poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom VI, rozdział XXVII - "Intruzi"

       - Właściwie to nic dziwnego, że pomyliła cię z twoim bratem.
     - Niby tak, ale wiesz… Mimo wszystko to był szok. Rzuciła się na mnie i zaczęła się przytulać… Skarżyła się dyrektorowi, że ją okłamał, a dopiero po chwili skapnęła się, że ja to ja.
       - To musiało zabawnie wyglądać - zażartowała Aya.
       - Cha. Cha. Bardzo śmieszne.
       - No już, nie dąsaj się tak.
       - A co ty dzisiaj taka wesoła? - zdziwił się Zero.
       - Głowa mnie już nie boli. Myślałam, że wybuchnę, ale od rana jest już dobrze.
       - A ta nowa cecha się utrzymała? - chciał się upewnić chłopak.
       - Tak… Poza tym, zauważyłam, że inne zmysły także mi się wyostrzyły. Ale nie do końca jeszcze rozumiem, o co w tym chodzi. To nie tak, że przez cały czas wszystko dokładnie widzę, czuję i słyszę… Muszę… skupić się na tym, co chcę zrobić… Rozumiesz mnie?
       - Mniej więcej.
       - No dobra, ale przestańmy rozmawiać o mnie. Co ci powiedziała Maria? - spytała brunetka.
       - Ech, głównie smuciła się z powodu śmierci Shizuki, mówiła trochę o sobie… Podobno któregoś dnia Hiou i Ichiru przyszli do niej. Shizuka spytała, czy może użyczyć jej swojego ciała - w zamian miała wzmocnić chorowite ciało Marii. A to, że są spokrewnione, to prawda. Ponadto… Wyznała, że… w dniu, w którym moi rodzice otrzymali rozkaz zabicia tamtego człowieka, którego Shizuka niby to kochała, rozkazywał im ktoś inny.
       - Co to znaczy?
       - Nie wiem dokładnie… Powiedziała… „Ktoś, komu nie podobało się to, że Shizuka-sama kochała wampira będącego kiedyś człowiekiem. Kiedy Shizuka-sama zorientowała się o obecności tamtej tajemniczej osoby, starała się jak mogła, by ją znaleźć i zabić. Ta osoba to wampir czystej krwi. I twój prawdziwy wróg, jak myślę.”
       - To znaczy… Że to ten tajemniczy czystokrwisty wpisał tamtego gościa na listę? A twoi rodzice po prostu spełnili rozkaz, nie wiedząc, że to oszustwo?
       - Na to wygląda.
       - A ten wampir… Musi gdzieś być!
       - No tak. A ja zamierzam się z nim kiedyś spotkać.
       - I go zabić?
       - Dokładnie.
       - Hej, co masz taką minę? - zapytała Aya.
       - Szkoda gadać.
       - A ma to coś wspólnego z wampirami?
       - Jak zawsze.
       Zamilkł na moment, ale po chwili znów się odezwał.
       - Yuuki… Ona chyba chciałaby być wampirem.
       - Co takiego?!
       Jakim cudem… Nie wierzę, że ktoś z własnej woli mógłby chcieć stać się czymś takim!
       - To przez Kurana. Podobno spytał się jej, czy chciałaby, żeby ją przemienił. A ona… podobno się zgodziła. Niby nie mówił tego na poważnie, ale mnie się wydaje…
       - Że on tego chce, tak?
       - Uhm.
       - Jak to możliwe? Nie rozumiem! - zdenerwowała się szesnastolatka. - To nielogiczne! Z jakiej racji normalny człowiek miałby chcieć stać się krwiopijcą, podczas gdy ci, którzy nimi są, marzą o tym, by być ludźmi… Z przyjemnością bym się z nią zamieniła!
       Kretynka! Jeny, jaka ona głupia! Aya gotowała się ze złości. Zacisnęła pięści i wbiła wzrok w ziemię.
       - Też tego nie rozumiem. Nie wiem, może ma nadzieję, że gdyby była wampirem, mogłaby być z Kuranem? Albo… Spytała mnie, czy gdyby została przemieniona, jej serce stałoby się silniejsze.
       - Bzdura… - szepnęła dziewczyna.
       - Jej się wydaje, że to by było w porządku. Ale… Nigdy jej nie pozwolę zostać czymś takim. Nawet jeśli to będzie oznaczało, że zostanę „oficjalnym” wrogiem Kurana. I… nawet jeśli Yuuki miałaby mnie z tego powodu znienawidzić - wyznał.
       - Rozumiem cię. Gdyby Kao znalazła się w takiej sytuacji… Podeszłabym do tego w ten sam sposób.
       - Dzięki za wszystko. I w ogóle… że jesteś.
       Aya spojrzała na kolegę ze zdziwieniem. Co on tak nagle…?
***
       - Hm, co się tam dzieje? - zapytała Kao.
       Siostry udały się na spacer. Było dość zimno, co jakiś czas popadywał śnieg.
       Aya spojrzała w stronę, którą wskazywała imōto. To było dość daleko, ale skupiła się na tamtym punkcie i po chwili ujrzała dokładnie, co się dzieje.
       Okazało się, że Maria Kurenai wraca z rodzicami do domu. Szesnastolatka uśmiechnęła się pod nosem. Cieszę się, że wyjeżdża.
       Kaori pociągnęła onēsan w stronę grupki, bo sama nie mogła jeszcze zbyt wiele dostrzec.
       - Hej, czy to nie Kurenai-san? - spytała.
       - Uhm - odburknęła Aya. - Zatrzymaj się już - poprosiła.
       - Oj, przestań marudzić, tylko chodź. Ona chyba wyjeżdża na stałe! Zobacz!
       - Opuszcza Akademię. Już nie będzie się tu uczyć - poinformowała brunetka.
       - Nande?
       Szesnastolatka wzruszyła ramionami.
       - Zaraz, a w sumie skąd to wszystko wiesz?
       - Zero mi powiedział.
       - No tak, czemu mnie to nie dziwi? W końcu… mówicie sobie o wszystkim, prawda?
       - Bez przesady. O co ci chodzi? - zniecierpliwiła się Aya.
       - Uważaj, bo się zakochasz - szepnęła z przejęciem Kao.
       - Słu-słucham? Co ty znowu wygadujesz? Co ma piernik do wiatraka?
       - Zarumieniłaś się! - wykrzyknęła blondynka.
       - Wcale nie! Daj mi spokój! - zdenerwowała się Aya. Odwróciła się, marząc skrycie, by wypieki na twarzy szybko zniknęły.
       Co ja mam z tym całym rumienieniem się?! Shimatta!
     - Och, Mistui-san! - zawołała z oddali Maria.
     No nie, czego ona jeszcze chce?!
     Kurenai ruszyła truchtem w stronę brunetki.
     - Zostań tutaj - poleciła siostrze Aya.
       Skierowała się ku biegnącej wampirzycy.
       - O co chodzi? - spytała z niechęcią.
       Ja… nie mogę być spokojna, gdy z nią rozmawiam. Nawet teraz, gdy to tylko jakaś nieznajoma… Poza tym, pachnie teraz inaczej. Więc ta znajoma woń musiała pochodzić od Shizuki, pomimo tego, że korzystała z cudzego ciała…
       - Proszę, nie żyw do mnie nienawiści. Przepraszam cię za wszystko. Czy nie mogłybyśmy zostać koleżankami?
       - Co takiego?! - zdumiała się brunetka. - Wybacz, raczej nie ma takiej opcji - powiedziała.
       Maria zasmuciła się lekko.
       - Widzisz, ja… sporo o tobie wiem. W pewien sposób chyba rozumiem, dlaczego tak bardzo nienawidzisz wampirów. Ale proszę, spróbuj to zmienić.
       - To niemożliwe.
       - Poza tym… Jesteś pewna, że to, co zrobił twój ojciec, jest prawdą?
       - Mój ojciec?! Wiesz, kto to jest?
       - Nie… Nie za bardzo.
       - A masz jakieś podejrzenia?
       - Nie… Wiem tylko, że to czystokrwisty… I że wciąż żyje, kimkolwiek jest.
       Więc jednak. Moje przeczucia się sprawdziły…
       - Skąd to wiesz?
       - Od Shizuki-sama.
       - Mario, chodź wreszcie! - zawołał ojciec wampirzycy.
       - Hai! - odkrzyknęła Kurenai, po czym znów zwróciła się do Ayi. - Proszę, nie darz mnie nienawiścią. Ani Ichiru. To… To jest dobry chłopak, naprawdę.
       Szarowłosa wampirzyca odwróciła się i pobiegła w stronę rodziców, dyrektora i Yuuki.
       Aya stała przez chwilę w miejscu, próbując uporządkować myśli.
***
       - Ech, Mio i Nio już wyjechały - oznajmiła nieco smętnym tonem Kaori, wchodząc do pokoju.
       - Otsune również…
       - No i proszę. Szkoła znów jest pusta. Tyle że tym razem naprawdę zostałyśmy tylko my i prefekci.
       - Uhm…
       - To jak, musimy sobie jakoś zorganizować czas, prawda? - zaświergotała Kao. - Może pójdziemy się przejść?
       - Znowu? Daj spokój, jest zbyt zimno. Poza tym, zamierzałam trochę poczytać…
       - Nie, błagam! Tylko nie to! Jak się wciągniesz, to nie będę mogła cię od tego odciągnąć i wyjdzie na to, że zanudzę się na śmierć!
       - Nie przesadzaj. Spędzimy w ten sposób całe wakacje.
       - Wiem, wiem… - zachmurzyła się niebieskooka. - Bez sensu.
       Tak bym chciała pojechać na te dwa tygodnie do domu, pomyślała. Spotkać się z mamą i wszystkimi znajomymi… Ale… to już niemożliwe, zasmuciła się.
       - Kao-chan, co jest? - zapytała Aya, widząc zmianę wyrazu twarzy imōto.
       - Hę? - oprzytomniała blondynka. - Nic mi nie jest! - wykrzyknęła, przyklejając równocześnie promienny uśmiech.
       - Niech ci będzie - rzekła brunetka.
       Myślała o mamie, na pewno…
       Rozległo się pukanie do drzwi.
       - Proszę! - krzyknęła Kao.
       Do pomieszczenia weszła Yuuki.
       - Hej, dziewczyny.
       - Hej! - odpowiedziała Kaori. - Współczuję ci, twoje wakacje od zawsze wyglądają w ten sposób?
       - Nie do końca, czasem gdzieś wyjeżdżamy, ale to raczej w letnią przerwę.
       - Ach tak…
       - W każdym razie… Dyrektor zaprasza was na obiad z okazji rozpoczęcia ferii. Wpadniecie?
       - Pewnie! - ucieszyła się blondynka.
       - Dziękujemy za zaproszenie - powiedziała Aya. Ech…
       - W takim razie przyjdźcie do mieszkania dyrektora o piętnastej.
       - Hai! - uśmiechnęła się piętnastolatka.
       Pani prefekt wyszła.
       - Yatta! Jakie to miłe z jego strony, że o nas pamięta!
       - Uhm.
       - Hej, co jesteś taka ponura? - zniecierpliwiła się imōto.
       - A to niby coś nowego? - spytała Aya, wymuszając uśmiech.
***
       - Wejdźcie! - powitał dziewczyny dyrektor. Zaprowadził je do tego samego pomieszczenia, w którym jedli obiad jakiś czas temu. - No, usiądźcie sobie wygodnie. Kiryuu-kun i ja zaraz wszystko przyniesiemy! - oznajmił radośnie.
       - Możemy w czymś pomóc? - spytała Aya.
       - Nie, nie kłopoczcie się! - uśmiechnął się Kaien. - Poczekajcie tu moment. Hm, a gdzie się podziała Yuuki? Jeszcze się kąpie?
       Kurosu wyszedł z pomieszczenia. Aya usłyszała, jak prosi Zero, by poszedł pogonić Yuuki.
       Trochę to wszystko trwało, ale wreszcie udało się rozpocząć posiłek. Potrawy były pyszne. Tym razem to Yuuki jadła najmniej - wyraźnie się czymś zamartwiała.
       - No więc… Co macie zamiar robić? - spytał dyrektor.
       - Trochę poleniuchować! - zaśmiała się Kaori.
       - Hm, najlepiej nic - mruknął Zero.
       - Sama nie wiem… - przyznała Aya.
       - A ty, Yuuki?
       - Hę? Och, nie jestem pewna…
       - A pan, dyrektorze? - zapytała z zaciekawieniem blondynka.
       - Och, właściwie nie zastanawiałem się nad tym! Szczerze mówiąc, mam trochę pracy… Tak sobie pomyślałem, że skoro jest przerwa semestralna, to trochę nie w porządku, że musicie tu siedzieć i się nudzić. Tak więc postanowiłem, że możecie przez te dwa tygodnie wychodzić do miasteczka, ale nie pojedynczo.
       - Och, naprawdę?! - Oczy Kaori zabłysły. - Arigatō!
       - Cieszę się, że się cieszysz! - wyszczerzył zęby dyrektor.
       - Aya-nēsan! Pójdziemy do tamtej kawiarenki?
       - Pewnie.
       - Yatta! Przyłączycie się? - spytała z grzeczności. Patrzyła jednak tylko na Yuuki.
       - Hę? Ano… Zależy kiedy. Nie wiem, w razie czego się zmówimy, nie? - odparła rozkojarzona.
       - Ok!
***
       - Wychodzicie z dyrektorem? - zapytała Kaori.
       - Tak, mamy coś do załatwienia - odpowiedziała Yuuki. - Dyrektor prosi, żebyście podczas naszej nieobecności nie opuszczały terenu Akademii. Wiesz, ktoś tu musi zostać, prawda?
       - Hai! Spokojnie, wszystkim się zajmiemy!
       - Arigatō.
       Kilka metrów dalej Aya rozmawiała z Zero.
       - To chyba dobry pomysł, może wreszcie sobie coś przypomni i dowie się czegoś o sobie… - powiedział Kiryuu.
       - Tak… Jeśli takie informacje mogą się znaleźć w kwaterze głównej Związku Łowców, to rzeczywiście można to sprawdzić - przytaknęła brunetka. - Hej! Myślisz, że dałoby się coś znaleźć na temat… No wiesz. Mnie, mamy lub ojca…
       - Nie mam pojęcia. Ale poszperam trochę, może coś się znajdzie - obiecał.
       - Dziękuję - uśmiechnęła się Aya.
       - Tymczasem… Zostawiamy Akademię w waszych rękach.
       - Hai, hai. A właśnie… Zero?
       - No?
       - Czy wśród tych wszystkich Łowców… Będziesz bezpieczny?
       - Pewnie. Wciąż jestem jednym z nich, prawda? Choć zapewne niektórzy będą się krzywo patrzeć… Ale mam to gdzieś.
       - To dobrze. Powodzenia!
***
       - To się jeszcze nigdy nie zdarzyło - szepnęła Kaori. - Jesteśmy tu CAŁKOWICIE same. Oprócz nas na terenie Akademii nie ma żywego ducha…
       - No fakt. Dziwna sprawa - powiedziała Aya.
       - Ale jaka przygoda! - zaśmiała się blondynka.
       Szesnastolatka stała się dziwnie niespokojna.
       Co jest?, spytała samą siebie. To takie nienaturalne… My dwie, same… Jakby inni przestali istnieć…
       Położyła się na swoim łóżku i zamknęła oczy. Próbowała w pewien sposób patrolować teren za pomocą słuchu. Po kolei sprawdzała każdy obszar Akademii.
       Zadrżała i gwałtownie się podniosła, gdy usłyszała, że ktoś przedziera się przez główną bramę.
       - Co jest? - zapytała ze strachem w głosie Kaori.
       - Nie, nic. Zostań tutaj, muszę coś sprawdzić.
       - Co takiego? Czekaj, idę z tobą!
       - Nie! Masz zostać!
       - Iie. Idę z tobą i już. Co cię nagle ugryzło?
       - Nic, po prostu wydaje mi się, że coś usłyszałam.
       Jakoś… Poczułam niepokój, zauważyła Kao. Aya też wygląda na nieco przestraszoną… Hm, dziwne…
       - No dobra, chodź - rzuciła brunetka.
       - Hai!
       Dziewczyny wybiegły z akademika i pędem udały się w stronę bramy. Przed nią stało dwóch mężczyzn.
       Dobra, przynajmniej to nie wampiry, uspokoiła się odrobinę Aya.
       - Kim oni są? - zastanawiała się na głos Kao. - Chodźmy ich przepędzić!
       Podeszły szybko do intruzów.
       - Konnichi wa!- powiedzieli obcy.
       - Konnichi wa. Proszę wybaczyć, ale na teren Akademii nie wolno wchodzić nikomu z zewnątrz - poinformowała oschle brunetka.
       - Wiemy, wiemy. Jednakże… Mamy sprawę do dyrektora tej placówki - poinformował jeden z mężczyzn. Był to wysoki szatyn z kozią bródką.
       To… Łowcy! Tak, na pewno, pomyślała Aya, widząc, że obaj przybysze posiadali broń na wampiry.
       Oni mają broń! Kyaa, przeraziła się Kao.
       - Niestety, pana dyrektora nie ma.
       - Ach tak? - Facet z kozią bródką przeszył dziewczyny wzrokiem.
       - Zaraz, czy oprócz was jest tu w ogóle ktoś jeszcze? - zapytał drugi. Był niższy od tamtego, miał kręcone rude włosy i mnóstwo piegów.
       - Aktualnie nie - odparła Aya.
       - Ach tak? - powtórzył szatyn.
       - Owszem. W takim razie przykro mi, ale nie mają tu panowie czego szukać. Proszę natychmiast opuścić teren Akademii Kurosu.
       - No już, nie bądź taka poważna. Spokojnie, jesteśmy z policji, nie stanowimy żadnego zagrożenia - zapewnił rudy.
       Policja, jasne. Rany, czemu Kao tu jest?!
       - Zaraz, czy przypadkiem nie jesteś córką Reiko Mitsui? - spytał rudzielec, zwracając się do Kaori.
       Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
       - Hę? Skąd pan wie? Poza tym, obie jesteśmy jej córkami.
       - Serio? - zdziwili się mężczyźni.
       - Serio - odparła oschle Aya.
       - Jakieś takie niepodobne jesteście - powiedział wolno szatyn.
       - Och, serio? - zapytała brunetka.
       - Serio. - Łowca przeszył ją wzrokiem.
       Obaj mężczyźni spojrzeli szybko na siebie i ledwo zauważalnie skinęli głowami.
       - Właściwie, jesteśmy tu bądź co bądź z waszego powodu - oznajmił rudy.
       - Hę? Nande? - odezwała się blondynka.
       - No wiecie, sporo spraw jest jeszcze niezałatwionych… Chcielibyśmy z wami porozmawiać, skoro już tu jesteście.
       - Przykro nam, ale musimy odmówić - odrzekła Aya. - Teraz, gdy dyrektora nie ma, nie mają panowie prawa tu wchodzić. Proszę wyjść.
       - To tylko kilka pytań! - zapewnił niższy z przybyszów.
       - Dobra, nēsan. Co nam szkodzi? Jak odpowiemy na kilka pytań, to się odczepią, nie? - szepnęła Ayi na ucho imōto.
       - No nie wiem…
       - Jakoś to będzie - rzekła, po czym zwróciła się już do obcych. - Zgoda, możemy chwilę z panami porozmawiać. Jednak potem prosimy natychmiast opuścić teren Akademii!
       - Hai, hai - zapewnił rudy.
       „Policjanci” ponownie wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i znowu skinęli głowami.
       - W takim razie, młoda damo, może się odrobinę przejdziemy? - zapytał niższy.
       - Niech będzie - odparła Kao i oddaliła się nieco z nieznajomym.
       Aya z trudem opanowała drżenie.
       - Szczerze mówiąc, jesteś dość niepodobna do matki - zaczął szatyn.
       - Cóż, widocznie większość cech musiałam odziedziczyć po ojcu - rzekła niechętnie. Wymówienie tych słów sprawiło jej niemal fizyczny ból.
       - Och, nie wątpię.
       Mężczyzna uśmiechnął się z przekąsem.
       Czy to możliwe, że on coś podejrzewa?!, przeraziła się brunetka.

       - Jesteś niesamowicie podobna do matki! - zawołał rudy.
       - Tak, wiem. Ale zaraz, właściwie jakim cudem mnie pan rozpoznał? - spytała Kao.
       - Cóż, szczerze mówiąc… znałem odrobinę twoją mamę.
       - Naprawdę? - zdziwiła się nastolatka.
       - Owszem, ale niezbyt dobrze. Jednak gdy cię zobaczyłem, od razu skojarzyłem ją z tobą - uśmiechnął się.
       - Ach tak…
       Szli przez chwilę w milczeniu. Kao oglądała się co jakiś czas za siebie.
       - Spokojnie, nic jej nie będzie! - zapewnił rudzielec, widząc, że dziewczyna niepokoi się o siostrę.
       - Uhm - odburknęła.
       Martwię się. Bardzo…
       - No, w takim razie… Hm, od czego by tu zacząć… Tak, przede wszystkim bardzo mi przykro z powodu śmierci waszej matki.
       Blondynka skinęła głową.
       - Taak… Co to ja chciałem… Ach tak! Powiedz mi, kiedy przeniosłyście się do Akademii Kurosu?
       - Jakieś półtora miesiąca temu - odparła, dziwiąc się równocześnie. Wydaje mi się, jakbyśmy spędziły tu już całe wieki… Tyle się wydarzyło…
       - Rozumiem. A z jakiego to powodu się tu znalazłyście?
       - Ano… Właściwie to sama nie wiem. Okazało się, że mamy możliwość rozpoczęcia nauki w prestiżowej akademii i trochę się usamodzielnić… Jest w tym coś dziwnego, że się zgodziłyśmy?
       - Nie, oczywiście, że nie. Dobra… - podjął po chwili. - Powiedz, podoba ci się tutaj?
       - Oczywiście.
       - Faktycznie, bardzo tutaj przyjemnie. A… uczniowie? Sympatyczni?
       - Tak.
       - Wszyscy?
       - Powiedzmy - odparła, myśląc z niechęcią o Kiryuu.
       - To znaczy?
       - Proszę pana, nigdy nie jest tak, że wszystkich dookoła się lubi!
       - Tak, tak, masz oczywiście rację…
       - Chce pan wiedzieć coś jeszcze?
       - Tak, właściwie chciałem spytać… Możesz mi powiedzieć coś na temat swojego ojca?
       Kaori stanęła i spuściła wzrok.
       Shimatta!
       - Oj, gomen, nie chciałem… - zaczął rudy.
       - Nie wiem, kim jest lub kim był mój ojciec. Nie znam jego imienia ani nazwiska, ani miejsca ewentualnego pobytu - przerwała mu ze złością niebieskooka.
       - Rozumiem. Jeszcze raz przepraszam - speszył się odrobinę mężczyzna.
       - Coś jeszcze?! - wykrzyknęła Kao.
       - No więc…

       - Od kiedy tu przebywacie? - spytał szatyn.
       - Od jakiegoś półtora miesiąca - odparła chłodno Aya.
       - Dlaczego się tu przeniosłyście?
       - A dlaczego by niby nie? To przecież prestiżowa Akademia Kurosu.
       - Mniejsza o to. Dobrze dogadujesz się z siostrą?
       - A co to ma do rzeczy?!
       - Odpowiedz.
       - Tak, dobrze się dogadujemy. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko.
       - A jesteście ze sobą szczere?
       Przeszywali się nawzajem wzrokiem.
       - Owszem - skłamała.
       - Co się stało z waszym ojcem? Dlaczego się teraz wami nie zaopiekował?
       - Nie znamy go.
       - A chociaż jego nazwisko?
       - Nie.
       - Opowiesz mi trochę o szkole?
       - W jakim celu?
       - Och, tak po prostu. O jej systemie i tym podobnych…
       Przestań tak węszyć…
       - To oryginalna szkoła, jej system jest dość dziwny. Uczniowie dzielą się na Dzienną oraz Nocną Klasę. Jak nazwa wskazuje, Dzienny Wydział ma zajęcia podczas dnia, a ten drugi nocą. Do tego…
       - Wierzysz w wampiry, dziewczynko? - przerwał jej Łowca.
       Aya z całej siły starała się nawet nie drgnąć.
       O co mu chodzi, do cholery?! Do czego zmierza?!
       - Niech pan nie żartuje. Proszę nie mówić, że taki dorosły mężczyzna jak pan wierzy w takie bzdury - powiedziała.
       Intruz odwrócił się.
       - Wolałbym, żebyś zwracała się do mnie bardziej uprzejmym tonem, moja droga - wycedził.
       - Wolałabym, żeby mówił pan do mnie, a nie odwracał się plecami - wysyczała.
       Wtedy obcy błyskawicznie się odwrócił, wymierzając w Ayę pistoletem.
       Dziewczyna przeraziła się nie na żarty.
       Co on zamierza zrobić?! To broń na wampiry! Jeśli wystrzeli, a ja zostanę ranna… to będzie mój koniec. A… kto wtedy ochroni Kao-chan?! I… gdzie ona teraz jest?! Co ja mam zrobić?!
       Szatyn zaśmiał się okrutnie.
       - No, teraz już nie jesteś taka cwana, co?
       - To… nielegalne… - wyjąkała dziewczyna.
       - Hej, jestem z policji, pamiętasz? Mam prawo do korzystania z własnej broni!
       Aya cofnęła się kilka kroków.

       Kaori usłyszała huk i krzyk. Momentalnie odwróciła się w stronę bramy głównej. Ujrzała niesamowitą ilość ptaków, które poderwały się do lotu.
       Czy… to był… pistolet?! AYA!
       Rzuciła się w jej stronę, a rudy pobiegł za nią.
[wpis z dnia 30.01.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz