poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XVI, rozdział LXXVI - "Próby"




       - Dokąd się wybierasz, Kao-senpai? - spytała Yaeko, widząc, że blondynka wkłada jakieś drobiazgi do torebki.
       - Jadę dzisiaj na cmentarz, wrócę zapewne dopiero wieczorem - odparła.
       - Możesz opuścić teren Akademii? - zdziwiła się Nakazawa. - Myślałam, że to dozwolone tylko w określone dni w roku szkolnym.
       - Tak zazwyczaj jest… - przyznała Mitsui. - Ale to inna sprawa. Rodzice wyrazili więc zgodę.
       - Soka.
       Yae zaczęła nerwowo bawić się palcami, jednocześnie spuszczając wzrok.
       - Ano… Myślisz, że udałoby ci się załatwić nam jakiś mały wypad do miasteczka? Wiesz, przed spotkaniem z Ryu-senpai…
       Zarumieniła się.
       - Zobaczę, co da się zrobić.
       Kaori puściła oko, młodsza rozpromieniła się.
       - Arigatō! - Yaeko serdecznie objęła przyjaciółkę. - Idziesz na śniadanie?
       - Iie, zaraz muszę lecieć - odpowiedziała niebieskooka. - Zjem coś po drodze.
       - Soka. W takim razie pójdę już. Mata ne, Kao-senpai!
       Nastolatka wybiegła z pokoju, zostawiając szesnastolatkę samą. Dziewczyna wyjęła dobrze ukrytą broń i przypasała ją sobie. Szybko narzuciła na siebie płaszczyk, po czym wyszła na korytarz i skierowała się ku schodom. Po drodze spotkała Ayę.
       - Ohayō, nēsan! - przywitała się. - Gotowa na podróż?
       - Chyba tak - odparła brunetka, zrównując się z imōto.
       Na dworze dziewczęta spotkały się z Ichiru. Młodzież poszła jeszcze na moment do domku dyrektora, a potem opuściła teren Akademii Kurosu i ruszyła w drogę. W miasteczku dołączył do nich Zero. Razem udali się na niewielki dworzec.

       Aya, z głową opartą na ramieniu Zero, wpatrywała się w zmieniający się za otwartym oknem pociągu krajobraz. Naprzeciwko Kaori i Ichiru, tradycyjnie wtuleni w siebie, drzemali.
       - Co się dzieje? - spytał cicho Zero.
       - Sama nie wiem - przyznała brunetka. - Z jakiegoś powodu… czuję niepokój. Jakby coś się miało wydarzyć. Przed balem tata powiedział mi, że takie przeczucia często miewają czystokrwiści - dodała.
       - Mnie również wydaje się, że coś się może zdarzyć. Coś niedobrego. Nie wiem tylko, czy ma to związek z naszym dzisiejszym wyjazdem, czy z czymś, co stanie się kiedy indziej.
       - Właśnie… - westchnęła.
       Pojazd zatrzymał się właśnie w jakiejś niewielkiej mieścinie. Po brukowanych uliczkach widocznych tuż za stacją wałęsali się znudzeni ludzie. Dżentelmen w eleganckim garniturze zerknął na zegarek, po czym przyspieszył kroku. Starsza pani dźwigała siatkę pełną zakupów, kobieta z dzieckiem w wózku spacerowała między kamieniczkami. Straganiarz nawoływał potencjalnych klientów zapewniając, że jego produkty są najlepsze i najtańsze ze wszystkich. Dwoje wesołych szkrabów goniło za kolorową piłką.
       Życie tych osób musi być takie zwyczajne, pomyślała Aya.
       Jeszcze rok temu oddałaby wszystko za to, by być normalnym człowiekiem. Teraz z kolei coraz częściej łapała się na tym, że woli obecny stan rzeczy - mimo tego, że jest wampirem. Miała ukochaną siostrę, która jest z nią zawsze, gdy tego potrzebuje, wspaniałego chłopaka, na którego bezustannie może liczyć, Otsune, swoją bratnią duszę, tatę, który okazał się dobrą i kochającą osobą, ciocię, dzięki której przez tyle lat mogła wieść względnie normalne życie…
       Zbyt dużo czasu spędziłam na użalaniu się nad sobą, stwierdziła. Tak długo byłam przekonana, że jestem zupełne sama…
       Choć w tej chwili widziała wszystkie pozytywne aspekty swego życia i je doceniała, wiedziała, iż jeszcze nieraz przeżywać będzie chwile słabości i zwątpienia.
       Ale teraz przynajmniej mam kogoś, kto będzie mnie stawiał do pionu!
       Zachichotała. Zero spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem, po czym mocniej ścisnął jej rękę.
***
       Kaori szła samotnie przez nieznane miasteczko, nienaturalnie zresztą puste. Jedynymi dźwiękami, jakie dochodziły do jej uszu, były przerażający świst wiatru i szalone bicie jej serca.
       Była noc. Niebo, czarne jak smoła, oświetlał jedynie księżyc w pełni. Gwiazdy pouciekały, jakby nie chciały być świadkami strasznego widowiska, które miało się wydarzyć.
       Blondynka odwróciła się gwałtownie, gdyż wydawało jej się, że do jej uszu dobiegł jakiś szelest.
       Wpatrywała się uważnie w miejsce, z którego dobiegł dźwięk, lecz było tam zupełnie pusto.
       Odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić. Czuła, że jest spocona. Bała się jak nigdy.
       Powoli rozpoczęła dalszą wędrówkę. Nie wiedziała, dokąd idzie. Po prostu musiała się ruszać, była zbyt przestraszona, by stać w miejscu.
       Przez kilka minut szła przed siebie, mijając szare budynki. Zauważyła, że okna wielu z nich były wybite. W innych zaś zabite deskami. Fakt ten sprawił tylko, że jej przerażenie się potęgowało.
       Serce jej stanęło, gdy usłyszała jakiś syk. W panice rozglądała się dookoła, a jej dłoń zacisnęła się na rękojeści katany.
       Przez pierwszych kilkanaście sekund nic nie zauważyła, ale potem… potem na ścianie jednej z kamienic dostrzegła czyjś złowrogi cień.
       Nie była sama.
       Nagle poczuła, że coś ciągnie ją w kierunku uliczki, którą prawdopodobnie „to coś” się oddaliło. Poszła tam jakby bezwiednie, jakby to ktoś inny stawiał za nią kroki.
       Zbliżała się już do zakrętu, gdy usłyszała coś jak małe chlupnięcie. Zerknęła pod nogi.
       To była krew.
       Przełknęła ślinę, ale ruszyła dalej.
       Gdy skręciła, ujrzała widok podobny do tego, który zastała w budynku szkolnym podczas ataku Rido. Ale ten był gorszy.
       Wszystkie ofiary, leżące bez życia na wybrukowanej uliczce, były młodymi dziewczętami. Nastolatkami, nie młodszymi niż gimnazjalistki i nie starszymi niż początkujące studentki. Każda z nich była brudna od krwi, której zresztą wszędzie wokół było pełno. Każda nosiła na sobie ślady ugryzienia, najczęściej na szyi, ale nie tylko.
       Kaori stała nieruchomo, jak w transie przyglądając się martwym dziewczętom. Serce waliło jej ze strachu.
       Nagle stało się coś strasznego. Świat wokół stał się dziwnie… czerwony. Szesnastolatka podniosła wzrok na niebo. Dojrzała przyczynę dziwnego zjawiska - księżyc przybrał krwisty odcień.
       Wpatrywała się w niego przez jakiś czas.
       Potem usłyszała szelest i ciche pomrukiwania. Oderwała wzrok od księżyca i spojrzała przed siebie.
       „Martwe” dziewczyny wcale nie były nieżywe. Powoli się podnosiły, ich kończyny nienaturalnie się wyginały, a na bladych twarzach naznaczonych szaleństwem świeciły się czerwone oczy. Wampirzyce Poziomu E zauważyły Kao i jak na komendę ruszyły w jej kierunku.
       Przerażona dziewczyna rzuciła się biegiem do ucieczki. Wróciła na ulicę, z której przybyła. Bała się odwrócić lub zwolnić. W pewnym momencie poślizgnęła się i upadła. Odwróciła się i zauważyła, że gorsze niż zombie potwory wciąż za nią idą. A to, na czym się poślizgnęła, było niczym innym jak świeżą krwią.
       Wstała szybko i zaczęła dalej uciekać. Serce waliło jej tak mocno, jakby miało zamiar wyrwać się z piersi. Oddech stał się przyspieszony i nieregularny.
       Zatrzymała się na moment, by zaczerpnąć tchu. Z ulgą zauważyła, że udało jej się zgubić Poziomy E. Ale wtedy usłyszała znajome już syknięcie.
       Mimo woli krzyknęła i poderwała się do dalszego biegu.
       Czuła, że „to coś” ją goni. Nie obawiała się już wampirzyc z najniższego poziomu. To, co ją goniło, było o wiele gorsze.
       Brakowało jej już tchu, a mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Musiała się zatrzymać.
       I wtedy po raz kolejny usłyszała straszne syknięcie. Tuż za nią. Odwróciła się, przerażona, ale nikogo tam nie było. Postanowiła jednak, że mimo wszystko musi biec dalej. Musi uciec.
       Odwróciła się i zatrzymała wpół kroku.
       Stała przed nią postać, która z jakiegoś powodu zdała jej się straszniejszą niż wszystko, co do tej pory widziała. Długi, czarny płaszcz skrzętnie ją osłaniał, a obszerny kaptur zakrywał twarz, przez co Kao nie mogła nawet orzec, czy osoba ta była kobietą, czy mężczyzną.
       Ręka dziewczyny powędrowała ku rękojeści katany, ale gdy już chciała ją złapać… nie chwyciła nic poza powietrzem. Jej broń, jej jedyna szansa… zniknęła.
       Powoli uniosła wzrok. Napotkała przeszywające ją spojrzeniem krwistoczerwone oczy. Białe kły błysnęły w szyderczym uśmiechu.
       Nie mogła się ruszyć. Coś ją powstrzymywało i nie był to jedynie strach - raczej jakaś potężna siła osoby, z którą się zetknęła.
       Nie mogła nic zrobić. Szeroko otwarte, błękitne oczy wpatrywały się więc tylko w niemym przerażeniu na powoli zbliżającą się do jej szyi twarz skrytą w półmroku.
       Jej umysł stał się dziwnie pusty. Wszystkie myśli uleciały. Został tylko strach. Ogromny, wszechogarniający ją strach.
       Poczuła na szyi lodowaty oddech tajemniczej postaci, potem jej język.
       Zaś w chwili, w której została ugryziona, kaptur zsunął się z głowy sprawcy.
***
       Wrzasnęła, budząc przy tym Ichiru i wyrywając z transu Ayę i Zero. Serce jej waliło, nieregularny oddech był nienaturalnie szybki.
       - Co się stało? - spytał zaspany Kiryuu.
       - Śnił ci się koszmar? - zapytała zmartwiona siostra.
       Kaori musiała pomyśleć, zanim odpowiedziała. Przez chwilę miała bowiem pusty umysł. Był w nim tylko strach.
       - Taak… Tak myślę - rzekła w końcu. - Gomen.
       - Nie musisz przepraszać. - Ichiru przytulił dziewczynę, uspokajającym gestem głaszcząc ją po głowie. - Serce wciąż wali ci jak oszalałe - powiedział po chwili.
       - Ja… - zaczęła Kao. - Strasznie się boję, choć nie mam już czego, skoro koszmar się skończył. Ale… - zawahała się. - Sama nie wiem - mruknęła.
       - Pamiętasz, co ci się śniło? - odezwał się Zero.
       Szesnastolatka pokręciła przecząco głową. Nie pamiętała nic z wyjątkiem wszechogarniającego ją przerażenia.
       Pociąg zaczął się zatrzymywać.
       - To nasza stacja - rzekła Aya.
       Wstali i powlekli się ku wyjściu.

       Weszli do pierwszej lepszej kawiarni, by dać Kaori szansę na porządne uspokojenie się. Usiedli wygodnie przy jednym ze stolików, po czym każdy zamówił sobie coś do picia.
       Kao-chan naprawdę jest wstrząśnięta tym snem, zauważyła Aya, dyskretnie przyglądając się siostrze. Biedna. Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Wiem, jak straszne mogą być koszmary, pomyślała, przypominając sobie sen, w którym zabiła imōto. Wzdrygnęła się bezwiednie.
       Wkrótce blondynka nieco się ożywiła.
       Skoro i tak niczego nie pamiętam, z jakiej racji mam się tym tak przejmować?
       Grupa rozmawiała przez jakiś czas, bez pośpiechu sącząc swoje napoje. Kiedy skończyli, zapłacili i wyszli.
       Bliźniacy prowadzili, gdyż dobrze znali te okolice. W końcu wychowali się w domku za miastem. Obaj wyglądali na zamyślonych.
       - Trzeba kupić jakieś kwiaty - uprzytomniła sobie Kaori, kiedy przechodzili właśnie przez park.
       - Hm… - mruknęła Aya, myśląc nad czymś intensywnie. - Matte.
       Oddaliła się na moment, by wybrać miejsce, w którym nikt nie mógłby jej dostrzec. W końcu takowe znalazła. Rozejrzała się jeszcze dla pewności, po czym kucnęła, wystawiając dłoń przed siebie w taki sposób, w jaki kilka dni temu zrobił to Suzaku. Zamknęła oczy, by przywołać do siebie obraz tego, co chciała stworzyć. Przypomniała sobie cechy ziemi, o których mówił Shoutou, po czym z uwagą sięgnęła po jedną z wielu nowych mocy. Czuła, jak wypełnia ją magia.

       - Skąd je wytrzasnęłaś? - zapytała zdezorientowana Kaori, wytrzeszczając przy tym oczy. Ujrzała bowiem, że onēsan zbliża się do nich z dwoma bukietami pięknych kwiatów.
       Aya uśmiechnęła się tylko pod nosem.
       - Od kiedy masz jego moc? - spytała blondynka, domyślając się już wszystkiego. Wiedziała, że panowanie nad żywiołem ziemi było „podstawową” umiejętnością Króla Mroku - powiedziała jej o tym Maria.
       - Wymieniliśmy się mocami przed balem - wyjaśniła krótko brunetka, wzruszając przy tym ramionami. Zrównała się z pozostałymi.
       - Wiedziałeś o tym? - Kao posłała Zero badawcze spojrzenie.
       - Uhm - mruknął tylko.
       - Ale wy wszyscy rozmowni! - żachnęła się niebieskooka, po czym przyspieszyła trochę kroku. Ichiru zaśmiał się pod nosem i prędko ją dogonił.

       Teren cmentarza ogrodzony był ceglanym murem, a wrota, przez które się na niego wchodziło, wykonane były z żelaza.
       Wszyscy przystanęli na chwilę, każde zatopione we własnych myślach.
       Aya westchnęła i jako pierwsza powolnym krokiem ruszyła w stronę bramy. W ślad za nią udała się reszta.
       Cmentarz emanował ciszą i spokojem, w powietrzu dało się wyczuć smutek i nostalgię. Tu i ówdzie stały drzewa, na gałęziach których dopiero zaczęły pojawiać się drobne listki i pączki. Szare nagrobki, wydeptane alejki, powoli budząca się do życia trawa…
       Zero prowadził. Szedł główną aleją, nic nie mówiąc, ściskając tylko rękę swojej dziewczyny.
       W pewnej chwili stanął. Dziewczyny zauważyły, że cmentarz znajdował się na wzgórzu, a kilkaset metrów przed nimi jest urwisko. Wiatr wydawał się w tym miejscu mocniejszy, a barwy, nie wiedzieć czemu, jakby bardziej wyraziste. Tutaj nie było już drzew - słońce delikatnie oświetlało trawę i domy zmarłych, niedaleko stała z kolei niewielka kapliczka.
       - Tam jest ich grób - powiedział cicho Zero, pokazując bratu kierunek, po czym zwrócił się do brunetki. - Chodźmy poszukać twoich dziadków. Zmarli mniej więcej w tym samym okresie, więc powinni być pochowani niedaleko.
       - Uhm - skinęła głową.

       Ichiru położył na grobie jeden z bukietów. Kaori podniosła wzrok znad tablicy z imionami zmarłych i spojrzała na stojącego nieruchomo ze smętnie zwieszoną głową chłopaka. Nagle poczuła się okropnie smutna.
       - Ichiru… - szepnęła, przytulając go mocno.
       - Minęło przeszło pięć lat, a ja jestem tu po raz pierwszy - powiedział cicho. - Czuję się jak ostatni dureń. Czy to w ogóle w porządku, że tutaj jestem? - Delikatnie wyswobodził się z uścisku Kao i uklęknął na ziemi. - Patrzyłem na ich śmierć.
       Nie wiedziała, co powiedzieć. Milczała więc, ale schyliła się i od tyłu objęła osiemnastolatka, próbując w ten sposób dodać mu trochę otuchy.
       - Naprawdę nie przeszkadza ci to, kim byłem? - odezwał się nagle.
       - Dla mnie liczy się to, kim jesteś teraz - odparła szczerze. Wtedy dotarło do niej, że gdyby nie interwencja jej i Ayi… Ichiru prawdopodobnie spoczywałby teraz w jednym z pobliskich grobów. Jej serce przyspieszyło, a oczy napełniły się łzami. Zaczęła lekko drżeć.
       - Hej, co jest? - spytał z troską Kiryuu, odwracając się, by móc spojrzeć na twarz dziewczyny.
       Zajrzała w te ukochane, lawendowe oczy i po raz kolejny zdała sobie sprawę z tego, jak mocno go kocha. Co by się z nią stało, gdyby nie miała go przy sobie? Jak miałaby żyć…?
       Jak w transie wyciągnęła rękę i dotknęła nią policzek ukochanego.
       - Tak się cieszę, że tu jesteś… - szepnęła.
       Przez jakiś czas Ichiru patrzył na nią z lekkim zdziwieniem. Wiedział, o czym myślała. Przygarnął ją do siebie i mocno przytulił.

       Aya i Zero powolnym krokiem przemierzali kolejne rzędy nagrobków, szukając znajomego nazwiska. Nie rozdzielili się, choć wtedy poszłoby im szybciej.
       W pewnej chwili stanęli.
       To tutaj, pomyślała brunetka, wpatrując się w wygrawerowane na nagrobku słowa.
       „Ise i Shinichi Katayama”.
       Dziewczyna położyła na płycie bukiet. Zauważyła, że grób był bardzo czysty i zadbany. Trawa wokół była jakby bardziej zielona niż wszędzie, a tu i ówdzie wychylały się delikatne kwiatki.
       Arigatō, tato.
       Nie chciało jej się wierzyć, że stoi w miejscu, w którym spoczywają jej dziadkowie, rodzice ukochanej mamy.
       - Szkoda, że nie zdążyłam ich poznać - szepnęła. - Musieli być wspaniałymi ludźmi.
       - Uhm - przytaknął Zero.
       Aya czuła się dziwnie spokojnie, choć lekki smutek i tęsknota jej nie opuszczały. Zastanawiała się, jak wyglądałoby spotkanie jej i dziadków, gdyby do takowego doszło. Z jakiegoś powodu była pewna, że ucieszyliby się na jej widok, choć nie mieli przecież pojęcia, że mają wnuczkę.
       Stali tak w milczeniu przez jakiś czas. Potem dołączyli do rodzeństwa. Kaori już się uspokoiła i nie było nawet po niej widać, że płakała.
       Zero wpadł w rodzaj zadumy, a Ichiru wciąż wyglądał na zdołowanego. Aya posłała imōto porozumiewawcze spojrzenie. Młodsza kiwnęła głową.
       Oddaliły się, pozostawiając bliźniaków samych, by mieli czas na skupienie się i refleksję.
       Kao chciała zobaczyć miejsce, w którym spoczywali babcia i dziadek onēsan, więc razem poszły tam jeszcze na chwilę.
       Nēchan jest taka spokojna, pomyślała blondynka, patrząc dyskretnie na Ayę, która z kolei wpatrywała się w imiona wyryte na nagrobku krewnych.
       - To jak, idziemy? - spytała po jakimś czasie szarooka.
       - A co z chłopakami?
       Kaori gestem pokazała siostrze, że bliźniacy wciąż stoją przy grobie rodziców.
       - Zostawmy ich jeszcze samych. Dojdą do nas - odparła brunetka.
       Niespiesznym krokiem udały się na główną aleję, którą zaczęły kroczyć w kierunku bramy cmentarnej. Czym dalej się posuwały, tym bardziej się niepokoiły, choć same nie wiedziały, z jakiego powodu tak się działo.
       Szesnastolatka zadrżała.
       - Nēsan…
       - Wiem - szepnęła Aya. - Coś jest nie tak.
       - Poczekajmy na chłopców - poprosiła Kao, ale onēsan szła już dalej przed siebie. - Shimatta… - jęknęła, ale pospieszyła za siostrą.
       Czym bardziej przybliżam się do bramy, tym mocniejszą wampirzą aurę wyczuwam, pomyślała ze strachem. Właściwie dlaczego tak się boję? Jeśli będzie trzeba walczyć, to co z tego? Robiłam to przecież nieraz… Wrogowie mi nie straszni, powtarzała sobie, dłoń trzymając już na rękojeści katany. No, chyba że przeciwnikiem jest czystokrwisty… lub dhampir z niesamowicie wielką mocą, dodała w myślach, przypominając sobie walkę z Królem Mroku.
       - Dwóch czystokrwistych i arystokrata - mruknęła nagle osiemnastolatka, wyrywając tym samym Kao z zamyślenia.
       - Co? - zapytała.
       - W pobliżu jest dwóch czystokrwistych i jeden arystokrata - powtórzyła Aya.
       - Skąd to wiesz? - Blondynka uniosła brwi.
       - Wyczuwam. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Shimatta, niedobrze będzie, jeśli nas zauważą… - powiedziała jakby sama do siebie.
       Chwileczkę, powinnam umieć już ukryć swoją obecność. Tata wspominał, że niegdyś często to robił…
       Nie wiedziała, jak się do tego zabrać, więc po prostu skupiła się na tym, co chciała osiągnąć, w podobny sposób jak wtedy, gdy korzystała z innych mocy.
       - Hej, to działa! - zachwyciła się. Nagle po prostu poczuła, że jej się udało. Nie mogła tego w żaden sposób wyjaśnić, po prostu tak było.
       Kaori patrzyła tylko na onēsan z rosnącym zdumieniem.
       - Nēchan - odezwała się w końcu. - Jakoś nie bardzo mam ochotę tam iść. Spróbuj po prostu usłyszeć, co się dzieje w pobliżu - poradziła. Nie chciała, by doszło do jakiejkolwiek konfrontacji z czystokrwistymi. Wiedziała, że są dla niej zbyt silnymi przeciwnikami.
       - Hm, to nie taki głupi pomysł - przyznała Aya, dziwiąc się jednocześnie, że sama na to nie wpadła.
       Zamknęła oczy i za pomocą słuchu zaczęła przeczesywać otoczenie. Głosy osób, których szukała, dochodziły tuż zza bramy.
       „Dzieeeń dooobry!”, zawołał ktoś śpiewnym tonem. „Ty musisz być tym chronionym bachorem z rodziny Kuranów, cooo?”
       - O rany… - szepnęła brunetka, powtarzając szybko Kaori to, co usłyszała.
       O rany, zawtórowała jej w myślach blondynka.
       - „Ty także… jesteś czystokrwistym, prawda?” - zacytowała siostrze Aya. - To Yuuki - dodała szybko.
       „Prawda w każdym calu!” - znów ten śpiewny głos, który zdawał się należeć do dziecka. „Jestem głową klanu Touma i przybyłem tu tyyylko po to, żeby ci się przedstawić!”
       „Touma”, szepnęła Yuuki dokładnie w tym samym czasie, gdy nazwisko to powtarzała Kao.
       „Cha, cha! Scena nareszcie zaczyna poruszać się w kierunku krwawej przemocy, którą bardzo kocham, więc wieeecieee cooo?”
       - O co mu chodzi? - pisnęła Kao.
       „Wiecie, co to oznacza?”, powtórzył Touma. „To oznacza, że na mojej drodze pojawi się piekło, a wy nie możecie przeszkodzić mi w napawaniu się tym widokiem!”, wykrzyknął.
       Wtedy rozległ się trzepot skrzydeł. Aya bez namysłu rzuciła się w kierunku bramy.
       - Nie, nēsan! - krzyknęła za nią Kaori, ale brunetka się nie zatrzymała. - Kuso… - szepnęła, zaciskając pięści i przegryzając wargę.
       Dlaczego, do jasnej cholery…
       Biegła już za siostrą.
       …tak bardzo się boję?!

       Aya nie wsłuchiwała się już w to, co działo się przed terenem cmentarza. Była blisko wrót, więc przyspieszyła, pozostawiając imōto w tyle.

       Kuso, kuso, kuso!, rzeklinała w duchu Kao, próbując dogonić onēsan, a także ignorować przerażenie, które ją ogarniało.
       Aya zniknęła już za bramą. Blondynka przyspieszyła i po chwili sama też już była za murem.
       Stanęła, oniemiała. Przestraszona Yuuki siedziała na ziemi, trzęsąc się lekko, a nad nią schylał się nie kto inny jak Hanabusa. Brunetka stała zaś nieruchomo tuż przed Kao, z ręką wyciągniętą przed siebie i skierowaną w Kuranównę. Wszędzie wokół latały czarne jak smoła nietoperze. Nagle wszystkie rzuciły się na Ayę, która jednak zareagowała błyskawicznie i za pomocą nieznanej Kaori mocy sprawiła, że zniknęły.
       - Przeeeszkodziłaś mi, Hiou! Zeeemszczęęę sięęę! - rozległ się głos Toumy.
       Kao zadrżała.
       Dlaczego nēchan jest taka opanowana?, dziwiła się, gdyż sama nie mogła się uspokoić.
       - Dlaczego to zrobiłaś? - odezwała się cicho Yuuki. - Dlaczego nie pozwoliłaś, by mnie zranił?
       - Nie mam pojęcia - rzekła spokojnie osiemnastolatka.
       Blondyn podniósł wzrok na wybawicielkę swojej pani, przez co zauważył też Kaori. Zamarł, ale dziewczyna nie patrzyła na niego, lecz na swą siostrę.
       Touma chciał skrzywdzić, może nawet zabić Yuuki, a nēsan go powstrzymała? Dlaczego to zrobiła, skoro jej nienawidzi?, dziwiła się. Nie, chwila! Przecież to logiczne! Ona chce, by zabił ją ktoś inny… Ktoś, kto obiecał jej, że to zrobi. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Wtedy zauważyła, że głowy Ayi i Yuuki w tym samym momencie zwróciły się ku bramie. Sama też się więc odwróciła. Już tu są, pomyślała, widząc bliźniaków. Z jednej strony poczuła się teraz bezpiecznie, ale z drugiej… była zakłopotana, gdy zdała sobie sprawę z tego, że Ichiru i Hanabusa się spotkali. Obaj młodzieńcy mierzyli się spokojnymi spojrzeniami. Zero z kolei zerknął przelotnie na Yuuki, po czym podszedł do Ayi.
       - Dziękuję - szepnął.
       Za co on jej dziękuje? Za to, że nie zabiła Yuuki?


       Jak w transie chłopak wyciągnął Bloody Rose i powoli zaczął przybliżać się do Kuranówny, patrzącej na niego ze smutkiem.
       O kurczę, miałam rację!
       - Kiryuu, co ty masz zamiar zrobić? - spytał przestraszony Aidou. Zero nie zareagował. Hanabusa chciał już zasłonić Yuuki własnym ciałem, ale ona mu na to nie pozwoliła, odsunęła go delikatnie.


       - Zero, mówiłam ci, że nie mogę jeszcze umrzeć - powiedziała cicho do swojego dawnego przyjaciela.


       - Nie masz na to wpływu - odparł, celując w nią z łowieckiego pistoletu. - A obietnice trzeba wypełniać.
       Kaori patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami, tak samo jak Ichiru i Hanabusa. Tylko Aya stała spokojnie i z opanowaniem patrzyła na rozgrywającą się przed nią scenę.
       Nie wierzę, on naprawdę zamierza ją zabić?, dziwiła się blondynka. A ty, nēsan?, spytała w myślach, przenosząc wzrok na siostrę. Naprawdę zamierzasz na to ot tak sobie patrzeć?
       Wokół panowała niesamowita cisza. Delikatne podmuchy wiatru unosiły kosmyki włosów młodzieży, słońce zaś schowało się za szarymi chmurami.
       Zero zdawał się nacisnąć spust. Kao wstrzymała oddech, ale nic się nie wydarzyło. W powietrzu dawało się wyczuć napięcie.
       Chłopak westchnął.
       - Aya? - odezwał się, odwracając się do swojej dziewczyny.
       Ta zaś uśmiechnęła się lekko i powoli do niego podeszła.
       - Arigatō - rzekła, a jej oczy uroczo błyszczały.
       - Kto jak kto, ale myślałem, że ty naprawdę tego chcesz - powiedział Kiryuu, ale z jakiegoś powodu wyglądał tak, jakby miał się zaraz roześmiać.
       - To byłoby trochę niemądre, gdybyś zrobił coś takiego - odparła, wyciągając mu z dłoni broń. - Wiesz, niezgodność z zasadami i te rzeczy. Nie byłoby kogo obsadzić w roli prezesa Związku. - Puściła do niego oko, po czym zwróciła się do Yuuki. - Wracajcie do domu - poradziła chłodnym tonem. Chwyciła rękę Zero i poprowadziła go ku wciąż zdezorientowanemu rodzeństwu.
***
       - Nie nadążam za tobą, nēchan! - przyznała Kaori, siedząc z siostrą w kuchni w domku dyrektora. Reiko poszła położyć Deichiego, a Kaien załatwiał coś w Związku. Dziewczyny zostały więc na moment same.
       Aya uśmiechnęła się pod nosem i upiła łyk zielonej herbaty.
       - Powiesz coś wreszcie? Dlaczego nie pozwoliłaś mu jej zabić? Tego właśnie chciałaś, prawda?
       - Chciałam mieć pewność, że Zero będzie potrafił to zrobić - sprostowała brunetka. - Tylko na tym mi zależało. To byłoby okrutne, gdybym pragnęła czyjejś śmierci tylko dlatego, że byłam o tę osobę zazdrosna.
       - Nie tylko - zaprzeczyła szesnastolatka. - Byłaś na nią zła, bo skrzywdziła Zero - przypomniała.
       - Wciąż mam do niej o to żal - przyznała starsza. - Ale z drugiej strony… gdyby nie odeszła z Kaname, być może nie miałabym teraz chłopaka - mruknęła.
       Kao westchnęła tylko i pokręciła głową.
       - Co ja z wami wszystkimi mam… - Teatralnym gestem przyłożyła sobie dłoń do czoła. - Hej, a właściwie co ty takiego zrobiłaś, że uniemożliwiłaś Zero zabicie tej jędzy?
       - Hm, tę moc też mam od Suzaku. Dzięki niej mogę kontrolować ruch jakiejś części ciała innej osoby.
       - Ale przecież nacisnął spust…
       - To iluzja. Chyba. Coś w tym stylu… - wyjaśniła. - Nie do końca jeszcze opanowałam tę umiejętność.
       - Jak to nie opanowałaś? Przecież bez zarzutu z niej korzystasz.
       - Racja, źle się wypowiedziałam. Nie do końca ją rozumiem, o to chodzi.
       - Aha… - mruknęła Kaori.
       Ciekawa jestem, czym jeszcze zaskoczy mnie Aya-nēsan!
       Reiko wróciła, więc dziewczyny spędziły z nią trochę czasu na rozmowie. W pewnej chwili Kao przypomniała sobie, że obiecała Yae zapytać rodziców o zgodę na wypad do miasteczka. Gdy Kaien wrócił, szesnastolatka poruszyła tę sprawę.
       Kurosu zamyślił się.
       - To trochę niesprawiedliwe, jeśli wy dostaniecie zgodę na wyjście, a inni uczniowie będą musieli siedzieć w akademikach - zauważył.
       - Wiem, tato, ale… Yae-chan naprawdę na tym zależy! - wykrzyknęła energicznie. - Jest zakochana! Przecież wiecie, jak to jest! - zawołała, patrząc na rodziców.
       - Hm, mam pewien pomysł - rzekł dyrektor. - Będziecie mogły jutro wyjść, ale macie ukryć ten fakt przed resztą uczniów. Jeśli nikt się o tym nie dowie, nie poczuje się urażony ani zazdrosny.
       - Hai! - ucieszyła się blondynka. Ucałowała oboje dorosłych, po czym w podskokach poleciała do dormitorium, by powiedzieć przyjaciółce o tym, co udało jej się zdziałać.
  
       Aya od jakiegoś czasu siedziała w stajni w towarzystwie Zero. Przez jakiś czas po prostu milczeli.
       - Baka! - rzuciła nagle dziewczyna. Przyjaciel spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Coś ty sobie myślał, naprawdę chciałeś ją tam zabić?
       - Skoro już nadarzyła się taka okazja… - mruknął, wzruszając przy tym ramionami. - Obiecałem ci przecież, że to zrobię. Gdybym miał czekać, aż podpadnie Związkowi, prawdopodobnie musielibyśmy czekać całe wieki.
       - Owszem, ale to było strasznie nierozsądne.
       - Nie nadążam za tobą. Cieszy cię to czy wprost przeciwnie? - Kiryuu powstrzymywał się od śmiechu.
       - Cieszę się, cieszę - zapewniła, wtulając się w niego. - Ale gdy tak o tym myślę… to było naprawdę głupie. Gdyby ktoś zdał raport o tym, co się stało, być może musiałbyś się pożegnać z awansem. A prezesem zostałby ktoś nieodpowiedni.
       - W Związku jest wiele osób, które mogłyby pełnić funkcję przewodniczącego - zaprzeczył. - Właściwie nie wiem nawet, czy moja kandydatura jest dobrym pomysłem.
       - Dlaczego? Jesteś najsilniejszym i najzdolniejszym Łowcą - zaczęła wyliczać. - Jako jedyny załatwiłeś czystokrwistego. Masz moc, której inni mogą ci tylko pozazdrościć. Jesteś inteligentny i mimo młodego wieku bardzo doświadczony. Bez problemu utrzymasz w ryzach podwładnych. Ach, no i do tego jesteś niesamowicie przystojny, więc funkcja reprezentacyjna nie będzie tu jakimś szczególnym problemem - wyszczerzyła zęby.
       - Zabawna jesteś - zaśmiał się chłopak. - Naprawdę tak myślisz? - spytał poważnym tonem.
       - Oczywiście - odparła pewnie. - Nie ma nikogo lepszego na stanowisko prezesa Stowarzyszenia Łowców. Ale wiesz…
       - Uhm?
       - Zastanawiam się nad tym, co się ostatnio dzieje. Te przemienione dziewczyny…
       - Taak, ta sprawa jest teraz gorącym tematem w Związku. Zagadka wciąż pozostaje nierozwiązana. Nikt nic nie wie, świadkowie niczego nie pamiętają, ofiary nie mogą niczego zdradzić….
       - Chwila… nie mogą niczego zdradzić? - podchwyciła Aya. - Czyli ich pamięć nie jest wymazywana?
       - Najczęściej jest, ale w innych przypadkach przemienione po prostu słuchają jednego z rozkazów „swego pana”. Nie mogą niczego zdradzić.
       - Ależ przecież z ich umysłu można wszystko wyczytać! - zawołała brunetka. - Mam na myśli te dziewczęta, którym nie wymazano pamięci - dodała szybko. - Jeśli złapalibyście kogoś, kto zachował wspomnienia, ale nie chce się nimi z nikim podzielić, mogę pomóc - oświadczyła.
       - Umiesz już zajmować się takimi… umysłowymi sprawami? - zapytał Zero.
       - No… właściwie jeszcze nie próbowałam. Ale wydaje mi się, że nie będzie z tym większego problemu. Skoro mogłam podzielić się z tobą swoimi wspomnieniami, to dlaczego miałabym nie umieć wejść do czyjegoś umysłu?
       - To już coś. - Kiryuu kiwnął głową. - Może się udać. A tak z ciekawości - masz może kogoś na oku? Poznałaś na balu parę osób…
       - Cały czas obstawiałam Shirabuki - przyznała. - Pamiętasz, mówiłam ci, że tamtego wieczoru, jeszcze przed balem, wyczułam od niej krew - oczywiście to o niczym nie świadczy, ale jednak wzbudziło mój niepokój.
       - Właśnie. I jeszcze… podczas rozmowy z Wakabą… - zaczął.
       - Tak dziwnie na nią patrzyła… - podjęła Aya. - I stwierdziła, że Yori jest słodka… A poza tym… przez chwilę Sayori wyglądała, jakby była w transie.
       - Zadziałał na nią czystokrwisty urok Sary - potwierdził osiemnastolatek.
       - Właśnie - potaknęła dziewczyna. - Ale z drugiej strony… Dzisiejsze słowa tego dzieciaka Toumy…
       - Wiesz, on właściwie jest grubo starszy od nas razem wziętych - wtrącił.
       - Wiem, wiem, ale i tak uważam go za bachora - rzekła. - W każdym razie… ten dzieciak mówił takie rzeczy… Że kocha krwawą przemoc, że na jego drodze pojawi się piekło… Że nikt nie przeszkodzi mu napawać się strasznymi widokami…
       - A to oznacza, że ten bachor jest kolejnym podejrzanym - zgodził się z nią Zero.
       - Tak. I nie zapomnijmy, że nie znamy jeszcze niektórych czystokrwistych. Ale Hanadagi odpadają, bo są pogrążeni we śnie. Matka i wujek Suzaku też… Ouri nie żyje… A Kuranowie raczej tego nie robili. Tata i Suzaku też odpadają. Więc w sumie…
       - Naprawdę tak wierzysz w tego Shoutou? - spytał Kiryuu.
       - Hai - odparła cicho. - Nawet, jeśli ci się to nie podoba, to nie mogę… - zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
       - Rozumiem - zapewnił. - Nie musisz mi się tłumaczyć.
       Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
       Wtulona w Zero, wspominała wydarzenia minionego dnia. Doszła do wniosku, że każdy przeszedł dziś swego rodzaju próbę. Kaori spotkała Hanabusę, Ichiru po raz pierwszy odwiedził grób zmarłych rodziców, Zero odciął się od przeszłości na tyle, że mogła być spokojna o ich dalsze losy. A ona sama? Odwiedziła babcię i dziadka, nie pozwoliła zranić ani zabić Yuuki, choć tak bardzo jej nienawidziła… Zdała sobie sprawę, że każde z nich wyszło ze swojej próby zwycięsko.






***
   Konnichi wa, tuAya.
   Buu, to nasz ostatni rozdział! 0.0 Do końca następnego brakuje nam… przeszło połowy. :/Módlcie się, żebyśmy wylazły wreszcie z tego kryzysu- albo raczej o to, by Kao wreszcie zaczęła pisać, bo tak się dziewczyna leni, że to ludzkie pojęcie przechodzi. T.T Wkurzę się, jeśli znów wyjdzie na to, że coś, co miała napisać ona, napiszę ja…
   Miło nam, że kilka osób zapisało się na nasze forum. Naprawdę robi się tam zabawnie, więc zapraszamy też innych. xD
   Juri, jeszcze raz serdecznie Cię witamy! ;) Czekamy na Ciebie na forum ;)
   No to tak… Jeśli uda nam się dokończyć ten… jeszcze nienazwany rozdział, to dodamy go za tydzień. A jak nie… to za dwa tygodnie… A jak nie… Dobra, nie rozpędzajmy się,trzeba wierzyć, że się uda! Tak? ;) Trzymajcie kciuki! ;* A tak nawiasem mówiąc, dziękujemy Wam za wsparcie. Co my byśmy bez Was zrobiły?
[wpis z dnia 16.10.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz