Po kilkunastu
minutach Kaori zobaczyła wreszcie na polnej drodze znajomą postać. Poprawiła
ubranie, zabrała swoje rzeczy i rzuciła się biegiem przez łąkę.
- Nie lepiej byłoby
ścieżką? - spytał na powitanie Zero.
- Iie, tak jest o
wiele weselej - odpowiedziała z nieopisanym uśmiechem blondynka. - No cóż -
zaczęła zasapana. - Przybywam z pomocą.
- Ja nie potrzebuję
pomocy.
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.
- Wiedziałam, że to
powiesz! Wiedziałam - rechotała.
- Przestań się już
śmiać i chodźmy do tego miasteczka - rzucił lekko ponury.
- Teraz ci się tak
spieszy? Trzeba było nie spóźniać się pół godziny, to bylibyśmy tam szybciej… -
naburmuszyła się.
- Im dłużej gadasz,
tym…
- Nie odzywaj się
już, tylko się rusz! - krzyknęła Kao i ruszyła dziarskim krokiem do przodu. -
Jeny, jak Aya z tobą wytrzymuje? - rzuciła pod nosem. - Przecież w tobie nie ma
ani odrobiny radości z życia. Czy to możliwe, że bliźniaki nie są do siebie
podobne? Skoro jesteście jednojajowi, powinniście chyba mieć nawet podobne charaktery…
- Nie dając Łowcy dojść do słowa, przez całą drogę zamęczała go swoimi teoriami
na temat bliźniąt i podobieństw w rodzeństwie.
***
Nana Yoshima wyszła na jeden z tarasów, by zaczerpnąć nieco tchu.
Zabawa była przednia, ale już zaczynała się męczyć. Była nieco chorowitą osobą
o wątłym ciele, właściwie cudem udało się jej przekonać rodziców, by puścili ją
do szkoły z internatem. Nie żałowała jednak swojej decyzji - Akademia Kurosu
naprawdę jej się podobała. Cieszyła się, że spędzi w niej jeszcze dwa lata. W
końcu poznała wielu ciekawych nastolatków, a i nauczyciele w zdecydowanej
większości byli dość sympatyczni i można się było z nimi dogadać.
Oparła się o balustradę i odetchnęła świeżym, wieczornym
powietrzem. Uniosła lekko głowę, by móc spojrzeć w niebo. Zdziwiła się, bo gdy
zerkała na nie chwilę temu, było całkowicie bezchmurne, usiane za to gwiazdami
i z widocznym księżycem, teraz z kolei srebrne punkty zostały przesłonięte
czernią.
Usłyszała jakiś szelest w lesie naprzeciwko, wzdrygnęła się więc
mimowolnie. Jej uwagę odwróciło zamieszanie w sali - spostrzegła, że ktoś
upadł. Wokół tej osoby zebrało się wiele ludzi, więc i ona podeszła, by móc
zobaczyć, co się stało. Udało jej się przedrzeć przez tłum i dostrzec, że jedna
z uczennic równoległej klasy zemdlała. Nazywała się Yaeko Nakazawa, o ile Nana
dobrze pamiętała.
Zrobiło jej się upiornie słabo, z powrotem wyszła więc na taras.
Przeszedł ją zimny dreszcz, znów bowiem usłyszała jakieś dziwne dźwięki
dochodzące zza drzew.
- Halo? Czy ktoś tam
jest? - zapytała drżącym głosem. Nikt nie odpowiedział. - Halo? - powtórzyła.
Nie mając pojęcia, co robi, zeszła bocznymi schodkami z balkonu i
wolnymi krokami zbliżyła się ku lasowi. Czy jej się zdawało, czy ujrzała jakieś
światełko? Zaintrygowana, podeszła bliżej i zachłysnęła się powietrzem.
Dostrzegła setki krwistoczerwonych punkcików. Serce podskoczyło jej do gardła,
już miała uciekać, gdy nagle zza drzew wypadł jakiś przerażający osobnik, który
w jednej chwili powalił Yoshimę na ziemię, by zaraz potem skręcić jej kark i
zatopić wampirze kły w jej szyi.
***
Żadne z nich nie spodziewało się, że na miejscu znajdą więcej niż
„kilka” wampirów. Na samej ulicy opuszczonego miasta, do którego zawitali, było
ich około dwudziestu. Dookoła nich leżało kilkunastu martwych lub umierających
ludzi zalanych szkarłatną cieczą wypływającą z ich ciał. Blondynka spojrzała
najpierw na reakcję Zero. Nie wydawał się być poruszony ilością krwi czy też
zwłok. Niestety, nie było jej dane dłużej kalkulować zachowania Łowcy, ponieważ
wszystkie wampiry zwróciły swój wzrok na nich. Patrzyli na ludzką dziewczynę z
głodem.
- No świetnie. Gapi
się na mnie banda napalonych krwiopijców - skwitowała nastolatka, dobywając
katanę i czując wielki przepływ energii.
***
Uczniowie zbiorowo krzyknęli, gdy na moment zgasło światło.
Niektórzy się bali, inni uznali to za świetne urozmaicenie zabawy. Co
poniektórzy zaczęli szaleć, przepychając się przez masę spoconych ciał, inni
biegać dookoła jak nienormalni, pozostali zaś stali i nerwowo się rozglądali,
próbując cokolwiek dostrzec. Nim oczy młodzieży i części grona pedagogicznego
przywykły do ciemności, lampy znów się zapaliły i z początku wszystko wydawało
się być takim jak wcześniej. Liczne osoby odetchnęły z ulgą, inne wydawały się
być trochę zawiedzione. Niemniej jednak muzyka grała dalej, tak więc spora
część zebranych z powrotem ruszyła w tany. Te spokojniejsze lub bardziej
strachliwe osoby usunęły się w cień, stając pod ścianami czy przy stołach i
próbując nieco się otrząsnąć. I właśnie ci ludzie, a przynajmniej niektórzy z
nich, poczęli dostrzegać, że coś się jednak zmieniło. Otóż okazało się, że w
sali przybyło osób. Uczniowie ich nie kojarzyli, ale kiedy nowi wmieszali się w
tłum, nie można było odróżnić ich od tych, którzy byli na balu już wcześniej.
Większość uznała jednak, że albo im się wydawało i po prostu nie znali tych
osób zbyt dobrze nawet z widzenia, albo byli to jacyś specjalnie zaproszeni na
tę okazję goście - na przykład absolwenci Akademii czy może młodzież, która
zamierzała w następnym roku rozpocząć tu naukę… Przestawszy zawracać sobie tym
głowę, uczniowie oddali się zabawie.
***
Walczyli bez wytchnienia przez dłuższy czas. Zastanawiali się,
jak to możliwe, że w jednym opuszczonym miasteczku mogło się znajdować aż tyle
Poziomów E. Było to co najmniej podejrzane. Nie mieli jednak czasu, żeby dłużej
o tym pomyśleć, bo pijawki trochę się rozszalały i skakały we wszystkie możliwe
miejsca, jednocześnie próbując atakować Łowców. Zero miał o tyle lepiej, że mógł
strzelać z pewnej odległości, Kaori zaś musiała najpierw dogonić ofiarę.
- Czy mi się wydaje,
czy to nie jest normalne? - spytała głośno kolegę, zwinnie do niego dobiegając.
Chłopak nie odpowiedział, wymienili więc tylko porozumiewawcze
spojrzenia. Dziewczyna przeklęła, gdy poczuła ból w ramieniu i powoli
przeciekające krwią ubranie. Draśnięcie było małe, ale wystarczające, by
zabrudzić różowy top. Lekko rozdrażniona stratą jednej z ulubionych bluzek,
rzuciła się na przeciwnika, który miał czelność ją zaatakować. Zobaczyła, że ów
wampir trzyma w swojej dłoni jakiś metalowy pręt, z którego końca kapały
szkarłatne krople. Łowczyni doskoczyła do niego i zwinnie posługując się
kataną, wytrąciła mu z rąk narzędzie, następnie sama je złapała i z całej siły wbiła
w klatkę piersiową krwiopijcy.
Ucieszona zwycięstwem, odwróciła się zobaczyć, jak radzi sobie
Zero. Nie zaskoczył jej widok niczym nie przejmującego się chłopaka. Jego twarz
nie wyrażała żadnych uczuć, można było ewentualnie dostrzec w niej cień nienawiści.
Kao zaśmiała się w duchu i stwierdziła, że oni też są na balu, tylko „tańczą z
wampirami”.
***
Shuusei powoli otworzył oczy. Pierwszym dziwnym faktem, który
spostrzegł, było to, iż leżał na podłodze. Próbował przypomnieć sobie, co się
stało, ale nijak nie było to na razie możliwe.
Po chwili zauważył, że na jednym z dwóch łóżek, które znajdowały
się w tym akademickim pokoju, leży jego młodsza siostra. Jej prawa ręka zwisała
swobodnie poza krawędź posłania. Wydawało mu się, że cienką strużką ścieka po
niej krew, ale nie czuł jej zapachu, więc poddając się dziwnemu otępieniu
stwierdził, że tylko mu się wydaje. Ponownie zamknął oczy, chcąc dojść do
siebie. Nie udało mu się.
***
- Jeszcze tylko kilku. Idź do tamtej szopy, ja rozejrzę się po
tych kamienicach - zarządził przyszły prezes. Kaori nie mogła zrobić nic
innego, jak powlec się do wskazanej budki.
Niestety, panowały tam niemal egipskie ciemności, dlatego też
młoda Łowczyni miała trudności z widzeniem. Na dworze paliły się przynajmniej
lampy, a i księżyc robił swoje, tu natomiast nie było żadnego źródła światła.
Jej wzrok szybko się jednak przyzwyczaił do nowej przeszkody.
W środku znajdowało się na oko pięć wampirów, Kao wiedziała to,
gdyż widziała ich świecące się krwistą czerwienią oczy. Na jej szczęście
czwórka z przeciwników bezmyślnie się na nią rzuciła. To było najlepsze, co
mogli jej sprezentować. Wręcz sami nastawili się na ostrze katany. Tak więc po
niespełna minucie w szopie zostały dwie postaci. Blondynka rozejrzała się w
celu ustalenia miejsca pobytu ostatniego wampira. Usłyszała kilka strzałów
Bloody Rose i zastanowiła się, czy Zero zakończył już swoją robotę. Poczuła
nagle, że wampir ukrył się za stertą siana kilka metrów od niej. Na szczęście
zauważyła, że w drugiej ręce nadal trzyma metalowy pręt. Zdawała sobie sprawę,
że jak podejdzie bliżej, to wampir odskoczy gdzieś i na nowo zaczną się gonić.
Dlatego też wpadła na plan, żeby odwrócić uwagę przeciwnika. Odrzuciła
narzędzie w bok tak, aby krwiopijca pomyślał, że ona tam jest. Oczywiście
poskutkowało od razu. Opętany Poziom E skoczył w miejsce, w którym spodziewał
się zastać Łowczynię. Ze zdziwieniem spojrzał na pręt i zdążył się ledwie
odwrócić, gdy blondynka przebiła jego pierś ostrzem katany.
Wychodząc z powrotem na zewnątrz, posmutniała, zdając sobie
sprawę, że bal trwa w najlepsze, a przed nią i Zero co najmniej dwugodzinna
droga powrotna do domu. Chcąc jak najszybciej wrócić do Akademii, dziewczyna
pobiegła w miejsce, z którego ostatnio dobiegały głosy walki.
Gdy już zauważyła Kiryuu, chciała pomachać mu na powitanie, ale
usłyszała tylko jedno słowo.
- Padnij - rzucił
jakby od niechcenia, wiedząc, że dziewczyna i tak zareaguje.
Kao uchyliła się i
zgrabnie się odwracając, przycięła nogi będącego za nią wampira. W tym samym
czasie Kiryuu wystrzelił w niego pocisk, tym samym zamieniając przeciwnika w
kupkę pyłu.
***
Yaeko wreszcie oprzytomniała. Spostrzegła, że jest na dworze.
Otaczało ją kilka osób, w tym dwoje nauczycieli. Dowiedziała się, że zemdlała,
najprawdopodobniej z powodu gorąca i duszności, co przecież czasami zdarzało
się na balach. Podziękowała za opiekę i ostrożnie wstała. Czuła się jakoś
dziwnie, ale nie bardzo mogła określić, co było tego przyczyną. Zdecydowała nie
wracać jeszcze do środka i pobyć trochę na dworze, mając nadzieję, że dzięki
temu odzyska jasność umysłu.
***
Aya z trudem uniosła ociężałe powieki. Nie mogąc ich tak
utrzymać, ponownie je przymknęła. Nie była w stanie normalnie myśleć, czuła się
okropnie otępiała, na dodatek czuła niemały ból w kilku częściach ciała.
- Yooo! - usłyszała
głos, który znała aż za dobrze i miała tego świadomość mimo dziwnego
odrętwienia.
Znów otworzyła oczy i z trudem podniosła wzrok, by spojrzeć na
bachora Toumę. Stał kilka kroków od niej i uśmiechał się brutalnie, jego oczy
zaś błyszczały kpiąco. Tradycyjnie ubrany był elegancko, a blond włosy skrył w
znacznej mierze pod cylindrem.
- Cieszę się, że
znów się spoootykamy! - zawołał, a w jego tonie dało się dostrzec nutkę jadu. -
Nagrabiłaś kłopotów sobie i całej tej śmiesznej szkole!
Nie była pewna, co Akuji miał na myśli, była zbyt otępiała.
Jedynie wodziła za nim słabym wzrokiem przygaszonych, szarych oczu. Zdążyła się
już zorientować, że leży związana na zimnej, kamiennej posadzce jakichś lochów
- być może tych, w których przetrzymywany był Zero podczas ataku Rido.
Powietrze przepełnione było stęchlizną, ale dziewczyna miała wrażenie, że jest
ona jakoś mało wyraźna. Właściwie wszystko wydawało się jakieś niecodzienne,
ale nie wiedziała jeszcze, dlaczego tak było.
Czystokrwisty zaśmiał się okrutnie, po czym podszedł do
nastolatki i ujął jej twarz w taki sposób, by była zmuszona na niego patrzeć, a
przy okazji żeby sprawić jej ból. Brunetka skrzywiła się nieco i jęknęła cicho.
- I co, już nie jest
tak kolorowo, hęęę? - zapytał, wyszczerzając zęby i wbijając paznokcie w
policzki ofiary. Ayę przeszył tak silny ból, że mimowolnie krzyknęła lekko.
Wciąż nie mogła zrozumieć, co się dzieje, pragnęła po prostu znów osunąć się w
nicość. - Cha, cha! Żałosne! Wszyscy jesteście żałośni! - oznajmił Touma. -
Policzę się z tobą, parszywy wybryku natury. Ale najpierw urządzę masakrę w tak
bliskiej twojemu głupiemu sercu Akademii. Zamorduję wszystkich twoich kolegów,
wszystkie koleżanki i każdego spośród nauczycieli, a potem na twoich oczach
będę pastwił się nad najbliższymi ci osobami, zadając im tyle cierpienia, ile
się tylko daaa! - oświadczył z takim wyrazem twarzy, jaki zazwyczaj miewali
psychopaci. - Powoli, powoli ich poćwiartuję, wypruję im flaki, a ty… Ty
będziesz to wszystko obserwować. I nie, nie zabiję cię od razu, choć będziesz
błagaaała o śmierć! Zrobię takie rzeczy, że twoim jedynym pragnieniem będzie
dołączenie do rodziców…
W tym momencie osiemnastolatka szeroko rozwarła oczy. W pamięci
poczęły przesuwać się obrazy Maayi i Kage, te nieliczne chwile - czy raczej ich
przebłyski - które w nimi spędziła.
- Zebrało się na
wspomnienia, cooo? - syknął wampir, zbierając magiczną energię wokół prawej
dłoni, by chwilę później wbić ją w brzuch dziewczyny. Aya wrzasnęła i skuliła
się, drżąc niemiłosiernie i czując, że po twarzy płyną jej łzy. Wydawało jej
się, że słyszy jakby przyciszony albo bardzo odległy śmiech Akujiego, ale gdy
była zdolna otworzyć zaciśnięte przez jakiś czas powieki, zauważyła, że bachor
wciąż jest obok niej i z lubością zlizuje z ręki jej krew. Skrzywiła się z
obrzydzeniem, miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, z drugiej jednak strony
zupełnie nie miała na to siły. Czuła, że rany na brzuchu się zasklepiają, a ból
powoli ustaje, ale gdy już miała odetchnąć z ulgą, Touma uderzył ją z całej
siły w żebra (tym samym je łamiąc), co odrzuciło ją kilka metrów w tył.
Dziewczyna ponownie zawyła z bólu. Nie wiedziała, co się dzieje, była
zamroczona i zdezorientowana, nie potrafiła jasno myśleć i jedynym, czego była
pewna, było to, że cierpi i ma tego dość. Nie pomyślała o tym, by użyć jakiejś
mocy, nie była w stanie tego zrobić.
Zdawało jej się, że Touma coś do niej mówił, ale była tak
zamroczona, że nie miała pojęcia, co to było. Ból irytująco powoli stawał się
lżejszy, rany się zasklepiały, a kości wracały na swoje miejsce, ale dzieciak
znów nie dał jej chwili, by zdążyła odpocząć od największych mąk. Wymierzył jej
potężny cios w twarz, przez co uderzyła głową w kamienną ścianę i na kilka
minut straciła przytomność.
Gdy się ocknęła, marzyła tylko o tym, by ponownie osunąć się w
ciemność. On jej jednak na to nie pozwolił. Uśmiechnął się władczo, zbliżył się
do niej i wyszeptał jej do ucha groźnym tonem:
- I jaaak, podoba ci
się?
Naturalnie nie
odpowiedziała, ale bynajmniej go to nie obeszło.
- Nie martw się, to
nie koniec zabawy. Ba, to ledwie jej początek… Prolog, rzekłbym nawet. A teraz,
zanim zajmę się czymś innym, pozwól, że pożyczę sobie od ciebie nieco energii.
Na pewno się dzisiaj przyda…
Zbliżył twarz do jej szyi i brutalnie się w nią wgryzł.
Specjalnie zachowywał się praktycznie jak zwierzę, pragnął zadać swojej ofierze
jak najwięcej bólu. Delektował się i nim, i smakiem jej krwi. Wypiłby dużo
więcej, ale wiedział, że musi pozostawić dziewczynę przy życiu, bo tylko w ten
sposób naprawdę dobrze się zabawi.
Po skończonym posiłku rzucił Ayę na ziemię. Ta ledwo co
utrzymywała na wpół otwarte oczy, trzęsła się jak osika, i wyglądała na tak
wymęczoną, że każdemu - z wyjątkiem Akujiego, oczywiście - natychmiast
zrobiłoby się jej żal. Bachor ukazał jej krwisty uśmiech, po czym wyszeptał
jakieś złowrogie pożegnanie, którego dziewczyna nawet nie usłyszała, i powoli
wyszedł, zostawiając ją samą.
***
Łowcy rozejrzeli się raz jeszcze po miasteczku, upewniając się,
iż nie zostawili żadnego żywego Poziomu E. Wszędzie, gdzie się udawali, widać
było tylko kupki szarego popiołu.
Upewniwszy się, że zadanie zostało wykonane poprawnie, młodzież
zaczęła przygotowywać się do drogi powrotnej. W momencie, w którym mieli już
ruszać, Zero nagle drgnął.
- Co się…? - zaczęła
Kao. Mimo ciemności dziewczyna ujrzała poważną minę kolegi.
- To uczucie takie
jak wtedy, gdy Touma was zaatakował - odparł cicho i jakby ostrożnie.
Blondynka od razu zrozumiała. Wampiry, szczególnie te z wyższych
klas, odczuwają dziwne, bliżej niezdefiniowane przeczucia, kiedy coś dzieje się
z bliskimi im osobami. To znaczyło, że coś było nie tak z Ayą. Łowcy wymienili
porozumiewawcze spojrzenia i biegiem ruszyli w drogę powrotną do Akademii.
- Ale co mogło się stać?! Przecież ona siedzi bezpiecznie w
szkole… - próbowała pocieszyć samą siebie Kao.
- Raczej nie tak
bezpiecznie. Wiemy, do czego zdolny jest ten dzieciak… - warknął Kiryuu,
przegryzając przy tym wargę.
- Myślisz, że coś
jej się stało? - spytała cicho Kao, nie przerywając szybkiego marszu. Gdyby nie
wyostrzone zmysły chłopaka, z powodu świszczącego wiatru nie mógłby dosłyszeć
słów towarzyszki.
- Ostatnio… -
zaczął, ale jakby zaniechał kończenia. - Wiesz, jak to się skończyło. A czułem
coś bardzo podobnego.
Kaori zbladła,
przywracając w pamięci obraz siostry sprzed zaledwie dziewięciu miesięcy.
Wcześniej nieskazitelne ciało, wtedy pokryte było przerażającą ilością ran i
blizn. Na samo wspomnienie tamtych chwil dziewczynę przeszedł dreszcz. Nie
mogła pozwolić, by coś podobnego się powtórzyło.
- Ten bachor
ośmielił się zaatakować Akademię?! I to jeszcze w dzień balu… Ilu ludzi może
stracić życie! Przecież… - Zasłoniła ręką twarz. - Tam jest cała moja rodzina,
Dei-chan… - Ledwo powstrzymała się od płaczu.
- Nie panikuj, tylko
się skup - syknął młodzieniec. - Prawdopodobnie od razu po dotarciu na miejsce
będziemy zmuszeni do walki.
- Jeśli mam być
szczera… Chciałabym, żeby było jeszcze z kim walczyć… - zauważyła. Z całej siły
pragnęła, aby nic nie stało się jej bliskim. Żeby zdążyli na czas zapobiec
rzezi, jaka prawdopodobnie miała teraz miejsce w szkole Kaiena.
***
- W związku z tym powinniśmy… - mówił monotonnym tonem jakiś
wysoko postawiony arystokrata, ale Suzaku już go nie słuchał. Złe przeczucia
dręczące go od ładnych paru minut przybrały na sile, niemal paraliżując
strachem jego serce.
Wraz z wujkiem siedział właśnie na zebraniu kilku ważnych osób,
które od pewnego czasu czynnie współpracowały ze Stowarzyszeniem Łowców.
Shoutou zdecydowali pomóc, wysłuchiwali więc licznych sprawozdań i domniemań.
Znajdowali się w reprezentacyjnym budynku należącym do ich rodu, przez kilka
lat nieużywanego, a teraz znów doprowadzonego do stanu sprzed zaśnięcia Naoko.
- Owszem - zgodził się z poprzednikiem Shinbun Shiro, przystojny,
czarnowłosy arystokrata. Dodał coś jeszcze, ale do kasztanowowłosego młodzieńca
już to nie dotarło.
Nagle zerwał się na równe nogi i nic nie wyjaśniwszy, wybiegł z
pomieszczenia, odprowadzony zdumionymi spojrzeniami zebranych, po czym pędem
wypadł na zewnątrz. Przekroczył granice posiadłości, by tam teleportować się
przed Akademię Kurosu. Miał świadomość, że tak niedobre przeczucia muszą mieć
związek z Ayą, bo z kimże innym? Coś musiało się stać, a jego znowu nie było
przy niej. Znowu nie mógł zareagować dostatecznie szybko… Wiedział, że żyła, bo
poczułby, gdyby było inaczej, ale to było jego jedyne pocieszenie.
W ogóle się nie namyślając, przekroczył bramę placówki. Gdy tylko
to zrobił, poczuł coś dziwnego. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, co
to dokładnie było. Otóż jego zmysły zdały się na powrót stać ledwie ludzkimi.
Nie mógł wyostrzyć słuchu, węchu czy wzroku - nawet gdy się na tym silnie
koncentrował. Nie wyczuwał też ani jednej wampirzej aury, a doskonale wiedział,
że w najbliższym otoczeniu powinno się ich znajdować przynajmniej kilka.
Wyjaśnienie mogło być tylko jedno. Potężna magia któregoś z
czystokrwistych. Spisek, atak, pragnienie zemsty i zadania cierpienia…
- Touma, ty… -
zaklął pod nosem, rzucając się biegiem przed siebie. Nie miał pojęcia, w którą
stronę się udać, nie wiedział, czego się spodziewać. Ze złością musiał
przyznać, że Akuji dobrze sobie wszystko zaplanował. Niemniej jednak, skoro
czar niwelujący to, co mogły wyczuć, usłyszeć i zobaczyć wampiry, otaczał całą
Akademię, to jeśli dzieciak sam przebywał na jej terenie, prawdopodobnie musiał
zmagać się z tym samym utrudnieniem. Chyba, że umiał zrobić to tak, by to go
nie dotyczyło…
Ponownie
rzucił pod adresem bachora jakieś wyzwisko, po czym skupił się na znalezieniu
kogokolwiek w celu rozeznania się przynajmniej w sytuacji.
***
Większość dalszej drogi przebyli w ciszy, jednak im bliżej Akademii się
znajdowali, tym więcej napotykali na swej drodze przeciwników, którzy zdawali
się być stworzeni właśnie do tego, aby przeszkodzić Łowcom w dostaniu się do
szkoły. Zero i Kao tracili powoli siły po nieustannych walkach, chociaż nadal
byli psychicznie przygotowani do ostatecznej rozgrywki, której wkrótce mieli
stawić czoła.
- Ile może ich jeszcze być?! - krzyknęła lekko już zrozpaczona
blondynka, gdy kolejne Poziomy E zaatakowały ich bezpośrednio przed
miasteczkiem docelowym. Zero nawet nie odpowiedział.
- Przerażasz mnie -
powiedziała widząc chłopaka, który z zimną krwią mordował upadłe wampiry, chcąc
jak najszybciej dostać się na teren Akademii.
Im bliżej niej się znajdowali, tym przeczucie, że dzieje się coś
okropnego, narastało. Kao próbowała w duchu pocieszać samą siebie, jednak na
niewiele się to zdało. Widząc brutalnego kolegę, nie była w stanie myśleć o
niczym innym jak tylko o rodzinie, której grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Ona sama działała już jak maszyna. Myśląc tylko o dobru jej bliskich, zabijała
kolejne Poziomy E. Zdawała sobie sprawę, że gdy jej i Zero uda się dostać do
miasteczka, nie znajdą tam kolejnych pijawek, co najwyżej na drodze prowadzącej
do Akademii. Widać ten, kto na nią napadł, musiał być świetnie przygotowany -
wiedział nawet, gdzie Łowcy zostali wysłani na misję, może nawet sam podłożył
tamte wampiry do opuszczonego miasteczka.
Kiryuu strzelił w ostatniego krwiopijcę, który po sekundzie stał
się kupką szarego pyłu. Bez słowa zmęczona młodzież ruszyła do miasteczka.
Chociaż byli obolali, szli tak szybko, jak tylko mogli, wiedząc, że od miejsca
rzezi dzieli ich jakieś piętnaście minut szybkiej drogi, nie licząc przeszkód,
jakie prawdopodobnie jeszcze napotkają.
***
Hikaru Iyoku podziękował kolejnej dziewczynie za taniec.
Rozejrzał się po przystrojonej ładnie sali, by wybrać kolejną partnerkę. W oko
wpadła mu śliczna nieznajoma o krótkich blond włosach, bladej cerze i
błyszczących, ciemnozielonych tęczówkach. Ubrana była w sukienkę, nie sięgającą
nawet do kolan, o kolorze identycznym jak jej oczy. Trzecioklasista zdecydował,
że to właśnie z tą nastolatką pragnie zatańczyć, więc podszedł do niej i lekko
się pokłonił. Uśmiechnęła się jakby z dumą i podała mu dłoń.
Przetańczyli razem kilka utworów, w ogóle przy tym nie gawędząc,
choć chłopak kilkukrotnie próbował rozpocząć rozmowę. Po jakimś czasie
blondynka pociągnęła za sobą nowego znajomego do jednego z pomieszczeń wokół
sali balowej. Był to najprawdopodobniej jakiś składzik.
Hikaru pomyślał, że raz kozie śmierć i delikatnie pocałował dziewczynę.
Z zadowoleniem zauważył, że odwzajemniła gest, ale kiedy chciał to zrobić
ponownie, ona przyłożyła mu palec do ust, po czym uśmiechnęła się figlarnie.
Dotknęła wargami jego policzka i zaczęła zjeżdżać niżej, muskając ustami jego
brodę, aż wreszcie szyję. Ją też polizała, chichocząc przy tym.
Kilka minut później wraz z krwią Iyoku zostało wyssane jego
kilkunastoletnie życie.
***
Kaien o mało nie zginął, kiedy leżąc na ziemi, niemal oberwał
jakimś narzędziem. Mimo dziwnego otępienia udało mu się jednak w ostatniej
chwili przeturlać na bok. Oprzytomniał natychmiast i rozejrzał się szybko
dookoła. Nie było czasu na jakikolwiek namysł. Wrogów było wielu, a uczniowie
na pewno znaleźli się w niebezpieczeństwie. Kurosu, jako iż nie miał ze sobą broni,
rzucił się na jednego z wampirów, by dzięki temu zdobyć jego smukły miecz i
zaraz potem zabić nim jego prawowitego właściciela. Ofiara obróciła się w
proch, więc dyrektor Akademii mógł zająć się następnym krwiopijcą. Jego serce
przepełniał strach - o rodzinę, o uczniów, o grono pedagogiczne, o szkołę… Z
jakiegoś powodu miał wrażenie, że szkody będą większe niż podczas pamiętnego
ataku Rido Kurana.
Znajdował się w budynku szkolnym, ale w tej jego części, która
leżała dość daleko od sali balowej. Kiedy wygłosił uroczyste przemówienie i
zagrzał młodzież do zabawy, postanowił zająć się kilkoma niecierpiącymi zwłoki
sprawami, dlatego też ruszył w stronę swojego gabinetu. Po drodze spotkało go
jednak coś niecodziennego - otóż zupełnie niespodziewanie coś go zamroczyło,
padł na podłogę i zasnął.
Teraz z kolei otaczała go zgraja głodnych pijawek. Wszystkie
dawno już upadły do Poziomu E, całkowicie straciły nad sobą panowanie i stały
się po prostu żądnymi krwi bestiami. Nieliczne jednak zachowały tę część
świadomości, która pozwoliła im atakować nie jak zwierzęta, lecz za pomocą
profesjonalnej broni czy różnorakich narzędzi. To te sprawiały największy
problem, aczkolwiek z drugiej strony momentami porywały się na swoich
towarzyszy, tym samym wyręczając odrobinę Łowcę.
***
Yae złapała się za gardło. Z jakiegoś powodu właśnie poczuła
głód, choć przecież w pobliżu nie rozlała się krew - a przynajmniej ona tego
nie zauważyła. Właściwie dopiero po chwili zorientowała się, że wyczulone nieco
zmysły na powrót stały się takimi, jak za jej ludzkiego życia. Zdziwiło ją to,
ale postanowiła nie zawracać sobie tym głowy i prędko sięgnęła do niewielkiej
torebki, by wyciągnąć z niej tabletki. Połknęła kilka i poczuła się nieco
lepiej. Już chciała wrócić do sali, gdy kątem oka spostrzegła czyjąś sylwetkę.
Odwróciła się, ale nikogo nie ujrzała. Ogarnęły ją jednak złe przeczucia.
Przełknąwszy ślinę, powoli i ostrożnie wycofała się do środka budynku.
***
- Isaya-sama, czy wiesz, co się stało? - zapytała po kilku
minutach milczenia niebieskooka szatynka, Nikushimi Tachibana.
- Nie do końca -
przyznał czystokrwisty. - Choć domyślam się, że to musiało być coś naprawdę
ważnego - dodał.
- Mamy kontynuować
czy to koniec na dzisiaj? - spytał uprzejmym tonem Shiro.
- Kontynuujcie -
poprosił Shoutou. Postanowił, że on zajmie się swoimi sprawami, a Suzaku
swoimi. Jeśli stałoby mu się cokolwiek złego, poczuje to i będzie mógł ruszyć
na pomoc. Póki co jednak, nie można dać się zwariować. Podejrzewał, że powodem,
dla którego siostrzeniec tak nagle opuścił salę, była Aya Hiou - w końcu gdyby
to Naoko coś się przytrafiło, wyczułby to nie tylko młodzieniec, ale i on sam.
***
Chłopak odzyskał jasność umysłu zupełnie niespodziewanie.
Otworzył szeroko oczy, natychmiast zerwał się z podłogi i doskoczył do łóżka,
na którym leżała jego zdezorientowana imōto.
- Suzue, Suzue -
mówił, lekko nią potrząsając, by szybciej doszła do siebie. Zauważył, że
wcześniej mu się nie wydawało, siostra naprawdę została przez kogoś zraniona.
Ranki na nadgarstku już dawno się zasklepiły, a krew zakrzepła.
- Nii…san… -
wyszeptała, z całej siły próbując oprzytomnieć. - Co się stało? - zapytała,
wciąż nie do końca świadoma.
- Nie mam pojęcia -
odpowiedział prędko, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. - Kuso, gdzie
Aya-sama i Ichiru?!
Dopiero w tym momencie dziewczyna podskoczyła jak oparzona i
również poczęła rozglądać się z przerażeniem po pokoju.
- Shuusei, nie ma
ich! - niemal krzyknęła. - Aya-sama… Co z nas za pożytek?!
- No już, spokojnie
- rzekł młodzieniec, próbując dodać otuchy nie tylko Suzu, ale też sobie. -
Musimy ją szybko znaleźć.
Szatynka
pokiwała głową, a w jej oczach błysnęły łzy. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że
kiedy była nieprzytomna, ktoś ją ugryzł. Zignorowała też osłabienie spowodowane
częściową utratą krwi. Pragnęła tylko odnaleźć Ayę i przekonać się, że nic jej
się nie stało, że jest bezpieczna, a najlepiej, że cała ta sytuacja to tylko
jakiś chory żart. Kiedy jednak i ona, i Shuusei spróbowali wyostrzyć zmysły, by
w ten sposób natychmiast znaleźć dziedziczkę Hiou, spostrzegli, że nie mogą
tego uczynić. Wtedy też zauważyli, co między innymi spowodowało ich dziwne
otępienie i dezorientację.
Ich zmysły zostały
stłumione. Domyślali się, że to w taki sposób widzą, słyszą i czują ludzie, ale
jako iż dla nich było to całkowicie obce uczucie - w końcu byli wampirami z
urodzenia - poczuli jeszcze większy strach. Przepełniło ich wręcz wrażenie, że
w takim stanie nie będą zdolni do zrobienia czegokolwiek. Byli teraz niemalże
jak kaleki, właściwie sytuacja ich mogła się w pewnym sensie równać z utratą
słuchu czy wzroku przez człowieka, który stracił zmysł na przykład w wypadku
czy przez chorobę. To było coś strasznego, nowego i złego.
- Jak…? - zaczęła
Suzue, ale nie była zdolna do dokończenia pytania „Jak teraz znajdziemy
Ayę-sama?”.
***
Nie zdziwili się zbytnio, widząc rozszalałe wampiry na ścieżce
prowadzącej na teren szkoły.
- Dziwne, z Akademii
nie wyczuwam żadnych przeciwników czy rozlanej krwi… - zauważył Zero, nim
naskoczyła na niego jakaś rozszalała wampirzyca, którą zabił bez zastanowienia,
cały czas myśląc o swoim spostrzeżeniu.
- Może niepotrzebnie
się martwiliśmy…? - powiedziała Kao szybko się namyślając, jednocześnie
machając kataną na przeciwników. - Może to nie był Touma, tylko jakieś mało
szkodliwe wampiry, z którymi już sobie poradzili?
- Sęk w tym, że aury
Ayi czy innych wampirów też nie czuję. Jakby w ogóle na terenie Akademii nikogo
„nienormalnego” nie było - oznajmił, przez co blondynce zrzedła mina.
- Co przez to
rozumiesz…? Że oni…
- Nie, gdyby Aya… -
Nie mógł dokończyć tego zdania mówiąc „nie żyła”, więc rzucił tylko -
Poczułbym.
Myśli obojga wypełniły się przemyśleniami. To, co powiedział
nastolatek, było co najmniej niecodzienne, dlatego trudno było wymyślić
względnie sensowny plan wydarzeń. Chcieli jak najszybciej skończyć tę walkę,
jednak przeciwników było zdecydowanie za dużo. Kiedy uporali się z większością
Poziomów E i byli już na tyle blisko, że widzieli teren Akademii, okazało się,
że pojawiły się też wampiry wyższych klas, z którymi nie było już tak łatwo się
uporać. Kao zajęła się dwójką Klas C i D, przyszły prezes Związku wziął na
siebie jednego szlachcica oraz arystokratkę, której mocą było tworzenie i
kontrola metalowych ostrzy, którymi ciskała w chłopaka. Rozpoczęła się walka,
której wygrana miała wreszcie doprowadzić do wolnej drogi do celu.
Blondynka zwinnie unikała ciosów swoich przeciwników, musiała
maksymalnie wytężyć umysł, by odparować wszystkie ciosy. Łatwiej było po prostu
przebijać Poziomy E, które przez swoje żądze po prostu się na nią rzucały.
Pijawki ze zdolnością racjonalnego myślenia były nieco innym zjawiskiem, na
pewno trudniejszym do pokonania. Jednak pomimo tego młoda Łowczyni obmyśliła
każdy swój krok, w wyniku czego po kilkunastu minutach udało jej się przeszyć
serca wrogów kataną. Oboje rozpłynęli się w jakiś bliżej nieokreślony pył.
Kaori nie przypatrzyła się temu jednak, ponieważ będąc pewna swojej wygranej,
od razu odwróciła się, patrząc na walkę Zero. Chłopak właśnie przygotowywał się
do ostatecznego strzału w klatkę kobiety, która już nijak nie mogła się bronić
z powodu odstrzelonych rąk, dzięki którym władała swą mocą. Blondynce zrobiło
się niedobrze na widok wampirzycy tarzającej się z bólu na ziemi. Zero jednak
stał nad nią i z nutą pewnej zimnej obojętności wykonał ostateczny strzał.
***
Nie miała pojęcia, jak długo już tak leżała, na przemian
odzyskując przytomność i ją tracąc. Przepełniające ją poczucie beznadziejności
i przeszywający ból trawiący jej ciało sprawiły, że pragnęła umrzeć. Z jakiegoś
powodu w jej głowie wciąż pojawiał się obraz Toumy mówiącego „Zrobię takie
rzeczy, że twoim jedynym pragnieniem będzie dołączenie do rodziców…”. Wciąż
dziwnie otępiała, nie mogła dojść do tego, jakie „rzeczy” czystokrwisty miał na
myśli, wspominała za to Maayę i Kage. Niemal marzyła o tym, aby Akuji
rzeczywiście ją zabił, by mogła nareszcie spotkać się z tak drogimi jej sercu
osobami.
Dopiero po jakimś czasie odzyskała jasność umysłu i zdała sobie
sprawę z tego, że myśli w zły sposób. Nie mogła przecież odejść, zbyt wiele
ukochanych osób wciąż przebywało na ziemskim padole. Ponadto Akuji Touma
zaatakował przecież Akademię… Gdzieś tam, na górze, musiały odbywać się teraz
straszne rzeczy. Psychopata z pewnością nie trwonił czasu. Kto wie, ilu ludzi
straciło już życie? Co z Kao, co z Zero, co z Reiko, Deichim, Otsune, Ichiru,
Suzue, Shuuseiem, Kaienem, Yaeko, Mio, Nio, Konosuke, Michi, Shindo, Sayori i
setkami innych osób znajdujących się na terenie placówki…?
Aya
wytężyła wszystkie siły w bezowocnej próbie oswobodzenia się z mocnych i co
rusz kaleczących jej skórę więzów. Nic nie wskórawszy przez ładnych kilkanaście
minut, sięgnęła po moc. Wtedy zorientowała się, że z jakiegoś powodu nie może z
żadnej skorzystać. Przeklęła pod nosem i rozpoczęła dalsze próby uwolnienia
się, niemniej jednak dalej robiła to bez skutku. Nie mogła też nawet wstać,
była związana w taki sposób, że miała jedynie możliwość przekręcenia się z
jednego boku na drugi.
Zmęczywszy się porządnie, znieruchomiała na chwilę, ciężko sapiąc
z wysiłku. Zauważyła, że pali ją pragnienie, ale jako iż nie zapowiadało się,
że ktoś wpadnie do niej z wizytą i poczęstunkiem, postanowiła o tym nie myśleć.
Przymknęła oczy, próbując przemyśleć to i owo. Jak się wydostać? Co zrobić
później?
Na początek spróbowała dowiedzieć się, co działo się poza tymi
lodowatymi i zalatującymi stęchlizną lochami. Kiedy jednak chciała wyostrzyć
zmysły, nic się nie stało. Główkowała przez kilka minut, aż wreszcie zdała sobie
sprawę z tego, że na powrót widzi, słyszy i czuje jak człowiek. A może w ogóle
na powrót się nim stała? Nie, to nie to, odczuwała przecież wampirzy głód.
Niemniej jednak trudno było zignorować fakt, że zmysły zelżały, a do tego nie
mogła skorzystać z żadnej mocy.
Zacisnęła mocno powieki i zęby, by się nie rozpłakać. Zupełnie
nie miała pojęcia, co zrobić, jak wybrnąć z tej okropnej sytuacji.
I wtedy usłyszała czyjeś ciche kroki. Ktoś zbliżał się do celi, w
której została zostawiona przez bachora Toumę. Otworzyła oczy i ujrzała osobę,
której najmniej się w tej chwili spodziewała.
Był to nie kto inny jak Kaname Kuran.
***
Oto skromny rozdzialik. Kolejny („Wybór”) w sobotę. Tym razem w naszych szeregach serdecznie witamy Angel15. Buziole ;*
[wpis z dnia 13.04.11]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz