Dlaczego urodziliśmy się
oddzielnie? Ja… po co w ogóle się urodziłem? Do dziś nie mogę tego pojąć, myślał
Ichiru. Otworzył kraty celi i powoli przekroczył jej próg. W dzieciństwie często cię o to pytałem, prawda?, powiedział w
myślach do brata. Taak… I doskonale
wiedziałem, jak na to zareagujesz… Ale tylko wtedy, gdy raniłem cię swoimi
słowami, czułem się jak twoja „druga połowa”. Ponownie spojrzał na
postrzelonego bliźniaka. Ty też to
wiedziałeś, niisan.
Zero, wciąż nieco zdziwiony, a do tego porażony bólem, podniósł
wzrok i zaczął wpatrywać się w młodszego brata.
Nawet,
jeśli znałem myśli Ichiru… To co mogłem zrobić? Albo co powinienem był zrobić?
Nie wiem… Ponieważ Ichiru urodził się z takim słabym i chorowitym ciałem… Może…
Może to była moja wina? W końcu… pochłonąłem tamtą drugą połowę, gdy byliśmy
jeszcze w łonie matki… Odebrałem mu siłę życiową i zamieniłem na swoją własną…
Zupełnie jak wampir…
Jego wzrok ponownie
powędrował ku podłodze.
„Za bardzo się wahasz”, mówił mi Ichiru. „W ten sposób nigdy
nie staniesz się silnym Łowcą. Ale pamiętaj, by o rzeczach, których nie możesz
mi powiedzieć, mówić mamie i tacie. Zero, są rzeczy, które przede mną ukrywasz,
z powodu tego, że znamy się tak dobrze, prawda? To mnie martwi.”
Dlatego właśnie stopniowo… stopniowo… tryb zaczął zmieniać
swój bieg.
Podjąłem decyzję, by zrobić to, czego ode mnie chciał Ichiru.
Ale… stopniowo… i stopniowo… tryb zaczął gubić drogę, bo…
ciepło, które mama dzieliła równo między nas, należało do Ichiru i tylko do
niego. Ale ja… i to mu odebrałem…
- Zero… - odezwał się młodszy. - Przestań bujać w obłokach i
spójrz na mnie.
…Nie zasługuję na miłość…
- Dałeś się tutaj
zamknąć i zachowujesz się tak ulegle - kontynuował Ichiru. Zbliżył się do brata
i przykucnął naprzeciwko niego. - Zupełnie jak wcześniej… - powiedział, patrząc
na zwieszoną głowę Zero. - Nigdy nie przestaniesz się karać. A może próbujesz
pokutować? - Złapał starszego brata za podbródek tak, by ten wreszcie na niego
spojrzał. - Chyba nie myślałeś, że to sprawi, że poczuję się lepiej, co? Dzięki
tobie, choć tego nie cierpię… Ale nie mogę ignorować faktu, że… Czułbyś się
bardziej wolny beze mnie. Poważnie… I też tego faktu, że odebrałeś mi
Shizukę-sama.
Zero westchnął
lekko.
- Nie martw się -
odezwał się w końcu. - Naiwna myśl o pokutowaniu znikła dawno temu - rzekł ze
smutkiem. Ichiru zdziwił się nieco. - Tamtej nocy, gdy widziałem, jak się
uśmiechasz… - Gwałtownie złapał rękę brata. - Jak mogłeś się uśmiechać? -
spytał. W jego głosie słychać było wyrzuty i smutek. - Zaraz po śmierci
rodziców?
Jeszcze mocniej
ścisnął rękę.
- Nadal masz sporo
energii - rzekł Ichiru. - Po takim strzale normalny wampir, który był kiedyś
człowiekiem, by nie przeżył.
Zamilkli na chwilę.
- Zero… Akademia była
kiedyś bazą Związku Łowców, a ta piwnica służyła jako więzienie dla wampirów.
Jakie to ironiczne…
Starszy bliźniak
zacisnął zęby i jeszcze mocniej ścisnął rękę brata.
- Itai, Zero… Och,
to trochę bolesne, co? Stałeś się wampirem, ale chociaż jesteś silniejszy niż
przedtem, to nie zostałeś nim w pełni.
Zero znów zacisnął
dłoń na ręce brata. Moc i siła dosłownie chciały się z niego wydostać.
- Czyś ty oszalał? -
spytał.
- Niespecjalnie -
odparł Ichiru. - Ale przewiduję śmierć. Nasi rodzice zabili wampira, którego
Shizuka-sama kochała. Chociaż nie upadł do Poziomu E, znalazł się na liście.
Nie zrobili niczego złego, po prostu wykonywali swoje obowiązki. Ale kiedy
Shizuka-sama dowiedziała się o tym, co się stało… Poczułem się taki chory…
Tamtego dnia, gdy zabili ukochanego Shizuki-sama, matka… Tak samo jak zwykle…
przytulała nas ciepło… Ale jako Łowcy rodzice musieli poinformować Związek o
mojej bezużyteczności…
Raniło ich samo patrzenie na mnie, pomyślał ze smutkiem.
- Ichiru, mogę
spytać, skąd się wzięła ta straszna rana? - przerwał mu Zero.
Płaszcz całkowicie przesiąkł już krwią.
Już prawie koniec, próbował
pocieszyć się w myślach Ichiru. To
przeznaczenie. Po prostu musi się wypełnić i tyle.
- Chciałem tylko, by
spełniło się życzenie Shizuki-sama - powiedział na głos. - Moim celem od samego
początku był on - wyznał. - Osoba, która uwięziła Shizukę-sama i zmieniła
listę. Rido Kuran. To dlatego przybyłem do Akademii, Zero. Dlatego czekałem na
jego powrót… Ale… Chociaż użyłem wszystkiego, co miałem, efekt był raczej
ograniczony…
Nie wytrzymał już i osunął się na ziemię. Oparł czoło na ramieniu
starszego brata. Czuł, jak powoli opuszcza go pozostała mu energia życiowa.
Obaj chłopacy byli już cali umorusani. Krew jednego mieszała się
z krwią drugiego.
- Ach, nie… -
szepnął słabo Ichiru. - Mam ci coś innego do powiedzenia…
- Ichi…ru… - Zero
czuł jeszcze większy smutek niż dotychczas i ze zgrozą patrzył na ledwo żywego
bliźniaka.
- Obrzydliwe… -
odezwał się tamten. - To miejsce przepełnia zapach naszej krwi… Ale dla ciebie
to pewnie przyjemny zapach… I tobie… udaje się to znosić… - Westchnął i już
całą głową oparł się o ramię brata. - Chociaż… staliśmy się odmiennymi
„gatunkami”… przytulanie ciebie naprawdę mnie uspokaja - wyznał cicho. - Nie
czasem dlatego, że pochodzimy z jednego jaja? Zero…
Starszy bliźniak objął lekko młodszego, który nie mógłby już sam
się utrzymać. Jego ciało było niemal całkowicie bezwładne.
- Tę resztkę mojego
życia… - mówił z trudem Ichiru. - Pochłoń ją całą.
***
-
Kuso! Gdzie oni mogą być?! - wrzeszczała z roztargnieniem Kaori.
- Nie mam pojęcia… - Aya drżała.
Obie
czuły, że muszą się spieszyć. Powinny znaleźć kolegów, zanim będzie za późno.
Ale gdzie oni się podziali? Dokąd Yagari zabrał Zero? Zdecydowanie nie było
czasu na szukanie nauczyciela po to, by się go o to spytać.
- Nēsan… - Blondynka mówiła jakby z
trudem. - Ichiru prawdopodobnie mógł być ranny… Na pewno był… Spróbuj wyczuć
jego krew.
Gdybym wtedy
zauważyła, gdybym się spostrzegła…!, wyrzucała
sobie niebieskooka.
- Ja… Przecież nie znam zapachu jego
krwi…
- A Zero?! Może się
jednak pobili czy coś?! - pytała rozgorączkowana Kao, mając szczerą nadzieję,
że tak było.
- Za dużo… Za dużo krwi… Nie potrafię
rozróżnić ich woni… - jęczała brunetka.
- Spróbuj!
Aya zamknęła oczy. Przede wszystkim musiała się skupić. A by to
zrobić, należało się uspokoić. Oddychała głęboko, próbując wyrównać bicie serca
i odpędzić od siebie ponure myśli. Wsłuchała się w delikatny powiew wiatru.
Gdy względnie się rozluźniła, spróbowała przypomnieć sobie zapach
krwi przyjaciela. Czuła go już ładnych kilka razy. Na pewno potrafiłaby go
rozróżnić… Gdyby tylko powietrze nie było przesycone tak ogromną ilością
zapachów krwi różnych osób…
Mocniej
zacisnęła powieki i przywołała w myślach obraz Zero. W końcu go ujrzała. Stał
spokojnie z tą swoją smutną miną…
I
wtedy Aya to poczuła. Woń jego krwi, która zdawała się mieszać z inną, ale…
podobną?
Otworzyła oczy i wskazała siostrze kierunek, w którym powinny się
udać.
***
Ichiru podniósł rękę, objął nią brata i lekko ją ścisnął.
- Ichiru… - szepnął
znów Zero.
- Rozumiesz, co
mówię? - spytał cicho młodszy. - Jeśli mnie pochłoniesz, to ta część siły,
która od początku należała się tobie, powróci do ciebie. A to, co siedzi w
tobie, powinno się nasycić.
- Nie… Nie zrobię
tego.
- Zrobisz. Jak
myślisz, dlaczego postrzeliłem cię z tego pistoletu?
- Nie zrobię tego! -
krzyknął ze złością Zero. - Przestań!
Z całej siły
przytulił młodszego brata.
- Nie chcę nikogo
więcej stracić! - mówił z rozdzierającym serce żalem.
- Tak się cieszę… -
Ichiru zamknął powieki. - Myślałem, że w twoim sercu już umarłem…
- Mama i tata… -
rzekł starszy. - Traktowali cię jak oczko w głowie… i kochali cię.
- Wiem… Ty też.
Nawet jeśli nie możesz jej wybaczyć… proszę, nie darz Shizuki-sama nienawiścią…
„Nie pozwolę ci stać się wampirem” - Ichiru wspomniał jej słowa.
- Shizuka-sama…
Zawsze traktowała mnie bardzo dobrze…
Pochłoń mnie i pozwól stać się częścią ciebie… Bo teraz… już i
tak nie mam po co żyć, prawda?
- Dlatego to
zrobiłem… Ale nie żałuję. Niedługo ja…
- Ichiru, to jest
złe! - zaprzeczył głośno Zero.
- Złe…? - Nagle
jakby się ożywił. Otworzył oczy i mocno zacisnął rękę na bluzce brata. - Jeśli
tak myślisz, Zero, to po prostu to dokończ. Żywi… Wkrótce… ty i ja… staniemy
się… jednym…
Dokończ to… póki żyjesz…
***
- To tutaj! - krzyknęła Aya.
Nigdy wcześniej nie były w tej części budynku. Wokół było ciemno,
ale nie na tyle, by Kao nie mogła się swobodnie poruszać.
Dziewczyny szybko
zbiegły po schodach do piwnicy.
Od razu ich
zobaczyły, jeszcze zanim pokonały ostatnie stopnie. Starszy pił właśnie krew
młodszego…
Brunetka zatrzymała się przy wejściu do celi. Nigdy wcześniej nie
widziała tyle krwi w jednym miejscu. Jeszcze nigdy jej zapach nie był tak
wyraźny…
Kaori zbiegła jako
druga.
- Wystarczy! -
krzyknęła. Dobiegła do bliźniaków i odepchnęła Zero od Ichiru. Nie zauważyła
nawet, że klęczy w kałuży krwi.
Szybko sprawdziła
puls kolegi.
- Jeszcze żyje… - szepnęła.
- Aya!
Dziewczyna z trudem zmusiła nieposłuszne nogi do poruszenia się.
Patrzyła to na siostrę trzymającą Ichiru, a to na Zero, który zdawał się niemal
całkowicie nieobecny. Nastolatce nie umknęła też rana po pocisku.
To dlatego to zrobił, przemknęło
jej przez myśl.
Zbliżyła się do imōto.
- Jeszcze żyje… -
powiedziała blondynka. - Aya, proszę… Nie, błagam! Błagam, uratuj go!
Cała się trzęsła, a
po twarzy spływały jej obfite łzy.
Szarooka ze zgrozą spojrzała na rany chłopaka. Przeraziła się.
Była pewna, że chłopaka najzwyczajniej w świecie nie da się uratować.
Postanowiła jednak choćby spróbować. Nie chciała zawieść siostry. Ponadto
przekonana była, że w przypadku śmierci Ichiru, Kao, a także Zero, przez długi
czas nie będą mogli się pozbierać.
- Zdejmij mu płaszcz
- zakomenderowała. - Przynajmniej wyjmij lewą rękę.
Blondynka szybko
spełniła polecenie onēsan. W tym czasie Aya uleczyła ranki po ugryzieniu.
Dziewczyny mało nie
zemdlały, gdy ujrzały obrażenia młodszego bliźniaka. Brunetka szybko się jednak
opanowała i stworzyła sporą wodną kulkę. Utworzyła z niej coś na kształt
talerza i za jednym zamachem przyłożyła ją do całej rany naraz.
Czuła, jak powoli uchodzi z niej energia. A nie miała jej zbyt
wiele - była wyczerpana walką, a ponadto jeszcze nie tak dawno obdarowała Zero
częścią swojej krwi…
Nie poddawała się jednak. Nie mogła. Za każdym razem, gdy już
traciła nadzieję, spoglądała na zrozpaczoną twarz imōto, na której malowała się
też jednak nutka nadziei. Kilka razy spojrzała też na przyjaciela, który powoli
zdawał się dochodzić do siebie.
Jakimś cudem udało się zagoić skórę, a nawet część wewnętrznych
obrażeń - nie były one tak poważne, na jakie wyglądały, jednak Ichiru stracił
zdecydowanie zbyt dużo krwi.
Aya pozwoliła wodzie
spłynąć na ziemię.
Co… Co mam teraz zrobić?!
Ręka umierającego
chłopaka drgnęła.
- Aya… Poruszył
się…!
To oczywiście nie
znaczyło nic ponad to, że Ichiru JESZCZE żył. Jednak kolejna fala płonnej
nadziei zalała serce Kaori.
Myśl, myśl!, nakazywała
sobie gorączkowo Aya. Co może go
wzmocnić?! Jak przedłużyć jego życie, przynajmniej na tyle, by można było
przenieść go do szpitala? W jaki sposób można „wynagrodzić” brak krwi?!
Przyszło jej na myśl tylko jedno rozwiązanie. Wyciągnęła rękę, wykręciła
ją odrobinę i wyjęła z pochwy katanę Kaori.
Zwariowałam,
pomyślała ze strachem. Całkiem mi odbiło…
- Aya, co ty
zamierzasz…?! - krzyknęła Kao.
Brunetka przełożyła broń do lewej dłoni i ostrzem przejechała po
wnętrzu prawej. Natychmiast poczuła tak wielki ból, jakiego nie doznała nigdy
wcześniej. Automatycznie upuściła miecz i pisnęła. Ze strachem spojrzała na
zranione miejsce. Rana nie była aż tak duża i głęboka, by tak bolała. I nie
miała zamiaru się regenerować. A na to było tylko jedno wyjaśnienie.
Broń Łowców… Już na mnie oddziałuje!, zauważyła z przerażeniem.
- Nēsan! - zawołała
Kaori.
Aya oprzytomniała. Próbowała zignorować wszechogarniający ją ból.
Zbliżyła się do twarzy Ichiru i przyłożyła mu do ust zakrwawioną dłoń.
Blondynka patrzyła
na nią ze zdziwieniem.
- Nēsan… Co ty…
- Nie wiem! -
przerwała jej niemal płaczliwym tonem siedemnastolatka. - Może… Może ta część
czystej krwi, która we mnie siedzi… Może mu jakoś pomoże…
Drżała. Nie
wiedziała, czy ze strachu, czy z bólu.
- Pij… - szepnęła w
stronę młodszego bliźniaka.
***
Ichiru zdał sobie sprawę z tego, że żyje. Choć nie powinien.
Dlaczego nie pochłonąłeś mnie całego, Zero?
Wiedział, że w celi jest ktoś jeszcze. Czuł, że po twarzy
spływają mu łzy, choć nie należały one do niego. Czuł też, że jego głowa na
czymś leży, nie na zimnej posadzce piwnicy. Czuł też, że coś napływa mu do ust.
Z początku nie zdawał sobie sprawy z tego, co to jest. Po prostu, w miarę
możliwości, połykał to, co mu podawano. Równocześnie czuł, że wstępuje w niego
odrobina życiowej energii. Serce wciąż biło nienaturalnie wolno, ale jednak
biło. Choć nie powinno…
Spostrzegł też, że nie czuje już bólu. Ani w boku, ani na szyi.
Poruszył lekko palcami, chcąc podnieść dłoń i przyłożyć ją do zranionego
miejsca, by przekonać się, czy rana jeszcze istnieje. Nie miał jednak
dostatecznie dużo siły. Zrezygnował więc.
Nic nie słyszał. Nie mógł też unieść powiek. Póki co,
przekraczało to jego możliwości.
Ale energia wciąż napływała. Czuł, jak płyn, który mu podawano,
trafiał po kolei do wszystkich części ciała.
I wreszcie zdał sobie sprawę z tego, czym ów płyn był.
Krew…
Pierwszą myślą,
która go wtedy napadła, była taka, że Shizuka powróciła, by uratować mu życie.
Ale choć krew, którą pił w tej chwili jakby odrobinę przypominała smak tamtej,
nawet on, jako zwykły człowiek, zauważył, że to nie krew Shizuki.
A więc czyja?
***
Zero powoli odzyskiwał jasność umysłu. Czuł się jednak tak
niesamowicie potężny, jak nigdy dotąd.
W jednej chwili wszystko stało się jasne. Wiedział, że upadek do
Poziomu E już mu nie grozi. Wiedział też, że teraz ma większe możliwości, jeśli
chodzi o kontrolowanie tego czegoś, co w nim siedziało.
Oprzytomniał i spojrzał na to, co się przed nim działo.
Kaori klęczała na zakrwawionej ziemi, trzymając na swoich
kolanach głowę Ichiru. Płakała.
Aya z kolei
przyciskała prawą dłoń do ust jego brata. Chłopakowi udało się odróżnić śliczny
zapach krwi przyjaciółki od tego, który czuć było w tej celi już od jakiegoś
czasu.
Zero przerzucił wzrok na zamknięte oczy bliźniaka.
- Uratowałeś mnie, Ichiru… -
wyszeptał.
Ale… w jaki sposób mogę ci się odwdzięczyć...?
***
Aya mocno zaciskała zęby z bólu. Lewą rękę przycisnęła żyły
prawej, by nieco więcej krwi napłynęło do rany.
Nie miała pojęcia, czy to, co robi, przyniesie jakikolwiek
skutek. Ichiru wciąż żył, to było pewne. Jednak w każdej chwili jego serce
mogło stanąć na zawsze.
Brunetka była coraz słabsza. Miała już mroczki przed oczami.
Zmieniła pozycję, ale nie na wiele się to zdało. Ręka jej zadrżała. Poczuła, że
jeszcze trochę, a straci przytomność.
Tego by tylko brakowało, zdążyła
pomyśleć, zanim osunęła się na ziemię.
Zero zareagował błyskawicznie i zapobiegł uderzeniu jej głowy w
twardą posadzkę.
- Nēsan! -
przestraszyła się Kao.
- Nic jej nie będzie
- zapewnił starszy z bliźniaków. Uklęknął w ten sam sposób co blondynka i
przytrzymywał przyjaciółkę.
- Powiedz mi… -
zaczęła wolno niebieskooka. - Czy… Czy on sam tego chciał?
Kiryuu ze smutkiem skinął głową.
- To on cię
postrzelił? - wychlipała.
- Tak. Widzisz, gdy
wampir zostanie ranny przez broń Łowców, jego zdolność regeneracji nie działa.
Wtedy też trudniej mu oprzeć się głodowi. Ale za to można go względnie łatwo
zabić - wyjaśnił cicho.
- Rozumiem.
Milczeli przez chwilę.
- Dlaczego nēsan
wciąż się poświęca? Dla ciebie, dla mnie, a teraz nawet dla twojego brata… -
odezwała się Kaori.
- To już taki typ
osoby. Nie martwi się o siebie, lecz o innych. A ty jesteś dla niej najważniejsza
na świecie. Próbowała uratować Ichiru dla ciebie.
- A ty? - spytała
cichutko.
- Hę?
Przeniósł wzrok z
twarzy Ayi na blondynkę.
- Dała ci swoją
krew, choć było to coś, czego normalnie nigdy by nie uczyniła… Nie rozumiem
tego.
- Uhm. Ja też.
Aya poruszyła się lekko i otworzyła oczy. Ze zdziwieniem
spojrzała na Zero, który ją trzymał i zarumieniła się odrobinkę.
- Gomen!
Chciała szybko
wstać, ale przez to znów straciła władzę nad nieposłusznym ciałem.
- Nie spiesz się
tak. Poczekaj - powiedział spokojnie kolega.
Gdyby nie to, że straciła sporo krwi, zapewne byłaby czerwona
jak burak, zauważyła Kao.
- Już dobrze -
rzekła niepewnie. - Przepraszam, że sprawiłam ci kłopot.
- To ja tu wszystkim
sprawiam kłopoty - mruknął Kiryuu.
- Jej, a co z…
Tym razem udało się jej już podnieść. Zerknęła na Ichiru. Wciąż
oddychał. Płytko i nierówno, ale mimo wszystko była to oznaka życia.
Ponownie przycisnęła prawą dłoń do jego ust, bo do rany wciąż
napływała krew.
Zero położył jej
rękę na ramieniu.
- Wystarczy już -
powiedział cicho.
- Ale…
Musiała jednak przyznać mu rację.
- Przykro mi
Kao-chan, ale nie mogę już zrobić nic więcej. Teraz… Teraz wszystko zależy
tylko i wyłącznie od niego.
Przez pewien czas siedzieli jeszcze w lochu. Chociaż każdemu z
nich wydawało się, że minęły już całe wieki, tak naprawdę to wszystko nie
trwało długo.
W końcu Zero podniósł się z podłogi. Podszedł do brata i ujął
jego twarz.
Dopiero co cię odzyskałem… Proszę, nie znikaj.
- Ichiru… Obiecuję,
że pokonam naszego wspólnego wroga - powiedział już na głos.
Odetchnął głęboko i powoli ruszył ku schodom.
Aya namyślała się przez chwilę, ale w końcu wstała.
- Zaraz przyjdę -
rzuciła.
Dogoniła przyjaciela, który właśnie miał wyjść z piwnicy.
- Zero…
Chłopak odwrócił się
i spojrzał na koleżankę.
- Tak?
- Ano… - zawahała
się.
- Zabiję go -
zapewnił Kiryuu.
- Wiem… Rozpraw się
z nim porządnie, ale… Wróć - wyszeptała.
- Pewnie. -
Uśmiechnął się słabo. Zszedł po tych kilku schodkach, które ich dzieliły i
lekko przytulił dziewczynę. - Dziękuję.
Aya wróciła do celi. Dziwnie było patrzeć na nią z boku. Na
Kaori, klęczącą w kałuży krwi i trzymającą ledwo żywego chłopaka.
Podeszła do nich i ukucnęła.
Ichiru poruszył
ustami.
- Nēsan… - wyszeptała
blondynka.
Stara się coś powiedzieć?
Niebieskooka
pochyliła się nad ustami kolegi, próbując wychwycić to, co mówił.
- „Rido, wie,
ojciec”? - zdziwiła się.
Brunetka jednak zrozumiała natychmiast. Gwałtownie wstała.
- Dziękuję! -
krzyknęła i wybiegła z lochu.
Kaori została sama z Ichiru.
Dlaczego nie mogę nic zrobić…?! Dlaczego nie mogę nikomu
pomóc?! Nie mogę utrzymać przy życiu Kiryuu-kuna, nie mogę pomóc w pokonaniu
tego całego Rido… Wciąż jestem bezsilna! Wciąż jestem do niczego!
Wyrzucałaby sobie jeszcze więcej, ale w tym momencie poczuła, że
z chłopakiem coś się dzieje. Albo raczej NIE dzieje.
Nie oddychał.
Nie wyczuwała jego
pulsu.
„Teraz wszystko
zależy tylko i wyłącznie od niego.”
Blondynka rozwarła szeroko błękitne oczy, do których napływało
coraz więcej łez. Trzęsła się jak osika. Nie panowała nad sobą.
- Ichiru… -
wyszeptała, patrząc na jego kredowobiałą twarz. - Ichiru! Nie umieraj! -
zaczęła krzyczeć. - Nie umieraj! Nie zostawiaj mnie! Ichiru!!!
***
„Błagam, nie zostawiaj mnie!”
Przemknęło mu przez myśl, że gdyby tylko mógł, może by jednak
jeszcze trochę pożył. Jednakże powoli coraz bardziej osuwał się w ciemność i
nicość.
„Ichiru!”
Kao? To ty? Dlaczego płaczesz?, zastanawiał się.
Nie wiedział, czy jeszcze żyje, nie wiedział, czy głos, który
słyszał, przemawiał do niego naprawdę. Był jednak pewien, że jego imię jeszcze
nigdy nie brzmiało tak ładnie.
„Nie umieraj, proszę, błagam!”
Więc jednak umiera…
„Ja… potrzebuję cię! Może jestem egoistką, ale… Jeśli nie chcesz
żyć dla siebie… dla brata… To chociaż dla mnie! Proszę! I… I… Shizuka-sama na
pewno też by chciała, żebyś żył!”
Czyżby jej głos się
załamał? Czyżby nieco przycichł?
„Ichiru, naprawdę jesteś dla mnie ważny! Nie zostawiaj mnie!”
Naprawdę się martwisz… Naprawdę… ci na mnie zależy…?
„Bardzo mi na tobie zależy!”, wykrzyknął słodki i melodyjny głos,
jakby w odpowiedzi na jego pytanie.
Więc jednak… Jednak mam po co żyć? I dla kogo… Dobrze, Kao,
spróbuję cię nie zawieść. Dla ciebie… umknę temu krwawemu przeznaczeniu.
Z trudem nabrał oddech, a jego serce znów zaczęło pracować.
***
Ohayo, tu Aya. ^^
No i macie ten rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście zbyt zawiedzeni. Wiem, że większość z Was była za tym, by nie uśmiercać Ichiru. No ale cóż, to dopiero początek, co będzie później, zobaczycie.
Środowy rozdział będzie nosił tytuł "Więzień przeszłości". Zapraszamy serdecznie. :)
[wpis z 15.05.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz