Pociąg
zatrzymał się na niewielkiej stacji w rodzinnym mieście Otsune. Znużona podróżą
dziewczyna wstała ze swojego miejsca, sięgnęła po bagaż i powoli udała się ku
wyjściu.
Dworzec był tego dnia wyjątkowo zatłoczony. Umari upewniła się,
że wszystko zabrała, po czym rozejrzała się dookoła. Rodzice nie mogli po nią
przyjechać, oboje pracowali. Rudowłosa westchnęła i ruszyła ku budynkowi.
Stwierdziła, że zanim pójdzie na przystanek autobusowy, kupi sobie coś do
jedzenia, gdyż od ładnych paru godzin nic nie miała w ustach. Podeszła do
jednego ze sklepików. Potem usiadła na ławce i spokojnie zjadła pyszne onigiri.
Po kilku minutach wyszła na zewnątrz. Spojrzała na zegar -
dopiero co minęło południe. Dzień był całkiem przyjemny - na błękitnym niebie
dostrzec było można puszyste chmury, które przywodziły na myśl rozmaite
kształty. Słońce lekko grzało, wiał delikatny wiaterek.
Zielonooka ruszyła przed siebie. Nagle jednak zauważyła chłopaka,
na oko w jej wieku.
Hm, wydaje mi się jakiś znajomy, pomyślała.
Nie widziała jego twarzy, bo stał do niej tyłem. Niepewnie
rozglądał się dookoła i wyglądał na zdezorientowanego.
Może się zgubił?, przeszło
jej przez myśl. Powinnam mu pomóc, ale…
to chłopak.
Otsune była bardzo nieśmiałą i zamkniętą w sobie dziewczyną.
Jedyną osobą, przed którą potrafiła się otworzyć, była jej przyjaciółka, Aya
Mitsui.
Umari przystępowała z nogi na nogę, nie mając pojęcia, co zrobić.
Panicznie bała się rozmawiać z chłopakami. Zawsze się tym stresowała, serce
waliło jej jak oszalałe i w końcu wychodziło na to, że niemalże się nie
odzywała.
Teraz będzie tak samo, stwierdziła
z niechęcią. Ale nie mogę go tak
zostawić. Wygląda na to, że nie jest stąd.
Już chciała zrobić pierwszy krok, gdy nastolatek się odwrócił. Od
razu ją zauważył i uważnie się jej przyjrzał.
Pierwszym słowem, które nasunęło się Otsune na myśl, gdy ujrzała
jego twarz, było „uroczy”. Zdecydowanie
miał jakieś szesnaście czy siedemnaście lat, ale gdyby zmienić kilka
szczegółów, jak na przykład wzrost, mógłby uchodzić za rozkosznego brzdąca.
Miał brązowe włosy, które wyginały się chyba w każdym kierunku, co sprawiało,
że na jego głowie panował artystyczny nieład. Ale to tylko dodawało mu uroku.
Poza tym, jego piwnozielone oczy ślicznie teraz błyszczały. Lekko rozchylone
usta świadczyły o zdziwieniu i zakłopotaniu. Po chwili jednak wygięły się w
szeroki uśmiech, który prawie zwalił dziewczynę z nóg.
Chłopak podszedł do niej. Tak jak ona w ręku trzymał bagaż.
- Cześć! - odezwał
się wesoło. - Jesteś z Akademii Kurosu, mam rację?
No tak! Przecież on chodzi do równoległej klasy w Akademii, zauważyła wreszcie szesnastolatka. To dlatego wydawał mi się taki znajomy…
Pierwszy raz widziała go w ubraniu innym niż szkolny mundurek.
Kolega miał na sobie luźne dżinsy i wygodny T-shirt, na który nałożył bluzę.
- Ha-hai - zająknęła
się. Czuła nieregularnie bijące serce. Gdy jednak ponownie przyjrzała się
chłopakowi i zauważyła jego ciepły uśmiech, cały stres nagle uleciał.
- Umari-san, tak? A
może się mylę? - zapytał.
- Otsune Umari -
przedstawiła się oficjalnie.
- Konosuke Fuchida -
odparł. Przywitali się uściskiem dłoni.
- Nie jesteś stąd,
prawda? - spytała rudowłosa.
- Niee… Ech, prawda
jest taka, że ta cała sytuacja w szkole jest nieco pokręcona… A rozkaz
opuszczenia Akademii na ten tydzień był tak nagły… Moi rodzice są obecnie za
granicą, a ponadto mieszkam daleko, więc ciocia i wujek, którzy mieszkają w tym
mieście, zaoferowali, bym pomieszkał u nich przez tych kilka dni - wyjaśnił.
- Rozumiem. To
znaczy, że teraz się do nich wybierasz, tak?
- Owszem. Ale mam
pewien problem… - przyznał z zażenowaniem. - Byłem tu tylko kilka razy i…
Zaraz, ale ty jesteś stąd, prawda, Umari-san?
- Tak -
odpowiedziała.
- Hm, a wiesz może,
jak się dostać pod ten adres? Nie mam zielonego pojęcia, w której części miasta
jest ta ulica… I jakim autobusem tam dojechać… - Pokazał koleżance kartkę z
adresem. Dziewczyna przyjrzała się jej i uśmiechnęła się.
- No proszę, co za
zbieg okoliczności. To w okolicach mojego domu, zaledwie kilka ulic dalej -
rzekła. - Możemy pojechać razem, jeśli chcesz.
- Byłbym bardzo
wdzięczny! - zapewnił. Jego twarz wyrażała ulgę i radość. - Arigatō! -
wykrzyknął. - Daj, wezmę twoją torbę - zaoferował. Nie przyjął sprzeciwu, więc
oszołomiona dziewczyna udała się za kolegą. - Hm, to ten przystanek? - spytał.
Skinęła głową.
Autobus miał przyjechać za kilka minut. Usiedli więc na ławce i
czekali.
- Ano… - zawahał się
Konosuke. - Powiedz… Wiem, że jesteś jedną z osób, które wiedzą, co tak naprawdę
się wydarzyło…
Otsune spojrzała na
niego ze zdziwieniem.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałem o tym
chwilę z Kiryuu-kunem. Z chłopaków oprócz nas wtajemniczony jest tylko
Tsuda-senpai, więc… Cóż, Kiryuu-kun siedzi w tym od dawna, więc i ja, i
przewodniczący naszego akademika kilkakrotnie próbowaliśmy namówić go na
rozmowę. Ale Kiryuu-kun jest raczej niechętny… Raz się zlitował i opowiedział
nam pokrótce co i jak… Zdradził między innymi imiona i nazwiska osób, które
podobnie jak my pozostały z nienaruszonymi wspomnieniami… Pewnie zrobił to,
byśmy się od niego odczepili - wyszczerzył zęby. - A tak na serio, to miło jest
wiedzieć, na czym się stoi. Przynajmniej mniej więcej… - zakończył w
zamyśleniu.
- Aha… Eeto…
Fuchida-kun?
- Tak?
- Czy to prawda, że
wiedziałeś już wcześniej o wampirach i tak dalej?
- Hai. Ale skąd to
wiesz?
- Aya mi
powiedziała. To znaczy… Aya Mitsui. Moja przyjaciółka.
- Och. - Nastolatek
lekko się speszył. - A ona skąd wie?
- No… Od
Kiryuu-kuna…
- Hm, no tak.
Nieważne. Co do twojego wcześniejszego pytania… Przypadkiem odkryłem istnienie
wampirów. Zaczęło się niewinnie. W letnie wakacje przyjechałem na weekend do
wujostwa. Tam znalazłem jakąś kartkę. Zdziwiłem się, widząc, że to rozkaz
„zabicia niebezpiecznego wampira Poziomu E” wydany przez niejaki Związek
Łowców. Stwierdziłem jednak, że to żart lub jakaś pomyłka i początkowo wiele
nad tym nie myślałem. Jednak po jakimś czasie zaczęły nachodzić mnie różne
myśli. Skojarzyłem sobie kilka pozornie nic nieznaczących faktów z dzieciństwa i
wypowiedzi cioci, wuja oraz kuzyna… Poszperałem trochę tu i ówdzie, a
zaowocowało to coraz większą pewnością, że coś jest nie tak. Wczesną zimą byłem
już przekonany. Któregoś dnia dostaliśmy pozwolenie na wyjście do miasta,
ciebie nie było jeszcze wtedy w Akademii. Sióstr Mitsui także. W każdym razie…
Natknąłem się na prawdziwego wampira. Był okropny, aż dreszcz mną wstrząsnął.
Wyszło na to, że prawie rzucił się na mnie i kilku uczniów, którzy byli w
pobliżu. Wtedy zjawił się mój wuj. Zabił tamtego krwiopijcę. Potem przyszedł
ktoś, kto wymazał pamięć świadkom zajścia. Mnie też chciał to zrobić, ale
prosiłem, by zostawił mnie w spokoju. Nie zamierzał słuchać, ale wujek wstawił
się za mną. Obiecałem nikomu nie pisnąć słowa. Wyszło więc na to, że wuj
wtajemniczył mnie w niektóre sprawy. Dowiedziałem się też, że nie tylko on, ale
także mój kuzyn, Isoshi, pracuje w Związku Łowców.
Otsune z zainteresowaniem słuchała opowieści kolegi. W
międzyczasie nadjechał autobus, więc wsiadłszy do niego, kontynuowali rozmowę.
Gdy Konosuke zakończył swą historię, spytał, w jaki sposób dziewczyna odkryła
prawdę. Po chwili wahania Umari opowiedziała chłopakowi, jak to się odbyło, ale
ukryła wszelkie szczegóły. Szatyn zadowolił się ogólnym zarysem sprawy i
rozmowa zeszła na całkiem inny tor.
- Och, na następnym przystanku wysiadasz - rzekła. - To ulica
zaraz przy przystanku - poinformowała.
- A ty, Umari-san?
- Ja? Och, wysiądę
na następnym. Będę miała bliżej do domu. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Po
prostu nie chcę za dużo chodzić z tą walizką - powiedziała niepewnie.
- Oczywiście,
rozumiem! - zapewnił chłopak. Tymczasem autobus się zatrzymał. Konosuke chwycił
swój bagaż i podszedł do drzwi. - Dziękuję za wszystko, Umari-san! - zawołał
wesoło i uśmiechnął się serdecznie. Pomachał energicznie ręką na pożegnanie.
Dziewczyna nieśmiało odmachała. Potem pojazd ruszył i kolega zniknął z zasięgu
jej wzroku.
Jej, skwitowała w myślach
rudowłosa.
Rodzice dziewczyny wrócili dopiero wieczorem. Z radością
przywitali córkę i zaraz zaczęli ją wypytywać o sytuację w Akademii Kurosu.
Nastolatka opowiedziała historyjkę wymyśloną przez dyrektora, ale to dorosłym
nie wystarczyło. Otsune nieco się zdenerwowała i zaczęła mówić coś od rzeczy.
Rodzina zjadła wspólnie smaczną kolację. Potem nastolatka udała
się do swojego pokoju i rozpakowała swe rzeczy. Gdy to zrobiła, padła na łóżko.
Dopiero wtedy poczuła zmęczenie. Zamknęła oczy i pogrążyła się w różnego
rodzaju myślach.
Ciekawa jestem, jak sobie radzi Aya. Biedna, ma tyle zmartwień
na głowie! Tak bardzo chciałabym jej w jakiś sposób pomóc, ale to chyba
niemożliwe. Mogę co najwyżej jej wysłuchać, ewentualnie coś doradzić… Życie
jest takie niesprawiedliwe. Niby obie o wszystkim wiemy, ale to na nią zwaliły
się wszystkie problemy. Ja tak naprawdę mogę żyć jak mi się podoba,
przynajmniej w pewnym stopniu. Ona nawet nie miała możliwości wyboru…
A co do wybierania… Fuchida-kun z własnej woli jest teraz
uświadomiony. To znaczy… ja niby też. Ale to nieco inna sytuacja. Chyba. No,
nieważne. W każdym razie… to naprawdę miły chłopak! I tak przyjemnie mi się z
nim rozmawiało, jestem tym prawdziwie zaskoczona!
Nagle przypomniała sobie rozmowę, którą odbyła z przyjaciółką w
czasach, gdy o niczym nie miała jeszcze pojęcia. „No, więc znajdziesz sobie
swojego księcia z bajki i będziesz żyć… długo i szczęśliwie” - zaśmiała się wtedy Umari. „To raczej płonne
nadzieje! Za to jestem przekonana, że ty niebawem sobie kogoś znajdziesz” -
odparła na to Aya. „Ja? Nie wydaje mi się”. „ Niby dlaczego?”. „Nie potrafię nawet rozmawiać z chłopakami” -
rzekła Otsune. „Ech, ja niby też nie potrafię”. „ Z Kiryuu-kunem umiesz”. „No
właśnie, to jest wyjątek. Też znajdziesz jakiegoś chłopaka, z którym przyjemnie
będzie ci się rozmawiało!”
Rudowłosa
zarumieniła się i uniosła powieki. Zrobiło jej się gorąco, więc wstała i
otworzyła okno. Usiadła na parapecie i zaczęła wpatrywać się w przepiękny
zachód słońca.
Następnego dnia Otsune wybrała się na zakupy do pobliskiego
supermarketu. Znalazła już większość interesujących ją produktów, gdy
przypadkowo się z kimś zderzyła. Zauważywszy, że to chłopak, zaczerwieniła się
ze wstydu. Wybąkała jakieś przeprosiny, ale niebieskooki szatyn tylko się
zaśmiał i zapewnił, że nic się nie stało.
- Umari-san! -
zawołał ktoś z tyłu. - Co za niespodzianka!
Dziewczyna chcąc nie
chcąc bardzo ucieszyła się na widok Konosuke.
- Ohayō, Fuchida-kun
- przywitała się.
- Ohayō! -
wyszczerzył zęby chłopak.
- To twoja
koleżanka, Kono? - zapytał młodzieniec, na którego wpadła rudowłosa.
- Chodzi do tej
samej szkoły co ja, do równoległej klasy - poinformował go Fuchida. -
Umari-san, poznaj mojego kuzyna.
- Isoshi Hayata,
miło mi cię poznać - uśmiechnął się do dziewczyny kuzyn Konosuke.
- Otsune Umari -
przedstawiła się.
We troje dokończyli swoje zakupy, a potem poszli przejść się po
parku. Otsune polubiła obu chłopców, choć to Konosuke bardziej przypadł jej do
gustu - może dlatego, że był w jej wieku. Hayata miał w tym roku skończyć
dwadzieścia lat. No i, nie wiedzieć czemu, z kolegą ze szkoły potrafiła
rozmawiać całkiem swobodnie.
Spędzili ten tydzień razem. Zakolegowali się. Dużo rozmawiali.
Część tematów dotyczyła wampirów i Łowców, ale oprócz tego gawędzili też o
wielu innych sprawach.
Isoshi podwiózł Fuchidę i koleżankę na dworzec, gdy musieli już
wracać. Zielonooka zesztywniała, gdy młodzieniec przytulił ją lekko na
pożegnanie. Konosuke na chwilę zbladł, ale po chwili był już wesoły jak zawsze.
Uścisnął dłoń kuzyna i pomógł wsiąść Umari do pociągu.
Rozpoczęła się przyjemna podróż powrotna do Akademii Kurosu.
Przez całą drogę Otsune rozmawiała z szatynem dosłownie o wszystkim i o niczym.
***
Ryutaro Tsuda przywitał się z ojcem i zajął miejsce z przodu.
Przez szybę ujrzał, jak jego siostra zawiesza się tacie na szyi i nawija o
czymś, co nie miało większego sensu. Potem przyszła kolej na przyjaciółkę imōto,
która z uśmiechem przywitała się z mężczyzną, a potem usiadła obok Nio z tyłu.
- No, możemy ruszać
- oznajmił z ulgą dorosły.
- Nareszcie -
mruknął Ryu.
Kochał swoją młodszą siostrę, ale ta coraz częściej go
denerwowała. Mówiła niemal bezustannie, do tego zazwyczaj tak głośno, że
chłopak nie słyszał własnych myśli. Irytowało go także jej uwielbienie do
Nocnej Klasy. Osobiście wcale za nią nie przepadał, uważał, że była
zdecydowanie przereklamowana. Owszem, może uczniowie Nocnego Wydziału byli
nienaturalnie wprost piękni, no ale bez przesady.
My przecież też mamy kilka niezłych osób. Weźmy taką Kaori
Mitsui-chan. Jest urocza! Jej siostra również jest śliczna, choć raczej nie
wydaje się wesołą osobą.
Oprócz nich było
jeszcze kilka dziewcząt, które zasługiwały na uwagę.
- Otōsan, słuchasz mnie czy nie?! - zniecierpliwiła się Nio,
krzycząc do ojca, by zwrócić jego uwagę.
- Hai, hai… - odparł
ze znudzeniem mężczyzna.
- Dziewczyno, daj
tacie odpocząć - odezwał się Ryutaro. - Ma przed sobą długą drogę, więc ucisz
się łaskawie.
- Rany, Ryu-niichan!
Jesteś niemiły! - odburknęła imōto.
- Taak…
- No, w każdym
razie… - Nio zapomniała już o zajściu i zwróciła się do przyjaciółki. - Nie
wyobrażam sobie tego, że gdy wrócimy do Akademii, Nocnej Klasy już tam nie
będzie - jęknęła.
- Ja też! -
przytaknęła jej Mio. - To takie smutne! Shiki-kun!
-
Kuran-senpai!
-
Ichijou-senpai!
-
Wild-senpai!
- IDOL-SENPAI! - krzyknęły obie ze łzami w oczach. - Wróćcie do
nas!
Chłopak miał ochotę zatkać sobie uszy. Westchnął jednak tylko i
zamknął oczy.
- Ach, jak miło rozprostować nogi!
- Masz rację!
- Ryu?
Młodzieniec słyszał
wokół głosy należące do siostry, jej przyjaciółki oraz ojca.
- Niisan! -
wrzasnęła mu do ucha Nio.
- Aaa! -
przestraszył się i zerwał na równe nogi. - Gorzej ci, dziewucho?! - warknął.
- Przysnęło ci się,
Ryu-niichan! - oświadczyła imōto.
- Gdzie jesteśmy? -
spytał sennym głosem Ryutaro.
- Na stacji. Mamy
postój - odparła dziewczyna.
- Soka… - rzekł
cicho, jakby do siebie.
Rozejrzał się dookoła. Okolica wydawała się raczej spokojna.
Wokół stacji zauważył zaledwie kilka domów i gospodarstw, poza tym w zasięgu
oka były same pola i sady. Pogoda była nadspodziewanie przyjemna. Było ciepło,
ale nie za bardzo. W sam raz.
- Chodź, przejdziemy
się. I może kupimy sobie coś w sklepiku. Na co masz ochotę? - Ryu usłyszał
siostrę zwracającą się do Mio.
- Sama nie wiem,
później coś wybiorę. Och, twój brat jest taaki słodki!
- Taa, szczególnie
jak śpi, wtedy przynajmniej na mnie nie narzeka - odparła Nio. Reszty rozmowy
chłopak nie usłyszał, bo dziewczęta się oddaliły.
Ryu westchnął i usiadł na krawężniku. Zauważył, że jego podejście
do otaczającego go świata się zmieniło. Miał wrażenie, że jest teraz innym
człowiekiem. Człowiekiem uświadomionym. Człowiekiem, który po osiemnastu latach
życia zdał sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest takim, jakim się wydaje.
Ale żeby wampiry? Te mityczne stwory, które żywią się ludzką krwią? Czy to aby
nie przesada? Jeszcze kilka dni temu nastolatek wyśmiałby każdego, kto
twierdziłby, że tacy krwiopijcy istnieją. Jeszcze kilka dni temu Ryu był
zwykłym młodym chłopakiem. A teraz? Teraz czuł się, jakby nie był sobą.
Może to była zła decyzja?, przemknęło
mu przez myśl. Może powinienem był
pozwolić wyczyścić mi pamięć?, zastanawiał się przez chwilę. Iie. Dokonałem prawidłowego wyboru, uznał
w końcu. Dzięki temu… Nie, chwila, dzięki
temu co? Świat nagle diametralnie się zmienił! A może… Może to nie on, lecz ja?
Może to tylko ja się zmieniłem?
Potargał z
rozdrażnieniem włosy. Kuso. Wkurza mnie
to, stwierdził.
Czy nic już nie będzie takie jak dawniej? A jeśli nawet mogłoby
być, czy chciałby do tego wracać? Lepiej żyć w błogiej nieświadomości czy
wiedzieć, chociażby w najmniejszym stopniu, co dzieje się dookoła? Póki co, Ryu
nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania. Wiedział tylko jedno.
Nigdy nie
podejrzewał siebie o taką odwagę. Nigdy nie sądził, że ocali komuś życie.
Jeszcze parę dni temu był zwykłym przewodniczącym męskiego
akademika. Sprawował tę funkcję od drugiej klasy. Na początku było ciężko,
praktycznie żaden senpai go nie słuchał, bo dlaczego miałby podporządkowywać
się młodszemu o rok koledze? Jednak potem było już łatwiej. Ryutaro przywykł do
swoich obowiązków. Stał się nieco bardziej dojrzały i próbował postępować
zgodnie ze szkolnym regulaminem, by dawać przykład innym uczniom. W tym roku to
on należał do najstarszego rocznika, więc inni musieli go słuchać. Niektórym
się to nie podobało, ale dzięki przyjaznemu charakterowi inni bardzo go
polubili. A jemu było z tym dobrze. Z życiem, które prowadził, z funkcją, którą
sprawował. Był wesoły, ale odpowiedzialny. Przystojny - i choć doskonale o tym
wiedział, nigdy nie można było go posądzić o próżność. Jako uczeń trzeciej
klasy i przewodniczący akademika był też bardzo zajętą osobą. Choć doskonale
wiedział, że to nie on odwala czarną robotę. O tak, najgorsze obowiązki nie
spoczęły na barkach jego i Kazuko Deushi, przewodniczącej żeńskiego akademika,
lecz na prefektach - Yuuki Kurosu i Zero Kiryuu. To przede wszystkim oni
musieli pilnować porządku w całej szkole (podczas gdy zasięg pilnowania jego i
Deushi ograniczał się do dormitoriów Dziennej Klasy), załatwiać pewne sprawy
dla dyrektora, a także patrolować teren Akademii w nocy. To musiało być
strasznie uciążliwe, Tsuda doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak dopiero
kilka dni temu dowiedział się, na czym tak naprawdę polegała praca tych dwóch
osób. I kim one w rzeczywistości były.
Nie znał żadnych szczegółów. Faktem było, że nie wiedzieć czemu
szkołę zaatakowała banda krwiopijców. Z kolei Nocna Klasa, ci wszyscy idole
Dziennych Uczniów… W całości składała się z jakichś arystokratycznych pijawek.
Z Kaname Kuranem, „czystokrwistym”, na czele. Ryu nie bardzo orientował się w
tej całej hierarchii społeczności wampirów. I nie bardzo go to interesowało.
Oburzył go fakt, że żył w niewiedzy. I to było głównym powodem jego decyzji.
Ale było coś jeszcze.
Od zawsze grał twardziela. Ale to nie oznaczało, że nim był.
Ryutaro często udawał kogoś, kim nie był. Próbował stworzyć pozory, wybudować
sobie reputację, która by go zadowoliła. Już od najmłodszych lat, w każdej
klasie i szkole, uważany był za miłego, inteligentnego (lecz nieco leniwego) i
wysportowanego chłopaka. Tak, taki właśnie był. Ale miano go też za twardziela,
a wszystko przez to, że raz, jeszcze w podstawówce, postawił się kilku
gimnazjalistom. Tym samym „uratował” kilka przestraszonych dziewczynek, które
następnego dnia opowiadały już o tym, jak to „Ryu-sama” się za nimi wstawił i
wybawił je od prześladowców. Wszystko wyolbrzymiły, wspomniani chłopacy z
gimnazjum po prostu się nudzili i chcieli się chwilę podroczyć. Ale tamta
sytuacja wystarczyła, by Tsuda na ładnych parę lat stał się bohaterem dziewcząt
i guru kolegów.
Dopiero tych kilka dni temu Ryutaro udowodnił sam sobie, że
naprawdę jest w stanie zrobić coś pożytecznego.
Kilku krwiopijcom udało prześlizgnąć się do męskiego akademika.
Wampiry z Nocnej Klasy go strzegły, ale potworów było zbyt wiele…
Tsuda od rana chodził po całym dormitorium. Uspokajał
pierwszoroczniaków, pocieszał drugoklasistów, rozmawiał z rówieśnikami. Samym
zachowaniem i pozorną pewnością siebie pokrzepiał zatrwożone serca kolegów.
Dodawał im odwagi. Ale prawdziwa próba przyszła później.
Schodził właśnie do holu, gdy usłyszał krzyki. Szybko zauważył
kilku uczniów - większość z nich było z pierwszej klasy. Stali, trzęśli się i
nie byli zdolni do wykonania jakiegokolwiek ruchu. A tymczasem prosto na nich,
przerażająco powoli, szedł jeden z wrogich wampirów. Uczniowie Nocnej Klasy
byli zajęci walką gdzieś dalej, nie mogli pomóc. Nie namyślając się długo,
Ryutaro zeskoczył ze schodów, po drodze rozglądając się za jakimś przedmiotem,
który od biedy mógłby posłużyć za broń. Podłoga już od dłuższego czasu była
brudna, walało się po niej wiele bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów.
Chłopak zauważył coś podłużnego i twardego, więc szybko chwycił to i rzucił się
w stronę zlęknionych uczniaków. Wampir przyspieszył, ale nawet nie zauważył, że
z tyłu ktoś go goni. Ktoś, kto był szybszy od niego. Ktoś, kto był w tamtej
chwili tak wypełniony adrenaliną, że… bez namysłu z całej siły uderzył go w
głowę. Wampir zatoczył się lekko, odruchowo przyciskając rękę do zranionego
miejsca. Odwrócił się i wysyczał coś, czego Tsuda nie zrozumiał. W głowie miał
wtedy kompletną pustkę. Krwiopijca zaatakował go, przez co nastolatek znalazł
się na podłodze. Odwrócił się na plecy i w chwili, gdy wróg chciał się na niego
rzucić, wyciągnął przed siebie broń. Przebiła wroga na wylot. Ryu nie zdążył
nawet poczuć na sobie jego ciała, bo potwór momentalnie zamienił się w proch.
Chłopak dyszał ciężko przez jakiś czas. Początkowo nie mógł
uwierzyć w to, co zrobił. Leżał nieruchomo, wpatrując się w przedmiot, który
okazał się śmiercionośny dla tego, z którym walczył.
Uratowani uczniowie podbiegli do wybawcy. Jeden z chłopców,
delikatny i wrażliwy blondynek, miał łzy w oczach. Wszyscy pokłonili się przewodniczącemu
akademika i chórem mu podziękowali. A gdy nadszedł stosowny czas, potwierdzili,
że to Ryutaro Tsuda ich uratował. Dzięki temu osiemnastolatek mógł zachować
pamięć. Reszta uczniów Dziennej Klasy - z wyjątkiem braci Kiryuu, Konosuke
Fuchidy, sióstr Mitsui, Otsune Umari i Sayori Wakaby - następnego ranka
obudziła się dziwnie otępiała. Chłopak szybko przekonał się, że żadne z nich
nie pamięta zamieszania, które dopiero co miało miejsce, i które tak bardzo
odmieniło Ryutaro oraz jego postrzeganie świata.
- Ryu-niisan! Ruszże się wreszcie! - zaświergotała Nio. - Bo
pojedziemy bez ciebie! - zaśmiała się, wchodząc do samochodu.
- Hę? - zdziwił się
chłopak. - Ach, tak… - Pominął milczeniem fakt, że nie zdążył nawet czegoś
zjeść lub skorzystać z toalety.
- Do zobaczenia za tydzień! - zawołała Nio.
- Hai! - odparła
Mio, uśmiechając się do przyjaciółki. Stała już na zewnątrz. - Arigatō
gozaimasu! - Ukłoniła się w stronę ojca rodzeństwa. Mężczyzna skinął głową.
Dziewczyna zaś popędziła na przystanek autobusowy, skąd zaraz miał ją ktoś
odebrać.
Samochód ruszył. Mio mieszkała w sąsiednim mieście, więc rodzina
Tsuda wzięła ją ze sobą.
Jechali przez kilkanaście minut. Potem kierowca zaparkował
samochód w rodzinnym garażu. Wszyscy wyszli z auta i weszli do domu. Tam
przywitali się z matką.
- Pewnie jesteście
głodni, chodźcie, chodźcie! - zawołała z uśmiechem kobieta.
- Hai! - krzyknęła
Nio.
Ryu właśnie
zauważył, jak bardzo jest głodny. Z ulgą usiadł przy stole i zjadł porcję,
która napełniła jego pusty żołądek.
Po krótkiej pogawędce podziękował za posiłek i udał się do
swojego pokoju. Wyrzucił z walizki niemalże wszystkie ubrania i wrzucił je do
pralki. Nio wieczorem zrobiła to samo.
Dopiero następnego popołudnia Ryutaro wyszedł przejść się po
rodzinnym mieście. Dziwnie było do niego powrócić. Niby jeszcze nie tak dawno
odbyły się ferie, ale… wydawało mu się, że minęły całe wieki. I jeszcze ta
świadomość, że któryś z przechodniów tak naprawdę może wcale nie być
człowiekiem…
- Ryu, to ty?! -
zawołał znajomy głos.
Chłopak odwrócił się
i ujrzał swojego przyjaciela. Znali się od dziecka, niegdyś byli niemal
nierozłączni. Spędzili ze sobą lata podstawówki i gimnazjum, rozstali się
dopiero wtedy, gdy Ryu dostał się do prestiżowej Akademii Kurosu. Koledze
egzaminy nie poszły tak dobrze, dlatego musiał się zadowolić jednym z
tutejszych liceów.
- Sho! - uśmiechnął
się Ryutaro. - Dawno się nie widzieliśmy! - rzekł.
Chłopcy szybko
pokonali dzielącą ich odległość i przywitali się ze sobą.
- Co ty tu robisz,
Ryu? - zapytał Shozo Nakazawa. - Zerwałeś się ze szkoły czy jak? - wyszczerzył
zęby.
- Hehe… - zaśmiał
się Tsuda. Opowiedział przyjacielowi historyjkę o tym, że jeden z akademików
niby to zawalił się ze starości, więc pozostałe budynki muszą przejść jakąś
inspekcję i tak dalej.
Źle się czuję z okłamywaniem go, zdenerwował się młodzieniec. Kuso…
Nie mógł jednak nic
na to poradzić. Sam wybrał taki los. Los uświadomionego człowieka.
- Zazdroszczę ci!
Też chciałbym zrobić sobie małą przerwę od nauki! - przyznał Nakazawa.
- A co, nieźle was
cisną? - zainteresował się Ryutaro.
- Żebyś wiedział… A
was?
- Nas też… Ale
wiesz, skoro teraz jest to całe zamieszanie… Kto wie, może to nieco ochłodzi
zapał nauczycieli do zatruwania uczniom życia - zaśmiał się. - A tak na
poważnie, to da się przeżyć. Jest ciężko, ale to normalne, w końcu to ostatnia
klasa… Ale poprzednie egzaminy w sumie dobrze mi poszły, a tobie?
- Powyżej
siedemdziesięciu pięciu procent z każdego przedmiotu - odparł Shozo.
- No, to podobnie
jak u mnie! - oświadczył Ryu.
- A jak tam radzi
sobie twoja imōto?
- Och, Nio nie
bardzo zajmuje się nauką. Bardziej kręci ją udzielanie się towarzysko i
wielbienie tych gostków z Nocnej Klasy. Boże, jak ja się cieszę, że ją w końcu
zlikwidowali!
- Zlikwidowali? -
zdziwił się Nakazawa.
- Hai… - przytaknął.
- Sho, a twoja siostra? Jest teraz trzeciej klasie gimnazjum, prawda? Do
jakiego liceum chce się wybrać?
- Ach, Yae-chan cały
czas marzyła o Akademii Kurosu. Ale ostatnio jakoś straciła zapał, bo wreszcie
zdała sobie sprawę z tego, że nawet, jeśli się tam dostanie, to ciebie w szkole
już i tak nie zastanie - zaśmiał się.
- Och, no nie mów,
Yaeko-chan wciąż…
- Tak, wciąż jest w
tobie zakochana - potwierdził Shozo. Zamyślił się na chwilę. - Ryu, czy ty w
ogóle widziałeś się z nią ostatnio?
- Hę? - Tsudę
zdziwiło to pytanie. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że od dawna nie rozmawiał
z Yae. Kiedy bywał w domu, jej akurat nie było w mieście. Yaeko często
wyjeżdżała. Należała do klubu pływackiego, a ponadto grała na skrzypcach. Miała
niewiele wolnego czasu. Wciąż treningi, próby, zawody i występy… - Rany… chyba
z rok jej nie widziałem - odparł. Nakazawa zrobił wielkie oczy. - No co? Rzadko
tu bywam, a jak już jestem, to jej nie ma…
- Nie o to chodzi… -
zaczął Shozo. - Jakby ci to powiedzieć…
- Sho-niisan!
Sho-niisan!
Chłopcy odwrócili
się równocześnie. Ku nim biegła przepiękna piętnastolatka. Miała na sobie
szkolny mundurek, który leżał na niej idealnie i podkreślał jej szczupłą
sylwetkę. W ręku trzymała futerał na skrzypce. Dopiero w chwili, gdy Ryutaro ją
zobaczył, poczuł, jak bardzo za nią tęsknił.
Yaeko w dzieciństwie często spędzała czas ze starszym bratem i
jego przyjacielem. Tuż przed przejściem chłopców do liceum okazało się, że
dziewczynka jest zauroczona w Tsudzie. Nastolatek był przekonany, że szybko jej
to przejdzie. Tak się jednak nie stało. Zdziwiło go to, ale i ucieszyło.
Dziewczyna w końcu się zatrzymała. Podniosła wzrok i dopiero
wtedy zauważyła, kto jest towarzyszem starszego brata. Rozchyliła lekko usta.
- Ryu-senpai… -
wyszeptała.
- Yae-chan…
Boże, kiedy widziałem ją ostatnio, była jeszcze takim
dzieciakiem, nie miała w sobie niemalże nic z kobiecości, a teraz… Ależ się
zmieniła! Ale nadal ma w sobie coś z tamtej Yae! Rany, naprawdę za nią
tęskniłem, zauważył.
Shozo uśmiechnął
się.
- No, Yae-chan, o co
chodzi? - spytał.
- Ano… Eeto… -
Dziewczyna zawahała się. - Pamiętasz o… o dzisiejszym… k-konursie?
- Oczywiście,
siostrzyczko. Nie masz się czym martwić. Za trzy godziny się zaczyna, tak?
- Uhm… Ale trzeba
przyjść wcześniej i…
- Hai, hai. Wiem.
Idź już do domu. Musisz zacząć się przygotowywać.
- U-uhm… - skinęła
głową.
- Sho, idź z
siostrą, nie będę wam przeszkadzał. Yaeko-chan, nie jestem wtajemniczony, ale
skoro mówicie o jakimś konkursie, to życzę ci powodzenia - uśmiechnął się Ryu.
Yae zaczerwieniła się.
Po chwili chłopcy pożegnali się ze sobą. Tsuda ruszył w kierunku
domu.
- Ryu-senpai! -
zawołała piętnastolatka.
Chłopak szybko się
odwrócił i ze zdziwieniem spostrzegł, że Yaeko biegnie w jego kierunku.
- Ja… Ano… Chciałam…
Chciałam cię zaprosić na ten konkurs! - wypaliła. Ukłoniła się, równocześnie
wyciągając przed siebie dłonie, w których trzymała bilet wstępu. - Oczywiście,
jeśli nie masz czasu…
- Arigatō, Yae-chan
- przerwał jej delikatnie. - Na pewno przyjdę - odparł z uśmiechem
osiemnastolatek.
- Na-naprawdę? -
Dziewczyna uniosła głowę. Jej bursztynowe oczy błyszczały.
- Oczywiście.
Występ Yaeko Nakazawy okazał się wspaniały. Dziewczyna przeszła
do następnego etapu konkursu gry na skrzypcach. Brało w nim udział wielu
znakomitych młodych skrzypków, ale z jakiegoś powodu Yae wyróżniała się z
tłumu.
Ryu szczerze rozpaczał nad tym, że nie będzie mógł obejrzeć
drugiego etapu. Powiedział o tym koleżance, a ta uroczo się zarumieniła.
Tsuda dowiedział się od Shozo, że Yaeko zawsze zostawiała jeden
bilet na różnego rodzaju koncerty i zawody, na wypadek gdyby Ryutaro miał się
zjawić. Chłopaka wzruszyła ta wiadomość.
Tydzień minął zdecydowanie zbyt szybko. Ryu z niechęcią myślał o
powrocie do Akademii, a tym bardziej o rozstaniu z Sho i Yae. Spędził z nimi
tyle czasu, ile tylko się dało. I wymusił obietnicę, że dziewczyna wyśle mu
list, gdy konkurs się zakończy. Był przekonany, że Yaeko ma szansę na jedną z
głównych nagród.
Tuż przed wyjazdem Ryu pobiegł do domu przyjaciół. Najpierw przez
chwilę gawędził z Sho. Potem poprosił, by przyjaciel zawołał swoją siostrę.
Shozo uśmiechnął się porozumiewawczo i zostawił ich samych.
- Yae-chan.
- Ha-hai!
- Daj z siebie
wszystko, dobrze? - powiedział łagodnie.
- Hai!
Przez chwilę milczeli i po prostu na siebie patrzyli. Potem
chłopak nagle schylił się i delikatnie pocałował ją w policzek. Dziewczyna
oblała się rumieńcem.
- Ucz się pilnie -
powiedział z powagą. - I jeśli chcesz iść do Akademii Kurosu, to zrób to. Bez
względu na to, czy tam będę, czy też nie, zgoda?
Skinęła głową.
- No, czas na mnie.
Do zobaczenia, Yae-chan.
W drodze powrotnej Ryu zdał sobie wreszcie sprawę z tego, co
zamierza teraz zrobić. Liczyło się bowiem tylko jedno. Ochrona spokojnego życia
Yae. Żaden wampir nie mógł zakłócić jej egzystencji!
***
Dziękujemy za poprzednie komentarze ;* Czytając Wasze miłe słowa, robi nam się ciepło na sercu ^^
Mała prośba- o nowych notkach na Waszych blogach informujcie nas na stronie głównej, zgoda? Chciałybyśmy, by tutaj znajdowały się opinie na temat naszego opowiadania. ;)
W sobotę ukaże się "Ulga"- zapraszamy! :)
Ach, no i co myślicie o tym dodatku- podoba Wam się taka odskocznia?
Dziękujemy za poprzednie komentarze ;* Czytając Wasze miłe słowa, robi nam się ciepło na sercu ^^
Mała prośba- o nowych notkach na Waszych blogach informujcie nas na stronie głównej, zgoda? Chciałybyśmy, by tutaj znajdowały się opinie na temat naszego opowiadania. ;)
W sobotę ukaże się "Ulga"- zapraszamy! :)
Ach, no i co myślicie o tym dodatku- podoba Wam się taka odskocznia?
[wpis z dnia 2.06.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz