poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XI, rozdział LV - "Praca Łowcy"


       - Miałeś czas do dziewiętnastej - powiedziała z udawaną złością Kaori.
       - Spadaj - odparł Zero, który właśnie wszedł do pokoju pielęgniarskiego.
       - Po co tu przyszedłeś? Może jednak masz ochotę ze mną poćwiczyć? - dopytywała się blondynka.
       - Zapomniałem marynarki - odburknął chłopak. Podszedł do krzesła, na którym wisiała, wziął ją i skierował się ku wyjściu.
       - Hej, co to ma być?! - obruszyła się niebieskooka.
       - Co znowu?
       - No… Skoro nie masz nic do roboty… - zaczęła.
       - Nie.
       - No weź!
       - Nie.
       - Zero!
       - Od kiedy to mówimy sobie po imieniu? - zapytał.
       - Hę? - zdziwiła się Kao. - Od teraz! - krzyknęła po chwili.
       - Yare, yare. Aleś ty wkurzająca. Ja ne - rzucił i przekroczył próg.
       - Och, rany! - naburmuszyła się Kaori, gdy drzwi za kolegą się zamknęły. - Słyszałeś to? - zwróciła się do Ichiru. - Co za dupek.
***
       Kao weszła do pokoju i od razu padła na łóżko.
       - Hę, a gdzie się podziała Aya? - spytała na głos.
       Westchnęła i przymknęła powieki. Zapewne by zasnęła, gdyby nie to, że po chwili ktoś wszedł do środka.
       Blondynka przetarła oczy.
       - Och, nēsan, jesteś wreszcie… - powiedziała nieco zaspanym głosem.
       - Uhm. Kąpałam się - wyjaśniła brunetka, siadając na krześle od biurka. Uśmiechnęła się sama do siebie.
       - No proszę, jaki świetny nastrój… - zaśmiała się Kaori.
       - Uhm… Naprawdę się cieszę, że wszystko się ułożyło! - odparła starsza siostra. - To taka ulga…
       - Rozumiem. To wspaniale, że jesteś taka radosna! - ucieszyła się Kao.
       Aya ponownie się uśmiechnęła, a potem spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Wyglądało ono przepięknie. Piętnastolatka zauważyła zachwyt onēsan i wpadła na pewien pomysł.
       - Może je narysuj? - zagadnęła.
       - Co? - Aya odwróciła głowę w stronę siostry.
       - Narysuj to niebo, skoro tak ci się podoba. Uwiecznij ten widok - poradziła.
       - Niezła myśl. Arigatō.
       Wstała od biurka i podeszła do szafy, by wyjąć nowy blok rysunkowy - poprzedni skończył jej się kilka dni temu. Wzięła kartki i odwróciła się.
       - Kao-chan! - przestraszyła się. Imōto stała tuż przed nią. Odgarnęła włosy onēsan, które zasłaniały prawą część jej szyi.
       - Nēsan… - wyszeptała ze smutkiem blondynka, patrząc na plaster. - Zgodziłaś się?
       - Nie. Sama mu to zaproponowałam - odparła szczerze.
       - Dlaczego?
       - Żeby choć na chwilę przerwać jego głód - wyjaśniła niespeszona.
       - To niby tego warte? - spytała z powątpiewaniem.
       Aya skinęła głową.
       - Nie chcę, by cierpiał. Nie mogę patrzeć na to, jak wciska w siebie te głupie tabletki.
       - I co niby masz zamiar zrobić? Nie możesz wciąż go dokarmiać! - wybuchła zdenerwowana już Kaori.
       - Może i nie. Ale od czasu do czasu…
       - Nēsan!
       - Kao-chan, nie zrozumiesz tego. Nie wiesz, jak to jest. Poza tym… moja krew naprawdę sprawiła mu ulgę. Po raz pierwszy od tych czterech lat nie czuje się „na głodzie”.
       - Serio? - spytała nieprzekonana Kao.
       - Uhm. To wspaniale, prawda?
       - Taak, super… Dziewczyno, opamiętaj się! - Potrząsnęła ramionami siostry.
       - Kao-chan. Co byś zrobiła na moim miejscu? Albo gdybyś ty i Aidou znaleźli się w takim martwym punkcie? Co byś wtedy zrobiła?
       - No…
       - Właśnie. A poza tym… To nie tak, że bawię się w jakąś wolontariuszkę czy coś. Niedługo sama zmienię się w wampira. A wtedy Zero będzie jedyną osobą, która będzie mogła mi pomóc.
       - Jak to?! Jestem jeszcze ja! - krzyknęła imōto.
       - Nigdy nie wypiję twojej krwi, Kao-chan. Nigdy - oznajmiła cicho, ale dobitnie Aya.
       - Nande? - zdziwiła się niebieskooka.
       - Nie zamierzam nikogo krzywdzić…
       - A Zero?
       - Tego też nie chcę, ale w tej sytuacji przynajmniej dałoby się to „wytłumaczyć”. Poza tym… - Przypomniała sobie sen, w którym zabiła Kaori. Drgnęła. - Nie, nigdy.
       - Hai, hai. Rozumiem. Może skończmy już ten temat… Póki co, jesteś jeszcze człowiekiem, więc…
       - Człowiekiem? - przerwała jej Aya. - Nigdy tak naprawdę nim nie byłam, Kao-chan. I nigdy nie będę… To smutne, ale taka jest prawda. Ale przynajmniej zemszczę się na tym, który zniszczył mi życie.
       Podeszła do biurka i usiadła. Wyjęła ołówki i powoli zaczęła szkicować. Po chwili tak już ją to pochłonęło, że niemalże zapomniała o rozmowie, którą przed chwilą odbyła.
       - Hej, nēsan - odezwała się Kaori.
       - Uhm? - spytała Aya, choć nie oderwała się od swojej pracy.
       - Czy miałabyś coś przeciwko, gdybym wstąpiła do Związku?
       - Hę? - Brunetka zamrugała kilka razy i spojrzała na imōto.
       - Myślę, że nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro mama też do niego należała. Chyba mam do tego prawo, prawda?
       - No… Tak, ale… Jesteś pewna, że tego chcesz?
       - Tak - odparła, potakując przy tym głową. - To moje dziedzictwo.
       - Rozumiem.
       - Tylko jak się do tego zabrać?
       - Nie lepiej byłoby myśleć o tym po ukończeniu szkoły?
       - Sama nie wiem. Może powinnam porozmawiać o tym z Zero? Jest dwa lata starszy ode mnie, ale jest w tej samej klasie, więc może się go poradzę… A właśnie, nēsan?
       - Nani?
       - Nie masz nic przeciwko, jeśli będę mówić do niego po imieniu?
       - A dlaczego miałabym mieć?
       - Nie wiem.
       Aya spojrzała na zegarek.
       - Późno się zrobiło. Chodźmy już spać, bo nie wstaniemy jutro do szkoły…
       - Racja…
***
       I tak zaspały i się spóźniły. Sensei porządnie się zdenerwował. Całkowicie speszone, szybko usiadły na swoich miejscach.
       Och, powinnam jeszcze porozmawiać z Otsune… Pogadam z nią na przerwie i umówimy się na wieczór czy coś, pomyślała jakiś czas później Aya. Nie zwracała uwagi na to, co się dookoła niej działo. Tak, to dobry pomysł.
       Po lekcjach pójdę prosto do Ichiru, planowała sobie w tym czasie Kaori. Mam nadzieję, że niebawem się obudzi… Martwię się o niego. Właściwie w pewnym sensie rozumiem decyzję nēsan dotyczącą tego całego dokarmiania Zero. Gdyby Aidou był w podobnej sytuacji, pewnie też bym coś takiego zrobiła. Za to Ichiru, który leży tam jak w śpiączce… Boję się o niego i zrobiłabym wszystko, by pomóc mu wyzdrowieć…
       - MITSUI! - wydarł się nauczyciel.
       - Hę? - zdziwiły się obie.
       - Mogłybyście przestać bujać w obłokach?
       - Hai. Gomen nasai, sensei - odparły skruszone.
       - Która przetłumaczy ten tekst?

       Po kilku godzinach lekcje wreszcie się skończyły. Kaori od razu poleciała do szpitala. Aya powoli wychodziła z budynku szkolnego.
       - Więc widzimy się wieczorem, tak? - chciała się upewnić Umari.
       - Tak, Otsune, dzięki! - uśmiechnęła się brunetka. Pomachała przyjaciółce i patrzyła, jak ta oddala się w stronę dormitorium.
       - W ogóle nie można się dziś do ciebie dopchać - powiedział zamiast przywitania Zero.
       - Gomen - zaśmiała się dziewczyna. - Rozmawiałam z Otsune. Dziś wieczorem chcę jej wszystko powiedzieć, bo nie rozmawiałam z nią dotąd o ojcu - skrzywiła się.
       - Rozumiem. A teraz masz czas?
       - Pewnie.
       - To może się przejdziemy? Wczoraj całkiem zapomniałem o takiej jednej sprawie, w której chciałbym się ciebie poradzić.
       - Ach tak? No dobrze, chodźmy.
       Poszli do stajni, by spotkać się z Białą Lilią. Zero powiedział przyjaciółce o możliwości przeprowadzenia się do mieszkaniu w miasteczku.
       Dziewczyna przegryzła wargę, nie bardzo zadowolona perspektywą rzadszego widywania się z kolegą. Stwierdziła jednak, że nie może być taką egoistką, więc odepchnęła od siebie te myśli.
       - A co ty o tym myślisz? - spytała najpierw.
       - No więc… Gdyby nie to, że Ichiru wciąż jest nieprzytomny, to pewnie bez namysłu bym się zgodził. No bo… Wreszcie będę miał pełną swobodę, nikt nie będzie mi rozkazywał… Dobra, z wyjątkiem Związku. - Uśmiechnął się ponuro. - Jest jeszcze sprawa z uczniami. Niby lepiej się kontroluję, ale nigdy nie mogę być pewien tego, czy tak będzie zawsze.
       - Rozumiem. Skoro tak czujesz, to chyba jest to dobry pomysł. Ale do szkoły będziesz chodził, prawda?
       - Heh, mam już zapewnioną pracę w Związku, więc mógłbym to olać, ale…
       - Nie rób tego - poprosiła.
       - Nie zrobię, spokojnie. Skończę liceum, najwyżej podaruję sobie tradycyjne studia.
       Więc nadal będziemy się widywać, odetchnęła z ulgą Aya. Prawie codziennie. Całe szczęście…
       - No, w takim razie możesz się zgodzić! Tylko się do tego nie zmuszaj.
       - Nie zmuszam - zapewnił. - Dziękuję.
       Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu musieli już wracać.
       - Za jakiś czas muszę iść… Mam kolejne zlecenie ze Związku.
       - Rozumiem… Ja z kolei niedługo spotkam się z Otsune.
       Pożegnali się i rozeszli.
***
       Do pokoju pielęgniarskiego wszedł Zero.
       - O, cześć! - zawołała wesoło Kaori. - Potrenujemy dzisiaj?
       - Nie.
       - Dlaczego?
       - Zaraz wychodzę - oznajmił obojętnym tonem. - Mam rozkaz schwytania kolejnego krwiopijcy.
       - Aha… W takim razie po co tu przyszedłeś?
       - Żeby zobaczyć co z Ichiru. To mój brat, jakbyś nie zauważyła.
       - Nie, serio? - Blondynka udała zdziwienie i się roześmiała. Po chwili dodała - Kiedy idziesz polować?
       - Zaraz.
       - To pójdę z tobą! - wykrzyknęła radośnie. - To mi do…
       - Nie.
       - Nande?! - zezłościła się.
       - Nie pójdziesz ze mną polować.
       - Ale ja chcę! - mruknęła z miną naburmuszonego dziecka, zakładając ręce.
       - Nie obchodzi mnie to.
       - Nie bądź taki, no! Muszę jakoś zacząć realizować swoje marzenie!
       - Jakie znowu marzenie?
       - Chcę dołączyć do Związku…
       - Nani? - Uniósł brwi. - Od kiedy o tym myślisz?
       - Od jakiegoś czasu. Skoro moja mama była Łowczynią, to ja też powinnam.
       - Sam nie wiem. Nie nadajesz się - mruknął.
       - A jakie masz powody by tak sądzić? - Oburzyła się. - Nie znasz mnie!
       - Uhm…
       - To mogę z tobą iść?
       - Nie wiem, czy to dozwolone.
       - Od kiedy przejmujesz się tym, co inni każą ci robić? - spytała z cwanym uśmieszkiem i, nie czekając na odpowiedź, wstała i rzuciła - Pójdę poprosić pielęgniarkę, żeby tu posiedziała. Przebiorę się, wezmę katanę i wychodzimy!
***
       Aya siedziała już w pokoju przyjaciółki. Obie przebrane były w dżinsy i wygodne bluzki.
       - Więc… - zaczęła w pewnym momencie Umari. - O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytała.
       - Otsune… Pamiętasz, jak opowiadałam ci o Shizuce Hiou?
       - Owszem. To ta czystokrwista wampirzyca, która przemieniła Kiryuu-kuna w wampira i zabiła jego rodziców. To również ta, która pojawiła się tutaj, w Akademii, w ciele niejakiej Marii Kurenai z Nocnej Klasy, tak?
       Brunetka skinęła głową.
       - Ale ona już nie żyje, czyż nie?
       - Owszem. Ale wiesz co? Dowiedziałam się, kto jest moim ojcem.
       - Naprawdę?
       Aya potwierdziła i zaczęła mówić.
***
       Zero czekał już przed bramą. Kao w podskokach podbiegła do niego. Przebrała się w wygodne spodnie i adidasy. Wzięła też lekki płaszczyk, żeby w oczy nie rzucał się fakt, iż ma ze sobą broń.
       - Yare, yare. Ile można na ciebie czekać? - mruknął z niezadowoleniem na powitanie.
       - Wybacz. Nie wiedziałam, że tak ci się spieszy - rzuciła, zupełnie nic nie robiąc sobie z faktu, że kolega musiał opóźnić swoje wyjście z jej powodu.
       Chłopak wyjaśnił dokładnie, kogo i gdzie mają zabić. Udali się więc w wyznaczonym kierunku. Po drodze dużo nie rozmawiali. Szli już dobre dwie godziny, gdy dziewczyna zapytała:
       - Często dostajesz takie… Hm… „Dalekie” przypadki?
       - Tak. A co? Już ci się odechciewa pracować dla Związku? - spytał z lekko złośliwym uśmieszkiem.
       - Iie. Po prostu jestem ciekawa. Nigdy nie robiłam czegoś takiego. To… Hm. Fascynuje mnie - dodała z uśmiechem.
       - Kto by chciał pracować dla nich z własnej woli? Dziwna jesteś.
       - Wiem - odparła. - Ale i tak chcę… Martwię się tylko… - Chłopak spojrzał na nią pytająco. - O Ichiru. Jeśli zechcę wstąpić do Związku, jak on na to zareaguje, gdy się obudzi? - Zero już chciał coś powiedzieć, ale Kao go ubiegła. - Wiem, że nie jestem dla niego nikim ważnym. - Zwiesiła głowę. - Ale… Przecież Shizuka była wampirem. Jeśli ja teraz będę je zabijać, co on sobie o mnie pomyśli? Całkiem mnie przekreśli? Sama nie wiem… Tylko przez to nie mogę się zdecydować…
       - Mylisz się. Nie jesteś nikim dla niego. Myślę, że cały czas mógł ufać tylko tobie. Widać, że zbliżyliście się do siebie. Dawno nie widziałem, żeby się uśmiechał, nawet przy Shizuce. Powinien zaakceptować twoją decyzję.
       - Tak myślisz? - spytała. Siedemnastolatek skinął głową. - Yokatta. Jednak nie przyłączę się do Związku bez wcześniejszej rozmowy z nim.
       Dotarli na miejsce. Zero się skrzywił, Kao też wyczuła w pobliżu obcego wampira. Skręcili w nieoświetloną uliczkę na przedmieściach. W jej kącie siedział potwór oblizujący sobie skąpane we krwi palce. Zauważył przybyłych i podniósł na nich swe krwistoczerwone oczy. Jego twarz wykrzywił się w grymasie przypominającym okrutny uśmiech. Zaczął coś mamrotać o posiłku i powoli zbliżał się do nich. Zero wyjął z kieszeni rozkaz od Stowarzyszenia i ze znudzeniem w głosie przeczytał mu go.
       - Związek Łowców skazuje cię na śmierć za liczne napaście i morderstwa wyrządzone na niewinnych ludziach.
       Wampir przestraszył się nie na żarty i od razu zaczął się cofać. Chłopak z kolei wymierzył w niego Bloody Rose. Kaori spojrzała na kolegę błagalnie. Ten wykręcił oczami i pozwolił jej się przyłączyć. Dziewczyna dobyła katany. Wycelowała nią w wampira. Ten zaś zaczął uciekać. Razem z Zero poczęli go gonić. Po kilku minutach udało im się go złapać i razem zadali ostateczny cios. Potwór w sekundę zamienił się w pył.
       - I po wszystkim? - spytała znudzona Kaori.
       - Uhm…
       - Ech… Myślałam, że będzie więcej akcji, ale i tak mi się podobało!
       - Taak, to fajnie. Wracamy już?
       - Hai! - zgodziła się dziewczyna. Przez całą drogę powrotną pytała kolegę o pracę w Związku, o jego stosunki z Ayą i bratem. Wymęczeni, wreszcie wrócili do Akademii.
       - To ja lecę do pokoju pielęgniarki! - krzyknęła Kao.
       - Jest już późno. Lepiej idź spać.
       - Iie. Jeszcze się nie pożegnałam. - Puściła oko i pobiegła w stronę szkoły. - Arigatō za dzisiaj!
***
       Aya chodziła nerwowo po pokoju.
       Shimatta, gdzie ona się podziała?! Jest środek nocy, u Ichiru jej nie ma… Kuso!
       Nie wiedziała, co zrobić.
       Nagle jednak drzwi leciutko się uchyliły i przecisnęła się przez nie blondynka.
       - KAORI! - wrzasnęła siedemnastolatka, wpatrując się w imōto z gniewem.
       - Kya! - przestraszyła się młodsza. - Rany, ale mnie przestraszyłaś! Myślałam, że będziesz już spała!
       - Żartujesz?! Gdzieś ty się szwendała?!
       W odpowiedzi Kao zdjęła płaszczyk i pokazała pochwę z kataną.
       - Trenowałaś?
       - Tak i nie. Byłam z Zero na polowaniu.
       - Że co proszę?! - zdziwiła się niezmiernie Aya.
       - Spokojnie, nēsan. Ja… - zaczęła. - Po prostu chciałam wiedzieć, jak to jest. Och, przepraszam, że cię nie uprzedziłam, ale nie miałam pojęcia, że będziemy musieli iść aż tak daleko…
       - Nie no, super. Ja tu odchodzę od zmysłów, a ty sobie w tym czasie urządzałaś pogawędki z kolegą z klasy i polowałaś na jakiegoś zbłąkanego krwiopijcę - zirytowała się brunetka.
       - Gomen nasai, nēsan - przeprosiła znów niebieskooka. - Nie gniewaj się już, zgoda?
       - Przydało ci się to przynajmniej?
       - Polowanie?
       Starsza skinęła głową.
       - Oczywiście. - Kaori uśmiechnęła się. - I wiesz co? Sprawia mi to swego rodzaju „radość”.
       - Zabijanie?
       - Raczej nie chodzi o samo zabijanie, tylko… Widzisz, gdy robię to, co Łowca, czuję się tak, jakby mama była ze mną, a może nawet… we mnie. Rozumiesz?
       - Uhm… Chyba tak…
***
       Kolejne kilka dni przebiegło rutynowo. Na lekcjach Aya i Kaori pogrążone były w myślach i nie zważały na to, co się dookoła działo. Kao chodziła jak robot. Po szkole od razu do Ichiru, potem ewentualnie trening… i znów do kolegi, spędzając tam cały wieczór. W weekend udało jej się nawet zostać tam na noc. Aya natomiast codziennie chodziła do Otsune, ponieważ wspólne rozmowy pomagały jej oderwać się od rzeczywistości. Podczas jednej z pogawędek Umari opowiedziała przyjaciółce o poznaniu Konosuke i Isoshiego. Brunetka zdziwiła się i przypomniała sobie spotkanie z Fuchidą. To tamtego wieczoru Zero ugryzł ją po raz pierwszy. Po jakimś jednak czasie Aya zupełnie zapomniała o tamtym temacie - sprawa była zamknięta, więc mogła rozmawiać z Otsune, o czym tylko chciała.

       - Jutro nie mam wiele lekcji, więc zostanę jeszcze trochę - oświadczyła pielęgniarce Kao.
       - Dobrze. Tylko się nie przemęczaj. Wyglądasz jak siedem nieszczęść, mimo iż już od tygodnia nie spędzasz tu nocy.
       - Tak, wiem… Ale nic nie poradzę. Nie mogę spokojnie spać… - wyznała.
       - Trzeba było tak od razu! - Kobieta rozpromieniła się. - Zaraz zaparzę ci ziółek - rzuciła i pospiesznie wyszła.
       Wróciła po kilku minutach. Podała dziewczynie kubek z herbatą. Ta szybko wypiła ciepły wywar. Pielęgniarka poszła do swego pokoju obok, Kaori siedziała dalej przy łóżku, trzymając dłoń kolegi. Nawet nie zauważyła, kiedy usnęła. Śnił jej się Ichiru. Coś do niej mówił, jednak ona nie mogła go usłyszeć.
       - Ichiru… - wyszeptała, po czym sennie otworzyła oczy. Zdziwiła się, zauważywszy, że jest świt, a ona wciąż siedzi przy łóżku chłopaka, trzymając go, a on… patrzył na nią. Kaori ruszyła się gwałtownie, puszczając jego dłoń. Nie mogła oderwać wzroku od jego lawendowych oczu. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.
       - Czy… możesz to powtórzyć? - spytał szeptem chłopak.
       - Nani? - zdziwiła się. Wciąż nie dowierzała, że to się dzieje naprawdę.
       Czy to dalsza część mojego snu?
       - Moje imię - oznajmił.
       Kaori spojrzała na niego z lekkim zdumieniem.
       - I… Ichiru - powiedziała, czując, że się czerwieni. Chłopak się uśmiechnął. Wtedy Kao była pewna, że nie śni. Mocno wtuliła się w jego ramiona, płacząc ze szczęścia.
       - Co się stało?! - spytał przejęty Zero, który właśnie przekroczył próg pomieszczenia. Zauważył twarz brata okrytą włosami Kaori, która go przytulała.
       Blondynka speszyła się i momentalnie się odsunęła. Spojrzała na byłego prefekta. Po jej twarzy spływały łzy, ale także widniał na niej uśmiech, jakiego dawno nikt nie widział. Wskazała wzrokiem na leżącego.
       - Ichiru! - krzyknął bliźniak. Widać było, że jest szczęśliwy, ale nie wiedział, jak to okazać. Zauważywszy to, piętnastolatka rzuciła:
       - To ja przyjdę później… Macie sobie chyba trochę do powiedzenia, nie? - Puściła do młodszego oko. - Tylko się nie przemęczaj! - rzuciła na pożegnanie.





***
   Hmm, dzisiejszy rozdział chyba nieco krótki, ale nie marudzić, bo następny będzie dłuższy. ;)
   Tak czekaliście, czekaliście i wreszcie się doczekaliście- Ichiru się obudził. :)
   Dobra, do soboty xP Ukaże się wtedy
„Kilka szczerych słów”. Ja ne!
[wpis z dnia 9.06.10] 

2 komentarze:

  1. Skoro już dodałam pochwałę, niestety ale nie mogę być teraz skromna - tak, genialnie mi idzie czytanie. Bo już 11 tom skończyłam... a miałam się uczyć! xD
    Tak propo jeszcze nim zapomne, zauważyłam, że aya otrzymała moc od wampirzycy jak walczyła z nią przy akademiku. Wydaje się mieć jednak kłopotliwą moc kopiowania, bo weź potem ogarnij to wszystko. Jeszcze tylko niech skopiuje moc ziemi i będzie jak Avatar XDDDD
    Dobra, wracajmy. Prawde mowiąc myślałam, że już się nie doczekam nazwiska Kage. Naprawdę... aż w końcu jednak ujawnione zostało. Musze przyznać, że nieźle mnie zaskoczyłyście. spodziewałam się, że wymyślicie jakiś nowy klan, a tu rodzina Shizuki. Nieźle. :D Teraz pozostaje czekanie na pojawienie się ojczulka. Dobrze, że Aya i Zero w końcu się "pogodzili", bo zaczęło mnie denerwować to, że ona nie chciała z nim rozmawiać, a brakowało mi scen z nimi. Zastanawiam się ile czasu zajmie tym matołkom zejście się. Aya myśli, że Zero jej nie kocha, ale mi się wydaje, że on ją kocha, ale dalej przytłacza go to, że stracił Yuuki. Biedni, zawsze cierpią, nawet jak jest już dobrze to i tak cierpią. :C A propo ich i pana Kage zastanawia mnie jak to wszystko będzie wyglądać. Jak aya się dowie że Kage był dobry i nie chciał jej śmierci i potem aya nie będzie chciała go zabić, a Zero będzie chciał?Jeśli coś takiego się stanie to zrobi się niemały problem, dlatego mam ochotę zacząć już wziąć w łapki kolejny rozdział, ale muszę sie powstrzymać. ;-; chyba że uwinę sie szybko z lekcjami. :3
    A teraz przerobię Kao. Urocze to było jak Kao czuwała cały czas nad Ichiru (heh, u siebie aktualnie piszę podobną scenę... XDDD). Coś tak czułam, że jesli on nie obudzi się w pierwszym rozdziale tego tomu, to na pewno obudzi się w ostatnim. Nie wiem czy w anime/mandze przeżył, ale wierzyłam w was i wiedziałam, że nie zabiłybyście go. Tak bardzo go lubię ;-; i to jak poprosił, aby jego imię zostało wymówione przez Kao... raaanyyy. <3
    W ogóle coraz bardziej lubie duet Zero i Kao. Po prostu mnie rozwalają jak są razem. Uwielbiam ich kłótnie, takie przyjacielskie bo już nie pałają do siebie nienawiścią. ;3 Oby w przyszłości było ich tylko więcej. xDD Co jak co, ale nie spodziewałam się, że Zero pomoże Kao w jej treningu, ba... Nie spodziewałam się, że weźmie ją na misje! Serio. co tu się dzieje? xD
    Dodatek mi się podobał, w sumie bardziej fragment o Umari. Szkoda, że jednak taki krótki. Wolałabym aby więcej było o niej niz o przewodniczącym akademika. :3 W ogóle ciekawe czy wtajemniczeni odegrają jeszcze jakąś ważną rolę. Z chęcią bym jeszcze zobaczyła tego chłopca, co spotkała go umari, zapomniałam imienia. xD
    Mam nadzieje, że nic nie pominęłam, jakoś nie pamiętam co miałam jeszcze napisać. xD
    W ogóle dziękuję za tak długi komentarz u mnie! Ależ miło sie czytało! :D
    Co do twojego komentarza, cóż jeśli chodzi o Colina, nie martw się o niego! Ja go bardzo lubię, a jeśli ja lubię postać to będzie miała u mnie dobrobyt. XDD Chyba, że zacznie mnie denerwować to wtedy ją zabije. XD to jest fajne w opowiadaniach, masz władzę nad czyimś (co z tego że wymyślonym) życiem. xD
    Mi też jest szkoda Mel, ale spójrz na Faldio. Nie wiem czy ktoś to dostrzegł (a może ja źle to przedstawiłam), ale oni są w takiej samej sytuacji. Chcą czegoś, czego oboje mieć nie mogą i cierpią. xD
    Studia to ciężka sprawa, rozumiem. ;D
    Ja bym bez leków przeciwbólowych nie przeżyła chyba. Jak wracałam do domu i zostało jeszcze 20 km do mojej miejcowości i znieczulenie przestało mi działać... Tak mnie bolało, że miałam łzy w oczach, ale pierwsze co zrobiłam z moim tatą do hop siup do apteki po leki! :D
    Pozdrawiam! ^_^

    OdpowiedzUsuń