poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XIX, rozdział XCIII - "Wybór"


       - Co ty tu robisz…? - spytała z nieopisanym zdumieniem. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy może płakać, bo nie miała pojęcia, czego spodziewać się po Kaname.
       Przeszył ją pozornie obojętnym spojrzeniem, ale Ayi udało się dostrzec w jego oczach smutek. Zrobiło jej się go żal, choć to ona znajdowała się obecnie w trudniejszym położeniu. Niemniej jednak przypomniała sobie, co Kuran przeżył kilka miesięcy temu. Wiedziała, jak boli strata bliskiej osoby, dlatego nie mogła przejść obojętnie obok faktu, iż szatyn stracił swoją siostrę, a zarazem ukochaną. I choć wciąż nie pochwalała jego kazirodczego związku z Yuuki, na ułamek sekundy poczuła do Kaname coś jakby sympatię, a może po prostu cienką nić porozumienia.
       - Kto wie… - odparł tak cicho, że ledwo to dosłyszała.
       Powoli zbliżył się do niej i ukucnął tuż obok. Wyjął skądś niewielki sztylet i przeciął nim więzy ograniczające dziewczynę. Kiedy już została oswobodzona, z sykiem przetarła krwawiące nadgarstki. Skóra szybko się zregenerowała, co przyniosło jej lekką ulgę. Aya oderwała w końcu wzrok od swoich rąk i zerknęła pytająco na wybawcę.
       - Były nasączone potężną magią - wyjaśnił od niechcenia, patrząc na sznury i odpowiadając tak, jakby czytał brunetce w myślach. - Dlatego nie mogłaś się uwolnić. A to… - Podniósł nieco sztylet. - Broń Łowców. Przełamała czar - dodał. - Teraz możesz już korzystać z mocy. Wyjdź stąd i ocal tych, na których ci zależy.
       - Dziękuję - rzekła na początek. Była mu szczerze wdzięczna, choć jeszcze jakiś czas temu w takiej sytuacji tylko bardziej by się zdenerwowała. Nienawidziła przecież, gdy czystokrwisty jej pomagał. - Ale… dlaczego to zrobiłeś? - spytała wstając. Zatoczyła się lekko, gdyż była bardzo osłabiona, przytrzymała się więc śliskiej ściany.
       - Kto wie… - powtórzył tym samym tonem. - Uznajmy, że to w ramach podziękowania.
       Zdziwiła się. Nie sądziła, że Kaname wciąż pamięta o tym, jak uratowała niegdyś Yuuki przed Toumą. Przeszło jej przez myśl, że Kuran może też wiedzieć, iż nie pozwoliła Zero jej zabić, ale postanowiła nie zawracać sobie tym dłużej głowy. Miała ważniejsze rzeczy do zrobienia. Skoro odzyskała moce, mogła z powodzeniem walczyć. Z drugiej strony, owa walka będzie nieco utrudniona przez wzgląd na osłabione zmysły. Miała ochotę spytać czystokrwistego, czy i on nie może ich wyostrzyć, ale po chwili zastanowienia stwierdziła, że jednak tego nie zrobi.
       - Co teraz zamierzasz? - spytała za to.
       Utkwił spojrzenie w szarych oczach Ayi i patrzył w nie zdecydowanie zbyt długo. Dziewczyna zdążyła się już zestresować i speszyć, musiała odwrócić wzrok, uciekając nim gdzieś na bok.
       - A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem.
       Ponownie na niego spojrzała. Na jego twarzy nie malowały się już obojętność i spokój, choć tak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Doświadczony obserwator mógł jednak dostrzec w niej okropne przygnębienie i gorącą nienawiść. Osiemnastolatka zmarszczyła czoło.
       - Zemsta, tak? - wycedziła.
       Milczał, ale wyczytała odpowiedź z jego miny.
       - Nie pozwolę ci - oświadczyła twardo, mimo zmęczenia przybierając wyprostowaną postawę, pozornie świadczącą o pewności siebie.
       - Nie potrzebuję twojej zgody - odparł beznamiętnym tonem, po czym powoli ruszył ku wyjściu.
       - To ja go zabiję! - prawie krzyknęła. Miała ochotę tupnąć nogą albo się na czymś wyżyć. Nienawiść do bachora Toumy paliła ją od wewnątrz, pragnęła zadać mu ból i cierpienie, a potem go zabić. Przypomniała sobie spotkania z nim - najpierw to przy cmentarzu, potem to nieopodal jej rodzinnego domu. Przypomniała sobie, w jaki sposób potraktował Kaori, a także ją samą. Przypomniała sobie, jak zamordował jej ojca. Przypomniała sobie jego śmiech, jego zabawę ludzkim kosztem, jego drwiące spojrzenie, jego słowa… Teraz zaś, nie dość, że bawił się nią, to jeszcze zagroził całej Akademii Kurosu. Aya nie miała pojęcia, co się działo na górze. Miała nadzieję, że nikomu nic się nie stało albo przynajmniej, że nikt nie zginął. Ewentualnych rannych mogła uratować, poświęcając swoją energię życiową na leczenie ich obrażeń. Ale jeśli ktoś został zamordowany… Nie wróci mu życia. Nie potrafi nikogo wskrzesić. Bo czyż jest to w ogóle możliwe?
       Spojrzała na Kurana, który nie przejął się jej słowami i znikał jej właśnie z pola widzenia. Niejednokrotnie obiło jej się o uszy, że to osoba, która została wskrzeszona. Ponoć dokonał tego Rido. Ale niby jakim cudem? Co musiał poświęcić, by to uczynić?
       Zaklęła, gdy zorientowała się wreszcie, że myśli nie o tym, o czym powinna. Jak strzała wypadła z lochów i poczęła rozglądać się uważnie dookoła. Kaname zdążył już gdzieś zniknąć.
***
       Postanowili, że Suzue sprawdzi najpierw dom dyrektora, a on salę, w której odbywał się bal. Serce waliło Shuuseiowi ze stresu, kiedy biegł ile sił w nogach w kierunku budynku szkolnego. Jako iż po drodze napotkał co najmniej kilkanaście oszalałych Poziomów E - dodatkowo rozjuszonych z powodu osłabienia zmysłów - bał się, co ujrzy w miejscu zabawy. To okropne, że uczniowie, którzy tak długo czekali na coroczny bal i świetnie się na nim początkowo bawili, znaleźli się teraz w tak wielkim niebezpieczeństwie. Gdyby chociaż nie ten czar, Namizawa mógłby wyostrzyć słuch, by wcześniej dowiedzieć się, co rozgrywa się w sali. Gdyby też wyczuwał aury pobratymców, wiedziałby, ilu wrogów się spodziewać. Tymczasem nie mógł się w żaden sposób przygotować. Mógł jedynie mieć nadzieję, że wszyscy są jeszcze cali i zdrowi. Istniało bowiem niewielkie prawdopodobieństwo, że przeciwnik - najpewniej Akuji Touma - skorzystał po prostu z nadarzającej się dogodnej sytuacji, by policzyć się tylko i wyłącznie z Ayą. Bynajmniej nie uspokajała go ta możliwość, z drugiej strony jednak, nie mógł w duchu na to nie liczyć. Oczywiście bał się o Hiou i bez namysłu w razie potrzeby oddałby za nią życie, ale wizja setek martwych uczniów wydawała mu się najgorszą, jaką mógł ujrzeć.
       Lekko zasapany wpadł wreszcie do sali. Jakież było jego zdziwienie, gdy spostrzegł, że zebrani dobrze się bawią… Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak Shuusei przyjrzał się dłużej, zrozumiał, że to tylko pozory. W pomieszczeniu znajdowało się stanowczo za dużo osób. Innymi słowy, na bal musiały wkręcić się wampiry niebędące Poziomem E. Niestety, nijak nie dało się ich rozróżnić od ludzi, bo nie dość, że nie można było wyczuć ich zapachów i aur, to jeszcze ubrali się równie elegancko jak uczniowie placówki.
       Chłopak zaklął cicho pod nosem i ruszył w głąb sali, by się rozejrzeć. Po kilku minutach obserwacji stwierdził, że jeśli się bardzo postara, może odróżnić człowieka od wampira. Problem w tym, że nie mógł być na sto procent pewien swoich kalkulacji. A nawet gdyby był, nie mógłby tego wykorzystać. Co niby miałby zrobić? Zabić ich na oczach uczniów?
       Postanowił przejść się po sali, by dalej czynić obserwacje, a także spróbować znaleźć kogoś, kto mógłby powiedzieć mu, co się wcześniej działo. Wątpił, że ujrzy gdzieś tu Ayę, niemniej jednak zdecydował jeszcze chwilę zostać.
       Nie zwracał uwagi na dziewczęta, które niemalże z namaszczeniem go obserwowały, marząc o tym, by zaprosił je do tańca. Nie dochodziły do niego dźwięki pięknej muzyki, bo skupiał się na czymś zupełnie innym.
       Po kilku minutach ujrzał w oddali Yaeko. Znał ją już dość dobrze, jako iż była to przyjaciółka i współlokatorka Kaori, a także koleżanka z klasy Suzue. Przybliżył się prędko, przywitał pospiesznie i spytał, czy działo się coś dziwnego. Pierwszoklasistka opowiedziała mu o tym, że zemdlała - czy raczej nagle zasnęła na jakiś czas, o tym, że w pewnym momencie w sali zgasło światło, o tym, że wydaje jej się, iż na balu jest więcej osób niż być powinno, o tym, że zdawało jej się, iż ujrzała kogoś na dworze oraz o tym, że jej zmysły na powrót stały się ludzkimi. Shuusei szeptem powiedział jej, co spotkało jego oraz Suzue, a także, że Aya i Ichiru gdzieś zniknęli. Kiedy we dwoje uporządkowali fakty, doszli do wniosku, że to wszystko to dopiero początek i muszą być bardzo czujni. Tym bardziej, że nie do końca byli pewni, kto na sali jest wrogiem, a kto nie.
***
       Nareszcie przekroczyli upragniony próg Akademii Kurosu. Jednak gdy to zrobili, oboje poczuli się dziwnie odrętwieni. Chwilę badali sytuację, żeby dowiedzieć się, jakie właściwie zaszły w nich zmiany.
       - Co się…? - wyszeptała dziewczyna, próbując wyjść z powrotem poza bramę szkoły.
       Napotkała jednak na niewidzialną przeszkodę. Wyciągnęła przed siebie ręce, próbując znaleźć możliwe wyjście.
       - Wygląda na to, że ktoś nałożył barierę na tę szkołę. Można tu wejść, ale wyjść…
       - Odsuń się - rzucił Zero i wycelował w przejście. Strzał uderzył w niewidzialną tarczę, na co ona wydała z siebie jakby elektryczny syk. - To musi być sprawka czystokrwistego - ocenił.
       - Musimy znaleźć Ayę i resztę. Idź może do akademików, ja sprawdzę dom.
       - Naprawdę myślisz, że podczas takiego ataku Aya siedzi w dormitorium? Najgorsze jest to, że nie wyczuwam żadnych wampirów. Nic - rzucił w zamyśleniu. - Przetnij się.
       - Słucham? - spytała zdziwiona. - Musimy znaleźć Ayę - powtórzyła. - A wampiry znajdujące się na terenie Akademii zlecą się, gdy poczują zapach krwi.
       - Ale nie czuję ich, to może oznaczać, że moje zmysły są przyćmione i…
       - Jak się przetnę, to dowiemy się, czy wrogie wampiry też straciły zmysły… - rzuciła ze zrozumieniem, podwijając rękaw i nacinając rękę w miarę czystą częścią katany. Syknęła lekko, czując ból i spływającą po jej dłoni szkarłatną ciecz. - I co? Czujesz cokolwiek? - Widząc zdziwioną minę chłopaka, mogła śmiało stwierdzić, że odpowiedź brzmiałaby negatywnie. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, jak to jest pierwszy raz w swym wampirzym życiu nie odczuć pożądania krwi.
       - Najwięcej osób jest na sali. Prawdopodobnie wszyscy rzucili się najpierw na ratowanie większości - zauważył po chwilowej kalkulacji Kiryuu.
       - Dobrze, więc chodźmy tam, może jeszcze nie ewakuowali uczniów… Chociaż chciałabym najpierw iść do mamy i… - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ na zauważyła przed sobą młodą kobietę ubraną w długą balową suknię o granatowym odcieniu. Zdążyła schować za sobą katanę. - Czy ona jest jedną z uczennic? Nie kojarzę jej… - rzuciła cicho do kolegi.
       - Kaori-san, konnichi wa - odezwała się nieznajoma. Blondynka próbowała sobie przypomnieć, skąd ta dziewczyna może ją znać, bo odnosiła wrażenie, że widzi ją po raz pierwszy.
       - Przepraszam, ale czy my się znamy…? - spytała Mitsui, gdy ta była tuż przed nią.
       Zero zauważył, że blondynka spojrzała na niego kątem oka, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Nieznana dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę Kao.
       - Miło było cię poznać - powiedziała, dotykając ramienia Łowczyni, która nagle rozpłynęła się w powietrzu.
       Kiryuu momentalnie zareagował, łapiąc kobietę za szyję i przyciskając do muru.
       - Co jej zrobiłaś? - wysyczał groźnie.
       - Odesłałam ją w pewne miejsce.
       Uśmiechnęła się złowieszczo. Chłopak zrozumiał, że jej arystokratyczną mocą jest transportacja ludzi w wyznaczone przez siebie punkty. Najwyraźniej jednak nie mogła przenieść siebie, w przeciwnym bądź razie natychmiast powinna uciec, gdzie pieprz rośnie.
       - A konkretniej?
       Na to pytanie wampirzyca zaśmiała się tylko. Po kilku sekundach jej oderwana od ciała głowa turlała się po ziemi.
***
       Suzue przedzierała się przez las, próbując jak najszybciej dostać się do domu dyrektora. Natknęła się na niejednego wroga. Cieszyła się jednak, że gołym okiem widać było, iż to Poziomy E, w przeciwnym bądź razie mogłaby skrzywdzić kogoś, kto uznany za wampira wyższej klasy, okazałby się potem niewinnym człowiekiem.
       Dziewczyna drżała z obawy, była przerażona tym, co się w tej chwili mogło dziać z Ayą albo biednymi uczniami. Miała nadzieję, że spotka Hiou w mieszkaniu Przewodniczącego i będzie mogła ją chronić. Specjalnie więc nie używała póki co swojej ograniczonej mocy, musiała zachować ją na później. Tymczasem powaliwszy jednego z wrogów, odebrała mu niewielki nożyk i to nim się posługiwała, próbując bezpiecznie i szybko dotrzeć do celu.
       Czym bliżej domu była, tym mniej wrogów spotykała. Teoretycznie powinna cieszyć się z tego faktu, jednak było to na tyle dziwne, że zamiast odetchnąć z ulgą, Suzu tylko bardziej się stresowała. Przyspieszyła jeszcze i po chwili znalazła się już na skraju lasu. Dziękowała sobie w duchu, że nie wypadła zza drzew bez zastanowienia, tylko przystanęła na moment, by zobaczyć co i jak. Tuż przed drzwiami frontowymi stał jakiś mężczyzna - najprawdopodobniej wampir i to wyższego poziomu, może nawet arystokrata. Szatynka naturalnie nie mogła tego stwierdzić, przegryzła więc wargę, nie wiedząc, co właściwie powinna zrobić. Po chwili zastanowienia obeszła budynek - wciąż nie wychodząc z lasu - by sprawdzić, czy z innych stron sprawa wygląda podobnie. Ucieszyła się, gdy okazało się, że nikt nie pilnuje wyjścia ogrodowego. Przemknęła się więc niepostrzeżenie do drzwi i leciutko je uchyliła. Mając pewność, że w pomieszczeniu jest pusto, weszła do środka i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po pokoju - był to chyba bardziej oficjalny salon. Kiedy przychodziła do tego mieszkania, zawsze korzystała z innego, więc nie znała tej części domu. Postanowiła poszukać Reiko i Deichiego - spodziewała się już bowiem, że nie zastanie Ayi. Gdyby tu była, nieznajomy mężczyzna raczej nie pilnowałby drzwi.
       Najciszej jak potrafiła wyszła na korytarz. Serce podskoczyło jej do gardła, gdy ktoś nagle wyszedł z jednego z bocznych pomieszczeń. Zdążyła schować się w innym pokoju. Po kilku minutach nasłuchiwania stwierdziła, że póki co nic jej już chyba nie grozi. Oczywiście mogłaby skorzystać ze swojej mocy i obejrzeć dom, zostając przez nikogo niezauważoną, jednak musiała zachować swoją umiejętność na później. Kto wie, co mogło się wydarzyć?
       Udało jej się zajrzeć do paru pomieszczeń, na nikogo się przy tym nie natknąwszy. W końcu odkryła też, że w mieszkaniu jest kilkoro obcych, którzy trzymali się frontowej części domu. Ustaliła też, że trzy osoby przebywają w saloniku połączonym z jadalnią. Po dłuższej chwili ostrożnych obserwacji dowiedziała się z przerażeniem, że to tam przetrzymywani są Reiko i Dei. Usłyszała żałosne kwilenie malucha, który ze strachem nawoływał mamę.
       - Uciszcie tego bachora, do cholery jasnej!
       Suzue zakryła sobie usta dłonią, kiedy usłyszała ten złowrogo brzmiący głos należący do bliżej niezidentyfikowanego mężczyzny.
       - Uwierz, najchętniej od razu nabiłabym go na pal - rzekła jakaś kobieta siedząca na kanapie z nogą na nodze i piłująca sobie paznokcie. - Ale Akuji-sama zakazał ich zabijać.
       - To nie znaczy, że nie można go uciszyć - warknął jeszcze inny głos, tak jak i pierwszy należący do przedstawiciela płci męskiej.
       - W sumie racja - stwierdziła znudzonym tonem wampirzyca.
       Z innej strony pokoju dało się usłyszeć kogoś, kto próbował coś powiedzieć - a najwyraźniej nie mógł tego zrobić z powodu zakneblowanych ust. Namizawa domyśliła się, że to pewnie Mitsui. Musieli ją związać…
       - Zamknij się - syknął jeden z mężczyzn, po czym zaklął siarczyście. Zaraz potem Suzue usłyszała dźwięk kopnięcia i głuche jęknięcie poszkodowanej. - Teraz kolej na dzieciaka - oznajmił.
       - Roczne dziecko tego nie przeżyje - westchnęła kobieta.
       Tych dwoje zaczęło się kłócić. O ile wampirzyca wciąż była obojętna i z zamiłowaniem piłowała paznokcie, o tyle mężczyzna unosił się coraz bardziej i Suzu była przekonana, że jego twarz była już czerwona od gniewu. Po chwili do tamtych dołączył też drugi wampir i w ten sposób cała trójka zagłębiła się w niezbyt przyjemnej dyskusji na temat tego, co mogą, a czego nie mogą zrobić z zakładnikami.
       Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy. Powinna szukać Ayi, ale nie mogła tak zostawić jej bliskich. Nie mogła pozwolić na to, by Reiko Mitsui, a tym bardziej niewinny mały chłopiec zapłacili za to zamieszanie życiem. Nie miała jednak pojęcia, jak im pomóc. W samym pomieszczeniu siedziało troje wrogów, a w sąsiednich pokojach było ich co najmniej drugie tyle. Po ich postawie zdążyła się już zorientować, że to najprawdopodobniej arystokraci, a co za tym idzie - byli niebezpieczni, bo na pewno posiadali mniej lub bardziej groźne moce.
       Wiedziała, że może zrobić tylko jedno.
       Westchnęła, po czym bezwiednie wstrzymała oddech i stała się niewidzialna. Szybko weszła do salonu i rzuciła się ku leżącemu na podłodze związanemu dziecku. Kątem oka po drugiej stronie pokoju zauważyła unieruchomioną Reiko, dość mocno zresztą poobijaną. Suzu przegryzła wargę. Nie mogła pomóc im obu. Chłopca może zdoła wynieść, z dorosłą osobą nie dałaby rady na pewno i tym samym zginęliby wszyscy.
       W chwili, w której podniosła Deichiego, i on stał się niewidoczny. Namizawa ruszyła ku wyjściu, ale jeden z wrogów już zauważył, że maluch zniknął i podniósł alarm. Kiedy tylko Suzue wypadła na korytarz, to samo zrobiły pozostałe będące w budynku wampiry. Jeden z nich zaczął na oślep strzelać jakimiś magicznymi pociskami. Dziewczynie udało się obronić przed ciosem Deia, jednak sama została ranna. Choć obrażenie szybko zniknęło, kilka kropel krwi, które zdążyły upaść na ziemię, wskazało przeciwnikom kierunek, w którym postępowała. Suzue zaklęła w duchu i przyspieszyła, próbując jak najszybciej wydostać się przez drzwi ogrodowe na zewnątrz. Kiedy jednak dotarła do właściwego salonu, z przerażeniem zauważyła, że wyjścia ktoś pilnuje. Chciała więc zawrócić, ale drogę zastąpił jej jeden z wampirów.
       Serce tłukło jej się w piersi. Czy to koniec? Jej limit zaraz się wyczerpie, znów stanie się widzialna i z łatwością zostanie pokonana…
       Mocniej przycisnęła do siebie Deichiego. Powoli postąpiła kilka kroków w bok, by nie stać chociaż na środku pomieszczenia. Może… Może gdyby zabiła tego stojącego na drodze do ogrodu… Może wtedy udałoby się jej zbiec. Dotrzeć do lasu, zanim magia przestanie działać… Jednak zabicie w pełni świadomego i zdrowego wampira to co innego niż zabicie Poziomu E, który nie jest w stanie logicznie myśleć i który kieruje się jedynie żądzą krwi.
       Wzięła głęboki oddech, chwyciła nożyk, który zdobyła jeszcze na dworze, po czym drżąc ruszyła ku mężczyźnie pilnującemu wyjścia. Kiedy jednak była już tuż, tuż, nagle usłyszała, że ktoś pada na podłogę. Odwróciła się ze zdumieniem. Wrogowie stali jak wryci i z niedowierzaniem wpatrywali się w nowego przeciwnika. Ten zaś zmierzył ich pogardliwym spojrzeniem.
       Zaskoczona i zbita z tropu, Suzue nie zauważyła nawet, że limit już się wyczerpał. Mężczyzna za nią zamachnął się, by ukatrupić ją na miejscu, jednak zanim to się stało, zareagował Suzaku. Powalił wroga, nie mrugając przy tym nawet okiem, po czym ruszył ku przeciwnikom.
       - Ja… My… - jęknął jeden z wampirów, trzęsąc się jak osika.
       - Żałosne - mruknął Shoutou, wciąż przeszywając wszystkich złych groźnym wzrokiem. - Kiedy zajmujecie się słabszymi od siebie, jesteście tacy „odważni”, ale gdy przyjdzie co do czego i idzie wam stanąć oko w oko z czystokrwistym, drżycie ze strachu jak najwięksi tchórze.
       - Żaden arystokrata nie może równać się z przedstawicielem Klasy A - wyszeptał ze złością jeden z mężczyzn.
       - Święta racja - przyznał młodzieniec. - Dlatego albo grzecznie opuścicie teren Akademii, zabierając ze sobą swoich kamratów, albo ja was do tego zmuszę.
       - To nie… - zaczęła kobieta, ale Suzaku jej przerwał.
       - Trzecia możliwość jest taka, że po prostu zabiję was na miejscu - oświadczył. - Wybierajcie.
***
       Hanabusa już jakiś czas temu znalazł się na terenie Akademii Kurosu. Kilka dni wcześniej odwiedził go jakiś nieznany wampir, który przekazał mu wiadomość, iż Takuma Ichijou chce z nim porozmawiać. Kazał stawić się właśnie tej nocy w placówce należącej do Kaiena. Prawdę mówiąc, blondyn obawiał się tego spotkania - choć z jednej strony cieszył się na spotkanie z dawnym kolegą z klasy, to z drugiej zdawał sobie sprawę z powiązania Takumy z czystokrwistą Sarą. Kiedy przekraczał próg szkoły, zauważył, że coś jest nie tak. Szybko zorientował się, iż stracił swe wampirze zmysły, co go porządnie zaniepokoiło, jednak poczuł niejaką ulgę, gdy sprawdził, że przynajmniej nadal może używać swojej mocy. Rozejrzał się w poszukiwaniu kolegi, co było utrudnione przez zwykłe ludzkie zmysły. Zaczął więc badawczo chodzić po terenie Akademii. Rozglądał się w poszukiwaniu jakichś oznak walki, lecz nic takiego nie znalazł. Wszystko wyglądało jak na co dzień - poza niepokojącą sprawą z wampirzymi zmysłami.
       Aidou nie miał pojęcia, co zrobić. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien zbliżać się za bardzo do budynku szkolnego, ponieważ podczas jego ostatniej wizyty Kaori powiedziała mu o szkolnym balu. Wiedział, że uczyniłby tylko niepotrzebnego zamieszania, jeśli któraś z uczennic przypadkiem by go zobaczyła. Krążył więc dalej bez celu, czekając na spotkanie z Ichijou, postanawiając po chwili złożyć wizytę w domu dyrektora. Nie zdążył jednak tam pójść, ponieważ usłyszał za sobą ciepły głos przyjaciela.
       - Hanabusa - odezwał się zielonooki. - Cieszę się, że jesteś. Przez te utrudnienia nie mogłem cię znaleźć.
       Zaśmiał się delikatnie, jakby nie przeszkadzały mu tajemnicze zaburzenia zmysłów.
       - Czy Sara-sama ma coś wspólnego z tą sprawą? Dlaczego mnie tu wezwałeś, Takuma?! - zdenerwował się Aidou, widząc stoicki spokój kolegi, który pokiwał głową. - Chcecie… zniszczyć tę szkołę?
       - Iie, to nie jest naszym zamiarem. Sara-sama chce tylko… zyskać nową moc, co może doprowadzić do ewentualnych ofiar - odpowiedział po chwilowym zastanowieniu się.
       - Pomagasz jej w tym? - przejął się Aidou. - Ależ ona cię tylko wykorzystuje! Czy dla ciebie nic nie znaczą uczniowie tej szkoły? Przecież - szepnął zdruzgotany - razem się tu uczyliśmy, tyle przeszliśmy, broniliśmy tej Akademii przed Rido Kuranem! A ty po czymś takim… pomagasz jej? - zapytał, patrząc pytająco na chłopaka, którego w tym momencie nie poznawał.
       - Ja… po prostu się zakochałem. Uczucie nie wybiera, Hanabusa. Ty dobrze o tym wiesz. Zawdzięczam jej życie, więc nie mogę zrobić nic innego jak ofiarować jej swoje - odparł znów tym łagodnym tonem, po czym zastanowił się chwilkę. - Jednak jeżeli ty chcesz ratować bliską tobie osobę… - zawahał się lekko. - Idź do Księżycowego Dormitorium - dokończył, odwracając wzrok.
       - Kao-chan… - przeraził się blondyn. - Arigatō, Takuma, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! - krzyknął i prędko udał się w drogę do swojego byłego akademika.
       - Gomen nasai… - wyszeptał Ichijou sam do siebie.
***
       - Co ty robisz?! - krzyknęła, próbując zdjąć rękę dziewczyny ze swego ramienia.
       Zdezorientowana zauważyła, że nie tylko nikt jej nie trzyma, ale i znajduje się w zupełnie innym miejscu niż przed chwilą. Poważnie przestraszona, rozejrzała się po pokoju, w którym się znajdowała. Panował w nim półmrok. Na pierwszy rzut oka wydawał się być znajomy. Gdy wyjrzała za okno zasłonięte kotarą, zdała sobie sprawę, w jakim miejscu przebywa.
       - Akademik… Nocnej Klasy - powiedziała sama do siebie. Nie miała pojęcia, jak to się stało, że jeszcze minutę wcześniej znajdowała się przy głównej bramie, a teraz stała w jakimś pustym pokoju Księżycowego Dormitorium.
       Usłyszała jakieś ciche dźwięki mogące pochodzić z pokoju obok. Zaciskając palce na katanie, wybiegła na korytarz. Lampy były zgaszone, co jej specjalnie nie zdziwiło, biorąc pod uwagę, że budynek nie był używany od jakichś dwóch lat. Ze zdziwieniem zauważyła światło dobiegające z pokoju naprzeciwko. Podeszła bliżej, zastanawiając się, co jest w środku. Kiedy już chciała zajrzeć do środka, poczuła na swoich ramionach silny, wampirzy uścisk. Upuściła katanę i zaczęła się miotać. Nieznany wampir rzucił ją na drzwi do oświetlonego pokoju. Te z hukiem wypadły z zawiasów i dziewczyna razem z nimi runęła na podłogę. Blondynka momentalnie podniosła głowę i zaczęła wstawać, jednak gdy wzrokiem napotkała dwie osoby w kącie pokoju, jej nogi zrobiły się jak z waty. Do ściany przykuty był Ichiru. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to to, że jego koszula była rozdarta i splamiona krwią.
       - Ichiru! - krzyknęła, widząc, że od szyi w dół ciągnęły się krwawe szramy, z których wypływała szkarłatna ciecz. Nie widziała reszty ciała, ponieważ pod klatką piersiową widok zasłaniały jej okropnie długie fale blond włosów. Kaori wzdrygnęła się, widząc, że kobieta dosłownie zlizuje krew z ciała jej chłopaka. Usłyszała, że on po cichu wypowiedział jej imię. Spojrzała na jego twarz. Widać było, że jest już strasznie słaby, wzrok utkwiony miał w bliżej nieokreślonym punkcie. Z jego miny dało się odczytać zażenowanie i wstręt. Nadgarstki, na których wisiał, również krwawiły. Wampirzyca nareszcie oderwała swój język od Kiryuu i nie odwracając się, zaczęła mówić.
       - Kaori-chan, nareszcie jesteś - powiedziała pozornie miłym głosikiem. - Już nie mogłam się ciebie doczekać. Brakowało mi zajęć z tych nudów - rzekła, prostując się i odwracając twarzą do przybyłej. Ubrana była w elegancką sukienkę gdzieniegdzie splamioną krwią młodszego z bliźniaków. Uśmiechnęła się, ukazując przy tym splamione usta.
       - Sara Shirabuki… - wycedziła Mitsui. - Coś ty mu zrobiła?! - krzyknęła, zaciskając usta. Szybko prześledziła ciało chłopaka w poszukiwaniu ewentualnych ugryzień. Odetchnęła w duchu, gdy żadnego nie znalazła.
       - Yare, yare. Tak długo czekałam… - odpowiedziała znudzona, teatralnym gestem odgarniając włosy. - Przecież nie będę bezczynnie siedzieć. A jeśli chodzi o twojego chłopaka… Jest całkiem smakowity - zachichotała dźwięcznie. - Jednak nie jest mi potrzebny drugi Kiryuu.
       - W takim razie… - zawahała się lekko, nie bardzo wiedząc, czy rzeczywiście pragnie znać odpowiedź na to pytanie. - Czego chcesz?
       Czystokrwista podeszła jeszcze bliżej blondynki i ujęła jej podbródek. Przybliżyła wargi do jej ucha, odsłaniając tym samym kosmyki włosów i zaśmiała się cichutko.
       - Ciebie, Kaori-chan.
       Dziewczyna czuła ciepły, miarowy oddech wampirzycy. Postanowiła jednak udać, że się nie boi i wyważonym głosem spytała:
       - Dlaczego właśnie mnie? W jakim celu?
       Jej mina zrzedła, gdy poczuła, że czystokrwista podgryzła jej ucho, śmiejąc się słodko.
       - Jesteś taką uroczą osóbką… - rzuciła, odsuwając się od blondynki, jednak nie na tyle, by ta czuła się komfortowo. - Pomyśl, jak wspaniale byłoby mieć takiego drugiego Zero Kiryuu jako swojego pionka? - mówiąc to, zaczęła bawić się lekko poskręcanymi włosami nastolatki. Kaori zdążyła poczuć jej długie paznokcie. - Dziecko Łowców stające się wampirem… Niewyobrażalna moc w zasięgu ręki. Do tego idealnie pasujesz do mojej kolekcji! Kocham takie urocze osóbki - powtórzyła, przeszywając niebieskooką wzrokiem.
       - Obawiam się, że muszę odmówić - odparła beznamiętnie.
       - Jesteś taka zabawna - rzuciła roześmiana Sara, by chwilę później całkowicie zmienić swój wyraz twarzy na drapieżny i niebezpieczny. - Naprawdę myślisz, że masz wybór? Wystarczy słowo sprzeciwu i twojego chłopaka dopadnie wreszcie jego przeznaczenie.
       Kaori spojrzała na Ichiru. Nie wiedziała nawet, czy jest przytomny. Chociaż miał otwarte oczy, wydawał się być nieobecny. Poczuła, że zaczyna się trząść. Nie chciała stać się czyjąś marionetką, samo bycie wampirem wydawało jej się być do zniesienia, ale fakt, że zabijałaby z zimną krwią osoby wyznaczone przez znienawidzoną czystokrwistą?
       - Czy to zgodne z zasadami, że przemienisz mnie wbrew mojej woli…? - spytała ostrożnie.
       Shirabuki uśmiechnęła się triumfalnie i podeszła do chłopaka. Wyciągnęła rękę przed siebie, zamachnęła się i swoimi pazurami rozdarła kolejne warstwy skóry bliźniaka, z których zaczęła ciec krew.
       - Iie!!! Yamete kudasai! - krzyknęła zrozpaczona Mitsui, żałując swoich wcześniejszych słów.
       - Tak, to niezgodne z zasadami. To oczywiste, że mogłabym podziałać na ciebie w taki sposób, że od razu byś się zgodziła, jednak… - Jej krwistoczerwone usta wygięły się w irytującym uśmiechu. - Nie sądzisz, że będzie zabawniej, jak sama będziesz tego chciała? - spytała, zlizując z palców krew chłopaka, po czym znów podniosła dłoń, przymierzając się do następnego ciosu.
       - Rozumiem! - krzyknęła Kao przez łzy. - Proszę, zostaw go, a ze mną zrób, co chcesz… - rzuciła, przegryzając wargę do krwi, co nie umknęło uwadze czystokrwistej.
       - Co chcę? Jestem ciekawa, jak pachnie twoja krew… - powiedziała zamyślona, podchodząc do dziewczyny. - Jednak na chwilę obecną mogę jedynie poczuć jej smak - rzekła przybliżając się zdecydowanie zbyt blisko twarzy blondynki.
       Po chwili Kaori poczuła, że Sara zlizuje z jej warg krew. Automatycznie pierwszym, o czym pomyślała, było obrzydzenie, które jednak szybko przeszło w zwykły strach. Gdy wampirzyca skończyła ową czynność, odsunęła się, ukazując swe krwistoczerwone tęczówki i białe jak śnieg kły. Następnie ponownie przysunęła się do Łowczyni, tym razem celując w szyję. Przejechała językiem w miejscu, w którym chciała, jak niegdyś Shizuka Zero, zasiać ziarno grzechu.
       Nastolatka poczuła łzy spływające jak szalone po jej twarzy. Przed oczyma przeleciało jej pełno scen z życia. Starała się nie myśleć, jak to będzie, gdy przemiana dobiegnie końca. Zamknęła oczy i wyczekiwała tępego bólu, jednak poczuła tylko przerażające zimno w okolicy szyi. Wzdrygnęła się, otwierając oczy. Ze zdziwieniem spostrzegła, że jej szyja jest zamrożona, podobnie jak większość pokoju - w tym Sara, która została przymrożona do ściany. Zwróciła wzrok w kierunku drzwi. Widząc w nim Aidou, poczuła tak ogromną ulgę, że chciała do niego pobiec i się przytulić, ale kiedy zorientowała się, co zrobił, przestraszyła się nie na żarty.
       - Hanabusa! Zabierz lód! Natychmiast - błagała ze łzami w oczach.
       - Kao-chan, o co… - chciał spytać, jednak Sara wyswobodziła się z potrzasku, sprawiając, że lód wyparował.
       - Nareszcie… Myślałam, że zdążę to zrobić bez większej zabawy, ale wygląda na to, że Takuma jednak się spisał - zaśmiała się pod nosem, widząc minę nowoprzybyłego. - Kawaisō. Myślałeś, że targają nim takie emocje jak przyjaźń? Dawno już zapomniał, co to za uczucie…
       - Zauroczyłaś go, nie panuje nad sobą - zauważył chłopak, czując ból w sercu na myśl o starym przyjacielu.
       - Znudził mnie ten temat. Wróćmy do poprzedniego, bardziej mnie interesuje… - oznajmiła Shirabuki, oblizując usta i wpatrując się w zdezorientowaną blondynkę, do której podeszła. - Grzeczna dziewczynka.
       Zaczęła głaskać ją po głowie.
       - Proszę, zrób to, co musisz, ale puść ich wolno… - poprosiła cicho, gdy poczuła, że wampirzyca znów się przybliża. Ta zaśmiała się dźwięcznie, przez co dziewczynie zrobiło się niedobrze. Już teraz wiedziała, że ten śmiech długo będzie prześladować ją w snach. O ile oczywiście ich doczeka.
       - Iie. Teraz chwilkę pośpisz… A następnie zagramy w bardzo… - zachichotała. - Interesującą grę - dopowiedziała.
       Kaori nie zdążyła nawet zastanowić się nad sensem słów czystokrwistej, ponieważ osunęła się w ciemność.
***
       Zero zaklął pod nosem. Nie miał pojęcia, dokąd mogła zostać przeniesiona Kaori ani gdzie może znajdować się Aya.
       Choć z początku nie chciał zaczynać od akademików, w końcu postanowił je jednak sprawdzić. Podczas szkolenia niejednokrotnie wbijano mu do głowy, żeby najpierw iść do miejsca, w którym poszukiwana osoba ostatnio przebywała. Poza tym, kiedy nad tym chwilę pomyśleć, można było dojść do wniosku, że atak Toumy - bo to na pewno jego sprawka - od razu mógł być wymierzony w Ayę. Skoro tak, prawdopodobnym było, iż została napadnięta, przebywając w dormitorium.
       Chłopak nie tracił czasu, migiem udał się do celu, po drodze bez namysłu zabijając wrogów. Szybko zorientował się, że oba akademiki są puste, bo sprawdził je prędko. W żeńskim natknął się na jedną z ofiar ataku - Sayori Wakabę. Najwidoczniej nie udała się na bal. Była ubrana całkowicie normalnie i leżała na korytarzu. Naturalnie sprawdził jej puls. Niestety, nie żyła już - i to od ładnych paru minut. Ponadto w pokoju Ayi i Otsune widać było ślady krwi - sęk w tym, że z powodu braku wampirzych zmysłów Kiryuu nie mógł stwierdzić, do kogo należy. Mógł to sprawdzić w inny sposób, ale nie było na to czasu. Wypadł z dormitorium, by skierować się ku szkole.
***
       Suzaku szedł pospiesznie w stronę budynku szkolnego, w którym ponoć odbywał się bal. Irytował go fakt, że przez jakiś sprytny czar czystokrwistego jego zmysły są tak przytępione i nie może zawczasu zorientować się w sytuacji, jaka miała miejsce w sali. Obawiał się najgorszego, aczkolwiek wciąż miał nadzieję, że mimo wszystko nie stało się jeszcze nic szczególnie złego.
       Suzue polecił ochronę Reiko i Deichiego. Jako iż limit jej mocy wygasł, dziewczyna nie na wiele by się zdała w walce z prawdziwego zdarzenia. Namizawa początkowo próbowała protestować. Shoutou widział, jak bardzo zależy jej na Ayi, jak bardzo chce ją odnaleźć i jej pomóc, jak się o nią martwi i jak bardzo pragnie, by było już po wszystkim. Niemniej jednak chłopakowi udało się przekonać koleżankę, że bardziej przyda się rannej Łowczyni i jej rocznemu synkowi. Zaproponował, by dziewczyna zaprowadziła ich do jednego ze schronów i tam poczekała na rozwój wydarzeń. Choć jej się to nie podobało, Suzaku trafnie zauważył, że Aya na pewno będzie jej wdzięczna za ochronę tak bliskich jej sercu osób. Między innymi to przekonało Suzue do wykonania polecenia księcia.
       Młodzieniec musiał przyznać, że naprawdę polubił rodzeństwo służące rodowi Hiou. Byli tak wierni, tak lojalni, a przy tym tak… prawdziwi, tak szczerzy, że serce rosło. Poza tym, czym więcej osób dbało o bezpieczeństwo Ayi, tym lepiej.
       Dotarł już na miejsce, lecz gdy tylko spostrzegł, że póki co nie wywiązała się żadna regularna walka, rzeź czy cokolwiek w tym rodzaju, postanowił nie wchodzić do sali głównym wejściem. Doskonale wiedział, jak na jego widok reagowali inni. Obok niego po prostu nie dało się przejść obojętnie i choć jakiejś jego narcystycznej części bardzo to pochlebiało, coraz częściej miał tego dość.
       Wszedł do szkoły z innej strony i począł zbliżać się do skrzydła, w którym mieściła się sala. Zdumiał się niemało, gdy na korytarzu bezpośrednio graniczącym z miejscem docelowym zauważył Kaiena Kurosu, Shuuseia Namizawę i Yaeko Nakazawę. Oni też go już spostrzegli. Szybko do nich doskoczył i zapytał, jak sprawy stoją. Wszystkiego się dowiedziawszy i zapewniwszy Kaiena i Shuuseia, że z Reiko, Deiem i Suzue wszystko w porządku, zabrał się za wymyślanie planu, który pozwoliłby im oddzielić uczniów placówki od wrogich wampirów, by potem zręcznie pozbyć się tych ostatnich.
***
       Pierwszym, co poczuła, była zimna i niewygodna podłoga, na której leżała. Bała się otworzyć oczy, nie była przygotowana na to, co czekało ją po ich otwarciu. Po chwili postanowiła, że jest gotowa, aby zderzyć się z rzeczywistością, chociaż cały czas targała nią niejaka nadzieja, że to wszystko to jakiś chory sen, nierealne obrazy, które wkrótce znikną. Jako że nie czuła bólu, stwierdziła, iż w ciągu tego wymuszonego snu nic nie stało się jej ciału. Zdawała sobie sprawę, że nie przygotuje się psychicznie na walkę, ponieważ Shirabuki dała jej jasno do zrozumienia, że nastolatka nie może wykonać żadnych kroków. Zebrała w sobie odwagę i powoli otworzyła oczy, które ułamek sekundy po tym były już zalane łzami. Tym razem obaj chłopcy byli powieszeni na metalowych obręczach, dodatkowo w większości byli pokryci grubymi, metalowymi łańcuchami. Czystokrwista stała przy blondynie i wpijała się właśnie w jego szyję. Aidou miał na swych podartych ubraniach dużo krwi, lecz śladów uderzeń czy zadrapań nie było widać - oczywiście przez wzgląd na regenerację. Pierwszym, co zrobiła Kao, było sprawdzenie, czy bliźniak odzyskał przytomność. Nadal wyglądał okropnie słabo, oczy miał zamknięte, ale dało się dostrzec unoszenie zakrwawionej klatki piersiowej.
       Sara przerwała swój posiłek, odwróciła się w stronę Kao i spojrzała na nią swymi krwistoczerwonymi oczyma, wyginając zakrwawione usta na kształt uśmiechu.
       - Kaori-chan, zabawmy się - zagaiła swoim irytująco milutkim głosikiem. - Może przedstawię ci zasady - rzuciła, zaczynając przechadzkę po pokoju skąpanym w szarości. Kaori mimo woli zastanawiała się, jakim cudem Aidou dał się tam zawiesić, przecież w każdym momencie mógł wytworzyć lód na kajdanach i je zniszczyć. Stwierdziła, że czystokrwista widocznie oddziaływała na niego. - Pewnie zastanawia cię fakt, czemu ten słodki blondynek nie wyrwał się jeszcze z pułapki. Otóż zdziwię cię, nie kazałam mu tego nie robić, ponieważ zniszczyłby grę. Otóż… - zaśmiała się znów. - Jeśli blondasek spróbuje się uwolnić, twój uroczy bliźniak zostanie stracony. W przypadku kiedy któryś z nich się poruszy - zada ból drugiemu. Te prześliczne łańcuchy są nasączone niezwykłą magią…
       - Ale… - zaczęła dygocząc, nie bardzo rozumiejąc, w jakim celu Shirabuki to robi.
       - Twoją rolą… jest wybrać jednego, który przeżyje - oznajmiła i zaśmiała się okrutnie. Następnie przeszyła przerażoną nastolatkę pogardliwym spojrzeniem i przymilnym tonem wysyczała - Kogo wybierzesz, Kaori-chan?






***
Witamy, witamy ^.^
Jejku, ile emocji wywołał w Was poprzedni rozdział… ^^’ Ciekawe jesteśmy, co powiecie po tym. Cóż, w każdym razie dziękujemy Wam wszystkim za opinie, miłe słowa i po prostu za to, że jesteście. Zapraszamy też na kolejny rozdział, który ukaże się w środę i nosi tytuł „Świt”. Bai bai! ;*
[wpis z dnia 16.04.11]

1 komentarz:

  1. Przeklęta Sara , czy ona nie może się od tego wszystkiego powstrzymać.
    Oby udało im się załagodzić tą sprawę.

    OdpowiedzUsuń