poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIII, rozdział LXII - "Potrzebuję cię"


       Reiko okropnie to wszystko przeżywała. Plątała się trochę, wyjaśniając, co i jak. Jednak Kaien i Kaori spróbowali zrozumieć jej powody. Nie mieli do niej wielkiego żalu. Kao zastanawiała się, co by zrobiła na miejscu matki. Doszła do wniosku, że prawdopodobnie podjęłaby taką samą decyzję. Kurosu z kolei lekko się dołował, gdy myślał o tym, że już od tylu lat mógłby żyć z Reiko i swoją córką. W końcu jednak pomyślał, że widocznie tak musiało być. Każde z nich miało w ciągu tych lat zadanie do wypełnienia. On na przykład stworzył Akademię, przez dziesięć lat zajmował się Yuuki, przez cztery Zero… Wiedział, że gdyby sprawy potoczyły się w inny sposób, Akademia by nie istniała, a „jego” dzieci byłyby mu najpewniej całkiem obce.
       Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas. Potem dorośli zaczęli przygotowywać potrawy na obiad. Kaori, niedopuszczona do kuchni, wykorzystała ten czas na zobaczenie się z Ayą i opowiedzenie jej o wszystkim. Brunetka przez cały czas leżała praktycznie nieruchomo, wpatrując się to w imōto, a to w sufit. Zdecydowanie coś ją trapiło - albo raczej wiele „cosiów”, co zresztą lekko irytowało piętnastolatkę. Dlatego wpadła na pewien pomysł. Pożegnawszy się z siostrą (która nie chciała jeszcze nigdzie wychodzić ze względu na niepolepszające się samopoczucie), pognała do akademika chłopców. Wbiegła tam zupełnie bez skrępowania. Koledzy byli już przyzwyczajeni do jej wizyt na korytarzach.
       Ichiru z zapałem wysłuchał planu dziewczyny i zgodził się na udział w „spisku”. Potem poszedł pomóc bratu w przeprowadzce.
       Kaori wróciła do domku dyrektora. Zjedli smaczny obiad. Blondynka musiała wyjaśniać, dlaczego nie pojawiła się na nim onēsan. Reiko chciała odwiedzić brunetkę w dormitorium, ale nastolatka przyznała, że siostra naprawdę nie czuje się najlepiej i raczej nie życzy sobie żadnych wizyt. Stwierdziła z pełnym przekonaniem, że i tak w końcu sama przyjdzie.
       Oczywiście się nie pomyliła. Gdy tylko zaszło słońce, Aya poczuła się jak nowo narodzona. Doprowadziła się więc do porządku, pogadała chwilę z Otsune i z ociąganiem ruszyła w stronę mieszkania Przewodniczącego.
       Wszyscy z radością ją powitali, co lekko zdziwiło siedemnastolatkę.
       W pewnym momencie Kaien zostawił dziewczyny, by mogły w spokoju porozmawiać na tak zwane „babskie tematy”. Kaori wykorzystała ten czas, by opowiedzieć matce o znalezieniu swego „księcia z bajki”. A nawet, w pewnym sensie, dwóch. Aya patrzyła na energicznie gestykulujące i gadatliwe blondynki.
       Jest tak… jak kiedyś, zauważyła. Uśmiechnęła się delikatnie. Nie umknęło to uwadze cioci i siostry. Niebieskookie spojrzały na siebie i mrugnęły porozumiewawczo.
       W końcu rozmowa zeszła już na poważniejsze tematy.
       - Okāsan? - zwróciła się do matki Kao. - Czy ktoś poza nami i tym Namizawą wie o tym, że żyjesz? - zaciekawiła się.
       - Nie. Jeszcze nie - odparła. - Ale zagrożenie już chyba minęło. Nie ma ani Rido, ani Rady, ani prezesa i jego doradców… Wątpię, by ktoś z pozostałych interesował się jakoś szczególnie naszymi sprawami.
       - Yokatta! - odetchnęła piętnastolatka. - A… zamierzasz wrócić do Związku? - spytała.
       - Właściwie… Myślę, że nie chcę już tam pracować. To znaczy… Wolałabym być kimś w rodzaju obserwatora. Można to porównać z funkcją Kaiena… Niby nie pracuje już w Stowarzyszeniu, ale ma do niego wolny wstęp i zawsze może przyjrzeć się wybranej sprawie z bliska…
       - Rozumiem - pokiwała głową Kaori. - Ale mam pytanie. Czy miałabyś coś przeciwko temu, bym ja wstąpiła do Związku?
       Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
       - Tego się mogłam spodziewać - westchnęła. - Cóż, wygląda na to, że i tak bym cię nie powstrzymała, nawet gdybym chciała.
       - Więc nie podoba ci się to? - zasmuciła się nastolatka.
       - Nie, nie, to nie tak. Uważam, że to całkiem dobry pomysł. Bo widzisz… My, „starzy”, powoli będziemy odsuwać się w cień po to, by nadeszła wasza era. To wy jesteście przyszłością. Wy musicie odbudować Związek i go poprowadzić. To jak… mała rewolucja. A równocześnie podobne rzeczy dzieją się w społeczeństwie wampirów… Choć nikt tak do końca nie wie, na czym to polega. Ale faktem jest, że skoro Rada Starszych przestała istnieć, ktoś musi przejąć kontrolę nad wampirami. Zapewne któryś z czystokrwistych. Wątpię, by po tym, co się stało, ponownie oddali większą władzę w ręce arystokracji.
       - Kuran - odezwała się Aya. - Na pewno będzie chciał podporządkować sobie innych.
       - Niewykluczone - potwierdziła Reiko.
       - Hm - dumała Kaori. Potem dała sobie spokój, stwierdziła, że mimo wszystko sprawy krwiopijców średnio ją interesują. Powiedziała, że pójdzie na chwilę do łazienki.
       Nēsan nie rozmawiała jeszcze sam na sam z mamą. Dam im do tego okazję, postanowiła.
       Przez chwilę brunetka i jej przyszywana matka siedziały w milczeniu.
       - Ano… Ciociu… Powiedz… Hm. W jaki sposób… No wiesz. Ty i dyrektor… - plątała się.
       - Och. Kaori ci nie opowiedziała?
       - Coś tam mówiła, ale… Mnie bardziej chodzi o uczucia - wyjaśniła. - Czy… zanim się… zapomnieliście… Czy już wtedy od dawna go kochałaś? - spytała cicho.
       Reiko westchnęła i uśmiechnęła się.
       - Spodobał mi się od razu. Już w pierwszej klasie liceum, gdy się poznaliśmy. Czym bliżej go poznawałam, tym lepszą osobą mi się wydawał. Ale swego rodzaju przełom nastąpił podczas tamtej pamiętnej wycieczki w drugiej klasie. Wiesz, Kaien i Touga uratowali wtedy twoją matkę i mnie. Opowiadałam ci kiedyś o tym.
       Aya przytaknęła. Pamiętała tę opowieść - choć gdy Reiko ją jej przedstawiała, nie wymieniła imion przyjaciół. No i pominęła fakt, że po tym incydencie dołączyła do Związku Łowców. Tych kilka szczegółów dziewczyna poznała dopiero wtedy, gdy usłyszała tę historię z ust dyrektora jakiś czas temu.
       - Ach! - Kobieta zanurzyła się we wspomnieniach. - Wierz mi lub nie, ale Kaien jawił mi się wówczas jako jakiś bohater czy coś. Wiesz, wybawiciel i te rzeczy. Zostałam zauroczona. A potem to niewinne uczucie się rozrastało. Byłam coraz bardziej zakochana. Aż tamtej nocy… no cóż. Straciłam nad sobą kontrolę. Chociaż to w sumie i tak cud, że wcześniej nie zdobyłam się na to, by go pocałować czy coś. W końcu nie należałam do strachliwych osób… - zamyśliła się. - Yare, yare, co ta miłość robi z człowiekiem! - zaśmiała się.
       Szarooka przeanalizowała sobie to wszystko.
       - Aya-chan? - odezwała się ponownie Reiko. Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę - ciocia od dłuższego czasu nie dodawała do jej imienia przyrostka „chan”. Zdziwiła się więc, słysząc to po takiej przerwie. - Powiedz mi… Czy coś się… wydarzyło?
       Siedemnastolatka zrobiła się czerwona jak burak i ponownie zwiesiła głowę.
       - Ano… - wyjąkała. - No więc… No tak - przyznała. A potem opowiedziała dorosłej o tym, co stało się na plaży ostatniej nocy wakacji. Po prostu nagle otworzyła przed nią swoje serce. Po raz pierwszy była aż tak szczera, najzwyczajniej w świecie podzieliła się z Reiko swoimi wątpliwościami, przemyśleniami i uczuciami. Aya nie wiedziała, jak one to robią, ale faktem było, że i Reiko, i Kaori miały w sobie coś, co kazało człowiekowi im się zwierzyć. A skoro dziewczyna wytrzymała bez tego tyle lat, od pewnego czasu nie potrafiła się już powstrzymać i dzieliła się z innymi cząstką swoich zmartwień.
       - No proszę, proszę… - mówiła pod nosem kobieta, uśmiechając się przy tym cwaniacko.
       - Ciociu! To nie jest śmieszne! Co ja mam robić? - zapytała z udręką w oczach.
       - To, co radził ci każdy, z którym podzieliłaś się tymi zmartwieniami - odparła poważnie.
       - Hę? I tyle masz do powiedzenia? - Aya lekko upadła na duchu. Miała nadzieję na jakieś szersze wskazówki.
       Shimatta, ja tu otwieram przed nią serce, a ona nie mówi mi nic ponad to, co usłyszałam już od innych, naburmuszyła się. Ale jakby na to nie patrzeć… gdyby to mi zwierzył się ktoś z takim problemem, poradziłabym mu to samo. Tylko że w praktyce to nie jest takie proste! Wiem, że przesadzam i sama się pogrążam, ale nie potrafię tak po prostu zebrać się na odwagę i powiedzieć mu, co czuję. Bo co? Mam do niego podejść i rzucić coś w stylu „Kocham cię, żyjmy razem długo i szczęśliwie”? To przecież nie bajka czy manga.
       - Ech - westchnęła. - To trudne.
       - Owszem. Ale wiesz co… Wydaje mi się, że lepiej zaryzykować. Bo jeśli nie… możesz „zmarnować” kilkanaście lat, podobnie jak ja. Albo ktoś może ci go zwinąć sprzed nosa - dodała.
       Przed oczami Ayi ukazała się wyszczerzona Yuuki. Dziewczyna żałowała, że jej tu nie ma, bo mogłaby się wreszcie na niej wyżyć. Zamiast tego wzięła jednak głęboki wdech.
       - Hej, a tak zmieniając temat - rzekła wesoło Reiko. - Słyszałam, że byłaś razem z Kao-chan na zakupach!
       - Hm, no tak. Chyba w czasie przerwy semestralnej.
       - Właśnie, właśnie. I podobno kupiłaś sobie spódniczkę, tak?
       - Tak, tak, kupiła! - Do pokoju wparowała właśnie uśmiechnięta od ucha do ucha Kaori.
       - Może ją jutro ubierzesz? - spytała Reiko.
       - Hę? Nande? - zdziwiła się brunetka.
       - Och, po prostu chcę cię w niej zobaczyć, a to będzie doskonała okazja!
       - Rany…
       - Zgódź się, Aya-nēsan! - poparła matkę piętnastolatka.
       - Hai, hai… - mruknęła dziewczyna. - Niech wam będzie. Ale przyjdę dopiero po zmroku. Wtedy czuję się lepiej.
       - Zgoda.
       Po jakimś czasie siostry pożegnały się z Reiko i dyrektorem, po czym wróciły do siebie.
       Aya porozmawiała jeszcze z Otsune. Zdała jej relację z rozmowy. Zrobiło się jednak dosyć późno, dlatego po paru chwilach dziewczyny poszły spać.
***
       Shizuka chyba posłuchała Ayi. Nie pojawiła się w jej śnie. Ale matka również. Nikt nie przyszedł. Brunetka była całkiem sama wśród otaczającej ją oślepiającej bieli.
       Kiedy się obudziła, stwierdziła ponuro, że chyba powinna przestawić się na nocny tryb życia. Dzień ją wykańczał. Problem w tym, że nie dość, że zajęcia odbywały się przecież w ciągu dnia, to jeszcze żyłaby w podobny sposób jak wampiry. Nocne istoty. Nie, trzeba jakość znieść złe samopoczucie, nie dać się.
       Jednak to było naprawdę ciężkie. Od wschodu do zachodu słońca dziewczyna nie miała na nic siły, a do tego dochodziły bóle różnych części ciała w różnych odstępach czasu. Najzwyczajniej w świecie nie można było przewidzieć kolejnego ataku. To było naprawdę uciążliwe.
       Kaori większość niedzieli spędziła na małym przyjęciu w domku dyrektora. Siedziała z rodzicami  i Ichiru. Zero nie było, bo znów musiał wypełnić zadanie ze Związku. Blondynka zastanawiała się, czy kiedy ona dołączy do Stowarzyszenia, też będzie miała tyle pracy.
       Dzień minął nadspodziewanie szybko. Słońce w końcu zaszło. Aya poczuła się dużo lepiej. Najpierw poszła do łazienki, by się przyszykować.
       O dziwo nawet mam ochotę tam iść, pomyślała, oblewając sobie twarz orzeźwiającą wodą. Zrobiła to nieco zbyt energicznie, przez co cała się pochlapała. Uśmiechnęła się pod nosem i szybko wysuszyła ubrania. Yoshi. Suchutkie, stwierdziła po chwili. Hm, jakoś dziwnie się czuję ze świadomością, że dyrektor opuści na jakiś czas Akademię. Bądź co bądź to bardzo miły człowiek. Trochę dziwny, ale sympatyczny i naprawdę pomocny…
       Gdy się odświeżyła, wróciła do pokoju. Nie malowała się ani nic z tych rzeczy - nie było jej to potrzebne. Była wystarczająco piękna. Za bardzo, jak sama twierdziła. Spięła tylko włosy w kitkę.
       Otworzyła szafę i wpatrzyła się w uważnie jej zawartość. Ciocia i siostra chciały, by ubrała spódniczkę. Brunetka zdecydowanie wolała spodnie, ale trudno. Niech im będzie. Wyciągnęła zakup z pobliskiego miasteczka i bluzkę z długim rękawem. Ubrała się, a potem wygrzebała jeszcze jakieś buty. Potem automatycznie spojrzała na pierścionek. Od kiedy go miała, ani razu go nie zdjęła. Pogładziła go i pomyślała o matce. Jednak, chcąc nie chcąc, wspomniała też ojca. Zacisnęła pięści. Nie mogła doczekać się zemsty. Choć słowa Shizuki wciąż odbijały się echem w jej pamięci.
       W końcu wyszła z akademika i skierowała się w stronę prywatnego mieszkania Kaiena Kurosu. Szła powoli, oddychając świeżym powietrzem i wsłuchując się w odgłosy natury. Była już na ostatniej prostej, gdy w oddali ujrzała Zero.
       Nie miał być przypadkiem na jakiejś misji ze Związku?, spytała samą siebie w myślach. Serce zaczęło walić jej jak młotem. Zestresowała się okropnie.
       Chłopak zauważył ją od razu. Posłał jej cień uśmiechu.
       Aya odetchnęła głęboko i kontynuowała drogę do domku dyrektora. W końcu zrównała się z przyjacielem. Przywitali się jakoś dziwnie sztywno, niemalże oficjalnie, i poszli dalej.
       - Jak się czujesz? - spytał w końcu.
       - W porządku - odparła. - To znaczy… Po zmroku jest dobrze. Za dnia nie bardzo - uzupełniła.
       - Soka.
       - Ano… Kao-chan mówiła, że otrzymałeś na dzisiaj jakieś zlecenie ze Związku.
       - Uhm. Ale już to załatwiłem. A dyrektor chciał, żebym dzisiaj wpadł. Wiesz, mimo wszystko naprawdę wiele mu zawdzięczam.
       - Tak. Ja też.
       Końcówkę drogi przebyli w milczeniu. Zapukali do drzwi. Zdziwili się, gdy otworzyło im ich rodzeństwo. Kaori i Ichiru spojrzeli najpierw na nich, a potem na siebie nawzajem. Skinęli głowami.
       - Mamy dwie wiadomości - poinformował przybyłych młodszy z bliźniaków. - Dobrą i złą. Którą chcecie usłyszeć najpierw? - spytał spokojnie.
       - Hę? - zdumiała się brunetka. - Eeto… Złą?
       - No więc zła jest taka, że nie wpuścimy was do środka - oznajmiła Kao.
       - Co? - mruknęła skonsternowana Aya. - To jaka jest niby ta dobra?
       - Taka, że wreszcie sobie wszystko wyjaśnicie - odpowiedziała z szerokim uśmiechem blondynka.
       - Dokładnie. I jak już wrócicie z załatwionymi sprawami, to was wpuścimy - dodał Ichiru. On również szeroko się uśmiechał.
       - Ale… - zaczęła siedemnastolatka.
       - No to na razie! - zawołali razem Kaori i jej chłopak, po czym bezceremonialnie zatrzasnęli rodzeństwu drzwi przed nosem.
       - C-co to niby miało być? - spytała cicho Aya.
       - Wygląda mi to spisek - westchnął Zero. - Ale jakby na to nie patrzeć… mają rację. Czas porozmawiać jak należy - stwierdził, po czym złapał Ayę za rękę. - Chodźmy.
       Pociągnął ją za sobą w stronę lasu. Dziewczyna nie dziwiła się, że idą właśnie tam. To było dla nich normalne, naturalne. Poważne rozmowy zawsze odbywali w lesie lub w stajni.
       Nastolatka okropnie się denerwowała. Kilka razy prosiła bez przekonania, by Kiryuu ją puścił. Wcale nie trzymał jej mocno. Gdyby chciała, teoretycznie mogłaby się wyrwać, choć przypuszczała, że gdyby spróbowała to zrobić, uchwyt by się umocnił. Ponadto, jeśli już miała być szczera sama ze sobą, wcale nie chciała, by ją puścił. Nie miała nic przeciwko temu, by trzymał ją za rękę. Co ją zresztą trochę irytowało, bo czuła się jak jakaś uległa zakochana wariatka czy ktoś w tym rodzaju.
       Choć po pewnym czasie wreszcie się zatrzymał, przez ładnych parę chwil nie puszczał jeszcze jej dłoni. Zrobił to dopiero wtedy, gdy o to poprosiła i ze słabym uśmiechem zapewniła, że mu nie ucieknie.
       Przez moment stali w milczeniu. Brunetka wlepiła wzrok w ziemię. Założyła ręce do tyłu, nerwowo bawiąc się palcami.
       - To, co się stało na plaży… - zaczął Zero. - Ja…
       - Nie przejmuj się tym. Możesz o tym zapomnieć - rzuciła szybko dziewczyna. Dopiero wtedy zorientowała się, co powiedziała. Idiotka!
       Przyjaciel spojrzał na nią ze zdziwieniem, smutkiem i jakby załamaniem.
       - To… Dla ciebie to nic nie znaczyło? Potrafisz o tym ot tak sobie zapomnieć? - spytał. Widać było, jak bardzo jest spięty.
       Szczerość. Mamy rozmawiać szczerze, powtarzała sobie w myślach Aya.
       - Dla mnie? - zapytała cicho. - Dla mnie to znaczyło bardzo wiele. Tak wiele, że nie potrafisz sobie tego nawet wyobrazić - mówiła cicho i nie odrywała wzroku od podłoża. - Dlatego, jeśli to dla ciebie kłopotliwe, po prostu o tym zapomnij.
       - Zapomnieć? - Jego głos wyrażał coraz większe zdumienie. - Nie mógłbym tego zapomnieć. I dlaczego sądzisz, że mogłoby to być dla mnie „kłopotliwe”?
       - No bo… - Powoli podniosła głowę i spojrzała na niego. - Bo nasze uczucia się różnią - wydukała cicho.
       - A co takiego czujesz? - spytał poważnie.
       Serce jej waliło i waliło. Miała wrażenie, że zaraz wyrwie jej się z piersi.
       - Ja… - zawahała się. Stchórzyła. Nie potrafiła mu tego powiedzieć. - To lepiej ty powiedz…
       - Co ja czuję? - zapytał, kładą swe dłonie na ramionach dziewczyny. - Czy to nie jest oczywiste?
       Oczywiste jest raczej to, co ja czuję, pomyślała Aya.
       - Niee… - zdążyła powiedzieć, zanim chłopak gwałtownie nie przycisnął swoich warg do jej ust. Z początku zaskoczona, po chwili oddała się pocałunkowi, zamykając oczy i odwzajemniając go.


       Kiedy się od siebie oderwali, Aya zdała sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiła. Ale poza tym jej umysł był jakby pusty. Patrzyła ze zdziwieniem na kolegę. W jego błyszczące, lawendowe oczy.
       - To są właśnie moje uczucia względem ciebie - oznajmił.
       - A-ale… - Zamrugała kilkakrotnie. - Dlaczego to zrobiłeś?
       - Bo czasami trudniej jest wymówić jakieś słowa niż zdobyć się na to, by coś zrobić - odparł wymijająco. - Powiedz lepiej, dlaczego mnie nie odepchnęłaś, tylko odwzajemniłaś pocałunek.
       - Ja… - Nie mogła jakoś wymyślić nic sensownego. - To było odruchowe - mruknęła.
       - W normalnym wypadku, „odruchowo” powinnaś walnąć kolesia, który cię ni z tego, ni z owego całuje - zauważył. Miał rację.
       - Fakt - przyznała cichutko.
       - Więc…
       - Więc… - powtórzyła jak echo.
       To, co zrobił… Wychodzi na to, że on naprawdę… Ale ja…
       - Potrzebuję cię.
       Aya spojrzała na chłopaka. Miał zwieszoną głowę. Nie widziała jego twarzy, bo zasłaniały ją jego włosy.
       - C-co? - zapytała cicho.
       - Potrzebuję cię - powiedział już głośniej, równocześnie podnosząc głowę. Zrobił krok w kierunku nastolatki i objął ją mocno. Trzymał ją tak, jakby miała zaraz zniknąć, a on chciał temu z całej siły zapobiec. - Uratowałaś mnie - szepnął.



       Przez jakiś czas dziewczyna nie mogła dojść do siebie. Chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle.
       - Jak to? - zdołała wreszcie wydukać.
       - Gdyby cię nie było, ja… Nie wiem, co by się ze mną stało. Chyba bym oszalał.
       - Przesadzasz - powiedziała niepewnie.
       - Ach tak? - spytał, lekko rozluźniając uchwyt, by móc spojrzeć jej w oczy. - Gdyby cię tu nie było albo gdybyśmy się nie znali… Zostałbym całkiem sam. Bo… Ichiru by nie było… A tak… mam ciebie, brata… Nawet twoja siostra jest teraz jakby mniej denerwująca. - Uśmiechnął się lekko. - To dzięki tobie. Bo inaczej… byłbym sam jak palec. Jak niby miałbym żyć? Samą żądzą zemsty? To by do niczego nie prowadziło… A tak…
       Ponownie ją do siebie przytulił, ale tym razem delikatniej. Jakby… czule.
       - To wszystko… Naprawdę tak myślisz? - zapytała Aya.
       - Tak - odparł.
       Subtelnie wyswobodziła się z uścisku. Utkwiła w nim wzrok. Do jej oczu napływały łzy.
       - Ja… To… - Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Po prostu rzuciła mu się na szyję. Odwzajemnił uścisk. Potem pocałowała go leciutko. - To… moje uczucia - szepnęła.
       Uśmiechnął się. Ona również. Przez jakiś czas patrzyli na siebie w milczeniu. Dziewczyna miała wrażenie, że tonie w tych cudownych, lawendowych oczach Zero. Nagle pokochała to uczucie.
       Była jednak jeszcze jedna sprawa. Aya nie mogła jej tak sobie zostawić i o niej zapomnieć.
       - Jest jednak coś, co chciałabym wiedzieć - wyznała.
       - Yuuki - domyślił się od razu.
       Skinęła głową.
       - Co cię z nią dokładnie łączyło? - spytała cicho. - Kochałeś ją, prawda? - zapytała ze smutkiem.
       - Uhm - przyznał szczerze. - Nie zamierzam się tłumaczyć ani nic. Ale mam nadzieję, że po prostu mi uwierzysz. Kochałem ją w inny sposób niż ciebie.
       - Opowiesz mi… o niej?
       Nie wierzyła, że to powiedziała. Nie chciała myśleć o tej przeklętej dziewusze, ale z drugiej strony musiała poznać prawdę. Co między nimi było - przed jej przybyciem do Akademii i po…
       Przytaknął. Od razu. Tak po prostu, choć z powagą. Zdziwiła się nieco. Myślała, że będzie próbował się wykręcać.
       - To co takiego chcesz wiedzieć? - zapytał.
       - Hm… Wszystko? - W jej głosie dało się wyczuć niepewność i strach, że prosi o zbyt wiele.
       - Dobrze - westchnął. - Ale jeśli to naprawdę ma być „wszystko”, to zróbmy to jutro. Po lekcjach?
       - Och. Zgoda. A… jak ci się mieszka w miasteczku?
       - Na razie nijak - przyznał. - Wszedłem tam zaledwie kilka razy. Przez pracę w Związku mam niewiele wolnego czasu.
       - Rozumiem.
       Poczuła jakiś błogi spokój. Przytuliła się do Zero, wlepiając twarz w jego koszulę. Od kiedy jego zapach tak ją przyciągał? Od kiedy kojarzył jej się z czymś, co kochała?
       Zastanawiała się nad tym, ale tak naprawdę to nie miało większego znaczenia. Po prostu cieszyła się z tego faktu.
       Zauważyła, że nagle stała się okropnie szczęśliwa. Poczuła ulgę, radość, a uczucie miłości wypełniło jej ciało aż po brzegi, nie zostawiając miejsca na nienawiść do ojca ani nic w tym rodzaju.
       Nie chcieli od razu wracać. Usiedli pod drzewem i spletli swoje dłonie. Aya oparła głowę na ramieniu Kiryuu. Jej serce już się uspokoiło, ale twarz wciąż była zarumieniona.
***
       Kao i Ichiru z uśmiecham otworzyli rodzeństwu drzwi. Widać było, że wreszcie wszystko jest tak, jak powinno.
       Blondynka przytuliła siostrę i pogratulowała jej na ucho.
       - Mówisz tak, jakbyśmy wzięli ślub czy coś - zaśmiała się cicho Aya. Bliźniacy przeszli już do salonu.
       - Och, no wiesz. W waszym przypadku to, co się stało, to taki sam powód do świętowania jak zaślubiny - wyszczerzyła zęby piętnastolatka.
       - Cha. Cha - mruknęła Aya, jednak również się delikatnie uśmiechnęła. - Kao-chan, ja chyba… Nie, na pewno. Jestem szczęśliwa - wyznała. - Nagle wszystkie zmartwienia stały się nieważne. To… To jest niesamowite. Jeśli tak samo czułaś się wtedy na wakacjach… to teraz doskonale cię rozumiem.
       - Cieszę się! - zapewniła Kaori.
       Poszły w końcu do reszty.

       Wieczór minął w nadspodziewanie szybkim tempie. Atmosfera była przyjemna, przepełniona uczuciem szczęścia i radości. Głównie. Mimo wszystko fakt, że Kaien musi opuścić Akademię, jedynie dołował - szczególnie Reiko.
       Kaori przez cały czas uważnie przyglądała się rodzicom. Gołym okiem widać było, że się kochają.
       To takie urocze. Mimo iż minęło tyle lat, ich uczucie nie wygasło, pomyślała. Mamie na pewno jest okropnie smutno z powodu wyjazdu dyrektora. Dopiero co go odzyskała, a teraz znów w jakiś sposób go traci. I nie wiadomo na jak długo. Przeniosła wzrok na Ichiru. Chłopak rozmawiał właśnie z bratem i Ayą. Po kilku sekundach spojrzał na Kao i uśmiechnął się do niej. Dziewczyna poczuła przyjemne ciepło. Mam nadzieję, że to, co między nami jest, nie zniknie. Chciałabym… Chciałabym ułożyć sobie z nim życie, zauważyła.

       W końcu trzeba było się pożegnać. Aya i bliźniacy podziękowali Przewodniczącemu za wszystko.
       Kaori nie bardzo wiedziała, co zrobić. W końcu postawiła wszystko na spontaniczność. Przytuliła Kaiena, podziękowała mu za to, co dla niej zrobił i powiedziała, że nie może się doczekać, aż znowu będzie mogła do niego wpaść na obiad. Mężczyzna zaśmiał się i zapewnił, że gdy wróci, przyrządzi coś specjalnego.
       - Do zobaczenia! - zawołał jeszcze, gdy młodzież wyszła już na zewnątrz.
       - Do widzenia! - odparli wszyscy.
       Blondynka puściła resztę przodem. Przystępowała z nogi na nogę.
       - Ano… Do zobaczenia… tato - wypaliła, po czym odwróciła się i pobiegła dogonić siostrę i bliźniaków. Nie zdążyła zobaczyć zaskoczonej, ale szczęśliwej twarzy Kurosu ani wniebowziętej miny matki.
       Chłopcy odprowadzili przyjaciółki, a potem udali się w swoje strony.
       Dziewczyny weszły do swojego pokoju. Każda z nich usiadła na swoim łóżku.
       - Jej, ale dziwne uczucie. Za kilka godzin dyrektora już tu nie będzie - mruknęła Kaori, drapiąc się nerwowo po głowie.
       - Uhm. Ciekawa jestem, jak długo go tam przetrzymają - powiedziała Aya.
       - Ja też - westchnęła blondynka. - Ale mimo tego… jestem naprawdę szczęśliwa! - przyznała. - W moim życiu nastąpiło ostatnio tyle zmian… Weźmy chociaż ostatni tydzień. Niesamowite.
       - Taak… Niesamowite - szepnęła brunetka, po czym opadła na poduszkę. Uśmiechnęła się.
       Kaori zauważyła to i sama też się uśmiechnęła. Miała naprawdę dobry humor. Odzyskała rodziców, ma cudowną siostrę, wspaniałego chłopaka… i odważyła się powiedzieć do dyrektora „tato”. Bardzo ją to wszystko satysfakcjonowało.
       - Ech, szkoda, że już tak późno - mruknęła siedemnastolatka. - Poszłabym jeszcze do Otsune, ale na pewno już od dawna śpi.
       - O tak. Wiesz co, nēsan? My też powinnyśmy się już kłaść. Jutro czekają nas lekcje… Okropność. Odwykłam już od zajęć szkolnych.
       - Ja też. Ale znając życie, szybko się przestawimy.
       - Pewnie tak - skwitowała Kaori.
       Dziewczyny chwyciły ręczniki i ruszyły w stronę łazienki.





***
   Ohayo, tu znowu Aya. ;)
   No i proszę, macie kolejny rozdział. Następny ukaże się mniej więcej za tydzień (prawdopodobnie)- możliwe jest, że znowu wyjedziemy na działkę, więc w razie czego, jeśli wyjedziemy przed weekendem, damy Wam rozdział (pt. "To, czego chcą") wcześniej.
   Dziękujemy za komentarze i miłe słowa. :)
   Wciąż jeszcze nie nadrobiłam wszystkich zaległości, które mi się u Was narobiły, proszę o cierpliwość. xD
   Ach, rysunki z tego rozdziału są dziełem Kao-chan (kliknijcie na obrazek, żeby powiększyć). ;) Pojawiło się też coś nowego- małe rysunkowe niespodzianki w rozdziałach rozpoczynających poszczególne tomy (na razie te początkowe, od I do V)- to już są moje prace. Aha- wszystkie rysunki pojawiające się na blogu są słabej jakości z powodu skanera, na żywo wyglądają lepiej, choć to i tak amatorszczyzna. xD
   To by chyba było na tyle. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników! ;* Bai, bai!  
[wpis z dnia 24.07.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz