Popołudnie było pochmurne, ale siedmioletniej Kaori w ogóle to
nie przeszkadzało. Biegała po całym domu, śpiewając dziecięce piosenki.
- Kao-chan, chodź na
chwilkę! - zawołała z kuchni Reiko.
- Hai, okāsan! -
zaświergotała blondyneczka, po czym szybko przybiegła do matki. - Nani?
- Tatuś zaraz wróci
z pracy. Przygotuj stół do obiadu - poprosiła.
- Dobrze!
Szybko zrobiła to, co poleciła jej mama. Już chciała pobiec do
swojego pokoju, by tam poczekać na jedzenie, gdy usłyszała przekręcany we
frontowych drzwiach klucz.
- Otōsan! -
zawołała, w podskokach wbiegając na korytarz. Zobaczywszy ojca, rzuciła mu się
na szyję. Kaien zaśmiał się i ucałował córkę w policzek. Potem postawił ją na
ziemi, by móc zdjąć buty. Gdy to zrobił, poszedł umyć ręce. Dziewczyny czekały
w kuchni na głowę rodziny.
- Już jestem,
przepraszam, że musiałyście czekać - rzucił mężczyzna, siadając przy stole. -
Ach, ale ładnie pachnie! Itadakimasu!
Po obiedzie siedmiolatka pomogła matce umyć naczynia.
- Kao-chan,
pamiętasz, że dzisiaj mamy gości? - spytała Reiko.
- Hai! - odparła z
szerokim uśmiechem dziewczynka.
O siedemnastej rozległ się dzwonek do drzwi. Reiko poszła
otworzyć. Kaori zbiegła na dół ze swojego pokoju. Zobaczywszy gości,
uśmiechnęła się promiennie.
- Dzień dobry! -
rzuciła do czarnowłosej kobiety, po czym podeszła do jej córki. - Aya-chan!
Cześć! - zaćwierkała, próbując ją uściskać. Ośmioletnia brunetka przestraszyła
się i schowała za matką. - Aya…chan? - zdziwiła się blondynka.
- Mamusiu… -
szepnęła szarooka dziewczynka, zaciskając piąstki na spódnicy Maayi.
- Och, Aya-chan! Nie
bądź taka nieśmiała. Przywitaj się ładnie z Kao-chan.
Aya jednak się nie
poruszyła.
- Yare, yare! Jest
taka jak ty! - zaśmiała się Reiko.
- Chyba masz rację -
przyznała Maaya.
Dorosłe przeszły do pokoju, przez co Aya została sam na sam z
Kao. Blondynka wpatrywała się w przyjaciółkę.
- Aya-chan? Co się
stało? Dlaczego się ze mną nie przywitasz? Dlaczego zachowujesz się tak,
jakbyśmy się nie znały? - spytała ze smutną minką.
- A-ale… my się
przecież naprawdę nie znamy… - szepnęła ośmiolatka.
- Co?!
Kaori szeroko otworzyła niebieskie oczy, nie mogąc uwierzyć w to,
co usłyszała.
Z salonu dobiegały
odgłosy rozmowy Reiko, Kaiena i Maayi.
Z kolei na korytarzu
panowała cisza.
***
Kaori poderwała się gwałtownie z łóżka. Złapała kołdrę i
zacisnęła na niej dłonie.
Co to miało być?! Czy tak wyglądałaby moja przeszłość, gdyby
matka Ayi żyła?
Z jednej strony obraz ze snu był radosny - w końcu mieszkała z
rodzicami i dobrze im się powodziło. Ale sama myśl, że mogłaby nie znać Ayi,
nie być z nią tak blisko… Po prostu ją przeraziła.
Do kitu z tymi snami!, zdenerwowała
się blondynka, po czym ponownie się położyła. Po chwili już spała.
***
Ayę ogarnęła dobrze jej już znana biel. Była wszędzie.
Dziewczyna usiadła po turecku i zamknęła oczy. Wyciszyła się, by
w spokoju poczekać na matkę. Prawdopodobnie zaraz się zjawi. Tak jak zawsze w
tym śnie. Najpierw mama, a potem… Potem nie wiadomo kto. Reiko żyje, więc
raczej nie przyjdzie z Maayą. A reszta? Zero, Kaori, Otsune? Brunetka miała
nadzieję, że zostanie sam na sam z matką. Chciała, by wreszcie udało jej się do
niej dobiec. Pragnęła ją przytulić w taki sam sposób, w jaki imōto tuliła
wczoraj Reiko.
Otworzyła oczy. Już tam stała. Blada kobieta o zielonych oczach.
Tym razem sukienka, w którą była odziana, miała tę samą barwę co jej tęczówki.
Aya wstała i powoli ruszyła w stronę Maayi. Nawet, jeśli pojawi
się ktoś jeszcze, nastolatka nie zamierzała się odwracać.
- Mamo? - odezwała
się. - Mamusiu… Powiedz coś, proszę…
Kobieta nie odpowiedziała. Patrzyła na córkę i uśmiechała się
subtelnie. W tym spojrzeniu widać było tak wielką miłość, że Aya mimo woli
zaczęła lekko łkać. Dlaczego nie mogła dojść do Maayi? Dlaczego nie zbliżała
się do niej ani odrobinę?
- Mamo, proszę…
- Prośby nic nie
zdziałają.
Dziewczyna zatrzymała się. Poczuła szybsze bicie swojego serca.
Znała ten głos, już go gdzieś słyszała… Tylko gdzie?
Zdecydowała się
zignorować nieproszonego gościa i dalej iść przed siebie.
- A ty wciąż swoje?
Aya zacisnęła pięści. Nie zatrzymała się ani nie odwróciła.
- Ależ ty uparta! -
rzekł z wyrzutem głos.
Brunetka olała to.
Usłyszała prychnięcie. Przyspieszyła, ale po chwili zza niej tanecznym krokiem
wyszła odrobinę niższa od niej postać.
Aya stanęła jak wryta, patrząc ze zdumieniem na Marię Kurenai.
Ubrana była w czarną sukienkę, którą miała założoną na pamiętnym balu.
- Co ty tutaj
robisz? - spytała drżącym głosem szarooka.
- Powiedz mi… -
Maria zignorowała pytanie. - Naprawdę myślisz, że to, co robisz, coś da? I tak
nie dojdziesz do matki. Ona nie żyje.
- Spadaj -
zdenerwowała się siedemnastolatka. Wyminęła Kurenai i szybkim krokiem zaczęła
kontynuować swoją drogę do mamy.
- Jak ty się
zwracasz do cioci?
Serce Ayi zamarło. Głos się zmienił. Odwróciła się powoli i z
przerażeniem spostrzegła, że stoi przed nią nie Maria Kurenai, lecz Shizuka
Hiou we własnej osobie. Bezwiednie cofnęła się o krok.
Dziewczyna nigdy nie widziała jej na żywo. Jej prawdziwy wygląd
znała jedynie z obrazków w księdze „Ludzie i wampiry na przestrzeni dziejów
Ziemi” oraz z opowiadań innych osób, głównie Zero. Teraz jednak miała tę osobę
tuż przed sobą. Była wysoka, ubrana w jasne kimono. Miała długie, jasnoszare
włosy, a jej oczy miały barwę pomiędzy różem a jasną czerwienią.
- Co cię tak dziwi?
- zapytała Shizuka. - Ach, no tak, nie widziałaś mnie w tej postaci…
- Ty… - wyszeptała
Aya. Przez moment lekko się trzęsła, ale potem opanowała strach. - Ty też nie
żyjesz, więc z jakiej racji możesz być tak blisko mnie, a ja z kolei nie mogę
dojść do matki?
- Yare, yare. To
sen. Sny zawsze są dziwne i niezrozumiałe - mruknęła Hiou. - Hm, ale skoro już
tak sobie rozmawiamy… Naprawdę masz zamiar odnaleźć mojego brata i się na nim
zemścić?
Przeszywała młodą
rozmówczynię wzrokiem.
- Owszem - odparła
hardo nastolatka.
- Powiedziałabym, że
nie masz z nim szans, gdyby doszło do walki, ale jak mniemam… nie dojdzie do
niej.
- Hę? - zdziwiła się
brunetka. - Dlaczego tak myślisz?
Shizuka westchnęła.
- Nieważne. W każdym
razie… nie waż się skrzywdzić mojego młodszego brata - powiedziała spokojnie,
ale w jej wypowiedzi wyczuć się dało ostrzeżenie.
- Bo co? Nic mi nie
zrobisz. Już nie. Nie żyjesz. A twój młodszy braciszek niebawem do ciebie
dołączy. Jak tylko go znajdę…
- Jesteś naprawdę
naiwna - przerwała jej wampirzyca. - I głupia - dodała. - Ale chyba nic na to
nie poradzę. Powtórzę jeszcze raz: nie waż się skrzywdzić Kage - wycedziła.
- Zrobię z nim, co
będzie mi się podobało! - wykrzyknęła ze złością Aya.
- To twój ojciec,
dziewczyno. Poza tym… wycierpiał już tak wiele… - Jej wyraz twarzy wyrażał
teraz smutek. - Dałabyś mu spokój.
- „Wycierpiał już
tak wiele”?! To on wszystkich krzywdził! Moją matkę, mnie… A ty byłaś nie
lepsza! Zabiłaś rodziców Zero i Ichiru!
- Taka głupia… -
powiedziała w zamyśleniu czystokrwista. Jej głos dobiegał teraz jakby z daleka,
a wszystko wokół zaczęło się rozmazywać.
Shimatta! Mama!
***
Uniosła powieki, a następnie usiadła.
- Kuso. Kuso, kuso,
kuso! - szeptała ze złością Aya.
Spojrzała na zegar - dochodziła trzecia. Dziewczyna stwierdziła,
że na razie nie położy się z powrotem. Wstała z łóżka i usiadła przy biurku.
Automatycznie chwyciła jakiś ołówek i zaczęła gryzmolić nim po pierwszej
lepszej kartce. Nie myślała o tym, co robi - jej umysł zaprzątały zupełnie inne
sprawy. Dziwny sen, sprawa z Reiko… Kaien jako ojciec Kao… Żądza zemsty na
Kage… Kłopotliwa sytuacja z Zero…
Boże, ile tego, załamała
się nastolatka.
Rozmyślała tak przez dwie czy trzy godziny. Potem weszła pod
ciepłą kołdrę i zasnęła.
***
- Nēsan… Nēsan… - Kaori trącała lekko siostrę, próbując ją
dobudzić.
Aya powoli otworzyła
oczy. Nie czuła się za dobrze.
- Ohayō, Aya-nēsan!
- przywitała się blondynka. - Wstaniesz już? Zaraz musimy iść na śniadanie do
mamy i dyrektora. Dzisiaj czekają nas ważne rozmowy…
Brunetka usiadła. Zakręciło jej się w głowie i miała ciemno przed
oczami. Z powrotem padła na poduszkę.
- Ano… Wiesz… nie
czuję się najlepiej - przyznała szczerze.
- Aya, nie wymiguj
się - poprosiła niebieskooka.
- Ja nie… - Nie
dokończyła, bo poczuła okropny ból głowy. Zwinęła się w kłębek i przycisnęła
dłonie do skroni.
- Nēsan! -
przestraszyła się piętnastolatka.
Shimatta! Kretynka ze mnie! Myślałam, że po prostu nie chce
iść i rozmawiać…
Po chwili atak bólu minął. Aya z ulgą wypuściła z ust powietrze.
- Rany… - mruknęła.
W nocy czuła się doskonale - przynajmniej pod względem fizycznym.
Teraz z kolei marzyła tylko o tym, by ponownie zapaść w sen.
- Zostanę, zgoda?
Chciałabym dzisiaj trochę dłużej pospać… - powiedziała słabo. - Później mi
wszystko opowiesz, dobrze?
- Taak… Ale wiesz
co, może kogoś do ciebie przyślę, żebyś nie była sama… Tak na wszelki wypadek.
Zero na pewno się zgodzi, jeśli…
- Nie, błagam! -
przerwała jej szarooka.
- Yare, yare! A ty
dalej swoje. Przesadzasz - oświadczyła Kao.
- Daj mi spokój… -
jęknęła Aya. - Nie mogę się z nim zobaczyć, bo się chyba rozpłaczę. Boże, co ja
narobiłam? - Kiedy dziewczyna zaczynała zapominać o jednym problemie,
natychmiast w jego miejsce wchodził drugi.
- Nie dołuj się,
tylko porozmawiaj z nim i wszystko sobie wreszcie wyjaśnijcie! - rzekła ze
zniecierpliwieniem blondynka.
- Łatwo powiedzieć!
- Nikt nie mówi, że
będzie łatwo - zaprzeczyła Kaori. - Znam was. Ale uwierz mi, że po tej ciężkiej
rozmowie, która, nawiasem mówiąc, tak czy owak cię czeka, poczujesz się o wiele
lepiej. Zaufaj mi.
Starsza jęknęła
tylko i zakryła zarumienioną twarz kołdrą.
- Jeju… To może
poproszę Umari-san, żeby do ciebie wpadła? - spytała zrezygnowana Kao.
Aya odsłoniła
zaróżowioną wciąż twarz.
- Mówiłam serio o
tym, że chcę dłużej pospać. Niech nikt tu nie przychodzi. Zgoda?
- Dobrze już,
dobrze. Idę. Ale jakby coś się działo, to daj mi jakoś znać! - rzekła Kao,
kierując się ku drzwiom.
- Hai, hai… -
odparła zmęczonym głosem onēsan.
***
Kaori szła niespiesznie w stronę domu dyrektora. Denerwowała się.
Wydarzenia z poprzedniego wieczoru wciąż wydawały jej się tak dziwne, tak
nierzeczywiste, że nie potrafiła sobie przyswoić niektórych nowości.
Przystanęła na chwilę i wzięła głęboki wdech. Obróciła twarz w
stronę słońca. Gdy poczuła na sobie jego wesołe promienie i ciepło z niego
bijące, uśmiechnęła się mimo woli.
Po raz kolejny sprawdziła, jak wygląda. Ubrała zwiewną czarną
spódniczkę nieco przed kolana oraz lekką bluzeczkę koloru lawendy. Zdała sobie
sprawę z tego, że ma ona odcień podobny do oczu Ichiru. Uśmiechnęła się na myśl
o swoim chłopaku i przez chwilę zastanawiała się, co on też w tej chwili robi.
Hm, pewnie jeszcze śpi, pomyślała.
W końcu jest sobota i w dodatku mamy
jeszcze dość wczesną godzinę…
Miała wielką ochotę na spotkanie z Ichiru. Nastolatek zawsze
sprawiał, że nawet, jeśli była w niezłym dołku, przy nim czuła się o niebo
lepiej. Chciała chwycić jego dłoń, by nie czuła się samotna.
Ale… zaraz! Samotna?! Mam przecież rodziców, siostrę,
chłopaka, koleżanki, kolegów… Coś jest ze mną nie tak…
Zaczęła więc ignorować dziwaczne myśli i skupiła się na drodze,
którą pokonywała. Zbliżała się już do celu. Słuchała śpiewu ptaków, podziwiała
błękitno-różowe niebo i łapała promienie słońca.
W końcu dotarła do drzwi frontowych. Zawahała się, ale tylko na
chwilkę. Zapukała. Otworzył jej Przewodniczący.
- Ohayō gozaimasu! -
powiedziała tylko, nie wiedząc, czy może dodać do tego słowo „dyrektor” albo
„tata”.
- Ohayō! - przywitał
się Kaien. Zaprosił dziewczynę do środka. Nastolatka zdjęła buty i rozejrzała
się dookoła.
- Mama jeszcze śpi?
- spytała.
- Och, nie, nic z
tych rzeczy! - odparł Kurosu. - Dokańcza coś jeszcze w kuchni… Zabroniła mi się
tam zbliżać - zaśmiał się. - Hm, a gdzie twoja siostra? - zapytał, zdawszy
sobie sprawę z nieobecności Ayi.
- Nie za dobrze się
czuje - poinformowała ze smutkiem Kaori.
- Oj…
- Ohayō, Kao-chan! -
zawołała Reiko, wychodząc na korytarz.
- Dzień dobry,
mamusiu! - Nastolatka rzuciła się matce na szyję. Wyściskała ją porządnie.
- A gdzie Aya? -
spytała po chwili kobieta. Kao powiedziała to samo, co przed chwilą
dyrektorowi.
- Och… - Reiko
wyglądała na mocno zatroskaną.
- Spokojnie, okāsan!
Na pewno z czasem jej się polepszy! - krzyknęła dziewczyna, siląc się na
radosny ton.
- Ano… Właściwie
dlaczego wciąż stoimy na korytarzu? - wtrącił Kaien. - Przejdźmy już do salonu
- zaproponował uśmiechając się.
- Hai! - zgodziła
się Kaori.
- Przyniosę
śniadanie - oznajmiła Reiko.
- Pomogę ci,
mamusiu!
- Nie, nie, nie
trzeba - zapewniła kobieta.
- Idź do salonu, a
ja pomogę twojej mamie. - Kurosu puścił do Kao oczko, po czym poszedł za
przyjaciółką.
- Hm. No dobra. -
Blondynka wzruszyła ramionami. Poszła do znajomego salonu połączonego z
jadalnią i usiadła przy stole.
W spokoju zjedli śniadanie. Póki co poruszali jedynie błahe
tematy. Potem zrobili herbatę i przeszli do części salonowej. Kaori usadowiła
się na fotelu, a dorośli usiedli obok siebie na sofie. Przez moment trwała
cisza. Piętnastolatka w zamyśleniu sączyła swój napój.
- Yoshi. Pora
porozmawiać jak należy, czyż nie? - odezwał się w końcu dyrektor.
- Uhm. Masz rację -
zgodziła się z nim Reiko. - No więc… Zanim przejdziemy do spraw na temat
przeszłości, zajmijmy się tym, co ma się wydarzyć. Razem z Kaienem - zwróciła się
do Kao - zamierzamy zrobić jutro takie małe przyjęcie powitalno-pożegnalne -
oznajmiła, a Kurosu temu przytaknął.
-
Powitalno-pożegnalne? - zdziwiła się Kao.
- Powitalne dla
Reiko… - zaczął Przewodniczący Akademii.
- I pożegnalne dla
Kaiena - uzupełniła kobieta. - Nie wiemy, jak długo go nie będzie - dodała z
widocznym smutkiem.
- Och. No tak -
mruknęła blondynka. Ze wstydem musiała przyznać, że całkiem zapomniała o tym,
że dyrektor będzie musiał na jakiś czas opuścić Akademię Kurosu. - Wiadomo już,
kto przejmie pana obowiązki podczas pana nieobecności? - zapytała, z
przyzwyczajenia używając słowa „pan”.
- Eee… - zawahał się
Kurosu. Ale czego się spodziewałem?
Przecież dopiero wczoraj dowiedzieliśmy się, że jesteśmy rodziną, pomyślał.
- Och, Związek Łowców wyznaczył do tego Tougę, bo on tu już sporo przebywał… No
i był zastępczym wykładowcą - dodał. - I wie mniej więcej, na czym stoimy. I
tak dalej, i tak dalej. Choć wydaje mi się, że nie jest zbyt zadowolony z tego
„awansu”. Zapewne będzie to dla niego nieco kłopotliwe…
- Życie jest
brutalne - skwitowała Kaori.
- Heh, racja -
uśmiechnął się mężczyzna. - Hm, co jeszcze… Zapewne wiesz, że Zero-kun przenosi
się dzisiaj do miasteczka…
- No tak,
rzeczywiście. - A co na to Aya? Pamięta o
tym w ogóle?, zastanawiała się.
***
Aya męczyła się przez jakiś czas, ale w końcu udało jej się
zasnąć. Prawie od razu ogarnęła ją olśniewająca biel. Odczekała moment, jednak,
ku jej przerażeniu, nigdzie nie było matki. Pojawiła się za to Shizuka.
- Idź sobie, nie chcę
cię widzieć - mruknęła ze złością dziewczyna. - Mamo! - zawołała, mając
nadzieję, że ta gdzieś jest i odpowie.
- Katayamy tu nie ma
- poinformowała spokojnie Hiou. - Nie zobaczysz jej we śnie do momentu, w
którym nie przyrzekniesz mi, że nie będziesz próbowała skrzywdzić mojego brata.
Aya odwróciła głowę w stronę wampirzycy i spojrzała na nią ze
zdumieniem.
- C-co? Co to ma
znaczyć?!
- To, co usłyszałaś
- odparła oschle czystokrwista.
- Mówisz tak, jakbyś
mogła kontrolować moje sny - zdenerwowała się brunetka.
- Może właśnie
dlatego, że mogę? - spytała wymijająco Shizuka.
- Tak, jasne -
odparła sarkastycznym tonem. - Ty nie żyjesz, nie możesz więc robić takich
rzeczy, nawet, jeśli byłaś do tego zdolna za życia. Więc wynoś się łaskawie i
daj mi w spokoju porozmawiać z mamą!
- Nawet, gdybym się
stąd „wyniosła”, nie ujrzałabyś matki. Nie zobaczysz jej, dopóki…
- Urusai! -
krzyknęła siedemnastolatka. - Działasz mi na nerwy - dodała szorstko.
- Trudno -
skwitowała Hiou.
- Trudno? Trudno?!
Dziewczyna dosłownie gotowała się ze złości. Miała ochotę
zaatakować znienawidzoną kobietę, ale co by to dało? To był tylko sen, a
Shizuka w dodatku i tak już nie żyła. Ta tutaj była zapewne jedynie swego
rodzaju wymysłem chorej wyobraźni.
- Zobaczysz matkę, jeśli obiecasz mi to, czego chcę - powtórzyła
wampirzyca.
- Nie będę ci
niczego przyrzekać. Mam zamiar zemścić się na ojcu. Oko za oko. Dlaczego
miałabym mu darować?
- To twój ojciec.
- I co z tego?!
Nawet się nie znamy! On się mną w ogóle nie interesuje. Choć może to i lepiej…
W każdym razie… Dostanie to, na co zasłużył. Tak jak ty.
- Za kogo ty mnie
uważasz? - zapytała znienacka czystokrwista.
- Hę? - zdziwiła się
Aya. - Za potwora, oczywiście. Zamordowałaś państwa Kiryuu i przekabaciłaś
Ichiru na swoją stronę. Przemieniłaś Zero w wampira, doskonale wiedząc, że to
dla niego coś gorszego od śmierci… Niejednokrotnie raniłaś niewinne osoby…
- Musiałam zemścić
się na Kiryuu, bo zabili drogą mi osobę, choć nie upadła ona do Poziomu E.
- Wykonywali tylko
swoją pracę. To nie ich wina, że ten koleś znalazł się na liście.
- Masz rację. To
była wina Rido Kurana. Jednak wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, a poza tym…
Wiesz chyba, jakie katusze się przeżywa po stracie bliskiego?
- Owszem. Ale to nie
tłumaczy…
- Jeszcze nie
zauważyłaś, jak bardzo jesteś do mnie podobna? - przerwała jej Shizuka.
- C-co? - wyjąkała
tylko Aya.
- Masz zamiar zrobić
dokładnie to samo. Chcesz się zemścić. Zabić Kage. I bądźmy szczere - jeśli po
drodze napatoczą się jakieś podległe mu wampiry, je pewnie też bezlitośnie
wybijesz.
- Mooże… -
Nastolatka została nieco zbita z tropu. - Ale to co innego!
- Ach tak? To może
wskaż mi jakieś istotne różnice.
Aya milczała,
rozpaczliwie starając się wymyślić jakiś argument.
- Widzisz? Pragniesz
tego samego. Chociaż… nie do końca. Jesteś chyba jeszcze gorsza - w końcu masz
zamiar zabić tego, który dał ci życie. Ja zabiłam po prostu morderców mojego
ukochanego.
- Mieli dzieci!
Odebrałaś bliźniakom rodziców, przekabaciłaś Ichiru, skazałaś na cierpienie
Zero…
- Po pierwsze, wcale
nie przekabaciłam Ichiru. On sam chciał się do mnie przyłączyć. To był tylko i
wyłącznie jego wybór. Co do Zero… Nie żałuję tego, co zrobiłam. Zresztą pomyśl…
Jest teraz silny, prawda? Dzięki temu, że jest wampirem i zyskał moc, mógł
nawet pokonać czystokrwistego.
- Tak, ale czy ty
masz pojęcie, ile on musiał do tego czasu wycierpieć?! Nawet teraz…
- Ach, skończmy już
ten temat. Zaczyna mnie nużyć - stwierdziła Hiou.
- Kuso, jak ty mnie
denerwujesz! - rzuciła ze złością Aya, po czym odwróciła się plecami do kobiety
w kimonie.
To przerażające, że większość z tego, co mówiła, to szczera
prawda… Zasmuciła się. Ale przecież nie mogę zrezygnować z zemsty tylko dlatego, że ona tak
chce! Nie, teraz tym bardziej muszę wypełnić swój cel. Westchnęła.
- Właściwie… mam
jedno pytanie - oznajmiła brunetka. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym,
żebym nie walczyła z ojcem?
- A czy tobie nie
zależy na bezpieczeństwie młodszej siostry? - odpowiedziała pytaniem.
- To co innego.
Kocham Kaori, jest dla mnie niesamowicie ważna. Nic więc dziwnego, że chcę ją
chronić.
- Myślisz, że wśród
wampirów takie uczucia nie są znane? Jeśli tak właśnie sądzisz, jesteś w
wielkim błędzie - powiedziała cicho Shizuka, po czym zniknęła. Białe otoczenie
też zaczęło się już rozmazywać.
***
Aya uniosła powieki i zaczęła wpatrywać się w sufit. Myślała nad
tym, co powiedziała jej siostra ojca.
Rany, przecież to był tylko sen. Dlaczego biorę to wszystko do
siebie?, dziwiła się.
„Ponieważ wiesz, że
mam rację”, usłyszała.
Drgnęła i gwałtownie
poderwała się do pozycji siedzącej. Czuła szaleńczo bijące serce. Rozejrzała
się ze strachem dookoła, bojąc się, że zaraz zobaczy gdzieś w pobliżu Shizukę.
Wokół było jednak pusto.
- Mam jakieś zwidy czy
co? - szepnęła.
Poczuwszy ból w okolicach klatki piersiowej, padła i skuliła się.
Wymacała ręką Kubusia Puchatka, przytuliła go i z niecierpliwością czekała na
chwilę, w której ból wreszcie ustąpi.
***
- Jestem szczęśliwa, że nareszcie dowiedziałaś się o Ayi. Szkoda
tylko, że w taki sposób - powiedziała Reiko, gdy Kao skończyła opowieść o tym
jak Zero ugryzł Ayę, tym samym potwierdzając słowa Ichiru. - Yare, yare. Tyle
ważnych rzeczy działo się, gdy mnie nie było. Przykro mi, że nie mogłam być wtedy
z wami… - zasmuciła się kobieta.
- Nie martw się,
mamo. Dzięki temu trochę wydoroślałam. Tak mi przynajmniej mówią inni. -
Uśmiechnęła się szeroko, po czym zaczęła opowiadać o dalszych wydarzeniach.
Pominęła jednak część związaną z Aidou i kilka innych, ponieważ nie chciała o
tym wspominać przy dyrektorze. Gdy zakończyła historię, niepewnie spytała mamy
- Okāsan… Jak to się stało? No wiesz. Wszyscy myśleli, że nie żyjesz. Co się
wydarzyło?
- Prawdą jest, że
wysłałam ciebie i Ayę do tej Akademii tylko ze względu na wasze bezpieczeństwo.
Tam, gdzie mieszkałyśmy, zjechało się zbyt wielu Łowców. Prezes był bardzo
zaciekawiony przeszłością Maayi i Kage. Co za tym idzie, zainteresował się moją
rodziną. Z dnia na dzień oznajmiłam, że mam córkę. Po kilku miesiącach
urodziłam kolejną. Udało mi się przekonać większość, że Aya jest moim
prawdziwym dzieckiem. Jednak prezes chciał wiedzieć więcej i więcej. Kiedy
zaczął przepytywać Umari-san, zdenerwowałam się i ją również tu wysłałam. Coraz
częściej mnie przesłuchiwano, chociaż i tak nie wierzono w moje słowa. Łowcy
chcieli się dowiedzieć czegoś nowego. Często pytali, dokąd was posłałam i tak
dalej. Dlatego więc, żeby nie dotarli do ciebie i Ayi, musiałam coś wymyślić.
Stwierdziłam, że jeśli bym „umarła”, Łowcy przestaliby tak wszystkiego
doszukiwać - wyjaśniła. - Wybrałam więc mało dostępne, ustronne miejsce, aby
wszystko odbyło się bez świadków. Wcześniej zaplanowałam, że przybędą tam
wampiry, z którymi będę walczyć - ciągnęła. - Wszystko było ustawione. Kilku z
nich udało się uciec, ale z tych, co zostali… Zabijałam jednego po drugim aż
został jeden, któremu ufałam. Miał być jedynym świadkiem mej rzekomej śmierci.
Rozlałam trochę mojej krwi, Namizawa-san rozciął mi ramię. Zostawiłam
nasiąkniętą krwią kurtkę na ziemi. Kiedy powiedział mi, że uważa, iż za tym
wszystkim, co złego się dzieje, stoi prawdopodobnie Rido Kuran, o którym słuch
zaginął, miałam ochotę przybiec tutaj i strzec waszego bezpieczeństwa. W końcu
przebywał tutaj Kaname, niby to jedyny z ocalałych Kuranów. Jednak pomyślałam,
że nie mogę tego zrobić. Z jednej strony chciałam tego, ale z drugiej, w razie
wypadku musieliście myśleć, że nie żyję. Inaczej zaczęliby węszyć od nowa. Na
dodatek już wcześniej obrałam sobie cel mojej podróży… To nie tak, że zamierzałam
siedzieć gdzieś w ukryciu i modlić się o dobry obrót sprawy.
Zamilkła na chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając. Spojrzała
na oczekującą kolejnych wiadomości córkę.
- Widzisz… Świat, w
którym żyjemy, jest naprawdę skomplikowany. Ale sprawy ludzkie to nic w
porównaniu z konfliktami wampirów czy Łowców. A najgorzej jest już wtedy, gdy
te sfery się nawzajem przenikają. Gdy jeden „gatunek” występuje przeciw innemu…
Albo gdy dwa sprzymierzają się, by zaszkodzić trzeciemu… Cóż, jest kilka
możliwości. Ja jednak odkryłam dziwnego rodzaju współpracę pomiędzy Radą
Starszych a wysoko postawionymi Łowcami. Mam tu na myśli przede wszystkim
prezesa i jego doradców. A ta informacja o Rido dodatkowo mnie zaskoczyła…
Fakt, że za tym „sojuszem” stoi czystokrwisty, spotęgował moje podejrzenia. Coś
było nie w porządku. Widzisz, Kao-chan… - Reiko spojrzała uważnie na
piętnastolatkę. - Sprawy czystokrwistych zawsze są w jakiś sposób powiązane.
Zawsze. Jeśli jeden coś robi, ma to związek z innym. Czasami dochodzi nawet do
tego, że w jakąś sprawę mieszają się wszystkie rody. Postanowiłam trochę
powęszyć. Wyrobiłam sobie fałszywą tożsamość i pod tą maską zbierałam pewne
informacje… Chciałam dowiedzieć się czegoś na temat Rido. Po pierwsze, pewnym
jest, że to on wpisał ukochanego Shizuki na listę Łowców - pewnie już o tym
wiesz, ale ja wtedy nie miałam jeszcze o tym pojęcia. Tak więc mamy pierwsze
powiązanie. Oczywiście Shizuka nie dowiedziała się o tym od razu. Zemściła się
więc w okrutny sposób na rodzinie Kiryuu. Ale zastanawiało mnie coś innego… Ta
sprawa miała związek z rodem Kuranów i Hiou. Rido pozbył się Haruki, swojego
młodszego brata. Juri też umarła… Yuuki na dziesięć lat stała się człowiekiem.
Kaname ją chronił i poprzysiągł zemstę na wuju. Rido niby to zniknął na wiele
lat, ale w końcu powrócił. W pewnym sensie po Yuuki, ale… A zresztą... To są
same powiązania między Kuranami. W międzyczasie Shizuka musiała chyba jakoś
podpaść Rido. Wątpię, by wpisał on jej ukochanego na listę dla zabawy. I tak
sobie myślałam… Skoro Shizuka jest w jakiś sposób powiązana z Rido… To może
Kage również.
Kaori wstrzymała oddech.
- Praktycznie nikt
nie wiedział o jego istnieniu. Nigdy nie było go w żadnym spisie. Nikt go nie
widział. Ale niewykluczone jest, że któryś z czystokrwistych mógł odkryć jego
istnienie. Pomyślałam, że jeżeli Rido wiedział o Kage, to być może… Być może,
jeśli dowiem się czegoś na temat Kurana, uda mi się zdobyć informacje o ojcu
Ayi… - powiedziała cicho, po czym zamilkła.
- Mamo… - zaczęła
Kaori. - Dlaczego… Dlaczego chciałaś się o nim czegoś dowiedzieć?
Reiko uśmiechnęła
się ponuro.
- Sądziłam, że
zwlekałam zbyt długo. Córeczko… Od lat marzę o tym, by… - zawahała się.
- By się zemścić -
dokończyła za nią nastolatka. - Dlaczego życie tylu osób krąży wokół zemsty?! -
krzyknęła z lekką rozpaczą w głosie. - Aya, Ichiru, Zero, Shizuka… Oni wszyscy…
i jeszcze…
- Spokojnie,
Kao-chan - powiedziała Reiko. - To nie do końca tak. Masz rację, długo myślałam
o zemście. Ale… ujrzałam potęgę czystokrwistych. Niejednokrotnie. Dlatego… chęć
zemsty na kimś tak potężnym nie ma wielkiego sensu.
Dziewczyna spojrzała
na matkę ze zdziwieniem.
- Wiele razy miałam
ochotę puścić się biegiem na poszukiwania Kage, by zemścić się za to, co zrobił
Maayi i jej córce. Ale… Heh. Bądźmy szczerzy. Nie byłabym zdolna go pokonać.
Widziałaś, jakie zniszczenia poczynili w Akademii Rido i jego słudzy.
- No i Zero -
mruknęła Kao.
- Fakt - zgodziła
się kobieta. - Kiedy tak potężne siły się ze sobą zetrą, wiele niewinnych osób
może stracić życie. Całe szczęście, że mieliście tutaj sojuszników. Gdyby nie
to… I gdyby Kiryuu-kun nie był zdolny pokonać Kurana… To byłaby katastrofa.
Mamy wielkie szczęście, że Rido nie zdążył się na porządnie rozkręcić. To, co
uczynił, było zaledwie rozgrzewką. Dlatego… nie wolno ot tak sobie walczyć z
kimś, kto jest setki razy potężniejszy od ciebie.
- Hm. Ale jaki to ma
związek z Ayą-neesan i jej rodzicami? - zapytała Kaori.
- Chciałam poszperać
trochę w sprawie sprzed lat. Niewiele udało mi się ustalić… Jeśli Kage żyje,
dobrze się ukrywa. Jeśli ma popleczników, muszą być naprawdę zmyślni.
Próbowałam się jednak dowiedzieć… czy może on sam nie był sojusznikiem Rido.
- Myślisz, że mogło
tak być?
- Niewykluczone.
Niestety, sprawa jest dość zawikłana. Wszelkie ślady zostały zatarte.
Praktycznie niczego nowego się nie dowiedziałam. Choć zajęło to ładnych parę
tygodni… Cóż, udało mi się zdemaskować paru popleczników prezesa Związku i Rady
Starszych, dzięki czemu do skutku nie doszło kilka akcji przez nich zaplanowanych…
Chcieli między innymi przeprowadzić nabór na nowych sługusów - nie tylko wśród
wampirów i Łowców, ale także pośród zwykłych, niewinnych ludzi. Zamierzali ich
w to wszystko wplątać… To okropne.
- A ty ich
powstrzymałaś?
Reiko skinęła głową.
- Sugoi! - zawołała
z uznaniem. - A co się stało potem?
- Gdy już byłam
pewna, że niczego więcej się nie dowiem, rozpoczęłam podróż w kierunku
Akademii. Po drodze było… hm… ciekawie. Wrogowie niemal na każdym kroku… Czułam
się trochę jak w jakimś filmie przygodowym. Z kolei kilka dni temu otrzymałam
dokładny raport na temat tego, co się tutaj stało.
- Od kogo? - odezwał
się zaskoczony Kaien. Tego Reiko mu widocznie wcześniej nie powiedziała.
- Od Namizawy-san.
Pojawił się jakby… znikąd. Poinformował mnie o tym, co działo się podczas mojej
nieobecności… Nie tylko w Radzie, ale także… tu, w Akademii.
- Chwilunia, a skąd
on to mógł wiedzieć? - zdziwił się Kurosu.
- Właśnie? -
dołączyła piętnastolatka.
- Niestety, nie wiem tego. Podejrzewam jednak,
że skoro był podwójnym agentem - i Rady, i jej przeciwników - to mógł mieć
wgląd w pewne sprawy… Czy coś w tym rodzaju.
- Może - westchnął
Kaien. - Jesteś pewna, że można mu ufać?
Reiko potaknęła.
- Yoshi. W takim
razie możemy zakończyć ten temat. Wiemy już… - Tu spojrzał na Kaori. - Co
działo się z Reiko podczas jej nieobecności. My z kolei… - Przeniósł wzrok na
dorosłą. - Opowiedzieliśmy ci już o tym, co się wydarzyło tutaj.
- Zgadza się -
potwierdziła Mitsui.
- W takim razie… -
Zawahał się na moment. - Możemy przejść do następnego punktu programu, tak?
Reiko spojrzała na
mężczyznę, a potem na córkę.
- Tak… - przyznała
cicho, po czym opowiedziała historię sprzed lat, w której wyjaśniła, dlaczego
nie powiedziała Kaienowi, że spodziewa się dziecka.
***
Hej, tu Aya ;)
Autentycznie nie mam pojęcia, od czego zacząć... Hmm. Może od małego wyjaśnienia- rozdział ukazał się dopiero teraz następujących powodów:
- najpierw obie z Kao-chan byłyśmy poza domem- ja w ogóle nie miałam dostępu do kompa, a ona, będąc u koleżanki, mogła co jakiś czas tu zerknąć, ale nie miała na tamtym komputerze opka;
- jak już wróciłam (tak, tylko ja), okazało się, że nie mamy internetu- dopiero dziś sprawa się wyjaśniła- okazało się, że była jakaś modernizacja sieci czy coś w ten deseń...
Dopiero od około pół godziny mam neta, więc wstawiam Wam szybko ten rozdział, bo co poniektórzy wciąż się o niego dopytują. ;)
No i tu przechodzimy do kolejnej sprawy- zrobiło się Was strasznie dużo! o.O Jesteśmy w szoku, co chwila dochodzą nam nowe czytelniczki. Szok, szok i jeszcze raz szok.
W imieniu swoim i siostry WSZYSTKIM WAM serdecznie dziękuję- jesteście niesamowite, dziewczyny. Dziękuję za te komentarze, za miłe, bardzo miłe i mega miłe słowa, za podnoszenie na duchu, gdy brakuje nam weny... I tak dalej, długo by wymieniać. Po prostu DZIĘKUJEMY!
A co do tej weny- jest, jest i póki co nie ma zamiaru znikać! :) Problemem jest teraz jedynie fakt, że prawie nie przebywamy w domu, a, wybaczcie, nie chce mi się bazgrolić po przypadkowych kartkach, żeby potem przepisywać to wszystko na komputer... xD
Co jeszcze... Ach, tak. Wybaczcie, ale mam naprawdę ogromne zaległości w internetowym (głównie blogowym) świecie. Postaram się przeczytać Wasze notki i rozdziały jak najszybciej, ale nie wiem, kiedy dokładnie to nastąpi.
Hmm... <skleroza> Och, może potraktujmy ten rozdział jako "ubiegłosobotni", dodam kolejny pojutrze, ok? ;) A tak nawiasem mówiąc- dzisiejszym skromnym rozdzialikiem rozpoczynamy XIII tom! o.O W pisaniu mamy go już skończonego i właśnie bazgrolę początek czternastego... Boże, same rewolucje się teraz wydarzają, jeszcze trochę, a sama nie będę za tym nadążać xD Nasza akcja jest nieco... zawikłana, ale wnioskując z Waszych komentarzy, fakt ten przypada Wam do gustu. ;)
Ach, nie zdziwię się, jeśli będziecie miały jakieś zastrzeżenia do tego rozdziału czy kilku kolejnych (pisałyśmy je, gdy miałyśmy tego doła twórczego).
Dobra, trochę za bardzo się rozpisałam, a znając życie i tak pewnie zapomniałam o połowie spraw, które chciałam poruszyć. xD Trudno, jak coś, to dodam parę słów w sobotę. ;)
Mata ne! ;*
[wpis z dnia 22.07.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz