- Co ty tu robisz…? - spytała z nieopisanym zdumieniem. Nie wiedziała,
czy się cieszyć, czy może płakać, bo nie miała pojęcia, czego spodziewać się po
Kaname.
Przeszył ją pozornie obojętnym spojrzeniem, ale Ayi udało się
dostrzec w jego oczach smutek. Zrobiło jej się go żal, choć to ona znajdowała
się obecnie w trudniejszym położeniu. Niemniej jednak przypomniała sobie, co
Kuran przeżył kilka miesięcy temu. Wiedziała, jak boli strata bliskiej osoby,
dlatego nie mogła przejść obojętnie obok faktu, iż szatyn stracił swoją
siostrę, a zarazem ukochaną. I choć wciąż nie pochwalała jego kazirodczego
związku z Yuuki, na ułamek sekundy poczuła do Kaname coś jakby sympatię, a może
po prostu cienką nić porozumienia.
- Kto wie… - odparł
tak cicho, że ledwo to dosłyszała.
Powoli zbliżył się do niej i ukucnął tuż obok. Wyjął skądś
niewielki sztylet i przeciął nim więzy ograniczające dziewczynę. Kiedy już
została oswobodzona, z sykiem przetarła krwawiące nadgarstki. Skóra szybko się
zregenerowała, co przyniosło jej lekką ulgę. Aya oderwała w końcu wzrok od
swoich rąk i zerknęła pytająco na wybawcę.
- Były nasączone
potężną magią - wyjaśnił od niechcenia, patrząc na sznury i odpowiadając tak,
jakby czytał brunetce w myślach. - Dlatego nie mogłaś się uwolnić. A to… -
Podniósł nieco sztylet. - Broń Łowców. Przełamała czar - dodał. - Teraz możesz
już korzystać z mocy. Wyjdź stąd i ocal tych, na których ci zależy.
- Dziękuję - rzekła
na początek. Była mu szczerze wdzięczna, choć jeszcze jakiś czas temu w takiej
sytuacji tylko bardziej by się zdenerwowała. Nienawidziła przecież, gdy
czystokrwisty jej pomagał. - Ale… dlaczego to zrobiłeś? - spytała wstając.
Zatoczyła się lekko, gdyż była bardzo osłabiona, przytrzymała się więc śliskiej
ściany.
- Kto wie… -
powtórzył tym samym tonem. - Uznajmy, że to w ramach podziękowania.
Zdziwiła się. Nie sądziła, że Kaname wciąż pamięta o tym, jak
uratowała niegdyś Yuuki przed Toumą. Przeszło jej przez myśl, że Kuran może też
wiedzieć, iż nie pozwoliła Zero jej zabić, ale postanowiła nie zawracać sobie
tym dłużej głowy. Miała ważniejsze rzeczy do zrobienia. Skoro odzyskała moce,
mogła z powodzeniem walczyć. Z drugiej strony, owa walka będzie nieco
utrudniona przez wzgląd na osłabione zmysły. Miała ochotę spytać
czystokrwistego, czy i on nie może ich wyostrzyć, ale po chwili zastanowienia
stwierdziła, że jednak tego nie zrobi.
- Co teraz
zamierzasz? - spytała za to.
Utkwił spojrzenie w szarych oczach Ayi i patrzył w nie
zdecydowanie zbyt długo. Dziewczyna zdążyła się już zestresować i speszyć,
musiała odwrócić wzrok, uciekając nim gdzieś na bok.
- A jak myślisz? -
odpowiedział pytaniem.
Ponownie na niego spojrzała. Na jego twarzy nie malowały się już
obojętność i spokój, choć tak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.
Doświadczony obserwator mógł jednak dostrzec w niej okropne przygnębienie i
gorącą nienawiść. Osiemnastolatka zmarszczyła czoło.
- Zemsta, tak? -
wycedziła.
Milczał, ale
wyczytała odpowiedź z jego miny.
- Nie pozwolę ci -
oświadczyła twardo, mimo zmęczenia przybierając wyprostowaną postawę, pozornie
świadczącą o pewności siebie.
- Nie potrzebuję
twojej zgody - odparł beznamiętnym tonem, po czym powoli ruszył ku wyjściu.
- To ja go zabiję! -
prawie krzyknęła. Miała ochotę tupnąć nogą albo się na czymś wyżyć. Nienawiść
do bachora Toumy paliła ją od wewnątrz, pragnęła zadać mu ból i cierpienie, a
potem go zabić. Przypomniała sobie spotkania z nim - najpierw to przy
cmentarzu, potem to nieopodal jej rodzinnego domu. Przypomniała sobie, w jaki
sposób potraktował Kaori, a także ją samą. Przypomniała sobie, jak zamordował jej
ojca. Przypomniała sobie jego śmiech, jego zabawę ludzkim kosztem, jego drwiące
spojrzenie, jego słowa… Teraz zaś, nie dość, że bawił się nią, to jeszcze
zagroził całej Akademii Kurosu. Aya nie miała pojęcia, co się działo na górze.
Miała nadzieję, że nikomu nic się nie stało albo przynajmniej, że nikt nie
zginął. Ewentualnych rannych mogła uratować, poświęcając swoją energię życiową
na leczenie ich obrażeń. Ale jeśli ktoś został zamordowany… Nie wróci mu życia.
Nie potrafi nikogo wskrzesić. Bo czyż jest to w ogóle możliwe?
Spojrzała na Kurana, który nie przejął się jej słowami i znikał
jej właśnie z pola widzenia. Niejednokrotnie obiło jej się o uszy, że to osoba,
która została wskrzeszona. Ponoć dokonał tego Rido. Ale niby jakim cudem? Co
musiał poświęcić, by to uczynić?
Zaklęła, gdy zorientowała się wreszcie, że myśli nie o tym, o
czym powinna. Jak strzała wypadła z lochów i poczęła rozglądać się uważnie
dookoła. Kaname zdążył już gdzieś zniknąć.
***
Postanowili, że Suzue sprawdzi najpierw dom dyrektora, a on salę,
w której odbywał się bal. Serce waliło Shuuseiowi ze stresu, kiedy biegł ile
sił w nogach w kierunku budynku szkolnego. Jako iż po drodze napotkał co
najmniej kilkanaście oszalałych Poziomów E - dodatkowo rozjuszonych z powodu osłabienia
zmysłów - bał się, co ujrzy w miejscu zabawy. To okropne, że uczniowie, którzy
tak długo czekali na coroczny bal i świetnie się na nim początkowo bawili,
znaleźli się teraz w tak wielkim niebezpieczeństwie. Gdyby chociaż nie ten
czar, Namizawa mógłby wyostrzyć słuch, by wcześniej dowiedzieć się, co rozgrywa
się w sali. Gdyby też wyczuwał aury pobratymców, wiedziałby, ilu wrogów się
spodziewać. Tymczasem nie mógł się w żaden sposób przygotować. Mógł jedynie
mieć nadzieję, że wszyscy są jeszcze cali i zdrowi. Istniało bowiem niewielkie
prawdopodobieństwo, że przeciwnik - najpewniej Akuji Touma - skorzystał po
prostu z nadarzającej się dogodnej sytuacji, by policzyć się tylko i wyłącznie
z Ayą. Bynajmniej nie uspokajała go ta możliwość, z drugiej strony jednak, nie
mógł w duchu na to nie liczyć. Oczywiście bał się o Hiou i bez namysłu w razie
potrzeby oddałby za nią życie, ale wizja setek martwych uczniów wydawała mu się
najgorszą, jaką mógł ujrzeć.
Lekko zasapany wpadł wreszcie do sali. Jakież było jego
zdziwienie, gdy spostrzegł, że zebrani dobrze się bawią… Na pierwszy rzut oka
wydawało się, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak Shuusei przyjrzał się
dłużej, zrozumiał, że to tylko pozory. W pomieszczeniu znajdowało się stanowczo
za dużo osób. Innymi słowy, na bal musiały wkręcić się wampiry niebędące
Poziomem E. Niestety, nijak nie dało się ich rozróżnić od ludzi, bo nie dość,
że nie można było wyczuć ich zapachów i aur, to jeszcze ubrali się równie
elegancko jak uczniowie placówki.
Chłopak zaklął cicho pod nosem i ruszył w głąb sali, by się
rozejrzeć. Po kilku minutach obserwacji stwierdził, że jeśli się bardzo
postara, może odróżnić człowieka od wampira. Problem w tym, że nie mógł być na
sto procent pewien swoich kalkulacji. A nawet gdyby był, nie mógłby tego
wykorzystać. Co niby miałby zrobić? Zabić ich na oczach uczniów?
Postanowił przejść się po sali, by dalej czynić obserwacje, a
także spróbować znaleźć kogoś, kto mógłby powiedzieć mu, co się wcześniej
działo. Wątpił, że ujrzy gdzieś tu Ayę, niemniej jednak zdecydował jeszcze
chwilę zostać.
Nie zwracał uwagi na dziewczęta, które niemalże z namaszczeniem
go obserwowały, marząc o tym, by zaprosił je do tańca. Nie dochodziły do niego
dźwięki pięknej muzyki, bo skupiał się na czymś zupełnie innym.
Po kilku minutach ujrzał w oddali Yaeko. Znał ją już dość dobrze,
jako iż była to przyjaciółka i współlokatorka Kaori, a także koleżanka z klasy
Suzue. Przybliżył się prędko, przywitał pospiesznie i spytał, czy działo się
coś dziwnego. Pierwszoklasistka opowiedziała mu o tym, że zemdlała - czy raczej
nagle zasnęła na jakiś czas, o tym, że w pewnym momencie w sali zgasło światło,
o tym, że wydaje jej się, iż na balu jest więcej osób niż być powinno, o tym,
że zdawało jej się, iż ujrzała kogoś na dworze oraz o tym, że jej zmysły na
powrót stały się ludzkimi. Shuusei szeptem powiedział jej, co spotkało jego
oraz Suzue, a także, że Aya i Ichiru gdzieś zniknęli. Kiedy we dwoje
uporządkowali fakty, doszli do wniosku, że to wszystko to dopiero początek i
muszą być bardzo czujni. Tym bardziej, że nie do końca byli pewni, kto na sali
jest wrogiem, a kto nie.
***
Nareszcie przekroczyli upragniony próg Akademii Kurosu. Jednak
gdy to zrobili, oboje poczuli się dziwnie odrętwieni. Chwilę badali sytuację,
żeby dowiedzieć się, jakie właściwie zaszły w nich zmiany.
- Co się…? -
wyszeptała dziewczyna, próbując wyjść z powrotem poza bramę szkoły.
Napotkała jednak na
niewidzialną przeszkodę. Wyciągnęła przed siebie ręce, próbując znaleźć możliwe
wyjście.
- Wygląda na to, że
ktoś nałożył barierę na tę szkołę. Można tu wejść, ale wyjść…
- Odsuń się - rzucił
Zero i wycelował w przejście. Strzał uderzył w niewidzialną tarczę, na co ona
wydała z siebie jakby elektryczny syk. - To musi być sprawka czystokrwistego -
ocenił.
- Musimy znaleźć Ayę
i resztę. Idź może do akademików, ja sprawdzę dom.
- Naprawdę myślisz,
że podczas takiego ataku Aya siedzi w dormitorium? Najgorsze jest to, że nie
wyczuwam żadnych wampirów. Nic - rzucił w zamyśleniu. - Przetnij się.
- Słucham? - spytała
zdziwiona. - Musimy znaleźć Ayę - powtórzyła. - A wampiry znajdujące się na
terenie Akademii zlecą się, gdy poczują zapach krwi.
- Ale nie czuję ich,
to może oznaczać, że moje zmysły są przyćmione i…
- Jak się przetnę,
to dowiemy się, czy wrogie wampiry też straciły zmysły… - rzuciła ze
zrozumieniem, podwijając rękaw i nacinając rękę w miarę czystą częścią katany.
Syknęła lekko, czując ból i spływającą po jej dłoni szkarłatną ciecz. - I co?
Czujesz cokolwiek? - Widząc zdziwioną minę chłopaka, mogła śmiało stwierdzić,
że odpowiedź brzmiałaby negatywnie. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, jak
to jest pierwszy raz w swym wampirzym życiu nie odczuć pożądania krwi.
- Najwięcej osób
jest na sali. Prawdopodobnie wszyscy rzucili się najpierw na ratowanie
większości - zauważył po chwilowej kalkulacji Kiryuu.
- Dobrze, więc
chodźmy tam, może jeszcze nie ewakuowali uczniów… Chociaż chciałabym najpierw
iść do mamy i… - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ na zauważyła przed sobą młodą
kobietę ubraną w długą balową suknię o granatowym odcieniu. Zdążyła schować za
sobą katanę. - Czy ona jest jedną z uczennic? Nie kojarzę jej… - rzuciła cicho
do kolegi.
- Kaori-san,
konnichi wa - odezwała się nieznajoma. Blondynka próbowała sobie przypomnieć,
skąd ta dziewczyna może ją znać, bo odnosiła wrażenie, że widzi ją po raz
pierwszy.
- Przepraszam, ale
czy my się znamy…? - spytała Mitsui, gdy ta była tuż przed nią.
Zero zauważył, że
blondynka spojrzała na niego kątem oka, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Nieznana
dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę Kao.
- Miło było cię
poznać - powiedziała, dotykając ramienia Łowczyni, która nagle rozpłynęła się w
powietrzu.
Kiryuu momentalnie
zareagował, łapiąc kobietę za szyję i przyciskając do muru.
- Co jej zrobiłaś? -
wysyczał groźnie.
- Odesłałam ją w
pewne miejsce.
Uśmiechnęła się
złowieszczo. Chłopak zrozumiał, że jej arystokratyczną mocą jest transportacja
ludzi w wyznaczone przez siebie punkty. Najwyraźniej jednak nie mogła przenieść
siebie, w przeciwnym bądź razie natychmiast powinna uciec, gdzie pieprz rośnie.
- A konkretniej?
Na to pytanie
wampirzyca zaśmiała się tylko. Po kilku sekundach jej oderwana od ciała głowa
turlała się po ziemi.
***
Suzue przedzierała się przez las, próbując jak najszybciej dostać
się do domu dyrektora. Natknęła się na niejednego wroga. Cieszyła się jednak,
że gołym okiem widać było, iż to Poziomy E, w przeciwnym bądź razie mogłaby
skrzywdzić kogoś, kto uznany za wampira wyższej klasy, okazałby się potem
niewinnym człowiekiem.
Dziewczyna drżała z obawy, była przerażona tym, co się w tej
chwili mogło dziać z Ayą albo biednymi uczniami. Miała nadzieję, że spotka Hiou
w mieszkaniu Przewodniczącego i będzie mogła ją chronić. Specjalnie więc nie
używała póki co swojej ograniczonej mocy, musiała zachować ją na później.
Tymczasem powaliwszy jednego z wrogów, odebrała mu niewielki nożyk i to nim się
posługiwała, próbując bezpiecznie i szybko dotrzeć do celu.
Czym bliżej domu była, tym mniej wrogów spotykała. Teoretycznie
powinna cieszyć się z tego faktu, jednak było to na tyle dziwne, że zamiast
odetchnąć z ulgą, Suzu tylko bardziej się stresowała. Przyspieszyła jeszcze i
po chwili znalazła się już na skraju lasu. Dziękowała sobie w duchu, że nie
wypadła zza drzew bez zastanowienia, tylko przystanęła na moment, by zobaczyć
co i jak. Tuż przed drzwiami frontowymi stał jakiś mężczyzna -
najprawdopodobniej wampir i to wyższego poziomu, może nawet arystokrata.
Szatynka naturalnie nie mogła tego stwierdzić, przegryzła więc wargę, nie wiedząc,
co właściwie powinna zrobić. Po chwili zastanowienia obeszła budynek - wciąż
nie wychodząc z lasu - by sprawdzić, czy z innych stron sprawa wygląda
podobnie. Ucieszyła się, gdy okazało się, że nikt nie pilnuje wyjścia
ogrodowego. Przemknęła się więc niepostrzeżenie do drzwi i leciutko je
uchyliła. Mając pewność, że w pomieszczeniu jest pusto, weszła do środka i
ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po pokoju - był to chyba
bardziej oficjalny salon. Kiedy przychodziła do tego mieszkania, zawsze
korzystała z innego, więc nie znała tej części domu. Postanowiła poszukać Reiko
i Deichiego - spodziewała się już bowiem, że nie zastanie Ayi. Gdyby tu była,
nieznajomy mężczyzna raczej nie pilnowałby drzwi.
Najciszej jak potrafiła wyszła na korytarz. Serce podskoczyło jej
do gardła, gdy ktoś nagle wyszedł z jednego z bocznych pomieszczeń. Zdążyła
schować się w innym pokoju. Po kilku minutach nasłuchiwania stwierdziła, że
póki co nic jej już chyba nie grozi. Oczywiście mogłaby skorzystać ze swojej
mocy i obejrzeć dom, zostając przez nikogo niezauważoną, jednak musiała
zachować swoją umiejętność na później. Kto wie, co mogło się wydarzyć?
Udało jej się zajrzeć do paru pomieszczeń, na nikogo się przy tym
nie natknąwszy. W końcu odkryła też, że w mieszkaniu jest kilkoro obcych,
którzy trzymali się frontowej części domu. Ustaliła też, że trzy osoby
przebywają w saloniku połączonym z jadalnią. Po dłuższej chwili ostrożnych
obserwacji dowiedziała się z przerażeniem, że to tam przetrzymywani są Reiko i
Dei. Usłyszała żałosne kwilenie malucha, który ze strachem nawoływał mamę.
- Uciszcie tego
bachora, do cholery jasnej!
Suzue zakryła sobie usta dłonią, kiedy usłyszała ten złowrogo
brzmiący głos należący do bliżej niezidentyfikowanego mężczyzny.
- Uwierz,
najchętniej od razu nabiłabym go na pal - rzekła jakaś kobieta siedząca na
kanapie z nogą na nodze i piłująca sobie paznokcie. - Ale Akuji-sama zakazał
ich zabijać.
- To nie znaczy, że
nie można go uciszyć - warknął jeszcze inny głos, tak jak i pierwszy należący
do przedstawiciela płci męskiej.
- W sumie racja -
stwierdziła znudzonym tonem wampirzyca.
Z innej strony pokoju dało się usłyszeć kogoś, kto próbował coś
powiedzieć - a najwyraźniej nie mógł tego zrobić z powodu zakneblowanych ust. Namizawa
domyśliła się, że to pewnie Mitsui. Musieli ją związać…
- Zamknij się -
syknął jeden z mężczyzn, po czym zaklął siarczyście. Zaraz potem Suzue
usłyszała dźwięk kopnięcia i głuche jęknięcie poszkodowanej. - Teraz kolej na
dzieciaka - oznajmił.
- Roczne dziecko
tego nie przeżyje - westchnęła kobieta.
Tych dwoje zaczęło się kłócić. O ile wampirzyca wciąż była
obojętna i z zamiłowaniem piłowała paznokcie, o tyle mężczyzna unosił się coraz
bardziej i Suzu była przekonana, że jego twarz była już czerwona od gniewu. Po
chwili do tamtych dołączył też drugi wampir i w ten sposób cała trójka
zagłębiła się w niezbyt przyjemnej dyskusji na temat tego, co mogą, a czego nie
mogą zrobić z zakładnikami.
Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy. Powinna szukać Ayi, ale nie
mogła tak zostawić jej bliskich. Nie mogła pozwolić na to, by Reiko Mitsui, a
tym bardziej niewinny mały chłopiec zapłacili za to zamieszanie życiem. Nie
miała jednak pojęcia, jak im pomóc. W samym pomieszczeniu siedziało troje
wrogów, a w sąsiednich pokojach było ich co najmniej drugie tyle. Po ich
postawie zdążyła się już zorientować, że to najprawdopodobniej arystokraci, a
co za tym idzie - byli niebezpieczni, bo na pewno posiadali mniej lub bardziej
groźne moce.
Wiedziała, że może zrobić tylko jedno.
Westchnęła, po czym bezwiednie wstrzymała oddech i stała się
niewidzialna. Szybko weszła do salonu i rzuciła się ku leżącemu na podłodze
związanemu dziecku. Kątem oka po drugiej stronie pokoju zauważyła
unieruchomioną Reiko, dość mocno zresztą poobijaną. Suzu przegryzła wargę. Nie
mogła pomóc im obu. Chłopca może zdoła wynieść, z dorosłą osobą nie dałaby rady
na pewno i tym samym zginęliby wszyscy.
W chwili, w której podniosła Deichiego, i on stał się
niewidoczny. Namizawa ruszyła ku wyjściu, ale jeden z wrogów już zauważył, że
maluch zniknął i podniósł alarm. Kiedy tylko Suzue wypadła na korytarz, to samo
zrobiły pozostałe będące w budynku wampiry. Jeden z nich zaczął na oślep
strzelać jakimiś magicznymi pociskami. Dziewczynie udało się obronić przed
ciosem Deia, jednak sama została ranna. Choć obrażenie szybko zniknęło, kilka
kropel krwi, które zdążyły upaść na ziemię, wskazało przeciwnikom kierunek, w
którym postępowała. Suzue zaklęła w duchu i przyspieszyła, próbując jak najszybciej
wydostać się przez drzwi ogrodowe na zewnątrz. Kiedy jednak dotarła do
właściwego salonu, z przerażeniem zauważyła, że wyjścia ktoś pilnuje. Chciała
więc zawrócić, ale drogę zastąpił jej jeden z wampirów.
Serce tłukło jej się w piersi. Czy to koniec? Jej limit zaraz się
wyczerpie, znów stanie się widzialna i z łatwością zostanie pokonana…
Mocniej przycisnęła do siebie Deichiego. Powoli postąpiła kilka
kroków w bok, by nie stać chociaż na środku pomieszczenia. Może… Może gdyby
zabiła tego stojącego na drodze do ogrodu… Może wtedy udałoby się jej zbiec.
Dotrzeć do lasu, zanim magia przestanie działać… Jednak zabicie w pełni
świadomego i zdrowego wampira to co innego niż zabicie Poziomu E, który nie
jest w stanie logicznie myśleć i który kieruje się jedynie żądzą krwi.
Wzięła głęboki oddech, chwyciła nożyk, który zdobyła jeszcze na
dworze, po czym drżąc ruszyła ku mężczyźnie pilnującemu wyjścia. Kiedy jednak
była już tuż, tuż, nagle usłyszała, że ktoś pada na podłogę. Odwróciła się ze
zdumieniem. Wrogowie stali jak wryci i z niedowierzaniem wpatrywali się w
nowego przeciwnika. Ten zaś zmierzył ich pogardliwym spojrzeniem.
Zaskoczona i zbita z tropu, Suzue nie zauważyła nawet, że limit
już się wyczerpał. Mężczyzna za nią zamachnął się, by ukatrupić ją na miejscu,
jednak zanim to się stało, zareagował Suzaku. Powalił wroga, nie mrugając przy
tym nawet okiem, po czym ruszył ku przeciwnikom.
- Ja… My… - jęknął
jeden z wampirów, trzęsąc się jak osika.
- Żałosne - mruknął
Shoutou, wciąż przeszywając wszystkich złych groźnym wzrokiem. - Kiedy
zajmujecie się słabszymi od siebie, jesteście tacy „odważni”, ale gdy przyjdzie
co do czego i idzie wam stanąć oko w oko z czystokrwistym, drżycie ze strachu
jak najwięksi tchórze.
- Żaden arystokrata
nie może równać się z przedstawicielem Klasy A - wyszeptał ze złością jeden z
mężczyzn.
- Święta racja -
przyznał młodzieniec. - Dlatego albo grzecznie opuścicie teren Akademii,
zabierając ze sobą swoich kamratów, albo ja was do tego zmuszę.
- To nie… - zaczęła
kobieta, ale Suzaku jej przerwał.
- Trzecia możliwość
jest taka, że po prostu zabiję was na miejscu - oświadczył. - Wybierajcie.
***
Hanabusa już jakiś czas temu znalazł się na terenie Akademii
Kurosu. Kilka dni wcześniej odwiedził go jakiś nieznany wampir, który przekazał
mu wiadomość, iż Takuma Ichijou chce z nim porozmawiać. Kazał stawić się
właśnie tej nocy w placówce należącej do Kaiena. Prawdę mówiąc, blondyn obawiał
się tego spotkania - choć z jednej strony cieszył się na spotkanie z dawnym
kolegą z klasy, to z drugiej zdawał sobie sprawę z powiązania Takumy z
czystokrwistą Sarą. Kiedy przekraczał próg szkoły, zauważył, że coś jest nie
tak. Szybko zorientował się, iż stracił swe wampirze zmysły, co go porządnie
zaniepokoiło, jednak poczuł niejaką ulgę, gdy sprawdził, że przynajmniej nadal
może używać swojej mocy. Rozejrzał się w poszukiwaniu kolegi, co było
utrudnione przez zwykłe ludzkie zmysły. Zaczął więc badawczo chodzić po terenie
Akademii. Rozglądał się w poszukiwaniu jakichś oznak walki, lecz nic takiego
nie znalazł. Wszystko wyglądało jak na co dzień - poza niepokojącą sprawą z
wampirzymi zmysłami.
Aidou nie miał pojęcia, co zrobić. Zdawał sobie sprawę, że nie
powinien zbliżać się za bardzo do budynku szkolnego, ponieważ podczas jego ostatniej
wizyty Kaori powiedziała mu o szkolnym balu. Wiedział, że uczyniłby tylko
niepotrzebnego zamieszania, jeśli któraś z uczennic przypadkiem by go
zobaczyła. Krążył więc dalej bez celu, czekając na spotkanie z Ichijou,
postanawiając po chwili złożyć wizytę w domu dyrektora. Nie zdążył jednak tam
pójść, ponieważ usłyszał za sobą ciepły głos przyjaciela.
- Hanabusa - odezwał
się zielonooki. - Cieszę się, że jesteś. Przez te utrudnienia nie mogłem cię
znaleźć.
Zaśmiał się
delikatnie, jakby nie przeszkadzały mu tajemnicze zaburzenia zmysłów.
- Czy Sara-sama ma
coś wspólnego z tą sprawą? Dlaczego mnie tu wezwałeś, Takuma?! - zdenerwował
się Aidou, widząc stoicki spokój kolegi, który pokiwał głową. - Chcecie…
zniszczyć tę szkołę?
- Iie, to nie jest
naszym zamiarem. Sara-sama chce tylko… zyskać nową moc, co może doprowadzić do
ewentualnych ofiar - odpowiedział po chwilowym zastanowieniu się.
- Pomagasz jej w
tym? - przejął się Aidou. - Ależ ona cię tylko wykorzystuje! Czy dla ciebie nic
nie znaczą uczniowie tej szkoły? Przecież - szepnął zdruzgotany - razem się tu
uczyliśmy, tyle przeszliśmy, broniliśmy tej Akademii przed Rido Kuranem! A ty
po czymś takim… pomagasz jej? - zapytał, patrząc pytająco na chłopaka, którego
w tym momencie nie poznawał.
- Ja… po prostu się
zakochałem. Uczucie nie wybiera, Hanabusa. Ty dobrze o tym wiesz. Zawdzięczam
jej życie, więc nie mogę zrobić nic innego jak ofiarować jej swoje - odparł
znów tym łagodnym tonem, po czym zastanowił się chwilkę. - Jednak jeżeli ty
chcesz ratować bliską tobie osobę… - zawahał się lekko. - Idź do Księżycowego
Dormitorium - dokończył, odwracając wzrok.
- Kao-chan… -
przeraził się blondyn. - Arigatō, Takuma, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć!
- krzyknął i prędko udał się w drogę do swojego byłego akademika.
- Gomen nasai… -
wyszeptał Ichijou sam do siebie.
***
- Co ty robisz?! - krzyknęła, próbując zdjąć rękę dziewczyny ze
swego ramienia.
Zdezorientowana
zauważyła, że nie tylko nikt jej nie trzyma, ale i znajduje się w zupełnie
innym miejscu niż przed chwilą. Poważnie przestraszona, rozejrzała się po
pokoju, w którym się znajdowała. Panował w nim półmrok. Na pierwszy rzut oka
wydawał się być znajomy. Gdy wyjrzała za okno zasłonięte kotarą, zdała sobie
sprawę, w jakim miejscu przebywa.
- Akademik… Nocnej
Klasy - powiedziała sama do siebie. Nie miała pojęcia, jak to się stało, że
jeszcze minutę wcześniej znajdowała się przy głównej bramie, a teraz stała w
jakimś pustym pokoju Księżycowego Dormitorium.
Usłyszała jakieś ciche dźwięki mogące pochodzić z pokoju obok.
Zaciskając palce na katanie, wybiegła na korytarz. Lampy były zgaszone, co jej
specjalnie nie zdziwiło, biorąc pod uwagę, że budynek nie był używany od
jakichś dwóch lat. Ze zdziwieniem zauważyła światło dobiegające z pokoju naprzeciwko.
Podeszła bliżej, zastanawiając się, co jest w środku. Kiedy już chciała zajrzeć
do środka, poczuła na swoich ramionach silny, wampirzy uścisk. Upuściła katanę
i zaczęła się miotać. Nieznany wampir rzucił ją na drzwi do oświetlonego
pokoju. Te z hukiem wypadły z zawiasów i dziewczyna razem z nimi runęła na
podłogę. Blondynka momentalnie podniosła głowę i zaczęła wstawać, jednak gdy
wzrokiem napotkała dwie osoby w kącie pokoju, jej nogi zrobiły się jak z waty.
Do ściany przykuty był Ichiru. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to to, że
jego koszula była rozdarta i splamiona krwią.
- Ichiru! -
krzyknęła, widząc, że od szyi w dół ciągnęły się krwawe szramy, z których
wypływała szkarłatna ciecz. Nie widziała reszty ciała, ponieważ pod klatką
piersiową widok zasłaniały jej okropnie długie fale blond włosów. Kaori
wzdrygnęła się, widząc, że kobieta dosłownie zlizuje krew z ciała jej chłopaka.
Usłyszała, że on po cichu wypowiedział jej imię. Spojrzała na jego twarz. Widać
było, że jest już strasznie słaby, wzrok utkwiony miał w bliżej nieokreślonym
punkcie. Z jego miny dało się odczytać zażenowanie i wstręt. Nadgarstki, na
których wisiał, również krwawiły. Wampirzyca nareszcie oderwała swój język od
Kiryuu i nie odwracając się, zaczęła mówić.
- Kaori-chan, nareszcie
jesteś - powiedziała pozornie miłym głosikiem. - Już nie mogłam się ciebie
doczekać. Brakowało mi zajęć z tych nudów - rzekła, prostując się i odwracając
twarzą do przybyłej. Ubrana była w elegancką sukienkę gdzieniegdzie splamioną
krwią młodszego z bliźniaków. Uśmiechnęła się, ukazując przy tym splamione
usta.
- Sara Shirabuki… -
wycedziła Mitsui. - Coś ty mu zrobiła?! - krzyknęła, zaciskając usta. Szybko
prześledziła ciało chłopaka w poszukiwaniu ewentualnych ugryzień. Odetchnęła w
duchu, gdy żadnego nie znalazła.
- Yare, yare. Tak
długo czekałam… - odpowiedziała znudzona, teatralnym gestem odgarniając włosy.
- Przecież nie będę bezczynnie siedzieć. A jeśli chodzi o twojego chłopaka…
Jest całkiem smakowity - zachichotała dźwięcznie. - Jednak nie jest mi
potrzebny drugi Kiryuu.
- W takim razie… -
zawahała się lekko, nie bardzo wiedząc, czy rzeczywiście pragnie znać odpowiedź
na to pytanie. - Czego chcesz?
Czystokrwista
podeszła jeszcze bliżej blondynki i ujęła jej podbródek. Przybliżyła wargi do jej
ucha, odsłaniając tym samym kosmyki włosów i zaśmiała się cichutko.
- Ciebie,
Kaori-chan.
Dziewczyna czuła
ciepły, miarowy oddech wampirzycy. Postanowiła jednak udać, że się nie boi i
wyważonym głosem spytała:
- Dlaczego właśnie
mnie? W jakim celu?
Jej mina zrzedła,
gdy poczuła, że czystokrwista podgryzła jej ucho, śmiejąc się słodko.
- Jesteś taką uroczą
osóbką… - rzuciła, odsuwając się od blondynki, jednak nie na tyle, by ta czuła
się komfortowo. - Pomyśl, jak wspaniale byłoby mieć takiego drugiego Zero
Kiryuu jako swojego pionka? - mówiąc to, zaczęła bawić się lekko poskręcanymi
włosami nastolatki. Kaori zdążyła poczuć jej długie paznokcie. - Dziecko Łowców
stające się wampirem… Niewyobrażalna moc w zasięgu ręki. Do tego idealnie
pasujesz do mojej kolekcji! Kocham takie urocze osóbki - powtórzyła,
przeszywając niebieskooką wzrokiem.
- Obawiam się, że
muszę odmówić - odparła beznamiętnie.
- Jesteś taka
zabawna - rzuciła roześmiana Sara, by chwilę później całkowicie zmienić swój
wyraz twarzy na drapieżny i niebezpieczny. - Naprawdę myślisz, że masz wybór?
Wystarczy słowo sprzeciwu i twojego chłopaka dopadnie wreszcie jego
przeznaczenie.
Kaori spojrzała na Ichiru. Nie wiedziała nawet, czy jest
przytomny. Chociaż miał otwarte oczy, wydawał się być nieobecny. Poczuła, że
zaczyna się trząść. Nie chciała stać się czyjąś marionetką, samo bycie wampirem
wydawało jej się być do zniesienia, ale fakt, że zabijałaby z zimną krwią osoby
wyznaczone przez znienawidzoną czystokrwistą?
- Czy to zgodne z zasadami,
że przemienisz mnie wbrew mojej woli…? - spytała ostrożnie.
Shirabuki
uśmiechnęła się triumfalnie i podeszła do chłopaka. Wyciągnęła rękę przed
siebie, zamachnęła się i swoimi pazurami rozdarła kolejne warstwy skóry
bliźniaka, z których zaczęła ciec krew.
- Iie!!! Yamete
kudasai! - krzyknęła zrozpaczona Mitsui, żałując swoich wcześniejszych słów.
- Tak, to niezgodne
z zasadami. To oczywiste, że mogłabym podziałać na ciebie w taki sposób, że od
razu byś się zgodziła, jednak… - Jej krwistoczerwone usta wygięły się w
irytującym uśmiechu. - Nie sądzisz, że będzie zabawniej, jak sama będziesz tego
chciała? - spytała, zlizując z palców krew chłopaka, po czym znów podniosła
dłoń, przymierzając się do następnego ciosu.
- Rozumiem! -
krzyknęła Kao przez łzy. - Proszę, zostaw go, a ze mną zrób, co chcesz… -
rzuciła, przegryzając wargę do krwi, co nie umknęło uwadze czystokrwistej.
- Co chcę? Jestem
ciekawa, jak pachnie twoja krew… - powiedziała zamyślona, podchodząc do
dziewczyny. - Jednak na chwilę obecną mogę jedynie poczuć jej smak - rzekła
przybliżając się zdecydowanie zbyt blisko twarzy blondynki.
Po chwili Kaori poczuła, że Sara zlizuje z jej warg krew.
Automatycznie pierwszym, o czym pomyślała, było obrzydzenie, które jednak
szybko przeszło w zwykły strach. Gdy wampirzyca skończyła ową czynność,
odsunęła się, ukazując swe krwistoczerwone tęczówki i białe jak śnieg kły.
Następnie ponownie przysunęła się do Łowczyni, tym razem celując w szyję.
Przejechała językiem w miejscu, w którym chciała, jak niegdyś Shizuka Zero,
zasiać ziarno grzechu.
Nastolatka poczuła łzy spływające jak szalone po jej twarzy.
Przed oczyma przeleciało jej pełno scen z życia. Starała się nie myśleć, jak to
będzie, gdy przemiana dobiegnie końca. Zamknęła oczy i wyczekiwała tępego bólu,
jednak poczuła tylko przerażające zimno w okolicy szyi. Wzdrygnęła się,
otwierając oczy. Ze zdziwieniem spostrzegła, że jej szyja jest zamrożona,
podobnie jak większość pokoju - w tym Sara, która została przymrożona do
ściany. Zwróciła wzrok w kierunku drzwi. Widząc w nim Aidou, poczuła tak
ogromną ulgę, że chciała do niego pobiec i się przytulić, ale kiedy
zorientowała się, co zrobił, przestraszyła się nie na żarty.
- Hanabusa! Zabierz
lód! Natychmiast - błagała ze łzami w oczach.
- Kao-chan, o co… -
chciał spytać, jednak Sara wyswobodziła się z potrzasku, sprawiając, że lód
wyparował.
- Nareszcie…
Myślałam, że zdążę to zrobić bez większej zabawy, ale wygląda na to, że Takuma
jednak się spisał - zaśmiała się pod nosem, widząc minę nowoprzybyłego. -
Kawaisō. Myślałeś, że targają nim takie emocje jak przyjaźń? Dawno już
zapomniał, co to za uczucie…
- Zauroczyłaś go,
nie panuje nad sobą - zauważył chłopak, czując ból w sercu na myśl o starym
przyjacielu.
- Znudził mnie ten
temat. Wróćmy do poprzedniego, bardziej mnie interesuje… - oznajmiła Shirabuki,
oblizując usta i wpatrując się w zdezorientowaną blondynkę, do której podeszła.
- Grzeczna dziewczynka.
Zaczęła głaskać ją
po głowie.
- Proszę, zrób to,
co musisz, ale puść ich wolno… - poprosiła cicho, gdy poczuła, że wampirzyca
znów się przybliża. Ta zaśmiała się dźwięcznie, przez co dziewczynie zrobiło
się niedobrze. Już teraz wiedziała, że ten śmiech długo będzie prześladować ją
w snach. O ile oczywiście ich doczeka.
- Iie. Teraz chwilkę
pośpisz… A następnie zagramy w bardzo… - zachichotała. - Interesującą grę -
dopowiedziała.
Kaori nie zdążyła
nawet zastanowić się nad sensem słów czystokrwistej, ponieważ osunęła się w
ciemność.
***
Zero zaklął pod nosem. Nie miał pojęcia, dokąd mogła zostać
przeniesiona Kaori ani gdzie może znajdować się Aya.
Choć z początku nie chciał zaczynać od akademików, w końcu
postanowił je jednak sprawdzić. Podczas szkolenia niejednokrotnie wbijano mu do
głowy, żeby najpierw iść do miejsca, w którym poszukiwana osoba ostatnio
przebywała. Poza tym, kiedy nad tym chwilę pomyśleć, można było dojść do
wniosku, że atak Toumy - bo to na pewno jego sprawka - od razu mógł być
wymierzony w Ayę. Skoro tak, prawdopodobnym było, iż została napadnięta,
przebywając w dormitorium.
Chłopak nie tracił czasu, migiem udał się do celu, po drodze bez
namysłu zabijając wrogów. Szybko zorientował się, że oba akademiki są puste, bo
sprawdził je prędko. W żeńskim natknął się na jedną z ofiar ataku - Sayori
Wakabę. Najwidoczniej nie udała się na bal. Była ubrana całkowicie normalnie i
leżała na korytarzu. Naturalnie sprawdził jej puls. Niestety, nie żyła już - i
to od ładnych paru minut. Ponadto w pokoju Ayi i Otsune widać było ślady krwi -
sęk w tym, że z powodu braku wampirzych zmysłów Kiryuu nie mógł stwierdzić, do
kogo należy. Mógł to sprawdzić w inny sposób, ale nie było na to czasu. Wypadł
z dormitorium, by skierować się ku szkole.
***
Suzaku szedł pospiesznie w stronę budynku szkolnego, w którym
ponoć odbywał się bal. Irytował go fakt, że przez jakiś sprytny czar
czystokrwistego jego zmysły są tak przytępione i nie może zawczasu zorientować
się w sytuacji, jaka miała miejsce w sali. Obawiał się najgorszego, aczkolwiek
wciąż miał nadzieję, że mimo wszystko nie stało się jeszcze nic szczególnie
złego.
Suzue polecił ochronę Reiko i Deichiego. Jako iż limit jej mocy
wygasł, dziewczyna nie na wiele by się zdała w walce z prawdziwego zdarzenia.
Namizawa początkowo próbowała protestować. Shoutou widział, jak bardzo zależy jej
na Ayi, jak bardzo chce ją odnaleźć i jej pomóc, jak się o nią martwi i jak
bardzo pragnie, by było już po wszystkim. Niemniej jednak chłopakowi udało się
przekonać koleżankę, że bardziej przyda się rannej Łowczyni i jej rocznemu
synkowi. Zaproponował, by dziewczyna zaprowadziła ich do jednego ze schronów i
tam poczekała na rozwój wydarzeń. Choć jej się to nie podobało, Suzaku trafnie
zauważył, że Aya na pewno będzie jej wdzięczna za ochronę tak bliskich jej
sercu osób. Między innymi to przekonało Suzue do wykonania polecenia księcia.
Młodzieniec musiał przyznać, że naprawdę polubił rodzeństwo
służące rodowi Hiou. Byli tak wierni, tak lojalni, a przy tym tak… prawdziwi,
tak szczerzy, że serce rosło. Poza tym, czym więcej osób dbało o bezpieczeństwo
Ayi, tym lepiej.
Dotarł już na miejsce, lecz gdy tylko spostrzegł, że póki co nie
wywiązała się żadna regularna walka, rzeź czy cokolwiek w tym rodzaju,
postanowił nie wchodzić do sali głównym wejściem. Doskonale wiedział, jak na
jego widok reagowali inni. Obok niego po prostu nie dało się przejść obojętnie
i choć jakiejś jego narcystycznej części bardzo to pochlebiało, coraz częściej
miał tego dość.
Wszedł do szkoły z innej strony i począł zbliżać się do skrzydła,
w którym mieściła się sala. Zdumiał się niemało, gdy na korytarzu bezpośrednio
graniczącym z miejscem docelowym zauważył Kaiena Kurosu, Shuuseia Namizawę i
Yaeko Nakazawę. Oni też go już spostrzegli. Szybko do nich doskoczył i zapytał,
jak sprawy stoją. Wszystkiego się dowiedziawszy i zapewniwszy Kaiena i
Shuuseia, że z Reiko, Deiem i Suzue wszystko w porządku, zabrał się za
wymyślanie planu, który pozwoliłby im oddzielić uczniów placówki od wrogich
wampirów, by potem zręcznie pozbyć się tych ostatnich.
***
Pierwszym, co poczuła, była zimna i niewygodna podłoga, na której
leżała. Bała się otworzyć oczy, nie była przygotowana na to, co czekało ją po
ich otwarciu. Po chwili postanowiła, że jest gotowa, aby zderzyć się z
rzeczywistością, chociaż cały czas targała nią niejaka nadzieja, że to wszystko
to jakiś chory sen, nierealne obrazy, które wkrótce znikną. Jako że nie czuła
bólu, stwierdziła, iż w ciągu tego wymuszonego snu nic nie stało się jej ciału.
Zdawała sobie sprawę, że nie przygotuje się psychicznie na walkę, ponieważ
Shirabuki dała jej jasno do zrozumienia, że nastolatka nie może wykonać żadnych
kroków. Zebrała w sobie odwagę i powoli otworzyła oczy, które ułamek sekundy po
tym były już zalane łzami. Tym razem obaj chłopcy byli powieszeni na metalowych
obręczach, dodatkowo w większości byli pokryci grubymi, metalowymi łańcuchami.
Czystokrwista stała przy blondynie i wpijała się właśnie w jego szyję. Aidou
miał na swych podartych ubraniach dużo krwi, lecz śladów uderzeń czy zadrapań
nie było widać - oczywiście przez wzgląd na regenerację. Pierwszym, co zrobiła
Kao, było sprawdzenie, czy bliźniak odzyskał przytomność. Nadal wyglądał
okropnie słabo, oczy miał zamknięte, ale dało się dostrzec unoszenie
zakrwawionej klatki piersiowej.
Sara przerwała swój posiłek, odwróciła się w stronę Kao i
spojrzała na nią swymi krwistoczerwonymi oczyma, wyginając zakrwawione usta na
kształt uśmiechu.
- Kaori-chan,
zabawmy się - zagaiła swoim irytująco milutkim głosikiem. - Może przedstawię ci
zasady - rzuciła, zaczynając przechadzkę po pokoju skąpanym w szarości. Kaori
mimo woli zastanawiała się, jakim cudem Aidou dał się tam zawiesić, przecież w
każdym momencie mógł wytworzyć lód na kajdanach i je zniszczyć. Stwierdziła, że
czystokrwista widocznie oddziaływała na niego. - Pewnie zastanawia cię fakt,
czemu ten słodki blondynek nie wyrwał się jeszcze z pułapki. Otóż zdziwię cię,
nie kazałam mu tego nie robić, ponieważ zniszczyłby grę. Otóż… - zaśmiała się
znów. - Jeśli blondasek spróbuje się uwolnić, twój uroczy bliźniak zostanie
stracony. W przypadku kiedy któryś z nich się poruszy - zada ból drugiemu. Te
prześliczne łańcuchy są nasączone niezwykłą magią…
- Ale… - zaczęła
dygocząc, nie bardzo rozumiejąc, w jakim celu Shirabuki to robi.
- Twoją rolą… jest
wybrać jednego, który przeżyje - oznajmiła i zaśmiała się okrutnie. Następnie
przeszyła przerażoną nastolatkę pogardliwym spojrzeniem i przymilnym tonem
wysyczała - Kogo wybierzesz, Kaori-chan?
***
Witamy, witamy ^.^
Jejku, ile emocji wywołał w Was poprzedni rozdział… ^^’ Ciekawe jesteśmy, co powiecie po tym. Cóż, w każdym razie dziękujemy Wam wszystkim za opinie, miłe słowa i po prostu za to, że jesteście. Zapraszamy też na kolejny rozdział, który ukaże się w środę i nosi tytuł „Świt”. Bai bai! ;*
[wpis z dnia 16.04.11]
Przeklęta Sara , czy ona nie może się od tego wszystkiego powstrzymać.
OdpowiedzUsuńOby udało im się załagodzić tą sprawę.