poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIV, rozdział LXX - "Zapowiedź"


       - Otwórzcie książkę na sto dziewięćdziesiątej trzeciej stronie - polecił nauczyciel. Wszyscy w klasie, z wyjątkiem jednej osoby, przewrócili strony. Kaori opierała głowę na ręce i mimo woli patrzyła w zaszronione okno. Jej uwaga nie była zwrócona w stronę nauczyciela, który krzyczał, aby ta słuchała. Dopiero kiedy Aya przewróciła siostrze stronę, sensei naburmuszył się i zamilkł.
       - Kao-chan, spróbuj się skupić na lekcji… - poprosiła szeptem siostra. - Wiem, że to teraz trudne, ale przynajmniej się postaraj, zgoda?
       - Hm… Mogę po prostu patrzeć w podręcznik udając, że się uczę? - spytała.
       - Jak wolisz. - Onēsan uśmiechnęła się delikatnie.
       - Po prostu nie mogę usiedzieć w miejscu! - rzekła ciut za głośno Kaori. Profesor spojrzał w stronę Mitsui i skarcił je wzrokiem. Kiwnęły posłusznie głową i wróciły do książek.
       Jak mam się skupić na lekcji, skoro zaraz będę miała rodzeństwo?! Przez tych głupich lekarzy nawet nie mogę być tam z mamą. Całe szczęście, że wreszcie dali jej się zobaczyć z dyrektorem i zdążył na czas wrócić. Przynajmniej jestem spokojna, bo nie jest sama.
       Dzwonek na przerwę wyrwał blondynkę z rozmyślań. Wstała powoli i udała się w stronę drzwi. Drogę zagrodziły jej Mio i Nio.
       - Czy to prawda, że twoja mama dziś rodzi? - podniecały się.
       - To chłopiec czy dziewczynka?
       - Jak na moje to chłopiec. - Kao uśmiechnęła się od ucha do ucha.
       - Kya! Ciekawe, jak będzie wyglądał… - zamyśliły się.
       - Myślę, że nie byłoby dziwne, jeśli dziecko miałoby niebieskie oczka i blond włosy - wtrącił się do rozmowy roześmiany Ichiru. Dziewczęta również parsknęły śmiechem.
       - Hm. No tak. Głupie pytanie - poprawiła się Nio. Po chwili koleżanki dały im przejść, więc Kao z Ichiru udali się na przechadzkę.
       - Nie denerwuj się tak - poprosił delikatnie, ściskając jej rękę.
       - Nie denerwuję się - oznajmiła.
       - Tylko ręka cała ci się trzęsie - zaśmiał się, patrząc na ich splecione dłonie. Kaori wyswobodziła się z uścisku.
       - Właśnie, że nie! - naburmuszyła się. - Niecodziennie rodzi się twoje rodzeństwo. To taki wspaniały dzień - powiedziała, gdy wychodzili z budynku. Tradycyjnie usiedli na schodach, które, nawiasem mówiąc, były wprost lodowate. Padał delikatny śnieg, na dworze było chłodno. Kao usiadła bliźniakowi na kolana i odruchowo wtuliła się w niego.
       - Żebyś tylko nie była chora, bo nie pozwolą ci się z nim zobaczyć - zaśmiał się do jej ucha, odgarniając stamtąd wcześniej kosmyk jej jasnych włosów.
       - Nie będę chora. W końcu jesteś przy mnie i mnie ogrzewasz.
       Uśmiechnęła się. Następnie, zamykając oczy i kładąc głowę na ramieniu chłopaka, pogrążyła się w swych myślach.
***
       Aya westchnęła. Wyszła z zatłoczonych korytarzy na pusty dziedziniec. Uczniowie woleli chować się przed chłodem w ciepłych murach szkoły. Raz na jakiś czas tu i ówdzie przebiegał tylko jakiś zziębnięty nastolatek, ale zaraz zmykał do środka.
       Dziewczyna oparła się o murek, jak to od czasu przemiany było w jej zwyczaju. Tyle, że zawsze ktoś jej towarzyszył, teraz zaś była całkiem sama.
       Zero od kilku dni nie było w szkole. Związek Łowców „wypożyczył” go sobie na okres jakichś dwóch tygodni, co polegało ni mniej, ni więcej na tym, iż chłopak bezustannie otrzymywał jedno zlecenie za drugim, przez co nie miał ani trochę wolnego czasu - nawet na zajęcia szkolne. Najprawdopodobniej nie wracał nawet na noc do domu.
       Brunetka zasępiła się zauważywszy, jak bardzo za nim tęskni. A minęło raptem parę dni…
       Kaori oddaliła się z Ichiru, co zresztą nie zdziwiło Ayi, bo para robiła to na niemal każdej przerwie. Blondynka była tak bardzo podniecona na myśl o nowym rodzeństwie… Aya niespecjalnie podzielała jej entuzjazm, ale skrzętnie ten fakt ukrywała, by jej przypadkiem w jakiś sposób nie zranić.
       Była jeszcze Otsune, ale ona również poszła przejść się po szkole w towarzystwie swojego chłopaka, Konosuke Fuchidy, sympatycznego ucznia z równoległej klasy.
       Siedemnastolatka ponownie westchnęła. Dawno nie czuła się tak samotna, ostatnimi czasy wciąż przebywała bowiem z przybraną rodziną oraz z przyjaciółmi. Zastanawiała się też nad tym, jak zmieni się życie ich wszystkich po przyjściu na świat rodzeństwa Kao. Czy imōto znudzi się siostrą, poświęcając całą swą uwagę maluchowi?
       Dziewczyna zdała też sobie sprawę, że kiedy Reiko, dyrektor i dziecko wrócą do Akademii, Kaori będzie miała całą swą rodzinę w komplecie. Ma jeszcze Ichiru… Ona sama mieszkała w dormitorium z Umari, lecz przyjaciółka tak bardzo zaangażowała się w swój związek, że większość czasu i tak spędzała poza akademikiem - z Konosuke.
       Pozostał jej Zero, ale i jego teraz nie było.
       Proszę, wracaj szybko, zwróciła się do niego w myślach. Szkoda, że nie można się z kimś skontaktować w telepatyczny sposób, pomyślała.
***
       Kaori ledwo wysiedziała na kolejnych lekcjach. Nauczyciele co rusz się na nią denerwowali, a Aya za każdym razem próbowała w jakiś sposób załagodzić sytuację.
       - Mogłam podarować sobie dzisiaj zajęcia - mruknęła pod nosem blondynka.
       - To już ostatnia godzina - odszepnęła siostra.
       - Całe szczęście…
       Gdy tylko zabrzmiał dzwonek zwiastujący koniec lekcji, szesnastolatka zerwała się z miejsca, migiem pakując zeszyt do torby.
       - Idę odreagować - rzuciła tylko, po czym wybiegła z sali. Ułamek sekundy później dołączył do niej młodszy z bliźniaków.
***
       Czy jej się zdawało, czy wszyscy o niej zapomnieli?
       Aya nie miała za złe Kaori, że chodzi tego dnia z głową w chmurach, ale znów poszła gdzieś z Ichiru, zostawiając ją samą. Otsune zaś wyszła z Fuchidą…
       Jestem przewrażliwiona, zauważyła. Zdawała sobie sprawę z tego, że przesadza, ale to uczucie samotności…
       No właśnie, samotność. Zapomniała już, jak to jest ją odczuwać. Odzwyczaiła się od tego, gdyż od jakiegoś roku zawsze miała z kim porozmawiać czy spędzić czas. Teraz nie…
       Poszła do stajni. Skierowała się tam właściwie bezwiednie, jakby nogi same ją tam zaprowadziły.
       Przywitała się z Białą Lilią, która wydawała się cieszyć na jej widok. Inne konie się jej teraz bały, wyczuwały tę, jeszcze mocniejszą niż kiedyś, aurę dziewczyny. Zaprzyjaźniona klacz była inna. Nastolatka poklepała ją po boku, pogłaskała po pysku, a potem się do niej przytuliła. Z jakiegoś powodu czuła, że tego jej było trzeba.
***
       - Już są! Już są! - krzyknęła Kao, wyglądając przez okno i widząc w oddali rodziców. Odwróciła się, by spojrzeć na Ayę i Ichiru, którzy siedzieli przy stole. Brunetka bawiła się pustym już kubkiem, a chłopak dopił szybko ostatniego łyka herbaty, po czym wstał i podszedł do podekscytowanej blondynki.
       - W takim razie będę się już zbierał - oznajmił. - Twoja mama z pewnością potrzebuje teraz dużo ciszy i spokoju - zauważył.
       - Uhm - zgodziła się, uśmiechając się delikatnie. Obserwowała każdy ruch Kiryuu, podczas gdy ten zakładał płaszcz. Kiedy skończył, Kaori zarzuciła mu ręce na szyję i namiętnie pocałowała go na pożegnanie. Aya z kolei cicho westchnęła, coraz głębiej odczuwając tęsknotę za Zero.


       Ichiru pocałował jeszcze swoją dziewczynę w czoło, po czym pożegnał się z przyjaciółkami i wyszedł z domu. Kiedy mijał rodziców szesnastolatki, przystanął na chwilę, mówiąc coś i uśmiechając się sympatycznie, po czym odszedł w stronę akademików.
       Szczęśliwa para weszła wreszcie do mieszkania. Kobieta trzymała na rękach ciepło ubrane niemowlę. Przekazała je Kaienowi, by mogła szybko zdjąć kurtkę i buty. Kao skakała wokół rodziny, nie posiadając się z radości, natomiast Aya przyglądała się temu z progu kuchni.
       Reiko odebrała maleństwo i teraz Kurosu zajął się zdejmowaniem wierzchniego okrycia. Wszystkie dziewczyny przeszły z kolei do przytulnego salonu. Kobieta usiadła na sofie, obok usadowiła się jej córka. Brunetka zajęła jeden z foteli.
       Szesnastolatka zaczęła ze skupieniem wpatrywać się w dziecko.
       - Czy to jest…? - spytała.
       - Chło… - zaczęła matka, ale Kaori jej przerwała.
       - Mówiłam, że będziesz chłopcem, Dei-chan! - wykrzyknęła odrobinę za głośno, przez co niemowlę zaczęło łkać.
       - Dei-chan? - zdziwiła się Reiko, jednocześnie kołysząc synka. - Co prawda nie wybraliśmy jeszcze imienia, ale skąd się wzięła akurat taka propozycja?
       - Hm… - zastanawiała się przez chwilę Kao. - Sama nie wiem. Po prostu tak powinno być. To podobne uczucie do tego, kiedy byłam przekonana, że to będzie chłopiec - rzekła. Położyła dłoń na główce dziecka i zaczęła głaskać ją opuszkami palców. - Podoba ci się to imię, Dei-chan? - zapytała, a chłopczyk w tym samym momencie przestał płakać. Kaori rozpromieniła się i spojrzała porozumiewawczo na mamę. - Widzisz? Jest zachwycony! - stwierdziła ze śmiechem. Maleństwo wpatrywało się w nią błękitnymi oczyma otoczonymi długimi, jasnymi rzęsami.
       - Mnie się podoba, ale trzeba zapytać o zdanie Kaiena - zauważyła. - A tak poza tym… „Dei” to skrót od jakiego imienia?
       - O tym właściwie nie myślałam - przyznała Kao, zaczynając główkować.
       Dei… Dei…
       - I jak tam braciszek? - spytał rozradowany dyrektor, wchodząc do pokoju. - Spotkaliśmy po drodze Ichiru i…
       Dei… Ichiru…
       - Wiem! - zawołała nagle blondynka, podskakując gwałtownie i patrząc na wszystkich rozpromienionymi oczyma. Zebrani zaczęli patrzeć na nią ze zdziwieniem i oczekiwaniem. - Deichi!
       Uśmiechnęła się.
       - Ale o co chodzi? - zapytał zdezorientowany mężczyzna.
       - Ładnie - stwierdziła Aya.
       - Uhm, uhm! - Reiko energicznie pokiwała głową.
       - Otōsan… - zaczęła szesnastolatka, zwracając się do Kaiena, który rozpromienił się słysząc, jak nazywa go córka. - Imię „Deichi” bardzo pasuje do mojego brata, prawda? Możemy go tak nazwać?
       - Dei-chan, tak? - zaśmiał się. - Oczywiście, że pasuje! - zawołał wesoło.
       - Yatta! - krzyknęła Kaori, podskakując wysoko i podnosząc przy tym ręce do góry.
       Niemowlę patrzyło na to szeroko otwartymi oczętami.

       - Mówię ci. Opiekowanie się dzieckiem to naprawdę trudne zajęcie… - opowiadała Kao, kładąc głowę na nogach chłopaka. Od jakiegoś czasu siedzieli na jego łóżku. - Jest bardzo delikatny i poza jedzeniem, spaniem i płakaniem praktycznie nic nie robi.
       - Po kilku godzinach z bratem już masz dość? - zaśmiał się, przeczesując palcami jej włosy.
       - Iie. Dei-chan jest kochany! - Uśmiechnęła się do siebie. - Po prostu stwierdzam fakt.
       - Wyobrażałaś to sobie inaczej, prawda?
       - Hai. Nie wiedziałam, że… będzie tak mało robił - roześmiała się. - Ale z czasem się przyzwyczaję.
       - Z czasem to się zmieni - sprostował.
       - Uhm. Ale musisz przyznać, że jest słodki! - rozpromieniła się.
       - Hai, hai. I te blond włoski…
       - A te oczy! Piękność - zachwycała się.
       - Nie powinnaś być teraz z rodzicami?
       - Iie. Dei-chan śpi, więc i mama poszła odpocząć.
       - Chyba też powinnaś się zdrzemnąć. Czy przypadkiem nie masz jutro misji?
       - Ech… - westchnęła dziewczyna. - Nie dają mi spokoju. Ledwo wybłagałam, żeby dziś mi odpuścili - naburmuszyła się.
       - Ostatnio coraz częściej pracujesz… - zauważył.
       - Uhm. Od jakiegoś czasu zdarza się dużo dziwnych przypadków - wyznała cicho.
       - Dziwnych?
       - Zazwyczaj po prostu zabijam jakiegoś wampira Poziomu E. Najczęściej jest to mężczyzna w średnim wieku… Jednak słyszałam, że… Ostatnio coraz więcej opętanych to dziewczyny… Na oko licealistki, niektóre nawet w mundurkach. Związek podejrzewa, że to może być jakaś większa afera, ale póki co nie ma na nic dowodów.
       - Słyszałaś? - podłapał.
       - Sama jeszcze nie miałam okazji spotkać młodej dziewczyny Poziomu E - wyjaśniła.
       - Może nie będziesz miała okazji…
       - Chciałabym, żeby tak było. - Przytuliła się mocniej do jego kolana. - Ale zdarzyło się też kilka zgłoszeń ze wsi niedaleko naszego miasteczka.
       - Ciężka sprawa…
       - Uhm. Rozmawiałam na ten temat z Sayuri-senpai. Ona też myśli, że to coś poważniejszego.
       - Znowu się zacznie - mruknął bliźniak.
       - Co?
       - Tak czuję - oznajmił. - Nadciąga coś. Po roku względnego spokoju.
       - Całkiem możliwe… Ale na razie trzeba cieszyć się szczęściem! - powiedziała i przyciągnęła go do siebie.
***
       A może to tak będzie wyglądał?, zastanawiała się Kao, idąc ulicami sąsiedniego miasteczka. Rozglądała się dookoła, obserwując przechodzących mężczyzn. Zamyślała się, jak będzie wyglądał jej brat, gdy dorośnie. Szła zadowolona z wysoko podniesioną głową. Była przyzwyczajona, że wielu facetów odwracało głowy, żeby jeszcze lepiej się jej przyjrzeć. Cieszyła się, że miała ze sobą płaszcz od mamy, który skutecznie zasłaniał łowiecką broń. Kya! Nie miałabym nic przeciwko, żeby wyglądał podobnie, zachwyciła się, patrząc na wysokiego blondyna, idącego za rękę z jakąś pulchną szatynką. Uśmiechnęła się do siebie na myśl o Ichiru. Stwierdziła, że przestanie myśleć już o chłopcach, bo jej ukochany nie byłby z tego zadowolony. Postanowiła więc, że jej brat będzie ładniejszy niż ci wszyscy tutaj i wzmocniła koncentrację, szukając celu swej podróży.
       Po kilkunastu minutach trafiła na dziwnie pustą ulicę. W pobliżu wyczuła obecność wampira. Dookoła było pełno śniegu, zaspy tworzyły swego rodzaju mur. Kao szła tak długo, aż natrafiła na ślepą uliczkę. Jedna z zasp była przesiąknięta krwią. Blondynka natychmiast wyciągnęła katanę. Podeszła powoli do krwistej górki śniegu. Leżała na niej ledwo przytomna młoda brunetka. W jej szyję wbijały się kły innej dziewczyny. Obie wyglądały mniej więcej na szesnaście lat. Wampirzyca szybko spostrzegła Kao, więc biorąc ofiarę na ręce, uskoczyła przed ciosem. Zaczęła się przeraźliwie śmiać.
       - Hahhahhah! Nieee zabieeerzesz miii obiaaaduuu! - krzyczała.
       - Dlaczego to akurat musi być dziewczyna? - szepnęła do siebie Kaori. Zwinnie skoczyła na obłąkaną. - Wypuść tę biedną nastolatkę! - rozkazała.
       - Hahahahahahh! - śmiała się dalej tamta, próbując uciekać przed atakami Łowczyni. Po kilku atakach mających na celu sprawdzenie koordynacji wampirzycy niebieskooka kilkoma ruchami wyswobodziła ranną dziewczynę i przygwoździła oszalałą do podłoża. Jej krew zaczęła zabarwiać śnieg.
       - Za zabicie trzech osób, zranienie… - Bla, bla, bla. - Związek Łowców skazuje cię na śmierć - oznajmiła. Przyjrzała się jeszcze wampirzycy. Jeśli nie brać pod uwagę jej opętanych oczu i szyderczego uśmiechu, można było stwierdzić, że jako człowiek była bardzo ładna. Zadbane, teraz poczochrane włosy, niegdyś ładny, teraz podarty mundurek. Kiedyś mogła uchodzić za jakąś piękność, przemknęło Kao przez myśl. Zabijanie nie było łatwe, zwłaszcza jeśli chodzi o takie osoby. Nastolatka pierwszy raz podczas tej misji spuściła głowę i patrząc w bok, wbiła ostrze w pierś wampirzycy. Usłyszała przeraźliwy krzyk i po chwili ciało dziewczyny obróciło się w popiół. Kaori szybko schowała broń i podbiegła do rannej. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i przyłożyła ją do jeszcze lekko krwawiącej rany.
       - Yokatta… Nie utraciła zbyt dużo krwi - powiedziała do siebie. Po chwili dziewczyna oprzytomniała. Przy pomocy Kao usiadła. - Jak się czujesz? - spytała z troską.
       - Eeto… Nic mi nie jest… - oznajmiła. - Co tu się stało…? - spytała zdezorientowana. - Gdzie Aoi-chan?
       - To twoja przyjaciółka? - zapytała, widząc, że z nastolatką w sumie wszystko jest w porządku i stwierdzając, że może wypytać ją o to i owo.
       - Hai. Umówiłam się dziś z nią… Ale coś było nie tak. - Zaczęła drżeć. - Przyprowadziła mnie tu i…
       - Nie musisz dalej mówić. Chcę ci pomóc. Jednak… Mogę ci zadać kilka pytań? - spytała życzliwie. W jej głosie dało się wyczuć troskę. Dziewczyna skinęła głową. - Czy ostatnio zauważyłaś coś dziwnego w zachowaniu przyjaciółki?
       - Od kilku dni zachowywała się inaczej. Była cicha i nie miała humoru. To chyba zaczęło się tydzień temu… Coś się wtedy stało.
       - Powiesz mi co?
       - Jeśli mam być szczera, to… nie pamiętam. Wiem, że to ważne, ale nie umiem sobie przypomnieć, o co chodziło. Czuję dziwną pustkę w pamięci, kiedy o tym myślę.
       - Rozumiem. Nie sil się już. Dziękuję za informacje.
       Uśmiechnęła się uroczo. Następnie pomogła dziewczynie wstać i zaprowadziła ją do szpitala. Jak zawsze w takich przypadkach, opowiedziała lekarzowi wymyśloną historyjkę i udała się do siedziby Związku, aby złożyć raport. W drodze powrotnej dużo myślała. Płatki śniegu wirowały dookoła niej, jakby zapowiadały, że coś się wkrótce stanie.
***
       Aya weszła do stajni. Od pewnego czasu przychodziła tu codziennie i spędzała tam nawet po kilka godzin.
       Nakarmiła i napoiła Lilię, po czym usiadła pod ścianą. Doskonale pamiętała, jak kiedyś, prawie rok temu, rozmawiała w tym samym miejscu z Zero i dała mu napić się swojej krwi…
       Na myśl o tym zrobiła się głodna. Wyciągnęła z kieszeni dżinsów pudełeczko z tabletkami, wysypała kilkanaście na dłoń i jednym ruchem wrzuciła wszystkie naraz do buzi. Pragnienie zdecydowanie osłabło, ale dziewczyna miała ochotę na coś zupełnie innego.
       Nie, stop. Nie myśl o tym, rozkazała samej sobie. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że w pamięci miała tak wyraźne wspomnienie smaku krwi Zero… Dość, zezłościła się. Wystarczy…
       Położyła się i skuliła. Było jej tak smutno, choć cały dom dyrektora, a także oba akademiki wypełniały się życiem i radością z tego czy innego powodu.
       Ona nie mogła wykrzesać z siebie pozytywnej energii. Nie teraz, gdy nie było przy niej Zero.
       Po raz kolejny zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest od niego uzależniona.
***
       Jeszcze jeden strzał, jeden jedyny, i wszystko zostało zakończone.
       Zero popatrzył jeszcze przez chwilę na nowo powstałą kupkę popiołu, po czym schował Bloody Rose i odwrócił się, zmierzając ku wyjściu z opuszczonego budynku.
       Na oko czteroletnia dziewczynka wciąż płakała, zasłaniając rączkami buzię i opierając się o ścianę od zewnętrznej strony budowli. Kiryuu widział ją przez okno korytarza. Otworzył je i zwinnie wyskoczył. Dziecko patrzyło na niego ze zdumieniem.
       - Już w porządku - zapewnił łagodnym tonem. - Ten zły pan, który chciał cię gdzieś zabrać, już zniknął - oznajmił. - Nie martw się.
       Miał zamiar poklepać dziewuszkę po głowie, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie, dziewczynka bowiem ponownie skuliła się ze strachu.
       - Hej, może wydaję ci się trochę straszny, ale nie zrobię ci krzywdy - zapewnił, delikatnie się uśmiechając. Przykucnął przy niej. - Chodź, pójdziemy znaleźć twoich bliskich, zgoda?



       Dziecko nagle się rozpromieniło i skinęło głową, wyciągając rączki w kierunku chłopaka. Po chwili wahania osiemnastolatek wziął ją na ręce.
       Nie musieli długo szukać, ktoś z rodziny czterolatki znajdował się zaledwie kilka uliczek dalej.
       - Tak, proszę pana, właśnie tak to się odbyło! - zawołała przestraszona kobieta. Rozmawiała właśnie z oficerem policji. - Proszę się pospieszyć i ją znaleźć!
       - Oczywiście, proszę pani - zapewnił policjant.
       - Młody chłopak, chyba uczeń Akademii Kurosu, życzliwie za nią pobiegł, ale nie sądzę, by mógł cokolwiek zdziałać… - ciągnęła starsza kobieta.
       - Spokojnie, wysłaliśmy już posiłki, więc na pewno niebawem ją znajdziemy - przerwał jej mężczyzna.
       Kiryuu uśmiechnął się pod nosem. Schylił się i postawił dziewczynkę na brukowanym podłożu.
       - Babciu! - krzyknęła radośnie, biegnąc już w stronę starszej pani.
       - Mii-chan! - zawołała kobieta, nie wierząc własnym oczom. Wnuczka już do niej dobiegła i obie trwały teraz w uścisku. - Yokatta! Wszystko w porządku, Mii-chan? - dopytywała się. - Dzięki Bogu! Udało ci się uciec!
       Zero po raz ostatni spojrzał na rozgrywającą się scenę, po czym zniknął za rogiem.


       - Nie, nie uciekłam, babciu! Tamten pan mnie uratował! - usłyszał jeszcze i niemal widział, jak dziewczynka pokazuje palcem miejsce, w którym przed chwilą stał.
       Odetchnął i przyspieszył. Miał zamiar wpaść na moment do mieszkania, szybko wziąć prysznic i się przebrać, a potem od razu pójść do Akademii, by zobaczyć się z Ayą, Ichiru i resztą.
       Kiedy jednak wszedł do kamienicy, poczuł, że coś jest nie tak. Pędem wbiegł po schodach na piętro i ruszył ku drzwiom od swojego mieszkania. Nie były zamknięte na klucz. A wewnątrz ktoś był…
       Gwałtownym ruchem otworzył drzwi i na wszelki wypadek wyciągnął Krwawą Różę.
       - Go-gomen, że się tak wprosiłem! - zawołał Kaien, podnosząc ręce w obronnym geście.
       Zero patrzył na chwilę na dyrektora, nieco zresztą skonsternowany.
       - Twoja aura… To strasznie irytujące, bo czasem nieznacznie przypomina tę wampirzą - mruknął, zapominając o tym, że powinien się najpierw przywitać. Tym bardziej, że nie widział Przewodniczącego od ładnych paru miesięcy. Schował jednak broń i, już spokojny, wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. - Co tu robisz? I… jak się tu dostałeś?
       - Wypuścili mnie jakiś czas temu… - zaczął Kurosu.
       - Mam na myśli to mieszkanie - przerwał mu Zero.
       - Ach tak! - speszył się Kaien. - Cóóż… Nie gniewaj się, ale Ichiru-kun pożyczył mi te zapasowe klucze, które wciąż u siebie trzymał… - wyjaśnił niepewnie.
       - Soka - odparł tylko Kiryuu, odkładając płaszcz, a potem padając na łóżko. - Więc… „Wypuścili cię jakiś czas temu”… Czy to znaczy, że sprawa związana z twoimi wybrykami się zakończyła, dyrektorze?
       - Niezupełnie… Choć w praktyce może i tak. Powiedziano mi, że ostateczną decyzję podejmą, gdy zobaczą, „jak to wszystko się potoczy”. Na przestrzeni kilku lat, a szczególnie w ciągu ostatniego roku, sporo się zmieniło. To samo czeka jeszcze wiele innych spraw… Ale wiesz, cieszę się, że z tobą wszystko w porządku. Hm, powiedz mi… Dobrze ci tutaj? Nie wolałbyś wrócić do akademika?
       - Chodzę do szkoły i poluję na wampiry. W zamian pragnę mieć tutaj trochę spokoju - wyjaśnił, przezornie pomijając fakt, że dużo przyjemniej mieszkałoby mu się tu razem z Ayą. - Chyba to rozumiesz?
       - Tak, oczywiście - zapewnił dyrektor. - Hm. Nie miałeś przypadkiem wrócić dzisiaj rano? Tak myślałem, ale zjawiłeś się dopiero teraz. Czy coś się stało? Twój płaszcz… Widziałem, że jest pokryty świeżym pyłem.
       Chłopak westchnął.
       - Było ich dwóch - zaczął. - Jeden uciekł z ludzkim dzieckiem, a drugi czekał, by później się z nim spotkać. Odkryłem, że robią to z czyjegoś polecenia, ale nie zdołałem dowiedzieć się niczego więcej - powiedział.
       - Zero-kun… Proszę, nie mów, że to dlatego, że nie zabiłeś dostatecznie wielu…
       Kiryuu wysłał mu półuśmiech.
       - Nie musisz się martwić. Obaj od dłuższego czasu byli na liście - poinformował. - Heh, jesteś trochę nie na czasie, dyrektorze. Nie włóczę się po mieście wymyślając byle powody do zabijania pijawek, żeby zaspokoić swoje przekonania czy coś w tym stylu. Spokojnie.
       - Wybacz, to chyba dlatego, że nie widziałem cię od tak długiego czasu - przyznał Przewodniczący Akademii. - Ech, nic na to nie poradzę, że przejmuję się bardziej niż powinienem. Dla ciebie fakt, że wciąż się o ciebie martwię, musi być nieco kłopotliwy, co? - Uśmiechnął się, patrząc uważnie na chłopaka. - Zmieniłeś się, wiesz o tym? Dojrzałeś… Czy to nie jest przypadkiem zasługa twojej uroczej dziewczyny? - Puścił oko.
       - Zapewne - zaśmiał się Zero. - Właśnie, miałem wpaść tylko na moment - przypomniał sobie. - Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? Spieszę się, żeby zobaczyć się z Ayą.
       - Patrząc teraz na ciebie i słysząc te wszystkie słowa, mogę bezpiecznie powiedzieć, w jakiej sprawie tak naprawdę tu przyszedłem - rzekł nieco poważniejszym już tonem Kaien.
       - Więc? - ponaglił go nastolatek.
       - Wiem, że cały czas byłeś zajęty… Odkąd Rada została wyeliminowana, odkąd wszyscy wydawali na wszystkich rozkazy śmierci… Wiele wampirów, czy to tych, które służyły Radzie, czy też tych, które akceptowały ludzi, straciło nad sobą kontrolę. Robi się coraz bardziej niebezpiecznie, choć może się to wydawać niemożliwe… Czystokrwiści…
       - Przez tyle czasu chciałem ich zabić własnymi rękoma - przerwał mu Zero. - „Najgorszych” krwiopijców. Tych odpowiedzialnych za ten cały bałagan… I choć mój cel się nieco zmienił, i choć okazało się, że nie wszyscy są źli… Każde JEGO posunięcie jest robione z ukrycia - wycedził, myśląc już o Kuranie. - Ponadto nigdy nie pokazuje się publicznie - dodał.
       - Właściwie… Kaname-kun kontaktował się z nami - wyznał Kurosu. - Poprzez Związek.
       Kiryuu spojrzał na dorosłego z niedowierzaniem.
       - Chciałby odbudować poprzednie stosunki ze Stowarzyszeniem - kontynuował dyrektor. - Wygląda na to, że działał w ukryciu, by podporządkować sobie wampirzą społeczność. I teraz widocznie jego przygotowania zostały ukończone. Poprosił o osobiste spotkanie z odrodzonym Związkiem Łowców. Jako reprezentant wampirzej społeczności.
       Do chłopaka ledwie dochodziły te wszystkie słowa. Smutne wspomnienia nawiedziły jego umysł, po raz pierwszy od tak dawna… Yuuki, Kaname… Kuranowie. Nienawiść rozpaliła jego serce, ale całą siłą woli zachowywał spokój.
       - Oczekujesz, że tak po prostu mu uwierzę? - spytał beznamiętnym tonem. - Skąd my, Łowcy, mamy wiedzieć, czy nie chce wypowiedzieć nam wojny?
       - Myślałem, że powiesz: „Jak tylko wyjdzie z ukrycia, od razu go zabiję!”. Albo coś w ten deseń - mruknął Przewodniczący.
       - Iie. Jeszcze nie. Musimy być w porządku w stosunku do czystokrwistych…
       - No proszę, proszę! - zacmokał z uznaniem Kaien. - Jestem pod wrażeniem! - powiedział. - A skoro naprawdę tak myślisz… To twoja pozycja niebawem się zmieni. - Uśmiechnął się przebiegle. Zero patrzył na niego ze zdziwieniem i oczekiwaniem. - Przyszedłem z nowymi rozkazami od Związku.
       Przez przedłużający się w wieczność moment panowała cisza.
       - Więc? - zniecierpliwił się osiemnastolatek. - Co to za rozkazy?
       - Chcemy, byś uczestniczył w spotkaniu - rzekł z powagą dyrektor. - To będzie coś w rodzaju oficjalnego przedstawienia. Powiemy im coś w stylu: „Bazując na jego niezwykłych zdolnościach, ten chłopak najprawdopodobniej zostanie przyszłym prezesem Związku Łowców. Prosimy więc, byście traktowali go należycie”. Co ty na to, Zero?
       Kiryuu przez chwilę nie był zdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Patrzył z szeroko otwartymi oczami na Kaiena.
       - Ja… prezesem Związku? - wydusił w końcu.
***
       Kaori, przechadzając się samotnie po terenie Akademii, w którymś momencie zauważyła w oddali Ayę. Przyspieszyła, by ją dogonić.
       - Nēchan! - zawołała.
       Brunetka odwróciła się. Wyglądała na nieco zdziwioną, a może tak się tylko blondynce wydawało? Nieważne, pomyślała. Dobiegła do siostry.
       - Co robisz? - spytała.
       Aya wzruszyła ramionami.
       - Tak sobie spaceruję… - mruknęła.
       - Tęsknisz za nim, co? - zapytała o oczywistość Kao. - Weź idź na jakiś odwyk czy coś - zaśmiała się. - Jesteś od niego uzależniona.
       - To już sama zauważyłam - przyznała ze smutnym uśmiechem siedemnastolatka, po czym zmieniła temat. - A ty co? Nie powinnaś pomóc rodzicom z Dei-chanem?
       Młodsza naburmuszyła się trochę i w zabawny sposób wydęła policzki.
       - Dyrektor gdzieś wyszedł, a mama zajmuje się małym. Zresztą… Oni mnie nie potrzebują - odburknęła. - Tak wokół niego skaczą, że zapominają o wszystkim innym. No, może poza obściskiwaniem się w przerwach. - Wyszczerzyła zęby, ale tylko na ułamek sekundy. - Zachowują się, jakby mieli ze dwadzieścia parę lat, a to było ich pierwsze, upragnione dziecko - szepnęła. - Myślisz, że ja się im już znudziłam?
       Aya z trudem powstrzymała śmiech.
       - Żartujesz? Spokojnie, to im minie - zapewniła. - Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że takie zachowanie jest w tej sytuacji normalne i któregoś dnia po prostu samo przejdzie.
       - Soka! - ucieszyła się Kaori. - Nēchan, przepraszam, że ostatnio spędzałam z tobą tak mało czasu - powiedziała ze smutkiem. - Nie czułaś się przez to trochę samotna?
       - Iie - skłamała z wymuszonym uśmiechem, szczęśliwa jednak, że imōto w końcu to zauważyła.
       - Yokatta. - Kao uśmiechnęła się z ulgą, choć i tak przejrzała onēsan. - Hm, miałam wpaść do Ichiru… - przypomniała sobie nagle.
       - To idź - odparła brunetka.
       - Na pewno? Może lepiej wspólnie pozabijajmy czas?
       - Nie, idź, idź. Ja przejdę się do stajni. Nie byłam jeszcze dzisiaj u Białej Lilii.
       Szesnastolatka wzdrygnęła się.
       - Jeny, ta klacz jest przerażająca - rzekła. - Normalnie się jej boję - przyznała. - Znalazła sobie dwoje pupilków, a resztę straszy - zaśmiała się.
       - Uhm - przyznała Aya z lekkim uśmiechem. Potem nagle spoważniała. - Zauważyłaś, że w dniu narodzin Dei-chana minął rok od naszego przybycia do Akademii?
       - Masz rację! - Blondynka palnęła się w czoło. - Heh, no proszę… - mruknęła. - Jeej! Ile się od tego czasu zmieniło! Dasz wiarę, że wtedy nic jeszcze nie wiedziałam?! Boże, jakie to było naiwne! Całe moje ówczesne życie…
       - Uhm. - Siedemnastolatka skinęła głową. - To będę się zbierać, zgoda? Mata ne.
       Poczęła się oddalać. Blondynka przez chwilę odprowadzała ją wzrokiem, a potem ruszyła w stronę męskiego dormitorium. W połowie drogi zaczęła szczękać zębami z zimna i przeklinać swoją głupotę, zastanawiając się, dlaczego nie ubrała się cieplej.
       - Kaori!
       Odwróciła ze zdziwieniem głowę i zobaczyła chłopaka biegnącego w jej kierunku.
       - Gdzie jest Aya? - spytał Zero. - Nie ma jej w akademiku ani w domu twoich rodziców…
       - Poszła do stajni - odparła z uśmiechem.
       - Arigatō. Idziesz do Ichiru? - Gdy skinęła głową, dodał - Przekaż mu, że pogadamy później, dobra?
       Nie poczekał na odpowiedź, tylko udał się pospiesznym krokiem w stronę stajni.
       Buhaha, on chyba też się nieźle stęsknił, zaśmiała się w duchu Kao, po czym biegiem pokonała resztę drogi do dormitorium chłopców.
***
       Wyciągnęła się lekko, ziewnęła i dopiero wtedy otworzyła oczy. Ubiegłej nocy prawie nie spała, więc nawet nie zauważyła, gdy zasnęła, siedząc pod ścianą naprzeciw boksu Białej Lilii.
       Leżąc na prawym boku, ujrzała przed sobą tego, za którym tak bardzo tęskniła. Uśmiechnęła się bezwiednie.
       - Obudziłaś się, śpiąca królewno - powiedział cicho Zero. Leżał na lewym boku, podpierając głowę na ręce i wpatrując się w nią błyszczącymi oczyma.
       - Jesteś… - wyszeptała, czując, jak jej ciało wypełnia się szczęściem. Rzuciła się na niego, mocno go przytulając, a przy okazji przewracając na plecy. Objął ją ze śmiechem w pasie i mruczał do ucha o tym, jak bardzo za nią tęsknił.
       Trwali tak przez jakiś czas, napawając się swoją obecnością. Oddychali głęboko, delektując się nawzajem swoimi zapachami.
       - Tak długo cię nie było… - odezwała się w końcu dziewczyna.
       - Wiem… Gomen…
       - To przecież nie twoja wina - zaprzeczyła. - Wiesz, jeszcze trochę, a znienawidziłabym Związek za to, że mi cię na tak długo zabrali - zachichotała.
       - Uwierz, że ja też.
       - Miałam nadzieję, że wrócisz wcześniej - rzekła, kładąc głowę na jego torsie i szukając dłonią jego ręki.
       - Byłbym parę godzin szybciej, ale… rozmawiałem z dyrektorem - oznajmił, gładząc jej policzek.
       - Więc był u ciebie? - zdziwiła się.
       - Tak. I… Heh, nie wiem, od czego zacząć. Powiedział mi kilka ciekawych rzeczy - wyznał.
       - Zamieniam się w słuch.
       Opowiedział jej o początkowej fazie rozmowy.
       - No i na tym spotkaniu - ciągnął - mają mnie oficjalnie przedstawić jako… jako przyszłego prezesa Stowarzyszenia Łowców - wypalił w końcu.
       Aya usiadła i z zachwytem spojrzała na chłopaka.
       - To… to wspaniale! - zawołała. - Gratulacje!
       - Nie ma jeszcze czego gratulować - zaśmiał się.
       - Nande?
       Podniósł się, oparł o ścianę i ułożył sobie głowę brunetki na kolanach.
       - Po pierwsze, to nie jest jeszcze na sto procent pewne. Heh, niby wiem, że prezesem powinien być najpotężniejszy Łowca…
       - Którym bez wątpienia jesteś właśnie ty - wtrąciła Aya.
       - Ale to i tak był szok. Podjęli taką decyzję, choć jestem wampirem… Ech, jestem przekonany, że wielu osobom się to nie spodoba.
       - To już ich problem - zauważyła siedemnastolatka.
       - Niby tak… Po drugie - kontynuował - praca przywódcy Łowców to wielka odpowiedzialność, a poza tym jest okropnie kłopotliwa.
       - Jakoś to przeżyjesz! - zapewniła ze śmiechem. - Będę trzymać kciuki i zawsze cię wspierać - zapewniła.
       - Arigatō - szepnął.
       Rozmawiali przez jakiś czas na temat ciekawszych misji, które w ostatnim czasie wypełnił Kiryuu.
       - Jejku! - przestraszyła się w którymś momencie Aya. - Jest już późno, a ty ostatnio pewnie niewiele spałeś - zauważyła. - Musisz być okropnie padnięty - zasmuciła się.
       Wzruszył ramionami i dalej bawił się jej włosami.
       - Zero, powinieneś już wracać i nadrobić zaległości w spaniu.
       - To chodź ze mną - zamruczał.
       - Nie mogę, wiesz przecież - odparła.
       - Podobno dyrektor i twoja ciocia są teraz na okrągło zajęci dzieckiem, tak? Pewnie nawet nie zauważą, skoro mamy weekend. A Umari-san na pewno…
       - Nie mogę ich tak sobie oszukiwać - zaprotestowała.
       - Więc spytaj ich o zgodę - próbował dalej chłopak. - Nie widzieliśmy się tak długo, może zrozumieją.
       Wiedziała, że dalsza sprzeczka jest bez sensu, zresztą sama też bardzo chciała spędzić więcej czasu z Zero. Powlekli się więc razem do domku Przewodniczącego. Zdziwili się, gdy od razu otrzymali zgodę. Aya pobiegła więc jeszcze do Otsune, by uprzedzić ją, że noc spędzi w miasteczku, a potem para spacerowym krokiem udała się w stronę mieszkania osiemnastolatka.
***
       - Siedzę tu już ładnych parę godzin - zauważyła Kao, która od długiego czasu przebywała w pokoju Ichiru w akademiku. Rozmawiała z chłopakiem i żartowała, zapominając dzięki temu o wszystkich smutkach.
       - Więc kilka minut więcej nikomu nie zrobi różnicy - zaśmiał się nastolatek, powstrzymując Kaori przed wyjściem z łóżka, na którym siedzieli, przykryci kołdrą, by się ogrzać.
       - Zrobiło się późno, naprawdę powinnam już wracać - zaprzeczyła.
       - Zostań - zamruczał jej do ucha w taki sposób, że się zarumieniła.
       - Nie mo… - zaczęła, ale wtedy Kiryuu zaczął ją całować. - Hm. I tak nie zauważą, że mnie nie ma - stwierdziła i oddała się pocałunkom.




***
   Yo, minna! Tu Aya.
   Wierzcie nam lub nie, ale tym rozdziałem kończymy tom XIV. o.O Kto by na początku pomyślał, że zajdziemy z naszą historią tak daleko…?
   Jest mały problemik- kompletnie nie mamy ostatnio czasu na pisanie, a rozdziałów mamy tylko na następne dwa tygodnie… Na dodatek w sobotę (25.09) wyjeżdżam na tydzień na wycieczkę, więc to kolejne utrudnienie… :/
   Arigato wszystkim za tak miłe słowa! :) Dzisiaj szczególne podziękowania chciałybyśmy skierować do Czytelniczki, Pyzy, Budynia, Ejrin i Kiran Lilith. Jesteście kochane, dziewczyny! ;*  
   W środę ukaże się „Towarzysz”. Serdecznie zapraszamy! ^^
[wpis z dnia 11.09.10]

2 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się że tak szybko po przemiane Ayi zobaczę Kage, ale na jedno to dobrze. Przynajmniej teraz nie ma powodu by nienawidzić wampirów tak ogólnie. Bardzo się cieszę, że jego już wszystko wyjaśnione i okazał się kochanym tatą, teraz mam nadzieje, że może jakoś nadrobią trochę stracony czas. Myślę, że to by dobrze zrobiło Ayi jeszcze z tego powodu, że Kao ma sporą rodzinkę.
    I pojawiła się nowa postać, książe ciemności Suzaku. Jak najbardziej pozytywnie przeze mnie odebrana postać. I jeszcze dhampir! : D Bardzo ciekawe jest to, ze on i Aya dorastali w tak odmiennych warunkach i chcieli czegoś innego. Ale mam nadzieję, ze nie będzie podrywał Ayi czy coś, bo w sumie fajny by był z niego rywal, ale nie dla Zero. xD Tak moim zdaniem, ale co będzie zobaczę.
    w ogóle rozmowa Ayi i Reiko po powrocie... wielki szok. Przez chwilę myślałam, że z tego wszystkiego poroni i wgle i wtedy Kao wkracza do akcji, daje z liścia, krzyczy że jej nienawidzi, a ja "o losie? co się dzieje?" i naprawdę nie wierzyłam w co czytałam... a to jednak nie tak aya i wszystko się wyjaśniło.
    Kiedy Zero nie było Aya była samotna. Kao nie miała dla niej czasu bo poświęcała więcej Ichiru, ale w sumie Aya zachowała by się samo, tak myślę. Nie da się zauważyć, że dla sióstr chłopcy stali się ważniejsi niż one. Jeśli chcę je usprawiedliwić, to mogę jedynie Aye bo ona może czuć się zbędna mimo, że tak naprawdę nie jest, choć to jest logiczne, ale Kao? Nie mam pomysłu jak, może coś przeoczyłam. xD Chyba poruszałam to w poprzednim komentarzu. xD To w takim sensie nie ma co się rozpisywać na ten temat.
    Dodam jeszcze, że mi się spodobało jak rozwinęłyście Marię Kurenai. Bardzo ciekawa postać, taka pozytywna i lubię ją mimo wszystko. Myślałam, że jednak porobi trochę za rywalkę dla Kao, ale z drugiej strony cieszę się, że nie.
    Czekam teraz na powrót nocnej klasy. : D
    W ogóle jak czytałam ten tom to miałam taką myśl, że główni bohaterowie powinni założyć klub "nienawidzimy kuranów" XDD Serio, a ja sama jakbym mogła to bym dołączyła. Kaname jest w tych opowieściach taki wkurzający, wielki pan Kuran który ma nad wszystkim władze i jego kochana siostra Yuuki. :< Dobra, Yuuki mniej nie lubię jak Kaname... choć ja nie wiem już. XD Yh. Czekam na spotkanie Aya-Zero-Yuuki. :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, więcej nie odmienię imienia Zero. : D W sumie to się tak zastanawiałam jak to napisać bo mi wcale nie pasowało ani tak ani tak.
      O, mi właśnie chodzi o te głupoty w mandze. Czyli wszystko o tych dzieciach wiecie? Ja się ogólnie zastanawiam jak do tego mogło dojść... Aż po prostu chyba wmówie sobie że wasza wersja jest tą właściwią XDD

      Usuń