Strony

sobota, 16 kwietnia 2016

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział I - „Nocna Klasa Akademii Kurosu”

      - Witamy! - krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha mężczyzna. Ubrany w staromodny płaszcz, wyglądał nieco dziwacznie i zdawał się być bardzo oryginalnym jegomościem. Miał długie włosy słomianego koloru, które spiął z tyłu w luźny kucyk. Wesołe miodowe oczy wyglądały zza owalnych okularów. Musiał mieć ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, więc górował nad przybyszkami o przeszło dwadzieścia centymetrów, żadna z nich bowiem do wysokich nie należała. - Jestem Kaien Kurosu, dyrektor Akademii, do której od dziś należycie! - Z jakiegoś powodu wydawał się wielce ucieszony z tego faktu. Czy on zawsze miał w sobie tyle energii?
      - Cześć! - przywitała się stojąca obok niego szatynka. Jej nieułożone w żaden sposób włosy sięgały ramion okrytych czerwonym płaszczykiem. - Mam na imię Yūki. - Ona również sprawiała wrażenie dość żywiołowej, ale, w przeciwieństwie do dyrektora, nieszczególnie rozgarniętej. O ile w jego oczach dostrzec można było nieprzeciętną inteligencję - choć skrzętnie skrywaną za maską wesołości i niepozorności - w jej wielkich, przypominających spodki brązowych oczach próżno było szukać przejawów bystrości.
      Siostry spojrzały na siebie. Śnieżnobiała cera wyższej idealnie współgrała z jej prostymi, gęstymi, kruczoczarnymi włosami sięgającymi pasa. Przydługa nieco grzywka opadała na piękne, ale jakby przygaszone szare oczy, często przesłaniane firanką rzęs, których zazdrościła jej niejedna dziewczyna. Ubrana była w zwykłe czarne rurki i granatowy płaszcz. Połowę twarzy schowała w szarym szaliku. Sprawiała wrażenie nieco zagubionej i niepewnej siebie. Nie lubiła tego typu sytuacji; poznawanie nowych miejsc i ludzi nigdy nie sprawiało, by czuła się dobrze.
      Druga była całkowitym przeciwieństwem tamtej - na jej ustach widniał promienny uśmiech, a niebieskie jak niebo oczy lśniły z zachwytu. Miała świetną figurę, a na jej głowie panował artystyczny nieład, mimo iż jej gęste blond włosy - po rozpuszczeniu sięgające za łopatki - były spięte. Ubrana w beżowy płaszczyk przykrywający wszystko poza długimi, odzianymi w czarne rajstopy i szarą, niesięgającą kolan spódniczkę nogi, wyglądała naprawdę nieźle. Na pierwszy rzut oka widać było, iż nie narzeka na brak pewności siebie czy niską samoocenę. Biła od niej radość życia, ale w zupełnie inny sposób niż u Kaiena czy Yūki.
      - Ty to pewnie Aya Mitsui-san, prawda? - zagadnął do wyższej dyrektor. Aya skinęła głową. Szara wełniana czapka ledwo zauważalnie zsunęła jej się na czoło. - Więc ty to Kaori Mitsui-san, czyż nie? - zwrócił się do niższej.
      - Dokładnie - oznajmiła, wciąż się uśmiechając.
      - Miło nam pana poznać, dyrektorze - wyrecytowała formalną formułkę Aya, po czym nisko pokłoniła się Kaienowi. To samo szybko uczyniła Kaori. - I ciebie… - Aya zdała sobie sprawę, że Yūki uraczyła je tylko swoim imieniem, czego normalnie się nie robiło.
      - Ach, Yūki Kurosu - zreflektowała się dziewczyna. Może nie podała wcześniej nazwiska, bo z jakiegoś powodu było identyczne jak dyrektora, więc wydawało jej się to oczywiste? Niemniej naturalnym przecież było, że nowe uczennice nie mogą o tym wiedzieć. Aya westchnęła w duchu, zastanawiając się, dokąd ten świat zmierza.
      - … Kurosu-san - dokończyła wreszcie, po czym wraz z siostrą skinęła jej głową.
      - Wyglądacie na zdziwione - zaśmiał się dyrektor. - To moja córka - wyjaśnił zadowolony.
      - Adoptowana - mruknęła pod nosem Yūki. To wiele wyjaśnia, pomyślała z przekąsem Aya.
      - Szczegóły, szczegóły! - zbagatelizował sprawę dyrektor, po czym zaczął rozglądać się dookoła, jakby kogoś szukał.
      Wzrok Ayi niekontrolowanie padł na tablicę z nazwą miasteczka - a właściwie jej brakiem. Mumei[1], dobre sobie… Ten, kto to wymyślił, miał nietuzinkowe poczucie humoru. Z jakiegoś powodu Aya miała wrażenie, że cała ta sprawa z nagłym przeniesieniem jej i Kao zakrawa o groteskę. Kto normalny ot tak sobie - i to na ledwie dwa miesiące przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego - zostaje przyjęty do prestiżowej Akademii Kurosu, do której sam z siebie nawet nie aplikował? Ayi zdecydowanie coś tu nie pasowało, dlatego niechętnie przystała na decyzję o zmianie szkoły. Nie żeby była przywiązana do poprzedniej. Szczerze mówiąc, poza przybraną matką, Reiko Mitsui, którą zostawiła w mieście Kanuma w prefekturze Tochigi, tęsknić będzie tylko za jedną koleżanką z klasy - Otsune Umari. Jedynie z nią dało się porządnie porozmawiać - głównie o książkach, obie należały bowiem do klubu literackiego. Reszta szkolnych znajomych niewarta była jakiegokolwiek zainteresowania z jej strony.
      Inaczej rzecz przedstawiała się z Kaori. W przeciwieństwie do Ayi, lubiła być w centrum uwagi i była bardzo towarzyską osobą. Udzielała się w klubie tanecznym, śpiewała w chórze, dobrze znała nie tylko ludzi z klasy i zajęć pozalekcyjnych, ale i tych, których widywała na korytarzach. Właściwie prawdopodobnie nie było w liceum osoby, która by o niej choćby nie słyszała lub nie kojarzyła jej twarzy. To typ, którego nie da się nie zauważyć, typ, do którego inni lgną jak muchy. Podejrzewała, że w nowej szkole będzie podobnie - i wcale jej to nie przeszkadzało. Po zastanowieniu doszła też do wniosku, że przybycie jej i Ayi nie może przejść niezauważone ze względu na dziwną porę na przenosiny - końcówka stycznia to nie czas na tego typu zabawy - więc zapewne bez problemu pozna masę ludzi w ekstremalnie krótkim okresie. Czego chcieć więcej? Ach, tak: chłopaka. Co jak co, ale to jeden z głównych celów przenosin - przynajmniej według Kao. Do licha, ma piętnaście lat, a jeszcze nigdy z nikim nie była! To musiało ulec zmianie. Sęk w tym, że nie zamierzała zadowolić się byle kim - och, takich to miała na pęczki. Nie. Chodziło o miłość, prawdziwą, piękną miłość, o jakiej naczytała się w mangach. Tak. Byłoby pięknie.
      Rozanielona, przestała zwracać uwagę na otoczenie. Aya w tym czasie dumała nad powodem przenosin, żadna z nich nie od razu zauważyła więc, że dyrektor znalazł obiekt swoich poszukiwań.
     - Zeroo - usłyszały nagle głos Yūki, która specjalnie przedłużyła ostatnią sylabę, ciągnąc w ich stronę jakiegoś chłopaka. - No ruszże się wreszcie!
      - Co to za maniery? - mruknął niezadowolony dyrektor, patrząc z lekką naganą na bladego, szarowłosego nastolatka, który wyglądał na takiego, co to wolałby być gdziekolwiek, byle nie tutaj, na dworcu w miasteczku Mumei w ten mroźny i ponury styczniowy dzień.
      - Przypominam, że to nie ja się tu pchałem - mruknął. Choć odpowiedział gburowato, obie przybyszki zauważyły, że chłopak ma niezwykle przyjemny dla ucha głos. Kiedy stanął obok dyrektora, okazało się, iż jest od niego minimalnie niższy.
      - Och, przestań, sam nie doniósłbym tych bagaży - odparł dyrektor, wskazując na torby Ayi i Kaori. Ponieważ przenosiły się do szkoły z internatem leżącej w prefekturze Miyagi, ponad dwieście kilometrów od domu, musiały wziąć ze sobą zdecydowaną większość swojej garderoby oraz innych potrzebnych rzeczy. Szczególnie Kao: nie ruszyłaby się przecież bez suszarki czy tony kosmetyków.
      - Zamiast marudzić, może byśmy się stąd ruszyli? Jest weekend, mam ciekawsze rzeczy do roboty.
      W Kaori się zagotowało. Na pierwszy rzut oka chłopak wydawał się boski, ale ledwie się odezwał, zniknęła cała sympatia, jaką do niego żywiła. Że też śmiał się tak odzywać!
      Wydęła usta w geście dezaprobaty. Chyba to zauważył, bo posłał jej mordercze spojrzenie. Zmroziło ją. Nagle poczuła, że to ktoś, z kim nie warto zadzierać. Zerknęła na starszą siostrę, by zobaczyć, czy ma podobne odczucia. Zdziwiła się, bo Aya stała nieruchomo niczym słup soli, zdawała się jakby… przestraszona?
      Nie, musiało jej się wydawać. Z uśmiechem pokręciła głową, po czym zwróciła się do dyrektora:
      - Proszę pana, jeśli dla tego tutaj - tu bezceremonialnie wskazała chłopaka palcem - to taki problem, to ja spokojnie sama sobie poradzę z moimi torbami. Pan może pomóc Ayi-nēsan, jest delikatniejsza ode mnie - oznajmiła.
      Kiedy znów spojrzała na siostrę, miała wrażenie, że ta zaraz zemdleje. Przestraszyła się, bo takie rzeczy zdarzały jej się raczej latem, w upalne dni, a nie w środku zimy. Szeptem spytała ją na ucho, czy dobrze się czuje. Aya, jakby ocknęła się z transu, drgnęła, spojrzała na Kaori, po czym słabo się uśmiechnęła i zapewniła, że wszystko jest w porządku.
      - Już widzę, jak taka dziewczynka jak ty taszczy te toboły do Akademii - prychnął chłopak. - Masz świadomość, gdzie to jest? - Po minie Kao domyślił się, że odpowiedź brzmi: nie. - Zobacz. - Wskazał palcem odległe o co najmniej pół godziny drogi wzgórze. Kaori zrzedła mina. Z tymi wszystkimi bagażami dotarłaby na miejsce pewnie w środku nocy. Niemniej nie zamierzała dać po sobie poznać, że nie dałaby rady.
      - Phi, oczywiście, że doniosłabym je na miejsce. Skoro jednak już tu jesteś, częstuj się - rzekła ze sztucznym uśmiechem, wskazując na swoje walizki.
      Chłopak już chciał coś odpowiedzieć, gdy Yūki szturchnęła go w ramię i przypomniała, że nadal się nie przedstawił.
      - Zero Kiryū - rzucił od niechcenia.
      Co za aspołeczny typ, prychnęła w duchu Kaori. Wiedziała, że się nie polubią, o nie. Mimo tego przedstawiła i siebie, i Ayę, która najwidoczniej nie mogła wydobyć z siebie głosu. Chyba jednak nie czuła się najlepiej. Kao zadbała więc, by niosła najlżejszą torebkę, reszta została podzielona między pozostałych.
      Powoli ruszyli w kierunku budynku dworca. Była to stara, kamienna budowla w stylu raczej zachodnim aniżeli japońskim - jak wszystkie, jak się niebawem okazało. Idąc brukowanymi uliczkami Mumei, dało się wyczuć europejski klimat. Kao rozglądała się ciekawie dookoła, próbując połapać się w nowym miejscu. Niestety, ogrom krętych uliczek, ślepych zaułków i wyglądających niemal identycznie kamienic nie ułatwiał jej zadania. Ponadto wcześniej nie miała raczej okazji zawitać do tego typu miasteczka.
      Aya szła na samym końcu, tuż za Kaori, przysięgając sobie, że nie będzie się od niej oddalać. Oczu nie spuszczała jednak z jednej osoby. Z chłopaka, który przedstawił się jako Zero Kiryū i który, według pokrętnych tłumaczeń dyrektora, wraz z Yūki pełnił w Akademii Kurosu funkcję prefekta stojącego na straży porządku w szkole.
      Powód, dla którego wciąż wpatrywała się w jego okryte grafitową kurtką plecy, a wcześniej, jeszcze na peronie, znieruchomiała, gdy go ujrzała, był prosty.
      Chłopak był wampirem.
      Wyczuła to od razu, gdy tylko zbliżył się do nich, bezceremonialnie ciągnięty przez Yūki. Ogarnęło ją obezwładniające przerażenie: co, do jasnej cholery, w Akademii Kurosu robił wampir?! Czy dyrektor miał pojęcie, kogo wyznaczył na prefekta?!
      W duchu nakazywała sobie spokój. Nie mogła dać myślom za bardzo się zmącić, nie w takiej sytuacji. Najważniejsze było, by trzymać Kao z daleka od tego kolesia. Do licha, niech tylko spróbuje ją tknąć! Zamordowałaby go własnymi rękoma…
      Po raz nie wiadomo który zdała sobie sprawę, że jej życie byłoby prostsze, gdyby Kaori znała prawdę o otaczającym ją świecie. I ona, i Reiko były jednak zgodne co do tego, że Kao nie powinna zostać wtajemniczona. Dzięki temu mogła żyć normalnie, zwyczajnie cieszyć się każdym dniem, a nie drżeć ze strachu o to, czy właśnie napotkana osoba jest człowiekiem, czy krwiożerczą bestią mogącą ją w każdej chwili zabić. Nie, to musiało pozostać tajemnicą. Dla jej dobra.
      Postanowiwszy, nie po raz pierwszy zresztą, że ochrona Kao jest jej życiowym celem, Aya odrobinę się uspokoiła. Przecież miała jak się bronić, prawda? Magia wody w stanie ciekłym i gazowym - moc, którą odkryła w sobie, mając jedenaście lat - była potężna, jeśli tylko odpowiednio ją wykorzystać. Ach, woda… Aya kochała ją od zawsze i tak naprawdę bardzo lubiła swoją moc. Nienawidziła jednak powodu, z którego ją zdobyła. Nigdy go nie zaakceptuje. Nie będzie w stanie.
      No dobrze, nie mogę dać się zwariować, pomyślała już niemal ze spokojem. Wystarczy trochę powęszyć, a prędzej czy później na pewno czegoś się dowiem. Najważniejsze, by Kao-chan była bezpieczna i szczęśliwa. Już ja o to zadbam.
      Wzięła głęboki wdech. Poczuła się lepiej i wzięła od Kaori plecak, bo ta i tak oprócz niego taszczyła jeszcze jedną ze swoich mniejszych walizek. Najwięcej tobołów trafiło się Zero, najprawdopodobniej najsilniejszemu z zebranych, był przecież młodszy od dyrektora, lecz Ayi jakoś nie było go żal. Był wampirem, więc musiał być niesamowicie, nieludzko silny. Poza tym, gdyby chciał zaatakować, najpierw musiałby pozbyć się balastu, a to dałoby Ayi czas na przygotowanie się do obrony.
      Tak. Jest dobrze, stwierdziła. Postanowiła więc włączyć się do rozmowy Kao, dyrektora i Yūki - a przynajmniej jej posłuchać, nigdy nie była bowiem gadatliwa, w przeciwieństwie do młodszej siostry.
      - Szkoda, że nie ma pan samochodu, dyrektorze - wysapała Kaori.
      - Cha, cha, nawet byśmy się do niego z tym wszystkim nie zmieścili - zaśmiał się. - Zresztą tutaj raczej nie używa się samochodów - dodał, jakby to było oczywiste i zwyczajne.
      Faktycznie, jak dotąd nie zauważyły ani jednego.
      - Oho, ktoś się tu zmęczył - zakpił Zero, nawet nie odwracając się do Kao. - Może ci pomóc? - spytał ze sztuczną uprzejmością, tym razem zwracając głowę w jej stronę. Jego lawendowe oczy przewierciły ją wzrokiem na wylot.
      - Nie, dziękuję, wcale nie jestem zmęczona, a poza tym nie dałbyś rady - odparła pozornie milutko, mrużąc oczy i ledwo opanowując się, by mu nie przywalić. Do licha, ten człowiek działał na nią jak płachta na byka. Miała nadzieję, że nie będzie musiała go widywać zbyt często. Wyglądał na drugą lub trzecią klasę, więc istniała możliwość, iż to jej pierwsze i ostatnie dłuższe spotkanie z nim.
      Prychnął, półgębkiem uśmiechając się pod nosem, po czym znów spojrzał przed siebie i lekko przyspieszył kroku, chyba tylko po to, by zrobić Kaori na złość. Mimo wszystko zrezygnowała z jakiejkolwiek próby dogonienia go w celu udowodnienia, że jest w pełni sił, tym bardziej, że Aya, dyrektor i Yūki szli w normalnym tempie. Ta ostatnia zresztą była już najwyraźniej zmęczona, a najgorsze przecież dopiero przed nimi, już dosłownie: dość gęsto zalesione wzgórze, na którego szczyt prowadziła nieutwardzona droga. Jakieś dziesięć minut temu wyszli już bowiem z miasteczka, wspinaczka była więc chyba ostatnim i najtrudniejszym odcinkiem drogi.
      Kao jęknęła w duchu. Jeśli kiedykolwiek dotrze do akademika, padnie na łóżko i już z niego nie wstanie.
      - No dobrze, wracając do twojego wcześniejszego pytania na temat szkoły, Mitsui-san - zagaił dyrektor, zwracając się do Kao z nadzieją na zaprzestanie sporu - nasza Akademia jest bardzo oryginalną placówką, więc na pewno nie będziesz się w niej nudzić.
      - Cieszę się - odparła Kaori, postanawiając nie myśleć już o gburze idącym kilka metrów przed resztą i najwidoczniej niezamierzającym dołączyć do rozmowy.
      - Widzicie - tu dyrektor zwrócił się już do obu sióstr - w Akademii Kurosu istnieją dwa równoległe kursy, że się tak wyrażę. Uczniowie są podzieleni na Dzienną Klasę, do której należycie wy wszyscy - dał znać, że ma na myśli i Ayę oraz Kaori, i Yūki oraz Zero - a także Nocną, która zajęcia odbywa po zachodzie słońca.
      - Dlaczego? - zdumiała się Kao. Gdyby to jeszcze były studia wieczorowe! Ale liceum?
      - Ach, to taki eksperyment - zbagatelizował sprawę dyrektor. Kaori przyjęła to tłumaczenie, ale Aya, choć nic nie powiedziała, natychmiast zorientowała się, że coś tu nie gra i na nowo zaczęła się stresować. Coś czuła, że pobyt w tej szkole nie wyjdzie jej i Kao na dobre. - Nie musicie się tym przejmować. Nocny Wydział ma osobny akademik, nie wolno wam tam wchodzić, więc nie będziecie zbyt często widywać tamtych uczniów.
      - Dlaczego? - zapytała znów Kaori, ponownie zdziwiona.
      - Jak by to powiedzieć? - Dyrektor chyba odrobinę się speszył.
      - Można rzec, że to taka elita - rzekła konspiracyjnym tonem Yūki.
      - Och - wyrzuciła z siebie Kao, a jej oczy zabłysły. Zapowiadało się niezwykle interesująco! Nocna Klasa oddzielona w pewien sposób od Dziennej? Elita? Pewnie należeli do niej jacyś bogacze i przystojniacy. Musi ich poznać.
      Ze względu na tego typu myśli Kaori nie zwróciła uwagi na ciche prychnięcie dobiegające z przodu. Aya zarejestrowała jednak niezadowolenie Zero, które bez dwóch zdań tyczyło się Nocnego Wydziału. Ciekawe, z czego się ono brało? I o co w ogóle chodziło z tą całą elitą?
      Czy ciocia naprawdę musiała posłać nas do takiego porąbanego miejsca? Do licha, nie ujrzałyśmy jeszcze nawet progu Akademii, a już wiem, że nie chcę tu być, zdenerwowała się w duchu.
      Ów „próg Akademii” czekał na nie piętnaście minut później. Z uczuciem będącym mieszaniną zachwytu, zdziwienia i niepokoju uniosły wzrok na wysoki na co najmniej siedem metrów mur z szarego kamienia, który najwidoczniej okalał cały teren szkoły. Aby na niego wejść, trzeba było przejść przez ogromną drewnianą bramę z żelaznymi okowami. Dziewczęta nie miały pojęcia, z jakiego drewna była ona wykonana, ale nie miały wątpliwości, że z solidnego. Bardzo solidnego. Nie mogły oprzeć się wrażeniu, że obrazek rozciągający się teraz przed ich oczyma pasuje raczej na mur więzienny bądź taki otaczający fortecę, a nie zwykłą szkołę średnią.
      Dyrektor i Zero bez większego trudu uchylili odrzwia, poczekali, aż wszystkie dziewczyny przez nie przestąpią, a następnie zamknęli je z powrotem. Aya niemal wstrzymała oddech, gdy zmuszona była przejść tuż obok Kiryū. Do licha, naprawdę będzie musiała na niego uważać. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że jest wampirem - nie wiedziała tylko, jakiego poziomu - więc był bardzo niebezpieczny.
      - No, dziewczęta, witajcie w Akademii Kurosu! - zawołał radośnie Kaien. Postawiwszy na moment torby na ziemi, uniósł ręce, w symbolicznym geście ukazując „swoje dziecko” - siostry Mitsui wiedziały bowiem, że to właśnie ten człowiek założył tę szkołę. - Mam nadzieję, że pokochacie ją tak samo jak my - dodał, z jakiegoś powodu wyglądając na wzruszonego.
      - Na pewno! - rzekła wesoło Kao, szczerząc zęby. Wyczuwała dziwną atmosferę tego miejsca, ale skojarzyła się jej ona z czymś niesamowitym i wartym odkrycia, a nie strachu, czyli zupełnie inaczej niż Ayi, która z minuty na minutę była coraz bardziej zaniepokojona.
      - Dobrze, chodźmy więc do waszego akademika - zaproponował Kaien, znów łapiąc toboły. - Pewnie jesteście zmęczone i głodne, więc najpierw pokażemy wam wasz pokój, a potem Yūki zaprowadzi was do stołówki na obiad. Myślę, że później chętnie byście się położyły lub rozpakowały, dlatego zwiedzanie całego terenu proponuję przenieść na jutro, co wy na to?
      - Och, idealny pomysł - zaaprobowała szybko Kao, marząc już tylko o łóżku. Aya z kolei skinęła tylko głową.
      - Ruszajmy zatem - zakomenderował dyrektor.
      Siostry były tak zmęczone, że nie zwracały już większej uwagi na to, dokąd idą. Tym razem jednak poruszały się po żwirowanej ścieżce i w cywilizowany sposób po jakichś dziesięciu minutach doczłapały się do akademika zwanego Słonecznym. Złożony był z dwóch oddzielnych budynków - jak się dowiedziały, jeden był dla chłopców, drugi dla dziewcząt. Na ich szczęście dormitorium dla dziewczyn było tym bliższym. Oba budynki wyglądały chyba identycznie, składały się z czterech pięter i były stare, ale zadbane. I tutaj, tak jak w Mumei, na próżno było szukać tradycyjnych japońskich rozwiązań technicznych, budowlanych czy dekoracyjnych.
      Wspólnie przekroczyli próg.
      - Dzień dobry, dyrektorze! - Z pokoiku naprzeciw wejścia wyszła wyglądająca na trzecioklasistkę dziewczyna ubrana w mundurek, mimo iż była sobota. - Witajcie - zwróciła się do pozostałych i lekko skinęła im głową. - Nazywam się Kazue Maruyama i jestem przewodniczącą tego akademika - oznajmiła. Najwyraźniej została wcześniej uprzedzona o przyjeździe sióstr Mitsui i dlatego ubrała się oficjalnie.
      Aya i Kaori przedstawiły się, po czym zostały poproszone do pomieszczenia, z którego Kazue przed chwilą wyszła.
      - Drugie piętro, pokój numer dwieście siedem - rzekła, chwytając z szafki klucz z breloczkiem, na którym zapisany był numer ich nowego mieszkanka. - Łazienki są wspólne na piętro. Kuchni nie ma, bo posiłki wydawane są w stołówce, do której zaraz zaprowadzi was prefekt. Jeśli chodzi o jakiekolwiek sprawy związane z zakwaterowaniem, zawsze zwracajcie się bezpośrednio do mnie. Będę albo tutaj, albo w swoim pokoju na pierwszym piętrze, sto jeden. Zapamiętacie? - Skinęły głowami, więc kontynuowała: - Odwiedzanie się dziewcząt i chłopców w akademikach jest niedozwolone. Tak samo próba przedarcia się do Księżycowego Dormitorium. Tutaj macie regulamin - dodała, zabierając ze stojącego nieopodal okna biurka dwa egzemplarze cienkich książeczek i wręczając je nowym. - Potrzebuję jeszcze waszych podpisów. Zgadzacie się w ten sposób na przestrzeganie regulaminu i pilnowanie klucza. Serio, postarajcie się go nie zgubić, bo w razie czego to wy będziecie ponosić koszty - pouczyła.
      Pokiwały głowami, podpisały się na wskazanych przez Kazue dokumentach, po czym zostały zaprowadzone z powrotem na korytarz.
      - To tyle na teraz - oznajmiła przewodnicząca, uśmiechając się przyjaźnie. - Przepraszam, że tyle to trwało, panie dyrektorze - zwróciła się do Kaiena, kłaniając się grzecznie.
      - Ach, nie przejmuj się, Maruyama-san, formalności to formalności. To do jakiego pokoju zanieść walizki?
      - Dwieście siedem! - odparła wesoło Kao, zanim Kazue zdążyła się odezwać.
      - Widzicie, jaki fart? Nie musimy tego targać aż na czwarte piętro! - zaśmiał się dyrektor.
      Wszyscy chwycili za torby i wtłoczyli się na drugie piętro. Kazue proponowała pomoc, ale Kaien stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, więc dziewczyna zniknęła, prawdopodobnie udając się do własnego pokoju lub na obiad. Yūki bez zawahania odnalazła pokój numer dwieście siedem, a Aya, trzymająca klucz wręczony przez Kazue, otworzyła drzwi.
      Pokój nie był zbyt duży, ale całkiem przytulny. Ściany pomalowane były na bladożółty kolor, spore okno na przeciwległej do drzwi ścianie można było zakryć ciemnozielonymi zasłonami sięgającymi parkietowej podłogi. Wszystkie meble były drewniane: wezgłowia obu łóżek znajdowały się w obu kątach ściany z oknem, obok nich stały niewielkie szafki nocne, na których pyszniły się całkiem ładne lampki nocne z bordowymi abażurami. Tego samego koloru były dwa dywaniki leżące obok łóżek, które z kolei niemal stykały się z biurkami. Po prawej stronie drzwi znajdowała się wielka szafa - mimo swego ogromu, Aya i tak wątpiła, by Kao pomieściła w niej wszystko, co ze sobą zabrała - zaś po lewej kilka wieszaków na ścianie, a dalej zgrabny regał na książki i wszelkiego rodzaju tak zwane duperele. Nad łóżkami również wisiały półeczki, nad biurkami zaś - tablice korkowe, jakże przydatne w życiu każdego ucznia.
      - I jak, może być? - zapytał Kaien.
      - Oczywiście, panie dyrektorze, jest bardzo ładnie, dziękujemy - odparła radośnie Kao. - Och, och, czy to nasze mundurki?! - zawołała, widząc na obu łóżkach pokrowce na ubrania.
      - Tak, zdążyły przyjść na czas - oznajmił z uśmiechem dyrektor. - Powinny być dobre, bo wasza matka dała nam wasze wymiary, ale gdyby coś się jednak nie zgadzało, nie krępujcie się tego powiedzieć Yūki.
      - Dobrze - odpowiedziała Kaori, posyłając Kaienowi uśmiech.
      - To ja was zostawię - rzekł. - Chodź, Zero, dziewczynki już sobie poradzą. Zajmij się nimi, dobrze, Yūki? Zrób to dla tatusia! - rzucił przymilnie.
      - Tak, tak, dyrektorze - westchnęła, po czym wypchnęła ojca i kolegę na korytarz. - Wreszcie spokój - oznajmiła zadowolona. - Pozwolicie, że sobie siupnę? - mruknęła, opadając na krzesło stojące przy jednym z biurek, zanim którakolwiek z sióstr jej odpowiedziała. - Padam z nóg. Pod tym względem dobrze być facetem, nie? Dyrektor i Zero nawet się nie zadyszeli.
      Kaori znów wydęła usta. Fakt, po tamtych dwóch nie widać było zmęczenia, a ona czuła, że ma nogi jak z waty. Najgorzej jednak było z rękoma, w których na przemian niosła walizkę. A miała przecież niezłą kondycję - dużo tańczyła i ogółem była bardzo energiczna. Musiało więc chodzić o ciężar bagażu. Ach, mogła sobie podarować pakowanie tylu rzeczy…
      Nie. Po namyśle: nie mogłam, skonstatowała. Morderczą drogę z dworca do akademika miała już zresztą za sobą, czymże więc się przejmować? Pora iść naprzód.
      Uśmiechnęła się ponownie i doskoczyła do łóżka po prawej stronie, które od razu upatrzyła sobie na swoje. Zdjęła z leżącego na nim ubrania pokrowiec i aż pisnęła z zachwytu na widok mundurka: jej własnego, tak pięknego jak ten, który kilka minut temu widziała na przewodniczącej żeńskiego dormitorium. Nieskromnie była przekonana, że będzie na niej leżał dużo lepiej niż na Kazue.
      Po szybkich oględzinach uznała, że to na pewno mundurek szyty na jej miarę, uznała to więc za przeznaczenie i oznajmiła Ayi, że ostatecznie zajmuje właśnie to łóżko. Ta skinęła głową - było jej wszystko jedno - i, nawet nie oglądając swojego mundurka, powiesiła go w szafie, a sama usiadła na łóżku. Z nutą rozbawienia stwierdziła, że dobrze się podzieliły, bowiem naprzeciwko łóżka Kao stała szafa, a jej - regał, który zamierzała zapełnić książkami.
      - Nēsan, powinnyśmy jutro przejść się do miasteczka na małe zakupy - powiedziała Kaori. - Trzeba zrobić słodkie zapasy.
      - Ach… - odezwała się Yūki. Wyglądała na lekko zmieszaną. - Widzicie, do Mumei możemy chodzić tylko w wyznaczone dni. Normalnie nie wolno opuszczać terenu Akademii - wyjaśniła.
      - Jak to?! - wykrzyknęła Kao. - Już prawie nie mam żelków!
      Aya zaklęła w duchu: miała zamiar poszukać w miasteczku księgarni bądź antykwariatu, logicznym przecież było, że nie mogła zabrać ze sobą całej swojej pokaźnej biblioteczki.
      - Przykro mi - mruknęła Yūki. - Uwierzcie, że też wolałabym mieć w tej kwestii wolną rękę, ale wiecie, jak jest. Zasady, bezpieczeństwo, takie tam.
      - Cóż, trudno, przeżyjemy - rzuciła Aya.
      - Chcecie się rozpakować czy lecimy jeść? - zapytała Kurosu.
      - Jeść - odparły zgodnie. Niby przekąsiły co nieco w pociągu, ale wędrówka do Akademii była wykańczająca, dlatego marzyły o wpałaszowaniu czegoś ciepłego, wypiciu herbaty, a następnie położeniu się do łóżek, choćby na chwilę. Było dopiero koło czternastej, dlatego spanie do rana nie wchodziło w grę. Uznały jednak, że jeśli zdrzemną się na godzinkę czy dwie, nic się nie stanie i późnym popołudniem na spokojnie będą mogły się rozpakować.
      Ruszyły za Yūki. We trzy wyszły z akademika i skierowały się do budynku stojącego prostopadle do dormitoriów. Skojarzyły, że ścieżka, którą wcześniej szły, prowadziła od bramy do głównego wejścia szkoły. Wówczas odbiły w lewo, ku akademikom, czyli teraz kierowały się do lewego skrzydła budynku szkolnego. Szło się tam jakieś pięć minut. Wejście było niewyszukane, ale ogółem budowla przypominała nieco średniowieczny europejski zamek czy pałac, tyle że przystosowany do zupełnie innego celu. Była wielka i robiła wrażenie, wręcz oszałamiała. Ponieważ jednak zbudowana była z jasnego kamienia, nie przerażała, lecz urzekała.
      - Są nawet wieżyczki - wydukała sama do siebie Kao. Dopiero teraz zwróciła na to uwagę, wcześniej była zbyt skupiona na tym, by doczłapać się do dormitorium. Albo coś w tym rodzaju, dodała już w myślach, bo w sumie nie była pewna, czy takie rozwiązanie architektoniczne można było podpiąć pod wieżyczki. Nazwała to tak, bo nie potrafiłaby inaczej tego opisać.
      Wewnątrz klimat był zachowany. Drewniane drzwi i podłogi, boazeria z tego samego drewna sięgająca mniej więcej kolan, jasne ściany, piękne żyrandole.
      - To chyba więcej niż tylko prestiżowa szkoła - zaśmiała się Kao, rozglądając się dookoła. Była zachwycona możliwością pobierania nauk i mieszkania w takim miejscu.
      - Niesamowicie tu, nie? - rzuciła z uśmiechem Yūki. - To jedyna taka placówka w kraju. Nic więc dziwnego, że tak trudno się tu dostać. Szczerze mówiąc, gdyby tata nie był dyrektorem, w życiu by mnie nie przyjęli. Egzaminy są okropnie trudne, w potem jeszcze rozmowy kwalifikacyjne… - paplała, a Kao przysłuchiwała jej się z zainteresowaniem. Aya wyłączyła się, bo ponownie zaczęła zastanawiać się, jakim cudem ona i Kaori mogły się przenieść w takie miejsce. Zgoda, oceny miały świetne, zachowanie też w porządku, ale propozycja nauki w tak prestiżowym liceum ot tak sobie? I to w styczniu? Bez egzaminów wewnątrzszkolnych, tylko z wynikami z poprzednich szkół? Nie musiały nawet przyjeżdżać na rozmowę kwalifikacyjną, wystarczyło, że wysłały pocztą podania. Dziwne, zdecydowanie dziwne…
      - Kurosu-san, miło się gada, ale zaraz padnę z głodu - przerwała wreszcie jej potok słów Kao. - Gdzie ta stołówka?
      Okazało się, że to jedno z najbliższych pomieszczeń. Wypełnione drewnianymi stolikami, krzesłami i ławami oraz cudnym zapachem parujących potraw, od razu spodobało się Kaori.
      - Zobaczcie, okna wychodzą na wewnątrzszkolny dziedziniec - pokazała siostrom Yūki. - Tam, od północy, jest sklepik, więc w dni powszednie żelki możesz kupić właśnie w nim - oznajmiła Kao, która na tę wiadomość uśmiechnęła się od ucha do ucha.
      Podeszły po tace, a następnie do pań wydających obiady - dziś był to rāmen. Zadowolone, że zupą porządnie się rozgrzeją, usiadły przy jednym stoliku z Yūki. Aya z westchnieniem rezygnacji zauważyła, że większość uczniów akurat przebywających w stołówce bacznie im się przygląda.
      - Och, Yori, cześć! Chodź do nas! - zawołała do kogoś Kurosu w środku pałaszowania swojej porcji. Machała ręką do dziewczyny odbierającej właśnie posiłek. Gdy ta go dostała, dosiadła się do stolika koleżanki.
      Siostry przedstawiły się - Aya niechętnie, Kaori z szerokim uśmiechem.
      - Miło mi was poznać, jestem Sayori Wakaba - odparła spokojnie nieznajoma.
      - Jesteśmy współlokatorkami i chodzimy do jednej klasy - dodała zadowolona Yūki, po czym zwróciła się do Wakaby: - To nasze nowe koleżanki z klasy.
      - Och, będziemy w jednej klasie? - zapaliła się Kao.
      - Tak, 1-2. Mamy najmniej liczny skład, bo miesiąc temu jedna dziewczyna się rozchorowała i musiała przerwać naukę, a na początku drugiego semestru jeden kolega stwierdził, że nie da tu sobie rady, więc zwolniły się dwa miejsca. Zabawne, jakby specjalnie dla was! - zaśmiała się Kurosu.
      - To się nazywa przeznaczenie - oznajmiła ze śmiechem Kaori.
***
      Następnego dnia Yūki oprowadziła siostry Mitsui po całym terenie Akademii, co zajęło łącznie ładnych kilka godzin. Wyjaśnienie, jak gdzie dojść i co jest czym, było doprawdy czasochłonne. Praktycznie całą niezabudowaną część terenu porastał las, dlatego bardzo łatwo można było się tu zgubić. Sama szkoła na pierwszy rzut oka mogła wydawać się trudna do ogarnięcia, szybko jednak okazało się, że rozkład sal i innych pomieszczeń został przemyślany tak, by ułatwić orientację.
      Aya z niemym zachwytem zwiedziła pokaźnej wielkości bibliotekę. Dzięki niej nie będzie musiała z utęsknieniem czekać na dni, kiedy to mogłaby iść do Mumei, by zaopatrzyć się w coś do poczytania.
      Akademik nauczycieli mieścił się naprzeciwko lewego skrzydła budynku głównego - tego ze stołówką - i przedzielony był od niego prostopadłymi w stosunku do niego dormitoriami dziennych uczniów.
      Za szkołą, coraz bardziej na północ, znajdował się rozległy dziedziniec z dużą fontanną pośrodku. Kilkadziesiąt kroków na północny wschód od niego stała stajnia - jak się okazało, szkoła w ramach zajęć oferowała również lekcje jazdy konnej.
      Naprzeciw stajni, po zachodniej stronie dziedzińca, mieściły się różnego rodzaju budyneczki gospodarcze.
      Idąc od szkoły i, mniej więcej w połowie drogi między nią a stajnią skręcając w prawo, na wschód, wchodziło się na ścieżkę prowadzącą do domu dyrektora. Zwiedzając te okolice, Kaori zapytała Yūki, dlaczego nie mieszka z ojcem. Kurosu stwierdziła po prostu, że chce mieszkać w takich samych warunkach i na identycznych zasadach jak reszta uczniów. Kao zastanawiała się, czy na jej miejscu podjęłaby podobną decyzję. Po krótkim zastanowieniu stwierdziła, że najprawdopodobniej tak. Kochała mamę, ale była nastolatką, więc powinna już przecież trochę się usamodzielnić, prawda? Zresztą… Zawsze miała przy sobie Ayę, więc nigdy nie była samotna.
      Na północnym zachodzie terenu Akademii wyrastał kolejny mur. Jak się okazało, przedzielał część wspólną od nocnej. To tam znajdowało się niedostępne dziennym uczniom okryte tajemnicą Księżycowe Dormitorium. Kaori powzięła postanowienie, że nie da się stłamsić i znajdzie sobie znajomych również pośród nocnych uczniów.
***
      - Jejku, naprawdę niesamowicie mi się tu podoba! - zawołała z zachwytem Kaori. Był już poniedziałkowy poranek i najwyższy czas na zebranie się do szkoły. Yūki obiecała, że po nie wpadnie, by przypadkiem się nie zgubiły w drodze do swojej sali lekcyjnej. - I wreszcie ubierzemy te piękne mundurki! Czy ty też uważasz, że są dużo ładniejsze i bardziej oryginalne od naszych poprzednich? - dopytywała się i natychmiast zaczęła przebierać się z piżamy w mundurek. - Aya, no dalej! Rusz się! - powiedziała po chwili, widząc, że siostra wciąż siedzi nieruchomo na łóżku. Nie odpowiedziała też na jej pytanie. Ona sama z kolei tryskała energią i nie mogła usiedzieć w jednym miejscu.
      - Kao-chan, jeszcze tak niedawno płakałaś przy pożegnaniu z mamą i naszą starą klasą, a teraz tak się zachwycasz? Mnie wydaje się dziwne to nagłe przeniesienie nas - wyznała Aya. W weekend jej tego nie mówiła, ale teraz postawiła kawę na ławę.
      - Och, szukasz dziury w całym! - stwierdziła Kaori. - Tu jest taka niesamowita atmosfera, okolica i akademik są wspaniałe! I nie mogę się doczekać spotkania z nową klasą! Hm… Nawiasem mówiąc - o co chodzi z tą Nocną? Elita? Ach, nieważne! Jakie to ekscytujące! - wykrzyknęła wesoło, po czym zaczęła świergotać bez sensu.
      Aya westchnęła tylko. Zmusiła się do przebrania w czarny mundurek z różanymi motywami. Plisowana spódniczka sięgała jedynie do połowy ud, więc jak na jej gust była zdecydowanie zbyt krótka. Mimo ciepłych zakolanówek, i tak była pewna, że połowa uczennic marznie tu zimą.
      Biała bluzka była tradycyjna - elegancka i prosta zarazem, zapinana na guziki, na tę porę roku z długimi rękawami - otrzymały też wersję wiosenno-letnią, z krótkim. Marynarka nie wydawała się jednak na tyle ciepła, by móc hasać po  dworze w samym uczniowskim stroju. W dni takie jak ten, a był to ostatni dzień stycznia, do szkoły trzeba będzie chodzić w kurtkach i szalikach.
      Opatuliła się mundurkiem - na tyle, na ile się tylko dało - i próbowała naciągnąć spódniczkę, by ją trochę wydłużyć, ale próby spełzły na niczym. Niemniej oczywistym było, że to taki krój, a nie za mały rozmiar, ogółem każda część garderoby pasowała na nią jak ulał - podobnie było z Kaori. Ciocia musiała chyba podać ich wszelkie możliwe wymiary.
      Westchnęła cichutko, niezadowolona. Umrze w tak krótkiej spódniczce, nigdy w życiu nie nosiła czegoś takiego. Nie przepadała nawet za krótkimi spodenkami i zakładała je tylko w ostateczności, gdy zdychała z gorąca.
      Kao z kolei, lekko pomalowana, była zupełnie zachwycona. Trzeba było przyznać, że obie wyglądały świetnie i bez przeszkód można by puścić je od razu na wybieg na pokazie licealnej mody. Pomyślawszy o tym, Kaori parsknęła śmiechem. Nie wyobrażała sobie Ayi na wybiegu. Prędzej by umarła niż wzięła udział w czymś takim. Gardziła tego typu zabawami.
      Yūki przyszła po nie wraz z Yori. Kiedy ta druga weszła już do klasy, Kurosu zaczekała z siostrami Mitsui na przyjście nauczyciela, by oddać je w jego ręce.
      Nadchodziła chwila, której Aya nie znosiła: przedstawianie się przed całą nową klasą. Oczy wszystkich skupione na niej i jej siostrze. Natrętne, oceniające, irytujące. Kaori zaś wykorzystywała takie okazje (które zdarzały im się co jakiś czas, bo dość często się przeprowadzały), by zabłysnąć, przekazać innym, że chętnie się z nimi zakoleguje.
      - Oto nasze nowe uczennice. Powitajcie je ciepło! - polecił klasie nauczyciel. Był to sygnał, na który dziewczęta miały wejść do sali. Już poprzedniego dnia widziały, że sale lekcyjne w Akademii Kurosu przypominają raczej te na uniwersytetach aniżeli szkolne, co potęgowało skrępowanie, gdy tyle osób patrzyło na nie z góry.
      - Dobrze! - wykrzyknęła chórem klasa, a siostry, jak nakazywał zwyczaj, w tym czasie zapisały na tablicy swoje imiona i nazwiska, by każdy wiedział, jakimi znakami zapisuje się ich miana. Były to „trzy” i „studnia” jako Mitsui oraz „aromat” jako Kaori i „kolorowanie” jako Aya.
      - Cześć! Jestem Kaori Mitsui! Miło mi was poznać! - zaświergotała chwilę potem Kaori, uśmiechając się sympatycznie.
      - Cześć. Nazywam się Aya Mitsui. Miło mi was poznać - mruknęła Aya, patrząc raczej pod nogi.
      - Tylko tyle? - zaśmiał się nauczyciel, pan Takeshi Yamada. - Czym się interesujecie, skąd przyjechałyście? Powiedzcie coś o sobie - zachęcił.
      - Dobrze - odparła szybko Kao, jakby tylko na to czekała. - Przybyłyśmy z miasta Kanuma w prefekturze Tochigi, ale nieraz się przeprowadzałyśmy, więc nie jest to nasze miejsce pochodzenia - zaczęła. - Jestem rok młodsza od Ayi-nēsan, ale poszłam do szkoły rok wcześniej, by się z nią nie rozstawać, dlatego obie chodzimy do tej samej klasy. Jeśli o mnie chodzi, kocham śpiewać, tańczyć i rozmawiać z innymi, dlatego nie bójcie się mnie zagadywać. Jestem pewna, że szybko się zaprzyjaźnimy! - zawołała energicznie.
      - A ty, Mitsui-san? - zwrócił się do Ayi Yamada.
      - Uhm… Lubię czytać - rzuciła od niechcenia. - I malować. Oraz pływać.
      - Och, szkoda w takim razie, że nie mamy tu basenu - zasmucił się nauczyciel, chcąc jakoś podtrzymać rozmowę. - Ale mamy konie. Lubicie zwierzęta?
      - Bardzo! - oznajmiła Kao, a Aya skinęła głową. Faktycznie, obie uwielbiały zwierzęta, ale nie znosiły insektów, a zwłaszcza pająków.
      - Dobrze, dziękuję wam bardzo, możecie usiąść - oznajmił sympatycznym tonem Yamada. Yūki poklepała miejsca obok siebie, więc Kao usiadła po jej lewej stronie, a Aya obok niej.
      Cholera, pomyślała, ze wszystkich klas… Dlaczego on musi być akurat w tej?
      Zauważyła Zero Kiryū jeszcze stojąc przed wszystkimi i od razu się spięła, mimo że nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem. Opierając głowę na prawej ręce, wpatrywał się w okno, wyglądając na znudzonego. Kaori spostrzegła go, idąc na wskazane miejsce, ale postanowiła ostentacyjnie go ignorować.
      Przez chwilę w klasie panował mały rozgardiasz, ale nauczycielowi udało się wreszcie opanować sytuację i rozpocząć zajęcia. Aya siedziała jakoś dziwnie sztywno, a Kaori przez całą lekcję rozglądała się po sali w poszukiwaniu nowych koleżanek oraz potencjalnych obiektów westchnień. Nikt nie przykuł jednak jej uwagi, jeśli chodzi o wybranka serca. Jeśli chodzi o wygląd, niechętnie, acz obiektywnie musiała przyznać, że tylko Zero jest nieprzeciętnie przystojny, niemniej nie zamierzała go nigdy w tej kwestii uświadamiać.
      Niektórzy odwzajemniali jej spojrzenia i uśmiechali się lub po kryjomu machali czy gestem dawali znać, że na przerwie chcą się zapoznać i pogadać. Aya skupiała się tylko na tym, czy siedzący na samym tyle wampir nie wykonuje żadnego podejrzanego ruchu. Niby normalny krwiopijca nie zaatakowałby nikogo w biały dzień, w sali pełnej ludzi, niemniej te potwory były nieobliczalne i na głodzie były zdolne do wielu rzeczy, więc… Tak, zdecydowanie musiała na niego uważać. Jednocześnie jednak próbowała robić notatki, by nie narobić sobie żadnych zaległości. Była pilną uczennicą, najlepszą w poprzedniej klasie, i zamierzała utrzymać poziom.
      Na przerwie część uczniów wyszła na korytarz. Zero położył się na ławce i chyba drzemał, Yūki trajkotała z Yori, zaś Kao i Ayę otoczył wianuszek jakichś ośmiu osób chcących je (a głównie Kaori) poznać.
      - Jestem Kasumi Kageyama - przedstawił się szatyn w okularach - przewodniczący klasy.
      Skinęły mu głowami. Potem swoją litanię zaczęli kolejni, w tym Mio Amori, Nio Tsuda, Yuka Chiba, Taki Date, Jun Asuhara… Po chwili i Aya, i Kaori miały zupełny mętlik w głowie.

      Wczesnym wieczorem do drzwi pokoju Ayi i Kaori zapukały dziewczyny mieszkające obok, pod dwieście ósemką.
      - Cześć! - zawołały, gdy zostały zaproszone do środka. Wiedząc, że nowe mogły nie zapamiętać ich imion, przypomniały, że są Mio i Nio. Ta pierwsza związała włosy w dwa kucyki i w ten właśnie sposób Aya zamierzała je póki co rozróżniać, żywiąc się nadzieją, że ta nie zmieni jutro fryzury. - Idziemy na wymianę klas, chcecie z nami pójść?
      - Chodzi o to, że teraz ci nocni uczniowie będą szli na zajęcia? - zapytała szybko Kao, czując narastające podniecenie.
      - Dokładnie! Jako ich fanki codziennie zbieramy się przed bramą Księżycowego Akademika, żeby sobie do nich powzdychać - zaśmiała się Mio.
      Żałosne, skwitowała w myślach Aya. Czy to, że są bogaci i należą do elity, to powód, by czcić ich niczym bóstwa?
      Już chciała powiedzieć, że nigdzie się nie wybierają, gdy Kaori zapewniła nowe koleżanki, że z przyjemnością im potowarzyszy. Po chwili namysłu Aya uznała, że skoro to jedyna szansa, aby przekonać się, o co chodzi z tym całym zamieszaniem pod tytułem „Nocna Klasa”, to również powinna się tam udać, chociaż raz, tylko w celu rozeznania się w sytuacji. Na pewno nie zamierzała bowiem jakkolwiek zachwycać się tymi panienkami i paniczykami.
      We cztery dołączyły do zdecydowanie zbyt dużej jak na gust Ayi masy idącej w stronę Księżycowego Dormitorium. Ostatecznie gromada składająca się z co najmniej połowy uczennic i kilkunastu uczniów zebrała się przed ogromnymi wrotami.
      - Zapowiada się ciekawie! - zaświergotała podniecona Kaori. Z tego wszystkiego nawet nie zwróciła uwagi na to, że robi się coraz zimniej. Aya zaś tylko opatuliła się szczelniej płaszczem.
      Nagle ludzie zaczęli się pchać i przeciskać do przodu, jak gdyby znaleźli się na koncercie ubóstwianego zespołu i zamierzali podejść jak najbliżej sceny, choćby mieli po drodze stratować innych. Niespodziewanie jednak usłyszeli świst gwizdka, który prawdopodobnie miał ich uspokoić, ale nie spełnił swego zadania.
      - Spokój, proszę! Niech wszyscy się cofną! - Yūki, z opaską prefekta na lewym ramieniu, nieumiejętnie próbowała zaprowadzić porządek. - Nie pchajcie się! Wracajcie do dormitoriów!
      - Przepuść nas! - krzyczały fanki Nocnej Klasy. - To nie fair, że możesz być tak blisko nich!
      - Właśnie, ja też chcę być prefektem!
      Aya i Kaori spojrzały po sobie ze zdziwieniem. Czy to nie było nazbyt dziwne? O co chodziło, dlaczego wszyscy dookoła zachowywali się niemal jak zwierzęta?
      Wówczas potężne wrota zaczęły się otwierać. W jednej chwili Ayę ogarnęło przerażenie. Poczuła zapach. Zapach, który wyczuwała już od rana, a który pochodził od Zero Kiryū, z tą tylko różnicą, że teraz był kilkaset razy wyraźniejszy. Bezsilnie cofnęła się, załamana.
      Wampiry!
      Serce waliło jej ze strachu. Nie wierzyła, nie mogła. Nocna Klasa… składała się z wampirów? Jeśli tak, to, że ich zajęcia odbywające się po zmroku, a nie w ciągu dnia, stawało się oczywiste.
      Przez jej głowę przepłynęło tysiąc myśli naraz. Pojawiły się nawet tak irracjonalne jak ta, że trafiła z Kao do jakiejś wampirzej „restauracji”: pod przykrywką szkoły „uczące się” tu wampiry mogły wybierać spośród uczniów Dziennej Klasy coraz to smakowitsze kąski i ostatecznie każdy niewinny, niczego nieświadomy człowiek skończy martwy…
      Reszta uczniów, w tym Kao, zdawała się jednak coraz bardziej podniecona. No tak, oni nie mieli o niczym pojęcia…
      - Jest super! - krzyknęła wesoło Kaori. Świetnie czuła się w tego typu podniecających sytuacjach. Co prawda nie do końca rozumiała jeszcze, co się dzieje, ale dzięki temu było tym bardziej ekscytująco.
      - Kurczę, gdyby nie ci prefekci! - skarżyły się Mio i Nio. - Wszystko psują, nie dają nam zbliżyć się do Nocnej Klasy!
      Już po chwili dziewczyna zrozumiała, dlaczego uczniowie Nocnego Wydziału cieszyli się takim uwielbieniem. Odrzwia całkiem się już otworzyły i zza nich zaczęły wychodzić osoby, które bez posądzenia o przesadę można by nazwać młodymi bogami. Młodzieńcy byli niesamowicie przystojni, idealni w każdym calu, każdy bez wyjątku nadawał się na bożyszcza nastolatek, a na wielkim ekranie od razu zrobiłby furorę, nawet gdyby był marnym aktorem. Dziewczęta zaś wręcz olśniewały swą urodą. Nocni uczniowie mieli mundurki o tym samym kroju co dzienni, tyle że białe z czarnymi dodatkami i koszulami. Jednak krawaty chłopców i kokardy dziewcząt były bordowe, tak jak u dziennych uczniów. Ponadto, o ile uczestnicy dziennego kursu odziani byli teraz w ciepłe kurtki zimowe, o tyle wśród tych nocnych mało kto miał na sobie coś poza mundurkiem.
      Kaori otworzyła usta ze zdumienia nad urodą słynnego Nocnego Wydziału.
      Dzienna Klasa zaczęła pchać się jeszcze bardziej. Kao podążyła za resztą, równie zachwycona i oczarowana. Aya, chcąc nie chcąc, trzymała się z tyłu. Gdy zobaczyła tyle wampirów naraz, otworzyła oczy ze zdumienia. Nie byłaby w stanie się poruszyć, nawet jeśli by chciała.
      Co się tutaj dzieje?!
      - Witamy cudowne panie! Wszystkie jesteście tak piękne jak zawsze! - powiedział boski niebieskooki blondyn. Na oko Kao miał koło metra osiemdziesiąt, oszacowała więc, że jest wystarczająco wysoki jak dla niej, mającej równe metr sześćdziesiąt. Aya była dwa centymetry wyższa.
      - Idol-senpai! - rozwrzeszczały się dziewczyny i zaczęły napierać na Yūki jeszcze bardziej. „Idolem-senpai” najwyraźniej był właśnie ten cud-chłopak o rozwianych blond włosach. Wyglądał jak wyjęty z bajki książę. Nic, tylko wsadzić go w zbroję i posadzić na białym rumaku.
      - Przestańcie! - próbowała je uspokoić Yūki, oczywiście nadaremno. To było zwyczajnie niemożliwe. Jedna osoba nie mogła sobie poradzić z taką rzeszą rozszalałych fanek. Zapanował mały chaos, w wyniku którego Kaori, jakimś cudem, została wypchnięta do przodu, zanim zdążyła połapać się w tym, co się dzieje.
      - O, widzę nową twarz! - rzekł uśmiechnięty „Idol-senpai”. - Nazywam się Hanabusa Aidō! - Podał dziewczynie rękę. Ta przywitała się z chłopakiem. Jego dłoń była w stu procentach męska i przyjemnie ciepła.
      - Miło mi cię poznać, jestem Kaori Mitsui! - przedstawiła się rozanielona.
      - Jesteś naprawdę śliczna! Jej! - cieszył się Hanabusa.
      Kao oblała się rumieńcem. Spuściła na chwilę wzrok, ale już po chwili swobodnie z nim rozmawiała. Inne dziewczyny płonęły z zazdrości. Po chwili Kaori poczuła na ramieniu czyjąś rękę, która gwałtownie zaciągnęła ją do tyłu.
      - Eee… To pa! - zdążyła tylko krzyknąć. Aidō odpowiedział uśmiechem i machnięciem ręki.
      Kao wyswobodziła się z uścisku, gdy została zaciągnięta na tył wszystkich zebranych. Teraz ledwie dostrzegała te cudne istoty z Nocnej Klasy.
      - Aya, jak mogłaś? - zdenerwowała się. Moment później zapomniała jednak o urazie. - Czy oni nie są boscy?! Jejku! Każdy wieczór tutaj będzie takim niesamowitym wydarzeniem! - rozmarzyła się.
      - Nie będziemy się z nimi widywać - odrzekła szorstko Aya. Po jej trupie! Do licha, co tu się działo? Nie była w stanie logicznie myśleć, jedyne, co udało jej się zrobić - i tak jednak zbyt późno, według niej - to odciągnąć Kao od tego pokręconego krwiopijcy, który bałamucił wszystkie nieświadome niebezpieczeństwa dziewczęta dookoła.
     - Hę? - zdziwiła się Kaori, ale nic już nie powiedziała. Przejdzie jej! Pewnie po prostu się tu jeszcze nie zaaklimatyzowała. Zawsze trudniej było jej się przestawić.
      Obie zaczęły oglądać wydarzenia z boku. Dziewczyny tak napierały na biedną Yūki, że ta już nie wytrzymała i upadła. Wtedy podszedł do niej jeden z cud-chłopców, szatyn wyższy od Aidō o centymetr czy dwa.
      - Nic ci nie jest, Yūki? - spytał łagodnie. - Zawsze ciężko nad nimi zapanować - zauważył.
      - Kaname! - rzekła zarumieniona dziewczyna, szybko wstając i otrzepując spódniczkę. - Nic mi nie jest, Kaname-sama!
      - Zawsze jesteś wobec mnie taka formalna - odparł z lekkim uśmiechem. - Sprawia mi to przykrość.
      - Och, nie chciałam! - usłyszały jeszcze Aya i Kaori. Potem tych dwoje zaczęło coś mruczeć pod nosem, więc nikt z fanów ani siostry Mitsui niczego nie dosłyszały. Jednak tylko ślepy nie zauważyłby, że chwilę później ów Kaname pogłaskał panią prefekt po głowie, wywołując tym samym oburzony ryk jego fanek.
      Nie wiedzieć skąd, nagle znalazł się przy nich Zero Kiryū, który w jednej chwili odepchnął rękę Kaname. Spojrzał na szatyna z wyraźną niechęcią czy nawet nienawiścią.
      - Lekcje się zaczynają… Kuran - wycedził.
      - Przerażasz mnie… panie prefekcie - rzekł spokojnie na odchodnym Kaname Kuran.
      Uczniowie w białych mundurkach oddalili się w stronę szkoły. Aya i Kaori zauważyły, że prefekci sprzeczają się ze sobą. Po chwili chłopak odwrócił się do uczniów Dziennej Klasy, wciąż jeszcze podekscytowanej.
      - Słuchać no, bachory! Wracać, kurna, do swoich pokojów! Dlaczego każdego dnia muszę wysłuchiwać tego waszego cholernego pisku?!
      Tłum, jak na zawołanie, gwałtownie zaczął się rozchodzić. Nocna Klasa już zniknęła z pola widzenia, zaś z prefektem nie warto było zadzierać.
      - Znowu się spóźniłeś, bezużyteczny dupku! - krzyknęła Yūki, waląc kolegę w ramię. Więcej siostry już nie usłyszały, bo Aya pociągnęła Kaori w stronę Słonecznego Dormitorium.
      - Prawda, że są cudowni? - Mio i Nio nagle wyrosły tuż obok nich.
      - O tak! - powiedziała zachwycona wciąż Kao. - Dzięki, że nas tam zabrałyście!
      We trzy świergotały radośnie. Aya nie zamierzała dołączać do rozmowy, wciąż przerażona. Próbowała dojść do jakichś konkretnych i racjonalnych wniosków, ale nie była w stanie.
      Zwyczajnie znalazła się w środku koszmaru sennego.
      Miała nadzieję na spokojne namysły w pokoju, ale w odwiedziny wpadły Mio i Nio, papużki-nierozłączki i okropne gaduły. Jak można się było domyślić, rozmowa dotyczyła Nocnej Klasy. Aya, udając, że czyta książkę, chcąc nie chcąc przysłuchiwała się więc dyskusji na jej temat, mając nadzieję, że dowie się czegoś przydatnego. W końcu te dwie trzpiotki były tu od niemal roku, na pewno wiedziały więc na temat wampirów cokolwiek, co mogłoby jej się przydać. Szybko też zorientowała się, że te dwie - i najprawdopodobniej cała reszta Dziennego Wydziału poza Zero - z pewnością nie mają pojęcia o tym, kim naprawdę są nocni uczniowie. Zresztą… Kto w tych czasach wierzyłby w wampiry?
      - I co, najbardziej przypadł ci do gustu Idol-senpai, co? - zaćwierkała Nio, porozumiewawczo trącając Kao w bok. - Ach, jak to możliwe, że z nim rozmawiałaś?! Żadnej z nas nie udało się zamienić z którymkolwiek z nich tylu zdań! - musiała się poskarżyć. - Hm, w każdym razie… Ten, co rozmawiał z Kurosu-san, to Kaname Kuran, przewodniczący Księżycowego Akademika. Dziewczyny, które niemal się od niego nie oddalają to Seiren Myōji[2] i Ruka Sōen. Seiren to ta z krótkimi, szarymi włosami, kojarzycie? Nie odzywa się, ale nie odstępuje Kaname-senpaia na krok, jakby była jego ochroniarzem, cha, cha! Dalej jest zastępca Kaname-senpaia, Takuma Ichijō. Wiecie, to ten zielonooki blondyn, strasznie słodki. - Nio mówiła do obu sióstr, choć Aya niby jej nie słuchała.
      - Zapomniałaś o Wild-senpai! - przerwała jej Mio, która siedziała na krześle od biurka Kao. - To ten wysoki, ma z metr dziewięćdziesiąt, rudy. Tak naprawdę nazywa się Akatsuki Kain. Jest taaaki męski i wysportowany! Ach, no i to kuzyn Idola-senpai.
      - Razem trzymają się Rima Tōya, ta ruda w dwóch kucykach, i Senri Shiki - kontynuowała znów Nio, niemal brutalnie przerywając Mio. - Są najmłodsi spośród Nocnej Klasy, a pracują jako modele! Super mieć taką pracę już w wieku szesnastu lat! Są przecież w naszym wieku! - dopowiedziała. - Znaczy: w naszym i Ayi Mitsui-san - poprawiła się. - Ty masz jeszcze piętnaście, tak? - chciała się upewnić, pytając o to Kaori.
      - Tak. - Kaori skinęła głową.
      - Dlaczego poszłaś do szkoły rok wcześniej? Aż tak ci się spieszyło? - zaśmiała się Mio Amori.
      - Wiecie, jesteśmy ze sobą bardzo zżyte, Aya-nēsan  i ja. Mimo iż całkowicie się różnimy! Aya-nēsan zawsze o mnie dbała i w wieku tych paru lat nie chciałam jej opuszczać ani na krok, stąd ta decyzja. Na szczęście mamie udało się wtedy wszystko załatwić, a Aya do dziś pomaga mi w nauce - wyjaśniła i puściła oko.
      - Rozumiem! - zachichotała Mio, a Nio jej zawtórowała.
      - Ech… Słuchajcie... - Aya podniosła wzrok znad książki. - Kim jest ten drugi prefekt, Zero Kiryū? Znaczy… Wiecie o nim coś konkretnego?
      - Ach, ten dupek? - mruknęła Mio. - Jest boski, ale strasznie irytujący! Kiedy się pojawia, nie ma szans na przedostanie się do chłopców z Nocnej Klasy!
      - Tak, ale na szczęście często olewa obowiązki!
      - Ogólnie jest raczej nietowarzyski. Nie udziela się w życiu klasy, z nami prawie nie gada. Wiele dziewczyn na początku do niego wzdychało, ale to nie ma sensu, więc dały sobie spokój.
      - No! Sama się w nim podkochiwałam! - rozmarzyła się Nio.
      - A co, podoba ci się? Hę? - z cwanym uśmieszkiem spytała Ayę Kaori.
      - Że co, proszę? Nie, daj spokój! Po prostu wydał mi się jakiś taki…
      - Wredny, egoistyczny, gburowaty…? - podpowiedziała Kao.
      - Tak, właśnie - podchwyciła Aya, nie mogąc przecież przyznać się do tego, że musi na jego temat zrobić małe rozeznanie przez wzgląd na fakt, że jest wampirem.
      Westchnęła. Reszta dziewcząt zmieniła wreszcie temat, a Aya mogła naprawdę zacząć czytać.
***
      - Kurosu-san! - wydarł się Yamada-sensei następnego dnia na porannej lekcji. O ile normalnie był bardzo sympatyczny i wiele mógł zrozumieć, o tyle nie tolerował spania na swoich zajęciach.
      Yūki chrapała sobie jednak smacznie. Po jej policzku spływała strużka śliny.
      - Szkoda słów, nic nie dobudzi tej dziewczyny - westchnął nauczyciel. - W takim razie… Kiryū-kun!
      - Proszę pana! - To zgłosił się sąsiad Zero. - Kiryū-kun też śpi - przyznał lekko zmieszany.
      - Tych dwoje ciągle to robi! Co oni wyprawiają?! - zezłościł się Yamada. Wiedział, że oboje byli przeciążeni robotą, bo jako prefekci mieli masę obowiązków, nie zamierzał jednak pozwalać im przez to spać na lekcjach. - W takim razie kara dla obojga! - zawyrokował.
      Wtorkowe zajęcia dość szybko dobiegły końca. Uczniowie wyszli z sali, ale na Yūki i Zero czekały dodatkowe godziny nauki. Wychodząc z klasy, Kaori wysłała Kiryū pogardliwo-rozbawiony uśmieszek.
      Dobrze ci tak, ha!
      Uśmiechając się, wraz z Ayą skierowała swe kroki do stołówki, zaczynając już marzyć o wieczorze, kiedy to ponownie będzie miała okazję ujrzeć bóstwa z Nocnej Klasy.




[1] Gra słowna. Mumei (無名) oznacza „bez nazwy”, „anonimowy”. Fikcyjne miasteczko, które zawsze nazywałyśmy właśnie „miasteczkiem”/ „miasteczkiem nieopodal Akademii” etc. wreszcie otrzymało nazwę… ale też jednocześnie pozostało „bezimienne”, co by tradycji stało się zadość. ;)
[2] Kolejna gra słowna z naszej strony. Seiren nie ma nazwiska, co jest bez sensu, więc nadałyśmy jej je. Myōji (名字) oznacza właśnie „nazwisko”. :D


***
      Aya: Witajcie, kochane (kochani?)! To, co widzicie powyżej, pewnie Was zaskoczyło. Już spieszę z wyjaśnieniami.
      Od dawna miałyśmy z Kao ochotę na napisanie VK od początku, bo, bądźmy szczerzy, to, co stworzyłyśmy siedem lat temu, było beznadziejne - głównie z powodu tego, że początkowo miałyśmy zamiar „iść zgodnie z mangą”, a ponadto wychodziłyśmy z założenia, że czytać to będą tylko ci, którzy doskonale znają świat oryginalnego VK autorstwa Matsuri Hino i przez to początkowe rozdziały były bardzo ubogie w opisy i ogółem w jakąkolwiek wartość artystyczną. Wstyd i hańba. ^^’ Ponadto tak mało w tym było logiki, że woła to o pomstę do nieba.
      Tydzień temu, wspólnie robiąc obiad, rozmawiałyśmy - między innymi o tym, jaki to mamy zastój z VN i że wypadałoby to wreszcie zmienić. Tyle że nie miałyśmy na nie weny. Umówiłyśmy się więc na „noc pisania” VK - jak za starych, dobrych czasów. Dawnym zwyczajem poszłam do pokoju Kao, wywołując tym samym szok rodziców, jako że ostatnio spędzamy ze sobą mało czasu (w sensie Kao i ja), by siąść przy laptopie i popisać. Miałyśmy zamiar w ramach rozrywki i ponownego wgłębienia się w ten świat napisać wspólnie I rozdział VK - tym razem po ludzku - ale Kao ostatecznie stwierdziła, że jednak zaweniło ją na VN. Świetnie się złożyło! Ona siadła do „Spełnienia marzeń” (wówczas jeszcze ten tytuł nie istniał), a ja do „rewrite’owania” I rozdziału VK. I tak rozpoczęła się historia pod tytułem „Jak z pięciu stron w Wordzie zrobić piętnaście”. Tak, serio. Oryginał był trzy razy krótszy niż to, co widzicie powyżej. Porównajcie sobie (klik), polecam, ubaw gwarantowany (Suzu potwierdzi)!
      Wiem, że wolelibyście poczytać dalsze losy bohaterów VN, ale to nie takie łatwe. Tworzenie czegoś zupełnie nowego siłą rzeczy zajmuje więcej czasu, którego my za bardzo nie mamy, to raz. Dwa, jeśli o mnie chodzi, zanim zacznę pisać VN, muszę przeczytać co najmniej kilka albo nawet kilkanaście rozdziałów wstecz, bo totalnie nie ogarniam, co się tam działo. Ponadto, jak widać, teraz prym wiedzie Hanashi, a to postać Kao, więc jeśli o mnie chodzi, mam mniej do roboty w VN. Dlatego bawię się w VK i nie odbierajcie mi tej radości, proszę, bo dzięki temu czuję się odmłodzona i wzruszona. Może jestem sentymentalna, trudno. Nie każę Wam tego czytać ani komentować, ale by nie świeciło tu pustkami, od czasu do czasu będziemy tu dodawać „Vampire Knight, version 2.0” w ramach dodatków specjalnych. Jeśli macie ochotę, bądźcie z nami. Jeśli nie, nie będziemy miały do Was żalu.
      Czy ja zawsze muszę się tak rozpisywać? Już kończę, słowo. Oddaję głos Kao-chan. Buziaki!

      Kao: Ciężko będzie przebić ten monolog, więc może pokrótce. Miło było zasiąść jak za dawnych czasów przy dwóch komputerach i słyszeć tylko brzdękanie (?) w klawiatury, co jakiś czas zerkając przez ramię, czy na pewno druga pisze, a nie się opiernicza. :P To Aya miała parcie na napisanie VK od nowa, dla mnie stara wersja ma ten czar, pokazujący, jak wiele się zmieniło… Aczkolwiek faktem jest, że miło zobaczyć to w nowej, lepszej odsłonie, choć traumatycznym przeżyciem było nazwanie miasteczka, które zawsze było tylko miasteczkiem. Zawsze było to główne miasteczko, bo były też inne miasteczka, oddalone o ileś od tego miasteczka… Nawet nie wiecie, ile problemu to robi, kiedy chce się napisać, że ktoś poszedł do innego miasteczka, a potem wrócił do tamtego… Paranoja! W każdym razie nieskromnie powiem, że to ja wymyśliłam, żeby jego nazwa znaczyła coś w stylu „bezimienne, bez nazwy”. :D Wracając do rzeczy, bo nieźle namieszałam… Postaram się zagłębić dalej w świat VN, na tyle, na ile starczy mi czasu na studiach. Aya za to nieźle prze naprzód, więc możecie się spodziewać, że coś tam ukazywać się będzie. Prosimy o cierpliwość i bawcie się dobrze, całuski! :*

8 komentarzy:

  1. Dzięki za info!
    Wow! Nie sądzę, żeby poprzednie było beznadziejne! Jest lepsze, niż to co ja pisuję! :P Ale z miła chęcią wrócę do VK. Naprawdę uwielbiałam tamten świat. Więc ludzik, będę śledzić na bieżąco ;P
    Tak w ogóle-cieszę się! Serio! Z powodu wyżej wymienionego, a także z samego faktu, że mam straszny sentyment do tej serii, z chęcią ją sobie "odświeżę". No i nie cierpię Yuki, więc... ^^"
    Powodzenia, dziewczyny, w pisaniu!
    Pozdro!
    K.L.

    PS. oczywiście, to było mega! Długie i w ogóle świetne! Gratulacje! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. :) Bałam się, że będziecie marudzić, że chcecie coś nowego, a nie tylko odgrzewane kotlety, a tu proszę, jaki pozytywny odzew. :) Widzę, że macie sentyment do VK tak mocny jak i my. ;)
      Buziaki!

      Usuń
  2. Konbanwa!(Tssa,jutro szkoła a ja nie śpię x")
    Jako,iż jestem najmłodszą(chyba) czytelniczką,to rozpisywać się raczej nie będę.
    Tak więc:
    Wow.To było wspaniałe!Z chęcią bym przeczytała drugą wersję!Serio :D
    Sprawiłyście,że wróciły mi wspomnienia .
    Gdy pierwszy raz znalazłam waszego bloga,gdy nie spałam w nocy,wciągnięta lekturą,gdy bałam się,iż nie będę mogła nawiązać z wami kontaktu.
    Jak tak porównuję,to serio dobry kawał roboty.
    Powtarzając:Bardzo bym chciała ciąg dalszy tej nowej wersji.
    A,i oczywiście buziaczki dla was dziewczyny i oklaski za to,że nie przespałyście nocy dla nas.
    Jesteście naprawdę kochane.
    Przesyłam przytulasy i dużo weny^^:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w naszych skromnych progach. ^^
      To ile masz lat, jeśli można wiedzieć? ;)
      Dziękujemy za miłe słowa! Każdy taki komentarz wiele dla nas znaczy i dodaje nam motywacji. :)
      My też przesyłamy przytulasy. ;)

      Usuń
  3. Ja jestem też! Napiszę krótko, bo ogólnie odbywam praktyki na promie w Świnoujściu :D i zasięg mamy tylko 33 godziny na dobę :c ale chce żebyście wiedziały, ze jestem, czytam i dalej podziwiam! Czekam na kolejne rozdziały i lecę dalej pracować :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło! <3
      Powodzenia w pracy!

      Usuń
  5. Jeszcze nie przeczytałam, ale na pewno nie długo to zrobię! :) Tylko znajdę trochę czasu (mam wszędzie dużo zaległościxD)
    Ale powiem, że do tej starej wersji mam sentyment i naprawdę widać jak rozwinęłyście swój warsztat pisarski. :D Ale nie powiem, odnowię historię bardzo chętnie. Szczególnie jestem ciekawa Aidou. Dawno go nie było w VN :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń