- Właściwie to nic dziwnego, że pomyliła cię
z twoim bratem.
- Niby tak,
ale wiesz… Mimo wszystko to był szok. Rzuciła się na mnie i zaczęła się
przytulać… Skarżyła się dyrektorowi, że ją okłamał, a dopiero po chwili
skapnęła się, że ja to ja.
- To musiało
zabawnie wyglądać - zażartowała Aya.
- Cha. Cha.
Bardzo śmieszne.
- No już,
nie dąsaj się tak.
- A co ty
dzisiaj taka wesoła? - zdziwił się Zero.
- Głowa mnie
już nie boli. Myślałam, że wybuchnę, ale od rana jest już dobrze.
- A ta nowa
cecha się utrzymała? - chciał się upewnić chłopak.
- Tak… Poza
tym, zauważyłam, że inne zmysły także mi się wyostrzyły. Ale nie do końca
jeszcze rozumiem, o co w tym chodzi. To nie tak, że przez cały czas wszystko
dokładnie widzę, czuję i słyszę… Muszę… skupić się na tym, co chcę zrobić…
Rozumiesz mnie?
- Mniej
więcej.
- No dobra,
ale przestańmy rozmawiać o mnie. Co ci powiedziała Maria? - spytała brunetka.
- Ech,
głównie smuciła się z powodu śmierci Shizuki, mówiła trochę o sobie… Podobno
któregoś dnia Hiou i Ichiru przyszli do niej. Shizuka spytała, czy może użyczyć
jej swojego ciała - w zamian miała wzmocnić chorowite ciało Marii. A to, że są
spokrewnione, to prawda. Ponadto… Wyznała, że… w dniu, w którym moi rodzice
otrzymali rozkaz zabicia tamtego człowieka, którego Shizuka niby to kochała,
rozkazywał im ktoś inny.
- Co to
znaczy?
- Nie wiem
dokładnie… Powiedziała… „Ktoś, komu nie podobało się to, że Shizuka-sama
kochała wampira będącego kiedyś człowiekiem. Kiedy Shizuka-sama zorientowała
się o obecności tamtej tajemniczej osoby, starała się jak mogła, by ją znaleźć
i zabić. Ta osoba to wampir czystej krwi. I twój prawdziwy wróg, jak myślę.”
- To znaczy…
Że to ten tajemniczy czystokrwisty wpisał tamtego gościa na listę? A twoi
rodzice po prostu spełnili rozkaz, nie wiedząc, że to oszustwo?
- Na to
wygląda.
- A ten
wampir… Musi gdzieś być!
- No tak. A
ja zamierzam się z nim kiedyś spotkać.
- I go
zabić?
- Dokładnie.
- Hej, co
masz taką minę? - zapytała Aya.
- Szkoda
gadać.
- A ma to
coś wspólnego z wampirami?
- Jak
zawsze.
Zamilkł na
moment, ale po chwili znów się odezwał.
- Yuuki… Ona
chyba chciałaby być wampirem.
- Co
takiego?!
Jakim cudem… Nie wierzę, że ktoś z
własnej woli mógłby chcieć stać się czymś takim!
- To przez
Kurana. Podobno spytał się jej, czy chciałaby, żeby ją przemienił. A ona…
podobno się zgodziła. Niby nie mówił tego na poważnie, ale mnie się wydaje…
- Że on tego
chce, tak?
- Uhm.
- Jak to
możliwe? Nie rozumiem! - zdenerwowała się szesnastolatka. - To nielogiczne! Z
jakiej racji normalny człowiek miałby chcieć stać się krwiopijcą, podczas gdy
ci, którzy nimi są, marzą o tym, by być ludźmi… Z przyjemnością bym się z nią
zamieniła!
Kretynka! Jeny, jaka ona głupia! Aya
gotowała się ze złości. Zacisnęła pięści i wbiła wzrok w ziemię.
- Też tego
nie rozumiem. Nie wiem, może ma nadzieję, że gdyby była wampirem, mogłaby być z
Kuranem? Albo… Spytała mnie, czy gdyby została przemieniona, jej serce stałoby
się silniejsze.
- Bzdura… -
szepnęła dziewczyna.
- Jej się
wydaje, że to by było w porządku. Ale… Nigdy jej nie pozwolę zostać czymś
takim. Nawet jeśli to będzie oznaczało, że zostanę „oficjalnym” wrogiem Kurana.
I… nawet jeśli Yuuki miałaby mnie z tego powodu znienawidzić - wyznał.
- Rozumiem
cię. Gdyby Kao znalazła się w takiej sytuacji… Podeszłabym do tego w ten sam
sposób.
- Dzięki za
wszystko. I w ogóle… że jesteś.
Aya
spojrzała na kolegę ze zdziwieniem. Co on
tak nagle…?
***
- Hm, co się tam dzieje? - zapytała Kao.
Siostry udały się na spacer. Było dość
zimno, co jakiś czas popadywał śnieg.
Aya
spojrzała w stronę, którą wskazywała imōto. To było dość daleko, ale skupiła
się na tamtym punkcie i po chwili ujrzała dokładnie, co się dzieje.
Okazało się,
że Maria Kurenai wraca z rodzicami do domu. Szesnastolatka uśmiechnęła się pod
nosem. Cieszę się, że wyjeżdża.
Kaori
pociągnęła onēsan w stronę grupki, bo sama nie mogła jeszcze zbyt wiele
dostrzec.
- Hej, czy
to nie Kurenai-san? - spytała.
- Uhm -
odburknęła Aya. - Zatrzymaj się już - poprosiła.
- Oj,
przestań marudzić, tylko chodź. Ona chyba wyjeżdża na stałe! Zobacz!
- Opuszcza
Akademię. Już nie będzie się tu uczyć - poinformowała brunetka.
- Nande?
Szesnastolatka
wzruszyła ramionami.
- Zaraz, a w
sumie skąd to wszystko wiesz?
- Zero mi
powiedział.
- No tak,
czemu mnie to nie dziwi? W końcu… mówicie sobie o wszystkim, prawda?
- Bez
przesady. O co ci chodzi? - zniecierpliwiła się Aya.
- Uważaj, bo
się zakochasz - szepnęła z przejęciem Kao.
- Słu-słucham?
Co ty znowu wygadujesz? Co ma piernik do wiatraka?
-
Zarumieniłaś się! - wykrzyknęła blondynka.
- Wcale nie!
Daj mi spokój! - zdenerwowała się Aya. Odwróciła się, marząc skrycie, by
wypieki na twarzy szybko zniknęły.
Co ja mam z tym całym rumienieniem się?!
Shimatta!
- Och, Mistui-san! - zawołała z oddali Maria.
No nie, czego ona jeszcze chce?!
Kurenai ruszyła truchtem w stronę brunetki.
- Zostań tutaj - poleciła siostrze Aya.
Skierowała
się ku biegnącej wampirzycy.
- O co
chodzi? - spytała z niechęcią.
Ja… nie mogę być spokojna, gdy z nią
rozmawiam. Nawet teraz, gdy to tylko jakaś nieznajoma… Poza tym, pachnie teraz
inaczej. Więc ta znajoma woń musiała pochodzić od Shizuki, pomimo tego, że
korzystała z cudzego ciała…
- Proszę,
nie żyw do mnie nienawiści. Przepraszam cię za wszystko. Czy nie mogłybyśmy
zostać koleżankami?
- Co
takiego?! - zdumiała się brunetka. - Wybacz, raczej nie ma takiej opcji -
powiedziała.
Maria
zasmuciła się lekko.
- Widzisz,
ja… sporo o tobie wiem. W pewien sposób chyba rozumiem, dlaczego tak bardzo
nienawidzisz wampirów. Ale proszę, spróbuj to zmienić.
- To
niemożliwe.
- Poza tym…
Jesteś pewna, że to, co zrobił twój ojciec, jest prawdą?
- Mój
ojciec?! Wiesz, kto to jest?
- Nie… Nie
za bardzo.
- A masz
jakieś podejrzenia?
- Nie… Wiem
tylko, że to czystokrwisty… I że wciąż żyje, kimkolwiek jest.
Więc jednak. Moje przeczucia się
sprawdziły…
- Skąd to
wiesz?
- Od
Shizuki-sama.
- Mario,
chodź wreszcie! - zawołał ojciec wampirzycy.
- Hai! -
odkrzyknęła Kurenai, po czym znów zwróciła się do Ayi. - Proszę, nie darz mnie
nienawiścią. Ani Ichiru. To… To jest dobry chłopak, naprawdę.
Szarowłosa wampirzyca odwróciła się i
pobiegła w stronę rodziców, dyrektora i Yuuki.
Aya stała
przez chwilę w miejscu, próbując uporządkować myśli.
***
- Ech, Mio i Nio już wyjechały - oznajmiła
nieco smętnym tonem Kaori, wchodząc do pokoju.
- Otsune
również…
- No i proszę.
Szkoła znów jest pusta. Tyle że tym razem naprawdę zostałyśmy tylko my i
prefekci.
- Uhm…
- To jak,
musimy sobie jakoś zorganizować czas, prawda? - zaświergotała Kao. - Może
pójdziemy się przejść?
- Znowu? Daj
spokój, jest zbyt zimno. Poza tym, zamierzałam trochę poczytać…
- Nie,
błagam! Tylko nie to! Jak się wciągniesz, to nie będę mogła cię od tego
odciągnąć i wyjdzie na to, że zanudzę się na śmierć!
- Nie
przesadzaj. Spędzimy w ten sposób całe wakacje.
- Wiem,
wiem… - zachmurzyła się niebieskooka. - Bez sensu.
Tak bym chciała pojechać na te dwa
tygodnie do domu, pomyślała. Spotkać
się z mamą i wszystkimi znajomymi… Ale… to już niemożliwe, zasmuciła się.
- Kao-chan,
co jest? - zapytała Aya, widząc zmianę wyrazu twarzy imōto.
- Hę? -
oprzytomniała blondynka. - Nic mi nie jest! - wykrzyknęła, przyklejając
równocześnie promienny uśmiech.
- Niech ci
będzie - rzekła brunetka.
Myślała o mamie, na pewno…
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! -
krzyknęła Kao.
Do
pomieszczenia weszła Yuuki.
- Hej,
dziewczyny.
- Hej! -
odpowiedziała Kaori. - Współczuję ci, twoje wakacje od zawsze wyglądają w ten
sposób?
- Nie do
końca, czasem gdzieś wyjeżdżamy, ale to raczej w letnią przerwę.
- Ach tak…
- W każdym
razie… Dyrektor zaprasza was na obiad z okazji rozpoczęcia ferii. Wpadniecie?
- Pewnie! -
ucieszyła się blondynka.
- Dziękujemy
za zaproszenie - powiedziała Aya. Ech…
- W takim
razie przyjdźcie do mieszkania dyrektora o piętnastej.
- Hai! -
uśmiechnęła się piętnastolatka.
Pani prefekt
wyszła.
- Yatta!
Jakie to miłe z jego strony, że o nas pamięta!
- Uhm.
- Hej, co
jesteś taka ponura? - zniecierpliwiła się imōto.
- A to niby
coś nowego? - spytała Aya, wymuszając uśmiech.
***
- Wejdźcie! - powitał dziewczyny dyrektor.
Zaprowadził je do tego samego pomieszczenia, w którym jedli obiad jakiś czas
temu. - No, usiądźcie sobie wygodnie. Kiryuu-kun i ja zaraz wszystko
przyniesiemy! - oznajmił radośnie.
- Możemy w
czymś pomóc? - spytała Aya.
- Nie, nie
kłopoczcie się! - uśmiechnął się Kaien. - Poczekajcie tu moment. Hm, a gdzie
się podziała Yuuki? Jeszcze się kąpie?
Kurosu
wyszedł z pomieszczenia. Aya usłyszała, jak prosi Zero, by poszedł pogonić
Yuuki.
Trochę to wszystko trwało, ale wreszcie
udało się rozpocząć posiłek. Potrawy były pyszne. Tym razem to Yuuki jadła
najmniej - wyraźnie się czymś zamartwiała.
- No więc…
Co macie zamiar robić? - spytał dyrektor.
- Trochę
poleniuchować! - zaśmiała się Kaori.
- Hm,
najlepiej nic - mruknął Zero.
- Sama nie
wiem… - przyznała Aya.
- A ty,
Yuuki?
- Hę? Och,
nie jestem pewna…
- A pan,
dyrektorze? - zapytała z zaciekawieniem blondynka.
- Och,
właściwie nie zastanawiałem się nad tym! Szczerze mówiąc, mam trochę pracy… Tak
sobie pomyślałem, że skoro jest przerwa semestralna, to trochę nie w porządku,
że musicie tu siedzieć i się nudzić. Tak więc postanowiłem, że możecie przez te
dwa tygodnie wychodzić do miasteczka, ale nie pojedynczo.
- Och,
naprawdę?! - Oczy Kaori zabłysły. - Arigatō!
- Cieszę
się, że się cieszysz! - wyszczerzył zęby dyrektor.
- Aya-nēsan!
Pójdziemy do tamtej kawiarenki?
- Pewnie.
- Yatta!
Przyłączycie się? - spytała z grzeczności. Patrzyła jednak tylko na Yuuki.
- Hę? Ano…
Zależy kiedy. Nie wiem, w razie czego się zmówimy, nie? - odparła rozkojarzona.
- Ok!
***
- Wychodzicie z dyrektorem? - zapytała
Kaori.
- Tak, mamy
coś do załatwienia - odpowiedziała Yuuki. - Dyrektor prosi, żebyście podczas
naszej nieobecności nie opuszczały terenu Akademii. Wiesz, ktoś tu musi zostać,
prawda?
- Hai!
Spokojnie, wszystkim się zajmiemy!
- Arigatō.
Kilka metrów dalej Aya rozmawiała z Zero.
- To chyba
dobry pomysł, może wreszcie sobie coś przypomni i dowie się czegoś o sobie… -
powiedział Kiryuu.
- Tak… Jeśli
takie informacje mogą się znaleźć w kwaterze głównej Związku Łowców, to
rzeczywiście można to sprawdzić - przytaknęła brunetka. - Hej! Myślisz, że
dałoby się coś znaleźć na temat… No wiesz. Mnie, mamy lub ojca…
- Nie mam
pojęcia. Ale poszperam trochę, może coś się znajdzie - obiecał.
- Dziękuję -
uśmiechnęła się Aya.
- Tymczasem…
Zostawiamy Akademię w waszych rękach.
- Hai, hai.
A właśnie… Zero?
- No?
- Czy wśród
tych wszystkich Łowców… Będziesz bezpieczny?
- Pewnie.
Wciąż jestem jednym z nich, prawda? Choć zapewne niektórzy będą się krzywo
patrzeć… Ale mam to gdzieś.
- To dobrze.
Powodzenia!
***
- To się jeszcze nigdy nie zdarzyło -
szepnęła Kaori. - Jesteśmy tu CAŁKOWICIE same. Oprócz nas na terenie Akademii
nie ma żywego ducha…
- No fakt.
Dziwna sprawa - powiedziała Aya.
- Ale jaka
przygoda! - zaśmiała się blondynka.
Szesnastolatka stała się dziwnie niespokojna.
Co jest?, spytała
samą siebie. To takie nienaturalne… My
dwie, same… Jakby inni przestali istnieć…
Położyła się na swoim łóżku i zamknęła oczy.
Próbowała w pewien sposób patrolować teren za pomocą słuchu. Po kolei
sprawdzała każdy obszar Akademii.
Zadrżała i gwałtownie się podniosła, gdy
usłyszała, że ktoś przedziera się przez główną bramę.
- Co jest? -
zapytała ze strachem w głosie Kaori.
- Nie, nic.
Zostań tutaj, muszę coś sprawdzić.
- Co
takiego? Czekaj, idę z tobą!
- Nie! Masz
zostać!
- Iie. Idę z
tobą i już. Co cię nagle ugryzło?
- Nic, po
prostu wydaje mi się, że coś usłyszałam.
Jakoś… Poczułam niepokój, zauważyła
Kao. Aya też wygląda na nieco
przestraszoną… Hm, dziwne…
- No dobra,
chodź - rzuciła brunetka.
- Hai!
Dziewczyny wybiegły z akademika i pędem
udały się w stronę bramy. Przed nią stało dwóch mężczyzn.
Dobra, przynajmniej to nie wampiry, uspokoiła
się odrobinę Aya.
- Kim oni
są? - zastanawiała się na głos Kao. - Chodźmy ich przepędzić!
Podeszły szybko do intruzów.
- Konnichi
wa!- powiedzieli obcy.
- Konnichi
wa. Proszę wybaczyć, ale na teren Akademii nie wolno wchodzić nikomu z zewnątrz
- poinformowała oschle brunetka.
- Wiemy,
wiemy. Jednakże… Mamy sprawę do dyrektora tej placówki - poinformował jeden z mężczyzn.
Był to wysoki szatyn z kozią bródką.
To… Łowcy! Tak, na pewno, pomyślała
Aya, widząc, że obaj przybysze posiadali broń na wampiry.
Oni mają broń! Kyaa, przeraziła
się Kao.
- Niestety, pana
dyrektora nie ma.
- Ach tak? -
Facet z kozią bródką przeszył dziewczyny wzrokiem.
- Zaraz, czy
oprócz was jest tu w ogóle ktoś jeszcze? - zapytał drugi. Był niższy od
tamtego, miał kręcone rude włosy i mnóstwo piegów.
- Aktualnie
nie - odparła Aya.
- Ach tak? -
powtórzył szatyn.
- Owszem. W
takim razie przykro mi, ale nie mają tu panowie czego szukać. Proszę
natychmiast opuścić teren Akademii Kurosu.
- No już,
nie bądź taka poważna. Spokojnie, jesteśmy z policji, nie stanowimy żadnego
zagrożenia - zapewnił rudy.
Policja, jasne. Rany, czemu Kao tu jest?!
- Zaraz, czy
przypadkiem nie jesteś córką Reiko Mitsui? - spytał rudzielec, zwracając się do
Kaori.
Dziewczyna
spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Hę? Skąd
pan wie? Poza tym, obie jesteśmy jej córkami.
- Serio? -
zdziwili się mężczyźni.
- Serio -
odparła oschle Aya.
- Jakieś
takie niepodobne jesteście - powiedział wolno szatyn.
- Och,
serio? - zapytała brunetka.
- Serio. -
Łowca przeszył ją wzrokiem.
Obaj
mężczyźni spojrzeli szybko na siebie i ledwo zauważalnie skinęli głowami.
- Właściwie,
jesteśmy tu bądź co bądź z waszego powodu - oznajmił rudy.
- Hę? Nande?
- odezwała się blondynka.
- No wiecie,
sporo spraw jest jeszcze niezałatwionych… Chcielibyśmy z wami porozmawiać,
skoro już tu jesteście.
- Przykro
nam, ale musimy odmówić - odrzekła Aya. - Teraz, gdy dyrektora nie ma, nie mają
panowie prawa tu wchodzić. Proszę wyjść.
- To tylko
kilka pytań! - zapewnił niższy z przybyszów.
- Dobra, nēsan.
Co nam szkodzi? Jak odpowiemy na kilka pytań, to się odczepią, nie? - szepnęła
Ayi na ucho imōto.
- No nie
wiem…
- Jakoś to
będzie - rzekła, po czym zwróciła się już do obcych. - Zgoda, możemy chwilę z
panami porozmawiać. Jednak potem prosimy natychmiast opuścić teren Akademii!
- Hai, hai -
zapewnił rudy.
„Policjanci”
ponownie wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i znowu skinęli
głowami.
- W takim
razie, młoda damo, może się odrobinę przejdziemy? - zapytał niższy.
- Niech
będzie - odparła Kao i oddaliła się nieco z nieznajomym.
Aya z trudem opanowała drżenie.
- Szczerze
mówiąc, jesteś dość niepodobna do matki - zaczął szatyn.
- Cóż,
widocznie większość cech musiałam odziedziczyć po ojcu - rzekła niechętnie.
Wymówienie tych słów sprawiło jej niemal fizyczny ból.
- Och, nie
wątpię.
Mężczyzna
uśmiechnął się z przekąsem.
Czy to możliwe, że on coś podejrzewa?!, przeraziła
się brunetka.
- Jesteś niesamowicie podobna do matki! -
zawołał rudy.
- Tak, wiem.
Ale zaraz, właściwie jakim cudem mnie pan rozpoznał? - spytała Kao.
- Cóż,
szczerze mówiąc… znałem odrobinę twoją mamę.
- Naprawdę?
- zdziwiła się nastolatka.
- Owszem,
ale niezbyt dobrze. Jednak gdy cię zobaczyłem, od razu skojarzyłem ją z tobą -
uśmiechnął się.
- Ach tak…
Szli przez chwilę w milczeniu. Kao oglądała
się co jakiś czas za siebie.
- Spokojnie,
nic jej nie będzie! - zapewnił rudzielec, widząc, że dziewczyna niepokoi się o
siostrę.
- Uhm -
odburknęła.
Martwię się. Bardzo…
- No, w
takim razie… Hm, od czego by tu zacząć… Tak, przede wszystkim bardzo mi przykro
z powodu śmierci waszej matki.
Blondynka
skinęła głową.
- Taak… Co
to ja chciałem… Ach tak! Powiedz mi, kiedy przeniosłyście się do Akademii
Kurosu?
- Jakieś
półtora miesiąca temu - odparła, dziwiąc się równocześnie. Wydaje mi się, jakbyśmy spędziły tu już całe wieki… Tyle się wydarzyło…
- Rozumiem.
A z jakiego to powodu się tu znalazłyście?
- Ano…
Właściwie to sama nie wiem. Okazało się, że mamy możliwość rozpoczęcia nauki w
prestiżowej akademii i trochę się usamodzielnić… Jest w tym coś dziwnego, że
się zgodziłyśmy?
- Nie,
oczywiście, że nie. Dobra… - podjął po chwili. - Powiedz, podoba ci się tutaj?
-
Oczywiście.
-
Faktycznie, bardzo tutaj przyjemnie. A… uczniowie? Sympatyczni?
- Tak.
- Wszyscy?
- Powiedzmy
- odparła, myśląc z niechęcią o Kiryuu.
- To znaczy?
- Proszę
pana, nigdy nie jest tak, że wszystkich dookoła się lubi!
- Tak, tak,
masz oczywiście rację…
- Chce pan
wiedzieć coś jeszcze?
- Tak,
właściwie chciałem spytać… Możesz mi powiedzieć coś na temat swojego ojca?
Kaori
stanęła i spuściła wzrok.
Shimatta!
- Oj, gomen,
nie chciałem… - zaczął rudy.
- Nie wiem,
kim jest lub kim był mój ojciec. Nie znam jego imienia ani nazwiska, ani
miejsca ewentualnego pobytu - przerwała mu ze złością niebieskooka.
- Rozumiem.
Jeszcze raz przepraszam - speszył się odrobinę mężczyzna.
- Coś
jeszcze?! - wykrzyknęła Kao.
- No więc…
- Od kiedy tu przebywacie? - spytał szatyn.
- Od
jakiegoś półtora miesiąca - odparła chłodno Aya.
- Dlaczego
się tu przeniosłyście?
- A dlaczego
by niby nie? To przecież prestiżowa Akademia Kurosu.
- Mniejsza o
to. Dobrze dogadujesz się z siostrą?
- A co to ma
do rzeczy?!
- Odpowiedz.
- Tak,
dobrze się dogadujemy. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko.
- A
jesteście ze sobą szczere?
Przeszywali się nawzajem wzrokiem.
- Owszem -
skłamała.
- Co się
stało z waszym ojcem? Dlaczego się teraz wami nie zaopiekował?
- Nie znamy
go.
- A chociaż
jego nazwisko?
- Nie.
- Opowiesz
mi trochę o szkole?
- W jakim
celu?
- Och, tak
po prostu. O jej systemie i tym podobnych…
Przestań tak węszyć…
- To oryginalna
szkoła, jej system jest dość dziwny. Uczniowie dzielą się na Dzienną oraz Nocną
Klasę. Jak nazwa wskazuje, Dzienny Wydział ma zajęcia podczas dnia, a ten drugi
nocą. Do tego…
- Wierzysz w
wampiry, dziewczynko? - przerwał jej Łowca.
Aya z całej
siły starała się nawet nie drgnąć.
O co mu chodzi, do cholery?! Do czego
zmierza?!
- Niech pan
nie żartuje. Proszę nie mówić, że taki dorosły mężczyzna jak pan wierzy w takie
bzdury - powiedziała.
Intruz odwrócił się.
- Wolałbym,
żebyś zwracała się do mnie bardziej uprzejmym tonem, moja droga - wycedził.
- Wolałabym,
żeby mówił pan do mnie, a nie odwracał się plecami - wysyczała.
Wtedy obcy błyskawicznie się odwrócił,
wymierzając w Ayę pistoletem.
Dziewczyna
przeraziła się nie na żarty.
Co on zamierza zrobić?! To broń na
wampiry! Jeśli wystrzeli, a ja zostanę ranna… to będzie mój koniec. A… kto
wtedy ochroni Kao-chan?! I… gdzie ona teraz jest?! Co ja mam zrobić?!
Szatyn
zaśmiał się okrutnie.
- No, teraz
już nie jesteś taka cwana, co?
- To… nielegalne…
- wyjąkała dziewczyna.
- Hej,
jestem z policji, pamiętasz? Mam prawo do korzystania z własnej broni!
Aya cofnęła się kilka kroków.
Kaori usłyszała huk i krzyk. Momentalnie
odwróciła się w stronę bramy głównej. Ujrzała niesamowitą ilość ptaków, które
poderwały się do lotu.
Czy… to był… pistolet?! AYA!
Rzuciła się w jej stronę, a rudy pobiegł za
nią.
[wpis z dnia 30.01.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz