środa, 22 marca 2017

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XI - „Niech żyje bal”

      Wybiegłszy z męskiego akademika, Aya zobaczyła przed sobą panią prefekt, która wyglądała na równie niespokojną jak ona sama.
      - Yūki! - krzyknęła za nią od razu. Zebrała siły, przyspieszyła i po chwili zrównała się z koleżanką.
      - Aya? - Yūki dyszała porządnie. Najwyraźniej już od jakiegoś czasu biegła. - Zero…
      - Wiem - przerwała jej Aya. Razem popędziły do jednego z budynków. Aya prowadziła, bo na szczęście zdążyła już wyczuć tych, których szukały.
      O nie, Zero rzeczywiście spotkał się już z Kurenai-Hiō!
      - Tędy! - przykazała, z sekundy na sekundę stresując się coraz bardziej. Modliła się w duchu, by Zero nie był ranny, by nie stracił zdrowego rozsądku, by ewentualny widok brata (był człowiekiem, więc go nie wyczuwała, nie wiedziała, gdzie się podziewał) nie sprawił, że przegra…
      Kiedy wreszcie dobiegły do celu, stanęły przy wejściu do sporej sali, w której znajdowali się Zero i Shizuka w ciele Marii Kurenai. Dbały o to, by nie dać się zobaczyć (Aya co prawda zdawała sobie sprawę z tego, że wampiry i tak mogą je wyczuć, ale starała się tym za bardzo nie stresować, co innego było w tej chwili ważne), wytężyły za to słuch.
      Zero, nadal celując Bloody Rose w znienawidzoną wampirzycę, chcąc nie chcąc jej wysłuchiwał. Podejrzewał, że to wina „więzi krwi”, że nie może do końca skupić myśli i po prostu jak najszybciej tego zakończyć.
      „Ukarz mnie, Zero, tę, która popełniła błąd”, powiedziała wcześniej. „O ile możesz pociągnąć za spust”.
      O losie, próbował, naprawdę próbował, ale nie mógł. Co się z nim działo? Do cholery z tą całą krwawą więzią, do cholery z tym wszystkim!
      Na jego twarzy musiało ukazać się pewne zdumienie, bo kobieta kontynuowała: „Co cię tak zdziwiło? Czyżby to, że nie potrafisz strzelić?”
      Kazał ciału się poruszyć, ale to nic nie dało. Zdał sobie sprawę, że całkiem prawdopodobne, iż gdyby wydarzyło się to wcześniej - zanim po raz pierwszy stracił nad sobą kontrolę - miałby w sobie na tyle siły, by jednak ją zabić. Ale teraz… Teraz był słaby. Tak strasznie, żałośnie słaby…
      Shizuka, zupełnie nie przejmując się pistoletem, podniosła ręce i ujęła drobnymi dłońmi jego twarz. Skrzywił się ze wstrętu, ale nadal nie mógł się poruszyć.
      „Biedny chłopcze, powiem ci prawdę”.
      „Nie dotykaj mnie”, wykrztusił z siebie, ale zrobił to z ogromnym trudem.
      „Nie możesz mnie zabić”, oświadczyła. „Nie możesz zabić swego mistrza, swej pani, która obdarzyła cię wampirzym życiem. Nie teraz, gdy upadłeś już tak nisko, by zostać sługą”, dodała i tego było już za wiele. Co prawda potwierdziła właśnie jego przypuszczenia - gdyby nadal miał nad sobą kontrolę, nie doszłoby do tego - ale mimo tego, być może z powodu wrzącego gniewu i obezwładniającej nienawiści, udało mu się wreszcie wykonać ruch. Brutalnie odepchnął od siebie ręce swego największego wroga, odrzucając Shizukę na kilka kroków, po czym po raz kolejny wycelował w nią broń.
      Zero o tym nie wiedział, bowiem całą uwagę skupił na Shizuce, ale właśnie w tamtym momencie przed salą znalazły się Aya i Yūki.
      - Jako pierwszy się nie poddajesz - usłyszały głos Marii. - Dobry chłopiec. Tak się cieszę, że wybrałam ciebie…
      Dziewczyny słuchały tego z przerażeniem. Choć chciały coś zrobić, cokolwiek, wiedziały, że nie wolno im się wtrącać, a ponadto najprawdopodobniej tylko by przeszkadzały. Yūki niby miała ze sobą swoją broń, Artemisa, ale średnio potrafiła się nim posługiwać, z kolei Aya… Aya obawiała się, że jak przyjdzie co do czego, nie będzie potrafiła się obronić. Tak samo jak w tym pamiętnym koszmarze, w którym Zero ją ugryzł… Poza tym niestety nie wpadła na to, by zabrać ze sobą na przykład butelkę wody, a na korytarzu też nie było żadnego jej źródła.
      - Nieważne, jak wyglądam, jesteś taki dobry, Zero - kontynuowała Kurenai - że wciąż mnie rozpoznajesz. Mnie, która odebrała ci ludzkie życie…
      - Właśnie - szepnął Zero. Odzyskał w pełni zdolność mowy i ruchu. - Nigdy nie zapomnę, Shizuko Hiō… Tamtego dnia twoja prawdziwa twarz była mokra od naszej krwi…
      Ujrzawszy w tym momencie wyraz twarzy Yūki, Aya zauważyła, że ta dopiero teraz dowiedziała się, kto skrywa się pod postacią Marii Kurenai. I co ta osoba zrobiła…
      - To ciało nie jest moje, więc nie chciałabym, żebyś był bardzo okrutny - rzekła Shizuka.
      Wtedy na balkonie znajdującym się za Marią pojawił się „ten drugi”. Zrobił kilka kroków, a następnie puścił ku Hiō katanę, którą ta od razu złapała. Zero spojrzał z przerażeniem i złością na ocalałego brata. W ciągu ułamku sekundy przez jego serce i umysł przelało się tysiące myśli i wspomnień związanych z bliźniakiem.
      Shizuka wyciągnęła jednak miecz z pochwy i zamachnęła się na prefekta, więc ten nie miał czasu na żale, nie teraz. Umiejętnie sparował cios za pomocą swego pistoletu. Cholera, jak tak ma to wyglądać, i jemu przydałby się miecz.
      Dziewczyny z kolei były coraz bardziej przerażone. Serca im waliły, chwiały się na nogach. Odgłosy walki sprawiały, że niemal odchodziły od zmysłów.
      - Ze… - chciała już krzyknąć Yūki, ale nagle ktoś zasłonił jej usta ręką. Aya dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że pojawił się nowy zapach - zapach Kurana. Jeszcze bardziej się przestraszyła i zachłysnęła powietrzem.
      Zero chyba zdążył coś usłyszeć, bo na chwilę automatycznie zwrócił twarz w kierunku drzwi.
      - Jak śmiesz odwracać wzrok? - zapytała ze złością Shizuka. Aya poczuła krew - Maria przecięła Zero, ale ten już po chwili znów się na nią rzucił.
      Walka rozgorzała na nowo.
      Aya stała nieruchomo, ukradkiem spoglądając to na walkę, to na Kaname, który przyłożył dłoń do czoła Yūki i sprawił, że zasnęła.
      - Macie niebywały talent do pchania się tam, gdzie nie powinno was być - szepnął. Walczące wampiry najwyraźniej były tak pochłonięte walką i sobą nawzajem, że tego nie usłyszały. A może to Kuran za pomocą jakichś czystokrwistych mocy zadbał o bezpieczeństwo?
      Aya zadrżała, ale milczała.
      - Zabraniam ci przypominać Yūki o tym, co się tu stało. O pewnych rzeczach lepiej jest nie pamiętać - rzekł cicho. Aya skinęła tylko głową. Miała gdzieś Yūki, miała gdzieś Kaname. Niech tylko Zero nic się nie stanie...
      Usłyszała huk. Szybko się odwróciła. Zero strzelił do Shizuki. Trafił ją w jej lewy bok, krwawiła mocno.
      - Tak jak myślałam, ciężko jest używać pożyczonego ciała - westchnęła Hiō. - Jestem zawiedziona, że nie trafiłeś w moje serce - zachichotała. - Ale… Zaczniemy znowu, kiedy nasze rany się zagoją.
      Na twarzy Zero odmalowało się zdziwienie. Ale wówczas, najpewniej przez wzgląd na krew, którą poczuł, a także którą od ładnych paru minut sam tracił, napadł go okropny głód. Złapał się za gardło i zgiął się wpół. Dyszał ciężko.
      Dlaczego on ma tyle cierpieć?! Dlaczego to wszystko spadło na niego?!
      - Bywają chwile, w których krwawienie powoduje dotkliwy głód - rzekła Shizuka. Jakby nie wiedział… Zdążył się już o tym przekonać. - Powinieneś być ostrożny. Prawdziwa wampirza natura jest dzika i okrutna.
      Zero spojrzał na wampirzycę z nienawiścią i coś jeszcze szepnął.
      - Shizuka-sama. - To odezwał się brat Zero.
      - Udam się na spoczynek do następnej nocy, Ichiru - odparła spokojnie Maria, po czym wraz z Ichiru zniknęła z pola widzenia. Aya dopiero teraz spostrzegła, że Kuran też już gdzieś przepadł i zabrał ze sobą Yūki.
      W sali został tylko Zero. Aya wahała się przez kilka sekund, zanim przekroczyła próg pomieszczenia.
      - Nie podchodź - wyszeptał chłopak.
      Dziewczyna się zatrzymała.
      - Jesteś ranny - powiedziała cicho. Rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu wody. Ujrzała jedynie wazon z kwiatami - w miejscu, którego nie widziała z korytarza. Sięgnęła po moc i sprawiła, że woda wydostała się z naczynia. Potem dokładnie ją oczyściła, na co również pozwalała jej umiejętność.
      Podeszła do kolegi, trzymając nad dłońmi niewielką kulę wody.
      - Trzeba oczyścić ranę - szepnęła. Domyśliła się, że katana musiała być bronią Łowców, jako iż to wstrętne zadrapanie Zero w ogóle się nie zasklepiało i nadal krwawiło.
      - Ja… nie wiem, czy wytrzymam - rzekł z trudem Kiryū.
      - Proszę, tylko chwilę… Powstrzymaj się.
      Nic już nie powiedział. Aya jedną ręką odpięła koszulę chłopaka, drugą zaś wciąż utrzymywała wodną kulkę. Rana nie wyglądała najlepiej.
      To musi strasznie boleć. Do tego jeszcze ten jego głód… Boję się… Co się stanie, jeśli będzie chciał mnie ugryźć? Spojrzała na kulę wody. Uśmiechnęła się pod nosem. W razie czego będę musiała się bronić. Miała jednak szczerą nadzieję, że nie będzie takiej konieczności. W obecnej chwili chciała pomóc przyjacielowi, a nie dokładać mu jakiegokolwiek cierpienia.
      Delikatnie zaczęła przemywać ranę. Prefekt wciąż oddychał z trudem. Nagle Aya poczuła się dziwnie słabo, jakby jej energia zaczęła z niej wypływać i przenosić się na wodę, którą manipulowała. Zakręciło jej się w głowie i zrobiło ciemno przed oczami.
      Co jest?
      Cieszyła się, że siedziała, bo gdyby nie, na pewno by upadła.
      Po chwili zaczęła czuć się lepiej. Ze zdziwieniem zauważyła, że Zero oddycha już względnie normalnie. Spojrzała na ranę. A właściwie w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była.
      - Hę? - Przetarła oczy, bo nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Kiryū patrzył badawczo na koleżankę. - Ja to zrobiłam? - spytała.
      - Niesamowite… - wyszeptał. - Ty… mnie uleczyłaś.
      - Ale jak? Nigdy nie potrafiłam!
      Po czym wszystko stało się jasne. To musi być ta nowa umiejętność! Wcześniej jej nie zauważyłam, bo niby jak! Spojrzała na kolegę. Chyba myślał o tym samym.
      Chwilę milczeli, każde zatopione we własnych myślach.
      - Dzięki - szepnął wreszcie Zero.
      - Nie ma za co…

      Każde wróciło do siebie. Nie rozmawiali o tym, co się zdarzyło.
      Aya spostrzegła, że Kaori smacznie śpi. Odetchnęła z ulgą.
      Szybko poszła się wykąpać, a następnie wślizgnęła się pod kołdrę. Była pewna, że przed nią kolejna bezsenna noc. Myliła się jednak. Zmęczenie wywołane tymi wszystkimi zdarzeniami, a także uzdrowieniem Zero sprawiły, że niemal od razu zasnęła.
***
      Zero nie pojawił się na egzaminach. Yūki siedziała z głową opartą na dłoni, wyglądała na nieobecną.
      Chyba naprawdę nic nie pamięta, pomyślała Aya.
      Kaori z zapałem zapisywała swój arkusz. Aya zaś skupiła się i po chwili udało jej się wyrzucić z myśli niepewności i zmartwienia. Zaczęła pisać. Najgorszy był początek, później szło już łatwiej. Dziewczyna została sam na sam ze swoim testem.
***
      - Nareszcie po wszystkim! Te egzaminy były okropne! - stwierdziła Kao w piątek, czwartego marca, czyli ostatniego dnia sesji w Akademii Kurosu.
      - Uhm.
      - Kurosu-san. - Kasumi Kageyama, przewodniczący klasy, pojawił się w polu widzenia i podszedł do Yūki, która stała wraz z Yori. - Dowiedziałem się o wynikach egzaminów z pięciu przedmiotów… I tak jak się tego spodziewałem, nasza klasa wypadła najgorzej! - Otaczała go złowieszcza aura, był ewidentnie wściekły. - Słyszałem, że tylko się podpisałaś na arkuszach i resztę zostawiłaś pustą… To przez ciebie moja klasa musi teraz przygotowywać wystrój na potańcówkę! - wybuchnął. - To będzie twoja wina, jeśli nie zatańczę z Ruką-san! - krzyknął. - Gdyby chociaż Kiryū-kun się zjawił! Gdyby on był, średnia klasy… - odchodził już pośpiesznie, więc Aya i Kaori nie usłyszały reszty.
      - Yūki, przecież się uczyłaś, prawda? - spytała Sayori.
      - Uhm, no tak. Zero… To on mnie uczył w poniedziałek wieczorem… - Wyglądała, jak gdyby przebudzała się z jakiegoś dziwnego snu, jak gdyby dopiero teraz zauważyła, że Zero nie pojawił się na testach i że cokolwiek może nie być w porządku. Aya domyślała się, że to wszystko przez fakt, iż Kuran mieszał jej w głowie.
      I wtedy Aya poczuła zapach Marii. Nie, tylko nie to…
      Wampirzyca w białym mundurku stała pod jednym z drzew. Yūki natychmiast do niej pobiegła.
      Zdecydowanie przypomniała sobie coś z tamtej nocy, pomyślała Aya. Sama bardzo często myślała o walce, jaką Zero stoczył z Shizuką. Chciała nawet do niego pójść, zapytać, jak się czuje, ale egzaminy oraz dziwne przekonanie, że on raczej nie miał ochoty z nikim na razie o tym rozmawiać, sprawiły, że dała sobie spokój. Zero miał przecież dużo do przemyślenia… Nie dość, że w jego życiu znów pojawiła się Shizuka, nie dość, że usłyszał od niej tyle okropnych słów, to jeszcze ten jego brat… Jak Ichiru mógł służyć takiemu potworowi jak Shizuka Hiō?! Przecież ona zabiła im rodziców, zamordowała ich z zimną krwią! A może coś mu zrobiła? Wykorzystała na nim jakieś swoje czystokrwiste sztuczki, omamiła go? Kto wie, może w ten sam sposób ojciec Ayi przekonał do siebie jej matkę?
      Niczego nie była pewna. Z domysłami kręciła się w kółko, dlatego od czasu do czasu nakazywała sobie przestać i skupić się na nauce, choć to nie było proste, bo myślała i o sytuacji Zero, i o swojej nowej mocy. Cóż, mogła ona okazać się przydatna, szczególnie jeśli coś miałoby się kiedyś stać Kao, ale mimo wszystko… Mimo wszystko to jeszcze bardziej przybliżyło ją do wampirów…
***
      - Hm, to strojenie jest całkiem fajne! - stwierdziła Kao. Cała klasa musiała przybyć wieczorem do sali, w której miał się odbyć bal, by przygotować wystrój.
      - No nie wiem - odparła Aya. Automatycznie robiła to i owo, pomagała innym, ale jej myśli zaprzątało coś innego. Teraz, kiedy egzaminy dobiegły końca, niemalże bez przerwy myślała już o Zero.
      Yūki też wyglądała na zamyśloną. Zdecydowanie nie podobało się to przewodniczącemu klasy. Nic jednak nie mówił, tylko powarkiwał pod nosem.
      Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł Zero. Nikt oprócz Ayi i Yūki nie zwrócił na to uwagi, wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami. Yūki spostrzegła go, bo do niej podszedł, z kolei Aya wyczuła jego krew. Przez myśl przeszło jej, że znów walczył z Shizuką, ale gdyby tak było, raczej byłby w dużo gorszym stanie.
      Widziała, że prefekci o czymś ze sobą rozmawiają. Nie słyszała jednak ani słowa, bo była po drugiej stronie sali. Nie chciała się wtrącać, ale myśli krążyły wokół tego dwojga. Skąd ta krew?
      Nie mogła wiedzieć, że od nocy ze środy na czwartek, od chwili, kiedy go wyleczyła i się z nim pożegnała, trawił go głód. Znów próbował go zmniejszyć tabletkami, ale jak zwykle nie działały. Dzisiaj z kolei zaczął kaszleć krwią - to właśnie ją wyczuła Aya, bo wytarł twarz rękawem. Na szczęście nikt nie zwrócił na niego uwagi i nie zauważył tej szkarłatnej plamy, gdy wszedł do sali balowej.
      Zero skierował się szybkim krokiem ku sąsiedniemu pomieszczeniu. Kurosu bezmyślnie podreptała za nim.
      Drzwi zamknęły się za nimi.
      - Zero, czyja to krew? Co się dzieje? - zapytała przestraszona Yūki. Spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem. Był przekonany, że się domyśli.
      - Przecież byłaś tam wtedy. Od tego czasu ledwo się trzymam, a dzisiaj… - Znów się rozkaszlał. Pragnienie wypalało mu gardło.
      - „Tam”? - spytała, nadal nie pamiętając żadnych szczegółów.
      - Nieważne - uciął Zero. Chciał porozmawiać z przyjaciółką na temat wydarzeń ze środy, ale zorientował się, że ona nie wie, o co chodzi. Był pewien, że to sprawka Kurana. - Nie waż zbliżać się do Marii Kurenai, rozumiesz?
      - Tak, ale… - Doskoczyła do niego i złapała poły jego marynarki. - Jesteś ranny, pokaż to. Wszystko w porządku?
      - Puść. - Chciał wyjść, uciec od niej, od jej zatroskanych oczu i widoku jej szyi, od dźwięku pulsującej w jej ciele krwi, której tak okropnie pragnął.
      - Mowy nie ma!
      - To nic, w porządku, serio - wydyszał. Zacisnął pięści, walcząc ze sobą. Po tym, co powiedziała mu wtedy Shizuka, tym bardziej nie chciał stracić nad sobą kontroli. To by tylko potwierdziło, jak żałosnym stworzeniem się stał. Niby wiedział to od dawna, ale te jej słowa… Czym bardziej się pogrążał, tym większą władzę nad nim miała. Nie mógł pozwolić, by to postępowało, przecież musiał ją zabić…
      - Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziła oczywistość Yūki. Spojrzała na przyjaciela, który bezsilnie oparł się o ścianę. Był blady jak śmierć. Kurosu westchnęła i sprawdziła, czy drzwi są dobrze zamknięte, po czym podeszła do Zero. - Możesz robić, co zechcesz - powiedziała, odgarniając włosy, by dać mu łatwy dostęp do szyi. - No dalej, gryź, gdzie chcesz. Tylko nie rozlej za wiele, nie chcę za bardzo poplamić mundurka - paplała.
      Dlaczego to robiła? Była jak owieczka idąca potulnie na rzeź. Sama mu się podstawiała. I to przelało czarę. Jego oczy rozbłysły czerwienią, na dobre obudził się w nim potwór i po raz kolejny stracił kontrolę. Niczym zwierzę doskoczył do niej i niecierpliwie wbił kły w jej szyję. By było mu wygodniej, przygniótł ją ciałem do ściany. Mała, biedna, zapędzona w kozi róg owieczka…
      A może było inaczej? Może to raczej on znalazł się w kozim rogu? Ona przynajmniej samodzielnie podejmowała decyzje, miała kontrolę nad tym, co robiła.
      On ją tracił. Z dnia na dzień coraz bardziej.
      Aya poczuła zapach krwi Yūki dokładnie w tej samej chwili, w której kły Zero przebiły jej skórę.
      Więc w końcu nie wytrzymał, pomyślała ze smutkiem. A w środę trzymał się tak dzielnie… Spuściła wzrok. Dlaczego dzieją się takie okropne rzeczy? I… czy ten świat na wieki pozostanie skąpany we krwi?
***
      - No! Jestem gotowa! - krzyknęła Kao, wpadając do pokoju. Była już ubrana, uczesana i umalowana. Biało-lawendowa sukienka podkreślała jej ładne kształty oraz dodawały jej kobiecości.
      Nadeszło sobotnie popołudnie i w akademiku wrzało od przygotowań do balu.
      Aya zamknęła drzwi od szafy. Dopiero wtedy Kaori ją zobaczyła.
      - Wow! Skąd masz tę sukienkę? - spytała wesoło, oglądając bordową kreację siostry.
      - Cóż, kupiłam ją kiedyś, ale nigdy nie miałam jej na sobie. Właściwie to jedyna, jaką tu mam. Czy nie wyglądam dziwnie? - Zazwyczaj nie chodziła w sukienkach, bo wyznawała spodnie, niemniej na potańcówkę bynajmniej nie wypadało jej iść w dżinsach. No, właściwie w ogóle nie szłaby do tego całego cyrku, gdyby nie fakt, że zjawią się tam wampiry, więc musiała pilnować bezpieczeństwa Kaori. I obserwować Zero. Coraz częściej tracił przecież nad sobą kontrolę, prędzej czy później może rzucić się na kogoś innego niż Yūki, która wspaniałomyślnie z własnej woli raczyła go swoją krwią.
      - Żartujesz? Wyglądasz ślicznie! Tak delikatnie i dziewczęco! I jak fajnie się rumienisz! Słodziutka moja! Gdyby zobaczył cię w tym momencie jakiś chłopak, to z miejsca by się w tobie zakochał - powiedziała z uśmiechem.
      - N-nie przesadzaj - mruknęła Aya.
      - Och, czemu zawsze się tak stresujesz, gdy ktoś ci prawi komplementy? - zapytała Kao.
      Aya nie odpowiedziała. Nie mogła jej przecież powiedzieć, że nie znosiła komplementów ze względu na swoją wampirzą urodę. No, nie przyznawała się do tego zbyt mocno, ale innym powodem była po prostu wrodzona nieśmiałość. Potrafiła sztyletować wzrokiem, a nawet powiedzieć kilka złośliwości, jeśli wymagała tego sytuacja, ale ogółem była raczej spokojną i wstydliwą osobą.
      Z niechęcią ubrała eleganckie, czarne buty, jedyne obcasy, jakie posiadała.
      - No już, uśmiechnij się! Takie potańcówki nie zdarzają się co dzień! - rzekła Kaori.
      - Na szczęście. Wiesz, że nie lubię takich rzeczy. Tylko się tam wynudzę.
      - Oj, nie wiesz, co mówisz! Będzie super, zobaczysz! Nie zapomnisz jej do końca życia!
      No, to na pewno, pomyślała ponuro Aya. Już się cieszyła na to całe stado wampirów, które będzie trzeba mieć bez przerwy na oku…
      Przez chwilę dziewczyny się droczyły, ale wreszcie nadszedł czas. Trzeba było się zbierać. Wraz z nimi wychodził niemal cały akademik, więc zrobiło się naprawdę tłoczno, tym bardziej, że i z dormitorium chłopców wysypali się uczniowie. Wszyscy ruszyli ku budynkowi szkolnemu.
      Wszędzie czuć było zapachy wampirów - one również zmierzały już ku sali balowej. Niepokój Ayi wzrastał z każdą chwilą.
      - Co się tak spieszysz? - spytała Aya, która ledwo się poruszała na wysokich butach. Nienawidziła takiego obuwia, wyznawała adidasy, trampki i płaskie sandały.
      - Nie mogę się już doczekać! - świergotała Kao, jednak odrobinę zwolniła, litując się nad siostrą. Sama bynajmniej nie miała problemu z chodzeniem, a nawet tańczeniem, bieganiem czy skakaniem na obcasach.
      - Mitsui-san - usłyszały nagle. Równocześnie spojrzały w bok. Między drzewami, opierając się o jedno z nich, stała Maria.
      - Kurenai-san? - Serce Ayi niemal stanęło, po części ze strachu o Kao i innych uczniów, po części ze strachu o samą siebie.
      - Możemy chwilkę porozmawiać? - spytała wampirzyca. - Nie zajmę ci dużo czasu - obiecała spokojnym, niby to sympatycznym tonem.
      - Ale… Ee… Musimy już iść… - próbowała się wykręcić Aya.
      - Nie martw się, nēsan. Pójdę przodem, zaraz mnie dogonisz! - powiedziała wesoło Kaori.
      Szlag!
      Kao oddaliła się i zrównała z Mio i Nio.
      - Chodź, Mitsui-san. Tutaj jest za dużo ludzi - rzekła Maria z nieco upiornym uśmiechem.
      No i dobrze… Cholera!
      Dziewczyna poczuła wszechogarniający strach, ale poszła za wampirzycą. Nie mogła przecież narażać uczniów. Posłusznie weszła więc za Kurenai głębiej między drzewa.
      - No, tutaj będziemy miały spokój - powiedziała Maria.
      Aya zauważyła kilka metrów dalej brata Zero, co tylko spotęgowało jej niepokój.
      - Wiem, że tam wtedy byłaś i że wiesz, kim jestem - zaczęła Kurenai.
      - Co masz na myśli? - spytała cicho Aya.
      - Nie wygłupiaj się już! - rzekła groźnym tonem Maria. Serce Ayi zabiło mocniej ze strachu. Miała nogi jak z waty, była przerażona.
      - Dobrze więc. Wiem, że to ty, Shizuko Hiō - powiedziała ostrożnie, wiedząc, że nie ma sensu dłużej udawać.
      - Dokładnie. - Maria uśmiechnęła się demonicznie, a może tak tylko wydawało się skamieniałej z przerażenia Ayi. - A skoro ja wiem, że ty wiesz, kim jestem ja, to dowiedz się także, że ja… wiem, kim jesteś ty.
      Shizuka przeszywała dziewczynę wzrokiem. Aya stała jak sparaliżowana i tylko patrzyła wielkimi, szarymi oczami na czystokrwistą.
      - J-jak to?
      Hiō zaśmiała się szyderczo.
      - Nie udawaj już takiej zdziwionej… Katayama.
      Ayą wstrząsnął dreszcz, zaczęła szybciej oddychać.
      - Skąd… to wiesz? - spytała tak cicho, że sama prawie siebie nie słyszała.
      - Och… Powiedzmy, że doskonale znałam twojego ojca - odparła wymijająco, po czym zachichotała.
      - Znałaś go? - Dziewczyna jeszcze szerzej otworzyła oczy. - To znaczy, że wiesz… kim on jest?
      - Oczywiście, że tak! - zaśmiała się Shizuka.
      - Możesz… mi powiedzieć? - zapytała szeptem.
      Reiko nigdy nie wyjawiła jej tej tajemnicy, uważała, że tak będzie lepiej.
      A teraz mam szansę dowiedzieć się, kto zniszczył życie mojej matce i mnie…
      - Naturalnie, że mogę - odpowiedziała z uśmiechem Hiō.
      Aya spojrzała na nią ze zdziwieniem. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Shizuka tylko się zaśmiała.
      - Ale nie ma nic za darmo! - oświadczyła.
      No tak. A więc jednak… Ale mimo wszystko, mimo wszystko… Do licha, musiała dowiedzieć się, kim był ten drań! Jeśli pozna wreszcie jego tożsamość, być może uda jej się do niego dotrzeć i go zabić, tak samo jak on zabił jej matkę…
      - Mam pewną propozycję - odezwała się znów Shizuka. - Z przyjemnością wyjawię ci ten sekret, ale pod jednym warunkiem. Musisz dać mi coś w zamian.
      - Co takiego?
      - Och, nic wielkiego. Tylko… swoją krew.
      Aya przestraszyła się, słysząc te słowa. Miała świadomość, że nawet gdyby zdecydowała się podzielić z Shizuką swoją krwią, ona nie zniżyłaby się do tego poziomu, by pozwolić Ayi przelać swoją krew na przykład do kieliszka, lecz wypiłaby ją prosto z jej żył. Jeszcze ciepłą, najsmaczniejszą. A ona nie mogła na to pozwolić. Nigdy.
      Nie mogę tego zrobić! Nie, za nic! Tożsamość ojca będzie musiała zaczekać…
      Nie mogła zdradzić siebie i swoich ideałów, swoich postanowień i zakazów, które sama na siebie nałożyła. Nigdy, przenigdy.
      - Cóż, daję ci czas na podjęcie decyzji - oznajmiła wspaniałomyślnie Shizuka. - Jeśli stwierdzisz, że chcesz to zrobić, to przyjdź do mnie w trakcie balu.
      - Ale… gdzie wtedy będziesz? - spytała niemal bezwiednie Aya.
      - Och, wystarczy, że skupisz się na tym, by mnie znaleźć. Zaufaj swojemu wampirzemu instynktowi, w końcu po to go masz - odparła Hiō, po czym zaczęła się oddalać. Milczący wciąż chłopak poszedł za nią.
      Aya stała jeszcze przez chwilę w miejscu, cała się trzęsąc. W końcu pokręciła energicznie głową, nakazując sobie skupić się na Kaori, i ruszyła w stronę sali, w której właśnie rozpoczął się bal.

      Kaori tańczyła już z kilkoma pierwszymi osobami - zarówno z Dziennej, jak i Nocnej Klasy. Bardzo jej się podobało, ale nie mogła znaleźć Aidō, co nieco popsuło jej humor.
      Właśnie skończył się jeden z utworów. Chłopak podziękował Kao za taniec i się oddalił. Dziewczyna przeszła się trochę po sali. W pewnej chwili zauważyła wchodzącą do pomieszczenia Ayę. Szybko do niej podbiegła.
      - Blada jesteś - stwierdziła.
      - Jak zawsze - odparła siostra.
      - Hm, no fakt. Ale mam wrażenie, że teraz jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe…
      - Nieważne - ucięła Aya, uważnie rozglądając się dookoła. Nie wyglądało na to, by jak dotąd stało się coś niepokojącego. Przede wszystkim nie czuła zapachu niczyjej krwi, więc nikt nie został ugryziony. - Jak się bawisz?
      - Och, wspaniale! Kilka tańców jest już za mną. - Kaori puściła do siostry oko.
      - To fajnie. Tylko proszę, uważaj na siebie, zgoda?
      - Wiem, wiem! Spokojnie!
      Do dziewcząt podszedł Takuma Ichijō.
      - Mogę prosić do tańca? - spytał wesoło Kaori.
      - Pewnie!
      Para oddaliła się, a Aya ponownie zaczęła spoglądać dokoła, by ocenić sytuację.
      Tylu ludzi i wampirów w jednym pomieszczeniu. Przerażające…
      Nie wyglądało jednak na to, by póki co wydarzyło się coś złego. Dzienna Klasa była zachwycona obecnością Nocnej, ta z kolei po prostu świetnie się bawiła. Niemalże wszyscy wyglądali na zadowolonych. Wyjątkiem byli: Akatsuki Kain (czyżby nie lubił takich imprez?), Ruka Sōen (co chwila tęsknie spoglądała na Kurana, który stał na tarasie) i oczywiście Zero. Stał oparty o kolumnę i tylko przyglądał się temu, co działo się wokół.
      - Ee… Zatańczysz ze mną? - spytał nieśmiało jakiś rudowłosy uczeń Dziennej Klasy.
      - Hę? - Chcąc nie chcąc, Aya zdziwiła się. Nie spodziewała się takiej propozycji. - Ech, wybacz, ale ja raczej nie tańczę - powiedziała.
      - Rozumiem, przepraszam za kłopot! - Chłopak najwyraźniej się speszył i czym prędzej odszedł.
      Aya westchnęła. Poszukała wzrokiem siostry - okazało się, że tańczy sobie w najlepsze, tym razem z jakimś uczniem z Dziennego Wydziału.
      Aya nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie lubiła takich imprez.
      Ech, to nie moja bajka… Gdyby nie ta zgraja wampirów, w ogóle bym tu nie przyszła…
      Nagle tuż przed nią pojawił się wampir, którego nazwiska nie znała.
      - Mogę prosić do tańca?
      - Nie - odparła krótko, wręcz oburzona, i odeszła. Nie miała tej świadomości, ale jej twarz wykrzywił grymas, który porządnie zdziwił interesanta. Najwidoczniej nie przywykł do odmowy.
      Aya tymczasem postanowiła podejść do Zero. Nie mogła już znieść tych pięknych wampirzych ryjów. No, niby Zero nie był pod tym względem lepszy, ale on przynajmniej swojego wampiryzmu nie znosił, w przeciwieństwie do arystokratów, którzy uważali się za pępki świata. O Kaname już nawet nie wspominając.
     - Widzę, że świetnie się bawisz - zagadnęła.
     - No pewnie. Normalnie nie ma nic lepszego od stania i gapienia się na tych wszystkich idiotów - odparł.
      Aya uśmiechnęła się lekko. Stanęła obok kolegi i również oparła się o kolumnę. Nogi już ją bolały od tych butów.
     - Wczoraj… Byłem w stanie uspokoić się dopiero wtedy, gdy wyssałem z Yūki tyle krwi, ile chciałem - powiedział ze smutkiem. - Odrażające…
     Powiedział jej to, bo wiedział, że wraz z innymi dekorowała wówczas salę i na pewno wyczuła krew Yūki.
      Aya nie wiedziała, jak powinna zareagować. Hm, właściwie to przecież prawda, ale… Nie mogę mu tego powiedzieć, jest kompletnie załamany.
      W ostatniej chwili uratował ją Kaien Kurosu, który nagle znalazł się przed nimi.
      - Co jest odrażające? - spytał uśmiechnięty, ale widząc, że chłopak chyba nie chce o tym rozmawiać, zmienił temat. - O, Mitsui-san. Wyglądasz olśniewająco. Podobnie jak twoja młodsza siostra. - Aya uśmiechnęła się lekko w podzięce, by nie wyjść na niegrzeczną. - A co do ciebie, Zero, to dzięki za spełnianie roli ochroniarza! - rzekł wesoło.
      - Jeśli prosi o to dyrektor, to chyba nie mam innego wyjścia - odparł oschle. Kaori podeszła do Ayi i odciągnęła ją na chwilę, opowiadając coś, przez co ta niewiele słyszała. Udało się jej jednak wyłapać kilka zdań.
      - Swoją drogą, Maria Kurenai robi sobie wagary na pełny etat… Nie wiesz może czemu? - spytał Kurosu, a chłopak przeszył go wzrokiem. - Tak się tylko zastanawiam. - Chwila ciszy, po czym Aya znów usłyszała słowa dyrektora. - Wybacz, jestem zmartwiony, bo niczego nie kapuję - rzekł zdezorientowany. Aya skończyła rozmowę z siostrą i wróciła do kolegi. Zero chciał coś powiedzieć Kaienowi, ale ktoś mu przeszkodził.
      - O, Zero! Nie spodziewałam się, że będziesz przede mną! - Yūki zjawiła się ubrana w zwiewną, białą sukienkę.
      - Wow! - Dyrektor zapomniał o bożym świecie. - Ale Yūki się odstrzeliła! Jak pięknie! - Po czym pobiegł do przybranej córki i Aya mogła chwilę porozmawiać z Zero.
      - Ja… Rozmawiałam z nią przed chwilą… Znowu… - szepnęła. Zadrżała na samo wspomnienie.
      - Z Shizuką? - Chłopak oprzytomniał.
      - Ona… Przeraża mnie. Wie, kim jestem, zna moje prawdziwe nazwisko. Nie wiem dlaczego - powiedziała dziewczyna.
      - Ale… Jak to możliwe? Skąd ona cię zna? Przecież nie istnieją żadne powiązania między wami…
      - Mnie też się tak wydaje... - rzekła cicho. - A właśnie… Zero? - Postanowiła uczynić pierwszy krok w celu zdobycia odpowiedzi na swoje pytania dotyczące „tego drugiego”, Ichiru, jak nazwała go Shizuka. Chłopak spojrzał dziewczynie w oczy, widząc, że coś ją dręczy. - Powiedz… Mówiłeś, że miałeś brata. Parę dni temu na dziedzińcu Kao i ja zobaczyłyśmy takiego jednego chłopaka… Był też tam wtedy… Gdy walczyłeś z Shizuką. Czy to jest…?
      - Tak. To mój brat bliźniak. Myślałem, że go zabito, jednak… On do niej dołączył. Ichi… - W tym momencie podbiegła do nich Yūki, której udało się wyswobodzić od dyrektora.
      - Zero! Co to ma być? Faceci powinni się doprowadzić do porządku, przynajmniej dziś! - powiedziała wesoło, chwytając koszulę przyjaciela. Poprawiła ją oraz krawat. - Ach, no i jeszcze… - Zaczęła odpinać różę, która przyczepiona była wcześniej do jej chustki. - Róża, oczywiście - rzekła, po czym włożyła ją chłopakowi do butonierki.
      Aya oddaliła się od nich i zaczęła wzrokiem penetrować salę w poszukiwaniu siostry.
      Mam nadzieję, że nie będzie tańczyć z Aidō… Nie chcę cały czas jej pilnować. Z drugiej strony, to przecież nie jedyny wampir, który może stanowić potencjalne zagrożenie… Ech, chyba za bardzo się przejmuję. Nikt normalny nie zrobiłby nic głupiego na balu! Poza tym są tu prefekci i dyrektor, nauczyciele… I Kuran. Żaden krwiopijca nie odważy się na jakiekolwiek wykroczenie. Mam nadzieję.
      Jeszcze raz przebiegła wzrokiem salę. „Idola” nigdzie nie było, Kaori zaś rozmawiała akurat z Nio.
      Wygląda na to, że jest w porządku, stwierdziła.
      - Za… - zaczął jakiś chłopak.
      - NIE - odparła zdenerwowana, zanim gość zdążył dokończyć.
      Daliby sobie wreszcie spokój! Cymbały jedne…
      Spojrzała na Zero. Patrzył w stronę balkonu, na którym Yūki „tańczyła” z Kaname.
      Co to za iskierka w jego oczach? Smutek? Ech… Naprawdę musi ją lubić.
      Podeszła powoli do kolegi.
      - Zero?
      - Uhm?
      - Mógłbyś przez chwilę pouważać na Kaori? Chciałabym na chwilę wyjść.
      - Dobra - rzekł, choć ani razu nie oderwał wzroku od córki dyrektora.
      Coś do niego w ogóle dotarło?
      Wzruszyła ramionami. Z ulgą wyszła na świeże powietrze, w ciemność nocy. Usiadła na schodach i zdjęła buty.
      - Auć… - jęknęła.
      Nigdy więcej!
      Zaczęła głęboko oddychać. Powietrze było chłodne i orzeźwiające. Aya zaczęła zastanawiać się, co właściwie powinna zrobić.
      To bez sensu. Chciałabym poznać tożsamość ojca, ale przecież nie dam Shizuce tego, czego by ode mnie chciała. Żadnemu wampirowi nie oddałabym mojej krwi. A Yūki? Czego Hiō od niej chce? Bo przecież ze sobą rozmawiały. Westchnęła. Mogłabym tam iść, a potem wymyślić coś na poczekaniu. Może zgodzi się na jakieś inne rozwiązanie? Ale zaraz, o czym ja w ogóle myślę?! Przecież to czystokrwista wampirzyca, morderczyni… Nie powinnam nawet myśleć o tym, by wchodzić z nią w jakieś chore układy! Spojrzała na obolałe stopy. Co mam zrobić?

      - Kao-chan!
      Tuż obok blondynki nagle pojawił się Hanabusa. Jej serce jak na zawołanie podskoczyło radośnie.
      - Aidō-senpai! Gdzieś ty się podziewał? - spytała, próbując nadać tonowi neutralny ton.
      - Tu i tam… Wiesz…
      - Nie, właśnie nie wiem - odparła, wywijając usta w podkówkę.
      Chłopak nachylił się do niej.
      - Załatwiałem coś dla przewodniczącego Kurana - szepnął konspiracyjnie.
      - Och - rzekła ze zrozumieniem i pokiwała głową. - A więc to tak… Mam nadzieję, że już skończyłeś?
      - Można tak powiedzieć. Mam jeszcze coś do załatwienia, ale to poczeka. Przecież muszę zatańczyć z pięknością dzisiejszego balu! - Puścił do niej oko.
      - Ta twoja piękność jest dziś rozrywana! Tyle osób chce ze mną tańczyć… Co rusz inna osoba - powiedziała lekko rozdrażniona. - Oczywiście to miłe, ale… Cóż, zmęczyłam się.
      - W takim razie przyszedłem cię wybawić! - Uśmiechnął się łobuzersko. - Zagrają teraz coś wolnego i na chwilę zapomnisz o zmęczeniu - rzekł, po czym podszedł do dziewczyny i wyciągnął rękę, kłaniając się lekko. - Zechciałabyś ze mną zatańczyć? - spytał poważnie, a Kaori aż się zrumieniła. Kiwnęła lekko głową i podała chłopakowi dłoń.
      Wyszli na środek sali. Gdy tylko usłyszeli pierwsze nuty walca, zaczęli tańczyć. Aidō doskonale prowadził, dziewczyna nie sprzeciwiała się temu, była za bardzo wykończona. Mimo przyzwyczajenia do wysokich butów, jej nogi wydawały się strasznie obolałe. Od głośnej muzyki zaczęła boleć ją głowa, jednak próbowała o tym nie myśleć, tylko skupić się na tańcu z Hanabusą.
      Świetnie mu idzie. Czyżby już kiedyś tańczył? Jest na podobnym poziomie co mój dawny partner. Ech… On to ma klasę. I znalazł czas tylko na taniec ze mną!
      Blondynka przesuwała się po parkiecie z niezwykłą gracją. Grupka ludzi stojących pod ścianą przyglądała się im. Zresztą chyba nie tylko oni. Coraz więcej oczu spoglądało w stronę tej właśnie tańczącej pary. Melodia ucichła i wszyscy rozeszli się w poszukiwaniu towarzyszy do następnych utworów. Aidō pociągnął Kaori w spokojniejsze oraz słabiej oświetlone miejsce. Dobiegały tam dźwięki muzyki, jednak znacznie słabsze niż te, które słyszało się na środku parkietu. Teraz orkiestra zaczęła grać bardzo spokojną melodię, więc chłopak przestał trzymać ramę i objął blondynkę w biodrach. Ta początkowo nie wiedziała, co zrobić, jednak już po chwili jakoś całkiem się uspokoiła i położyła ręce przy szyi Hanabusy. Tak przytuleni, bujali się w rytm muzyki. Nawet nie zauważyli, że tańczą już którąś z kolei piosenkę.
      - Aidō-senpai… Chciałeś coś jeszcze załatwić… Nie chcę w tym przeszkadzać. Może pójdziesz, ja poczekam - zaczęła nieco zmartwiona.
      - Nie, Kao-chan… Jeśli już wyjdę... Nie wydaje mi się, żebym miał wrócić. Dlatego też chcę się tobą nacieszyć, póki jeszcze mogę. Zaraz i tak będę musiał iść - powiedział bez radości. - Mam nadzieję, że poradzisz sobie z moimi fankami. Widziałem, jak na nas patrzyły, gdy tańczyliśmy walca. Ich oczy aż krzyczały z nienawiści. Też to spostrzegłaś? - zaśmiał się.
      - Tego nie dało się nie zauważyć! - Kao uśmiechnęła się. - Cóż. Myślę, że moje dni są policzone. Tłum twoich fanek chyba mnie zabije. Kiedy już umrę i będę duchem, zemszczę się na tobie za to. - Puściła oko.
      - Uuu... Już się boję! - Teatralnym gestem udał, że się przestraszył, przez co lekko odsunął się od Kaori. - Trzymam cię za słowo.
      - Nie ma sprawy - powiedziała wesoło, znów tańcząc wtulona w Hanabusę. Mam wrażenie, jakbym śniła na jawie… W sumie to nawet podobne do mojego ostatniego snu… Nie, co ja myślę? To jest o niebo lepsze! Czuję się taka bezpieczna, mimo iż senpai jest jakiś taki… tajemniczy? Sama nie wiem. Jest wspaniale i mogłoby to trwać w nieskończoność.
      Kolejna melodia dobiegła końca. Aidō powoli zdjął ręce dziewczyny ze swojej szyi, a ta tylko podniosła wzrok. Przez pewien moment patrzyli sobie prosto w oczy.
      - A więc to już… Musisz iść? - przerwała ciszę Kaori. Chłopak przytaknął.
      - Niestety… Ale spotkamy się jakoś za kilka dni? Zrobimy drugi wypad z akademika? - Uśmiechnął się łobuzersko.
      - Koniecznie! To mi dobrze zrobi. Po egzaminach z chęcią wypocznę.
      - Egzaminy! - przypomniał sobie. - Jak ci poszły, Kao-chan?
      - W porządku, dziękuję. Myślę, że dałam radę.
      - To dobrze. Nie lubię idiotek - rzucił tylko Hanabusa i zrobił dziwną minę, która nieco zdumiała dziewczynę. - Będę się zbierał, Kao-chan - rzekł, już radosny jak zawsze.
      - Dobrze. Dziękuję za uwolnienie mnie choć na chwilę od tego tłumu. Jestem twoją dłużniczką - rzekła uśmiechnięta.
      - Odwdzięczysz się na naszym spotkaniu! - rzucił serdecznie na odchodnym. - Ach, zapomniałem ci powiedzieć, że wyglądasz dziś olśniewająco! - Zbliżył się do niej i pocałował ją w policzek.
      W tym momencie usłyszeli za swoimi plecami kilka stłumionych krzyków jakichś dziewczyn. Aidō zaczął się oddalać w poszukiwaniu swojego kuzyna, a Kaori udało się uspokoić kilka wzburzonych fanek Hanabusy i zmęczona wyszła przed salę. Usiadła na schodach i wpatrywała się w gwiazdy. Kątem oka zauważyła jeszcze Aidō i Akatsukiego wychodzących z balu tylnym wyjściem.
      Ciekawe, co idą zrobić? Czy uczniowie Nocnej Klasy nie za bardzo przejmują się Kuranem? Wydaje mi się, że robią wszystko, czego on sobie zapragnie. A on pewnie rządzi się jak jakiś król… Ech. To bez sensu. Zastanawia mnie, ile jeszcze rzeczy nie wiem i czy kiedykolwiek znajdę odpowiedzi na moje pytania...

      Dobra, pójdę!  Raz kozie śmierć.
      Aya z niechęcią założyła buty. Krzywiąc się, wstała. Zrobiła kilka kroków w jedną, potem w drugą stronę, by przyzwyczaić się do bólu.
      Cholera, trzeba było ubrać zwykłe sandały czy balerinki, stwierdziła ponuro. No trudno. Czas na mnie.
      Zeszła ze schodków i skierowała się w stronę lasu. Tam przystanęła na chwilę i zamknęła oczy.
      Shizuka… Chcę znaleźć Shizukę…
      Skoncentrowała się maksymalnie. Powoli zaczęła rozróżniać poszczególne wonie. Oddzieliła zapach Zero i arystokratów od dwojga czystokrwistych. No, właściwie Shizuka przebywała teraz w ciele Marii i pachniała jak przedstawicielka Klasy B, ale Aya z jakiegoś powodu umiała ją zlokalizować. Dziwne. Z drugiej strony, odznaczała się niejedną dziwną cechą. Chociażby tą, że nikt poza czystokrwistymi nadal jej nie wyczuwał.
      Wiedziała już, w którą stronę pójść. Tego charakterystycznego, dziwnie znajomego zapachu naprawdę nie dało się pomylić z żadnym innym.

      - Och, tu jesteś! - krzyknęła Mio. - Nie uwierzysz, co się stało!
      - Co takiego? - spytała średnio zainteresowana Kaori.
      - Shindō-san odważyła się spytać Kiryū-kuna, czy z nią zatańczy! - wykrzyknęła koleżanka. Wyglądała na niesamowicie poruszoną. Niemal skakała z podniecenia. - Naprawdę podziwiam jej odwagę!
      - I co, zgodził się?
      - Żartujesz? Oświadczył, że jest zajęty i odszedł. Jejku, ale z niego straszny gość! Ale jaki przystojny! Gdyby nie ta przerażająca aura, którą zawsze wokół siebie roztacza… - Mio na chwilę straciła wątek. - No, w każdym razie… Wiesz, Shindō-san wciąż przeżywa, że uratował ją w walentynki. Chyba się zabujała.
      - Ale on najwyraźniej nie chce żadnego podziękowania, prawda? - zauważyła Kao.
      - No, prawda, prawda. Dziwny jest - stwierdziła.
      - O tak… - szepnęła blondynka.
      - Dobra, chodź już lepiej. W sali pewnie ustawiła się już kolejka chłopaków, którzy na ciebie czekają!
      - Tego się obawiam - westchnęła Kaori.
      - Co ty mówisz? Masz takie szczęście! Zatańczyłaś z tyloma bóstwami z Nocnej Klasy! No i Aidō-senpai…
      Kao uśmiechnęła się na wspomnienie czasu spędzonego z Hanabusą. Żałowała, że nie było go więcej, ale musiała doceniać to, co zostało jej dane.
      Chwilę jeszcze popatrzyła na srebrny księżyc, a potem poszła za koleżanką.












***
      Cześć!
      Moja seulsko-tokijska przygoda niestety się zakończyła, za to przybywam do Was z kolejnym rozdziałem. Podczas podróży czytałam sobie VN. Jak tak myślę o tym wszystkim… Jejku, ile tego jest! I VK, i VN. Ci bohaterowie są z nami już od wielu lat. Aż ciężko uwierzyć.
      Dedykacja dla Chloe, Aishiteru i Oleeny. :)
      Buziaki!

10 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedyk <3 Yay, chyba serio muszę zacząć czytać VK od nowa ^^ Tyle dobrych wspomnień!

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dedykt <3
    Ja nie muszę czytać, bo znam już chyba na pamięć wszystkie rozdziały ^^
    Jestem ciekawa jaka będzie Hana po przemianie w wampirka ;)
    Ahhhhh... A o boskim Zero mogę czytać w nieskończoność! <3 <3
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. :)
      Hahah, nie tylko ja kocham Zero? xD Przez to (dzięki temu?), że siedzę w VK, moja miłość do niego odżyła. xD
      Do środy. :*

      Usuń
  3. O Jezusku w morelach,tu się ciągle coś dziej! :o
    Tłumaczyć się proszę! Dlaczego ja nic nie wiem?! Ech, człowiek na chwilę oko spuści i już tyle się dzieje za jego plecami! Ale nic, teraz już wszystko wiem i będę na bieżąco ze starymi-nowymi rozdziałami!:D

    Pozdrawiam - Andzik

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za dedyk^^!
    Ach, dzięki wam Zero zyskał wiele w moich oczach, a Kuran wiasi nad przepaścią razem z Yuuki:").Stare, dobre czasy miłości Ayi i Zero powracają!Yeeey! xD
    Weny nadsyłam i buziole:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. :)
      To były czasy! <3
      Dzięki! ^^

      Usuń
  5. Oh, a u Was znowu coś :D Przeczytałam, lezka się w oku zakręciła... Ah te wspomnienia ^^
    Pozdro,
    K.L.

    OdpowiedzUsuń