Najpierw poczuła jego zapach. Jeszcze na korytarzu, długim i
misternie ozdobionym.
Znała go. Na pewno znała ten zapach, choć wydawał się jedynie
jakimś mglistym wspomnieniem, a może nawet tylko snem…
Znała go. Ostatnio tak bardzo podobny zapach wyczuła od Shizuki,
która była przecież jego starszą siostrą…
Znała go i była pewna, że należy właśnie do niego.
Zero też to wiedział. Aya wyczuła w nim coraz większe napięcie,
gdy mocniej ścisnął jej dłoń.
Ale szli dalej, wciąż naprzód, prowadzeni przez praktycznie
nieznajomego mężczyznę. Ów osobnik pochodził, jak się dowiedzieli, ze
szlacheckiej rodziny wampirów. Był wysoki, miał ciemnoblond włosy, brązowe oczy
i ładnie brzmiący głos, który, nawiasem mówiąc, za każdym razem wyrażał jakąś
dziwną pokorę zarówno w stosunku do brunetki, jak i do Kiryuu.
Cały budynek przesiąkał magią i Aya czuła, że zbliżają się do jej
źródła. Posiadłość była czysta i zadbana, ładnie urządzona, ale pozbawiona
zbędnych bibelotów. W normalnych okolicznościach siedemnastolatce na pewno
bardzo by się tu podobało. Teraz jednak nie myślała o niczym innym, jak tylko o
tym, co ją niechybnie czekało.
Nie mogła być pewna, że zdoła wrócić. Wierzyła jednak, że
wszystko potoczy się we właściwym kierunku - w końcu był z nią Zero. Co ona by
bez niego zrobiła?
Blondyn nagle zatrzymał się przy dużych, prawdopodobnie dębowych
drzwiach. Serce dziewczyny zabiło mocniej.
- To tutaj,
Aya-sama, Kiryuu-sama - oświadczył wampir Klasy C, kłaniając się im lekko. -
Jesteście gotowi?
Chłopak spojrzał na szarooką pytająco. W odpowiedzi skinęła
głową.
- Hai - zwróciła się
do mężczyzny.
Wampir w wielce dystyngowany sposób otworzył ciężkie drzwi, po
czym przepuścił parę, by pierwsza weszła do środka.
Znaleźli się w całkiem sporej komnacie. Była urządzona w podobnym
stylu jak reszta domu - skromnie, ale naprawdę ładnie. Wprost… przyjemnie.
- Kage-sama. - Poddany wymówił to imię niemalże z czcią i ukłonił
się nisko.
- Dziękuję,
Minato-san. Możesz odejść.
- Wakarimashita,
Kage-sama - odparł szlachcic, ponownie się kłaniając. Po chwili już go nie
było. Wycofał się i zamknął za sobą drzwi tak cicho, że nawet Aya nie usłyszała
żadnego szelestu. A może po prostu była tak skupiona na kimś innym, że nie
zwróciła na to uwagi.
Stał przy oknie, za którym rozciągał się smutny, listopadowy
krajobraz. Ubrany w czarne spodnie i jasną koszulę, wyglądał wytwornie nawet od
tyłu.
Ale już po chwili się odwrócił. Aya miała wrażenie, jakby zrobił
to w zwolnionym tempie, ale było to tylko jej wyobrażenie.
Serce na porządnie się rozkołatało, gdy ujrzała wreszcie swojego
ojca w całej swej postaci. Nie było żadnych, choćby najmniejszych wątpliwości,
że to on.
Oczy Kage Hiou miały dosłownie identyczny odcień jak szarość
tęczówek córki. Skóra była tak samo blada. Mężczyzna miał doskonałą budowę, był
wysoki i niesamowicie przystojny. I wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia pięć
lat. Aya dziwnie się poczuła, gdy zobaczyła ojca wyglądającego na zaledwie
kilka lat starszego od niej. Musiał być młody - oczywiście jak na
czystokrwistego wampira.
Zdecydowanie był też podobny do Shizuki. Włosy miał tej samej
barwy, były też one tak samo proste (co zresztą Aya po nim odziedziczyła). Jego
raczej smutny wyraz twarzy był podobny do tego, który brunetka widziała u
Shizuki podczas kilku snów parę miesięcy temu.
Pierwsze skojarzenie związane z wyglądem Kage, które przyszło
siedemnastolatce na myśl, określało jedno słowo: jasny. Niemal białe włosy,
szare oczy, blada cera… To wszystko składało się na fakt, że mężczyzna
przypominał… no cóż, anioła.
Ta myśl tylko zirytowała dziewczynę. Nienawiść, która na moment
ustąpiła miejsca jakiejś dziwnej nostalgii, powróciła ze zdwojoną siłą.
Aya wzięła głęboki wdech, by się nieco uspokoić. Wyrównała
oddech, puściła rękę Zero i zrobiła pierwszy krok w kierunku ojca.
***
- Nēchan? Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli pomieszkamy jeszcze
z mamą? No wiesz, wolę być przy niej, szczególnie teraz… - rzekła Kaori, gdy
Aya weszła na teren Akademii Kurosu.
- Jak chcesz -
mruknęła, wzruszając ramionami. Spojrzała ze smutkiem na Zero, który trzymał
jej walizkę.
- Wyglądacie,
jakbyście szli na pogrzeb - zauważył Ichiru, zwracając się do brata i brunetki.
Bliźniak machnął tylko ręką i wszyscy ruszyli w stronę domku
dyrektora.
- Rozumiem, więc wreszcie cię wypisali? - zaciekawiła się Shindo,
jedna z koleżanek z klasy sióstr Mitsui. Była ona, nawiasem mówiąc, wielka
fanką Zero od czasu, gdy „uratował” ją w poprzednie Walentynki i teraz była
nieco przybita z powodu tego, że chłopak jest już na sto procent zajęty. - A co
ci tak właściwie dolegało? - spytała.
- To jakaś bardzo
rzadka choroba, posiada tylko typowo medyczną nazwę, której nie sposób
zapamiętać - odparła Aya, opowiadając wersję, którą wymyśliła z Reiko dla
niepoznaki.
- Całkiem już
wyzdrowiałaś? - zapytała Yuka Chiba, mała szatynka o zielonoszarych oczach.
- Mam nadzieję… Cóż,
przez długi czas będę musiała brać lekarstwa, ale poza tym powinno być w
porządku… Tak myślę - odpowiedziała brunetka.
- Czy mi się wydaje,
czy nie wróciłyście do akademika? - odezwała się znowu Shindo, zwracając się
już do obu sióstr.
- Na razie mieszkamy
z mamą - wyjaśniła Kaori.
- Ach tak…
Pierwszych kilka dni po powrocie Ayi do Akademii na stałe
wyglądało w podobny sposób. Ludzie dopytywali się o wszystko, a dziewczyna
tylko coraz bardziej dziwiła się, że tyle osób wiedziało, kim ona w ogóle jest.
Kao leżała już w łóżku, odwrócona w stronę
siostry. Patrzyła, jak starsza siada na materacu, po czym sięga do szuflady w
szafce nocnej i wyciąga z niej pudełko z tabletkami. Wzięła do buzi kilka
naraz, a potem zapatrzyła się na chwilę na opakowanie.
- Czemu bierzesz ich
tak dużo? - spytała skonsternowana lekko blondynka.
- Dużo? - prychnęła
Aya, uśmiechając się ponuro. - Nie widziałaś dużej dawki. Można je brać
garściami, a i tak… „Pragnienie może całkowicie uśmierzyć tylko krew osoby,
którą się kocha” - zacytowała.
- Hę? - Kaori
przestraszyła się trochę. - Czy to znaczy, że nawet po takiej ilości tabletek
nie jesteś… najedzona?
- To jest tak,
jakbyś zjadła jakąś marną konserwę czy coś w tym stylu - powiedziała po chwili
zastanowienia onēsan. - Smakuje byle jak, ale zaspokoi to największe
pragnienie. Śmierć głodowa ci przez jakiś czas nie grozi. Ale nie czujesz się
po tym ani syta, ani zadowolona. Robisz to, bo nie masz innego wyjścia -
wyjaśniła.
- Krew Zero ci
pomaga? Tak… całkiem? Wtedy czujesz się wyśmienicie?
- Tak to mniej
więcej wygląda.
- Czyli naprawdę go
kochasz. Jeśli ta teoria jest prawdą. A… - zawahała się. - Myślisz, że moja
krew też by zadziałała w taki sposób? To znaczy… kochasz mnie, ale w inny
sposób. To działa tylko w parze czy małżeństwie, czy też w relacjach rodzeństwa
albo rodzic-dziecko i tak dalej…?
- Nie wiem - odparła
szybko Aya. - I nie chcę wiedzieć. Nie poruszaj więcej tego tematu.
- Hę? Jakiego? Mojej
krwi?
- Tak, właśnie. Nie
mów o tym, proszę - rzekła zestresowana, przypominając sobie słodki zapach krwi
imōto.
- Dobrze, nēsan. Jak
sobie życzysz - zgodziła się. Zmartwiła się, gdy zobaczyła, że siostra bierze
kolejną porcję białych tabletek. Bezwiednie odrobinę się skrzywiła, ale bystry
wzrok siedemnastolatki od razu to zauważył.
- Sama chciałaś,
żebym wróciła. Musisz się przyzwyczaić do takiego widoku.
- Wiem, po prostu…
Wcześniej ich nie brałaś.
- Nie przy tobie -
poprawiła ją Aya.
Wychodzi
na to, że musi je brać naprawdę często, zauważyła
ze smutkiem imōto.
Po lekcjach Aya rzadko widywała się z Zero i Kaori. Oboje mieli
wiele pracy w Związku i co rusz otrzymywali kolejne to zlecenia.
Brunetka spędzała wiele czasu z Otsune, a także z Konosuke
Fuchidą, gdyż Umari i on byli już praktycznie nierozłączni. Od dawna wyglądali
jak para, ale rudowłosa przyznała, że tak naprawdę nie odbyli jeszcze rozmowy
na temat tego, co do siebie czują.
- Lepiej przeprowadźcie tę rozmowę jak najszybciej, bo tylko
będziecie się męczyć - poradziła przyjaciółce Aya. - Wiem z doświadczenia. -
Uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Pewnie masz rację
- przyznała zielonooka. - Choć z drugiej strony, jest dobrze tak, jak jest.
Dobrze się dogadujemy i w ogóle… Czy jeśli zaczęlibyśmy ze sobą chodzić, coś
mogłoby się między nami popsuć?
- Żartujesz? -
zaśmiała się siedemnastolatka.- Będzie
tylko lepiej. Setki razy lepiej. Cudownie… - Pomyślała o Zero, co zresztą
czyniła przez większą część dnia. - Uwierz mi.
- Tak sobie pomyślałem, że któregoś dnia może wybierzemy się
razem do siedziby Związku. Jeśli we dwoje poszperamy w archiwum, może uda nam
się coś znaleźć - zaproponował Zero.
Razem z Ayą siedzieli w stajni, pielęgnując Białą Lilię.
- A wpuszczą mnie
tam w ogóle? - zapytała. - Nie rzucą się na mnie, gdy tylko przekroczę próg
jednej z waszych kwater?
- Niechby tylko
spróbowali - odparł z uśmieszkiem. - A tak poważnie, nie mogą nic ci zrobić,
jeśli nie będą mieli powodów. Poza tym, będziesz przecież ze mną. Nikt ci nie
podskoczy.
- To znaczy, że
zajmujesz tam wysoką pozycję?
- Trudno to
określić. Jestem jednym z najlepszych Łowców, ale wydaje mi się, że ten respekt
bierze się z czegoś innego, wiadomo czego. - Spojrzał na dziewczynę
porozumiewawczo.
- Soka… -
westchnęła. - Ale na pewno będą się krzywo patrzeć.
- No - przyznał. -
Ale nie przejmuj się tym. Jeśli będziesz miła i grzeczna, zdobędziesz szacunek
tych osób, które są… normalne. To znaczy, wiesz - bez uprzedzeń i tak dalej.
- Uhm… - mruknęła
brunetka, zatapiając się w myślach.
Aya spędziła trzy tygodnie w domku dyrektora - wraz z Kao i
Reiko. Zdała sobie jednak sprawę z tego, że wolałaby wrócić do akademika. Nie
bardzo wiedziała, jak powiedzieć o tym cioci i siostrze, bała się, że odbiorą
to w negatywny sposób. W końcu jednak postawiła na szczerość - cechę, która
przychodziła jej z trudem, ale w której wciąż się ostatnio szkoliła.
Obie blondynki ją zrozumiały, żadna się nie obraziła, choć na
pewno było im trochę przykro. Kaori oświadczyła, że zostanie z mamą co najmniej
do porodu, a prawdopodobnie nawet dłużej.
Siostry wpadły na pomysł, by na czas nieobecności Kao w
dormitorium Aya mogłaby się przenieść do Otsune - w końcu Umari wciąż nie miała
współlokatorki.
Rudowłosa bardzo się ucieszyła i z entuzjazmem przyjęła
propozycję. Następnego dnia Aya i Otsune mieszkały już razem.
Któregoś wieczoru zielonooka weszła do pokoju mocno zarumieniona.
Brunetka od razu się domyśliła, co się stało, ale czekała na sprawozdanie
przyjaciółki.
Umari usiadła na swoim łóżku i uśmiechnęła się uroczo.
- Przeprowadziliśmy
tę rozmowę - powiedziała cicho.
- I jak było? -
spytała z ciekawością siedemnastolatka.
- Było… Ojej!
Cudownie! Najpierw się plątaliśmy, ale w końcu… jakoś tak samo wyszło. I, i… I
teraz jesteśmy ze sobą. Tak naprawdę. - Uśmiechnęła się jeszcze bardziej
promiennie. - Aya, jestem taka szczęśliwa!
Ostatnio wszystko się
układa, zauważyła szarooka. Jak
dobrze!
Następnego dnia Aya wybrała się z Zero do jednej z siedzib
Związku. Budynek nie wyglądał jakoś specjalnie - przynajmniej nie od zewnątrz.
W środku było już czuć łowiecką magię. Dziewczyna miała nieodparte wrażenie, że
nie powinna tam wchodzić, że gdy to zrobi, stanie się coś złego.
Myliła się jednak, bo przekroczyła próg całkiem normalnie - choć
ścisnęła mocniej rękę chłopaka, bojąc się od niego oddalić choćby na moment.
- Kiryuu-kun, nie
masz dzisiaj przypadkiem dnia wolnego?
Para odwróciła się i ujrzała starszą panią, która jednak była
bardziej żwawa niż większość ludzi w ich wieku. Dobrze się trzymała, była
wysportowana i silna, a na jej twarzy nie było widać zbyt wielu zmarszczek -
wiek można było poznać jedynie po oczach - inteligentnych i skupionych,
właściwych osobom naprawdę doświadczonym i mądrym.
- Asamoto-san, witam
panią. - Zero skinął głową w geście przywitania. - Oto Aya Katayama -
przedstawił brunetkę. Wcześniej razem ustalili, że to tym nazwiskiem dziewczyna
chce się posługiwać.
- Dzień dobry -
przywitała się uprzejmie z kobietą.
- O ile mnie pamięć
nie myli, jesteś podopieczną Mitsui-san i przybraną siostrą naszej
początkującej, acz bardzo uzdolnionej Łowczyni, niejakiej Kaori, tak?
- Owszem, to ja -
przyznała.
- Cieszę się, że
mogłam cię poznać - uśmiechnęła się Hinako. - Słyszałam o tobie wiele dobrego -
wyznała.
- Naprawdę? -
zdziwiła się siedemnastolatka. Nie spodziewała się czegoś podobnego.
- Hai, hai! Ciocia,
siostra i ten tu młodzieniec bardzo cię szanują i kochają - rzekła z
uśmieszkiem na twarzy.
Aya zerknęła na Zero - był trochę zmieszany, co jej się jednak
zdecydowanie spodobało.
- No, nie
przeszkadzam już - odezwała się ponownie kobieta. - Życzę wam powodzenia w
poszukiwaniach, czegokolwiek one dotyczą…
- Dziękujemy,
Asamoto-san - odparł osiemnastolatek.
- Do widzenia,
Katayama-san, Kiryuu-kun.
Pożegnali się, po czym Zero poprowadził dziewczynę w dół schodów,
a potem dość długim korytarzem.
- Jaka miła osoba! -
zawołała wesoło Aya, mówiąc o Hinako Asamoto. Po poznaniu tak sympatycznej
Łowczyni jej nastrój się polepszył.
- Tak, to jedna z
tych, dla których nieważny jest gatunek, do którego należy dana osoba, lecz to,
co sobą reprezentuje.
- No i dobrze. To
mądre podejście do sprawy. Szkoda, że nie ma zbyt wielu takich ludzi.
Doszli już do celu, więc na tym przerwali rozmowę.
Archiwum było wielką salą pełną regałów, na których stały różnego
rodzaju księgi, segregatory, zeszyty i tym podobne. Tu i ówdzie stały
niewielkie stoliki otoczone krzesłami, na których można było usiąść, by w
spokoju poszukać interesującej informacji.
Poszukiwania zaczęli od działów związanych z czystokrwistymi.
Potem przeszli do dokumentacji dotyczącej ostatnich kilkunastu lat. Nic jednak
nie znaleźli - nawet małej wzmianki na temat Kage Hiou.
- To bez sensu! -
zniecierpliwiła się w końcu Aya, z trzaskiem zamykając którąś z ksiąg. - On… On
naprawdę jakby nie istnieje.
- Może źle szukamy -
mruknął Kiryuu. - W co jednak szczerze wątpię - westchnął. - Gość ma jakiś
powód, by się ukrywać. Widocznie jest z tych, którzy jak już coś robią, to
robią to dobrze. Cholernie dobrze, perfekcyjnie. Zatarł za sobą wszystkie
ślady. Ale co z ludźmi, czy raczej wampirami, z którymi się zadawał? Ktoś
musiał go znać. Przecież nie mógł żyć całkiem sam przez te wszystkie lata.
Wątpię, by wyemigrował dokądś i wiódł teraz poczciwe życie pustelnika. On po prostu
musi gdzieś być. Możliwe nawet, że gdzieś blisko…
- Może tak, może
nie. Wiem jedno: on istnieje. Żyje gdzieś, nie wiadomo gdzie, i… pewnie na coś
czeka.
- Albo na kogoś. -
Zero zmrużył oczy.
- Co masz na myśli?
- spytała brunetka, odkładając trzymaną wciąż księgę na miejsce.
- Nie sądzę, by ten
koleś chował się dla zabawy. Ma w tym jakiś cel, to pewne. I tak się
zastanawiam… Z jakiegoś powodu siedemnaście lat temu zrobił to, co zrobił…
Obawiam się, że może mieć jakieś plany względem ciebie…
- Nawet jeśli… Nie
wyjdą mu. Dopadniemy go, tak? - zapytała, utkwiwszy pełne nadziei spojrzenie w
chłopaku.
- Oczywiście. -
Uśmiechnął się groźnie. - Już niedługo - obiecał.
Zdecydowali, że wrócą już do Akademii Kurosu. Nie było sensu
dłużej siedzieć w archiwum, i tak nic by nie znaleźli. Coraz częściej myśleli,
czy nawet czuli, że wyjaśnienie przyjdzie samo…
Na głównym korytarzu spotkali kogoś, kogo Aya miała nadzieję
nigdy już nie zobaczyć.
- No proszę, proszę,
a jednak wampir - rzekł szyderczym tonem brązowowłosy mężczyzna z kozią bródką
- jeden z intruzów, którzy naszli kiedyś siostry Mitsui w Akademii. -
Nieładnie, nieładnie - zacmokał z dezaprobatą, mierząc Ayę wzrokiem. - Mała
kłamczuszka.
- Daj sobie spokój,
Eiji-san. - Zero spojrzał wilkiem na dorosłego Łowcę.
- Kiryuu, Kiryuu,
nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, skarbie. - Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie.
- To, że jesteś taki silny, nie oznacza od razu, że możesz pyskować starszym -
pouczył go nauczycielskim tonem. - Zresztą nie powinieneś być dumny z tych
swoich super mocy. W końcu to zasługa… - Pochylił się nad młodzieńcem. -
Wampirów - szepnął mu na ucho, po czym roześmiał się.
Zero westchnął.
- Z jakiegoś powodu
kompletnie nie rusza mnie to, co mówisz - powiedział ze znudzeniem. - Więc
jeśli masz ochotę się z kimś podroczyć, Eiji-san, spróbuj szczęścia gdzie
indziej. Ja ne - rzucił, po czym wraz z Ayą wyszedł z budynku. - Co za cymbał -
mruknął po chwili.
- Dziękuję -
szepnęła dziewczyna.
- Za co? - zdziwił
się osiemnastolatek.
- Gdybyś tego tak
nie uciął, znęcałby się dalej. To denerwujące…
- Nieważne,
zapomnij. Nie warto przejmować się takim kretynem.
Kaori szczerze się w duchu cieszyła z powodu tego, że onēsan nie
może znaleźć żadnych informacji na temat swojego ojca.
Ona
po prostu NIE MOŻE go znaleźć, stwierdziła
z przekonaniem. Konfrontacja z nim byłaby
okropnie niebezpieczna, nawet jeśli byłby z nią Zero. Nie może do tego dojść.
Póki co, nic jej chyba nie grozi, bo ten cały Kage jakby nie istnieje. Mam
nadzieję, że to się nie zmieni…
- Uspokójcie się! - krzyknął po raz kolejny sensei. - Zostały
jeszcze dwie minuty lekcji - oznajmił i próbował kontynuować zajęcia. Tego dnia
mogłoby się zdawać, że klasę dopadł jesienny nastrój i nikt nie przykładał
większej wagi do słów nauczyciela. Niektórzy robili sobie drzemki, inni
rozmawiali szeptem.
- Yare, yare. To
dopiero trzecia lekcja, a ja już nie mogę - rzuciła Kao do siostry.
- Nie wiem, jak
nauczyciel może to wytrzymywać. Nikt go nie słucha - zauważyła Aya.
- Hm... - zamyśliła
się blondynka.
Wszystko wróciło do normy.
Siedzę sobie z Ayą na nudnych lekcjach, coraz rzadziej słyszę wzmianki o jej
ojcu. Chyba w najbliższym czasie nie dojdzie do ich spotkania. Yatta, ucieszyła
się w myślach. Uczniowie nagle zaczęli powoli wstawać.
- Na miejsca! -
zdenerwował się profesor. - Jeszcze nie było… - zaczął, ale w tym momencie
rozległ się dźwięk dzwonka. Wszyscy wyszli z sali i skierowali się na przerwę.
Aya udała się gdzieś z Zero, jak to było w ich zwyczaju, dlatego Kao podbiegła
do Ichiru i poszli się przejść. Wyszli przed szkołę, gdzie w tym momencie
prawie nie było ludzi.
- Czas tak szybko
mija... - stwierdziła, patrząc na pomarańczowe liście na drzewach. - I
pomyśleć, że to już początek listopada. Niedługo będę miała brata! - ucieszyła
się.
- Brata? Skąd możesz
to wiedzieć? - spytał się z uśmiechem.
- To się czuje -
oznajmiła. - Zresztą… Zawsze marzyłam o bracie! Mam nadzieję, że dzisiejsze
badania mamy wypadną pozytywnie. Jakoś po lekcjach powinna wrócić… - zamyśliła
się, siadając na schodkach przed budynkiem. Ichiru stał nad nią.
- Oczywiście, że
będzie dobrze. Jak miałoby nie być? To będzie prawdopodobnie kolejny silny
Łowca w waszej rodzinie. - Ichiru uśmiechnął się porozumiewawczo. Nagle przed
oczami Kaori śmignęła smukła, szarowłosa postać, ubrana w zwiewną sukienkę i,
co gorsza, rzucająca się chłopakowi na szyję.
- Ichiru-chan!
Ichiru-chan! - przemówiła najsłodszym, prawie że dziecięcym głosem. Wykraczał
nawet poza granice tak zwanej „obrzydliwej słodkości”. W żaden sposób nie można
było temu zaprzeczyć.
Przez chwilę zdezorientowany chłopak nie wiedział, co zrobić. Po
chwili jednak też ją objął i zakręcił nią kilka razy.
- Maria-chan! -
powiedział uroczym, jakby stęsknionym tonem.
Kaori stała jak wryta, nie wiedząc, co ze
sobą począć. Maria… Kurenai? To w jej
ciele była Shizuka… I ona ma czelność przychodzić tutaj i obściskiwać MOJEGO
chłopaka?!
- Ichiru-chan! Co za
spotkanie! Strasznie za tobą tęskniłam! Dlaczego nie pozwolili mi się z tobą zobaczyć,
kiedy się obudziłam?
- To trochę
skomplikowane, Maria-chan. Demo…
- Wiesz, że nawet
pomyliłam ciebie z bratem? - wtrąciła wpół zdania. Chłopak się roześmiał.
- Dobrze cię widzieć
- odparł.
- Ile to już czasu!
- powiedziała, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
- Ekhem… - wstając,
rzuciła Kaori. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuła się niewidoczna.
- Aa… - Ichiru
zarumienił się, delikatnie „odkładając” wampirzycę na ziemię. - Maria-chan, to
jest…
- Kaori Mitsui -
przedstawiła się sama. - Jestem…
- …moją dziewczyną -
dopowiedział Ichiru z uśmiechem.
Maria zrobiła minę naburmuszonego dziecka, jakby nie takiej
odpowiedzi się spodziewała. Kao poczuła wrogość do nowo poznanej dziewczyny,
dlatego wpięła się rękoma w ramię chłopaka i odwracając jego twarz do swojej,
wlepiła w niego swe wargi. Następnie odwróciła się w stronę Kurenai i
uśmiechnęła się znacząco.
- Jesteście
szczęśliwi? - zapytała ni z tego, ni z owego smutnym tonem.
- Hai - powiedzieli
równo, śmiejąc się do siebie.
- Yatta! -
wykrzyknęła i rzuciła się na szyję… Kaori. - Tak się cieszę! Ichiru-chan jest
szczęśliwy!
- Cha, cha! -
zaśmiał się Kiryuu.- A tak nawiasem, Maria-chan… Co cię tu sprowadza?
- Ach! - rzuciła,
odsuwając się od Kao i przybierając normalny, sympatyczny wyraz twarzy. -
Byłabym zapomniała. Szukam twojej siostry - wyznała, patrząc na Kaori.
- Szukasz Ayi? -
zdziwiła się.
- Hai. Powiesz mi,
gdzie ona jest? - spytała uroczo. Ichiru już chciał coś powiedzieć, ale
blondynka go uprzedziła.
- Wybacz, ale nie -
odparła chłodno. - A czego od niej chcesz? Mogę jej przekazać.
- Niestety, to
sprawa osobista.
- Przykro mi -
skłamała. - Nie pomogę ci.
Maria spojrzała na Ichiru, który wzruszył bezradnie ramionami.
Usłyszeli dzwonek na lekcję.
- Wybacz, musimy się
zbierać - rzekła lekko oschle blondynka i biorąc bliźniaka za rękę, odwróciła
się w stronę szkoły.
- Sayonara,
Maria-chan.
- Uhm -
odpowiedziała tylko.
Gdy para już była sama, Kiryuu, widząc zarumienioną ze złości i
zazdrości twarz Kao, roześmiał się.
- No co…? -
mruknęła. - Ona jest jakaś dziwna… Jakby na ciebie leciała!
- Jesteś zazdrosna?
- Może… - odparła i
zmieniła temat. - Zastanawia mnie, co chciała od Ayi… Domyślasz się może?
- Iie…
Udali się więc na lekcje, oboje zatopieni w swych rozmyśleniach.
- Ech, jesteśmy spóźnieni - stwierdziła oczywistość Aya.
Zero jednak, zamiast przyspieszyć, zatrzymał się gwałtownie.
- Co jest? - spytała
zdziwionym tonem dziewczyna.
- Wampir - rzucił
krótko chłopak, rozglądając się już uważnie dookoła.
Dopiero wtedy brunetka poczuła charakterystyczną woń.
- Skądś znam ten
zapach… - powiedziała z zamyśleniem, próbując sobie przypomnieć, kiedy i gdzie
go czuła.
- Taa, ja też. Tylko
skąd? Shimatta. Chodźmy, zanim stanie się coś niedobrego.
Ruszyli szybko w
stronę źródła wampirzej woni. Stanęli jak wryci, gdy za jednym z zakrętów na
szkolnym korytarzu ujrzeli Marię Kurenai we własnej osobie.
- Aya-sama! -
zawołała radośnie szarowłosa, biegnąc już w kierunku skonsternowanej pary. -
Nareszcie cię znalazłam!
Szarooka nie wiedziała, co powiedzieć. Samym szokiem było już
spotkanie Marii w Akademii, a co dopiero fakt, że zwróciła się do niej per
„sama” i jej szukała?
- Co ty tutaj robisz? - Zero pierwszy odzyskał głos.
- Przybyłam tu, by
porozmawiać z Ayą-sama - odparła z uśmiechem Kurenai.
Była tak słodka i urocza, że Ayi zrobiło się niedobrze.
- Nie masz prawa tu
przebywać - warknął chłopak.
- Wiem, przepraszam.
- Szarowłosa z pokorą skinęła głową. - Mimo wszystko musiałam jednak tu wejść.
To bardzo ważne - wyznała. - Koniecznie muszę porozmawiać z Ayą-sama.
- Dlaczego tak na mnie mówisz? - zniecierpliwiła się
siedemnastolatka. - Po imieniu, a do tego z przyrostkiem „sama”.
- Ależ to konieczne! - obruszyła się wampirzyca.
- Konieczne? Wcześniej zwracałaś się do mnie w normalny sposób -
zauważyła, zapominając o tym, że powinna wyrzucić wampirzycę ze szkoły, a nie
wdawać się z nią w głupią sprzeczkę.
- Wtedy nie wiedziałam jeszcze, kim jesteś - odparła. - Ach,
właśnie! - wykrzyknęła, jakby nagle przypomniała sobie o czymś niezwykle
ważnym. - Najmocniej przepraszam, że niegdyś zwracałam się do ciebie bez
należytego szacunku, Aya-sama! - rzekła uroczyście, po czym nisko pokłoniła się
brunetce, coraz bardziej zresztą zaskoczonej.
- To znaczy… że wiesz, kim jest mój ojciec? - spytała.
- Oczywiście! - zaświergotała. - I jestem tu w związku z tym.
Mam wiadomość od twego czcigodnego ojca.
Aya zamarła, wpatrując się szeroko otwartymi oczami na Marię.
- Wiadomość… od mojego… ojca? - zapytała cicho, już jakby
nieobecna.
Zero wyglądał nie lepiej. Patrzył na Kurenai z lekko rozchylonymi
ustami, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
Szarowłosa tymczasem potaknęła.
- Czy możemy gdzieś w
spokoju porozmawiać, Aya-sama, Kiryuu-kun? - zapytała uprzejmie.
Brunetka skinęła głową i jak w transie poprowadziła ją do jednej
z pustych sal. Aya i Zero zapatrzyli się na wampirzycę w oczekiwaniu.
- No więc? -
zniecierpliwiła się szarooka. - Czy mój ojciec naprawdę kazał mi coś przekazać?
- Tak, oczywiście! -
zapewniła Maria. - Wie, że chcesz się z nim spotkać. Jednak nieważne, jak długo
byś szukała, i tak go nie znajdziesz. Dlatego też, jeśli chcesz się z nim
zobaczyć, zaprowadzę cię do niego.
Aya nie mogła w to uwierzyć. Sam…
proponuje mi spotkanie? Chce się ujawnić?
- Nie musisz teraz
podejmować decyzji - zapewniła wampirzyca. - Zastanów się w spokoju, Aya-sama.
W piątek przyjdę tu ponownie, by poznać twą odpowiedź: chcesz się spotkać z
Kage-sama czy też nie? - Zamilkła na moment. - To wszystko, Aya-sama -
oznajmiła. - Pozwól proszę, że już pójdę.
Dziewczyna skinęła tylko głową, niezdolna do wypowiedzenia
jakiegokolwiek słowa.
Maria z szacunkiem się jej pokłoniła, po czym wyszła z sali, by
zmierzyć ku głównej bramie Akademii.
- Nēsan, czego chciała od ciebie ta landryna? - spytała Kaori,
gdy tylko ujrzała siostrę.
- Zaprowadzi mnie do
ojca - powiedziała z powagą Aya.
- Co?! - Niemożliwe! - Jak to?!
- Nie wiem. Chyba
dla niego pracuje. Zresztą nieważne - ucięła, przyspieszając kroku w kierunku
akademika.
- Chcesz skorzystać
z tej propozycji? - zapytała z trwogą blondynka.
- Oczywiście.
Od tak dawna na to czekała. Szukała go, lecz bez powodzenia.
Aż w końcu sam do
niej przyszedł. To było nawet do przewidzenia.
- Nie możesz do niego pójść! - zawołała ze złością Kao. - Nie
możesz, rozumiesz?!
- Nie będziesz mi
mówić, co mam robić - odparła spokojnie Aya. - Nadszedł czas na zemstę. Nie
powstrzymasz mnie. Ale nie martw się, jestem przygotowana na konfrontację z ojcem.
Od dawna trenowała posługiwanie się mocami. Od czasu przemiany
mogła też używać błyskawic. Do tego nauczyła się łączyć różne moce, tworząc
nowe, niesamowite techniki. Zdziwiła się, gdy przypadkiem odkryła, że może
nawet łączyć tak przeciwne sobie żywioły jak ogień i woda.
- Nie, nēsan, proszę! - błagała Kaori, zbaczając już ze swojej
trasy i wlokąc się za brunetką. - To zbyt niebezpieczne!
- Nie powstrzymasz
mnie - powtórzyła ze stoickim spokojem Aya. - Nikt mnie nie powstrzyma -
uzupełniła, mówiąc to jednak jakby do siebie.
Cztery dni minęły okropnie szybko.
Piątkowe popołudnie nie sprzyjało wycieczkom. Słońce całkiem
skryło się za ciężkimi chmurami, mocny wiatr kołysał coraz bardziej gołymi
gałęziami drzew.
Aya i Zero nie zwracali jednak na to uwagi. Pogoda była
nieistotna, liczyło się tylko to, co ich czekało. Spotkanie z Kage Hiou,
czystokriwstym wampirem, który miał czelność zabić Maayę Katayamę, którą niby
to tak bardzo kochał…
Maria Kurenai pojawiła się zgodnie z zapowiedzią.
- Aya-sama, tak się
cieszę, że zdecydowałaś się spotkać ze swym czcigodnym ojcem! - zaświergotała.
Naprawdę wyglądała na szczęśliwą. Aż za bardzo.
We troje przeszli przez bramę, gdzie natknęli się na dorosłego
wampira.
- Aya-sama,
Kiryuu-sama. - Mężczyzna pokłonił się parze.
- Poznajcie
Namizawę-san - przedstawiła kolegę szarowłosa.
Namizawa? Namizawa… Wydaje mi się, że gdzieś już słyszałam to
nazwisko, zauważyła brunetka. Z miny Zero
wyczytała, że on też ma takie wrażenie.
Bez większego ociągania ruszyli w drogę. Siedemnastolatka po raz
kolejny w ciągu kilku dni poczuła wyrzuty sumienia. Wybierając się do ojca,
dała powód do zmartwienia wielu osobom. No i wymknęła się, tak naprawdę nikomu
nie mówiąc, że spotkanie odbędzie się właśnie tego dnia.
Szósty listopada… Ironia…
Za miasteczkiem Aya przestała poznawać mijane okolice. Wampiry
prowadziły ją w tylko sobie znanym kierunku. Dziewczyna nie czuła jednak
niepokoju. Wiedziała, że Zero jest przy niej, więc nic się jej nie stanie. Przy
nikim innym nie czuła się tak bezpiecznie.
W pewnej chwili siedemnastolatka dziwnie się poczuła. Jakby
przeszła przez jakiś magiczny portal, choć spodziewała się, że w istocie
musiało to być coś innego. Faktem było jednak, że ni stąd, ni zowąd znalazła się
w całkiem innym miejscu niż była przed chwilą.
I wtedy rozumiała.
To tutaj, stwierdziła z pewnością, po
czym zauważyła przed sobą okazałą posiadłość.
Weszli do środka. Stanęli w przestronnym holu, zdającym się
wprost zapraszać podróżnych do wizyty.
Już po chwili dziewczyna straciła jednak zainteresowanie
budynkiem. Przyspieszyła, by dogonić Marię i Namizawę. W pewnym momencie
westchnęła.
- Kurenai-san -
rzekła, nie zatrzymując się.
- Tak, Aya-sama? -
spytała szybko wampirzyca.
- Kaori nie może iść
dalej - oznajmiła. Wszyscy pozostali zdziwili się, bo nie wyczuli obecności
pasażera na gapę. - Zatrzymaj ją, ale nie zrób jej krzywdy. Cokolwiek by się
stało, nie może jej spaść z głowy nawet jeden włos. Jeśli po powrocie zobaczę,
że coś jej dolega, zginiesz.
- Wakarimashita,
Aya-sama!
Kaori ze zdziwieniem zauważyła, że od reszty grupy odłączyła się
Maria Kurenai. Na dodatek zrobiła to po tym, jak Aya do niej przemówiła.
Szarowłosa stanęła przed szesnastolatką.
- Przepuść mnie -
rozkazała stanowczym tonem Kaori, chwytając przy tym katanę.
- Gomen nasai.
Aya-sama rozkazała mi pilnować, abyś nie poszła dalej - odparła kojącym tonem,
który niejedną osobę utuliłby do snu. Poprawiła delikatnie włosy, patrząc na
rozmówczynię.
- „Aya-sama”? „Rozkazała”?
Żarty sobie robisz?! - krzyknęła zdenerwowana już blondynka.
O
co tu chodzi? Najpierw przychodzi sobie bezczelnie do Akademii, namawia Ayę na
spotkanie z ojcem, które prawdopodobnie skończy się bitwą, a teraz wykonuje jej
rozkazy i zwraca się do niej z wielkim szacunkiem?! Skoro tak, to…
- Nie mam innego
wyjścia. Przepuścisz mnie czy nie? - rzuciła.
- Iie. Gomen -
odpowiedziała. Kao rzuciła swój urodzinowy płaszcz na podłogę.
- Dobrze więc. W
takim razie - rzekła, patrząc z wyższością w oczy przeciwniczki - przygotuj się
do walki!
- Nie chcę z tobą
walczyć - oznajmiła Maria.
Wypowiedziała te słowa tak delikatnie, że Kaori zrobiło się aż
głupio. Dziwnie będzie walczyć na
poważnie z tak słodką i na pozór bezbronnie wyglądającą dziewczynką. Ale muszę
się dostać do Ayi jak najszybciej, więc nie mam wyboru. Pomyślawszy to,
uniosła katanę na znak, że jest gotowa do walki. Czekała chwilę na reakcję
Kurenai, ale ta dalej stała ze smutną miną, jakby jej było przykro. Taka
postawa wyprowadziła Kao z równowagi. Podniosła wyżej swój miecz w celu zadania
pierwszego ciosu. W tym momencie Maria skoczyła w górę i spod swego płaszczyka
wyjęła katanę. Odskoczyła na bezpieczną odległość.
- Naprawdę nie ma
innego wyjścia? - spytała smutno.
- Iie - oznajmiła
blondynka i rzuciła się na wampirzycę. Przed tym jednak na szybko rozejrzała
się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Sprawdziła, jakie rzeczy lub
zakamarki mogą być przydatne w walce. Pokój był prostokątny, stały w nim tylko
fotel, sofa i kilka innych mebli. Poza tym były dwa okna na jednej ścianie i
otwarte drzwi, z których przyszli oraz drugie, prowadzące dalej. Dam radę, pomyślała, zaczynając walkę.
Maria ładnie odpierała ataki, jednak sama ich nie zadawała. Gołym okiem widać
było przewagę Kao. Po pewnym czasie szarowłosa zaczęła opadać z sił. Blondynka
jednak cały czas zadawała mocne ciosy, myśląc o przejściu dalej. Chcąc nie
chcąc, wypełniało ją też uczucie zazdrości - w każdej chwili, w której patrzyła
na małą, słodką Marię, która pewnie i tak jest starsza od niej samej. Pomyślała
o tym, że sama mogła się taka kiedyś wydawać i że zmieniło się to w chwili, gdy
została uświadomiona o egzystencji wampirów. Ponadto myśl, że Ichiru spędził z
Marią więcej czasu swego życia niż z nią, irytowała ją do reszty.
Wampirzyca coraz częściej oddalała się na większą odległość, aby
trochę odetchnąć. Czasem kaszlała, jednak w porę zasłaniała się przed atakiem.
- Porozmawiajmy -
prosiła. - Ta sytuacja jest inna niż ci się wydaje. - Kaori jednak nie słuchała
i atakowała dalej, mimo narastającego zmęczenia. - Kage-sama nie jest taki jak
myślisz! - rzuciła resztkami sił, prawie krzycząc. Osunęła się lekko na
podłogę. Mimo swego stanu, zrobiła to z wielką gracją.
- Może mi powiesz,
że jest kochającym tatusiem, a teraz czeka na Ayę z podwieczorkiem?! - warknęła
Kao, podchodząc bliżej Kurenai. - Takie rzeczy się nie zdarzają - szepnęła,
schylając się do nierównomiernie oddychającej wampirzycy. Następnie, nie chcąc
jej zabijać, minęła ją i udała się w kierunku otwartych drzwi, którymi wyszła
jej siostra.
- Zastanów się,
onegai - rzekła błagalnym tonem Maria. Kaori już chciała jej coś odpowiedzieć,
ale nagle drzwi, przed którymi stała, zamknęły się z hukiem. Blondynka
odwróciła się gwałtownie, podnosząc katanę. Na środku pomieszczenia znikąd
pojawił się na oko osiemnastoletni chłopak. Pomagał Marii wstać i choć sam stał
tyłem, Kao mogła stwierdzić, że jest przystojny. Piękne ciało, wyrobione
mięśnie widoczne pod jedwabną białą koszulą... Na dodatek gołym okiem było
widać, że to…
Czystokrwisty…?
***
Przez chwilę, która zdawała się nie mieć końca, dwie pary
identycznie szarych oczu wpatrywały się w siebie nawzajem. Kage patrzył na Ayę
w taki sposób, w jaki dziewczyna zawsze wyobrażała sobie kochającego ojca spoglądającego
na swą pociechę. Nie mogła tego znieść, serce ściskało jej się z bólu. Dlaczego
on to robił? Ten, który z zimną krwią zabił jej matkę dokładnie siedemnaście
lat temu… Szóstego listopada…
Dlaczego…
do cholery… Zacisnęła pięści i już chciała coś
powiedzieć, kiedy Hiou ją w tym ubiegł.
- Witaj, Aya -
odezwał się. - Witaj, Kiryuu-kun. - Tu zwrócił się do chłopaka i skinął mu
lekko głową. Zero tylko mocniej zacisnął dłoń na Bloody Rose, którą wciąż
trzymał w pogotowiu. Czystokrwisty tymczasem przeniósł wzrok z powrotem na
córkę. - Tak się cieszę, że cię widzę - wyznał, a brzmiało to tak szczerze, że
nastolatce nie chciało się wierzyć, że ON jest do tego zdolny. Ponadto jego
głos był naprawdę miły dla ucha. To był kolejny fakt, który dodatkowo zirytował
Ayę.
Brunetka znów postąpiła kilka kroków do przodu. Kage nawet się
nie poruszył, wciąż tylko patrzył na dziewczynę. Ta z kolei na moment
przymknęła powieki, by się nieco uspokoić, wyrównać oddech i nabrać siły. Potem
powoli otworzyła oczy, utkwiwszy wzrok w Hiou.
- Nie sil się na
uprzejmości - rzekła, starając się, by jej głos zabrzmiał możliwie
najchłodniej. Ze zdziwieniem odkryła, że to się jej udało, jednak zaraz się
opanowała i ponownie skupiła całą swą uwagę na czystokrwistym, stojącym teraz
zaledwie dwa metry przed nią. Wzięła głęboki oddech, po czym niemal
beznamiętnym tonem oznajmiła - Przyszłam tu, żeby cię zabić, ojcze.
***
Hej wszystkim! ;*
Dałybyśmy rozdział rano, ale nie miałyśmy dostępu do internetu. xP
Kolejny przełomik nam się szykuje, jak zresztą widać. xD Mamy nadzieję, że nie przeszkadza Wam fakt, że trochę zmieniamy styl, czy raczej układ poszczególnych rozdziałów, a także to, że "skaczemy" z jednego miesiąca do drugiego i tak dalej. Ale cóż, musicie się przyzwyczaić, bo to będzie teraz norma. ;]
Dostałyśmy teraz takiego twórczego powera, że piszemy praktycznie cały czas (to znaczy, kiedy tylko jesteśmy w domu). W ciągu ostatnich dwóch dni wyprodukowałyśmy jakieś cztery rozdziały. ^^ Każdy po kilkanaście stron, więc powinniście być zadowoleni. xP
Kolejny rozdzialik ukaże się za tydzień i będzie nosił tytuł "Odzyskane wspomnienia". Mamy szczerą nadzieję, że dodany przez nas rozdział osłodzi Wam trochę ten smutny dzień rozpoczęcia roku szkolnego... <masakra>
Uwaga, dobra wiadomość: zdecydowałyśmy, że we wrześniu rozdziały będą ukazywać się tak jak niegdyś, czyli regularnie, w każdą środę i sobotę. :) Jeśli chodzi o kolejne miesiące, będziemy Was na bieżąco informować.
No, lecimy dalej tworzyć. xD Buziaki i dziękujemy za wszystko! ;*
[wpis z dnia 25.08.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz