poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XI, rozdział LIIIb (dodatek) - "Wtajemniczeni"


       Pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacji w rodzinnym mieście Otsune. Znużona podróżą dziewczyna wstała ze swojego miejsca, sięgnęła po bagaż i powoli udała się ku wyjściu.
       Dworzec był tego dnia wyjątkowo zatłoczony. Umari upewniła się, że wszystko zabrała, po czym rozejrzała się dookoła. Rodzice nie mogli po nią przyjechać, oboje pracowali. Rudowłosa westchnęła i ruszyła ku budynkowi. Stwierdziła, że zanim pójdzie na przystanek autobusowy, kupi sobie coś do jedzenia, gdyż od ładnych paru godzin nic nie miała w ustach. Podeszła do jednego ze sklepików. Potem usiadła na ławce i spokojnie zjadła pyszne onigiri.
       Po kilku minutach wyszła na zewnątrz. Spojrzała na zegar - dopiero co minęło południe. Dzień był całkiem przyjemny - na błękitnym niebie dostrzec było można puszyste chmury, które przywodziły na myśl rozmaite kształty. Słońce lekko grzało, wiał delikatny wiaterek.
       Zielonooka ruszyła przed siebie. Nagle jednak zauważyła chłopaka, na oko w jej wieku.
       Hm, wydaje mi się jakiś znajomy, pomyślała.
       Nie widziała jego twarzy, bo stał do niej tyłem. Niepewnie rozglądał się dookoła i wyglądał na zdezorientowanego.
       Może się zgubił?, przeszło jej przez myśl. Powinnam mu pomóc, ale… to chłopak.
       Otsune była bardzo nieśmiałą i zamkniętą w sobie dziewczyną. Jedyną osobą, przed którą potrafiła się otworzyć, była jej przyjaciółka, Aya Mitsui.
       Umari przystępowała z nogi na nogę, nie mając pojęcia, co zrobić. Panicznie bała się rozmawiać z chłopakami. Zawsze się tym stresowała, serce waliło jej jak oszalałe i w końcu wychodziło na to, że niemalże się nie odzywała.
       Teraz będzie tak samo, stwierdziła z niechęcią. Ale nie mogę go tak zostawić. Wygląda na to, że nie jest stąd.
       Już chciała zrobić pierwszy krok, gdy nastolatek się odwrócił. Od razu ją zauważył i uważnie się jej przyjrzał.
       Pierwszym słowem, które nasunęło się Otsune na myśl, gdy ujrzała jego twarz, było „uroczy”.  Zdecydowanie miał jakieś szesnaście czy siedemnaście lat, ale gdyby zmienić kilka szczegółów, jak na przykład wzrost, mógłby uchodzić za rozkosznego brzdąca. Miał brązowe włosy, które wyginały się chyba w każdym kierunku, co sprawiało, że na jego głowie panował artystyczny nieład. Ale to tylko dodawało mu uroku. Poza tym, jego piwnozielone oczy ślicznie teraz błyszczały. Lekko rozchylone usta świadczyły o zdziwieniu i zakłopotaniu. Po chwili jednak wygięły się w szeroki uśmiech, który prawie zwalił dziewczynę z nóg.
       Chłopak podszedł do niej. Tak jak ona w ręku trzymał bagaż.
       - Cześć! - odezwał się wesoło. - Jesteś z Akademii Kurosu, mam rację?
       No tak! Przecież on chodzi do równoległej klasy w Akademii, zauważyła wreszcie szesnastolatka. To dlatego wydawał mi się taki znajomy…
       Pierwszy raz widziała go w ubraniu innym niż szkolny mundurek. Kolega miał na sobie luźne dżinsy i wygodny T-shirt, na który nałożył bluzę.
       - Ha-hai - zająknęła się. Czuła nieregularnie bijące serce. Gdy jednak ponownie przyjrzała się chłopakowi i zauważyła jego ciepły uśmiech, cały stres nagle uleciał.
       - Umari-san, tak? A może się mylę? - zapytał.
       - Otsune Umari - przedstawiła się oficjalnie.
       - Konosuke Fuchida - odparł. Przywitali się uściskiem dłoni.
       - Nie jesteś stąd, prawda? - spytała rudowłosa.
       - Niee… Ech, prawda jest taka, że ta cała sytuacja w szkole jest nieco pokręcona… A rozkaz opuszczenia Akademii na ten tydzień był tak nagły… Moi rodzice są obecnie za granicą, a ponadto mieszkam daleko, więc ciocia i wujek, którzy mieszkają w tym mieście, zaoferowali, bym pomieszkał u nich przez tych kilka dni - wyjaśnił.
       - Rozumiem. To znaczy, że teraz się do nich wybierasz, tak?
       - Owszem. Ale mam pewien problem… - przyznał z zażenowaniem. - Byłem tu tylko kilka razy i… Zaraz, ale ty jesteś stąd, prawda, Umari-san?
       - Tak - odpowiedziała.
       - Hm, a wiesz może, jak się dostać pod ten adres? Nie mam zielonego pojęcia, w której części miasta jest ta ulica… I jakim autobusem tam dojechać… - Pokazał koleżance kartkę z adresem. Dziewczyna przyjrzała się jej i uśmiechnęła się.
       - No proszę, co za zbieg okoliczności. To w okolicach mojego domu, zaledwie kilka ulic dalej - rzekła. - Możemy pojechać razem, jeśli chcesz.
       - Byłbym bardzo wdzięczny! - zapewnił. Jego twarz wyrażała ulgę i radość. - Arigatō! - wykrzyknął. - Daj, wezmę twoją torbę - zaoferował. Nie przyjął sprzeciwu, więc oszołomiona dziewczyna udała się za kolegą. - Hm, to ten przystanek? - spytał. Skinęła głową.
       Autobus miał przyjechać za kilka minut. Usiedli więc na ławce i czekali.
       - Ano… - zawahał się Konosuke. - Powiedz… Wiem, że jesteś jedną z osób, które wiedzą, co tak naprawdę się wydarzyło…
       Otsune spojrzała na niego ze zdziwieniem.
       - Skąd wiesz?
       - Rozmawiałem o tym chwilę z Kiryuu-kunem. Z chłopaków oprócz nas wtajemniczony jest tylko Tsuda-senpai, więc… Cóż, Kiryuu-kun siedzi w tym od dawna, więc i ja, i przewodniczący naszego akademika kilkakrotnie próbowaliśmy namówić go na rozmowę. Ale Kiryuu-kun jest raczej niechętny… Raz się zlitował i opowiedział nam pokrótce co i jak… Zdradził między innymi imiona i nazwiska osób, które podobnie jak my pozostały z nienaruszonymi wspomnieniami… Pewnie zrobił to, byśmy się od niego odczepili - wyszczerzył zęby. - A tak na serio, to miło jest wiedzieć, na czym się stoi. Przynajmniej mniej więcej… - zakończył w zamyśleniu.
       - Aha… Eeto… Fuchida-kun?
       - Tak?
       - Czy to prawda, że wiedziałeś już wcześniej o wampirach i tak dalej?
       - Hai. Ale skąd to wiesz?
       - Aya mi powiedziała. To znaczy… Aya Mitsui. Moja przyjaciółka.
       - Och. - Nastolatek lekko się speszył. - A ona skąd wie?
       - No… Od Kiryuu-kuna…
       - Hm, no tak. Nieważne. Co do twojego wcześniejszego pytania… Przypadkiem odkryłem istnienie wampirów. Zaczęło się niewinnie. W letnie wakacje przyjechałem na weekend do wujostwa. Tam znalazłem jakąś kartkę. Zdziwiłem się, widząc, że to rozkaz „zabicia niebezpiecznego wampira Poziomu E” wydany przez niejaki Związek Łowców. Stwierdziłem jednak, że to żart lub jakaś pomyłka i początkowo wiele nad tym nie myślałem. Jednak po jakimś czasie zaczęły nachodzić mnie różne myśli. Skojarzyłem sobie kilka pozornie nic nieznaczących faktów z dzieciństwa i wypowiedzi cioci, wuja oraz kuzyna… Poszperałem trochę tu i ówdzie, a zaowocowało to coraz większą pewnością, że coś jest nie tak. Wczesną zimą byłem już przekonany. Któregoś dnia dostaliśmy pozwolenie na wyjście do miasta, ciebie nie było jeszcze wtedy w Akademii. Sióstr Mitsui także. W każdym razie… Natknąłem się na prawdziwego wampira. Był okropny, aż dreszcz mną wstrząsnął. Wyszło na to, że prawie rzucił się na mnie i kilku uczniów, którzy byli w pobliżu. Wtedy zjawił się mój wuj. Zabił tamtego krwiopijcę. Potem przyszedł ktoś, kto wymazał pamięć świadkom zajścia. Mnie też chciał to zrobić, ale prosiłem, by zostawił mnie w spokoju. Nie zamierzał słuchać, ale wujek wstawił się za mną. Obiecałem nikomu nie pisnąć słowa. Wyszło więc na to, że wuj wtajemniczył mnie w niektóre sprawy. Dowiedziałem się też, że nie tylko on, ale także mój kuzyn, Isoshi, pracuje w Związku Łowców.
       Otsune z zainteresowaniem słuchała opowieści kolegi. W międzyczasie nadjechał autobus, więc wsiadłszy do niego, kontynuowali rozmowę. Gdy Konosuke zakończył swą historię, spytał, w jaki sposób dziewczyna odkryła prawdę. Po chwili wahania Umari opowiedziała chłopakowi, jak to się odbyło, ale ukryła wszelkie szczegóły. Szatyn zadowolił się ogólnym zarysem sprawy i rozmowa zeszła na całkiem inny tor.
       - Och, na następnym przystanku wysiadasz - rzekła. - To ulica zaraz przy przystanku - poinformowała.
       - A ty, Umari-san?
       - Ja? Och, wysiądę na następnym. Będę miała bliżej do domu. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Po prostu nie chcę za dużo chodzić z tą walizką - powiedziała niepewnie.
       - Oczywiście, rozumiem! - zapewnił chłopak. Tymczasem autobus się zatrzymał. Konosuke chwycił swój bagaż i podszedł do drzwi. - Dziękuję za wszystko, Umari-san! - zawołał wesoło i uśmiechnął się serdecznie. Pomachał energicznie ręką na pożegnanie. Dziewczyna nieśmiało odmachała. Potem pojazd ruszył i kolega zniknął z zasięgu jej wzroku.
       Jej, skwitowała w myślach rudowłosa.

       Rodzice dziewczyny wrócili dopiero wieczorem. Z radością przywitali córkę i zaraz zaczęli ją wypytywać o sytuację w Akademii Kurosu. Nastolatka opowiedziała historyjkę wymyśloną przez dyrektora, ale to dorosłym nie wystarczyło. Otsune nieco się zdenerwowała i zaczęła mówić coś od rzeczy.
       Rodzina zjadła wspólnie smaczną kolację. Potem nastolatka udała się do swojego pokoju i rozpakowała swe rzeczy. Gdy to zrobiła, padła na łóżko. Dopiero wtedy poczuła zmęczenie. Zamknęła oczy i pogrążyła się w różnego rodzaju myślach.
       Ciekawa jestem, jak sobie radzi Aya. Biedna, ma tyle zmartwień na głowie! Tak bardzo chciałabym jej w jakiś sposób pomóc, ale to chyba niemożliwe. Mogę co najwyżej jej wysłuchać, ewentualnie coś doradzić… Życie jest takie niesprawiedliwe. Niby obie o wszystkim wiemy, ale to na nią zwaliły się wszystkie problemy. Ja tak naprawdę mogę żyć jak mi się podoba, przynajmniej w pewnym stopniu. Ona nawet nie miała możliwości wyboru…
       A co do wybierania… Fuchida-kun z własnej woli jest teraz uświadomiony. To znaczy… ja niby też. Ale to nieco inna sytuacja. Chyba. No, nieważne. W każdym razie… to naprawdę miły chłopak! I tak przyjemnie mi się z nim rozmawiało, jestem tym prawdziwie zaskoczona!
       Nagle przypomniała sobie rozmowę, którą odbyła z przyjaciółką w czasach, gdy o niczym nie miała jeszcze pojęcia. „No, więc znajdziesz sobie swojego księcia z bajki i będziesz żyć… długo i szczęśliwie” -  zaśmiała się wtedy Umari. „To raczej płonne nadzieje! Za to jestem przekonana, że ty niebawem sobie kogoś znajdziesz” - odparła na to Aya. „Ja? Nie wydaje mi się”. „ Niby dlaczego?”.  „Nie potrafię nawet rozmawiać z chłopakami” - rzekła Otsune. „Ech, ja niby też nie potrafię”. „ Z Kiryuu-kunem umiesz”. „No właśnie, to jest wyjątek. Też znajdziesz jakiegoś chłopaka, z którym przyjemnie będzie ci się rozmawiało!”
       Rudowłosa zarumieniła się i uniosła powieki. Zrobiło jej się gorąco, więc wstała i otworzyła okno. Usiadła na parapecie i zaczęła wpatrywać się w przepiękny zachód słońca.

       Następnego dnia Otsune wybrała się na zakupy do pobliskiego supermarketu. Znalazła już większość interesujących ją produktów, gdy przypadkowo się z kimś zderzyła. Zauważywszy, że to chłopak, zaczerwieniła się ze wstydu. Wybąkała jakieś przeprosiny, ale niebieskooki szatyn tylko się zaśmiał i zapewnił, że nic się nie stało.
       - Umari-san! - zawołał ktoś z tyłu. - Co za niespodzianka!
       Dziewczyna chcąc nie chcąc bardzo ucieszyła się na widok Konosuke.
       - Ohayō, Fuchida-kun - przywitała się.
       - Ohayō! - wyszczerzył zęby chłopak.
       - To twoja koleżanka, Kono? - zapytał młodzieniec, na którego wpadła rudowłosa.
       - Chodzi do tej samej szkoły co ja, do równoległej klasy - poinformował go Fuchida. - Umari-san, poznaj mojego kuzyna.
       - Isoshi Hayata, miło mi cię poznać - uśmiechnął się do dziewczyny kuzyn Konosuke.
       - Otsune Umari - przedstawiła się.
       We troje dokończyli swoje zakupy, a potem poszli przejść się po parku. Otsune polubiła obu chłopców, choć to Konosuke bardziej przypadł jej do gustu - może dlatego, że był w jej wieku. Hayata miał w tym roku skończyć dwadzieścia lat. No i, nie wiedzieć czemu, z kolegą ze szkoły potrafiła rozmawiać całkiem swobodnie.
       Spędzili ten tydzień razem. Zakolegowali się. Dużo rozmawiali. Część tematów dotyczyła wampirów i Łowców, ale oprócz tego gawędzili też o wielu innych sprawach.
       Isoshi podwiózł Fuchidę i koleżankę na dworzec, gdy musieli już wracać. Zielonooka zesztywniała, gdy młodzieniec przytulił ją lekko na pożegnanie. Konosuke na chwilę zbladł, ale po chwili był już wesoły jak zawsze. Uścisnął dłoń kuzyna i pomógł wsiąść Umari do pociągu.
       Rozpoczęła się przyjemna podróż powrotna do Akademii Kurosu. Przez całą drogę Otsune rozmawiała z szatynem dosłownie o wszystkim i o niczym.
***
       Ryutaro Tsuda przywitał się z ojcem i zajął miejsce z przodu. Przez szybę ujrzał, jak jego siostra zawiesza się tacie na szyi i nawija o czymś, co nie miało większego sensu. Potem przyszła kolej na przyjaciółkę imōto, która z uśmiechem przywitała się z mężczyzną, a potem usiadła obok Nio z tyłu.
       - No, możemy ruszać - oznajmił z ulgą dorosły.
       - Nareszcie - mruknął Ryu.
       Kochał swoją młodszą siostrę, ale ta coraz częściej go denerwowała. Mówiła niemal bezustannie, do tego zazwyczaj tak głośno, że chłopak nie słyszał własnych myśli. Irytowało go także jej uwielbienie do Nocnej Klasy. Osobiście wcale za nią nie przepadał, uważał, że była zdecydowanie przereklamowana. Owszem, może uczniowie Nocnego Wydziału byli nienaturalnie wprost piękni, no ale bez przesady.
       My przecież też mamy kilka niezłych osób. Weźmy taką Kaori Mitsui-chan. Jest urocza! Jej siostra również jest śliczna, choć raczej nie wydaje się wesołą osobą.
       Oprócz nich było jeszcze kilka dziewcząt, które zasługiwały na uwagę.
       - Otōsan, słuchasz mnie czy nie?! - zniecierpliwiła się Nio, krzycząc do ojca, by zwrócić jego uwagę.
       - Hai, hai… - odparł ze znudzeniem mężczyzna.
       - Dziewczyno, daj tacie odpocząć - odezwał się Ryutaro. - Ma przed sobą długą drogę, więc ucisz się łaskawie.
       - Rany, Ryu-niichan! Jesteś niemiły! - odburknęła imōto.
       - Taak…
       - No, w każdym razie… - Nio zapomniała już o zajściu i zwróciła się do przyjaciółki. - Nie wyobrażam sobie tego, że gdy wrócimy do Akademii, Nocnej Klasy już tam nie będzie - jęknęła.
       - Ja też! - przytaknęła jej Mio. - To takie smutne! Shiki-kun!
       - Kuran-senpai!
       - Ichijou-senpai!
       - Wild-senpai!
       - IDOL-SENPAI! - krzyknęły obie ze łzami w oczach. - Wróćcie do nas!
       Chłopak miał ochotę zatkać sobie uszy. Westchnął jednak tylko i zamknął oczy.

       - Ach, jak miło rozprostować nogi!
       - Masz rację!
       - Ryu?
       Młodzieniec słyszał wokół głosy należące do siostry, jej przyjaciółki oraz ojca.
       - Niisan! - wrzasnęła mu do ucha Nio.
       - Aaa! - przestraszył się i zerwał na równe nogi. - Gorzej ci, dziewucho?! - warknął.
       - Przysnęło ci się, Ryu-niichan! - oświadczyła imōto.
       - Gdzie jesteśmy? - spytał sennym głosem Ryutaro.
       - Na stacji. Mamy postój - odparła dziewczyna.
       - Soka… - rzekł cicho, jakby do siebie.
       Rozejrzał się dookoła. Okolica wydawała się raczej spokojna. Wokół stacji zauważył zaledwie kilka domów i gospodarstw, poza tym w zasięgu oka były same pola i sady. Pogoda była nadspodziewanie przyjemna. Było ciepło, ale nie za bardzo. W sam raz.
       - Chodź, przejdziemy się. I może kupimy sobie coś w sklepiku. Na co masz ochotę? - Ryu usłyszał siostrę zwracającą się do Mio.
       - Sama nie wiem, później coś wybiorę. Och, twój brat jest taaki słodki!
       - Taa, szczególnie jak śpi, wtedy przynajmniej na mnie nie narzeka - odparła Nio. Reszty rozmowy chłopak nie usłyszał, bo dziewczęta się oddaliły.
       Ryu westchnął i usiadł na krawężniku. Zauważył, że jego podejście do otaczającego go świata się zmieniło. Miał wrażenie, że jest teraz innym człowiekiem. Człowiekiem uświadomionym. Człowiekiem, który po osiemnastu latach życia zdał sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest takim, jakim się wydaje. Ale żeby wampiry? Te mityczne stwory, które żywią się ludzką krwią? Czy to aby nie przesada? Jeszcze kilka dni temu nastolatek wyśmiałby każdego, kto twierdziłby, że tacy krwiopijcy istnieją. Jeszcze kilka dni temu Ryu był zwykłym młodym chłopakiem. A teraz? Teraz czuł się, jakby nie był sobą.
       Może to była zła decyzja?, przemknęło mu przez myśl. Może powinienem był pozwolić wyczyścić mi pamięć?, zastanawiał się przez chwilę. Iie. Dokonałem prawidłowego wyboru, uznał w końcu. Dzięki temu… Nie, chwila, dzięki temu co? Świat nagle diametralnie się zmienił! A może… Może to nie on, lecz ja? Może to tylko ja się zmieniłem?
       Potargał z rozdrażnieniem włosy. Kuso. Wkurza mnie to, stwierdził.
       Czy nic już nie będzie takie jak dawniej? A jeśli nawet mogłoby być, czy chciałby do tego wracać? Lepiej żyć w błogiej nieświadomości czy wiedzieć, chociażby w najmniejszym stopniu, co dzieje się dookoła? Póki co, Ryu nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania. Wiedział tylko jedno.
       Nigdy nie podejrzewał siebie o taką odwagę. Nigdy nie sądził, że ocali komuś życie.
       Jeszcze parę dni temu był zwykłym przewodniczącym męskiego akademika. Sprawował tę funkcję od drugiej klasy. Na początku było ciężko, praktycznie żaden senpai go nie słuchał, bo dlaczego miałby podporządkowywać się młodszemu o rok koledze? Jednak potem było już łatwiej. Ryutaro przywykł do swoich obowiązków. Stał się nieco bardziej dojrzały i próbował postępować zgodnie ze szkolnym regulaminem, by dawać przykład innym uczniom. W tym roku to on należał do najstarszego rocznika, więc inni musieli go słuchać. Niektórym się to nie podobało, ale dzięki przyjaznemu charakterowi inni bardzo go polubili. A jemu było z tym dobrze. Z życiem, które prowadził, z funkcją, którą sprawował. Był wesoły, ale odpowiedzialny. Przystojny - i choć doskonale o tym wiedział, nigdy nie można było go posądzić o próżność. Jako uczeń trzeciej klasy i przewodniczący akademika był też bardzo zajętą osobą. Choć doskonale wiedział, że to nie on odwala czarną robotę. O tak, najgorsze obowiązki nie spoczęły na barkach jego i Kazuko Deushi, przewodniczącej żeńskiego akademika, lecz na prefektach - Yuuki Kurosu i Zero Kiryuu. To przede wszystkim oni musieli pilnować porządku w całej szkole (podczas gdy zasięg pilnowania jego i Deushi ograniczał się do dormitoriów Dziennej Klasy), załatwiać pewne sprawy dla dyrektora, a także patrolować teren Akademii w nocy. To musiało być strasznie uciążliwe, Tsuda doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak dopiero kilka dni temu dowiedział się, na czym tak naprawdę polegała praca tych dwóch osób. I kim one w rzeczywistości były.
       Nie znał żadnych szczegółów. Faktem było, że nie wiedzieć czemu szkołę zaatakowała banda krwiopijców. Z kolei Nocna Klasa, ci wszyscy idole Dziennych Uczniów… W całości składała się z jakichś arystokratycznych pijawek. Z Kaname Kuranem, „czystokrwistym”, na czele. Ryu nie bardzo orientował się w tej całej hierarchii społeczności wampirów. I nie bardzo go to interesowało. Oburzył go fakt, że żył w niewiedzy. I to było głównym powodem jego decyzji. Ale było coś jeszcze.
       Od zawsze grał twardziela. Ale to nie oznaczało, że nim był. Ryutaro często udawał kogoś, kim nie był. Próbował stworzyć pozory, wybudować sobie reputację, która by go zadowoliła. Już od najmłodszych lat, w każdej klasie i szkole, uważany był za miłego, inteligentnego (lecz nieco leniwego) i wysportowanego chłopaka. Tak, taki właśnie był. Ale miano go też za twardziela, a wszystko przez to, że raz, jeszcze w podstawówce, postawił się kilku gimnazjalistom. Tym samym „uratował” kilka przestraszonych dziewczynek, które następnego dnia opowiadały już o tym, jak to „Ryu-sama” się za nimi wstawił i wybawił je od prześladowców. Wszystko wyolbrzymiły, wspomniani chłopacy z gimnazjum po prostu się nudzili i chcieli się chwilę podroczyć. Ale tamta sytuacja wystarczyła, by Tsuda na ładnych parę lat stał się bohaterem dziewcząt i guru kolegów.
       Dopiero tych kilka dni temu Ryutaro udowodnił sam sobie, że naprawdę jest w stanie zrobić coś pożytecznego.
       Kilku krwiopijcom udało prześlizgnąć się do męskiego akademika. Wampiry z Nocnej Klasy go strzegły, ale potworów było zbyt wiele…
       Tsuda od rana chodził po całym dormitorium. Uspokajał pierwszoroczniaków, pocieszał drugoklasistów, rozmawiał z rówieśnikami. Samym zachowaniem i pozorną pewnością siebie pokrzepiał zatrwożone serca kolegów. Dodawał im odwagi. Ale prawdziwa próba przyszła później.
       Schodził właśnie do holu, gdy usłyszał krzyki. Szybko zauważył kilku uczniów - większość z nich było z pierwszej klasy. Stali, trzęśli się i nie byli zdolni do wykonania jakiegokolwiek ruchu. A tymczasem prosto na nich, przerażająco powoli, szedł jeden z wrogich wampirów. Uczniowie Nocnej Klasy byli zajęci walką gdzieś dalej, nie mogli pomóc. Nie namyślając się długo, Ryutaro zeskoczył ze schodów, po drodze rozglądając się za jakimś przedmiotem, który od biedy mógłby posłużyć za broń. Podłoga już od dłuższego czasu była brudna, walało się po niej wiele bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów. Chłopak zauważył coś podłużnego i twardego, więc szybko chwycił to i rzucił się w stronę zlęknionych uczniaków. Wampir przyspieszył, ale nawet nie zauważył, że z tyłu ktoś go goni. Ktoś, kto był szybszy od niego. Ktoś, kto był w tamtej chwili tak wypełniony adrenaliną, że… bez namysłu z całej siły uderzył go w głowę. Wampir zatoczył się lekko, odruchowo przyciskając rękę do zranionego miejsca. Odwrócił się i wysyczał coś, czego Tsuda nie zrozumiał. W głowie miał wtedy kompletną pustkę. Krwiopijca zaatakował go, przez co nastolatek znalazł się na podłodze. Odwrócił się na plecy i w chwili, gdy wróg chciał się na niego rzucić, wyciągnął przed siebie broń. Przebiła wroga na wylot. Ryu nie zdążył nawet poczuć na sobie jego ciała, bo potwór momentalnie zamienił się w proch.
       Chłopak dyszał ciężko przez jakiś czas. Początkowo nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. Leżał nieruchomo, wpatrując się w przedmiot, który okazał się śmiercionośny dla tego, z którym walczył.
       Uratowani uczniowie podbiegli do wybawcy. Jeden z chłopców, delikatny i wrażliwy blondynek, miał łzy w oczach. Wszyscy pokłonili się przewodniczącemu akademika i chórem mu podziękowali. A gdy nadszedł stosowny czas, potwierdzili, że to Ryutaro Tsuda ich uratował. Dzięki temu osiemnastolatek mógł zachować pamięć. Reszta uczniów Dziennej Klasy - z wyjątkiem braci Kiryuu, Konosuke Fuchidy, sióstr Mitsui, Otsune Umari i Sayori Wakaby - następnego ranka obudziła się dziwnie otępiała. Chłopak szybko przekonał się, że żadne z nich nie pamięta zamieszania, które dopiero co miało miejsce, i które tak bardzo odmieniło Ryutaro oraz jego postrzeganie świata.
       - Ryu-niisan! Ruszże się wreszcie! - zaświergotała Nio. - Bo pojedziemy bez ciebie! - zaśmiała się, wchodząc do samochodu.
       - Hę? - zdziwił się chłopak. - Ach, tak… - Pominął milczeniem fakt, że nie zdążył nawet czegoś zjeść lub skorzystać z toalety.

       - Do zobaczenia za tydzień! - zawołała Nio.
       - Hai! - odparła Mio, uśmiechając się do przyjaciółki. Stała już na zewnątrz. - Arigatō gozaimasu! - Ukłoniła się w stronę ojca rodzeństwa. Mężczyzna skinął głową. Dziewczyna zaś popędziła na przystanek autobusowy, skąd zaraz miał ją ktoś odebrać.
       Samochód ruszył. Mio mieszkała w sąsiednim mieście, więc rodzina Tsuda wzięła ją ze sobą.
       Jechali przez kilkanaście minut. Potem kierowca zaparkował samochód w rodzinnym garażu. Wszyscy wyszli z auta i weszli do domu. Tam przywitali się z matką.
       - Pewnie jesteście głodni, chodźcie, chodźcie! - zawołała z uśmiechem kobieta.
       - Hai! - krzyknęła Nio.
       Ryu właśnie zauważył, jak bardzo jest głodny. Z ulgą usiadł przy stole i zjadł porcję, która napełniła jego pusty żołądek.
       Po krótkiej pogawędce podziękował za posiłek i udał się do swojego pokoju. Wyrzucił z walizki niemalże wszystkie ubrania i wrzucił je do pralki. Nio wieczorem zrobiła to samo.
       Dopiero następnego popołudnia Ryutaro wyszedł przejść się po rodzinnym mieście. Dziwnie było do niego powrócić. Niby jeszcze nie tak dawno odbyły się ferie, ale… wydawało mu się, że minęły całe wieki. I jeszcze ta świadomość, że któryś z przechodniów tak naprawdę może wcale nie być człowiekiem…
       - Ryu, to ty?! - zawołał znajomy głos.
       Chłopak odwrócił się i ujrzał swojego przyjaciela. Znali się od dziecka, niegdyś byli niemal nierozłączni. Spędzili ze sobą lata podstawówki i gimnazjum, rozstali się dopiero wtedy, gdy Ryu dostał się do prestiżowej Akademii Kurosu. Koledze egzaminy nie poszły tak dobrze, dlatego musiał się zadowolić jednym z tutejszych liceów.
       - Sho! - uśmiechnął się Ryutaro. - Dawno się nie widzieliśmy! - rzekł.
       Chłopcy szybko pokonali dzielącą ich odległość i przywitali się ze sobą.
       - Co ty tu robisz, Ryu? - zapytał Shozo Nakazawa. - Zerwałeś się ze szkoły czy jak? - wyszczerzył zęby.
       - Hehe… - zaśmiał się Tsuda. Opowiedział przyjacielowi historyjkę o tym, że jeden z akademików niby to zawalił się ze starości, więc pozostałe budynki muszą przejść jakąś inspekcję i tak dalej.
       Źle się czuję z okłamywaniem go, zdenerwował się młodzieniec. Kuso…
       Nie mógł jednak nic na to poradzić. Sam wybrał taki los. Los uświadomionego człowieka.
       - Zazdroszczę ci! Też chciałbym zrobić sobie małą przerwę od nauki! - przyznał Nakazawa.
       - A co, nieźle was cisną? - zainteresował się Ryutaro.
       - Żebyś wiedział… A was?
       - Nas też… Ale wiesz, skoro teraz jest to całe zamieszanie… Kto wie, może to nieco ochłodzi zapał nauczycieli do zatruwania uczniom życia - zaśmiał się. - A tak na poważnie, to da się przeżyć. Jest ciężko, ale to normalne, w końcu to ostatnia klasa… Ale poprzednie egzaminy w sumie dobrze mi poszły, a tobie?
       - Powyżej siedemdziesięciu pięciu procent z każdego przedmiotu - odparł Shozo.
       - No, to podobnie jak u mnie! - oświadczył Ryu.
       - A jak tam radzi sobie twoja imōto?
       - Och, Nio nie bardzo zajmuje się nauką. Bardziej kręci ją udzielanie się towarzysko i wielbienie tych gostków z Nocnej Klasy. Boże, jak ja się cieszę, że ją w końcu zlikwidowali!
       - Zlikwidowali? - zdziwił się Nakazawa.
       - Hai… - przytaknął. - Sho, a twoja siostra? Jest teraz trzeciej klasie gimnazjum, prawda? Do jakiego liceum chce się wybrać?
       - Ach, Yae-chan cały czas marzyła o Akademii Kurosu. Ale ostatnio jakoś straciła zapał, bo wreszcie zdała sobie sprawę z tego, że nawet, jeśli się tam dostanie, to ciebie w szkole już i tak nie zastanie - zaśmiał się.
       - Och, no nie mów, Yaeko-chan wciąż…
       - Tak, wciąż jest w tobie zakochana - potwierdził Shozo. Zamyślił się na chwilę. - Ryu, czy ty w ogóle widziałeś się z nią ostatnio?
       - Hę? - Tsudę zdziwiło to pytanie. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że od dawna nie rozmawiał z Yae. Kiedy bywał w domu, jej akurat nie było w mieście. Yaeko często wyjeżdżała. Należała do klubu pływackiego, a ponadto grała na skrzypcach. Miała niewiele wolnego czasu. Wciąż treningi, próby, zawody i występy… - Rany… chyba z rok jej nie widziałem - odparł. Nakazawa zrobił wielkie oczy. - No co? Rzadko tu bywam, a jak już jestem, to jej nie ma…
       - Nie o to chodzi… - zaczął Shozo. - Jakby ci to powiedzieć…
       - Sho-niisan! Sho-niisan!
       Chłopcy odwrócili się równocześnie. Ku nim biegła przepiękna piętnastolatka. Miała na sobie szkolny mundurek, który leżał na niej idealnie i podkreślał jej szczupłą sylwetkę. W ręku trzymała futerał na skrzypce. Dopiero w chwili, gdy Ryutaro ją zobaczył, poczuł, jak bardzo za nią tęsknił.
       Yaeko w dzieciństwie często spędzała czas ze starszym bratem i jego przyjacielem. Tuż przed przejściem chłopców do liceum okazało się, że dziewczynka jest zauroczona w Tsudzie. Nastolatek był przekonany, że szybko jej to przejdzie. Tak się jednak nie stało. Zdziwiło go to, ale i ucieszyło.
       Dziewczyna w końcu się zatrzymała. Podniosła wzrok i dopiero wtedy zauważyła, kto jest towarzyszem starszego brata. Rozchyliła lekko usta.
       - Ryu-senpai… - wyszeptała.
       - Yae-chan…
       Boże, kiedy widziałem ją ostatnio, była jeszcze takim dzieciakiem, nie miała w sobie niemalże nic z kobiecości, a teraz… Ależ się zmieniła! Ale nadal ma w sobie coś z tamtej Yae! Rany, naprawdę za nią tęskniłem, zauważył.
       Shozo uśmiechnął się.
       - No, Yae-chan, o co chodzi? - spytał.
       - Ano… Eeto… - Dziewczyna zawahała się. - Pamiętasz o… o dzisiejszym… k-konursie?
       - Oczywiście, siostrzyczko. Nie masz się czym martwić. Za trzy godziny się zaczyna, tak?
       - Uhm… Ale trzeba przyjść wcześniej i…
       - Hai, hai. Wiem. Idź już do domu. Musisz zacząć się przygotowywać.
       - U-uhm… - skinęła głową.
       - Sho, idź z siostrą, nie będę wam przeszkadzał. Yaeko-chan, nie jestem wtajemniczony, ale skoro mówicie o jakimś konkursie, to życzę ci powodzenia - uśmiechnął się Ryu. Yae zaczerwieniła się.
       Po chwili chłopcy pożegnali się ze sobą. Tsuda ruszył w kierunku domu.
       - Ryu-senpai! - zawołała piętnastolatka.
       Chłopak szybko się odwrócił i ze zdziwieniem spostrzegł, że Yaeko biegnie w jego kierunku.
       - Ja… Ano… Chciałam… Chciałam cię zaprosić na ten konkurs! - wypaliła. Ukłoniła się, równocześnie wyciągając przed siebie dłonie, w których trzymała bilet wstępu. - Oczywiście, jeśli nie masz czasu…
       - Arigatō, Yae-chan - przerwał jej delikatnie. - Na pewno przyjdę - odparł z uśmiechem osiemnastolatek.
       - Na-naprawdę? - Dziewczyna uniosła głowę. Jej bursztynowe oczy błyszczały.
       - Oczywiście.

       Występ Yaeko Nakazawy okazał się wspaniały. Dziewczyna przeszła do następnego etapu konkursu gry na skrzypcach. Brało w nim udział wielu znakomitych młodych skrzypków, ale z jakiegoś powodu Yae wyróżniała się z tłumu.
       Ryu szczerze rozpaczał nad tym, że nie będzie mógł obejrzeć drugiego etapu. Powiedział o tym koleżance, a ta uroczo się zarumieniła.
       Tsuda dowiedział się od Shozo, że Yaeko zawsze zostawiała jeden bilet na różnego rodzaju koncerty i zawody, na wypadek gdyby Ryutaro miał się zjawić. Chłopaka wzruszyła ta wiadomość.
       Tydzień minął zdecydowanie zbyt szybko. Ryu z niechęcią myślał o powrocie do Akademii, a tym bardziej o rozstaniu z Sho i Yae. Spędził z nimi tyle czasu, ile tylko się dało. I wymusił obietnicę, że dziewczyna wyśle mu list, gdy konkurs się zakończy. Był przekonany, że Yaeko ma szansę na jedną z głównych nagród.
       Tuż przed wyjazdem Ryu pobiegł do domu przyjaciół. Najpierw przez chwilę gawędził z Sho. Potem poprosił, by przyjaciel zawołał swoją siostrę. Shozo uśmiechnął się porozumiewawczo i zostawił ich samych.
       - Yae-chan.
       - Ha-hai!
       - Daj z siebie wszystko, dobrze? - powiedział łagodnie.
       - Hai!
       Przez chwilę milczeli i po prostu na siebie patrzyli. Potem chłopak nagle schylił się i delikatnie pocałował ją w policzek. Dziewczyna oblała się rumieńcem.
       - Ucz się pilnie - powiedział z powagą. - I jeśli chcesz iść do Akademii Kurosu, to zrób to. Bez względu na to, czy tam będę, czy też nie, zgoda?
       Skinęła głową.
       - No, czas na mnie. Do zobaczenia, Yae-chan.
       W drodze powrotnej Ryu zdał sobie wreszcie sprawę z tego, co zamierza teraz zrobić. Liczyło się bowiem tylko jedno. Ochrona spokojnego życia Yae. Żaden wampir nie mógł zakłócić jej egzystencji!








***
   Dziękujemy za poprzednie komentarze ;* Czytając Wasze miłe słowa, robi nam się ciepło na sercu ^^
   Mała prośba- o nowych notkach na Waszych blogach informujcie nas na stronie głównej, zgoda? Chciałybyśmy, by tutaj znajdowały się opinie na temat naszego opowiadania. ;)
   W sobotę ukaże się "Ulga"- zapraszamy! :)
   Ach, no i co myślicie o tym dodatku- podoba Wam się taka odskocznia?  
[wpis z dnia 2.06.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz