poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIX, rozdział XCI - "Pasikonik"







       - Wiesz dobrze, że rozumiem. Nie przejmuj się, odbijemy to sobie innym razem - zapewniła ze słabym uśmiechem Aya.
       - Taa… - mruknął Zero, odwracając przy tym wzrok i wpatrując się w obraz za oknem. Jak na niespełna połowę marca, pogoda była naprawdę ładna. Teraz słońce już zachodziło, znacząc niebo setkami odcieni pomarańczu, różu, błękitu i tysiącem innych barw. Ptaki, będące teraz licznymi czarnymi plamkami widocznymi w oddali, latały swobodnie, dając się porwać lekkiemu wiatrowi, i wyćwierkiwały radosne hymny na cześć wiosny, która postanowiła już przybyć.
       Brunetka, siedząc na łóżku w mieszkaniu Kiryuu, przyjrzała się chłopakowi opartemu bokiem o ścianę. Było jej strasznie żal i jego, i Kaori, i Kaiena… Wszyscy troje od niezliczonych miesięcy nie mieli czasu na odpoczynek, nawet w wakacje - zarówno letnie, jak i zimowe. Pracowali bezustannie, próbując uporać się z licznymi przemianami, atakami, dewastacjami, skargami, niebezpieczeństwami… Praca w Związku Łowców wręcz wrzała, nikt nie miał czasu na przyjemności, wszyscy wciąż byli zajęci. Przez te długie tygodnie Aya martwiła się, jak jej siostrze i chłopakowi pójdą egzaminy - na lekcjach przecież niemalże w ogóle nie bywali, a jeśli już, to najczęściej spali lub myślami byli gdzieś daleko. Jako iż żadne z nich nie zgadzało się na to, by powtarzać rok - ostatnią klasę liceum - Aya i Ichiru bardzo im pomagali, przygotowując im solidne notatki i opowiadając, co może znaleźć się na egzaminach. Kiedy zaś testy wreszcie nadeszły, a było to kilka dni temu - wszyscy do nich podeszli. Zarówno Kaori, jak i Zero twierdzili, że sobie poradzili, więc Aya odetchnęła z ulgą. Skoro byli pewni, że zdadzą, na pewno tak właśnie będzie. Sama zresztą też nie bała się o swoje wyniki. Nie miała zbyt wielu zajęć, więc poświęcała się nauce, czytaniu książek, rysowaniu i spotkaniom z Reiko i Deichim oraz z przyjaciółmi.
       Tymczasem wielkimi krokami zbliżał się ich ostatni szkolny bal i właśnie się okazało, że Zero i Kaori na nim nie będzie. Aya spodziewała się takiej wiadomości, właściwie ledwo co miała nadzieję, że będzie inaczej, ale i tak poczuła lekki zawód. Z jednej strony nie przepadała za tego rodzaju imprezami, ale z drugiej… Rok temu było całkiem miło, a poza tym teraz grono jej przyjaciół się powiększyło, więc ta zabawa naprawdę mogłaby minąć w sympatycznej i wesołej atmosferze. Widocznie jednak nawet i na tak krótką chwilę przyjemności nie było czasu. Choć jak się temu dziwić, skoro Akuji Touma szalał na całego i niszczył życie tylu słabym, niewinnym ludziom? Psychopata nie poprzestał na groźbach, okazał się osobą, która nie rzuca słów na wiatr. Wypowiedział wojnę i ją ma. Największym problemem był chyba fakt, że nikt nie miał pojęcia, gdzie ten czystokrwisty dzieciak się znajduje. Nawet Gizen, jego młodsza siostra, nie widziała go od jakiegoś roku i, przerażona tym, co robi brat, od kilku miesięcy nie wychodziła ze swojej głównej rezydencji, nie chcąc się nikomu pokazać na oczy i cierpiąc sobie w domowym zaciszu. Akuji z kolei nie cofał się przed niczym i wciąż robił, co mu się żywnie podobało, zupełnie nie bacząc na uczucia innych. Wszystko to jednak czynił z ukrycia. Nie dziw, że wciąż nie udało się go złapać - jako przedstawiciel Klasy A mógł przecież się teleportować oraz ukrywać swoją obecność, więc trudno było go w ogóle namierzyć. Niemniej jednak zarówno Łowcy, jak i liczne osoby ze społeczeństwa wampirów usilnie próbowały go znaleźć i się z nim wreszcie policzyć.
       Co najmniej zastanawiający był fakt, co przez ten długi okres działo się z Kaname Kuranem. Od czasu przyjęcia u Sary Shirabuki nikt spośród czystokrwistych - tudzież dhampirów ich udających - nie widział go na oczy. Z kolei jego najbliżsi przyjaciele i słudzy ostatnio mieli okazję widzieć go na kilka dni przed zamordowaniem przez Toumę Yuuki… Rodziny Aidou, Kain i Souen czynnie uczestniczyły w poszukiwaniach Akujiego, natomiast sami Hanabusa, Akatsuki i Ruka próbowali raczej odnaleźć Kaname albo chociaż sposób, w jaki mogliby się z nim porozumieć. Póki co, całkowicie bezskutecznie.
       Aya wstała i podeszła do Kiryuu, by zaraz potem objąć go od tyłu i przytulić się do jego pleców. Zdecydowanie brakowało jej jego obecności, widywali się zbyt rzadko. Oczywiście nigdy nie skarżyła się na głos, zachowywała to dla siebie. Zresztą była pewna, że Ichiru tak samo czuje się względem Kaori, a i sami Łowcy na pewno tęsknią za spędzaniem czasu z ukochanymi.
       Mijały miesiące, a oni tak rzadko mieli okazję spokojnie ze sobą porozmawiać albo po prostu posiedzieć razem w ciszy. Dziewczyna zastanawiała się, jak to będzie za kilka tygodni. Rzeczywiście przeprowadzi się do Zero, który najprawdopodobniej prawie nie będzie bywał w domu, zostanie z ciocią i dyrektorem na terenie Akademii Kurosu, a może zamieszka jeszcze gdzie indziej? Nie potrafiła tego przewidzieć. A odrobinę obawiała się rozpocząć ten temat podczas tych nielicznych rozmów z chłopakiem. Jakiś czas temu było łatwiej, ale teraz, gdy ten termin był już tak bliski, nie wiedziała, jak się do takiej pogawędki zabrać. Właściwie nie docierało do niej to, że lada moment ona i jej przyjaciele ukończą szkołę średnią, porozjeżdżają się i rozpoczną nowe życie. Wręcz nie chciało jej się w to wierzyć.
       Chwilę tak postali, a potem Kiryuu obrócił się w stronę Ayi i mocno ją do siebie przytulił.
       - Gomen - wyszeptał jej do ucha.
       - Mówiłam już, że nie musisz… - zaczęła, ale młodzieniec jej przerwał.
       - Wiem. Ale znów nie będzie mnie przez ładnych parę dni - mruknął, po czym delikatnie odsunął ją od siebie na tyle, by móc spojrzeć w jej szare oczy. - Pójdziesz na ten bal? - zapytał.
       - Żartujesz? - zaśmiała się nico ponuro. - Bez ciebie i Kao-chan to nie ma sensu. Posiedzę sobie z ciocią albo z Ichiru, Suzue i Shuuseiem, bo znając życie nie pójdą na zabawę beze mnie, i będzie w porządku - rzekła spokojnym tonem. - Tak?
       - Hai, hai…
       Zdecydowanie zbyt rzadko widywała teraz uśmiech na jego twarzy. W pewien sposób przypominały jej się przez to czasy, w których ona i Kao dopiero przybyły do Akademii. Wtedy też nieczęsto się uśmiechał. Albo raczej niemal w ogóle. Tym razem jednak spowodowane to było czymś innym. Wiedziała, jak bardzo pragnął zakończyć tę chorą grę - i ona marzyła o tym samym. Chciała, by Akuji Touma wreszcie zginął. I, co ją przerażało, by cierpiał. Za to, co uczynił - za wszelkie przemiany, za to, co zrobił Kaori i jej, nawet za zabicie Yuuki, ale przede wszystkim… Za zamordowanie jej ojca. Kiedy o tym pomyślała, zacisnęła pięści, a jej oczy zaczęły ciskać gromy. Cieszyła się, że Zero tego nie zauważył, znów bowiem wpatrywał się w krajobraz rozpościerający się za szybą.
       Po raz kolejny przypomniała sobie, jak niemal rok temu straciła ojca. Tak bardzo za nim tęskniła, tak bardzo pragnęła znów go ujrzeć, porozmawiać z nim, spytać go o radę…
       Wspomniała też zamieszanie uczynione po śmierci jego, a potem Yuuki. Te wydarzenia wstrząsnęły światem wampirów i Łowców. Oczywiście śmierć Kage najbardziej przeżyli ona, rodzeństwo Namizawa, Suzaku, Maria i oddani słudzy Hiou, a zgon Kuranówny - poza Kaname - najprawdopodobniej Kaien… W końcu opiekował się nią przez dziesięć lat, był jej przybranym ojcem… Całe szczęście dość szybko się podniósł - naprawdę nie miał czasu na żałobę, zbyt wiele się działo.
       Ciekawie przedstawiała się zaś sprawa ze starszym z bliźniaków. Kiedyś był przecież tak blisko Yuuki, byli jak rodzeństwo, przyjaciele… Ale po jej przemianie relacje między nimi automatycznie legły w gruzach. I kiedy nadszedł dogodny moment, chłopak zdecydował się na ostateczny krok, jakim było wypełnienie obietnicy, czyli zabicie Kuran. Wtedy jednak przeszkodziła mu w tym Aya. Przeznaczenie jednak szatynki nie ominęło. I gdy zginęła, właściwie tylko i wyłącznie przez swoją głupotę, Zero czuł raczej lekkie otępienie niż smutek. Rozmawiał o tym z Ayą, a ona w duchu cieszyła się, że było tak, a nie inaczej, choć jednocześnie nieco ją to irytowało, bo wmawiała sobie, że nie powinna myśleć w ten sposób. Niemniej jednak wyszło na to, że już po kilku dniach Kiryuu był taki jak dawniej. Oświadczył po raz kolejny, że „jego” Yuuki umarła, kiedy zabito w niej człowieczeństwo. Tak więc śmierć tej czystokrwistej jej była swego rodzaju dopełnieniem tamtej.
       Nastolatka spojrzała na Zero i przejechała delikatnie wierzchem dłoni po jego policzku.
       - Powinieneś odpocząć - oznajmiła.
       - Wiem… Ale dobija mnie świadomość, że jeśli zasnę, to kiedy się obudzę, znów będę musiał się z tobą rozstać na co najmniej kilka dni - odparł.
       Patrzyła na niego przez jakiś czas, mając niemalże identyczne odczucia. Wiedziała jednak, że najważniejsze jest, by odpoczął póki może. Powiedziała mu o tym i poprosiła jeszcze, by napił się jej krwi. To zawsze go wzmacniało. I od pewnego czasu stało się to już swego rodzaju rytuałem, chłopak nie protestował, gdy mu to proponowała. Wciąż przecież ciężko pracował, a polowanie prawie zawsze wiązało się z dużą ilością krwi - czy to ofiary, czy to osoby przez nią zaatakowanej.
       Kiedy skończyli, porozmawiali jeszcze chwilę, a potem Kiryuu wreszcie się położył. Zasnął niemal natychmiast, a Aya, przytuliwszy się do niego, osunęła się w objęcia Morfeusza dopiero po jakichś dwóch godzinach.
       Noc minęła zdecydowanie zbyt szybko. Z samego rana dziewiętnastolatek powlókł się niechętnie do Związku, a dziewczyna teleportowała się przed bramę Akademii. Wszyscy zakazywali jej tradycyjnego sposobu przemieszczania się. Musiała przyznać, że teleportacja była wielce przydatna i zapewniała bezpieczeństwo, ale nieco denerwowało ją to, że wszyscy każą jej tak na siebie uważać i nie może nawet spokojnie przejść się po mieście. Mimo wszystko spełniała prośby bliskich, by nie dawać im kolejnego powodu do zmartwienia. I tak mieli ich aż nadto.
***
       Słońce, które co chwilę przesłaniały ciemne chmury, powoli chowało się za horyzontem. Świat na przemian spowijał odcień ciemnej pomarańczy i szarości. Kao powoli kroczyła kamienną uliczką prowadzącą do jakiegoś małego miasteczka. Krople deszczu głucho bębniły w lawendowy parasol dziewczyny. Upewniwszy się, że jej nowy, ciemnofioletowy płaszczyk dokładnie zakrywał katanę zawieszoną przy pasie, wkroczyła do centrum mieściny.
       Czas wydawał się płynąć jakby w zwolnionym tempie. Ludzie chodzący po ulicach robili to jakoś dziwnie wolno i bez życia, brakowało kolorowych straganów, wystaw. Było po prostu ponuro i mokro. Kaori wzdrygnęła się na samą myśl, że miałaby tu mieszkać. Znacznie bardziej wolała miasta, które wręcz tętniły życiem. Gdzie mieszkańcy żyli w błogiej nieświadomości, nie mieli pojęcia o istnieniu jakichkolwiek złych istot. Słyszała w Związku, że w tym miasteczku dochodziło ostatnio do wielu napadów, dlatego ludzie już snuli ciche plotki na temat końca świata i tym podobnych rzeczy. Wierzyli, że liczne porwania i morderstwa są zapowiedzią straszliwego końca ich marnej egzystencji. Dziewczyna podejrzewała, że właśnie dlatego zachowują się tak, jakby zaraz miało się ich wszystkich zabić.
       Stwierdziła, że nie będzie dłużej rozmyślać nad losem tutejszych mieszkańców i zmieniając temat rozważań, ruszyła w kierunku, do którego, jak przypuszczała, miała się udać. Czuła, że jej stopy są nie tylko obolałe, ale i przemoczone. Nic dziwnego, w końcu kiedy wychodziła z Akademii, świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Wydawało jej się, że lekkie i wygodne botki w zupełności wystarczą na dzisiejszą misję. Jednak nad tym przeklętym miasteczkiem kłębiły się czarne chmury, z których lał zimny, marcowy deszcz.
       Kao miała już po dziurki w nosie misji dla Związku. Chociaż cieszyła się, że może pomóc innym, uratować ich w razie potrzeby, to jednak ciągłe wychodzenie doprowadziło ją do oddalenia się od rodziny i przyjaciół. Wyprawy były coraz dalsze, więc po powrocie do domu pierwszym, co robiła, była kąpiel, ewentualna wymiana zdań ze swoją współlokatorką i pójście spać. Raz lub dwa w tygodniu stawiała się w szkole, mimo tego jednak i tak dużo z niej nie wynosiła. Na lekcjach najczęściej spała albo myślała o czymś innym, przerwy zaś spędzała z Ichiru, z którym ostatnio praktycznie się nie widywała. Wolny od misji dzień był swego rodzaju błogosławieństwem. Wtedy dziewczyna mogła spokojnie iść do rodziców i braciszka, pobyć dłuższą chwilę z siostrą lub chłopakiem albo spotkać się z Aidou, z którym po pamiętnej śmierci Yuuki złapała świetny kontakt. Ichiru do pewnego czasu nie miał nic przeciwko, ale kiedy przyjaciele zaczęli się spotykać poza szkołą, chłopak urządził sobie z Kao długą i poważną rozmowę, w której tysiąc razy zapewniała go, że nic poza przyjaźnią ich nie łączy. Przynajmniej z jej strony, stwierdziła, ale oczywiście pominęła ten fakt w rozmowie ze swym wybrankiem. Była pewna, że wampir nie uczyniłby żadnego kroku wiedząc, że dziewczyna tego nie chce.
       - To przeklęta dzielnica… Nie radzę.
       Z rozmyśleń wyrwał ją jakiś oziębły i zachrypnięty głos. Otrząsnęła się i spojrzała na nieznajomą osobę. Przed nią stał na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna. Jego twarz była strasznie sucha, co rzucało się w oczy nawet podczas tego deszczu. Szare włosy i ciemne, proste ubranie były całkowicie mokre, jedynie źrenice wskazywały na to, że nadal tętni w nim życie.
       - Spokojnie, nie należę do strachliwych - odpowiedziała po chwili z lekkim uśmiechem.
       - Koniec już się zbliża - rzucił smutnym tonem. - Szkoda tylko młodziaków… Jakiś czas temu straciłem córkę, teraz zaginął również i wnuczek, mój kochany Koki… Nie mam nikogo poza nimi.
       - Nic się nie zbliża. Już ja dopilnuję, żeby można było tu żyć bezpiecznie - powiedziała, uśmiechając się pewnie. - Proszę wracać do domu i nie wychodzić do jutra, dobrze? A pana rodzinie na pewno nic nie jest.
       Oczy mężczyzny zalśniły, jakby uwierzył w słowa blondynki. Uśmiechnął się delikatnie, wyglądając przy tym, jakby zapomniał, jak to się robi.
       - Powodzenia, młoda damo - rzucił, po czym wolnym krokiem oddalił się od dziewczyny, na której twarzy jeszcze przez jakiś czas gościł uśmiech zwycięstwa.
       Nastolatka ruszyła w stronę dzielnicy, której wszyscy w tym miasteczku się bali. Logicznym było, iż to właśnie tam znajdował się dzisiejszy cel. Łowczyni zdenerwowała się, ponieważ przez deszcz nie była w stanie nic konkretnego usłyszeć. Mogłaby się nawet nie zorientować, jeśli ktoś by się za nią czaił.
       Kiedy słońce całkowicie zaszło, ulice oświetlane były jedynie przez przygaszone latarnie. Nie dawały one szczególnie dobrej widoczności, ale lepsze to niż nic. Kaori stanęła przed najmroczniejszą chyba ulicą. W takich chwilach żałowała, że nie posiada zdolności widzenia w ciemności, byłaby ona naprawdę bardzo przydatna. Niemniej jednak weszła w głąb uliczki. Zewsząd dobiegały jakieś szmery i głuche bębnięcia. Blondynka stanęła i próbowała usłyszeć coś poza deszczem.
       Serce prawie jej stanęło w momencie, w którym usłyszała głośny, dziecięcy krzyk. Wbiegła do budynku, z którego pochodziły wrzaski. Gdy wtargnęła go środka, momentalnie upuściła parasol i złapała katanę. Kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności panującej w pomieszczeniu, znów usłyszała krzyki. Szybkim krokiem wyminęła kilka drewnianych ścian i zobaczyła przed sobą wampira Poziomu E. Była to najpewniej dwudziestopięciolatka. Jej oczy mieniły się na czerwono, na kolanach trzymała zaś góra sześcioletniego chłopczyka, który cicho łkał. Razem siedzieli w kałuży krwi wypływającej z ran na ciele dziecka i kapiącej z kłów wampirzycy.
       Kaori chciała natychmiast interweniować. Podniosła broń i wycelowała nią w kobietę, która momentalnie odłożyła chłopca i uskoczyła w bok. Łowczyni pobiegła za nią. I chociaż trudno jej się poruszało w ciemności, była niemal pewna swojej przewagi. Już chciała podbiec do dziecka, kiedy brutalna, wampirza siła odrzuciła ją tak mocno, że dziewczyna obiła się o drzwi wejściowe, które praktycznie złamały się pod ciężarem uderzenia. Widząc, że opętana kobieta zamierza wypchnąć ją na dwór, blondynka szybko zrzuciła płaszcz, by przemakając nie przeszkadzał jej w walce. Rzeczywiście, dalsza walka rozegrała się na zewnątrz. Kao po niespełna minucie była cała mokra. Nagle poczuła obecność za sobą, więc momentalnie odwróciła się, wbijając sztylet przed siebie. Była pewna, że trafiła, bo na ostrzu znajdowała się krew, jednak nikogo już przed nią nie było. Podjęła szybką decyzję, że trzeba ratować dziecko, bo nie wiadomo, czy w ogóle przeżyło. Blondynka pobiegła do pomieszczenia, gdzie znajdował się maluch. Chłopiec patrzył tępo przed siebie. Dopiero z bliska dało się zauważyć, że ma rany na szyi, rękach i nogach. Kaori zagarnęła go do siebie, plamiąc przy tym swoje ubranie krwią. Krople spływające z jej włosów delikatnie obmywały jego praktycznie nieprzytomną twarz.
       - Zooostaaaw gooo! - krzyknęła wampirzyca, pojawiając się znikąd. Z jej brzucha lała się krew. W chwili gdy zaczęła się zbliżać, Kaori przebiła jej serce kataną. Dało się jeszcze zauważyć, iż w ostatniej chwili oczy kobiety zalały się łzami. - Koki… - wyszeptała, nim obróciła się w pył.
       Nastała głucha cisza. Zamilkł nawet deszcz i wiatr. Wszędzie odbijało się echem imię chłopca.
       Kao nie mogła doprowadzić się do porządku. Automatycznie wyparła wszystko, co przychodziło jej na myśl i postanowiła za wszelką cenę uratować chłopca. Owinęła go szczelnie swoim płaszczem i biegiem ruszyła ku najbliższej leczniczej placówce.
       Na szczęście zdążyła na czas. Wmówiła lekarzom, że dziecko zostało zaatakowane przez jakieś zwierzę. Poinformowała ich też, że chłopiec nazywa się Koki i poleciła odnaleźć gdzieś w mieście jego dziadka. Kiedy zabrano małego na operację, dziewczyna usiadła zrozpaczona na ławce i zakryła twarz dłońmi. To, co zdarzyło się tego dnia, było nie do ogarnięcia. Nie mogła pohamować płaczu i drżenia. Po tych wydarzeniach zaczęła zastanawiać się nad tym, że w przeklętych opowieściach o tym mieście musiało być ziarnko prawdy.
***
       Kaori, nie mogąc ustać w miejscu, nerwowo przystępowała z nogi na nogę, jednocześnie lustrując otoczenie i przegryzając lekko wargę. Wcześniej była pewna, że zdała, ale teraz, gdy przyszło czekać na ogłoszenie wyników najważniejszych egzaminów w szkole średniej, ogarnęły ją wątpliwości. Ichiru chichotał pod nosem, patrząc na jej zdenerwowanie, które przecież nachodziło ją nader rzadko.
       Aya właściwie nie czuła żadnych obaw, ze spokojem oczekiwała wyników. Otsune trochę się denerwowała, ale brunetka zapewniła ją, że ta na pewno zdała, gdyż uczyła się bardzo dużo i gdy dziewczyny nawzajem się przepytywały, obu szło bardzo dobrze.
       Kiedy interesujące wszystkich dane zostały ogłoszone, zdecydowana większość uczniów placówki odetchnęła z ulgą. Była wśród nich Kaori, na której twarz powrócił już promienny uśmiech.
       - Ach, podziwiajcie mój geniusz! - zaśmiała się. - Tak dobre wyniki, choć niemal nie bywałam w tym roku w szkole! A do tego nasza klasa wypadła najlepiej. To cudownie, prawda?
       Aya i Umari uśmiechnęły się, Ichiru zaśmiał się i przytulił blondynkę, a Mio i Nio energicznie pokiwały głowami. Kilka kroków dalej przewodniczący ich klasy skakał z radości i wykrzykiwał triumfalne hasła. Otsune zaś po niedługiej chwili oddaliła się, by porozmawiać z Konosuke.
       Rozgadane towarzystwo powoli poczęło się rozchodzić. Ciepłe promienie słońca muskały twarze uczniów wychodzących z budynku szkolnego. Ichiru i Shuusei pożegnali się z dziewczynami i ruszyli do swojego dormitorium, Suzue zagłębiła się w interesującą rozmowę z Yaeko, Mio i Nio gdzieś się zawieruszyły, więc siostry miały okazję, by spokojnie pogawędzić.
       - Jejku, już po wszystkim! - zaszczebiotała Kao. - Nēsan, popatrz, jeszcze chwila i rozpoczną się wakacje… A potem… - zawahała się. - No, potem poszłabym na studia, ale w obecnej sytuacji to mi się chyba nie uda…
       - Rzeczywiście - przyznała ze smutkiem Aya, mrużąc oczy przed słońcem. - Okropnie mi przykro, że wciąż macie tyle pracy. Chciałabym móc dorwać Toumę w swoje ręce - mruknęła z groźnym błyskiem w oczach.
       - Nawet nie myśl o tym, by go szukać - zastrzegła Kao. - Związek i wiele wampirów się tym zajmuje. Prędzej czy później go znajdą, na pewno.
       - Hai, hai - odburknęła z rezygnacją. Chciała dodać, że obawia się, iż to raczej Akuji pierwszy znajdzie ją, ale powstrzymała się, bo już widziała reakcję imōto…
       - A tak nawiasem, naprawdę nie zamierzasz iść na bal? - zmieniła temat Kaori. - Wiem, że Zero nie będzie, ale gdybyś wyciągnęła na tę imprezkę Ichiru, Otsune, Suzue, Shuuseia i tak dalej, na pewno moglibyście się miło zabawić.
       - Jak mogłabym się bawić, podczas gdy wy ganiacie za złymi wampirami? - oburzyła się lekko Aya. - Zresztą bez was to nie ma sensu. Nieważne. Nie mam zamiaru iść i tyle - rzekła twardo.
       - Jak sobie chcesz. - Kao wzruszyła ramionami, po czym wystawiła twarz ku słońcu. - Ale szkoda, że przegapisz to wydarzenie. W końcu to nasz ostatni szkolny bal… Mogłabyś na niego pójść, a potem wszystko mi opowiedzieć.
       - Yaeko-chan zda ci relację, nie martw się - powiedziała brunetka. Przez myśl przeszło jej, że zaraz oślepnie, tak bardzo piekły ją już oczy. Wampiry i tak słoneczna pogoda to niebyt dobrana para. - Zmykam do dormitorium. Idziesz ze mną czy się jeszcze… poopalasz? - zapytała ze śmiechem.
       - Idę, idę - westchnęła blondynka. - Posiedziałabym na dworze, ale muszę się wyspać, bo… - zamilkła, po czym palnęła się dłonią w czoło. - Nie, chciałam iść jeszcze do Ichiru… To na razie, nēchan! - zaświergotała, po czym w podskokach ruszyła do akademika chłopców.
       Aya westchnęła i weszła do budynku. Widziała, że Suzue uczyniła to kilka minut przed nią, więc postanowiła wpaść do niej w odwiedziny. Szatynka bardzo się ucieszyła i w rezultacie przyjaciółki miło spędziły ze sobą czas. Starały się omijać trudne i przygnębiające tematy, skupiając się na tych przyjemniejszych i radośniejszych.

       Blondynka przebiegła dobrze znane korytarze i udała się do swojego ulubionego pokoju w męskim dormitorium. Zapukała dwa razy i nie czekając na odpowiedź, uchyliła drzwi i weszła do środka. Podbiegła do chłopaka leżącego na łóżku i położyła się obok niego, wcześniej dając mu buziaka w policzek. Uwielbiała, kiedy Ichiru miał na sobie same spodnie od dresu. Wtuliła się więc w jego nagi tors, przypominając sobie ni z tego, ni z owego pierwszą wizytę w jego pokoju. Kiedy promienie księżyca tak ładnie oświetlały jego twarz... Zaśmiała się pod nosem.
       - Co cię tak rozśmieszyło? - spytał z uśmiechem.
       - Nic takiego! - odpowiedziała, kładąc się na nim. Chłopak zaczął bawić się kosmykami jej rozpuszczonych blond włosów. - Pamiętasz, kiedy pierwszy raz tu przyszłam? - zaćwierkała.
       - Sprawdzałaś, czy nie jestem wampirem. Trudno nie pamiętać. - Uśmiechnął się lekko. - Nakrzyczałem na ciebie, potem zrobiło mi się ciebie żal…
       - … i zasnęliśmy - dokończyła. - Ile bym dała, żeby wróciły dni, kiedy mieliśmy na wszystko czas. Kiedy nie latałam co dzień do Związku, kiedy nie wiedzieliśmy, kim jest Touma… - przerwała na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając. - Myślałeś kiedyś o przyszłości ze mną?
       - Oczywiście - rzucił. - Nieraz. Ale w naszym przypadku jakiekolwiek plany, rozmyślania… Są chyba bezcelowe. Nie wiemy nawet, co nas czeka dzisiaj, ba, nawet za minutę czy dwie. Więc jak możemy myśleć o przyszłości? Wiem jedno. Jeśli jakaś będzie, chcę ją spędzić z tobą - mówiąc to, przytulił ją do siebie z całych sił.
       - Nawet jak będę stara i brzydka? - zagaiła dziewczyna.
       - Patrząc na twoich rodziców, to raczej szybko nie nastąpi, ale tak. Nawet jak będziesz stara.
       - A…?
       - Piękna będziesz zawsze - oznajmił z czarującym uśmiechem.
       - Nie podlizuj się!
       Wytknęła język, uśmiechając się szeroko. Po chwili jednak z jej twarzy zniknął wesoły wyraz.
       - Co się stało? - zapytał Ichiru lekko rozweselony naburmuszoną miną blondynki.
       - Przypomniałam sobie, że znów muszę iść polować na te głupie wam… Znaczy… Nie wszystkie są głupie. Te Poziomy E już mnie wykańczają! - Palnęła się w czoło, teatralnie udając zażenowanie. - Po prostu katastrofa! To okropne, że gdzieś tam zabijają ludzi, a ja w tym momencie najchętniej i tak zostałabym tutaj…
       - Następne wyjście masz wieczorem, prawda?
       - Uhm. Chciałabym jeszcze pospać, ale wątpię, że uda mi się zasnąć.
       - W takim razie zostań tutaj - zachęcił ją.
       Nie musiał jej długo przekonywać, ponieważ dziewczyna stwierdziła, że w ramionach Ichiru jest jej najlepiej i żadna poduszka go nie zastąpi. Ułożyli się więc w wygodnej pozycji. Przez kilkanaście minut rozmawiali jeszcze po cichu, upajając się słońcem, które świeciło na nich przez okno. Kaori, która długo utrzymywała, że nie zaśnie, po dwóch minutach głaskania po głowie spała jak zabita.
***
       - Może być? - zapytała Otsune, okręcając się powoli wokół własnej osi, by pokazać się przyjaciółce. Miała na sobie długą, oliwkową sukienkę, która idealnie podkreślała jej atuty. Włosy częściowo upięte, częściowo rozpuszczone nadawały jej uroczego wyglądu, który dopełniały jeszcze dobrze dobrana biżuteria i lekki makijaż.
       - O tak, wyglądasz ślicznie - zapewniła szczerze Aya, uśmiechając się do rudowłosej.
       - Na pewno nie chcesz iść? - spytała Umari. Szarooka dostrzegła na jej twarzy cień smutku i troski.
       Brunetka potwierdziła i poprosiła koleżankę, by się nią nie przejmowała i dobrze się bawiła. Miała nadzieję, że dziewczyna miło spędzi czas ze swoim chłopakiem oraz ze znajomymi.
       Kilkanaście minut później Aya pożegnała przyjaciółkę i życzyła jej dobrej zabawy. Patrząc jak odchodzi, westchnęła cicho, po czym wróciła do pokoju. Po chwili jednak rozległo się pukanie do drzwi.
       - Suzue, cieszę się, że jesteś - powiedziała, widząc uśmiechniętą subtelnie szatynkę. Dziewczyna weszła do pomieszczenia.
       - Yae-chan też już poszła - powiadomiła.
       - Wiesz, że jeśli chcesz, możesz też pójść na ten bal - rzekła Aya. Wcześniej już nieraz rozmawiała z Namizawą na ten temat.
       - Nie, nie - zaprzeczyła. - Zresztą… Nie przepadam za balami - przyznała.
       - Soka… - szepnęła Aya, zamyśliwszy się na moment. Jakiś czas temu Suzu opowiedziała jej o incydencie z niejakim Akirą Danem, które miało miejsce mniej więcej dwadzieścia lat temu. Od tamtej pory miała dziwne wrażenie, że mogła go spotkać nie wiedząc, że to on. Ponoć zginął podczas ataku Rido na Akademię, był bowiem po jego stronie i też brał udział w walce. Jeśli spojrzeć na to z logicznego punktu widzenia, prawdopodobnym było, iż zabiła go ona, Kaori albo na przykład Kaien czy Touga…
       - Czyli zostajemy - podsumowała szatynka.
       - Na to wygląda - potwierdziła osiemnastolatka. - Nie ustaliłyśmy z chłopcami, czy oni przyjdą do nas, czy my mamy iść do nich - przypomniała sobie.
       - Rzeczywiście…
       Po kilku minutach usłyszały i wyczuły, że młodzieńcy zaraz złożą im wizytę.
***
       - Oni są iście nienormalni! Nie dość, że dziś się nie wyspałam, miałam jedną ciężką misję, to jeszcze teraz muszę iść pomagać Zero! Jakby tego było mało, dziś jest ten głupi bal, na który chciałabym pójść! „Wiele Poziomów E”, ech, co mnie to obchodzi? Czy nie mają wielu osób do dyspozycji? Zawsze muszą iść te, które akurat mają co robić? No i co jak co, ale nie uwierzę, że Zero potrzebuje pomocy. Pewnie w Związku sobie coś wymyślili, jakieś śmieszne procedury albo coś… - mówiąc to, wzięła duży gryz bułki. Skończyła swój monolog i wymownie spojrzała na dość dużego pasikonika skaczącego obok. - Tak myślałam. Nikt już nie chce ze mną rozmawiać…
       Rozejrzała się dookoła. Siedziała na wielkim kamieniu pośrodku łąki. Zbliżał się już wieczór, ale zachodzące powoli słońce świeciło wyjątkowo jasno. Dlatego też, korzystając z okazji, dziewczyna postanowiła się nieco poopalać w oczekiwaniu na chłopaka siostry. Choć wypełniła już tego dnia jedną misję, Związek wymyślił, że ma udać się w to miejsce, gdzie dołączy do Zero, by pomóc mu w jego zadaniu. Godzina spotkania z chłopakiem już minęła, dlatego blondynka lekko się denerwowała. Spodziewała się, że Kiryuu jak zwykle się ociągał, przez co ona traciła swój wolny czas. Jednak stwierdziła, że skoro już go marnuje, to zrobi to przynajmniej z klasą - dlatego też spięła włosy, podciągnęła bluzkę i spodnie, wyjęła prowiant i zaczęła się opalać, do tego również wygłaszać monologi do zwierząt będących w pobliżu. Mimo lekkiej złości i tak czuła się lepiej, kiedy słońce ją ogrzewało. To było coś, z czego czerpała siłę. Wampiry miały swoje różne moce, ona energię brała ze słońca. To była jej teoria na dowartościowanie się w świecie pełnym pijawek.
***
       - Wygląda na to, że wszyscy dobrze się bawią - rzuciła Aya, wsłuchawszy się w odgłosy dochodzące z budynku szkolnego, w którego jednej ze specjalnych sal odbywał się właśnie doroczny bal. Dzięki wyczulonym zmysłom mogła usłyszeć śmiech i gwar wesołej braci uczniowskiej.
       - Racja - odparł Shuusei, skinąwszy przy tym głową.
       - Uwierzę wam na słowo - westchnął Ichiru.
       Przez jakiś czas młodzież z zapałem rozmawiała na różne tematy, ale w końcu zdały się one powoli wyczerpywać. Każdego dopadło jakieś dziwne otępienie i niechęć do czegokolwiek. Shuusei i Ichiru zagłębili się jednak w jakąś wymuszoną nieco pogawędkę, a Suzue postanowiła zająć czymś Ayę.
       Spędzili w ten sposób ładnych parę minut. Potem, zupełnie nagle i niespodziewanie, każde z nich osunęło się na podłogę - tudzież łóżko w przypadku dziewcząt - i pogrążyło się w ciemności.






***
Witamy.
   Wiemy, wiemy, rozdział miał się ukazać w środę, ale od wtorkowego wieczoru nie miałyśmy dostępu do internetu >.< Kolejny jednak, mamy nadzieję, że bez przeszkód, pojawi się w następną środę,najprawdopodobniej w godzinach popołudniowych lub wieczornych.
   Dziwnie jest mieć świadomość, że skończyłyśmy pisać to opowiadanie, a za trzy tygodnie skończy się też już jego publikacja. Niemniej jednak nie zamierzamy przestać bazgrolić.
   Chciałybyśmy bardzo podziękować Suzu-chan i Kiran Lilith, które swoimi słowami dodawały nam chęci do pisania. Poza tym,chciałybyśmy oficjalnie powitać w gronie naszych czytelniczek Vicky i Mizuki.
   Cóż, to by chyba było tyle na dziś. Mata ne!
[wpis z dnia 9.04.11]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz