- Dokąd się wybierasz, Kao-senpai? - spytała Yaeko, widząc, że
blondynka wkłada jakieś drobiazgi do torebki.
- Jadę dzisiaj na
cmentarz, wrócę zapewne dopiero wieczorem - odparła.
- Możesz opuścić
teren Akademii? - zdziwiła się Nakazawa. - Myślałam, że to dozwolone tylko w
określone dni w roku szkolnym.
- Tak zazwyczaj
jest… - przyznała Mitsui. - Ale to inna sprawa. Rodzice wyrazili więc zgodę.
- Soka.
Yae zaczęła nerwowo bawić się palcami, jednocześnie spuszczając
wzrok.
- Ano… Myślisz, że
udałoby ci się załatwić nam jakiś mały wypad do miasteczka? Wiesz, przed
spotkaniem z Ryu-senpai…
Zarumieniła się.
- Zobaczę, co da się
zrobić.
Kaori puściła oko,
młodsza rozpromieniła się.
- Arigatō! - Yaeko
serdecznie objęła przyjaciółkę. - Idziesz na śniadanie?
- Iie, zaraz muszę
lecieć - odpowiedziała niebieskooka. - Zjem coś po drodze.
- Soka. W takim
razie pójdę już. Mata ne, Kao-senpai!
Nastolatka wybiegła z pokoju, zostawiając szesnastolatkę samą.
Dziewczyna wyjęła dobrze ukrytą broń i przypasała ją sobie. Szybko narzuciła na
siebie płaszczyk, po czym wyszła na korytarz i skierowała się ku schodom. Po
drodze spotkała Ayę.
- Ohayō, nēsan! -
przywitała się. - Gotowa na podróż?
- Chyba tak - odparła
brunetka, zrównując się z imōto.
Na dworze dziewczęta spotkały się z Ichiru. Młodzież poszła
jeszcze na moment do domku dyrektora, a potem opuściła teren Akademii Kurosu i
ruszyła w drogę. W miasteczku dołączył do nich Zero. Razem udali się na niewielki
dworzec.
Aya, z głową opartą na ramieniu Zero, wpatrywała się w
zmieniający się za otwartym oknem pociągu krajobraz. Naprzeciwko Kaori i
Ichiru, tradycyjnie wtuleni w siebie, drzemali.
- Co się dzieje? -
spytał cicho Zero.
- Sama nie wiem - przyznała
brunetka. - Z jakiegoś powodu… czuję niepokój. Jakby coś się miało wydarzyć.
Przed balem tata powiedział mi, że takie przeczucia często miewają
czystokrwiści - dodała.
- Mnie również
wydaje się, że coś się może zdarzyć. Coś niedobrego. Nie wiem tylko, czy ma to
związek z naszym dzisiejszym wyjazdem, czy z czymś, co stanie się kiedy
indziej.
- Właśnie… -
westchnęła.
Pojazd zatrzymał się właśnie w jakiejś niewielkiej mieścinie. Po
brukowanych uliczkach widocznych tuż za stacją wałęsali się znudzeni ludzie.
Dżentelmen w eleganckim garniturze zerknął na zegarek, po czym przyspieszył
kroku. Starsza pani dźwigała siatkę pełną zakupów, kobieta z dzieckiem w wózku
spacerowała między kamieniczkami. Straganiarz nawoływał potencjalnych klientów
zapewniając, że jego produkty są najlepsze i najtańsze ze wszystkich. Dwoje
wesołych szkrabów goniło za kolorową piłką.
Życie
tych osób musi być takie zwyczajne, pomyślała
Aya.
Jeszcze rok temu oddałaby wszystko za to, by być normalnym
człowiekiem. Teraz z kolei coraz częściej łapała się na tym, że woli obecny
stan rzeczy - mimo tego, że jest wampirem. Miała ukochaną siostrę, która jest z
nią zawsze, gdy tego potrzebuje, wspaniałego chłopaka, na którego bezustannie
może liczyć, Otsune, swoją bratnią duszę, tatę, który okazał się dobrą i
kochającą osobą, ciocię, dzięki której przez tyle lat mogła wieść względnie
normalne życie…
Zbyt
dużo czasu spędziłam na użalaniu się nad sobą, stwierdziła. Tak długo
byłam przekonana, że jestem zupełne sama…
Choć w tej chwili widziała wszystkie pozytywne aspekty swego
życia i je doceniała, wiedziała, iż jeszcze nieraz przeżywać będzie chwile
słabości i zwątpienia.
Ale
teraz przynajmniej mam kogoś, kto będzie mnie stawiał do pionu!
Zachichotała. Zero spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem, po
czym mocniej ścisnął jej rękę.
***
Kaori szła samotnie przez nieznane miasteczko, nienaturalnie
zresztą puste. Jedynymi dźwiękami, jakie dochodziły do jej uszu, były
przerażający świst wiatru i szalone bicie jej serca.
Była noc. Niebo, czarne jak smoła, oświetlał jedynie księżyc w
pełni. Gwiazdy pouciekały, jakby nie chciały być świadkami strasznego
widowiska, które miało się wydarzyć.
Blondynka odwróciła się gwałtownie, gdyż wydawało jej się, że do
jej uszu dobiegł jakiś szelest.
Wpatrywała się uważnie w miejsce, z którego dobiegł dźwięk, lecz
było tam zupełnie pusto.
Odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić. Czuła, że jest
spocona. Bała się jak nigdy.
Powoli rozpoczęła dalszą wędrówkę. Nie wiedziała, dokąd idzie. Po
prostu musiała się ruszać, była zbyt przestraszona, by stać w miejscu.
Przez kilka minut szła przed siebie, mijając szare budynki.
Zauważyła, że okna wielu z nich były wybite. W innych zaś zabite deskami. Fakt
ten sprawił tylko, że jej przerażenie się potęgowało.
Serce jej stanęło, gdy usłyszała jakiś syk. W panice rozglądała
się dookoła, a jej dłoń zacisnęła się na rękojeści katany.
Przez pierwszych kilkanaście sekund nic nie zauważyła, ale potem…
potem na ścianie jednej z kamienic dostrzegła czyjś złowrogi cień.
Nie była sama.
Nagle poczuła, że coś ciągnie ją w kierunku uliczki, którą
prawdopodobnie „to coś” się oddaliło. Poszła tam jakby bezwiednie, jakby to
ktoś inny stawiał za nią kroki.
Zbliżała się już do zakrętu, gdy usłyszała coś jak małe
chlupnięcie. Zerknęła pod nogi.
To była krew.
Przełknęła ślinę, ale ruszyła dalej.
Gdy skręciła, ujrzała widok podobny do tego, który zastała w
budynku szkolnym podczas ataku Rido. Ale ten był gorszy.
Wszystkie ofiary, leżące bez życia na wybrukowanej uliczce, były
młodymi dziewczętami. Nastolatkami, nie młodszymi niż gimnazjalistki i nie
starszymi niż początkujące studentki. Każda z nich była brudna od krwi, której
zresztą wszędzie wokół było pełno. Każda nosiła na sobie ślady ugryzienia,
najczęściej na szyi, ale nie tylko.
Kaori stała nieruchomo, jak w transie przyglądając się martwym
dziewczętom. Serce waliło jej ze strachu.
Nagle stało się coś strasznego. Świat wokół stał się dziwnie… czerwony.
Szesnastolatka podniosła wzrok na niebo. Dojrzała przyczynę dziwnego zjawiska -
księżyc przybrał krwisty odcień.
Wpatrywała się w niego przez jakiś czas.
Potem usłyszała szelest i ciche pomrukiwania. Oderwała wzrok od
księżyca i spojrzała przed siebie.
„Martwe” dziewczyny wcale nie były nieżywe. Powoli się podnosiły,
ich kończyny nienaturalnie się wyginały, a na bladych twarzach naznaczonych
szaleństwem świeciły się czerwone oczy. Wampirzyce Poziomu E zauważyły Kao i
jak na komendę ruszyły w jej kierunku.
Przerażona dziewczyna rzuciła się biegiem do ucieczki. Wróciła na
ulicę, z której przybyła. Bała się odwrócić lub zwolnić. W pewnym momencie
poślizgnęła się i upadła. Odwróciła się i zauważyła, że gorsze niż zombie
potwory wciąż za nią idą. A to, na czym się poślizgnęła, było niczym innym jak
świeżą krwią.
Wstała szybko i zaczęła dalej uciekać. Serce waliło jej tak
mocno, jakby miało zamiar wyrwać się z piersi. Oddech stał się przyspieszony i
nieregularny.
Zatrzymała się na moment, by zaczerpnąć tchu. Z ulgą zauważyła,
że udało jej się zgubić Poziomy E. Ale wtedy usłyszała znajome już syknięcie.
Mimo woli krzyknęła i poderwała się do dalszego biegu.
Czuła, że „to coś” ją goni. Nie obawiała się już wampirzyc z
najniższego poziomu. To, co ją goniło, było o wiele gorsze.
Brakowało jej już tchu, a mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa.
Musiała się zatrzymać.
I wtedy po raz kolejny usłyszała straszne syknięcie. Tuż za nią.
Odwróciła się, przerażona, ale nikogo tam nie było. Postanowiła jednak, że mimo
wszystko musi biec dalej. Musi uciec.
Odwróciła się i zatrzymała wpół kroku.
Stała przed nią postać, która z jakiegoś powodu zdała jej się
straszniejszą niż wszystko, co do tej pory widziała. Długi, czarny płaszcz
skrzętnie ją osłaniał, a obszerny kaptur zakrywał twarz, przez co Kao nie mogła
nawet orzec, czy osoba ta była kobietą, czy mężczyzną.
Ręka dziewczyny powędrowała ku rękojeści katany, ale gdy już
chciała ją złapać… nie chwyciła nic poza powietrzem. Jej broń, jej jedyna
szansa… zniknęła.
Powoli uniosła wzrok. Napotkała przeszywające ją spojrzeniem
krwistoczerwone oczy. Białe kły błysnęły w szyderczym uśmiechu.
Nie mogła się ruszyć. Coś ją powstrzymywało i nie był to jedynie
strach - raczej jakaś potężna siła osoby, z którą się zetknęła.
Nie mogła nic zrobić. Szeroko otwarte, błękitne oczy wpatrywały
się więc tylko w niemym przerażeniu na powoli zbliżającą się do jej szyi twarz
skrytą w półmroku.
Jej umysł stał się dziwnie pusty. Wszystkie myśli uleciały.
Został tylko strach. Ogromny, wszechogarniający ją strach.
Poczuła na szyi lodowaty oddech tajemniczej postaci, potem jej
język.
Zaś w chwili, w której została ugryziona, kaptur zsunął się z
głowy sprawcy.
***
Wrzasnęła, budząc przy tym Ichiru i wyrywając z transu Ayę i
Zero. Serce jej waliło, nieregularny oddech był nienaturalnie szybki.
- Co się stało? -
spytał zaspany Kiryuu.
- Śnił ci się
koszmar? - zapytała zmartwiona siostra.
Kaori musiała pomyśleć, zanim odpowiedziała. Przez chwilę miała
bowiem pusty umysł. Był w nim tylko strach.
- Taak… Tak myślę -
rzekła w końcu. - Gomen.
- Nie musisz
przepraszać. - Ichiru przytulił dziewczynę, uspokajającym gestem głaszcząc ją
po głowie. - Serce wciąż wali ci jak oszalałe - powiedział po chwili.
- Ja… - zaczęła Kao.
- Strasznie się boję, choć nie mam już czego, skoro koszmar się skończył. Ale…
- zawahała się. - Sama nie wiem - mruknęła.
- Pamiętasz, co ci
się śniło? - odezwał się Zero.
Szesnastolatka pokręciła przecząco głową. Nie pamiętała nic z
wyjątkiem wszechogarniającego ją przerażenia.
Pociąg zaczął się zatrzymywać.
- To nasza stacja -
rzekła Aya.
Wstali i powlekli się ku wyjściu.
Weszli do pierwszej lepszej kawiarni, by dać Kaori szansę na porządne
uspokojenie się. Usiedli wygodnie przy jednym ze stolików, po czym każdy
zamówił sobie coś do picia.
Kao-chan naprawdę jest
wstrząśnięta tym snem, zauważyła Aya, dyskretnie przyglądając się siostrze.
Biedna. Mam nadzieję, że szybko dojdzie
do siebie. Wiem, jak straszne mogą być koszmary, pomyślała, przypominając
sobie sen, w którym zabiła imōto. Wzdrygnęła się bezwiednie.
Wkrótce blondynka nieco się ożywiła.
Skoro
i tak niczego nie pamiętam, z jakiej racji mam się tym tak przejmować?
Grupa rozmawiała przez jakiś czas, bez pośpiechu sącząc swoje
napoje. Kiedy skończyli, zapłacili i wyszli.
Bliźniacy prowadzili, gdyż dobrze znali te okolice. W końcu
wychowali się w domku za miastem. Obaj wyglądali na zamyślonych.
- Trzeba kupić jakieś kwiaty - uprzytomniła sobie Kaori, kiedy
przechodzili właśnie przez park.
- Hm… - mruknęła
Aya, myśląc nad czymś intensywnie. - Matte.
Oddaliła się na moment, by wybrać miejsce, w którym nikt nie
mógłby jej dostrzec. W końcu takowe znalazła. Rozejrzała się jeszcze dla
pewności, po czym kucnęła, wystawiając dłoń przed siebie w taki sposób, w jaki
kilka dni temu zrobił to Suzaku. Zamknęła oczy, by przywołać do siebie obraz
tego, co chciała stworzyć. Przypomniała sobie cechy ziemi, o których mówił
Shoutou, po czym z uwagą sięgnęła po jedną z wielu nowych mocy. Czuła, jak
wypełnia ją magia.
- Skąd je wytrzasnęłaś? - zapytała zdezorientowana Kaori,
wytrzeszczając przy tym oczy. Ujrzała bowiem, że onēsan zbliża się do nich z
dwoma bukietami pięknych kwiatów.
Aya uśmiechnęła się tylko pod nosem.
- Od kiedy masz jego
moc? - spytała blondynka, domyślając się już wszystkiego. Wiedziała, że
panowanie nad żywiołem ziemi było „podstawową” umiejętnością Króla Mroku -
powiedziała jej o tym Maria.
- Wymieniliśmy się
mocami przed balem - wyjaśniła krótko brunetka, wzruszając przy tym ramionami.
Zrównała się z pozostałymi.
- Wiedziałeś o tym?
- Kao posłała Zero badawcze spojrzenie.
- Uhm - mruknął
tylko.
- Ale wy wszyscy
rozmowni! - żachnęła się niebieskooka, po czym przyspieszyła trochę kroku.
Ichiru zaśmiał się pod nosem i prędko ją dogonił.
Teren cmentarza ogrodzony był ceglanym murem, a wrota, przez
które się na niego wchodziło, wykonane były z żelaza.
Wszyscy przystanęli na chwilę, każde zatopione we własnych
myślach.
Aya westchnęła i jako pierwsza powolnym krokiem ruszyła w stronę
bramy. W ślad za nią udała się reszta.
Cmentarz emanował ciszą i spokojem, w powietrzu dało się wyczuć
smutek i nostalgię. Tu i ówdzie stały drzewa, na gałęziach których dopiero
zaczęły pojawiać się drobne listki i pączki. Szare nagrobki, wydeptane alejki,
powoli budząca się do życia trawa…
Zero prowadził. Szedł główną aleją, nic nie mówiąc, ściskając
tylko rękę swojej dziewczyny.
W pewnej chwili stanął. Dziewczyny zauważyły, że cmentarz
znajdował się na wzgórzu, a kilkaset metrów przed nimi jest urwisko. Wiatr
wydawał się w tym miejscu mocniejszy, a barwy, nie wiedzieć czemu, jakby
bardziej wyraziste. Tutaj nie było już drzew - słońce delikatnie oświetlało
trawę i domy zmarłych, niedaleko stała z kolei niewielka kapliczka.
- Tam jest ich grób
- powiedział cicho Zero, pokazując bratu kierunek, po czym zwrócił się do
brunetki. - Chodźmy poszukać twoich dziadków. Zmarli mniej więcej w tym samym
okresie, więc powinni być pochowani niedaleko.
- Uhm - skinęła
głową.
Ichiru położył na grobie jeden z bukietów. Kaori podniosła wzrok
znad tablicy z imionami zmarłych i spojrzała na stojącego nieruchomo ze smętnie
zwieszoną głową chłopaka. Nagle poczuła się okropnie smutna.
- Ichiru… -
szepnęła, przytulając go mocno.
- Minęło przeszło
pięć lat, a ja jestem tu po raz pierwszy - powiedział cicho. - Czuję się jak
ostatni dureń. Czy to w ogóle w porządku, że tutaj jestem? - Delikatnie
wyswobodził się z uścisku Kao i uklęknął na ziemi. - Patrzyłem na ich śmierć.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Milczała więc, ale schyliła się i
od tyłu objęła osiemnastolatka, próbując w ten sposób dodać mu trochę otuchy.
- Naprawdę nie
przeszkadza ci to, kim byłem? - odezwał się nagle.
- Dla mnie liczy się
to, kim jesteś teraz - odparła szczerze. Wtedy dotarło do niej, że gdyby nie
interwencja jej i Ayi… Ichiru prawdopodobnie spoczywałby teraz w jednym z
pobliskich grobów. Jej serce przyspieszyło, a oczy napełniły się łzami. Zaczęła
lekko drżeć.
- Hej, co jest? -
spytał z troską Kiryuu, odwracając się, by móc spojrzeć na twarz dziewczyny.
Zajrzała w te ukochane, lawendowe oczy i po raz kolejny zdała
sobie sprawę z tego, jak mocno go kocha. Co by się z nią stało, gdyby nie miała
go przy sobie? Jak miałaby żyć…?
Jak w transie wyciągnęła rękę i dotknęła nią policzek ukochanego.
- Tak się cieszę, że
tu jesteś… - szepnęła.
Przez jakiś czas Ichiru patrzył na nią z lekkim zdziwieniem.
Wiedział, o czym myślała. Przygarnął ją do siebie i mocno przytulił.
Aya i Zero powolnym krokiem przemierzali kolejne rzędy nagrobków,
szukając znajomego nazwiska. Nie rozdzielili się, choć wtedy poszłoby im
szybciej.
W pewnej chwili stanęli.
To
tutaj, pomyślała brunetka, wpatrując się w
wygrawerowane na nagrobku słowa.
„Ise i Shinichi Katayama”.
Dziewczyna położyła na płycie bukiet. Zauważyła, że grób był bardzo
czysty i zadbany. Trawa wokół była jakby bardziej zielona niż wszędzie, a tu i
ówdzie wychylały się delikatne kwiatki.
Arigatō,
tato.
Nie chciało jej się wierzyć, że stoi w miejscu, w którym
spoczywają jej dziadkowie, rodzice ukochanej mamy.
- Szkoda, że nie
zdążyłam ich poznać - szepnęła. - Musieli być wspaniałymi ludźmi.
- Uhm - przytaknął
Zero.
Aya czuła się dziwnie spokojnie, choć lekki smutek i tęsknota jej
nie opuszczały. Zastanawiała się, jak wyglądałoby spotkanie jej i dziadków,
gdyby do takowego doszło. Z jakiegoś powodu była pewna, że ucieszyliby się na
jej widok, choć nie mieli przecież pojęcia, że mają wnuczkę.
Stali tak w milczeniu przez jakiś czas. Potem dołączyli do
rodzeństwa. Kaori już się uspokoiła i nie było nawet po niej widać, że płakała.
Zero wpadł w rodzaj zadumy, a Ichiru wciąż wyglądał na
zdołowanego. Aya posłała imōto porozumiewawcze spojrzenie. Młodsza kiwnęła
głową.
Oddaliły się, pozostawiając bliźniaków samych, by mieli czas na
skupienie się i refleksję.
Kao chciała zobaczyć miejsce, w którym spoczywali babcia i
dziadek onēsan, więc razem poszły tam jeszcze na chwilę.
Nēchan
jest taka spokojna, pomyślała blondynka,
patrząc dyskretnie na Ayę, która z kolei wpatrywała się w imiona wyryte na nagrobku
krewnych.
- To jak, idziemy? - spytała po jakimś czasie szarooka.
- A co z chłopakami?
Kaori gestem
pokazała siostrze, że bliźniacy wciąż stoją przy grobie rodziców.
- Zostawmy ich
jeszcze samych. Dojdą do nas - odparła brunetka.
Niespiesznym krokiem udały się na główną aleję, którą zaczęły
kroczyć w kierunku bramy cmentarnej. Czym dalej się posuwały, tym bardziej się
niepokoiły, choć same nie wiedziały, z jakiego powodu tak się działo.
Szesnastolatka zadrżała.
- Nēsan…
- Wiem - szepnęła
Aya. - Coś jest nie tak.
- Poczekajmy na
chłopców - poprosiła Kao, ale onēsan szła już dalej przed siebie. - Shimatta… -
jęknęła, ale pospieszyła za siostrą.
Czym
bardziej przybliżam się do bramy, tym mocniejszą wampirzą aurę wyczuwam, pomyślała ze strachem. Właściwie
dlaczego tak się boję? Jeśli będzie trzeba walczyć, to co z tego? Robiłam to
przecież nieraz… Wrogowie mi nie straszni, powtarzała sobie, dłoń trzymając
już na rękojeści katany. No, chyba że
przeciwnikiem jest czystokrwisty… lub dhampir z niesamowicie wielką mocą, dodała
w myślach, przypominając sobie walkę z Królem Mroku.
- Dwóch
czystokrwistych i arystokrata - mruknęła nagle osiemnastolatka, wyrywając tym
samym Kao z zamyślenia.
- Co? - zapytała.
- W pobliżu jest
dwóch czystokrwistych i jeden arystokrata - powtórzyła Aya.
- Skąd to wiesz? -
Blondynka uniosła brwi.
- Wyczuwam. -
Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Shimatta, niedobrze będzie, jeśli nas
zauważą… - powiedziała jakby sama do siebie.
Chwileczkę,
powinnam umieć już ukryć swoją obecność. Tata wspominał, że niegdyś często to
robił…
Nie wiedziała, jak się do tego zabrać, więc po prostu skupiła się
na tym, co chciała osiągnąć, w podobny sposób jak wtedy, gdy korzystała z
innych mocy.
- Hej, to działa! -
zachwyciła się. Nagle po prostu poczuła, że jej się udało. Nie mogła tego w
żaden sposób wyjaśnić, po prostu tak było.
Kaori patrzyła tylko na onēsan z rosnącym zdumieniem.
- Nēchan - odezwała
się w końcu. - Jakoś nie bardzo mam ochotę tam iść. Spróbuj po prostu usłyszeć,
co się dzieje w pobliżu - poradziła. Nie chciała, by doszło do jakiejkolwiek
konfrontacji z czystokrwistymi. Wiedziała, że są dla niej zbyt silnymi
przeciwnikami.
- Hm, to nie taki
głupi pomysł - przyznała Aya, dziwiąc się jednocześnie, że sama na to nie
wpadła.
Zamknęła oczy i za pomocą słuchu zaczęła przeczesywać otoczenie.
Głosy osób, których szukała, dochodziły tuż zza bramy.
„Dzieeeń dooobry!”, zawołał ktoś śpiewnym tonem. „Ty musisz być
tym chronionym bachorem z rodziny Kuranów, cooo?”
- O rany… - szepnęła
brunetka, powtarzając szybko Kaori to, co usłyszała.
O
rany, zawtórowała jej w myślach
blondynka.
- „Ty także… jesteś
czystokrwistym, prawda?” - zacytowała siostrze Aya. - To Yuuki - dodała szybko.
„Prawda w każdym calu!” - znów ten śpiewny głos, który zdawał się
należeć do dziecka. „Jestem głową klanu Touma i przybyłem tu tyyylko po to,
żeby ci się przedstawić!”
„Touma”, szepnęła Yuuki dokładnie w tym samym czasie, gdy
nazwisko to powtarzała Kao.
„Cha, cha! Scena nareszcie zaczyna poruszać się w kierunku
krwawej przemocy, którą bardzo kocham, więc wieeecieee cooo?”
- O co mu chodzi? -
pisnęła Kao.
„Wiecie, co to oznacza?”, powtórzył Touma. „To oznacza, że na
mojej drodze pojawi się piekło, a wy nie możecie przeszkodzić mi w napawaniu
się tym widokiem!”, wykrzyknął.
Wtedy rozległ się trzepot skrzydeł. Aya bez namysłu rzuciła się w
kierunku bramy.
- Nie, nēsan! -
krzyknęła za nią Kaori, ale brunetka się nie zatrzymała. - Kuso… - szepnęła,
zaciskając pięści i przegryzając wargę.
Dlaczego,
do jasnej cholery…
Biegła już za siostrą.
…tak
bardzo się boję?!
Aya nie wsłuchiwała się już w to, co działo się przed terenem
cmentarza. Była blisko wrót, więc przyspieszyła, pozostawiając imōto w tyle.
Kuso, kuso, kuso!, rzeklinała
w duchu Kao, próbując dogonić onēsan, a także ignorować przerażenie, które ją
ogarniało.
Aya zniknęła już za bramą. Blondynka przyspieszyła i po chwili
sama też już była za murem.
Stanęła, oniemiała. Przestraszona Yuuki siedziała na ziemi,
trzęsąc się lekko, a nad nią schylał się nie kto inny jak Hanabusa. Brunetka
stała zaś nieruchomo tuż przed Kao, z ręką wyciągniętą przed siebie i
skierowaną w Kuranównę. Wszędzie wokół latały czarne jak smoła nietoperze.
Nagle wszystkie rzuciły się na Ayę, która jednak zareagowała błyskawicznie i za
pomocą nieznanej Kaori mocy sprawiła, że zniknęły.
- Przeeeszkodziłaś
mi, Hiou! Zeeemszczęęę sięęę! - rozległ się głos Toumy.
Kao zadrżała.
Dlaczego
nēchan jest taka opanowana?, dziwiła
się, gdyż sama nie mogła się uspokoić.
- Dlaczego to
zrobiłaś? - odezwała się cicho Yuuki. - Dlaczego nie pozwoliłaś, by mnie
zranił?
- Nie mam pojęcia -
rzekła spokojnie osiemnastolatka.
Blondyn podniósł wzrok na wybawicielkę swojej pani, przez co
zauważył też Kaori. Zamarł, ale dziewczyna nie patrzyła na niego, lecz na swą
siostrę.
Touma
chciał skrzywdzić, może nawet zabić Yuuki, a nēsan go powstrzymała? Dlaczego to
zrobiła, skoro jej nienawidzi?, dziwiła
się. Nie, chwila! Przecież to logiczne!
Ona chce, by zabił ją ktoś inny… Ktoś, kto obiecał jej, że to zrobi. Pokiwała
głową ze zrozumieniem. Wtedy zauważyła, że głowy Ayi i Yuuki w tym samym
momencie zwróciły się ku bramie. Sama też się więc odwróciła. Już tu są, pomyślała, widząc bliźniaków.
Z jednej strony poczuła się teraz bezpiecznie, ale z drugiej… była zakłopotana,
gdy zdała sobie sprawę z tego, że Ichiru i Hanabusa się spotkali. Obaj
młodzieńcy mierzyli się spokojnymi spojrzeniami. Zero z kolei zerknął
przelotnie na Yuuki, po czym podszedł do Ayi.
- Dziękuję -
szepnął.
Za
co on jej dziękuje? Za to, że nie zabiła Yuuki?
Jak w transie chłopak wyciągnął Bloody Rose i powoli zaczął
przybliżać się do Kuranówny, patrzącej na niego ze smutkiem.
O
kurczę, miałam rację!
- Kiryuu, co ty masz
zamiar zrobić? - spytał przestraszony Aidou. Zero nie zareagował. Hanabusa
chciał już zasłonić Yuuki własnym ciałem, ale ona mu na to nie pozwoliła,
odsunęła go delikatnie.
- Zero, mówiłam ci,
że nie mogę jeszcze umrzeć - powiedziała cicho do swojego dawnego przyjaciela.
- Nie masz na to
wpływu - odparł, celując w nią z łowieckiego pistoletu. - A obietnice trzeba
wypełniać.
Kaori patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami, tak
samo jak Ichiru i Hanabusa. Tylko Aya stała spokojnie i z opanowaniem patrzyła
na rozgrywającą się przed nią scenę.
Nie wierzę, on naprawdę
zamierza ją zabić?, dziwiła się blondynka. A ty, nēsan?, spytała w myślach, przenosząc wzrok na siostrę. Naprawdę zamierzasz na to ot tak sobie
patrzeć?
Wokół panowała niesamowita cisza. Delikatne podmuchy wiatru
unosiły kosmyki włosów młodzieży, słońce zaś schowało się za szarymi chmurami.
Zero zdawał się nacisnąć spust. Kao wstrzymała oddech, ale nic
się nie wydarzyło. W powietrzu dawało się wyczuć napięcie.
Chłopak westchnął.
- Aya? - odezwał
się, odwracając się do swojej dziewczyny.
Ta zaś uśmiechnęła się lekko i powoli do niego podeszła.
- Arigatō - rzekła,
a jej oczy uroczo błyszczały.
- Kto jak kto, ale
myślałem, że ty naprawdę tego chcesz - powiedział Kiryuu, ale z jakiegoś powodu
wyglądał tak, jakby miał się zaraz roześmiać.
- To byłoby trochę
niemądre, gdybyś zrobił coś takiego - odparła, wyciągając mu z dłoni broń. -
Wiesz, niezgodność z zasadami i te rzeczy. Nie byłoby kogo obsadzić w roli
prezesa Związku. - Puściła do niego oko, po czym zwróciła się do Yuuki. -
Wracajcie do domu - poradziła chłodnym tonem. Chwyciła rękę Zero i poprowadziła
go ku wciąż zdezorientowanemu rodzeństwu.
***
- Nie nadążam za tobą, nēchan! - przyznała Kaori, siedząc z
siostrą w kuchni w domku dyrektora. Reiko poszła położyć Deichiego, a Kaien
załatwiał coś w Związku. Dziewczyny zostały więc na moment same.
Aya uśmiechnęła się pod nosem i upiła łyk zielonej herbaty.
- Powiesz coś
wreszcie? Dlaczego nie pozwoliłaś mu jej zabić? Tego właśnie chciałaś, prawda?
- Chciałam mieć
pewność, że Zero będzie potrafił to zrobić - sprostowała brunetka. - Tylko na
tym mi zależało. To byłoby okrutne, gdybym pragnęła czyjejś śmierci tylko
dlatego, że byłam o tę osobę zazdrosna.
- Nie tylko -
zaprzeczyła szesnastolatka. - Byłaś na nią zła, bo skrzywdziła Zero -
przypomniała.
- Wciąż mam do niej
o to żal - przyznała starsza. - Ale z drugiej strony… gdyby nie odeszła z
Kaname, być może nie miałabym teraz chłopaka - mruknęła.
Kao westchnęła tylko i pokręciła głową.
- Co ja z wami
wszystkimi mam… - Teatralnym gestem przyłożyła sobie dłoń do czoła. - Hej, a
właściwie co ty takiego zrobiłaś, że uniemożliwiłaś Zero zabicie tej jędzy?
- Hm, tę moc też mam
od Suzaku. Dzięki niej mogę kontrolować ruch jakiejś części ciała innej osoby.
- Ale przecież
nacisnął spust…
- To iluzja. Chyba.
Coś w tym stylu… - wyjaśniła. - Nie do końca jeszcze opanowałam tę umiejętność.
- Jak to nie
opanowałaś? Przecież bez zarzutu z niej korzystasz.
- Racja, źle się
wypowiedziałam. Nie do końca ją rozumiem, o to chodzi.
- Aha… - mruknęła
Kaori.
Ciekawa
jestem, czym jeszcze zaskoczy mnie Aya-nēsan!
Reiko wróciła, więc dziewczyny spędziły z nią trochę czasu na
rozmowie. W pewnej chwili Kao przypomniała sobie, że obiecała Yae zapytać
rodziców o zgodę na wypad do miasteczka. Gdy Kaien wrócił, szesnastolatka
poruszyła tę sprawę.
Kurosu zamyślił się.
- To trochę
niesprawiedliwe, jeśli wy dostaniecie zgodę na wyjście, a inni uczniowie będą
musieli siedzieć w akademikach - zauważył.
- Wiem, tato, ale…
Yae-chan naprawdę na tym zależy! - wykrzyknęła energicznie. - Jest zakochana!
Przecież wiecie, jak to jest! - zawołała, patrząc na rodziców.
- Hm, mam pewien
pomysł - rzekł dyrektor. - Będziecie mogły jutro wyjść, ale macie ukryć ten
fakt przed resztą uczniów. Jeśli nikt się o tym nie dowie, nie poczuje się
urażony ani zazdrosny.
- Hai! - ucieszyła
się blondynka. Ucałowała oboje dorosłych, po czym w podskokach poleciała do dormitorium,
by powiedzieć przyjaciółce o tym, co udało jej się zdziałać.
Aya od jakiegoś czasu siedziała w stajni w towarzystwie Zero.
Przez jakiś czas po prostu milczeli.
- Baka! - rzuciła
nagle dziewczyna. Przyjaciel spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Coś ty sobie
myślał, naprawdę chciałeś ją tam zabić?
- Skoro już
nadarzyła się taka okazja… - mruknął, wzruszając przy tym ramionami. -
Obiecałem ci przecież, że to zrobię. Gdybym miał czekać, aż podpadnie
Związkowi, prawdopodobnie musielibyśmy czekać całe wieki.
- Owszem, ale to
było strasznie nierozsądne.
- Nie nadążam za
tobą. Cieszy cię to czy wprost przeciwnie? - Kiryuu powstrzymywał się od
śmiechu.
- Cieszę się, cieszę
- zapewniła, wtulając się w niego. - Ale gdy tak o tym myślę… to było naprawdę
głupie. Gdyby ktoś zdał raport o tym, co się stało, być może musiałbyś się
pożegnać z awansem. A prezesem zostałby ktoś nieodpowiedni.
- W Związku jest
wiele osób, które mogłyby pełnić funkcję przewodniczącego - zaprzeczył. -
Właściwie nie wiem nawet, czy moja kandydatura jest dobrym pomysłem.
- Dlaczego? Jesteś
najsilniejszym i najzdolniejszym Łowcą - zaczęła wyliczać. - Jako jedyny
załatwiłeś czystokrwistego. Masz moc, której inni mogą ci tylko pozazdrościć.
Jesteś inteligentny i mimo młodego wieku bardzo doświadczony. Bez problemu
utrzymasz w ryzach podwładnych. Ach, no i do tego jesteś niesamowicie
przystojny, więc funkcja reprezentacyjna nie będzie tu jakimś szczególnym
problemem - wyszczerzyła zęby.
- Zabawna jesteś -
zaśmiał się chłopak. - Naprawdę tak myślisz? - spytał poważnym tonem.
- Oczywiście -
odparła pewnie. - Nie ma nikogo lepszego na stanowisko prezesa Stowarzyszenia
Łowców. Ale wiesz…
- Uhm?
- Zastanawiam się
nad tym, co się ostatnio dzieje. Te przemienione dziewczyny…
- Taak, ta sprawa
jest teraz gorącym tematem w Związku. Zagadka wciąż pozostaje nierozwiązana.
Nikt nic nie wie, świadkowie niczego nie pamiętają, ofiary nie mogą niczego
zdradzić….
- Chwila… nie mogą
niczego zdradzić? - podchwyciła Aya. - Czyli ich pamięć nie jest wymazywana?
- Najczęściej jest,
ale w innych przypadkach przemienione po prostu słuchają jednego z rozkazów
„swego pana”. Nie mogą niczego zdradzić.
- Ależ przecież z
ich umysłu można wszystko wyczytać! - zawołała brunetka. - Mam na myśli te dziewczęta,
którym nie wymazano pamięci - dodała szybko. - Jeśli złapalibyście kogoś, kto
zachował wspomnienia, ale nie chce się nimi z nikim podzielić, mogę pomóc -
oświadczyła.
- Umiesz już
zajmować się takimi… umysłowymi sprawami? - zapytał Zero.
- No… właściwie
jeszcze nie próbowałam. Ale wydaje mi się, że nie będzie z tym większego
problemu. Skoro mogłam podzielić się z tobą swoimi wspomnieniami, to dlaczego
miałabym nie umieć wejść do czyjegoś umysłu?
- To już coś. -
Kiryuu kiwnął głową. - Może się udać. A tak z ciekawości - masz może kogoś na
oku? Poznałaś na balu parę osób…
- Cały czas
obstawiałam Shirabuki - przyznała. - Pamiętasz, mówiłam ci, że tamtego
wieczoru, jeszcze przed balem, wyczułam od niej krew - oczywiście to o niczym
nie świadczy, ale jednak wzbudziło mój niepokój.
- Właśnie. I
jeszcze… podczas rozmowy z Wakabą… - zaczął.
- Tak dziwnie na nią
patrzyła… - podjęła Aya. - I stwierdziła, że Yori jest słodka… A poza tym…
przez chwilę Sayori wyglądała, jakby była w transie.
- Zadziałał na nią
czystokrwisty urok Sary - potwierdził osiemnastolatek.
- Właśnie -
potaknęła dziewczyna. - Ale z drugiej strony… Dzisiejsze słowa tego dzieciaka
Toumy…
- Wiesz, on
właściwie jest grubo starszy od nas razem wziętych - wtrącił.
- Wiem, wiem, ale i
tak uważam go za bachora - rzekła. - W każdym razie… ten dzieciak mówił takie
rzeczy… Że kocha krwawą przemoc, że na jego drodze pojawi się piekło… Że nikt
nie przeszkodzi mu napawać się strasznymi widokami…
- A to oznacza, że
ten bachor jest kolejnym podejrzanym - zgodził się z nią Zero.
- Tak. I nie
zapomnijmy, że nie znamy jeszcze niektórych czystokrwistych. Ale Hanadagi
odpadają, bo są pogrążeni we śnie. Matka i wujek Suzaku też… Ouri nie żyje… A
Kuranowie raczej tego nie robili. Tata i Suzaku też odpadają. Więc w sumie…
- Naprawdę tak
wierzysz w tego Shoutou? - spytał Kiryuu.
- Hai - odparła
cicho. - Nawet, jeśli ci się to nie podoba, to nie mogę… - zaczęła, ale chłopak
jej przerwał.
- Rozumiem -
zapewnił. - Nie musisz mi się tłumaczyć.
Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
Wtulona w Zero, wspominała wydarzenia minionego dnia. Doszła do
wniosku, że każdy przeszedł dziś swego rodzaju próbę. Kaori spotkała Hanabusę,
Ichiru po raz pierwszy odwiedził grób zmarłych rodziców, Zero odciął się od
przeszłości na tyle, że mogła być spokojna o ich dalsze losy. A ona sama?
Odwiedziła babcię i dziadka, nie pozwoliła zranić ani zabić Yuuki, choć tak
bardzo jej nienawidziła… Zdała sobie sprawę, że każde z nich wyszło ze swojej
próby zwycięsko.
***
Konnichi wa, tuAya.
Buu, to nasz ostatni rozdział! 0.0 Do końca następnego brakuje nam… przeszło połowy. :/Módlcie się, żebyśmy wylazły wreszcie z tego kryzysu- albo raczej o to, by Kao wreszcie zaczęła pisać, bo tak się dziewczyna leni, że to ludzkie pojęcie przechodzi. T.T Wkurzę się, jeśli znów wyjdzie na to, że coś, co miała napisać ona, napiszę ja…
Miło nam, że kilka osób zapisało się na nasze forum. Naprawdę robi się tam zabawnie, więc zapraszamy też innych. xD
Juri, jeszcze raz serdecznie Cię witamy! ;) Czekamy na Ciebie na forum ;)
No to tak… Jeśli uda nam się dokończyć ten… jeszcze nienazwany rozdział, to dodamy go za tydzień. A jak nie… to za dwa tygodnie… A jak nie… Dobra, nie rozpędzajmy się,trzeba wierzyć, że się uda! Tak? ;) Trzymajcie kciuki! ;* A tak nawiasem mówiąc, dziękujemy Wam za wsparcie. Co my byśmy bez Was zrobiły?
[wpis z dnia 16.10.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz