- Hej.
- Cześć, Zero
- powitała kolegę Aya. - Jak tam
przyjęcie? - spytała.
Był
poniedziałkowy poranek. Do lekcji pozostało kilka minut, większość uczniów
siedziała już w klasach, ale ona opierała się o parapet i oddychała świeżym
powietrzem przedostającym się do budynku przez otwarte okno. Od sobotniego
popołudnia nie miała okazji porozmawiać z Zero, dlatego dopiero teraz mogła
zapytać o szczegóły jego ostatniego łowieckiego zadania. Zanim to jednak
zrobiła, upewniła się, czy nikt ich nie słyszy.
- Nudy.
Niestety, nie było żadnej bójki - odparł. Aya uśmiechnęła się lekko. - Za to wyobraź
sobie, że oprócz Kurana pojawił się jeszcze inny czystokrwisty wampir. A
właściwie wampirzyca - sprostował.
- Hę? -
zdziwiła się Aya. - Jak to?
- Tak to. Sara
Shirabuki - odrzekł. - Sam byłem zdumiony, bo nie było jej na oficjalnej liście
gości, jaką przekazano mi wraz z rozkazem. Choć ze słów gospodarzy i paru
innych pijawek wynikało, że jednak była zaproszona, tylko nie potwierdziła
przybycia - dodał. Właściwie miał wrażenie, że ta paskudna krwiopijczyni lubiła
robić wejście smoka.
Aya skrzywiła
się. Mimo że to jej zupełnie nie dotyczyło, poczuła niepokój na myśl o kolejnym
czystokrwistym pojawiającym się w ich życiu. Shizuka, Kaname, teraz ta cała
Sara… Miała nadzieję, że owa Shirabuki nigdy nie zainteresuje się ani nią, ani
Zero.
- Wygląda na
to, że to kolejna osoba stojąca po stronie naszego kochanego przewodniczącego
Nocnej Klasy - oświadczył Zero. - Choć z drugiej strony, w wampirzym świecie
panuje taka obłuda, że nigdy nie można być niczego pewnym.
- Jestem
skłonna w to uwierzyć…
Milczeli
przez kilkanaście sekund. Aya zerknęła na zegarek - zaraz powinien zjawić się
nauczyciel.
- Wchodzimy
do sali? - zapytała.
Zawahał się.
- Poczekaj -
poprosił. - Właściwie… Jest jeszcze coś, co chciałem ci powiedzieć. Powinienem
był zrobić to dużo wcześniej, ale jakoś tak wyszło, że o tym zapomniałem.
Dopiero w sobotę, na tym durnym przyjęciu, przypomniałem sobie, że muszę cię
ostrzec.
- Ostrzec? -
Aya uniosła brew.
- Widzisz… -
Z jakiegoś powodu czuł się zażenowany. Potrafił już szczerze mówić Ayi o wielu
swoich problemach i słabościach, lecz kwestia zapachu jej krwi wydała mu się
nagle jakaś dziwnie intymna. Może to przez rozmowy, jakich chcąc nie chcąc nasłuchał
się na przyjęciu. Wampiry bez większego skrępowania mówiły o krwi, jej woni i o
tym, jak wielką rozkosz może przynieść picie wyjątkowego jej rodzaju. A do
takiego z pewnością należała ta Ayi. - Wtedy, u Shizuki… - Zawahał się znowu. -
Chodzi o to, że jestem więcej niż pewien, że jeśli jeszcze raz poczuję zapach
twojej krwi, nie zdołam się powstrzymać. - Odchrząknął, patrząc gdzieś w bok. -
Więc bądź ostrożniejsza, dobrze? Proszę.
- U-uhm… -
Skinęła głową, zarumieniona lekko. Poczuła się niezręcznie na myśl o tym, że
jej krew działała na niego w taki sposób, choć przecież żadne z nich nie miało
na to wpływu.
- Wy dwoje,
zamierzacie wejść do klasy?
Podskoczyli
oboje, zaskoczeni nagłym pojawieniem się nauczyciela. Szybko udali się do sali,
przepraszając profesora za zwłokę.
***
- Jej! Dzisiaj lekcje kończą się wcześniej,
prawda? - zapytała Kao.
Aya
potaknęła. Był czwartek dwudziestego ósmego kwietnia, przeddzień Dnia Shōwa, a
co za tym idzie - pierwszego dnia Złotego Tygodnia. Dyrektor uznał, że skoro
wszyscy uczniowie poza jego własnymi wychowankami zadeklarowali chęć powrotu na
ten czas do domu, czwartkowe lekcje zakończą się w południe, tuż przed przerwą
obiadową, dzięki czemu młodzież będzie mogła wyruszyć do rodzinnych miast
względnie wcześnie.
- Wysiliłabyś
się na coś więcej - mruknęła pod nosem Kaori, niezadowolona z braku entuzjazmu
siostry. Dla niej każda okazja niosąca za sobą mniej godzin zajęć była powodem
do świętowania.
- Wybacz -
powiedziała obojętnie Aya, opierając brodę na dłoni w taki sposób, by twarz
mieć zwróconą ku oknu. Pogoda była śliczna. Faktycznie, aż żal siedzieć na
lekcjach. Lepiej byłoby urządzić sobie przyjemny spacer po lesie, dzięki
któremu może wreszcie przestałaby ją boleć głowa. Już gdy się obudziła, miała
wrażenie, jakby zaraz miała paść z powodu bólu. Zaraz po skromnym śniadaniu,
jakie w siebie wmusiła, wzięła tebletkę, ale nadal nie odczuwała jej
zbawiennych skutków.
- Hej,
Kurosu-san - zawołała któraś z dziewcząt. Kaori odwróciła głowę w jej kierunku.
To była Nozomi Tsukuda. - Od jutra mamy majówkę. Wyjeżdżasz może dokądś?
- Ee… Niczego
nie planowałam - przyznała Yūki.
- Więc
zostajesz całą przerwę w szkole? Bo jesteś córką dyrektora…
Kaori
zamarła. No tak… Ona i Aya też musiały zostać. Nie miały już dokąd wrócić…
- A ty,
Mitsui-san? Wracacie z siostrą do domu? - wypytywała dalej Nozomi. O śmierci
Reiko i przejęciu opieki nad Ayą i Kaori przez dyrektora póki co nie wiedział
nikt poza prefektami, Otsune i częścią nauczycieli.
- Ach, nie,
stwierdziłyśmy z Ayą, że dotrzymamy towarzystwa Yūki. - Kaori wymusiła
beztroski uśmiech. - Bądź co bądź przeniosłyśmy się tu dopiero trzy miesiące
temu, więc nie znudziłyśmy się jeszcze Akademią, do tego niedawno były wakacje
wiosenne… - Nikt nie wiedział też, że siostry Mitsui całe ferie spędziły na
terenie szkoły. - Mieszkamy dość daleko, więc to trochę niewygodne - zmyśliła
Kao.
Nozomi
roześmiała się.
- No tak,
pewnie nawet nie zdążyłyście się stęsknić!
Kaori
drgnęła. Na szczęście Yūki wpadła na to, by zająć uwagę Nozomi, dzięki czemu ta
nie zdążyła zauważyć napływających do oczu Kao łez. Aya, która doskonale
słyszała tę rozmowę, przysunęła się do siostry i lekko ją objęła. To dodało
Kaori sił. Jak zwykle powtórzyła sobie w duchu, że musi być silna i że wszystko
zniesie.
Tymczasem do
Yūki i Nozomi podeszła przyjaciółka tej drugiej. Razem nachyliły się nad panią
prefekt.
- Nie
miałabyś nic przeciwko ukrytym kamerom w Księżycowym Akademiku? - spytały z błyszczącymi
oczyma.
- Że co? -
Yūki uniosła brwi. Nieraz się już zdarzało, że potajemnie robiono uczniom
Nocnej Klasy zdjęcia (które potem trzeba było rekwirować), ale żeby jeszcze
ukryte kamerki?
- Oj, tylko
na czas wolnego, może któryś z nich zostaje… - szepnęła konspiracyjnym tonem
Nozomi.
- O… Cii… -
wykrztusiła Yūki, widząc za plecami koleżanek Zero.
Dziewczęta
odwróciły się ze strachem, domyślając się doskonale, kto za nimi stoi.
- To był
tylko żart - pisnęły.
Zero tylko
spojrzał na nie ze znudzeniem, po czym, zupełnie je ignorując, zwrócił się do
przyjaciółki.
- Yūki, chodź
ze mną - rzucił.
Oboje wyszli.
- Dokąd
właściwie idziemy? - zapytała Yūki, próbując dotrzymać kroku Zero.
-
Zapomniałaś? - Westchnął. Zazwyczaj to on olewał obowiązki prefekta. - Dyrektor
kazał nam zerwać się z pierwszych zajęć, bo Nocna Klasa w całości wyjeżdża,
więc musimy upewnić się, czy w pobliżu nie ma żadnych ludzi. Poza tym mamy
dopilnować, by wszyscy nocni uczniowie opuścili teren szkoły.
- O rety,
fakt, zapomniałam - przyznała Yūki, lekko zawstydzona. Zero tego nie
skomentował. Domyślał się, że zapomniała o tym, bo zwyczajnie nie chciała
pamiętać. To, że Kuran dokądkolwiek wyjeżdża, raczej nie spotykało się nigdy z
jej entuzjazmem. - Ale właściwie dlaczego wyjeżdżają teraz? Nie byłoby im
wygodniej podróżować nocą?
- Nie powiem,
by mnie to obchodziło.
- No tak,
czemu mnie to nie dziwi… - mruknęła pod nosem Yūki, wydymając usta, jednak
zaraz potem ponownie przyspieszyła, by dogonić przyjaciela.
Dotarłszy w
okolice bramy do Księżycowego Dormitorium, wzmożyli czujność.
- Yūki-chan,
Kiryū-kun! - Podszedł do nich Takuma Ichijō. Uśmiechnął się sympatycznie. -
Dziękuję za waszą ciężką pracę. Mam nadzieję, że uda wam się porządnie
odpocząć, gdy nas nie będzie - dodał.
- Tobie
również życzę miłego odpoczynku, Ichijō-senpai - rzekła Yūki, kłaniając się w
pas. Zero milczał i nawet nie zaszczycił Takumy spojrzeniem. Marzył o tym, by
pijawki wreszcie zniknęły mu z oczu.
- O, Kaname!
- zawołał Takuma, widząc zbliżającego się właśnie Kurana. Opuścił on akademik
jako ostatni. Był przewodniczącym, dlatego jego obowiązkiem było upewnić się,
czy wszystko jest w porządku. - Pozamykałeś? - zapytał.
- Ichijō,
tyle sam potrafię zrobić - odparł Kaname z lekkim westchnieniem. Odwrócił potem
wzrok od swojego zastępcy i uśmiechnął się do Yūki, jednocześnie wyciągając w
jej kierunku kopertę. - Proszę bardzo, panno prefekt, oto klucz do Księżycowego
Dormitorium.
Yūki przyjęła
kopertę z nietęgą miną.
- Wiem, że
to, co mi powiedziałaś, nie było kłamstwem, więc nie martw się tym - powiedział
Kuran, głaszcząc dziewczynę po głowie.
- Kaname,
wybacz, że przeszkadzam - wtrącił się Takuma. - Wiem, że nie chcesz wyjeżdżać,
ale…
- Jeszcze
chwila - przerwał mu Kuran. - Zaczekaj w samochodzie z pozostałymi - rozkazał.
Ichijō westchnął, ale usłuchał i prędko się oddalił. - Yūki, możesz zostawić
nas na chwilę samych? - zapytał. Ujrzawszy jej niepewną minę, dodał: -
Spokojnie, nie będę dla niego niemiły.
- No dobrze -
zgodziła się, choć wyglądała na zawiedzioną tym, że Kuran zamierza rozmawiać z
Zero, a nie z nią. - W takim razie… Proszę, dbaj o siebie, Kaname-senpai.
Miłego odpoczynku - szepnęła zarumieniona, spuszczając lekko wzrok.
- Dziękuję.
Ukłoniła się
nisko i odeszła w kierunku głównej bramy, by nadzorować porządek.
Zero
westchnął.
- To czego
chcesz? - spytał obojętnym tonem. Czasami dziwił się sam sobie, że potrafi
zachować spokój w towarzystwie Kurana. Nie dość, że go nienawidził za wiele
różnych rzeczy, to jeszcze był to zadufany w sobie czystokrwisty,
przedstawiciel tej samej klasy co Shizuka Hiō. Gardził nim tak bardzo, że chyba
bardziej by się nie dało. Choć może jednak. Sobą pogardzał co najmniej w równy
sposób…
- Kiryū-kun -
odezwał się po kilku sekundach Kaname. - Chcę ci powiedzieć tylko jedną rzecz.
Musisz pilnować Yūki w moim zastępstwie, szczególnie teraz, gdy mnie nie
będzie.
Zero nie
odpowiedział. Szlag go trafiał, gdy Kuran ujmował to w ten sposób. To
oczywiste, że będzie chronił Yūki - tyle że zamierzał robić to z własnej woli,
a nie dlatego, że tak kazał mu ten wredny krwiopijca. Traktował go jak swoje
narzędzie. Najgorsze było to, że Zero nie mógł mu się sprzeciwić - to, że
zawdzięczał Kuranowi parę rzeczy, było raczej nieistotne, ale nie mógłby tak po
prostu olać Yūki i puścić ją samopas tylko po to, by zrobić Kuranowi na złość.
Był pewien, że w błyskawicznym tempie wpakowałaby się w kłopoty. Z drugiej
strony, Kaname też nie grzeszył rozsądkiem, skoro wybrał sobie na ochroniarza
Yūki kolesia, którego nie trawił i który w każdej chwili mógł stracić nad sobą
kontrolę. Gdzie w tym sens?
- To wszystko
- oznajmił Kaname, odwracając się plecami do Zero. Ruszył powoli w stronę
głównej bramy. - Założę się, że cieszysz się z powodu tego, że nie będziesz
musiał nas przez jakiś czas oglądać - dodał.
Trudno byłoby
nie przyznać mu w tym przypadku racji.
Aya ledwo
zachowała podczas zajęć względnie przytomny umysł. Zamiast zelżeć, ból głowy z
godziny na godzinę wydawał się wręcz nasilać. Co więcej, miała dziwne wrażenie,
że tego dnia wszyscy są nienaturalnie głośni. Kiedy zaś doszło do końca lekcji
i uczniowie zaczęli wrzeszczeć z radości na myśl o wolnym, pomyślała, że
zwariuje.
- Dlaczego
wszyscy się tak drą? - Miała zamiar jedynie wyszeptać to pytanie, ale ono
głośno odbiło się echem po jej uszach.
- No wiesz,
cieszą się - stwierdziła nieswoim głosem Kao. - W przeciwieństwie do nas, mają
z czego.
- Nie krzycz
tak - wydusiła Aya, przyciskając dłonie do skroni.
- Co? - Kaori
uniosła brew. Fakt, zdarzało jej się czasem mówić zbyt głośno i wówczas Aya
zazwyczaj zwracała jej z tego powodu uwagę, ale teraz użyła przecież normalnego
tonu. - Od rana jesteś nie w sosie - stwierdziła. Z początku wydawało jej się,
że chodzi o mamę, ale teraz, patrząc, jak Aya niemal zwija się z bólu, spytała:
- To migrena? Może powinnaś się położyć? Chodź, pomogę ci…
- Błagam,
zamknijcie się wszyscy… - Aya zacisnęła powieki i przycisnęła ręce do uszu.
Kaori rozejrzała się ze zdziwieniem. Tak jak myślała, wszyscy zdążyli już wyjść
z sali, zostały jedynie one. Nawet z korytarzy nie dobiegało zbyt wiele
dźwięków, jako iż uczniowie chwilę temu pognali do akademików lub do stołówki.
- Proszę,
chodź - szepnęła jak najciszej Kao, nie chcąc potęgować bólu siostry. Szybko
powkładała rzeczy Ayi do jej torby, po czym zarzuciła sobie i swoją, i jej na
ramię. - No już, chodź, pomogę ci. - Ujęła Ayę pod rękę, niejako zmuszając ją
do ruszenia się z ławki. - Tak, powolutku…
Udało im się
dojść na korytarz, ale wówczas Aya osunęła się na podłogę, nie mogąc wytrzymać bólu.
Czuła się tak, jakby jej głowa miała zaraz eksplodować. Nie rozumiała, dlaczego
tak się działo, a może nawet o tym nie myślała, zdezorientowana i oślepiona
bólem głowy. Dźwięki, zarówno znajome, jak i te, których w ogóle nie kojarzyła,
zaczęły dochodzić dosłownie z każdego kierunku i zlewać się w jeden
niewyobrażalnie wielki, chaotyczny hałas.
- Mitsui-san?
- Pomiędzy wszystkimi głosami odróżniła ten dyrektora. Podniosła głowę i
spostrzegła go przed sobą. - Co ci jest?
- Aya! -
wykrzyknęła coraz bardziej przerażona Kaori, podtrzymując siostrę na tyle, na
ile mogła.
- Zaraz… Nie
mogę… - jęknęła Aya, zanim ogarnęła ją ciemność.
- Aya! -
Kaori spanikowała. - Dyrektorze, co się dzieje?!
- Spokojnie,
Mitsui-san, spokojnie - odparł Kaien, przegryzając wargę. Gdyby Kao nie była
tak przestraszona stanem siostry, być może zauważyłaby, że dyrektor
najwyraźniej wie, co jest przyczyną omdlenia Ayi. - No już, puść ją - poprosił,
delikatnie odsuwając jej ręce od siostry. Sam ją przytrzymywał. - Zabiorę ją do
siebie i tam się nią zajmiemy, zgoda?
Do Kaori
najwyraźniej nic nie docierało, bo jedynie oczyma wielkimi ze strachu
wpatrywała się w Ayę. Przypomniała sobie wszystkie dziwne stany, w jakie ta
popadała od czasu przybycia do Akademii. W lutym zemdlała, w marcu wydarzył się
ten straszny incydent, gdy Kao znalazła ją w łazience nieoddychającą… Teraz ta
jej migrena i kolejne omdlenie… Do licha, coś było zdecydowanie nie tak!
Wypełniła ją panika. Dopiero co straciła matkę, nie może stracić też starszej
siostry! A jeśli to była jakaś groźna choroba?! Przecież uważała na to, by Aya
się nie przepracowywała. Na tyle, na ile jej się udawało, kontrolowała nawet,
czy Aya śpi w nocy. Wszystko wydawało się w porządku, więc dlaczego, dlaczego?
Dyrektor
podniósł Ayę bez trudu, jak gdyby ważyła nie więcej niż piórko. Kaori szła za
nim jak w transie. Nie pamiętała, jak dotarli do jego prywatnego domku.
- Dziękuję, dyrektorze - szepnęła Kaori,
niemrawo uśmiechając się do Kaiena. Siedziała na krześle przy łóżku, na którym
ten położył Ayę. Znajdowali się w jednym z pokoi gościnnych na piętrze jego
mieszkania.
- Nie ma za
co.
- Właściwie
dlaczego przyniósł pan ją tutaj, a nie do gabinetu pielęgniarki? - zapytała.
- Cóż, tu
jest wygodniej i cieplej - odparł wymijająco. - Poza tym jestem teraz waszym
opiekunem, więc czuję się za was odpowiedzialny nie tylko jako dyrektor szkoły.
- Ach, no
tak. Dziękuję, że się pan tak nami zajmuje - rzekła, na moment wstając z
krzesła, by głęboko mu się ukłonić.
Dokładnie w
tej samej chwili Aya powoli uniosła powieki. Z początku zupełnie nie rozumiała,
co się dzieje ani nie pamiętała, co się stało, zanim zemdlała. Nawet nie
unosząc głowy, rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, którego nie znała. Okna
jednak były zasłonięte, więc w pokoju panował przyjemny półmrok, co bardzo ją
ucieszyło. Oczywiście od razu zauważyła też Kaori i dyrektora.
- Och, witaj
w świecie żywych! - zaśmiała się Kao, spostrzegłszy, że Aya się obudziła.
Próbowała brzmieć radośnie, ale średnio jej to wyszło.
- Uhm…
- Jak się
czujesz? - spytał Kaien, patrząc na nią z troską.
- Głowa… mi
pęka - szepnęła zgodnie z prawdą. Nadal bolała nieznośnie, ale jedyne, co ją
pocieszało, to fakt, że chwilowo nie docierały do niej te dziwne, nieskładne
dźwięki.
- Hm,
rozumiem… - Dyrektor zamyślił się. - Zmierzyliśmy ci ciśnienie, jest trochę
niskie - mamrotał bardziej do siebie niż do dziewcząt.
- Ech, co ja
z tobą mam? - westchnęła Kao. - Znowu się „przepracowałaś”? - spytała, choć
wiedziała, że tak nie było. Nieoczekiwanie zaciekawiła ją jednak odpowiedź. Od
dłuższego czasu wydawało jej się, że Aya coś ukrywa i nie mówi jej wszystkiego.
Jeśli i tym razem powie, że to na pewno zmęczenie czy coś w ten deseń, jedynie
potwierdzi podejrzenia Kaori.
- Nie
przypominam sobie, żebym ostatnio robiła zbyt dużo - mruknęła jednak Aya.
- Taak, a
mimo to znowu zemdlałaś! - Na twarz Kao zstąpiła chmura. Przegryzła wargę. -
Dziewczyno, jak mam się o ciebie nie martwić, skoro wciąż wpadasz w jakieś
kłopoty?
- Ciszej, błagam…
- poprosiła Aya, znów przykładając sobie do uszu dłonie.
- Wybacz. Ale
wracając do tematu…
- Nie wpadam
w żadne kłopoty… - przerwała jej cicho Aya. Nie miała siły na kłótnię. Kaori
naturalnie miała rację, ale ona nie zamierzała przyznawać jej tego faktu.
Niemniej każdy głupi zauważyłby, że coś jest nie tak. Sęk w tym, że Aya nie
mogła tak po prostu powiedzieć siostrze, że jej niepokojące stany są związane z
jej przemianą w jedną z postaci z legend.
- Nie, wcale!
A to się rozchorujesz, a to nie możesz spać, a to się ranisz albo… - Nie oddychasz. - No, nieważne! Chodzi o
sam fakt!
- I kto to
mówi? - szepnęła ze zmęczeniem Aya.
- Hmpf!
- Och,
dziewczynki, przestańcie się już sprzeczać - poprosił Kaien pojednawczym tonem.
- Chodź, Kaori-chan, dajmy Ayi-chan trochę odpocząć.
- Dobrze,
dobrze - zgodziła się Kao. - Trzymaj się, nēsan.
- Uhm.
Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, robiąc tym
większy hałas, niż uczyniłaby startująca rakieta, Aya zamknęła oczy.
Co jest?! Głowa mi zaraz eksploduje, ale
przynajmniej te dźwięki nie są już tak uciążliwe… Choć nie wiedzieć czemu, jak
się postaram, to i tak słyszę, co tylko chcę…
W ramach
eksperymentu skupiła się na głosie Kaori.
„Więc niby
jak mam się o nią nie martwić?”, spytała.
„Rozumiem
cię, ale… To delikatna dziewczyna, do tego jeszcze trudny wiek…” - dyrektor.
Co to ma być, do cholery?! Aya
zdenerwowała się porządnie. Dobra, głupie
pytanie. Kolejna cecha krwiopijcy.
- Puk, puk - mruknął zza drzwi Zero.
- Wejdź… -
odparła.
Podniosła się i usiadła. Nawet szelest
pościeli brzmiał jak tornado.
Zero wszedł
do środka, uważając, by robić jak najmniej hałasu. Mimo tego i tak każdy dźwięk
był niemal nie do zniesienia.
Dopiero po
chwili Aya zauważyła, że chłopak trzymał tacę z parującą zupą. Położył ją na
stoliku obok łóżka, a sam usiadł obok - na krześle, które jeszcze kilka minut
temu zajmowała Kaori.
- Masz,
zjedz. Podejrzewam, że na razie wolisz pobyć tutaj niż dołączyć do reszty w
jadalni.
- Chyba nie
mam apetytu… - odrzekła, choć zapach potrawy był zniewalający. Problem w tym,
że od rana było jej niedobrze. Miała świadomość, że to przez ból głowy, ale
mimo wszystko cierpiał na tym jej apetyt.
- Nie
interesuje mnie to, masz to zjeść i tyle - oświadczył, podając koleżance miskę.
Spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
Z
westchnieniem męczennicy wzięła do ust łyżkę. Uniosła brwi.
- Jest
przepyszna - zachwyciła się. - Ty ją zrobiłeś?
- No ba.
Pewnie, że tak. - Uśmiechnął się lekko. Po odprawieniu krwiopijców wrócił na
zajęcia, a potem udał się do domku dyrektora, by złożyć mu raport. Tyle że
wówczas Kaiena nie zastał. Gdy zaś dyrektor pojawił się na polu widzenia, Zero
ze zdumieniem zauważył w jego ramionach Ayę, a tuż obok - bladą z troski Kaori.
Ponieważ Kaien wyrzucił go z pokoju gościnnego, mówiąc, że jeśli zostanie, to
zrobi się za duży tłok (Kao bynajmniej nie zamierzała opuścić Ayi choćby na
minutę), Zero zdecydował, że na szybko przyrządzi jakiś obiad. Miał świadomość,
że dyrektorowi trochę zejdzie na sprawdzaniu stanu Ayi i podnoszeniu na duchu
Kaori, więc zabrał się do roboty. Gotowanie dodatkowo go uspokajało, a że chcąc
nie chcąc martwił się o przyjaciółkę…
- Człowieku,
jak ty to robisz? - Aya zaśmiała się cichutko. Przeszło jej przez myśl, że ten
chłopak we wszystkim był dobry. W nauce, w sporcie, nawet w gotowaniu. Do tego
każda dziewczyna musiała przyznać, że był zdecydowanie przystojniejszy od
większości mężczyzn. Posmutniała, gdy zdała sobie sprawę, jak świetne mógłby
mieć życie, gdyby nie wydarzenia sprzed czterech lat.
- Ma się ten
dar.
W końcu wyszło na to, że Aya z przyjemnością
zjadła cały obiad. Nawet nie zauważyła, gdy skończyła. Zupa była tak pyszna, że
niemal wymazała część jej trosk.
- No, teraz
poczujesz się lepiej - zapewnił Zero.
- Tak.
Dzięki.
- Nie ma za
co.
Zamilkli.
- To… znowu
„to”, prawda? - podjął po chwili chłopak. Aya skinęła głową.
- Nie sądzę,
by mogło to być coś innego - wyszeptała. - Cholera - zezłościła się. - Mam tego
dość. To się dzieje za szybko. O wiele za szybko… - Gdyby nie ból głowy,
wykrzyczałaby wszystkie te słowa.
- Wiem -
powiedział cicho Zero. Od czasu przybycia Ayi do Akademii nowe wampirze cechy
potrafiły się u niej ujawniać nawet co kilkanaście dni. - Ale spokojnie, jakoś
to będzie.
Aya spojrzała
na niego ze zdziwieniem.
- Skąd ten nagły optymizm? -
zapytała.
- Słuchaj,
tak sobie myślałem o tym wszystkim… Nie poddawaj się. Masz na tym świecie
jeszcze sporo spraw do załatwienia, prawda? Niewyrównane rachunki i takie tam…
- Oczy mu zabłysły. - Więc… Bez względu na wszystko musisz się trzymać, tak?
Aya
zastanowiła się nad tym. Faktycznie, tak było. Jej najważniejszą misją było
chronienie Kaori i Otsune, ale poza tym… Choć Shizuka zginęła, nadal istniała
przecież szansa, że na świecie pozostał ktoś znający tożsamość jej ojca,
prawda? A ona musiała ją poznać bez względu na wszystko. Jeśli dowie się, kto
to taki, odnajdzie go i odpłaci mu za to, co uczynił jej matce...
- Uhm. Masz rację
- przyznała.
- Ja… - Zero
zawahał się. Zacisnął dłoń w pięść. - Ja również postanowiłem się nie poddawać.
Zrobię wszystko, by odwlekać upadek do Poziomu E, bo… mam jeszcze dużo spraw na
głowie. I teraz niespecjalnie mi się spieszy do śmierci.
Aya uśmiechnęła
się delikatnie. Z jakiegoś powodu jej serce zalało ciepło. Uzmysłowiła sobie,
że to ulga. Cały czas podświadomie bała się, że Zero zrezygnuje z walki i po
prostu popełni samobójstwo. Oczywiście w ogóle mu się nie dziwiła, ale prawdą
było, że bardzo nie chciała, by to zrobił.
- Co nie
zmienia faktu, że w razie czego masz mnie zabić - przypomniał Zero.
- Wiem, wiem.
Znowu poprawił mi humor. Skąd się u niego
wzięła ta determinacja?
Do pokoju wpadła nagle Yūki.
- Większość
osób już wyjechała - oznajmiła.
- Nocna Klasa
też? - spytała z nadzieją Aya.
- Tak,
wyjechała już rano, dlatego nie było nas na porannych zajęciach…
Aya ucieszyła
się niepomiernie. Aż trudno było jej uwierzyć w to, że ma co najmniej kilka dni
wolnego od zamartwiania się. Wszystkie wampiry poszły won! Po twarzy pani
prefekt było widać, że ona aż tak się z tego nie cieszy. Aya z kolei dopiero po
kilku sekundach zdała sobie sprawę z tego, że Akademii nie opuściły przecież
WSZYSTKIE wampiry. Zero został.
Dyskretnie
pokręciła głową. Nie chciała o nim myśleć w ten sposób. Cóż, był wampirem, ale
przecież wciąż ze sobą walczył. Już sam ten fakt zasługiwał na szacunek i
podziw.
- Yūki, mamy problem! - zawołał z korytarza Kaien.
- Właśnie dostałem wiadomość, że Maria Kurenai-chan się obudziła!
Wszyscy troje
spojrzeli po sobie. Po chwili dyrektor i prefekci wybiegli, do pomieszczenia
wparowała zaś Kaori.
- Co im
odbiło? - spytała. - Po tym, jak dyrektor odebrał telefon, wybyli, nie
dokończywszy obiadu.
- Ech, sama
nie wiem. Mniejsza o to.
- Lepiej ci
trochę? - zapytała Kaori.
- Chyba tak.
Ale chciałabym się trochę przespać - powiedziała Aya. Nie sądziła, by była w
stanie zasnąć z takim bólem głowy, pragnęła jednak spokoju. Czuła się trochę
źle, bo w ten sposób odsuwała od siebie Kao, ale tym razem naprawdę nie miała
siły zbyt mocno się nią przejmować. Kaori po prostu pobędzie sobie spokojnie
tuż obok.
Kao skinęła
głową, usiadła na krześle i ujęła rękę siostry. Aya uśmiechnęła się do niej
lekko. Nie wysunęła dłoni. Chciała czuć bliskość najważniejszej dla siebie
osoby. Nieco uspokojona, zamknęła oczy.
Dziwnie jest mieć świadomość, że w ciele
Kurenai nie ma już Shizuki, pomyślała. Ona i
tak zawsze będzie mi się z nią kojarzyć… W końcu nigdy nie widziałam Hiō w jej
prawdziwej postaci. Dla mnie zawsze była Marią. Mam nadzieję, że nie zostanie w
szkole. Nie chcę jej już widzieć. Nigdy więcej…
Zero pozwolił
dyrektorowi i Yūki pobiec przodem. Sam zwolnił dyskretnie gdzieś w połowie
drogi. Tamci chyba nawet tego nie zauważyli, a jeśli nawet, nie dali tego po
sobie poznać. Być może po prostu chcieli pozwolić mu na chwilę refleksji.
Idąc już naprawdę
powoli, spojrzał w niebo. Słońce na szczęście schowało się za chmurami. Na
wieść o przebudzeniu Marii jego umysł również się tak zachmurzył.
Oczywiście Shizuka
już nie żyła. Nawet gdyby nie widział jej śmierci na własne oczy ani nie
wiedział nic o poruszeniu, jakim zaowocowała ona w świecie wampirów, i tak
miałby świadomość, że zginęła. Poczuł to wtedy aż nazbyt mocno. Czy tego
chciał, czy nie, łączyła ich „krwawa więź”. Jak sama stwierdziła, była jego
„panią i matką jako wampira”. To oczywiste, że odczuł jej śmierć.
Ale mimo tego… Cóż,
wiadomość o Kurenai bynajmniej go nie ucieszyła. Nie wiedział, jak powinien się
wobec niej zachowywać. Pragnął tylko, by jak najszybciej opuściła teren
Akademii Kurosu. Właściwie na swój sposób był zły na dyrektora za to, że uparł
się, by zająć się Marią, podczas gdy była nieprzytomna. A nie ocknęła się ani
na chwilę od czasu, kiedy Shizuka opuściła jej ciało. Zastanawiał się, czy
pożyczyła je jej z własnej woli, czy też została do tego zmuszona. Jeśli
wierzyć Aidō, rodzina Kurenai była jakimiś odległymi krewnymi Hiō, więc kto
wie, może Shizuka i Maria znały się już wcześniej i ta druga zwyczajnie chciała
pomóc czystokrwistej. Z drugiej strony, stała niżej w hierarchii, więc nawet
gdyby bardzo nie chciała użyczyć Shizuce ciała, nie byłaby w stanie się
sprzeciwić.
Swoją drogą, to
ciekawe, że i znak na słowo „kurenai”, i pierwszy znak ze złożenia, którym
zapisywało się nazwisko Hiō, oznaczał szkarłat. Przypadek? A może dowód na
pokrewieństwo?
Dotarł do gabinetu
pielęgniarki w kilka minut. Domyślił się, że dyrektor to nie tu przyniósł Ayę,
ponieważ nie chciał narazić jej na widok Marii.
Wziął głębszy
oddech, po czym przekroczył próg pomieszczenia. Zanim zdążył zorientować się,
co się dzieje, Maria Kurenai podbiegła do niego w samej koszuli nocnej i
rzuciła mu się na szyję.
- Ichiru-chan!
Zastygł.
- Okłamał mnie pan,
dyrektorze! - powiedziała niezadowolona Maria, zwracając twarz ku Kaienowi. -
On tutaj jest!
- Ee, nie, to jest…
- zaczął Kaien, ale Kurenai znów zaczęła mówić.
- Ten człowiek jest
okropny. - Nadal patrzyła na dyrektora, a nie na Zero. - Powiedział, że
Shizuka-sama nie żyje… - Odwróciła się wreszcie i spojrzała w oczy chłopaka,
którego obejmowała. - Zaraz, ty nie jesteś… - Opuściła ręce i wyraźnie
posmutniała. - Zero-kun, tak? - Zwiesiła głowę. Wyglądała, jakby miała zaraz
paść, czy to z powodu rozpaczy, czy to szoku, ale podbiegła do niej Yūki i
położyła jej ręce na ramionach.
- Maria-san…
Ta jednak
zignorowała panią prefekt i znów zwróciła się do Zero, choć na niego nie
spojrzała, nadal patrząc w ziemię.
- Skoro tu jesteś,
to znaczy, że Shizuka-sama naprawdę nie żyje… Więc to uczucie… - Uniosła prawą
dłoń i zacisnęła ją na koszuli nocnej w okolicach serca. Yūki ujęła Marię pod
ramię i zaprowadziła ją do łóżka. Kurenai usiadła na nim bezsilnie. - Pewnej
nocy Shizuka-san przyszła do mnie z Ichiru-chanem - powiedziała cicho, na
nikogo nie patrząc. Najwyraźniej czuła potrzebę wygadania się. Zero nie był w
stanie tego pojąć, ale musiał przyznać, że z chęcią pozna odpowiedzi na
niektóre ze swoich pytań. - Uprzejmie spytała, czy mogę jej użyczyć swojego
ciała. Powiedziała, że w zamian je wzmocni, bo od zawsze było słabe, chorowite.
Choć jestem wampirzycą, urodziłam się taka… beznadziejna. - Zagryzła wargę.
Zero drgnął. Jej
sytuacja natychmiast skojarzyła mu się z tą Ichiru. Nagle przestał się dziwić
temu, że Maria najwyraźniej była bardzo przywiązana do jego młodszego brata.
Skoro tak wyglądała sytuacja, oboje musieli się dobrze nawzajem rozumieć.
Trochę jak on i Aya…
- Jestem
spokrewniona z Shizuką-sama… A teraz jej już nie ma. - Zamilkła na moment. Zero
oparł się o ścianę. Nie mógł przestać myśleć o bracie. - Po tym, jak odebrano
jej tamtego człowieka, Shizuka-sama nie chciała już niczyjej miłości.
Dowiedziała się, że to rodzice Zero-kuna i Ichiru-chana dostali rozkaz zabicia
jej ukochanego. Był pierwszym, który kochał ją w ten sposób. Kiedy go utraciła,
przepełniły ją taka rozpacz i gniew, że… - Wstała gwałtownie i uczepiła się
ramienia Zero. - Nawet jeśli zabiłeś Shizukę-sama, wątpię, by żałowała
czegokolwiek, co zrobiła…
- Już, już,
spokojnie, Maria-chan - poprosił dyrektor, podchodząc do niej. - Dopiero co się
obudziłaś, musisz na siebie uważać. - Zaprowadził Kurenai z powrotem do łóżka.
Zadbał o to, by tym razem grzecznie się położyła. - Yūki, Zero, chodźmy. Dajmy
jej odpocząć.
Posłusznie zwrócili
się ku wyjściu. Dyrektor i Yūki szli przodem. Gdy znaleźli się na korytarzu, a
Zero miał właśnie również wyjść z pomieszczenia, usłyszał poważny głos Marii.
- Zaczekaj -
poprosiła. - Chcę ci powiedzieć prawdę.
Zatrzymał się
natychmiast i odwrócił.
- W dniu, w którym
twoi rodzice otrzymali rozkaz zabicia tamtego człowieka, rozkazywał im ktoś
inny. Tyle że oni o tym nie wiedzieli. Ten ktoś... To była osoba, której nie
podobało się, że Shizuka-sama pokochała wampira, który kiedyś był człowiekiem.
Kiedy Shizuka-sama dowiedziała się, że to ta osoba pociągała za sznurki,
starała się jak mogła, by ją znaleźć i zabić. Choć nie znam szczegółów, wiem,
że ta osoba to wampir czystej krwi. I twój prawdziwy wróg, jak sądzę -
zakończyła tonem pełnym emocji, patrząc Zero prosto w oczy.
Nie był w stanie
wymówić ani słowa. Czując, jak wali mu serce, wyszedł na korytarz i zamknął za
sobą drzwi.
- Zero, wszystko
gra? - spytała Yūki.
- Tak. To już nie
Shizuka, więc…
Nie dokończył.
Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.
Kolejny
czystokrwisty, który stał za całym złem, jakie spotykało jego i wszystkich
bliskich mu osób. Najpierw Shizuka, potem Kaname, teraz jeszcze ten tajemniczy
ktoś. No tak, pozostawał jeszcze bezimienny ojciec Ayi. Przeszło mu przez myśl,
że te dwie osoby o nieznanych mu mianach mogły być w istocie jedną i tą samą,
ale to byłby chyba jednak zbyt duży zbieg okoliczności. I niezbyt zabawny żart
losu.
- Pójdę zobaczyć,
co z dziewczynkami - oznajmił dyrektor, po czym pognał z powrotem do swojego
domu.
- Wiesz, Maria-san
powiedziała dyrektorowi, że nie zamierza zostać w szkole - powiedziała Yūki. -
Chce wrócić do domu, do rodziców. - Wyjrzała przez okno. - Miłość, co? -
Zamilkła na kilka sekund. - Mam dyrektora, Kaname-senpaia, ciebie, Yori-chan…
Jestem bardzo szczęśliwa. Wiesz, kiedyś myślałam o moich rodzicach. Tęskniłam
za nimi. Ale teraz przyzwyczaiłam się do myśli, że mnie porzucili. Zostawić
małe dziecko w takiej śnieżycy… - Wspominała zimową noc, od której zaczynały
się jej wspomnienia.
- Yūki…
- Przepraszam,
zapomnij! - Wymusiła uśmiech. - Nie czuję się do nich specjalnie przywiązana.
Nawet ich nie pamiętam. Ani niczego o sobie samej sprzed tamtej nocy.
- Przede mną nie
musisz udawać, że wszystko jest okej - przypomniał spokojnie. Na moment
zapomniał o słowach Marii. - Choć Kaname Kuran zawsze był przy tobie i cię
wspierał, są takie chwile, kiedy obawiasz się tego, czego nie pamiętasz,
prawda? - W końcu poza wampirem Poziomu E to właśnie Kuran był pierwszą osobą,
jaką Yūki poznała. Przynajmniej od czasu, kiedy zaczynała się jej pamięć.
Yūki zwiesiła
głowę.
- Hej… Jeśli
stałabym się wampirem, to czy myślisz, że moje serce też stałoby się
silniejsze? - zapytała.
Jego serce niemal
stanęło.
- Kaname-senpai
zapytał, czy chciałabym zostać wampirem - wyznała. - Wszystko, co mogłam
powiedzieć, to „tak”.
Szeroko otworzył
oczy. Ona chyba nie mówiła poważnie!
Yūki zauważyła jego
reakcję.
- Ale spokojnie, on
nie mówił tego na serio, więc…
- Ale tobie
wydawało się, że zostanie wampirem byłoby w porządku, tak? - przerwał jej
zbolałym tonem. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Do licha! -
Nigdy nie pozwolę ci stać się kimś takim - oświadczył. - Nawet jeśli miałbym
przez to stać się wrogiem numer jeden Kaname Kurana. I nawet jeśli miałabyś
mnie za to znienawidzić.
Nie czekając na
odpowiedź i nawet nie chcąc jej słyszeć, odwrócił się i odszedł, zostawiając
Yūki na korytarzu przed pokojem pielęgniarskim samą.
Świat na dworze
poczęła spowijać ciemność.
***
- Jak głowa? - zapytał Zero, przekraczając
próg pokoju gościnnego. Po wczorajszej rozmowie z Yūki
poszedł do dyrektora, by dowiedzieć się, w jakim stanie jest Aya. Okazało się,
że ta śpi, z kolei Kaori została przez Kaiena odesłana do dormitorium, by i ona
porządnie się wyspała. Kurosu przyznał, że pozwoliłby oczywiście zostać Kao u
siebie, ale obawiał się, że ta, zamiast spać, wciąż siedziałaby przy Ayi. W
akademiku może zaśnie choćby z nudów.
Dowiedziawszy
się, że stan Ayi jest stabilny, Zero również udał się do siebie, zaś następnego
dnia wrócił do domu dyrektora jeszcze przed południem i dość niegrzecznie
wyprosił z pokoju gościnnego Kaori, która to okupowała go od samego rana.
-
Na szczęście jest już trochę lepiej. Ale zupełnie nie jestem w stanie
kontrolować wyostrzonych zmysłów - przyznała Aya, przegryzając wargę. - Za
każdym razem, gdy już myślę, że jest spokój, dociera do mnie nowy dźwięk.
Niektórych nawet nie kojarzę.
-
Grunt, że wszystko zmierza ku lepszemu.
Aya
przyznała mu rację, po czym zapytała o Marię Kurenai. Po tym, jak prefekci i
dyrektor wybiegli, by się z nią zobaczyć, przez jakiś czas zamartwiała się
wszystkim i dalej cierpiała z powodu bólu głowy, jednak potem - nawet nie
wiedziała, kiedy dokładnie - usnęła.
Zero
zrelacjonował Ayi całą rozmowę z Marią.
- To znaczy,
że to ten tajemniczy czystokrwisty wpisał tamtego gościa na listę? A twoi
rodzice po prostu spełnili rozkaz, nie wiedząc, że to oszustwo?
- Na to
wygląda.
- A ten
wampir… Musi gdzieś być!
- No tak. A
ja zamierzam się z nim kiedyś spotkać.
- I go zabić?
- Dokładnie.
- Ani się obejrzał, a żal z powodu tego, że to nie on zabił Shizukę, zmienił
się w nadzieję, że uda mu się przynajmniej załatwić tego drania.
W tej jednak
chwili jego głowę zaprzątały zgoła inne myśli. Aya to zauważyła i ostrożnie
spytała, czy coś się stało. Nie chciała być wścibska, ale wiedziała już, że
Zero czasem potrzebuje jej się wygadać, tak samo jak ona jemu.
- Yūki… Ona
chyba chciałaby być wampirem - wyznał cicho.
- Co
takiego?!
Opowiedział
jej o rozmowie na korytarzu.
Jakim cudem… Nie wierzę, że ktoś z własnej
woli mógłby chcieć stać się czymś takim, pomyślała Aya, zniesmaczona i
przerażona.
- Nie
rozumiem! - zdenerwowała się. - To nielogiczne! Z jakiej racji normalny
człowiek miałby chcieć stać się krwiopijcą, podczas gdy ci, którzy nimi są,
marzą o tym, by być ludźmi? Z przyjemnością bym się z nią zamieniła -
prychnęła.
Kretynka! Jeny, jaka ona głupia! Aya
gotowała się ze złości. Zacisnęła pięści i wbiła wzrok w pościel. Choć chciała
rano wstać, dyrektor i Kaori, która zjawiła się u niego bladym świtem,
kategorycznie jej tego zabronili.
- Też tego
nie rozumiem. Nie wiem, może ma nadzieję, że gdyby była wampirem, mogłaby być z
Kuranem? Albo… Spytała mnie, czy gdyby została przemieniona, jej serce stałoby
się silniejsze.
- Bzdura… -
szepnęła.
- No właśnie.
Ale ona widzi to inaczej - mruknął i zrelacjonował Ayi pokrótce końcową fazę
wczorajszej rozmowy z Yūki. - Innymi słowy, mam gdzieś, co ona i Kuran
myślą, nie pozwolę na to.
- Rozumiem
cię. Gdyby Kao znalazła się w takiej sytuacji, podeszłabym do tego w ten sam
sposób - odparła pewnym głosem. Nigdy w życiu nie zgodziłaby się, by Kaori
została przemieniona w bestię, w jaką ona sama się przeistaczała.
- Dzięki za
wszystko - powiedział nagle Zero. - I w ogóle… że jesteś.
Aya spojrzała
na kolegę ze zdziwieniem, ale on miał już odwrócony wzrok.
Co on tak nagle…?
***
- Hm, co się tam dzieje? - zapytała Kao.
Udała się z Ayą na spacer. Była sobota,
ostatni dzień kwietnia. Ponieważ ból głowy ustąpił, dyrektor zgodził się
wypuścić Ayę z „aresztu domowego”, jak to sobie ona w myślach nazywała.
Aya spojrzała
w stronę, którą wskazywała Kaori. To było dość daleko, ale skupiła się na
tamtym punkcie i po chwili ujrzała dokładnie, co się działo. Okazało się, że
Maria Kurenai wraca z rodzicami do domu. Aya uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła
się, że ta wampirzyca wyjeżdża.
Kaori
pociągnęła Ayę w stronę grupki, bo sama nie mogła jeszcze zbyt wiele dostrzec.
- Hej, czy to
nie Kurenai-san? - spytała. Próbowała podpytać dyrektora, o co chodziło z tym
jej tajemniczym przebudzeniem się. Naturalnie nie wiedziała, że w ciele Marii
do nocy balu przebywała czystokrwista wampirzyca.
- Uhm -
odburknęła Aya. - Zatrzymaj się już - poprosiła.
- Oj,
przestań marudzić, tylko chodź. Ona chyba wyjeżdża na stałe! Zobacz!
- Opuszcza
Akademię. Już nie będzie się tu uczyć - poinformowała ją beznamiętnie Aya.
- Dlaczego?
Nie podoba jej się tu?
Aya wzruszyła
ramionami.
- Zaraz, a w
sumie skąd to wszystko wiesz? - zapytała Kao.
- Zero mi
powiedział.
- No tak,
czemu mnie to nie dziwi? W końcu… mówicie sobie o wszystkim, prawda?
- Bez
przesady. O co ci chodzi? - zniecierpliwiła się Aya.
- Uważaj, bo
się zakochasz - szepnęła z przejęciem Kao.
- Słu-słucham?
Co ty znowu wygadujesz? Co ma piernik do wiatraka?
-
Zarumieniłaś się! - wykrzyknęła Kaori.
- Wcale nie!
Daj mi spokój! - zdenerwowała się Aya. Odwróciła się, marząc skrycie, by
wypieki na twarzy szybko zniknęły. Nie znosiła takich sytuacji. Oczywiście Kao
gadała brednie, ale co z tego, skoro ona za każdym razem, gdy przychodziło co
do czego, rumieniła się jak głupia?
- Och, Mistui-san! - zawołała z oddali Maria.
No nie, czego ona jeszcze chce?!
Kurenai ruszyła truchtem w stronę Ayi. Ta przegryzła wargę, ale
zaraz poleciła siostrze zostać na miejscu, sama zaś skierowała się ku
wampirzycy. Nie chciała, by Kaori była świadkiem jakiejkolwiek rozmowy z Marią.
Kurenai pewnie nie miała pojęcia, że Kao jest niewtajemniczona, więc z całego tego
zamieszania mogłoby wyniknąć coś niedobrego.
- O co chodzi? - spytała z niechęcią, gdy stanęła z Marią twarzą
w twarz. Zauważyła, że nie potrafi być spokojna, gdy z nią rozmawia. Nawet
teraz, gdy była to po prostu jakaś zupełnie obca osoba. Nawet pachniała
inaczej. Więc ta „znajoma” woń musiała
pochodzić od Shizuki, pomimo tego, że korzystała z cudzego ciała, przeszło
jej przez myśl. Ten fakt raczej ją dobił, niż pocieszył.
- Proszę, nie
żyw do mnie nienawiści. - Głos Marii przepełniony był naiwną słodyczą. - Przepraszam
cię za wszystko. Czy nie mogłybyśmy zostać koleżankami?
- Co takiego?
- zdumiała się Aya. - Wybacz, raczej nie ma takiej opcji - powiedziała.
Maria
zasmuciła się lekko.
- Widzisz,
ja… sporo o tobie wiem. W pewien sposób chyba rozumiem, dlaczego tak bardzo
nienawidzisz wampirów. Ale proszę, spróbuj to zmienić.
- To
niemożliwe.
- Poza tym…
Jesteś pewna, że to, co zrobił twój ojciec, jest prawdą?
- Mój
ojciec?! Wiesz, kto to jest? - zapytała z nadzieją. Serce jej przyspieszyło. To
miałoby sens! Skoro Maria pracowała dla Shizuki…
- Nie… Nie za
bardzo - przyznała Kurenai, spuszczając wzrok.
- A masz
jakieś podejrzenia?
- Nie… Wiem
tylko, że to czystokrwisty. I że wciąż żyje, kimkolwiek jest.
Więc jednak. Moje przeczucia się sprawdziły…
- Skąd to
wiesz?
- Od
Shizuki-sama.
- Mario,
chodź wreszcie! - zawołał ojciec wampirzycy.
- Dobrze! -
odkrzyknęła Maria, po czym znów zwróciła się do Ayi. - Proszę, nie darz mnie
nienawiścią. Ani Ichiru. To… To jest dobry chłopak, naprawdę.
Szarowłosa wampirzyca odwróciła się i
pobiegła w stronę rodziców, dyrektora i Yūki.
Aya stała
przez chwilę w miejscu, próbując uporządkować myśli.
- Ech, szkoła znów jest pusta. Tyle że tym
razem od samego początku zostałyśmy tylko my i prefekci - mruknęła smętnym
tonem Kaori. Leżała na plecach na swoim łóżku. Cieszyła się, że Aya była przy
niej. Wczorajszej nocy czuła się okropnie w niemal pustym akademiku. Na piętrze
wyżej była tylko Yūki.
- Uhm…
- To jak,
musimy sobie jakoś zorganizować czas, prawda? - zaświergotała Kao. - Może
pójdziemy się przejść?
- Znowu? Daj
spokój. Zamierzałam trochę poczytać…
- Nie,
błagam! Tylko nie to! Jak się wciągniesz, to nie będę mogła cię od tego
odciągnąć i wyjdzie na to, że zanudzę się na śmierć!
- Nie
przesadzaj. Spędzimy w ten sposób cały Złoty Tydzień.
- Wiem, wiem…
- zachmurzyła się Kaori. - Bez sensu.
Tak bym chciała do domu, pomyślała.
Spotkać się z mamą i wszystkimi
znajomymi… Ale… to już niemożliwe, zasmuciła się.
- Kao-chan,
co jest? - zapytała Aya, widząc zmianę wyrazu twarzy siostry.
- Hm? - Kaori
oprzytomniała. - Nic mi nie jest! - wykrzyknęła, przyklejając równocześnie
promienny uśmiech.
- Niech ci
będzie - mruknęła Aya. Myślała o mamie,
na pewno…
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! -
krzyknęła Kao.
Do
pomieszczenia weszła Yūki.
- Hej,
dziewczyny.
- Hej! -
odpowiedziała Kaori. - Współczuję ci, twoje wolne zawsze wygląda w ten sposób?
- Nie do
końca, czasem dokądś wyjeżdżamy, ale to raczej podczas letnich wakacji -
odparła Kurosu.
- Ach tak…
- W każdym
razie… Dyrektor zaprasza was na obiad - oznajmiła. - Taki porządny i na
spokojnie. Wpadniecie?
- Pewnie! -
Kaori ucieszyła się niesamowicie. Wszystko, co nie było biernym siedzeniem w
pokoju, okazywało się wybawieniem.
- Dziękujemy
za zaproszenie - powiedziała Aya, ale w duchu westchnęła tylko. Dopiero co
opuściła domek dyrektora, a zaraz znów miała się w nim pojawić.
Yūki
poinformowała je jeszcze o planowanej godzinie siadania do stołu, po czym
wyszła. Kaori rozentuzjazmowała się, ale Aya nie podzielała jej energii.
- Wejdźcie! - powitał dziewczyny dyrektor.
Zaprowadził je do tego samego pomieszczenia, w którym jedli oficjalny obiad
jakiś czas temu. - No, usiądźcie sobie wygodnie. Kiryū-kun i ja zaraz wszystko
przyniesiemy! - oznajmił radośnie.
- Możemy w
czymś pomóc? - spytała Aya.
- Nie, nie
kłopoczcie się! - Kaien uśmiechnął się. - Poczekajcie tu moment. Hm, a gdzie
się podziała Yūki? Jeszcze się kąpie?
Kurosu
wyszedł z pomieszczenia. Aya usłyszała, jak prosi Zero, by poszedł pogonić Yūki.
Trochę to wszystko trwało, ale wreszcie udało
się rozpocząć posiłek. Potrawy były pyszne. Tym razem to Yūki jadła najmniej -
wyraźnie się czymś zamartwiała. Dyrektor zapytał wszystkich o ich plany na
najbliższe dni, ale okazało się, że nikt nie ma konkretnych. Słysząc to i
widząc brak entuzjazmu młodzieży, poinformował, że podczas wolnego pozwala
wszystkim czworo wychodzić do miasteczka, byle nie w pojedynkę.
- Och, naprawdę?!
- Oczy Kaori zabłysły. - Cudownie, dziękujemy! - Kaien wyszczerzył zęby,
ciesząc się z reakcji Kao. Ta z kolei natychmiast zwróciła się do Ayi: - Pójdziemy
do tamtej kawiarenki?
- Pewnie -
zgodziła się. To akurat byłoby miłe urozmaicenie monotonnych dni w Akademii.
- Przyłączycie
się? - spytała z grzeczności prefektów. Patrzyła jednak tylko na Yūki.
- Hę? Och…
Zależy kiedy. Nie wiem, w razie czego się zmówimy, nie? - odparła rozkojarzona.
- Okej!
***
- Wychodzicie z dyrektorem? - zapytała Kaori
kolejnego dnia. Znów była z Ayą na spacerze, ale w którymś momencie
niespodziewanie natknęły się na resztę biedaków, którzy nie mieli dokąd
wyjechać podczas wolnego.
- Tak, mamy
coś do załatwienia - odpowiedziała Yūki. - Dyrektor prosi, żebyście podczas
naszej nieobecności nie opuszczały terenu Akademii. Wiesz, ktoś tu musi zostać,
prawda?
- Jasne. Spokojnie,
wszystkim się zajmiemy - zapewniła Kaori.
Kilka metrów dalej Aya rozmawiała z Zero.
- To chyba
dobry pomysł, może wreszcie sobie coś przypomni i dowie się czegoś o sobie… -
powiedział Kiryū.
- Tak… Jeśli
takie informacje mogą się znaleźć w kwaterze głównej Związku Łowców, to
rzeczywiście można to sprawdzić - przytaknęła Aya. - Hej! Myślisz, że dałoby
się coś znaleźć na temat… No wiesz. Mnie, mamy lub ojca…
- Nie mam
pojęcia. Ale poszperam trochę, może coś się znajdzie - obiecał.
- Dziękuję. -
Aya uśmiechnęła się lekko.
- Tymczasem…
Zostawiamy Akademię w waszych rękach.
- To się jeszcze nigdy nie zdarzyło -
szepnęła Kaori. - Jesteśmy tu CAŁKOWICIE same. Oprócz nas na terenie Akademii
nie ma żywego ducha…
- No fakt.
Dziwna sprawa - powiedziała Aya.
- Ale jaka
przygoda! - Kaori zaśmiała się, choć po prawdzie nie czuła się najlepiej ze
świadomością, że na tak dużym terenie znajdują się tylko ona i jej ledwie o rok
starsza siostra.
Aya z kolei stała się dziwnie niespokojna. To
było takie nienaturalne… One dwie, same. Zupełnie tak, jak gdyby inni
zwyczajnie przestali istnieć.
Położyła się na swoim łóżku i zamknęła oczy.
Próbowała w pewien sposób patrolować teren za pomocą słuchu. Po kolei
sprawdzała każdy obszar Akademii.
Zadrżała i gwałtownie się podniosła, gdy
usłyszała, że ktoś przedziera się przez główną bramę.
- Co jest? -
zapytała ze strachem w głosie Kaori.
- Nie, nic. Zostań
tutaj, muszę coś sprawdzić.
- Co takiego?
Czekaj, idę z tobą! - Kao jakoś nie uśmiechało się zostać samej.
- Nie! Masz
zostać!
- Nie. Idę z
tobą i już. Co cię nagle ugryzło?
- Nic, po
prostu wydaje mi się, że coś usłyszałam.
Jakoś… Poczułam niepokój, pomyślała
Kao. Aya też wygląda na nieco
przestraszoną… Kurczę.
- No dobra,
chodź - rzuciła Aya. Może to i lepiej, że Kaori pójdzie razem z nią. W razie
czego będzie mogła ją obronić. Chyba.
Wybiegły z akademika i pędem udały się w
stronę bramy. Jak się okazało, przed nią stało dwóch nieznajomych mężczyzn. Aya
natychmiast wyczuła, że to nie wampiry, co na moment odrobinę ją uspokoiło.
- Kim oni są?
- zastanawiała się na głos Kao. - Chodźmy ich przepędzić!
Podeszły szybko do intruzów.
- Dzień dobry!-
powiedzieli obcy.
- Dzień dobry.
Proszę wybaczyć, ale na teren Akademii nie wolno wchodzić nikomu z zewnątrz -
poinformowała oschle Aya.
- Wiemy,
wiemy. Jednakże… Mamy sprawę do dyrektora tej placówki - poinformował jeden z
mężczyzn. Był to wysoki szatyn z kozią bródką. Ani on, ani jego towarzysz nie
zadbali o to, by ukryć broń. Do Ayi dotarło, że to Łowcy. Kao z kolei
przeraziła się na widok pistoletów, ale starała się nie dać tego po sobie
poznać.
- Niestety,
pana dyrektora nie ma.
- Ach tak? -
Facet z kozią bródką przeszył dziewczyny wzrokiem.
- Zaraz, czy
oprócz was jest tu w ogóle ktoś jeszcze? - zapytał drugi. Był niższy od
tamtego, miał kręcone rude włosy i mnóstwo piegów. Gdyby nie to, że był
nieproszonym gościem i ogółem podejrzanym facetem, mógłby sprawić wrażenie
niemal sympatycznego.
- Aktualnie
nie - odparła Aya.
- Ach tak? -
powtórzył szatyn.
- Owszem. W
końcu mamy Złoty Tydzień, prawda? W takim razie przykro mi, ale nie mają tu
panowie czego szukać. Proszę natychmiast opuścić teren Akademii Kurosu.
- No już, nie
bądź taka poważna. Spokojnie, jesteśmy z policji, nie stanowimy żadnego
zagrożenia - zapewnił rudy.
Policja, jasne. Rany, czemu Kao tu jest?!
- Zaraz, czy
przypadkiem nie jesteś córką Reiko Mitsui? - spytał rudzielec, zwracając się do
Kaori.
Dziewczyna
spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Słucham?
Skąd pan wie? Poza tym, obie jesteśmy jej córkami.
- Serio? -
zdziwili się mężczyźni.
- Serio -
odparła oschle Aya.
- Jakieś
takie niepodobne jesteście - powiedział wolno szatyn.
- Och, serio?
- zapytała bezczelnie Aya.
- Serio. -
Łowca przeszył ją wzrokiem.
Obaj
mężczyźni spojrzeli szybko na siebie i ledwo zauważalnie skinęli głowami.
- Właściwie,
jesteśmy tu po części z waszego powodu - oznajmił nagle rudy, najwyraźniej
zmieniając strategię.
- Jak to? Dlaczego?
- odezwała się Kaori. Zupełnie nie rozumiała, co się tu działo. Po co ci
policjanci tu przyszli? Chodziło o mamę?
- No wiecie,
sporo spraw jest jeszcze niezałatwionych… Chcielibyśmy z wami porozmawiać,
skoro już tu jesteście - odparł spokojnym tonem rudy.
- Przykro
nam, ale musimy odmówić - odrzekła Aya. - Teraz, gdy dyrektora nie ma, nie mają
panowie prawa tu wchodzić. Proszę wyjść.
- To tylko
kilka pytań! - zapewnił niższy z przybyszów.
- Dobra,
nēsan. Co nam szkodzi? Jeśli odpowiemy na kilka pytań, to się odczepią, nie? -
szepnęła Ayi na ucho Kaori. - Może wiedzą coś o mamie…
- No nie
wiem…
- Jakoś to
będzie - rzekła, po czym zwróciła się już do obcych. - Zgoda, możemy chwilę z
panami porozmawiać. Jednak potem prosimy natychmiast opuścić teren Akademii!
- Dobrze,
dobrze - zapewnił rudy.
„Policjanci”
ponownie wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i znowu skinęli
głowami.
- W takim
razie, młoda damo, może się odrobinę przejdziemy? - zapytał niższy.
- Niech
będzie - odparła Kao i oddaliła się nieco z nieznajomym.
Aya z trudem opanowała drżenie.
- Szczerze
mówiąc, jesteś dość niepodobna do matki - zaczął szatyn. Aya zauważyła, że żaden
z intruzów nawet nie raczył im się przedstawić. Czuła coraz większy niepokój.
Podejrzewała, że nie powinna zgodzić się na rozmowę. Jeszcze będzie tego
żałowała…
- Cóż,
widocznie większość cech musiałam odziedziczyć po ojcu - rzekła niechętnie.
Wymówienie tych słów sprawiło jej niemal fizyczny ból.
- Och, nie
wątpię.
Mężczyzna
uśmiechnął się z przekąsem.
Aya z trudem ukryła przerażenie.
Czy to możliwe, że ten człowiek coś o niej wiedział albo przynajmniej
podejrzewał? Coś za dużo tu zbiegów okoliczności… Ci dwaj zdecydowanie jej się
nie podobali.
- Jesteś niesamowicie podobna do matki! -
zawołał wesoło rudy.
- Tak, wiem.
Ale zaraz, właściwie jakim cudem mnie pan rozpoznał? - spytała Kao.
- Cóż,
szczerze mówiąc… znałem odrobinę twoją mamę.
- Naprawdę? -
zdziwiła się Kaori. - Jaki ten świat mały - mruknęła już do siebie. Nie ulegało
wątpliwości, że gość znał Reiko, w końcu niemal od razu skojarzył ją z nią,
ale… Czy to nie dziwne? Skąd on się tu wziął? Jeśli był znajomym mamy, mało
prawdopodobne, że mieszkał w Mumei lub w pobliżu. Z tego, co Kao wiedziała,
matka raczej nie zapuszczała się nigdy w te okolice.
- Owszem, ale
niezbyt dobrze. Jednak gdy cię zobaczyłem, od razu skojarzyłem ją z tobą. - Uśmiechnął
się.
- Ach tak…
Szli przez chwilę w milczeniu. Kao oglądała
się co jakiś czas za siebie.
- Spokojnie,
nic jej nie będzie! - zapewnił rudzielec, widząc, że dziewczyna niepokoi się o
siostrę.
- Uhm -
odburknęła. Mimo tego martwiła się. Bardzo… Czuła się zdecydowanie
dziwnie. Nieprzyjemne uczucie w sercu nie opuszczało jej ani na moment.
- No, w takim
razie… Hm, od czego by tu zacząć… Tak, przede wszystkim bardzo mi przykro z
powodu śmierci waszej matki.
Kaori w
milczeniu skinęła głową.
- Taak… Co to
ja chciałem… Ach tak! Powiedz mi, kiedy przeniosłyście się do Akademii Kurosu?
- Jakieś trzy
miesiące temu - odparła, dziwiąc się równocześnie. Wydaje mi się, jakbyśmy spędziły tu już całe wieki… Tyle się wydarzyło…
- Rozumiem. A
z jakiego to powodu się tu znalazłyście?
- Cóż…
Właściwie to sama nie wiem. Okazało się, że mamy możliwość rozpoczęcia nauki w
prestiżowej szkole i trochę się usamodzielnić… Jest coś dziwnego w tym, że się
zgodziłyśmy?
- Nie,
oczywiście, że nie. Dobra… - podjął po chwili. - Powiedz, podoba ci się tutaj?
- Oczywiście.
- Faktycznie,
bardzo tutaj przyjemnie. A… uczniowie? Sympatyczni?
- Tak.
- Wszyscy?
- Powiedzmy -
odparła, myśląc z niechęcią o Kiryū.
- To znaczy?
- Proszę
pana, nigdy nie jest tak, że wszystkich dookoła się lubi!
- Tak, tak,
masz oczywiście rację - zapewnił szybko, jak gdyby nie chciał jej jeszcze
bardziej podpaść.
- Chce pan
wiedzieć coś jeszcze?
- Tak,
właściwie chciałem spytać… Możesz mi powiedzieć coś na temat swojego ojca?
Kaori stanęła
i spuściła wzrok. Szlag!
- Oj, wybacz,
nie chciałem… - zaczął rudy.
- Nie wiem,
kim jest lub kim był mój ojciec. Nie znam jego imienia ani nazwiska, ani
miejsca ewentualnego pobytu - przerwała mu ze złością Kaori. To był dość
drażliwy temat. Dlaczego jakiś obcy koleś nagle ją o to pytał?!
- Rozumiem.
Jeszcze raz przepraszam. - Mężczyzna speszył się odrobinę.
- Coś
jeszcze?! - wykrzyknęła Kao, porządnie zdenerwowana.
- No więc…
- Od kiedy tu przebywacie? - spytał szatyn.
- Od trzech
miesięcy - odparła chłodno Aya.
- Dlaczego
się tu przeniosłyście?
- A dlaczego
by niby nie? To przecież prestiżowa Akademia Kurosu.
- Mniejsza o
to. Dobrze dogadujesz się z siostrą?
- A co to ma
do rzeczy?
- Odpowiedz.
- Tak, dobrze
się dogadujemy. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko - powiedziała. Już nienawidziła
tego człowieka. Był okropnie nieprzyjemny i podejrzliwy. Każda cząstka ciała
Ayi ją przed nim ostrzegała.
- A jesteście
ze sobą szczere?
Przeszywali się nawzajem wzrokiem.
- Owszem -
skłamała. Jeny, on naprawdę musiał coś wiedzieć. W przeciwnym razie po co
pytałby o takie rzeczy?
- Co się
stało z waszym ojcem? Dlaczego się teraz wami nie zaopiekował?
- Nie znamy
go. - Starała się, by jej głos brzmiał beznamiętnie i miała nadzieję, że
względnie jej to wychodziło.
- A chociaż
jego nazwisko?
- Nie.
- Opowiesz mi
trochę o szkole? - Aya miała wrażenie, że gość zasypuje ją pytaniami z
szybkością karabinu maszynowego. Musiał mieć je wcześniej przygotowane…
- W jakim
celu? - spytała.
- Och, tak po
prostu. O jej systemie i tym podobnych…
Przestań tak węszyć,
warknęła w duchu.
- To
oryginalna szkoła, jej system jest dość dziwny. Uczniowie dzielą się na Dzienną
oraz Nocną Klasę. Jak nazwa wskazuje, Dzienny Wydział ma zajęcia podczas dnia,
a ten drugi nocą. Do tego…
- Wierzysz w
wampiry, dziewczynko? - przerwał jej Łowca.
Aya z całej
siły starała się nawet nie drgnąć. O
co mu chodzi, do cholery?! Do czego zmierza?!
- Niech pan
nie żartuje - rzekła, przymykając na chwilę oczy. - Proszę nie mówić, że taki
dorosły mężczyzna jak pan wierzy w takie bzdury - powiedziała.
Intruz odwrócił się.
- Wolałbym,
żebyś zwracała się do mnie bardziej uprzejmym tonem, moja droga - wycedził.
- Wolałabym,
żeby mówił pan do mnie, a nie odwracał się plecami - wysyczała, nie bardzo już
nad sobą panując.
Wtedy obcy błyskawicznie się odwrócił, mierząc
w Ayę pistoletem. Dziewczyna przeraziła się nie na
żarty. Co on zamierza zrobić?! To broń na
wampiry! Jeśli wystrzeli, a ja zostanę ranna… to będzie mój koniec. A… kto
wtedy ochroni Kao-chan?! I… gdzie ona teraz jest?! Co ja mam zrobić?!
Szatyn
zaśmiał się okrutnie.
- No, teraz
już nie jesteś taka cwana, co?
- To…
nielegalne… - wyjąkała, czując strach zaciskający pięść na jej sercu.
- Hej, jestem
z policji, pamiętasz? Mam prawo do korzystania z własnej broni!
Aya automatycznie cofnęła się o kilka kroków.
Kaori usłyszała huk i krzyk. Momentalnie
odwróciła się w stronę bramy głównej. Ujrzała niesamowitą liczbę ptaków, które,
przestraszone, poderwały się do lotu.
Czy… to był pistolet?! AYA!
Rzuciła się w jej stronę, a rudy pobiegł za
nią.
***
Hej. Dedykacja znów dla Tasary i Oleeny. Dziękuję
za Wasze komentarze. :*
Ee, przeczytawszy ten rozdział, odkryłam,
że następny jest albo gotowy, albo na ukończeniu (nie pamiętam, a nie mam teraz
czasu do niego zajrzeć), więc ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ, że ukaże się w najbliższym
czasie. Ale nie obiecuję, bo mam na głowie masę innych spraw, więc nie wiem,
czy się wyrobię.
Jeśli ktoś z Was nadal zmaga się z
maturami, to trzymam kciuki!
Ponawiam informację, iż założyłyśmy grupę
na Facebooku taką tylko dla naszego grona. Jest tajna, więc osoby, których nie mam
w znajomych, a które chciałyby do tej grupy należeć, proszę o wysłanie linku do
swojego profilu czy coś w tym stylu - wówczas Was zaproszę. Na grupie pojawiają
się informacje o nowych postach; można także rozpocząć praktycznie dowolną
konwersację z resztą członków. Zapraszam - nikt nie gryzie. ;)
Na razie!
W końcu akcja! I znów nie pamiętałam zupełnie tego momentu! Ale po przeczytaniu niestety wiem, co było w kolejnym :D A tak pewnie umierałabym w niepewności do czasu kolejnego rozdziału, który (o proszę!) może już być za tydzień! Super! Cieszę się bardzo, oczywiście nie nastawiam, bo wiadomo, że w życiu prywatnym różnie z czasem bywa ale mam nadzieję, że jak zerknę tutaj za tydzień, to jednak dowiemy się co dalej! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę chwili relaksu i samych powodzeń!
Cha, cha, to fajnie, że można jeszcze kogoś jakoś "zaskoczyć". xD
UsuńDzięki!
Hejka! :D
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam od razu, ale nie mogłam skomentować... Bo byłam w szpitalu, a tam z netem kiepsko ;/
Ale żyje więc spokojnie! ^^
Ja się zmagam z rozszerzoną chemią i ustnym polskim -,-
Rozdział jak zawsze super ;)
Do następnego! :*
Ojej, mam nadzieję, że już w porządku? ;_;
UsuńRozszerzona chemia?! Brzmi strasznie. Powodzenia!
Pozdrawiam! :*
Już w porządku :) Tylko ręką w usztywniaczu T.T
OdpowiedzUsuńDzięki i również pozdrawiam! ;*
A-aha. ;_;
Usuń:*