poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XV, rozdział LXXI - "Towarzysz"





       - To wszystko, co mam do powiedzenia, więc teraz musisz tylko przeczytać ten szczegółowy raport, głupku - mruknął Yagari, wskazując na sporą górę papierów. Siedział rozwalony na fotelu, z nogami na wielkim, drewnianym biurku i wypalał kolejnego papierosa. Obok leżała popielniczka pełna petów. - Jak tylko to zrobisz, będziesz mógł odzyskać posadę dyrektora tej szkoły.
       - Hai, hai! - odrzekł wesoło Kaien. Cieszył się na myśl, że już niebawem na powrót stanie się Przewodniczącym Akademii Kurosu.
       - Rany, jakie to wszystko wkurzające. Wszyscy w Związku nieustannie narzekają teraz na ten nawał pracy. Pijawki lecą sobie w kulki, wymykają się spod kontroli arystokracji, a czystokrwiści nie potrafią lub nie chcą nad tym zapanować. U nas jest zresztą nie lepiej. Starszyzna Stowarzyszenia potrafi tylko dawać porady typu „głowa rodziny Ichijou się zmieniła, jednak bez względu na wszystko, powinniście zerwać z nimi wszelkie kontakty”, „upewnijcie się, że utrzymujecie przyjacielskie stosunki z klanem Aidou” czy „zdecydowanie powinniście porzucić powiązania z Kuranami”. Czy to nie idiotyczne? Przecież to właśnie ten dupek Kaname chce się z nami spotkać i odnowić kontakty ze Związkiem - fuknął. - Ach, no i jeszcze to całe zamieszanie z Hiou. Jak przez chwilę był z nimi spokój, to teraz znów muszą coś knocić. Kage - wycedził.
       - Ależ okazało się przecież, że to dobra osoba - zaprzeczył Kaien.
       - Nie zamierzam go z tego powodu polubić - warknął Touga. - Nie, nie, nie ma szans.
       - Według Ayi-chan, Kage Hiou stoi raczej po naszej stronie, można tak powiedzieć…
       - Mam to gdzieś - rzucił tylko ciemnowłosy, po czym zmienił temat. - Jest też problem z tym, że ostatnimi czasy wielu ludzi dowiedziało się o istnieniu wampirów. Świadomość tego, jak inteligentni są krwiopijcy, a przede wszystkim fakt, że żyją tak długo sprawia, że wielu ludzi chciałoby położyć łapska na tej całej długowieczności. Są tacy, którzy mają taki sam cel jak poprzedni prezes Związku, a także wampiry niższych klas, które zaatakowały Akademię, by porwać twoją adoptowaną córkę. - Zamilkł na moment, po czym podniósł się powoli z fotela. - Dobra, resztę zostawiam tobie. Zabieraj się wreszcie do roboty i pokaż nam, czego się nauczyłeś i do jakich wniosków doszedłeś w ciągu tych ładnych paru miesięcy.
       - Dziękuję za twoją ciężką pracę - odezwał się Kurosu.
       - Taa, masz rację, to była cholernie ciężka i uciążliwa robota - odburknął Yagari.
       - Ech, kiedy tak o tym wszystkim myślę, wydaje mi się, że czeka nas tylko coraz więcej kłopotów…
       - Dobrze powiedziane, dyrektorku - zgodził się z nim Touga. - Nie wspomnę już o tym, że dopóki mój uczeń nie stanie się na tyle dorosły, żeby zostać szefem Związku Łowców, utknęliśmy tu obaj. Rany, jakie to wszystko jest cholernie kłopotliwe - westchnął.
       - Ale się z ciebie zrzęda zrobiła! - zaśmiał się Kaien.
       Ciemnowłosy mężczyzna nie odpowiedział, zgromił go tylko wzrokiem.
***
       - I co, miałaś małą aferę w domu? - spytał Ichiru.
      - Żartujesz? - prychnęła Kaori. - Oni naprawdę nie zauważyli, że nie było mnie tam całą noc - mruknęła, biorąc chłopaka za rękę i prowadząc przed siebie.
       - Dokąd idziemy?
       - Pojęcia nie mam. Dokądkolwiek. - Wzruszyła ramionami. Widać było, że jest w kiepskim nastroju.
       Zatrzymali się i stali w jednym miejscu przez kilka minut. W końcu blondynka zaczęła szczękać zębami z zimna.
       - Może chodźmy do mojego pokoju? - zapytał z troską Kiryuu. - Ogrzejemy się, bo pogoda raczej nie sprzyja dziś spacerowaniu.
       Kao pokręciła głową. Przez chwilę się nie odzywała.
       - Powalczmy - zaproponowała.
       - W taki mróz? - zdziwił się Ichiru. - Na bank się przeziębimy.
       - Trudno. Mam wrażenie, że potrzebuję odrobiny wysiłku fizycznego, a machanie kataną to najlepszy sposób na to, by się zmęczyć.
       - Ech… Dziewczyny - mruknął tylko osiemnastolatek, ale w końcu zgodził się na propozycję Kao i każde udało się w różnym kierunku w celu zabrania ze sobą broni.
***
       Aya spojrzała na zegar. Dochodziło południe, a Zero wciąż spał. Stwierdziła, że wygląda uroczo i nadzwyczaj spokojnie, gdy tak leży z zamkniętymi oczyma i miarowo oddycha.
       Śniadanie od dawna czekało już na stole, ale dziewczyna nie zamierzała go budzić. Wiedziała, że chłopak musiał być okropnie zmęczony. Tym bardziej, że poprzedniej nocy para długo rozmawiała, zanim poszła spać. Jednak gdy tylko się położyli i wyciszyli, Kiryuu od razu zapadł w głęboki sen.
       Brunetka delikatnie usiadła na łóżku i opuszkami palców pogładziła policzek Zero. Potem położyła się obok niego i zamknęła oczy, napawając się bliską obecnością ukochanego.
       Kilkanaście minut później osiemnastolatek w końcu się obudził. Pocałował Ayę na powitanie i mocno ją objął.
       - Gomen, spałem całe wieki - wyszeptał jej do ucha.
       - Wcale nie - zaprzeczyła. - Nie przejmuj się, sen był ci potrzebny. - Uśmiechnęła się, ale on tego nie widział, bo wciąż ją do siebie przyciskał. Trwało to na tyle długo, że dziewczyna zaczęła się temu dziwić. - Zero? Wszystko w porządku?
       - Uhm - przytaknął. - Po prostu muszę się tobą nacieszyć. Zbyt długo się nie widzieliśmy, nie chcę, by to się powtórzyło.
       Wzruszyła się - jak za każdym razem, kiedy mówił tego typu rzeczy.
       - Ja też - odparła.
***
       Kaori była cała spocona, ale nie przeszkadzało jej to. Wprost przeciwnie, tego właśnie potrzebowała. Kiedy jednak Ichiru zakomenderował koniec treningu, zrobiło jej się przeraźliwie zimno. Zaczęła się trząść i szczękać zębami, chłopak zresztą wyglądał nie lepiej.
       - A nie mówiłem - wymamrotał, idąc szybkim krokiem przez las w kierunku akademików.
       - Jeszcze nie jesteśmy chorzy - mruknęła blondynka, pociągając nosem.
       - Taak… - odezwał się zachrypniętym głosem Kiryuu.
       Spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem. Potem pędem pognali do dormitorium chłopców. Wpadli do pokoju osiemnastolatka, zrzucili z siebie płaszcze i buty, po czym czmychnęli pod rozkosznie ciepłą kołdrę.
***
       - Dyrektor chce z tobą porozmawiać - oznajmiła Kao, gdy wieczorem zobaczyła siostrę. Bliźniacy zaszyli się w pokoju Ichiru, by obgadać parę braterskich spraw i nadrobić trochę czasu.
       - Ach tak? - zdziwiła się Aya. - Nande?
       Kaori wzruszyła ramionami.
       - Nie wiem - przyznała. - Nie pytałam - rzekła, po czym sięgnęła do kieszeni po chusteczkę i wydmuchała nos.
       - Przeziębiłaś się - zauważyła onēsan.
       - Wydaje ci się - mruknęła blondynka.
       - Czy mi się wydaje, czy jesteś dzisiaj nie w sosie? - zapytała Aya.
       - Pff, po prostu denerwuje mnie to, że rodzice tak mnie teraz olewają. Nie tak dawno temu odzyskałam ich oboje, a teraz dla nich nie istnieję. Jest tylko Dei-chan.
       - Nie mów tak - poprosiła siedemnastolatka. - To normalne, że większość swojej uwagi twoi rodzice poświęcają teraz maleństwu. Ono tego potrzebuje.
       - Tak, ale to nie tłumaczy faktu, że nie zauważyli nawet, że całą noc spędziłam w męskim akademiku - wypaplała Kaori.
       - Spędziłaś z Ichiru całą noc? - Aya uniosła brwi.
       - Tak, i co z tego? Ty też byłaś dzisiaj u Zero. No i to nie był pierwszy raz.
       - Tak, ale to co innego, bo… - zaczęła szarooka.
       - Tylko mi nie mów, że masz prawo, bo jesteś starsza. Taki argument do mnie nie przemawia - burknęła blondynka. - Dobra, koniec tematu. Idź do dyrektora - rzuciła, machnęła ręką i odeszła.
       Brunetka westchnęła, pokręciła z dezaprobatą głową, po czym ruszyła w stronę budynku szkoły, a dokładniej do tamtejszego gabinetu Przewodniczącego Akademii, gdyż tam właśnie podobno jej oczekiwał.

       - Chciał mnie pan widzieć, dyrektorze? - spytała, przekraczając próg gabinetu Kaiena.
       - Och, jesteś wreszcie, Aya-chan! - zawołał wesoło. Siedział za biurkiem otoczony niesamowitą wręcz ilością dokumentów. - Tak, chciałem, byś przyszła, bo… - Zaczął czegoś szukać w stercie papierów. W końcu puknął się w czoło, otworzył jedną z szuflad biurka i wyjął stamtąd dwie koperty. - Proszę, to dla ciebie - powiedział, wyciągając rękę z rzeczonymi kopertami w jej stronę.
       Podeszła niepewnie i odebrała kartki.
       - Co to takiego? - zapytała, nie wiedzieć czemu nagle odczuwając stres.
       - Och, wystarczy, że rzucisz okiem na zawartość, a na wszystkie pytania z pewnością otrzymasz odpowiedź.
       Mężczyzna uśmiechnął się uprzejmie, a brunetka tylko westchnęła.
       - Czy to wszystko? - spytała po kilku sekundach.
       - Tak, możesz już iść. Dziękuję, że się tu pofatygowałaś. Chciałem dać ci to już dzisiaj, a zostanę tu do późna, więc…
       - Rozumiem - zapewniła Aya. - Pójdę już. Dziękuję za… to. - Podniosła koperty. - Do widzenia.
***
       Kaori otworzyła jedną z szafek przerobioną na domową apteczkę i wyjęła stamtąd jakieś tabletki, które teoretycznie powinny pomóc jej pozbyć się przeziębienia i nie dopuścić do powikłań. Do szklanki nalała wody mineralnej i szybko połknęła lek.
       - Coś ty najlepszego robiła, że się tak przeziębiłaś? - spytała Reiko, wchodząc do pomieszczenia.
       - Nic - odburknęła nastolatka.
       - Urządziłaś sobie z Ichiru-kunem mały trening?
       - Skąd wiesz? - zdziwiła się Kao.
       - Jestem twoją matką, domyślam się podobnych rzeczy - zaśmiała się kobieta. Usiadła obok córki i objęła ją ramieniem. - Przepraszam, jeśli czujesz się ostatnio trochę opuszczona. Mam jednak nadzieję, że jesteś na tyle mądra, by zrozumieć to, że małe dziecko jest całkiem uzależnione od innych. Samo sobie nie poradzi, trzeba je we wszystkim wyręczać, a to pochłania mnóstwo czasu.
       - Wiem, wiem. - Kaori machnęła ręką. - Po prostu teraz jest… inaczej.
       - Owszem, ale to nie znaczy, że musi być gorzej, prawda? Postarajmy się iść wspólnie naprzód i dążyć do tego, by było tylko lepiej, zgoda? - Uśmiechnęła się subtelnie.
       Szesnastolatka rozpromieniła się nagle, nastrój natychmiast się jej poprawił.
       - Hai! - zaświergotała.
***
       Aya weszła do swojego pokoju w żeńskim dormitorium. Otsune nie było, zapewne znów wyszła z Konosuke. Tym razem fakt ten wyjątkowo ucieszył brunetkę, potrzebowała bowiem odrobiny samotności, by w spokoju zapoznać się z zawartością obu kopert.
       Pierwsza, ta mniejsza, była bogato zdobiona. Dziewczyna poczuła, jak mocno bije jej serce. Przełknęła ślinę, pełna najgorszych przeczuć, ale w końcu przerwała pieczęć i otworzyła kopertę.
       Rzuciła okiem na niewielki bilecik, po czym opadła na łóżko. Miała teraz wielki mętlik w głowie, a serce bynajmniej nie miało zamiaru się uspokoić.
       To było zaproszenie na bal.
       A nadawcą był nie kto inny jak Kaname Kuran.
***
       Kaori wdychała ciepłe opary zupy znajdującej się w garnku. Podczas gdy Deichi spał, razem z mamą przygotowały posiłek na ten zimny dzień. Usiadły w salonie i nie rozmawiając o niczym konkretnym jadły.
       - Ciekawe, jak czuje się Ichiru - zastanawiała się młodsza, kichając ułamek sekundy później.
       - Jestem pewna, że nie lepiej niż ty - zauważyła kobieta. - Nieźle zaszaleliście.
       - Musiałam jakoś odreagować. - Kao uśmiechnęła się lekko.
       - W nocy też odreagowywałaś? - zaśmiała się Reiko.
       - Hę? - zdziwiła się Kaori.
       - Jak już mówiłam, jestem twoją matką. Ten raz ci podaruję, ale zawdzięczaj to Kaienowi, który poprosił mnie, abym udawała, że nic się nie stało. - Puściła oko. Kao zaśmiała się uroczo. - On naprawdę bardzo się stara. Chyba już to doceniłaś?
       - Hai, hai. Już nieraz. Cieszę się, że tak wspaniały człowiek jest moim ojcem! - powiedziała i pociągnęła nosem.
       - Może zanieś trochę zupy dla Ichiru? Na zimne dni takie ciepłe potrawy są najlepsze - stwierdziła kobieta.
       - Dobrze. W takim razie pójdę już - oznajmiła, biorąc ostatnią łyżkę zupy. Wstała i skierowała się do kuchni. Nalała do plastikowej miski trochę płynu i zamknęła ją szczelnie. Ubrała kurtkę i kozaki, a następnie wyszła z domu.

       - Konnichi wa, Tsuda-senpai - przywitała się jak zawsze, kiedy wchodziła do męskiego dormitorium.
       - Mitsui-chan, konnichi wa. - Uśmiechnął się. - Co tam masz? - spytał zaciekawiony, patrząc na miskę.
       - Zupę dla Ichiru. Dziś oboje się trochę przeziębiliśmy - powiedziała.
       - Widzę, masz cały czerwony nos - zaśmiał się. - Ale twój chłopak wygląda znacznie gorzej - stwierdził rozbawiony. - Przyszedł dziś do mnie po jakieś tabletki. Był cały rozpalony.
       - Yare, yare. Wszystko przeze mnie - naburmuszyła się. - No cóż. Będę musiała się nim zaopiekować - zauważyła z radością. - Aa, Tsuda-senpai?
       - Hai?
       - W nowym roku dochodzi do naszej szkoły twoja znajoma, prawda? - Uśmiechnęła się przebiegle.
       - Ano... - Zarumienił się lekko. - Hai.
       - Sugoi. Już nie mogę się doczekać! Chcę ją poznać.
       - Spokojnie. Tak na pewno się stanie. - Uśmiechnął się.
       - Życz jej powodzenia w nadchodzących egzaminach! - rzuciła na odchodnym.
       - Pewnie. Leć już do Kiryuu-kuna, ta zupa dobrze mu zrobi.
       - Hai! Arigatō! - zawołała rozradowana i udała się w stronę pokoju bliźniaka.
       Otworzyła sobie drzwi i weszła do środka. Na oko nikogo nie było. Kiedy jednak się przyjrzała, zobaczyła w łóżku całego zawiniętego w kołdrę chłopaka. Podeszła cicho do osiemnastolatka.
       - Ichiru…? Śpisz? - spytała po cichu.
       - Iie… - odparł zachrypniętym głosem.
       - Przyniosłam ci zupę - oznajmiła. - Może poczujesz się lepiej. Gomen. To moja wina, że jesteś chory.
       - Nie szkodzi - szepnął. - Kwestia przyzwyczajenia.
       - Usiądź, to zjesz - powiedziała. Chłopak z trudem się podniósł i Kao zobaczyła jego twarz. Rozpalone policzki i zaszklone oczy sprawiały, że wyglądał po prostu słodko. Jak ciasto do schrupania. - Kya… - wymknęło się dziewczynie.
       - Nani? - spytał, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
       - Przepraszam, że cię tak urządziłam, ale mimo to… Wyglądasz pięknie! Jak jakiś aniołek - zachwycała się. Nie mogła się oprzeć i rzuciła się, aby go przytulić.
       - Au. Uważaj, bo sama zachorujesz.
       - Już jestem przeziębiona. Nic mi się nie stanie - powiedziała czule, wtulając się jeszcze bardziej. - Musisz być zdrowy, w końcu niedługo egzaminy. A po nich pewnie znów będzie bal… - Weszła do niego pod kołdrę i podała mu posiłek oraz tabletki, które ze sobą miała. Następnie położyła się przy chłopaku, ogrzewając go swym ciałem. - Pamiętasz, jak wtedy rozmawialiśmy? To tej nocy poznałam twoje imię. Od razu mi się spodobało. Choć byłam oczarowana Aidou, po tym spotkaniu przez długi czas nie mogłam wyrzucić cię z pamięci.
       - Kao - rzekł cicho zmęczony, ale z uśmiechem - pięknie wtedy wyglądałaś.
       - Arigatō. I pomyśleć, że wtedy mogłam tylko na chwilę zatopić się w twoich oczach - wspominała. - Teraz mogę to robić cały czas… Kocham cię najbardziej na świecie i… - przestała, widząc śpiącą twarz chłopaka. - Oyasumi, Ichiru - szepnęła, dając mu całusa w rozpalony policzek. Głaskała delikatnie jego włosy do momentu, w którym sama zasnęła.
***
       „Jeśli ujawnisz się jako dhampir, społeczność może zareagować w dość… niebezpieczny sposób. Jeśli jednak staniesz się ich ‘księżniczką czystej krwi’, będą musieli cię szanować”, powiedział Kage, gdy spotkał się z córką.
       Przez jakiś czas zastanawiała się, co począć. Zero pomógł jej podjąć decyzję. Ujawni się i będzie udawać prawdziwą czystokrwistą. Być może uda jej się podporządkować chociaż część wampirzej społeczności, co dałoby możliwość zmienienia czegoś na lepsze w świecie ludzi, Łowców i wampirów.
       „Dobrze, ojcze, zróbmy tak. Ale… kiedy? I gdzie?”, spytała.
       „Spokojnie. Dowiesz się, gdy przyjdzie pora. Zdążysz się przygotować.”
       Wiedziała, że to był właśnie ten znak, „ta pora”. Bal, który miał się odbyć po spotkaniu Kaname z przedstawicielami Związku Łowców…
       Bal. TEN bal…
       Poczuła wszechogarniający ją strach. Serce waliło jej jak oszalałe, nie mogła poskładać myśli. Była najzwyczajniej w świecie przerażona. Będzie musiała pokazać się tym wszystkim wampirzym osobistościom, a do tego udawać kogoś, kim nie jest. Wiedziała, że to konieczne, jeśli chce zmienić coś na lepsze, ale z drugiej strony…
       Załamana, postanowiła szybko się uspokoić - w końcu czekała na nią jeszcze druga koperta. Standardowo wyciszyła się i wsłuchała w odgłosy z zewnątrz. Kilka minut zajęło jej względne zrelaksowanie się. Odetchnęła i sięgnęła po nieotwartą jeszcze kopertę. Również tutaj musiała przełamać pieczęć.
       Wyjęła zawartość koperty i zdumiała się, kiedy przeczytała nagłówek, w którym nadawca zwracał się do niej jako do córki.
       To… to list od ojca!, wykrzyknęła w duchu i z zapałem zabrała się do czytania.

Kochana Córko! (Mam szczerą nadzieję, że mogę się do Ciebie zwracać w ten sposób.)
   Jak mniemam, Ty również otrzymałaś już zaproszenie na bal. Sądzę także, że wiesz, iż odbędzie się on po spotkaniu Kaname Kurana z przedstawicielami Związku Łowców. Jeśli jednak masz jakieś pytania na ten temat, jestem pewien, że o wszystko możesz zapytać Kiryuu-kuna.
   Tak, nadszedł już czas, by społeczeństwo wampirów poznało swą nową „Księżniczkę czystej krwi”. Ja sam już się ujawniłem i pozornie wszystko jest w porządku, ale mimo wszystko i tak nie zamierzam nikomu ufać.
   Wampiry są czujne i przygotowane na niespodzianki - na balu poznają zarówno Ciebie, jak i nową kandydatkę na „Królową”, czyli Yuuki Kuran. Wiem, że to wszystko będzie dla Ciebie bardzo trudne, ale wierzę, że dasz radę.
   Zapewniam, że zobaczymy się jeszcze przed tym ważnym wydarzeniem, dlatego nie będę się teraz rozpisywał. Na jakiś czas przed balem wyślę do Ciebie Kurenai-san, by powiedziała Ci co nieco na temat tego, jak powinnaś się zachowywać w stosunku do arystokracji. Musisz także sprawić sobie piękną kreację, jestem pewien, że Kurenai-san z przyjemnością pomoże Ci wybrać coś odpowiedniego, jeśli tylko będziesz tego chciała.
   W takim razie… Do zobaczenia, Aya. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoich bliskich.
Twój ojciec

       Uspokoiła się nagle. Czuła, że tata jest z nią, więc wszystko będzie dobrze. Musiało tak być.
       Jeszcze raz przeczytała list, po czym wzięła obie karteczki i wybiegła z akademika z zamiarem znalezienia Zero i podzielenia się z nim nowymi rewelacjami.
***
       Następnego dnia, w poniedziałek, Zero i Kao zostali wezwani do siedziby Związku. Pognali tam od razu po lekcjach. Kaori co rusz pociągała nosem i z trudem dotrzymywała kroku przyjacielowi.
       Gdy tylko weszli do budynku, wokół rozległy się pełne przejęcia szepty. Blondynka wyłapała kilka z nich - wszystkie typu „to on”, „tak, to na pewno on”.
       Wieść o tym, że Zero najprawdopodobniej zostanie kolejnym prezesem, najwyraźniej się już rozeszła, zauważyła.
       Chłopak szedł dalej, nie zważając na to, że wszyscy na niego patrzą i o nim mówią.
       - Nie wkurza cię to? - spytała cicho.
       - Mam ich gdzieś. - Wzruszył ramionami. - Pospieszmy się lepiej. Mieliśmy się stawić przeszło pół godziny temu.
       Niemal biegiem pokonali ostatni korytarz. Weszli do jednego z pomieszczeń. Yagari siedział przy stole, a obok niego stał inny Łowca, Takuji Jinmu.
       - Widzisz?! - fuknął Takuji. - Nawet się nie pojawił. Mówię ci, nie popieram pomysłu zrobienia go przyszłym preze… - W tej chwili zauważył przybyłych i zamilkł.
       - Hej, dzieciaki. Spóźniliście się - rzucił Touga w stronę młodzieży.
       - Oczywiście, że się spóźniliśmy - mruknął Kiryuu. - Czy ty masz pojęcie, jak daleko od siebie są Akademia i siedziba Związku? - warknął. - Przyszliśmy od razu po lekcjach.
       - Wcześniej się nie dało, bo nauczyciele jakoś nie kwapili się do tego, by nas szybciej puścić - dodała blondynka.
       - Więc to jest ta mała Mitsui? - zainteresował się Jinmu. Przyglądał się jej uważnie. Dziewczyna wytrzymała jego spojrzenie i sama też patrzyła na niego hardo.
       - Więc?! - zdenerwował się osiemnastolatek. - Co z tym balem?!
       - Spokojnie, głupku - rzekł mistrz chłopaka. - Bal jak bal, nic specjalnego.
       - Taak, prawie - mruknął drugi mężczyzna, wysoki blondyn z bródką i blizną na lewym policzku. - Może się wiele wydarzyć.
       - Na pewno tak będzie - przytaknął Yagari.
       - Potwierdziłem, że przyjęcie w noc po negocjacjach to konieczność, ale, jak już wcześniej wspomniałem, obawiam się, co może z tego wyniknąć. Czystokrwiści, najważniejsze rody arystokracji i my, Łowcy. No i jest jeszcze ten gość. - Wskazał na Zero. - Zgoda, wszyscy mówią, że niezwykłe moce i wyśmienite zdolności bojowe Kiryuu zrobią z niego świetnego sojusznika, ale nie możemy chyba zapomnieć, że był własnością czystokrwistej pijawki. Naprawdę myślisz, że powinniśmy z niego zrobić przyszłego prezesa, nie zważając na fakt, że co rusz omamia go jakaś czystokrwista?
       - Ta kretynka, Yuuki, to już przeszłość - wtrąciła Kaori. - A Aya-nēsan jest po naszej stronie.
       - To aż śmieszne! Prezes Związku tak głęboko powiązany z wampirami z najwyższej półki? - brnął dalej Takuji.
       - Co za zbieg okoliczności. - Nastolatek uśmiechnął się pod nosem. - Myślę dokładnie tak samo.
       - Hę? - Blondynka szeroko otworzyła oczy i szeroko rozchyliła usta ze zdziwienia. Potem pokręciła głową, wyrażając swoją dezaprobatę.
       Z kolei Jinmu z zainteresowaniem patrzył teraz na Kiryuu.
       - Och, a to ci niespodzianka! - zawołał. - Całkiem dobrze się rozumiemy!
       - Czy wyście wszyscy skretynieli do reszty?! - zdenerwował się Touga. - Kryteria doboru kandydatów na nowego prezesa są całkiem jasne, wbijcie to sobie wreszcie do tych zakutych łbów! Rzecz się tyczy tego, czy koleś będzie wystarczająco silny, by utrzymać w ryzach resztę Łowców, kapujecie?!
       - O to chyba akurat nie trzeba się martwić. - Kaori wyszczerzyła zęby. Doskonale pamiętała, że gdy Zero był prefektem, umiał sobie podporządkować każdego. Nie sądziła więc, by w Stowarzyszeniu miało się stać inaczej. Chłopak zwyczajnie nie pozwoli na to, by ktokolwiek leciał sobie z nim w kulki.
       - Dobra, koniec dyskusji - zarządził Yagari. - Tam macie listę wampirów zaproszonych na bal. Zapamiętajcie je i zajmijcie się nadzorem.
       - Hę? Ja też? - zdziwiła się Kao.
       - To takie ważne wydarzenie, a ty posyłasz tam dzieciaki? - Blondyn opuścił ręce i pokręcił głową. - Ok, Kiryuu oczywiście musi tam być, ale…
       - To decyzja starszyzny Związku, nie moja - powiadomił kolegę ciemnowłosy Łowca. - W tej małej odkryli wielki potencjał, wróżą jej świetlaną przyszłość w naszych szeregach.
       Wow!, zachwyciła się Kao, delektując się komplementami. To niesamowite! Naprawdę tak mówią?
       - Jak się zastanowić… W sumie nie ma w tym nic dziwnego, w końcu to córka Kurosu i Mitsui… - rzekł w zamyśleniu Takuji. - Tak, tak, rzeczywiście może tak być… - mruknął do siebie, kiwając głową.
       - Rany, ale utrapienie z wami… - westchnął Touga. - Dobra, słuchajcie - zwrócił się do młodzieży. - Wampiry, które dzierżyły władzę w poprzedniej społeczności, a także inne ważne osobistości, pojawią się na tym przyjęciu. Ma to na celu wzmocnienie naszych stosunków i idei dalszej współpracy dla pokoju - powiedział. - Przynajmniej oficjalnie - dodał po chwili poważnym tonem. - To niestety wszystko, co możemy zrobić poza zwykłą nadzieją, że ten nowy układ pokojowy nie będzie zbyt krótkotrwały…
***
       Na długiej przerwie podczas wtorkowych lekcji do Kao, Ayi i Zero podeszła Sayori Wakaba. Ichiru został u siebie w pokoju, ale blondynka odmówiła stanowczo odpoczynku i zdeterminowana, ciągle pokasłując i pociągając nosem, udała się na zajęcia.
       Przyjaciele byli jedynymi osobami, które stały na zewnątrz. Oddychali mroźnym powietrzem. Zdziwili się więc, widząc zbliżającą się do nich Yori.
       - Przepraszam, że wam przeszkadzam - odezwała się, gdy już przy nich stanęła. - Kiryuu-kun, dyrektor cię szukał - powiadomiła. - Proszę, bądź tak miły i idź się z nim niebawem zobaczyć. To by było na tyle, więc…
       - A co z tobą, Wakaba-san? - spytał Zero.
       - Ze mną? Nic. Ja tylko przekazuję wiadomość od Przewodniczącego, to wszystko - rzekła spokojnie.
       - Taak… - mruknął chłopak. - Nieważne.
       - Kiryuu-kun? Czy jest coś, co ma się niebawem wydarzyć? - zapytała ostrożnie krótkowłosa dziewczyna.
       Siostry spojrzały na siebie, myśląc o jednym: Bal.
       - Co? - zdziwił się osiemnastolatek.
       - Ech, nic. Możesz mi powiedzieć później - szepnęła Sayori, po czym niespiesznym krokiem odeszła.
       - Czy mi się wydaje, czy ona w jakiś sposób wyczuwa, że zbliża się coś konkretnego? - odezwała się zdezorientowana Kaori.
       - Na to wygląda - przytaknęła brunetka.
       - Taa… Dobra, to ja idę do dyrektora. Na razie.
       Pocałował Ayę w policzek i udał się w stronę gabinetu Kaiena.
       Na ostatnim korytarzu usłyszał ożywioną rozmowę dwóch dziewcząt z trzeciej klasy.
       - Powiedz, jak możemy się do niego zwracać, co? - spytała z podekscytowaniem jedna.
       - Jak do innych nauczycieli, tak myślę - odparła druga. - Ach, zobacz, idzie tu! - zaświergotała.
       Zero podniósł wzrok. Kilka metrów dalej szedł przystojny młodzieniec wyglądający jakoś dziwnie znajomo…
       - Konnichi wa, Takamiya-sensei! - zaćwierkały uczennice, uśmiechając się od ucha do ucha i rumieniąc.
       Takamiya…?
       - Dzień dobry, dzień dobry, dziewczęta - odparł młody mężczyzna. - Ale hej, to brzmi upiornie, kiedy dodajecie „sensei”. Heh, nie jestem jeszcze do tego przyzwyczajony, bo nigdy nie używałem tego określenia.
       - Więc możemy nazywać cię „Takamiya-kun”? - dopytywały się dziewczyny, ale osiemnastolatek już ich nie słuchał, wpatrywał się tylko w młodzieńca. Ten coś jeszcze powiedział do uczennic, po czym obie odbiegły w podskokach.
       Kiryuu ruszył dalej przed siebie. Gdy mijał się z owym chłopakiem, ten przystanął, więc on bezwiednie zrobił to samo.
       - Dawno się nie widzieliśmy, Zero - powiedział spokojnym głosem młodzieniec. - Muszę iść, mam teraz zajęcia w innej klasie. Pogadamy innym razem - rzucił, po czym zaczął się oddalać.


       Kaito…?
       - Czekaj, Kai… - zaczął osiemnastolatek, ale w tej chwili otworzyły się drzwi od gabinetu dyrektora, w których zresztą stał Kaien we własnej osobie.
       - Zero-kun! - zawołał wesoło Kurosu. - Czekałem na ciebie, wejdź.
       Chłopak jeszcze raz się odwrócił, ale Kaito Takamiya zniknął już za rogiem. Westchnął więc tylko i wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
       - Dyrektorze… - zaczął, ale mężczyzna mu przerwał.
       - Ach, pewnie się zastanawiasz, co tu robi Kaito-kun, tak? - domyślił się, sięgając po coś z jednej z półek na regale. - Cóż, będzie tu pracował jako nauczyciel. Dla treningu. Zatrudniliśmy go za rekomendacją Yagariego - poinformował zszokowanego lekko nastolatka. - Prawdą jest, że nie potrzebuje owego „treningu”, bo robił już kiedyś coś podobnego… Cóż, właściwie ściągnęliśmy go tutaj głównie po to, by pomógł nam zorganizować tutaj nasz nowy system. - Otworzył książkę, którą trzymał w ręce. - Kaito-kun był twoim… „towarzyszem” z czasów treningu. Teraz z kolei jest wybitnym Łowcą - rzekł, wpatrując się w jedną ze stron tomu. - Ty, Kaito-kun… i Touga także… Cała wasza trójka obrała podobną drogę myślenia. To oczywiście normalne, skoro trenowaliście razem pod okiem Yagariego.


       Zero zobaczył teraz, że dyrektor wcale nie trzyma książki, lecz album ze zdjęciami, który otworzony został na fotografii przedstawiającej jedenastoletnich bliźniaków, piętnastoletniego Takamiyę i ich mistrza, Tougę Yagariego.
       - Więc… cóż - odezwał się znowu Kaien. - Widziałeś już listę wampirów, które będą uczestniczyły w balu po spotkaniu. Zapamiętałeś, jak mniemam, nazwiska wszystkich zaproszonych… Więc na pewno wiesz, że…
       Kiryuu zacisnął pięści i spuścił wzrok, doskonale wiedząc, co chce powiedzieć Kurosu.
       - Yuuki będzie uczestniczyła w przyjęciu - dokończył mężczyzna.
       Osiemnastolatek wziął głęboki wdech. Uspokoił się, podniósł głowę i spojrzał na Przewodniczącego.
       - Niedługo minie rok… - kontynuował dorosły. - Wtedy twierdziłeś, że ją zabijesz, ale… Zero, wierzę, że nie jesteś typem osoby, która zabiłaby czystokrwistego bez powodu, co byłoby sprzeczne z zasadami Związku.
       - Mówiłem ci przecież, że musimy być w porządku w stosunku do czystokrwistych. „Ona” się do nich zalicza. A ja zamierzam przestrzegać reguł Stowarzyszenia - odparł spokojnie, co widocznie spodobało się Kaienowi. - Po prostu zaczekam. Kiedy któraś z czystokrwistych pijawek popełni błąd, ja się o tym dowiem. Mam czas, poczekam, jeśli będzie trzeba. Wcześniej czy później zabiję tych, których chcę.


       Kurosu spuścił głowę.
       - Masz świadomość, że kiedy się to stanie… To znaczy, kiedy będziesz chciał zabić Yuuki… Będę musiał stanąć pomiędzy wami. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Oboje jesteście dla mi drodzy.
       - Wiem - zapewnił chłopak.
       - Yare, yare… - Dyrektor podrapał się z roztargnieniem po głowie. - Zostawmy już ten temat. Do balu zostało jeszcze sporo czasu, prawie dwa miesiące… Póki co, zajmij się lepiej zbliżającymi się egzaminami, zgoda?
***
       Po lekcjach Kaori pognała do Ichiru. Chłopak czuł się już trochę lepiej, wyspał się porządnie i gorączka mu spadła, choć wciąż miał czerwone policzki.
       - Na jednej z przerw byłam u pielęgniarki - powiedziała blondynka, siadając na łóżku Kiryuu. - Dostałam jakieś leki, dla ciebie też wzięłam… - Grzebała chwilę w torbie, aż wreszcie znalazła to, czego szukała. - Weź to, a poczujesz się jeszcze lepiej, słowo!
       - Hai, hai - odparł, posłusznie łykając tabletki.
       Siedzieli, gawędząc sobie przyjemnie. Lekarstwa rzeczywiście pomogły. Ichiru poczuł się o niebo lepiej.
       - Jednak jest inaczej niż niegdyś - powiedział nagle.
       - Co masz na myśli? - zaciekawiła się Kaori.
       - Wtedy, w dzieciństwie, ludzkie leki w ogóle mi nie pomagały. Teraz trochę działają. - Uśmiechnął się. - Może wyjdziemy na krótki spacer? Świeże powietrze dobrze mi zrobi, skoro nie mam już gorączki.
       Zgodziła się. Dopilnowała, by osiemnastolatek ciepło się ubrał, po czym sama założyła płaszcz i kozaki.
       Poszli na przechadzkę w stronę budynku szkoły. W pewnym momencie Ichiru nagle stanął. Ścisnął mocniej rękę Kao.
       - Co jest? - zdziwiła się blondynka, patrząc z wyczekiwaniem na swojego chłopaka.
       - On… - szepnął, patrząc wciąż w jeden punkt.
       - Hę? - Kaori powiodła wzrokiem w stronę, w którą patrzył Kiryuu. Szedł tam młodzieniec, którego wcześniej dziewczyna nie widziała.
       - Tak, to na pewno on - mruknął do siebie Ichiru.
       - Ale kto? - dopytywała się Kao, stając w taki sposób, by zasłonić chłopakowi widok.
       - Kaito… Takamiya… - powiedział wolno.
       - To on?! - zawołała szesnastolatka. - Przystojniak! - stwierdziła tonem znawcy.
       Ichiru spojrzał na nią z przerażeniem.
       - Znasz go? - zapytał.
       - Co? Nie, nie! Nie widziałam go, ale trochę o nim słyszałam, bo to partner Sayuri Higoshi! - rzekła podekscytowana.
       - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że towarzyszem twojej trenerki jest Kaito Takamiya?!
       - Nie zapamiętałam jego nazwiska - odpowiedziała. - A poza tym… co to ma za znaczenie? I dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
       - Wracajmy już - rzucił tylko, idąc już w stronę dormitorium.
       W pokoju Kao nie wytrzymała.
       - Powiesz mi wreszcie co to za koleś?! Wyglądasz, jakbyś doskonale go znał, a ja nic nie wiem! - wykrzyknęła.
       Zrezygnowany usiadł na łóżku i pochylił głowę, wpatrując się w podłogę.
       - Tak, znam go - przyznał. - Bo widzisz… jakiś czas trenowaliśmy razem. Opowiadałem ci kilka razy o treningu pod okiem Yagariego, ale pominąłem epizod z Kaito, bo… Heh, nienawidzę go.
       Kaori wytrzeszczyła oczy. Usiadła na krześle przy biurku i czekała cierpliwie na dalszy ciąg opowieści.
       - Któregoś razu mistrz Takamiyi udał się na jakąś większą misję, na którą nie mógł wziąć swojego podopiecznego - ciągnął Ichiru. - Ponieważ ten mężczyzna był przyjacielem naszego mistrza, ustalono, że na czas owej misji Kaito będzie trenował razem z nami. Miał wtedy piętnaście lat, a my po jedenaście… To było jeszcze zanim mistrz stracił oko, a Zero… Zero był wtedy całkiem inny. Taki czysty i niewinny, wierzący w to, że ludzie i wampiry mogą żyć ze sobą w zgodzie. Z kolei Kaito… Cóż, od początku za nami nie przepadał. Nie był dla nas miły, co Yagari tłumaczył okresem buntu młodzieńczego… Dla Takamiyi byliśmy tylko nic niewiedzącymi o życiu dzieciakami, które na dodatek według niego nie nadają się na Łowców. Zero z powodu swojej łagodności i idealistycznych poglądów, a ja z powodu mojej słabości… - Zamilkł na moment. - Mimo wszystko Kaito bardziej pobłażliwie traktował Zero, w końcu każdy głupi zauważyłby, że chłopak ma talent. Zero nie darzył go jakąś specjalną sympatią, był raczej nastawiony obojętnie, ale ja… Ech, zresztą nastawienie Zero też się w końcu zmieniło.
       Dopiero teraz chłopak zdjął buty. Zaczął się w nie wpatrywać w taki sam, obojętny sposób, w jaki chwilę wcześniej patrzył na podłogę.
       - Jak wiesz, wtedy chorowałem praktycznie bez przerwy. Pech chciał, że kiedy Kaito był z nami też musiałem złapać jakieś przeklęte choróbsko. I wtedy… Kaito prosto z mostu wycedził, że spowalniam ich trening i „jestem niczym innym jak tylko ciężarem”. To oczywiście była prawda, wiedziałem o tym doskonale już od dawna, ale usłyszenie tego… Znienawidziłem go wtedy jeszcze bardziej, Zero zresztą też - powiedział. - Misja mistrza Kaito przedłużyła się. Po jakimś czasie Zero z jakiegoś powodu zaczął lepiej rozumieć Kaito i lepiej się z nim dogadywać. Do czasu. Yagari wziął nas na jedną z misji. Wtedy… Kaito zabił swojego własnego brata, który jakiś czas temu został przemieniony w wampira.
       Kaori wydała stłumiony okrzyk, po czym szybko zasłoniła usta dłońmi.
       Zabił… swojego własnego brata?! Tylko dlatego, że stał się przedstawicielem innej rasy…?
       - Zero chciał go ocalić, ale Kaito mu na to nie pozwolił - dokończył Kiryuu. - No, ty by było na tyle. Choć minęło siedem lat, nie zamierzam zmieniać nastawienia co do Takamiyi. I jeszcze… proszę, byś w miarę możliwości trzymała się z dala od niego. Zgoda?
       Niezdolna do powiedzenia czegokolwiek, dziewczyna skinęła tylko głową.






***
   Yo, minna.
   Ech, wciąż mamy zastój w pisaniu, a powodem jest niezmiennie brak czasu… Nie wiemy więc, jak to będzie z dodawaniem rozdziałów od końcówki września. :/
   Podziękowania kierujemy dziś do Czytelniczki, Ejrin, Kiran Lilith, Gwiazzdki, Katakimizuki, Budynia i Fany. ;*
   W sobotę pojawi się „Dar”. Zobaczymy, co będzie później…
   A tak nawiasem mówiąc… dzisiejszym rozdziałem rozpoczęłyśmy tom XV. ;) 
[wpis z dnia 15.09.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz