poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIX, rozdział XCII - "Tańczący z wampirami"


      Po kilkunastu minutach Kaori zobaczyła wreszcie na polnej drodze znajomą postać. Poprawiła ubranie, zabrała swoje rzeczy i rzuciła się biegiem przez łąkę.
       - Nie lepiej byłoby ścieżką? - spytał na powitanie Zero.
       - Iie, tak jest o wiele weselej - odpowiedziała z nieopisanym uśmiechem blondynka. - No cóż - zaczęła zasapana. - Przybywam z pomocą.
       - Ja nie potrzebuję pomocy.
       Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.
       - Wiedziałam, że to powiesz! Wiedziałam - rechotała.
       - Przestań się już śmiać i chodźmy do tego miasteczka - rzucił lekko ponury.
       - Teraz ci się tak spieszy? Trzeba było nie spóźniać się pół godziny, to bylibyśmy tam szybciej… - naburmuszyła się.
       - Im dłużej gadasz, tym…
       - Nie odzywaj się już, tylko się rusz! - krzyknęła Kao i ruszyła dziarskim krokiem do przodu. - Jeny, jak Aya z tobą wytrzymuje? - rzuciła pod nosem. - Przecież w tobie nie ma ani odrobiny radości z życia. Czy to możliwe, że bliźniaki nie są do siebie podobne? Skoro jesteście jednojajowi, powinniście chyba mieć nawet podobne charaktery… - Nie dając Łowcy dojść do słowa, przez całą drogę zamęczała go swoimi teoriami na temat bliźniąt i podobieństw w rodzeństwie.
***
       Nana Yoshima wyszła na jeden z tarasów, by zaczerpnąć nieco tchu. Zabawa była przednia, ale już zaczynała się męczyć. Była nieco chorowitą osobą o wątłym ciele, właściwie cudem udało się jej przekonać rodziców, by puścili ją do szkoły z internatem. Nie żałowała jednak swojej decyzji - Akademia Kurosu naprawdę jej się podobała. Cieszyła się, że spędzi w niej jeszcze dwa lata. W końcu poznała wielu ciekawych nastolatków, a i nauczyciele w zdecydowanej większości byli dość sympatyczni i można się było z nimi dogadać.
       Oparła się o balustradę i odetchnęła świeżym, wieczornym powietrzem. Uniosła lekko głowę, by móc spojrzeć w niebo. Zdziwiła się, bo gdy zerkała na nie chwilę temu, było całkowicie bezchmurne, usiane za to gwiazdami i z widocznym księżycem, teraz z kolei srebrne punkty zostały przesłonięte czernią.
       Usłyszała jakiś szelest w lesie naprzeciwko, wzdrygnęła się więc mimowolnie. Jej uwagę odwróciło zamieszanie w sali - spostrzegła, że ktoś upadł. Wokół tej osoby zebrało się wiele ludzi, więc i ona podeszła, by móc zobaczyć, co się stało. Udało jej się przedrzeć przez tłum i dostrzec, że jedna z uczennic równoległej klasy zemdlała. Nazywała się Yaeko Nakazawa, o ile Nana dobrze pamiętała.
       Zrobiło jej się upiornie słabo, z powrotem wyszła więc na taras. Przeszedł ją zimny dreszcz, znów bowiem usłyszała jakieś dziwne dźwięki dochodzące zza drzew.
       - Halo? Czy ktoś tam jest? - zapytała drżącym głosem. Nikt nie odpowiedział. - Halo? - powtórzyła.
       Nie mając pojęcia, co robi, zeszła bocznymi schodkami z balkonu i wolnymi krokami zbliżyła się ku lasowi. Czy jej się zdawało, czy ujrzała jakieś światełko? Zaintrygowana, podeszła bliżej i zachłysnęła się powietrzem. Dostrzegła setki krwistoczerwonych punkcików. Serce podskoczyło jej do gardła, już miała uciekać, gdy nagle zza drzew wypadł jakiś przerażający osobnik, który w jednej chwili powalił Yoshimę na ziemię, by zaraz potem skręcić jej kark i zatopić wampirze kły w jej szyi.
***
       Żadne z nich nie spodziewało się, że na miejscu znajdą więcej niż „kilka” wampirów. Na samej ulicy opuszczonego miasta, do którego zawitali, było ich około dwudziestu. Dookoła nich leżało kilkunastu martwych lub umierających ludzi zalanych szkarłatną cieczą wypływającą z ich ciał. Blondynka spojrzała najpierw na reakcję Zero. Nie wydawał się być poruszony ilością krwi czy też zwłok. Niestety, nie było jej dane dłużej kalkulować zachowania Łowcy, ponieważ wszystkie wampiry zwróciły swój wzrok na nich. Patrzyli na ludzką dziewczynę z głodem.
       - No świetnie. Gapi się na mnie banda napalonych krwiopijców - skwitowała nastolatka, dobywając katanę i czując wielki przepływ energii.
***
       Uczniowie zbiorowo krzyknęli, gdy na moment zgasło światło. Niektórzy się bali, inni uznali to za świetne urozmaicenie zabawy. Co poniektórzy zaczęli szaleć, przepychając się przez masę spoconych ciał, inni biegać dookoła jak nienormalni, pozostali zaś stali i nerwowo się rozglądali, próbując cokolwiek dostrzec. Nim oczy młodzieży i części grona pedagogicznego przywykły do ciemności, lampy znów się zapaliły i z początku wszystko wydawało się być takim jak wcześniej. Liczne osoby odetchnęły z ulgą, inne wydawały się być trochę zawiedzione. Niemniej jednak muzyka grała dalej, tak więc spora część zebranych z powrotem ruszyła w tany. Te spokojniejsze lub bardziej strachliwe osoby usunęły się w cień, stając pod ścianami czy przy stołach i próbując nieco się otrząsnąć. I właśnie ci ludzie, a przynajmniej niektórzy z nich, poczęli dostrzegać, że coś się jednak zmieniło. Otóż okazało się, że w sali przybyło osób. Uczniowie ich nie kojarzyli, ale kiedy nowi wmieszali się w tłum, nie można było odróżnić ich od tych, którzy byli na balu już wcześniej. Większość uznała jednak, że albo im się wydawało i po prostu nie znali tych osób zbyt dobrze nawet z widzenia, albo byli to jacyś specjalnie zaproszeni na tę okazję goście - na przykład absolwenci Akademii czy może młodzież, która zamierzała w następnym roku rozpocząć tu naukę… Przestawszy zawracać sobie tym głowę, uczniowie oddali się zabawie.
***
       Walczyli bez wytchnienia przez dłuższy czas. Zastanawiali się, jak to możliwe, że w jednym opuszczonym miasteczku mogło się znajdować aż tyle Poziomów E. Było to co najmniej podejrzane. Nie mieli jednak czasu, żeby dłużej o tym pomyśleć, bo pijawki trochę się rozszalały i skakały we wszystkie możliwe miejsca, jednocześnie próbując atakować Łowców. Zero miał o tyle lepiej, że mógł strzelać z pewnej odległości, Kaori zaś musiała najpierw dogonić ofiarę.
       - Czy mi się wydaje, czy to nie jest normalne? - spytała głośno kolegę, zwinnie do niego dobiegając.
       Chłopak nie odpowiedział, wymienili więc tylko porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna przeklęła, gdy poczuła ból w ramieniu i powoli przeciekające krwią ubranie. Draśnięcie było małe, ale wystarczające, by zabrudzić różowy top. Lekko rozdrażniona stratą jednej z ulubionych bluzek, rzuciła się na przeciwnika, który miał czelność ją zaatakować. Zobaczyła, że ów wampir trzyma w swojej dłoni jakiś metalowy pręt, z którego końca kapały szkarłatne krople. Łowczyni doskoczyła do niego i zwinnie posługując się kataną, wytrąciła mu z rąk narzędzie, następnie sama je złapała i z całej siły wbiła w klatkę piersiową krwiopijcy.
       Ucieszona zwycięstwem, odwróciła się zobaczyć, jak radzi sobie Zero. Nie zaskoczył jej widok niczym nie przejmującego się chłopaka. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, można było ewentualnie dostrzec w niej cień nienawiści. Kao zaśmiała się w duchu i stwierdziła, że oni też są na balu, tylko „tańczą z wampirami”.
***
       Shuusei powoli otworzył oczy. Pierwszym dziwnym faktem, który spostrzegł, było to, iż leżał na podłodze. Próbował przypomnieć sobie, co się stało, ale nijak nie było to na razie możliwe.
       Po chwili zauważył, że na jednym z dwóch łóżek, które znajdowały się w tym akademickim pokoju, leży jego młodsza siostra. Jej prawa ręka zwisała swobodnie poza krawędź posłania. Wydawało mu się, że cienką strużką ścieka po niej krew, ale nie czuł jej zapachu, więc poddając się dziwnemu otępieniu stwierdził, że tylko mu się wydaje. Ponownie zamknął oczy, chcąc dojść do siebie. Nie udało mu się.
***
       - Jeszcze tylko kilku. Idź do tamtej szopy, ja rozejrzę się po tych kamienicach - zarządził przyszły prezes. Kaori nie mogła zrobić nic innego, jak powlec się do wskazanej budki.
       Niestety, panowały tam niemal egipskie ciemności, dlatego też młoda Łowczyni miała trudności z widzeniem. Na dworze paliły się przynajmniej lampy, a i księżyc robił swoje, tu natomiast nie było żadnego źródła światła. Jej wzrok szybko się jednak przyzwyczaił do nowej przeszkody.
       W środku znajdowało się na oko pięć wampirów, Kao wiedziała to, gdyż widziała ich świecące się krwistą czerwienią oczy. Na jej szczęście czwórka z przeciwników bezmyślnie się na nią rzuciła. To było najlepsze, co mogli jej sprezentować. Wręcz sami nastawili się na ostrze katany. Tak więc po niespełna minucie w szopie zostały dwie postaci. Blondynka rozejrzała się w celu ustalenia miejsca pobytu ostatniego wampira. Usłyszała kilka strzałów Bloody Rose i zastanowiła się, czy Zero zakończył już swoją robotę. Poczuła nagle, że wampir ukrył się za stertą siana kilka metrów od niej. Na szczęście zauważyła, że w drugiej ręce nadal trzyma metalowy pręt. Zdawała sobie sprawę, że jak podejdzie bliżej, to wampir odskoczy gdzieś i na nowo zaczną się gonić. Dlatego też wpadła na plan, żeby odwrócić uwagę przeciwnika. Odrzuciła narzędzie w bok tak, aby krwiopijca pomyślał, że ona tam jest. Oczywiście poskutkowało od razu. Opętany Poziom E skoczył w miejsce, w którym spodziewał się zastać Łowczynię. Ze zdziwieniem spojrzał na pręt i zdążył się ledwie odwrócić, gdy blondynka przebiła jego pierś ostrzem katany.
       Wychodząc z powrotem na zewnątrz, posmutniała, zdając sobie sprawę, że bal trwa w najlepsze, a przed nią i Zero co najmniej dwugodzinna droga powrotna do domu. Chcąc jak najszybciej wrócić do Akademii, dziewczyna pobiegła w miejsce, z którego ostatnio dobiegały głosy walki.
       Gdy już zauważyła Kiryuu, chciała pomachać mu na powitanie, ale usłyszała tylko jedno słowo.
       - Padnij - rzucił jakby od niechcenia, wiedząc, że dziewczyna i tak zareaguje.
       Kao uchyliła się i zgrabnie się odwracając, przycięła nogi będącego za nią wampira. W tym samym czasie Kiryuu wystrzelił w niego pocisk, tym samym zamieniając przeciwnika w kupkę pyłu.
***
       Yaeko wreszcie oprzytomniała. Spostrzegła, że jest na dworze. Otaczało ją kilka osób, w tym dwoje nauczycieli. Dowiedziała się, że zemdlała, najprawdopodobniej z powodu gorąca i duszności, co przecież czasami zdarzało się na balach. Podziękowała za opiekę i ostrożnie wstała. Czuła się jakoś dziwnie, ale nie bardzo mogła określić, co było tego przyczyną. Zdecydowała nie wracać jeszcze do środka i pobyć trochę na dworze, mając nadzieję, że dzięki temu odzyska jasność umysłu.
***
       Aya z trudem uniosła ociężałe powieki. Nie mogąc ich tak utrzymać, ponownie je przymknęła. Nie była w stanie normalnie myśleć, czuła się okropnie otępiała, na dodatek czuła niemały ból w kilku częściach ciała.
       - Yooo! - usłyszała głos, który znała aż za dobrze i miała tego świadomość mimo dziwnego odrętwienia.
       Znów otworzyła oczy i z trudem podniosła wzrok, by spojrzeć na bachora Toumę. Stał kilka kroków od niej i uśmiechał się brutalnie, jego oczy zaś błyszczały kpiąco. Tradycyjnie ubrany był elegancko, a blond włosy skrył w znacznej mierze pod cylindrem.
       - Cieszę się, że znów się spoootykamy! - zawołał, a w jego tonie dało się dostrzec nutkę jadu. - Nagrabiłaś kłopotów sobie i całej tej śmiesznej szkole!
       Nie była pewna, co Akuji miał na myśli, była zbyt otępiała. Jedynie wodziła za nim słabym wzrokiem przygaszonych, szarych oczu. Zdążyła się już zorientować, że leży związana na zimnej, kamiennej posadzce jakichś lochów - być może tych, w których przetrzymywany był Zero podczas ataku Rido. Powietrze przepełnione było stęchlizną, ale dziewczyna miała wrażenie, że jest ona jakoś mało wyraźna. Właściwie wszystko wydawało się jakieś niecodzienne, ale nie wiedziała jeszcze, dlaczego tak było.
       Czystokrwisty zaśmiał się okrutnie, po czym podszedł do nastolatki i ujął jej twarz w taki sposób, by była zmuszona na niego patrzeć, a przy okazji żeby sprawić jej ból. Brunetka skrzywiła się nieco i jęknęła cicho.
       - I co, już nie jest tak kolorowo, hęęę? - zapytał, wyszczerzając zęby i wbijając paznokcie w policzki ofiary. Ayę przeszył tak silny ból, że mimowolnie krzyknęła lekko. Wciąż nie mogła zrozumieć, co się dzieje, pragnęła po prostu znów osunąć się w nicość. - Cha, cha! Żałosne! Wszyscy jesteście żałośni! - oznajmił Touma. - Policzę się z tobą, parszywy wybryku natury. Ale najpierw urządzę masakrę w tak bliskiej twojemu głupiemu sercu Akademii. Zamorduję wszystkich twoich kolegów, wszystkie koleżanki i każdego spośród nauczycieli, a potem na twoich oczach będę pastwił się nad najbliższymi ci osobami, zadając im tyle cierpienia, ile się tylko daaa! - oświadczył z takim wyrazem twarzy, jaki zazwyczaj miewali psychopaci. - Powoli, powoli ich poćwiartuję, wypruję im flaki, a ty… Ty będziesz to wszystko obserwować. I nie, nie zabiję cię od razu, choć będziesz błagaaała o śmierć! Zrobię takie rzeczy, że twoim jedynym pragnieniem będzie dołączenie do rodziców…
       W tym momencie osiemnastolatka szeroko rozwarła oczy. W pamięci poczęły przesuwać się obrazy Maayi i Kage, te nieliczne chwile - czy raczej ich przebłyski - które w nimi spędziła.
       - Zebrało się na wspomnienia, cooo? - syknął wampir, zbierając magiczną energię wokół prawej dłoni, by chwilę później wbić ją w brzuch dziewczyny. Aya wrzasnęła i skuliła się, drżąc niemiłosiernie i czując, że po twarzy płyną jej łzy. Wydawało jej się, że słyszy jakby przyciszony albo bardzo odległy śmiech Akujiego, ale gdy była zdolna otworzyć zaciśnięte przez jakiś czas powieki, zauważyła, że bachor wciąż jest obok niej i z lubością zlizuje z ręki jej krew. Skrzywiła się z obrzydzeniem, miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, z drugiej jednak strony zupełnie nie miała na to siły. Czuła, że rany na brzuchu się zasklepiają, a ból powoli ustaje, ale gdy już miała odetchnąć z ulgą, Touma uderzył ją z całej siły w żebra (tym samym je łamiąc), co odrzuciło ją kilka metrów w tył. Dziewczyna ponownie zawyła z bólu. Nie wiedziała, co się dzieje, była zamroczona i zdezorientowana, nie potrafiła jasno myśleć i jedynym, czego była pewna, było to, że cierpi i ma tego dość. Nie pomyślała o tym, by użyć jakiejś mocy, nie była w stanie tego zrobić.
       Zdawało jej się, że Touma coś do niej mówił, ale była tak zamroczona, że nie miała pojęcia, co to było. Ból irytująco powoli stawał się lżejszy, rany się zasklepiały, a kości wracały na swoje miejsce, ale dzieciak znów nie dał jej chwili, by zdążyła odpocząć od największych mąk. Wymierzył jej potężny cios w twarz, przez co uderzyła głową w kamienną ścianę i na kilka minut straciła przytomność.
       Gdy się ocknęła, marzyła tylko o tym, by ponownie osunąć się w ciemność. On jej jednak na to nie pozwolił. Uśmiechnął się władczo, zbliżył się do niej i wyszeptał jej do ucha groźnym tonem:
       - I jaaak, podoba ci się?
       Naturalnie nie odpowiedziała, ale bynajmniej go to nie obeszło.
       - Nie martw się, to nie koniec zabawy. Ba, to ledwie jej początek… Prolog, rzekłbym nawet. A teraz, zanim zajmę się czymś innym, pozwól, że pożyczę sobie od ciebie nieco energii. Na pewno się dzisiaj przyda…
       Zbliżył twarz do jej szyi i brutalnie się w nią wgryzł. Specjalnie zachowywał się praktycznie jak zwierzę, pragnął zadać swojej ofierze jak najwięcej bólu. Delektował się i nim, i smakiem jej krwi. Wypiłby dużo więcej, ale wiedział, że musi pozostawić dziewczynę przy życiu, bo tylko w ten sposób naprawdę dobrze się zabawi.
       Po skończonym posiłku rzucił Ayę na ziemię. Ta ledwo co utrzymywała na wpół otwarte oczy, trzęsła się jak osika, i wyglądała na tak wymęczoną, że każdemu - z wyjątkiem Akujiego, oczywiście - natychmiast zrobiłoby się jej żal. Bachor ukazał jej krwisty uśmiech, po czym wyszeptał jakieś złowrogie pożegnanie, którego dziewczyna nawet nie usłyszała, i powoli wyszedł, zostawiając ją samą.
***
       Łowcy rozejrzeli się raz jeszcze po miasteczku, upewniając się, iż nie zostawili żadnego żywego Poziomu E. Wszędzie, gdzie się udawali, widać było tylko kupki szarego popiołu.
       Upewniwszy się, że zadanie zostało wykonane poprawnie, młodzież zaczęła przygotowywać się do drogi powrotnej. W momencie, w którym mieli już ruszać, Zero nagle drgnął.
       - Co się…? - zaczęła Kao. Mimo ciemności dziewczyna ujrzała poważną minę kolegi.
       - To uczucie takie jak wtedy, gdy Touma was zaatakował - odparł cicho i jakby ostrożnie.
       Blondynka od razu zrozumiała. Wampiry, szczególnie te z wyższych klas, odczuwają dziwne, bliżej niezdefiniowane przeczucia, kiedy coś dzieje się z bliskimi im osobami. To znaczyło, że coś było nie tak z Ayą. Łowcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia i biegiem ruszyli w drogę powrotną do Akademii.
       - Ale co mogło się stać?! Przecież ona siedzi bezpiecznie w szkole… - próbowała pocieszyć samą siebie Kao.
       - Raczej nie tak bezpiecznie. Wiemy, do czego zdolny jest ten dzieciak… - warknął Kiryuu, przegryzając przy tym wargę.
       - Myślisz, że coś jej się stało? - spytała cicho Kao, nie przerywając szybkiego marszu. Gdyby nie wyostrzone zmysły chłopaka, z powodu świszczącego wiatru nie mógłby dosłyszeć słów towarzyszki.
       - Ostatnio… - zaczął, ale jakby zaniechał kończenia. - Wiesz, jak to się skończyło. A czułem coś bardzo podobnego.
       Kaori zbladła, przywracając w pamięci obraz siostry sprzed zaledwie dziewięciu miesięcy. Wcześniej nieskazitelne ciało, wtedy pokryte było przerażającą ilością ran i blizn. Na samo wspomnienie tamtych chwil dziewczynę przeszedł dreszcz. Nie mogła pozwolić, by coś podobnego się powtórzyło.
       - Ten bachor ośmielił się zaatakować Akademię?! I to jeszcze w dzień balu… Ilu ludzi może stracić życie! Przecież… - Zasłoniła ręką twarz. - Tam jest cała moja rodzina, Dei-chan… - Ledwo powstrzymała się od płaczu.
       - Nie panikuj, tylko się skup - syknął młodzieniec. - Prawdopodobnie od razu po dotarciu na miejsce będziemy zmuszeni do walki.
       - Jeśli mam być szczera… Chciałabym, żeby było jeszcze z kim walczyć… - zauważyła. Z całej siły pragnęła, aby nic nie stało się jej bliskim. Żeby zdążyli na czas zapobiec rzezi, jaka prawdopodobnie miała teraz miejsce w szkole Kaiena.
***
       - W związku z tym powinniśmy… - mówił monotonnym tonem jakiś wysoko postawiony arystokrata, ale Suzaku już go nie słuchał. Złe przeczucia dręczące go od ładnych paru minut przybrały na sile, niemal paraliżując strachem jego serce.
       Wraz z wujkiem siedział właśnie na zebraniu kilku ważnych osób, które od pewnego czasu czynnie współpracowały ze Stowarzyszeniem Łowców. Shoutou zdecydowali pomóc, wysłuchiwali więc licznych sprawozdań i domniemań. Znajdowali się w reprezentacyjnym budynku należącym do ich rodu, przez kilka lat nieużywanego, a teraz znów doprowadzonego do stanu sprzed zaśnięcia Naoko.
       - Owszem - zgodził się z poprzednikiem Shinbun Shiro, przystojny, czarnowłosy arystokrata. Dodał coś jeszcze, ale do kasztanowowłosego młodzieńca już to nie dotarło.
       Nagle zerwał się na równe nogi i nic nie wyjaśniwszy, wybiegł z pomieszczenia, odprowadzony zdumionymi spojrzeniami zebranych, po czym pędem wypadł na zewnątrz. Przekroczył granice posiadłości, by tam teleportować się przed Akademię Kurosu. Miał świadomość, że tak niedobre przeczucia muszą mieć związek z Ayą, bo z kimże innym? Coś musiało się stać, a jego znowu nie było przy niej. Znowu nie mógł zareagować dostatecznie szybko… Wiedział, że żyła, bo poczułby, gdyby było inaczej, ale to było jego jedyne pocieszenie.
       W ogóle się nie namyślając, przekroczył bramę placówki. Gdy tylko to zrobił, poczuł coś dziwnego. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, co to dokładnie było. Otóż jego zmysły zdały się na powrót stać ledwie ludzkimi. Nie mógł wyostrzyć słuchu, węchu czy wzroku - nawet gdy się na tym silnie koncentrował. Nie wyczuwał też ani jednej wampirzej aury, a doskonale wiedział, że w najbliższym otoczeniu powinno się ich znajdować przynajmniej kilka.
       Wyjaśnienie mogło być tylko jedno. Potężna magia któregoś z czystokrwistych. Spisek, atak, pragnienie zemsty i zadania cierpienia…
       - Touma, ty… - zaklął pod nosem, rzucając się biegiem przed siebie. Nie miał pojęcia, w którą stronę się udać, nie wiedział, czego się spodziewać. Ze złością musiał przyznać, że Akuji dobrze sobie wszystko zaplanował. Niemniej jednak, skoro czar niwelujący to, co mogły wyczuć, usłyszeć i zobaczyć wampiry, otaczał całą Akademię, to jeśli dzieciak sam przebywał na jej terenie, prawdopodobnie musiał zmagać się z tym samym utrudnieniem. Chyba, że umiał zrobić to tak, by to go nie dotyczyło…
       Ponownie rzucił pod adresem bachora jakieś wyzwisko, po czym skupił się na znalezieniu kogokolwiek w celu rozeznania się przynajmniej w sytuacji.
***
       Większość dalszej drogi przebyli w ciszy, jednak im bliżej Akademii się znajdowali, tym więcej napotykali na swej drodze przeciwników, którzy zdawali się być stworzeni właśnie do tego, aby przeszkodzić Łowcom w dostaniu się do szkoły. Zero i Kao tracili powoli siły po nieustannych walkach, chociaż nadal byli psychicznie przygotowani do ostatecznej rozgrywki, której wkrótce mieli stawić czoła.
       - Ile może ich jeszcze być?! - krzyknęła lekko już zrozpaczona blondynka, gdy kolejne Poziomy E zaatakowały ich bezpośrednio przed miasteczkiem docelowym. Zero nawet nie odpowiedział.
       - Przerażasz mnie - powiedziała widząc chłopaka, który z zimną krwią mordował upadłe wampiry, chcąc jak najszybciej dostać się na teren Akademii.
       Im bliżej niej się znajdowali, tym przeczucie, że dzieje się coś okropnego, narastało. Kao próbowała w duchu pocieszać samą siebie, jednak na niewiele się to zdało. Widząc brutalnego kolegę, nie była w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o rodzinie, której grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Ona sama działała już jak maszyna. Myśląc tylko o dobru jej bliskich, zabijała kolejne Poziomy E. Zdawała sobie sprawę, że gdy jej i Zero uda się dostać do miasteczka, nie znajdą tam kolejnych pijawek, co najwyżej na drodze prowadzącej do Akademii. Widać ten, kto na nią napadł, musiał być świetnie przygotowany - wiedział nawet, gdzie Łowcy zostali wysłani na misję, może nawet sam podłożył tamte wampiry do opuszczonego miasteczka.
       Kiryuu strzelił w ostatniego krwiopijcę, który po sekundzie stał się kupką szarego pyłu. Bez słowa zmęczona młodzież ruszyła do miasteczka. Chociaż byli obolali, szli tak szybko, jak tylko mogli, wiedząc, że od miejsca rzezi dzieli ich jakieś piętnaście minut szybkiej drogi, nie licząc przeszkód, jakie prawdopodobnie jeszcze napotkają.
***
       Hikaru Iyoku podziękował kolejnej dziewczynie za taniec. Rozejrzał się po przystrojonej ładnie sali, by wybrać kolejną partnerkę. W oko wpadła mu śliczna nieznajoma o krótkich blond włosach, bladej cerze i błyszczących, ciemnozielonych tęczówkach. Ubrana była w sukienkę, nie sięgającą nawet do kolan, o kolorze identycznym jak jej oczy. Trzecioklasista zdecydował, że to właśnie z tą nastolatką pragnie zatańczyć, więc podszedł do niej i lekko się pokłonił. Uśmiechnęła się jakby z dumą i podała mu dłoń.
       Przetańczyli razem kilka utworów, w ogóle przy tym nie gawędząc, choć chłopak kilkukrotnie próbował rozpocząć rozmowę. Po jakimś czasie blondynka pociągnęła za sobą nowego znajomego do jednego z pomieszczeń wokół sali balowej. Był to najprawdopodobniej jakiś składzik.
       Hikaru pomyślał, że raz kozie śmierć i delikatnie pocałował dziewczynę. Z zadowoleniem zauważył, że odwzajemniła gest, ale kiedy chciał to zrobić ponownie, ona przyłożyła mu palec do ust, po czym uśmiechnęła się figlarnie. Dotknęła wargami jego policzka i zaczęła zjeżdżać niżej, muskając ustami jego brodę, aż wreszcie szyję. Ją też polizała, chichocząc przy tym.
       Kilka minut później wraz z krwią Iyoku zostało wyssane jego kilkunastoletnie życie.
***
       Kaien o mało nie zginął, kiedy leżąc na ziemi, niemal oberwał jakimś narzędziem. Mimo dziwnego otępienia udało mu się jednak w ostatniej chwili przeturlać na bok. Oprzytomniał natychmiast i rozejrzał się szybko dookoła. Nie było czasu na jakikolwiek namysł. Wrogów było wielu, a uczniowie na pewno znaleźli się w niebezpieczeństwie. Kurosu, jako iż nie miał ze sobą broni, rzucił się na jednego z wampirów, by dzięki temu zdobyć jego smukły miecz i zaraz potem zabić nim jego prawowitego właściciela. Ofiara obróciła się w proch, więc dyrektor Akademii mógł zająć się następnym krwiopijcą. Jego serce przepełniał strach - o rodzinę, o uczniów, o grono pedagogiczne, o szkołę… Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że szkody będą większe niż podczas pamiętnego ataku Rido Kurana.
       Znajdował się w budynku szkolnym, ale w tej jego części, która leżała dość daleko od sali balowej. Kiedy wygłosił uroczyste przemówienie i zagrzał młodzież do zabawy, postanowił zająć się kilkoma niecierpiącymi zwłoki sprawami, dlatego też ruszył w stronę swojego gabinetu. Po drodze spotkało go jednak coś niecodziennego - otóż zupełnie niespodziewanie coś go zamroczyło, padł na podłogę i zasnął.
       Teraz z kolei otaczała go zgraja głodnych pijawek. Wszystkie dawno już upadły do Poziomu E, całkowicie straciły nad sobą panowanie i stały się po prostu żądnymi krwi bestiami. Nieliczne jednak zachowały tę część świadomości, która pozwoliła im atakować nie jak zwierzęta, lecz za pomocą profesjonalnej broni czy różnorakich narzędzi. To te sprawiały największy problem, aczkolwiek z drugiej strony momentami porywały się na swoich towarzyszy, tym samym wyręczając odrobinę Łowcę.
***
       Yae złapała się za gardło. Z jakiegoś powodu właśnie poczuła głód, choć przecież w pobliżu nie rozlała się krew - a przynajmniej ona tego nie zauważyła. Właściwie dopiero po chwili zorientowała się, że wyczulone nieco zmysły na powrót stały się takimi, jak za jej ludzkiego życia. Zdziwiło ją to, ale postanowiła nie zawracać sobie tym głowy i prędko sięgnęła do niewielkiej torebki, by wyciągnąć z niej tabletki. Połknęła kilka i poczuła się nieco lepiej. Już chciała wrócić do sali, gdy kątem oka spostrzegła czyjąś sylwetkę. Odwróciła się, ale nikogo nie ujrzała. Ogarnęły ją jednak złe przeczucia. Przełknąwszy ślinę, powoli i ostrożnie wycofała się do środka budynku.
***
       - Isaya-sama, czy wiesz, co się stało? - zapytała po kilku minutach milczenia niebieskooka szatynka, Nikushimi Tachibana.
       - Nie do końca - przyznał czystokrwisty. - Choć domyślam się, że to musiało być coś naprawdę ważnego - dodał.
       - Mamy kontynuować czy to koniec na dzisiaj? - spytał uprzejmym tonem Shiro.
       - Kontynuujcie - poprosił Shoutou. Postanowił, że on zajmie się swoimi sprawami, a Suzaku swoimi. Jeśli stałoby mu się cokolwiek złego, poczuje to i będzie mógł ruszyć na pomoc. Póki co jednak, nie można dać się zwariować. Podejrzewał, że powodem, dla którego siostrzeniec tak nagle opuścił salę, była Aya Hiou - w końcu gdyby to Naoko coś się przytrafiło, wyczułby to nie tylko młodzieniec, ale i on sam.
***
       Chłopak odzyskał jasność umysłu zupełnie niespodziewanie. Otworzył szeroko oczy, natychmiast zerwał się z podłogi i doskoczył do łóżka, na którym leżała jego zdezorientowana imōto.
       - Suzue, Suzue - mówił, lekko nią potrząsając, by szybciej doszła do siebie. Zauważył, że wcześniej mu się nie wydawało, siostra naprawdę została przez kogoś zraniona. Ranki na nadgarstku już dawno się zasklepiły, a krew zakrzepła.
       - Nii…san… - wyszeptała, z całej siły próbując oprzytomnieć. - Co się stało? - zapytała, wciąż nie do końca świadoma.
       - Nie mam pojęcia - odpowiedział prędko, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. - Kuso, gdzie Aya-sama i Ichiru?!
       Dopiero w tym momencie dziewczyna podskoczyła jak oparzona i również poczęła rozglądać się z przerażeniem po pokoju.
       - Shuusei, nie ma ich! - niemal krzyknęła. - Aya-sama… Co z nas za pożytek?!
       - No już, spokojnie - rzekł młodzieniec, próbując dodać otuchy nie tylko Suzu, ale też sobie. - Musimy ją szybko znaleźć.
     Szatynka pokiwała głową, a w jej oczach błysnęły łzy. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że kiedy była nieprzytomna, ktoś ją ugryzł. Zignorowała też osłabienie spowodowane częściową utratą krwi. Pragnęła tylko odnaleźć Ayę i przekonać się, że nic jej się nie stało, że jest bezpieczna, a najlepiej, że cała ta sytuacja to tylko jakiś chory żart. Kiedy jednak i ona, i Shuusei spróbowali wyostrzyć zmysły, by w ten sposób natychmiast znaleźć dziedziczkę Hiou, spostrzegli, że nie mogą tego uczynić. Wtedy też zauważyli, co między innymi spowodowało ich dziwne otępienie i dezorientację.
       Ich zmysły zostały stłumione. Domyślali się, że to w taki sposób widzą, słyszą i czują ludzie, ale jako iż dla nich było to całkowicie obce uczucie - w końcu byli wampirami z urodzenia - poczuli jeszcze większy strach. Przepełniło ich wręcz wrażenie, że w takim stanie nie będą zdolni do zrobienia czegokolwiek. Byli teraz niemalże jak kaleki, właściwie sytuacja ich mogła się w pewnym sensie równać z utratą słuchu czy wzroku przez człowieka, który stracił zmysł na przykład w wypadku czy przez chorobę. To było coś strasznego, nowego i złego.
       - Jak…? - zaczęła Suzue, ale nie była zdolna do dokończenia pytania „Jak teraz znajdziemy Ayę-sama?”.
***
       Nie zdziwili się zbytnio, widząc rozszalałe wampiry na ścieżce prowadzącej na teren szkoły.
       - Dziwne, z Akademii nie wyczuwam żadnych przeciwników czy rozlanej krwi… - zauważył Zero, nim naskoczyła na niego jakaś rozszalała wampirzyca, którą zabił bez zastanowienia, cały czas myśląc o swoim spostrzeżeniu.
       - Może niepotrzebnie się martwiliśmy…? - powiedziała Kao szybko się namyślając, jednocześnie machając kataną na przeciwników. - Może to nie był Touma, tylko jakieś mało szkodliwe wampiry, z którymi już sobie poradzili?
       - Sęk w tym, że aury Ayi czy innych wampirów też nie czuję. Jakby w ogóle na terenie Akademii nikogo „nienormalnego” nie było - oznajmił, przez co blondynce zrzedła mina.
       - Co przez to rozumiesz…? Że oni…
       - Nie, gdyby Aya… - Nie mógł dokończyć tego zdania mówiąc „nie żyła”, więc rzucił tylko - Poczułbym.
       Myśli obojga wypełniły się przemyśleniami. To, co powiedział nastolatek, było co najmniej niecodzienne, dlatego trudno było wymyślić względnie sensowny plan wydarzeń. Chcieli jak najszybciej skończyć tę walkę, jednak przeciwników było zdecydowanie za dużo. Kiedy uporali się z większością Poziomów E i byli już na tyle blisko, że widzieli teren Akademii, okazało się, że pojawiły się też wampiry wyższych klas, z którymi nie było już tak łatwo się uporać. Kao zajęła się dwójką Klas C i D, przyszły prezes Związku wziął na siebie jednego szlachcica oraz arystokratkę, której mocą było tworzenie i kontrola metalowych ostrzy, którymi ciskała w chłopaka. Rozpoczęła się walka, której wygrana miała wreszcie doprowadzić do wolnej drogi do celu.
       Blondynka zwinnie unikała ciosów swoich przeciwników, musiała maksymalnie wytężyć umysł, by odparować wszystkie ciosy. Łatwiej było po prostu przebijać Poziomy E, które przez swoje żądze po prostu się na nią rzucały. Pijawki ze zdolnością racjonalnego myślenia były nieco innym zjawiskiem, na pewno trudniejszym do pokonania. Jednak pomimo tego młoda Łowczyni obmyśliła każdy swój krok, w wyniku czego po kilkunastu minutach udało jej się przeszyć serca wrogów kataną. Oboje rozpłynęli się w jakiś bliżej nieokreślony pył. Kaori nie przypatrzyła się temu jednak, ponieważ będąc pewna swojej wygranej, od razu odwróciła się, patrząc na walkę Zero. Chłopak właśnie przygotowywał się do ostatecznego strzału w klatkę kobiety, która już nijak nie mogła się bronić z powodu odstrzelonych rąk, dzięki którym władała swą mocą. Blondynce zrobiło się niedobrze na widok wampirzycy tarzającej się z bólu na ziemi. Zero jednak stał nad nią i z nutą pewnej zimnej obojętności wykonał ostateczny strzał.
***
       Nie miała pojęcia, jak długo już tak leżała, na przemian odzyskując przytomność i ją tracąc. Przepełniające ją poczucie beznadziejności i przeszywający ból trawiący jej ciało sprawiły, że pragnęła umrzeć. Z jakiegoś powodu w jej głowie wciąż pojawiał się obraz Toumy mówiącego „Zrobię takie rzeczy, że twoim jedynym pragnieniem będzie dołączenie do rodziców…”. Wciąż dziwnie otępiała, nie mogła dojść do tego, jakie „rzeczy” czystokrwisty miał na myśli, wspominała za to Maayę i Kage. Niemal marzyła o tym, aby Akuji rzeczywiście ją zabił, by mogła nareszcie spotkać się z tak drogimi jej sercu osobami.
       Dopiero po jakimś czasie odzyskała jasność umysłu i zdała sobie sprawę z tego, że myśli w zły sposób. Nie mogła przecież odejść, zbyt wiele ukochanych osób wciąż przebywało na ziemskim padole. Ponadto Akuji Touma zaatakował przecież Akademię… Gdzieś tam, na górze, musiały odbywać się teraz straszne rzeczy. Psychopata z pewnością nie trwonił czasu. Kto wie, ilu ludzi straciło już życie? Co z Kao, co z Zero, co z Reiko, Deichim, Otsune, Ichiru, Suzue, Shuuseiem, Kaienem, Yaeko, Mio, Nio, Konosuke, Michi, Shindo, Sayori i setkami innych osób znajdujących się na terenie placówki…?
       Aya wytężyła wszystkie siły w bezowocnej próbie oswobodzenia się z mocnych i co rusz kaleczących jej skórę więzów. Nic nie wskórawszy przez ładnych kilkanaście minut, sięgnęła po moc. Wtedy zorientowała się, że z jakiegoś powodu nie może z żadnej skorzystać. Przeklęła pod nosem i rozpoczęła dalsze próby uwolnienia się, niemniej jednak dalej robiła to bez skutku. Nie mogła też nawet wstać, była związana w taki sposób, że miała jedynie możliwość przekręcenia się z jednego boku na drugi.
       Zmęczywszy się porządnie, znieruchomiała na chwilę, ciężko sapiąc z wysiłku. Zauważyła, że pali ją pragnienie, ale jako iż nie zapowiadało się, że ktoś wpadnie do niej z wizytą i poczęstunkiem, postanowiła o tym nie myśleć. Przymknęła oczy, próbując przemyśleć to i owo. Jak się wydostać? Co zrobić później?
       Na początek spróbowała dowiedzieć się, co działo się poza tymi lodowatymi i zalatującymi stęchlizną lochami. Kiedy jednak chciała wyostrzyć zmysły, nic się nie stało. Główkowała przez kilka minut, aż wreszcie zdała sobie sprawę z tego, że na powrót widzi, słyszy i czuje jak człowiek. A może w ogóle na powrót się nim stała? Nie, to nie to, odczuwała przecież wampirzy głód. Niemniej jednak trudno było zignorować fakt, że zmysły zelżały, a do tego nie mogła skorzystać z żadnej mocy.
       Zacisnęła mocno powieki i zęby, by się nie rozpłakać. Zupełnie nie miała pojęcia, co zrobić, jak wybrnąć z tej okropnej sytuacji.
       I wtedy usłyszała czyjeś ciche kroki. Ktoś zbliżał się do celi, w której została zostawiona przez bachora Toumę. Otworzyła oczy i ujrzała osobę, której najmniej się w tej chwili spodziewała.
       Był to nie kto inny jak Kaname Kuran.






***
Oto skromny rozdzialik. Kolejny („Wybór”) w sobotę. Tym razem w naszych szeregach serdecznie witamy Angel15. Buziole ;*
[wpis z dnia 13.04.11]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz