„Przyszłam tu, żeby cię zabić, ojcze.”
Naprawdę to powiedziała. Naprawdę wymówiła te słowa, w dodatku
tak beznamiętnym tonem, jakby to była tylko nudna powinność, jakby od tego nic
nie zależało, jakby to było całkowicie normalne, jakby robiła to codziennie…
Ale wcale się tak nie czuła. Było jej okropnie ciężko. Choć
wcześniej na chwilę odzyskała kontrolę nad swoimi emocjami, po wypowiedzeniu
tych, jakby na to nie patrzeć, okrutnych słów, wszystkie wątpliwości i obawy
powróciły ze zdwojoną siłą. I nie tylko one.
Patrząc na ojca, poczuła coś, czego nie powinna. Tęsknotę.
Wielką, ściskającą serce tęsknotę.
Miała ochotę uciec gdzieś daleko, choćby na koniec świata, byle
tylko mogła się uwolnić od tego uczucia i spojrzenia tych smutnych, aż
zbolałych oczu.
Ale nie mogła tego uczynić. Stała więc tylko, oczekując na
reakcję Kage - psychicznie przygotowała się na walkę na śmierć i życie, na
przekleństwa, oszczerstwa… Na cokolwiek, ale nie na to, co usłyszała.
- Wiem - powiedział smutnym tonem. Wyglądał na pogodzonego z
losem zbitego psa. Aya szczerze się przeraziła, gdy zauważyła, jak bardzo jego
mina jest podobna do tej, którą Zero miał tyle razy… Zawsze, gdy poważnie
przeżywał coś szczególnie bolesnego lub gdy dręczyły go wyrzuty sumienia…
Ale w jego spojrzeniu było coś jeszcze. Coś tak potężnego… co też
znała z oczu Zero.
Miłość.
Nie… Nie, to mi się tylko
wydaje… To tylko jakaś jego chora gra, powtarzała sobie w myślach Aya,
próbując nie dać się zwieść. Szybko rzuciła okiem na Kiryuu - osiemnastolatek
był całkowicie zdeterminowany i pewny siebie, a jego oczy groźnie błyszczały.
Jednym słowem, wyglądał tak, jakby nie marzył już o niczym innym, jak tylko o
zabiciu czystokrwistego wampira - na dodatek brata znienawidzonej Shizuki. Nie
zwrócił chyba uwagi na to, co mówił i jak wyglądał Kage, a nawet jeśli, to nie
dał tego po sobie poznać.
- Jeśli tak, to na pewno jesteś przygotowany na nieuniknioną
walkę - rzekła wreszcie.
Hiou posłał w jej kierunku nikły, ponury uśmiech. Boże, jęknęła w duchu Aya. Nawet on jest niemal taki sam jak u Zero, zauważyła,
coraz bardziej zirytowana, ale też przestraszona.
- Na walkę? - spytał. Jego aksamitny głos podobał jej się prawie
tak bardzo jak ukochany głos Kiryuu. - Na walkę… - powtórzył jakby w
zamyśleniu. - Naprawdę myślisz, że mógłbym walczyć z własną córką?
Zdenerwowała się porządnie. Chcąc nie chcąc, przypomniała sobie
słowa Shizuki z któregoś ze snów. „Powiedziałabym, że nie masz z nim szans,
gdyby doszło do walki, ale jak mniemam… nie dojdzie do niej”, rzekła wtedy.
- A niby dlaczego nie?
- prychnęła. - Nie miałeś jakoś problemu z zabiciem mojej matki - wycedziła, a
w jej oczach zabłysły powstrzymywane z uporem łzy. - A skoro tak, jaki widzisz
problem w walce z córką, której nawet nie znasz? Z córką, której odebrałeś
mamę, z córką, której los nic a nic cię nie obchodził przez te wszystkie lata…
- Nie będę z tobą
walczył, Aya - powtórzył z uporem. Jego głos brzmiał teraz pewnie, ale
równocześnie pogłębiła się jego przygnębiająca nutka.
Zacisnęła zęby i pięści, drżała lekko.
- Jesteś do niej
taka podobna… - rzekł jakby w transie. Przez ułamek sekundy wyglądał tak, jakby
miał się zaraz rozpłakać. - Aya…
- Nie wymawiaj
mojego imienia - warknęła przez wciąż zaciśnięte zęby. - Nie ty.
- To ja ci je
nadałem - szepnął, bardziej do siebie niż do niej, ale brunetka tylko cofnęła
się o krok, szeroko rozwierając oczy i patrząc na Hiou z przerażeniem.
- Nieprawda -
oznajmiła cicho i niepewnie. Zawsze myślała, że to mama nadała jej imię podobne
do swojego. Ale oczywiście nikt nie mógł tego potwierdzić.
- Aya… - Kage znów
spojrzał na córkę, chciał coś powiedzieć, ale ona mu przerwała.
- Nie patrz tak na
mnie… - poprosiła ledwo dosłyszalnym głosem, robiąc kolejny krok w tył. - Nie w
ten sposób… - Pokręciła lekko głową. On jednak wciąż miał ten sam, smutny i
niby to pełen miłości wyraz twarzy. - Nie patrz na mnie tak, jakby ci na mnie
zależało! - wrzasnęła wściekła, czując, że po twarzy spływają jej już łzy.
- Aya… - powtórzył
czystokrwisty, wyciągając lekko rękę i robiąc krok w przód.
- Nie zbliżaj się! -
krzyknęła. - I nie wypowiadaj więcej mojego imienia! - Jej oddech stał się
nieregularny, tak samo jak rytm bicia jej serca. Nie była w stanie utrzymać
emocji na wodzy. Czuła się już zmęczona, chciała stamtąd wyjść… Ale
jednocześnie wiedziała, że nie może tego tak zostawić. Musiała temu sprostać i
zakończyć sprawę.
Po jej ciele przebiegły miniaturowe błyskawice. Była wściekła, że
czuje coś, czego nie powinna. Jeszcze bardziej denerwował ją fakt, że ojciec
zachowywał się całkiem inaczej, niż to sobie wyobrażała. W myślach nieraz
przeprowadzała sobie różne wersje rozmowy z nim, ale za każdym razem na jego
miejscu stawiała nic do niej nie czującego mężczyznę o zimnym i nienawistnym
czy złośliwym spojrzeniu…
Po raz kolejny wzięła głęboki wdech i na moment przymknęła oczy.
Z uwagą wycofała moc zdobytą od Rimy.
- Walczysz czy nie?
- zapytała, a jej głos znów brzmiał całkiem chłodno.
- Mówiłem już, że
nie będę walczył ze swoją córką - odparł wciąż tym samym tonem. - Z tobą też
nie, Kiryuu-kun - zwrócił się do chłopaka, ale Aya nie widziała jego wyrazu
twarzy, gdyż nie spuszczała z oczu ojca.
- To znaczy, że
chcesz zginąć bez walki? A może na zawołanie masz gdzieś przygotowaną małą
armię, która miałaby nas załatwić, żebyś ty nie pobrudził sobie rączek? - Nie
miała pojęcia, że potrafi wypowiedzieć podobne słowa równie beznamiętnym tonem.
- Nikt z moich ludzi
was nie skrzywdzi - zapewnił. - Co więcej, żadne z nich nie pozwoli, by spadł
wam z głowy choć jeden włos.
- Nie rozumiem… -
szepnęła do siebie siedemnastolatka, całkowicie już skołowana.
- Sądzę, że to
naprawdę może być już czas na mnie - powiedział spokojnie Hiou. - Może nawet to
i dobrze. Kilkanaście lat jeszcze nigdy nie trwało tak długo. A teraz, kiedy
jesteś już na tyle dojrzała i świadoma, nie będę ci już potrzebny. Szczególnie
zważywszy na to, że masz tylu wspaniałych i utalentowanych przyjaciół, którzy w
razie potrzeby obronią cię, jeśli ty przypadkiem nie dałabyś rady. - Patrzył na
córkę, ale znów zdawał się mówić bardziej do siebie niż do niej. Gdy wspomniał
o przyjaciołach, jego wzrok na moment zwrócił się ku Zero.
Co on, do cholery,
wygaduje?!
- Masz jakieś
życzenie przed śmiercią? - spytała. Tym razem jej głos już zadrżał.
Kage przymknął na chwilę oczy. Wyglądał, jakby był czymś bardzo
zmęczony.
- Owszem - odparł w
końcu.
- Więc? - ponagliła
go brunetka.
- Chciałbym tylko,
żebyś mnie wysłuchała. A kiedy powiem to, na czym mi zależy, żebyś
odpowiedziała na jedno moje pytanie.
Przeanalizowała szybko tę prośbę. Była pewna, co takiego usłyszy.
Będzie chciał się tłumaczyć, pomyślała.
- Zgadzam się -
oznajmiła. - Mów.
Odetchnął głęboko.
- Twoja matka
pragnęła, byś poznała zwykłe, ludzkie życie. Reiko Mitsui, pod której troskliwą
opiekę się dostałaś, również tego dla ciebie chciała. Jednak gdy cię
przygarnęła, z niepokojem zauważyła coś, co przeszkodziłoby ci z pewnością w
normalnym życiu. Tym czymś były pewne dokładne wspomnienia, które zachowałaś.
Aya słuchała tego wywodu z szeroko otwartymi oczyma.
- Jedynym sposobem -
ciągnął - na to, byś mimo wszystko mogła wieść względnie zwyczajne życie, było
odebranie ci tych bolesnych wspomnień. Zostałem poproszony o to, by się tym
zająć.
- Nie wierzę ci -
powiedziała wolno Aya. - Nie mogę. - Pokręciła wolno głową.- Ciocia… chciała… żebyś odebrał mi
wspomnienia?
- Proszę, nie miej
do niej żalu. To dobra kobieta, która na dodatek bardzo cię kocha. Chciała
dobrze.
- Aya, to wszystko
to pewnie stek bzdur - odezwał się nagle Kiryuu. - Byłaś wtedy mała, to
normalne, że nie pamiętasz tego, co stało się, kiedy miałaś kilka miesięcy.
Zakończmy to już - poprosił.
Dziewczyna skinęła głową w jego kierunku.
- To już wszystko,
co chciałeś powiedzieć? - zapytała i zdziwiła się, gdy wampir to potwierdził. -
Możesz jeszcze zadać mi pytanie - przypomniała. - Potem zginiesz.
- Mimo iż obiecałem
Mitsui-san usunąć ci te wspomnienia, zrobiłem coś innego - wyznał. - Uśpiłem je
w najdalszych zakamarkach twej pamięci - w tych, do których nawet ty sama nie
masz i nie będziesz miała dostępu, bez względu na to, jak silnej woli użyjesz.
Uznałem, że w stosownym czasie sama powinnaś podjąć decyzję: pamiętać czy też
nie. Ta chwila właśnie nadeszła, dlatego moje pytanie brzmi: czy chcesz
odzyskać te wspomnienia? To twoja jedyna szansa. Nikt inny nie będzie mógł ci
ich zwrócić.
Po raz kolejny jego słowa nią wstrząsnęły. Niemal pragnęła, by
chciał się w jakiś sposób wytłumaczyć. Pragnęła, choć sama nie mogła w to
uwierzyć, by powiedział, że to nie on zamordował Maayę…
- Dlaczego ją
zabiłeś? - spytała cicho, patrząc w ziemię i ignorując fakt, że to ona powinna
teraz odpowiedzieć na jego pytanie, zamiast samej mu je zadawać. - Dlaczego
odebrałeś mi matkę? Osobę, która powinna być przy mnie, która powinna widzieć
jak dorastam, osobę, która powinna widzieć wszystkie moje wzloty i upadki,
osobę, która powinna znać nie tylko moje zalety, ale też wady i słabości…
Dlaczego… mi ją… odebrałeś? - zapytała, podnosząc zrozpaczone oczy. - Dlaczego?
Wiem, że ciocia mnie kocha i traktowała… traktuje… jak własną córkę, a ja jej
świadomie nie pozwalam zbliżyć się do mnie na tyle, by mogła stać się moją
prawdziwą matką… Bo to… mimo wszystko… - Trudno było jej to wszystko
powiedzieć. - To nie to samo! - wybuchła. - Dlaczego, do jasnej cholery, mi ją
odebrałeś?!
- Chcesz usłyszeć
jakieś wytłumaczenie - stwierdził oczywistość Kage. - Chcesz, bym prosto z
mostu przyznał, że to nie ja ją zabiłem - rzucił, jakby czytał jej w myślach. -
Jednak nawet, gdybym to powiedział, nie uwierzyłabyś mi. Jaki więc widzisz w
tym sens?
- Nie wiem… Nie
wiem! Powiedz, jak to wyglądało według ciebie! Przyznaj się, dlaczego to
zrobiłeś!
- Owszem,
rzeczywiście można powiedzieć, że to ja ją zabiłem. Choć w sposób całkiem inny
niż sobie wyobrażasz. Od kiedy ją poznałem, od kiedy się w niej zakochałem… Od
tamtej pory co dzień ją po trosze zabijałem, choć przez długi czas nie zdawałem
sobie z tego sprawy. A gdy to wreszcie odkryłem, ona wiedziała to już od dawna.
Ale nie opuściła mnie, nie odeszła, gdy jeszcze mogła to zrobić. Nie zostawiła
mnie, czym podpisała na siebie wyrok śmierci. A ja… byłem zbyt głupi, by
właściwie zareagować. Byłem zbyt wielkim egoistą, bo posłuchałem serca, zamiast
kierować się zdrowym rozsądkiem. To zgubiło nie tylko mnie, ale też, przede
wszystkim, Maayę.
- Nie rozumiem. -
Aya pokręciła głową.
- Wiem - przyznał
czystokrwisty. - I nie zrozumiesz, nieważne, jak bardzo byś chciała. Moje słowa
są dla ciebie nic nie warte. Dlatego, jeśli chcesz poznać prawdę, musisz
odzyskać swoje najwcześniejsze wspomnienia. Jeśli to zrobisz, przyjmiesz na
swoje barki ciężar przeszłości widzianej oczami malutkiej dziewczynki. To
będzie bolesne doświadczenie - tak bardzo, jak bolesne są to wspomnienia.
Jeżeli jednak pragniesz poznać prawdę… jestem do twojej dyspozycji. Ten ostatni
raz.
- Ja… - szepnęła. -
Ja…
- Aya, nie słuchaj
go - warknął przez zaciśnięte zęby Łowca.
- Wybacz, Zero, ale
jeśli jest choćby cień szansy na to, że mogłabym odzyskać wspomnienia dotyczące
matki… - zaczęła niepewnie, dziwiąc się samej sobie i nie do końca nawet wiedząc,
co takiego czuje.
- On kłamie.
- Być może. Prawie
na pewno - przyznała. - Ale… jeśli jednak… - Spojrzała na ojca z jakąś gorzką
determinacją zdającą się trawić ją od wewnątrz. - Zrób to.
- Nie, Aya! -
krzyknął Kiryuu, podbiegając do niej i łapiąc ją za rękę. - Będzie miał dostęp
do twojego umysłu, będzie mógł z nim zrobić cokolwiek! Wyczyści ci pamięć,
zmodyfikuje wspomnienia albo… albo wypuści „ją”.
Wiedziała, że ostatnie jego słowo odnosi się do „drugiej Ayi”.
Wiedziała, że jego słowa brzmią mądrze i prawdopodobnie Kage uczyni właśnie
jedną z tych rzeczy. Wiedziała, że jest naiwna, ale nie mogła się pozbyć tego
małego płomyczka nadziei… Wiedziała, jak wielki ból sprawia Zero swoją decyzją.
Ale nie mogła odpuścić.
- Gomen nasai, Zero
- wyszeptała. - Muszę spróbować. Bądź gotowy. Jeśli stanie się coś złego, zabij
go. A jeśli… jeśli ja… Jeśli się zmienię, wtedy zabij również mnie - poprosiła.
- Nie, Aya… - Nie
wytrzymał już i przytulił ją mocno, nie zważając na fakt, że to wszystko odbywa
się na oczach Hiou. - Obiecałaś - przypomniał tonem pełnym rozpaczy.
- Wybacz mi -
poprosiła i delikatnie wysunęła się z jego objęć. - Kocham cię - powiedziała ze
smutnym uśmiechem. - Zawsze będę.
Postąpiła krok w kierunku Kage. Mężczyzna przyłożył dłoń do czoła
córki i zamknął oczy. Nie zareagował, gdy poczuł na skroni lufę Bloody Rose.
***
Gdy po raz pierwszy otworzyła oczy, poraziło ją światło.
Zapiszczała cichutko, dzięki czemu jasność ustąpiła miejsca półmrokowi.
Dopiero wtedy dziewczynka przyjrzała się rodzicom. Poczuła się
bardzo szczęśliwa, na tyle, na ile może być szczęśliwa tak mała istotka. Było
jej dobrze i ciepło, leżała w ramionach rodzicielki i mogła się w nią wpatrywać
swoimi szarymi oczętami.
Rodzice byli bardzo ładnymi osobami. Niemowlę poruszyło rączką,
jakby chciało ich dotknąć. W odpowiedzi tatuś podał dziecku swój palec, który
dziewuszka natychmiast złapała. Zaczęła przyglądać mu się z zaciekawieniem.
Mama i tata zaśmiali się uroczo, co bardzo spodobało się
niemowlęciu, choć samo oczywiście nie miało jeszcze tego świadomości.
Dorośli rozmawiali i mówili coś do niej, ale nie rozumiała
jeszcze ich słów, odróżniając jedynie wyrazy typu „mama” i „tata”.
Dziewczynka często i długo spała. Pomiędzy tymi drzemkami większość
czasu spędzała z matką, ojciec rzadko bywał z domu - przynajmniej podczas
przerwy między spaniem.
Któregoś dnia tatuś wrócił do domu jakby przestraszony czy
zdenerwowany. Niemowlę od razu to poczuło.
- Rada się
dowiedziała! - krzyknął, ale dziewczynka nie miała pojęcia, co to oznacza.
- Co takiego?! Jak?
- przestraszyła się mama. Mocniej ścisnęła córeczkę.
- Nie mam pojęcia…
Może wysłali szpiega albo coś… Kuso! - Tatuś był naprawdę przestraszony, a jego
oczy były tak smutne…
- Co teraz?
- Ty i mała
jesteście w niebezpieczeństwie… Rzuciłem już czar na ten dom… Od teraz… nie
może tu wejść nikt, kto nie zostanie przez któreś z nas wyraźnie zaproszony do
środka. Na wampiry od Klasy B w dół i Łowców to wystarczy, ale jeśli dopchałby
się tu jakiś czystokrwisty, mógłby on przełamać to zaklęcie… Ale to się nie
powinno zdarzyć, dlatego póki co tu powinno być w miarę bezpiecznie… Obawiam
się jednak, że będę musiał wyjechać na jakiś czas, by pozałatwiać wszystko… I
zrobić to, co się tylko da, by załagodzić całą sprawę i ochronić ciebie i małą…
Ciekawe, co to wszystko oznaczało…
- Trzeba jej
wreszcie nadać imię - szepnęła kobieta, patrząc na dziewusię.
- Co? - Tatuś chyba
się zdziwił.
- Nie możemy wciąż
mówić do niej „mała”, „skarbie” czy „kochanie”… - odparła cicho mama.
Tata spojrzał na córeczkę.
- Aya - powiedział.
- Aya?
- Tak ją nazwijmy.
- Jest bardzo
podobne do mojego imienia…
- Właśnie. A to
najpiękniejsze imię na świecie. - Uśmiechnął się. - Aya będzie w sam raz. Jak
podrośnie, na pewno ucieszy się, że ma tyle wspólnego z matką.
- Dobrze. Słyszysz,
Aya? Tatuś wybrał ci imię! - wyszeptała, patrząc na kruszynkę.
Uśmiechnęłaby się, gdyby wiedziała już, jak to zrobić.
Któregoś dnia tatuś zniknął. I nie było go bardzo, bardzo długo.
Ayi było smutno z tego powodu, choć całe dnie spędzała z ukochaną mamusią. Ta
jednak była bardzo smutna. Nawet wtedy, gdy uśmiechała się do córeczki. Przez
to niemowlęciu też było przykro. Ale nie potrafiło nic zrobić, mogło tylko
gaworzyć po swojemu, na swój sposób próbując dodać matce otuchy.
Pewnego razu Aya ujrzała kogoś nowego. Jasnowłosą kobietę o
błękitnych oczach. Wydawała się miła. I nawet chwilę potrzymała ją w swoich
ramionach.
Innym razem mamusię odwiedził pewien pan. Malutka nie widziała
go, bo całą wizytę przespała. Mama opowiedziała jej jednak o niej w skrócie.
- Wiesz, córeczko,
pan, który nas dzisiaj odwiedził, to stary przyjaciel mamusi - wyjaśniła, leżąc
na dużym łóżku razem z kruszynką, bawiąc się z nią trochę. - Powiedział mi coś
ciekawego. Może chcesz posłuchać pewnej historii? - zapytała, na co dziewczynka
odpowiedziała coś w stylu „a-ghuuu”. Maaya uśmiechnęła się. - Są tacy chłopcy,
niespełna rok starsi od ciebie - Zero i Ichiru - zaczęła, głaszcząc małą po
brzuszku. - Byli w bardzo trudnej sytuacji, ale udało im się wyjść z tego cało,
mimo iż wciąż są szkrabami. Poradzili sobie ze swoim smutnym przeznaczeniem.
Dlatego nam też się uda, zgoda? Bądź silna, Aya-chan, nieważne, co by się nie
stało… Musisz być silna, dobrze? - Uśmiechnęła się łagodnie, ale w jej oczach
zabłysły łzy. Szarooka gaworzyła o czymś przez chwilę, prawdopodobnie próbując
przekonać mamusię, że będzie silna i dzielna.
Ze snu wyrwał ją głos tatusia dobiegający z korytarza. Witał się
z mamą, a potem przybiegł do córeczki.
Aya otworzyła oczy, zamrugała i ziewnęła. Wlepiła spojrzenie w
tatę - bardzo się ucieszyła na jego widok.
- Cha, cha, jaka
urocza! - zachwycił się tata. Już po chwili dziewczynka leżała w jego
ramionach. - Jaka ona delikatna…
- Owszem. A ty…
chcesz to zmienić - wyszeptała mama.
Dorośli zaczęli rozmawiać o czymś, czego niemowlę nie rozumiało.
W pewnym momencie tatuś spojrzał ze skupieniem na małą. Ta z kolei ponownie
przeniosła na niego wzrok. Mama protestowała, nie chciała się na coś zgodzić. W
końcu tata jej chyba posłuchał, bo jego spojrzenie na powrót stało się po
prostu ciepłe i kojące.
Kilka dni później zaczęło dziać się coś strasznego. W domu
zjawiło się wiele osób. Mama i tata wyglądali na przerażonych. Aya poznała tylko
blondynkę, która niegdyś odwiedziła Maayę. Cała reszta składała się z
nieznajomych.
Uczyniło się straszne zamieszanie. Dorośli zaczęli ze sobą
walczyć, tylko mama przemknęła się, by wyciągnąć córeczkę z kołyski i przejść z
nią w bezpieczniejsze miejsce. To było jednak niemożliwe, mama została porażona
jakimś czarem. Aya została mocno przytulona przez matkę, która nie pozwoliła na
to, by coś się jej stało.
Po chwili mama położyła dziewczynkę w bezpiecznym miejscu, skąd
jednak mała miała dobry widok na to, co się działo. A było to naprawdę
straszne. Niemowlę patrzyło na to szeroko otwartymi oczętami.
W pewnym momencie Aya odwróciła na chwilę główkę. Spostrzegła
jakąś złą osobę, która szła w jej kierunku. Serduszko mocniej zabiło,
dziewczynka poczuła wielki strach. Szybko się odwróciła. Mamusia nie widziała
złego pana, ale tatuś zdążył go ujrzeć. Jego oczy zabłysły na czerwono, dzięki
czemu zła osoba zamieniła się w popiół.
Jednak dokładnie w tym samym momencie stało się coś jeszcze. Aya
zauważyła za oknem groźnie wyglądającego mężczyznę. Jego oczy też świeciły się
na czerwono. Mamusia upadła, rzucając jeszcze spojrzenie na córkę. Dziewczynka
ponownie spojrzała za okno. Oczy okrutnego pana zmieniły swą barwę. Nie
widziała dokładnie, ale jedno było chyba brązowe, a drugie niebieskie…
Mężczyzna spojrzał wprost w oczy niemowlęcia. Uśmiechnął się okrutnie, ale
ułamek sekundy później już go nie było.
To wszystko działo się tak szybko….
- Mama? - Ayi po raz
pierwszy udało się wypowiedzieć to słowo.
Maaya uśmiechnęła się. Przez chwilę cicho rozmawiała z blondynką,
ale dziewczynka szukała wzrokiem tatusia, który powinien przecież przybiec
mamie na pomoc. W końcu go zauważyła. Szedł w ich kierunku, ale jacyś dwaj
panowie chcieli z nim walczyć. Aya oburzyła się w duchu i szybko przeniosła
wzrok na matkę.
- Mama… Mama… Mama…
- mówiła cienkim głosikiem, pragnąc, by kobieta wstała i ją przytuliła, dając
jej szansę na uspokojenie się. Ale matka już się nie ruszała. Po chwili
zmieniła się w złocisto-srebrny pył. Dziewczynka wciąż czuła obecność mamusi,
wyciągnęła więc rączki, usilnie próbując dotknąć błyszczących drobinek. Tatuś
też już tu był i także wyciągnął rękę ku złocistemu pyłowi.
Przez jakiś czas było bardzo cicho. Aya nie zwracała jednak na to
uwagi, wpatrując się tylko w latające drobinki i wciąż próbując którąś złapać.
Po chwili jednak zniknęły, tak samo jak uczucie obecności Maayi. Dziewczynka
zakwiliła żałośnie, po czym rozpłakała się na całego, zamykając przy tym oczy.
Poczuła, że ktoś ją podniósł, ale gdy spostrzegła, że to nie tata, lecz owa
jasnowłosa kobieta, rozpłakała się jeszcze mocniej. Próbowała się wyrwać, ale
to oczywiście nic nie dało. Próbowała wymówić słowo „tata”, ale tego jeszcze
nie potrafiła, więc wzywała dalej mamę.
Kobieta
trzymająca brunetkę i tatuś dziewczynki rozmawiali przez chwilę, ale Aya nie
usłyszała ani słowa, wciąż zawodząc.
Nagle poczuła, że musi przestać płakać. Spojrzała w wyczekiwaniu
na tatę, mając nadzieję, że odbierze ją i do siebie przytuli.
- Zawsze będę przy
tobie, córeczko, nawet jeśli nie będziesz mnie widziała. Obiecuję. Kocham cię,
skarbie - wyszeptał w taki sposób, że dziewczynka nabrała przekonania, że tylko
ona usłyszała te słowa. Zamrugała kilkakrotnie w odpowiedzi.
Wtedy tatuś zniknął, a Aya na nowo się rozszlochała.
Zamieszkała z ową niebieskooką panią. Nie potrafiła zrozumieć,
dlaczego oddzielono ją od ukochanych rodziców.
Płakała przez niemal cały czas, z przerwami na spanie. Prawie nic
nie jadła, nie chciała. Pragnęła tylko ujrzeć mamusię i tatusia. Często wołała
mamę - zrobiłaby to i z tatą, ale wciąż jeszcze nie potrafiła wymówić
potrzebnego wyrazu.
Któregoś dnia w odwiedziny przyszedł jakiś pan. Aya rozpoznała w
nim jednego z tych, którzy byli w jej domku tamtego strasznego dnia.
Zawodziła jak zwykle, ale dzięki wygłupom mężczyzny zapomniała na
moment o strasznych obrazach ukazujących się wciąż w jej główce. Zasnęła, a gdy
się obudziła, nieznajomego już nie było.
Pewnego poranka Aya usłyszała znajomy głos. Pani, która się nią
zajmowała, rozmawiała z jej tatą, była tego pewna!
Wolnym i ostrożnym krokiem dziewczynka podeszła do drzwi - umiała
już bowiem chodzić i mówić. Bardzo szybko się tego nauczyła. Nieraz widziała
niezmierne zdziwienie na twarzy blondynki.
Niebieskooka krzyczała na tatusia Ayi. Dziecku bardzo się to nie
spodobało. Spojrzała z radością na ojca. Ten w końcu ją zauważył. Spojrzał na
nią zdumionym, ale kochającym wzrokiem.
- Aya-chan! -
zawołała ze strachem blondynka, ale mała zignorowała ją, idąc już w stronę
tatusia. - Aya-chan, kochanie… Idź proszę do swojego pokoiku, dobrze? Zaraz do
ciebie przyjdę. Ten pan już sobie idzie… - mówiła kobieta.
„Ten pan”? To przecież
tatuś, zauważyła brunetka, znów nie zważywszy na słowa opiekunki.
- Tata! -
zaświergotała w końcu.
Nareszcie do niego dotarła i wyciągnęła rączki, chcąc, by ją
podniósł. Ojciec patrzył się jednak na nią ze zdumieniem.
- Tata, tata! Jeteś!
- wołała. - Mama? Dzie? - próbowała się dowiedzieć, jednak tatuś tylko wymówił
jej imię pełnym wzruszenia i tęsknoty głosem. - Tata! - mruknęła wreszcie z
wyrzutem, nie mogąc się doprosić o podniesienie. Przytuliła się więc do jego
nogi, wczepiając małe piąstki w jego spodnie. Wtedy ojciec wreszcie zareagował.
Schylił się i objął ją - mocno, lecz delikatnie, jakby zaraz mogła się rozpaść.
- Zostaw ją! N-nie
dotykaj jej! - krzyknęła dorosła kobieta. - Aya-chan, chodź proszę. To zły pan
- próbowała ją przekonać.
- Nie - pisnęła
mała, dziwiąc się, że blondynka mówi takie niemiłe rzeczy. - To tata -
oświadczyła, wtulając buźkę w koszulę ojca.
Niebieskooka podeszła szybko i niemal brutalnie wyrwała Ayę z
objęć tatusia.
- Nie! Ja ciem tata!
- Dziecko wybuchło płaczem, na tyle jednak cichym, by słyszeć, co mówili
dorośli.
- Coś ty narobił?! -
warknęła kobieta, sama zaczynając szlochać. - Wynoś się stąd natychmiast!
Doskonale wiesz, jaka jest wola Maayi! Nie utrudniaj niczego, ty potworze! -
krzyczała.
- Chciałem ją tylko
zobaczyć. Sprawdzić, czy z nią wszystko w porządku - szepnął tata małej.
- Było w porządku,
dopóki się tutaj nie zjawiłeś! - odparła ze złością kobieta, mocno trzymając
wyrywającą się z jej objęć dziewczynkę. - Wynoś się! - powtórzyła gniewnie. -
Bo jak nie…
- Rozumiem -
przerwał jej mężczyzna. Spojrzał jeszcze na dziecko, po czym się odwrócił.
- Tata! -
zaprotestowała dziewczynka, jeszcze bardziej energicznie próbując się wydostać.
- Tata!
Dlaczego znów ją opuszczał?! Dlaczego nie chciał zabrać jej ze
sobą?
- Hej, ty! -
zawołała jeszcze kobieta. Ojciec Ayi zatrzymał się, co dziewczynka odebrała
jako promyk nadziei na to, że weźmie ją do siebie. - Czy choć trochę zależało
ci na Maayi? Czy choć trochę zależy ci na córce?
Odwrócił się z powrotem w jej stronę.
- Oczywiście, że
tak. Ja…
- Nie chcę słuchać
żadnych twoich wymówek! - oświadczyła twardo kobieta. - Ale jeśli to, co
powiedziałeś przed chwilą, jest prawdą… To wymaż jej pamięć. Wymaż jej
wszystkie wspomnienia, w których się pojawiasz. I wszystko… Wszystko, co
mogłaby pamiętać, a co jest zbyt bolesne, by mogła sobie z tym poradzić…
Dziewczynka zastanawiała się, co to wszystko znaczyło, podczas
gdy jej tata głowił się nad czymś. W końcu podszedł powoli, co bardzo ucieszyło
jego córkę.
- Aya… Przepraszam -
wyszeptał, kładąc jej dłoń na główce. - Oyasumi, córeczko.
To były ostatnie słowa, jakie wtedy od niego usłyszała. Zanurzyła
się w ciemności.
Pierwszych kilka dni po wymazaniu pamięci było co najmniej
dziwnych, w końcu jednak Aya przestawiła się i za mamę zaczęła uważać Reiko.
Większość następnych wspomnień zostało zachowanych. Były jednak
jeszcze jakiś urywki, których nie pamiętała. Takie, w których, podczas
nieobecności Reiko, ona i Kaori były atakowane przez mniej lub bardziej
przypadkowe wampiry. Za każdym razem ratował je nie kto inny jak Kage Hiou we
własnej osobie lub któryś z jego najbardziej zaufanych ludzi. Po każdej z
podobnych przygód pamięć dziewczynek była w specjalny sposób wyczyszczana.
***
Zero zobaczył, jak Aya powoli otwiera oczy. Dziewczyna wyglądała
na zdezorientowaną. Z niedowierzaniem spojrzała na czystokrwistego.
- Ja… To… O Boże… -
Zatoczyła się. Chłopak szybko zareagował, nie pozwolił na to, by upadła.
- Co jej zrobiłeś? -
warknął w stronę Kage.
- To tylko szok -
zapewnił. - Zaraz jej przejdzie - dodał. - Chodź, połóż ją lepiej na sofie.
Wskazał na kanapę stojącą w kącie, a Kiryuu niechętnie zrobił to,
co zaproponował mężczyzna.
Aya odzyskała po chwili jasność umysłu, jej wzrok wciąż jednak
wyrażał ogromne niedowierzanie.
- Zero, nie
uwierzysz… - powiedziała cicho, po czym przeniosła wzrok na Hiou. - Jak to
możliwe? Dlaczego… to się stało… tato?
Serce Zero prawie stanęło.
- Kuso… - zaklął i
gwałtownym ruchem wycelował broń we wroga. - Co ty jej zrobiłeś, do cholery?!
Jego oczy błyszczały żądzą mordu.
- Nie, Zero! -
zawołała Aya, podnosząc się ze sofy i stając pomiędzy nim a Kage. Kiryuu
patrzył z przerażeniem na to, jak dziewczyna rozkłada ręce, próbując zasłonić
ojca. W tak podobny sposób Yuuki zasłoniła Kaname, gdy Zero chciał go zabić…
Jeszcze mocniej zacisnął zęby, podświadomie uważając jednak na
to, by się nie zranić - wciąż był przyzwyczajony do tego, by uważać na krew ze
względu na Ayę.
- To nie tak, jak
myślisz. Myliłam się, wszyscy się myliliśmy… - rzekła brunetka, a jej oczy
błagały, by jej uwierzył.
Patrzyli na siebie przez chwilę. Zero z rozpaczą, Aya ze
strachem, ale też jakaś dziwną determinacją. Potem odwróciła się do Hiou.
- Ojcze, czy jest
sposób na to, by Zero mógł poznać moje wspomnienia? W taki sposób, by ujrzał
wszystko moimi oczyma?
- Tak sądzę -
przyznał ze spokojem czystokrwisty. - Wydaje mi się, że jeżeli oboje będziecie
tego chcieli, będziesz mogła pokazać mu to, co zechcesz.
Aya ponownie spojrzała na osiemnastolatka.
- Zero, proszę. -
Wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Proszę. Chcę się z tobą tym podzielić. Chcę,
byś zobaczył to, co ja. Chcę… byś poznał prawdę. Proszę. - W jej oczach
pojawiły się łzy.
Niezdecydowany, nawet się nie poruszył.
- Zero, błagam cię -
wyszeptała już łkając.
Z niechęcią schował pistolet i chwycił dłonie Ayi.
Zamknęli oczy i otworzyli swe umysły.
Już po chwili w głowie chłopaka ukazały się obrazy widziane
oczami niemowlęcia.
***
- Suzaku-sama - odezwała się Kurenai, gdy ten przybył jej z
pomocą. - Nie rób sobie kłopotu.
- Spokojnie. - Jego
głos był olśniewający. - Odpocznij, ja się wszystkim zajmę - oświadczył,
odprowadzając ją do fotela.
- Co z Kage-sama?
- To nie potrwa
długo - odparł, odwracając się twarzą do blondynki, która dotychczas stała jak
wryta. Gdy zobaczyła go w całej okazałości, o mało nie straciła równowagi z
wrażenia. Miał średniej długości kasztanowe włosy opadające delikatnie na
idealną, nieskazitelną twarz. Jego subtelny, ciepły, po prostu boski uśmiech
przyprawiłby niejedną dziewczynę o zawał. Książę
z bajki, pomyślała najpierw Kao. Zawsze wyobrażała go sobie jako
niebieskookiego blondyna w stylu Aidou na śnieżnobiałym rumaku, jednak po
ujrzeniu ów chłopięcia wcześniejsza charakterystyka księcia poszła do kosza.
- Komban wa -
przywitał się z Kao. Ta na chwilę odzyskała jasność umysłu.
- Uhm - rzuciła. -
Czy byłbyś tak łaskawy i otworzył mi drzwi?
Książę zaśmiał się.
- Oczywiście -
oznajmił i w tej samej chwili drzwi otwarły się. Kaori, odwracając się,
spojrzała jeszcze na Marię. Siedziała na fotelu ze spuszczoną głową, jakby nie
chciała widzieć, co się stanie. Blondynka rozważnie podeszła do drzwi.
Spróbowała przez nie przejść, ale w ostatnim momencie zatrzasnęły się.
Dziewczyna porządnie się wkurzyła.
- O co ci chodzi?! -
spytała. - Chcesz walczyć?
- Ja? Walczyć z
damą? Tylko się przywitam… - powiedział uwodzicielskim, choć trochę strasznym
tonem.
- Demo… Aya-sama
zabroniła ją krzywdzić. Nie może się jej nic stać - wtrąciła Maria.
- Nie martw się.
Przecież nie robię nic złego… - Kiedy to mówił, jego twarz nabrała wcześniej
nieznanych rysów. Jego uśmiech stał się bardziej ironiczny, władczy, a oczy
niebezpiecznie lśniły.
- Hai. Gomen nasai,
Suzaku-sama. - Skinęła głową w geście pokory.
- Co zamierzasz
zrobić? - spytała lekko skonsternowana Kaori.
- Rzadko ktokolwiek
tu przychodzi - oznajmił, wzruszając ramionami. - Dlatego brakuje mi trochę
towarzystwa…
- Kimkolwiek jesteś,
odpuść sobie. Daj mi przejść albo walcz - powiedziała i rzuciła się na niego z
mieczem.
Jednak Suzaku jakby się teleportował. Zdawał się przewidywać
ruchy blondynki. Co jakiś czas śmiał się z niej, gdy zamachując się kataną,
kolejny raz trafiała w powietrze. Czy w
niego można w ogóle trafić? Wyjęła z kieszeni kilka specjalnych noży, które
ofiarowała jej specjalnie na zakończenie kursu Higoshi-sensei. Zaczęła nimi
rzucać w miejsca, w których przypuszczalnie mógł się pojawić wampir. W pewnym
momencie prawie trafiła. Chłopak musiał odskoczyć do tyłu, żeby go nie dźgnęło.
Nagle jakby stracił humor. Oba okna gwałtownie się otworzyły. Mocny wiatr
zaczął przewracać niektóre meble, z pewnością nie był to jesienny wiaterek,
tylko raczej magiczny. Poczuła, jak dookoła niej powstaje delikatny wir wiatru,
który tworzył swego rodzaju klatkę. Kao spróbowała się z niego wydostać, ale
gdy włożyła tam rękę, poczuła, że coś jak mikroskopijne igiełki zaczęły wbijać
się w jej rękę. Wypuściła z ręki katanę. W jednej chwili wiatr ucichł.
Ostatnie, co zrobił, to zbił żyrandol dający jedyne światło w pomieszczeniu.
Nastała ciemność. Kaori poczuła, że jakaś niewidzialna siła dokądś ją spycha.
Próbowała się wyrwać, bez skutku. „Wiele
razy miałam ochotę puścić się biegiem na poszukiwania Kage, by zemścić się za
to, co zrobił Maayi i jej córce. Ale… Heh. Bądźmy szczerzy. Nie byłabym zdolna
go pokonać. Mamy wielkie szczęście, że Rido nie zdążył się na porządnie
rozkręcić. To, co uczynił, było zaledwie rozgrzewką. Dlatego… nie wolno ot tak
sobie walczyć z kimś, kto jest setki razy potężniejszy od ciebie”, przypomniała sobie słowa matki. Chyba to prawda… Ale jak możemy tak bezczynnie na to
patrzeć?!, przejęła się, choć wiedziała, że nic nie może już zrobić.
Poczuła, że siada na kanapie. Przydałaby
się teraz zdolność widzenia w ciemności… Znów zerwała się wichura, która
zepchnęła wszystkie włosy Kao na lewe ramię. Po chwili spostrzegła, że już nie
wieje. Z trwogą poczuła jednak ciepły, miarowy oddech na szyi. Książę z bajki
zamienił się w Króla Mroku. Objął ją od tyłu i delikatnie pocałował miejsce, w
które, jak przypuszczała nastolatka, chciał się wgryźć. Następnie musnął je
językiem. Kao nie mogła się ruszyć. I to nie dlatego, że zamarła. Po prostu
czuła się przymocowana do kanapy i wszystkie części ciała odmówiły jej
posłuszeństwa.
- Jak na Łowczynię i
zwykłego człowieka, jesteś całkiem ładna - wymruczał jej do ucha, gładząc
subtelnie jej włosy. Chciała mu coś powiedzieć, ale tego również nie mogła
zrobić. Były książę uśmiechnął się jej prosto w twarz, tak, że nawet w
ciemności było widać jego śnieżnobiałe kły. Nagle drgnął, jakby coś usłyszał.
Zrobił naburmuszoną, ale zarazem tajemniczą minę. Jakby wiedział, że zaraz
dostanie coś lepszego, ale żal mu było dotychczasowej zabawy.
- Zostawiam ją
tobie, Maria-chan. Ja ne - usłyszała jeszcze raz ten melodyjny głos i nagle,
nie wiadomo jak, zapaliło się światło, Kaori zaś odzyskała zdolność poruszania
się. Obejrzała się dookoła. Pokój wyglądał na nietknięty, Suzaku zniknął,
znalazła tylko siedzącą obok niej na fotelu Marię z przerażoną miną i lekko
czerwonymi oczyma. Blondynka spojrzała na swą rękę. Od wcześniejszych igiełek
jej dłoń krwawiła w kilku miejscach.
- Dokąd on poszedł?
- spytała Kaori. Głos łamał się jej od zmęczenia.
- Kage-sama… Daj mu
drugą szansę…
- Takim osobom nie
daje się drugiej szansy - odparła chłodno blondynka.
- Czy… - Jej oczy
nadal były krwistoczerwone, mówiła z trudem. - …tak samo powiedziałaś Ichiru? -
Kaori drgnęła. Zdała sobie sprawę, że zachowała się jak Aya, kiedy z góry
osądziła jednego z bliźniaków. Ona ma
rację… Ale…
- To było co… -
zaczęła.
- Dokładnie to samo.
Chodź ze mną - powiedziała ciężko. - Oczyszczę rany i… porozmawiamy.
- Dobrze - zgodziła
się szesnastolatka. - W takim razie prowadź - poleciła.
***
- Nie wierzę - szepnął Zero, patrząc oniemiały na Ayę. - To… to
wszystko zdarzyło się naprawdę? Jesteś pewna?
- Tak. - Skinęła
głową.
Dalsza rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. Po chwili ukazał
się w nich Namizawa. Siedemnastolatkę nagle olśniło. To przecież ten wampir, który pomógł cioci!
- Kage-sama -
odezwał się, kłaniając się nisko.
- Minato-san,
prosiłem, by nam nie przeszkadzać - powiedział spokojnym tonem Hiou.
- Najmocniej
przepraszam, Kage-sama, jednak to sprawa niecierpiąca zwłoki - rzekł. - Czy
byłbyś tak łaskaw i się nią zajął? Sądzę, że szybko to załatwisz, Kage-sama.
- Pozwolicie, że
oddalę się na moment? - Czystokrwisty zwrócił się do wciąż niedowierzającej
młodzieży.
Skinęli głowami, nie mogąc zrobić nic więcej. Mężczyzna wyszedł
więc, zostawiając parę samą.
- Dlaczego po prostu
tego nie powiedział…? - spytał chłopak.
- Nie uwierzylibyśmy
mu. Mógł też pokazać nam swoje wspomnienia, ale wtedy uznalibyśmy, że je
przerobił czy coś…
- Fakt - zgodził się
z nią.
- A tego… Tego nie
da się podrobić. Moje wspomnienia były jedynym dowodem na to, że to nie on
zabił mą matkę. Dlatego nie wyczyścił mi pamięci, uśpił tylko te wspomnienia… -
W jej oczach pojawiły się łzy, gdy w głowie po raz kolejny ujrzała umierającą
Maayę.
Kiryuu przytulił ją delikatnie, pozwalając jej się wypłakać. Ta
jednak już po chwili stanęła na nogi.
- Nie mogę się
jeszcze całkiem rozklejać - stwierdziła, pociągając nosem. - Chcę wiedzieć
więcej. Muszę… Zgodzisz się na to, byśmy wysłuchali jego historii? - zapytała.
- Hai. Sam jestem
jej ciekaw. Szkoda tylko, że Bloody Rose się nie przyda. Miałem ochotę na małą
konfrontację z godnym przeciwnikiem.
Aya chciała odpowiedzieć, ale w tym momencie do pomieszczenia
powrócił czystokrwisty.
- Przepraszam was
bardzo. To rzeczywiście była ważna sprawa - powiedział.
- Rozumiemy -
odparła dziewczyna. Spojrzała na ojca i już bez zakłopotania ujrzała w nim
tego, kim był naprawdę. Jego wygląd ponownie przywiódł jej na myśl anioła.
Musiała szczerze przyznać, że nie dziwiła się, że jej matka się w nim
zakochała.
- Co teraz
zamierzacie…? - spytał, zwracając się do nich oboje, co u córki stanowiło dla
niego dodatkowy plus.
- Przepraszam, tato.
- Siedemnastolatka spuściła na chwilę wzrok. Kiedy go podniosła, ujrzała
zdziwioną minę Kage. - Przepraszam, że przez tyle lat cię nienawidziłam, choć
nie miałam za co. Przepraszam, że chciałam się na tobie zemścić, choć to nie ty
zabiłeś mamę. Przepraszam, że w ciebie nie wierzyłam, jak powinno wierzyć się w
swojego ojca.
Brunetka mogłaby przysiąc, że w oczach czystokrwistego zabłysły
łzy.
- Aya… - wyszeptał,
patrząc ze zdumieniem na córkę. - To nie ty powinnaś przepraszać. To tylko ja…
Tylko i wyłącznie ja…
- Nie, tato. Nie
mogę ci niczego zarzucić. Widziałam… Pamiętam… jaką troską obdarzyłeś mamę i
mnie, jak bardzo nas kochałeś…
- Nie znasz przecież
całej historii - zaprzeczył. - Wiesz tylko to, co ujrzałaś, gdy byłaś maleńka.
- Więc opowiedz mi
tę historię - poprosiła. - Nam - poprawiła się, nie chcąc, by Zero przypadkiem
pomyślał, że nie jest tu mile widziany. Dla pewności ścisnęła jeszcze jego
rękę.
- Jesteście pewni?
To może chwilę potrwać, a i tak jest już późno.
- To nieistotne -
odezwał się Kiryuu.
Aya potwierdziła jego słowa potaknięciem.
- Rozumiem. Jeśli
naprawdę tego chcecie, wszystko wam opowiem. Od początku…
Zaczął mówić, a brunetka od dawna nie pamiętała już o Kao, która
przecież przyszła do tego budynku za nią, a teraz czekała gdzieś z Marią
Kurenai.
***
Maria powoli wyszła przez drzwi, które prowadziły też do miejsca,
w które udała się Aya. Kao zatrzymała się na chwilę, patrząc w tamtą stronę.
Odwróciła się jednak i udała się za Kurenai. Aya sobie poradzi. Tylko bym jej przeszkodziła w walce z kimś tak
potężnym…
Szły przez różne inne pokoje, urządzone również bardzo ładnie,
wprost elegancko. Wreszcie Maria otworzyła wrota do swojej komnaty. Jej wnętrze
wyglądało w podobny sposób, jak Kao sobie wyobrażała. Okna z długimi, czarnymi
zasłonami, które teraz, mimo późnej pory, i tak były zasłonięte, znajdowały się
po przeciwległej stronie do małej, lawendowej kanapy. W pokoju stało także
duże, drewniane łoże z baldachimem. Szaro-lawendowa pościel była idealnie
nakryta. Poza tym stał tam regał i kilka szafek, przy których były drzwi
prowadzące do toalety. Kurenai szybko zaprowadziła tam blondynkę. O dziwno,
łazienka, mimo względnej czystości, była zapełniona różnego rodzaju pachnidłami
do kąpieli czy nawet kosmetykami. Kiedy Kao włożyła rękę pod strumień zimnej
wody, oczy Marii wróciła do swej poprzedniej barwy.
- Przepraszam za
bałagan - powiedziała oprzytomniała.
- Hę? - zdziwiła się
szesnastolatka. - Chyba nie widziałaś mojej łazienki - roześmiała się,
przypominając sobie toaletę w mieszkaniu dyrektora, którą dzieliły teraz dwie kobiety.
Wampirzyca również się zaśmiała, następnie wyjęła z szafki ręcznik i plastry.
Owinęła rękę Mitsui ręcznikiem i chcąc zacząć zaklejać zranione miejsca
plastrem, zdziwiła się.
- To przez krew
Łowców - oznajmiła blondynka. - Pozwala szybciej się regenerować. Może nie tak
szybko jak wy, ale zawsze coś. - Uśmiechnęła się lekko.
- Soka... - odparła
Maria. Zakleiła tych kilka miejsc, które się jeszcze nie zagoiły, po czym obie
udały się do jej pokoju, aby odbyć poważną rozmowę. Kaori zajęła kanapę,
wampirzyca wybrała łóżko. Nastała chwila milczenia.
***
Szok sprawił, że Aya nie bardzo wiedziała, co tak naprawdę czuje.
Była totalnie skołowana. Potrzebowała czasu, by wszystko przemyśleć, by oswoić
się z nowymi faktami…
Póki co, nie miała jednak
okazji tego zrobić. To musiało poczekać.
Kage czekał, aż coś powie. Zero też, bo przecież to nie on
powinien odezwać się pierwszy - zresztą wyglądał tak, że nie było wątpliwości
co do tego, że sam by nie wiedział, co powiedzieć.
- Ano… - zawahała
się dziewczyna. - To trochę skomplikowane. O rany… - Czuła się jak idiotka, ale
nie mogła wymyślić nic sensownego.
- Nie spiesz się,
przemyśl to, co usłyszałaś. Wiem, że to dla ciebie szok, Aya - rzekł Hiou, co
nastolatka przyjęła ze szczerą wdzięcznością.
- Długo zajmie mi
przemyślenie tego wszystkiego na poważnie - powiedziała zgodnie z prawdą. -
Ale… jedno jest pewne. Nie nienawidzę cię, ojcze. I nie mam zamiaru cię zabijać
ani z tobą walczyć. - Uśmiechnęła się słabo. - Z tego, co powiedziałeś… Z
twojej historii wynika, że jesteś dobrą osobą. Nie lubisz przemocy… Chciałbyś,
by ludzie i wampiry mogły żyć razem, nie wszczynając walk, lecz wspierając się
nawzajem w potrzebie… Ale czy to możliwe?
- Nie wiem -
przyznał. - Pewnie nie, a na pewno nie całkowicie. Bo widzisz… Wampiry nie mogą
istnieć bez ludzi. Ludzie nie mogą istnieć bez Łowców, a Łowcy bez wampirów.
Tak samo dobro nie może istnieć bez zła, światło bez ciemności, miłość bez
nienawiści. To naturalne, na świecie musi istnieć harmonia. Jeśli jednak można
by pogodzić część sprzecznych gatunków, tak jak po dniu zapada noc, tak jak
słońce oddaje swe miejsce księżycowi… Wszystko może się uzupełniać, ale
zainteresowane strony muszą tego chcieć. Zawsze jednak musi znaleźć się ktoś,
kto wszystko niszczy. Dlatego nie wiem, czy możliwe jest, by ludzie, wampiry i
Łowcy żyli w zgodzie ze sobą na co dzień. To trudniejsze, niż wydaje się na
pierwszy rzut oka.
- Uhm. - Aya ze
smutkiem zwiesiła głowę, wiedząc doskonale, że ojciec ma rację. Nagle
zapragnęła, by wszyscy żyli w zgodzie. Kiedy jednak przypomniała sobie o Yuuki
i Kaname, ta myśl jakoś pierzchła. Ni z tego, ni z owego pomyślała jednak o
czymś innym. O czymś, o czym zdarzało się jej myśleć dawno temu, ale ponieważ
Reiko nie znała odpowiedzi na to pytanie, po jakimś czasie rozmyło się ono w
umyśle dziewczyny. - Ano… Tato… Co się stało… z moimi dziadkami? - zapytała.
- Przykro mi, nie
żyją. Moi rodzice umarli… dawno, dawno temu… Z kolei dziadkowie ze strony
Maayi… Po tym, jak zostałaś przygarnięta przez Mitsui-san, zdałem sobie sprawę
z tego, że państwo Katayama mogą być w niebezpieczeństwie. Kupiłem im więc nowy
dom w innym mieście i załatwiłem wszystko, by zmienili nazwisko. Oboje zmarli
kilka lat temu. - Rozejrzał się, wyciągnął skądś kartkę i długopis, zapisał coś
i wręczył świstek papieru córce. - To adres cmentarza, na którym zostali
pochowani. Na wypadek, gdybyś chciała ich odwiedzić. Leżą pod swoim prawdziwym
nazwiskiem.
Aya z wdzięcznością przyjęła kartkę i schowała ją do kieszeni.
- Arigatō -
podziękowała.
***
- No więc… - zniecierpliwiła się Kao. - Słucham. Tylko uważaj, bo
jeśli to będą tylko jakieś nieistotne informacje, pożałujesz.
- Nic z tych rzeczy
- zapewniła szarowłosa. - To dłuższa historia, więc może rzeczywiście już
zacznijmy… - rzuciła, po czym zaczęła opowieść.
***
- Aya… - odezwał się Kage po chwili milczenia. Dziewczyna
spojrzała na niego, dając znać, że go słucha. - Mam świadomość, że twoje życie
praktycznie cały czas się zmienia… I choć pozornie wydaje się, że teraz, gdy
przemiana dobiegła końca, nic nie może się już stać, tak naprawdę jest inaczej
- wyznał. Siedemnastolatka zdziwiła się lekko, ale czekała na dalsze słowa
ojca. - Widzisz, chodzi o to, że choć wyglądasz i pachniesz jak czystokrwista
wampirzyca, tak naprawdę nią nie jesteś.
- Wiem o tym, tato -
powiedziała. - Choć pozory świadczą o czymś innym, tak naprawdę zawsze będę
dhampirem…
- To też racja, ale
nie to mam na myśli - przyznał. Młodzież słuchała go z uwagą. - To… trochę
skomplikowane. Każdy wampir na świecie, bez względu na to, do której klasy
należy, a także każdy Łowca, od razu wyczuje w tobie potężną czystokrwistą.
Jednak… nie jesteś nią w pełni. Jesteś zdecydowanie silniejsza od arystokratów,
ale do nas trochę ci brakuje. Możesz jednak nadrobić tę różnicę, a nawet zdobyć
przewagę, poprzez zdobywanie nowych mocy i trenowanie posługiwania się nimi.
Ale nawet wtedy pozostanie pewna różnica… Istotna różnica - dodał. - Mianowicie
taka, że nie możesz przemieniać ludzi w wampiry.
- Och, to przecież
dobrze! - zawołała z ulgą brunetka. Od dawna zastanawiała się nad tym, co by
się stało, gdyby przypadkiem nie wytrzymała i ugryzła człowieka.
- Niby tak, ale…
Ech, może zacznijmy od czegoś innego - rzekł. - Posłuchaj, Aya. Przykro mi, że
to wszystko zwala się na ciebie równocześnie, ale… Skoro zdecydowałaś się
pozostawić mnie przy życiu, musisz podjąć pewne istotne decyzje… Po pierwsze i
najważniejsze… Musisz zdecydować, kim chcesz się stać.
- Co masz na myśli,
ojcze…? - zapytała wolno Aya.
- Z łatwością możemy
wmówić każdemu, że jesteś czystokrwistą z urodzenia. Wtedy społeczność wampirów
będzie cię szanowała i się ciebie bała. Nieliczni, którzy znają prawdę, nie
mają raczej powodów do tego, by cię zdemaskować.
- Chyba żeby jednak…
- mruknęła Aya, myśląc o Kuranach.
- Dlaczego? - spytał
Hiou.
- Nienawidzą mnie. -
Wzruszyła ramionami.
- Ale nie zagrażasz
im, przynajmniej nie w tym momencie. Po prostu w razie czego mogą mieć nad tobą
przewagę, póki co jednak, wątpię, by wyznali innym prawdę.
- Chwileczkę… Ta
decyzja… Mam się zdecydować, czy chcę wejść do społeczności wampirów jako
jakaś… „księżniczka czystej krwi” czy coś w ten deseń?
- Tak, właśnie.
Nawet byłabyś tak nazywana, w końcu pochodzisz z rodziny Hiou…
- To wygląda tak,
jakby nawet w samej warstwie Klasy A istniały podziały na tych silniejszych i
słabszych… - zauważyła.
- Bo tak właśnie
jest - przyznał Kage, na co siedemnastolatka zareagowała zdziwieniem.
- Myślałam, że
czystokrwiści to czystokrwiści i tyle… - powiedziała. - Choć tak po prawdzie
przez długi czas nie znałam innych nazwisk poza Kuranami i Hiou…
- To o czymś
świadczy, nie sądzisz? - podchwycił mężczyzna. - Kuranowie od zawsze stoją na
samym szczycie. Są jak korzeń rodziny królewskiej. Ród Hiou jest następny,
dlatego często nazywa się nas „księżniczkami” lub „książętami” czystej krwi.
Następnie mamy Shirabuki, którzy od wieków za nami nie przepadają… A to oczywiście
z tego powodu, że stoimy im na drodze do Kuranów, z którymi zawsze chcieli się
połączyć. Ouri, Touma, Hanadagi i Shoutou to kolejne rody - te są już mniej
więcej tak samo oddalone od korzeni. Oczywiście wampiry niższych warstw muszą
słuchać i zwracać się z szacunkiem do osobników ze wszystkich czystych rodów,
jednak faktem jest, że najbardziej szanowani są Kuranowie i Hiou. Szanowani
oraz… nienawidzeni.
Aya zadrżała.
- Dlaczego? -
spytała cicho.
- Ci, którzy dzierżą
władzę, są uwielbiani przez jednych i znienawidzeni przez drugich. To normalne
- odparł jasnowłosy.
- Aha - skwitowała
to dziewczyna. Czuła, że ma mętlik w głowie. - Chciałabym coś jeszcze wiedzieć…
- oznajmiła po chwili. - Zamierzasz… się ujawnić?
- Nie mam innego
wyjścia - przyznał.- Bałagan, jaki powstał po śmierci Rido i zniszczeniu Rady,
jest doskonałą okazją do tego, by zainteresowani rozpoczęli walkę o władzę.
- Dlatego chcesz się
ujawnić? Pragniesz władzy?
- Nie, oczywiście,
że nie - zapewnił szybko Kage. - Chodzi o coś zupełnie innego… Chciałbym po
prostu, by władza przeszła w ręce kogoś odpowiedzialnego i dobrego. Co prawda
pojawienie się kilku „nowych” czystokrwistych naraz wyprowadzi z równowagi
wampirzą społeczność… No, łowiecką pewnie też, ale… Nie ma innego wyjścia. No i
tu pojawia się pytanie… Czy ty również chcesz się ujawnić i przeniknąć do
naszego świata? To stanie się prędzej czy później, a uważam, że dobrze by było,
gdybym zapewnił ci względnie łatwy start…
- Jak niby chciałbyś
mnie przedstawić? „Witajcie, drodzy przyjaciele, oto moja córka dhampirka”?
- Tu właśnie pojawia
się drugie pytanie - rzekł mężczyzna. - Jeśli ujawnisz się jako dhampir,
społeczność może zareagować w dość… niebezpieczny sposób. Jeśli jednak staniesz
się ich „księżniczką czystej krwi”, będą musieli cię szanować.
Aya zastanawiała się przez chwilę.
- Zero, co mam
zrobić? - spytała, patrząc z nadzieją na chłopaka.
- Jeśli… Jeśli dla
innych stałabyś się czystokrwistą, musieliby cię słuchać… Mogłabyś coś zmienić…
- powiedział wolno i z widocznym smutkiem.
- Nie
przeszkadzałoby ci to?
Wzruszył ramionami. Wyglądał na przygnębionego, ale w końcu
pokręcił głową.
- Wiem, że to brzmi
dziecinnie i naiwnie, ale może wspólnymi siłami uda nam się zmienić świat… Choć
trochę… Zająłbyś się Związkiem Łowców, a ja tymi parszywymi pijawkami i może…
może coś by z tego wyszło…
- Uhm.
- Dobrze, ojcze,
zróbmy tak. Ale… kiedy? I gdzie?
- Spokojnie. Dowiesz
się, gdy przyjdzie pora. Zdążysz się przygotować - zapewnił, gdy zobaczył jej
nietęgą minę.
- Zaraz… - ocknęła
się po jakimś czasie Aya. - Tato, skąd wiesz, że nie mogę przemieniać ludzi w
wampiry? Przecież nawet ja sama tego nie wiedziałam - zauważyła.
- Widzisz, jest
ktoś, kogo chciałbym, abyś poznała. Ta osoba od dawna już pragnie zobaczyć się
z tobą… Teraz nadarzyła się ku temu wspaniała sposobność…
Zaintrygowana, zgodziła się na spotkanie z nieznajomym. Kage
osobiście zaprowadził parę do innej komnaty - czy raczej apartamentu - w której
czekała owa osobistość.
- Porozmawiajcie
sobie w spokoju. Będę czekał w pomieszczeniu, z którego przyszliśmy -
powiadomił młodzież.
- Hai - szepnęła
tylko Aya.
***
Co jakiś czas Kaori zakrywała ręką usta, zszokowana tym, co
usłyszała. Nieraz do oczu napływały jej łzy, jednak nie pozwalała im się
uwolnić. Kiedy Maria skończyła, blondynka zalała ją falą pytań.
- Czyli on przez ten
czas, przez wszystkie te lata ją ochraniał?! I nie zabił jej matki? Jest dobry
i chce znaleźć sposób na to, by ludzie i wampiry mogli żyć w zgodzie? Zależy mu
na Ayi-nēsan? Czy to wszystko, co powiedziałaś, to prawda?
- Hai -
odpowiedziała równocześnie na wszystkie pytania Kurenai.
- To… niesamowite,
ale i wspaniałe! - ucieszyła się blondynka, wciąż nieco skołowana, ale jakimś
cudem wierząca w każde słowo wampirzycy. - Więc nie będzie żadnej walki… Tylko
normalna rozmowa! Ale czy nēchan po tak długiej nienawiści do ojca uwierzy ot
tak sobie w jego słowa? Do tego jest z Zero, który nie mógłby przecież nie
skorzystać z okazji i nie zabić czystokrwistego…
- Kage-sama przekona
swoją córkę, jestem tego pewna. Ma zamiar przywrócić utracone wspomnienia
Ayi-sama, jeśli ta tylko się na o zgodzi - oznajmiła. - A może już to zrobił…
- Cóż… - zamyśliła
się Kaori. - W razie czego Zero ma jeszcze jedną czystokrwistą pij… -
Powstrzymała się i poprawiła. - Osobistość w kolejce do zabicia - mruknęła,
chcąc nie chcąc denerwując się, wspominając cud chłopięcia, które okazało się
być mrocznym potworem z piekła rodem.
- Suzaku-sama
również jest dobry! - zapewniła wampirzyca. - Czasem po prostu musi odreagować
nieustannie dobre maniery… - powiedziała niepewnie.
- Taa, jasne… -
naburmuszyła się Kao. - A tak nawiasem mówiąc… Czy Aya nie powinna przypadkiem
poczuć zapachu mej krwi?
- Iie. - Maria
pokręciła głową. - Niektóre z zapachów są w tym domu w magiczny sposób
niwelowane, a poza tym jesteście od siebie dostatecznie oddalone.
- Soka… - mruknęła
Kaori, odruchowo bawiąc się wisiorkiem na szyi.
- Kawaii! -
zaświergotała Kurenai, gdy tylko go ujrzała. - Jest piękny! Od kogo go
dostałaś? - zaczęła się dopytywać.
- Ach. Od Ichiru. Na
urodziny. - Uśmiechnęła się na samą myśl o tamtym majowym wieczorze.
- Ichiru- chan ma
dobry gust - przyznała z aprobatą szarowłosa. - A właściwie to dlaczego go tu
nie ma?
- Wymknęłam się
sama, nie chciałam go narażać. Nie odzyskał pełni sił po ataku Rido… Zresztą…
Pewnie jest na mnie teraz strasznie wkurzony.
- Przejdzie mu, w
końcu cię kocha! - powiedziała uśmiechnięta, po czym oderwała wzrok od
naszyjnika i spojrzała na Łowczynię. - Naprawdę życzę wam wiele szczęścia! -
zawołała, a z jej tonu na pierwszy plan wysuwała się szczerość. Blondynka,
lekko zdumiona, uwolniła się od wspomnień i wlepiła błękitne ślepia w
wampirzycę. - Jesteś zdziwiona? - zaśmiała się słodko Maria. - Kocham Ichiru,
ale nie w ten sposób co ty - zapewniła. - Jego szczęście jest moim szczęściem.
- Ja… nie wiem, co
powiedzieć - przyznała Kao. - Arigatō! I przepraszam… Początek naszej
znajomości chyba nie był zbyt dobry…
- Hai. W takim razie
zacznijmy od nowa. - Szarowłosa uśmiechnęła się uroczo.
- Kaori Mitsui -
rzuciła blondynka, wstając i wyciągając przed siebie dłoń. Mimo wszystko
musiała szczerze przyznać, że dziewczyna była naprawdę sympatyczna i miło się z
nią rozmawiało.
- Maria Kurenai -
przedstawiła się po raz kolejny, również wstając.
Uścisnęły
sobie ręce w geście pojednania.
***
Wraz z Zero powoli weszła do apartamentu. Był urządzony nieco
bardziej ozdobnie niż reszta posiadłości, sprawiał wprost wrażenie
królewskiego. Stylowe, wzorowane na staroświeckie meble, puszysty dywan, okna z
długimi kotarami…
Ktoś podniósł się z jednego z foteli. Aya wstrzymała oddech, gdy
ujrzała najprzystojniejszego młodzieńca, jakiego w życiu widziała. Cała Nocna
Klasa razem wzięta nawet w połowie nie oddawała piękna, jakie znalazło ukojenie
w tej jednej osobie.
- Nie no, bez jaj… -
mruknął Kiryuu, sięgając automatycznie po Bloody Rose. - Kolejny czystokrwisty
- warknął.
- Nie… - szepnęła
brunetka, jakby była w transie.
Na oko osiemnastoletni chłopak uśmiechnął się obezwładniająco i
lekko skłonił przybyłym. Zrobił to w tak dostojny sposób, jakby wychował się na
dworze królewskim, a sam był następcą tronu jakiegoś wytwornego państwa.
Miał proste, kasztanowe włosy (świetnie zresztą ułożone) i oczy
mieniące się wszystkimi możliwymi barwami, od szaroniebieskiego po zielone i
piwne. Dziewczyna niemal od razu go poznała. Suzaku Shoutou, osoba, która tak
bardzo spodobała się jej na obrazku w księdze Łowców. Już na rycinie jego
postać była zniewalająca, ale nawet ona nie mogła oddać całego jego piękna.
Jednak to nie wygląd tak naprawdę ją zniewolił. Nie było to też
jego spojrzenie ani gracja, z jaką się poruszał. Chodziło o coś innego.
- Kuso - zaklął pod
nosem Zero, coraz bardziej zdenerwowany.
- On jest… On jest…
- wahała się Aya, patrząc oniemiała na Suzaku.
- Błagam, tylko nie
mów, że jest twoim bratem czy kimś w tym stylu… - jęknął Łowca.
- Nie. - Uśmiechnęła
się lekko. - Nie - powtórzyła. - On jest…
- Więc potrafisz to
wyczuć - odezwał się melodyjnym głosem Shoutou. - To cudownie - rzekł, powoli
zbliżając się do przybyłych.
- Jesteś…? -
zaczęła, czując jednak, że nie może dokończyć pytania.
- Tak - odparł,
uśmiechając się promiennie. Skłonił się i pełnym galanterii ruchem chwycił
delikatnie jej dłoń, by w chwilę potem złożyć na niej pocałunek. Zdumiona Aya
nie wiedziała, jak na to zareagować. Usłyszała tylko niezadowolenie Zero.
Tymczasem młodzieniec o wyglądzie co najmniej młodego boga uniósł wzrok, który
natychmiast utkwił w szarych oczach dziewczyny. - Nie jesteś już sama, bowiem…
- zaczął w końcu. - Tak jak i ty… jestem dhampirem.
***
Yo, minna! Tu Aya.
Rozdział dość długi, więc Kao i ja mamy nadzieję, że umilił Wam dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Osobiście jestem nieco zdołowana (szczególnie perspektywą jutrzejszego dnia- dziewięć godzin i to od siódmej rano…).
Oczywiście zapomniałyśmy wspomnieć ostatnio o naszym nowym nagłówku no i ogólnie o zmianie wyglądu tej podstrony, jak i głównego bloga. Cieszymy się bardzo, że się Wam podoba. ^^
Nie wszyscy zauważyli też pewnie, że jakiś czas temu dodałyśmy openingi i endingi do poszczególnych tomów, ale oczywiście, dwie sklerotyczki, zapomniałyśmy o tym napomknąć. xD Piosenki są utrzymane w klimacie VK, czyli mamy openingi wykonane przez bliźniaków z On/Off i endingi Kanon Wakeshimy. Patrzyłyśmy raczej na teksty piosenek i dodałyśmy je tak, że w jakiś sposób kojarzą nam się one z rozdziałami poszczególnych tomów. Wam może coś nie pasować, ale cóż.
No i co, to chyba wszystko? <myśli> Cóż, jak już wspominałyśmy, rozdziały w tym miesiącu będą ukazywać się dwa razy tygodniowo. Tak więc już w sobotę dodatek pod tytułem „Cień”.
Ach, jeszcze coś. Czasami zadajecie w komentarzach pewne pytania lub coś jest dla Was niejasne… Wiele z tych spraw rozwiąże się wcześniej czy później, jedynie pewne nieścisłości w razie czego będziemy Wam tłumaczyć. xD
Dziękujemy za tak gorące wsparcie , te cudowne słowa i inne pozytywy. ;* Kochamy Was i cieszymy się, że tyle osób wciąż jest z nami. :)
[wpis z dnia 1.09.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz