środa, 10 maja 2017

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XVIII - „Intruzi”

      - Hej.
      - Cześć, Zero - powitała kolegę Aya. - Jak tam przyjęcie? - spytała.
      Był poniedziałkowy poranek. Do lekcji pozostało kilka minut, większość uczniów siedziała już w klasach, ale ona opierała się o parapet i oddychała świeżym powietrzem przedostającym się do budynku przez otwarte okno. Od sobotniego popołudnia nie miała okazji porozmawiać z Zero, dlatego dopiero teraz mogła zapytać o szczegóły jego ostatniego łowieckiego zadania. Zanim to jednak zrobiła, upewniła się, czy nikt ich nie słyszy.
      - Nudy. Niestety, nie było żadnej bójki - odparł. Aya uśmiechnęła się lekko. - Za to wyobraź sobie, że oprócz Kurana pojawił się jeszcze inny czystokrwisty wampir. A właściwie wampirzyca - sprostował.
      - Hę? - zdziwiła się Aya. - Jak to?
      - Tak to. Sara Shirabuki - odrzekł. - Sam byłem zdumiony, bo nie było jej na oficjalnej liście gości, jaką przekazano mi wraz z rozkazem. Choć ze słów gospodarzy i paru innych pijawek wynikało, że jednak była zaproszona, tylko nie potwierdziła przybycia - dodał. Właściwie miał wrażenie, że ta paskudna krwiopijczyni lubiła robić wejście smoka.
      Aya skrzywiła się. Mimo że to jej zupełnie nie dotyczyło, poczuła niepokój na myśl o kolejnym czystokrwistym pojawiającym się w ich życiu. Shizuka, Kaname, teraz ta cała Sara… Miała nadzieję, że owa Shirabuki nigdy nie zainteresuje się ani nią, ani Zero.
      - Wygląda na to, że to kolejna osoba stojąca po stronie naszego kochanego przewodniczącego Nocnej Klasy - oświadczył Zero. - Choć z drugiej strony, w wampirzym świecie panuje taka obłuda, że nigdy nie można być niczego pewnym.
      - Jestem skłonna w to uwierzyć…
      Milczeli przez kilkanaście sekund. Aya zerknęła na zegarek - zaraz powinien zjawić się nauczyciel.
      - Wchodzimy do sali? - zapytała.
      Zawahał się.
      - Poczekaj - poprosił. - Właściwie… Jest jeszcze coś, co chciałem ci powiedzieć. Powinienem był zrobić to dużo wcześniej, ale jakoś tak wyszło, że o tym zapomniałem. Dopiero w sobotę, na tym durnym przyjęciu, przypomniałem sobie, że muszę cię ostrzec.
      - Ostrzec? - Aya uniosła brew.
      - Widzisz… - Z jakiegoś powodu czuł się zażenowany. Potrafił już szczerze mówić Ayi o wielu swoich problemach i słabościach, lecz kwestia zapachu jej krwi wydała mu się nagle jakaś dziwnie intymna. Może to przez rozmowy, jakich chcąc nie chcąc nasłuchał się na przyjęciu. Wampiry bez większego skrępowania mówiły o krwi, jej woni i o tym, jak wielką rozkosz może przynieść picie wyjątkowego jej rodzaju. A do takiego z pewnością należała ta Ayi. - Wtedy, u Shizuki… - Zawahał się znowu. - Chodzi o to, że jestem więcej niż pewien, że jeśli jeszcze raz poczuję zapach twojej krwi, nie zdołam się powstrzymać. - Odchrząknął, patrząc gdzieś w bok. - Więc bądź ostrożniejsza, dobrze? Proszę.
      - U-uhm… - Skinęła głową, zarumieniona lekko. Poczuła się niezręcznie na myśl o tym, że jej krew działała na niego w taki sposób, choć przecież żadne z nich nie miało na to wpływu.
      - Wy dwoje, zamierzacie wejść do klasy?
      Podskoczyli oboje, zaskoczeni nagłym pojawieniem się nauczyciela. Szybko udali się do sali, przepraszając profesora za zwłokę.
***
      - Jej! Dzisiaj lekcje kończą się wcześniej, prawda? - zapytała Kao.
      Aya potaknęła. Był czwartek dwudziestego ósmego kwietnia, przeddzień Dnia Shōwa, a co za tym idzie - pierwszego dnia Złotego Tygodnia. Dyrektor uznał, że skoro wszyscy uczniowie poza jego własnymi wychowankami zadeklarowali chęć powrotu na ten czas do domu, czwartkowe lekcje zakończą się w południe, tuż przed przerwą obiadową, dzięki czemu młodzież będzie mogła wyruszyć do rodzinnych miast względnie wcześnie.
      - Wysiliłabyś się na coś więcej - mruknęła pod nosem Kaori, niezadowolona z braku entuzjazmu siostry. Dla niej każda okazja niosąca za sobą mniej godzin zajęć była powodem do świętowania.
      - Wybacz - powiedziała obojętnie Aya, opierając brodę na dłoni w taki sposób, by twarz mieć zwróconą ku oknu. Pogoda była śliczna. Faktycznie, aż żal siedzieć na lekcjach. Lepiej byłoby urządzić sobie przyjemny spacer po lesie, dzięki któremu może wreszcie przestałaby ją boleć głowa. Już gdy się obudziła, miała wrażenie, jakby zaraz miała paść z powodu bólu. Zaraz po skromnym śniadaniu, jakie w siebie wmusiła, wzięła tebletkę, ale nadal nie odczuwała jej zbawiennych skutków.
      - Hej, Kurosu-san - zawołała któraś z dziewcząt. Kaori odwróciła głowę w jej kierunku. To była Nozomi Tsukuda. - Od jutra mamy majówkę. Wyjeżdżasz może dokądś?
      - Ee… Niczego nie planowałam - przyznała Yūki.
      - Więc zostajesz całą przerwę w szkole? Bo jesteś córką dyrektora…
      Kaori zamarła. No tak… Ona i Aya też musiały zostać. Nie miały już dokąd wrócić…
      - A ty, Mitsui-san? Wracacie z siostrą do domu? - wypytywała dalej Nozomi. O śmierci Reiko i przejęciu opieki nad Ayą i Kaori przez dyrektora póki co nie wiedział nikt poza prefektami, Otsune i częścią nauczycieli.
      - Ach, nie, stwierdziłyśmy z Ayą, że dotrzymamy towarzystwa Yūki. - Kaori wymusiła beztroski uśmiech. - Bądź co bądź przeniosłyśmy się tu dopiero trzy miesiące temu, więc nie znudziłyśmy się jeszcze Akademią, do tego niedawno były wakacje wiosenne… - Nikt nie wiedział też, że siostry Mitsui całe ferie spędziły na terenie szkoły. - Mieszkamy dość daleko, więc to trochę niewygodne - zmyśliła Kao.
      Nozomi roześmiała się.
      - No tak, pewnie nawet nie zdążyłyście się stęsknić!
      Kaori drgnęła. Na szczęście Yūki wpadła na to, by zająć uwagę Nozomi, dzięki czemu ta nie zdążyła zauważyć napływających do oczu Kao łez. Aya, która doskonale słyszała tę rozmowę, przysunęła się do siostry i lekko ją objęła. To dodało Kaori sił. Jak zwykle powtórzyła sobie w duchu, że musi być silna i że wszystko zniesie.
      Tymczasem do Yūki i Nozomi podeszła przyjaciółka tej drugiej. Razem nachyliły się nad panią prefekt.
      - Nie miałabyś nic przeciwko ukrytym kamerom w Księżycowym Akademiku? - spytały z błyszczącymi oczyma.
      - Że co? - Yūki uniosła brwi. Nieraz się już zdarzało, że potajemnie robiono uczniom Nocnej Klasy zdjęcia (które potem trzeba było rekwirować), ale żeby jeszcze ukryte kamerki?
      - Oj, tylko na czas wolnego, może któryś z nich zostaje… - szepnęła konspiracyjnym tonem Nozomi.
      - O… Cii… - wykrztusiła Yūki, widząc za plecami koleżanek Zero.
      Dziewczęta odwróciły się ze strachem, domyślając się doskonale, kto za nimi stoi.
      - To był tylko żart - pisnęły.
      Zero tylko spojrzał na nie ze znudzeniem, po czym, zupełnie je ignorując, zwrócił się do przyjaciółki.
      - Yūki, chodź ze mną - rzucił.
      Oboje wyszli.

      - Dokąd właściwie idziemy? - zapytała Yūki, próbując dotrzymać kroku Zero.
      - Zapomniałaś? - Westchnął. Zazwyczaj to on olewał obowiązki prefekta. - Dyrektor kazał nam zerwać się z pierwszych zajęć, bo Nocna Klasa w całości wyjeżdża, więc musimy upewnić się, czy w pobliżu nie ma żadnych ludzi. Poza tym mamy dopilnować, by wszyscy nocni uczniowie opuścili teren szkoły.
      - O rety, fakt, zapomniałam - przyznała Yūki, lekko zawstydzona. Zero tego nie skomentował. Domyślał się, że zapomniała o tym, bo zwyczajnie nie chciała pamiętać. To, że Kuran dokądkolwiek wyjeżdża, raczej nie spotykało się nigdy z jej entuzjazmem. - Ale właściwie dlaczego wyjeżdżają teraz? Nie byłoby im wygodniej podróżować nocą?
      - Nie powiem, by mnie to obchodziło.
      - No tak, czemu mnie to nie dziwi… - mruknęła pod nosem Yūki, wydymając usta, jednak zaraz potem ponownie przyspieszyła, by dogonić przyjaciela.
      Dotarłszy w okolice bramy do Księżycowego Dormitorium, wzmożyli czujność.
      - Yūki-chan, Kiryū-kun! - Podszedł do nich Takuma Ichijō. Uśmiechnął się sympatycznie. - Dziękuję za waszą ciężką pracę. Mam nadzieję, że uda wam się porządnie odpocząć, gdy nas nie będzie - dodał.
      - Tobie również życzę miłego odpoczynku, Ichijō-senpai - rzekła Yūki, kłaniając się w pas. Zero milczał i nawet nie zaszczycił Takumy spojrzeniem. Marzył o tym, by pijawki wreszcie zniknęły mu z oczu.
      - O, Kaname! - zawołał Takuma, widząc zbliżającego się właśnie Kurana. Opuścił on akademik jako ostatni. Był przewodniczącym, dlatego jego obowiązkiem było upewnić się, czy wszystko jest w porządku. - Pozamykałeś? - zapytał.
      - Ichijō, tyle sam potrafię zrobić - odparł Kaname z lekkim westchnieniem. Odwrócił potem wzrok od swojego zastępcy i uśmiechnął się do Yūki, jednocześnie wyciągając w jej kierunku kopertę. - Proszę bardzo, panno prefekt, oto klucz do Księżycowego Dormitorium.
      Yūki przyjęła kopertę z nietęgą miną.
      - Wiem, że to, co mi powiedziałaś, nie było kłamstwem, więc nie martw się tym - powiedział Kuran, głaszcząc dziewczynę po głowie.
      - Kaname, wybacz, że przeszkadzam - wtrącił się Takuma. - Wiem, że nie chcesz wyjeżdżać, ale…
      - Jeszcze chwila - przerwał mu Kuran. - Zaczekaj w samochodzie z pozostałymi - rozkazał. Ichijō westchnął, ale usłuchał i prędko się oddalił. - Yūki, możesz zostawić nas na chwilę samych? - zapytał. Ujrzawszy jej niepewną minę, dodał: - Spokojnie, nie będę dla niego niemiły.
      - No dobrze - zgodziła się, choć wyglądała na zawiedzioną tym, że Kuran zamierza rozmawiać z Zero, a nie z nią. - W takim razie… Proszę, dbaj o siebie, Kaname-senpai. Miłego odpoczynku - szepnęła zarumieniona, spuszczając lekko wzrok.
      - Dziękuję.
      Ukłoniła się nisko i odeszła w kierunku głównej bramy, by nadzorować porządek.
      Zero westchnął.
      - To czego chcesz? - spytał obojętnym tonem. Czasami dziwił się sam sobie, że potrafi zachować spokój w towarzystwie Kurana. Nie dość, że go nienawidził za wiele różnych rzeczy, to jeszcze był to zadufany w sobie czystokrwisty, przedstawiciel tej samej klasy co Shizuka Hiō. Gardził nim tak bardzo, że chyba bardziej by się nie dało. Choć może jednak. Sobą pogardzał co najmniej w równy sposób…
      - Kiryū-kun - odezwał się po kilku sekundach Kaname. - Chcę ci powiedzieć tylko jedną rzecz. Musisz pilnować Yūki w moim zastępstwie, szczególnie teraz, gdy mnie nie będzie.
      Zero nie odpowiedział. Szlag go trafiał, gdy Kuran ujmował to w ten sposób. To oczywiste, że będzie chronił Yūki - tyle że zamierzał robić to z własnej woli, a nie dlatego, że tak kazał mu ten wredny krwiopijca. Traktował go jak swoje narzędzie. Najgorsze było to, że Zero nie mógł mu się sprzeciwić - to, że zawdzięczał Kuranowi parę rzeczy, było raczej nieistotne, ale nie mógłby tak po prostu olać Yūki i puścić ją samopas tylko po to, by zrobić Kuranowi na złość. Był pewien, że w błyskawicznym tempie wpakowałaby się w kłopoty. Z drugiej strony, Kaname też nie grzeszył rozsądkiem, skoro wybrał sobie na ochroniarza Yūki kolesia, którego nie trawił i który w każdej chwili mógł stracić nad sobą kontrolę. Gdzie w tym sens?
      - To wszystko - oznajmił Kaname, odwracając się plecami do Zero. Ruszył powoli w stronę głównej bramy. - Założę się, że cieszysz się z powodu tego, że nie będziesz musiał nas przez jakiś czas oglądać - dodał.
      Trudno byłoby nie przyznać mu w tym przypadku racji.

      Aya ledwo zachowała podczas zajęć względnie przytomny umysł. Zamiast zelżeć, ból głowy z godziny na godzinę wydawał się wręcz nasilać. Co więcej, miała dziwne wrażenie, że tego dnia wszyscy są nienaturalnie głośni. Kiedy zaś doszło do końca lekcji i uczniowie zaczęli wrzeszczeć z radości na myśl o wolnym, pomyślała, że zwariuje.
      - Dlaczego wszyscy się tak drą? - Miała zamiar jedynie wyszeptać to pytanie, ale ono głośno odbiło się echem po jej uszach.
      - No wiesz, cieszą się - stwierdziła nieswoim głosem Kao. - W przeciwieństwie do nas, mają z czego.
      - Nie krzycz tak - wydusiła Aya, przyciskając dłonie do skroni.
      - Co? - Kaori uniosła brew. Fakt, zdarzało jej się czasem mówić zbyt głośno i wówczas Aya zazwyczaj zwracała jej z tego powodu uwagę, ale teraz użyła przecież normalnego tonu. - Od rana jesteś nie w sosie - stwierdziła. Z początku wydawało jej się, że chodzi o mamę, ale teraz, patrząc, jak Aya niemal zwija się z bólu, spytała: - To migrena? Może powinnaś się położyć? Chodź, pomogę ci…
      - Błagam, zamknijcie się wszyscy… - Aya zacisnęła powieki i przycisnęła ręce do uszu. Kaori rozejrzała się ze zdziwieniem. Tak jak myślała, wszyscy zdążyli już wyjść z sali, zostały jedynie one. Nawet z korytarzy nie dobiegało zbyt wiele dźwięków, jako iż uczniowie chwilę temu pognali do akademików lub do stołówki.
      - Proszę, chodź - szepnęła jak najciszej Kao, nie chcąc potęgować bólu siostry. Szybko powkładała rzeczy Ayi do jej torby, po czym zarzuciła sobie i swoją, i jej na ramię. - No już, chodź, pomogę ci. - Ujęła Ayę pod rękę, niejako zmuszając ją do ruszenia się z ławki. - Tak, powolutku…
      Udało im się dojść na korytarz, ale wówczas Aya osunęła się na podłogę, nie mogąc wytrzymać bólu. Czuła się tak, jakby jej głowa miała zaraz eksplodować. Nie rozumiała, dlaczego tak się działo, a może nawet o tym nie myślała, zdezorientowana i oślepiona bólem głowy. Dźwięki, zarówno znajome, jak i te, których w ogóle nie kojarzyła, zaczęły dochodzić dosłownie z każdego kierunku i zlewać się w jeden niewyobrażalnie wielki, chaotyczny hałas.
      - Mitsui-san? - Pomiędzy wszystkimi głosami odróżniła ten dyrektora. Podniosła głowę i spostrzegła go przed sobą. - Co ci jest?
      - Aya! - wykrzyknęła coraz bardziej przerażona Kaori, podtrzymując siostrę na tyle, na ile mogła.
      - Zaraz… Nie mogę… - jęknęła Aya, zanim ogarnęła ją ciemność.
      - Aya! - Kaori spanikowała. - Dyrektorze, co się dzieje?!
      - Spokojnie, Mitsui-san, spokojnie - odparł Kaien, przegryzając wargę. Gdyby Kao nie była tak przestraszona stanem siostry, być może zauważyłaby, że dyrektor najwyraźniej wie, co jest przyczyną omdlenia Ayi. - No już, puść ją - poprosił, delikatnie odsuwając jej ręce od siostry. Sam ją przytrzymywał. - Zabiorę ją do siebie i tam się nią zajmiemy, zgoda?
      Do Kaori najwyraźniej nic nie docierało, bo jedynie oczyma wielkimi ze strachu wpatrywała się w Ayę. Przypomniała sobie wszystkie dziwne stany, w jakie ta popadała od czasu przybycia do Akademii. W lutym zemdlała, w marcu wydarzył się ten straszny incydent, gdy Kao znalazła ją w łazience nieoddychającą… Teraz ta jej migrena i kolejne omdlenie… Do licha, coś było zdecydowanie nie tak! Wypełniła ją panika. Dopiero co straciła matkę, nie może stracić też starszej siostry! A jeśli to była jakaś groźna choroba?! Przecież uważała na to, by Aya się nie przepracowywała. Na tyle, na ile jej się udawało, kontrolowała nawet, czy Aya śpi w nocy. Wszystko wydawało się w porządku, więc dlaczego, dlaczego?
      Dyrektor podniósł Ayę bez trudu, jak gdyby ważyła nie więcej niż piórko. Kaori szła za nim jak w transie. Nie pamiętała, jak dotarli do jego prywatnego domku.

      - Dziękuję, dyrektorze - szepnęła Kaori, niemrawo uśmiechając się do Kaiena. Siedziała na krześle przy łóżku, na którym ten położył Ayę. Znajdowali się w jednym z pokoi gościnnych na piętrze jego mieszkania.
      - Nie ma za co.
      - Właściwie dlaczego przyniósł pan ją tutaj, a nie do gabinetu pielęgniarki? - zapytała.
      - Cóż, tu jest wygodniej i cieplej - odparł wymijająco. - Poza tym jestem teraz waszym opiekunem, więc czuję się za was odpowiedzialny nie tylko jako dyrektor szkoły.
      - Ach, no tak. Dziękuję, że się pan tak nami zajmuje - rzekła, na moment wstając z krzesła, by głęboko mu się ukłonić.
      Dokładnie w tej samej chwili Aya powoli uniosła powieki. Z początku zupełnie nie rozumiała, co się dzieje ani nie pamiętała, co się stało, zanim zemdlała. Nawet nie unosząc głowy, rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, którego nie znała. Okna jednak były zasłonięte, więc w pokoju panował przyjemny półmrok, co bardzo ją ucieszyło. Oczywiście od razu zauważyła też Kaori i dyrektora.
      - Och, witaj w świecie żywych! - zaśmiała się Kao, spostrzegłszy, że Aya się obudziła. Próbowała brzmieć radośnie, ale średnio jej to wyszło.
      - Uhm…
      - Jak się czujesz? - spytał Kaien, patrząc na nią z troską.
      - Głowa… mi pęka - szepnęła zgodnie z prawdą. Nadal bolała nieznośnie, ale jedyne, co ją pocieszało, to fakt, że chwilowo nie docierały do niej te dziwne, nieskładne dźwięki.
      - Hm, rozumiem… - Dyrektor zamyślił się. - Zmierzyliśmy ci ciśnienie, jest trochę niskie - mamrotał bardziej do siebie niż do dziewcząt.
      - Ech, co ja z tobą mam? - westchnęła Kao. - Znowu się „przepracowałaś”? - spytała, choć wiedziała, że tak nie było. Nieoczekiwanie zaciekawiła ją jednak odpowiedź. Od dłuższego czasu wydawało jej się, że Aya coś ukrywa i nie mówi jej wszystkiego. Jeśli i tym razem powie, że to na pewno zmęczenie czy coś w ten deseń, jedynie potwierdzi podejrzenia Kaori.
      - Nie przypominam sobie, żebym ostatnio robiła zbyt dużo - mruknęła jednak Aya.
      - Taak, a mimo to znowu zemdlałaś! - Na twarz Kao zstąpiła chmura. Przegryzła wargę. - Dziewczyno, jak mam się o ciebie nie martwić, skoro wciąż wpadasz w jakieś kłopoty?
      - Ciszej, błagam… - poprosiła Aya, znów przykładając sobie do uszu dłonie.
      - Wybacz. Ale wracając do tematu…
      - Nie wpadam w żadne kłopoty… - przerwała jej cicho Aya. Nie miała siły na kłótnię. Kaori naturalnie miała rację, ale ona nie zamierzała przyznawać jej tego faktu. Niemniej każdy głupi zauważyłby, że coś jest nie tak. Sęk w tym, że Aya nie mogła tak po prostu powiedzieć siostrze, że jej niepokojące stany są związane z jej przemianą w jedną z postaci z legend.
      - Nie, wcale! A to się rozchorujesz, a to nie możesz spać, a to się ranisz albo… - Nie oddychasz. - No, nieważne! Chodzi o sam fakt!
      - I kto to mówi? - szepnęła ze zmęczeniem Aya.
      - Hmpf!
      - Och, dziewczynki, przestańcie się już sprzeczać - poprosił Kaien pojednawczym tonem. - Chodź, Kaori-chan, dajmy Ayi-chan trochę odpocząć.
      - Dobrze, dobrze - zgodziła się Kao. - Trzymaj się, nēsan.
      - Uhm.
      Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, robiąc tym większy hałas, niż uczyniłaby startująca rakieta, Aya zamknęła oczy.
      Co jest?! Głowa mi zaraz eksploduje, ale przynajmniej te dźwięki nie są już tak uciążliwe… Choć nie wiedzieć czemu, jak się postaram, to i tak słyszę, co tylko chcę…
      W ramach eksperymentu skupiła się na głosie Kaori.
      „Więc niby jak mam się o nią nie martwić?”, spytała.
      „Rozumiem cię, ale… To delikatna dziewczyna, do tego jeszcze trudny wiek…” - dyrektor.
      Co to ma być, do cholery?! Aya zdenerwowała się porządnie. Dobra, głupie pytanie. Kolejna cecha krwiopijcy.
      - Puk, puk - mruknął zza drzwi Zero.
      - Wejdź… - odparła.
      Podniosła się i usiadła. Nawet szelest pościeli brzmiał jak tornado.
      Zero wszedł do środka, uważając, by robić jak najmniej hałasu. Mimo tego i tak każdy dźwięk był niemal nie do zniesienia.
      Dopiero po chwili Aya zauważyła, że chłopak trzymał tacę z parującą zupą. Położył ją na stoliku obok łóżka, a sam usiadł obok - na krześle, które jeszcze kilka minut temu zajmowała Kaori.
      - Masz, zjedz. Podejrzewam, że na razie wolisz pobyć tutaj niż dołączyć do reszty w jadalni.
      - Chyba nie mam apetytu… - odrzekła, choć zapach potrawy był zniewalający. Problem w tym, że od rana było jej niedobrze. Miała świadomość, że to przez ból głowy, ale mimo wszystko cierpiał na tym jej apetyt.
      - Nie interesuje mnie to, masz to zjeść i tyle - oświadczył, podając koleżance miskę. Spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
      Z westchnieniem męczennicy wzięła do ust łyżkę. Uniosła brwi.
      - Jest przepyszna - zachwyciła się. - Ty ją zrobiłeś?
      - No ba. Pewnie, że tak. - Uśmiechnął się lekko. Po odprawieniu krwiopijców wrócił na zajęcia, a potem udał się do domku dyrektora, by złożyć mu raport. Tyle że wówczas Kaiena nie zastał. Gdy zaś dyrektor pojawił się na polu widzenia, Zero ze zdumieniem zauważył w jego ramionach Ayę, a tuż obok - bladą z troski Kaori. Ponieważ Kaien wyrzucił go z pokoju gościnnego, mówiąc, że jeśli zostanie, to zrobi się za duży tłok (Kao bynajmniej nie zamierzała opuścić Ayi choćby na minutę), Zero zdecydował, że na szybko przyrządzi jakiś obiad. Miał świadomość, że dyrektorowi trochę zejdzie na sprawdzaniu stanu Ayi i podnoszeniu na duchu Kaori, więc zabrał się do roboty. Gotowanie dodatkowo go uspokajało, a że chcąc nie chcąc martwił się o przyjaciółkę…
      - Człowieku, jak ty to robisz? - Aya zaśmiała się cichutko. Przeszło jej przez myśl, że ten chłopak we wszystkim był dobry. W nauce, w sporcie, nawet w gotowaniu. Do tego każda dziewczyna musiała przyznać, że był zdecydowanie przystojniejszy od większości mężczyzn. Posmutniała, gdy zdała sobie sprawę, jak świetne mógłby mieć życie, gdyby nie wydarzenia sprzed czterech lat.
      - Ma się ten dar.
      W końcu wyszło na to, że Aya z przyjemnością zjadła cały obiad. Nawet nie zauważyła, gdy skończyła. Zupa była tak pyszna, że niemal wymazała część jej trosk.
      - No, teraz poczujesz się lepiej - zapewnił Zero.
      - Tak. Dzięki.
      - Nie ma za co.
      Zamilkli.
      - To… znowu „to”, prawda? - podjął po chwili chłopak. Aya skinęła głową.
      - Nie sądzę, by mogło to być coś innego - wyszeptała. - Cholera - zezłościła się. - Mam tego dość. To się dzieje za szybko. O wiele za szybko… - Gdyby nie ból głowy, wykrzyczałaby wszystkie te słowa.
      - Wiem - powiedział cicho Zero. Od czasu przybycia Ayi do Akademii nowe wampirze cechy potrafiły się u niej ujawniać nawet co kilkanaście dni. - Ale spokojnie, jakoś to będzie.
      Aya spojrzała na niego ze zdziwieniem.
      - Skąd ten nagły optymizm? - zapytała.
      - Słuchaj, tak sobie myślałem o tym wszystkim… Nie poddawaj się. Masz na tym świecie jeszcze sporo spraw do załatwienia, prawda? Niewyrównane rachunki i takie tam… - Oczy mu zabłysły. - Więc… Bez względu na wszystko musisz się trzymać, tak?
      Aya zastanowiła się nad tym. Faktycznie, tak było. Jej najważniejszą misją było chronienie Kaori i Otsune, ale poza tym… Choć Shizuka zginęła, nadal istniała przecież szansa, że na świecie pozostał ktoś znający tożsamość jej ojca, prawda? A ona musiała ją poznać bez względu na wszystko. Jeśli dowie się, kto to taki, odnajdzie go i odpłaci mu za to, co uczynił jej matce...
      - Uhm. Masz rację - przyznała.
      - Ja… - Zero zawahał się. Zacisnął dłoń w pięść. - Ja również postanowiłem się nie poddawać. Zrobię wszystko, by odwlekać upadek do Poziomu E, bo… mam jeszcze dużo spraw na głowie. I teraz niespecjalnie mi się spieszy do śmierci.
      Aya uśmiechnęła się delikatnie. Z jakiegoś powodu jej serce zalało ciepło. Uzmysłowiła sobie, że to ulga. Cały czas podświadomie bała się, że Zero zrezygnuje z walki i po prostu popełni samobójstwo. Oczywiście w ogóle mu się nie dziwiła, ale prawdą było, że bardzo nie chciała, by to zrobił.
      - Co nie zmienia faktu, że w razie czego masz mnie zabić - przypomniał Zero.
      - Wiem, wiem.
      Znowu poprawił mi humor. Skąd się u niego wzięła ta determinacja?
      Do pokoju wpadła nagle Yūki.
      - Większość osób już wyjechała - oznajmiła.
      - Nocna Klasa też? - spytała z nadzieją Aya.
      - Tak, wyjechała już rano, dlatego nie było nas na porannych zajęciach…
      Aya ucieszyła się niepomiernie. Aż trudno było jej uwierzyć w to, że ma co najmniej kilka dni wolnego od zamartwiania się. Wszystkie wampiry poszły won! Po twarzy pani prefekt było widać, że ona aż tak się z tego nie cieszy. Aya z kolei dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę z tego, że Akademii nie opuściły przecież WSZYSTKIE wampiry. Zero został.
      Dyskretnie pokręciła głową. Nie chciała o nim myśleć w ten sposób. Cóż, był wampirem, ale przecież wciąż ze sobą walczył. Już sam ten fakt zasługiwał na szacunek i podziw.
      - Yūki, mamy problem! - zawołał z korytarza Kaien. - Właśnie dostałem wiadomość, że Maria Kurenai-chan się obudziła!
      Wszyscy troje spojrzeli po sobie. Po chwili dyrektor i prefekci wybiegli, do pomieszczenia wparowała zaś Kaori.
      - Co im odbiło? - spytała. - Po tym, jak dyrektor odebrał telefon, wybyli, nie dokończywszy obiadu.
      - Ech, sama nie wiem. Mniejsza o to.
      - Lepiej ci trochę? - zapytała Kaori.
      - Chyba tak. Ale chciałabym się trochę przespać - powiedziała Aya. Nie sądziła, by była w stanie zasnąć z takim bólem głowy, pragnęła jednak spokoju. Czuła się trochę źle, bo w ten sposób odsuwała od siebie Kao, ale tym razem naprawdę nie miała siły zbyt mocno się nią przejmować. Kaori po prostu pobędzie sobie spokojnie tuż obok.
      Kao skinęła głową, usiadła na krześle i ujęła rękę siostry. Aya uśmiechnęła się do niej lekko. Nie wysunęła dłoni. Chciała czuć bliskość najważniejszej dla siebie osoby. Nieco uspokojona, zamknęła oczy.
      Dziwnie jest mieć świadomość, że w ciele Kurenai nie ma już Shizuki, pomyślała. Ona i tak zawsze będzie mi się z nią kojarzyć… W końcu nigdy nie widziałam Hiō w jej prawdziwej postaci. Dla mnie zawsze była Marią. Mam nadzieję, że nie zostanie w szkole. Nie chcę jej już widzieć. Nigdy więcej…

      Zero pozwolił dyrektorowi i Yūki pobiec przodem. Sam zwolnił dyskretnie gdzieś w połowie drogi. Tamci chyba nawet tego nie zauważyli, a jeśli nawet, nie dali tego po sobie poznać. Być może po prostu chcieli pozwolić mu na chwilę refleksji.
      Idąc już naprawdę powoli, spojrzał w niebo. Słońce na szczęście schowało się za chmurami. Na wieść o przebudzeniu Marii jego umysł również się tak zachmurzył.
      Oczywiście Shizuka już nie żyła. Nawet gdyby nie widział jej śmierci na własne oczy ani nie wiedział nic o poruszeniu, jakim zaowocowała ona w świecie wampirów, i tak miałby świadomość, że zginęła. Poczuł to wtedy aż nazbyt mocno. Czy tego chciał, czy nie, łączyła ich „krwawa więź”. Jak sama stwierdziła, była jego „panią i matką jako wampira”. To oczywiste, że odczuł jej śmierć.
      Ale mimo tego… Cóż, wiadomość o Kurenai bynajmniej go nie ucieszyła. Nie wiedział, jak powinien się wobec niej zachowywać. Pragnął tylko, by jak najszybciej opuściła teren Akademii Kurosu. Właściwie na swój sposób był zły na dyrektora za to, że uparł się, by zająć się Marią, podczas gdy była nieprzytomna. A nie ocknęła się ani na chwilę od czasu, kiedy Shizuka opuściła jej ciało. Zastanawiał się, czy pożyczyła je jej z własnej woli, czy też została do tego zmuszona. Jeśli wierzyć Aidō, rodzina Kurenai była jakimiś odległymi krewnymi Hiō, więc kto wie, może Shizuka i Maria znały się już wcześniej i ta druga zwyczajnie chciała pomóc czystokrwistej. Z drugiej strony, stała niżej w hierarchii, więc nawet gdyby bardzo nie chciała użyczyć Shizuce ciała, nie byłaby w stanie się sprzeciwić.
      Swoją drogą, to ciekawe, że i znak na słowo „kurenai”, i pierwszy znak ze złożenia, którym zapisywało się nazwisko Hiō, oznaczał szkarłat. Przypadek? A może dowód na pokrewieństwo?
      Dotarł do gabinetu pielęgniarki w kilka minut. Domyślił się, że dyrektor to nie tu przyniósł Ayę, ponieważ nie chciał narazić jej na widok Marii.
      Wziął głębszy oddech, po czym przekroczył próg pomieszczenia. Zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, Maria Kurenai podbiegła do niego w samej koszuli nocnej i rzuciła mu się na szyję.
      - Ichiru-chan!
      Zastygł.
      - Okłamał mnie pan, dyrektorze! - powiedziała niezadowolona Maria, zwracając twarz ku Kaienowi. - On tutaj jest!
      - Ee, nie, to jest… - zaczął Kaien, ale Kurenai znów zaczęła mówić.
      - Ten człowiek jest okropny. - Nadal patrzyła na dyrektora, a nie na Zero. - Powiedział, że Shizuka-sama nie żyje… - Odwróciła się wreszcie i spojrzała w oczy chłopaka, którego obejmowała. - Zaraz, ty nie jesteś… - Opuściła ręce i wyraźnie posmutniała. - Zero-kun, tak? - Zwiesiła głowę. Wyglądała, jakby miała zaraz paść, czy to z powodu rozpaczy, czy to szoku, ale podbiegła do niej Yūki i położyła jej ręce na ramionach.
      - Maria-san…
      Ta jednak zignorowała panią prefekt i znów zwróciła się do Zero, choć na niego nie spojrzała, nadal patrząc w ziemię.
      - Skoro tu jesteś, to znaczy, że Shizuka-sama naprawdę nie żyje… Więc to uczucie… - Uniosła prawą dłoń i zacisnęła ją na koszuli nocnej w okolicach serca. Yūki ujęła Marię pod ramię i zaprowadziła ją do łóżka. Kurenai usiadła na nim bezsilnie. - Pewnej nocy Shizuka-san przyszła do mnie z Ichiru-chanem - powiedziała cicho, na nikogo nie patrząc. Najwyraźniej czuła potrzebę wygadania się. Zero nie był w stanie tego pojąć, ale musiał przyznać, że z chęcią pozna odpowiedzi na niektóre ze swoich pytań. - Uprzejmie spytała, czy mogę jej użyczyć swojego ciała. Powiedziała, że w zamian je wzmocni, bo od zawsze było słabe, chorowite. Choć jestem wampirzycą, urodziłam się taka… beznadziejna. - Zagryzła wargę.
      Zero drgnął. Jej sytuacja natychmiast skojarzyła mu się z tą Ichiru. Nagle przestał się dziwić temu, że Maria najwyraźniej była bardzo przywiązana do jego młodszego brata. Skoro tak wyglądała sytuacja, oboje musieli się dobrze nawzajem rozumieć. Trochę jak on i Aya…
      - Jestem spokrewniona z Shizuką-sama… A teraz jej już nie ma. - Zamilkła na moment. Zero oparł się o ścianę. Nie mógł przestać myśleć o bracie. - Po tym, jak odebrano jej tamtego człowieka, Shizuka-sama nie chciała już niczyjej miłości. Dowiedziała się, że to rodzice Zero-kuna i Ichiru-chana dostali rozkaz zabicia jej ukochanego. Był pierwszym, który kochał ją w ten sposób. Kiedy go utraciła, przepełniły ją taka rozpacz i gniew, że… - Wstała gwałtownie i uczepiła się ramienia Zero. - Nawet jeśli zabiłeś Shizukę-sama, wątpię, by żałowała czegokolwiek, co zrobiła…
      - Już, już, spokojnie, Maria-chan - poprosił dyrektor, podchodząc do niej. - Dopiero co się obudziłaś, musisz na siebie uważać. - Zaprowadził Kurenai z powrotem do łóżka. Zadbał o to, by tym razem grzecznie się położyła. - Yūki, Zero, chodźmy. Dajmy jej odpocząć.
      Posłusznie zwrócili się ku wyjściu. Dyrektor i Yūki szli przodem. Gdy znaleźli się na korytarzu, a Zero miał właśnie również wyjść z pomieszczenia, usłyszał poważny głos Marii.
      - Zaczekaj - poprosiła. - Chcę ci powiedzieć prawdę.
      Zatrzymał się natychmiast i odwrócił.
      - W dniu, w którym twoi rodzice otrzymali rozkaz zabicia tamtego człowieka, rozkazywał im ktoś inny. Tyle że oni o tym nie wiedzieli. Ten ktoś... To była osoba, której nie podobało się, że Shizuka-sama pokochała wampira, który kiedyś był człowiekiem. Kiedy Shizuka-sama dowiedziała się, że to ta osoba pociągała za sznurki, starała się jak mogła, by ją znaleźć i zabić. Choć nie znam szczegółów, wiem, że ta osoba to wampir czystej krwi. I twój prawdziwy wróg, jak sądzę - zakończyła tonem pełnym emocji, patrząc Zero prosto w oczy.
      Nie był w stanie wymówić ani słowa. Czując, jak wali mu serce, wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi.
      - Zero, wszystko gra? - spytała Yūki.
      - Tak. To już nie Shizuka, więc…
      Nie dokończył. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.
      Kolejny czystokrwisty, który stał za całym złem, jakie spotykało jego i wszystkich bliskich mu osób. Najpierw Shizuka, potem Kaname, teraz jeszcze ten tajemniczy ktoś. No tak, pozostawał jeszcze bezimienny ojciec Ayi. Przeszło mu przez myśl, że te dwie osoby o nieznanych mu mianach mogły być w istocie jedną i tą samą, ale to byłby chyba jednak zbyt duży zbieg okoliczności. I niezbyt zabawny żart losu.
      - Pójdę zobaczyć, co z dziewczynkami - oznajmił dyrektor, po czym pognał z powrotem do swojego domu.
      - Wiesz, Maria-san powiedziała dyrektorowi, że nie zamierza zostać w szkole - powiedziała Yūki. - Chce wrócić do domu, do rodziców. - Wyjrzała przez okno. - Miłość, co? - Zamilkła na kilka sekund. - Mam dyrektora, Kaname-senpaia, ciebie, Yori-chan… Jestem bardzo szczęśliwa. Wiesz, kiedyś myślałam o moich rodzicach. Tęskniłam za nimi. Ale teraz przyzwyczaiłam się do myśli, że mnie porzucili. Zostawić małe dziecko w takiej śnieżycy… - Wspominała zimową noc, od której zaczynały się jej wspomnienia.
      - Yūki…
      - Przepraszam, zapomnij! - Wymusiła uśmiech. - Nie czuję się do nich specjalnie przywiązana. Nawet ich nie pamiętam. Ani niczego o sobie samej sprzed tamtej nocy.
      - Przede mną nie musisz udawać, że wszystko jest okej - przypomniał spokojnie. Na moment zapomniał o słowach Marii. - Choć Kaname Kuran zawsze był przy tobie i cię wspierał, są takie chwile, kiedy obawiasz się tego, czego nie pamiętasz, prawda? - W końcu poza wampirem Poziomu E to właśnie Kuran był pierwszą osobą, jaką Yūki poznała. Przynajmniej od czasu, kiedy zaczynała się jej pamięć.
      Yūki zwiesiła głowę.
      - Hej… Jeśli stałabym się wampirem, to czy myślisz, że moje serce też stałoby się silniejsze? - zapytała.
      Jego serce niemal stanęło.
      - Kaname-senpai zapytał, czy chciałabym zostać wampirem - wyznała. - Wszystko, co mogłam powiedzieć, to „tak”.
      Szeroko otworzył oczy. Ona chyba nie mówiła poważnie!
      Yūki zauważyła jego reakcję.
      - Ale spokojnie, on nie mówił tego na serio, więc…
      - Ale tobie wydawało się, że zostanie wampirem byłoby w porządku, tak? - przerwał jej zbolałym tonem. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Do licha! - Nigdy nie pozwolę ci stać się kimś takim - oświadczył. - Nawet jeśli miałbym przez to stać się wrogiem numer jeden Kaname Kurana. I nawet jeśli miałabyś mnie za to znienawidzić.
      Nie czekając na odpowiedź i nawet nie chcąc jej słyszeć, odwrócił się i odszedł, zostawiając Yūki na korytarzu przed pokojem pielęgniarskim samą.
      Świat na dworze poczęła spowijać ciemność.
***
      - Jak głowa? - zapytał Zero, przekraczając próg pokoju gościnnego. Po wczorajszej rozmowie z Yūki poszedł do dyrektora, by dowiedzieć się, w jakim stanie jest Aya. Okazało się, że ta śpi, z kolei Kaori została przez Kaiena odesłana do dormitorium, by i ona porządnie się wyspała. Kurosu przyznał, że pozwoliłby oczywiście zostać Kao u siebie, ale obawiał się, że ta, zamiast spać, wciąż siedziałaby przy Ayi. W akademiku może zaśnie choćby z nudów.
      Dowiedziawszy się, że stan Ayi jest stabilny, Zero również udał się do siebie, zaś następnego dnia wrócił do domu dyrektora jeszcze przed południem i dość niegrzecznie wyprosił z pokoju gościnnego Kaori, która to okupowała go od samego rana.
      - Na szczęście jest już trochę lepiej. Ale zupełnie nie jestem w stanie kontrolować wyostrzonych zmysłów - przyznała Aya, przegryzając wargę. - Za każdym razem, gdy już myślę, że jest spokój, dociera do mnie nowy dźwięk. Niektórych nawet nie kojarzę.
      - Grunt, że wszystko zmierza ku lepszemu.
      Aya przyznała mu rację, po czym zapytała o Marię Kurenai. Po tym, jak prefekci i dyrektor wybiegli, by się z nią zobaczyć, przez jakiś czas zamartwiała się wszystkim i dalej cierpiała z powodu bólu głowy, jednak potem - nawet nie wiedziała, kiedy dokładnie - usnęła.
      Zero zrelacjonował Ayi całą rozmowę z Marią.
      - To znaczy, że to ten tajemniczy czystokrwisty wpisał tamtego gościa na listę? A twoi rodzice po prostu spełnili rozkaz, nie wiedząc, że to oszustwo?
      - Na to wygląda.
      - A ten wampir… Musi gdzieś być!
      - No tak. A ja zamierzam się z nim kiedyś spotkać.
      - I go zabić?
      - Dokładnie. - Ani się obejrzał, a żal z powodu tego, że to nie on zabił Shizukę, zmienił się w nadzieję, że uda mu się przynajmniej załatwić tego drania.
      W tej jednak chwili jego głowę zaprzątały zgoła inne myśli. Aya to zauważyła i ostrożnie spytała, czy coś się stało. Nie chciała być wścibska, ale wiedziała już, że Zero czasem potrzebuje jej się wygadać, tak samo jak ona jemu.
      - Yūki… Ona chyba chciałaby być wampirem - wyznał cicho.
      - Co takiego?!
      Opowiedział jej o rozmowie na korytarzu.
      Jakim cudem… Nie wierzę, że ktoś z własnej woli mógłby chcieć stać się czymś takim, pomyślała Aya, zniesmaczona i przerażona.
     - Nie rozumiem! - zdenerwowała się. - To nielogiczne! Z jakiej racji normalny człowiek miałby chcieć stać się krwiopijcą, podczas gdy ci, którzy nimi są, marzą o tym, by być ludźmi? Z przyjemnością bym się z nią zamieniła - prychnęła.
      Kretynka! Jeny, jaka ona głupia! Aya gotowała się ze złości. Zacisnęła pięści i wbiła wzrok w pościel. Choć chciała rano wstać, dyrektor i Kaori, która zjawiła się u niego bladym świtem, kategorycznie jej tego zabronili.
      - Też tego nie rozumiem. Nie wiem, może ma nadzieję, że gdyby była wampirem, mogłaby być z Kuranem? Albo… Spytała mnie, czy gdyby została przemieniona, jej serce stałoby się silniejsze.
      - Bzdura… - szepnęła.
      - No właśnie. Ale ona widzi to inaczej - mruknął i zrelacjonował Ayi pokrótce końcową fazę wczorajszej rozmowy z Yūki. - Innymi słowy, mam gdzieś, co ona i Kuran myślą, nie pozwolę na to.
      - Rozumiem cię. Gdyby Kao znalazła się w takiej sytuacji, podeszłabym do tego w ten sam sposób - odparła pewnym głosem. Nigdy w życiu nie zgodziłaby się, by Kaori została przemieniona w bestię, w jaką ona sama się przeistaczała.
      - Dzięki za wszystko - powiedział nagle Zero. - I w ogóle… że jesteś.
      Aya spojrzała na kolegę ze zdziwieniem, ale on miał już odwrócony wzrok.
      Co on tak nagle…?
***
      - Hm, co się tam dzieje? - zapytała Kao.
      Udała się z Ayą na spacer. Była sobota, ostatni dzień kwietnia. Ponieważ ból głowy ustąpił, dyrektor zgodził się wypuścić Ayę z „aresztu domowego”, jak to sobie ona w myślach nazywała.
      Aya spojrzała w stronę, którą wskazywała Kaori. To było dość daleko, ale skupiła się na tamtym punkcie i po chwili ujrzała dokładnie, co się działo. Okazało się, że Maria Kurenai wraca z rodzicami do domu. Aya uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się, że ta wampirzyca wyjeżdża.
      Kaori pociągnęła Ayę w stronę grupki, bo sama nie mogła jeszcze zbyt wiele dostrzec.
      - Hej, czy to nie Kurenai-san? - spytała. Próbowała podpytać dyrektora, o co chodziło z tym jej tajemniczym przebudzeniem się. Naturalnie nie wiedziała, że w ciele Marii do nocy balu przebywała czystokrwista wampirzyca.
      - Uhm - odburknęła Aya. - Zatrzymaj się już - poprosiła.
      - Oj, przestań marudzić, tylko chodź. Ona chyba wyjeżdża na stałe! Zobacz!
      - Opuszcza Akademię. Już nie będzie się tu uczyć - poinformowała ją beznamiętnie Aya.
      - Dlaczego? Nie podoba jej się tu?
      Aya wzruszyła ramionami.
      - Zaraz, a w sumie skąd to wszystko wiesz? - zapytała Kao.
      - Zero mi powiedział.
      - No tak, czemu mnie to nie dziwi? W końcu… mówicie sobie o wszystkim, prawda?
      - Bez przesady. O co ci chodzi? - zniecierpliwiła się Aya.
      - Uważaj, bo się zakochasz - szepnęła z przejęciem Kao.
      - Słu-słucham? Co ty znowu wygadujesz? Co ma piernik do wiatraka?
      - Zarumieniłaś się! - wykrzyknęła Kaori.
      - Wcale nie! Daj mi spokój! - zdenerwowała się Aya. Odwróciła się, marząc skrycie, by wypieki na twarzy szybko zniknęły. Nie znosiła takich sytuacji. Oczywiście Kao gadała brednie, ale co z tego, skoro ona za każdym razem, gdy przychodziło co do czego, rumieniła się jak głupia?
     - Och, Mistui-san! - zawołała z oddali Maria.
     No nie, czego ona jeszcze chce?!
     Kurenai ruszyła truchtem w stronę Ayi. Ta przegryzła wargę, ale zaraz poleciła siostrze zostać na miejscu, sama zaś skierowała się ku wampirzycy. Nie chciała, by Kaori była świadkiem jakiejkolwiek rozmowy z Marią. Kurenai pewnie nie miała pojęcia, że Kao jest niewtajemniczona, więc z całego tego zamieszania mogłoby wyniknąć coś niedobrego.
     - O co chodzi? - spytała z niechęcią, gdy stanęła z Marią twarzą w twarz. Zauważyła, że nie potrafi być spokojna, gdy z nią rozmawia. Nawet teraz, gdy była to po prostu jakaś zupełnie obca osoba. Nawet pachniała inaczej. Więc ta „znajoma” woń musiała pochodzić od Shizuki, pomimo tego, że korzystała z cudzego ciała, przeszło jej przez myśl. Ten fakt raczej ją dobił, niż pocieszył.
      - Proszę, nie żyw do mnie nienawiści. - Głos Marii przepełniony był naiwną słodyczą. - Przepraszam cię za wszystko. Czy nie mogłybyśmy zostać koleżankami?
      - Co takiego? - zdumiała się Aya. - Wybacz, raczej nie ma takiej opcji - powiedziała.
      Maria zasmuciła się lekko.
      - Widzisz, ja… sporo o tobie wiem. W pewien sposób chyba rozumiem, dlaczego tak bardzo nienawidzisz wampirów. Ale proszę, spróbuj to zmienić.
      - To niemożliwe.
      - Poza tym… Jesteś pewna, że to, co zrobił twój ojciec, jest prawdą?
      - Mój ojciec?! Wiesz, kto to jest? - zapytała z nadzieją. Serce jej przyspieszyło. To miałoby sens! Skoro Maria pracowała dla Shizuki…
      - Nie… Nie za bardzo - przyznała Kurenai, spuszczając wzrok.
      - A masz jakieś podejrzenia?
      - Nie… Wiem tylko, że to czystokrwisty. I że wciąż żyje, kimkolwiek jest.
      Więc jednak. Moje przeczucia się sprawdziły…
      - Skąd to wiesz?
      - Od Shizuki-sama.
      - Mario, chodź wreszcie! - zawołał ojciec wampirzycy.
      - Dobrze! - odkrzyknęła Maria, po czym znów zwróciła się do Ayi. - Proszę, nie darz mnie nienawiścią. Ani Ichiru. To… To jest dobry chłopak, naprawdę.
      Szarowłosa wampirzyca odwróciła się i pobiegła w stronę rodziców, dyrektora i Yūki.
      Aya stała przez chwilę w miejscu, próbując uporządkować myśli.

      - Ech, szkoła znów jest pusta. Tyle że tym razem od samego początku zostałyśmy tylko my i prefekci - mruknęła smętnym tonem Kaori. Leżała na plecach na swoim łóżku. Cieszyła się, że Aya była przy niej. Wczorajszej nocy czuła się okropnie w niemal pustym akademiku. Na piętrze wyżej była tylko Yūki.
      - Uhm…
      - To jak, musimy sobie jakoś zorganizować czas, prawda? - zaświergotała Kao. - Może pójdziemy się przejść?
      - Znowu? Daj spokój. Zamierzałam trochę poczytać…
      - Nie, błagam! Tylko nie to! Jak się wciągniesz, to nie będę mogła cię od tego odciągnąć i wyjdzie na to, że zanudzę się na śmierć!
      - Nie przesadzaj. Spędzimy w ten sposób cały Złoty Tydzień.
      - Wiem, wiem… - zachmurzyła się Kaori. - Bez sensu.
      Tak bym chciała do domu, pomyślała. Spotkać się z mamą i wszystkimi znajomymi… Ale… to już niemożliwe, zasmuciła się.
      - Kao-chan, co jest? - zapytała Aya, widząc zmianę wyrazu twarzy siostry.
      - Hm? - Kaori oprzytomniała. - Nic mi nie jest! - wykrzyknęła, przyklejając równocześnie promienny uśmiech.
      - Niech ci będzie - mruknęła Aya. Myślała o mamie, na pewno…
      Rozległo się pukanie do drzwi.
      - Proszę! - krzyknęła Kao.
      Do pomieszczenia weszła Yūki.
      - Hej, dziewczyny.
      - Hej! - odpowiedziała Kaori. - Współczuję ci, twoje wolne zawsze wygląda w ten sposób?
      - Nie do końca, czasem dokądś wyjeżdżamy, ale to raczej podczas letnich wakacji - odparła Kurosu.
      - Ach tak…
      - W każdym razie… Dyrektor zaprasza was na obiad - oznajmiła. - Taki porządny i na spokojnie. Wpadniecie?
      - Pewnie! - Kaori ucieszyła się niesamowicie. Wszystko, co nie było biernym siedzeniem w pokoju, okazywało się wybawieniem.
      - Dziękujemy za zaproszenie - powiedziała Aya, ale w duchu westchnęła tylko. Dopiero co opuściła domek dyrektora, a zaraz znów miała się w nim pojawić.
      Yūki poinformowała je jeszcze o planowanej godzinie siadania do stołu, po czym wyszła. Kaori rozentuzjazmowała się, ale Aya nie podzielała jej energii.

      - Wejdźcie! - powitał dziewczyny dyrektor. Zaprowadził je do tego samego pomieszczenia, w którym jedli oficjalny obiad jakiś czas temu. - No, usiądźcie sobie wygodnie. Kiryū-kun i ja zaraz wszystko przyniesiemy! - oznajmił radośnie.
      - Możemy w czymś pomóc? - spytała Aya.
      - Nie, nie kłopoczcie się! - Kaien uśmiechnął się. - Poczekajcie tu moment. Hm, a gdzie się podziała Yūki? Jeszcze się kąpie?
      Kurosu wyszedł z pomieszczenia. Aya usłyszała, jak prosi Zero, by poszedł pogonić Yūki.
      Trochę to wszystko trwało, ale wreszcie udało się rozpocząć posiłek. Potrawy były pyszne. Tym razem to Yūki jadła najmniej - wyraźnie się czymś zamartwiała. Dyrektor zapytał wszystkich o ich plany na najbliższe dni, ale okazało się, że nikt nie ma konkretnych. Słysząc to i widząc brak entuzjazmu młodzieży, poinformował, że podczas wolnego pozwala wszystkim czworo wychodzić do miasteczka, byle nie w pojedynkę.
      - Och, naprawdę?! - Oczy Kaori zabłysły. - Cudownie, dziękujemy! - Kaien wyszczerzył zęby, ciesząc się z reakcji Kao. Ta z kolei natychmiast zwróciła się do Ayi: - Pójdziemy do tamtej kawiarenki?
      - Pewnie - zgodziła się. To akurat byłoby miłe urozmaicenie monotonnych dni w Akademii.
      - Przyłączycie się? - spytała z grzeczności prefektów. Patrzyła jednak tylko na Yūki.
      - Hę? Och… Zależy kiedy. Nie wiem, w razie czego się zmówimy, nie? - odparła rozkojarzona.
      - Okej!
***
      - Wychodzicie z dyrektorem? - zapytała Kaori kolejnego dnia. Znów była z Ayą na spacerze, ale w którymś momencie niespodziewanie natknęły się na resztę biedaków, którzy nie mieli dokąd wyjechać podczas wolnego.
      - Tak, mamy coś do załatwienia - odpowiedziała Yūki. - Dyrektor prosi, żebyście podczas naszej nieobecności nie opuszczały terenu Akademii. Wiesz, ktoś tu musi zostać, prawda?
      - Jasne. Spokojnie, wszystkim się zajmiemy - zapewniła Kaori.
      Kilka metrów dalej Aya rozmawiała z Zero.
      - To chyba dobry pomysł, może wreszcie sobie coś przypomni i dowie się czegoś o sobie… - powiedział Kiryū.
      - Tak… Jeśli takie informacje mogą się znaleźć w kwaterze głównej Związku Łowców, to rzeczywiście można to sprawdzić - przytaknęła Aya. - Hej! Myślisz, że dałoby się coś znaleźć na temat… No wiesz. Mnie, mamy lub ojca…
      - Nie mam pojęcia. Ale poszperam trochę, może coś się znajdzie - obiecał.
      - Dziękuję. - Aya uśmiechnęła się lekko.
      - Tymczasem… Zostawiamy Akademię w waszych rękach.

      - To się jeszcze nigdy nie zdarzyło - szepnęła Kaori. - Jesteśmy tu CAŁKOWICIE same. Oprócz nas na terenie Akademii nie ma żywego ducha…
      - No fakt. Dziwna sprawa - powiedziała Aya.
      - Ale jaka przygoda! - Kaori zaśmiała się, choć po prawdzie nie czuła się najlepiej ze świadomością, że na tak dużym terenie znajdują się tylko ona i jej ledwie o rok starsza siostra.
      Aya z kolei stała się dziwnie niespokojna. To było takie nienaturalne… One dwie, same. Zupełnie tak, jak gdyby inni zwyczajnie przestali istnieć.
      Położyła się na swoim łóżku i zamknęła oczy. Próbowała w pewien sposób patrolować teren za pomocą słuchu. Po kolei sprawdzała każdy obszar Akademii.
      Zadrżała i gwałtownie się podniosła, gdy usłyszała, że ktoś przedziera się przez główną bramę.
      - Co jest? - zapytała ze strachem w głosie Kaori.
      - Nie, nic. Zostań tutaj, muszę coś sprawdzić.
      - Co takiego? Czekaj, idę z tobą! - Kao jakoś nie uśmiechało się zostać samej.
      - Nie! Masz zostać!
      - Nie. Idę z tobą i już. Co cię nagle ugryzło?
      - Nic, po prostu wydaje mi się, że coś usłyszałam.
      Jakoś… Poczułam niepokój, pomyślała Kao. Aya też wygląda na nieco przestraszoną… Kurczę.
      - No dobra, chodź - rzuciła Aya. Może to i lepiej, że Kaori pójdzie razem z nią. W razie czego będzie mogła ją obronić. Chyba.
      Wybiegły z akademika i pędem udały się w stronę bramy. Jak się okazało, przed nią stało dwóch nieznajomych mężczyzn. Aya natychmiast wyczuła, że to nie wampiry, co na moment odrobinę ją uspokoiło.
      - Kim oni są? - zastanawiała się na głos Kao. - Chodźmy ich przepędzić!
      Podeszły szybko do intruzów.
      - Dzień dobry!- powiedzieli obcy.
      - Dzień dobry. Proszę wybaczyć, ale na teren Akademii nie wolno wchodzić nikomu z zewnątrz - poinformowała oschle Aya.
      - Wiemy, wiemy. Jednakże… Mamy sprawę do dyrektora tej placówki - poinformował jeden z mężczyzn. Był to wysoki szatyn z kozią bródką. Ani on, ani jego towarzysz nie zadbali o to, by ukryć broń. Do Ayi dotarło, że to Łowcy. Kao z kolei przeraziła się na widok pistoletów, ale starała się nie dać tego po sobie poznać.
      - Niestety, pana dyrektora nie ma.
      - Ach tak? - Facet z kozią bródką przeszył dziewczyny wzrokiem.
      - Zaraz, czy oprócz was jest tu w ogóle ktoś jeszcze? - zapytał drugi. Był niższy od tamtego, miał kręcone rude włosy i mnóstwo piegów. Gdyby nie to, że był nieproszonym gościem i ogółem podejrzanym facetem, mógłby sprawić wrażenie niemal sympatycznego.
      - Aktualnie nie - odparła Aya.
      - Ach tak? - powtórzył szatyn.
      - Owszem. W końcu mamy Złoty Tydzień, prawda? W takim razie przykro mi, ale nie mają tu panowie czego szukać. Proszę natychmiast opuścić teren Akademii Kurosu.
      - No już, nie bądź taka poważna. Spokojnie, jesteśmy z policji, nie stanowimy żadnego zagrożenia - zapewnił rudy.
      Policja, jasne. Rany, czemu Kao tu jest?!
      - Zaraz, czy przypadkiem nie jesteś córką Reiko Mitsui? - spytał rudzielec, zwracając się do Kaori.
      Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
      - Słucham? Skąd pan wie? Poza tym, obie jesteśmy jej córkami.
      - Serio? - zdziwili się mężczyźni.
      - Serio - odparła oschle Aya.
      - Jakieś takie niepodobne jesteście - powiedział wolno szatyn.
      - Och, serio? - zapytała bezczelnie Aya.
      - Serio. - Łowca przeszył ją wzrokiem.
      Obaj mężczyźni spojrzeli szybko na siebie i ledwo zauważalnie skinęli głowami.
      - Właściwie, jesteśmy tu po części z waszego powodu - oznajmił nagle rudy, najwyraźniej zmieniając strategię.
      - Jak to? Dlaczego? - odezwała się Kaori. Zupełnie nie rozumiała, co się tu działo. Po co ci policjanci tu przyszli? Chodziło o mamę?
      - No wiecie, sporo spraw jest jeszcze niezałatwionych… Chcielibyśmy z wami porozmawiać, skoro już tu jesteście - odparł spokojnym tonem rudy.
      - Przykro nam, ale musimy odmówić - odrzekła Aya. - Teraz, gdy dyrektora nie ma, nie mają panowie prawa tu wchodzić. Proszę wyjść.
      - To tylko kilka pytań! - zapewnił niższy z przybyszów.
      - Dobra, nēsan. Co nam szkodzi? Jeśli odpowiemy na kilka pytań, to się odczepią, nie? - szepnęła Ayi na ucho Kaori. - Może wiedzą coś o mamie…
      - No nie wiem…
      - Jakoś to będzie - rzekła, po czym zwróciła się już do obcych. - Zgoda, możemy chwilę z panami porozmawiać. Jednak potem prosimy natychmiast opuścić teren Akademii!
      - Dobrze, dobrze - zapewnił rudy.
      „Policjanci” ponownie wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i znowu skinęli głowami.
      - W takim razie, młoda damo, może się odrobinę przejdziemy? - zapytał niższy.
      - Niech będzie - odparła Kao i oddaliła się nieco z nieznajomym.
      Aya z trudem opanowała drżenie.
      - Szczerze mówiąc, jesteś dość niepodobna do matki - zaczął szatyn. Aya zauważyła, że żaden z intruzów nawet nie raczył im się przedstawić. Czuła coraz większy niepokój. Podejrzewała, że nie powinna zgodzić się na rozmowę. Jeszcze będzie tego żałowała…
      - Cóż, widocznie większość cech musiałam odziedziczyć po ojcu - rzekła niechętnie. Wymówienie tych słów sprawiło jej niemal fizyczny ból.
      - Och, nie wątpię.
      Mężczyzna uśmiechnął się z przekąsem.
      Aya z trudem ukryła przerażenie. Czy to możliwe, że ten człowiek coś o niej wiedział albo przynajmniej podejrzewał? Coś za dużo tu zbiegów okoliczności… Ci dwaj zdecydowanie jej się nie podobali.

      - Jesteś niesamowicie podobna do matki! - zawołał wesoło rudy.
      - Tak, wiem. Ale zaraz, właściwie jakim cudem mnie pan rozpoznał? - spytała Kao.
      - Cóż, szczerze mówiąc… znałem odrobinę twoją mamę.
      - Naprawdę? - zdziwiła się Kaori. - Jaki ten świat mały - mruknęła już do siebie. Nie ulegało wątpliwości, że gość znał Reiko, w końcu niemal od razu skojarzył ją z nią, ale… Czy to nie dziwne? Skąd on się tu wziął? Jeśli był znajomym mamy, mało prawdopodobne, że mieszkał w Mumei lub w pobliżu. Z tego, co Kao wiedziała, matka raczej nie zapuszczała się nigdy w te okolice.
      - Owszem, ale niezbyt dobrze. Jednak gdy cię zobaczyłem, od razu skojarzyłem ją z tobą. - Uśmiechnął się.
      - Ach tak…
      Szli przez chwilę w milczeniu. Kao oglądała się co jakiś czas za siebie.
      - Spokojnie, nic jej nie będzie! - zapewnił rudzielec, widząc, że dziewczyna niepokoi się o siostrę.
      - Uhm - odburknęła. Mimo tego martwiła się. Bardzo… Czuła się zdecydowanie dziwnie. Nieprzyjemne uczucie w sercu nie opuszczało jej ani na moment.
      - No, w takim razie… Hm, od czego by tu zacząć… Tak, przede wszystkim bardzo mi przykro z powodu śmierci waszej matki.
      Kaori w milczeniu skinęła głową.
      - Taak… Co to ja chciałem… Ach tak! Powiedz mi, kiedy przeniosłyście się do Akademii Kurosu?
      - Jakieś trzy miesiące temu - odparła, dziwiąc się równocześnie. Wydaje mi się, jakbyśmy spędziły tu już całe wieki… Tyle się wydarzyło…
      - Rozumiem. A z jakiego to powodu się tu znalazłyście?
      - Cóż… Właściwie to sama nie wiem. Okazało się, że mamy możliwość rozpoczęcia nauki w prestiżowej szkole i trochę się usamodzielnić… Jest coś dziwnego w tym, że się zgodziłyśmy?
      - Nie, oczywiście, że nie. Dobra… - podjął po chwili. - Powiedz, podoba ci się tutaj?
      - Oczywiście.
      - Faktycznie, bardzo tutaj przyjemnie. A… uczniowie? Sympatyczni?
      - Tak.
      - Wszyscy?
      - Powiedzmy - odparła, myśląc z niechęcią o Kiryū.
      - To znaczy?
      - Proszę pana, nigdy nie jest tak, że wszystkich dookoła się lubi!
      - Tak, tak, masz oczywiście rację - zapewnił szybko, jak gdyby nie chciał jej jeszcze bardziej podpaść.
      - Chce pan wiedzieć coś jeszcze?
      - Tak, właściwie chciałem spytać… Możesz mi powiedzieć coś na temat swojego ojca?
      Kaori stanęła i spuściła wzrok. Szlag!
      - Oj, wybacz, nie chciałem… - zaczął rudy.
      - Nie wiem, kim jest lub kim był mój ojciec. Nie znam jego imienia ani nazwiska, ani miejsca ewentualnego pobytu - przerwała mu ze złością Kaori. To był dość drażliwy temat. Dlaczego jakiś obcy koleś nagle ją o to pytał?!
      - Rozumiem. Jeszcze raz przepraszam. - Mężczyzna speszył się odrobinę.
      - Coś jeszcze?! - wykrzyknęła Kao, porządnie zdenerwowana.
      - No więc…

      - Od kiedy tu przebywacie? - spytał szatyn.
      - Od trzech miesięcy - odparła chłodno Aya.
      - Dlaczego się tu przeniosłyście?
      - A dlaczego by niby nie? To przecież prestiżowa Akademia Kurosu.
      - Mniejsza o to. Dobrze dogadujesz się z siostrą?
      - A co to ma do rzeczy?
      - Odpowiedz.
      - Tak, dobrze się dogadujemy. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko - powiedziała. Już nienawidziła tego człowieka. Był okropnie nieprzyjemny i podejrzliwy. Każda cząstka ciała Ayi ją przed nim ostrzegała.
      - A jesteście ze sobą szczere?
      Przeszywali się nawzajem wzrokiem.
      - Owszem - skłamała. Jeny, on naprawdę musiał coś wiedzieć. W przeciwnym razie po co pytałby o takie rzeczy?
      - Co się stało z waszym ojcem? Dlaczego się teraz wami nie zaopiekował?
      - Nie znamy go. - Starała się, by jej głos brzmiał beznamiętnie i miała nadzieję, że względnie jej to wychodziło.
      - A chociaż jego nazwisko?
      - Nie.
      - Opowiesz mi trochę o szkole? - Aya miała wrażenie, że gość zasypuje ją pytaniami z szybkością karabinu maszynowego. Musiał mieć je wcześniej przygotowane…
      - W jakim celu? - spytała.
      - Och, tak po prostu. O jej systemie i tym podobnych…
      Przestań tak węszyć, warknęła w duchu.
      - To oryginalna szkoła, jej system jest dość dziwny. Uczniowie dzielą się na Dzienną oraz Nocną Klasę. Jak nazwa wskazuje, Dzienny Wydział ma zajęcia podczas dnia, a ten drugi nocą. Do tego…
      - Wierzysz w wampiry, dziewczynko? - przerwał jej Łowca.
      Aya z całej siły starała się nawet nie drgnąć. O co mu chodzi, do cholery?! Do czego zmierza?!
      - Niech pan nie żartuje - rzekła, przymykając na chwilę oczy. - Proszę nie mówić, że taki dorosły mężczyzna jak pan wierzy w takie bzdury - powiedziała.
      Intruz odwrócił się.
      - Wolałbym, żebyś zwracała się do mnie bardziej uprzejmym tonem, moja droga - wycedził.
      - Wolałabym, żeby mówił pan do mnie, a nie odwracał się plecami - wysyczała, nie bardzo już nad sobą panując.
      Wtedy obcy błyskawicznie się odwrócił, mierząc w Ayę pistoletem. Dziewczyna przeraziła się nie na żarty. Co on zamierza zrobić?! To broń na wampiry! Jeśli wystrzeli, a ja zostanę ranna… to będzie mój koniec. A… kto wtedy ochroni Kao-chan?! I… gdzie ona teraz jest?! Co ja mam zrobić?!
      Szatyn zaśmiał się okrutnie.
      - No, teraz już nie jesteś taka cwana, co?
      - To… nielegalne… - wyjąkała, czując strach zaciskający pięść na jej sercu.
      - Hej, jestem z policji, pamiętasz? Mam prawo do korzystania z własnej broni!
      Aya automatycznie cofnęła się o kilka kroków.

      Kaori usłyszała huk i krzyk. Momentalnie odwróciła się w stronę bramy głównej. Ujrzała niesamowitą liczbę ptaków, które, przestraszone, poderwały się do lotu.
      Czy… to był pistolet?! AYA!
      Rzuciła się w jej stronę, a rudy pobiegł za nią.







***
      Hej. Dedykacja znów dla Tasary i Oleeny. Dziękuję za Wasze komentarze. :*
      Ee, przeczytawszy ten rozdział, odkryłam, że następny jest albo gotowy, albo na ukończeniu (nie pamiętam, a nie mam teraz czasu do niego zajrzeć), więc ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ, że ukaże się w najbliższym czasie. Ale nie obiecuję, bo mam na głowie masę innych spraw, więc nie wiem, czy się wyrobię.
      Jeśli ktoś z Was nadal zmaga się z maturami, to trzymam kciuki!
      Ponawiam informację, iż założyłyśmy grupę na Facebooku taką tylko dla naszego grona. Jest tajna, więc osoby, których nie mam w znajomych, a które chciałyby do tej grupy należeć, proszę o wysłanie linku do swojego profilu czy coś w tym stylu - wówczas Was zaproszę. Na grupie pojawiają się informacje o nowych postach; można także rozpocząć praktycznie dowolną konwersację z resztą członków. Zapraszam - nikt nie gryzie. ;)
      Na razie!

6 komentarzy:

  1. W końcu akcja! I znów nie pamiętałam zupełnie tego momentu! Ale po przeczytaniu niestety wiem, co było w kolejnym :D A tak pewnie umierałabym w niepewności do czasu kolejnego rozdziału, który (o proszę!) może już być za tydzień! Super! Cieszę się bardzo, oczywiście nie nastawiam, bo wiadomo, że w życiu prywatnym różnie z czasem bywa ale mam nadzieję, że jak zerknę tutaj za tydzień, to jednak dowiemy się co dalej! :)
    Życzę chwili relaksu i samych powodzeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cha, cha, to fajnie, że można jeszcze kogoś jakoś "zaskoczyć". xD
      Dzięki!

      Usuń
  2. Hejka! :D
    Rozdział przeczytałam od razu, ale nie mogłam skomentować... Bo byłam w szpitalu, a tam z netem kiepsko ;/
    Ale żyje więc spokojnie! ^^
    Ja się zmagam z rozszerzoną chemią i ustnym polskim -,-
    Rozdział jak zawsze super ;)
    Do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, mam nadzieję, że już w porządku? ;_;
      Rozszerzona chemia?! Brzmi strasznie. Powodzenia!
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  3. Już w porządku :) Tylko ręką w usztywniaczu T.T
    Dzięki i również pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń