Aya nigdy wcześniej nie była w tym budynku. Nie wiedziała, co się
w nim znajdowało. Ba, nie miała nawet pojęcia, że takowy istnieje w tej
okolicy.
Może to jakiś stary akademik?
Serce waliło jej coraz mocniej. Bardzo się bała, ale nie chciała
zawrócić. Musiała wykrzesać z siebie tyle odwagi, by stawić czoła Shizuce.
Tylko ona mogła wyjawić jej prawdę.
Przystanęła na moment.
Tak na dobrą sprawę, mogę już nie wrócić.
Wchodzę do jaskini lwa. Sama. Zaśmiała się w duchu, choć nie było w tym
zupełnie nic śmiesznego.
Z duszą na ramieniu
przekroczyła próg pomieszczenia, w którym znajdowała się czystokrwista.
Zero co jakiś czas odrywał
wzrok od Yūki, by jednakowoż rozejrzeć się po sali w celu przekonania się, czy
wszystko jest w porządku. Za każdym razem witał go taki sam widok: banda
roześmianych, przeszczęśliwych głupców. Jedyną normalną w całym tym
towarzystwie była Aya, ale gdzieś zniknęła. Przypomniał sobie, że coś do niego
mówiła jakiś czas temu. Co to było? Ach, miał uważać na Kaori. Przebiegł
wzrokiem po tłumie i odnalazł ją, tańczącą z dwoma chłopakami naraz.
Westchnął, po czym znów
spojrzał na taras. Zamarł, gdy zauważył, że Yūki już na nim nie ma. Rozejrzał
się, ale nie zauważył jej nigdzie na sali. Przedarł się przez tłum i doskoczył
do Kurana.
- Gdzie jest Yūki?! -
wykrzyknął.
Kaname nie odpowiedział od
razu, wpatrywał się w las. W końcu jednak powoli odwrócił się w kierunku
prefekta.
- Mówiłem ci już, jaka jest
twoja rola. Jesteś tarczą Yūki. Nie wolno ci o tym zapominać. Ani na chwilę…
- Och, więc jednak przyszłaś? Szczerze mówiąc, nie spodziewałam
się, że przystaniesz na moją propozycję - powiedziała z uśmiechem Maria.
- Cóż… Właściwie… - Aya zawahała
się. Wciąż stała tuż przy drzwiach, by w razie czego móc szybko rzucić się do
ucieczki. Wiedziała, że wampiry są szybsze od niej, ale zawsze lepsza taka
przewaga niż żadna. - Właściwie miałam nadzieję, że mogłabyś jeszcze przemyśleć
sprawę i może… ee… wymyślić jakiś inny sposób…
Szarowłosa wampirzyca spojrzała z zaciekawieniem na dziewczynę.
Siedziała na eleganckiej sofie w niewielkim, ale ładnie urządzonym pokoju,
który wyglądał jednak na nieco stary i tylko ostatnio odrestaurowany na tyle,
by móc w nim przebywać. Światło nie było zapalone, ale ani Shizuce, ani Ayi to
nie przeszkadzało.
- Zabawna jesteś - zaśmiała
się. - Byłam tak wspaniałomyślna, by dać ci szansę na poznanie tożsamości ojca,
a ty masz czelność prosić, bym zmieniła warunki?
Aya nie poruszyła się. W skupieniu patrzyła na czystokrwistą,
próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo się boi. Domyślała się jednak, że
przyspieszone bicie serca i tak skutecznie ją demaskuje.
- Jednakże - odezwała się
znów Shizuka - z uwagi na to, co nas łączy… mogę się zastanowić.
Aya uniosła brwi ze
zdziwienia.
- Na to… co nas łączy? -
szepnęła zdezorientowana. Nie przesłyszała się? Ta wampirzyca znów mówiła coś
dziwnego, coś, czego zupełnie nie rozumiała…
- Owszem - odparła Hiō, ale
nie rozwinęła tego tematu.
Nastolatka spuściła wzrok, starając się dociec, co takiego miała
na myśli Shizuka. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy, a bała się
wypowiedzieć w tej chwili jakiekolwiek słowo. Czekała więc w milczeniu.
-
Hm, to nie byłby taki głupi pomysł… - szepnęła do siebie wampirzyca. Po czym
zwróciła się już do dziewczyny: - Skoro nie masz ochoty na oddanie mi części
swojej krwi, widzę tylko jedną alternatywną propozycję - oświadczyła.
Aya
kiwnęła głową i czekała.
-
Możesz do mnie dołączyć - powiedziała z uśmiechem Shizuka.
-
Co takiego? - szepnęła Aya. Nieświadomie cofnęła się odrobinę. - Nie… Nie mogę.
Nigdy!
Co mi w ogóle przyszło do głowy, by tu
przychodzić?! Idiotka!
Automatycznie zaczęła się wycofywać. Dotarło
do niej, że wchodzenie w jakiekolwiek układy z Klasą A nikomu nie wychodzi na
dobre, nigdy. Cóż, właściwie spodziewała się tego, ale jakaś mała, naiwna
cząstka nadziei jeszcze kilka minut temu tliła się gdzieś głęboko w jej sercu,
a ona niczym dziecko dała się jej omamić.
-
Ichiru - rzekła spokojnie Shizuka.
W
jednej chwili jeszcze bledsza ze strachu dziewczyna została od tyłu złapana
przez sługę wampirzycy. Próbowała się wyswobodzić, ale starania spełzły na
niczym.
Cholera, jaki on silny, zdążyła pomyśleć,
zanim zmuszona została znów skupić uwagę na czystokrwistej.
- Ach, powiedz mi, co ja
mam teraz z tobą zrobić? - spytała Shizuka. Podniosła się z kanapy i zaczęła
przechadzać po pomieszczeniu. - Weź pod uwagę kilka istotnych faktów. Jesteś
tym, kim jesteś i nic tego nie zmieni. Prędzej czy później staniesz się
wampirem, a wtedy cóż niby zrobisz? Jakoś nie odnoszę wrażenia, że chciałabyś
dołączyć do szajki Kaname Kurana. Oczywiście nie powinnaś też zostawać w
Akademii, w końcu mogłabyś skrzywdzić swoją ukochaną przybraną siostrę lub
jakiegoś innego całkowicie niewinnego i nieświadomego zagrożenia człowieka.
Mogłabyś udać się na wygnanie i żyć sobie gdzieś w ukryciu, ale i z tym
związane są pewne problemy. Po pierwsze, tak czy inaczej krzywdziłabyś ludzi,
bo nie wytrzymasz przecież wampirzego głodu. Po drugie zaś, gdy tylko Rada
Starszych lub Związek Łowców dowie się o twoim istnieniu, natychmiast rozkaże
cię zabić.
Na twarzy Ayi odmalowało się jeszcze głębsze przerażenie, a jej
ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie miała jednak czasu, by zawstydzić się czy
jakkolwiek przejąć tym, że Ichiru musiał to doskonale wyczuć.
- Dlaczego mieliby chcieć
mnie zabić? - spytała cicho.
- Dlaczego, dlaczego! -
zniecierpliwiła się Shizuka. - Pomyśl logicznie. Bądź co bądź jesteś… Hm, jak by
to powiedzieć? Cóż, dajmy na to, że czymś w rodzaju wybryku natury.
- Hę?
- Och, przestań się już tak
nieustannie dziwić! W nic cię nie wtajemniczono? Pewnie wiesz, że zdarzały się
już przypadki w pewnej mierze podobne do twoich. Istniały dhampiry, które
jednak zrodziły się z człowieka i wampira będącego co najwyżej arystokratą, ale
i to rzadko, bo z jakiego to niby powodu dumny przedstawiciel Klasy B miałby
zainteresować się marnym pyłem, jakim jest człowiek? Jak by jednak nie było, w
takich przypadkach ludzka i wampirza krew dhampirów po prostu ze sobą
koegzystowały. Jego cechy ludzkie i wampirze od urodzenia aż po śmierć
pozostawały niezmienne - wyjaśniła. - Z kolei u ciebie sprawa przedstawia się
nieco inaczej. Krew ojca nieustannie, sukcesywnie wypiera krew matki. Krok po kroku,
coraz bardziej. W ten sposób to, co w tobie ludzkie, z biegiem czasu zmieni się
w wampirze. Nie mam pojęcia, jak długi może to być proces, ale tak czy owak
musisz podjąć decyzję. Odpowiedz sobie na pytanie: co zrobisz, gdy już staniesz
się krwiożerczą bestią?
Aya znów poczuła, że się trzęsie. Jakimś jednak cudem tym razem szybko
opanowała drżenie - nie chciała, żeby Ichiru i jego pani widzieli, jak bardzo
jest przerażona. Nie mogła wciąż wyglądać na biedne, przestraszone zwierzątko.
- Jeśli przyłączyłabyś się
do mnie i Ichiru, mogłabyś żyć spokojnie. Przy boku Księżniczki Czystej Krwi byłabyś
bezpieczna. Nikt nie odważyłby się ciebie tknąć. Mogłybyśmy też zawrzeć układ -
na przykład mogłabym pozwalać ci od czasu do czasu na wypicie odrobiny mojej
krwi. W ten sposób nie krzywdziłabyś ludzi.
Aya przyjrzała się wampirzycy.
Ona mówi poważnie czy wszystko zmyśliła?
Na pewno w jednym ma rację - nie mam pojęcia, co mogłabym uczynić po
przemianie. Nie chcę nikogo krzywdzić. Ale nie potrafiłabym też do niej
dołączyć. Przecież to morderczyni! Zła kobieta, która zabiła rodziców Zero,
jego samego skazała na cierpienie, a jego brata przekabaciła na swoją stronę. Zagryzła wargę. I to właśnie próbuje teraz osiągnąć ze mną,
zorientowała się. Nie, nie uda jej się.
Jeśli będzie trzeba, najwyżej tu zginę. Ale nie chcę przysłużyć się do jej
niecnych planów…
- Nie wierzę ci -
powiedziała cicho.
- Więc chyba nie ma już
nadziei - rzekła niemal ponuro Shizuka. - Naprawdę wciąż jeszcze się łudziłam,
że zmądrzejesz.
- Zabijesz mnie teraz? -
spytała prosto z mostu Aya.
- Co? Nie, oczywiście, że
nie! - odparła ze smutnym uśmiechem. - Mimo wszystko możesz się przecież
przydać. Obojętnie, czy zrobisz to z własnej woli, czy też nie.
Te słowa zdjęły Ayę grozą.
Czy jako czystokrwista Shizuka mogła oddziaływać na nią tak, by zaczęła jej
służyć, mimo tego, że nie chciała?
Shizuka podeszła wolno do Ayi, która wciąż stała w tym samym
miejscu, unieruchomiona przez „tego drugiego”. Nie próbowała się już wyswobodzić.
Po prostu czekała na to, co się stanie. Opuszczała ją już nadzieja na jakieś
szczęśliwe zakończenie. Nieważne, czy wyjdzie stąd żywa, czy nie - tak czy owak
przegrała.
- Jaka szkoda - szepnęła
Shizuka. - Wyrosłaś na naprawdę śliczną dziewczynę, wiesz? - Pogłaskała
nieskazitelnie biały policzek Ayi. - Będzie z ciebie naprawdę wspaniała
wampirzyca… - Paznokciem przejechała po tym samym miejscu. Zrobiła to bardzo
powoli. Na policzku ukazała się szrama, a Aya w tym samym momencie po raz
pierwszy poczuła zapach własnej krwi. - Jeszcze się nie regenerujesz, co? Och,
sporo przed tobą! - zaśmiała się. - Jednakże z tego, co mi wiadomo, proces
przemiany raczej nie będzie przebiegał zbyt przyjemnie.
- Wiem.
- Rozumiem. A gdyby tak… -
Obeszła dziewczynę dookoła. - Troszkę to przyspieszyć? - Dotknęła szyi
nastolatki. - Och, ależ by było zabawnie! Wtedy prawdopodobnie mogłabym tobą
kierować, tak jak Zero. Chociaż to nie jest do końca pewne, zważywszy na to, że
nie jesteś człowiekiem. Hm - zastanowiła się. - Jeśli nie spróbujemy, to się
nie przekonamy - zachichotała.
- Nie… Nie rób tego,
proszę… - wydukała Aya.
- A to niby dlaczego? Nie
wiem, czy wiesz, ale w ten sposób mogłabym zaoszczędzić ci sporo cierpień.
Ponadto byłoby to ciekawe doświadczenie. I, co najważniejsze, osiągnęłabym w
końcu swój cel - szeptała dziewczynie do ucha.
- Zmówiliście się czy jak?!
- zezłościła się Aya, choć nawet w tej sytuacji mówiła cicho. Mimo wszystko na
swój sposób i tak była z siebie dumna, że jest w stanie wykrztusić z siebie
jakiekolwiek zdanie. Bądź co bądź była przerażona.
- Co masz na myśli? -
zdziwiła się Shizuka.
- Kuran też proponował mi
przyspieszenie procesu - wyjaśniła z niechęcią.
- Och, widocznie chciał
mieć własną marionetkę. O ile będzie można tobą po tym manipulować, w końcu to
niestwierdzone. Cóż, nieważne. Jedno jest pewne - raczej nie chciał tego zrobić
ze względu na twoje zdrowie i samopoczucie. Musiał mieć w tym jakiś cel.
- Też tak sądzę.
Obecna taktyka - albo
przynajmniej jej cień - skupiała się na przeciąganiu rozmowy.
- Hm, może po prostu
myślał, że to cię do niego przekona? Albo że staniesz się częścią jego żałosnego
fanklubu - zaśmiała się z pogardą. Ona i Kaname najwyraźniej nie pałali do
siebie sympatią. - Ale, jak widzę, ty raczej nie masz ochoty na jakiekolwiek
powiązania z czystokrwistymi wampirami.
- Nie tylko
czystokrwistymi, ale tymi szczególnie - sprostowała dziewczyna.
- Chyba cię nie rozumiem.
Nienawidzisz wszystkich wampirów na świecie, ale z jednym wyjątkiem. Cóż
takiego zrobił Zero, że stoisz po jego stronie?
- On tego nie chciał.
Nienawidzi siebie za to, co robi. To przez ciebie jest wampirem! - warknęła
Aya, nie mogąc się powstrzymać. Gniew rozgorzał w niej na nowo.
- Owszem. Bardzo się
cieszę, że wybrałam właśnie jego.
W tym momencie „ten drugi” zacisnął uchwyt. Aya lekko skrzywiła
się z bólu.
- Jesteś potworem -
powiedziała tak cicho, że sama nie usłyszała własnych słów.
- Masz chyba świadomość, że
mam nieco lepszy słuch od ciebie? - wycedziła Hiō.
- Oczywiście.
- Nieładnie jest obrażać
czystokrwistych. Masz szczęście. Lubię cię, dlatego oszczędzę ci nieco
cierpienia.
- Nie rozumiem.
- Hm, powiedzmy, że to tak
po znajomości. Ale to nie oznacza, że nie przyspieszę twojej przemiany. Wciąż
się zastanawiam, czy warto spróbować. Jak myślisz, Ichiru?
Chłopak nie odpowiedział, ale Shizuka wyczytała chyba odpowiedź z
jego oczu, doskonale widocznych mimo maski na jego twarzy.
- Tak też myślałam -
westchnęła. - Może masz rację? Jednak mimo wszystko mam ochotę chociaż spróbować
twojej rozkosznej krwi.
Zbliżyła się do twarzy Ayi. Przez chwilę przeszywała ją wzrokiem,
po czym zachichotała i zlizała strużkę krwi z jej policzka. Dziewczyna zadrżała
ze strachu i obrzydzenia.
- Mmm! Niesamowite, jak
cudowny smak może wywołać połączenie czystej krwi wampira ze słodką krwią
uroczej ludzkiej dziewczyny!
Zaśmiała się okrutnie. Aya patrzyła na nią ze strachem. Ranka
wciąż krwawiła.
Rzeczywiście, zapach mojej krwi jest
naprawdę ładny, musiała z niechęcią przyznać. Nie
dziwię się, że jej smakuje. Ale dlaczego ona to robi? Dlaczego za wszelką cenę
chce krzywdzić innych?
- Chyba nie ma się co
zastanawiać - rzekła Shizuka.
- Proszę, nie… - szepnęła
Aya, kręcąc głową, ale wampirzyca nie zwróciła na to uwagi i zbliżała się do
jej szyi.
- Zostaw ją!
Wszyscy jak na komendę się odwrócili. Nawet Aya - skorzystała z
chwilowej nieuwagi Ichiru i znów spróbowała się wyrwać. Chłopak jednak szybko
oprzytomniał i złapał dziewczynę. Trzymał ją teraz jeszcze mocniej.
- Auć! - sapnęła. Chłopak
nie rozluźnił jednak uścisku.
- No proszę, proszę! Witaj,
Zero! - zawołała wesoło Shizuka. - Może
chcesz się przyłączyć? Podzielę się z tobą.
Prefekt dyszał ciężko.
Zapach krwi Ayi go obezwładniał. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek czuł coś tak
pięknego. Nie wiedział, czy to kwestia jej dhampiryzmu, czy coś zupełnie
innego, ale działało to na niego gorzej niż narkotyk. Na Shizukę najwyraźniej
też, choć ona lepiej panowała nad sobą, wszak nie upadała do Poziomu E tak jak
on.
Po „rozmowie” z Kaname
natychmiast udał się na poszukiwania Yūki. Doskonale wyczuwał „Marię”, więc
wiedział, w którą stronę się udać. Na miejscu znalazł jednak nie panią prefekt,
lecz Ayę. Co ona tu robiła?!
- Nie… - wydusił z trudem.
Cholera, gdyby nie to pragnienie! Zamordowałby Shizukę jak najszybciej, a potem
policzyłby się ze swoim głupim braciszkiem i wbił mu rozum do głowy!
Hiō znów się zaśmiała.
- Nie mogę was zrozumieć,
naprawdę! Ta tu obdarza cię jakimiś chorymi sentymentami, a ty sam hamujesz się
jak możesz, byle tylko jej nie ugryźć! Dziwni jesteście. Ale to nie ma nic do
rzeczy. Przynajmniej będzie ciekawie - zachichotała.
Znów podeszła do Ayi. Tym razem dotknęła zimnymi palcami jej szyi,
a następnie paznokciem zrobiła w niej małą dziurkę. Z ranki zaczęła wypływać
krew.
- To jak będzie, naprawdę
nie chcesz się skusić? - zapytała z cwanym uśmieszkiem. Zlizała tę odrobinę
krwi, która została jej na palcu. Wszystko na oczach chłopaka konającego z
głodu.
To niemożliwe… Ona się nami najzwyczajniej
w świecie bawi, zauważyła z przerażeniem Aya. W duchu błagała Zero o przebaczenie. To
przez nią aż tak teraz cierpiał… Gdyby tylko nie była tak głupia i tutaj nie
przylazła! Nie wiedziała co prawda, po co Zero się tu znalazł, ale prawdą było,
że gdyby Aya nie dała się zranić, nie męczyłby się tak teraz.
Zero złapał się za gardło.
Z trudem oddychał.
- Skończ to! Proszę, skończ
z tym wreszcie! - zawołała zrozpaczona Aya. Nie mogła patrzeć na cierpienie
kolegi. - Naprawdę to dla ciebie takie śmieszne?! Dlaczego tak bardzo chcesz
ranić innych? - spytała. Poczuła, że płacze.
- Bo to zabawne - odrzekła,
przeszywając nastolatkę spojrzeniem. - Niech cały świat pozna moje cierpienie.
Niech wszyscy inni też cierpią. Zabili kogoś, kto był mi bliski.
- Przecież zemściłaś się na
nich w najokrutniejszy możliwy sposób - wydukała, mając na myśli rodzinę Kiryū,
bo domyślała się, że to o niej mówi wampirzyca. - Więc dlaczego to
kontynuujesz?
- A dlaczego by niby nie? -
Przez chwilę obie bombardowały się spojrzeniami. Shizuka całkowicie
niewzruszonym, Aya pełnym strachu i bólu. - Puść ją - rozkazała. - Nie będzie z
niej żadnego pożytku.
Ichiru spełnił rozkaz swej pani. Dziewczyna upadła na podłogę, nie
była w stanie się poruszyć.
- Żałosne - rzekła Hiō,
patrząc to na Ayę, to na Zero.
Aya odwróciła się i spostrzegła kolegę, który siedział pod ścianą.
Dyszał ciężko, a jego oczy przybrały krwistoczerwoną barwę.
Trzęsąc się, powoli wstała. Nie wiedziała, co zrobić. Nie mogła
zbliżyć się do Zero, bo ten w każdej chwili mógł przestać panować nad sobą.
- Przepraszam - szepnęła w
jego kierunku, przyciskając trzęsące się dłonie do piersi.
- Nie chcę przerywać, ale
czy nie powinnaś przypadkiem pilnować siostry? - spytała Shizuka z uśmieszkiem
na twarzy.
- Hę? - zdziwiła się Aya. Co ona tak nagle…?
Hiō kilkoma prostymi gestami dała znać, co ma na myśli. Aya
rozejrzała się dookoła i ze zgrozą spostrzegła, że w pomieszczeniu nie ma już
Ichiru.
Kao!
Pędem wybiegła, nie odwracając się za siebie.
Jestem wykończona, stwierdziła
Kaori. Zawsze miałam pełno energii na
taniec, ale teraz już padam z nóg. Ta przerwa w treningach chyba nie wyszła mi
na dobre.
Adoratorzy nie dawali jej spokoju. W końcu zaczęła odmawiać, gdy
prosili o taniec, co niegdyś było w jej przypadku nie do pomyślenia.
- Niesamowite, masz lepsze
wzięcie niż dziewczęta z Nocnej Klasy! - powiedziała Mio, starając się
przekrzyczeć melodię. Grano właśnie bardzo żwawy utwór. - To pewnie przez tę
twoją słodką aurę - zaśmiała się.
- Uhm.
- Jakoś nie wyglądasz na
zadowoloną - rzekła Nio. - Co jest?
- Nic, jestem już po prostu
zmęczona. Chyba pójdę się przewietrzyć. To na razie.
- Pa…
Kao wyszła z sali. Wzięła kilka głębokich oddechów. Oparła się o
balustradę i popatrzyła w las.
Hm, a gdzie jest Aya?, zapytała samą
siebie. Wyszła już dość dawno i wciąż jej
nie ma. Może wróciła do dormitorium? Wow, naprawdę daje mi ostatnio swobodę.
Choć teraz mam ochotę z nią porozmawiać. Albo po prostu razem posiedzieć…
Zdecydowała, że pójdzie poszukać siostry. Stwierdziła, że zacznie
od akademika.
Zeszła po schodkach i skręciła. Szła chwilę, patrząc pod nogi.
Nagle jednak usłyszała jakiś szelest. Z lekkim strachem odwróciła się w stronę
lasu. Cisza.
Pewnie mi się wydawało, zdążyła pomyśleć,
ale wtedy zauważyła, że w oddali ktoś wychodzi spomiędzy drzew. Przyspieszyła i
dogoniła ową osobę.
Zero? Zdziwiła się. Nie, pomyślała.
Coś mi tu nie pasuje. To nie może być on,
wtedy zachowywał się zbyt dziwnie. Poza tym ma trochę inną fryzurę, dopiero
teraz to zauważyłam… No i Kiryū raczej nie założyłby takiej maski.
- Hej, kim ty, do licha,
jesteś?! - zapytała. Chłopak odwrócił się.
- O, to znowu ty. Siostra
Ayi Mitsui, jak mniemam.
Uśmiechnął się półgębkiem,
przeszywając ją wzrokiem.
Niesamowite! Nawet głos ma podobny, tylko
ton całkiem inny…
- A ty to co? Wałęsasz się
tu, choć nie masz prawa. I wyglądasz jak ten dupek, ale nim nie jesteś.
Ichiru zaśmiał się.
- Coś mi się wydaje, że nie
przepadasz na moim starszym bratem.
Więc jednak. Bliźniacy.
- Aleś ty spostrzegawczy.
Brawo.
Przez kilka sekund na siebie patrzyli.
- Wybacz, mam coś niezwykle
ważnego do zrobienia.
- Nawet się nie
przedstawisz? - spytała z dezaprobatą.
- Ty też się nie
przedstawiłaś - przypomniał. - Panie mają pierwszeństwo.
- Kaori Mitsui - rzekła.
- Ichiru Kiryū.
Ichiru… Jakie ładne imię! Nie, zaraz! To
tylko kolejny dupek! Jeden wart drugiego. No. Za wszelką cenę próbowała uspokoić
myśli, ale jakoś jej to nie wychodziło. Znów zatopiła się w spojrzeniu
bliźniaka kolegi z klasy. Te oczy… Czy to
smutek przez nie przemawia? Jej… Nie, przestań! Myśl o Aidō-senpai! Aidō, Aidō, Aidō!
- To na razie - rzucił
chłopak. Zaczął się już oddalać, ale w pewnej chwili na moment przystanął i się
obrócił. - Ładna sukienka.
Potem szybko odszedł.
Kaori zarumieniła się, serce jej waliło. Próbowała pozbyć się
dziwnego uczucia, które całą ją wypełniało. Bezskutecznie.
Aya przedzierała się przez las. Czuła się okropnie. Nie tylko
dlatego, że dopiero co brała udział w takich okropnych wydarzeniach. Nie, to
było coś innego.
Próbowała ignorować kiepskie samopoczucie i skupić się na
odnalezieniu Kaori.
Po jakimś czasie wreszcie wyszła z lasu. Prawie od razu
spostrzegła siostrę, która stała na środku drogi i tępo gapiła się przed
siebie. Aya podbiegła do niej ze strachem.
- Nic ci nie jest?! -
zapytała.
- Hę? O, Aya! Znalazłaś
się! Nie, nic mi nie jest. - Uważnie przyjrzała się siostrze, po czym uniosła
brew. - Ale za to tobie chyba tak. Co ci się stało? Policzek, szyja…
- Och, to nic, przewróciłam
się. - Wskazała na buty, a Kao ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Wiedziałaś, że Zero ma
brata bliźniaka? - spytała ni z tego, ni z owego Kaori.
- Co? Nie mów, że z nim
rozmawiałaś! - przestraszyła się Aya.
- No… tak. Chwilkę -
odrzekła. Wyglądała na nieco nieobecną.
- Cholera, czy on ci coś
zrobił?
- Słucham? Nie, skądże!
Był… Hm, może miły to zbyt wygórowane określenie, ale zachowywał się mniej
więcej po ludzku. Na pewno lepiej niż Kiryū-kun, bo ten to zawsze musi coś
palnąć, żebym się na niego porządnie wkurzyła!
- Ty się potrafisz na niego
zdenerwować, nawet jeśli nic nie mówi - odrzekła Aya.
- No tak. I co z tego? Ty
nie lubisz całej Nocnej Klasy, a ja tylko jednej osoby. Więc mi tu niczego nie
wypominaj.
- Przecież nie wypominam!
Po prostu stwierdziłam fakt. Och, i żeby było jasne - nie zbliżaj się do brata
Zero.
- Bo co? Może powiesz, że
Ichiru też jest niebezpieczny?
- Owszem, jest.
- Ach tak? Nawet go nie
znasz! - wybuchła Kaori. Jeny, Aya znowu zaczynała! A było już tak pięknie!
Dała jej swobodę, nie marudziła nawet, gdy tańcowała sobie z nocnymi uczniami,
a teraz? Co jej nagle odbiło?
- Ee, no nie. Ale ty też.
Za to Zero go zna i… mówi, że lepiej z nim nie zaczynać - wymyśliła naprędce
Aya.
- Tak, jasne. Uważaj, bo
uwierzę. Wiesz co? Mam już dość tego, że ciągle mi mówisz, co mam robić! -
zdenerwowała się Kaori.
- Słucham?! Przecież dałam
ci swobodę, tak jak tego chciałaś! Na balu robiłaś wszystko, co tylko ci się
podobało!
- Ale teraz znów zaczynasz!
- Wcale nie! - zezłościła
się Aya.
- Mam dość. Spadam - rzekła
rozdrażniona Kao.
Zwróciła się w stronę sali. Przez chwilę szła powoli, ale potem
zaczęła biec. Aya z trudem popędziła za nią, ale buty i złe samopoczucie dawały
jej się we znaki.
Kaori wpadła do środka kilkanaście sekund wcześniej. Szybko
zmieszała się z tłumem i przyjęła pierwszą lepszą propozycję tańca.
Aya też wreszcie weszła do sali. Rozejrzała się, ale napotkała
tylko kilka ciekawskich spojrzeń. Spojrzeń wampirów, które spoglądały na jej
policzek i szyję. Czyjeś oczy rozbłysły nawet czerwienią na ułamek sekundy.
Ups.
Szybko zawróciła.
Wyszła na dwór i skierowała się w stronę dormitorium.
Z trudem doszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko. Pierwszą
czynnością było oczywiście zdjęcie butów. Stopy zaprotestowały, gdy dziewczyna
chciała wstać. Chwilę więc posiedziała, a potem zacisnęła zęby i przygotowała
się do kąpieli.
Miała wrażenie, że ledwo doszła do łazienki. Czuła się naprawdę
dziwnie. W jednej chwili wszystko wyleciało jej z rąk, a ona sama upadła.
Zadaniem Ichiru wcale nie
było wyrządzenie krzywdy Kaori Mitsui, lecz przyprowadzenie do Shizuki Yūki
Kurosu. Wcześniej umówiły się, że jeśli dziewczyna zdecyduje się na układ, ma
przyjść do określonego punktu, z którego zostanie odebrana przez zaufanego
sługę Hiō. Kiedy, pod koniec całego zajścia z Ayą Katayamą, Ichiru ujrzał
ustalony z Shizuką znak, czmychnął niepostrzeżenie i udał się do owego punktu w
lesie. To, że po drodze wpadł na Kaori, było przypadkiem, zrządzeniem losu.
Ichiru kazał Yūki iść za
sobą. Zaprowadził ją do pokoju, w którym wówczas przebywała Shizuka.
- Wiesz, co teraz robić - powiedziała.
Zostawił Yūki ze swoją panią, po czym wyszedł z budynku i pędem udał się
wykonać swoją misję. Podczas biegu przez ułamek sekundy zastanawiał się, co się
stało z jego żałosnym bratem, zostawionym przez Shizukę w pomieszczeniu, w
którym ta rozmawiała z Ayą. Zaraz jednak odpędził od siebie te myśli.
Zero marzył już tylko o jednym: o śmierci.
Zapach krwi Ayi kompletnie go dobił. Do tego jeszcze obecność Shizuki, zdrada
brata… Jak miał z tym dalej żyć? Musiał się podnieść, musiał walczyć, musiał ją
zabić, ale nie miał siły choćby się ruszyć. Ciało paliło go żywym ogniem, bo
głód trawił już nie tylko jego gardło, ale chyba wszystko, co tylko składało
się na jego osobę.
Potrzebował krwi, do
cholery!
Ledwo oddychał, a z jeszcze
większym trudem nie tracił przytomności. Rozdzierające go pragnienie oraz ból
szyi w miejscu, w którym cztery lata temu ugryzła go Shizuka, odbierały mu zmysły.
Jakim cudem jeszcze nie ześwirował do końca?
Nie wiedział, co się
dookoła działo, nic już nie widział, ale miał wrażenie, że wszystkich dokądś
wywiało. Ale to dobrze, w innym wypadku by się nie powstrzymał. Rzuciłby się
już na kogokolwiek, czy to na Ayę, czy to na Ichiru…
Marazm przerwało dopiero
pioronujące uczucie, które przeszyło go niczym strzała. Nagle oprzytomniał na
tyle, na ile tylko pozwolił mu głód. Umysł rozjaśnił się niemal zupełnie.
Wszystko dlatego, że poczuł
Shizukę. Prawdziwą Shizukę.
Ostatkiem sił zmusił się do
wstania. Kilka pierwszych kroków w kierunku drzwi ledwo pokonał, ale obecność
tej, która zniszczyła mu życie, jej we własnej osobie, jakimś cudem wlała w
niego energię. Nie wiedział, dlaczego tak na niego zadziałała ta obecność. Czy
to „więź krwi” go do niej wzywała? Jak by nie było, w tej chwili był jej
wdzięczny, bo odzyskał choć część sił i zdrowego rozsądku. Kiedy umysł mu się
przejaśnił, ze zgrozą usłyszał głos Yūki. Do licha, więc ona faktycznie tu
przyszła!
- Jeśli zrobisz krzywdę
komukolwiek w Akademii… - szepnęła Kurosu.
- Twoja krew mi wystarczy.
- To był głos Shizuki. Prawdziwy głos, nie ten Marii Kurenai. Ostatnio słyszał
go tamtej strasznej zimowej nocy cztery lata temu. Przyspieszył na tyle, na ile
był w stanie. - Rozumiesz, co oznacza ugryzienie cię przeze mnie, prawda?
Nigdy nie pozwoli, by ktoś
przemienił Yūki, nigdy!
Wparował do pokoju, w
którym obie przebywały, w ostatniej chwili. Shizuka już nachylała się nad szyją
Yūki. Zero przeszył zimny dreszcz.
- Odsuń się od niej,
Shizuka! - wykrzyknął, wyciągając Bloody Rose i celując nią w Hiō. Ku jego
niepomiernemu zdumieniu, Yūki błyskawicznie wyswobodziła się od wampirzycy i
stanęła przed nią, jak gdyby chciała zasłonić ją własnym ciałem. Aktywowała też
Artemisa.
- Nie zbliżaj się, Zero,
proszę! - powiedziała pewnym siebie tonem, patrząc na niego hardo.
- Odsuń się, do cholery! -
wrzasnął zniecierpliwiony. Chciał to wszystko zakończyć, jak najprędzej. Co ona
odwalała?! - Dlaczego… - zaczął, ale Yūki mu przerwała.
- Tylko ta kobieta może cię
uratować!
Przegryzł wargę. Więc to
tak, powiedziała jej. Shizuka zdążyła uświadomić Yūki, że jej krew to jedyne na
świecie antidotum na jego upadek do Poziomu E. On oczywiście doskonale o tym
wiedział, wszak trenowany był na Łowcę. Niemniej miał świadomość, że zdobycie
krwi czystokrwistego było praktycznie niemożliwością, a dla niego priorytetem i
tak zawsze było zabicie Shizuki, a nie uratowanie siebie samego. A jeśli zabije
Shizukę, obróci się ona w pył i z krwi nici. Ale jeśli uda mu się osiągnąć cel,
może po prostu popełnić samobójstwo, Shizuka nikomu już przecież nie zaszkodzi,
a on i tak nie miałby już po co żyć.
- Jaki chory układ ci
zaproponowała? - warknął.
- Jeśli dam jej napić się
swojej krwi, stanę się kimś takim jak ty - powiedziała wolno Yūki. - Boję się,
ale to nie ma znaczenia. Bo jeśli to zrobię, ona cię ocali. Da ci swoją krew,
Zero. Tak się umówiłyśmy - wyznała.
- Ona kłamie, Yūki! Do
cholery, to morderczyni! Potwór bez uczuć! Naprawdę myślisz, że to takie
proste?! - Zdenerwował się porządnie. Był wdzięczny przyjaciółce za troskę i
poświęcenie, ale był pewien, że ta jej naiwność kiedyś ją zgubi. Jego w tym
jednak głowa, by nie stało się to teraz. - Odsuń się - nakazał znowu.
- Nie!
Stracił cierpliwość i po
prostu ruszył na Yūki. Bez problemu wytrącił jej Artemisa z ręki, po czym
złapał ją mocno. Zaczęła się wyrywać, ale był silniejszy, mimo głodu, jaki go
trawił.
Spostrzegł w porę, że jej
spojrzenie zatrzymało się na łowieckiej bransoletce od dyrektora.
- Przepraszam - szepnęła,
próbując dosięgnąć dłonią do jego tatuażu, ale był szybszy i skutecznie jej to
uniemożliwił.
- Dlaczego mnie
powstrzymujesz?! - wrzasnął.
- Ja… - zaczęła, ale wtedy
odezwała się milcząca dotychczas Shizuka. Wstała z kanapy i podeszła do
nastolatków.
- Ona cię ugłaskała,
chłopcze - stwierdziła z cieniem smutnego uśmiechu na ustach. Doskonale musiała
zdawać sobie sprawę z tego, że on zrobi dla niej wszystko. - I jak, cieszysz
się, że jesteś wreszcie w stanie usłyszeć głos swojej pani?
Cholera, przeklął w myślach Zero. Nie był już w stanie się
poruszyć. Było nawet gorzej niż w środę, gdy z nią walczył. Teraz to była
prawdziwa ona, dokładnie taka sama jak wtedy, gdy zamordowała mu rodziców.
- Nie czujesz przypadkiem
pragnienia posłuszeństwa mi? - kontynuowała ze spokojem Shizuka. - Mój głos ma
moc wiązania, ponieważ powróciłam do swego prawdziwego ciała. - Przyjrzała się
znieruchomiałemu zupełnie Zero i Yūki, która chwilowo przestała mu się wyrywać.
- O, tak jest dobrze. Przytrzymaj ją dla mnie. - Podeszła bliżej. - Rozumiesz
już, prawda? Nie możesz mi się sprzeciwić. Dla ciebie jako wampira jestem twoją
panią i matką.
- Zero, puść mnie -
spróbowała szczęścia Yūki, ale na nic się to nie zdało. Choćby chciał, nie był
w stanie sprzeciwić się słowom Shizuki.
Cholera, cholera, cholera!
- Nie musisz zmuszać Zero
do takich rzeczy! - wykrzyknęła Yūki, wiedząc, jak bardzo ten będzie miał to
sobie za złe. - Przecież zawarłyśmy układ, dam ci swoją krew, będę posłuszna!
- Przez cztery długie lata
to ciało umierało z głodu - rzekła Shizuka, kładąc rękę na piersi. - Myślisz,
że twoja krew mi wystarczy? - Uśmiechnęła się, po czym sięgnęła do szyi Zero i
zaraz potem zatopiła kły dokładnie w tym samym miejscu, w którym cztery lata
temu.
A on, niczym otumaniony
narkotykiem, nic nie mógł zrobić.
- Nie! - krzyknęła
zrozpaczona Yūki. - Mówiłaś, że chcesz tylko mojej krwi! Przestań! - Zaczęła
płakać. - Dlaczego robisz Zero takie okrutne rzeczy?! Przestań, wystarczy!
Shizuka oderwała się wreszcie
od szyi chłopaka, po czym zbliżyła twarz, po której spływała strużka krwi Zero,
do twarzy Yūki.
- To kara za to, że go ugłaskałaś
- szepnęła jej na ucho, po czym odsunęła się odrobinę. - Yūki, powiedziałaś, że
jestem okrutna, ale kim ty właściwie jesteś, by mówić mi coś takiego? - Ujęła
jej podbródek i patrząc jej głęboko w oczy, rzekła: - Fakt, że twoja decyzja
przysporzy Zero cierpienia, jest oczywisty nawet dla mnie.
- Ale ja… - Yūki zawahała
się i przełknęła łzy. - Myślałam, że jeśli tylko z nim będę, to wszystko jakoś
się ułoży… - Posmutniała jeszcze bardziej. - Zastanawiam się, czy kiedykolwiek
mi wybaczy…
Nagle udało mu się ją
puścić. Podniósł dłoń do twarzy.
- Nigdy więcej… -
wyszeptał, mając nadzieję, że starczy mu sił, by zrobić to, po co tu przyszedł.
Błyskawicznie wykonał ruch,
który pozwolił mu jednym susem doskoczyć do Shizuki, po czym zacisnąć prawą
dłoń na jej gardle.
- Zero! - krzyknęła Yūki.
- To bezcelowe -
powiedziała spokojnie Shizuka, nie wykazując nawet cienia strachu. - Wciąż
powinieneś być bezwolny niczym kukła. Nie masz zresztą nawet siły, by porządnie
zacisnąć dłoń na mojej szyi.
Niestety, miała rację. Ale
on nie puścił jej, a lewą rękę zacisnął na Bloody Rose. Jednak, widocznie wbrew
oczekiwaniom zarówno Shizuki, jak i Yūki, wycelował broń nie w Hiō, lecz we
własną nogę. Nacisnął spust, jego ciało zalał ból. I to go otrzeźwiło na tyle,
by był w stanie zacisnąć dłoń na gardle Shizuki. Na jej twarzy odmalowało się
zdumienie.
- Niczego mi już nie
odbierzesz! - warknął.
Podniósł pistolet i
strzelił, ale przez Yūki, która rzuciła się na jego rękę dzierżącą broń,
chybił. Zdenerwowany odepchnął przyjaciółkę i ruszył ku Shizuce.
- Zero, nie! - krzyknęła
Yūki, łapiąc go za marynarkę.
- Zostaw! - rozkazał.
Shizuka zaśmiała się.
- Ty naprawdę chcesz mnie
zabić, nieprawdaż?
Rozeźlony strzelił ponownie
i tym razem trafił, lecz nie tam, gdzie zamierzał, bo nadal przeszkadzała mu
Yūki.
- Od czegoś takiego nie
umrę - zauważyła Shizuka z delikatnym uśmiechem.
- Niczego mi już nie
odbierzesz - powtórzył. - Zakończę to wszystko…
Znów ruszył ku niej. Nie
uciekała. Stała nieruchomo, śmiertelnie piękna z tymi swoimi jasnoszarymi,
niemal białymi włosami, ubrana w przepiękne jasne kimono.
Stanął
przed nią i wycelował w nią pistolet.
- Zakończmy to wreszcie dla
świętego spokoju, Shizuka - powiedział opanowany. - Żyłem tylko dla tego dnia…
Już chciał strzelić, gdy
poczuł, że od tyłu obejmuje go Yūki.
- Puść mnie - nakazał.
- Jeszcze cię nie
zapytałam, co się stanie później - wyszeptała, zaciśniając uścisk. - Kiedy ta
noc się skończy… Co się z tobą stanie, Zero? - Puściła go i zrobiła krok, by
się z nim zrównać. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie ma takiej potrzeby,
by się nad tym dogłębnie zastanawiać, prawda, Zero? - odezwała się Shizuka. -
Głęboko w twoim sercu kryje się przecież pragnienie, by zginąć razem ze mną,
czyż nie?
Yūki znieruchomiała, ale
Zero zachował zupełny spokój.
- Być może - powiedział.
Miała rację, ale nie zastanawiał się, skąd ona wie takie rzeczy. Liczyło się teraz
co innego. Z powrotem wyprostował rękę i już miał nacisnąć spust, gdy jego
przedramię przeszył ból. Ze zdziwieniem spostrzegł, że wbiła się w nie katana.
- Zero! - przeraziła się
Yūki.
Zero i Shizuka spojrzeli w
stronę drzwi, jako że to stamtąd nieoczekiwanie nadleciała broń.
- Shizuko-sama, co ty
robisz? - zapytał Ichiru.
- Nie rób nic
niepotrzebnego - wyszeptała. - Dlaczego przyszedłeś? Nie wzywałam cię.
- Wiem - przyznał - ale
muszę stwierdzić, że nie podoba mi się odmienność sposobów, w jaki nas
traktujesz. - Spojrzał na brata przez maskę.
Zero wyrwał z ręki katanę.
- Myślałem, że nie żyjesz,
Ichiru - mruknął. Na te słowa nowoprzybyły ściągnął maskę. Na widok jego twarzy
Yūki wyraźnie się zdziwiła.
- Och, no proszę, więc
jeszcze mnie pamiętasz, braciszku? - zadrwił. Zaraz jednak zwrócił się do
czystokrwistej. - Jak długo zamierzasz bawić się Zero, Shizuko-sama? Czy to
możliwe, że chcesz zostawić to diabelskie nasienie samopas? - Mówiąc to,
zbliżał się do swej pani, by ostatecznie odwrócić się do niej plecami i
zasłonić ją własnym ciałem. - To byłby błąd, Shizuko-sama - powiedział,
wpatrując się w Zero. - Nie możesz samolubnie umrzeć, to sprawiłoby problemy.
Shizuka prychnęła, po czym
westchnęła.
- Nadal mam coś, co muszę
zrobić - oznajmiła. - Wcale nie zamierzałam dać się zabić. Nie musisz się
martwić, Ichiru - rzekła spokojnie, po czym ruszyła do wyjścia.
Zero rzucił się w jej
kierunku, ale Ichiru zagrodził mu drogę.
- Shizuka! - krzyknął
prefekt.
- Wiesz, to ignorowanie
mnie jest okropne, Zero - mruknął Ichiru. - A jestem przecież pewny, że z
utęsknieniem wyczekujesz rozmowy z kimś, kogo długo nie widziałeś.
Obaj przypomnieli sobie
przeszłość. Lata, które wspólnie spędzili, tak bardzo sobie bliscy, że bardziej
by się nie dało. Jednak zarówno oni obaj, jak i ich rodzice mieli świadomość,
że Ichiru, który urodził się słaby i chorowity, nie będzie w stanie zostać
Łowcą. Z kolei Zero, młody geniusz, miał przed sobą świetlaną przyszłość w
Związku. Mimo tego kochali się całym sercem i większość czasu spędzali razem.
Zazwyczaj nawet spali w jednym łóżku, nie chcąc się rozdzielać.
Ale któregoś wczesnowiosennego
dnia, pośród płatków wiśni elegancko tańczących na lekkim wietrze, na ich
drodze pojawiła się ona. Shizuka Hiō. Gdy pierwszy raz ją ujrzeli, byli sami.
Zero natychmiast wyczuł, że mają do czynienia z potężnym wampirem. Ichiru
zupełnie tego nie czuł.
Kilka dni później Ichiru
zauważył ją płaczącą. Spojrzała na niego swymi pięknymi, ale jakże smutnymi oczyma.
Od razu spostrzegła, że i on ma problemy. Próbował radzić sobie z własną
słabością i bezużytecznością, ale co mógł zrobić? Był tylko przeszkodą dla
utalentowanego brata.
Mijały miesiące. Pewnego zimowego
wieczora rodzice szykowali się do wyjazdu na kolejną misję. Zero zauważył, że ostatnio
z bratem działo się coś dziwnego. Spytał, czy coś się stało, ale Ichiru
zaprzeczył. Nie przyznałby się przecież, że gdy Zero trenuje, wymyka się z
domu, by spotkać się z tą piękną, smutną kobietą, która tak doskonale go
rozumiała. Jako jedyna, jak się okazało. Zero był co prawda jego starszym
bratem bliźniakiem, ale nie wiedział, jak to jest być słabym.
Rodzice nie zwrócili na
niego uwagi, gdy na piżamę ubrał kurtkę i buty, ale Zero zapytał Ichiru, dokąd
się wybiera. Powiedział, że chce po prostu się przewietrzyć. Wyszedł, niepomny
na wołania brata.
- A gdzież to podział się
Ichiru? - spytali Zero rodzice.
- Zaraz wróci - odrzekł
tylko i już chciał wrócić do własnych spraw, gdy wyczuł coś przerażającego. -
Wampir… obnaża swe kły - szepnął. - Ichiru…
Przerażony, wybiegł na
zewnątrz tak jak stał, bez kurtki i na bosaka, mimo zimy. Rodzice krzyczeli za
nim, ale on, wiedząc, że młodszemu bratu może grozić niebezpieczeństwo,
pozostał nieczuły na ich rozkazy powrotu.
- Ty… - Zero zauważył tę
samą kobietę, którą spotkał kiedyś podczas spaceru z bratem. Po jej twarzy
spływały łzy smutku.
- Cóż za bystry chłopak -
szepnęła. - Wyczułeś mnie nawet szybciej niż rodzice. Przeklęte bliźnięta… Czy
to dzięki twojej grzesznej krwi?
- O czym ty mówisz? - Zero
zupełnie nie rozumiał. Nim zdążył zorientować się, co się dzieje, znalazła się
tuż za nim. Po raz pierwszy na własne oczy ujrzał wampirzą szybkość.
- Obarczę cię jeszcze
bardziej przeklętym przeznaczeniem - wyszeptała mu do ucha.
- Ichiru, Zero! - Na scenie
pojawili się rodzice szukający dzieci.
- „Szkarłatna wiśnia”,
Shizuka - powiedział ojciec, Ren.
- „Szkarłatna wiśnia”? -
mruknął pod nosem Zero. Kilka sekund później zrozumiał. Skojarzył znaki kanji na „szkarłat” i „wiśnię”, które to
układały się w nazwisko jednego z rodów czystokrwistych, Hiō. Miał więc do
czynienia z Księżczniczką Czystej Krwi, Shizuką Hiō we własnej osobie.
- Droga wampirzyco czystej
krwi, jakiż to masz do nas interes? - Rodzice nie tracili zimnej krwi, ale
czekali z bronią w pogotowiu. Bali się wykonać zły ruch, bo ich starszy syn
tkwił w objęciach Shizuki.
- Zlikwidowaliście tamtego
człowieka - powiedziała, nie wdając się w szczegóły. - Teraz się wam za to
odwdzięczę - dodała, zbliżając usta do szyi Zero.
- Nie! - wrzasnęli rodzice,
ale było już za późno. Ból rozprzestrzenił się po całym ciele Zero niczym
najgorsza trucizna.
Niczym w transie oglądał
to, co się później działo, niezdolny do tego, by cokolwiek zrobić. Nie potrafił
pomóc rodzicom, gdy byli zabijani przez Hiō. Jedyne, co był w stanie uczynić,
to modlić się w duchu, by Ichiru nie wrócił ze spaceru w nieodpowiednim
momencie.
Niestety, czcze to były
prośby.
Dom, w którym rozegrała się
ostateczna walka, zalewała powódź krwi Zero oraz Midori i Rena Kiryū. Chłopiec chcąc
nie chcąc podczas całego tego koszmaru trzymany był przy Shizuce. Jedną ręką
nie pozwoliła mu ruszyć się od niej na krok, drugą zamordowała jego rodziców,
jak gdyby nie byli niczym więcej niż śmieciami, których należy się pozbyć. I
wtedy, gdy dwa martwe ciała leżały na podłodze, a Zero ledwo utrzymywał się na
nogach, w drzwiach stanął Ichiru. Szeroko otwarte, lawendowe oczy omiotły
wzrokiem salę śmierci.
- Ichiru, uciekaj! -
krzyknął ostatkiem sił Zero. Osunął się na ziemię, gdy tylko Shizuka go puściła,
doskonale wiedząc, że chłopiec nie ma tyle energii, by uciec ani ją zaatakować.
- Ichiru, jeśli ona będzie chciała położyć na tobie łapy, musisz ją zabić,
rozumiesz?!
- Wiesz, o czym w tamtej
chwili myślałem?
- Ichiru… - szepnął Zero,
patrząc bratu prosto w oczy.
- Chcesz wiedzieć? - Ichiru
dokładniej przyjrzał się bliźniakowi. - Ach, rozumiem. Tak naprawdę wiedziałeś
to już od dawna, prawda? To, że moje serce już wtedy ogarnięte było przez
ciemność.
Tamtej nocy, zamiast ją
zabić, Ichiru uśmiechnął się lekko na widok Shizuki, mimo iż jej ręce, twarz i
kimono plamiła krew jego rodziny. Tymczasem Shizuka ukucnęła przy ledwo żywym
Zero.
- Masz ledwie trzynaście
lat, wciąż jesteś dzieckiem, a mimo tego masz taki wyraz twarzy - powiedziała.
- Niewiele spotkałam osób, które patrzyłyby na mnie w taki sposób, targane tak
silnymi emocjami.
- Shizuko-san - odezwał się
nienaturalnie spokojnym w takiej sytuacji tonem Ichiru. - Jeśli zaraz stąd nie
odejdziemy, to Rada albo Związek może nas złapać - przypomniał. Shizuka wstała
i skinęła głową. - Nie żałujesz, prawda? - zapytał. - Dokonałaś swojej zemsty.
Nie musisz już być smutna.
- Ichiru… - wyszeptał
bezgłośnie Zero. Miał nadzieję, że to jakieś majaki z powodu bólu bądź szoku
wywołanego śmiercią rodziców.
- Nie jestem - zapewniła. -
Czuję się spełniona, Ichiru. Dokonałam zemsty na rodzinie Kiryū, a ponadto
zyskałam coś niezwykle intersującego…
Zero nie słyszał jej
dalszych słów. Osunął się w ciemność, a gdy się ocknął, leżał już na kolanach
swego mistrza, w którego ocalałym oku widział jedynie rozpacz.
- Nawet od kiedy
usłyszeliśmy rozmowę rodziców na nasz temat - rzucił Ichiru, nie zwracając
najmniejszej uwagi na Yūki - zachowywałeś się tak, jakbyś z niczego nie zdawał
sobie sprawy. Rodzice stopniowo przestali mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie,
a brata, którego kochałem… - Na moment zawiesił głos. - Cóż, tak naprawdę od
zawsze go nienawidziłem. - Uśmiechnął się ponuro pod nosem. - Swoją drogą,
powinieneś mi podziękować. To ja poprosiłem Shizukę-sama, by pozostawiła cię
przy życiu.
- Taak - mruknął Zero. - Bo
po sprowadzeniu na mnie największego możliwego cierpienia chciałeś zabić mnie
własnoręcznie.
- Racja - przyznał bez
bicia Ichiru. Uśmiechnął się pogardliwie i nachylił nad uchem brata. - Cierpiałeś
wystarczająco, Zero? Cierpiałeś tyle, ile ja? - Wyprostował się po chwili. -
Shizuka-sama odmieniła moje życie. Nie sądzisz, że czystokrwiści z tymi swoimi
mocami przypominają bogów?
- Ta kobieta bogiem? -
prychnął ze złością Zero.
- Nic o niej nie wiesz -
powiedział Ichiru. - Nic. - Zamilknął na chwilę. - Dotrzymała swojej obietnicy.
Uwolniła mnie od słabości i chorób - rzekł z wdzięcznością w głosie. - Chcę cię
zabić, Zero - przyznał - ale jeśli zdecydujesz się pójść z nami, pozwolę ci
żyć. Więcej: wybaczę ci. Ale możesz z nami iść tylko jako jej sługa.
- Ty też stałeś się niczym
więcej jak jej sługą! - wtrąciła się Yūki, ale bracia nie zwrócili na nią
uwagi.
- Jeśli rodzice
dowiedzieliby się, że czujesz się lepiej, na pewno bardzo by się ucieszyli -
stwierdził cicho Zero.
I wtedy zaatakował. Refleks
brata faktycznie się jednak poprawił, bo bez trudu się obronił i wykonał
kontratak. Niegdyś byłoby to nie do pomyślenia.
- Przecież powiedziałem ci,
że rodzice stracili dla mnie jakiekolwiek znaczenie! - wykrzyknął.
- Mówisz poważnie? - Zero
jakoś nie mógł w to uwierzyć, a przynajmniej nie chciał tego zrobić. Jego
kochany brat, o którego tak się zawsze martwił, ten, który, jak sądził, został
ostatecznie zamordowany przez Shizukę, zdradził swoich bliskich i darzył ich
nienawiścią. Czy to możliwe?
- Jak najbardziej!
Chcieli znów z furią się na
siebie rzucić, gdy między nimi wyrosła nagle Yūki.
- Przestańcie obaj! -
krzyknęła.
- Odsuń się - rozkazł
przestraszony Zero, bojąc się, że i jej się oberwie.
- Lepiej wy skończcie tę
maskaradę! To jakiś absurd! - wykrzyknęła. - Nieważne, jak na to spojrzeć,
jesteście przecież braćmi!
Nagle sztylet Ichiru
znalazł się tuż przy jej szyi. Ichiru nachylił się nad nią.
- Jeśli zaraz nie zejdziesz
mi z drogi, zabiję cię, nawet wbrew Shizuce-sama - ostrzegł lodowatym tonem.
- Przestań. - Zero
przyłożył bratu lufę do czoła.
- Myślałem, że łowiecka
broń nie działa na ludzi? - Ichiru z chłodem zwrócił się do Zero. - Nawet po
przemianie w wampira nadal starasz się być Łowcą? - zachichotał, ale nie było w
tym nic z wesołości. - Jesteś głupcem, Zero. Powinieneś był pozwolić
Shizuce-sama mieć tę dziewczynę, dzięki czemu mógłbyś napić się jej krwi. Ona
dotrzymuje słowa, wiesz?
- Yūki, odsuń się - szepnął
Zero, odciągając przyjaciółkę od brata i zasłaniając ją własnym ciałem. Ichiru
nie zwrócił na to większej uwagi.
- Tylko ty zostałeś
przemieniony, Zero - kontynuował. - Mnie Shizuka-sama nie ugryzła. Ona
pozwoliła mi pić swoją krew.
Więc to dlatego… Dlatego
Ichiru stał się silny i pozbył się chorób trawiących jego wątłe ciało od dnia
narodzin. Dlatego…
Zero poczuł nagle coś,
czego się nie spodziewał.
- Zapach jej krwi… -
szepnął, myśląc o Shizuce, którą wcześniej postrzelił. - Nasilił się.
- Shizuka-sama! - wykrzyknął
ze zgrozą Ichiru, rzucając się ku wyjściu. Zero już chciał za nim ruszyć, gdy
powstrzymała go Yūki, chwytając go mocno od tyłu.
- Ichiru! - krzyknął. -
Cholera, puść mnie, muszę zabić Shizukę! - warknął na przyjaciółkę.
- I jak ją już zabijesz, to
co niby zamierzasz zrobić?! - spytała. - Wciąż nie otrzymałam odpowiedzi! Kiedy
to wszystko się skończy… Czy ty chcesz wtedy odebrać sobie życie?!
Nagle jakby opuściły go
siły. Z dziwnym spokojem w sercu spojrzał na Yūki.
- Tak - odparł szczerze. -
Wiedziałaś o tym, prawda? Że zawsze myślałem w ten sposób. - Zobaczył, jak
przegryzła wargę. Przeczuwała to. Tak samo Aya, która prosiła go, by wrócił,
gdy oznajmił jej, że zamierza zabić Shizukę.
Yūki zwiesiła głowę.
- Tak - przyznała.
- No więc właśnie. Jak
widzisz, nie musisz dla mnie tyle robić - powiedział. - Nie zniósłbym, gdybyś
stała się wampirem. Nie wolno ci, Yūki…
- Ja po prostu nie
chciałam, byś zginął, Zero - wyznała.
Nie namyślając się, porwał
ją w ramiona. Przytulił ją mocno, chcąc przejąć jej siłę.
- Jeśli to prawda, Yūki,
dlaczego… Dlaczego chcesz się poświęcać dla kogoś takiego jak ja? - Zamilknął
na moment, po czym odsunął ją od siebie. - Cieszę się, że jesteś bezpieczna.
Zostań tu - nakazał, po czym ruszył w stronę wyjścia.
- Zero… - szepnęła.
- Wrócę - obiecał.
Kierując się zapachem,
szybko dotarł do miejsca, w którym znalazł Ichiru trzymającego w ramionach
martwą Shizukę.
- Co ty robisz? - zapytał
cicho, widząc, że brat ma usta umorusane czystą krwią.
Właśnie wtedy ciało
ostatniej z rodu Hiō zmieniło się w srebrzysty pył. Ichiru z otępieniem
wpatrywał się w swoje puste już ręce. Powoli uniósł wzrok na brata.
- Zabiłeś ją, Zero… Ty i ta
Akademia… - uciął, bo usłyszał zbliżające się kroki. Prędko wyskoczył z okna
prosto w ciemną noc.
Zero nie odwrócił się, gdy
do pokoju weszli Yūki i Akatsuki Kain. Oczy wampira przesunęły się z sylwetki
prefekta na łowiecki pistolet, który wciąż trzymał w lewej dłoni.
- Kiryū, czy ty…?
***
Cześć!
Dedykacja wędruje
do Chloe, Oleeny, Andzika, Aishiteru i Kiran Lilith. :) Dzięki za ślady
obecności, dziewczęta!
Jak widzicie (albo
i nie, bo z pamięcią różnie bywa), w tym rozdziale pojawiło się wiele scen,
które miały miejsce w mandze i anime (w nieco innej formie), ale nie w naszej
starej wersji, w której to minęło sporo czasu, zanim na poważnie zaczęłyśmy
opisywać wydarzenia z punktu widzenia bohaterów innych niż Aya i Kaori. Zero i
Ichiru są jednak na tyle ważnymi postaciami, że warto się na nich od czasu do
czasu skupić, prawda?
Do następnego!
Yayyy! Taki ciężki, nudny deszczowy dzień, malować się nie chce ani nic, wchodzę na zakładkę z blogami, patrzę się a tu nowy rozdzialik! Mój zaciesz usłyszeli nawet rodzice, którzy akurat robili coś na poddaszu.
OdpowiedzUsuńJak wy to robicie, że wasze opisy, odczucia danej postaci i rozmowy są tak pełne? Podziwiam was za to, dziękuję za dedykt i nadsyłam mentalnie weny i buziole:*
A my dziękujemy za tak miłe słowa! <3 Buziaczki!
UsuńBardzo lubię kiedy zdarzenia są opisane z perspektywy Zero. Zazwyczaj nie mówi za wiele, a w ten sposób możemy poznać co na prawdę myśli ;) Rozdział jak zwykle świetny! :D Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńIntrowertycy tak mają. xD
UsuńDziękować. <3