- Aya, Aya!
Blondynka jak
strzała wpadła do pokoju. Starsza poderwała się gwałtownie z łóżka.
- Kao-chan? -
spytała zdziwiona. - Już ubrana? - Spojrzała na zegarek. - Kao, jest piąta nad
ranem! Co ty robisz? Dlaczego się tak cieszysz?
- Hę? - zapytała
zdezorientowana imōto, robiąc przy tym nieco głupkowatą minę. - Właśnie wracam
z pokoju pielęgniarskiego, chyba tam zasnęłam. Zresztą nieważne! - przywołała
się szybko do porządku. - Ichiru się obudził! - krzyknęła radośnie.
- Nani? Honto?
- Uhm! - Energicznie
skinęła głową.
- To czemu tu
jesteś?
- Zero z nim
rozmawia. Może sobie co nieco wyjaśnią.
- Masz rację… A jak
ty do niego pójdziesz, to co mu powiesz?
- Eeto… - pomyślała.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam… Chyba po prostu to, co czuję… Czy coś
w tym stylu - dodała szybko i zwróciła się ku drzwiom.
- Yare, yare, dokąd
to znowu idziesz?
- Powiadomić
dyrektora, oczywiście!
- Kao-chan, o tej
porze wszyscy jeszcze śpią - przypomniała cierpliwie Aya. - Wykąp się,
przebierz i idź do niego. Ja przed szkołą pójdę do Przewodniczącego powiadomić
go, co i jak. Pewnie pozwoli ci przyjść dopiero na drugą lekcję.
- Arigatō,
Aya-neesan! - krzyknęła Kao i prędko wyszła do łazienki.
Spięła dopiero co wysuszone włosy i pognała do pokoju
pielęgniarki. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła Zero siedzącego przy śpiącym
bracie. Przestraszyła się lekko, ale po chwili upewniła się, że naprawdę tylko
śpi. Usiadła przy starszym. On odezwał się pierwszy.
- Arigatō… Za to, że
cały czas przy nim byłaś.
- Nie ma za co… Nie
robiłam tego po to, byś mi teraz dziękował - rzekła. - Porozmawialiście sobie?
- Uhm… Ale długo nie
wytrzymał i zasnął - poinformował. - Czekał na ciebie - dodał jeszcze po
chwili.
- Naprawdę? -
spytała szeptem uradowana. - Jednak ja nie wiem do końca, co powinnam
powiedzieć…
- Samo wyjdzie. No,
to ja będę się zbierał, niedługo zaczną się lekcje. Pielęgniarka powiedziała,
że za kilka dni go wypisze. Musi tylko dojść do siebie.
- Hai… Ja tu jeszcze
zostanę, zgoda?
- Uhm - rzucił i na
pożegnanie dopowiedział - Jesteś szczęściarą.
- Nani? - spytała,
ale już jej nie odpowiedział.
Siedziała przy Ichiru. Bała się go teraz złapać za rękę, chociaż
to było dla niej takie… przyzwyczajenie. Zaczęła rozmyślać, co mu powiedzieć,
gdy się obudzi. Po kilku minutach stwierdziła, że to bez sensu, że dobrze wie,
co musi zrobić. Nie bardzo jej się to podobało, ale wiedziała, że tak będzie
najlepiej. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie. Właśnie zaczynała się pierwsza
lekcja. Blondynka spojrzała na swoją torbę leżącą u jej nóg.
Może by tak jednak iść na wszystkie lekcje? Iie! Nie mogę się
wykręcać. Dam mojej siostrze dobry przykład, jak szybko i fachowo załatwiać
swoje sprawy.
- Ohayō - rzekł słabo dopiero co obudzony chłopak.
- O-Ohayō… -
szepnęła Kaori. - Jak się czujesz? - zapytała z troską.
- Lepiej… Mam
nadzieję, że niedługo stąd wyjdę…
- Ale… Co chcesz
potem zrobić?
- Potem?
- No… Po wyjściu.
- Hm… - mruknął,
wciąż jeszcze nie do końca dobudzony.
- Zostaniesz w
szkole i będziesz kontynuował naukę? - spytała z nadzieją.
- Nie wiem… Nie
myślałem o tym. Właściwie… chciałbym, ale… nie wiem, czy mam prawo tu zostać.
- Co ty gadasz,
baka! - zaśmiała się nieco nerwowo blondynka. - Oczywiście, że masz prawo. Od
teraz to twój dom. Tak jak i twojego brata, mojej siostry i mój.
Uśmiechnęła się
ciepło. Kolega spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale potem też się uśmiechnął.
Nieco słabo, ale jednak.
- Jeśli tak… to
bardzo się cieszę. Jeżeli rzeczywiście nikt nie będzie miał nic przeciwko, z
przyjemnością tu zostanę - rzekł.
Yokatta…
Zapadła cisza. Chłopak jednak ją przerwał.
- Słyszałem, że
siedziałaś tu przez długi czas, arigatō.
- Uhm… Nie ma za co.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym tego nie robić… Wiesz, dlaczego to robiłam…
Wtedy, kiedy tam leżałeś… Cały w krwi… - zatrzymała się na chwilę, ciężko
oddychając. - Przeraziłam się… Dlaczego?! Czemu to zrobiłeś?
- Shizuka-sama…
Musiałem ją pomścić… A Zero… Od zawsze należałem tylko do niego…
Kiedy mówił o
bracie, jego głos był zawsze przeraźliwie słodki i uczuciowy.
- Ale… Jesteś
osobnym człowiekiem. Nie musiałeś się tak poświęcać! Masz swoje uczucia, swoje
poglądy! Czy naprawdę myślałeś, że jesteś sam na tym świecie? Że nie ma nikogo,
komu na tobie zależy? - Nie odpowiedział. - Owszem. Jest. Tą osobą jestem ja! I
jak cholera mnie bolało, kiedy postanowiłeś „podarować się” swojemu bratu!
Zresztą… - ściszyła. - Nieważne… Rozumiem, że chciałeś go uratować, pewnie na
twoim miejscu postąpiłabym tak samo… - przekonywała samą siebie. - Gdyby nie
Aya… To dzięki niej żyjesz. - Po policzku spłynęła jej łza, spuściła głowę. -
Mimo wszystko… Cieszę się! - Podniosła ją i posłała ku chłopakowi przepełniony
ciepłymi uczuciami uśmiech. - I… nie wiem, kim dla ciebie jestem, ale wiem, kim
ty jesteś dla mnie. Wiem, że cały czas tęsknisz za Shizuką. Wiem, że jest dla
ciebie ważna, ale akceptuję to. Chcę, żebyś o tym wiedział. Ja za to w jakiś
sposób jestem związana z Aidou. Jednak doszłam do wniosku, że to nie z nim chcę
być… Nie chcę, żebyś o niej zapominał, wiem, że tego nie zrobisz, nie chcę,
żeby tak było. Ale wiedz, że ja się nie poddam. Na razie wystarczysz mi jako
przyjaciel, ale na tym nie spocznę. - Uśmiechnęła się. Chłopak kiwnął głową w podzięce.
- No to skończmy wreszcie ten temat, bo czuję, że jestem cała czerwona… -
rzuciła i przetarła ostatnią łzę.
- Nie przypominam
sobie, żebyś zawsze była taka… uczuciowa?
- Wiesz co… Łatwiej
mi się gadało ze śpiącym tobą! - krzyknęła naburmuszona.
- Nie no…
Przepraszam, że się obudziłem.
- Nawet tak nie mów!
- Myślę jednak, że
dwa tygodnie snu mi wystarczą. Z tego, co widzę, bardziej by się on teraz
przydał tobie.
- Zero powiedział
ci, ile czasu minęło? - Słysząc te słowa, bliźniak przeszył ją spojrzeniem.
- Od kiedy to mówisz
do mojego brata po imieniu?
- Ano… Od kilku dni
- rzuciła. - A co? Zazdrosny? - spytała z uśmieszkiem.
- Może -
odpowiedział krótko, spuszczając wzrok. - Co was tak do siebie zbliżyło?
- Ach! -
przypomniała sobie i lekko palnęła się dłonią w czoło. - Właśnie! Zapomniałam
ci powiedzieć. Przez ten cały czas, gdy ty sobie smacznie spałeś, ja
trenowałam!
- Hę? A co ma do
tego Zero?
- Był moim workiem
treningowym. - Puściła oko i oboje krótko się zaśmiali. - Myślałam, że będziesz
dumny, że nie opuściłam treningów.
- Jestem, jestem. -
Poczochrał ją lekko po głowie. Kaori poczuła, że przyjaciel wciąż jest bardzo
osłabiony. - Nauczyłaś się czegoś przydatnego?
- Hai, hai! Myślę
nawet nad przyłączeniem się do Związku…
- Nani?
- Jeśli nie masz nic
przeciwko! - dorzuciła szybko.
- Czemu miałbym
mieć? - zapytał. - Rób, co chcesz…
- Wolałabym nie
odpowiadać na to pytanie. Zresztą… Teraz będziemy mieli dużo czasu, zdążymy
jeszcze o tym pogadać.
- Pewnie.
- Zero zabrał mnie
nawet na jedną ze swoich misji.
- Znowu ten Zero -
zdenerwował się.
- I-chi-ru! -
zaświergotała Kao. Chłopak lekko się zarumienił. - Tak lepiej? - spytała
radośnie.
- Uhm…
Odwzajemnił uśmiech.
- Demo… Ty również
masz do mnie mówić po imieniu. Jestem Kaori. Powtórz.
- Jestem Kaori.
Powtórz.
- Ej!
- Hai, hai, Kao.
- Kao?
- Tak jest ładniej -
oznajmił z uśmiechem.
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, potem Kaori pobiegła na
lekcje. Zdążyła tylko na kilka ostatnich, jednak nie przejmowała się tym. Dla
niej zaczął się teraz nowy okres. Śmiała się sama do siebie, nie słuchając
nawet lekcji. Kolejne dni wyglądały podobnie. Dziewczyny nie uważały na
zajęciach, pogrążone w rozmyśleniach.
- Hej, Aya - zatrzymała siostrę Kao.
- Nani? Mów, bo
spieszę się do Otsune.
- Ostatnio cały czas
u niej siedzisz… - naburmuszyła się blondynka.
- To chyba nic
dziwnego. Ty cały swój wolny czas spędzasz z Ichiru - odparowała.
- Właśnie o to mi
chodzi.
- O co?
- Prosił cię, żebyś
do niego wpadła.
- Że co? - zdziwiła
się Aya.
- Uhm… Wiesz, nie
byłaś tam, odkąd się obudził, nic dziwnego, że chce z tobą porozmawiać. Zresztą
nieważne. Pójdziesz, to sobie pogadacie.
- Nie wiem, czy…
- Uratowałaś go. A
dzięki niemu dowiedziałaś się o tożsamości ojca. Więc nie wciskaj mi kitu, że
nie macie o czym rozmawiać! - zdenerwowała się lekko Kaori.
- Eeto… No dobrze.
Podejdę do niego wieczorkiem, zadowolona?
- Hai - rzuciła
młodsza. - Nēsan…
- Uhm?
- Powiesz mu, kto
jest twoim ojcem?
- Myślałam, że ty to
zrobiłaś - odparła szczerze.
- Iie. Chciałam
zostawić tę decyzję tobie.
- Sama nie wiem.
Pewnie tak. A czemu pytasz?
- Tak sobie. Ja ne.
- Uhm… -
odpowiedziała tylko Aya i wyszła.
***
Brunetka i rudowłosa były ostatnimi czasy od siebie niemalże
uzależnione. Spędzały ze sobą prawie każdą wolną chwilę. Rozmawiały o wszystkim
i o niczym. Zaczęły się sobie zwierzać, również w sprawach sercowych, co
wcześniej było do nich niepodobne. Otsune szczerze wyznała, że lubi Fuchidę
bardziej niż innych kolegów. Aya, chcąc być szczerą, napomknęła co nieco o
dawnym incydencie. Okazało się, że Konosuke już rozmawiał na ten temat z Umari.
Wszystko sobie wyjaśnili. Dziewczyny także.
Czuły, że stały się sobie jeszcze bliższe. Ufały sobie nawzajem,
jedna zawsze mogła liczyć na pomoc czy radę drugiej.
Tak
się cieszę, że mam taką przyjaciółkę, myślała
często Aya. Miałam pod tym względem
ogromne szczęście…
***
- … no i wtedy przewodniczący to powiedział! - Kao właśnie
zdawała młodszemu bliźniakowi relację z dzisiejszych lekcji. Razem nabijali się
z wpadek przewodniczącego klasy, który cały czas ubolewał nad stratą Ruki.
Kaori już wcześniej opowiedziała Ichiru o wydarzeniach z pamiętnej walki z
Rido.
- On zawsze umie się
wygłupić - śmiał się z kolegi bliźniak.
- Hai, hai. Gdybyś
widział, jak… - Blondynka przerwała, bo usłyszała otwierające się drzwi.
- Jestem… - rzuciła
na powitanie Aya. - Dobrze, że zdrowiejesz - rzekła do chłopaka.
- Arigatō -
powiedział.
- To ja was na
chwilę zostawię samych - oznajmiła piętnastolatka i uśmiechając się do obojga,
opuściła pomieszczenie.
Nastała chwila kłopotliwego milczenia. Brunetka nie wiedziała, co
powiedzieć. Stała więc, prawie nieruchomo, i czekała na słowa Ichiru.
- No usiądź -
odezwał się w końcu. - Chyba, że wolisz postać.
Westchnęła, ale
osunęła się na krzesło.
- Cały czas
zastanawiałem się, w jaki sposób z tobą porozmawiać - wyznał. - Ale jakoś nic
nie udało mi się wymyślić. - Uśmiechnął się lekko. Dziewczyna nie opowiedziała.
- Podziękować czy raczej się zdenerwować? - Aya zdziwiła się, słysząc to
pytanie, ale wciąż milczała. - Widzisz… Podczas tego stanu „uśpienia”, w którym
się znajdowałem… miewałem coś na kształt snów. Doszło do tego, że zacząłem się
gubić. Co jest prawdą, a co fałszem? Co dobrem, a co złem? - Mówił jakby w
zamyśleniu i patrzył przed siebie, a nie na gościa. - Nie potrafiłem
odpowiedzieć na te pytania. Chwilami dręczyło mnie przeświadczenie, że żyję,
choć nie powinienem. Ta myśl nachodziła mnie już od najmłodszych lat, ale
wtedy, te dwa tygodnie temu, miałem szansę wypełnić przeznaczenie, które od
początku było mi pisane. - Przerwał na moment, po czym podjął - Wreszcie udało
mi się wszystko poskładać. Po pierwsze, jeśli istnieje coś takiego jak życie po
śmierci, prawdopodobnie znów mógłbym spotkać się z Shizuką-sama. Choć jeśli ja
bym mógł, to jej ukochany także. Nie wiedziałem, co zrobiłbym w takiej
sytuacji. A skoro tak, to czy nie lepiej byłoby zostawić ich „tam” samych,
szczęśliwych? Po drugie, miałem nadzieję, że mimo wszystko i tak pomogłem
bratu. To było najważniejsze. A jeśli już mowa o Zero - nawet we śnie część
mnie pamiętała słowa, które mi wtedy powiedział. Ja z kolei przypomniałem sobie
swą radość, gdy dowiedziałem się, że mimo tego, co zrobiłem, jeszcze dla niego
nie umarłem. Z drugiej jednak strony, niisan poradziłby sobie świetnie beze
mnie, więc co to za różnica? Żyć czy nie żyć…? - Znów zrobił krótką pauzę. -
Ale w moim szarym życiu niedawno pojawiła się osoba, która mimo mojej niechęci,
zaczęła ten mój mały świat kolorować. Osoba, która mimo tego, iż twardo stąpa
po ziemi, jest dziewczyną bardzo wrażliwą i uroczą. Zdeterminowaną i odważną,
ale jak każdy posiadającą jakieś słabości. Śliczną i inteligentną, ale
potrafiącą nieźle zaleźć człowiekowi za skórę. - Uśmiechnął się sam do siebie. -
Zanim się obejrzałem, zawładnęła moim niepocieszonym sercem. Wlała w nie tyle
otuchy, ile nikt i nic nie mógłby mi dać. Ona też by sobie poradziła. Ale nie
mogłem puścić jej słów mimo uszu. Musiałem spełnić jej prośbę. Musiałem
przeżyć.
Aya zdziwiła się, gdy
to usłyszała.
Hm, czyli nie o wszystkim wiedziałam. Kao-chan musiała coś
zrobić podczas mojej nieobecności. Ach, a tak nawiasem mówiąc - jak słodko się
o niej wypowiedział!
- Arigatō,
Mitsui-san. - Chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością. - Dziękuję za to, że
ratując mi życie, dałaś mi szansę na jego poprawę. Odpokutuję za moje grzechy.
Z całych sił będę starał się być kimś lepszym. Ale… - zaakcentował wyraźnie
ostatnie słowo. - Od razu uprzedzam, że i tak nigdy nie pożałuję tych czterech
lat spędzonych z Shizuką-sama.
- Rozumiem. Nikt
tego od ciebie nie wymaga - zapewniła.
- Serio? No proszę.
- Zamyślił się na chwilę. - Powiedz… Oprócz wyleczenia moich ran, oddałaś mi
też część swojej krwi, prawda?
Potaknęła.
- Dlaczego to
zrobiłaś? I… dlaczego tak w ogóle mnie ocaliłaś? O ile mi wiadomo, raczej za
mną nie przepadasz.
- Nie przepadałam -
poprawiła go. - Ale… Zyskałeś mój szacunek i dozgonną wdzięczność. To, co
zrobiłeś… Jeśli o mnie chodzi, wymazuje to wszystkie twoje przewinienia.
Uratowałeś życie Zero, uchroniłeś go przed upadkiem do Poziomu E i przed
obłędem… Dziękuję ci za to. - Bliźniak nieco się zdziwił, słysząc te słowa, nie
spodziewał się, że dziewczyna mu za to podziękuje, choć wiedział, że jego brat
był dla niej ważny. - Więc… Nie zamierzam cię ani nienawidzić, ani nie lubić,
ani nie znosić… Nic z tych rzeczy. Nie wiem, czy się „polubimy”, ale z całą
pewnością będę cię szanować. I na zawsze będę ci wdzięczna. Co do krwi… Masz
rację. Byłam wtedy zdesperowana, nie wiedziałam, co mogę zrobić, w jaki sposób
przedłużyć ci życie. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mi na myśl to ten, że może
część czystej krwi, która krąży w mych żyłach, będzie mogła cię jakoś wzmocnić.
Jak widać… chyba podziałało. Co do powodu… Pominę już to, że nieprzyjemnie
byłoby patrzeć bezczynnie na czyjąś niezasłużoną śmierć. Przede wszystkim… -
Nie mogła znaleźć słów, by opisać emocje, które nią wtedy targały. - Serce mi
się krajało, gdy patrzyłam na miny twojego brata i Kao-chan. To było straszne,
gorsze od tego widoku krwi i całej reszty… Nie mogłam tego tak zostawić.
Zarówno moja siostra, jak i Zero byliby załamani twoim odejściem. Nie wiem, czy
by się pozbierali po takiej stracie. Dlatego tak bardzo się starałam. Bo…
Szczerze mówiąc, nie wierzyłam w to, że da się ciebie uratować. Sytuacja była
opłakana…
- Ale udało ci się.
Jesteś świetna w posługiwaniu się tymi swoimi mocami…
- Czy ja wiem? Wiele
mi brakuje, nie jestem jeszcze doświadczona, ale trenuję i staram się -
odparła.
- W takim razie
życzę ci powodzenia. I jeszcze raz ci dziękuję. Naprawdę. Jak mogę ci się
odwdzięczyć? - spytał znienacka.
- Hę? - zdumiała się
siedemnastolatka. - Nie musisz nic robić. Ocaliłeś Zero. A do tego… -
Przegryzła wargę. Powiedzieć mu o ojcu?
- A do tego…?
- Dzięki tobie
poznałam wreszcie tożsamość ojca.
- Co? - zdziwił się.
- No… - Aya była nieco
zbita z tropu. - Wtedy, w lochu, ostatkiem sił, nawet nie otworzywszy oczu,
wydukałeś „Rido, wie, ojciec”. Pognałam więc do tego kretyna i udało mi się
poznać prawdę…
- Powiedziałem coś
takiego? Nawet tego nie pamiętam - przyznał.
- Cóż, właściwie nie
ma się co dziwić.
- Słuchaj… Wiem już,
że potrafisz uzdrawiać, ale czy znasz się trochę na takich… „medycznopodobnych”
sprawach?
- Eeto… Raczej
wątpię. Ale jeśli masz jakieś pytanie, spróbuję na nie odpowiedzieć, może to
będzie coś, o czym mam jakieś pojęcie.
- Wiesz, że od
urodzenia byłem strasznie słaby i chorowity - stwierdził. - Stałem się tak
silny dzięki krwi Shizuki-sama. Dawała mi ją od czasu do czasu, dzięki czemu
wyleczyła to beznadziejne ciało…
Aż się dziwię, że mi o czymś takim mówi…
- Ale… Dobrowolnie
oddałem Zero swoją krew, w której z kolei płynęła część czystej wampirzej krwi
od Shizuki-sama. Dzięki niej niisan stał się normalnym wampirem, bezpiecznym od
upadku do Poziomu E. Oczywiście nie żałuję tej decyzji, ale zastanawiam się…
Czy teraz, po tym, co się stało… Jaki będę? - zapytał cicho. - Ta siła… Czy
zniknie? A raczej - czy już znikła? Czy teraz… będę takim samym niedojdą jak
kiedyś?
Aya poczuła, że
serce ściska ją z żalu.
- Po pierwsze… Nie
nazywaj siebie „niedojdą” ani niczym podobnym - poprosiła. - Ja… Wydaje mi się,
że rzeczywiście tak się może stać. To więcej niż prawdopodobne - powiedziała
szczerze. - Ale i tak nie będziesz taki jak kiedyś. Jesteś dojrzalszy i bogatszy
o nowe doświadczenia…
- Taak… - Odwrócił
głowę w drugą stronę i przez chwilę leżał tak bez ruchu. - No, nic to, trudno!
- rzekł wreszcie. - Nawet jeśli… Zero znów jest ze mną. A teraz mam jeszcze
Kao.
No, wreszcie mówią sobie po imieniu, ucieszyła się Aya.
- Na mnie też możesz
liczyć - oznajmiła z uśmiechem.
- Dziękuję. -
Odwzajemnił uśmiech. - Właśnie, co do odwdzięczenia się…
- Mówiłam już, że
nie musisz. Poradziłeś, bym poszła do Rido i…
- To się nie liczy,
bo nawet tego nie pamiętam - wtrącił.
- Ale uratowałeś
Zero. Z własnej woli, w pełni świadom tego, co robisz.
- Owszem, ale to
było dla niego, a nie dla ciebie. Chcę się odwdzięczyć TOBIE.
- Ale to wystarczy…
- Nie kłóć się ze
mną - wyszczerzył zęby.
- Yare, yare…
Zupełnie jak z Kao-chan, zauważyła. Właśnie!
- Chyba wpadłam na
pewien pomysł - oświadczyła.
- Ach tak?
- Hai. Może to
trudne zadanie, ale… Proszę, opiekuj się Kao. Dbaj o nią. Spraw, byś zawsze
zasługiwał na to zaufanie, którym cię obdarzyła.
- Zrobiłbym to i bez
tej prośby, ale zgoda - odparł, uśmiechając się pod nosem.
Przez kilka minut milczeli.
- Ano… - zawahał się
chłopak. - Mówiłaś, że wiesz już, kto jest twoim ojcem?
Skinęła głową.
- Chcesz wiedzieć,
kto to taki? - spytała.
- Tylko jeśli nie
masz nic przeciwko. Po prostu zastanawiam się, bo… Bo Shizuka-sama cię znała i
dużo o tobie wiedziała…
- Uhm - zgodziła się
Aya. Odwróciła wzrok. - Oczywiście, że wiedziała. - Ichiru spojrzał na nią z
zaciekawieniem. - Wiedziała, bo moim ojcem jest niejaki Kage Hiou.
Kiryuu
podniósł się z pozycji leżącej na siedzącą. Otworzył usta, jakby chciał coś
powiedzieć, ale potem chyba zmienił ten zamiar. Główkował przez chwilę,
uporządkował sobie niektóre fakty, a potem pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Więc wszystko
jasne. Heh, mogłem się domyślić… - mruknął.
- Hę? Znasz go?
Wiedziałeś o jego istnieniu, mimo tego, że niemal nikt o nim nie słyszał?
Shizuka ci powiedziała? A może znałeś już prawdę? - Nastolatka zasypała kolegę
lawiną pytań.
- Nie. Tak. Nie. Nie
- odpowiedział. - Nie znałem go. Shizuka-sama mi o nim nie mówiła, więc nie
znałem prawdy. Ale wiedziałem o jego istnieniu. Pewnego dnia przypadkowo
dowiedziałem się o tym, że Shizuka-sama miała młodszego brata o imieniu Kage.
- Hę? Młodszego
brata?
W głowie się to nie mieści… Boże, Shizuka była moją ciotką!, przeraziła się. Ale lepsze
to niż jakąś przyrodnią siostrą czy kimś w tym rodzaju…
- Nikomu o tym nie
mówiłem, ale któregoś razu przez przypadek natknąłem się na list. Nie
wiedziałem, że to prywatna korespondencja - papier leżał na podłodze, więc go
podniosłem i spojrzałem, co to takiego. Zauważyłem nagłówek „Kochana Shizuko-nēsama”.
Zdziwiłem się, więc szybko spojrzałem jeszcze na podpis. „Kage”. Domyśliłem
się, że to widocznie młodszy brat Shizuki-sama, o którym nikt nie miał pojęcia.
- Nie powiedziała ci
o nim?
- Iie. Nie musiała o
wszystkim mi mówić. Ale kiedyś wyznała, że w jej długim życiu było tylko dwóch
mężczyzn, których kochała. Wiedziałem, że jednym z nich był jej nieżyjący
ukochany. Zagadką był drugi. Obiecała, że niedługo wszystko mi powie. Po
wizycie w Akademii Kurosu miała wyjaśnić mi to i owo. Również to, kim jesteś
ty. Ale nie zdążyła…
Oboje czuli, że na tym rozmowa się skończyła. Aya posiedziała
przy nim jeszcze przez chwilę, a potem zaczęła zbierać się do wyjścia.
- Mitsui-san? -
zagadnął jeszcze chłopak.
- Tak?
- Nie chcę się
narzucać czy coś, ale… Możemy mówić sobie po imieniu?
- Hę? - zdziwiła
się.
- No wiesz… -
Uśmiechnął się łobuzersko. - Nie powinniśmy być od nich gorsi, co nie?
Dziewczyna zaśmiała
się.
- Zgoda… Ichiru.
- Mata ne, Aya.
Dzięki za wszystko.
Kiedy Aya wróciła do pokoju, zastała tam lekko nerwową, chodzącą
po pokoju siostrę.
- I jak? -
dopytywała się młodsza.
- Co jak? Normalnie.
Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Yokatta. Demo…
Powiedziałaś mu o ojcu?
- Uhm.
- Rozumiem… -
powiedziała cicho dziewczyna, po czym wstała. - To ja będę szła.
- O tej porze?
Dokąd?
- Do Ichiru. Coś
nowego?
- Dałabyś sobie
spokój. Zamęczysz go.
- Życie - rzuciła. -
Będę za dwadzieścia minut.
- Uhm…
- Konban wa, Ichiru…
- Ty znowu tutaj?
Już późno. Powinnaś spać - rzucił na powitanie.
- Uhm. Wiem -
mruknęła, zmuszając się do uśmiechu.
- Co się stało? -
spytał zaniepokojony.
- Nic - odparła,
kolejny raz przyklejając uśmiech.
- Mów. Przy mnie nie
musisz udawać - oznajmił. - Jeśli coś cię trapi, powiedz mi, proszę.
- Eeto… - Usiadła na
krześle, obok łóżka. - Rozmawiałeś z moją siostrą?
- Uhm. Aya jest
nawet całkiem fajna - rzekł uśmiechnięty.
Blondynka drgnęła.
- Hai… Jest super… -
odparła smutno. - Powiedz, jeśli chcesz, żeby częściej przychodziła - rzuciła i
wstała z krzesła.
Chłopak usiadł na
łóżku.
- Nani?
- Skoro tak się
polubiliście, czemu nie ma tu przychodzić? - zapytała, chcąc nie chcąc
czerwieniąc się. Zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi. - Przekażę jej -
powiedziała. Postała chwilę, zaciskając rękę na klamce. Już chciała wyjść,
kiedy poczuła uścisk na swym nadgarstku. Odwróciła się. Przed nią stał Ichiru.
Mimo że ledwo trzymał się na nogach, na jego twarzy widniał uśmiech. - Jesteś zbyt słaby. Wracaj do łóżka! - rzuciła niby obojętnie,
ale jednak z przejęciem. Ten jednak się nie poruszył i dalej wyszczerzony
patrzył na nią. - I czego się tak głupio śmiejesz? - spytała, spuszczając
głowę.
- Jesteś zazdrosna?
- Czemu zawsze
musisz być taki… dobijający?
Zaśmiał się krótko i
nieco słabo.
- Chcę, żebyś ty tu
przychodziła, a nie Aya.
- Ale… Ja nie
jestem…
- Bratanicą
Shizuki-sama? - zapytał przebiegle. Widząc wymalowane na jej twarzy zdziwienie,
dodał - Zgadłem?
- Yare, yare… -
rzuciła, podnosząc wzrok. - Nie rozmawiajmy o tym, zgoda?
- Iie. Chcę
wiedzieć. To ci chodziło po głowie?
- Skoro kochałeś
Shizukę… A Aya jest z nią spokrewniona... Sama nie wiem…
- Baka - powiedział
słodko, pukając ją w czoło. - To dla mnie nieważne, Kao - oznajmił, cały czas
się uśmiechając. Dziewczyna wlepiła w niego swoje zaszklone, niebieskie ślepia.
Złapał ją mocniej za nadgarstek.
- Słabo ci? Połóż
się szybko, proszę - ponaglała go Kaori.
- Uhm… Już… - Powoli
ruszył w stronę łóżka. Blondynka pomogła mu na nim usiąść.
- Wszystko w
porządku?
- Hai, tylko nic nie
mów pielęgniarce. - Konspiracyjnym gestem położył palec na ustach. - Bo nigdy
mnie stąd nie wypuści.
- Uhm… Jeśli już nie
będziesz tego robił, zastanowię się. - Uśmiechnęła się. - No, zbieram się -
powiedziała. Gdy chciała się ruszyć, zauważyła, że jej dłoń cały czas spoczywa
na ręce chłopaka.
- Uhm.
- Oyasumi nasai,
Ichiru - rzuciła, pospiesznie wstając.
- Oyasumi, Kao.
***
- Yay! Dziś wypisują Ichiru z tego śmiesznego „szpitala” -
świergotała szeptem Kaori. Już od kilku dni nie mogła się tego doczekać. Odkąd
cztery dni wcześniej jej wątpliwości dotyczące Ichiru i jej siostry się
rozwiały, dziewczyna była spokojna i emanowała pozytywną energią. Mimo tego na
lekcjach nadal nie uważała. Co chwila jakiś nauczyciel skarżył się na nią i jej
Ayę.
- MITSUI!
- Nani? - wyrwała
się z przemyśleń. Czego znowu…?
- Czy zamierzasz
zacząć uważać na lekcji?
- Hai. - Iie…
- Jakoś tego nie
widzę. Po lekcji razem z siostrą udasz się do dyrektora. Mam dość waszego
zachowania! - krzyczał nauczyciel.
- Rozumiem. Gomen
nasai - rzuciła pokornie Kao. Przynajmniej
będę miała spokój do końca lekcji…
- Czemu ja też? -
spytała niezadowolona Aya.
- A słuchałaś dziś
czegokolwiek? - Starsza nie odpowiedziała. - No właśnie.
- Aya-san, Kaori-san… Co ja z wami mam… - lamentował teatralnie
dyrektor, póki nauczyciel z poprzedniej lekcji stał przy drzwiach.
- Proszę się nimi
zająć. Jakieś dodatkowe zajęcia powinny być w sam raz - rzucił sensei.
- Właśnie nad tym
myślałem - odparł poważnie Kaien.
- Arigatō - rzekł
nauczyciel i wyszedł.
- Może herbatkę? -
spytał radośnie Kurosu.
Obie dziewczyny
zaczęły się śmiać. Usiadły wygodnie na sofie i słuchały dyrektora.
- Myślałem o jaśminowej
- oznajmił. - Co wy na to?
Zgodziły się chętnie. Mężczyzna wyszedł do kuchni. Po kilku
minutach usłyszały jakieś rozmowy. Spojrzały na siebie ze zdziwieniem. Chwilę
potem do pokoju wszedł nie tylko Przewodniczący, ale także Zero. Dziewczęta
spojrzały na nich pytająco.
- Kiryuu-kuna też
wezwałem - poinformował dyrektor. - Widzicie… Chodzi o to, że nie można tak
tego zostawić. Od czasu tego całego zamieszania wszyscy wasi nauczyciele na
okrągło się na was denerwują. Spóźniacie się na lekcje, w ogóle na nie nie
przychodzicie albo też, jak już jesteście obecni, i tak bujacie w obłokach lub
śpicie. Co jest powodem tych zachowań?
- Związek - odparł
krótko chłopak.
- Zmęczenie -
odpowiedziała Kaori.
- Hm… Kiepskie
samopoczucie? - rzekła Aya.
- Yare, yare, a może
tak nieco dokładniej? - poprosił Kaien.
- Łowcy wciąż czegoś
ode mnie chcą. Dają mi jedno zlecenie za drugim - naburmuszył się lekko Zero. -
Ponadto jeszcze ta tutaj… - Wskazał na blondynkę. - … wciąż chce, bym z nią
trenował. Przez to wszystko prawie nie sypiam nocami. Potem trudno jest wstać
na czas na lekcje i… Eeto… Nie zasnąć, jak już się na nich jest - mruknął.
- Ichiru jest dla
mnie ważniejszy niż lekcje, chciałam poświęcić mu jak najwięcej czasu! - rzekła
energicznie Kao. - To chyba naturalne, że skoro mało sypiam i dużo trenuję, to
nie mam siły na jakieś nudne zajęcia!
- Rozumiem. A ty,
Katayama-san? - zwrócił się do brunetki Kurosu.
- Ano… - zawahała
się.
- Mów, śmiało -
zachęcił ją Przewodniczący. - Nie ukrywaj niczego.
Aya przegryzła wargę. Nie
chciałam ich wszystkich martwić… Ale z drugiej strony, nie powinnam też tego
ukrywać…
- No więc… - zaczęła
ostrożnie. - Pomijając to, że mam teraz na głowie wiele spraw, o których niemal
bez przerwy myślę… Cóż, tak szczerze, nie za dobrze się ostatnio czuję.
Wszyscy spojrzeli na
nią uważnie.
- Co jakiś czas
miewam bóle głowy podobne do tamtych… - przyznała. Kaori i Zero spojrzeli na
siebie ze zdziwieniem i niepokojem.
- Dlaczego nam nie
powiedziałaś? - spytała cicho imōto. - Nēsan!
- Gomen, nie
chciałam was niepotrzebnie martwić. Zawsze to wyolbrzymiacie, a to przecież nic
takiego…
- Taak, jasne. Aya,
to naturalne, że się martwimy - rzekł chłopak. - Ale jeśli o niczym nie wiemy,
nie mamy nawet szans, by ci w jakiś sposób pomóc.
- Hai, hai,
rozumiem. Gomen nasai.
- Yare, yare… -
Dyrektor podrapał się po głowie. - Hm, myślę, że to rzeczywiście będzie
najlepsze wyjście - powiedział jakby do siebie.
- Hę? - Młodzież
domagała się wyjaśnienia.
- Jakiś czas temu
wpadłem na pewien pomysł. Nie byłem co do niego przekonany, ale teraz sądzę, że
może wypalić…
- Ale o co chodzi,
proszę pana? - zapytała z zaciekawieniem Kao.
- Wysyłam was na
wakacje! - odparł z szerokim uśmiechem Kaien.
***
Ohayo, tu Aya (coś nowego xD).
No i macie ten dłuższy rozdział. Musiałam go nawet podzielić na dwie części, bo w jednej się nie zmieścił (zwracam uwagę na fakt, że nie było nawet żadnych obrazków, które dodatkowo zajmowałyby miejsce xD I nie dziwcie się, że ta część jest krótsza- rzadko dzielę je po równo). Mam nadzieję, że wystarczy, bo po ostatnim, nieco krótszym od ostatnich, byliście niepocieszeni. xD Ale to chyba dobrze, że chce Wam się czytać więcej. Bardzo nas to cieszy. ^^
W kolejnym rozdziale... Hmm, nie pamiętam dokładnie, co tam będzie (chyba muszę sobie odświeżyć pamięć- jak wiecie, jesteśmy kilka tygodni do przodu z rozdziałami- a tak nawiasem mówiąc, stanęłyśmy kompletnie na pewnym momencie. Chyba muszę zacząć się modlić o powrót weny xD). W każdym razie... Środowy rozdział będzie nosił tytuł "Początek".
Hej, a tak w ogóle dzisiejszy rozdzialik jest pierwszym z TOMU XII! Jejku, jakie to opowiadanie jest już długie. o.O
A właśnie! Jeszcze jedno- a propos tego anty-spamu, który ostatnio włączyłyśmy. Niestety, sprawa wyglądała tak, że jakiś "cyberświr" (jak trafnie określiła go Ayano) co chwila dodawał do naszej księgi gości spam (zawierający linki do jakichś podejrzanych stron). Musiałam to na okrągło usuwać (pewnego dnia chyba z dziesięć), więc straciłam cierpliwość. Obiecałam Ayano, że dzisiaj zdejmę tę blokadę. Tak zrobiłam- ale już po chwili zauważyłam w księdze spam w stylu tamtych. Dlatego proszę Was o przebaczenie- ale ponownie założyłam blokadę. Naprawdę nie mam zamiaru non stop usuwać tych bredni. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Naprawdę przepraszam, bo wiem jak denerwujące jest przepisywanie tych głupich kodów z obrazka. :(
No, koniec gadania. Zapraszam na środowy rozdział LVII! ;*
[wpis z dnia 12.06.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz