poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIV, rozdział LXVII - "Spotkanie po latach"


       Najpierw poczuła jego zapach. Jeszcze na korytarzu, długim i misternie ozdobionym.
       Znała go. Na pewno znała ten zapach, choć wydawał się jedynie jakimś mglistym wspomnieniem, a może nawet tylko snem…
       Znała go. Ostatnio tak bardzo podobny zapach wyczuła od Shizuki, która była przecież jego starszą siostrą…
       Znała go i była pewna, że należy właśnie do niego.
       Zero też to wiedział. Aya wyczuła w nim coraz większe napięcie, gdy mocniej ścisnął jej dłoń.
       Ale szli dalej, wciąż naprzód, prowadzeni przez praktycznie nieznajomego mężczyznę. Ów osobnik pochodził, jak się dowiedzieli, ze szlacheckiej rodziny wampirów. Był wysoki, miał ciemnoblond włosy, brązowe oczy i ładnie brzmiący głos, który, nawiasem mówiąc, za każdym razem wyrażał jakąś dziwną pokorę zarówno w stosunku do brunetki, jak i do Kiryuu.
       Cały budynek przesiąkał magią i Aya czuła, że zbliżają się do jej źródła. Posiadłość była czysta i zadbana, ładnie urządzona, ale pozbawiona zbędnych bibelotów. W normalnych okolicznościach siedemnastolatce na pewno bardzo by się tu podobało. Teraz jednak nie myślała o niczym innym, jak tylko o tym, co ją niechybnie czekało.
       Nie mogła być pewna, że zdoła wrócić. Wierzyła jednak, że wszystko potoczy się we właściwym kierunku - w końcu był z nią Zero. Co ona by bez niego zrobiła?
       Blondyn nagle zatrzymał się przy dużych, prawdopodobnie dębowych drzwiach. Serce dziewczyny zabiło mocniej.
       - To tutaj, Aya-sama, Kiryuu-sama - oświadczył wampir Klasy C, kłaniając się im lekko. - Jesteście gotowi?
       Chłopak spojrzał na szarooką pytająco. W odpowiedzi skinęła głową.
       - Hai - zwróciła się do mężczyzny.
       Wampir w wielce dystyngowany sposób otworzył ciężkie drzwi, po czym przepuścił parę, by pierwsza weszła do środka.
       Znaleźli się w całkiem sporej komnacie. Była urządzona w podobnym stylu jak reszta domu - skromnie, ale naprawdę ładnie. Wprost… przyjemnie.
       - Kage-sama. - Poddany wymówił to imię niemalże z czcią i ukłonił się nisko.
       - Dziękuję, Minato-san. Możesz odejść.
       - Wakarimashita, Kage-sama - odparł szlachcic, ponownie się kłaniając. Po chwili już go nie było. Wycofał się i zamknął za sobą drzwi tak cicho, że nawet Aya nie usłyszała żadnego szelestu. A może po prostu była tak skupiona na kimś innym, że nie zwróciła na to uwagi.
       Stał przy oknie, za którym rozciągał się smutny, listopadowy krajobraz. Ubrany w czarne spodnie i jasną koszulę, wyglądał wytwornie nawet od tyłu.
       Ale już po chwili się odwrócił. Aya miała wrażenie, jakby zrobił to w zwolnionym tempie, ale było to tylko jej wyobrażenie.
       Serce na porządnie się rozkołatało, gdy ujrzała wreszcie swojego ojca w całej swej postaci. Nie było żadnych, choćby najmniejszych wątpliwości, że to on.
       Oczy Kage Hiou miały dosłownie identyczny odcień jak szarość tęczówek córki. Skóra była tak samo blada. Mężczyzna miał doskonałą budowę, był wysoki i niesamowicie przystojny. I wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Aya dziwnie się poczuła, gdy zobaczyła ojca wyglądającego na zaledwie kilka lat starszego od niej. Musiał być młody - oczywiście jak na czystokrwistego wampira.
       Zdecydowanie był też podobny do Shizuki. Włosy miał tej samej barwy, były też one tak samo proste (co zresztą Aya po nim odziedziczyła). Jego raczej smutny wyraz twarzy był podobny do tego, który brunetka widziała u Shizuki podczas kilku snów parę miesięcy temu.
       Pierwsze skojarzenie związane z wyglądem Kage, które przyszło siedemnastolatce na myśl, określało jedno słowo: jasny. Niemal białe włosy, szare oczy, blada cera… To wszystko składało się na fakt, że mężczyzna przypominał… no cóż, anioła.
       Ta myśl tylko zirytowała dziewczynę. Nienawiść, która na moment ustąpiła miejsca jakiejś dziwnej nostalgii, powróciła ze zdwojoną siłą.
       Aya wzięła głęboki wdech, by się nieco uspokoić. Wyrównała oddech, puściła rękę Zero i zrobiła pierwszy krok w kierunku ojca.
***
       - Nēchan? Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli pomieszkamy jeszcze z mamą? No wiesz, wolę być przy niej, szczególnie teraz… - rzekła Kaori, gdy Aya weszła na teren Akademii Kurosu.
       - Jak chcesz - mruknęła, wzruszając ramionami. Spojrzała ze smutkiem na Zero, który trzymał jej walizkę.
       - Wyglądacie, jakbyście szli na pogrzeb - zauważył Ichiru, zwracając się do brata i brunetki.
       Bliźniak machnął tylko ręką i wszyscy ruszyli w stronę domku dyrektora.

       - Rozumiem, więc wreszcie cię wypisali? - zaciekawiła się Shindo, jedna z koleżanek z klasy sióstr Mitsui. Była ona, nawiasem mówiąc, wielka fanką Zero od czasu, gdy „uratował” ją w poprzednie Walentynki i teraz była nieco przybita z powodu tego, że chłopak jest już na sto procent zajęty. - A co ci tak właściwie dolegało? - spytała.
       - To jakaś bardzo rzadka choroba, posiada tylko typowo medyczną nazwę, której nie sposób zapamiętać - odparła Aya, opowiadając wersję, którą wymyśliła z Reiko dla niepoznaki.
       - Całkiem już wyzdrowiałaś? - zapytała Yuka Chiba, mała szatynka o zielonoszarych oczach.
       - Mam nadzieję… Cóż, przez długi czas będę musiała brać lekarstwa, ale poza tym powinno być w porządku… Tak myślę - odpowiedziała brunetka.
       - Czy mi się wydaje, czy nie wróciłyście do akademika? - odezwała się znowu Shindo, zwracając się już do obu sióstr.
       - Na razie mieszkamy z mamą - wyjaśniła Kaori.
       - Ach tak…
       Pierwszych kilka dni po powrocie Ayi do Akademii na stałe wyglądało w podobny sposób. Ludzie dopytywali się o wszystko, a dziewczyna tylko coraz bardziej dziwiła się, że tyle osób wiedziało, kim ona w ogóle jest.
  
       Kao leżała już w łóżku, odwrócona w stronę siostry. Patrzyła, jak starsza siada na materacu, po czym sięga do szuflady w szafce nocnej i wyciąga z niej pudełko z tabletkami. Wzięła do buzi kilka naraz, a potem zapatrzyła się na chwilę na opakowanie.
       - Czemu bierzesz ich tak dużo? - spytała skonsternowana lekko blondynka.
       - Dużo? - prychnęła Aya, uśmiechając się ponuro. - Nie widziałaś dużej dawki. Można je brać garściami, a i tak… „Pragnienie może całkowicie uśmierzyć tylko krew osoby, którą się kocha” - zacytowała.
       - Hę? - Kaori przestraszyła się trochę. - Czy to znaczy, że nawet po takiej ilości tabletek nie jesteś… najedzona?
       - To jest tak, jakbyś zjadła jakąś marną konserwę czy coś w tym stylu - powiedziała po chwili zastanowienia onēsan. - Smakuje byle jak, ale zaspokoi to największe pragnienie. Śmierć głodowa ci przez jakiś czas nie grozi. Ale nie czujesz się po tym ani syta, ani zadowolona. Robisz to, bo nie masz innego wyjścia - wyjaśniła.
       - Krew Zero ci pomaga? Tak… całkiem? Wtedy czujesz się wyśmienicie?
       - Tak to mniej więcej wygląda.
       - Czyli naprawdę go kochasz. Jeśli ta teoria jest prawdą. A… - zawahała się. - Myślisz, że moja krew też by zadziałała w taki sposób? To znaczy… kochasz mnie, ale w inny sposób. To działa tylko w parze czy małżeństwie, czy też w relacjach rodzeństwa albo rodzic-dziecko i tak dalej…?
       - Nie wiem - odparła szybko Aya. - I nie chcę wiedzieć. Nie poruszaj więcej tego tematu.
       - Hę? Jakiego? Mojej krwi?
       - Tak, właśnie. Nie mów o tym, proszę - rzekła zestresowana, przypominając sobie słodki zapach krwi imōto.
       - Dobrze, nēsan. Jak sobie życzysz - zgodziła się. Zmartwiła się, gdy zobaczyła, że siostra bierze kolejną porcję białych tabletek. Bezwiednie odrobinę się skrzywiła, ale bystry wzrok siedemnastolatki od razu to zauważył.
       - Sama chciałaś, żebym wróciła. Musisz się przyzwyczaić do takiego widoku.
       - Wiem, po prostu… Wcześniej ich nie brałaś.
       - Nie przy tobie - poprawiła ją Aya.
       Wychodzi na to, że musi je brać naprawdę często, zauważyła ze smutkiem imōto.

       Po lekcjach Aya rzadko widywała się z Zero i Kaori. Oboje mieli wiele pracy w Związku i co rusz otrzymywali kolejne to zlecenia.
       Brunetka spędzała wiele czasu z Otsune, a także z Konosuke Fuchidą, gdyż Umari i on byli już praktycznie nierozłączni. Od dawna wyglądali jak para, ale rudowłosa przyznała, że tak naprawdę nie odbyli jeszcze rozmowy na temat tego, co do siebie czują.
       - Lepiej przeprowadźcie tę rozmowę jak najszybciej, bo tylko będziecie się męczyć - poradziła przyjaciółce Aya. - Wiem z doświadczenia. - Uśmiechnęła się porozumiewawczo.
       - Pewnie masz rację - przyznała zielonooka. - Choć z drugiej strony, jest dobrze tak, jak jest. Dobrze się dogadujemy i w ogóle… Czy jeśli zaczęlibyśmy ze sobą chodzić, coś mogłoby się między nami popsuć?
       - Żartujesz? - zaśmiała się siedemnastolatka.-  Będzie tylko lepiej. Setki razy lepiej. Cudownie… - Pomyślała o Zero, co zresztą czyniła przez większą część dnia. - Uwierz mi.

       - Tak sobie pomyślałem, że któregoś dnia może wybierzemy się razem do siedziby Związku. Jeśli we dwoje poszperamy w archiwum, może uda nam się coś znaleźć - zaproponował Zero.
       Razem z Ayą siedzieli w stajni, pielęgnując Białą Lilię.
       - A wpuszczą mnie tam w ogóle? - zapytała. - Nie rzucą się na mnie, gdy tylko przekroczę próg jednej z waszych kwater?
       - Niechby tylko spróbowali - odparł z uśmieszkiem. - A tak poważnie, nie mogą nic ci zrobić, jeśli nie będą mieli powodów. Poza tym, będziesz przecież ze mną. Nikt ci nie podskoczy.
       - To znaczy, że zajmujesz tam wysoką pozycję?
       - Trudno to określić. Jestem jednym z najlepszych Łowców, ale wydaje mi się, że ten respekt bierze się z czegoś innego, wiadomo czego. - Spojrzał na dziewczynę porozumiewawczo.
       - Soka… - westchnęła. - Ale na pewno będą się krzywo patrzeć.
       - No - przyznał. - Ale nie przejmuj się tym. Jeśli będziesz miła i grzeczna, zdobędziesz szacunek tych osób, które są… normalne. To znaczy, wiesz - bez uprzedzeń i tak dalej.
       - Uhm… - mruknęła brunetka, zatapiając się w myślach.

       Aya spędziła trzy tygodnie w domku dyrektora - wraz z Kao i Reiko. Zdała sobie jednak sprawę z tego, że wolałaby wrócić do akademika. Nie bardzo wiedziała, jak powiedzieć o tym cioci i siostrze, bała się, że odbiorą to w negatywny sposób. W końcu jednak postawiła na szczerość - cechę, która przychodziła jej z trudem, ale w której wciąż się ostatnio szkoliła.
       Obie blondynki ją zrozumiały, żadna się nie obraziła, choć na pewno było im trochę przykro. Kaori oświadczyła, że zostanie z mamą co najmniej do porodu, a prawdopodobnie nawet dłużej.
       Siostry wpadły na pomysł, by na czas nieobecności Kao w dormitorium Aya mogłaby się przenieść do Otsune - w końcu Umari wciąż nie miała współlokatorki.
       Rudowłosa bardzo się ucieszyła i z entuzjazmem przyjęła propozycję. Następnego dnia Aya i Otsune mieszkały już razem.

       Któregoś wieczoru zielonooka weszła do pokoju mocno zarumieniona. Brunetka od razu się domyśliła, co się stało, ale czekała na sprawozdanie przyjaciółki.
       Umari usiadła na swoim łóżku i uśmiechnęła się uroczo.
       - Przeprowadziliśmy tę rozmowę - powiedziała cicho.
       - I jak było? - spytała z ciekawością siedemnastolatka.
       - Było… Ojej! Cudownie! Najpierw się plątaliśmy, ale w końcu… jakoś tak samo wyszło. I, i… I teraz jesteśmy ze sobą. Tak naprawdę. - Uśmiechnęła się jeszcze bardziej promiennie. - Aya, jestem taka szczęśliwa!
       Ostatnio wszystko się układa, zauważyła szarooka. Jak dobrze!

       Następnego dnia Aya wybrała się z Zero do jednej z siedzib Związku. Budynek nie wyglądał jakoś specjalnie - przynajmniej nie od zewnątrz. W środku było już czuć łowiecką magię. Dziewczyna miała nieodparte wrażenie, że nie powinna tam wchodzić, że gdy to zrobi, stanie się coś złego.
       Myliła się jednak, bo przekroczyła próg całkiem normalnie - choć ścisnęła mocniej rękę chłopaka, bojąc się od niego oddalić choćby na moment.
       - Kiryuu-kun, nie masz dzisiaj przypadkiem dnia wolnego?
       Para odwróciła się i ujrzała starszą panią, która jednak była bardziej żwawa niż większość ludzi w ich wieku. Dobrze się trzymała, była wysportowana i silna, a na jej twarzy nie było widać zbyt wielu zmarszczek - wiek można było poznać jedynie po oczach - inteligentnych i skupionych, właściwych osobom naprawdę doświadczonym i mądrym.
       - Asamoto-san, witam panią. - Zero skinął głową w geście przywitania. - Oto Aya Katayama - przedstawił brunetkę. Wcześniej razem ustalili, że to tym nazwiskiem dziewczyna chce się posługiwać.
       - Dzień dobry - przywitała się uprzejmie z kobietą.
       - O ile mnie pamięć nie myli, jesteś podopieczną Mitsui-san i przybraną siostrą naszej początkującej, acz bardzo uzdolnionej Łowczyni, niejakiej Kaori, tak?
       - Owszem, to ja - przyznała.
       - Cieszę się, że mogłam cię poznać - uśmiechnęła się Hinako. - Słyszałam o tobie wiele dobrego - wyznała.
       - Naprawdę? - zdziwiła się siedemnastolatka. Nie spodziewała się czegoś podobnego.
       - Hai, hai! Ciocia, siostra i ten tu młodzieniec bardzo cię szanują i kochają - rzekła z uśmieszkiem na twarzy.
       Aya zerknęła na Zero - był trochę zmieszany, co jej się jednak zdecydowanie spodobało.
       - No, nie przeszkadzam już - odezwała się ponownie kobieta. - Życzę wam powodzenia w poszukiwaniach, czegokolwiek one dotyczą…
       - Dziękujemy, Asamoto-san - odparł osiemnastolatek.
       - Do widzenia, Katayama-san, Kiryuu-kun.
       Pożegnali się, po czym Zero poprowadził dziewczynę w dół schodów, a potem dość długim korytarzem.
       - Jaka miła osoba! - zawołała wesoło Aya, mówiąc o Hinako Asamoto. Po poznaniu tak sympatycznej Łowczyni jej nastrój się polepszył.
       - Tak, to jedna z tych, dla których nieważny jest gatunek, do którego należy dana osoba, lecz to, co sobą reprezentuje.
       - No i dobrze. To mądre podejście do sprawy. Szkoda, że nie ma zbyt wielu takich ludzi.
       Doszli już do celu, więc na tym przerwali rozmowę.
       Archiwum było wielką salą pełną regałów, na których stały różnego rodzaju księgi, segregatory, zeszyty i tym podobne. Tu i ówdzie stały niewielkie stoliki otoczone krzesłami, na których można było usiąść, by w spokoju poszukać interesującej informacji.
       Poszukiwania zaczęli od działów związanych z czystokrwistymi. Potem przeszli do dokumentacji dotyczącej ostatnich kilkunastu lat. Nic jednak nie znaleźli - nawet małej wzmianki na temat Kage Hiou.
       - To bez sensu! - zniecierpliwiła się w końcu Aya, z trzaskiem zamykając którąś z ksiąg. - On… On naprawdę jakby nie istnieje.
       - Może źle szukamy - mruknął Kiryuu. - W co jednak szczerze wątpię - westchnął. - Gość ma jakiś powód, by się ukrywać. Widocznie jest z tych, którzy jak już coś robią, to robią to dobrze. Cholernie dobrze, perfekcyjnie. Zatarł za sobą wszystkie ślady. Ale co z ludźmi, czy raczej wampirami, z którymi się zadawał? Ktoś musiał go znać. Przecież nie mógł żyć całkiem sam przez te wszystkie lata. Wątpię, by wyemigrował dokądś i wiódł teraz poczciwe życie pustelnika. On po prostu musi gdzieś być. Możliwe nawet, że gdzieś blisko…
       - Może tak, może nie. Wiem jedno: on istnieje. Żyje gdzieś, nie wiadomo gdzie, i… pewnie na coś czeka.
       - Albo na kogoś. - Zero zmrużył oczy.
       - Co masz na myśli? - spytała brunetka, odkładając trzymaną wciąż księgę na miejsce.
       - Nie sądzę, by ten koleś chował się dla zabawy. Ma w tym jakiś cel, to pewne. I tak się zastanawiam… Z jakiegoś powodu siedemnaście lat temu zrobił to, co zrobił… Obawiam się, że może mieć jakieś plany względem ciebie…
       - Nawet jeśli… Nie wyjdą mu. Dopadniemy go, tak? - zapytała, utkwiwszy pełne nadziei spojrzenie w chłopaku.
       - Oczywiście. - Uśmiechnął się groźnie. - Już niedługo - obiecał.
       Zdecydowali, że wrócą już do Akademii Kurosu. Nie było sensu dłużej siedzieć w archiwum, i tak nic by nie znaleźli. Coraz częściej myśleli, czy nawet czuli, że wyjaśnienie przyjdzie samo…
       Na głównym korytarzu spotkali kogoś, kogo Aya miała nadzieję nigdy już nie zobaczyć.
       - No proszę, proszę, a jednak wampir - rzekł szyderczym tonem brązowowłosy mężczyzna z kozią bródką - jeden z intruzów, którzy naszli kiedyś siostry Mitsui w Akademii. - Nieładnie, nieładnie - zacmokał z dezaprobatą, mierząc Ayę wzrokiem. - Mała kłamczuszka.
       - Daj sobie spokój, Eiji-san. - Zero spojrzał wilkiem na dorosłego Łowcę.
       - Kiryuu, Kiryuu, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, skarbie. - Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie. - To, że jesteś taki silny, nie oznacza od razu, że możesz pyskować starszym - pouczył go nauczycielskim tonem. - Zresztą nie powinieneś być dumny z tych swoich super mocy. W końcu to zasługa… - Pochylił się nad młodzieńcem. - Wampirów - szepnął mu na ucho, po czym roześmiał się.
       Zero westchnął.
       - Z jakiegoś powodu kompletnie nie rusza mnie to, co mówisz - powiedział ze znudzeniem. - Więc jeśli masz ochotę się z kimś podroczyć, Eiji-san, spróbuj szczęścia gdzie indziej. Ja ne - rzucił, po czym wraz z Ayą wyszedł z budynku. - Co za cymbał - mruknął po chwili.
       - Dziękuję - szepnęła dziewczyna.
       - Za co? - zdziwił się osiemnastolatek.
       - Gdybyś tego tak nie uciął, znęcałby się dalej. To denerwujące…
       - Nieważne, zapomnij. Nie warto przejmować się takim kretynem.

       Kaori szczerze się w duchu cieszyła z powodu tego, że onēsan nie może znaleźć żadnych informacji na temat swojego ojca.
       Ona po prostu NIE MOŻE go znaleźć, stwierdziła z przekonaniem. Konfrontacja z nim byłaby okropnie niebezpieczna, nawet jeśli byłby z nią Zero. Nie może do tego dojść. Póki co, nic jej chyba nie grozi, bo ten cały Kage jakby nie istnieje. Mam nadzieję, że to się nie zmieni…

       - Uspokójcie się! - krzyknął po raz kolejny sensei. - Zostały jeszcze dwie minuty lekcji - oznajmił i próbował kontynuować zajęcia. Tego dnia mogłoby się zdawać, że klasę dopadł jesienny nastrój i nikt nie przykładał większej wagi do słów nauczyciela. Niektórzy robili sobie drzemki, inni rozmawiali szeptem.
       - Yare, yare. To dopiero trzecia lekcja, a ja już nie mogę - rzuciła Kao do siostry.
       - Nie wiem, jak nauczyciel może to wytrzymywać. Nikt go nie słucha - zauważyła Aya.
       - Hm... - zamyśliła się blondynka.
       Wszystko wróciło do normy. Siedzę sobie z Ayą na nudnych lekcjach, coraz rzadziej słyszę wzmianki o jej ojcu. Chyba w najbliższym czasie nie dojdzie do ich spotkania. Yatta, ucieszyła się w myślach. Uczniowie nagle zaczęli powoli wstawać.
       - Na miejsca! - zdenerwował się profesor. - Jeszcze nie było… - zaczął, ale w tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka. Wszyscy wyszli z sali i skierowali się na przerwę. Aya udała się gdzieś z Zero, jak to było w ich zwyczaju, dlatego Kao podbiegła do Ichiru i poszli się przejść. Wyszli przed szkołę, gdzie w tym momencie prawie nie było ludzi.
       - Czas tak szybko mija... - stwierdziła, patrząc na pomarańczowe liście na drzewach. - I pomyśleć, że to już początek listopada. Niedługo będę miała brata! - ucieszyła się.
       - Brata? Skąd możesz to wiedzieć? - spytał się z uśmiechem.
       - To się czuje - oznajmiła. - Zresztą… Zawsze marzyłam o bracie! Mam nadzieję, że dzisiejsze badania mamy wypadną pozytywnie. Jakoś po lekcjach powinna wrócić… - zamyśliła się, siadając na schodkach przed budynkiem. Ichiru stał nad nią.
       - Oczywiście, że będzie dobrze. Jak miałoby nie być? To będzie prawdopodobnie kolejny silny Łowca w waszej rodzinie. - Ichiru uśmiechnął się porozumiewawczo. Nagle przed oczami Kaori śmignęła smukła, szarowłosa postać, ubrana w zwiewną sukienkę i, co gorsza, rzucająca się chłopakowi na szyję.
       - Ichiru-chan! Ichiru-chan! - przemówiła najsłodszym, prawie że dziecięcym głosem. Wykraczał nawet poza granice tak zwanej „obrzydliwej słodkości”. W żaden sposób nie można było temu zaprzeczyć.
       Przez chwilę zdezorientowany chłopak nie wiedział, co zrobić. Po chwili jednak też ją objął i zakręcił nią kilka razy.
       - Maria-chan! - powiedział uroczym, jakby stęsknionym tonem.
       Kaori stała jak wryta, nie wiedząc, co ze sobą począć. Maria… Kurenai? To w jej ciele była Shizuka… I ona ma czelność przychodzić tutaj i obściskiwać MOJEGO chłopaka?!
       - Ichiru-chan! Co za spotkanie! Strasznie za tobą tęskniłam! Dlaczego nie pozwolili mi się z tobą zobaczyć, kiedy się obudziłam?
       - To trochę skomplikowane, Maria-chan. Demo…
       - Wiesz, że nawet pomyliłam ciebie z bratem? - wtrąciła wpół zdania. Chłopak się roześmiał.
       - Dobrze cię widzieć - odparł.
       - Ile to już czasu! - powiedziała, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
       - Ekhem… - wstając, rzuciła Kaori. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuła się niewidoczna.
       - Aa… - Ichiru zarumienił się, delikatnie „odkładając” wampirzycę na ziemię. - Maria-chan, to jest…
       - Kaori Mitsui - przedstawiła się sama. - Jestem…
       - …moją dziewczyną - dopowiedział Ichiru z uśmiechem.
       Maria zrobiła minę naburmuszonego dziecka, jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Kao poczuła wrogość do nowo poznanej dziewczyny, dlatego wpięła się rękoma w ramię chłopaka i odwracając jego twarz do swojej, wlepiła w niego swe wargi. Następnie odwróciła się w stronę Kurenai i uśmiechnęła się znacząco.
       - Jesteście szczęśliwi? - zapytała ni z tego, ni z owego smutnym tonem.
       - Hai - powiedzieli równo, śmiejąc się do siebie.
       - Yatta! - wykrzyknęła i rzuciła się na szyję… Kaori. - Tak się cieszę! Ichiru-chan jest szczęśliwy!
       - Cha, cha! - zaśmiał się Kiryuu.- A tak nawiasem, Maria-chan… Co cię tu sprowadza?
       - Ach! - rzuciła, odsuwając się od Kao i przybierając normalny, sympatyczny wyraz twarzy. - Byłabym zapomniała. Szukam twojej siostry - wyznała, patrząc na Kaori.
       - Szukasz Ayi? - zdziwiła się.
       - Hai. Powiesz mi, gdzie ona jest? - spytała uroczo. Ichiru już chciał coś powiedzieć, ale blondynka go uprzedziła.
       - Wybacz, ale nie - odparła chłodno. - A czego od niej chcesz? Mogę jej przekazać.
       - Niestety, to sprawa osobista.
       - Przykro mi - skłamała. - Nie pomogę ci.
       Maria spojrzała na Ichiru, który wzruszył bezradnie ramionami. Usłyszeli dzwonek na lekcję.
       - Wybacz, musimy się zbierać - rzekła lekko oschle blondynka i biorąc bliźniaka za rękę, odwróciła się w stronę szkoły.
       - Sayonara, Maria-chan.
       - Uhm - odpowiedziała tylko.
       Gdy para już była sama, Kiryuu, widząc zarumienioną ze złości i zazdrości twarz Kao, roześmiał się.
       - No co…? - mruknęła. - Ona jest jakaś dziwna… Jakby na ciebie leciała!
       - Jesteś zazdrosna?
       - Może… - odparła i zmieniła temat. - Zastanawia mnie, co chciała od Ayi… Domyślasz się może?
       - Iie…
       Udali się więc na lekcje, oboje zatopieni w swych rozmyśleniach.

       - Ech, jesteśmy spóźnieni - stwierdziła oczywistość Aya.
       Zero jednak, zamiast przyspieszyć, zatrzymał się gwałtownie.
       - Co jest? - spytała zdziwionym tonem dziewczyna.
       - Wampir - rzucił krótko chłopak, rozglądając się już uważnie dookoła.
       Dopiero wtedy brunetka poczuła charakterystyczną woń.
       - Skądś znam ten zapach… - powiedziała z zamyśleniem, próbując sobie przypomnieć, kiedy i gdzie go czuła.
       - Taa, ja też. Tylko skąd? Shimatta. Chodźmy, zanim stanie się coś niedobrego.
       Ruszyli szybko w stronę źródła wampirzej woni. Stanęli jak wryci, gdy za jednym z zakrętów na szkolnym korytarzu ujrzeli Marię Kurenai we własnej osobie.
       - Aya-sama! - zawołała radośnie szarowłosa, biegnąc już w kierunku skonsternowanej pary. - Nareszcie cię znalazłam!
       Szarooka nie wiedziała, co powiedzieć. Samym szokiem było już spotkanie Marii w Akademii, a co dopiero fakt, że zwróciła się do niej per „sama” i jej szukała?
       - Co ty tutaj robisz? - Zero pierwszy odzyskał głos.
       - Przybyłam tu, by porozmawiać z Ayą-sama - odparła z uśmiechem Kurenai.
       Była tak słodka i urocza, że Ayi zrobiło się niedobrze.
       - Nie masz prawa tu przebywać - warknął chłopak.
       - Wiem, przepraszam. - Szarowłosa z pokorą skinęła głową. - Mimo wszystko musiałam jednak tu wejść. To bardzo ważne - wyznała. - Koniecznie muszę porozmawiać z Ayą-sama.
- Dlaczego tak na mnie mówisz? - zniecierpliwiła się siedemnastolatka. - Po imieniu, a do tego z przyrostkiem „sama”.
- Ależ to konieczne! - obruszyła się wampirzyca.
- Konieczne? Wcześniej zwracałaś się do mnie w normalny sposób - zauważyła, zapominając o tym, że powinna wyrzucić wampirzycę ze szkoły, a nie wdawać się z nią w głupią sprzeczkę.
- Wtedy nie wiedziałam jeszcze, kim jesteś - odparła. - Ach, właśnie! - wykrzyknęła, jakby nagle przypomniała sobie o czymś niezwykle ważnym. - Najmocniej przepraszam, że niegdyś zwracałam się do ciebie bez należytego szacunku, Aya-sama! - rzekła uroczyście, po czym nisko pokłoniła się brunetce, coraz bardziej zresztą zaskoczonej.
- To znaczy… że wiesz, kim jest mój ojciec? - spytała.
- Oczywiście! - zaświergotała. - I jestem tu w związku z tym. Mam wiadomość od twego czcigodnego ojca.
      Aya zamarła, wpatrując się szeroko otwartymi oczami na Marię.
- Wiadomość… od mojego… ojca? - zapytała cicho, już jakby nieobecna.
      Zero wyglądał nie lepiej. Patrzył na Kurenai z lekko rozchylonymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
      Szarowłosa tymczasem potaknęła.
      - Czy możemy gdzieś w spokoju porozmawiać, Aya-sama, Kiryuu-kun? - zapytała uprzejmie.
Brunetka skinęła głową i jak w transie poprowadziła ją do jednej z pustych sal. Aya i Zero zapatrzyli się na wampirzycę w oczekiwaniu.
       - No więc? - zniecierpliwiła się szarooka. - Czy mój ojciec naprawdę kazał mi coś przekazać?
       - Tak, oczywiście! - zapewniła Maria. - Wie, że chcesz się z nim spotkać. Jednak nieważne, jak długo byś szukała, i tak go nie znajdziesz. Dlatego też, jeśli chcesz się z nim zobaczyć, zaprowadzę cię do niego.
       Aya nie mogła w to uwierzyć. Sam… proponuje mi spotkanie? Chce się ujawnić?
       - Nie musisz teraz podejmować decyzji - zapewniła wampirzyca. - Zastanów się w spokoju, Aya-sama. W piątek przyjdę tu ponownie, by poznać twą odpowiedź: chcesz się spotkać z Kage-sama czy też nie? - Zamilkła na moment. - To wszystko, Aya-sama - oznajmiła. - Pozwól proszę, że już pójdę.
       Dziewczyna skinęła tylko głową, niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa.
       Maria z szacunkiem się jej pokłoniła, po czym wyszła z sali, by zmierzyć ku głównej bramie Akademii.

       - Nēsan, czego chciała od ciebie ta landryna? - spytała Kaori, gdy tylko ujrzała siostrę.
       - Zaprowadzi mnie do ojca - powiedziała z powagą Aya.
       - Co?! - Niemożliwe! - Jak to?!
       - Nie wiem. Chyba dla niego pracuje. Zresztą nieważne - ucięła, przyspieszając kroku w kierunku akademika.
       - Chcesz skorzystać z tej propozycji? - zapytała z trwogą blondynka.
       - Oczywiście.
       Od tak dawna na to czekała. Szukała go, lecz bez powodzenia.
       Aż w końcu sam do niej przyszedł. To było nawet do przewidzenia.
       - Nie możesz do niego pójść! - zawołała ze złością Kao. - Nie możesz, rozumiesz?!
       - Nie będziesz mi mówić, co mam robić - odparła spokojnie Aya. - Nadszedł czas na zemstę. Nie powstrzymasz mnie. Ale nie martw się, jestem przygotowana na konfrontację z ojcem.
       Od dawna trenowała posługiwanie się mocami. Od czasu przemiany mogła też używać błyskawic. Do tego nauczyła się łączyć różne moce, tworząc nowe, niesamowite techniki. Zdziwiła się, gdy przypadkiem odkryła, że może nawet łączyć tak przeciwne sobie żywioły jak ogień i woda.
       - Nie, nēsan, proszę! - błagała Kaori, zbaczając już ze swojej trasy i wlokąc się za brunetką. - To zbyt niebezpieczne!
       - Nie powstrzymasz mnie - powtórzyła ze stoickim spokojem Aya. - Nikt mnie nie powstrzyma - uzupełniła, mówiąc to jednak jakby do siebie.

       Cztery dni minęły okropnie szybko.
       Piątkowe popołudnie nie sprzyjało wycieczkom. Słońce całkiem skryło się za ciężkimi chmurami, mocny wiatr kołysał coraz bardziej gołymi gałęziami drzew.
       Aya i Zero nie zwracali jednak na to uwagi. Pogoda była nieistotna, liczyło się tylko to, co ich czekało. Spotkanie z Kage Hiou, czystokriwstym wampirem, który miał czelność zabić Maayę Katayamę, którą niby to tak bardzo kochał…
       Maria Kurenai pojawiła się zgodnie z zapowiedzią.
       - Aya-sama, tak się cieszę, że zdecydowałaś się spotkać ze swym czcigodnym ojcem! - zaświergotała. Naprawdę wyglądała na szczęśliwą. Aż za bardzo.
       We troje przeszli przez bramę, gdzie natknęli się na dorosłego wampira.
       - Aya-sama, Kiryuu-sama. - Mężczyzna pokłonił się parze.
       - Poznajcie Namizawę-san - przedstawiła kolegę szarowłosa.
       Namizawa? Namizawa… Wydaje mi się, że gdzieś już słyszałam to nazwisko, zauważyła brunetka. Z miny Zero wyczytała, że on też ma takie wrażenie.
       Bez większego ociągania ruszyli w drogę. Siedemnastolatka po raz kolejny w ciągu kilku dni poczuła wyrzuty sumienia. Wybierając się do ojca, dała powód do zmartwienia wielu osobom. No i wymknęła się, tak naprawdę nikomu nie mówiąc, że spotkanie odbędzie się właśnie tego dnia.
       Szósty listopada… Ironia…
       Za miasteczkiem Aya przestała poznawać mijane okolice. Wampiry prowadziły ją w tylko sobie znanym kierunku. Dziewczyna nie czuła jednak niepokoju. Wiedziała, że Zero jest przy niej, więc nic się jej nie stanie. Przy nikim innym nie czuła się tak bezpiecznie.
       W pewnej chwili siedemnastolatka dziwnie się poczuła. Jakby przeszła przez jakiś magiczny portal, choć spodziewała się, że w istocie musiało to być coś innego. Faktem było jednak, że ni stąd, ni zowąd znalazła się w całkiem innym miejscu niż była przed chwilą.
       I wtedy rozumiała.
       To tutaj, stwierdziła z pewnością, po czym zauważyła przed sobą okazałą posiadłość.
       Weszli do środka. Stanęli w przestronnym holu, zdającym się wprost zapraszać podróżnych do wizyty.
       Już po chwili dziewczyna straciła jednak zainteresowanie budynkiem. Przyspieszyła, by dogonić Marię i Namizawę. W pewnym momencie westchnęła.
       - Kurenai-san - rzekła, nie zatrzymując się.
       - Tak, Aya-sama? - spytała szybko wampirzyca.
       - Kaori nie może iść dalej - oznajmiła. Wszyscy pozostali zdziwili się, bo nie wyczuli obecności pasażera na gapę. - Zatrzymaj ją, ale nie zrób jej krzywdy. Cokolwiek by się stało, nie może jej spaść z głowy nawet jeden włos. Jeśli po powrocie zobaczę, że coś jej dolega, zginiesz.
       - Wakarimashita, Aya-sama!

       Kaori ze zdziwieniem zauważyła, że od reszty grupy odłączyła się Maria Kurenai. Na dodatek zrobiła to po tym, jak Aya do niej przemówiła. Szarowłosa stanęła przed szesnastolatką.
       - Przepuść mnie - rozkazała stanowczym tonem Kaori, chwytając przy tym katanę.
       - Gomen nasai. Aya-sama rozkazała mi pilnować, abyś nie poszła dalej - odparła kojącym tonem, który niejedną osobę utuliłby do snu. Poprawiła delikatnie włosy, patrząc na rozmówczynię.
       - „Aya-sama”? „Rozkazała”? Żarty sobie robisz?! - krzyknęła zdenerwowana już blondynka.
       O co tu chodzi? Najpierw przychodzi sobie bezczelnie do Akademii, namawia Ayę na spotkanie z ojcem, które prawdopodobnie skończy się bitwą, a teraz wykonuje jej rozkazy i zwraca się do niej z wielkim szacunkiem?! Skoro tak, to…
       - Nie mam innego wyjścia. Przepuścisz mnie czy nie? - rzuciła.
       - Iie. Gomen - odpowiedziała. Kao rzuciła swój urodzinowy płaszcz na podłogę.
       - Dobrze więc. W takim razie - rzekła, patrząc z wyższością w oczy przeciwniczki - przygotuj się do walki!
       - Nie chcę z tobą walczyć - oznajmiła Maria.
       Wypowiedziała te słowa tak delikatnie, że Kaori zrobiło się aż głupio. Dziwnie będzie walczyć na poważnie z tak słodką i na pozór bezbronnie wyglądającą dziewczynką. Ale muszę się dostać do Ayi jak najszybciej, więc nie mam wyboru. Pomyślawszy to, uniosła katanę na znak, że jest gotowa do walki. Czekała chwilę na reakcję Kurenai, ale ta dalej stała ze smutną miną, jakby jej było przykro. Taka postawa wyprowadziła Kao z równowagi. Podniosła wyżej swój miecz w celu zadania pierwszego ciosu. W tym momencie Maria skoczyła w górę i spod swego płaszczyka wyjęła katanę. Odskoczyła na bezpieczną odległość.
       - Naprawdę nie ma innego wyjścia? - spytała smutno.
       - Iie - oznajmiła blondynka i rzuciła się na wampirzycę. Przed tym jednak na szybko rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Sprawdziła, jakie rzeczy lub zakamarki mogą być przydatne w walce. Pokój był prostokątny, stały w nim tylko fotel, sofa i kilka innych mebli. Poza tym były dwa okna na jednej ścianie i otwarte drzwi, z których przyszli oraz drugie, prowadzące dalej. Dam radę, pomyślała, zaczynając walkę. Maria ładnie odpierała ataki, jednak sama ich nie zadawała. Gołym okiem widać było przewagę Kao. Po pewnym czasie szarowłosa zaczęła opadać z sił. Blondynka jednak cały czas zadawała mocne ciosy, myśląc o przejściu dalej. Chcąc nie chcąc, wypełniało ją też uczucie zazdrości - w każdej chwili, w której patrzyła na małą, słodką Marię, która pewnie i tak jest starsza od niej samej. Pomyślała o tym, że sama mogła się taka kiedyś wydawać i że zmieniło się to w chwili, gdy została uświadomiona o egzystencji wampirów. Ponadto myśl, że Ichiru spędził z Marią więcej czasu swego życia niż z nią, irytowała ją do reszty.
       Wampirzyca coraz częściej oddalała się na większą odległość, aby trochę odetchnąć. Czasem kaszlała, jednak w porę zasłaniała się przed atakiem.
       - Porozmawiajmy - prosiła. - Ta sytuacja jest inna niż ci się wydaje. - Kaori jednak nie słuchała i atakowała dalej, mimo narastającego zmęczenia. - Kage-sama nie jest taki jak myślisz! - rzuciła resztkami sił, prawie krzycząc. Osunęła się lekko na podłogę. Mimo swego stanu, zrobiła to z wielką gracją.
       - Może mi powiesz, że jest kochającym tatusiem, a teraz czeka na Ayę z podwieczorkiem?! - warknęła Kao, podchodząc bliżej Kurenai. - Takie rzeczy się nie zdarzają - szepnęła, schylając się do nierównomiernie oddychającej wampirzycy. Następnie, nie chcąc jej zabijać, minęła ją i udała się w kierunku otwartych drzwi, którymi wyszła jej siostra.
       - Zastanów się, onegai - rzekła błagalnym tonem Maria. Kaori już chciała jej coś odpowiedzieć, ale nagle drzwi, przed którymi stała, zamknęły się z hukiem. Blondynka odwróciła się gwałtownie, podnosząc katanę. Na środku pomieszczenia znikąd pojawił się na oko osiemnastoletni chłopak. Pomagał Marii wstać i choć sam stał tyłem, Kao mogła stwierdzić, że jest przystojny. Piękne ciało, wyrobione mięśnie widoczne pod jedwabną białą koszulą... Na dodatek gołym okiem było widać, że to…
       Czystokrwisty…?
***
       Przez chwilę, która zdawała się nie mieć końca, dwie pary identycznie szarych oczu wpatrywały się w siebie nawzajem. Kage patrzył na Ayę w taki sposób, w jaki dziewczyna zawsze wyobrażała sobie kochającego ojca spoglądającego na swą pociechę. Nie mogła tego znieść, serce ściskało jej się z bólu. Dlaczego on to robił? Ten, który z zimną krwią zabił jej matkę dokładnie siedemnaście lat temu… Szóstego listopada…
       Dlaczego… do cholery… Zacisnęła pięści i już chciała coś powiedzieć, kiedy Hiou ją w tym ubiegł.
       - Witaj, Aya - odezwał się. - Witaj, Kiryuu-kun. - Tu zwrócił się do chłopaka i skinął mu lekko głową. Zero tylko mocniej zacisnął dłoń na Bloody Rose, którą wciąż trzymał w pogotowiu. Czystokrwisty tymczasem przeniósł wzrok z powrotem na córkę. - Tak się cieszę, że cię widzę - wyznał, a brzmiało to tak szczerze, że nastolatce nie chciało się wierzyć, że ON jest do tego zdolny. Ponadto jego głos był naprawdę miły dla ucha. To był kolejny fakt, który dodatkowo zirytował Ayę.
       Brunetka znów postąpiła kilka kroków do przodu. Kage nawet się nie poruszył, wciąż tylko patrzył na dziewczynę. Ta z kolei na moment przymknęła powieki, by się nieco uspokoić, wyrównać oddech i nabrać siły. Potem powoli otworzyła oczy, utkwiwszy wzrok w Hiou.
       - Nie sil się na uprzejmości - rzekła, starając się, by jej głos zabrzmiał możliwie najchłodniej. Ze zdziwieniem odkryła, że to się jej udało, jednak zaraz się opanowała i ponownie skupiła całą swą uwagę na czystokrwistym, stojącym teraz zaledwie dwa metry przed nią. Wzięła głęboki oddech, po czym niemal beznamiętnym tonem oznajmiła - Przyszłam tu, żeby cię zabić, ojcze.





***

   Hej wszystkim! ;*

   Dałybyśmy rozdział rano, ale nie miałyśmy dostępu do internetu. xP

   Kolejny przełomik nam się szykuje, jak zresztą widać. xD Mamy nadzieję, że nie przeszkadza Wam fakt, że trochę zmieniamy styl, czy raczej układ poszczególnych rozdziałów, a także to, że "skaczemy" z jednego miesiąca do drugiego i tak dalej. Ale cóż, musicie się przyzwyczaić, bo to będzie teraz norma. ;]

   Dostałyśmy teraz takiego twórczego powera, że piszemy praktycznie cały czas (to znaczy, kiedy tylko jesteśmy w domu). W ciągu ostatnich dwóch dni wyprodukowałyśmy jakieś cztery rozdziały. ^^ Każdy po kilkanaście stron, więc powinniście być zadowoleni. xP

   Kolejny rozdzialik ukaże się za tydzień i będzie nosił tytuł "Odzyskane wspomnienia". Mamy szczerą nadzieję, że dodany przez nas rozdział osłodzi Wam trochę ten smutny dzień rozpoczęcia roku szkolnego... <masakra>

   Uwaga, dobra wiadomość: zdecydowałyśmy, że we wrześniu rozdziały będą ukazywać się tak jak niegdyś, czyli regularnie, w każdą środę i sobotę. :) Jeśli chodzi o kolejne miesiące, będziemy Was na bieżąco informować.

   No, lecimy dalej tworzyć. xD Buziaki i dziękujemy za wszystko! ;*
[wpis z dnia 25.08.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz