poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom X, rozdział XLVIIIb (dodatek) - "Przywdziewając maskę"


       Pierwszy dzień w liceum okazał się dla Tougi ważny z niejednego powodu. Nie chodziło jedynie o zmianę szkoły i otoczenia. To nie bardzo się liczyło - choć chłopak musiał przyznać, że cieszy się, że trafił do tej samej klasy co jego najlepszy przyjaciel, Kaien Kurosu. Ale zdarzyło się coś jeszcze. Jeden z punktów zwrotnych w jego życiu.
       W auli zebrał się tłum uczniów, którym polecono, by ustawili się klasami. Nie było żadnych problemów, więc wszystko zgrabnie poszło. Jednak niemal żadne słowo z uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego nie dotarło do Yagariego. Jego myśli wypełniły nowe, nieznane dotąd uczucia. A wszystko zaczęło się właśnie tam, w największej sali liceum, w którym miał spędzić następne trzy lata swojego życia.
       Chłopak ze znudzeniem rozglądał się dookoła, próbując zapamiętać kilka twarzy. Nigdy nie miał do tego głowy, zawsze zdawał się na Kaiena. Liceum to już jednak co innego, sam też musi się postarać nawiązać jakieś znajomości, bo jak nie, to czeka go nieciekawy czas.
       Przejeżdżał wzrokiem od jednego ucznia do drugiego. Nikt nie wydawał się jakoś specjalnie interesujący… do czasu, gdy jego oczy ujrzały dziewczynę, na widok której jego serce zabiło szybciej. To było coś nowego.
       Nagle cała reszta jakby przestała istnieć. Nastolatek patrzył na uroczą brunetkę, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

       Touga nie zapamiętał też tego, co mówił wychowawca, gdy uczniowie rozeszli się już do swoich sal. Oparł głowę na ręce i co jakiś czas dyskretnie przyglądał się dziewczynie, która ot tak sobie zawładnęła jego nieposłusznym sercem.
       Choć sensei się pożegnał, klasa nie miała jeszcze zamiaru wychodzić. Ludzie zaczęli do siebie podchodzić, poznawać się, rozmawiać. Yagari siedział nieruchomo. Czuł się co najmniej dziwnie.
       - Hej, żyjesz? Coś ty dzisiaj taki zamyślony? - zapytał wesoło Kurosu.
       Touga szybko się otrząsnął. Poczuł się tak, jakby wylano na niego kubeł zimnej wody.
       - Tak jakoś - mruknął.
       - Och, popatrz, popatrz! - polecił z uśmiechem Kaien. - Czyż one nie są urocze?
       Yagari popatrzył w kierunku, który pokazał mu przyjaciel i znów na moment zamarł. Stały tam dwie dziewczyny - jedna z nich była zielonooką brunetką, która tak bardzo mu się spodobała. Druga okazała się niebieskooką blondynką. Wyglądała na niezwykle energiczną i wesołą osobę. Brunetka z kolei stała ze spuszczonym wzrokiem, co jakiś czas spoglądając tylko na przyjaciółkę.
       Blondynka szepnęła koleżance coś na ucho, uśmiechając się przy tym porozumiewawczo. Zielonooka ze zdziwieniem podniosła głowę i spojrzała w stronę Tougi i Kaiena. Zarumieniła się i ponownie skryła oczy za firanką rzęs.
       - Chodź, koniecznie musimy je poznać! - powiedział pewnym głosem Kurosu. - Wyraźnie nas zapraszają, blondynka wciąż patrzy w tę stronę. Ale uroczo się uśmiecha, prawda? Chodź, chodź!
       Nie przyjął sprzeciwu - po prostu złapał przyjaciela za rękaw mundurka i pociągnął go za sobą.
       - Ohayō, piękne panie! - zawołał z oszałamiającym uśmiechem. - Z kim mamy przyjemność?
       - Ohayō! Nazywam się Reiko Mitsui! - odparła słodkim głosem blondynka. Brunetka się nie odezwała, więc niebieskooka lekko ją szturchnęła.
       - Ano… Maaya Katayama - szepnęła nieśmiało.
       - Miło was poznać! Jestem Kaien Kurosu! - powiadomił dziewczęta.
       - Touga Yagari - przywitał się brunet. Za wszelką cenę próbował ukryć swoje dziwne uczucia i zachowywać się względnie normalnie.
       - Ach, Mitsui-san, Katayama-san, macie ochotę na lody? - zapytał nonszalancko Kaien.
       - Pewnie! - odpowiedziała Reiko.
       W ten sposób rozpoczęła się ich znajomość.
***
       Słońce już jakiś czas temu znikło za horyzontem, ale młodzieńcy nie zwrócili na to większej uwagi. W tej chwili ważniejsze było coś całkiem innego. Musieli uratować przyjaciółki, które znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie. To liczyło się najbardziej.
       Chłopcy biegli ile sił w nogach w kierunku, z którego dobiegały wołania o pomoc. Nie było czasu na zmęczenie czy wahanie się.
       Łowcy Wampirów natrafili na mur. Wydawać by się mogło, że utknęli w martwym punkcie, ale taka przeszkoda to za mało, by ich pokonać. Byli doskonale wyszkoleni i pracowali już w rozmaitych warunkach.
       Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i skinęli głowami. Rozpędzili się porządnie, wdrapali na mur, a potem sprawnie go przeskoczyli.
       Nie mylili się. Był tam. Wampir Poziomu E, oszalały już z pragnienia. Nie było dla niego ratunku. Trzeba było go zabić, by uratować przyjaciółki, które krwiopijca zamierzał zaatakować.
       Nastoletni chłopacy błyskawicznie wyjęli specjalną broń, po czym dokładnie w tym samym momencie rzucili się na wroga. Wystarczyło zaledwie kilka sekund, by potwór zamienił się w pył.
       Dopiero wtedy mogli dokładniej przyjrzeć się koleżankom. Brunetka stała tuż przed kupką popiołów, które pozostały po potworze, blondynka zaś jakieś dwa metry dalej.
       Maaya nie potrafiła dłużej utrzymać się na nogach. Upadła na kolana. Drżała i szlochała. Yagari i Kurosu podeszli do koleżanek.
       - Co to było, do jasnej cholery?! - zapytała zezłoszczona Reiko. Podeszła już bliżej i objęła roztrzęsioną przyjaciółkę.
       - Wampir Poziomu E - wyjaśnił Touga rzeczowym tonem, wcześniej jeszcze rzucając szybkie spojrzenie Kaienowi, który ledwo zauważalnie skinął głową.
       - Wampir? - zdziwiła się Mitsui.
       - Owszem. One istnieją, widziałyście to zresztą na własne oczy - powiedział Kaien.
       Touga spojrzał na Maayę. Miał wielką ochotę na to, by podejść jeszcze bliżej, ukucnąć i po prostu ją przytulić. Ta jednak siedziała już w ramionach najlepszej przyjaciółki. Poza tym - jak pozostali by to odebrali?
       Muszę uważać. Nie mogę przecież zaprzepaścić naszej przyjaźni jednym posunięciem…
       Tej nocy Yagari uświadomił sobie coś jeszcze. Mianowicie to, że chce chronić Maayę ze wszystkich swoich sił. Dziewczęta wprost przyciągały do siebie wampiry, więc to nawet lepiej, skoro zostaną wreszcie uświadomione. Była jednak jeszcze jedna sprawa - Touga doskonale wiedział, że Reiko w razie czego sobie poradzi, to naprawdę była dziewczyna jak ze stali. Ale młoda Katayama była inna - spokojna, delikatna i niesamowicie wrażliwa…
       Nie pozwolę, by coś ci się stało, powiedział w myślach, patrząc na drżącą przyjaciółkę.
***
       Wszystko się zmieniło. Reiko dołączyła do Związku Łowców - i rzeczywiście okazała się świetna w tej profesji. Touga cieszył się ze świetnych kontaktów z Kaienem i Mitsui, ale bardzo martwił się o Maayę.
       Jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, prawie nie wychodziła z domu. Chłopcy udali się kilka razy do niej z wizytą, ale Katayama prawie się nie odzywała. Reiko odwiedzała ją częściej, ale nawet ona nie mogła nic z niej wyciągnąć.
       Yagariemu serce się krajało, gdy patrzył na odmienioną Maayę. Pragnął jej w jakiś sposób pomóc, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić. Wciąż miał nadzieję, że z czasem to przejdzie.

       Minęło jednak kilka lat, a stan dziewczyny się nie zmieniał.
       - Nie wiem już co robić! - wyżaliła się kolegom Reiko. - Tak bardzo się o nią martwię…
       - My też, ale chyba nic nie możemy zrobić - rzekł Kaien.
       Wyraźnie czekał na jakiś komentarz od Tougi. Ten jednak uparcie milczał. Na jego twarzy malował się jednak wielki żal. Kurosu to zauważył, ale Yagari o tym nie wiedział.
       Maaya… Proszę, otrząśnij się, powiedział w myślach. Nie mogę patrzeć na to, jak cierpisz… Chcę znów zobaczyć twój łagodny uśmiech…
***
       Życzenie Tougi spełniło się, ale w sposób całkiem inny od tego, jakiego oczekiwał.
       Kaien i Yagari siedzieli w jednej z bibliotek Związku Łowców, gdy do pomieszczenia wpadła Reiko.
       - Nie uwierzycie, chłopaki! - zawołała wesoło.
       - W co znowu nie mamy uwierzyć? - mruknął znudzonym głosem ciemnowłosy, nawet nie podnosząc wzroku znad książki - jedynego egzemplarza „Łowców i wampirów na przestrzeni dziejów Ziemi”.
       - Maaya się zakochała! - wypaliła zarumieniona blondynka.
       Kaienowi opadła szczęka, ale Touga nawet tego nie zauważył. Wypuścił z dłoni lekturę i ze zdziwieniem spojrzał na przyjaciółkę.
       - Ale wyglądacie! - zaśmiała się niebieskooka.
       Kurosu otrząsnął się już z pierwszego szoku.
       - Naprawdę? - spytał z zaciekawieniem.
       - Tak! Poznała go, gdy wracała z wykładów! Pośród płatków sakury… Jakie to romantyczne! Podobno jest bardzo przystojny! I wysoki, i miły, i… - świergotała.
       Ona... nie żartuje, zauważył z osłupieniem brunet. Lekko drgnął.
       - Dobrze, dobrze, Reiko! Uspokój się. Mam wpaść w kompleksy, kiedy tak wymieniasz zalety tego gościa? - odezwał się Kaien.
       - Och, gomen! - zaśmiała się dziewczyna. - Ale czy to nie cudownie? - zapytała, patrząc to na jednego, to na drugiego. Ciemnowłosy natychmiast przybrał obojętny wyraz twarzy.
       Nie, nie mogę dać się zwariować. To jeszcze nic nie znaczy, mówił sobie w myślach.
       - Taak… - mruknął szatyn, nieudolnie próbując się uśmiechnąć.
       Yagari wstał z fotela, na którym dotychczas siedział i bez słowa wyszedł. Zamknąwszy drzwi, oparł się o nie i zakrył twarz ręką.
       Dlaczego wszystko zawsze się tak komplikuje?
***
       Maaya najwyraźniej zaangażowała się w swój związek. Reiko, po kilku próbach wyciągnięcia z niej czegoś więcej na temat tajemniczego wybranka, dała sobie spokój - bała się, że swoją natarczywością spowoduje nawrót depresji tamtej. Przekazała chłopcom tylko kilka suchych informacji, ale wśród nich nie znalazło się nawet nazwisko ukochanego Maayi.
       Touga postanowił całkowicie poświęcić się pracy w Związku Łowców. Uznał to za najlepszą metodę na to, by zapomnieć. O nic więc nie wypytywał, niczego nie chciał wiedzieć. Każdemu wydawałoby się, że jest po prostu całkowicie obojętny. Ale tak naprawdę młodzieniec nie mógł sobie z tym poradzić. Wciąż myślał o Maayi. O tej, którą pokochał, a która była teraz w związku z kimś innym. Ponadto mężczyzna często zadawał sobie pytanie, czy dobrze zrobił, nie wyjawiając dziewczynie swoich uczuć.
***
       W końcu nadszedł czas zakończenia studiów. Cała czwórka ukończyła je z wyróżnieniem, co było powodem do radości i świętowania.
       Udali się do ulubionej kawiarenki. Zamówili pyszne lody i coś do picia.
       - Nie mogę uwierzyć! - zawołała wesoło Reiko. - Jesteśmy genialni!
       - Bez przesady - mruknął Touga. Z całej siły powstrzymywał się, by wciąż nie patrzeć na Maayę, która wyglądała wprost kwitnąco.
       - Och, rozchmurz się, no! - zniecierpliwiła się blondynka. - Takie chwile nie zdarzają się często!
       Yagari nie słuchał jej, bo pogrążony był już w swoich myślach. Maaya uśmiechała się delikatnie - w ten sposób, jaki brunet lubił najbardziej. Serce mu wtedy miękło. Choć równocześnie ściskało się z żalu, a nawet gniewu. Chłopak nie potrafił ukryć przed sobą zdenerwowania z powodu tego, że ten uśmiech nie należy do niego, lecz jej tajemniczego wybranka.
***
       Po jakimś czasie Maaya przeprowadziła się do swojego ukochanego. Wiadomość o tym wstrząsnęła Tougą.
       Kuso! Co takiego ma ten facet, że tak zawładnął jej sercem?! Kim on, do jasnej cholery, jest?!
       Mimo wszystko wciąż spotykał się z całą grupą, gdy nadarzała się taka okazja. Czyli rzadko - w Związku mieli naprawdę dużo pracy. Jednak w wolnych chwilach młodzi Łowcy chętnie wychodzili gdzieś razem z Maayą. Za każdym razem Yagari pochłaniał ją wzrokiem, pamiętając jednak o tym, by nie dać się nikomu na tym przyłapać.
***
       Jakiś czas później Reiko poinformowała Kaiena i Tougę, że Midori Uetake wyszła za Rena Kiryuu. Oboje byli świetnymi Łowcami i od dłuższego czasu działali w zespole. W końcu zakochali się w sobie i wzięli ślub. A teraz oczekiwali dziecka. Yagari zainteresował się tą sprawą - Midori i Ren pochodzili z rodzin Łowców Wampirów, więc ich dziecko urodzi się ze znakomitym wprost rodowodem Łowcy. Podobno prezes Stowarzyszenia już pokładał w tym dziecku wielkie nadzieje - i nie ma się co dziwić. Touga ciekawił się jak potoczą się sprawy.

       Kilka miesięcy później, gdy Touga, Kaien i Reiko wrócili z jednej z najważniejszych misji w ich życiu, Mitsui spotkała Teruko Goto, swoją koleżankę. Ta z kolei koniecznie chciała z nią o czymś porozmawiać. Blondynka podbiegła więc do znajomej. Yagari niecierpliwił się - chciał już złożyć raport prezesowi, a potem pójść wreszcie do domu, by odpocząć. Jednak wieści, jakie przyniosła Reiko, bynajmniej nie pozwoliły mu na spokojny sen. Okazało się bowiem, że Midori i Renowi Kiryuu urodzili się bliźniacy. Obaj byli cali i zdrowi. To nie zdarzało się w rodzinach Łowców. Jeśli poczęły się bliźnięta, jedno zawsze musiało „pożreć” drugie. To przekleństwo, które czekało Łowców. Kara za to, że zabijali wampiry.
       A jednak chłopcy przeżyli.
       Zero i Ichiru, hę? Heh, z chęcią będę się przyglądał ich życiu, pomyślał Yagari.
***
       Przez parę następnych miesięcy wszystko toczyło się w miarę spokojnym rytmie. Pomijając to, że od niemal roku Maaya prawie się nie odzywała. Podobno kontaktowała się z Reiko, ale nigdy nie mówiła nic konkretnego.
       Touga martwił się o nią, choć próbował wbić sobie do głowy to, że dziewczyna jest po prostu szczęśliwa i nie chce tego zakłócać. Tak mogło być, ale prawdopodobieństwo raczej nie było szczególnie wysokie. Yagari miał złe przeczucia, niemalże wyczuwał jakąś katastrofę. Nic jednak nie mógł zrobić, bo nie wiedział nawet, gdzie Maaya mieszka.
       To wszystko przez tego gościa…
       - Kage - wycedził. - Idź do diabła!

       Któregoś dnia Kaien poprosił przyjaciela o rozmowę. Wyglądał jak zbity pies. Kilka razy nabierał powietrza, jakby chciał już coś powiedzieć, ale zaraz potem zmieniał zamiar. W końcu jednak wziął się w garść. Touga wyczekiwał w milczeniu.
       - Ano… Chodzi o Maayę - powiedział cicho Kurosu.
       Yagari skinął głową. Choć twarz przykrył maską, jego serce nie potrafiło się uspokoić.
       - Ona… - zawahał się na chwilę.
       Ale potem zaczął mówić. O tym, że Kage to czystokrwisty wampir. O tym, że Maaya ma z nim dziecko. I o tym, że została przemieniona.
       Touga miał wrażenie, że zaraz zwariuje. Ostatkiem sił przybrał obojętny wyraz twarzy, po czym wyszedł z pomieszczenia, zostawiając w nim Kaiena. Nie pożegnał się, nie wymówił żadnego słowa. Chciał po prostu zniknąć. Wybiegł na zewnątrz i poszedł przed siebie. Nie zastanawiał się nad tym, dokąd prowadzi droga, którą zmierzał.
       Raz miał pustkę w głowie, innym razem z kolei kłębiło się w niej tysiące myśli, które bezskutecznie starał się jakoś poukładać. Wszystko się waliło. Jak niby miał przejść obok tego obojętnie? Czy wytrwa w tej swojej chorej grze, w której głównym zamiarem było nie dać się zwariować?
       Czuł, że gdyby tylko wiedział, gdzie mieszka Maaya, natychmiast by się do niej udał i odebrał ją tamtemu krwiopijcy. Choćby siłą. Choćby miał z nim walczyć na śmierć i życie.
       Jakiś czas później, gdy nieco już ochłonął, zdał sobie sprawę z tego, jak głupio postępował. Nie, nie mógł zwariować. Musiał utrzymać się przy zdrowych zmysłach. A żeby to zrobić, nie mógł odwiedzić Maayi. Nie mógł zobaczyć jej córki. Nie mógł spojrzeć na Kage.
       Postanowił, że nigdy już nie spotka się z Maayą. Przynajmniej początkowo chciał to zrobić. Później nie był już pewien czy wytrwa - czy nie skorzysta z okazji, jeśli już taka by się przypadkiem nadarzyła.

       Nadszedł dzień próby. Dowiedział się, że Reiko i Kaien odwiedzili Katayamę. Więc wiedzieli, gdzie mieszka. Touga już chciał podejść do któregoś z nich, by wyciągnąć tę informację.
       Nie, stój, przykazał sobie. Zwariujesz, jeśli ją zobaczysz.
       Było mu ciężko, ale wytrwał. Do czasu.
***
       Największym problemem było to, by trzymać Związek z dala od Maayi i jej rodziny. Touga, Reiko i Kaien robili wszystko, by nie dopuścić do tego, by informacje o tym, co się stało, doszły do uszu któregoś z Łowców.
       Niestety, jakimś cudem musieli się dowiedzieć. W sobotę, szóstego listopada, Yagari nagle otrzymał telefon od Kurosu.
       - Touga! Dowiedzieli się! - krzyknął przyjaciel.
       - Co?! Kuso! Zaraz tam będę - rzucił szybko brunet.
       Kaien wyjaśnił jeszcze, w jaki sposób dotrzeć do dworku w lesie, w którym mieszkała Maaya.
       Touga natychmiast wybiegł z domu i skierował się ku miejscu, które podał Kaien. Po drodze spotkał go i Reiko, więc dalszą drogę przebyli już razem.

       Reiko i Kaien wparowali do domu, krzycząc na progu o tym, co się stało. Przestraszona kobieta szybko zaprosiła Yagariego do środka i zatrzasnęła drzwi. Serce mężczyzny podskoczyło, gdy po tak długim czasie zobaczył wreszcie zielonooką dziewczynę.
       - Kage! - zawołała.
       Z jednego z pomieszczeń wyszedł niezwykle przystojny wampir. Łowcy zobaczyli go po raz pierwszy w życiu.
       To on. To on… Touga zacisnął pięści, próbując powstrzymać wybuch gniewu. Jego twarz jednak jak zwykle zdawała się niczego nie wyrażać. Maska nie mogła jeszcze opaść.
       - Związek się dowiedział! - krzyknęła z rozpaczą Maaya.
       Boże, jej głos…
       - Właśnie… Jeden z moich zaufanych ludzi przekazał mi, że Rada już tu zmierza - powiedział wampir.
       - O Boże… - jęknęła brunetka i zatoczyła się lekko. Potem pobiegła do pomieszczenia, w którym spała córeczka.
       Nagle dom otoczyła cała zgraja groźnych wampirów. Większość z nich okazała się być arystokratami.
       Świetnie, skwitował to Yagari. Po prostu świetnie. Skąd ich się tutaj tyle wzięło?! Czy ta sprawa jest naprawdę AŻ TAK ważna?! Nieistotne, rzucił do siebie w myślach. Najważniejsze jest to, by obronić Maayę.
       Łowcy rzucili się do walki. Kaien i Reiko z gracją wymachiwali katanami, a Touga celnie strzelał.
       Na początku zmagali się z wrogami w korytarzu. Próbowali nie dopuścić do tego, by wampiry przedostały się do pokoju, w którym przebywała przyjaciółka z małą dziewczynką. Jednak troje Łowców nie mogło zbyt wiele zdziałać w niewyrównanej walce przeciw tabunom obdarzonych nadnaturalnymi mocami wampirów.
       Kuso, zaklął w myślach Yagari. Nie będzie łatwo…
       W końcu nie wytrzymali naporu i wycofali się do salonu. Akcja w całości przeniosła się do tego pomieszczenia.
       Kątem oka Touga zobaczył, że Maaya trzyma córeczkę w ramionach i próbuje prześlizgnąć się w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Wampirów było jednak zbyt wiele, została trafiona jakimś czarem. Serce mężczyzny niemal stanęło. Już chciał do niej podbiec, gdy drogę zastawiło mu kilku krwiopijców. Całe szczęście Reiko była w pobliżu i uratowała najdroższą przyjaciółkę, a tym samym malutką Ayę. Brunetka podziękowała Mitsui uśmiechem. Nagle jednak jej przerażony wzrok powędrował ku Kage. Yagari również na niego spojrzał, tak samo Reiko i Kaien. Oczy czystokrwistego zmieniły na chwilę swą szarą barwę na czerwoną. W tym samym momencie Maaya upadła na posadzkę. Wcześniej zdążyła jeszcze rzucić okiem na dziewczynkę, która leżała spokojnie na podłodze tuż obok niej.
       Serce Tougi dosłownie stanęło. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Miał nadzieję, że po prostu się przewidział. Albo że to wszystko było tylko jakimś złym snem, koszmarem, z którego zaraz miał się obudzić. Tak się jednak nie stało.
       Spostrzegł, że Kage zamierza ruszyć ku Maayi. Zarówno on, jak i Kurosu z szałem się na niego rzucili, zagradzając mu tym samym drogę. Yagari stracił nad sobą panowanie, za wszelką cenę pragnął zamordować krwiopijcę. Marzył o tym, pożądał tego. Musiał to zrobić.
       Czystokrwisty nawet nie walczył. Patrzył w stronę brunetki i próbował się ku niej przedostać. Łowcy jednak uparcie go atakowali. Nagle stało się z nim coś dziwnego. Wyraz jego twarzy się zmienił, wszystko wokół zaczęło się trząść. Niektóre wampiry zaczęły uciekać, ale niewielu się to udało. Po prostu… „wybuchały”. Zamieniały się w proch, ot tak sobie, jakby same z siebie. Nielicznym udało się zbiec.
       Touga, który nagle zapomniał o pragnieniu zemsty, i Kaien stanęli nieruchomo i powoli odwrócili się w stronę dziewczyn. Reiko szlochała i trzymała dłoń przyjaciółki, która zaczynała znikać. Wszyscy spodziewali się, że zamieni się w popiół, jak inne wampiry. Maaya jednak obróciła się w złocisto-srebrny pył. Mitsui opuściła rękę. Mała dziewczynka wpatrywała się swoimi dużymi szarymi oczętami w błyszczące drobinki. Wyciągnęła rączkę, próbując któregoś sięgnąć.
       Yagari padł na kolana. Jego świat legł w gruzach. Maska opadła.
       Oczy Kaiena zaszkliły się. Reiko drżała i płakała. Kage jak w transie podszedł do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą leżała Maaya. Wyciągnął dłoń ku złocistemu pyłowi.
       Cisza. Martwa cisza.
       Nikt nie miał pojęcia, jak długo ona trwała. Faktem natomiast było, że gdy tylko błyszczące drobinki zniknęły, Aya się rozpłakała. Wciąż leżała na podłodze, w tym samym miejscu, w którym położyła ją matka. Chlipała rozpaczliwie, jakby dokładnie rozumiała to, co się przed chwilą stało. Kage pochylił się, by podnieść córkę, jednak Reiko była szybsza. Troskliwie przycisnęła dziecko do siebie.
       - Nie dostaniesz jej - rzekła drżącym głosem. - Nie pozwolę ci jej tknąć.
       Wampir z początku nie odpowiedział.
       - To moja córka - szepnął po chwili.
       Reiko pokręciła głową.
       - Już nie. Prośbą Maayi było, bym to ja się nią zaopiekowała. Zamierzam dać jej normalne, ludzkie życie. Nie przeszkodzisz mi - odparła już pewnie.
       - Rozumiem - powiedział cicho Kage. - Jeśli taka była wola Maayi, uszanuję ją.
       Na moment zapadła cisza. Nagle jednak wszyscy, łącznie z Ayą, odwrócili się w stronę okna. Yagari zauważył, że Łowcy zbliżają się do domu. Nie obchodziło go to jednak. Nie wstał, tylko patrzył przed siebie, a dokładniej w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu leżała kobieta, którą kochał z całego serca.
       - Opiekuj się nią - poprosił Reiko Kage, po czym powiedział coś jeszcze szeptem. Ani Touga, ani pozostali Łowcy nie usłyszeli tego, co rzekł wampir. Córeczka jednak odwróciła swą główkę w stronę ojca i zamrugała kilkakrotnie.
       Wtedy wampir zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.
       Przez jakiś czas nikt się nie poruszył.
       - Musimy wiać - odezwał się przytomnie Touga. Z powrotem przywdział już swą maskę i starał się panować nad swoimi emocjami i czynami.
       Pobiegli do piwnicy. Tam rzucili się ku tajemnemu przejściu.
***
       Yagari nie mógł się pozbierać. Starał się zachować zdrowy rozsądek, ale mu nie wychodziło. Po prostu czuł, że zaczyna staczać się na samo dno przepaści, która wytworzyła się w jego sercu. Miał wrażenie, że zwariuje.
       Przez kilka pierwszych dni nie wychodził z domu. Prawie nic nie jadł. Niemal przez cały czas siedział nieruchomo w jednym miejscu, niezdolny do tego, by zrobić cokolwiek pożytecznego.
       Wszystko straciło znaczenie.
       „Maaya nie żyje”. Najstraszniejsze słowa, które nawiedzały jego myśli, ale które bał się wypowiedzieć na głos.
       Po jakimś tygodniu pozbierał się na tyle, by pójść do pracy. Etap największego załamania już minął. Teraz przyszła pora na gniew. A żeby nie zwariować, trzeba było sobie z nim radzić. Albo lepiej wyładować go na kimś. A konkretniej na wampirach.
       Całkowicie poświęcił się pracy. Rzadko widywał Kaiena i Reiko, ale nawet się z tego cieszył, bo nie chciał poruszać tematu, który okazał się kolejnym punktem zwrotnym w jego życiu.
       Wiedział jednak, że to Kaiena śledzono, gdy poszedł odwiedzić Maayę. Początkowo był wściekły, ale w końcu zdał sobie sprawę z tego, że to on mógł być na jego miejscu. Kurosu uważał, ale szpieg był sprytniejszy. To musiał być ktoś naprawdę dobry w te klocki - w przeciwnym razie Kaien nie dałby się przecież znaleźć i szpiegować. Poza tym, Kurosu dręczyły już wystarczające wyrzuty sumienia. Touga nie musiał przysparzać przyjacielowi kolejnych zmartwień. Mężczyzna sam to odpokutuje. Pierwszym jego krokiem w kierunku zmiany stylu życia było odejście ze Związku. Wielu członków Stowarzyszenia zdziwiło się nie na żarty - w końcu Kaien był jednym z kandydatów na przyszłego prezesa.
       To nie tak, że Yagari oddał się tylko dwóm uczuciom - smutkowi i gniewowi. Nie, jego także dręczyły wyrzuty sumienia. Wyrzucał sobie, że gdyby nie stchórzył wtedy, jeszcze w liceum, być może Maaya wciąż by żyła i była z nim. Być może to on mógłby być ojcem małej Ayi. Być może czekałoby ich szczęśliwe, wspólne życie… Gdyby nie to, że nie wyjawił swoich uczuć. Przecież była jakaś szansa na to, że dziewczyna zareagowałaby pozytywnie! Wtedy przecież nie była jeszcze zakochana w tym całym Kage. Może po jakimś czasie przekonałaby się do Tougi, może by go pokochała?
       Może, może…!, zniecierpliwił się Yagari. Takie rozmyślenie na nic mi się teraz nie przyda. Straciłem swoją szansę. Maaya z kolei straciła życie. A Aya matkę. I ojca. Reiko, Kaien i ja najdroższą przyjaciółkę. Boże… Miał wrażenie, że gdyby tylko sobie na to pozwolił, mógłby się z łatwością popłakać. Nigdy jednak nie stracił panowania nad łzami. Nigdy nie pozwolił wydostać im się na zewnątrz. Dusił je w sobie, tak samo jak wszystkie uczucia. Nikt nie miał wstępu do jego serca. I nigdy nie będzie miał. Nigdy nikogo już tak nie pokocha. Nigdy się nie ożeni, nie będzie miał dzieci. Nigdy już nie będzie miał kogo chronić.
       Przeszło mu przez myśl, że mógłby odwiedzić Mitsui, by zobaczyć, jak sobie radzi. W końcu z dnia na dzień została matką niemowlęcia, które w tragiczny sposób straciło prawdziwą mamę. Jednak bał się tej wizyty. Bał się tego, co zrobi, gdy ujrzy córkę Maayi.
***
       - Będziesz trenował bliźniaków Kiryuu - oznajmił prezes Związku Łowców.
       - Hę? - zdziwił się Yagari. - Dlaczego ja? - spytał ostrożnie.
       Bał się jakichkolwiek zobowiązań. A szczególnie tego, że mógłby się do kogoś przywiązać. Nie, nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał być obojętny i trzymać swoje nieposłuszne uczucia na wodzy. Nie może się do nikogo zbliżyć, bo zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że mógłby później taką osobę stracić. A nie przeżyłby tego po raz drugi.
       Tu co prawda chodziło tylko o bycie mistrzem dwóch dzieciaków, ale Touga miał co do tego złe przeczucia.
       - Jesteś najlepszym kandydatem na to stanowisko. Jestem przekonany, że utrzymasz dyscyplinę i prawidłowo wyszkolisz chłopców. Poza tym nie miałeś jeszcze ucznia.
       - No niby racja, ale żeby tak od razu dwóch? - mruknął ciemnowłosy.
       - Bez sensu będzie ich rozdzielać. Zresztą słyszałem od Midori i Rena, że są bardzo ze sobą zżyci.
       - Nic dziwnego, w końcu to bliźniacy. Na dodatek umknęli strasznemu przeznaczeniu.
       - Właśnie. Jest jeszcze to „przekleństwo”. Widzisz, to, że obaj przeżyli, wcale nie oznacza, że teraz wszystko będzie w porządku. Musisz mieć ich na oku.
       Że niby co? Yare, yare, coś czuję, że to wszystko może być nieco kłopotliwe, pomyślał.

       Podopieczni okazali się chłopcami spokojnymi i raczej grzecznymi. Z wyglądu byli identyczni, ale różnili się poziomem umiejętności i predyspozycji. Starszy, Zero, z pewnością miał przed sobą świetlaną przyszłość w Związku - to się po prostu czuło. Miał talent, niesamowity dar, który sprawił, że za kilka lat mógłby stać się kimś wielkim w społeczeństwie Łowców. Gorzej było z młodszym, Ichiru. Chłopiec miał słabe ciało, często chorował. Trudno mu było przyswoić sobie to, co bratu wchodziło raz, dwa. To nie była jego wina, po prostu zdawało się, że smutne przeznaczenie jednak go tak bardzo nie ominęło. Miał w sobie tyle siły, by przeżyć, ale niewiele więcej.
       Bliźniacy rzeczywiście byli ze sobą zżyci. Wszystko robili razem, niemal się nie rozstawali. To odrobinę utrudniało treningi. Chłopcy byli na całkiem innym poziomie, a Touga musiał uczyć ich obu równocześnie. Z początku Ichiru dawał z siebie wszystko i próbował nadgonić starszego brata, który nie wkładał nawet zbyt wielkiego wysiłku w naukę, ale w końcu zrezygnował. Upadł na duchu, nie miał ochoty na lekcje. Za to szczerze dopingował bratu. Pokładał w nim wielkie nadzieje i wierzył, że uzupełni on wszystko, w czym sam miał braki.
       Yagari bardzo się starał, by się do nich nie przywiązać. Chciał być obojętny, ale równocześnie względnie miły. Jednak ani się obejrzał, a chłopcy na stałe znaleźli sobie miejsce w jego sercu. Mężczyzna czuł, że znów ma kogo bronić. Z tego powodu nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy raczej płakać.
       W końcu wyszło na to, że Touga był nie tylko nauczycielem i mistrzem bliźniaków, ale także pośrednio ich opiekunem - Midori i Ren rzadko bywali w domu, więc Yagari, jako sensei braci Kiryuu, opiekował się nimi bardzo często. Spędzał z dziećmi wiele czasu. Patrzył, jak rosną i się rozwijają. Z pewną zgrozą zauważył też, że zaczął żywić do nich niemalże ojcowskie uczucia. Uwielbiał obu, bo każdy miał w sobie coś, co sprawiało, że wkradali się do jego zbolałego serca. Serca, które wciąż nie zapomniało cierpienia, jakie przyniosła śmierć Maayi.
       Któregoś dnia nastąpił swego rodzaju przełom. Chłopcy byli wtedy w szkole. Yagari dostał rozkaz ze Związku. Ogarnęła go trwoga, gdy okazało się, że wampirem, którego miał znaleźć, okazała się szkolna pielęgniarka.
       Touga natychmiast pobiegł do budynku szkolnego. Skierował się do gabinetu pielęgniarki.
       Byli tam. Obaj chłopcy. Ichiru siedział na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Widocznie znów źle się poczuł i Zero zaprowadził go do lekarki, by mu w jakiś sposób pomogła. Zero stał przy nim.
       - Uciekajcie, ale już! - zawołał Yagari.
       Ichiru natychmiast posłuchał mistrza, ale Zero się zawahał.
       - Sensei, to przecież lekarka, ona nie może nikomu zrobić krzywdy… - powiedział niepewnie.
       Tymczasem ku niemu ruszyła kobieta, która zdjęła już maskę miłej pani doktor i ukazała swoje oblicze wampira Poziomu E. Zaatakowała. Touga nawet się nie namyślał, po prostu zasłonił podopiecznego swoim ciałem. Oberwał. Mocno. Ale chłopcy byli cali, to było najważniejsze. Pozostało tylko nie dać się bólowi i zabić krwiopijczynię. Wystarczył jeden celny strzał, by pielęgniarka obróciła się w proch.
  
       Był piękny i słoneczny dzień. Touga postanowił przejść się po okolicy. Wszedł na wzgórze i położył się na trawie w cieniu drzewa. Po chwili usłyszał czyjeś kroki. Wiedział, że chłopiec niebawem się zjawi, nie musiał się nawet podnosić, by zobaczyć, kto przyszedł.
       - Przeze mnie… - odezwał się cicho Zero. - Twoje oko… Przepraszam, sensei. - Jego głos przepełniał ogromny smutek. Gołym okiem widać było, jak wielkie ma wyrzuty sumienia. - Powiedziałeś mi, żebym uciekał. Ale ja się zawahałem… Nie wypełniłem twojego rozkazu, mistrzu, i…
       - Ty… - Yagari podniósł się i obrócił w stronę chłopca. - Chcesz, żebym żałował, że ryzykowałem swoim życiem, by cię uratować? - spytał. Dziecko milczało. - Doprawdy! - zawołał mężczyzna. - Nie uratowałem cię, by patrzeć na taką minę - rzekł, po czym poczochrał go po głowie.
       - Sensei… Dlaczego wampiry ranią ludzi? - zapytał Kiryuu.
       Touga poczuł ukłucie w sercu. Przed oczyma stanęła mu scena, w której Kage zabijał Maayę. Ledwie udało mu się nie zmienić wyrazu twarzy.
       - Bo to żałosne stworzenia, które nie potrafią zwalczyć swojego instynktu - powiedział względnie spokojnie. - Dlatego musimy je pozabijać. Ja i inni Łowcy, łącznie z klanem Kiryuu. - Położył dłoń na ramieniu podopiecznego. - Żyj tylko z tego powodu. Rozumiesz, Zero? - Spuścił głowę i zacisnął w pięść rękę, którą opierał na ziemi. - Wampiry to nasi wrogowie - wycedził.
***
       Yagari nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stał nieruchomo z rozchylonymi ustami i szeroko otwartym lewym okiem.
       To niemożliwe… Niemożliwe… Nie…
       Rodzina Kiryuu została zaatakowana. A jego tam nie było, nie mógł pomóc…
       Zaledwie kilka miesięcy wcześniej Touga zakończył trening z chłopcami. Zero ze smutkiem żegnał mistrza, ale Ichiru się nie pojawił. Yagari spodziewał się tego - wiedział, jak niskie mniemanie o sobie ma młodszy z bliźniaków. Wiedział, że chłopiec zawsze myślał, że to Zero jest jego ulubieńcem. Wyjaśnienia, że obaj są dla niego równie ważni, niewiele zdziałały, bo Ichiru nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby być dla kogoś tak samo ważny jak jego ukochany brat.
       A teraz chłopiec nie żył, tak samo jak jego rodzice. Przeżył Zero, ale prawdopodobnie czeka go los gorszy niż śmierć. Shizuka Hiou, czystokrwista wampirzyca, która zaatakowała Kiryuu, ugryzła Zero. Trzynastoletni chłopak miał się stać wampirem.
       Boże, Zero… Łowca, który stał się wampirem? Nie, nie mogę sobie tego wyobrazić… On… stracił wszystko. Dosłownie wszystko. Takie były pierwsze myśli Tougi na temat chłopca, który utrzymał się przy życiu.
       Zaraz potem zalała go fala bolesnych wspomnień. Rany się otworzyły. Mężczyzna miał wrażenie, że teraz od początku będzie musiał radzić sobie ze stratą Maayi - a teraz jeszcze ze stratą kolegów z pracy i ukochanych uczniów, których traktował niemalże jak własne dzieci. Bo czy Zero przeżyje? Czy Związek pozostawi go przy życiu, skoro chłopak ma przed sobą lata męki? A potem obłęd…
       - Kuso! - krzyknął Yagari. - Dlaczego on, do cholery jasnej?! Miał przed sobą świetlaną przyszłość, dlaczego on?!
       Nie miał czasu, by szukać odpowiedzi na to pytanie i setkę innych, które kłębiły mu się w głowie. Trzeba było działać. Musiał zająć się Zero, zanim zrobiłby to ktoś inny. Ale najpierw musiał uzyskać pozwolenie prezesa. To mu się udało, w końcu spędził z Kiryuu ładnych parę lat. Potem Touga zdał sobie sprawę z tego, że ktoś będzie musiał przygarnąć nastolatka do czasu, gdy stanie się dorosłą i odpowiedzialną za siebie osobą.
       Najpierw pomyślał, że to on powinien się tego podjąć. Znał Zero doskonale, a chłopak był do niego bardzo przyzwyczajony i przywiązany. Ale nie, właśnie z tego powodu mężczyzna nie mógł sobie na to pozwolić. Wcześniej czy później tego chłopaka czeka upadek do Poziomu E, a on nie chciał patrzeć na to, jak ważna dla niego osoba stacza się na sam dół. W takim razie… kto?
       Może Reiko?, pomyślał. Można jej zaufać… Na pewno dobrze by się nim zajęła, zresztą niegdyś była bardzo zaciekawiona całą tą historią o bliźniakach. Ale to było PRZED. Po tamtym dniu… wszystko się zmieniło. Z Reiko widziałem się tylko kilkakrotnie… No tak, zresztą ona ma już dostatecznie własnych zmartwień, w  końcu… w końcu opiekuje się córką Maayi. Zacisnął zęby, bo znów przypomniał sobie ukochaną dziewczynę. Ach, no i o ile pamiętam ma też własną córkę, jakkolwiek ona tam miała na imię… Nie, Reiko odpada.
       Zastanawiał się jeszcze przez moment.
       Kaien. Tylko on może się tego podjąć. Szczegół, że ma na głowię tę swoją Akademię i adoptowaną córkę. Jeden dzieciak więcej nie zrobi mu różnicy.
       Z bólem serca zadzwonił do starego przyjaciela i wyjaśnił pokrótce, co się stało. Kurosu od razu się zgodził.

       - Jesteś pewien, że sobie poradzisz? - rzucił posępnie Yagari, gdy zobaczył kolegę.
       - Taak…
       Touga skinął głową i pomógł wyjść Zero z samochodu. Chłopiec był cały zakrwawiony, ale rany na szyi zdążyły się już zregenerować. Na piżamę, w którą był ubrany podczas nocnego ataku na jego dom, miał nałożony ciepły koc, którym szczelnie się opatulił. Jego oczy wyrażały bezgraniczny smutek oraz ogromną nienawiść.
       To już nie będzie ten sam chłopiec, którego znałem. To teraz w pewnym sensie nowa osoba. Jeśli go jeszcze kiedyś zobaczę… w jaki sposób przebiegnie takie spotkanie?
       - Zero-kun, tak? - zagadnął chłopca dyrektor Akademii Kurosu. Chciał chyba, by jego głos brzmiał choć odrobinę beztrosko, ale efekt był zupełnie niezadowalający.
       Dziecko nie odpowiedziało. Spojrzało jednak na niego.
       - No, chodź - powiedział spokojnie Kaien. - Zaraz się wykąpiesz i ogrzejesz…
       Zero rzucił Yagariemu ostatnie spojrzenie i posłusznie ruszył za mężczyzną, którego widział zaledwie kilka razy w życiu.
       Kurosu polecił córce, by zajęła się chłopakiem, a sam z powrotem podszedł do Tougi.
       - Biedny chłopak… - rzekł posępnie.
       - Nie mogę w to wszystko uwierzyć - powiedział cicho Touga. - Trenowałem ich obu. Zero i Ichiru. A teraz…
       - Przykro mi - szepnął Kaien.
       - A teraz - podjął ciemnowłosy Łowca - Ichiru nie żyje, a Zero zmieni się w wampira. Ugryzła go.
       - Tak myślałem. Jak on sobie poradzi? Może to rodzaj „kary”, która wcześniej ominęła tych dwóch chłopców…
       - Dlaczego… - przerwał mu Yagari. - Dlaczego wciąż wszystkich tracę?
       Najpierw Maaya, teraz bliźniacy. Za jakie grzechy?!
       - Naprawdę się do nich przywiązałem, wiesz? - zagadnął ponuro brunet. - Nawet…
       Wskazał opaskę na oku.
       - Rozumiem… - przerwał na chwilę. - Powiedz… Masz jakiś kontakt z Reiko? - zmienił temat Kaien.
       - Nie bardzo - odburknął Touga.
       - Pracuje jeszcze dla Związku?
       - Tak, ale że tak powiem… Nie na pełen etat. Przyjmuje raczej błahe zadania. Właściwie widziałem ją zaledwie kilka razy.
       - Ach… Soka…
       Na pewno myślisz teraz o tym co ja, prawda, Kaienie? O tym, jak to się stało, że nasza grupa, tak niegdyś zżyta, całkowicie się rozpadła… Mam rację…?
       Westchnął i spojrzał na dom dyrektora.
       Trzymaj się, Zero. Nie poddawaj się, nigdy. Wierzę w ciebie. Chcę wierzyć…
       Odwrócił się i bez słowa oddalił. Czuł na sobie wzrok Kurosu.
***
       - Prochy? Rany… - zniecierpliwił się Yagari.
       Zapalił kolejnego papierosa, po czym spojrzał w wieczorne niebo.
       - W takim razie nic tu po mnie… - mruknął pod nosem.
       Chciał ruszyć w drogę powrotną, ale odwrócił się i uniósł wzrok na pobliskie wzgórze.
       Akademia Kursou, co? Heh, nie sądzę, by to był przypadek, że właśnie mnie wyznaczono do tego zadania…
       Czuł, że musi tam pójść. Dłużej nie wytrzyma. Nieraz jego myśli wędrowały ku szkole, w której przebywał jego były uczeń. Mężczyzna zastanawiał się, co takiego się z nim działo.
       Westchnął i ruszył w kierunku Akademii.

       - Jaka poważna mina… Okres buntu młodzieńczego? - spytał Touga, patrząc na zdjęcie, które trzymał w ręce. Na pierwszym planie stał chłopak, którego ostatni raz widział cztery lata temu. Zza niego wyglądała uśmiechnięta szatynka.
       - Kiryuu-kun nie jest taki - powiedział Kaien. - Jak chcesz, to możesz wziąć - dodał.
       - Mówisz o Zero?
       - Nie, o fotografii - odparł Kurosu, przeglądając jeszcze inne zdjęcia. - Ta dziewczynka obok to moja Yuuki - poinformował gościa. - Mimo że jest od Zero o rok młodsza, to silna z niej dziewczyna. Yuuki jest taka urocza! - zawołał. - To był pierwszy dzień w szkole Zero. W końcu uległ wpływom Yuuki.
       - Co?! - krzyknął Yagari. - Pierwszy dzień?! To znaczy, że nie zdał?!
       - Och, nie martw się, miał bardzo dobre wyniki. Po prostu nie chciał iść do liceum. Ale zapomnij o tym. Rozumiem, dlaczego nie chciał iść do szkoły.
       - Tam są osoby z Nocnej Klasy, więc trudno byłoby uniknąć spotkania tego wampira czystej krwi. - Touga skrzywił się nieco, gdy to mówił. Gdy padało hasło „wampir czystej krwi”, przed oczami natychmiast stawał mu znienawidzony Kage.
       - Poprosiłem Kiryuu-kuna, żeby zajął się wampirami Nocnej Klasy, które będą przysparzać kłopotów.
       - I co to za ugoda pokojowa? Nie ufasz nocnym uczniom? - spytał przebiegle ciemnowłosy.
       - Ufam, ale te dzieci są bez wątpienia pełne wigoru.
       - To był błąd zostawiać ich z tobą - mruknął Yagari. Odwrócił się w stronę okna i spojrzał w ciemne niebo.
       - Co ty mówisz? Wtedy to było najlepsze rozwiązanie. Od tamtej pory minęły już cztery lata, tak długo się nie widzieliśmy. Nie sądziłem, że będę żywy i będę mógł z tobą porozmawiać.
       - Przesadzasz, dyrektorku - rzekł z nikłym uśmiechem Touga. Przez chwilę milczał, ale potem zdecydował się podjąć sprawę polowania. - Dzisiaj po ulicach tego pobliskiego miasteczka chodził wampir Poziomu E.
       - Och, rzeczywiście - przyznał Kaien. - Wykonałeś swoją robotę? - spytał.
       - Nie żartuj sobie. - Przeszył do spojrzeniem. - Został w mgnieniu oka zamieniony w proch. Przez twoją Nocną Klasę.
       Kurosu zaśmiał się serdecznie, choć nieco nerwowo.
       - No co ty, moi uczniowie nie mogą wychodzić poza mury szkoły - poinformował kolegę.
       - Chyba nie sądzisz, że będą przestrzegali tak trywialnej reguły?
       - Nie, to musiał być ktoś inny! - rzekł Kaien. - Ktoś, kto ratuje ludzi na ulicy! Jakiś rycerz, który w sekrecie ratuje potrzebujących!
       - Yare, yare, w głowie ci się pomieszało. Może to skutek przebywania w pobliżu tych porąbanych krwiopijców. Nie wygaduj już bzdur. Praca na ochotnika to jedynie wymówka, żeby dobrze się zabawić. Jedynymi osobami, które mają prawo tropić te pijawki, jesteśmy my - Łowcy Wampirów.
       Yagari wprost nie znosił, gdy ktoś zwijał mu ofiarę sprzed nosa. Musiał zabijać wampiry, bo dzięki temu w jakiś, co prawda minimalny, ale jednak, sposób mścił się za śmierć Maayi. Było mu to potrzebne, by mógł utrzymać równowagę w swoim życiu.
       Mężczyzna sięgnął do kieszeni, by wyjąć kolejnego papierosa.
       - Po prostu zabronię im zabijania! - rzekł w końcu Kurosu. - Ale zaraz, właściwie co ty tutaj robisz? - spytał.
       - Raczej nie przyszedłem na pogaduszki o starych, dobrych czasach - odparł Touga, ruszając ku wyjściu. - Chcę się zobaczyć z Zero, w końcu mamy krwawą przysięgę.
       - Przysięgę? Cóż, pozwolę wam spędzić trochę czasu razem… Tak jak kiedyś…
       Yagari wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

       Doskonale wiedział, gdzie go szukać. Wyczuwał go.
       Po kilku minutach dotarł do celu. Nie mylił się.
       Wyraźnie chciał ugryźć Yuuki. Dziewczyna chyba postanowiła go powstrzymać - wyszło na to, że oboje wpadli do wody. Yagari nie namyślał się długo, tylko podszedł bliżej i w odpowiednim momencie strzelił w ten sposób, by zranić chłopaka, ale go nie zabić. Serce go bolało, ale musiał to zrobić. Sprawy zaszły za daleko.
       - Stój, wampirze! - krzyknął gniewnie. Zacisnął zęby na papierosie. - A może mam wypalić z tej broni w mojego uroczego ucznia?
       Zero trzymał lewą ręką zranione ramię. Obrócił się powoli.
       - Sen…sei? - wyszeptał.
       Szok minął, więc kontrolę nad nastolatkiem przejął dominujący ból.
       - Zero! - krzyknęła dziewczyna, podtrzymując go.
       - Nawet jeśli to tylko zadraśnięcie, ból jest wielki, bo pocisk jest przepełniony magią - odezwał się Touga. Za wszelką cenę próbował zachować obojętny wyraz twarzy. - Zero, nawet jeśli pragniesz krwi, powinieneś powrócić do zmysłów, prawda?
       Wycelował strzelbą w byłego ucznia. Yuuki objęła go i zasłoniła własnym ciałem. Spojrzała na dorosłego hardo.
       - Jesteś córką tego tępego pustelnika? - Rany, co ja wyprawiam? - Nie wiem, co was łączy, ale kim jesteś, aby decydować o życiu lub śmierci Zero?
       - Nie pozwolę mu umrzeć! - krzyknęła nastolatka.
       - Nawet jeśli upadnie do Poziomu E? - zapytał brunet.
       - Wystarczy, Yuuki.
       Chłopak wyswobodził się z jej objęć i spojrzał na dawnego mistrza.
       - Dlaczego do tego doszło?! Właśnie dlatego nienawidzę Łowców Wampirów! - wrzeszczał dyrektor, który właśnie ku nim biegł. Gdy dotarł do celu, zaczął wyrywać broń z rąk Yagariego. - Miałem złe przeczucia, więc przyszedłem rzucić okiem…
       - Dobra, dobra, trzymaj - mruknął Touga, pozwalając Przewodniczącemu Akademii zabrać strzelbę.
       - Doprawdy, jak długo zamierzałeś dawać im moknąć? Biedne dzieci… Chodźcie się przytulić - rzekł słodko, wyciągając ręce ku nastolatkom. Oboje jednak wyszli sami. Dyrektor nieco się zgasił.
       Yuuki podeszła do Łowcy i spojrzała na niego bacznie.
       - Kim jesteś? - spytała.
       - Jestem Touga Yagari. Dawny sensei Zero. Prawda? - zwrócił się do chłopaka.
       - Tak… - rzekł w zamyśleniu.
       - Naprawdę zachowujesz się jak córka tego tępego dyrektora - rzucił od niechcenia Yagari. - Zero omalże cię nie ugryzł. Robię to także dla twojego dobra, więc przestań mnie obwiniać.

       Do Tougi dotarł kolejny rozkaz ze Związku - miał zostać zastępczym profesorem w Akademii Kurosu. I zdawać raporty na temat zachowania Kiryuu.
       Minął zaledwie jeden dzień od czasu, gdy Zero próbował ugryźć Yuuki, a Yagari go powstrzymał. Właściwie była już noc, więc mężczyzna, chcąc nie chcąc, musiał iść poprowadzić lekcję w Nocnej Klasie.
       Rany, nic gorszego nie mogli wymyślić, irytował się, myśląc ze złością o Stowarzyszeniu Łowców.
       Był już na korytarzu prowadzącym do klasy - Kaien zdążył go oprowadzić po szkole w ciągu dnia - gdy niemal wpadły na niego dwie uczennice.
       - Co się stało Zero?! - zapytała Yuuki, równocześnie łapiąc nauczyciela za kurtkę. - Nie przyszedł do szkoły, dyrektora też nie ma… Co mu zrobiłeś?
       Dorosły spojrzał z dezaprobatą na zdeterminowaną dziewczynę ubraną w mundurek, a potem przeniósł wzrok nastolatkę stojącą obok, która z kolei miała na sobie zwykłe ubrania. Podniósł brwi ze zdziwienia. Natychmiast ją rozpoznał.
       Serce zaczęło mu walić, gdy patrzył na córkę Maayi. Zdecydowanie była mieszanką obojga rodziców - ale nie było mowy o pomyłce. Cerę miała bledszą niż jego przyjaciółka, włosy były proste jak druty, ale podobnej długości i identycznej, kruczoczarnej barwy. Oczy, choć szare jak u Kage, wpatrywały się w niego w dokładnie taki sam sposób jak Maaya, gdy była zdeterminowana. Rzadko się to zdarzało, ale może dlatego Yagari tak dobrze zapamiętał to spojrzenie. Mężczyzna zdał sobie sprawę jeszcze z tego, że matka i córka miały podobny styl ubierania się.
       - Kim jesteś? - spytał brunetki, by utrzymać pozory tego, że nie wie, z kim ma do czynienia i że widzi ją po raz pierwszy w życiu.
       - Proszę odpowiedzieć na pytanie Kurosu-san! - odpowiedziała tylko.
       Mężczyzna stwierdził, że takiego hartu ducha raczej nie odziedziczyła po matce, ale wzruszył tylko ramionami.
       - Odizolowaliśmy go, to chyba oczywiste? - rzekł.
       - Odizolowaliście? - zapytały obie dziewczyny w tym samym momencie.
       - Nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia ten chłopak oszalał. Chcę uniknąć jakichkolwiek ofiar zanim rozwiążemy ten problem.
       - Wszystko z nim w porządku? - spytała cicho Yuuki. - Gdzie on jest?
       - Idźcie już. Nie mam czasu z wami rozmawiać - odpowiedział znudzonym głosem. - Dyrektorek mówi, że Zero nie może tutaj zostać. Ciężka praca zawsze spada na mnie - westchnął na odchodnym. Już chciał wejść do jednej z sal, gdy odwrócił się jeszcze do dziewcząt. - Jestem teraz zastępczym wykładowcą - wyznał.
       - Chwilunia, wykładowcą? - zapytała zdezorientowana Kurosu. Uczennice spojrzały na siebie ze zdziwieniem.
       - Lepiej zajmij się swoimi sprawami, pani prefekt - rzucił mężczyzna. - I ty też… - zwrócił się do Ayi i zamknął za sobą drzwi.
       Wyszedł na środek klasy, zwracając szczególną uwagę na to, by skrzętnie ukrywać emocje. Spojrzał z pogardą na uczniów w białych mundurkach.
       - Jestem Touga Yagari. Chwilowo będę was nauczał etyki - przedstawił się.
       - Yagari… Jeden z najlepszych Łowców też się tak nazywał - mruknęła rudowłosa wampirzyca.
       - Więc to on jest odpowiedzialny za wczorajszy wystrzał - stwierdził niebieskooki blondyn.
       Rany, czy oni mają pojęcie, że doskonale ich słyszę? Yare, yare…
       - Odprężcie się wszyscy - polecił. - Mam uprawnienia nauczycielskie, więc śmiało mogę was nauczać.
       - Ostatnio słyszałem, że jesteś gdzieś daleko stąd, a teraz jesteś tutaj… - odezwał się spokojnie młodzieniec stojący przy oknie. W ręku trzymał książkę. Bez wątpienia to był ten czystokrwisty, Kaname Kuran. - Nadal zbierasz informacje o Nocnej Klasie? A może ktoś z nas jest twoim celem, Yagari-„sensei”?
       - Cóż, jest mi bardzo przykro, ale w moim dzienniku jest jeszcze pusto. Ale jeśli zaśniesz podczas moich zajęć, to nie omieszkam tego odnotować - zakpił.
       - Będę o tym pamiętał, sensei - odparł spokojnie Kuran.

      - Stałyście tutaj przez cały czas? - zapytał Touga, gdy wyszedł po lekcji z klasy. Obie dziewczyny wciąż czekały pod ścianą. - Myślałem, że będziecie szukać Zero.
       - Powiedział pan, że z Zero wszystko w porządku… Pomyślałam, że to pan bierze na siebie ryzyko rozszarpania przez Nocną Klasę - powiedziała Yuuki. - Nie chcę, żeby do tego doszło, w końcu jestem prefektem - rzekła stanowczo. - A Aya-san była tak miła i mi towarzyszy - dodała.
       Aya. Imię tak podobne do imienia matki… Serce mężczyzny znów zakłuło.
       - Jakie dobre dziewczynki… - wyszeptał, po czym zbliżył się do uczennic. - Lecz mimo tego, że jesteście tak dobre, nic nie możecie zrobić - wyznał. - Ale skoro naprawdę chcecie się z nim zobaczyć, to idźcie. Jest w pokoju gościnnym w prywatnym mieszkaniu dyrektora - rzekł, po czym się oddalił. Słyszał, jak dziewczęta rzucają się biegiem w stronę wyjścia z budynku.
       Yagari oparł się o ścianę i wziął głęboki wdech.
       Uspokój się wreszcie, nakazał sobie. Yoshi. Przede wszystkim muszę teraz wygarnąć to owo Kaienowi!
       Ruszył na poszukiwania dyrektora - Yuuki mówiła, że go nie ma, czyli prawdopodobnie nie było go u siebie.
       Znalazł go w ogrodzie.
       - Mogę się dowiedzieć, dlaczego, do cholery, nie raczyłeś mi powiedzieć, że w szkole jest córka Maayi?! - wrzasnął.
       - Aaa! - przestraszył się dyrektor. - Touga, prawie zawału dostałem!
       - Ty?! A co ja mam powiedzieć?! Wiesz, jaki byłem zaskoczony, gdy ją ujrzałem?! - spytał ze złością.
       - Nie da się jej z nikim pomylić, prawda? - zapytał cicho Kurosu.
       - Uhm - przyznał Yagari.
       - Przepraszam, że cię nie uprzedziłem. Przywykłem już do obecności Ayi oraz jej młodszej siostry, córki Reiko. Ale dla ciebie musiał to być szok, jeszcze raz przepraszam. Po prostu tyle się działo…
       - Na przyszłość staraj się unikać takich sytuacji - mruknął ciemnowłosy.
       - Hai, hai - odparł potulnie Kaien.
       - Oni… Czy są ze sobą blisko?
       - Kto?
       - Zero i…
       - Yuuki?
       - Rany, mam gdzieś tę twoją głupią córeczkę! - wykrzyknął zirytowany. - Pytam o Ayę.
       - Och, cóż… Trudno powiedzieć. Znaleźli wspólny język, bo oboje nienawidzą wampirów i najchętniej zmietliby je z powierzchni ziemi…
       - A więc ona też ich nie znosi, tak? - zadumał się mężczyzna. To dobrze. Skoro tak, to raczej nie trzeba się martwić o to, że zakocha się w jakimś krwiopijcy. Ale zaraz… - Chwila moment, nienawidzą wampirów, ale siebie nawzajem znoszą?
       - Zrozum, są w podobnej sytuacji - odpowiedział Kurosu. - Tak jakby - dodał po chwili zastanowienia. - No, w każdym razie… Próbują walczyć z tymi swoimi wampirzymi słabościami…
       - Ale co ta dziewczyna ma z wampira? Wokół niej panuje jakaś specyficzna dla pijawek aura, ale jest nieco odmienna i nie da się jej wyczuć… Zresztą nie wygląda na taką, co żywi się krwią.
       - Ma tylko kilka wampirzych cech - poinformował go dyrektor. - Wrażliwość na słońce… - zaczął wyliczać. - Moc, umiejętność wyczuwania wampirów, a teraz też krwi… To wszystko. Ale to ostatnie zdobyła niedawno, już po przeniesieniu się do Akademii. Ona… Jakby to powiedzieć? Krew ojca będzie coraz bardziej dominować nad krwią matki. W końcu stanie się zwykłym wampirem. Nie, nie zwykłym. Prawdopodobnie siłą zbliżonym do arystokratów…
       - Rozumiem…

       Kolejny dzień też upłynął w nerwowej atmosferze. Przez jakiś czas Yagari zastanawiał się, co takiego zrobić z Zero.
       Jak sprawić, by na nowo podjął walkę z wampirzym instynktem? Hm…
       W końcu wpadł na pewien pomysł, choć nawet jemu wydawał się nieco zbyt drastyczny. Ale nie było wyjścia.
       Udał się do pokoju gościnnego w mieszkaniu dyrektora. Wszedł bez pukania. Rozejrzał się po pokoju. Zero siedział pod ścianą. Wyglądał okropnie mizernie, zdecydowanie stracił ochotę na cokolwiek.
       Mężczyzna westchnął i rzucił okiem na łóżko. Była tam. Bloody Rose. Podniósł ją, podszedł do byłego ucznia i bez większych ceregieli przystawił pistolet do głowy chłopaka. Ten zdziwił się lekko, ale nie zrobił nic, by powstrzymać mistrza.
       Rany, on naprawdę ma zamiar ot tak sobie pozwolić mi się zabić?
       Odblokował Krwawą Różę i położył palec na spuście.
       - Nie! Zero! - krzyknęła Yuuki, która nagle wpadła do pokoju.
       Chłopak zareagował błyskawicznie, chwycił broń, uniósł ją do góry, a głowę spuścił. Touga pociągnął za spust dokładnie w tym momencie, by mieć pewność, że pocisk nie wyrządzi krzywdy chłopakowi. Całość wyszła jednak na tyle zgrabnie, by uczniowie myśleli, że naprawdę chciał zabić Zero.
       Nastolatek zmarszczył brwi. Walczył sam ze sobą.
       - To chyba dobrze, że to ja cię zabiję? - spytał. Puścił Bloody Rose, więc ta została w ręku Kiryuu. - Już zapomniałeś? - spytał cicho, prawą dłoń kładąc na opasce. - „Sprawię, że nie pożałujesz, że straciłeś dla mnie swoje oko” - zacytował słowa Zero z okresu jego dzieciństwa. Powiedział to kilka dni po rozmowie na wzgórzu. - Wtedy mi to przyrzekłeś. Ale teraz, gdy patrzę na ciebie w takim stanie, mam ochotę cię zabić - przyznał. - Czuję, że gdybym to zrobił, poczułbym się lepiej, może nawet byłbym szczęśliwy. - No, to może akurat nie jest prawda… Ale on musi coś ze sobą zrobić, naprawdę nie mogę patrzeć na tę jego deprechę. - Póki jeszcze możesz się bronić, walcz, ile chcesz. Wybrałeś życie, w którym masz wiele świeżej krwi.
       Odwrócił się i ruszył ku wyjściu.
       - Nie uciekaj, Zero - przykazał. - Hej, mała dziewczynko - rzucił do Yuuki. - Kiedy on się załamie, musisz go powstrzymać. Ma tylko zranione ramię. Trzeba zszyć tę ranę i wszystko powinno być w porządku. To wszystko dla jego dobra - zapewnił. - Teraz wszystko zależy od ciebie.
       - Ale wtedy… - zawahała się szatynka.
       - Rany, uwierz, że gdybym chciał to zrobić, to bym to zrobił. Miałbym nie trafić z takiej odległości? Niezły żart.
       Potem znów spojrzał na Zero.
       - Ech, jestem strasznie zajętym człowiekiem. Na jakiś czas spadam, ale jeszcze nieraz się zobaczymy, zapewniam. Do zobaczenia. Następnym razem, jak się spotkamy, chcę cię zobaczyć w dobrym stanie, jasne?
***
       Któregoś dnia Touga dowiedział się od Kaiena, że Rada Starszych wampirów chciała egzekucji Zero. Zdenerwowany nie na żarty Łowca udał się do siedziby Związku. Nakrzyczał na jedną z ważniejszych członkiń, bo do prezesa go nie dopuszczono. Był wściekły, że Stowarzyszenie zdawało się tylko przyglądać z boku - a przecież Zero należał do rodu Kiryuu! Gdyby nie tamta masakra cztery lata temu, byłby teraz powszechnie szanowanym członkiem Związku.
       Kobieta twierdziła ze spokojem, że nie mogą nic zrobić, bo nie można zignorować faktu, że chłopak zabił czystokrwistą wampirzycę. Touga oczywiście w to nie wierzył. Wiedział, że Zero tylko postrzelił Shizukę, a resztą zajął się ktoś inny - najprawdopodobniej Kaname.
       Nic jednak nie zdziałał. Zero musiał radzić sobie sam.
***
       Innego razu Yagari znalazł się na balu wampirów w rezydencji rodziny Aidou. Wampir, którego tropił, mógł się tam zjawić.
       Nie znalazł go, ale spotkał się z Zero, który otrzymał rozkaz nadzorowania przyjęcia. Mężczyzna tradycyjnie poczochrał go po głowie. W odpowiedzi nastolatek przystawił do niego pistolet, ale Touga nawet nie mrugnął okiem.
       Chwilę rozmawiali. Wtedy to Kiryuu powiedział dawnemu mistrzowi, że spotkał Ichiru.
       Szczerze mówiąc, spodziewałem się tego. Nie znaleziono jego ciała, więc… Nie powiedział tego na głos.
***
       Najcięższym przeżyciem była wyprawa do domu Reiko. Yagari wciąż nie mógł uwierzyć, że i ona odeszła już z tego świata. Było mu też żal dziewcząt - Ayi i Kaori. Kao straciła swoją matkę, Aya zaś, można powiedzieć, straciła drugą. To musiało być ciężkie przeżycie. Dobrze przynajmniej, że nastolatki miały siebie. Touga widział, jak bardzo są ze sobą zżyte. Właściwie za każdym razem, gdy je widział, przypominał sobie Maayę i Reiko. Swego czasu były nierozłączne. Ale ich więź była też podobna do tej, która była między bliźniakami Kiryuu przed pamiętnymi wydarzeniami. Teraz z kolei bracia byli do siebie wrogo nastawieni. Starali się tego specjalnie nie okazywać, ale widać było napięcie między nimi.
       I jeszcze to podobieństwo córek do matek. Widok Ayi sprawiał, że Yagari ze smutkiem wspominał Maayę. Kaori zaś była niemal identycznym odzwierciedleniem matki. I z wyglądu, i z charakteru.
       Najgorszą chwilą było to, gdy się wydało, że młoda Katayama, posługująca się jednak nazwiskiem Mitsui, dała Zero napić się swojej krwi. Z własnej woli. Wtedy do Tougi dotarł fakt, że dziewczyna musi czuć do Kiryuu coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie była taka głupia jak Yuuki. A Zero nie traktował jej jak siostry. Tak, to była całkiem inna sytuacja. Ale podobna do innej. Do tej sprzed lat. Maaya również pozwoliła wampirowi na wypicie części swojej krwi. Została przemieniona.
       Nie, stop. Nie mogę się nakręcać, powiedział sobie Yagari.
       Patrzył jednak na wybuch złości blondynki, słuchał jej oszczerstw, które kierowała do Zero, widział jego zbitą minę, a także wymuszony chichot Ichiru. Swoją uwagę skupił jednak na Ayi.
       - Obie równie głupie… - odezwał się cicho, porównując brunetkę do jej zmarłej matki. Obie tak się poświęcają dla wampira. Boże, żeby w tym przypadku nie skończyło się tak tragicznie… Ale… historia lubi zataczać koło…

       Kolejnej nocy Yagari przechadzał się z niepokojem po terenie Akademii. Nie mógł zasnąć, dręczyły go smutne wspomnienia.
       Najpierw w oddali ujrzał blondyna z Nocnej Klasy. Zdziwił się jego obecnością, więc postanowił, że jeżeli przypadkiem wpadnie na któregoś prefekta, powie mu, by się tym zajął.
       Po jakimś czasie spostrzegł dwie postaci. Z początku myślał, że to prefekci, ale okazało się, że z Zero jest Aya. Podszedł do nich.
       - Co to za wycieczki sobie urządzacie? - zapytał.
       Uczniowie odwrócili się ze zdziwieniem.
       - Yagari-sensei… Co pan tu robi? - spytała dziewczyna.
       - Nie przypominam sobie, by zakaz opuszczania nocą dormitoriów dotyczył również nauczycieli - rzekł ze znudzeniem. - Z kolei na pewno zabronione jest urządzanie sobie randek na patrolu - rzucił od niechcenia do chłopaka.
       - To nie… - zaczęła brunetka, oblewając się rumieńcem.
       Dokładnie jak Maaya, zauważył.
       - Spokojnie, tylko się droczy - poinformował Ayę przyjaciel. - Coś się stało, mistrzu?
       - Nie, co by się niby miało stać? Ech, dzieciaki… Katayama, wróć łaskawie do akademika, dobrze? To, że wiesz o pewnych sprawach, nie znaczy, że możesz sobie łamać przepisy szkolne.
       - Eeto…
       - A ty, Kiryuu, może byś się tak wziął za robotę, co? - kontynuował Łowca. - Jakiś czas temu widziałem jednego z wampirów, wałęsającego się po dworze.
       - Hę? No bez jaj… Który to?
       - Blondyn. Ai… coś tam - mruknął Touga. Nie mógł sobie przypomnieć jego nazwiska. Nigdy nie miał do tego głowy.
       - Aidou… - szepnęła Aya.
       - Rany… Jaki on kłopotliwy - mruknął z niezadowoleniem Zero. - No to… Ja ne.
       - Mata ashita - odpowiedziała szarooka.
       - Wracaj do pokoju - rzucił nauczyciel i wyminął ją.
       - Yagari-sensei! - zawołała, odwracając się i podchodząc do mistrza bliźniaków. - Ano… Jeśli chodzi o Zero…
       - Ach… Wiem, co masz na myśli - stwierdził. - Spokojnie. Pragnę mu pomóc, a nie go zabić - przekonał.
       Rany, ona na serio strasznie się o niego martwi…
       - Naprawdę?
       - Owszem - rzekł, a potem spojrzał jej głęboko w oczy. Postanowił, że na chwilę pozwoli masce obojętności opaść. - Ale ty… Spróbuj nie poświęcać się dla chłopaka, szczególnie, jeśli jest on wampirem. To… nie ma sensu i… nie może się dobrze skończyć.
       Oderwał od niej wzrok, przybrał swój zwykły wyraz twarzy i ruszył przed siebie.
       Proszę, nie pozwól, by historia się powtórzyła. Co prawda Zero to nie taki drań jak Kage… Ale w jego sytuacji… Cóż, nie wiadomo, kiedy straci nad sobą panowanie. I lepiej, by cię tam nie było, gdy to się stanie. Bo… to może być tragiczne w skutkach.





***
[wpis podzielony był na części, które ukazały się 8.05.10 i 12.05.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz