanie do wykonania. Zadanie
najważniejsze ze wszystkich, jakie miał za sobą. No, może poza ratowaniem Aiki
ze szponów podwładnych Kyoujiego Katsury.
Kiedy w końcu ujrzał jej dom, średniej
wielkości, zwykły, niczym się niewyróżniający, zaczął stresować się na całego.
Czy swoim najściem nie pogorszy sytuacji? Z drugiej strony - czy mogło być
gorzej? Już i tak praktycznie nie mieli ze sobą kontaktu. Od początku wakacji w
ogóle ze sobą nie rozmawiali, a wcześniej zachowywali się w swoim towarzystwie
nie lepiej niż zombie. Żałosne… Nie, naprawdę trzeba coś z tym zrobić, tak być
nie może!
Znów nieco pokrzepiony, dziarskim krokiem
ruszył ku domostwu. Przeszedł przez furtkę, podszedł do drzwi, uniósł rękę… i
zastygł. Co właściwie miał powiedzieć? Jego głowę nawiedziła pustka. A tyle
razy układał sobie potencjalne wypowiedzi - nie tylko swoje, ale i Aiki! O
rety, to wszystko na nic? Nie, chwila, nie może się poddać. Nie, nie i jeszcze
raz nie!
Jęknął cicho, ale zebrał się na odwagę i
zapukał. Przez chwilę czekał, z całych sił powstrzymując się przed obgryzaniem
paznokci czy innym desperackim gestem, aż w końcu ktoś otworzył drzwi. Otworzył
usta, chcąc coś powiedzieć, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Przez chwilę Aika wyglądała na zaskoczoną,
ale potem uśmiechnęła się lekko.
- Cześć - powiedziała po prostu, dziękując
w duchu za to, że z okazji urodzin postanowiła ubrać się tego dnia po ludzku.
Miała na sobie dżinsy i czarny bezrękawek, nic specjalnego, ale zawsze lepsze
to od wytartych dresów.
- Ehm… Cześć - odezwał się wreszcie
Tamaki. Tak bardzo się cieszył, że ją widział! Serce wywijało radosne salto,
ale on chcąc nie chcąc bał się, że zaraz spadnie i jedynie zawyje z bólu.
- Co ty tu robisz? - spytała. Dziwnie się
czuła, patrząc na Tamakiego, który nie mógł znaleźć języka w gębie. Zazwyczaj
to on był tym najbardziej wygadanym. Choć w sumie… Kiedy łapał swoje słynne
zawieszki, nic do niego nie docierało. Jednak obecny stan był inny. Czyżby się
po prostu stresował? Cóż, ona na pewno była przerażona. Niemniej od czasu
wizyty Kaori i Ayi wiedziała już, że to nie czas na wahanie się. Co prawda
planowała przeprowadzić tę rozmowę w Akademii, już po wakacjach, ale skoro
Tamaki z jakiegoś powodu ją teraz odwiedził… Cóż, widocznie tak miało być.
Przynajmniej prędzej będą mieli to z głowy.
- No… - zawahał się, próbując przypomnieć
sobie, po co przybył na to odludzie. - O! - zawołał nagle, jakby doznając olśnienia.
Na jego twarzy pojawił się doskonale znany jej uśmiech. - Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin, Ai-chan! - wykrzyknął radośnie, wyciągając przed
siebie całkiem zgrabnie zapakowany prezencik. Zdumiona dziewczyna podziękowała
nieśmiało i przyjęła pakunek.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała.
- Tajemnica! - zaśmiał się.
- Tajemnica o imieniu Misaki? - domyśliła
się, uśmiechając się cwaniacko.
- Tu mnie masz - przyznał, z pewnym
zażenowaniem patrząc na wybrankę swego licealnego serca. - Odpakujesz?
Czuła się niezręcznie, niemniej wyglądało
na to, że naprawdę mu na tym zależy. Krzyknęła do mamy, że wychodzi, po czym
poprowadziła Tamakiego do niewielkiego gaju znajdującego się kilkaset metrów
dalej. Nie chciała rozmawiać w domu, bo byłoby to niezręczne, ani w miejscu, w
którym byliby jacykolwiek ludzie, ponieważ od razu zaczęliby gadać. Nie to było
im teraz potrzebne.
Gdy dotarli do obranego przez nią celu,
Aika oparła się o drzewo i ostrożnie odpakowała prezent. Ujrzała niewielką
książeczkę, ale na okładce nie dojrzała żadnego tytułu. Czyli to nie powieść.
Otworzyła tomik na pierwszej stronie i przeczytała ręcznie wykaligrafowany
napis. „Hunter Knight”. Zaśmiała się cicho pod nosem. Od razu skojarzyła
odwołanie do „Vampire Knight”, tej części kroniki rodziny Tamakiego, w których
opisane były losy jego rodziców. Tam większość spraw kręciła się wokół
wampirów, Tamaki jednak był tylko i wyłącznie Łowcą, stąd zmiana w tytule z
„vampire” na „hunter”. Rycerz - „knight” - pozostał bez zmian. Miała ochotę się
roześmiać. Jakby nie patrzeć, od pamiętnej akcji ratunkowej Tamaki jawił jej
się właśnie jako taki rycerz. Bez lśniącej zbroi, za to z lśniącymi w świetle
złotymi włosami. Nie na białym rumaku, lecz biegnący jej na pomoc o własnych
siłach. Pragnący nie księżniczki, lecz jej, zwykłej dziewczyny.
Uśmiechnęła się i delikatnie pogładziła
palcem tytułową stronicę. W tej chwili nie myślała o tym, że Tamaki nieśmiało i
z pewnym strachem ją obserwuje. Zapomniała o całym świecie, po czym przewróciła
stronę i zaczęła czytać.
Widać było, że zamiarem Tamakiego było
stworzenie czegoś w rodzaju kronik jego rodziny, niemniej jednak zdecydowanie
nie miał takiego samego talentu do pisania jak zmarła kuzynka. Mimo wszystko
czuć było, że włożył w to całe serce, a nieco koślawo stawiane znaki kanji dały
się rozczytać bez większego problemu.
Zaczął od chwili, w której się poznali.
Niewprawnie opisał swoje uczucia, kiedy pierwszy raz ją zobaczył, kiedy
zupełnie go olała i nie chciała się przedstawić. Potem przeszedł do długich
miesięcy maltretowania jej o choćby chwilę uwagi. Kiedy zaś przeszedł do jej
porwania, styl na swój sposób się zmienił. Zyskał na mocy, niemalże można było
w nim wyczuć desperację, z jaką pragnął ją uratować. Wyznał szczerze, że gdyby
nie pomoc Kairena i Akio Miyamoto, nie byłby w stanie nic zdziałać. Obnażył
wszystkie swoje słabości, dzięki czemu wydał jej się nagle znacznie bliższy i
prawdziwszy. Mimo iż był Łowcą, nie był wszechmocny i miał tego pełną
świadomość. Nie było w nim za grosz arogancji. To, że brylował w towarzystwie i
umiał sobie zjednać praktycznie każdego (no dobrze, odkąd udało mu się z nią,
można już wyciąć to „praktycznie”), zawdzięczał swojemu podejściu do życia,
optymizmowi, radości, uśmiechowi. Niemniej, mimo tej strony swojej natury,
posiadał też inną. Tę, w której był słabym chłopakiem, bezsilnym wobec
niektórych trudności.
Powstrzymywała się od płaczu, kiedy
czytała, jakie myśli nachodziły go w chwilach, gdy zdawał sobie sprawę, że ona
może już nie żyć. Serce waliło jej jak oszalałe, gdy czytała opis całej akcji i
wszystkiego, co wydarzyło się potem. Przypomniała sobie, jak w kronikach
czytała, że wampiry, pijąc krew, potrafiły wyczuć emocje „ofiary”. Miała
wrażenie, iż oto czuje się podobnie. Dzięki tym gryzmołom Tamakiego była w
stanie poznać go od strony, której nie pokazywał każdemu. Pewnie miałby
trudności w wyrażeniu tego wszystkiego w mowie, więc postanowił to spisać, mimo
braku większego talentu w tej dziedzinie. Podejrzewała, że kolejnym powodem był
fakt, iż była molem książkowym, a on doskonale o tym wiedział. Pamiętał też,
jakie wrażenie wywarła na niej kronika jego zwariowanej rodziny.
Czytając, zdała sobie też sprawę z tego,
że Tamaki nie ma pojęcia o tym, że została odwiedzona przez jego matkę i
ciocię. Może to i lepiej, przeszło
jej przez myśl.
Książeczka zakończyła się w momencie, w
którym „dzielny główny bohater, Tamaki Kiryuu” stanął przed drzwiami domu
swojej wybranki, w duchu postanawiając sobie, że tym razem oboje muszą sobie
wszystko wyjaśnić.
Zrozumiała, że ciąg dalszy musi zapisać
własnoręcznie.
Wzięła głębszy oddech i cichutko zamknęła
książeczkę. Siła ciszy nie przygniatała jej. Potrzebowała chwili, by przyswoić
sobie nowe informacje - te, które jeszcze niedawno leżały zagrzebane na dnie
serca blondyna stojącego z niepewną miną naprzeciwko niej.
- I co powiesz? - spytał nieśmiało, kiedy nabrał przekonania,
że Aika skończyła czytać i orientować się w sytuacji. O rety, czy kiedykolwiek
stresował się bardziej niż w tym momencie? Czy to miała być chwila prawdy?
- Jesteś wredny, wiesz? - odezwała się, patrząc mu odważnie w
oczy. Zatkało go. Czego jak czego, ale takiej wypowiedzi się nie spodziewał.
Niczym dziecko płochliwie rozejrzał się dookoła, po czym, nikogo innego nie
widząc, wskazał na siebie i wysłał dziewczynie pytające spojrzenie. - Tak,
właśnie ty, Tamaki - odpowiedziała na niego nieme pytanie. - Wlazłeś z
buciorami do mojego życia, nawet nie pytając o zgodę. To wredne, nie uważasz?
- Eee… - zdołał tylko wydukać, nadal jakby sparaliżowany.
- A wiesz, co denerwuje mnie jeszcze bardziej? - zapytała, ale
nim zdołał choćby to przemyśleć, sama odpowiedziała. - To, że na swój sposób
jestem ci za to wdzięczna. Żyłam jak w jakiejś ponurej jaskini, nie mając
pojęcia o tym, że wystarczy uczynić kilka kroków ku nieznanemu, by odkryć świat
pełen ciepła i barw. Z jednej strony do dziś zapiera mi to dech w piersiach,
ale z drugiej… To nie takie proste. Jak już mówiłam, ten kolorowy świat jest
twój. A ja… Ja powinnam tkwić w jaskini do końca moich dni. Tymczasem ty
wszedłeś sobie do niej jak gdyby nigdy nic i z uporem ciągniesz mnie ku
wyjściu. Sęk w tym, że wszystko jest tak strasznie pokręcone, że sama już nie
wiem, w co wierzyć, w kogo wierzyć… - zawahała się na moment, więc Tamaki,
nieoczekiwanie czując przypływ pewności siebie i magicznego spokoju,
wykorzystał ten moment, by z delikatnym uśmiechem podejść do niej i ująć jej
ręce, w których nadal trzymała książeczkę. Zdziwiona lekko, uniosła głowę i… zwyczajnie
utonęła w jego lawendowych oczach.
- Po prostu uwierz we mnie - poprosił. W jego tonie czuć było
zarówno łagodność, jak i dziwną, nie do końca możliwą do zidentyfikowania siłę.
- Wprowadzę cię do „mojego” świata i uczynię go twoim. Pokażę ci, jak piękne i
wesołe może być życie, tylko mi na to pozwól - powiedział cicho i ze spokojem.
Już się nie bał. Wyraźnie widział drogę, jaką powinien podążyć i nie miał
wątpliwości, iż jego powinnością jest wyrwanie Aiki z jej „ponurej jaskini”.
Któż inny miałby to zrobić? Tylko on był do tego zdolny, wiedział to doskonale.
Przez chwilę milczeli. Tamaki z opanowaniem godnym Kairena
wpatrywał się w oliwkowe oczy wybranki, dostrzegając w nich odpowiedzi na
najbardziej dręczące go pytania.
Już dobrze. Teraz już jest dobrze. Sytuacja sprzed wakacji się
nie powtórzy.
- Naprawdę to zrobisz? - spytała wreszcie drżącym głosem. -
Obiecujesz?
Uśmiechnął się troskliwie, po czym, ku jej zdumieniu, ukląkł na
jedno kolano, przyłożył swoją prawą dłoń do serca i przysiągł z całą powagą, że
zrobi dla niej wszystko.
Nie wytrzymała i roześmiała się. „Wariat!”, powtarzała tylko,
chichocząc radośnie. Już po chwili śmiali się oboje. Spłynęła na nich
odświeżająca ulga. Nagle zmartwienia jakoś tajemniczo zmalały, straciły na
wadze, zostały niemalże zupełnie zapomniane. Aika odchyliła głowę do tyłu i
spojrzała na fragmenty błękitnego nieba widoczne pomiędzy gałęziami i listowiem
drzew. Tak… Jeśli tak miało wyglądać jej życie - niekoniecznie bez przerwy, ale
chociaż do czasu do czasu - chyba jednak warto zaryzykować. Jak mawiają,
podobno lepiej żałować czegoś, co się zrobiło niż tego, czego się nie zrobiło.
Postanowiła zaufać osobie, która wymyśliła ten jakże głęboki tekst i, co
ważniejsze, temu blond wariatowi, z którym tu teraz stała. Co z tego będzie?
Nie miała pojęcia. Ale przecież do odważnych świat należy. Poza tym… Te całe
motyle w brzuchu nagle wydały jej się całkiem przyjemnym uczuciem.
Wróciła do normalnej pozycji i ze zdziwieniem zauważyła
promienną twarz Tamakiego tuż przed swoją. Nim zdążyła zorientować się, co się
właściwie dzieje, poczuła na swoich ustach jego wargi. Zastygła w bezruchu, nie
do końca mogąc rozeznać się w sytuacji albo po prostu w nią nie wierząc.
Nagle chłopak odsunął się od niej niczym oparzony i zakrył ręką
usta. Był czerwony jak burak i gdyby nie to, że była w ciężkim szoku,
roześmiałaby się porządnie na ten widok.
- Przepraszam! - wykrzyknął przerażony. - Ja, ja… O rety!
Proszę, nie gniewaj się na mnie, nie wiem, jak to wyszło, tak jakoś… - plątał
się tak jeszcze przez kilka sekund, ale do niej ledwo docierały te słowa bez
ładu i składu.
- Och, zamknij się wreszcie - rzuciła, nawet tego nie
przemyślawszy. Właściwie w ogóle nie była w stanie logicznie myśleć. Znajdowała
się w jakimś szalonym stanie, o jakim wcześniej jedynie czytała. Miała ochotę
się z tego powodu roześmiać. Spojrzała na Tamakiego, nadal zarumienionego i
przestraszonego. Widać było, że zrobił to zupełnie nieumyślnie. Pokierowało nim
„coś”, czemu nie potrafił się sprzeciwić. A ona… Z zaskoczeniem zauważyła, że
wcale nie jest zła. Zgoda, nie do końca w taki sposób wyobrażała sobie swój
pierwszy pocałunek, ale, do licha, kogo to obchodzi? Było całkiem przyjemnie,
musiała to przyznać przed samą sobą, acz naturalnie nie zamierzała dzielić się
tym odkryciem z Tamakim. Nie planowała też żadnych większych wyznań miłosnych
czy czegokolwiek w tym rodzaju. Już jest dobrze, prawda?
- Nie jesteś zła? - chciał się upewnić z miną szczeniaka,
niepewnego, czy dostanie karę za zbrojenie czegoś.
Pokręciła przecząco głową, ale nie byłaby sobą, gdyby nie
dodała, że to ma się więcej nie powtórzyć. W istocie właściwie nie miałaby
chyba ku temu większych obiekcji. Jejku, co się z nią stało? Co ten blondas z
nią zrobił? Och, jeszcze za to zapłaci. Nie wiedziała jak, ale coś kiedyś na
pewno wymyśli. Da mu tak popalić, że się biedak nie pozbiera!
- Chodź, zrobię ci chociaż herbaty czy coś - rzuciła, ruszając
w kierunku domu i po drodze łapiąc Tamakiego za rękę. Bezbłędnie wyczuła jego
błyszczące się ze szczęścia i podniecenia oczy. Nie musiała być też wampirem, by
domyślić się, że jego serce, zupełnie tak jak jej, porządnie przyspieszyło. - Nie
sądzę, byś planował tu nocować, więc musisz trochę odpocząć przed powrotem do
siebie.
- Wiesz, nie miałbym nic przeciwko zostania tu do końca
tygodnia, ale rodzice by mnie za to zabili - rzucił swobodnie, szczerząc zęby i
zrównując się z nią. Natychmiast oberwał kuksańca w bok.
- Pajac jeden - mruknęła, uśmiechając się pod nosem. Wakacje
trwają właśnie do końca tygodnia, potem znów się zobaczą. Wrócą do Akademii
Kurosu, pełni energii do życia, popędzani marzeniami i gotowi na nowe wyzwania.
- Właź - zaprosiła go do środka, mając nadzieję, że matka zdążyła już wyjść do
pracy. Oczywiście jej pragnienia się nie ziściły i ledwie zamknęła drzwi, a
Tamaki rzucił ciche „Ojamashimasu”, gdy z salonu wyszła ubrana już do pracy
Hikari Akayama. Ze zdziwieniem uniosła jedną brew.
Tamaki spanikował z powodu tej nie do końca spodziewanej
sytuacji i bezładnie zaczął się przedstawiać.
Hikari uśmiechnęła się i również się przedstawiła, dodając, że
bardzo miło go poznać. Wyglądał na porządnego chłopaka, od razu jej się
spodobał. Z kimś jej się skojarzył… Chwila, moment! Czy nie był przypadkiem
podobny do jednej z nauczycielek Aiki, które pojawiły się tu kilka tygodni
temu? Tak, tak, zdecydowanie! Wypisz, wymaluj ta blondynka! Czy to możliwe, że
był jej młodszym bratem? Swoją drogą, z jakiegoś powodu idealnie współgrał z
jej córeczką!
- Aika, czyżbyś wreszcie znalazła sobie chłopaka? - zapytała,
wiedząc, że zaraz czeka ją wybuch córki i wrzaski w stylu „To nie jest mój
chłopak! Oszalałaś, mamo?! To tylko mój kolega, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo
czego! Do licha, nie dla mnie jakieś romanse!”, ale, ku jej bezbrzeżnemu
zdumieniu, tak się nie stało.
- Na to wygląda - mruknęła tylko pod nosem, a na jej policzki
wpełzły rumieńce. Trudno byłoby określić, kto przeżył większy szok - Hikari czy
Tamaki, który z rozdziawioną buzią patrzył na Aikę, która, niezdolna do tego,
by spojrzeć komuś w oczy, z zapałem i udawanym skupieniem wzięła się za
ściąganie butów. Tamakiemu oczy znów się zaświeciły i byłby popłakał się ze
szczęścia, gdyby nie to, że przebywał w towarzystwie dwóch dam. Szybko ściągnął
obuwie i wylazł z genkanu, by dopaść Hikari i już z całą pewnością siebie i w
blasku własnej chwały zacząć na porządnie jej się przedstawiać i streszczając
jej połowę swojego życia. Jego słowotok musiała w końcu przerwać Aika, która z
politowaniem zwróciła mamie uwagę, że jak tak dalej pójdzie, to spóźni się do
pracy. Wówczas z kolei Kiryuu zaczął przepraszać za to, że się tak rozgadał,
ale koniec końców Hikari udało się wyjść z domu.
- Jesteś nienormalny. - Aika z bezradnie rozłożonymi rękoma
pokręciła głową.
- Twoja mama jest taka miła! - zawołał z uśmiechem. -
Oprowadzisz mnie? - zapytał, podniecony tym, że obejrzy dom SWOJEJ DZIEWCZYNY
(wszak sama to przyznała, czyż nie?).
- Jasne - odparła bez zastanowienia, prowadząc go do kuchni. -
Nie, chwila! - Zatrzymała się nagle, przez co wpadł na jej plecy. - Nie
oprowadzę cię, mam bałagan, nie spodziewałam się ciebie - zaczęła się
tłumaczyć.
- E tam, u mnie też zazwyczaj jest bajzel. No, chyba że akurat
babcia zarządzi sprzątanie. Albo sama posprząta. Mniejsza z tym. Wiesz, co ci
powiem?
Znów się rozgadał, a ona zajęła się przygotowywaniem herbaty.
Właściwie praktycznie nie miała pojęcia, o czym Tamaki mówi. Skojarzyło jej się
to z bezmyślną paplaniną jego matki.
Uśmiechnęła się delikatnie. Niedaleko
pada jabłko od jabłoni.
Jakąś godzinę później, nie mogąc już znieść bezładnej gadaniny
Tamakiego, uległa i pokazała mu dom oraz ogród. Największe opory miała przed
wpuszczeniem go do swojego pokoju, próbując przypomnieć sobie, czy gdzieś na
łóżku lub podłodze nie walają się przypadkiem jej ubrania lub, jeszcze gorzej,
bielizna. Ostatecznie kazała Kiryuu poczekać przed drzwiami, po czym wpadła do
swojej sypialni i rozgorączkowana poczęła wciskać wszystko, co się dało, do
szaf i szuflad. Uznawszy, że nic więcej już nie zdziała, zaprosiła go wreszcie
do środka. Rozanielony Tamaki zachwycał się dosłownie wszystkim, jak gdyby
wszedł nie do najzwyklejszego pokoju, lecz co najmniej do raju.
- Ale masz dużo książek! - zawołał. - Właśnie tego się
spodziewałem!
- Tak, no cóż, lubię czytać, to gdy się da, kupuję książki, a i
od innych też zazwyczaj dostaję coś do poczytania - odparła, bacznie obserwując
chłopaka stojącego przy jej regale wypełnionym różnego rodzaju powieściami. Nie
mogła pojąć, z czego on się tak głupio cieszy, ale musiała przyznać, że dzięki
temu jakoś mniej się stresuje i sama ma ochotę się roześmiać. Przeszło jej
przez myśl, że Tamaki już dotrzymuje obietnicy. Ledwie przyszedł, a już zdążył
lekko podkolorować jej ponury świat. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiesz, co mnie zastanawia? - zapytał, nagle się do niej
odwracając i spoglądając jej w oczy. - Do szczególnie lubujących porządek to ty
nie należysz, ale w waszym pokoju w akademiku zawsze niemal lśni. Jak to
możliwe?
Zgłupiała na chwilę, spodziewając się jakiegoś poważnego
pytania z jego strony, biorąc pod uwagę rodzaj spojrzenia, jakim ją obdarzał.
- Misaki nie lubi bałaganu, więc staram się go nie robić -
wyjaśniła, próbując powstrzymać się przed wybuchnięciem śmiechem.
Z powagą i zrozumieniem pokiwał głową. Najwidoczniej nie mogąc
już wytrzymać, Aika wydała z siebie cichy pisk zwiastujący napad śmiechu.
Tamaki zerknął na nią, co skutecznie rozluźniło hamulce i w rezultacie oboje
zaczęli chichotać. Nie do końca wiedzieli dlaczego, po prostu z jakiegoś powodu
było im strasznie wesoło. Aika nie zauważyła momentu, w którym znalazła się w
ramionach Tamakiego, ale kiedy już zorientowała się, że w nich tkwi, zdała
sobie sprawę z tego, że chciałaby w nich zostać do końca życia. Dlaczego było
jej tak dobrze? Czy to dowód na to, że faktycznie na zabój zakochała się w
Kiryuu oraz że podjęła słuszną decyzję? Cóż, pewnie tak… Uśmiechnęła się i
mocniej wtuliła w chłopaka. Poczuła na głowie jego policzek. Och, ileż to razy
czytała o podobnych sytuacjach i ileż to razy widziała takie we snach!
Tymczasem to działo się naprawdę - i to z jej udziałem. Niesamowite…
Podskoczyli jak oparzeni, gdy usłyszeli, że ktoś wszedł do
domu. Aika natychmiast odsunęła się od Tamakiego i nagle poczuła się okropnie
niezręcznie. On zresztą również. W jego oczach ujrzała też lekki strach.
- Pewnie tata wrócił - powiedziała cicho. Przełknął ślinę i
potaknął.
- Ehm… Jaki on jest? Jak mam się zachować? - pytał szeptem,
poważnie zaniepokojony. Co za stresująca sytuacja! Co prawda z matką Aiki
poszło dobrze, ale co będzie z ojcem, tego nie wiedział i chcąc nie chcąc się
bał.
- Postaram się tym zająć. Po prostu bądź sobą - mruknęła. Ledwie
wypowiedziała te słowa, gdy oboje usłyszeli krzyk z parteru.
- AIKA!
Wzięła głęboki oddech i zbiegła na dół.
- Cześć, tato - zdążyła powiedzieć, zanim Seishin Akayama jej
przerwał.
- Mogę wiedzieć, czyje to buty? Zwariowałaś? Wpuszczać chłopaka
do domu, kiedy jesteś sama? - Trudno orzec, czy wyglądał bardziej na złego, czy
też na zaniepokojonego. W każdym razie pewne było, iż zupełnie nie spodziewał
się czegoś takiego. Wielkie nieba, skoro jego córka zaczęła zadawać się z
chłopakami, to chyba świat miał się ku końcowi! Od dziecka traktowała płeć
brzydką jako obywateli drugiej kategorii, idiotów myślących tylko o jednym i
tyle. Co więc miały znaczyć te buty, które zauważył od razu, gdy wszedł do
środka? Zmarszczył brwi i lekko potarł skroń, na którą opadało kilka kosmyków
ciemnobrązowych, niemal czarnych włosów. Powinien je wreszcie ściąć… Ale zaraz,
nie o tym powinien teraz myśleć! Utkwił baczne spojrzenie brązowych oczu w
swoim jedynym dziecku, które wyrosło zdecydowanie szybciej niż by sobie tego życzył.
- Spokojnie, Tamakiemu można zaufać - rzekła, siląc się na
opanowany ton. Uśmiechnęła się lekko, choć normalnie raczej tego nie robiła.
Zresztą tak samo jak stojący przed nią mężczyzna. Pod paroma względami bardzo
go przypominała, choć najbardziej podobna była do jego ojca, a swojego dziadka.
Niestety, zmarł przed paru laty, ale jej do dziś powtarzano, że jest niemalże
jego żeńską kopią. - Jest okropnie denerwujący, ale niegroźny, zapewniam -
dodała jeszcze. Twarz Seishina jakby złagodniała. Co jak co, ale Aice można
było ufać. Ona nie robiła głupot. - Odwiedził mnie, by osobiście złożyć mi
życzenia.
- Ach, rozumiem - odparł, a po jego twarzy przemknął cień
uśmiechu. - No to może mi go przedstawisz? - zaproponował. Skinęła głową i już
chciała go zawołać, gdy tata położył jej dłoń na ramieniu i szepnął niemal
konspiracyjnym tonem: - Mam nadzieję, że to nic poważnego?
- Tato, skończyłam siedemnaście lat, chyba mam prawo mieć
chłopaka? - spytała, dzielnie wypowiadając się spokojnym głosem, choć w istocie
była zestresowana i speszona na całego.
Skrzywił się, ale niechętnie przyznał jej rację. Nie mógł
prawić jej morałów, jakby nie patrzeć, on i Hikari zaczęli ze sobą chodzić,
kiedy byli w liceum, czyli mniej więcej w wieku Aiki. Westchnął cicho, smucąc się
na myśl, że jego mała córeczka tak już dojrzała.
Kilka minut później był już zasypywany opowieściami Tamakiego
Kiryuu. Zupełnie nie ogarniał tego chłopaka, niemniej wyglądało na to, że Aika
miała rację - faktycznie był niegroźny. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, by
mógł zrobić coś, co nie spodobałoby się jemu, Hikari czy samej Aice.
Odetchnął z ulgą, po czym postarał się skupić na chaotycznej -
przynajmniej według niego - paplaninie… „kolegi” Aiki.
Kolejny rozdział ->
***
Jako iż dzisiaj Wielkanoc, postanowiłyśmy z lekkim
wyprzedzeniem dodać rozdział. Ogólnie rzecz biorąc ten i następny miały być
jednym, ale po raz n-ty wyszedł za długi i tak powstały dwa. To znaczy… Żeby
nie było, tamten jeszcze nie jest dokończony, ale istnieje duża szansa, że uda
się go napisać już jutro.
Serdecznie dziękujemy Kiran, Karo i Oli za komentarze. (No
dobra, Suzu też za tę… zapowiedź komentarza. xD) Dzisiejszy rozdział ze
względów fabularnych chciałybyśmy zadedykować Suzu i Andzikowi. Ponadto
dedykacja trafia jeszcze do Oli, która ponoć jest już z nami od roku, lecz
dopiero teraz zdecydowała się napisać parę słów - żywimy nadzieję, że jeszcze
się odezwiesz, Olu, i oczywiście że zostaniesz z nami do końca! :)
Pozdrawiamy Was gorąco i życzymy wesołego Alleluja!
No siema, jestem pierwsza!!! ;D
OdpowiedzUsuńMoja notka będzie krótka, bo jestem wykończona po wizycie u dziadków ;)
To tak: cukier lukier wylewający się z ekranu, Kairen i Kana nareszcie są razem!!!!! Nie wierzę! :D Jaram się, awwwww... Scenka picia krwi też była bardzo uczuciowa ^^
*Mam prośbę dodajcie też taką scenkę gryzienia do Ayi i Zera, dawno tego nie było (tak, Chloe jest porąbana)
Tamaki i Aika, Ci dwoje też są razem? Dobry Boże, nie wierzyłam, że to nastąpi! Serio, podniosło mi to poziom cukru ^^
Reakcja ojca Aiki była genialna, taka typowa dla tatusiów, którzy nagle dostrzegają w córkach nie dziewczynki tylko młode kobiety. To takie urocze ;)
Uuu... Kaori się wkurzyła. Mam nadzieję, że Hana szybko się ogarnie po tej całej sytuacji... :/ Suzaku już dostał nauczkę, teraz pora na przebaczenie T.T A Zero powinien ją przywrócić do pracy w Związku. W obecnej chwili każdy Łowca jest na wagę złota i nie można sobie pozwolić na zawieszenie któregoś. Amen.
Podsumowując: rozdział (jak zwykle) udany, ociekający słodyczą.
Życzę weny, czasu na tworzenie i Wesołego Alleluja (troszkę spóźnione, ale w 100% szczere!)
Pozdrawiam
Chloe
Gratulacje! xD
UsuńNo ja się nie dziwię, jak można nie być wykończonym o tej porze? :P
Cieszę się, że się cieszysz. ^^ A scenka gryzu-gryzu Ayi&Zero była jakiś czas temu... W "Złotowłosie". *patrzy na datę publikacji* O rety, wieki temu! :o Tak mało piszemy przez te studia! ;(
Dziękujemy za odwiedziny, miłe słowa i życzenia! ^^
Ale miły prezent na święta mi sprawiłyście! Wczoraj rano jak tylko się obudziłam i sprawdziłam w telefonie nowe powiadomienia i patrze, nowy rozdział! xD od razu go przeczytałam, ale komentuje teraz bo wczoraj cały dzień gości miałam. xD
OdpowiedzUsuńTakże od początku. Najpierw scena w rodzinie Kao. Zdecydowanie mi się jej część rodziny kojarzy z takimi fajny więziami rodzinnymi, w końcu ich rodzina jest wielka. Naprawdę sceny z nimi potrafią cieszyć oko. Zawsze kiedy Kao mówi o bliźniaczych sekretach Hany i Keia to nie wiem czemu, ale ta dwójka trochę kojarzy mi się z Zero i Ichiru i tym domkiem na plaży xD może dlatego, że to i to to bliźniaki? Ha, na pewno o to chodzi.
W ogóle, kiedy Zero rozmawiał z Ayą, to w sumie dobrze, że się nie domyślił o tym przespaniu, o co chodziło. Ja nigdy w życiu bym nie chciała abyś ktoś dowiedział się o czymś takim gdybym była na miejscu Hany. Mam nadzieję, że niedługo znowu będzie sobą i pogodzi się z Suzaku. W ogóle Aya kiedy powiedziała, że serce Suzaku już wybrało to mi to daję taką niesamowitą nadzieję *_* Z tej iskierki nadziei może powstać wielki ogień, ale jeśli go zgasicie to może mnie to zniszczyć - tak tylko ostrzegam XDDD
No i powiem wam, że naprawdę brakowało mi Kaia. Uwielbiam go, jest taki cudowny. I jego scena z Kaną była taka urocza. Rany, jak ja kocham miłość. *-* Kana i Kai to dwa takie słodziaki. :3
No i muszę się pochwalić, ze coraz bardziej przekonuje się co do Aiki. Z rozdziału na rozdział. :D Mam coś z czym się z nią utożsamiam - chodzi o chodzeniu w dresie po domu. Nie ma nic lepszego jak stary dobry dres :D W ogóle Tamaki też uroczy. Pojechał specjalnie do Aiki by wręczyć jej prezent, no kochany! :3 I dobrze, że ona w końcu się ogarnęła i są już razem.
W tym rozdziale tyle słodyczy, że coś czuje, że coś się święci i to jest aby uśpić naszą czujność- czujność czytelników. Od razu przy tym myślę: O boże, błagam tylko żeby nikt nie umarł XDDD Nawet boję się cieszyć dobrymi rzeczami, bo myślę, że zaraz coś się złego stanie ;-; XD
Pozdrawiam! :3
Cieszę się, że "prezent" się spodobał. xD
UsuńW sumie całe nasze opowiadanie przesiąka wszelkiego rodzaju więzami rodzinnymi. Uwielbiamy to. ^^
Wątek Hany i Suzaku dopiero się rozwija. xD Cierpliwości. xD
Kai i Kana tak ociekają słodyczą, że bałam się, iż czytelnicy od tego padną. ^^' Ale co ja poradzę, oni są do tego stworzeni! Q.Q
Cieszę się bardzo, że przekonujesz się do Aiki. Ja tam lubię ją od początku, bo to postać zdecydowanie w moim stylu. xD A co do dresów, to ja też je uwielbiam i po domu chodzę ubrana jak wieśniak, więc... stąd się to wzięło. xD
Cóóóóż... Wiecznie kolorowo być nie może, nie? xD
Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :*
OMATKOŚWIĘTANOWYROZDZIAŁSŁODKOKOTKISZCZENIACZKILUKIERBABECZKI!!
OdpowiedzUsuń*________*
Od dziś ten rozdział staje się moim ulubionym! Tak pozytywnej notki jeszcze nie było na tym blogu! (Pewnie była, ale ta ją przebija xdd)
Hm, chciałabym, żeby Hana powiedziała swojej mamie o tym, co zaszło między nią a Suzaku. Chociaż Kao - w porywie wściekłości - mogłaby posłać Shoutou do piachu O,o
O jaaaa, Kanaru i Kairen są tacy... nie wiem jacy xd. Słowo "słodcy" mi tu nie pasuje, tak samo jak "rozkoszni", czy "uroczy". To nie jest taka sama miłość, co u Tamakiego i Aiki (do tego przejdziemy zaraz ^^). W ich uczuciu dominuje wrażenie dojrzałości, może lekkiego dramatyzmu, ale tylko leciutkiego.
Matko Święta, scena Aika&Tamaki tak mnie urzekła, że prawie spadłam z fotela i chichrałam się jak głupia z uciechy xd Po tylu bólach i płaczach NARESZCIE zaczęli ze sobą chodzić! Ludzie, to wiekowa chwila, przełom! Czekam jeszcze na jakieś całuski i przytulaski z ich strony, bo takie rzeczy w wykonaniu tej dwójki są słodziachne x3 Reakcja obojga rodziców Aiki była świetna! A tatusia już zwłaszcza ^^
No cóż, czekam na kolejny rozdział i rozwiązanie niektórych spraw. Na przykład skomplikowanych relacji na linii Hanashi&Suzaku&Shouta. Jakoś tak to bardziej Hanadagi zyskał moją przychylność i choć rozumiem niepokój rodziny Hany, to jednak nieco mnie irytują. W końcu Hana jest dorosła i sama decyduje z kim się zadaje, prawda?
No nic, dużo weny życzę i czasu na jakiś odpoczynek. Czytałam, że masz ostatnio ciężko, Aya. Oby Ci nieco popuścili! ^^
Shōri
A ja oczywiście spóźniona :( Mam nadzieje moje drogie, że w święta trochę wypoczełyście ? ;)
OdpowiedzUsuńPisze na telefonie wiec zjak za ewentualne błędy przepraszam :D
Jadłam czekoladę czytając rozdział i zastanawiałam się co jest słodsze... wyszło, że rozdział ;)
Tyle miłości dawno nie widziałam! (Czytałam ^^) tylko ta kłótnia z Haną i jej zawieszenie.... no ale to nawet dobrze, bo by było za słodko ;) a znając ją to szybko wróci do pracy. Karen ♡ muach ! Zazdroszczę Kanie ;) Przepraszam że piszę dopiero teraz, ale dopiero co wróciłam od...ee... mojego chłopaka? ( Skąplikowane :/ ) no ale mniejsza z tym ;)
Obiecuje, że od teraz będę się regularnie odzywać!
Życzę weny i czekam na NEXT ! :D
Olaaaa ^^
P.S. czytam rozdział, mój brat wchodzi do pokoju i czyta ze mną. Po chwili : "Nie wiem o co biega, ale fajnie ktoś pisze " Hahaha !
Oj, jaka tam spóźniona! Grunt, że piszesz! ^^
UsuńPodziwiam Was, czytelników, za to, że nie umarliście od słodyczy w tym rozdziale. xD
Ojojki, jak miło! Trzymam Cię za słowo! :D
Hahah, to może zaproś go do naszego zacnego grona? xD Za czasów VK miałyśmy kilku czytelników-chłopców, ale teraz, jeśli takowi są, to dobrze się kryją. ^^' Pozdrów brata! :D
Hey. Jestem ostatnio trochę zaganiana i nie mam czasu nawet wejść na fb, a już o blogu nie wspominając! Proszę o wybaczenie, ale przeczytam w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńPozdro!
K.L.
Spokojnie, rozdział nie zając, nie ucieknie. ;)
UsuńPozdrawiam! ^^
Rozdział super jak zawsze czekam na nexta i przesyłam dużo weny
OdpowiedzUsuńDziękujemy serdecznie i witamy. Zachęcam w imieniu swoim i siostry do częstszego odzywania się! Będzie nam bardzo miło ;)
UsuńUff... Już!
OdpowiedzUsuńTen rozdział był taki słoooodki! Najwięcej w nim było romantycznych uniesień, które wprost kocham! Oczywiście, cieniem na całość kładła się sprawa Hany i Suzaku... Ale oni w końcu też muszą się z sobą dogadać!
Przecież Tamakiemu i Aice się udało! Ah jakie to było cuuudowne! Po prostu wspaniałe! Wstrzymywałam oddech co chwilę ze zdenerwowania! Mmm... Byli tacy uroczy, słodcy i w ogóle, że myślę iż na jakiś czas musze przestać jeść czekoladę-zasłodziłyście mnie Tamakim i Aiką xD
Kairen i Kanaru też mieli swój super słodki epizod. Tyle że to picie krwi było takie... erotyczne. O ile można o tym mówić w przypadku spokojnego, opanowanego, zachowawczego dżentelmena jakim jest Kairen, i nieśmiałej, niewinnej Kanaru... Cóż, ale moim zdaniem picie krwi jest intymne jak diabli, i cholernie erotyczne... Hm...
Shori chan napisała, że cytuję "Chociaż Kao - w przypływie wściekłości - mogłaby posłać Shoutou do piachu" Muszę się zgodzić - Kaori jest nieobliczalna (zupełnie jak jej córka... ) Poza tym Suzaku i Hana - gdzie oni są? Chętnie bym o nich poczytała! Zwłaszcza, że sprawy się między nimi nie wyjaśniły.
No i nasz mrrrroczny Shouta... Eh... Ten trójkąt mnie męczy. I co się stanie z Shoutą?
W ogóle- to chyba rewolucja przerwie nam romantyczność, słodkość itepe i zacznie się walka, wojna, zabijanie i wszystko to co z wojnami związane... Więc pewnie jeszcze długo sprawa Hany&Suzaku&Shouty się nie wyjaśni... Nad czym bardzo ubolewam.
Pozdro i weny!
K.L.
PS. Nie ma za co - z przyjemnością czyta się Wasze opowiadanie (które mogłoby być całkiem pokaźnych rozmiarów książką! o.O)
Usuń