poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom IX, rozdział XLIV - "Ustami Kaori"


       Aya obudziła się gwałtownie. Poczuła łzy spływające jej po twarzy. Oddychała ciężko, nie mogąc się uspokoić. Drżała.
       Noc wydawała się być ciemniejsza niż zazwyczaj. Na niebie nie było ani śladu księżyca czy gwiazd.
       Mam dość tych snów! Wtedy tamten koszmar, a teraz coś takiego… Mamo! Mamusiu…
       Zwinęła się w kłębek. Chciała wyrzucić z umysłu obrazy, które ujrzała podczas swego snu. Ledwie jednak zamykała oczy, od razu się pojawiały.

       Na początku była w lesie. Nie w tym przy Akademii, nie w tych, które znajdowały się w pobliżu domów, w których niegdyś mieszkała. Tamte od razu by rozpoznała. Nie, ten był inny. Niezwykle piękny, ale tym samym dziwnie przerażający. Przez chwilę stała. W końcu jednak stwierdziła, że nie ma to większego sensu. Zaczęła iść. Kluczyła między drzewami, aż nagle kilka metrów przed sobą ujrzała dwie znajome postaci. Jedną z nich była ona sama, drugą zaś Zero. „Druga Aya” ubrana była w zwiewną, białą sukienkę. Chłopak z kolei ubrany był na czarno.
       Aya zdziwiła się. Zazwyczaj podczas snów była albo sobą - zwykłą, materialną osobą - albo czymś w rodzaju ducha, całkowicie niematerialnego, który z boku przyglądał się jakimś wydarzeniom. Tym jednak razem zdawała się być jednym i drugim naraz.
       Przerwała swoje rozmyślania i ponownie spojrzała na przyjaciół. Rozmawiali. Aya nie słyszała ich słów. Widziała za to ich twarze, które bynajmniej nie wyglądały na szczęśliwe.
       Zero, którego oczy przybrały krwistoczerwoną barwę, powoli zbliżył się do „drugiej Ayi”. Ta z początku odruchowo się cofnęła, potem jednak jakby oprzytomniała i stanęła nieruchomo. Drżała. Zacisnęła mocno powieki. Chłopak z kolei objął ją delikatnie i zanurzył kły w jej szyi.
       Aya też poczuła ból. Złapała się za szyję i ze zdziwieniem poczuła na niej lepką krew. Nie czuła jednak jej zapachu. Właściwie dopiero w tej chwili uprzytomniła sobie, że nie słyszała nie tylko rozmowy tamtej dwójki, ale również żadnego innego dźwięku. Świat tonął w ciszy i był zupełnie bezwonny. Jakby pozostał tylko wzrok i odczuwanie tego strasznego bólu…
       Odsunęła brudną dłoń od szyi i spojrzała na nią. Krew zdawała się być zupełnie prawdziwa. Gdyby tylko nie to, że nie pachniała.
       Znów spojrzała w stronę drugiej siebie i Kiryuu. Trwali wciąż w tej samej pozycji. Jedyną różnicą było to, że obydwoje byli umazani krwią. Jedna ze strużek spływała po bladej skórze dziewczyny i dotarła do białej sukienki, zabarwiając ją tym samym na czerwono.
       Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Może kilka sekund, a może całą wieczność… Co za różnica?
       Nagle jednak coś się zmieniło. Aya spostrzegła, że z dwoma postaciami zaczyna się coś dziać. „Druga ona” zmieniła się - stała się odrobinę mniej blada, czarne włosy nie były już proste jak druty. Rysy twarzy i sylwetka się odmieniły.
       Mama!
       Również Zero się zmienił. Stał się nieco wyższy, odrobinę mocniej zbudowany… Tak się przynajmniej Ayi wydawało - przede wszystkim, jego postać zdawała się rozmyta. Jakby był to tylko duch albo raczej… cień człowieka.
       Dziewczyna zadrżała.
       To… To mój ojciec, zauważyła zszokowana.
       Nie mogło być inaczej. Była przekonana, że młodą kobietą jest jej matka - a skoro tak, mężczyzną tym nie mógł być nikt inny jak tylko czystokrwisty wampir, który zniszczył jej życie.
       Przez jakiś czas Aya stała oszołomiona. Wpatrywała się w parę, nie mogąc napatrzeć się na mamę, a także próbując uchwycić jak najwięcej szczegółów dotyczących wyglądu ojca. To było jednak trudne, bo zdawał się coraz bardziej rozmywać.
       Nagle Maaya również zaczęła jakby znikać. Aya z przerażeniem rzuciła się przed siebie - pragnęła odepchnąć znienawidzonego mężczyznę i objąć matkę, chociaż ten jeden, jedyny raz. Nie było jej to jednak dane. Ojciec całkiem już zniknął, mama z kolei zmieniła się w złocisto-srebrny pył, który natychmiast został porwany przez wiatr.
       - MAMO! - wrzasnęła Aya, z desperacją próbując sięgnąć błyszczącej się materii.
  
       Wtedy właśnie się obudziła.
       Teraz z kolei otworzyła oczy. Pamiętała każdy szczegół snu. Wstała i podeszła do biurka. Nie chciała już tej nocy zmrużyć oka. Pragnęła po raz kolejny ujrzeć mamę, jednak wiedziała, że fakt, iż nie może jej dotknąć, a ta jej nawet nie widzi, sprawiał, że tylko bardziej cierpiała. Poza tym, nie miała wcale pewności, że gdy zaśnie, przyśni jej się to samo.
***
       - Nie wyspałaś się? - spytała Kaori. Ubierała właśnie białą bluzkę.
       - Nie bardzo - mruknęła Aya.
       Od dłuższego czasu była już gotowa do szkoły. Właściwie jeszcze przed obudzeniem się Kao.
       - Czemu? - zaciekawiła się blondynka.
       - Ech, nieważne. Pójdę przodem - rzuciła Aya, po czym wyszła.
       - Yare, yare… - szepnęła do siebie Kaori.
     Nałożyła jeszcze marynarkę. Nie zapięła jej. Już chciała ruszyć ku drzwiom, gdy uprzytomniła sobie, że czegoś zapomniała. Podeszła więc do biurka. Przez pomyłkę otworzyła szufladę Ayi - chciała ją natychmiast zamknąć, jej wzrok przykuły jednak rysunki siostry, których jeszcze nie widziała.
       Większość z nich przedstawiało zielonooką brunetkę.
       Jej matka… Maaya Katayama.
       Rysunki okazały się naprawdę piękne. Z twarzy postaci można było wyczytać niemal wszystko.
       Kaori oglądała je z zaciekawieniem. Portretów Maayi było zdecydowanie najwięcej. Oprócz nich blondynka znalazła również kilka podobizn siebie samej. Uśmiechnęła się.
       Rysunek, który ukryty został na samym dnie, przedstawiał zamazaną postać jakiegoś chłopaka.
       Zero? Nie… Ma inną sylwetkę…
       Zdziwiła się. Nie miała pojęcia, kto to może być. Żałowała, że był to tylko szkic - gdyby obrazek był kolorowy, prawdopodobnym było, że domyśliłaby się, kogo on przedstawia.
       Ocknęła się nagle i spojrzała na zegarek.
       - Spóźnię się! - wykrzyknęła na głos.
       Pospiesznie wrzuciła rysunki do szuflady Ayi, ze swojej z kolei wyjęła to, co było jej potrzebne. Potem szybko wybiegła z akademika.
***
       Kaori chodziła sobie dookoła szkoły, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć. Nagle usłyszała głos za swoimi placami.
       - Kaori-san!
       Odwróciła się szybko.
       - Cześć, Mio-san, Nio-san - odparła.
       Koleżanki szybko do niej podbiegły.
       - Co tu robisz? - spytała zainteresowana Mio.
       - Eeto… Wyszłam na spacer, żeby się… dotlenić? - odpowiedziała z uśmiechem.
       - Jakoś ci nie wierzę - rzuciła Nio.
       - A to niby czemu? - Kaori była lekko zdziwiona. - Dziwniejsze jest to, co wy tu robicie. Nigdy nie chodzicie się przewietrzyć.
       - Kao-san, zobacz na zegarek. Zaraz odbędzie się wymiana klas.
       - A ty jesteś na dobrej drodze - dodała Mio. - Czyżbyś planowała tam iść i nic nam nie powiedziałaś?
       - Nie miałam takich zamiarów. Naprawdę.
       - Ale skoro tu jesteś, to może przejdź się z nami? - poprosiła uśmiechnięta Nio.
       - No nie wiem… Nie kręci mnie już to.
       - Mówiłaś, że przyjaźnisz się z Idolem-senpai!
       - O przyjaciół trzeba dbać!
       - Przecież będzie mu smutno, że tak długo się nie widzicie.
       - No właśnie!
       - Dobra, dobra! - przerwała im Kao. Czuję się tak, jakby gadało do mnie co najmniej pięć dziewczyn… - Pójdę z wami. Raz nie zawsze, co nie? - Puściła oko.
       - Dzięki, Kaori-san! - krzyknęły i biorąc Kao pod ręce, udały się na wymianę grup.
       Przy wrotach panował ogromny tłok. Kaori prawie zapomniała, jak to jest. Zdawało jej się jednak, że tego dnia było wyjątkowo wiele dziewcząt.
       - To pewnie dlatego, że jest środa - oznajmiła Nio, patrząc na minę Kao.
       - Wszystkie dziewczyny chcą się odstresować szczególnie w środku tygodnia.
       - Hm. W sumie racja.
       - Chodźmy się trochę popchać. Bo nic nie zobaczymy - oświadczyła Mio, ciągnąc za sobą koleżanki.
       Jak zawsze jakimś cudem udało im się wepchnąć na początek w momencie, w którym uczniowie Nocnej Klasy się zjawili. Yuuki była jakaś nieobecna, prawie nie pilnowała fanów.
       - Niemożliwe! - próbowała się przekrzyczeć przez tłum Nio. - Samym nigdy nam się nie udawało dostać tak blisko!
       - Kaori-san! Musisz z nami chodzić częściej!
       - Uhm, uhm… - rzuciła, nie słuchając koleżanek. Serce znowu zaczęło jej walić. Poczuła, że robi jej się gorąco. Gdy tylko Aidou ją zauważył, wiedziała, że wciąż coś do niego czuje. Chłopak uśmiechnął się i witał ze wszystkimi dziewczynami. Następnie podszedł do piętnastolatki i próbując przekrzyczeć wrzeszczące fanki, odezwał się do niej.
       - Kao-chan! Dziś o dziesiątej za szkołą? - spytał radośnie. Fanki wydały okrzyk oburzenia, mimo iż nie słyszały, co mówił.
       Kaori tylko skinęła głową. Kiedy Aidou odszedł, Mio i Nio, które jako jedyne słyszały, co powiedział chłopak, zasypały ją gradem pytań.
***
       Kaori wyszła z łazienki i skierowała się do swojego pokoju. Z jej długich, pokręconych włosów kapała woda. W pokoju nikogo nie zastała.
       A no tak… Aya zapewne poszła spotkać się z Zero. Na lekcjach był jakiś nieobecny. A zresztą, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się do siebie. Pierwszą prawdziwą lekcję walki mam za sobą. Nie spodziewałam się, że tak dobrze mi pójdzie. Bo chyba musiało, skoro Kiryuu-kun mnie pochwalił. Ech… Gdy trzymam katanę, czuję, że mama jest blisko mnie. Dziwne, skoro wcześniej nawet nie wiedziałam, że jest Łowczynią.
       Sięgnęła po suszarkę i wysuszyła włosy. Zajęło jej to kilkanaście minut. Następnie przebrała się w szare, obcisłe rurki i żółtą bluzkę z krótkim rękawkiem. Na to nałożyła wiosenną kurtkę i wyszła z akademika. Zdążyła jeszcze usłyszeć zegar, który wybijał dziesiątą.

       - Yuuki nie ma? - zapytała Aya, nawet się nie witając.
       - Nie. Ma doła - mruknął Zero.
       Było już ciemno. Ta jednak noc różniła się od poprzedniej - księżyc i gwiazdy tym razem się pokazały i oświetliły ponury świat swym srebrzystym blaskiem.
       - Aya? - odezwał się prefekt po chwili milczenia.
       - Uhm?
       - Wiem, że się powtarzam, ale proszę, powiedz mi… Dlaczego?
       - Mówiłam już, że nie wiem - szepnęła, unikając jego przenikliwego wzroku. - Myślę, że to przez okoliczności. Bałam się, co zrobiłaby reszta, gdyby zobaczyła cię w takim stanie.
       - A może raczej co ja bym zrobił? Do czego byłbym zdolny na głodzie? - spytał ponuro, ale bez wyrzutu.
       - To po części też - przyznała szczerze dziewczyna. - Przepraszam.
       Kiryuu spojrzał na koleżankę ze zdziwieniem.
       - Za co znowu przepraszasz?
       - No… - zawahała się. - Sama nie wiem… Może za to, że ci pozwoliłam… To znaczy… Wiem, że nie chcesz krzywdzić innych i w ogóle…
       - Dobra, rozumiem - przerwał jej. - Ale tak szczerze, to chyba ja powinienem być tym, co przeprasza.
       Aya wzruszyła ramionami.
       - Wybacz - powiedział cicho chłopak.
       Milczeli przez jakiś czas. Wciąż stali w tym samym miejscu, Zero zupełnie zapomniał o tym, że jest na patrolu.

       Kiedy blondynka doszła na miejsce spotkania, Hanabusa czekał oparty o budynek.
       - Dobry wieczór - przywitał się, wręczając Kao małą, herbacianą różyczkę. Dziewczyna zdziwiła się, jednak ją przyjęła. Na widok jej wyrazu twarzy chłopak dodał: - No co? Zawsze trzeba być dżentelmenem, nie?
       - Ależ oczywiście - rzuciła.
       Aidou przyniósł Pocky, paluszki z czekoladą. Jedli więc, siedząc na małym kocyku i opierając się o mur.
       - Dlaczego przyszłaś dziś na wymianę? - spytał.
       - Dziewczyny mnie zaciągnęły, widząc, jak włóczę się po dworze.
       - Rozumiem. Czyli nie chciałaś mnie zobaczyć?
       - Oczywiście, że chciałam, Aidou - zaśmiała się dziewczyna. Po raz pierwszy darowała sobie przyrostek „senpai”.
       Rozmawiali kilkanaście minut. Kaori opowiedziała o wycieczce do domu i o tym, że wampiry go zaatakowały.
       - Czyli wychodzi na to, że ktoś was śledzi? - zapytał zaciekawiony opowieścią Hanabusa.
       - Chyba… Już sama się w tym gubię. Myślisz, że to Rada ich tam wysłała?
       - Nie wiem, czemu miałaby to robić. Wątpię - powiedział, chociaż wyglądał na niepewnego własnych słów.
       - Przecież ten cały Związek Łowców tego nie zrobił. Oni, jak mi się wydaje, zabijają takie wampiry, a nie nasyłają na czyjś dom.
       - Sam już nie wiem. To nielogiczne - zamyślił się.
       - Też tak sądzę.
       - A tak swoją drogą, jak poradziliście sobie z nimi wszystkimi?
       - Hm… Aya korzystała ze swojej mocy, Kiryuu i Yagari strzelali, a Kiryuu-kun i ja - no, można tak powiedzieć, że ja też - walczyliśmy katanami.
       - Hę? - powiedział zdziwiony. - Od kiedy umiesz walczyć?
       - Kiryuu-kun mnie uczy - oznajmiła zadowolona, przypominając sobie o dzisiejszej lekcji.
       - Domyślam się, że raczej nie ten starszy.
       - Oczywiście, że nie. Może zawarłam z nim rozejm, ale to nie znaczy, że od razu będę go wielbić. Pff!
       - Pogodziłaś się z nim?
       - Tak. Myślę, że dzięki temu będę mieć lepsze kontakty z siostrą. Zresztą ona i tak się od niego nie odczepi, więc jakoś będę musiała to znosić.
       - Zabawna jesteś.
       - Niby czemu?
       - Mnie by nie było stać na taki „gest pojednania” do osoby, której nie trawię.
       - Wiem… Też jestem z siebie zadowolona - odparła dumnie Kao. Zaczęli się śmiać. Dziewczyna opowiedziała o swoich przemyśleniach na temat obrony siostry i tak dalej. Aidou podzielił się z nią swoimi obserwacjami oraz opowiedział co nieco o dziwnym zachowaniu Kaname. Dołączył też do tego opowieść o tym, w jaki sposób go poznał. Mówił z przejęciem i smutkiem.
       - Ty naprawdę go lubisz, prawda?
       - Denerwuje mnie to, że o niczym nie chce mi mówić. Przecież się przyjaźnimy! - rzucił zdenerwowany. Jego oczy lekko przygasły. Dziewczynie zrobiło się go nagle żal.
       - Czyli oboje nie mamy łatwo w życiu… - powiedziała.
       - Dokładnie - dodał, już lekko uspokojony. Spojrzał na zegarek. Było chwilę po północy.
       - Chyba trzeba się już zbierać - zauważyła Kao, zaglądając mu przez ramię.
       - Odprowadzę cię.
       - Lepiej nie. Przewodniczący akademików pewnie jeszcze pilnują, zresztą wolałabym nie natrafić na Zero i słuchać jego pretensji chwilę po tym, jak przestałam się z nim kłócić.
       - Racja - powiedział przekonany ostatnim zdaniem. - W takim razie do zobaczenia, Kao-chan.
       - Do zobaczenia - odparła i go przytuliła.
       Uścisk trwał trochę zbyt długo. Dziewczyna poczuła miłe ciepło ogarniające jej ciało. Zdała sobie sprawę, że chłopak przyciska ją odrobinę mocniej. Spojrzała na niego. Kiedy ich oczy się spotkały, serce wydawało się umilknąć. Przez chwilę byli tylko oni. Razem. W tym samym momencie zbliżyli się do siebie jeszcze mocniej i zaczęli się całować. Nie tak jak poprzednio. Bardziej namiętnie.
       Kaori czuła, jak przepływa przez nią tęsknota. Musiała się opanować. Odsunęła go zdecydowanym ruchem. Poczuła, że po jej twarzy spływa kilka samotnych łez. Spojrzała na chłopaka. Był lekko przybity, ale odwzajemnił jej wzrok.
       - Wybacz - powiedzieli równocześnie. Lekko się uśmiechnęli.
       - To się więcej nie powtórzy - zaczął blondyn.
       - Tak. Nic się nie stało - dodała zmieszana Kaori. - Wiem, że my… Ja… Nie możemy…
       - Wiem, Kao-chan. Od dziś czysta przyjaźń.
       - Dziękuję - odparła dziewczyna i odprowadziła wzrokiem Aidou, który powoli znikał, udając się do swego akademika.
       Jak mogłam?!, pomyślała, opierając się o mur. Złapała się za głowę i schyliła. Szlochała. Przecież nie mogę. Co ja sobie myślałam?! Nie chcę zepsuć naszej przyjaźni. To nie może tak być… Muszę wziąć się w garść. Nie będzie dobrze, jak Aya zobaczy mnie w takim stanie.
       Spróbowała dojść do siebie. Wzięła głęboki oddech i podniosła głowę. Przed nią stał…

       - A gdyby… - zagadnął nagle Zero. - Gdyby była z nami Yuuki? Czy wtedy również byś się na to zdobyła?
       - Hę? - Aya zdziwiła się, słysząc to pytanie. - Eee… Nie - odparła, znów siląc się na szczerość. - Zresztą raczej nie byłoby takiej potrzeby, ona by to zrobiła…
       - Najprawdopodobniej - przyznał ponuro Kiryuu. - A gdyby… - powtórzył w zamyśleniu i urwał.
       - Gdyby co?
       - Gdybyśmy znaleźli się w podobnej sytuacji, ale w pobliżu nie byłoby nikogo… Powiedzmy, że poczułbym krew jakiegoś wampira, zanim któreś z nas by go zabiło. A wokół nie byłoby żadnych ludzi. Co byś wtedy zrobiła?
       Zaraz… Skoro nie byłoby wokół żadnych ludzi? Ani Kao, ani Ichiru, ani Yuuki, ani Yagariego-sensei… Gdybyśmy byli tylko my… On - cierpiący z głodu. I ja - jedyna, która mogłaby mu pomóc, ale z drugiej strony nie byłoby szansy na to, bym mogła podobny czyn później jakoś „usprawiedliwić”… Co bym zrobiła?
       Zero dostrzegł jej wahanie.
       - Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz - mruknął.
       - Nie o to chodzi. Chcę być z tobą szczera - wyznała. - Po prostu… Daj mi chwilę, muszę to przemyśleć…
       Oczami wyobraźni ujrzała obraz ze snu, w którym prefekt zanurzał kły w jej szyi. Przypomniała sobie ból podczas ugryzienia - zarówno tego z koszmaru, jak i tamtych dwóch prawdziwych. Już chciała dać negatywną odpowiedź, gdy wyobraziła sobie coś innego.
       Ona i on. Sami. Wokół ani śladu jakiegokolwiek bezbronnego i niewinnego człowieka. Zero oddychający z trudem, cierpiący…
       - Boże… - jęknęła i zadrżała.
       Nawet samo wyobrażenie sobie bólu i cierpienia Zero sprawiło, że serce jej się krajało. Nie potrafiła o tym myśleć. Pozbyła się tego strasznego obrazu. Spojrzała w lawendowe oczy przyjaciela.
       - Więc… - zaczął.
       - Zrobiłabym to samo - przerwała mu cicho i jakby niepewnie Aya. - Tak - dodała, jakby wcześniej sama sobie nie uwierzyła. - Postąpiłabym tak, jak to wtedy zrobiłam…

       - Kiryuu-kun? - wyprzedziła swoje myśli Kao. Co Ichiru tu robi o tej porze? Czy on..? Shimatta!
       - Przepraszam, że przeszkodziłem. Twoje koleżanki powiedziały mi, że tu jesteś. Nie chciałem… podglądać.
       - Nic… Nic się nie stało. Ja tylko… - próbowała zebrać słowa. - Przepraszam - rzuciła i zaczęła płakać.
       Co się ze mną dzieje?! Już drugi raz przy nim płaczę, zdążyła pomyśleć, zanim jej głowę nawiedziła zupełna pustka.
       Ichiru zbliżył się trochę do dziewczyny. Miał ochotę ją objąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Poczekał cierpliwie na chwilę, w której blondynka się uspokoiła.
       Kaori podniosła załzawione oczy i spojrzała na kolegę.
       - Ty… - odezwał się cicho. - Ty go kochasz, prawda?
       Piętnastolatka zadrżała.
       Mam być z nim szczera?, spytała samą siebie. Zaraz, a czemu by niby nie? W końcu… On kochał Shizukę, wampirzycę…
       Skinęła głową i zaczęła czujnie wpatrywać się w Kiryuu. Ten otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak zastygł. Wyglądał tak, jakby nagle zdał sobie sprawę z czegoś, czego wcześniej nie podejrzewał.
       - Mitsui-chan… Ty… - zaczął. - Ty mnie rozumiesz.
       To nie było pytanie, lecz stwierdzenie faktu.
       Tak. Oczywiście, że go rozumiała. Oboje zakochali się w nieodpowiednich osobach. Wampiry nie są dobrymi partnerami dla ludzi. A już szczególnie dla tych, w których żyłach płynie krew Łowców. Takie uczucie zaprzecza wszystkiemu. Jest nienaturalne. Dziwne. I… zabronione.
       - Tak, Kiryuu-kun. Oczywiście, że cię rozumiem - odparła w końcu. Wciąż odrobinę się trzęsła. Po twarzy spłynęły kolejne łzy.
       Chłopak milczał, dziewczyna zaś otarła mokre ślady i pokręciła energicznie głową.
       - Yoshi! Koniec smutasów! - zawołała, siląc się na radosny ton. - Heh, mamy po prostu pecha. Zakochaliśmy się nie w tych osobach co trzeba, ale to nie znaczy, że jesteśmy przegrani, skreśleni czy coś. Mamy jeszcze szansę na bycie szczęśliwymi - paplała. Próbowała uwierzyć we własne słowa.
       - Taak… Tak, masz rację - powiedział bez przekonania Ichiru.




***
       Ohayo, nie mam czasu się tu rozwodzić, wiec po prostu dziękuję wszystkim czytającym, przede wszystkim Pyzie, Sayu-chan, Sumiko i Gwiazzdce. ;*
       Następny rozdział, "Spłacić dług", będzie dodatkiem. Dość długim, dlatego podzielmy go na dwie części, ale będę one na tle długie, by rozdzielić to na tydzień. Zapraszamy!
[wpis z dnia 14.04.10] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz