Strony

środa, 15 sierpnia 2018

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XXIII - „Ważne rozmowy”


      - Lekcje się skończyły - mruknęła Aya.
      Stała przy oknie i wpatrywała się w widok rozpościerający się za szybą.
      - Fakt - powiedziała Kao, gdy podeszła do siostry i zerknęła na tłumy uczniów wracających do dormitoriów.
      - Wiesz… - zagadnęła Aya. - Wydaje mi się, że to wszystko działo się całe wieki temu.
      - Uhm. Mnie też. I wciąż nie mogę uwierzyć, że przez tak długi czas żyłam w nieświadomości. To nawet nie tak, że niczego nie podejrzewałam - po prostu… tak jakoś. A teraz, gdy już o wszystkim wiem, tamto poczucie niewiedzy zdaje się być tak odległe…
      Mogło się to wydawać dziwne, ale naprawdę tak było. Jeśli chodzi o Ayę, jej umysł, wymęczony strachem i stresem, chyba postanowił wybrać się na krótki urlop, bo miała kłopoty z jakimikolwiek konkretnymi przemyśleniami. Ale może to i dobrze. Gdyby w kółko przeżywała to, co się stało, chyba by zwariowała.
      Kaori z kolei czuła, że dopiero teraz zaczyna ŻYĆ. Wreszcie została uświadomiona i dzięki temu wszystkie elementy jej egzystencjalnej układanki wskoczyły na swoje miejsce. Choć powinna być okropnie roztrzęsiona, przerażona, zagubiona… czuła się dobrze. Pewnie, trochę dziwnie, ale jednak dobrze. Tak powinno być. Teraz było jak należy.
      Milczały przez dłuższą chwilę. Obie patrzyły to na ziemię, to na niebo. Dzień był niczego sobie, choć bardzo mocno wiało. Pewnie dlatego było odrobinę chłodno - ludzie w dole prędko zmykali do akademików i próbowali jak najbardziej opatulić się marynarkami mundurków.
      - Tak sobie myślę… - odezwała się Kaori. - Powinnyśmy chyba porozmawiać z dyrektorem. Skoro jest teraz naszym opiekunem… Ma prawo wiedzieć, co i jak, prawda?
      Przypomniała sobie, że nie najlepiej się wobec niego zachowała, kiedy przyszedł sprawdzić, co z Ayą. Zrobiło jej się głupio. Postanowiła, że grzecznie go przeprosi.
      - Masz rację. Dobrze, pójdźmy do niego - zgodziła się Aya.
      Od razu zaczęły zbierać się do wyjścia. Narzuciły na siebie bluzy i wyszły.
      Podczas drogi do domku dyrektora obie żywiły szczerą nadzieję, że na nikogo się nie natkną. Naprawdę nie miały najmniejszej ochoty na pogaduszki z kimkolwiek. Czuły się niejako, jak gdyby znajdowały się obecnie w innym wymiarze. Każda zdała sobie sprawę z tego, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Kaori wiedziała obecnie, że część mijanych na ulicach osób może być krwiożerczymi bestiami, a Aya… Cóż, na myśl o Zero i o tym, że ich drogocenna więź porozumienia została zerwana, chciało jej się płakać.
      - A właśnie! - zawołała w pewnej chwili Kao. - Zapomniałam spytać… Mówiłam ci, że w nocy, gdy już spałaś, przyszedł do nas dyrektor?
      Aya zamyśliła się na chwilę.
      - Coś chyba wspomniałaś - potwierdziła. - Rozmawiałaś z nim?
      - Ehm… Nie bardzo. Wiesz, byłam strasznie… nabuzowana. Okropnie się złościłam, do tego bardzo martwiłam… Ale posiedział chwilę przy tobie, gdy mnie nie było - palnęła bez zastanowienia.
      - Wychodziłaś? - spytała Aya. W jej głosie słychać było lekki strach.
      - Ee…
      - Po co?
      - No… Nieważne.
      - Zrobiłaś coś głupiego? - domyśliła się Aya. Nie żeby się tego po siostrze nie spodziewała, ale…
      - Nie, to nie tak. Zrobiłam to, co było trzeba. I tyle, koniec tematu. O, zobacz, jesteśmy! - krzyknęła wesoło i podbiegła, by zapukać do drzwi mieszkania.
      Jeny, zdążyła pomyśleć Aya.
      Kaien otworzył drzwi niemal od razu. Dziewczyny podejrzewały, że dyrektor przeczuwał ich wizytę. Pewnie gdyby się w najbliższym czasie same nie zjawiły, kogoś by po nie przysłał.
      - Och, witajcie! - Uśmiechnął się serdecznie. - Wejdźcie do środka. Trochę dziś chłodno, nie sądzicie? To przez ten wicher.
      - Racja, racja! - Kaori energicznie pokiwała głową. Z jakiegoś powodu widok uśmiechniętego dyrektora zawsze napełniał ją ciepłem.
      Weszły do domu i zsunęły buty. Ustawiły je równiutko. Zdjęły również bluzy (w środku temperatura była idealna) i odwiesiły je na wieszak.
      - Wiecie, akurat mam gościa, więc możecie chwileczkę poczekać? - zagadnął Kaien.
      - Hm? Och, oczywiście.
      - Ależ dyrektorze, ich obecność jest wielce na miejscu.
      Z jednego z pomieszczeń wyszedł Kaname Kuran we własnej osobie. Aya spojrzała na niego z odrazą, ale i ze zdziwieniem. Dlaczego dopiero teraz poczułam jego zapach? Dziwne. Odkąd te wszystkie zmysły mi się wyostrzyły, kompletnie nie wiem, jak sobie z tym radzić. Ech, że też nie wystarczy nacisnąć jakiegoś guzika, żeby włączyć lub wyłączyć wyczuwanie wampirów!
      - Ale… - zaczął dyrektor.
      - Sądząc po obecności Kaori Mitsui, ona już o wszystkim wie, prawda? - Kaname zwrócił się do Kaiena, ale wzrokiem przewiercał na wylot Kao.
      - Ee… No tak - przyznała, nim Kurosu zdążył się odezwać.
      - A skoro tak, to nie ma przeszkód, by włączyć je do rozmowy. W końcu to i tak między innymi one są jej tematem.
      - Ehm… Taak… - Dyrektor zdawał się być nieco zbity z tropu. Wyglądało na to, że trochę obawiał się dyskusji w takim gronie. Cóż jednak miał poradzić? Kuranowi raczej się nie odmawiało. Zresztą Kaname miał rację - rozmowa w dużej mierze dotyczyła sióstr Mitsui. - Tak, tak, chodźcie więc.
      Szlag, zdenerwowała się Aya. Zestresowana, spojrzała jeszcze na Kaori, która zdawała się być bardzo poruszona.
      Po raz pierwszy nikt niczego przede mną nie ukrywa, pomyślała Kaori, z bijącym z podniecenia sercem idąc za dyrektorem. Mimo wszystko trochę się niepokoję. W końcu teraz już wiem, że Kuran to czystokrwisty wampir, niezwykle potężny… I po tym, co powiedziała o nim Aya, jakoś nie czuję do niego sympatii. Poza tym to on wyczyścił mi wtedy pamięć… Gdyby nie to, znałabym prawdę już od ponad dwóch miesięcy!
      Wszyscy weszli do gabinetu dyrektora szkoły. Kurosu wskazał gościom krzesła.
      - Hm, więc na czym stanęliśmy? - zapytał niepewnie, samemu siadając za biurkiem.
      - Na tym, że Kiryū zaczyna wymykać się spod kontroli - powiedział spokojnie Kaname.
      Kaori zauważyła, jak Aya drgnęła.
      - A także o tym, jak na te ciągłe zapachy krwi reaguje Nocna Klasa. Szczególnie JEJ zapach - rzekł. Nikt nie miał wątpliwości, że ma na myśli Ayę. - Zapach jej krwi całkowicie różni się od tych im znanych. Zastanawiają się, co się właściwie dzieje, a ja nie mogę powiedzieć im prawdy. To nieco kłopotliwe.
      - Ech, rozumiem, ale nie mamy innego wyjścia.
      - Prędzej czy później i tak będę musiał im to wszystko wytłumaczyć. Myślę, iż nie ma co zwlekać. Jeśli teraz im powiem, być może trochę się uspokoją.
      - Nie możesz im powiedzieć! - zdenerwowała się Aya. Do licha, niechże ten pacan przestanie wreszcie robić, na co ma ochotę! To było przede wszystkim jej życie. Niby rozumiała, że cała ta pokręcona sytuacja mogła być dla Kaname niewygodna, a dla reszty Nocnej Klasy dość tajemnicza, ale co ją obchodziły te wredne pijawki?
      Kuran przeszył ją spojrzeniem.
      - Kaname, wiem, że to wszystko może nieco irytować ciebie i resztę Nocnego Wydziału… Ale wolałbym, abyś zaczekał - rzekł Kaien.
      - Na co? I tak niebawem zacznie pachnieć jak my.
      Aya spuściła wzrok. Kaori zasmuciła się, widząc przygnębienie siostry. Och, teraz tak dobrze ją rozumiała! Było jej przykro na myśl, że przez tyle lat nie mogła jej wspierać, bo zupełnie nic o niej nie wiedziała. Ale od teraz będzie inaczej. Przyrzekła to sobie. Zrobi dla Ayi wszystko, co tylko będzie w jej mocy.
      - Owszem. Ale póki co, daj jej jeszcze spokój, Kaname. Ta dziewczyna sporo przeszła, a teraz ma kolejne zmartwienia na głowie.
      - Dlaczego się nie obroniłaś? - Kuran zwrócił się znienacka do Ayi. Obie dziewczęta niemal przez to podskoczyły. - Mogłaś temu zapobiec, a mimo to nie uczyniłaś tego. Dlaczego? A może specjalnie dałaś mu się ugryźć? Może tego właśnie chciałaś?
      - Żartujesz?! - wybuchła, czerwona na twarzy. Jak on w ogóle śmiał coś takiego insynuować?! Przecież doskonale wiedział, jak nienawidzi wampirów! - Oczywiście, że tego nie chciałam! Ja po prostu… Ja…
      - To był szok, Kuran-senpai - wtrąciła Kaori głosem tak opanowanym, że nie powstydziłby się go nawet sam siedzący obok czystokrwisty. - Nic dziwnego, że nie zareagowała od razu. Proszę, nie mów już więcej w ten sposób. Aya-nēsan sporo od wczoraj przeszła, więc czy byłbyś tak uprzejmy i nie denerwował jej dodatkowo?
      Dyrektor i Aya patrzyli w osłupieniu na pozostałą dwójkę. Na twarzy Kaori malowały się upór i determinacja, na twarzy Kaname zaś ten sam co zwykle spokój.
      - Co za uczucie - mruknął. - Nie przeszkadza ci nawet to, że przez całe życie trwałaś w kłamstwie? Ani to, że „Aya-nēsan” tak naprawdę nawet nie jest twoją siostrą?
      - Aya była, jest i będzie moją siostrą - powiedziała pewnie Kao. Poczuła przepływającą przez jej ciało moc. Nie miała żadnych wątpliwości co do wypowiadanych słów. - Zawsze nią dla mnie będzie. Co z tego, że nie łączą nas więzy krwi? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Ważne jest to, że mam na kogo liczyć. Mogę liczyć właśnie na nią, Kuran-senpai. A ona na mnie. To się NAPRAWDĘ liczy.
      Kaname uśmiechnął się lekko.
      - Rozumiem - rzekł, po czym zwrócił się już do Kaiena. - Co do Kiryū… Naprawdę sądzisz, że powinien mieć kontakt z innymi uczniami? Jak widać, nawet mimo wypicia mojej krwi, kompletnie nie potrafi się powstrzymać. Może stanowić zagrożenie dla każdego, z kim się zetknie.
      - To nieprawda! - krzyknęła Aya. - To, co się wczoraj stało… To jednorazowy incydent. Nie powstrzymał się, ale to była moja wina i moja głupota. Gdybym się nie skaleczyła, nigdy by tego nie zrobił. Przestań więc mówić takie rzeczy… Jestem pewna, że… jakoś to będzie.
      - Katayama, wiesz doskonale, że prędzej czy później ten chłopak i tak upadnie do Poziomu E. A ów moment być może nadejdzie szybciej niż sądzisz. Przestań go ciągle usprawiedliwiać.
      No, tu ma rację, zgodziła się z nim w duchu Kaori. Aya, czemu wciąż go bronisz? Nawet teraz, po tym, co się stało… I to przed Kuranem!
      - Ja… - Aya zawahała się. - Kuran-senpai… Czy jest jakiś sposób, by do tego nie doszło?
      - Do czego? Do jego upadku do Poziomu E? Nie ma innego sposobu, oprócz tego, którego nie wykorzystał, kiedy miał okazję. Cóż, Shizuka Hiō nie żyje. A wraz z jej śmiercią przepadła ostatnia szansa dla tego chłopaka.
      Aya znów spuściła wzrok. Więc naprawdę… nie ma już nadziei?
      - Ale da się opóźnić ten proces - wyszeptała. - Prawda?
      - Póki jest tak hojnie „dokarmiany”… nie oszaleje do końca. Jednakże… Przerwy pomiędzy napadami głodu są u niego coraz krótsze. Krew Yūki, a nawet moja… nie wystarczą mu na długo. Zresztą żaden człowiek ani wampir nie ma nieskończonych jej ilości. Koniec końców on i tak oszaleje.
      Nie… niemożliwe. Musi być jakiś sposób… Cholera!
      Biedna… Ona naprawdę strasznie to przeżywa. Naprawdę się o niego martwi. Ale dlaczego, do cholery?!, dziwiła się Kao, patrząc na zatroskaną Ayę.
      - Będę się już zbierał - rzekł czystokrwisty. - Porozmawiamy jeszcze przy innej okazji. Do widzenia, dyrektorze.
      - Do widzenia, Kaname.
      Wampir wyszedł. Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Kaien westchnął.
      - Ech, to się porobiło - mruknął jakby do siebie. - Cóż, przede wszystkim… Jak się czujesz, Katayama-san?
      - Ee… W porządku - odparła niepewnie.
      - A pod względem… Hm, no wiesz… Psychicznym?
      Zawahała się.
      - W porządku - skłamała.
      Przez moment panowała grobowa cisza. Każdy wiedział, że Aya nie mówiła prawdy, ale nikt nie chciał naciskać. Takiego rodzaju sprawy trzeba było sobie w spokoju przemyśleć i przetrawić.
      - Wiecie co? Przejdźmy do salonu - rzekł z pozorną wesołością Kaien, podnosząc się z krzesła. - Zrobimy sobie herbatkę…
      Dziewczęta chętnie się zgodziły i już chwilę później siedziały na dużej, wygodnej kanapie w nieoficjalnym saloniku. Dyrektor poszedł zaparzyć herbatę. Wcześniej zapytał, czego się napiją. Napomknął coś o różanej herbatce, ale kiedy przyznał, że dostał ją od Kaname, obie stanowczo odmówiły. Stanęło więc na melisie, której być może choć trochę uda się ukoić nerwy.
      - Nēsan, jeśli nie chcesz jeszcze o tym wszystkim mówić, dyrektor na pewno to zrozumie - powiedziała Kaori.
      - Nie, jest dobrze - odpowiedziała Aya.
      - Serio? - zapytała Kao. Nie wyglądała na przekonaną.
      - Serio. - Aya wymusiła coś w rodzaju uśmiechu.
      Rozmowy na ten temat tak czy owak mnie nie ominą, więc dobrze będzie mieć to z głowy.  Ale… Po raz kolejny pomyślała o matce. Czuła, że historia zatacza koło. Że to, co się stało poprzedniego wieczoru, to dopiero wstęp, początek czegoś większego. Mamo, co mam zrobić?
      Do pomieszczenia wszedł dyrektor, niosąc na tacy trzy parujące kubki.
      Mmm… Czy herbata zawsze pachniała tak pięknie? Czy jej aromat zawsze był taki wyrazisty? Odkąd wyostrzyły jej się zmysły, czasami łapała się na takich dziwnych spostrzeżeniach.
      - Mam nadzieję, że będzie wam smakowała - rzekł Kaien. - Tej firmy jeszcze nie wypróbowałem.
      - Na pewno będzie pyszna! - zaśmiała się Kaori.
      Przez jakiś czas wszyscy troje powolutku pili herbatę. Rzeczywiście okazała się wyśmienita. Aya nie mogłaby może powiedzieć, że faktycznie odczuła jej właściwości kojące, ale przynajmniej smakowała naprawdę nieźle.
      - Ech, właściwie nie wiem, od czego zacząć - przyznał Kurosu, drapiąc się po głowie. - Wyjaśniłyście już sobie wszystko, tak?
      Uczennice skinęły potakująco głowami.
      - Kaori-chan, jak się z tym czujesz? Nie jesteś może… zagubiona?
      - Może troszeczkę - zaczęła Kao. - Bądź co bądź to wszystko wydaje się takie dziwne i nierealne… Ale cieszę się, że już o wszystkim wiem. Teraz nie będę już taka bezużyteczna. Mogę się na coś przydać. Nie muszę już być tylko tą chronioną, ale sama też mogę w pewien sposób bronić bliskie mi osoby. To znaczy… teoretycznie. Bo tak naprawdę to nie mam pojęcia, w jaki sposób mogłabym komukolwiek pomóc…
      - Kao, wystarczy, że jesteś. - Aya uśmiechnęła się do niej. - Nie musisz nic robić.
      - Ale chcę ci w jakiś sposób pomóc! Nie chcę, byś była z tym wszystkim sama!
      - Nie jestem. Już nie.
      Ciepły uśmiech siostry wlał nieco otuchy w serce Kaori. Mimo tego nie zamierzała się poddawać. Skoro już zdecydowała, że przyda się na coś Ayi, chciała to postanowienie wypełnić. Jakoś… Ale jak? Och, będzie musiała się nad tym poważnie zastanowić!
      - Słuchajcie, chciałbym wiedzieć… Co teraz zamierzacie? - spytał dyrektor.
      - Co pan ma na myśli? - zapytała Kaori. Póki co nie bardzo wybiegała myślami w przyszłość. Na razie pragnęła poukładać sobie w głowie przeszłość i teraźniejszość.
      - Tyle się wydarzyło… Myślałyście o tym, co może się teraz stać? O tym, co będzie dzisiaj, jutro, za kilka dni?
      - Hm, właściwie… Muszę ogarnąć parę spraw. Mam sporo do przemyślenia… Prawdopodobnie czeka na mnie również kilka ważnych rozmów, ale mam nadzieję, że nie będę musiała zbyt szybko ich przeprowadzać… Ponadto… Tak sobie myślę - skoro na świecie są wampiry, to chyba powinnam umieć się bronić, prawda? Niestety, nie mam jednak żadnej supermocy czy czegoś w tym rodzaju. W takim razie w jaki sposób mam bronić siebie i innych? Może jakiś kurs karate? Co pan o tym myśli? - zapytała z powagą Kaori.
      - Jesteś taka podobna do Reiko! - zaśmiał się Kaien. W jego głosie słychać też jednak było nostalgię. - Twoja mama trenowała rozmaite sztuki walki… Była w tym niesamowita. Och, do dziś pamiętam, z jakim zapałem wymachiwała kataną!
      - Kataną?! Moja mama posługiwała się kataną?!
      - Ee… No tak.
      - Ja też chcę!
      Oczy Kao rozbłysły w podnieceniu. Czyżby to było rozwiązanie jednego z jej nowopowstałych (bo dzisiejszych) problemów?
      - Ech, to nie takie proste, Mitsui-san…
      - Mam to we krwi, mówię panu!
      - Kao, daj spokój - poprosiła Aya.
      - Ale to by było niesamowite! - rozmarzyła się Kao. W wyobraźni już widziała siebie w roli nieulękłej wojowniczki.
      - Ehm… Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? - zapytał zdezorientowany Kaien.
      - Ech, niech będzie. - Kaori łaskawie się zgodziła, jednak jej mina przypominała wyraz twarzy naburmuszonego dziecka.
      Dyrektor odetchnął z ulgą.
      - Hm, no dobrze… - zaczął.
      - Panie dyrektorze? - przerwała mu Aya.
      - Tak, Katayama-san?
      - Tak sobie myślę… Kao już o wszystkim wie. A skoro sekrety nie bardzo wychodzą na dobre… Chciałam pana spytać, czy… Chodzi o to, że… - wahała się. - Jest jeszcze jedna osoba, z którą chciałabym być szczera.
      - Och, rozumiem! Masz zapewne na myśli Umari-san, mam rację?
      Aya skinęła głową.
      - Cóż… Szczerze mówiąc, nie powinnaś jej o niczym mówić, gdyż obecność wampirów powinna pozostać sekretem. Z drugiej jednak strony, chcąc nie chcąc twoja przyjaciółka także została wplątana w tę całą historię. Myślę, że ma prawo wiedzieć, kto tak naprawdę ją wtedy nachodził… Ponadto wydaje mi się, iż Umari-san jest osobą godną zaufania.
      - Więc mogę jej wyjawić prawdę?
      - Tak. Masz na to moje pozwolenie. Jednak to jedyna osoba, obie o tym pamiętajcie. Nikomu więcej o niczym nie mówcie, zgoda?
      - Tak jest - rzekły obie.
      - Dobrze, ta sprawa załatwiona. Hm, co to ja chciałem…
      Nagle jednak ktoś wparował do mieszkania.
      - Dyrektorze! - zawołała Yūki.
      - Tutaj jestem! - odparł wesoło Kaien.
      - Och, powiedz coś Zero, bo znów się leni! - rzuciła pani prefekt na korytarzu.
      Po chwili córka dyrektora weszła do pokoju, ciągnąc za sobą Zero.
      Aya znieruchomiała.
      Kaori wypełniła złość.
      Kaien się zmieszał.
      Yūki, gdy tylko zobaczyła gości ojca, również się speszyła.
      Zero z kolei spojrzał tylko na Ayę z miną zbitego psa. A potem spuścił wzrok. Do licha, gdyby wiedział, że zastanie tu siostry Mitsui, w życiu nie dałby się tu zaciągnąć… Miał chyba przytępione zmysły, że ich nie wyczuł…
      Pani prefekt puściła rękę kolegi, którą dotychczas uparcie trzymała.
      - Przepraszam - pisnęła i wyszła.
     Kiryū stał przez chwilę nieruchomo. Na moment podniósł wzrok i znów popatrzył na Ayę. Ta również na niego spojrzała. Przez moment po prostu wpatrywali się w siebie, każde z cierpiętniczą miną.
      - Wybaczcie - wyszeptał, po czym pospiesznie czmychnął.
      Aya próbowała się uspokoić, ale jej to nie wychodziło. Serce waliło jak oszalałe. Nie zwracała uwagi na to, co działo się dookoła. Wsłuchała się w przyspieszone bicie serca i swój nierówny oddech. Czuła się niesamowicie zagubiona. Co to za uczucia? Czy ona się go… bała? Przecież jeszcze dobę temu był jej przyjacielem, sprzymierzeńcem, powiernikiem sekretów. Jak to się stało, że jeden błąd przekreślił coś tak ważnego? Ciężko było jej pogodzić się z rzeczywistością. Dziwnie było patrzeć na Zero i nie widzieć w nim kogoś bliskiego, lecz kogoś, w kim krył się potwór, który ją zaatakował. Momentami żałowała trochę, że nie potrafiła przejść po tym do porządku dziennego tak jak Yūki. Z drugiej strony, co w tym dziwnego? W przeciwieństwie do niej, Aya nienawidziła wampirów. No i jeszcze ta sprawa z jej rodzicami… Gdyby nie ojciec-krwiopijca, nadal miałaby mamę. Życie było tak cholernie niesprawiedliwe…
***
       Aya leżała nieruchomo, wciąż z zamkniętymi oczami, jak gdyby bała się je otworzyć i stawić czoła realnemu światu. Fakt, iż nie rozumiała samej siebie i własnych uczuć, wzbudzał w niej irytację. Co się z nią stało? Czy to stan przejściowy, który musiała pokonać po tym okropnym wydarzeniu sprzed dwóch dni, czy może nowa rzeczywistość, do której powinna jak najszybciej się przyzwyczaić?
       Zgoda, jeśli mowa o tym, że Kaori zna już prawdę o niej, była skłonna przyznać, że czuje się z tym dobrze. Nie znosiła kłamstwa, a całe dotychczasowe życie oszukiwała siostrę. Teraz wreszcie nie będzie takiej potrzeby. Obie mogły się wspierać bardziej niż kiedykolwiek.
       Ale Zero…
       Przegryzła wargi i powoli uniosła powieki. Jak co dzień, światło poranka nieco ją oślepiło. Zmrużyła oczy i cierpliwie zaczęła przyzwyczajać się do jasności.
       Nakazując sobie w duchu nie myśleć o byłym przyjacielu, wyszła spod kołdry i pospiesznie wsunęła stopy w papcie. Rozejrzała się dookoła, ale nie spostrzegła Kaori. Na biurku znalazła za to niewielką karteczkę ozdobioną obrazkiem Rilakkumy.
Aya!
Poszłam na lekcje. Nie chciałam Cię budzić.
Ty jeszcze odpoczywaj, zgoda?
Proszę, nie wałęsaj się nigdzie ani nic…
Buziaki i do zobaczenia na obiedzie! ^^
Kao
       Aya rzuciła okiem na zegarek, szacując jednocześnie, że zdąży jeszcze na kilka lekcji. Nie chciała siedzieć w pokoju i się zamartwiać. Postanowiła, że na spokojnie się przygotuje i dojdzie na zajęcia.

       Kaori siedziała wyprostowana jak struna. Kompletnie nie mogła się skupić. Dosłownie czuła na sobie spojrzenie młodszego z bliźniaków.
       Modliła się w duchu, by lekcja szybko dobiegła końca. Postanowiła, że prędko czmychnie z sali, zaszyje się gdzieś i poczeka na kolejne zajęcia. Albo dołączy prędko do Mio i Nio. Jeśli spotka się z koleżankami, nie będzie musiała się stresować tym, że ktoś do niej podejdzie z zamiarem rozpoczęcia rozmowy…
       Z drugiej strony, chciała jeszcze wygarnąć to i owo znienawidzonemu prefektowi. Z góry jednak wiedziała, że ta rozmowa dodatkowo ją tylko zirytuje - Zero siedział jak struty i w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie, zatopiony był we własnych myślach i ciągłych wyrzutach sumienia.
       Cholercia, zdenerwowała się Kao. Dlaczego Ichiru nie może mnie po prostu ignorować, tak jak robi to jego brat?
       Czuła się strasznie głupio za każdym razem, gdy przez przypadek na niego spojrzała. Zauważyła wreszcie, jak nierozsądne było pójście do niego w nocy. Nie to, że tego żałowała. Po prostu… No cóż. Środek nocy, a ona sama w męskim akademiku. A potem w pokoju z Ichiru, rozebranym do pasa.
       Spąsowiała, a tymczasem lekcja wreszcie się skończyła. Przez chwilę Kaori siedziała nieruchomo, próbując dojść do siebie. W końcu jednak zreflektowała się, poderwała nagle i wybiegła z sali.

       Aya po raz kolejny obmyła twarz zimną wodą. Miała nadzieję, że pomoże jej to w ocknięciu się. Nie mogła bowiem pozbyć się dręczących ją myśli. Bez przerwy zadawała sobie wiele pytań, na które w żaden sposób nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
       Dlaczego nie wiem, co o tym wszystkim myśleć? Czemu nie potrafię po prostu sobie odpuścić? Co się ze mną dzieje?
       Spojrzała w swoje odbicie w tafli lustra. A dokładniej - na plaster na szyi. Zdjęła go ostrożnie. Poczuła, jak przeszywa ją zimny dreszcz, gdy tylko przypomniała sobie okoliczności powstania ran.
       Chyba mogę to tak zostawić, stwierdziła, próbując wziąć się w garść.
       Westchnęła, po czym wzięła wszystkie zabrane ze sobą rzeczy i wróciła do pokoju, aby przebrać się w mundurek.
       Nagle zdała sobie sprawę z tego, że ktoś może zauważyć ranki na szyi. Wyjęła z szafy cieniutki golf bez rękawka i ubrała go naprędce. Na szczęście był tak lekki, że niemal go nie czuła. Dopiero na niego założyła białą bluzkę i marynarkę.
     Hm, nawet nie wygląda źle. W razie czego powiem, że boli mnie gardło. Dobra, idę.  Zdążę jeszcze na cztery lekcje, pomyślała, gdy była już całkiem gotowa.
       Chwyciła torbę z książkami i wyszła.

       Siedząc na tylnych schodach budynku szkolnego, Kaori stwierdziła, że zachowuje się jak dziecko. Chciałaby jeszcze powiedzieć nieco więcej temu idiocie, Zero, jednak ten wyglądał jak siedem nieszczęść. Z drugiej strony - co ją to obchodziło? A Ichiru? Nie wiedziała, co o nim myśleć. Wtedy, w nocy, było tak dziwnie… Jego zachowanie raczej nie pasowało do wczorajszego opisu Ayi.
       W sumie… Można by powiedzieć, że spoglądał dziś na mnie jeden z morderców własnej rodziny, zauważyła. Nie potrafiła spokojnie o tym myśleć. Jak można zrobić coś takiego?! Właściwie… Jakie uczucia nim wtedy zawładnęły? Wątpiła, by zdradził rodziców i brata dla zabawy. Jeśli rzeczywiście zrobił coś tak złego… Wierzę, że… Zaraz, niby w co wierzę? Czy takie zachowanie da się w ogóle usprawiedliwić? Czy nie powinnam przypadkiem znienawidzić go tak, jak jego brata? Czy nie powinnam unikać ich obu jak ognia?, pytała samą siebie. Nie. Nie potrafię myśleć o Ichiru jak o zdrajcy. Dla mnie jest kimś zupełnie innym. Dał mi… „początek”. Ale… czy to wystarczy?
       Nagle zobaczyła Zero. Stał kilkanaście metrów dalej, równie samotny i zagubiony jak ona.
       Ech, nie mam ochoty z tobą gadać, ale skoro już tu jesteś… Głupio nie skorzystać.
       Wstała i poczłapała w stronę prefekta. Chłopak nie zauważył jej, gdyż stał tyłem do niej, w dodatku zatopiony we własnych myślach.
       - Kiryū! - odezwała się Kaori.
       Zero odwrócił się i ze smutkiem spojrzał na dziewczynę.
       - Mitsui, mam wystarczająco duże wyrzuty sumienia. Nie musisz mówić nic więcej - rzekł ponuro.
       - Mam gdzieś te twoje wyrzuty sumienia - odparła niewzruszenie Kao. - Słuchaj. W tej sytuacji… Nie obchodzi mnie, co na twój temat mówi Aya. Nie obchodzi mnie to, że próbuje cię chronić. Nie obchodzi mnie to, rozumiesz?! Nie mam pojęcia, dlaczego ona cię nie nienawidzi. Ma do tego prawo jak nikt inny, prawda? A mimo tego… - zawahała się. - Masz ją zostawić w spokoju. Nie zbliżaj się do niej, jasne?! Nawet jeśli ona w końcu się przełamie… Nie rozmawiaj z nią. Po prostu… ją zostaw. Nie chcę, by przez ciebie cierpiała jeszcze bardziej, i bez ciebie ma wystarczająco przerąbane, rozumiesz?!
       - Rozumiem - powiedział cicho Zero. - Ale dla niej naprawdę najlepiej by było… jakby mnie szczerze nienawidziła.
       - Wiem… Ale obawiam się, że to niemożliwe. Coś ty jej zrobił, pranie mózgu?!
       - Postaram się nie wchodzić wam w drogę. Obiecuję - szepnął chłopak i zaczął się oddalać.
       Kaori patrzyła przez chwilę na jego znikającą sylwetkę. W końcu odwróciła się z zamiarem powrotu na schody. Przeszła jednak zaledwie kilka metrów, gdy zauważyła Ichiru. Stanęła. Serce zaczęło jej walić.

       Aya szła powoli, uważnie rozglądając się dookoła. Modliła się, by przypadkiem nie wpaść na Zero. Zdecydowanie nie była jeszcze psychicznie gotowa na rozmowę z nim. Pytanie, czy kiedykolwiek się to zmieni?
       Proszę, niech go tu nie będzie, zaklinała w duchu, marząc o tym, by stać się niewidzialną.
       - Aya!
       Gwałtownie uniosła spuszczoną dotychczas głowę.
       - Otsune! Dzień dobry - powiedziała, widząc swą rudowłosą przyjaciółkę.
       - Cześć. - Umari podeszła do koleżanki. - Nie było cię… Powiedz, czy coś się stało? - zapytała zmartwiona.
       Żadnych kłamstw, przykazała sobie Aya, przełykając ślinę. Serce załomotało, wiedząc, co się zbliża.
       Potaknęła szczerze.
       - Och - szepnęła Otsune. - Wiesz, byłam u ciebie wczoraj, ale cię nie zastałam. Twojej siostry również nie było.
       - Byłyśmy wtedy u dyrektora - wyznała cicho Aya. - Masz czas dzisiaj po południu? Chciałabym z tobą porozmawiać.
       - Oczywiście. - Umari uśmiechnęła się delikatnie.
       - W takim razie mogę po obiedzie do ciebie wpaść? U ciebie będzie większy spokój.
       Wiedziała, że nie da rady rozmawiać o tym wszystkim przy Kao. To było coś, co trzeba opowiedzieć jednej osobie naraz.
       - Dobrze. Jesteśmy umówione.

       - Siema. - Ichiru uśmiechnął się ponuro, widząc chwilę wcześniej, że Kaori Mitsui go zauważyła, a następnie poczęła się do niego zbliżać.
       - Byłeś tu cały czas? - zapytała cicho Kao, zamiast odpowiedzieć na powitanie.
       - Może - bąknął.
       Dziewczyna spuściła wzrok.
       - Heh, szczerze mówiąc, byłem przekonany, że po opowieści siostrzyczki staniesz po stronie mego kochanego braciszka - rzekł nieco oschle.
       - Żartujesz? To największy gnojek, jakiego znam - odburknęła.
       - Cały dzień mnie unikasz, więc byłem przekonany, że znów robię za „tego złego”.
       - Ehm… - zawahała się Kaori. - Nie bardzo wiedziałam, jak z tobą rozmawiać. Nadal nie wiem.
       - Bo…?
       - Bo…
       - Bo jestem „zdrajcą”, tak?
       Nie odpowiedziała.
       - Dobra, fajnie. Jednak jestem czarną owcą. Na razie - rzucił i się odwrócił.
       - Czekaj! - zawołała. - To nie do końca tak…
       - A jak? - spytał kolega.
       - No więc… Nie bardzo wiem, jak sobie poradzić z tą całą sytuacją - przyznała niepewnie. - Nie znam dokładnych okoliczności tego… hm, incydentu. I… Myślę, że zanim wydam na ciebie wyrok, dobrze by było poznać twoją wersję wydarzeń. Poza tym… skąd mam wiedzieć, że nie chcesz zacząć od początku? A jeśli już o początkach mowa… To ty sprawiłeś, że wreszcie wiem, co się dookoła mnie dzieje. Otworzyłeś mi wrota do nowego życia. Jestem ci za to wdzięczna. Więc jeśli chcesz zapomnieć o przeszłości albo ją wyjaśnić… Zrób to. A dla mnie będziesz po prostu „początkiem”. Nie „zdrajcą”. Nie „czarną owcą”. Nie „tym złym”. - Zamilkła na moment. - Wybacz, mówię trochę chaotycznie. Rozumiesz, co mam na myśli? - spytała, widząc skonsternowaną minę chłopaka.
       - Tak myślę… - odparł. - Okej. Dobrze. Porozmawiamy o tym, zgoda?
       Kaori pospiesznie skinęła głową.
       - Ale nie teraz. Przerwa się skończyła. Po południu, po obiedzie. A teraz chodź, bo już jesteśmy spóźnieni.
       Puścili się biegiem w stronę sali lekcyjnej.

       - Przepraszam za spóźnienie! - rzucili w tym samym momencie.
       Nauczyciel westchnął, przykładając palce jednej ręki do skroni.
       - I gdzie tu dyscyplina? - mruknął niezadowolony. Najwyraźniej nie miał jednak siły lub ochoty na prawienie morałów. - Bądźcie tak mili i zajmijcie swoje miejsca.
       - Tak jest… - powiedziała cicho Kao.
       Ichiru tylko się uśmiechnął i zajął miejsce obok przewodniczącego klasy.
       Kaori z początku nie ruszyła się, bowiem spojrzawszy na swoje miejsce, ujrzała, że tuż obok siedzi jej siostra we własnej osobie. Otrząsnęła się jednak i szybko usiadła.
       - Aya, co ty tu robisz? - szepnęła. Przecież zostawiła jej wiadomość z prośbą, by wypoczywała! Do licha ciężkiego, czy ona nie mogła trochę o siebie zadbać? Ledwie dwa dni temu pożywił się nią wampir!
       - Nie chciało mi się siedzieć w pokoju - odburknęła. - Co z nim robiłaś? - zapytała ni z tego, ni z owego, patrząc spode łba na Ichiru.
       - Rozmawiałam.
       - Czy ja wam w czymś przeszkadzam? - zawołał gniewnie profesor.
       - Przepraszamy! - odparły równocześnie.

       - Idę do Otsune - poinformowała siostrę Aya.
       - Zamierzasz wyjawić jej prawdę? - spytała Kaori.
       Aya skinęła głową.
       Obie właśnie kończyły obiad. Stołówka pełna była hałaśliwych uczniów, zupełnie nieświadomych tego, jak naprawdę wygląda świat.
       - Jesteś pewna? - zapytała po chwili Kao.
       - Chyba tak. To znaczy… To chyba najlepsze wyjście. Boję się tylko, że po tym wszystko się zmieni. Nie chcę stracić przyjaciółki - powiedziała cicho.
       - Spokojnie. Umari to nie taki typ osoby.
       - Ależ to byłoby zupełnie na miejscu, gdyby… chociażby zaczęła się mnie bać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, prawda?
       - Niby nie. Ale nie wierzę, by zrobiła coś takiego. Nie stresuj się tak - w końcu jesteście przyjaciółkami. A Umari to rozsądna dziewczyna. I na pewno doceni to, że chcesz być z nią szczera.
       Kaori naprawdę w to wierzyła. Uważała, że więzy przyjaźni są silniejsze od rasowych podziałów.
       - Mam nadzieję…

       - Pójdziemy do mnie? - zapytał znienacka Ichiru.
       - Co?! - przestraszyła się Kaori. Przypomniała sobie „tamtą” noc i poczuła, że policzki znów jej różowieją. - Niee… Odwiedzanie się w nie swoich dormitoriach jest zabronione - rzekła szybko.
       - Nagle zaczęło ci to przeszkadzać? - Chłopak zachichotał lekko, nie mogąc się przed tym powstrzymać.
       - Ee…
       - Spokojnie, nie musisz nic mówić. Po prostu zbiera się chyba na deszcz, a głupio będzie, jeśli zmokniemy, bo nie wyrobimy się, zanim lunie - powiedział wesoło. Kaori była mu wdzięczna za takie postawienie sprawy.
       - Aha. Hm, masz rację - rzekła niby to poważnym tonem, spoglądając na zachmurzone niebo. Faktycznie, zbierało się na niezłą ulewę.
       - Nie jest ci przypadkiem zimno?
       - Trochę. Ale to nic.
       - Ech, skoczmy się najpierw przebrać, okej? Spotkajmy się tu za pięć minut.
       - Och, dobra - zgodziła się Kao.
       Pobiegła do akademika, ciesząc się, że zyskała trochę na czasie, dzięki czemu być może zdąży się nieco ogarnąć. Oj, ten człowiek wywoływał w niej tyle sprzecznych emocji! Z jednej strony był dość tajemniczy i nieco ciężko było mu ufać (szczególnie wiedząc o tym, co wydarzyło się w jego przeszłości), z drugiej… ciągnęło ją do niego. Od samego początku. Nie bardzo wiedziała, dlaczego tak było. O ile Zero od pierwszego spotkania nie lubiła, o tyle Ichiru… Tu sprawa przedstawiała się inaczej. Okazała się dużo bardziej skomplikowana niż mogłaby przewidzieć.

       Aya i Otsune siedziały w milczeniu w pokoju tej drugiej. Aya już kilkukrotnie nabierała powietrza, by rozpocząć tę niezwykle dla niej ważną rozmowę, ale za każdym razem tchórzyła. Nie miała pojęcia, jak zacząć. „Wiesz, Otsune, jest taka sprawa. Wampiry istnieją i żyją pośród nas, ot, spójrz choćby na Nocną Klasę. Ach, a tak przy okazji - ja sama jestem hybrydą”? Wolne żarty…
       Aya wodziła wzrokiem po pokoju przyjaciółki, jak gdyby mając nadzieję, że natknie się na coś, co wybawiłoby ją z opresji. Nagle jej uwagę zwróciła opasła księga leżąca na szafce nocnej.
       - Co to za książka? - zapytała, zanim zdążyła się nad tym zastanowić.
       - Och! - Umari ożywiła się. - Za każdym razem zapominałam ci o niej powiedzieć! Dał mi ją jeden z tych… którzy mnie wtedy nachodzili.
       Aya otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
       Facet ze Związku dał jej ten tom?! Co to ma być?!
       To nie wyglądało dobrze. Nie dość więc, że o nią i o Kao rozpytywano, to jeszcze podrzucono Otsune jakąś podejrzaną książkę? Czego ci Łowcy od nich wszystkich chcieli?
       Przez myśl przeszło jej, że mogłaby poprosić Zero, by czegoś się dowiedział, ale zaraz przypomniała sobie, że przecież już nie są przyjaciółmi i sprzymierzeńcami. Posmutniała, ale odchrząknęła leciutko i zamrugała kilka razy powiekami, by przypadkiem głupio się nie rozpłakać. Jejku, ale się zrobiła sentymentalna… A może zawsze taka była? Sama nie wiedziała.
       - Mogę zobaczyć? - spytała, siląc się na zupełnie normalny ton.
       - Oczywiście - odparła Umari.
       Aya sięgnęła po księgę. Była starannie wykonana, brązową okładkę zrobiono albo ze skóry, albo z czegoś, co ją imitowało, zaś jej wnętrze zdobiły niezliczone misterne ilustracje. Jednak to, co najbardziej przykuło uwagę Ayi, to tytuł.
       „Ludzie i wampiry na przestrzeni dziejów Ziemi”.
       Z roztargnieniem zaczęła przeglądać książkę. W końcu ujrzała spis treści. Na samym początku znajdowało się „Wprowadzenie”. Potem pojawiały się tytuły typu „Początki wampirów”, „Powstanie Stowarzyszenia”, „Rada Starszych”, „Kim są czystokrwiści i czym się charakteryzują?”, „Rola wampirów we współczesnym świecie”, „Rola Związku wczoraj i dziś”… Ponadto każda z wampirzych klas opisana była w specjalnie przeznaczonych do tego rozdziałach. Aya jeszcze raz przejechała wzrokiem po spisie treści, tym razem wyraźnie szukając interesującego jej zagadnienia.
       Jest… „Dhampiry, czyli pół ludzie, pół wampiry”.
       - Czytasz ją? - zapytała cicho Aya, nie podnosząc wzroku znad woluminu.
       - Uhm.
       - Wierzysz w to, co jest tu napisane?
       - A powinnam?
       Aya zawahała się.
       - A co jeśli… te wszystkie rzeczy opisane tutaj… są prawdą?

       - Nie bardzo wiem, od czego zacząć - przyznał Ichiru.
       - Opowiedz trochę o sobie. O swoim dzieciństwie i takich tam…
       Robiło się coraz chłodniej, więc Kaori szczelniej opatuliła się lekką kurtką przeciwdeszczową. Cieszyła się, że kolega zaproponował przebranie się przed rozmową. Zamiast krótkiej spódniczki i kolanówek, miała teraz na sobie ciepłe skarpety i jeansy. Na górze zaś ulubiony T-shirt i kurtkę. Dla wygody na nogi założyła adidasy.
       - Zakładam, że wiesz już dokładnie, czym jest Związek Łowców, tak? - spytał.
       Przytaknęła.
       - Z kolei domyślam się, że nie słyszałaś o tak zwanych „przeklętych bliźniakach”, co?
       - Hm? Przeklętych?
       - Różnie się to nazywa, ale… W ten sposób lub podobnie nazywa się bliźniaki urodzone w rodzinie Łowców.
       - Dlaczego? - zapytała cicho, czując, że zaraz dowie się czegoś ważnego.
       - To jak… klątwa. Jeden z bliźniaków z rodziców Łowców już w łonie matki „pożera” tego drugiego. Pochłania energię życiową tego drugiego i zamienia ją w swoją własną. Zupełnie jak wampir…
       - Niemożliwe…
       - Ech, czy coś w ten deseń. Jeśli wierzyć opowieściom o tym całym „przeznaczeniu”, chyba powinienem był się w ogóle nie urodzić.
       - Nie mów tak… - Kaori miała ochotę się rozpłakać. To się w głowie nie mieściło! Co to za legenda? Bo chyba nie mogło to być prawdą, co? Takie rzeczy się nie zdarzały. Z drugiej strony, jeśli istnieją wampiry i dhampiry, to mogą chyba istnieć i przeklęte bliźnięta…
       - Wiesz… Jako dzieci naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Zero i ja. Uważaliśmy, że to pewnie dlatego, że jesteśmy bliźniakami. Wtedy… zawsze byliśmy blisko siebie. Nie chciałem go odstępować na krok.
       To podobnie jak ja z Ayą…
       - Jednak… wciąż targały mną pewne uczucia… Zadawałem sobie mnóstwo pytań, na które nie znałem odpowiedzi - kontynuował. Wyglądał, jakby myślami był już daleko stąd, w świecie swoich wspomnień. - Czasami pytałem brata, dlaczego urodziliśmy się oddzielnie. Mówiłem, że gdybym urodził się jako część jego, byłoby o wiele lepiej niż to, że urodziłem się jako taki bezużyteczny śmieć.
       - Dlaczego tak mówisz?! - zawołała Kaori. Tak nie można! Każda osoba przyszła na świat w jakimś celu. Każda była potrzebna i wyjątkowa. W to właśnie wierzyła.
       Ichiru spojrzał na nią bacznie.
       - Byłem słaby. Często chorowałem. Nie dorastałem mu do pięt. Zero zawsze był lepszy, silniejszy. Potrafił wszystko, w czym ja miałem braki. Obaj byliśmy szkoleni przez mistrza Yagariego na Łowców, ale każdy doskonale wiedział, że z tak słabym ciałem nie nadaję się na kogoś takiego. Od początku byłem na straconej pozycji. Nie miałem pojęcia, po co się w ogóle urodziłem. Za każdym razem, gdy mówiłem w ten sposób, wiedziałem… Doskonale wiedziałem, jaką miną Zero na to zareaguje. Ale tylko wtedy, gdy raniłem go swoimi słowami… Tylko w takich chwilach czułem się jak jego „druga połowa”. On też to wiedział. Znaliśmy się doskonale. Znałem jego myśli, a on moje.
       - Ale dlaczego… - odezwała się Kao. - Dlaczego teraz się nienawidzicie? Skoro byliście tak blisko… Dlaczego?
       - Któregoś dnia… Przypadkiem zauważyliśmy Shizukę-sama. Byliśmy wtedy na spacerze, jak zwykle razem. Ja zobaczyłem w niej jedynie piękną kobietę, ale Zero od razu wyczuł, że to wampirzyca. Jakiś czas później, pewnej zimowej nocy… Shizuka-sama zjawiła się przed naszym domem. Byłem wtedy na zewnątrz. Zero jeszcze przed rodzicami wyczuł pojawienie się wampira. Wybiegł przed dom… Potem, na oczach moich i rodziców, wbiła kły w jego szyję. Następnie zabiła rodziców. Wszędzie było tyle krwi… Zero kazał mi uciekać. Powiedział też, że jeśli Shizuka-sama „wyciągnie ku mnie łapę”, będę musiał ją zabić. Ciekaw jestem, czy Zero wiedział, o czym wtedy myślałem… Ciekaw jestem, czy wiedział, że wtedy… w moim sercu narodziła się ciemność.
       - O czym… ty mówisz? - zapytała. Drżała - i to bynajmniej nie z zimna. Przeszył ją wewnętrzny chłód. Nie wiedziała czemu, ale miała nadzieję, że Ichiru będzie się starał jakoś to wszystko wyprostować. Zamiast tego zaś…
       Dlaczego mi o tym wszystkim mówi?!
       - Nasi rodzice zabili wampira, którego Shizuka-sama kochała - mówił dalej beznamiętnym tonem, nie zwracając uwagi na osłupienie koleżanki. - Chociaż nie upadł do Poziomu E, znalazł się na liście. Nie zrobili niczego złego - to była ich praca. Ale kiedy Shizuka-sama dowiedziała się o tym, co się stało… Wiesz, poczułem się okropnie tego wieczoru. W dniu, w którym rodzice zabili ukochanego Shizuki-sama, matka przytulała nas tak ciepło jak zwykle.
       - Ale dlaczego… Dlaczego z nią poszedłeś?
       - Shizuka-sama już od samego początku traktowała mnie bardzo dobrze. Szanowała mnie. Wyleczyła też moje słabe i chorowite ciało. To dzięki niej jestem teraz tym, kim jestem. Nie bezużytecznym śmieciem, o które inni muszą się troszczyć. Jestem teraz silnym człowiekiem. Dała mi „nowego mnie”. Dała mi… „początek”.
       „Początek”… Wszystko się do niego sprowadza…
       - Mimo wszystko… I tak cię nie rozumiem - przyznała.
       - To nie tak, że cieszyłem się ze śmierci rodziców. Nie jestem aż takim potworem. Trudno mi to wyjaśnić…
       - Ale zostawiłeś brata w takim momencie… W tak ważnej i strasznej chwili… Gdzie się podziała ta braterska miłość, którą się darzyliście? - Głos jej zadrżał. Kiedy przychodziło do relacji w rodzeństwie, od razu myślała o Ayi. Nie wyobrażała sobie, by miały się nawzajem znienawidzić.
       - To prawda, że kochałem go najbardziej na świecie. Ale poza tym… Głęboko, głęboko w moim sercu… Zawsze go nienawidziłem. A tamten wieczór… Wtedy ta nienawiść, ta ciemność… Po raz pierwszy się wydostały.
       Zaczęło kropić.
       Kaori stała nieruchomo, nie mogąc wykrztusić słowa.
       - To by było chyba na tyle, co? - zapytał chłopak z fałszywym uśmiechem na twarzy. - Teraz już mnie nienawidzisz, co?
       - Czy ty ją kochałeś…? - zapytała szeptem.
       Ichiru otworzył szeroko lawendowe oczy.
       - Tak myślałam - rzekła cicho Kaori. - Nie zamierzam cię nienawidzić. Mówiłam już, że dla mnie jesteś „początkiem”, prawda?
       Chłopak stał jak sparaliżowany. Na jego twarzy malowało się bezgraniczne zdumienie.
       - Pójdę już - rzekła po prostu, niezdolna do kontynuowania tematu. Musiała sobie wszystko porządnie przemyśleć. Z jakiegoś powodu czuła też, że Ichiru nie powiedział jej wszystkiego. Ale kto wie, może kiedyś otworzy się jeszcze bardziej? Póki co i tak zrobili duży krok naprzód. - Aya może zacząć się martwić - dodała, jednocześnie zastanawiając się, czy ta zdążyła już wrócić z poważnej rozmowy z Umari.
       Powoli zaczęła iść w stronę swojego dormitorium.
       - Dziękuję - usłyszała.
       Szybko się odwróciła, ale nie ujrzała już kolegi. Przez chwilę miała wrażenie, że cała ta rozmowa z nim była tylko niewyraźnym złudzeniem.

       - Rzeczywiście, dość trudno w to wszystko uwierzyć - przyznała w pewnym momencie Otsune.
       Aya opowiedziała jej o wszystkim, o czym mogła powiedzieć. W dużej mierze po prostu powtórzyła to, co wyznała Kaori dzień wcześniej. Co za tydzień… Najpierw Zero ją gryzie, potem Kao dowiaduje się prawdy, teraz jeszcze Otsune… Jej życie zmieniało się w zawrotnym tempie.
       - Co teraz…? - zapytała cicho.
       - Hm? Co masz na myśli? - zdziwiła się Umari.
       - No… Nadal chcesz się ze mną przyjaźnić? - wydukała.
       - Aya! Jak możesz o to pytać? Oczywiście, że tak!
       Otsune podeszła do niej i serdecznie ją objęła. Fakt, była porządnie skołowana, ale… Jeśli miałaby być szczera sama ze sobą, to już od czasu nachodzenia jej przez tych mężczyzn, którzy okazali się Łowcami Wampirów, czuła, że coś jest nie tak. Że nie wie wszystkiego. Że coś się przed nią ukrywa.
       - Dlaczego obie jesteście dla mnie takie dobre? - spytała Aya. - Dlaczego ty i Kao wciąż mnie akceptujecie?
       - Bo jesteś wspaniałą osobą. - Umari uśmiechnęła się kojąco. - Kochaną siostrą i przyjaciółką. Co z tego, że się różnimy? Co z tego, że jesteśmy „innego gatunku”?
       - Dziękuję ci, Otsune! - Aya mocno przytuliła przyjaciółkę. Poczuła na policzku kilka łez ulgi. Mimo tego, że w życiu spotkało ją sporo przykrości, w jednym miała szczęście: trafiła na naprawdę cudowne osóbki.
       Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Śmiały się i żartowały, jakby nic się nie zmieniło. I to właśnie było piękne.
       - Powinnam się już zbierać - rzuciła w końcu Aya. - Kao pewnie na mnie czeka.
       - Masz rację.
       Aya już chciała wyjść, gdy o czymś sobie przypomniała. Zatrzymała się w pół kroku w drodze do drzwi.
       - Otsune?
       - Tak?
       - Mogę pożyczyć tę książkę? - zapytała, wskazując na tom pod tytułem „Ludzie i wampiry na przestrzeni dziejów Ziemi”.
       - Tak, oczywiście - mówiąc to, Otsune podała opasłą księgę swej przyjaciółce.
       - Dziękuję i dobranoc.
       - Dobranoc, Aya - pożegnała się Umari, odprowadzając najbliższą koleżankę subtelnym uśmiechem.







***
      Witajcie po kolejnej długiej przerwie, za którą przepraszam! Nie wiem już, co z nami jest, że tak ciężko zabrać się za pisanie. :( Jeszcze w roku akademickim można to zrzucić na brak czasu, ale w wakacje jednak czasami ma się sporo wolnego, a zamiast pisać, czyta się książki albo ogląda seriale… Smuteczek.
      Parę dni temu nasz jedenastoletni brat zaczął czytać tę wersję VK i to mnie jakoś popchnęło do tego, by jednak do tego zerknąć. To takie… niesamowite, że ten maluch (swego rodzaju pierwowzór Dei-chana!) dorósł na tyle, by to przeczytać. Póki co mu się podoba. :D A już wcześniej zażyczył sobie swojej postaci w VN, hah. Chyba nie będziemy miały wyboru, trzeba będzie go wkręcić choć na chwilę. :D
      Następne rozdziały VK i VN w trakcie ogarniania, przy czym to VN tyczy się już całych wieków. Nie no, póki nie odkryję, jaki tam w ogóle mamy czas, to chyba nigdy do tego nie siądę. ;(
      No nic, bywajcie, miłych wakacji, a przynajmniej tego, co z nich jeszcze zostało!

4 komentarze:

  1. Przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam (rano) i obiecałam, że napiszę komentarz, ale ten dzień był dość męczący... Więc tylko się odmeldowuję ;) Ja czekam zwłaszcza na VN!
    Zazdroszczę brata! Mój nawet komiksów ze Spidermenem czytać nie chce :(
    Pozdro!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czekam na VN, szkoda, że się samo nie napisze. xD
      Dzięki za odwiedziny! :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ach wspomnienia wspomnienia! Miło jest wrócić do starych dziejów xD W ogóle miło że coś piszecie! <3 Wiesz VK, VN nigdy za dużo xD
    Powiem tak wena to kapryśna pannica zwłaszcza w twoim przypadku ale liczę że wreszcie cię jednak nawiedzi ;P
    Jeeeejku mały już czyta VK a to niespodzianka! Ciekawa jestem jak mu się podoba xD Hahahaha chyba nie macie wyjścia tylko musicie napisać wreszcie dalszą część VN xD Czekam na postać braciszka xD
    Trzymam za was kciuki byście wreszcie ruszyły i ogarnęły VN!

    Suzu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, Miki mnie zainspirował. xD
      O tak, w moim przypadku wena jest baaaardzo kapryśna. x_x
      Póki co młody jest zadowolony. xD
      Wypatruj Mitsuru Nowakiego, młodego Łowcę! xD

      Usuń