poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom VIII, rozdział XL - "Treningi"

       - Chcę pojechać do domu - mruknęła Kaori.
       Aya otworzyła oczy i odwróciła się ze zdziwieniem w kierunku siostry. Przez chwilę patrzyła na nią w skupieniu, jakby się przesłyszała i próbowała dojść do tego, co tak naprawdę powiedziała imōto. Kiedy jednak blondynka nie rzekła nic więcej, postanowiła sama ją zapytać.
       - Co powiedziałaś?
       - Chcę pojechać do domu - powtórzyła jakby w zamyśleniu. Okręciła się na swoim łóżku i spojrzała na siostrę. - Co się z nim stało? - spytała cicho. - Stoi jeszcze? Czy wszystko jest jak dawniej? A może ktoś inny się tam wprowadził? A skoro tak… Co z naszymi rzeczami? Tyle ich tam zostawiłyśmy… Co się z tym wszystkim stało?
       Aya, lekko oniemiała, nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć. Młodsza siostra miała rację. Żadna z nich wcześniej nie zawracała sobie głowy tymi problemami, bo obie wciąż martwiły się o coś innego. Teraz jednak, gdy cały szok spowodowany ostatnimi wydarzeniami zelżał, trzeba było zastanowić się nad tą sprawą.
       - Nie wiem - przyznała siedemnastolatka. - Nie mam pojęcia… Ale masz rację. Co się mogło z tym wszystkim stać?
       Przez jakiś czas obie leżały na swoich łóżkach w milczeniu spowodowanym zadumą.
       - Dyrektor. On mógłby wiedzieć coś na ten temat. Powinnyśmy z nim porozmawiać. Jest niedziela, więc prawdopodobnie nie ma dziś żadnych zajęć, prawda? - zapytała Kao.
       - Uhm. Spotkajmy się z nim - przytaknęła Aya.
***
       - Wychodzę! - krzyknęła na pożegnanie Kao, otwierając drzwi pokoju.
       - Kao-chan! - zatrzymała ją starsza. - Dokąd się tak spieszysz?
       - Można powiedzieć, że rozpoczynam naszą misję. - Puściła oko.
       - Może trochę jaśniej? - powiedziała zdezorientowana Aya.
       - Idę się przejść z Kiryuu-kunem.
       - Z Ichiru?
       - No chyba nie z tym starszym! - naburmuszyła się Kaori.
       - No już dobra, dobra. Tylko uważaj na siebie - pouczyła ją Aya.
       - No właśnie będę musiała… - powiedziała niemal niedosłyszalnie Kao, jednak jej Aya oczywiście to usłyszała.
       - Słucham? - spytała zdziwiona.
       - A nic, nic. Nie przejmuj się. Tak sobie gadam - rzuciła szybko blondynka. - A ty się dziś gdzieś wybierasz?
       - Taak… Postanowiłam poćwiczyć sobie trochę w lesie panowanie nad ogniem. Nadal nie umiem nic z tym zrobić. Ech… Jakie to kłopotliwe… - powiedziała ze znudzeniem.
       - Być może, ale czuję, że ta umiejętność okaże się kiedyś użyteczna. Idziesz z Otsune?
       Starsza pokręciła przecząco głową.
       - Mogłabym jej coś przez przypadek zrobić. Nie chcę tego.
       - To weź Kiryuu.
       - Głucha jesteś? Nie chcę nikogo skrzywdzić - rzuciła zirytowana Aya.
       - Jemu się nic nie stanie. Zresztą powinien umieć uniknąć ataku.
       - Dziwna jesteś - oświadczyła starsza.
       - Wiem - zgodziła się z uśmiechem. - Ale to by był dobry początek naszej akcji. Może dyskretnie byś mu coś zasugerowała?
       Siedemnastolatka nadal pozostawała nieugięta.
       - Noo… Aya! Przecież rodzeństwo musi się wspierać, prawda? Tak jak my! A oni biedni nie dopuszczają do siebie tej myśli! Musimy im to uświadomić. A to jest przynajmniej dobry pretekst do spotkania.
       - Sama nie wiem…
       - No dalej. Dasz radę! - oznajmiła Kao radośnie. - To do zobaczenia później!
       - Uhm… - rzuciła. Kaori zaczęła już wychodzić z pokoju, nagle jednak zawróciła i spojrzała na onēsan.
       - Hej, Aya. W jakiej części lasu będziesz trenować? - spytała niby obojętnie.
       - Myślałam o tym kawałku za stajnią…
       - Aa… Ok! - krzyknęła na pożegnanie Kaori i wybiegła z pokoju.
***
       - Dzięki za towarzystwo. - Aya uśmiechnęła się w podzięce.
       - Nie ma za co. I tak nie miałem nic do roboty - rzucił Zero. - Wstąpimy jeszcze do Białej Lilii?
       - Uhm.
       Udali się więc do stajni. Chłopak zajął się koniem, a dziewczyna mu w tym pomagała, aby wszystko poszło sprawniej.
       Czuję się jakoś nieswojo, pomyślała brunetka. Jak tu jestem… Nie potrafię nie wspominać poprzednich wizyt w tym miejscu. I ich następstw… I pomyśleć, że „tamten” incydent miał miejsce zaledwie kilka dni temu! Zdaje się, jakby minęła cała wieczność…
       - Nad czym tak dumasz? - przerwał jej rozmyślania Kiryuu.
       Aya poczuła przyspieszone bicie swojego serca.
       - Nad niczym ważnym.
       - Ach tak? To czemu się rumienisz? - zapytał z uśmiechem.
       - Wydaje ci się! - rzekła szybko i odwróciła się, udając naburmuszoną.
       - Dobra, nic już nie mówię - rzucił.
       Nastolatka westchnęła.
       Niby powinno być tak jak dawniej, ale nie jest, zasmuciła się. Gdy widzę Zero, momentalnie zaczynam się stresować, a serce bije jak oszalałe… Czy to naprawdę może być strach? To przecież mój przyjaciel, poza tym pogodziliśmy się… Jednak pewna myśl nie daje mi spokoju. Co będzie… jeśli Zero znów spróbuje mnie ugryźć?
       - I ty mi tu wmawiasz, że nad niczym nie rozmyślasz?
       - Hę? - zdziwiła się Aya.
       - No widzę przecież.
       - Ach, tak… Hm. Zastanawiam się… Chodzi mi o te nowe moce - skłamała. - Denerwuję się. Nie potrafię jeszcze kontrolować ognia, to okropnie trudne. Boję się, że przez przypadek mogę ci wyrządzić krzywdę.
       - W razie czego nie masz czym się przejmować. I tak na to zasłużyłem, więc przestań się tak martwić.
       Uśmiechnął się ponuro. W jego oczach pojawił się charakterystyczny smutek, który w ciąg ostatnich dni widziała już tak wiele razy.
       - Nie mów tak - poprosiła dziewczyna. - Naprawdę… Nie chcę, by coś ci się stało.
       - Mniejsza o to - powiedział i poczochrał ją lekko po głowie. Nagle jednak coś go tknęło i szybko cofnął rękę.
       - Co ci jest? - spytała.
       - Hę? Nic - zaprzeczył trochę za szybko. Aya od razu zorientowała się, że coś nie gra.
       - Zero? O co chodzi?
       - O nic. Mówię przecież.
       Ech, nic już nie rozumiem. Irytuje mnie ta przepaść, która się między nami wytworzyła! Chcę, by było jak dawniej… Dlaczego nie można się przenieść w czasie?
       - Hej, co to za smutna mina? - zapytał chłopak.
       - Nieważne - odburknęła.
       - Jasne - mruknął. Odwrócił się i pogłaskał Lilię.
       Dalej to robimy! Shimatta, zdenerwowała się Aya. Podeszła do kolegi i również poklepała przyjaźnie białe zwierzę.
       - Zero? - zagadnęła cicho.
       - Uhm?
       - Możemy szczerze porozmawiać? Tak jak kiedyś?
       Spojrzał na nią. Jak zwykle na chwilę zatopiła się w jego lawendowych oczach, a potem, zakłopotana, odwróciła wzrok.
       - Spróbujmy - zgodził się. - Jaki temat chciałaś poruszyć?
       - Eeto… Chodzi mi o to… Nie bardzo wiem, jak to powiedzieć - przyznała. - Jest jakoś inaczej. Dlaczego?
       - Przez to, co się stało. To chyba oczywiste.
       - Tak, ale… Dlaczego nie da się o tym po prostu zapomnieć? - spytała cicho.
       - To byłoby zbyt proste. A życie takie nie jest. Wciąż musimy pokonywać coraz to trudniejsze przeszkody… I tylko nieliczni mają szansę, by wyjść z życia zwycięsko…
       - Zwycięsko? Czyli jak?
       - Sam nie wiem… Może… niczego nie żałować? Albo inaczej: pogodzić się z porażkami i mimo nich brnąć dalej do przodu, do swego celu.
       - Czy nie to właśnie w pewien sposób robimy?
       - Może tak, a może nie. Ja z pewnością nie czuję się jak zwycięzca. Przegrałem i wciąż się staczam - szepnął z udręką w oczach.
       - Nie mów tak! - zawołała. - Jeszcze nie wszystko stracone! Może jest jakiś sposób, byś…
       - Nie upadł do Poziomu E? - dokończył Zero. - Nie wydaje mi się. Zresztą… To już nie ma większego znaczenia. - Odwrócił wzrok.
       - Dlaczego tak mówisz? - zdziwiła się Aya.
       - Nie rozumiesz.
       - To mi wyjaśnij.
       - Ja… - zawahał się. - Uzgodniłem sam ze sobą… Że póki nie skuszę się na twoją krew… Póki cię nie zaatakuję… Będzie w porządku. Nie podoba mi się już samo to, że piję krew Yuuki, a wtedy nawet Kurana, ale… Sam na siebie nastawiłem pułapkę. I wpadłem w jej sidła. To był swego rodzaju przełom. W chwili ugryzienia ciebie… przegrałem. Sam ze sobą.
       - To trochę zawikłane. - Dziewczyna zaśmiała się niepewnie. - Ale to jeszcze nic nie oznacza - rzekła, nawiązując już do słów kolegi. - To była tylko i wyłącznie twoja walka.
       - Moja? Wplątałem w to ciebie.
       - Eee… No tak, ale… Nie jestem na ciebie zła, więc odpuść sobie, zgoda?
       - Nie mogę! Nie rozumiesz?
       Wpatrywał się w nią cierpiętniczym wzrokiem.
       - Nie - powiedziała, choć tak naprawdę doskonale go rozumiała. Aż za dobrze. Ona też miała swoje cele. Też nieraz walczyła już z samą sobą. Też stawiała przed sobą przeszkody, których nie potrafiła pokonać. Po chwili wahania przyznała się jednak do tego.
       - Więc jednak rozumiesz… - szepnął Zero.
       - Tak. Ale… Nie możemy się poddawać, prawda? Mamy jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Dlatego… Choć nie zapomnimy o przeszłości, spróbujmy się z nią chociaż pogodzić. I godnie powitać to, co przygotowała dla nas przyszłość.
       Prefekt stał przez chwilę w bezruchu, wpatrując się uważnie w Ayę. Potem skinął głową.
       - Masz rację. Gomen - powiedział. - Ale powiedz… Nie boisz się tego, co będzie?
       - Boję się - przyznała. - Bardzo się boję. - Spuściła wzrok i zaczęła wpatrywać się w ziemię. - Nie potrafię wyzbyć się tego strachu - rzekła cicho. Kilka samotnych kropli łez rozpoczęło wędrówkę po jej bladej twarzy. - Każdego ranka boję się tego, co przyniesie nowy dzień. Każdego wieczoru boję się, że gdy się obudzę, przestanę być człowiekiem. Ale tak naprawdę… Codziennie, w każdej chwili… Po trosze tracę swoje człowieczeństwo. Przeraża mnie to.
       Zero słuchał w skupieniu. Czekał przez moment, chcąc się upewnić, czy koleżanka doda coś jeszcze. Gdy jednak milczała, przygarnął ją lekko do siebie.
       Aya, chcąc nie chcąc, dobrze poczuła się w ramionach przyjaciela. Dodało jej to otuchy. Była pewna, że jest w tej chwili czerwona jak burak, ale nie obchodziło jej to. Tym razem nie chciała od razu go odepchnąć. Zamknęła po prostu oczy i czekała, aż zupełnie się uspokoi. Serce wciąż jej waliło, ale teraz miała wrażenie, że jej to nie przeszkadza. Miała jednak nadzieję, że chłopak tego nie dostrzeże.
       Powoli odpychała od siebie wszelkie troski. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło. I nie miało to dla niej znaczenia. Kiedy jednak całkiem się już uspokoiła, delikatnie wyswobodziła się z objęcia. Uśmiechnęła się jednak w podzięce.
       - Yoshi - powiedziała cicho. - Czas na trening.
***
       Kaori dotarła do wyznaczonego wcześniej miejsca. Ichiru jeszcze nie przyszedł, więc oczekując jego nadejścia, dziewczyna usiadła pod jednym z drzew.
       Muszę być silna. Jeśli teraz zawiodę, przegram i nie będę umiała bronić siebie ani innych. Nie mam pojęcia, czym tak naprawdę jest walka… Co będzie, jeśli nie jestem na tyle dobra, by się uczyć? Teraz, kiedy o wszystkim wiem, moim obowiązkiem jest umieć bronić przynajmniej samej siebie. Nie wspomnę już o innych. Nawet Aidou powiedział, że teraz będę podporą dla Ayi.
       Uśmiechnęła się smutno na myśl o chłopaku. W tej chwili lekki powiew wiatru spowodował kołysanie się włosów dziewczyny. Rozpuściła je więc, dając im swobodę ruchu. Nieczęsto to robiła. Zazwyczaj po prostu splatała je gumką. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak urosły, pomyślała, patrząc na kręcone kosmyki opadające na brzuch. Oparła głowę o kolana. Zamknęła oczy. Czuła się dziwnie.
       Nie potrafię godnie pełnić tego stanowiska, skoro jestem dla niej ciężarem. Przez to, że zdradziła mi tajemnicę, jeszcze bardziej musi mnie bronić. Powinnam jej się odwdzięczyć chociaż tą jedną umiejętnością samoobrony! Gdybym była wampirem, pewnie umiałabym wiele rzeczy…
       Wiatr zawiał mocniej, przez co dziewczynie zrobiło się zimno. Nie ruszyła się jednak.
       Koniec! Zachowuję się jak nie ja! Nie biorę nawet pod uwagę tego, że może mi się nie udać! Co będzie, to będzie. Uda się, na pewno! Trzeba być optymistą, tylko takim łatwo się żyje.
       Uśmiechnęła się lekko do samej siebie. W tym momencie kilka centymetrów od jej nóg wylądował z dużym hukiem podłużny kawał drewna. Przestraszona dziewczyna od razu podniosła wzrok. Przed nią stał Ichiru, który trzymał podobny patyk, co ten rzucony do niej.
       - Pierwsza zasada: zawsze być czujnym - powiedział na powitanie. Blondynka, jeszcze nie do końca oprzytomniona, wpatrywała się w chłopaka.
       To moja szansa! Potrząsnęła głową i podnosząc kij, wstała.
       - Tak jest! - odpowiedziała z pewnym uśmiechem.
       - To dobrze - rzucił chłopak. Wyglądał na zamyślonego. - Wyglądasz jakoś inaczej.
       - Hę? - Nastolatka nie wiedziała, o co chodzi. Wreszcie zrozumiała. - Aa… Włosy. Przepraszam, zapomniałam je spiąć.
       - Nie szkodzi, ale pamiętaj: w czasie walki nic nie może ci przeszkadzać. Chyba nie chcesz przegrać walki przez włosy, które zasłonią ci oczy, co?
       - Oczywiście. Już je spinam.
       Sięgnęła do kieszeni po gumkę i pospiesznie związała niesforne kosmyki.
       - Możemy zaczynać - oznajmiła kończąc.
       - Dobra. To co wiesz o katanach?
       - Eeto… Nic? Ale z tym nie ma problemu. Z czasem się nauczę.
       - Jesteś pewna siebie, nie sądzisz?
       - To chyba nic złego? - rzuciła przebiegle.
       - Jak chcesz… - Wzruszył ramionami. - W takim razie na dobry początek spróbuj odeprzeć mój atak.
       - Uhm - odparła i spróbowała się skupić. Trzymała kij obiema rękoma. - Będziemy tym walczyć? - spytała nieco zdziwiona. Spodziewała się normalnej walki kataną, a nie jakimiś drewnianymi kijkami.
       - Tak. Co prawda to zwykłe kije, a nie bokutō…
       - Bokutō?
       - To takie specjalne drewniane miecze do treningu kenjutsu.
       Spojrzał na dziewczynę. Udawała, że wszystko rozumie, ale niezbyt jej to wychodziło.
       - Nieważne - westchnął. -  Jeśli ci się uda - tu zrobił pauzę, jakby bardzo wątpił w wypowiedziane wcześniej słowa - to wszystko ci wytłumaczę. Gotowa?
       - Tak.
       Trzymała teraz kij z całych sił. Nie wiedziała, co się stanie. Stwierdziła, że przestanie o tym myśleć i postawi na instynkt.
       Onegai, nie zawiedź mnie, poprosiła, koncentrując się.
       Patrzyła uważnie na uniesiony kij kolegi. Chciała przewidzieć jego ruch. Nagle „miecz” zaczął poruszać się z niezwykłą prędkością. Kaori próbowała nadążyć za nim wzrokiem. Kiedy kij zmierzał wprost na nią, blondynka odruchowo wyciągnęła z całą siłą ręce w przód i zamknęła oczy. Poczuła uderzenie. Nie ból, a uderzenie. Otworzyła pospiesznie oczy. Udało jej się zablokować ruch  przeciwnika, który zresztą patrzył na nią zdumiony. Odepchnął kij i zamierzył się na kolejne uderzenie, tym razem z innej strony. Oszołomiona dziewczyna czym prędzej wyrwała się z zamysłu i zablokowała kolejny ruch kolegi. Ten, lekko zdenerwowany, przymierzył się do trzeciego pchnięcia. Jego ruchy były kilkukrotnie szybsze niż wcześniej. Kao nie nadążała za torem ruchu kija. Poczuła silny ból w brzuchu. Zakaszlała i zwijając się w kłębek, upadła.
       Czy ja… przegrałam?!
       - Gomen… - powiedziała, nie podnosząc wzroku.
       - Ty… - zaczął chłopak, ale Kao mu przerwała.
       - Możemy spróbować jeszcze raz? - spytała pewnie, mimo bólu wstając. W jej oczach można było zobaczyć, jak wielką determinacją się kieruje.
       - Słucham? - zapytał bardzo zaskoczony. - Oszalałaś?
       - Nie. Po prostu chcę pokazać, że tym razem mi się uda.
       - Tego nie da się uniknąć. Nie na twoim poziomie - odparł ściszonym głosem.
       - Ale chcę spróbować! - krzyknęła nastolatka gniewnie, ściskając swoją broń w brudnej od ziemi dłoni.
       - Bardzo proszę - rzucił i wykonał kilka ciosów. Tym razem dziewczyna upadła uderzona po piątym ruchu.
       - Jeszcze raz! - naciskała, cały czas się podnosząc.
       - Daj sobie spokój! - krzyknął zdenerwowany Ichiru. - Po kolejnym ciosie nie wstaniesz!
       - Możliwe - powiedziała, uśmiechając się z trudem, ale szeroko. - Jednak… bez ryzyka nie ma życia. Ja muszę się uczyć. Chcę umieć bronić siebie i swoich bliskich. Ty też powinieneś… - dodała.
       - Słucham?
       - Nic… - szepnęła. - To jak? Jeszcze raz? - spytała z jeszcze większym zdecydowaniem niż poprzednio.
       - Ech… Ale żeby potem nie było na mnie - dopowiedział znudzonym tonem.
       - Hai!
***
       Kolejna próba spełzła na niczym. Za żadne skarby świata ogień nie chciał podporządkować się woli Ayi. Zdenerwowana tupnęła nogą.
       - Spokojnie, po co te nerwy? - zaśmiał się Zero. - Spróbuj jeszcze raz.
       - To na nic! - zawołała z rozdrażnieniem dziewczyna. - Ogień jest całkowitym przeciwieństwem wody. Ona jest cicha i spokojna, a on dziki, nieprzewidywalny i nieokrzesany! Nie potrafię nad nim zapanować!
       - W końcu się nauczysz. W końcu trening czyni mistrza, czyż nie?
       - Jasne. Może sam spróbuj - rzuciła z przekąsem.
       - Chętnie. Szkoda tylko, że to niemożliwe - odparł, rozbawiony odrobinę irytacją koleżanki.
       - Co cię tak bawi? - zapytała.
       - Nic - odpowiedział. - Powiedz… Jak wyglądały twoje początki w manipulowaniu wodą?
       - Hm… - Zdziwiła się tym pytaniem.
       - Od razu potrafiłaś ją kontrolować?
       - Może nie od razu… To znaczy… W wieku jedenastu lat przez przypadek odkryłam tę moc. Jako dzieciakowi sprawiło mi to wielką frajdę, choć oczywiście byłam tym też na swój sposób przerażona. Ale ponieważ zawsze kochałam wodę, nauczenie się kontroli nad nią przyszło mi z łatwością. To było takie… naturalne. Woda… Jeśli przyrównać ją do człowieka, miałby on charakter podobny do mojego. Ogień jest całkiem inny. Zapewne taka Kao nie miałaby większych trudności z opanowaniem podobnych umiejętności…
       - Charakter, powiadasz… - mamrotał chłopak. - Hm, skoro tak sprawa wygląda… Może podczas kontrolowania ognia powinnaś stać się taka jak on sam? „Dzika” i „nieokrzesana”.
       - Niby w jaki sposób?
       - Nie wiem. W myślach, w wyobraźni. Mam wrażenie, że jesteś na swój sposób „połączona” z wodą. Spraw więc, by podobna więź wytworzyła się między tobą a ogniem.
       - Ale nie lubię ognia - nadąsała się. - Jest nieprzewidywalny i źle mi się kojarzy.
       - To znaczy?
       - Jako przeciwieństwo wody, którą kocham… - zaczęła wyliczać.
       - A ty i twoja siostra? Jesteście całkiem inne, a mimo to świetnie się dogadujecie - rzekł prefekt.
       Racja, to podobna sytuacja… Aya zdziwiła się nieco spostrzeżeniem przyjaciela.
       - Ale może siać zniszczenie. Pożary i te rzeczy…
       - A woda i powodzie czy tsunami?
       - Kojarzy mi się z wojnami, bólem i cierpieniem… - powiedziała niezdecydowanym głosem.
       - Innym z kolei z czymś dobrym, ciepłym. Wiesz - domowe ognisko, miłość i te rzeczy - zaoponował.
       Nastolatka stała przez moment i zastanawiała się nad słowami, które wypowiedział Kiryuu. Miał rację. Zarówno jeden, jak i drugi żywioł miał zalety i wady. Ponadto mógł się różnie kojarzyć.
       Skinęła głową.
       - Rozumiem.
       Powróciła do treningu. Skupiła się na pozytywnych cechach ognia. Pozwoliła, by przyjemne ciepło ją wypełniło. Przymknęła na chwilę oczy i zacisnęła pięść. Gdy uniosła powieki, a dłoń została rozwarta, nad nią kołysał się cieplutki płomień, niczym płomyk nadziei. Nie miał w sobie nic ze zła. To był tylko i wyłącznie JEJ płomień.
       Uśmiechnęła się.
       Dopiero teraz, gdy wreszcie zrozumiała istotę ognia, mogła przejść do prawdziwych ćwiczeń.
***
       - A nie mówiłem? - powiedział lekko zdenerwowany Ichiru, patrząc na blondynkę leżącą na ziemi. Była bardzo brudna i zmęczona. Nie miała siły wstać. Po kilkunastu ruchach oberwała w udo.
       - Może… Spróbujemy jeszcze raz? - wypowiedziała z trudem.
       - Żartujesz?
       - Nie. Tym razem mi się uda… - rzekła, próbując wstać. Jednak na marne. Po chwili upadła. Ból w nodze i brzuchu może nie był wielki, ale utrudniał poruszanie się.
       - Już koniec. Uspokój się - rzucił chłopak i podszedł do Kao, wyciągając ku niej rękę. Ta odepchnęła ją natychmiast.
       - Dam radę sama! To nie koniec - upierała się.
       - Dla mnie koniec. Jeśli nie chcesz usłyszeć odpowiedzi, trudno, wrócę sam.
       - A co miałabym od ciebie usłyszeć? - szepnęła z bólem. - Że jestem głupia i uparta, i…
       - To akurat prawda - wtrącił się. - Jednak…
       - I nie nadaję się na…
       - … dalsze ćwiczenia? Tak, masz rację. Jesteś totalnie wykończona. Porządny trening możemy zacząć dopiero wtedy, gdy dojdziesz do siebie - dodał z uśmiechem, patrząc na totalnie zdziwioną koleżankę.
       - Co… Co ty powiedziałeś? - spytała z niedowierzaniem.
       - Że zacznę cię trenować, gdy wydobrzejesz. Pewnie za jakieś dwa dni. To zależy od tego,  jak twoje ciało poradzi sobie z bólem mięśni.
       - Proszę, nie żartuj sobie w ten sposób. To nic fajnego być przegranym.
       Po tych słowach chłopak spuścił głowę.
       - Masz rację… - burknął i podnosząc głowę, dodał radośnie: - Jednak ty nim nie jesteś. Nie widziałem jeszcze osoby, która za pierwszym razem tak dobrze by sobie poradziła. Na dodatek twoja determinacja i upór, mimo iż są głupie i denerwujące, przydadzą się w walce. Dlatego stwierdziłem, że mogę cię trenować. Coś myślę, że szybko staniesz się dobrą… wojowniczką? - Zaśmiał się i ponownie wyciągnął rękę ku dziewczynie. Tym razem podała mu swoją. Chłopak podniósł blondynkę. Cały czas pomagał jej rękoma utrzymać się w pionie.
       - Naprawdę tak myślisz? - spytała z zaszklonymi oczyma.
       - Oczywiście. Po co inaczej miałbym ci to mówić?
       - Dziękuję! - powiedziała dziewczyna i mimo bolących kończyn, wtuliła się mocno w kolegę. - Dziękuję … - dodała jeszcze szeptem.
       - Tylko nie spoczywaj na laurach. To, że cię pochwaliłem, nie znaczy, że potem czeka cię sielanka - oznajmił bliźniak, gdy piętnastolatka uwolniła uścisk.
       - Tak jest! - krzyknęła wesoło. - Jutro bierzemy się ostro do roboty!
       - Nie wiem, czy jutro dasz radę.
       - Spokojnie. Dziś porządnie się wyśpię i będzie dobrze.
       - Skoro tak twierdzisz…
       - Wracamy? - spytała dziewczyna, wciąż podtrzymywana przez kolegę.
       - Tak. Zaczyna się ściemniać. Dziś już nic nie wykombinujemy - powiedział i schylił się, aby podnieść kije z ziemi. Podał jeden z nich dziewczynie. - Od teraz to twój kompan. Taki przyjaciel. Jeśli będziesz z nim w zgodzie, obroni cię przed wrogami.
       - I jak już będę umiała „być z nim w zgodzie”, to sama stanę się kompanem dla moich bliskich, tak?
       - Można to tak ująć - stwierdził Ichiru z lekkim uśmiechem.
       - Świetnie! - ucieszyła się Kaori. - Już niedługo będę umiała ich obronić.
       Chłopak znowu spuścił wzrok, a blondynka, zauważywszy to, dodała:
       - Nie martw się - powiedziała, zniżając się i zaglądając chłopakowi prosto w oczy, które po części zasłonięte były włosami. - Ciebie też obronię, kiedy będzie trzeba - dokończyła, szczerze się do niego uśmiechając. Spojrzał na nią i nic nie mówiąc, po prostu odwzajemnił uśmiech.
       Po chwili w milczeniu ruszyli w stronę domu. Kaori kulała, ale szła, podtrzymując się ramion młodszego z bliźniaków. Zatrzymali się przed akademikiem dziewczyn.
       - Tam chyba nie możesz wejść? - spytała dziewczyna, puszczając kolegę.
       - Uhm. Tak mi się wydaje.
       - Dobrze. Dam sobie radę sama - rzekła i powoli ruszyła w stronę schodów. Kiedy zaczęła wchodzić na pierwsze stopnie, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zdążyła jednak na czas złapać się balustrady i powstrzymała się przed upadkiem. Już chciała iść dalej, kiedy poczuła na sobie czyjeś dłonie.
       - W sumie to ty weszłaś raz do mojego dormitorium, więc nie powinno mi się nic stać, jeśli ja raz wejdę do twojego - rzucił Ichiru i wziął Kaori na ręce.
       - Czekaj! Co ty robisz?! - krzyknęła zszokowana blondynka.
       - Pomagam ci dojść na górę.
       Nie przyjmując dalszych sprzeciwów, ruszył po schodach.
       - To tu - oznajmiła dziewczyna, gdy doszli na jej piętro. Ichiru skręcił w korytarz i im oczom ukazały się Mio i Nio.
       - Kao-san! - krzyknęła przerażona Nio.
       - Co się stało?! - dopowiedziała Mio.
       - Eeto… - zaczęła speszona blondynka. - Nic takiego.
       - To ja już sobie pójdę - mruknął pospiesznie Ichiru, widząc zdziwienie dziewczyn patrzących w jego stronę. Postawił Kaori na ziemi. - Zaopiekujcie się nią. Na razie - rzucił i ruszył w stronę klatki schodowej.
       - Czekaj! Wyjaśnij nam to! - usłyszał jeszcze głosy zadziwionych koleżanek Kao, ale nie odwrócił się już.
       - Już dobrze! Spokojnie. Wszystko w porządku. - Odwróciła się jeszcze w stronę schodów. - Do zobaczenia… - szepnęła niedosłyszalnie. I… Dziękuję.  - No, wszystko już pod kontrolą. Lecę do siebie.
       - Przecież ty… - zaczęła Mio.
       - Jutro o tym pogadamy! - krzyknęła Kao i, wciąż kulejąc, pospiesznie udała się do swojego pokoju. Gdy weszła, prędko zamknęła drzwi. Zapaliła światło, aby coś widzieć. Pokój był pusty. Ayi nie ma… To dobrze. Może zdążę się wykąpać, przebrać i położyć, zanim wróci?, pomyślała i czym prędzej zabrała się za te czynności. Już niedługo będę umiała się bronić! Uśmiechnęła się do siebie.
***
       - Zmęczona?
       - O tak!
       Aya i Zero usiedli pod jednym z drzew.
       Dziewczyna była wykończona, ale zadowolona. Wstąpiła w nią pewność siebie - wiedziała, że ogień już zawsze będzie jej słuchał, że nie wymknie się już więcej spod kontroli. Uspokoiło ją to.
       Dopiero co świat się walił, a teraz nagle wszystko się wyprostowało, zauważyła. Cieszę się.
       Tak było w istocie. Jednak mimo wszystko strach nie opuszczał jej prawie w ogóle. Strach przed tym, co dopiero nastąpi.
       - Hej, a co z tymi błyskawicami? - zagadnął chłopak.
       - Hm, sama nie wiem. Nie potrafię ich użyć, właściwie to nie czuję nawet, że mam moc tego rodzaju. Może Kao-chan się przewidziało…
       - Może.
       Przez chwilę milczeli.
       - Zrobiło się już ciemno - rzekł w pewnym momencie prefekt.
       - Ups! Nawet nie zauważyłam, a Kao się pewnie niepokoi…
       Brunetka poderwała się szybko, lecz niechętnie.
       - Trzeba wracać.
       - Ech - westchnął Kiryuu i podniósł się z ziemi.
       - Idziesz na patrol?
       - Chyba muszę. Mam tego dość.
       - Nie dziwię się. Ale z drugiej strony… Kto inny miałby pełnić funkcje prefektów jak nie ty i Yuuki?
       - Heh, wcześniej nie było innej możliwości, ale jak się nad tym zastanowić, ten wielki sekret nie jest już taki wielki, więc dyrektor mógłby cię zwerbować.
       - CHA, CHA. Ale śmieszne!
       - No wiesz, Yuuki i mnie byłoby to na rękę - zaśmiał się lekko.
       - Egoista!
       Przez jakiś czas szli w milczeniu, jak to mieli w zwyczaju.
       - A tak w ogóle… Co tam u Yuuki? Ostatnio w ogóle z nią nie rozmawiałam - przyznała Aya.
       - Raczej niewesoło się ma - odparł nastolatek. - Wciąż dręczy ją ta jej przeszłość. A gdy próbuje sobie coś przypomnieć, ma jakieś przywidzenia czy coś… Przez to jest przestraszona i zdenerwowana.
       - Wspierasz ją?
       - Staram się. Na swój sposób. Ale wiesz, jak to jest.
       - Yare, yare - westchnęła Aya.
       - Co?
       - No nic, nic. Ale wiesz, jak się postarasz, naprawdę możesz podnieść człowieka na duchu - stwierdziła z uśmiechem.
       - Jasne…
       Znów zapadła cisza.
       - A właśnie! Jak zareagowała twoja siostrzyczka, gdy wyjawiłaś jej, że się pogodziliśmy? - zapytał Zero.
       - Eeto… Poleciała załatwić swoje sprawy.
       - To znaczy?
       - Aidou - odpowiedziała krótko.
       - Aha. No to nieźle. I jak się to skończyło?
       - Są przyjaciółmi - mruknęła.
       - To sobie przyjaciół wybrała. Z drugiej strony, ty masz nie lepszego, co nie?
       - A co to ma być? Zbyt niska samoocena?
       - Prawda - sprostował krótko chłopak. - A jak tam jej się układa z… z Ichiru?
       - Ano… Dobrze, niestety - odparła. Uznała, że czas wejść w temat bliźniaków. - A ty? Rozmawiałeś z bratem?
       - Poniekąd. Właściwie trudno to nazwać rozmową… Czasem trochę się nawzajem powkurzamy - rzekł. - Ciekaw jestem, co planuje. W jaki sposób chce dokonać zemsty.
       - A może wcale nie chce się mścić? - spytała cicho Aya. - Może tak naprawdę pragnie się z tobą pogodzić, ale nie umie uczynić pierwszego kroku w kierunku pojednania?
       - Żartujesz? On mnie nienawidzi. A ja jego.
       - Nie mów tak! Nie można nienawidzić rodzeństwa! Nawet jeśli ci się tak wydaje, jestem pewna, że w głębi serca bardzo go kochasz i chcesz się z nim pogodzić. - Uśmiechnęła się.
       - Cwaniara. To wcale nie jest takie proste. To nie tak, jak u ciebie.
       - Masz rację, u mnie było ciężej, bo nie jesteśmy z Kao nawet spokrewnione. A tobie trudno dogadać się z bliźniakiem! Nie rozśmieszaj mnie.
       - Zamierzasz mnie zdenerwować?
       - Nie bardzo - przyznała. - Ale powiedz - nie chciałbyś mieć znów rodzeństwa?
       - Tak jakby mam. Yuuki jest jak irytująca młodsza siostra.
       - Siostra? - zdziwiła się Aya.
       - A kto? Siostra, przyjaciółka… Co za różnica.
       Wzruszył ramionami.
       - Ech, pewnie żadna. Nieważne. Zmykam. Dobranoc! - rzuciła Aya i nie czekając na odpowiedź, prędko udała się do akademika.





***
Konnichi wa!
   Ech, musiałyśmy podzielić ten rozdział na dwie części... Dajemy obie od razu, bo pojedynczo byłyby dla Was pewnie za krótkie... xD
   Dzisiaj szczególne podziękowania kierujemy do Fany, Ayano i Pyzy ;*
   No, pozdrawiamy Was serdecznie!^^ A na stronie głównej notka ukaże się dopiero wtedy, gdy nabędziemy nową klawiaturę (oby szybko). ;]
[wpis z dnia 27.03.10]

1 komentarz: