poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom VI, rozdział XXVIII - "Ups"


     Aya oddychała szybko, a jej serce waliło jak oszalałe. Cała się trzęsła, w końcu upadła na kolana.
       Szatyn spojrzał na nią ze złością i rozczarowaniem.
       - Ups - powiedział ze znudzeniem, opuszczając wreszcie pistolet.
       Dziewczyna podniosła na niego rozogniony wściekłością i strachem wzrok.
       - Ups? Ups?! Myślałam, że dostanę zawału! Co pan sobie wyobraża?!
       - Ech, spokojnie, to był tylko ślepak - oznajmił, gdy już się upewnił, że broń na nią nie zadziałała.
       - To niczego nie tłumaczy! - zezłościła się brunetka.
       Boże, całe szczęście… Jeszcze nie reaguję na te łowieckie wynalazki…
       Mimo wszystko wciąż nie mogła się w pełni uspokoić, zdecydowanie była w szoku.
       - AYA?!
       Szesnastolatka odwróciła się lekko i ujrzała imōto, która biegła w jej stronę. Za nią zaś posuwał się rudy.
       Aya jakoś wstała, ale trudno było jej utrzymać się na nogach. Postanowiła jednak nie martwić młodszej siostry, wystarczająco już zdenerwowanej.
       Kaori wreszcie dobiegła do Ayi. Dyszała, ale od razu wzięła się do sprawdzania, czy z siostrą wszystko w porządku.
       - Nic mi nie jest, Kao-chan. - Aya wysiliła się na coś, co przy dużej dozie optymizmu można by uznać za uśmiech.
       Kaori zwróciła się do szatyna.
       - JAJA SOBIE ROBISZ, BAŁWANIE?! - Była czerwona ze złości. Serce wciąż waliło jej ze strachu, nie mogła zapanować nad emocjami. - NATYCHMIAST MACIE SIĘ STĄD WYNIEŚĆ! ALE JUŻ! BO JAK NIE, TO UŻYJEMY SIŁY! - wrzeszczała.
       - Siły? Jasne… - prychnął ten z bródką.
       - Przestań, Eiji. Dajmy już spokój - powiedział znudzonym głosem rudy. - Chodźmy, nic tu po nas.
       Chwilę później obaj zniknęli za bramą. Wrota zostały zamknięte.
       - I żebym was tu już więcej nie widziała! - krzyknęła za nimi blondynka, gniewnie wymachując w ich stronę pięścią.
       Podeszła znów do Ayi, która stała nieruchomo, bo bała się, że jeśli się poruszy, upadnie.
       - Nic ci się nie stało? - spytała z niepokojem.
       - Nie… Tylko się przestraszyłam. Jestem trochę roztrzęsiona, ale wszystko jest w porządku… - odparła.
       - Yokatta! Tak bardzo się bałam! - wyznała Kao, przytulając siostrę. - Nie zniosłabym, gdyby coś ci się stało. Nie chcę stracić już nikogo więcej…
***
       - Powiemy o tym dyrektorowi? - spytała Kaori jakąś godzinę później.
       Dziewczyny siedziały w swoim pokoju. Wcześniej w ogóle się nie odzywały.
       - Chyba tak. Powinien wiedzieć o takich rzeczach.
       - Tak, ale co, jeśli będzie na nas zły?
       - Za co? - zdziwiła się Aya.
       - No… Że ich wpuściłyśmy.
       - Nie wpuściłyśmy ich, sami weszli - sprostowała Aya. - Ale jak oni to zrobili, skoro brama była zamknięta?
       - Nie wiem… Hej, myślisz, że to naprawdę byli policjanci?
       - A ty?
       - Uważam, że kłamali.
       - Też tak sądzę. Ale skoro tak, to kim mogli być?
       - Kryminalistami, oczywiście! - wykrzyknęła Kao. - Albo umysłowo chorymi… - zamyśliła się. Wyjrzała przez okno. - Hej, wracają!
       - Co?! Ci kretyni?!
       - Nie. I tak.
       - Hę?
       - No wiesz, zależy o kim mowa.
       - Co? - zdziwiła się Aya.
       - Ech, dyrektor i prefekci właśnie wracają - zniecierpliwiła się blondynka.
       - Aha…
***
       Siostry udały się do mieszkania Kaiena i o wszystkim mu powiedziały.
       - I co pan o tym sądzi, dyrektorze? - spytała Kao.
       - Sam nie wiem, będę musiał trochę o tym pomyśleć… - przyznał. - Jednakże… Na czas przerwy semestralnej… Proszę, byście się tu przeniosły. To samo dotyczy was, prefekci - zwrócił się do Yuuki i Zero, którzy stali z tyłu i przysłuchiwali się z niepokojem rozmowie.
***
       - Dziwne to wszystko - poskarżyła się blondynka.
       - Fakt. Ale co zrobić…
       Obie przeniosły się do jednego z pokojów gościnnych Kaiena Kurosu. Prefekci też się już „przeprowadzili”.
       - A tak zmieniając temat… Spore to mieszkanko, prawda? Co najmniej trzy pokoje gościnne…
       - Uhm.
       - Ech, chyba się na chwilę położę. Zmęczona jestem…
       Ziewnęła przeciągle, położyła się i niemal natychmiast zasnęła.
       Aya westchnęła.
       Ani chwili spokoju… Niemal bez przerwy coś się dzieje. Prawie nie pamiętam życia sprzed przybycia tutaj. Czuję się, jakbym spędziła w Akademii całe życie, a nie minęły nawet dwa miesiące! Tyle się już wydarzyło… Tak wiele zmian… Coraz więcej tajemnic… Nie potrafię się już w tym połapać!
       Ktoś zapukał lekko do drzwi. Aya wstała i wyszła na korytarz, by nie obudzić imōto.
       - Domyślają się? - spytał Zero.
       - Chyba tak…
       Przeszli do pokoju chłopaka.
       - Chcieli cię sprawdzić… Jestem jednak ciekawy, czy przybyli tu właśnie w tym celu, czy to wyszło jakoś tak podczas rozmowy…
       - Prawdopodobnie podczas. Wyglądało na to, że byli zdziwieni naszą obecnością tutaj.
       - Ech, że też musieli się natknąć akurat na was! Pewnie gdybyś była bez Kaori, niczego by nie podejrzewali.
       - Możliwe - przyznała Aya. - Nie wiem już, co o tym wszystkim myśleć - przyznała.
       - Też się już w tym wszystkim pogubiłem - powiedział siedemnastolatek. - Wiesz… W Związku też wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy.
       - Tak?
       - Uhm. Prezes Stowarzyszenia dziwnie się zachowywał… Wyobraź sobie, że zaprowadził mnie do sali pełnej zwojów „nasiąkniętych krwią naszych braci”, jak to powiedział.
       - Współczuję - szepnęła Aya, wiedząc, że chłopak musiał się tam nieźle namęczyć.
       - A Yuuki… Kiedy chciała spojrzeć na którąś ze stron jednej z ksiąg z okresu zimy dziesięć lat temu, ta nagle spłonęła.
       Aya uniosła brwi ze zdziwienia.
       - Jakby… ktoś nie chciał, żeby się czegoś dowiedziała…
       - Właśnie - potwierdził Kiryuu. - Aha… Przepraszam, ale przez to całe zamieszanie nie zdążyłem poszukać czegoś na twój temat.
       - Nie przejmuj się tym. I tak mam teraz sporo na głowie…
       - No… Trochę to wszystko dobijające, nie sądzisz?
       - Uhm.
       Do pomieszczenia wszedł dyrektor.
       - Aya-san, chciałbym z tobą porozmawiać - oświadczył.
       - Dobrze, już idę - zgodziła się od razu.

       - To, że to byli Łowcy Wampirów, nie pozostawia najmniejszych wątpliwości - zaczął Kaien. - Jednakże nie wiem dokładnie, po co tu przybyli. Wydaje mi się, że tak naprawdę to ja byłem powodem ich wizyty, nie wy.
       - Też tak myślę. W końcu nikt nie wiedział, dokąd się udałyśmy.
       - Właśnie. W trakcie waszej rozmowy Łowcy musieli zmienić taktykę po tym, jak się dowiedzieli, że mnie nie ma. Mieli ułatwione zadanie, bo na terenie Akademii nie było nikogo oprócz was. Mieli więc szczęście, że nie było żadnych świadków.
       - Taak…
       - Aya-san, powiedz, proszę, jak oni wyglądali? Może rozpoznam któregoś…
       - Niższy miał kręcone rude włosy i mnóstwo piegów… Ten drugi to wysoki szatyn z kozią bródką, chyba nazywał się Eiji, czy jakoś tak…
       - Eiji?! Znam go! Niech no ja go tylko… - Podszedł do biurka i wyjął z szuflady jakiś notes. Przekartkował go, znalazł, co chciał i podszedł do telefonu. Szybko wykręcił numer. - Eiji, mogę się łaskawie dowiedzieć, co to miało znaczyć?! - wrzasnął do słuchawki.
       - Nie denerwuj się tak, dyrektorku. Wrzuć na luz - odpowiedział tamten.
       Aya dziwnie się poczuła, słysząc dokładnie słowa obu rozmówców.
       - Z jakiej racji weszliście na teren Akademii? - zapytał gniewnie Kaien.
       - Ech, to był rozkaz, no nie? Przecież nie zrobiliśmy tego z Tatsuyą dla zabawy! - zniecierpliwił się Eiji.
       - Czy to prezes Związku wydał ten rozkaz?
       - A kto inny?
       - Byłem dziś w kwaterze głównej, widziałem się z nim!
       - Ale nas wysłał przecież wcześniej - zauważył właściciel koziej bródki.
       - Ech, nieważne. O co właściwie chodziło? Wysłał was do mnie, ale jak już się z nim spotkałem, to jakoś nic do mnie nie miał!
       - A ja tam wiem? Mieliśmy po prostu sprawdzić, co i jak…
       - Z czym?
       - No… Ogólnie z Akademią i tymi waszymi uczniami…
       - A ta sprawa z siostrami Mitsui?
       - Och, od dawna ich szukaliśmy. To był przypadek, że je rozpoznaliśmy. Ta mała była niesamowicie podobna do Reiko Mitsui, którą Tatsuya kilka razy spotkał…
       - Ale dlaczego zaczęliście je przesłuchiwać?! - zdenerwował się Kurosu. - To tylko dzieci!
       - Bez przesady, dyrektorku. To też rozkaz, na dodatek bardzo stary. Jeśli dziwnym trafem komuś udałoby się je spotkać, mieliśmy zadać im kilka pytań i wybadać to i owo.
       - „To i owo”?
       - Właśnie, właśnie.
       - Co masz na myśli?
       - To całe zamieszanie kilkanaście lat temu!
       - Co to ma do rzeczy?
       - To, że ta starsza córeczka pojawiła się jakby znikąd.
       - Że co? Nie rozśmieszaj mnie.
       - Ech, mów sobie, co chcesz. Kilku Łowców pamięta jednak tamte wydarzenia. Ja osobiście nie brałem w nich udziału i nie do końca jestem wtajemniczony, ale fakt pozostaje faktem, a rozkaz rozkazem, że jeśli ktoś z nas odnalazłby córki Reiko Mitsui, miałby szczególnie uważać na tę starszą.
       - Niby dlaczego?
       - Tego nie wiem. Jednak od razu poczułem, że coś z nią jest nie tak.
       - Dlatego w nią strzeliłeś?!
       - Hej, spoko, dyrektorku! Przecież nic się jej nie stało! Dlaczego się tak denerwujesz, skoro to była broń NA WAMPIRY?
       - Bo to moja uczennica, a także podopieczna. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo musiała się przestraszyć? Zresztą jej młodsza siostra również!
       - Oj tam, bez przesady…
       - Składaliście już raport prezesowi? - przerwał mu Kaien.
       - No pewnie. Robota to robota, nie?
       - Nieważne. Koniec rozmowy na dziś. Nie ważcie mi się kiedykolwiek przekroczyć progu Akademii!
       - Ech, wszystko mi jedno…
       Kurosu rozłączył się i spojrzał na Ayę.
       - Słyszałaś wszystko? - spytał.
       Pokiwała nieśmiało głową.
       - Przepraszam, nie potrafię jeszcze… - zaczęła.
       - Nie, nie, to dobrze.
       Westchnął.
       - To musiało być zamierzone. Prezes musiał już coś podejrzewać. I wiedzieć lub domyślać się, że mnie w tym czasie nie będzie… Jak on to zrobił? Może wysłał szpiega albo coś?
       - Nie wiem, panie dyrektorze… - zasmuciła się dziewczyna.
       - Hej, spokojnie! Wszystko się jakoś ułoży! Na szczęście broń Łowców jeszcze na ciebie nie oddziałuje, dzięki czemu przez jakiś czas powinnaś być ze strony Stowarzyszenia Łowców bezpieczna…
       - Teoretycznie - westchnęła.
       - No, nie martw się już tak.
       - Staram się, ale mi nie wychodzi. Za dużo tego wszystkiego…
       - Pamiętaj, że zawsze masz we mnie wsparcie.
       - Dziękuję, dyrektorze - powiedziała z wdzięcznością.
  
       Po kilku minutach wróciła do pokoju.
       Kao-chan śpi… To dobrze. Niech sobie porządnie odpocznie.
       Aya poszła się na szybko wykąpać, a potem sama również oddała się w objęcia snu.








***
    Jakby co tu Aya. xD Dlaczego mam wrażenie, że ostatnio tylko ja zajmuję się blogami? =.='
   No i macie ten rozdział, którego tak wyczekiwaliście od soboty. xD Mam nadzieję, że nikt nie jest za bardzo zawiedziony, bo może ktoś spodziewał się jakiegoś wielkiego dramatyzmu albo rozlewu krwi. xD Wiecie, nie spodziewałyśmy się z Kao-chan tak wielkiego poruszenia po ostatnim rozdziale. xD A tu SZOK! Emocje nie do podrobienia. xD Nie no, ale bardzo nam miło. ^^
    Buu, przez tę szkołę nie mam czasu pisać. ;( Baka koukou! Tęsknię za feriami...
    W imieniu swoim i siostry zapraszam na sobotni rozdział. ;)

PS. J., wybierz wreszcie to imię! xD ;*
[wpis z dnia 3.02.10] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz