poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom IV, rozdział XX - "Sprawy się komplikują"


       - Wychodzę - rzuciła obojętnym tonem Aya.
       - Dokąd? - zapytała ciekawska Kao.
       - Ano… - zawahała się. - Na spacer.
       - Idę z tobą!
       - Nie…
       Kaori całkowicie zignorowała starszą siostrę. Narzuciła na siebie bluzę i podreptała za Ayą. Ta tylko westchnęła.
       Świetnie. Chciałam zobaczyć, co z Zero, ale nie mogę, kiedy Kao siedzi mi na ogonie. Jejku, czuję się okropnie - zostawiłam go tam na pastwę Shizuki. I dotarło to do mnie dopiero dzisiaj rano! Nie wiem, co się wczoraj ze mną działo. Za dużo tego wszystkiego…
       Kaori również zatopiła się w myślach. Muszę uważać na nēsan. Po tym, co wydarzyło się wczoraj w nocy… Na dodatek ona zdaje się nic z tego nie pamiętać! Cóż, nie zamierzam jej przypominać o tym, że prawie się udusiła.
       Dziewczyny przechadzały się bez celu po terenie Akademii. Kao czujnie obserwowała towarzyszkę, co bynajmniej nie uszło uwadze starszej.
       - Stało się coś? - spytała wreszcie.
       - Nie, czemu? - Blondynka udała zdziwienie.
       - Wciąż się na mnie gapisz.
       - Wcale nie.
       - Jasne…
       Postanowiły nie drążyć tego tematu. Szły w milczeniu. Nikogo nie spotkały, wszyscy odsypiali potańcówkę.
       Nagle jednak Kao zauważyła jakąś sylwetkę zmierzającą w kierunku wyjścia z Akademii. Stanęła i zagapiła się. Aya skorzystała z okazji i zaszyła się w lesie. Piętnastolatka zaś zapomniała całkiem o siostrze i z przejęciem zaczęła iść w stronę tajemniczej osoby. Ta jednak znikała już powoli za bramą. Nastolatka zdążyła jednak spostrzec, że człowiek ten to nikt inny jak Ichiru. Zarumieniła się nieświadomie. Po chwili zorientowała się, jak mocno bije jej serce.
       Dziewczyno, co z tobą?!

       Aya pokrążyła chwilę po lesie, a potem puściła się biegiem do akademika chłopców. Udała się do pokoju Zero, ale chłopaka jak zwykle nie było.
       Tego się spodziewałam. Jakby na to nie spojrzeć, chyba nigdy w życiu nie zastałam go w pokoju… Rany.
       Pospiesznie opuściła dormitorium. Obawiała się spotkania z jakimś chłopakiem, ale całe szczęście wyglądało na to, że wszyscy jeszcze spali.
       Dziewczyna postanowiła zajrzeć do prywatnego mieszkania dyrektora. Z tego, co wiedziała, Yuuki i Zero dość często w nim przebywali.
       Dotarła tam dość szybko. Nieśmiało zapukała.
       - O, Katayama-san! Wejdź, wejdź! - zawołał wesoło dyrektor.
       Aya zastanawiała się, czy Kaien Kurosu zawsze będzie nazywał ją nazwiskiem matki.
       - Ano… - zawahała się brunetka. - Czy jest tu może Zero?
       - Och, tak, oczywiście, że jest!
       - Mogłabym się z nim zobaczyć?
       - Hm, chyba tak. Pewnie się wkurzy, ale ma tak zawsze, więc nie ma się co przejmować - odparł, wyszczerzając przy tym zęby.
       - Taak…
       Mężczyzna zaprowadził uczennicę do jednego z pokoi gościnnych.
       - To tutaj - oświadczył.
       - Dziękuję.
       - Powodzenia.
       - Hę? - zdziwiła się, ale Kaiena już nie było.
       Dziewczyna cicho zapukała. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Nie usłyszała żadnych okrzyków protestu, więc powoli weszła.
       Zero siedział pod ścianą. Okna były zasłonięte, więc w pokoju panował półmrok.
       - Mogę? - zapytała.
       - Jak chcesz.
       Brunetka zamknęła drzwi i podeszła do kolegi. Usiadła naprzeciw niego.
       - Przepraszam, że wtedy tak wybiegłam.
       - Nie masz za co przepraszać, baka - odrzekł z ponurym uśmiechem. - To zrozumiałe, że martwiłaś się o siostrę.
       - Tak, ale okazało się, że nic jej nie jest. Choć rozmawiała z twoim bratem - rzekła cicho.
       - Szedł po prawdziwe ciało Shizuki - oświadczył Kiryuu.
       - Co?
       Chłopak opowiedział o wszystkim, co się zdarzyło. O tym, jak Yuuki chciała oddać Hiou swoją krew, by ta w zamian uratowała go od upadku do Poziomu E. O tym, że Shizuka powróciła do swojego ciała. O walce z nią i Ichiru. I o tym, że koniec końców prawdopodobnie to kto inny, a nie on sam, zabił groźną wampirzycę.
       - Jak myślisz, kto to mógł być? - spytała cicho.
       - Nie sądzę, by ktoś poza Kuranem miał możliwość zabicia czystokrwistej - odparł. - Ale nie wiem, dlaczego miałby to zrobić.
       Zamilkli na chwilę. Po kilku minutach Aya uderzyła się w czoło.
       - Jaka ja głupia! Pokaż te rany, przecież mogę je wyleczyć! - rzekła, mając na myśli obrażenia wywołane Krwawą Różą oraz kataną.
       - Nie wiem, czy chcę.
       - Co? - zdziwiła się dziewczyna.
       - To nic nie zmieni.
       - Jak to? Nie będziesz musiał tak cierpieć.
       - Najgorszy ból to nie ten fizyczny.
       - Rozumiem. Ale i tak cię wyleczę. Chociaż na coś się przydam.
       Zero w końcu się zgodził.
       - Potrzebuję wody… - Rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła żadnej szklanki czy czegoś podobnego. Za to jak na zawołanie woda sama wydostała się z jej dłoni.
       - Jak…? - szepnęła zdziwiona.
       - Hę? To znowu jakaś nowa umiejętność, o której nic nie wiem?
       - Ba, nawet ja nie wiedziałam.
       Przez chwilę po prostu patrzyła na wodną kulkę. Potem w jej głowie zaczęły pojawiać się obrazy jej samej, uwięzionej w łazience, która w szalonym tempie napełniała się wodą. Przypomniała sobie to, jak „tonęła” i fakt, że to Kao przywróciła ją do świadomości.
       - Ups - wyrwało jej się.
       - Jakie znowu „ups”?
       Dziewczyna opowiedziała koledze o wszystkim.
       - Ups - przyznał.
       - Jejku, to dlatego Kao-chan tak dziwnie się dziś zachowywała! Shimatta! Co ja jej teraz powiem?
       - Nic. Możesz udawać, że w dalszym ciągu niczego nie pamiętasz.
       Aya westchnęła. Nie uważała tego za dobry pomysł, ale to chyba i tak było najrozsądniejsze wyjście.
       - Rozmawiałeś już z Yuuki? - spytała.
       - Niee…
       Kolejna chwila milczenia.
       - Hej, właściwie to dlaczego sobie samej nie uzdrowiłaś tych zadrapań? - spytał.
       - Hm, właściwie to o nich zapomniałam - przyznała, przypominając sobie o szramie na policzku i dziurce w szyi zrobionych przez Shizukę. - Ale i tak nie powinnam z tym nic robić. Kao je przecież widziała, a nie mogłyby sobie ot tak zniknąć. Niedługo same się zagoją.
       - Uhm.
       - Zero?
       - No?
       - Dziękuję.
       - Za co?
       - Za to, że się tak powstrzymujesz. A wczoraj już przeszedłeś samego siebie, nie wiem, jakim cudem wytrzymałeś…
       - Mamy umowę.
       - Wiem, ale to wymaga od ciebie wielkiego poświęcenia i walki z bólem.
       - Nie mówmy już o tym.
       Siedzieli jeszcze chwilę, ale potem nastolatka postanowiła wracać. Pożegnali się i Aya wyszła z pokoju.
       - Katayama-san - rzekł dyrektor, który nagle pojawił się na korytarzu.
       - Słucham?
       - Myślę, że powinnaś pójść przed bramę wejściową. Natychmiast.
       - Hę? Dlaczego?
       - Och, zobaczysz. Powiedzmy, że zabawisz się dzisiaj w prefekta.
       - Słucham? - Aya nic już nie rozumiała. Patrzyła ze zdziwieniem na uśmiechniętego od ucha do ucha dyrektora. Ten zaś tylko pomachał jej na pożegnanie i odszedł. Dziewczyna jeszcze przez chwilę stała nieruchomo, po czym powlokła się niechętnie w miejsce wskazane przez Kaiena Kurosu.

       Przed główną bramą stała samotna postać. Rozglądała się ciekawie dookoła. Ubrana była w zwykłe ubrania. Rude włosy opadały na sympatycznie wyglądającą jasną twarz. Aya stanęła jak wryta.
       - Otsune?!
       - Aya! - Koleżanka zauważyła wreszcie brunetkę. Zostawiła walizkę i podbiegła do zdezorientowanej przyjaciółki. - Jak to cudownie znów cię widzieć!
       - Och, ciebie też!
       Dziewczyny przytuliły się. Chwilę trwały w uścisku, nie mogąc się sobą nacieszyć. Wreszcie Aya spojrzała bacznie w zielone oczy starej koleżanki.
       - Ale właściwie… Co ty tutaj robisz? - zapytała.
       - Nikt ci nic nie powiedział? Dziwne - stwierdziła. - Cóż, prawda jest taka, że twoja mama pewnego razu zadzwoniła do mojej. Długo rozmawiały, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Następnego ranka moja mama ni z tego, ni z owego wyznała, że twoja matka zaproponowała, bym przeniosła się do Akademii Kurosu. Zdziwiłam się, ale z radością zgodziłam, bo pamiętałam, że to w tej szkole się teraz uczysz. - Uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
       - Co ty mówisz, oczywiście, że nie! Tak bardzo się cieszę!
       Koleżanki znów się uścisnęły.
       - Ale czy twoja lub moja mama mówiła, skąd się wzięła ta nagła propozycja?
       - Hm, nie. Nie przypominam sobie. Wszystko działo się tak szybko! - przyznała. - Ale wiesz… Muszę ci powiedzieć o kilku dziwnych rzeczach, które miały miejsce po tym, jak wyjechałaś - rzekła szeptem.
       Ayi mocniej zabiło serce. Zaczęła się denerwować. Pierwsza radość jakoś zniknęła, pozostał natomiast niepokój. I wyrzuty sumienia.
       Jestem okropna. Jak się nad tym zastanowić, od mojego przyjazdu tutaj ani razu nie pomyślałam o Otsune, a to przecież taka wspaniała dziewczyna i koleżanka! Zasmuciła się i na chwilę odwróciła wzrok. A teraz została tu przeniesiona. Boję się, że coś się stało. Że to przeze mnie zdarzyło się coś dziwnego…
       - Aya? Coś się stało? - spytała cicho Umari.
       - Nie, nie. Musisz mi o wszystkim opowiedzieć. Ale najpierw trzeba będzie oprowadzić cię po terenie Akademii!

       Dziewczyny rozpoczęły zwiedzanie. Wcześniej jednak dołączyła do nich Yuuki, która jako pani prefekt przywitała Otsune i pokazała jej pokój. Znajdował się kilka pomieszczeń od pokoju Ayi i Kaori.
       Brunetka pokazała Umari wszystko, co było trzeba. Potem dziewczęta nieświadomie zaczęły rozmawiać o rozmaitych błahostkach.
       Natknęły się raz na Kaori, która wyglądała jakby na lekko nieobecną czy podekscytowaną. Blondynka zdziwiła się widokiem Otsune, ale przywitała się i odbyła z nią krótką rozmowę.
       Następnie Aya i Otsune powędrowały do pokoju tej drugiej. Umari zaczęła się rozpakowywać, brunetka zaś jej w tym pomagała.
       - Och, zapomniałabym - rzekła rudowłosa, wyjmując coś z torby. - Twoja mama prosiła przed moim wyjazdem, bym wam to przekazała.
       Podała Ayi dwie paczuszki - jedną zaadresowana do niej, drugą do siostry.
       - Arigatō, Otsune - powiedziała z wdzięcznością brunetka.
       Umari tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi.
       Dziewczęta cierpliwie robiły porządki w rzeczach zielonookiej. W końcu skończyły.
       - Uff! Dziękuję za pomoc! Samej zajęłoby mi to chyba całe wieki! - sapnęła Otsune.
       - Bez przesady! - zaśmiała się Aya. - Ale nie ma za co - rzekła. - A właśnie… Opowiedz, co tam w „starym świecie”.
       - Och, no tak. Wiesz, w klasie przez spory czas trwało coś w rodzaju żałoby po twojej siostrze. Wszyscy wciąż o niej gadali, ale w końcu dali sobie spokój. Znaleźli sobie teraz inną gwiazdeczkę. Bez sensu.
       Pokręciła głową z dezaprobatą.
       - Ale właściwie nie o tym chciałam powiedzieć - wyznała. - Widzisz… Kilka dni po twoich przenosinach do szkoły zaczęli przychodzić jacyś ludzie. Wypytywali o ciebie i twoją siostrę. Nikt jednak nic nie wiedział. Ale potem… Przyszli do mojego domu. Chcieli wiedzieć różne rzeczy, pytali o to, jaka jesteś, o twoją rodzinę… I przede wszystkim koniecznie chcieli wydobyć informację o tym, do jakiej szkoły się przeniosłaś. Oczywiście nic im nie powiedziałam. Potem na długi czas dali sobie spokój. Ale ostatnio znów zaczęli się pojawiać. Nie wiem, czy to byli ci sami, czy nie… Ale… przychodzili do mnie często, wciąż próbując wydobyć informacje na twój temat. Wiesz, zaczęłam się już trochę bać. Dlatego dodatkowo ucieszyła mnie myśl o zmienieniu szkoły!
       Aya myślała intensywnie. Co to ma znaczyć?! Jacyś nieznajomi ludzie zaczęli nachodzić Otsune tylko po to, by się czegoś o mnie dowiedzieć?! Jakim prawem to robili?! Dobrze, że Otsune się przeniosła. Tu będzie bezpieczniejsza, mogę ją mieć na oku. A żadne podejrzane szumowiny się tu nie pojawią.
       - Przepraszam - powiedziała.
       - Za co? - zdziwiła się Umari.
       - Za to, że przeze mnie tyle się nas nastresowałaś i w ogóle…
       - Och, to nic. Ale powiedz - czy wiesz, czego oni mogą od ciebie chcieć?
       - Nie mam pojęcia, Otsune. Nie wiem nawet, kim mogłyby być te osoby.
       Jedno jest pewne - muszą wiedzieć o tym, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Bo inaczej niby po co ktokolwiek miałby chcieć mnie znaleźć? Shimatta… Sprawy chyba się komplikują.
       Postanowiły już o tym nie mówić. Zmieniły temat na zupełnie beztroski i niezobowiązujący.

       - Psst! Kao-chan! - Kaori usłyszała jakiś szept. Rozejrzała się i ze zdziwieniem spostrzegła Hanabusę kryjącego się między drzewami.
       - Aidou-senpai! Co ty tutaj robisz? - spytała ze zdziwieniem.
       - Och, po prostu chodź - powiedział z kuszącym uśmiechem.
       Blondynka szybko podeszła do przystojniaka.
       - Miło cię widzieć! Jak tam wczorajsze sprawy dla Kurana-senpai?
       - Eee… Szkoda gadać. Sprawy się pokomplikowały i w rezultacie jestem w naprawdę kiepskim nastroju. Dlatego wpadłem na świetny pomysł. Chyba zgodzisz się, że nam obojgu potrzebna jest odskocznia, co?
       - O tak, zdecydowanie. Ja też miałam ciężką i… ano… dziwną noc - stwierdziła.
       - Więc zarezerwuj sobie dzisiejszą na zmianę nastroju, zgoda? - spytał zawadiacko.
       - Z przyjemnością! - odrzekła oblana rumieńcem.
       - Doskonale. W takim razie przyjdę po ciebie pół godziny przed północą.
       - Hai.
       - Tylko ciepło się ubierz! - Puścił do dziewczyny oko.
       - Na pewno! - zaśmiała się.
       - W takim razie… mata ne!
       - Hai!






***
   No, następne trzy rozdziały to RDPNy. xD Zobaczymy, czy zdadzą egzamin. ;)
   Dziękujemy Pyzie i Sumiko za komentarze pod wczorajszym rozdziałem. I witamy z powrotem Miharu. ;*
   Tak dla wiadomości tych, którzy tu nie zajrzeli wczoraj- nie przegapcie poprzedniego rozdziału, bo (mimo iż to dodatek) jest on bardzo ważny i będzie miał znaczny wpływ na dalszą część opowiadania. ;)
   Dobra, od jutra wszystko powinno się już odbywać "po staremu". ;)
   Mata ashita!
[wpis z dnia 29.12.09]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz