niedziela, 5 kwietnia 2015

Vampire Night: rozdział XLV - „Motyle w brzuchu”

      - Że co, proszę?! - zdenerwowała się Kaori, patrząc z wściekłością na męża, który był w dość opłakanym stanie. Ze złości uderzyła w stół, przy którym oboje siedzieli i wstała, z niedowierzaniem kręcąc głową. Zrobiła sobie dzień przerwy i od razu coś się działo. W głowie jej się nie mieściło, jak bardzo mężczyźni są niezdarni w rozmowach z dziećmi. - Nie mogliście po prostu zaczekać na nas?
      - Musiałem to załatwić od razu… Nie miałem pojęcia, że to się tak skończy… - rzucił, z bezradności łapiąc się za głowę.
      Dawno nie widziała Ichiru w takim stanie. Wyglądał jak siedem nieszczęść, nieustannie się martwił i chciał iść do Hanashi, by porozmawiać o tym, co między nimi zaszło. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że zapewne tylko pogorszyłby sytuację. Wiedział, że córka przesadziła i nie miała prawa wyzywać tak Zero, który w dodatku był jej szefem. Nie miał pojęcia, dlaczego ostatnio zachowywała się tak wybuchowo i agresywnie. Może to ten Shouta Hanadagi tak na nią wpłynął?
      - Zostawić coś na głowie facetów! Muszę z nią natychmiast porozmawiać! - zmartwiła się Kaori, zabierając ze stołu torebkę.
      - Odpuść, mamo, nie ma sensu z nią teraz rozmawiać - wtrącił Kei, który leżał na kanapie i wsłuchiwał się w rozmowę rodziców. Hana nie wytłumaczyła mu dokładnie, co się stało, ale tata później opowiedział mu o porannym spotkaniu, więc doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że rozmowa z którymkolwiek z rodziców nie pomoże teraz jego siostrze. W końcu żadne z nich nie znało prawdy o Suzaku, więc nie zrozumiałoby także jej zachowania i intencji.
      Kaori zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na syna z lekkim zdziwieniem.
      - Jak możesz być taki spokojny?
      - Znacie Hanę, czasem palnie coś głupiego w przypływie emocji. Poczekajmy, aż się uspokoi i wszystko sobie poukłada. Wtedy zapewne sama przyjdzie i porozmawia. Obecnie tylko dolalibyście oliwy do ognia. W końcu co byś jej teraz powiedziała? - spytał, a widząc minę matki, uśmiechnął się lekko. - Nie mogłabyś jej tylko pocieszać, wiedząc, co powiedziała wujkowi. Ona zdaje sobie z tego sprawę, więc dajcie jej się z tym pogodzić.
      - I następnym razem nie wysyłajcie mnie na takie rozmowy. Nigdy nie zrozumiem waszego podejścia - mruknął Ichiru, patrząc z wyrzutem na Kao, która uśmiechnęła się pod nosem.
      - O to się nie martw, skarbie - powiedziała i usiadła z powrotem na krześle. Cieszyła się, że jej rodziców nie ma aktualnie w domu, bo nie chciała, żeby dodatkowo musieli martwić się o tę sytuację. Z kolei Tamaki zabrał Mayumi i Miyako na plac zabaw, więc nie było obawy, że dzieci usłyszą coś przykrego. - Tylko dlaczego ona się tak zachowała? Pokłóciła się ostatnio z Suzaku? Wiesz coś na ten temat, Kei? - spytała syna, który przymknął lekko oczy i odetchnął spokojnie.
      - Nic mi na ten temat nie wiadomo, mamo. Ale nie wszystko kręci się wokół niego - stwierdził tylko.
      - No tak, oczywiście, że nam nic nie powiesz. Te wasze bliźniacze sekrety… - zirytowała się lekko, przeczesując blond włosy, które właśnie rozpuściła. - Dla jej dobra mógłbyś czasem coś nam powiedzieć, wiedzielibyśmy, jak się zachować…
      - Dla jej dobra lepiej będzie, jak sama będzie decydować, o czym was informować, mamo - odparł grzecznie, choć wiedział, że urazi to matkę.
      - Same z wami problemy… - westchnęła i oparła głowę na rękach. Na chwilę zapadła cisza i każdy zatopił się w swoich myślach. Kaori jednak szybko się ocknęła. - Zero ją zawiesił?! - przypomniała sobie. - Czy on oszalał? W takiej sytuacji w Związku?
      - Kao, zrozum. Nie może sobie pozwolić na takie publiczne okazywanie braku szacunku. Jego pozycja jest zagrożona, a Hana niezbyt pomaga w kreowaniu jego dobrego wizerunku… - szepnął Ichiru, prawdę powiedziawszy nie wiedząc, czy bardziej zgadza się z bratem, czy z żoną. Oboje mieli trochę racji.
      - Wizerunek? Rodzina jest najważniejsza. Tylko tyle nam zostało w obliczu zbliżającej się wojny… - Zmartwiła się wyraźnie, aż jej oczy lekko straciły blask. - Byle tylko jej nie odbiło. Praca była całym jej życiem, a wakacje jeszcze się nie skończyły, więc do powrotu do Akademii musi sobie jakoś poradzić…
      - Spokojna głowa, zajmę się nią - zapewnił Kei z ciepłym uśmiechem na twarzy, który natychmiast ukoił nerwy Kaori. Nie wiedziała, co jest w tym chłopaku, że zawsze potrafił ją uspokoić. Nawet gdy ona i Ichiru już tracili nadzieję na lepszy obrót spraw, Kei umiał rozwiać wszelkie wątpliwości. Aya w tym względzie liczyła na Kairena, oni zaś na swego najstarszego syna. - Obiecuję.
***
      Kairen postawił przed matką kubek z parującą herbatą. Podziękowała mu uśmiechem, wygodniej rozkładając się na kanapie. Dopiero co wróciła z „misji” z Kao i była dziwnie zmęczona. Może za dużo myślę, wysunęła przypuszczenie. Z jakiegoś powodu wciąż miała przed oczyma postać Aiki Akayamy. Polubiła tę dziewczynę, choć ledwie ją poznała. Miała jednak wrażenie, że jest odpowiednią osobą dla Tamakiego i może sprowadzi go trochę na ziemię. Niemniej… Trochę się o nią bała. Czy była na tyle silna, by sprostać przeciwnościom, jakie zgotuje jej los, który, zdaje się, już wybrała? Oby. Poza tym… Och, co tu dużo mówić, jej sytuacja skojarzyła się Ayi z dziejami jej i Kaori, gdy były w jej wieku. Wspomnienia napływały z całą mocą i niełatwo było się ich pozbyć.
      - To gdzie byłaś, mamo? - zapytał ze spokojem Kai.
      - Och. Tu i tam - odparła tajemniczo, puszczając mu oczko. Uśmiechnął się pod nosem. Jedno było pewne: skoro kombinowała coś ze swoją młodszą siostrą, nie obędzie się to bez echa. - Coś taki radosny? - spytała podejrzliwie, widząc, że oczy syna wesoło błyszczą.
      - Pojutrze widzę się z Kaną-chan - wyjaśnił. - Stęskniłem się.
      Uśmiechnęli się oboje. Wtedy właśnie wyczuli, że Zero zbliża się do domu, więc Kairen wyszedł na korytarz, by od razu go powitać. Ojciec okazał się okropnie pochmurny, ale Kai postanowił nie wypytywać go już na wejściu. Zaproponował, że i jemu zrobi coś do picia, po czym przeszedł do kuchni, a Zero do salonu, by przywitać się z Ayą. Dał jej tylko całusa, po czym padł na sofę tuż obok niej.
      - Co się stało? - spytała zmartwiona.
      - Szkoda gadać - mruknął, przymykając oczy. - Bomba zegarowa o imieniu Hanashi wreszcie wybuchła - wyznał cicho. Aya zmarszczyła czoło. Wielkie nieba, tego się obawiała… Nie mogła jednak powiedzieć, co wydarzyło się między Haną i Suzaku, więc milczała, czekając na Kairena, by i on usłyszał, co ma do powiedzenia Zero.
      Kiedy wszyscy mieli już przed sobą kubki z herbatą, Zero streścił wydarzenia z poranka. Nie miał siły się złościć, wyglądał raczej na przygnębionego. Aya i Kai wysłuchali go ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Jedyne, co pominął Zero, to przytyki Hany odnośnie Ayi i Suzaku. Nie chciał poruszać tej sprawy przy synu, wolał zrobić to potem, na osobności z żoną.
      Porozmawiali wspólnie na temat akcji z rana, zastanawiając się, co począć. Uzgodnili, że najlepiej będzie dać Hanie odsapnąć i, jeśli się da, choć trochę ograniczyć jej kontakty z Shoutą Hanadagi. Żadne z nich mu nie ufało. Co do Suzaku, na pytanie Zero, czy coś wydarzyło się między nim a Hanashi, Kairen przyznał tylko, że faktycznie pokłócili się w Akademii, ale nie wie, o co dokładnie. Niemniej kuzynka była w naprawdę złym stanie i pewnie dlatego wreszcie wybuchła. Wszystkim było jej naprawdę żal, ale to nie zmieniało faktu, iż zachowała się, łagodnie mówiąc, źle. Zero miał też świadomość, że i on, i Ichiru również poważnie nawalili. Miał nadzieję, że jak Hana ochłonie, uda mu się z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić.
      Kiedy Kairen w końcu pożegnał się z rodzicami, marząc już tylko o pójściu spać (z powodu pracy oraz faktu, iż dość często widywał się we śnie ze zmarłymi krewnymi, był porządnie zmęczony), Zero odetchnął głęboko, zastanawiając się, jak przeprowadzić z Ayą rozmowę odnośnie Suzaku. Nie wiedział, co o nim myśleć. Szanował go i lubił jako przyjaciela, ale od kiedy go poznał, tkwiła w nim jakaś taka nie do końca możliwa do uchwycenia nieufność w stosunku do niego. Miała ona związek tylko i wyłącznie z jego miłością do Ayi. W każdej innej sprawie naprawdę mu ufał.
      Koniec końców poczekał, aż przygotują się do snu. Aya weszła już pod kołdrę, a on, zamiast zrobić to samo, po prostu usiadł obok.
      - Aya? - spytał cicho.
      - Hm?
      - Czy coś się wydarzyło między tobą a Suzaku? - zapytał. Nie znosił tego trudnego tematu. Prawdą jednak było, że już od pewnego czasu trochę bał się o to zapytać. Kiedy ostatnio widział ich razem, wydawali się jacyś tacy… odlegli. Wówczas, mając głowę nabitą problemami związanymi z Kyoujim Katsurą, zdecydował ominąć ten temat, ale teraz… Sprawa rewolucji póki co tkwiła w martwym punkcie, więc musiał wreszcie spytać o Suzaku. I jeszcze te słowa Hanashi… „Nie martw się, nawet jakbym przetańczyła sto tańców albo nawet się z nim przespała, Suzaku nigdy nie spojrzy na nikogo poza twoją żoną. Więc to ty powinieneś się martwić, a nie ja.”. Wciąż słysząc te słowa, wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt sypialni, opierając przy tym łokcie na kolanach.
      - Co masz na myśli? - spytała zaniepokojona. - Nie ufasz mi? - Patrzyła na niego, ale on wciąż spoglądał gdzieś przed siebie.
      - Tobie ufam, ale jemu… w tej jednej sprawie nie - przyznał, choć zdawał sobie sprawę z tego, że Aya najprawdopodobniej doskonale to wie. Opowiedział jej powoli o tym, o czym nie mówił przy Kairenie. - Czy on… No wiesz. Nie dostawiał się do ciebie? Nie pocałował cię albo coś…? - pytał przygnębiony.
      - Zero, spójrz na mnie - poprosiła. Zrobił to, ale jej to nie wystarczyło, więc zbliżyła się do niego, ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała głęboko w jego lawendowe oczy, w których zakochała się już wiele, wiele lat temu. - Jesteś tylko ty. Tak było, jest i będzie. Suzaku doskonale o tym wie i nie zdobyłby się na to, by zmalować coś takiego jak kiedyś. - Nawiązała do tego, jak ją pocałował, gdy wciąż była licealistką. Wówczas ledwie się znali i wracali akurat z balu, na którym Aya ujawniła się jako „czystokrwista”. - Suzaku jest jak dziecko błądzące we mgle. Zawsze był dość infantylny, choć doskonale się maskuje. Teraz… Znów zrobił coś głupiego, dlatego Hana-chan jest wściekła. Ale liczę na to, że w końcu wszystko sobie wyjaśnią. Bo Suzaku wreszcie zrozumiał, kim ona dla niego jest.
      Dostrzegła na twarzy męża szczere zdziwienie.
      - Naprawdę? - wydukał. - On… Zakochał się w Hanashi? - Aya uśmiechnęła się i potaknęła. - Ale nie uwierzę, że ty mu przeszłaś. Komuś, kto raz oddał ci serce, nie tak łatwo zabrać je sobie z powrotem - szepnął, uśmiechając się smutno.
      Przytuliła się do niego.
      - Czasem… Ale tylko czasem… Serce jest rozdarte, bo oddaje się więcej niż jednej osobie. Koniec końców zawsze jednak musi wreszcie wybrać. Serce Suzaku już wybrało, choć on pewnie nadal ma co do tego wątpliwości. Ale wiesz? - spytała, odsuwając się lekko, by znów spojrzeć mężowi w oczy. - Ja już ich nie mam - wyznała z uśmiechem.
      Zero westchnął i znów przygarnął do siebie Ayę. Cóż mu pozostało jak nie zaufanie jej? Miał nadzieję, że Suzaku faktycznie się ogarnął, a Hanashi przebaczy mu to coś, co jej zrobił, dzięki czemu on wreszcie, po tylu latach, będzie mógł odetchnąć z ulgą, wiedząc, że ma żonę na własność.
***
      To nic, że była wykończona po treningu. Jeszcze jakąś godzinę temu ledwo żyła, a teraz, pełna energii i radości, biegła najszybciej jak potrafiła w kierunku umówionego kilka dni temu miejsca. Ach, ileż to razy się już tam spotykali! Szczególnie w dzieciństwie… Ta magiczna polanka tuż nad leśnym strumykiem była chyba jej ulubionym zakątkiem na świecie. Tak dobrze i słodko jej się kojarzyła… Żadne złe zdarzenie nie wiązało się z tym miejscem. Byli tylko oni. Kairen i ona.
      Biegła niemalże w podskokach. Nie sądziła, że wakacje aż tak dadzą się jej we znaki. No dobrze, nie wakacje, lecz to, co się z nimi wiązało - mianowicie niemożność widywania Kaia dzień w dzień. Tęskniła okropnie, bo nawet jeśli się spotykali, zawsze na krótko. Ona była zajęta treningami i pomaganiem mamie, on zaś wspomagał rodziców i jeździł na misje. Szczerze mówiąc, nie przypuszczała, że aż tak będzie jej go brakowało. Czyżby przywiązała się do niego bardziej niż jej się wydawało? Czyżby przyzwyczaiła się do jego stałej obecności gdzieś obok w takim stopniu, iż teraz jakoś ciężej było jej funkcjonować, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało?
      Wyczuła, że jest już na miejscu, więc przyspieszyła. Serce kołatało jej w piersi, oczy błyszczały, miała wrażenie, iż wariuje. Tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo chciała go zobaczyć! Czy to aby na pewno normalne? Czy to przypadkiem nie uzależnienie? Co się z nią działo? I dlaczego w tej chwili miała gdzieś, czy to szaleństwo?
      Wparowała na polankę i stanęła na moment. Dzielił ich strumyk i kilka metrów leśnej trawy. Stał skąpany w świetle słońca, niemalże białe włosy lśniły wesoło, a szare oczy natychmiast zwróciły się ku niej. Na jego twarz wypłynął ten charakterystyczny, spokojny uśmiech anioła. Mogłaby wpatrywać się w niego godzinami…
      Nie miała tej świadomości, ale on czuł się podobnie. Jej długie, brązowe loki kołysały się na orzeźwiającym ten letni dzień wietrze, a oczy, błękitne tak jak niebo nad nimi, błyszczały słodko. Delikatne rumieńce zdobiły jej policzki, jasnoturkusowa sukienka odrobinę przed kolana falowała nieco.
      Przeskoczył strumyk i podbiegł do niej, by natychmiast wziąć ją w ramiona. Zachichotała, szczęśliwa, że jak zwykle bezbłędnie odczytał jej pragnienia. Och, jak dobrze, jak dobrze! Mogłaby być tak obejmowana przez całą wieczność. Zdecydowanie.
      - Kai-chan - szepnęła jak w dzieciństwie.
      - Kana-chan - odparł, uśmiechając się, czego oczywiście nie widziała, przyciskając twarz do jego torsu okrytego szarym T-shirtem. Stali w ten sposób co najmniej przez kilka minut, po prostu ciesząc się swoją obecnością. - Jak idą ci treningi? - spytał wreszcie, gdy wyczuł, że czas już na pogawędkę. Nie mogli przecież nie ruszać się w nieskończoność, choć żadne z nich pewnie nie miałoby nic przeciwko temu.
      - Dobrze - odpowiedziała, odsuwając się lekko. - Często jestem po nich wykończona, ale przynajmniej podczas nauki nie myślę o smutkach… Poza tym wydaje mi się, że mistrzowi też to dobrze robi.
      Kairen ujął Kanaru za rękę i poprowadził nad brzeg strumyka, gdzie usiedli.
      - Na pewno - przyznał, ciesząc się, że choć przy Kanaru i Misaki Akihira może odsapnąć od zadręczania się wszystkim, co miało związek z Kyoujim, jego starszym bratem. - Ciocia Suzu nadal miewa się dobrze?
      - Tak, na szczęście. Wiesz, rodzice wybrali już imię dla mojego brata - wyznała z uśmiechem, wlepiając w Kaia spojrzenie. - Shouichi. Pasuje, prawda?
      - Idealnie!
      Zaśmiali się swobodnie. Atmosfera była cudowna. Słońce nieco im przeszkadzało, ale przynajmniej nie było zbyt gorąco przez wzgląd na przyjemny wiaterek. Drzewa szumiały spokojnie, jak gdyby nuciły im jakąś pradawną pieśń, po niebie leniwie pływały nieliczne śnieżnobiałe chmury.
      Dopiero po jakimś czasie Kana zauważyła, że jej lewa ręką wciąż tkwi w przyjemnie ciepłej dłoni Kairena. On jakby bezwiednie bawił się jej smukłymi palcami. Wyglądało na to, że na chwilę odpłynął myślami, więc wykorzystała tę sytuację, by rozkoszować się jego dotykiem. Przymknęła oczy i zwróciła twarz ku niebu.
      Chciałabym, by tak było zawsze, pomyślała z rozmarzeniem. Jestem na to gotowa, zdała sobie sprawę.
      Jeszcze kilka miesięcy temu, wczesną wiosną, unikała Kaia jak ognia. Potem, po pamiętnej akcji z Tamakim, zaczęła powoli przyznawać się sama przed sobą do uczuć, jakimi od zawsze darzyła Kairena. Ustalili, że póki co zaczekają, ale kiedy Kanaru dowiedziała się, że będzie miała rodzeństwo, coś kazało jej zmienić podejście. Czy to dlatego, że mimo wszystko po narodzinach braciszka jej rodzice będą na tyle zajęci malcem, iż nie będą mieli dla niej tyle czasu co dotychczas? A może po prostu patrząc na mamę w błogosławionym stanie, jej samej też włączyły się uczucia macierzyńskie i zaczęła pragnąć własnych dzieci? Oczywiście nie teraz, nie w najbliższym czasie. Ale uczynienie poważniejszego kroku w związku z Kaiem nie mogło być niczym złym. Wszyscy byli po ich stronie - od niedawna nawet Tamaki, można tak powiedzieć. Czy więc było na co czekać? Po co zwlekać?
      Zorientowała się, że teraz jej dłoń tkwi w obu rękach Kairena. Otworzyła oczy i zwróciła ku niemu twarz.
      Jak on na nią patrzył! Nie miała już chyba najmniejszych wątpliwości, że kocha ją z całego serca. To takie niesamowite! Tak cudowne i słodkie! Rozpłynęłaby się z tego powodu, gdyby mogła.
      Wyczuwał, jak mocno bije jej serce. To jednak nie było zdenerwowanie, raczej coś jak motyle w brzuchu. Widział w jej oczach miłość, oddanie i zdecydowanie. Uśmiechnął się i uniósł prawą dłoń, by położyć ją na lewym policzku Kanaru. Przymknęła oczy, rozkoszując się tym gestem. Ścisnęła lekko jego lewą rękę, w której wciąż trzymał jej drobną dłoń. Kiedy uniosła powieki, przez kilka sekund wpatrywali się nawzajem w swoje oczy, po czym on pochylił się lekko i zbliżył się do jej twarzy. Była coraz bardziej czerwona, ale nadal zdecydowana. To już czas, oboje o tym wiedzieli.
      Delikatnie musnął jej malinowe usta swymi wargami, jakby pozwalając i jej, i sobie siebie nawzajem posmakować. Dopiero wtedy, gdy oboje byli już na to naprawdę gotowi, zgodnie złączyli swoje usta w pocałunku. Nie trwał szczególnie długo, ale dla obojga był najcudowniejszym przeżyciem na świecie. To nie było to samo co całus w dzieciństwie. Wkroczyli oto na nową, nieznaną, acz zachęcająco wyglądającą ścieżkę.
      - Kai? - spytała cicho jakiś czas później, gdy oboje nieco ochłonęli.
      - Tak?
      - Czy my… No wiesz. Jesteśmy już parą? - zapytała niepewnie. Czy to pytanie miało jakikolwiek sens? Co prawda się pocałowali, ale… Ach, sama już nic nie wiedziała. Czekała na to od dawna, podświadomie nawet wtedy, gdy trzymała się od niego z daleka. Miała świadomość, że są sobie przeznaczeni (przez co - a może dzięki czemu? - czuła się jak bohaterka baśni) - i to nie tylko przez wzgląd na szósty zmysł Kairena. Nie, to było coś innego… Jakieś takie trudne do zrozumienia i opisania przeświadczenie, że tak jest i tyle. Dziwne…
      - A chcesz, byśmy byli? - zaśmiał się cicho, patrząc na nią z rozrzewnieniem.
      Zarumieniła się i na moment spojrzała gdzieś w bok, ale zaraz potem ponownie na utkwiła w nim wzrok. Nie chciała się więcej wahać. Kiedyś musiała uczynić ten krok naprzód, dlaczego więc nie zrobić tego teraz?
      - Tak. Jestem gotowa. Wiem, że to śmieszne, bo rozmawialiśmy na ten temat stosunkowo niedawno, ale tyle się od tego czasu zmieniło… Mam wrażenie, że troszeczkę dojrzałam. Tyle się działo… Powiększenie rodziny, treningi, sytuacja na świecie… Więc… Chcę tego, Kai-chan - przyznała szczerze. Przez chwilę czuła jakąś dziwną dumę spowodowaną swoją decyzją. Zachciało jej się śmiać, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo przypomina w tym momencie Tamakiego, który puszył się jak paw za każdym razem, gdy zrobił „coś dojrzałego”.
      - Więc postanowione - oznajmił Kairen, znów ją do siebie przytulając. To niesamowite, że ten gest wydawał się aż tak naturalny. Pewnie, w dzieciństwie często się tulili, bawili w dom i tak dalej, ale teraz byli już przecież dużo starsi. - Naprawdę się cieszę - szepnął nieco poważniejszym tonem. Wiedziała, że mówił prawdę.
      - Ja też - powiedziała cicho, wdychając jego cudowny zapach. Gdy tak wtulała się w niego i słuchała jego spokojnego już bicia serca, z jakiegoś powodu przypomniała sobie, jak to jako dzieciaki częstowali się swoją krwią. A dokładniej - to on poczęstował ją. Ona nigdy nie zdołała mu się odwdzięczyć. Ach, a smak jego krwi… Najwspanialszy pod słońcem! Nagle zapragnęła znów go poczuć… - Kai-chan? - Gdy dał znać, że ją słucha, kontynuowała: - Skoro jesteśmy parą… Dzielenie się krwią nie będzie niczym złym, prawda?
      - Oczywiście, że nie, kochana - rzekł z uśmiechem. Widział, że jest speszona, pytając o takie rzeczy, ale byli przecież wampirami, dla których to codzienność. - Co nie zmienia faktu, że w Akademii nie będziemy mogli tego robić - zauważył. Zasady tego zabraniały. Na terenie Akademii Kurosu wampiry mogły żywić się jedynie tabletkami krwi. - Jesteś głodna? Chciałabyś się napić? - zapytał spokojnie, nie chcąc, by się w jakiś sposób przestraszyła.
      - U-uhm - przyznała się bez bicia. Pragnęła tego i była pewna, że on doskonale o tym wie. Czy to źle, że tak czuła? Ale przecież to najzupełniej normalne w świecie wampirów… Tak było nawet nie od wieków, ale od tysiącleci.
      - Nie ma sprawy - oznajmił z ciepłym uśmiechem.
      - Ale tym razem musisz dać mi się odwdzięczyć - zapowiedziała. - Inaczej nie wezmę od ciebie nawet kropelki.
      - Heh. Rozumiem - zaśmiał się cicho. - Naprawdę tego chcesz? - Skinęła głową z pełną powagą. - Jesteś pewna? - Odpowiedziała tym samym gestem. - Więc zgoda. Ale panie mają pierwszeństwo.
      Uśmiechnęła się uroczo.
      Nie zdejmował koszulki, bo skoro siedzieli tuż przy źródle wody, nie będzie miał problemu z umyciem jej w razie zabrudzenia. Dlatego też oboje przyjęli wygodną pozycję, po czym Kana z lekkim wahaniem zbliżyła się do niego i delikatnie wbiła kły w jego szyję. Tak jak i za pierwszym razem, gdy to zrobiła, nie mogła nadziwić się nieskończoności umysłu swojego chłopaka (!). Niemniej… Jakoś jej to nie przerażało. Wyczytała z jego serca, jak bardzo ją kocha. Nie miał żadnych wątpliwości co do związku z nią. Chciał przeżyć z nią całe życie, a ona wiedziała, że pragnie tego samego. Czegoż więcej mieliby potrzebować? Troska, jaką ją obdarzał, chęć podarowania jej wszystkiego, co tylko może… A sama krew… Tak cudownie przepyszna! Musiała wytężyć całą swoją wolę, aby się od niego oderwać. Teraz jeszcze bardziej cieszyła się z tego, że postanowili się już związać. Dzięki temu będą mogli przeżywać to wszystko dużo częściej…
      Kiedy skończyła, uśmiechnęła się do niego i wytarła łzy, które nie wiedzieć kiedy zagnieździły się w kącikach jej oczu. Co tu dużo mówić, była po prostu niesamowicie wzruszona. Nawet jeśli miała jeszcze jakieś, choćby najmniejsze, wątpliwości co do bycia razem czy jego uczuć, teraz one wszystkie zupełnie wyparowały. Opanowało ją szczęście wprost nie do opisania.
      - Twoja kolej - oznajmiła, gdy nieco się uspokoiła.
      Skinął głową i objął ją. Drżała odrobinę, bowiem nikt nigdy jej jeszcze nie gryzł. Trochę bała się nieznanego, ale z drugiej strony… Przecież to Kairen, najukochańsza osoba na świecie. Nie wyrządzi jej krzywdy większej niż trzeba.
      Miała wrażenie, że ledwo poczuła, jak się wgryzł. Jakim cudem? Czy to adrenalina albo coś takiego? Jakby nie było, skupiła się bardziej na - jakby nie patrzeć - dość intymnym kontakcie z nim aniżeli na bólu. Przymknęła oczy i zacisnęła palce na jego koszulce.
      Wzruszył się szczerością jej uczuć, jednocześnie zachwycając się smakiem jej krwi. Wiedział, że od teraz nic jej już nie zastąpi oraz że w przypadku Kanaru jest tak samo.
      Zacisnęli oto więzi, jakich nikt i nic nie będzie już w stanie przerwać.
***
      Miał nadzieję, że Misaki niczego nie pomyliła. Wydawało mu się, że znalazł się na końcu świata - dosłownie nic ciekawego tu nie było. Ot, jakaś wieś z prowizorycznym centrum, w którym znajdowało się ledwie kilka sklepów, świątynia, kilkanaście domostw… Westchnął. Czy życie w takim miejscu nie było zbyt nudne? Czy cokolwiek się tu czasem działo? Jego losy zawsze miały coś wspólnego z przygodami jego rodziców i nie tylko, a tutaj? Sielanka, nuda, nic więcej.
      Przeczesał dłonią blond włosy skrzące się w słońcu, po czym otarł pot z czoła. Zagryzł wargę, zastanawiając się, co on właściwie robi. Zwariował, prawda? Z drugiej strony… Nie, to przecież zupełnie w jego stylu! Kto miał robić głupoty, jak nie on? Pokrzepiony tą myślą, Tamaki wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie. Tuż przed sklepem spożywczym ujrzał jakąś starszą panią, którą grzecznie spytał o drogę do celu. Pomogła mu z radością i wykorzystała okazję, by porozmawiać z kimś „z zewnątrz”, opowiadając mu jakąś ciekawą historię. Gdyby nie było mu tak spieszno, pewnie również by się rozgadał, niemniej nie na to była pora! Miał zadanie do wykonania. Zadanie najważniejsze ze wszystkich, jakie miał za sobą. No, może poza ratowaniem Aiki ze szponów podwładnych Kyoujiego Katsury.
      Kiedy w końcu ujrzał jej dom, średniej wielkości, zwykły, niczym się niewyróżniający, zaczął stresować się na całego. Czy swoim najściem nie pogorszy sytuacji? Z drugiej strony - czy mogło być gorzej? Już i tak praktycznie nie mieli ze sobą kontaktu. Od początku wakacji w ogóle ze sobą nie rozmawiali, a wcześniej zachowywali się w swoim towarzystwie nie lepiej niż zombie. Żałosne… Nie, naprawdę trzeba coś z tym zrobić, tak być nie może!
      Znów nieco pokrzepiony, dziarskim krokiem ruszył ku domostwu. Przeszedł przez furtkę, podszedł do drzwi, uniósł rękę… i zastygł. Co właściwie miał powiedzieć? Jego głowę nawiedziła pustka. A tyle razy układał sobie potencjalne wypowiedzi - nie tylko swoje, ale i Aiki! O rety, to wszystko na nic? Nie, chwila, nie może się poddać. Nie, nie i jeszcze raz nie!
      Jęknął cicho, ale zebrał się na odwagę i zapukał. Przez chwilę czekał, z całych sił powstrzymując się przed obgryzaniem paznokci czy innym desperackim gestem, aż w końcu ktoś otworzył drzwi. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
      Przez chwilę Aika wyglądała na zaskoczoną, ale potem uśmiechnęła się lekko.
      - Cześć - powiedziała po prostu, dziękując w duchu za to, że z okazji urodzin postanowiła ubrać się tego dnia po ludzku. Miała na sobie dżinsy i czarny bezrękawek, nic specjalnego, ale zawsze lepsze to od wytartych dresów.
      - Ehm… Cześć - odezwał się wreszcie Tamaki. Tak bardzo się cieszył, że ją widział! Serce wywijało radosne salto, ale on chcąc nie chcąc bał się, że zaraz spadnie i jedynie zawyje z bólu.
      - Co ty tu robisz? - spytała. Dziwnie się czuła, patrząc na Tamakiego, który nie mógł znaleźć języka w gębie. Zazwyczaj to on był tym najbardziej wygadanym. Choć w sumie… Kiedy łapał swoje słynne zawieszki, nic do niego nie docierało. Jednak obecny stan był inny. Czyżby się po prostu stresował? Cóż, ona na pewno była przerażona. Niemniej od czasu wizyty Kaori i Ayi wiedziała już, że to nie czas na wahanie się. Co prawda planowała przeprowadzić tę rozmowę w Akademii, już po wakacjach, ale skoro Tamaki z jakiegoś powodu ją teraz odwiedził… Cóż, widocznie tak miało być. Przynajmniej prędzej będą mieli to z głowy.
      - No… - zawahał się, próbując przypomnieć sobie, po co przybył na to odludzie. - O! - zawołał nagle, jakby doznając olśnienia. Na jego twarzy pojawił się doskonale znany jej uśmiech. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Ai-chan! - wykrzyknął radośnie, wyciągając przed siebie całkiem zgrabnie zapakowany prezencik. Zdumiona dziewczyna podziękowała nieśmiało i przyjęła pakunek.
      - Skąd wiedziałeś? - zapytała.
      - Tajemnica! - zaśmiał się.
      - Tajemnica o imieniu Misaki? - domyśliła się, uśmiechając się cwaniacko.
      - Tu mnie masz - przyznał, z pewnym zażenowaniem patrząc na wybrankę swego licealnego serca. - Odpakujesz?
      Czuła się niezręcznie, niemniej wyglądało na to, że naprawdę mu na tym zależy. Krzyknęła do mamy, że wychodzi, po czym poprowadziła Tamakiego do niewielkiego gaju znajdującego się kilkaset metrów dalej. Nie chciała rozmawiać w domu, bo byłoby to niezręczne, ani w miejscu, w którym byliby jacykolwiek ludzie, ponieważ od razu zaczęliby gadać. Nie to było im teraz potrzebne.
      Gdy dotarli do obranego przez nią celu, Aika oparła się o drzewo i ostrożnie odpakowała prezent. Ujrzała niewielką książeczkę, ale na okładce nie dojrzała żadnego tytułu. Czyli to nie powieść. Otworzyła tomik na pierwszej stronie i przeczytała ręcznie wykaligrafowany napis. „Hunter Knight”. Zaśmiała się cicho pod nosem. Od razu skojarzyła odwołanie do „Vampire Knight”, tej części kroniki rodziny Tamakiego, w których opisane były losy jego rodziców. Tam większość spraw kręciła się wokół wampirów, Tamaki jednak był tylko i wyłącznie Łowcą, stąd zmiana w tytule z „vampire” na „hunter”. Rycerz - „knight” - pozostał bez zmian. Miała ochotę się roześmiać. Jakby nie patrzeć, od pamiętnej akcji ratunkowej Tamaki jawił jej się właśnie jako taki rycerz. Bez lśniącej zbroi, za to z lśniącymi w świetle złotymi włosami. Nie na białym rumaku, lecz biegnący jej na pomoc o własnych siłach. Pragnący nie księżniczki, lecz jej, zwykłej dziewczyny.
      Uśmiechnęła się i delikatnie pogładziła palcem tytułową stronicę. W tej chwili nie myślała o tym, że Tamaki nieśmiało i z pewnym strachem ją obserwuje. Zapomniała o całym świecie, po czym przewróciła stronę i zaczęła czytać.
      Widać było, że zamiarem Tamakiego było stworzenie czegoś w rodzaju kronik jego rodziny, niemniej jednak zdecydowanie nie miał takiego samego talentu do pisania jak zmarła kuzynka. Mimo wszystko czuć było, że włożył w to całe serce, a nieco koślawo stawiane znaki kanji dały się rozczytać bez większego problemu.
      Zaczął od chwili, w której się poznali. Niewprawnie opisał swoje uczucia, kiedy pierwszy raz ją zobaczył, kiedy zupełnie go olała i nie chciała się przedstawić. Potem przeszedł do długich miesięcy maltretowania jej o choćby chwilę uwagi. Kiedy zaś przeszedł do jej porwania, styl na swój sposób się zmienił. Zyskał na mocy, niemalże można było w nim wyczuć desperację, z jaką pragnął ją uratować. Wyznał szczerze, że gdyby nie pomoc Kairena i Akio Miyamoto, nie byłby w stanie nic zdziałać. Obnażył wszystkie swoje słabości, dzięki czemu wydał jej się nagle znacznie bliższy i prawdziwszy. Mimo iż był Łowcą, nie był wszechmocny i miał tego pełną świadomość. Nie było w nim za grosz arogancji. To, że brylował w towarzystwie i umiał sobie zjednać praktycznie każdego (no dobrze, odkąd udało mu się z nią, można już wyciąć to „praktycznie”), zawdzięczał swojemu podejściu do życia, optymizmowi, radości, uśmiechowi. Niemniej, mimo tej strony swojej natury, posiadał też inną. Tę, w której był słabym chłopakiem, bezsilnym wobec niektórych trudności.
      Powstrzymywała się od płaczu, kiedy czytała, jakie myśli nachodziły go w chwilach, gdy zdawał sobie sprawę, że ona może już nie żyć. Serce waliło jej jak oszalałe, gdy czytała opis całej akcji i wszystkiego, co wydarzyło się potem. Przypomniała sobie, jak w kronikach czytała, że wampiry, pijąc krew, potrafiły wyczuć emocje „ofiary”. Miała wrażenie, iż oto czuje się podobnie. Dzięki tym gryzmołom Tamakiego była w stanie poznać go od strony, której nie pokazywał każdemu. Pewnie miałby trudności w wyrażeniu tego wszystkiego w mowie, więc postanowił to spisać, mimo braku większego talentu w tej dziedzinie. Podejrzewała, że kolejnym powodem był fakt, iż była molem książkowym, a on doskonale o tym wiedział. Pamiętał też, jakie wrażenie wywarła na niej kronika jego zwariowanej rodziny.
      Czytając, zdała sobie też sprawę z tego, że Tamaki nie ma pojęcia o tym, że została odwiedzona przez jego matkę i ciocię. Może to i lepiej, przeszło jej przez myśl.
      Książeczka zakończyła się w momencie, w którym „dzielny główny bohater, Tamaki Kiryuu” stanął przed drzwiami domu swojej wybranki, w duchu postanawiając sobie, że tym razem oboje muszą sobie wszystko wyjaśnić.
      Zrozumiała, że ciąg dalszy musi zapisać własnoręcznie.
      Wzięła głębszy oddech i cichutko zamknęła książeczkę. Siła ciszy nie przygniatała jej. Potrzebowała chwili, by przyswoić sobie nowe informacje - te, które jeszcze niedawno leżały zagrzebane na dnie serca blondyna stojącego z niepewną miną naprzeciwko niej.
      - I co powiesz? - spytał nieśmiało, kiedy nabrał przekonania, że Aika skończyła czytać i orientować się w sytuacji. O rety, czy kiedykolwiek stresował się bardziej niż w tym momencie? Czy to miała być chwila prawdy?
      - Jesteś wredny, wiesz? - odezwała się, patrząc mu odważnie w oczy. Zatkało go. Czego jak czego, ale takiej wypowiedzi się nie spodziewał. Niczym dziecko płochliwie rozejrzał się dookoła, po czym, nikogo innego nie widząc, wskazał na siebie i wysłał dziewczynie pytające spojrzenie. - Tak, właśnie ty, Tamaki - odpowiedziała na niego nieme pytanie. - Wlazłeś z buciorami do mojego życia, nawet nie pytając o zgodę. To wredne, nie uważasz?
      - Eee… - zdołał tylko wydukać, nadal jakby sparaliżowany.
      - A wiesz, co denerwuje mnie jeszcze bardziej? - zapytała, ale nim zdołał choćby to przemyśleć, sama odpowiedziała. - To, że na swój sposób jestem ci za to wdzięczna. Żyłam jak w jakiejś ponurej jaskini, nie mając pojęcia o tym, że wystarczy uczynić kilka kroków ku nieznanemu, by odkryć świat pełen ciepła i barw. Z jednej strony do dziś zapiera mi to dech w piersiach, ale z drugiej… To nie takie proste. Jak już mówiłam, ten kolorowy świat jest twój. A ja… Ja powinnam tkwić w jaskini do końca moich dni. Tymczasem ty wszedłeś sobie do niej jak gdyby nigdy nic i z uporem ciągniesz mnie ku wyjściu. Sęk w tym, że wszystko jest tak strasznie pokręcone, że sama już nie wiem, w co wierzyć, w kogo wierzyć… - zawahała się na moment, więc Tamaki, nieoczekiwanie czując przypływ pewności siebie i magicznego spokoju, wykorzystał ten moment, by z delikatnym uśmiechem podejść do niej i ująć jej ręce, w których nadal trzymała książeczkę. Zdziwiona lekko, uniosła głowę i… zwyczajnie utonęła w jego lawendowych oczach.
      - Po prostu uwierz we mnie - poprosił. W jego tonie czuć było zarówno łagodność, jak i dziwną, nie do końca możliwą do zidentyfikowania siłę. - Wprowadzę cię do „mojego” świata i uczynię go twoim. Pokażę ci, jak piękne i wesołe może być życie, tylko mi na to pozwól - powiedział cicho i ze spokojem. Już się nie bał. Wyraźnie widział drogę, jaką powinien podążyć i nie miał wątpliwości, iż jego powinnością jest wyrwanie Aiki z jej „ponurej jaskini”. Któż inny miałby to zrobić? Tylko on był do tego zdolny, wiedział to doskonale.
      Przez chwilę milczeli. Tamaki z opanowaniem godnym Kairena wpatrywał się w oliwkowe oczy wybranki, dostrzegając w nich odpowiedzi na najbardziej dręczące go pytania.
      Już dobrze. Teraz już jest dobrze. Sytuacja sprzed wakacji się nie powtórzy.
      - Naprawdę to zrobisz? - spytała wreszcie drżącym głosem. - Obiecujesz?
      Uśmiechnął się troskliwie, po czym, ku jej zdumieniu, ukląkł na jedno kolano, przyłożył swoją prawą dłoń do serca i przysiągł z całą powagą, że zrobi dla niej wszystko.
      Nie wytrzymała i roześmiała się. „Wariat!”, powtarzała tylko, chichocząc radośnie. Już po chwili śmiali się oboje. Spłynęła na nich odświeżająca ulga. Nagle zmartwienia jakoś tajemniczo zmalały, straciły na wadze, zostały niemalże zupełnie zapomniane. Aika odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na fragmenty błękitnego nieba widoczne pomiędzy gałęziami i listowiem drzew. Tak… Jeśli tak miało wyglądać jej życie - niekoniecznie bez przerwy, ale chociaż do czasu do czasu - chyba jednak warto zaryzykować. Jak mawiają, podobno lepiej żałować czegoś, co się zrobiło niż tego, czego się nie zrobiło. Postanowiła zaufać osobie, która wymyśliła ten jakże głęboki tekst i, co ważniejsze, temu blond wariatowi, z którym tu teraz stała. Co z tego będzie? Nie miała pojęcia. Ale przecież do odważnych świat należy. Poza tym… Te całe motyle w brzuchu nagle wydały jej się całkiem przyjemnym uczuciem.
      Wróciła do normalnej pozycji i ze zdziwieniem zauważyła promienną twarz Tamakiego tuż przed swoją. Nim zdążyła zorientować się, co się właściwie dzieje, poczuła na swoich ustach jego wargi. Zastygła w bezruchu, nie do końca mogąc rozeznać się w sytuacji albo po prostu w nią nie wierząc.
      Nagle chłopak odsunął się od niej niczym oparzony i zakrył ręką usta. Był czerwony jak burak i gdyby nie to, że była w ciężkim szoku, roześmiałaby się porządnie na ten widok.
      - Przepraszam! - wykrzyknął przerażony. - Ja, ja… O rety! Proszę, nie gniewaj się na mnie, nie wiem, jak to wyszło, tak jakoś… - plątał się tak jeszcze przez kilka sekund, ale do niej ledwo docierały te słowa bez ładu i składu.
      - Och, zamknij się wreszcie - rzuciła, nawet tego nie przemyślawszy. Właściwie w ogóle nie była w stanie logicznie myśleć. Znajdowała się w jakimś szalonym stanie, o jakim wcześniej jedynie czytała. Miała ochotę się z tego powodu roześmiać. Spojrzała na Tamakiego, nadal zarumienionego i przestraszonego. Widać było, że zrobił to zupełnie nieumyślnie. Pokierowało nim „coś”, czemu nie potrafił się sprzeciwić. A ona… Z zaskoczeniem zauważyła, że wcale nie jest zła. Zgoda, nie do końca w taki sposób wyobrażała sobie swój pierwszy pocałunek, ale, do licha, kogo to obchodzi? Było całkiem przyjemnie, musiała to przyznać przed samą sobą, acz naturalnie nie zamierzała dzielić się tym odkryciem z Tamakim. Nie planowała też żadnych większych wyznań miłosnych czy czegokolwiek w tym rodzaju. Już jest dobrze, prawda?
      - Nie jesteś zła? - chciał się upewnić z miną szczeniaka, niepewnego, czy dostanie karę za zbrojenie czegoś.
      Pokręciła przecząco głową, ale nie byłaby sobą, gdyby nie dodała, że to ma się więcej nie powtórzyć. W istocie właściwie nie miałaby chyba ku temu większych obiekcji. Jejku, co się z nią stało? Co ten blondas z nią zrobił? Och, jeszcze za to zapłaci. Nie wiedziała jak, ale coś kiedyś na pewno wymyśli. Da mu tak popalić, że się biedak nie pozbiera!
      - Chodź, zrobię ci chociaż herbaty czy coś - rzuciła, ruszając w kierunku domu i po drodze łapiąc Tamakiego za rękę. Bezbłędnie wyczuła jego błyszczące się ze szczęścia i podniecenia oczy. Nie musiała być też wampirem, by domyślić się, że jego serce, zupełnie tak jak jej, porządnie przyspieszyło. - Nie sądzę, byś planował tu nocować, więc musisz trochę odpocząć przed powrotem do siebie.
      - Wiesz, nie miałbym nic przeciwko zostania tu do końca tygodnia, ale rodzice by mnie za to zabili - rzucił swobodnie, szczerząc zęby i zrównując się z nią. Natychmiast oberwał kuksańca w bok.
      - Pajac jeden - mruknęła, uśmiechając się pod nosem. Wakacje trwają właśnie do końca tygodnia, potem znów się zobaczą. Wrócą do Akademii Kurosu, pełni energii do życia, popędzani marzeniami i gotowi na nowe wyzwania. - Właź - zaprosiła go do środka, mając nadzieję, że matka zdążyła już wyjść do pracy. Oczywiście jej pragnienia się nie ziściły i ledwie zamknęła drzwi, a Tamaki rzucił ciche „Ojamashimasu”, gdy z salonu wyszła ubrana już do pracy Hikari Akayama. Ze zdziwieniem uniosła jedną brew.
      Tamaki spanikował z powodu tej nie do końca spodziewanej sytuacji i bezładnie zaczął się przedstawiać.
      Hikari uśmiechnęła się i również się przedstawiła, dodając, że bardzo miło go poznać. Wyglądał na porządnego chłopaka, od razu jej się spodobał. Z kimś jej się skojarzył… Chwila, moment! Czy nie był przypadkiem podobny do jednej z nauczycielek Aiki, które pojawiły się tu kilka tygodni temu? Tak, tak, zdecydowanie! Wypisz, wymaluj ta blondynka! Czy to możliwe, że był jej młodszym bratem? Swoją drogą, z jakiegoś powodu idealnie współgrał z jej córeczką!
      - Aika, czyżbyś wreszcie znalazła sobie chłopaka? - zapytała, wiedząc, że zaraz czeka ją wybuch córki i wrzaski w stylu „To nie jest mój chłopak! Oszalałaś, mamo?! To tylko mój kolega, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego! Do licha, nie dla mnie jakieś romanse!”, ale, ku jej bezbrzeżnemu zdumieniu, tak się nie stało.
      - Na to wygląda - mruknęła tylko pod nosem, a na jej policzki wpełzły rumieńce. Trudno byłoby określić, kto przeżył większy szok - Hikari czy Tamaki, który z rozdziawioną buzią patrzył na Aikę, która, niezdolna do tego, by spojrzeć komuś w oczy, z zapałem i udawanym skupieniem wzięła się za ściąganie butów. Tamakiemu oczy znów się zaświeciły i byłby popłakał się ze szczęścia, gdyby nie to, że przebywał w towarzystwie dwóch dam. Szybko ściągnął obuwie i wylazł z genkanu, by dopaść Hikari i już z całą pewnością siebie i w blasku własnej chwały zacząć na porządnie jej się przedstawiać i streszczając jej połowę swojego życia. Jego słowotok musiała w końcu przerwać Aika, która z politowaniem zwróciła mamie uwagę, że jak tak dalej pójdzie, to spóźni się do pracy. Wówczas z kolei Kiryuu zaczął przepraszać za to, że się tak rozgadał, ale koniec końców Hikari udało się wyjść z domu.
      - Jesteś nienormalny. - Aika z bezradnie rozłożonymi rękoma pokręciła głową.
      - Twoja mama jest taka miła! - zawołał z uśmiechem. - Oprowadzisz mnie? - zapytał, podniecony tym, że obejrzy dom SWOJEJ DZIEWCZYNY (wszak sama to przyznała, czyż nie?).
      - Jasne - odparła bez zastanowienia, prowadząc go do kuchni. - Nie, chwila! - Zatrzymała się nagle, przez co wpadł na jej plecy. - Nie oprowadzę cię, mam bałagan, nie spodziewałam się ciebie - zaczęła się tłumaczyć.
      - E tam, u mnie też zazwyczaj jest bajzel. No, chyba że akurat babcia zarządzi sprzątanie. Albo sama posprząta. Mniejsza z tym. Wiesz, co ci powiem?
      Znów się rozgadał, a ona zajęła się przygotowywaniem herbaty. Właściwie praktycznie nie miała pojęcia, o czym Tamaki mówi. Skojarzyło jej się to z bezmyślną paplaniną jego matki.
      Uśmiechnęła się delikatnie. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

      Jakąś godzinę później, nie mogąc już znieść bezładnej gadaniny Tamakiego, uległa i pokazała mu dom oraz ogród. Największe opory miała przed wpuszczeniem go do swojego pokoju, próbując przypomnieć sobie, czy gdzieś na łóżku lub podłodze nie walają się przypadkiem jej ubrania lub, jeszcze gorzej, bielizna. Ostatecznie kazała Kiryuu poczekać przed drzwiami, po czym wpadła do swojej sypialni i rozgorączkowana poczęła wciskać wszystko, co się dało, do szaf i szuflad. Uznawszy, że nic więcej już nie zdziała, zaprosiła go wreszcie do środka. Rozanielony Tamaki zachwycał się dosłownie wszystkim, jak gdyby wszedł nie do najzwyklejszego pokoju, lecz co najmniej do raju.
      - Ale masz dużo książek! - zawołał. - Właśnie tego się spodziewałem!
      - Tak, no cóż, lubię czytać, to gdy się da, kupuję książki, a i od innych też zazwyczaj dostaję coś do poczytania - odparła, bacznie obserwując chłopaka stojącego przy jej regale wypełnionym różnego rodzaju powieściami. Nie mogła pojąć, z czego on się tak głupio cieszy, ale musiała przyznać, że dzięki temu jakoś mniej się stresuje i sama ma ochotę się roześmiać. Przeszło jej przez myśl, że Tamaki już dotrzymuje obietnicy. Ledwie przyszedł, a już zdążył lekko podkolorować jej ponury świat. Uśmiechnęła się pod nosem.
      - Wiesz, co mnie zastanawia? - zapytał, nagle się do niej odwracając i spoglądając jej w oczy. - Do szczególnie lubujących porządek to ty nie należysz, ale w waszym pokoju w akademiku zawsze niemal lśni. Jak to możliwe?
      Zgłupiała na chwilę, spodziewając się jakiegoś poważnego pytania z jego strony, biorąc pod uwagę rodzaj spojrzenia, jakim ją obdarzał.
      - Misaki nie lubi bałaganu, więc staram się go nie robić - wyjaśniła, próbując powstrzymać się przed wybuchnięciem śmiechem.
      Z powagą i zrozumieniem pokiwał głową. Najwidoczniej nie mogąc już wytrzymać, Aika wydała z siebie cichy pisk zwiastujący napad śmiechu. Tamaki zerknął na nią, co skutecznie rozluźniło hamulce i w rezultacie oboje zaczęli chichotać. Nie do końca wiedzieli dlaczego, po prostu z jakiegoś powodu było im strasznie wesoło. Aika nie zauważyła momentu, w którym znalazła się w ramionach Tamakiego, ale kiedy już zorientowała się, że w nich tkwi, zdała sobie sprawę z tego, że chciałaby w nich zostać do końca życia. Dlaczego było jej tak dobrze? Czy to dowód na to, że faktycznie na zabój zakochała się w Kiryuu oraz że podjęła słuszną decyzję? Cóż, pewnie tak… Uśmiechnęła się i mocniej wtuliła w chłopaka. Poczuła na głowie jego policzek. Och, ileż to razy czytała o podobnych sytuacjach i ileż to razy widziała takie we snach! Tymczasem to działo się naprawdę - i to z jej udziałem. Niesamowite…
      Podskoczyli jak oparzeni, gdy usłyszeli, że ktoś wszedł do domu. Aika natychmiast odsunęła się od Tamakiego i nagle poczuła się okropnie niezręcznie. On zresztą również. W jego oczach ujrzała też lekki strach.
      - Pewnie tata wrócił - powiedziała cicho. Przełknął ślinę i potaknął.
      - Ehm… Jaki on jest? Jak mam się zachować? - pytał szeptem, poważnie zaniepokojony. Co za stresująca sytuacja! Co prawda z matką Aiki poszło dobrze, ale co będzie z ojcem, tego nie wiedział i chcąc nie chcąc się bał.
      - Postaram się tym zająć. Po prostu bądź sobą - mruknęła. Ledwie wypowiedziała te słowa, gdy oboje usłyszeli krzyk z parteru.
      - AIKA!
      Wzięła głęboki oddech i zbiegła na dół.
      - Cześć, tato - zdążyła powiedzieć, zanim Seishin Akayama jej przerwał.
      - Mogę wiedzieć, czyje to buty? Zwariowałaś? Wpuszczać chłopaka do domu, kiedy jesteś sama? - Trudno orzec, czy wyglądał bardziej na złego, czy też na zaniepokojonego. W każdym razie pewne było, iż zupełnie nie spodziewał się czegoś takiego. Wielkie nieba, skoro jego córka zaczęła zadawać się z chłopakami, to chyba świat miał się ku końcowi! Od dziecka traktowała płeć brzydką jako obywateli drugiej kategorii, idiotów myślących tylko o jednym i tyle. Co więc miały znaczyć te buty, które zauważył od razu, gdy wszedł do środka? Zmarszczył brwi i lekko potarł skroń, na którą opadało kilka kosmyków ciemnobrązowych, niemal czarnych włosów. Powinien je wreszcie ściąć… Ale zaraz, nie o tym powinien teraz myśleć! Utkwił baczne spojrzenie brązowych oczu w swoim jedynym dziecku, które wyrosło zdecydowanie szybciej niż by sobie tego życzył.
      - Spokojnie, Tamakiemu można zaufać - rzekła, siląc się na opanowany ton. Uśmiechnęła się lekko, choć normalnie raczej tego nie robiła. Zresztą tak samo jak stojący przed nią mężczyzna. Pod paroma względami bardzo go przypominała, choć najbardziej podobna była do jego ojca, a swojego dziadka. Niestety, zmarł przed paru laty, ale jej do dziś powtarzano, że jest niemalże jego żeńską kopią. - Jest okropnie denerwujący, ale niegroźny, zapewniam - dodała jeszcze. Twarz Seishina jakby złagodniała. Co jak co, ale Aice można było ufać. Ona nie robiła głupot. - Odwiedził mnie, by osobiście złożyć mi życzenia.
      - Ach, rozumiem - odparł, a po jego twarzy przemknął cień uśmiechu. - No to może mi go przedstawisz? - zaproponował. Skinęła głową i już chciała go zawołać, gdy tata położył jej dłoń na ramieniu i szepnął niemal konspiracyjnym tonem: - Mam nadzieję, że to nic poważnego?
      - Tato, skończyłam siedemnaście lat, chyba mam prawo mieć chłopaka? - spytała, dzielnie wypowiadając się spokojnym głosem, choć w istocie była zestresowana i speszona na całego.
      Skrzywił się, ale niechętnie przyznał jej rację. Nie mógł prawić jej morałów, jakby nie patrzeć, on i Hikari zaczęli ze sobą chodzić, kiedy byli w liceum, czyli mniej więcej w wieku Aiki. Westchnął cicho, smucąc się na myśl, że jego mała córeczka tak już dojrzała.
      Kilka minut później był już zasypywany opowieściami Tamakiego Kiryuu. Zupełnie nie ogarniał tego chłopaka, niemniej wyglądało na to, że Aika miała rację - faktycznie był niegroźny. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, by mógł zrobić coś, co nie spodobałoby się jemu, Hikari czy samej Aice.

      Odetchnął z ulgą, po czym postarał się skupić na chaotycznej - przynajmniej według niego - paplaninie… „kolegi” Aiki.



Kolejny rozdział ->



***
      Jako iż dzisiaj Wielkanoc, postanowiłyśmy z lekkim wyprzedzeniem dodać rozdział. Ogólnie rzecz biorąc ten i następny miały być jednym, ale po raz n-ty wyszedł za długi i tak powstały dwa. To znaczy… Żeby nie było, tamten jeszcze nie jest dokończony, ale istnieje duża szansa, że uda się go napisać już jutro.
      Serdecznie dziękujemy Kiran, Karo i Oli za komentarze. (No dobra, Suzu też za tę… zapowiedź komentarza. xD) Dzisiejszy rozdział ze względów fabularnych chciałybyśmy zadedykować Suzu i Andzikowi. Ponadto dedykacja trafia jeszcze do Oli, która ponoć jest już z nami od roku, lecz dopiero teraz zdecydowała się napisać parę słów - żywimy nadzieję, że jeszcze się odezwiesz, Olu, i oczywiście że zostaniesz z nami do końca! :)
      Pozdrawiamy Was gorąco i życzymy wesołego Alleluja!

13 komentarzy:

  1. No siema, jestem pierwsza!!! ;D
    Moja notka będzie krótka, bo jestem wykończona po wizycie u dziadków ;)

    To tak: cukier lukier wylewający się z ekranu, Kairen i Kana nareszcie są razem!!!!! Nie wierzę! :D Jaram się, awwwww... Scenka picia krwi też była bardzo uczuciowa ^^
    *Mam prośbę dodajcie też taką scenkę gryzienia do Ayi i Zera, dawno tego nie było (tak, Chloe jest porąbana)
    Tamaki i Aika, Ci dwoje też są razem? Dobry Boże, nie wierzyłam, że to nastąpi! Serio, podniosło mi to poziom cukru ^^
    Reakcja ojca Aiki była genialna, taka typowa dla tatusiów, którzy nagle dostrzegają w córkach nie dziewczynki tylko młode kobiety. To takie urocze ;)
    Uuu... Kaori się wkurzyła. Mam nadzieję, że Hana szybko się ogarnie po tej całej sytuacji... :/ Suzaku już dostał nauczkę, teraz pora na przebaczenie T.T A Zero powinien ją przywrócić do pracy w Związku. W obecnej chwili każdy Łowca jest na wagę złota i nie można sobie pozwolić na zawieszenie któregoś. Amen.
    Podsumowując: rozdział (jak zwykle) udany, ociekający słodyczą.

    Życzę weny, czasu na tworzenie i Wesołego Alleluja (troszkę spóźnione, ale w 100% szczere!)

    Pozdrawiam
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje! xD
      No ja się nie dziwię, jak można nie być wykończonym o tej porze? :P

      Cieszę się, że się cieszysz. ^^ A scenka gryzu-gryzu Ayi&Zero była jakiś czas temu... W "Złotowłosie". *patrzy na datę publikacji* O rety, wieki temu! :o Tak mało piszemy przez te studia! ;(

      Dziękujemy za odwiedziny, miłe słowa i życzenia! ^^

      Usuń
  2. Ale miły prezent na święta mi sprawiłyście! Wczoraj rano jak tylko się obudziłam i sprawdziłam w telefonie nowe powiadomienia i patrze, nowy rozdział! xD od razu go przeczytałam, ale komentuje teraz bo wczoraj cały dzień gości miałam. xD
    Także od początku. Najpierw scena w rodzinie Kao. Zdecydowanie mi się jej część rodziny kojarzy z takimi fajny więziami rodzinnymi, w końcu ich rodzina jest wielka. Naprawdę sceny z nimi potrafią cieszyć oko. Zawsze kiedy Kao mówi o bliźniaczych sekretach Hany i Keia to nie wiem czemu, ale ta dwójka trochę kojarzy mi się z Zero i Ichiru i tym domkiem na plaży xD może dlatego, że to i to to bliźniaki? Ha, na pewno o to chodzi.
    W ogóle, kiedy Zero rozmawiał z Ayą, to w sumie dobrze, że się nie domyślił o tym przespaniu, o co chodziło. Ja nigdy w życiu bym nie chciała abyś ktoś dowiedział się o czymś takim gdybym była na miejscu Hany. Mam nadzieję, że niedługo znowu będzie sobą i pogodzi się z Suzaku. W ogóle Aya kiedy powiedziała, że serce Suzaku już wybrało to mi to daję taką niesamowitą nadzieję *_* Z tej iskierki nadziei może powstać wielki ogień, ale jeśli go zgasicie to może mnie to zniszczyć - tak tylko ostrzegam XDDD
    No i powiem wam, że naprawdę brakowało mi Kaia. Uwielbiam go, jest taki cudowny. I jego scena z Kaną była taka urocza. Rany, jak ja kocham miłość. *-* Kana i Kai to dwa takie słodziaki. :3
    No i muszę się pochwalić, ze coraz bardziej przekonuje się co do Aiki. Z rozdziału na rozdział. :D Mam coś z czym się z nią utożsamiam - chodzi o chodzeniu w dresie po domu. Nie ma nic lepszego jak stary dobry dres :D W ogóle Tamaki też uroczy. Pojechał specjalnie do Aiki by wręczyć jej prezent, no kochany! :3 I dobrze, że ona w końcu się ogarnęła i są już razem.
    W tym rozdziale tyle słodyczy, że coś czuje, że coś się święci i to jest aby uśpić naszą czujność- czujność czytelników. Od razu przy tym myślę: O boże, błagam tylko żeby nikt nie umarł XDDD Nawet boję się cieszyć dobrymi rzeczami, bo myślę, że zaraz coś się złego stanie ;-; XD
    Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że "prezent" się spodobał. xD
      W sumie całe nasze opowiadanie przesiąka wszelkiego rodzaju więzami rodzinnymi. Uwielbiamy to. ^^
      Wątek Hany i Suzaku dopiero się rozwija. xD Cierpliwości. xD
      Kai i Kana tak ociekają słodyczą, że bałam się, iż czytelnicy od tego padną. ^^' Ale co ja poradzę, oni są do tego stworzeni! Q.Q
      Cieszę się bardzo, że przekonujesz się do Aiki. Ja tam lubię ją od początku, bo to postać zdecydowanie w moim stylu. xD A co do dresów, to ja też je uwielbiam i po domu chodzę ubrana jak wieśniak, więc... stąd się to wzięło. xD
      Cóóóóż... Wiecznie kolorowo być nie może, nie? xD
      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. OMATKOŚWIĘTANOWYROZDZIAŁSŁODKOKOTKISZCZENIACZKILUKIERBABECZKI!!
    *________*
    Od dziś ten rozdział staje się moim ulubionym! Tak pozytywnej notki jeszcze nie było na tym blogu! (Pewnie była, ale ta ją przebija xdd)

    Hm, chciałabym, żeby Hana powiedziała swojej mamie o tym, co zaszło między nią a Suzaku. Chociaż Kao - w porywie wściekłości - mogłaby posłać Shoutou do piachu O,o

    O jaaaa, Kanaru i Kairen są tacy... nie wiem jacy xd. Słowo "słodcy" mi tu nie pasuje, tak samo jak "rozkoszni", czy "uroczy". To nie jest taka sama miłość, co u Tamakiego i Aiki (do tego przejdziemy zaraz ^^). W ich uczuciu dominuje wrażenie dojrzałości, może lekkiego dramatyzmu, ale tylko leciutkiego.

    Matko Święta, scena Aika&Tamaki tak mnie urzekła, że prawie spadłam z fotela i chichrałam się jak głupia z uciechy xd Po tylu bólach i płaczach NARESZCIE zaczęli ze sobą chodzić! Ludzie, to wiekowa chwila, przełom! Czekam jeszcze na jakieś całuski i przytulaski z ich strony, bo takie rzeczy w wykonaniu tej dwójki są słodziachne x3 Reakcja obojga rodziców Aiki była świetna! A tatusia już zwłaszcza ^^

    No cóż, czekam na kolejny rozdział i rozwiązanie niektórych spraw. Na przykład skomplikowanych relacji na linii Hanashi&Suzaku&Shouta. Jakoś tak to bardziej Hanadagi zyskał moją przychylność i choć rozumiem niepokój rodziny Hany, to jednak nieco mnie irytują. W końcu Hana jest dorosła i sama decyduje z kim się zadaje, prawda?

    No nic, dużo weny życzę i czasu na jakiś odpoczynek. Czytałam, że masz ostatnio ciężko, Aya. Oby Ci nieco popuścili! ^^

    Shōri

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja oczywiście spóźniona :( Mam nadzieje moje drogie, że w święta trochę wypoczełyście ? ;)
    Pisze na telefonie wiec zjak za ewentualne błędy przepraszam :D
    Jadłam czekoladę czytając rozdział i zastanawiałam się co jest słodsze... wyszło, że rozdział ;)
    Tyle miłości dawno nie widziałam! (Czytałam ^^) tylko ta kłótnia z Haną i jej zawieszenie.... no ale to nawet dobrze, bo by było za słodko ;) a znając ją to szybko wróci do pracy. Karen ♡ muach ! Zazdroszczę Kanie ;) Przepraszam że piszę dopiero teraz, ale dopiero co wróciłam od...ee... mojego chłopaka? ( Skąplikowane :/ ) no ale mniejsza z tym ;)
    Obiecuje, że od teraz będę się regularnie odzywać!
    Życzę weny i czekam na NEXT ! :D
    Olaaaa ^^
    P.S. czytam rozdział, mój brat wchodzi do pokoju i czyta ze mną. Po chwili : "Nie wiem o co biega, ale fajnie ktoś pisze " Hahaha !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jaka tam spóźniona! Grunt, że piszesz! ^^
      Podziwiam Was, czytelników, za to, że nie umarliście od słodyczy w tym rozdziale. xD
      Ojojki, jak miło! Trzymam Cię za słowo! :D

      Hahah, to może zaproś go do naszego zacnego grona? xD Za czasów VK miałyśmy kilku czytelników-chłopców, ale teraz, jeśli takowi są, to dobrze się kryją. ^^' Pozdrów brata! :D

      Usuń
  5. Hey. Jestem ostatnio trochę zaganiana i nie mam czasu nawet wejść na fb, a już o blogu nie wspominając! Proszę o wybaczenie, ale przeczytam w wolnej chwili.
    Pozdro!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, rozdział nie zając, nie ucieknie. ;)
      Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  6. Rozdział super jak zawsze czekam na nexta i przesyłam dużo weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy serdecznie i witamy. Zachęcam w imieniu swoim i siostry do częstszego odzywania się! Będzie nam bardzo miło ;)

      Usuń
  7. Uff... Już!

    Ten rozdział był taki słoooodki! Najwięcej w nim było romantycznych uniesień, które wprost kocham! Oczywiście, cieniem na całość kładła się sprawa Hany i Suzaku... Ale oni w końcu też muszą się z sobą dogadać!
    Przecież Tamakiemu i Aice się udało! Ah jakie to było cuuudowne! Po prostu wspaniałe! Wstrzymywałam oddech co chwilę ze zdenerwowania! Mmm... Byli tacy uroczy, słodcy i w ogóle, że myślę iż na jakiś czas musze przestać jeść czekoladę-zasłodziłyście mnie Tamakim i Aiką xD

    Kairen i Kanaru też mieli swój super słodki epizod. Tyle że to picie krwi było takie... erotyczne. O ile można o tym mówić w przypadku spokojnego, opanowanego, zachowawczego dżentelmena jakim jest Kairen, i nieśmiałej, niewinnej Kanaru... Cóż, ale moim zdaniem picie krwi jest intymne jak diabli, i cholernie erotyczne... Hm...

    Shori chan napisała, że cytuję "Chociaż Kao - w przypływie wściekłości - mogłaby posłać Shoutou do piachu" Muszę się zgodzić - Kaori jest nieobliczalna (zupełnie jak jej córka... ) Poza tym Suzaku i Hana - gdzie oni są? Chętnie bym o nich poczytała! Zwłaszcza, że sprawy się między nimi nie wyjaśniły.
    No i nasz mrrrroczny Shouta... Eh... Ten trójkąt mnie męczy. I co się stanie z Shoutą?
    W ogóle- to chyba rewolucja przerwie nam romantyczność, słodkość itepe i zacznie się walka, wojna, zabijanie i wszystko to co z wojnami związane... Więc pewnie jeszcze długo sprawa Hany&Suzaku&Shouty się nie wyjaśni... Nad czym bardzo ubolewam.

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Nie ma za co - z przyjemnością czyta się Wasze opowiadanie (które mogłoby być całkiem pokaźnych rozmiarów książką! o.O)

      Usuń