poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XII, rozdział LVI - "Kilka szczerych słów"




       - Aya, Aya!
       Blondynka jak strzała wpadła do pokoju. Starsza poderwała się gwałtownie z łóżka.
       - Kao-chan? - spytała zdziwiona. - Już ubrana? - Spojrzała na zegarek. - Kao, jest piąta nad ranem! Co ty robisz? Dlaczego się tak cieszysz?
       - Hę? - zapytała zdezorientowana imōto, robiąc przy tym nieco głupkowatą minę. - Właśnie wracam z pokoju pielęgniarskiego, chyba tam zasnęłam. Zresztą nieważne! - przywołała się szybko do porządku. - Ichiru się obudził! - krzyknęła radośnie.
       - Nani? Honto?
       - Uhm! - Energicznie skinęła głową.
       - To czemu tu jesteś?
       - Zero z nim rozmawia. Może sobie co nieco wyjaśnią.
       - Masz rację… A jak ty do niego pójdziesz, to co mu powiesz?
       - Eeto… - pomyślała. - Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam… Chyba po prostu to, co czuję… Czy coś w tym stylu - dodała szybko i zwróciła się ku drzwiom.
       - Yare, yare, dokąd to znowu idziesz?
       - Powiadomić dyrektora, oczywiście!
       - Kao-chan, o tej porze wszyscy jeszcze śpią - przypomniała cierpliwie Aya. - Wykąp się, przebierz i idź do niego. Ja przed szkołą pójdę do Przewodniczącego powiadomić go, co i jak. Pewnie pozwoli ci przyjść dopiero na drugą lekcję.
       - Arigatō, Aya-neesan! - krzyknęła Kao i prędko wyszła do łazienki.

       Spięła dopiero co wysuszone włosy i pognała do pokoju pielęgniarki. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła Zero siedzącego przy śpiącym bracie. Przestraszyła się lekko, ale po chwili upewniła się, że naprawdę tylko śpi. Usiadła przy starszym. On odezwał się pierwszy.
       - Arigatō… Za to, że cały czas przy nim byłaś.
       - Nie ma za co… Nie robiłam tego po to, byś mi teraz dziękował - rzekła. - Porozmawialiście sobie?
       - Uhm… Ale długo nie wytrzymał i zasnął - poinformował. - Czekał na ciebie - dodał jeszcze po chwili.
       - Naprawdę? - spytała szeptem uradowana. - Jednak ja nie wiem do końca, co powinnam powiedzieć…
       - Samo wyjdzie. No, to ja będę się zbierał, niedługo zaczną się lekcje. Pielęgniarka powiedziała, że za kilka dni go wypisze. Musi tylko dojść do siebie.
       - Hai… Ja tu jeszcze zostanę, zgoda?
       - Uhm - rzucił i na pożegnanie dopowiedział - Jesteś szczęściarą.
       - Nani? - spytała, ale już jej nie odpowiedział.
       Siedziała przy Ichiru. Bała się go teraz złapać za rękę, chociaż to było dla niej takie… przyzwyczajenie. Zaczęła rozmyślać, co mu powiedzieć, gdy się obudzi. Po kilku minutach stwierdziła, że to bez sensu, że dobrze wie, co musi zrobić. Nie bardzo jej się to podobało, ale wiedziała, że tak będzie najlepiej. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie. Właśnie zaczynała się pierwsza lekcja. Blondynka spojrzała na swoją torbę leżącą u jej nóg.
       Może by tak jednak iść na wszystkie lekcje? Iie! Nie mogę się wykręcać. Dam mojej siostrze dobry przykład, jak szybko i fachowo załatwiać swoje sprawy.
       - Ohayō - rzekł słabo dopiero co obudzony chłopak.
       - O-Ohayō… - szepnęła Kaori. - Jak się czujesz? - zapytała z troską.
       - Lepiej… Mam nadzieję, że niedługo stąd wyjdę…
       - Ale… Co chcesz potem zrobić?
       - Potem?
       - No… Po wyjściu.
       - Hm… - mruknął, wciąż jeszcze nie do końca dobudzony.
       - Zostaniesz w szkole i będziesz kontynuował naukę? - spytała z nadzieją.
       - Nie wiem… Nie myślałem o tym. Właściwie… chciałbym, ale… nie wiem, czy mam prawo tu zostać.
       - Co ty gadasz, baka! - zaśmiała się nieco nerwowo blondynka. - Oczywiście, że masz prawo. Od teraz to twój dom. Tak jak i twojego brata, mojej siostry i mój.
       Uśmiechnęła się ciepło. Kolega spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale potem też się uśmiechnął. Nieco słabo, ale jednak.
       - Jeśli tak… to bardzo się cieszę. Jeżeli rzeczywiście nikt nie będzie miał nic przeciwko, z przyjemnością tu zostanę - rzekł.
       Yokatta…
       Zapadła cisza. Chłopak jednak ją przerwał.
       - Słyszałem, że siedziałaś tu przez długi czas, arigatō.
       - Uhm… Nie ma za co. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym tego nie robić… Wiesz, dlaczego to robiłam… Wtedy, kiedy tam leżałeś… Cały w krwi… - zatrzymała się na chwilę, ciężko oddychając. - Przeraziłam się… Dlaczego?! Czemu to zrobiłeś?
       - Shizuka-sama… Musiałem ją pomścić… A Zero… Od zawsze należałem tylko do niego…
       Kiedy mówił o bracie, jego głos był zawsze przeraźliwie słodki i uczuciowy.
       - Ale… Jesteś osobnym człowiekiem. Nie musiałeś się tak poświęcać! Masz swoje uczucia, swoje poglądy! Czy naprawdę myślałeś, że jesteś sam na tym świecie? Że nie ma nikogo, komu na tobie zależy? - Nie odpowiedział. - Owszem. Jest. Tą osobą jestem ja! I jak cholera mnie bolało, kiedy postanowiłeś „podarować się” swojemu bratu! Zresztą… - ściszyła. - Nieważne… Rozumiem, że chciałeś go uratować, pewnie na twoim miejscu postąpiłabym tak samo… - przekonywała samą siebie. - Gdyby nie Aya… To dzięki niej żyjesz. - Po policzku spłynęła jej łza, spuściła głowę. - Mimo wszystko… Cieszę się! - Podniosła ją i posłała ku chłopakowi przepełniony ciepłymi uczuciami uśmiech. - I… nie wiem, kim dla ciebie jestem, ale wiem, kim ty jesteś dla mnie. Wiem, że cały czas tęsknisz za Shizuką. Wiem, że jest dla ciebie ważna, ale akceptuję to. Chcę, żebyś o tym wiedział. Ja za to w jakiś sposób jestem związana z Aidou. Jednak doszłam do wniosku, że to nie z nim chcę być… Nie chcę, żebyś o niej zapominał, wiem, że tego nie zrobisz, nie chcę, żeby tak było. Ale wiedz, że ja się nie poddam. Na razie wystarczysz mi jako przyjaciel, ale na tym nie spocznę. - Uśmiechnęła się. Chłopak kiwnął głową w podzięce. - No to skończmy wreszcie ten temat, bo czuję, że jestem cała czerwona… - rzuciła i przetarła ostatnią łzę.
       - Nie przypominam sobie, żebyś zawsze była taka… uczuciowa?
       - Wiesz co… Łatwiej mi się gadało ze śpiącym tobą! - krzyknęła naburmuszona.
       - Nie no… Przepraszam, że się obudziłem.
       - Nawet tak nie mów!
       - Myślę jednak, że dwa tygodnie snu mi wystarczą. Z tego, co widzę, bardziej by się on teraz przydał tobie.
       - Zero powiedział ci, ile czasu minęło? - Słysząc te słowa, bliźniak przeszył ją spojrzeniem.
       - Od kiedy to mówisz do mojego brata po imieniu?
       - Ano… Od kilku dni - rzuciła. - A co? Zazdrosny? - spytała z uśmieszkiem.
       - Może - odpowiedział krótko, spuszczając wzrok. - Co was tak do siebie zbliżyło?
       - Ach! - przypomniała sobie i lekko palnęła się dłonią w czoło. - Właśnie! Zapomniałam ci powiedzieć. Przez ten cały czas, gdy ty sobie smacznie spałeś, ja trenowałam!
       - Hę? A co ma do tego Zero?
       - Był moim workiem treningowym. - Puściła oko i oboje krótko się zaśmiali. - Myślałam, że będziesz dumny, że nie opuściłam treningów.
       - Jestem, jestem. - Poczochrał ją lekko po głowie. Kaori poczuła, że przyjaciel wciąż jest bardzo osłabiony. - Nauczyłaś się czegoś przydatnego?
       - Hai, hai! Myślę nawet nad przyłączeniem się do Związku…
       - Nani?
       - Jeśli nie masz nic przeciwko! - dorzuciła szybko.
       - Czemu miałbym mieć? - zapytał. - Rób, co chcesz…
       - Wolałabym nie odpowiadać na to pytanie. Zresztą… Teraz będziemy mieli dużo czasu, zdążymy jeszcze o tym pogadać.
       - Pewnie.
       - Zero zabrał mnie nawet na jedną ze swoich misji.
       - Znowu ten Zero - zdenerwował się.
       - I-chi-ru! - zaświergotała Kao. Chłopak lekko się zarumienił. - Tak lepiej? - spytała radośnie.
       - Uhm…
       Odwzajemnił uśmiech.
       - Demo… Ty również masz do mnie mówić po imieniu. Jestem Kaori. Powtórz.
       - Jestem Kaori. Powtórz.
       - Ej!
       - Hai, hai, Kao.
       - Kao?
       - Tak jest ładniej - oznajmił z uśmiechem.
       Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, potem Kaori pobiegła na lekcje. Zdążyła tylko na kilka ostatnich, jednak nie przejmowała się tym. Dla niej zaczął się teraz nowy okres. Śmiała się sama do siebie, nie słuchając nawet lekcji. Kolejne dni wyglądały podobnie. Dziewczyny nie uważały na zajęciach, pogrążone w rozmyśleniach.
       - Hej, Aya - zatrzymała siostrę Kao.
       - Nani? Mów, bo spieszę się do Otsune.
       - Ostatnio cały czas u niej siedzisz… - naburmuszyła się blondynka.
       - To chyba nic dziwnego. Ty cały swój wolny czas spędzasz z Ichiru - odparowała.
       - Właśnie o to mi chodzi.
       - O co?
       - Prosił cię, żebyś do niego wpadła.
       - Że co? - zdziwiła się Aya.
       - Uhm… Wiesz, nie byłaś tam, odkąd się obudził, nic dziwnego, że chce z tobą porozmawiać. Zresztą nieważne. Pójdziesz, to sobie pogadacie.
       - Nie wiem, czy…
       - Uratowałaś go. A dzięki niemu dowiedziałaś się o tożsamości ojca. Więc nie wciskaj mi kitu, że nie macie o czym rozmawiać! - zdenerwowała się lekko Kaori.
       - Eeto… No dobrze. Podejdę do niego wieczorkiem, zadowolona?
       - Hai - rzuciła młodsza. - Nēsan…
       - Uhm?
       - Powiesz mu, kto jest twoim ojcem?
       - Myślałam, że ty to zrobiłaś - odparła szczerze.
       - Iie. Chciałam zostawić tę decyzję tobie.
       - Sama nie wiem. Pewnie tak. A czemu pytasz?
       - Tak sobie. Ja ne.
       - Uhm… - odpowiedziała tylko Aya i wyszła.
***
       Brunetka i rudowłosa były ostatnimi czasy od siebie niemalże uzależnione. Spędzały ze sobą prawie każdą wolną chwilę. Rozmawiały o wszystkim i o niczym. Zaczęły się sobie zwierzać, również w sprawach sercowych, co wcześniej było do nich niepodobne. Otsune szczerze wyznała, że lubi Fuchidę bardziej niż innych kolegów. Aya, chcąc być szczerą, napomknęła co nieco o dawnym incydencie. Okazało się, że Konosuke już rozmawiał na ten temat z Umari. Wszystko sobie wyjaśnili. Dziewczyny także.
       Czuły, że stały się sobie jeszcze bliższe. Ufały sobie nawzajem, jedna zawsze mogła liczyć na pomoc czy radę drugiej.
       Tak się cieszę, że mam taką przyjaciółkę, myślała często Aya. Miałam pod tym względem ogromne szczęście…
***
       - … no i wtedy przewodniczący to powiedział! - Kao właśnie zdawała młodszemu bliźniakowi relację z dzisiejszych lekcji. Razem nabijali się z wpadek przewodniczącego klasy, który cały czas ubolewał nad stratą Ruki. Kaori już wcześniej opowiedziała Ichiru o wydarzeniach z pamiętnej walki z Rido.
       - On zawsze umie się wygłupić - śmiał się z kolegi bliźniak.
       - Hai, hai. Gdybyś widział, jak… - Blondynka przerwała, bo usłyszała otwierające się drzwi.
       - Jestem… - rzuciła na powitanie Aya. - Dobrze, że zdrowiejesz - rzekła do chłopaka.
       - Arigatō - powiedział.
       - To ja was na chwilę zostawię samych - oznajmiła piętnastolatka i uśmiechając się do obojga, opuściła pomieszczenie.
       Nastała chwila kłopotliwego milczenia. Brunetka nie wiedziała, co powiedzieć. Stała więc, prawie nieruchomo, i czekała na słowa Ichiru.
       - No usiądź - odezwał się w końcu. - Chyba, że wolisz postać.
       Westchnęła, ale osunęła się na krzesło.
       - Cały czas zastanawiałem się, w jaki sposób z tobą porozmawiać - wyznał. - Ale jakoś nic nie udało mi się wymyślić. - Uśmiechnął się lekko. Dziewczyna nie opowiedziała. - Podziękować czy raczej się zdenerwować? - Aya zdziwiła się, słysząc to pytanie, ale wciąż milczała. - Widzisz… Podczas tego stanu „uśpienia”, w którym się znajdowałem… miewałem coś na kształt snów. Doszło do tego, że zacząłem się gubić. Co jest prawdą, a co fałszem? Co dobrem, a co złem? - Mówił jakby w zamyśleniu i patrzył przed siebie, a nie na gościa. - Nie potrafiłem odpowiedzieć na te pytania. Chwilami dręczyło mnie przeświadczenie, że żyję, choć nie powinienem. Ta myśl nachodziła mnie już od najmłodszych lat, ale wtedy, te dwa tygodnie temu, miałem szansę wypełnić przeznaczenie, które od początku było mi pisane. - Przerwał na moment, po czym podjął - Wreszcie udało mi się wszystko poskładać. Po pierwsze, jeśli istnieje coś takiego jak życie po śmierci, prawdopodobnie znów mógłbym spotkać się z Shizuką-sama. Choć jeśli ja bym mógł, to jej ukochany także. Nie wiedziałem, co zrobiłbym w takiej sytuacji. A skoro tak, to czy nie lepiej byłoby zostawić ich „tam” samych, szczęśliwych? Po drugie, miałem nadzieję, że mimo wszystko i tak pomogłem bratu. To było najważniejsze. A jeśli już mowa o Zero - nawet we śnie część mnie pamiętała słowa, które mi wtedy powiedział. Ja z kolei przypomniałem sobie swą radość, gdy dowiedziałem się, że mimo tego, co zrobiłem, jeszcze dla niego nie umarłem. Z drugiej jednak strony, niisan poradziłby sobie świetnie beze mnie, więc co to za różnica? Żyć czy nie żyć…? - Znów zrobił krótką pauzę. - Ale w moim szarym życiu niedawno pojawiła się osoba, która mimo mojej niechęci, zaczęła ten mój mały świat kolorować. Osoba, która mimo tego, iż twardo stąpa po ziemi, jest dziewczyną bardzo wrażliwą i uroczą. Zdeterminowaną i odważną, ale jak każdy posiadającą jakieś słabości. Śliczną i inteligentną, ale potrafiącą nieźle zaleźć człowiekowi za skórę. - Uśmiechnął się sam do siebie. - Zanim się obejrzałem, zawładnęła moim niepocieszonym sercem. Wlała w nie tyle otuchy, ile nikt i nic nie mógłby mi dać. Ona też by sobie poradziła. Ale nie mogłem puścić jej słów mimo uszu. Musiałem spełnić jej prośbę. Musiałem przeżyć.
       Aya zdziwiła się, gdy to usłyszała.
       Hm, czyli nie o wszystkim wiedziałam. Kao-chan musiała coś zrobić podczas mojej nieobecności. Ach, a tak nawiasem mówiąc - jak słodko się o niej wypowiedział!
       - Arigatō, Mitsui-san. - Chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością. - Dziękuję za to, że ratując mi życie, dałaś mi szansę na jego poprawę. Odpokutuję za moje grzechy. Z całych sił będę starał się być kimś lepszym. Ale… - zaakcentował wyraźnie ostatnie słowo. - Od razu uprzedzam, że i tak nigdy nie pożałuję tych czterech lat spędzonych z Shizuką-sama.
       - Rozumiem. Nikt tego od ciebie nie wymaga - zapewniła.
       - Serio? No proszę. - Zamyślił się na chwilę. - Powiedz… Oprócz wyleczenia moich ran, oddałaś mi też część swojej krwi, prawda?
       Potaknęła.
       - Dlaczego to zrobiłaś? I… dlaczego tak w ogóle mnie ocaliłaś? O ile mi wiadomo, raczej za mną nie przepadasz.
       - Nie przepadałam - poprawiła go. - Ale… Zyskałeś mój szacunek i dozgonną wdzięczność. To, co zrobiłeś… Jeśli o mnie chodzi, wymazuje to wszystkie twoje przewinienia. Uratowałeś życie Zero, uchroniłeś go przed upadkiem do Poziomu E i przed obłędem… Dziękuję ci za to. - Bliźniak nieco się zdziwił, słysząc te słowa, nie spodziewał się, że dziewczyna mu za to podziękuje, choć wiedział, że jego brat był dla niej ważny. - Więc… Nie zamierzam cię ani nienawidzić, ani nie lubić, ani nie znosić… Nic z tych rzeczy. Nie wiem, czy się „polubimy”, ale z całą pewnością będę cię szanować. I na zawsze będę ci wdzięczna. Co do krwi… Masz rację. Byłam wtedy zdesperowana, nie wiedziałam, co mogę zrobić, w jaki sposób przedłużyć ci życie. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mi na myśl to ten, że może część czystej krwi, która krąży w mych żyłach, będzie mogła cię jakoś wzmocnić. Jak widać… chyba podziałało. Co do powodu… Pominę już to, że nieprzyjemnie byłoby patrzeć bezczynnie na czyjąś niezasłużoną śmierć. Przede wszystkim… - Nie mogła znaleźć słów, by opisać emocje, które nią wtedy targały. - Serce mi się krajało, gdy patrzyłam na miny twojego brata i Kao-chan. To było straszne, gorsze od tego widoku krwi i całej reszty… Nie mogłam tego tak zostawić. Zarówno moja siostra, jak i Zero byliby załamani twoim odejściem. Nie wiem, czy by się pozbierali po takiej stracie. Dlatego tak bardzo się starałam. Bo… Szczerze mówiąc, nie wierzyłam w to, że da się ciebie uratować. Sytuacja była opłakana…
       - Ale udało ci się. Jesteś świetna w posługiwaniu się tymi swoimi mocami…
       - Czy ja wiem? Wiele mi brakuje, nie jestem jeszcze doświadczona, ale trenuję i staram się - odparła.
       - W takim razie życzę ci powodzenia. I jeszcze raz ci dziękuję. Naprawdę. Jak mogę ci się odwdzięczyć? - spytał znienacka.
       - Hę? - zdumiała się siedemnastolatka. - Nie musisz nic robić. Ocaliłeś Zero. A do tego… - Przegryzła wargę. Powiedzieć mu o ojcu?
       - A do tego…?
       - Dzięki tobie poznałam wreszcie tożsamość ojca.
       - Co? - zdziwił się.
       - No… - Aya była nieco zbita z tropu. - Wtedy, w lochu, ostatkiem sił, nawet nie otworzywszy oczu, wydukałeś „Rido, wie, ojciec”. Pognałam więc do tego kretyna i udało mi się poznać prawdę…
       - Powiedziałem coś takiego? Nawet tego nie pamiętam - przyznał.
       - Cóż, właściwie nie ma się co dziwić.
       - Słuchaj… Wiem już, że potrafisz uzdrawiać, ale czy znasz się trochę na takich… „medycznopodobnych” sprawach?
       - Eeto… Raczej wątpię. Ale jeśli masz jakieś pytanie, spróbuję na nie odpowiedzieć, może to będzie coś, o czym mam jakieś pojęcie.
       - Wiesz, że od urodzenia byłem strasznie słaby i chorowity - stwierdził. - Stałem się tak silny dzięki krwi Shizuki-sama. Dawała mi ją od czasu do czasu, dzięki czemu wyleczyła to beznadziejne ciało…
       Aż się dziwię, że mi o czymś takim mówi…
       - Ale… Dobrowolnie oddałem Zero swoją krew, w której z kolei płynęła część czystej wampirzej krwi od Shizuki-sama. Dzięki niej niisan stał się normalnym wampirem, bezpiecznym od upadku do Poziomu E. Oczywiście nie żałuję tej decyzji, ale zastanawiam się… Czy teraz, po tym, co się stało… Jaki będę? - zapytał cicho. - Ta siła… Czy zniknie? A raczej - czy już znikła? Czy teraz… będę takim samym niedojdą jak kiedyś?
       Aya poczuła, że serce ściska ją z żalu.
       - Po pierwsze… Nie nazywaj siebie „niedojdą” ani niczym podobnym - poprosiła. - Ja… Wydaje mi się, że rzeczywiście tak się może stać. To więcej niż prawdopodobne - powiedziała szczerze. - Ale i tak nie będziesz taki jak kiedyś. Jesteś dojrzalszy i bogatszy o nowe doświadczenia…
       - Taak… - Odwrócił głowę w drugą stronę i przez chwilę leżał tak bez ruchu. - No, nic to, trudno! - rzekł wreszcie. - Nawet jeśli… Zero znów jest ze mną. A teraz mam jeszcze Kao.
       No, wreszcie mówią sobie po imieniu, ucieszyła się Aya.
       - Na mnie też możesz liczyć - oznajmiła z uśmiechem.
       - Dziękuję. - Odwzajemnił uśmiech. - Właśnie, co do odwdzięczenia się…
       - Mówiłam już, że nie musisz. Poradziłeś, bym poszła do Rido i…
       - To się nie liczy, bo nawet tego nie pamiętam - wtrącił.
       - Ale uratowałeś Zero. Z własnej woli, w pełni świadom tego, co robisz.
       - Owszem, ale to było dla niego, a nie dla ciebie. Chcę się odwdzięczyć TOBIE.
       - Ale to wystarczy…
       - Nie kłóć się ze mną - wyszczerzył zęby.
       - Yare, yare…
       Zupełnie jak z Kao-chan, zauważyła. Właśnie!
       - Chyba wpadłam na pewien pomysł - oświadczyła.
       - Ach tak?
       - Hai. Może to trudne zadanie, ale… Proszę, opiekuj się Kao. Dbaj o nią. Spraw, byś zawsze zasługiwał na to zaufanie, którym cię obdarzyła.
       - Zrobiłbym to i bez tej prośby, ale zgoda - odparł, uśmiechając się pod nosem.
       Przez kilka minut milczeli.
       - Ano… - zawahał się chłopak. - Mówiłaś, że wiesz już, kto jest twoim ojcem?
       Skinęła głową.
       - Chcesz wiedzieć, kto to taki? - spytała.
       - Tylko jeśli nie masz nic przeciwko. Po prostu zastanawiam się, bo… Bo Shizuka-sama cię znała i dużo o tobie wiedziała…
       - Uhm - zgodziła się Aya. Odwróciła wzrok. - Oczywiście, że wiedziała. - Ichiru spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Wiedziała, bo moim ojcem jest niejaki Kage Hiou.
       Kiryuu podniósł się z pozycji leżącej na siedzącą. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale potem chyba zmienił ten zamiar. Główkował przez chwilę, uporządkował sobie niektóre fakty, a potem pokiwał głową ze zrozumieniem.
       - Więc wszystko jasne. Heh, mogłem się domyślić… - mruknął.
       - Hę? Znasz go? Wiedziałeś o jego istnieniu, mimo tego, że niemal nikt o nim nie słyszał? Shizuka ci powiedziała? A może znałeś już prawdę? - Nastolatka zasypała kolegę lawiną pytań.
       - Nie. Tak. Nie. Nie - odpowiedział. - Nie znałem go. Shizuka-sama mi o nim nie mówiła, więc nie znałem prawdy. Ale wiedziałem o jego istnieniu. Pewnego dnia przypadkowo dowiedziałem się o tym, że Shizuka-sama miała młodszego brata o imieniu Kage.
       - Hę? Młodszego brata?
       W głowie się to nie mieści… Boże, Shizuka była moją ciotką!, przeraziła się. Ale lepsze to niż jakąś przyrodnią siostrą czy kimś w tym rodzaju…
       - Nikomu o tym nie mówiłem, ale któregoś razu przez przypadek natknąłem się na list. Nie wiedziałem, że to prywatna korespondencja - papier leżał na podłodze, więc go podniosłem i spojrzałem, co to takiego. Zauważyłem nagłówek „Kochana Shizuko-nēsama”. Zdziwiłem się, więc szybko spojrzałem jeszcze na podpis. „Kage”. Domyśliłem się, że to widocznie młodszy brat Shizuki-sama, o którym nikt nie miał pojęcia.
       - Nie powiedziała ci o nim?
       - Iie. Nie musiała o wszystkim mi mówić. Ale kiedyś wyznała, że w jej długim życiu było tylko dwóch mężczyzn, których kochała. Wiedziałem, że jednym z nich był jej nieżyjący ukochany. Zagadką był drugi. Obiecała, że niedługo wszystko mi powie. Po wizycie w Akademii Kurosu miała wyjaśnić mi to i owo. Również to, kim jesteś ty. Ale nie zdążyła…
       Oboje czuli, że na tym rozmowa się skończyła. Aya posiedziała przy nim jeszcze przez chwilę, a potem zaczęła zbierać się do wyjścia.
       - Mitsui-san? - zagadnął jeszcze chłopak.
       - Tak?
       - Nie chcę się narzucać czy coś, ale… Możemy mówić sobie po imieniu?
       - Hę? - zdziwiła się.
       - No wiesz… - Uśmiechnął się łobuzersko. - Nie powinniśmy być od nich gorsi, co nie?
       Dziewczyna zaśmiała się.
       - Zgoda… Ichiru.
       - Mata ne, Aya. Dzięki za wszystko.

       Kiedy Aya wróciła do pokoju, zastała tam lekko nerwową, chodzącą po pokoju siostrę.
       - I jak? - dopytywała się młodsza.
       - Co jak? Normalnie. Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
       - Yokatta. Demo… Powiedziałaś mu o ojcu?
       - Uhm.
       - Rozumiem… - powiedziała cicho dziewczyna, po czym wstała. - To ja będę szła.
       - O tej porze? Dokąd?
       - Do Ichiru. Coś nowego?
       - Dałabyś sobie spokój. Zamęczysz go.
       - Życie - rzuciła. - Będę za dwadzieścia minut.
       - Uhm…

       - Konban wa, Ichiru…
       - Ty znowu tutaj? Już późno. Powinnaś spać - rzucił na powitanie.
       - Uhm. Wiem - mruknęła, zmuszając się do uśmiechu.
       - Co się stało? - spytał zaniepokojony.
       - Nic - odparła, kolejny raz przyklejając uśmiech.
       - Mów. Przy mnie nie musisz udawać - oznajmił. - Jeśli coś cię trapi, powiedz mi, proszę.
       - Eeto… - Usiadła na krześle, obok łóżka. - Rozmawiałeś z moją siostrą?
       - Uhm. Aya jest nawet całkiem fajna - rzekł uśmiechnięty.
       Blondynka drgnęła.
       - Hai… Jest super… - odparła smutno. - Powiedz, jeśli chcesz, żeby częściej przychodziła - rzuciła i wstała z krzesła.
       Chłopak usiadł na łóżku.
       - Nani?
       - Skoro tak się polubiliście, czemu nie ma tu przychodzić? - zapytała, chcąc nie chcąc czerwieniąc się. Zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi. - Przekażę jej - powiedziała. Postała chwilę, zaciskając rękę na klamce. Już chciała wyjść, kiedy poczuła uścisk na swym nadgarstku. Odwróciła się. Przed nią stał Ichiru. Mimo że ledwo trzymał się na nogach, na jego twarzy widniał uśmiech. - Jesteś zbyt słaby. Wracaj do łóżka! - rzuciła niby obojętnie, ale jednak z przejęciem. Ten jednak się nie poruszył i dalej wyszczerzony patrzył na nią. - I czego się tak głupio śmiejesz? - spytała, spuszczając głowę.
       - Jesteś zazdrosna?
       - Czemu zawsze musisz być taki… dobijający?
       Zaśmiał się krótko i nieco słabo.
       - Chcę, żebyś ty tu przychodziła, a nie Aya.
       - Ale… Ja nie jestem…
       - Bratanicą Shizuki-sama? - zapytał przebiegle. Widząc wymalowane na jej twarzy zdziwienie, dodał - Zgadłem?
       - Yare, yare… - rzuciła, podnosząc wzrok. - Nie rozmawiajmy o tym, zgoda?
       - Iie. Chcę wiedzieć. To ci chodziło po głowie?
       - Skoro kochałeś Shizukę… A Aya jest z nią spokrewniona... Sama nie wiem…
       - Baka - powiedział słodko, pukając ją w czoło. - To dla mnie nieważne, Kao - oznajmił, cały czas się uśmiechając. Dziewczyna wlepiła w niego swoje zaszklone, niebieskie ślepia. Złapał ją mocniej za nadgarstek.
       - Słabo ci? Połóż się szybko, proszę - ponaglała go Kaori.
       - Uhm… Już… - Powoli ruszył w stronę łóżka. Blondynka pomogła mu na nim usiąść.
       - Wszystko w porządku?
       - Hai, tylko nic nie mów pielęgniarce. - Konspiracyjnym gestem położył palec na ustach. - Bo nigdy mnie stąd nie wypuści.
       - Uhm… Jeśli już nie będziesz tego robił, zastanowię się. - Uśmiechnęła się. - No, zbieram się - powiedziała. Gdy chciała się ruszyć, zauważyła, że jej dłoń cały czas spoczywa na ręce chłopaka.
       - Uhm.
       - Oyasumi nasai, Ichiru - rzuciła, pospiesznie wstając.
       - Oyasumi, Kao.
***
       - Yay! Dziś wypisują Ichiru z tego śmiesznego „szpitala” - świergotała szeptem Kaori. Już od kilku dni nie mogła się tego doczekać. Odkąd cztery dni wcześniej jej wątpliwości dotyczące Ichiru i jej siostry się rozwiały, dziewczyna była spokojna i emanowała pozytywną energią. Mimo tego na lekcjach nadal nie uważała. Co chwila jakiś nauczyciel skarżył się na nią i jej Ayę.
       - MITSUI!
       - Nani? - wyrwała się z przemyśleń. Czego znowu…?
       - Czy zamierzasz zacząć uważać na lekcji?
       - Hai. - Iie…
       - Jakoś tego nie widzę. Po lekcji razem z siostrą udasz się do dyrektora. Mam dość waszego zachowania! - krzyczał nauczyciel.
       - Rozumiem. Gomen nasai - rzuciła pokornie Kao. Przynajmniej będę miała spokój do końca lekcji…
       - Czemu ja też? - spytała niezadowolona Aya.
       - A słuchałaś dziś czegokolwiek? - Starsza nie odpowiedziała. - No właśnie.

       - Aya-san, Kaori-san… Co ja z wami mam… - lamentował teatralnie dyrektor, póki nauczyciel z poprzedniej lekcji stał przy drzwiach.
       - Proszę się nimi zająć. Jakieś dodatkowe zajęcia powinny być w sam raz - rzucił sensei.
       - Właśnie nad tym myślałem - odparł poważnie Kaien.
       - Arigatō - rzekł nauczyciel i wyszedł.
       - Może herbatkę? - spytał radośnie Kurosu.
       Obie dziewczyny zaczęły się śmiać. Usiadły wygodnie na sofie i słuchały dyrektora.
       - Myślałem o jaśminowej - oznajmił. - Co wy na to?
       Zgodziły się chętnie. Mężczyzna wyszedł do kuchni. Po kilku minutach usłyszały jakieś rozmowy. Spojrzały na siebie ze zdziwieniem. Chwilę potem do pokoju wszedł nie tylko Przewodniczący, ale także Zero. Dziewczęta spojrzały na nich pytająco.
       - Kiryuu-kuna też wezwałem - poinformował dyrektor. - Widzicie… Chodzi o to, że nie można tak tego zostawić. Od czasu tego całego zamieszania wszyscy wasi nauczyciele na okrągło się na was denerwują. Spóźniacie się na lekcje, w ogóle na nie nie przychodzicie albo też, jak już jesteście obecni, i tak bujacie w obłokach lub śpicie. Co jest powodem tych zachowań?
       - Związek - odparł krótko chłopak.
       - Zmęczenie - odpowiedziała Kaori.
       - Hm… Kiepskie samopoczucie? - rzekła Aya.
       - Yare, yare, a może tak nieco dokładniej? - poprosił Kaien.
       - Łowcy wciąż czegoś ode mnie chcą. Dają mi jedno zlecenie za drugim - naburmuszył się lekko Zero. - Ponadto jeszcze ta tutaj… - Wskazał na blondynkę. - … wciąż chce, bym z nią trenował. Przez to wszystko prawie nie sypiam nocami. Potem trudno jest wstać na czas na lekcje i… Eeto… Nie zasnąć, jak już się na nich jest - mruknął.
       - Ichiru jest dla mnie ważniejszy niż lekcje, chciałam poświęcić mu jak najwięcej czasu! - rzekła energicznie Kao. - To chyba naturalne, że skoro mało sypiam i dużo trenuję, to nie mam siły na jakieś nudne zajęcia!
       - Rozumiem. A ty, Katayama-san? - zwrócił się do brunetki Kurosu.
       - Ano… - zawahała się.
       - Mów, śmiało - zachęcił ją Przewodniczący. - Nie ukrywaj niczego.
       Aya przegryzła wargę. Nie chciałam ich wszystkich martwić… Ale z drugiej strony, nie powinnam też tego ukrywać…
       - No więc… - zaczęła ostrożnie. - Pomijając to, że mam teraz na głowie wiele spraw, o których niemal bez przerwy myślę… Cóż, tak szczerze, nie za dobrze się ostatnio czuję.
       Wszyscy spojrzeli na nią uważnie.
       - Co jakiś czas miewam bóle głowy podobne do tamtych… - przyznała. Kaori i Zero spojrzeli na siebie ze zdziwieniem i niepokojem.
       - Dlaczego nam nie powiedziałaś? - spytała cicho imōto. - Nēsan!
       - Gomen, nie chciałam was niepotrzebnie martwić. Zawsze to wyolbrzymiacie, a to przecież nic takiego…
       - Taak, jasne. Aya, to naturalne, że się martwimy - rzekł chłopak. - Ale jeśli o niczym nie wiemy, nie mamy nawet szans, by ci w jakiś sposób pomóc.
       - Hai, hai, rozumiem. Gomen nasai.
       - Yare, yare… - Dyrektor podrapał się po głowie. - Hm, myślę, że to rzeczywiście będzie najlepsze wyjście - powiedział jakby do siebie.
       - Hę? - Młodzież domagała się wyjaśnienia.
       - Jakiś czas temu wpadłem na pewien pomysł. Nie byłem co do niego przekonany, ale teraz sądzę, że może wypalić…
       - Ale o co chodzi, proszę pana? - zapytała z zaciekawieniem Kao.
       - Wysyłam was na wakacje! - odparł z szerokim uśmiechem Kaien.






***
Ohayo, tu Aya (coś nowego xD).
   No i macie ten dłuższy rozdział. Musiałam go nawet podzielić na dwie części, bo w jednej się nie zmieścił (zwracam uwagę na fakt, że nie było nawet żadnych obrazków, które dodatkowo zajmowałyby miejsce xD I nie dziwcie się, że ta część jest krótsza- rzadko dzielę je po równo). Mam nadzieję, że wystarczy, bo po ostatnim, nieco krótszym od ostatnich, byliście niepocieszeni. xD Ale to chyba dobrze, że chce Wam się czytać więcej. Bardzo nas to cieszy. ^^
   W kolejnym rozdziale... Hmm, nie pamiętam dokładnie, co tam będzie (chyba muszę sobie odświeżyć pamięć- jak wiecie, jesteśmy kilka tygodni do przodu z rozdziałami- a tak nawiasem mówiąc, stanęłyśmy kompletnie na pewnym momencie. Chyba muszę zacząć się modlić o powrót weny xD). W każdym razie... Środowy rozdział będzie nosił tytuł "Początek".
   Hej, a tak w ogóle dzisiejszy rozdzialik jest pierwszym z TOMU XII! Jejku, jakie to opowiadanie jest już długie. o.O
   A właśnie! Jeszcze jedno- a propos tego anty-spamu, który ostatnio włączyłyśmy. Niestety, sprawa wyglądała tak, że jakiś "cyberświr" (jak trafnie określiła go Ayano) co chwila dodawał do naszej księgi gości spam (zawierający linki do jakichś podejrzanych stron). Musiałam to na okrągło usuwać (pewnego dnia chyba z dziesięć), więc straciłam cierpliwość. Obiecałam Ayano, że dzisiaj zdejmę tę blokadę. Tak zrobiłam- ale już po chwili zauważyłam w księdze spam w stylu tamtych. Dlatego proszę Was o przebaczenie- ale ponownie założyłam blokadę. Naprawdę nie mam zamiaru non stop usuwać tych bredni. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Naprawdę przepraszam, bo wiem jak denerwujące jest przepisywanie tych głupich kodów z obrazka. :(
   No, koniec gadania. Zapraszam na środowy rozdział LVII! ;*
[wpis z dnia 12.06.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz