- Kao-chan, wstawaj! - dobudzała ją siostra. - Już południe, a ty
nadal śpisz.
- Jeszcze pięć
minutek - odparła automatycznie. Dopiero po chwili zorientowała się, że
budzenie przez Ayę nie jest już czymś codziennym. - Nēsan? - zdziwiła się,
natychmiast wstając. - Co ty tu robisz?
- Słyszałam, że
byłaś u mnie. Dlatego przyszłam spytać, o co chodziło.
- Yare, yare… -
Ziewnęła przeciągle. - To nie było tak ważne, żeby mnie budzić - wyszczerzyła
się. Szczerze stęskniła się za rannym przekomarzaniem.
- No wiesz co… W
takim razie…
- Jak było z tatą? -
zmieniła temat młodsza.
- Wspaniale! Zabrał
mnie do domu, w którym się urodziłam! - zachwyciła się. Następnie opowiedziała
ze szczegółami cały przebieg dnia.
- To świetnie! Chyba
potrzebny był ci taki wypad - zauważyła.
- O tak... A ty jak
spędziłaś sobotę? Czy to czasem…
- Hai, Yae-chan
spotkała się z Ryu-senpai - oznajmiła i zdała relację z wczorajszego dnia.
Streściła też swój pobyt w kawiarence i powiedziała, że czuje się osamotniona.
- Tak więc stwierdziłam, że nie lubię być sama. To takie… smutne? - Uśmiechnęła
się ponuro. - Dlatego rozmawiałam już na ten temat z Yae-chan. Postanowiłam
trochę naprawić kontakty ze wszystkimi. Przez ostatni tydzień zlewałam
wszystkich dookoła.
- Dobre
postanowienie - pochwaliła ją onēsan. - Zaczęłabym od Ichiru, bo on chyba
szczególnie został tym wszystkim dotknięty.
- Taak… -
przeciągnęła. - Jest pewna sprawa, o której chyba nie wiesz… - odparła,
opowiadając siostrze swoje postanowienie a propos chłopaka.
- ZERWALIŚCIE ZE
SOBĄ?! - wydarła się wręcz. - Czyś ty oszalała?!
- Ciszej, bo cały
akademik usłyszy.
- No i dobrze! Niech
wiedzą, jak głupią mam siostrę! Ja nie mogę… Naprawdę, na mózg ci padło!
- Aya, przestań. To
moja decyzja.
- No i widać, że
niezbyt przemyślana. O czym ty, do cholery, myślałaś?
- Sama nie wiem. Nie
rób mi przesłuchania. Skoro tak postanowiłam, to tak ma być. Wszyscy
roztrząsają tę sprawę. Aż się dziwię, że dopiero teraz się dowiedziałaś.
- Skoro nie
poinformowałaś mnie wcześniej…
- No dobrze, dobrze.
Myślałam, że może Zero coś wie. Mniejsza z tym… Mam do ciebie prośbę -
powiedziała poważniej. - Pomożesz mi go unikać?
- Najpierw z nim
zrywasz, a teraz chcesz jeszcze go unikać? Czy ty aby na pewno jesteś normalna?
- Eeto… Muszę
odpowiadać na to pytanie?
- Baka. Wiedz, że w
tej sprawie nie będę cię wspierać.
- Nēchan!
- Nie, Kao-chan.
Postąpiłaś głupio. Niesamowicie głupio!
- Nie chcę go ranić
tym, że go olewam. Nie mam na niego czasu. Na nic nie mam czasu.
- Teraz podobno
chcesz odnawiać kontakty.
- TERAZ jest już po
ptakach. To chwila wytchnienia. Nie rozumiesz, że zaraz Yae-chan zacznie
odczuwać głód, a ja wracam do roboty w Związku? Do tego wszystkiego dochodzi
nauka i jakiekolwiek kontakty z rodziną. Nie mam czasu na chłopaka.
- Mów, co chcesz. Ja
ci nie pomogę. Powinniście poważnie porozmawiać.
- Zostawmy już ten
temat. Chcę nacieszyć się chwilami z moją kochaną nēsan! Tak dawno nie
rozmawiałyśmy. I powiem ci szczerze: nawet gdy dajesz mi takiego kopa jak przed
chwilą, to dla mnie wspaniałe chwile. Tęskniłam za tym.
- Ja też, Kao-chan.
Nawet nie wiesz jak bardzo.
Dziewczyna aż się wzruszyła. Kao, jak zawsze w takich momentach,
rozpromieniła się i wyszczerzyła. Przytuliła siostrę i jeszcze chwilę
rozmawiały na różne tematy dotyczące Yaeko i rodziców.
- A gdzie ona teraz
jest?
- Po wczorajszej
rozmowie zapragnęła poćwiczyć grę na skrzypcach. Załatwiłam jej z tatą wolną
salę na dziś. Mówi, że kilka godzin to mało i zamierza przegrać cały dzień.
Może potem pójdę jej posłuchać. Ale najpierw chciałabym odwiedzić rodziców.
Dei-chan pewnie urósł! - ucieszyła się. - Potem muszę lecieć do Związku, by
załatwić chociaż jedną misję w okolicy. A wieczorem mam wolne, więc pewnie się
pouczę.
- Ty się pouczysz? -
spytała z niedowierzaniem Aya.
- Dobra,
przynajmniej chciałam stwarzać takie pozory.
Uśmiechnęła się
szeroko.
- Hai, hai. Już nic
nie mówię - rzuciła rozbawiona brunetka.
- Dei-chan! To ja! Poznajesz mnie, kochany? - paplała wesoło
blondynka, patrząc z rozbawieniem na małego. Wlepiał w nią swoje niebieskie
ślepka i ślinił się niemiłosiernie. - No, kotek, uśmiech! - Widząc przebłysk
uśmiechu na twarzy brata, sama zaczęła się śmiać. - Dobrze! A teraz powiedz:
KA-O!
Niestety, dziecko zaczęło gaworzyć po swojemu, nie słuchając już
starszej siostry.
- Kao-chan, on raczej
jest za mały na mówienie - rzuciła rozbawiona Reiko, która właśnie weszła do
salonu, niosąc stos ciasteczek. - Weź go na kolana i zjedzmy coś.
- Yare, yare… Chyba
nie powinnam tyle jeść. Przed chwilą nakarmiłaś mnie śniadaniem, teraz
ciasteczka. Wczoraj ciasteczka… Ja naprawdę utyję - zaśmiała się, biorąc
dziecko na ręce i siadając na sofie.
- Ech, dziecko
kochane. Nie utyjesz od kilku ciasteczek.
- Wszyscy tak mówią,
a potem co?
- Dziś idziesz na
misję, prawda? Nabiegasz się, naskaczesz i zrzucisz te kalorie.
- Hm. W sumie masz
rację - zgodziła się blondynka. - Wiesz co? Brakuje mi tych misji. Chociaż,
jakby na to nie patrzeć, to dopiero tydzień. Cieszę się, że w końcu się wyżyję
i nabiegam. Często to kłopotliwe, ale życie bez Związku jest chyba jeszcze
gorsze - przyznała szczerze. - A do tego… - Poklepała pochwę z bronią. - Było
mi chyba najbardziej tęskno.
- Zgodzę się z tobą.
Ja potrzebowałam dużo czasu, żeby przyzwyczaić się do braku misji. Kiedy
zajęłam się Ayą i urodziłam ciebie, musiałam je ograniczyć, co też było
ciężkie. Coś, co pozornie wydaje się uciążliwe, umie nam sprawić tyle radości,
a zauważamy to dopiero, kiedy to utracimy.
- Nie brakuje ci
tego? Nie chciałabyś wrócić?
- Zastanawiałam się
nad tym, ale dla mnie to już skończona historia. Teraz, kiedy odzyskałam całą
rodzinę, nie potrzebuję niczego więcej. Dei-chan i jego wychowanie są teraz
priorytetem. Kiedy będziesz miała dzieci, przekonasz się, że przysłaniają cały
świat.
Uśmiechnęła się,
patrząc na chłopca bawiącego się włosami siostry.
- Uhm. Liczę, że tak
będzie - odparła z zadumą. - Chyba będę się zbierać. Naszła mnie ochota na
poćwiczenie z bandą Poziomu E - rzuciła na odchodnym. Przytuliła jeszcze matkę
i przekazała na jej ręce brata. - A tak nawiasem... Gdzie jest tata? Cały czas
siedzi w gabinecie?
- Iie. Poszedł
odwiedzić starego przyjaciela. Tajemnicza sprawa.
Puściła oko.
- Rozumiem -
uśmiechnęła się. - Mata ne!
- Czy naprawdę uważasz, że po tak długiej przerwie będziesz sobie
jeszcze mogła wybierać misje, młoda damo? - zdenerwowała się Nagisa.
- Wiem, ale proszę
tylko w miarę możliwości przydzielać mi misje jak najbliżej domu -
odpowiedziała poważnym tonem. Wiedziała, że udawanie rozkapryszonej dziewczynki
nie pomoże w rozmowie z tą przełożoną.
- Mitsui-san,
obawiam się, że misje nie tylko będą dalsze, ale i częste. Związek nie może
sobie pozwolić na takie akty dobroczynne dla każdego z osobna. W obecnej
sytuacji…
- Co do obecnej
sytuacji... - wtrąciła się młoda. - Czy Związek rozpatrzył możliwość nawiązania
współpracy z wampirami w sprawie dochodzenia?
- Dziś z rana
otrzymaliśmy list od Kaname Kurana. Kilka czystokrwistych rodzin postanowiło
rozpocząć współpracę z naszą instytucją. Szczegóły współpracy nie zostały
jeszcze do końca omówione, w końcu każdy czystokrwisty jest w jakimś sensie
podejrzany.
- Rozumiem. Uważam,
że to dobry pomysł. Może razem coś zdziałamy.
- Miejmy nadzieję -
zamyśliła się kobieta. - W każdym razie… To twoja dzisiejsza misja. - Mówiąc
to, wyjęła z szuflady teczkę. - Na pozór tradycyjnie wyglądający przypadek.
Mężczyzna w studenckim wieku. Zabił już kilkoro ludzi, chociaż nie tylko
wysysał im krew, ale i rozrywał ofiary na kawałki.
Kaori zrobiło się niedobrze. Wyobraziła sobie przerażający krzyk
osób, którym odrywa się kończyny.
- Skazany na śmierć.
Masz jednak postarać się wydobyć od niego jakiekolwiek informacje o przemianie.
Zrozumiałaś? - upewniła się, wręczając teczkę młodej Mitsui. - W środku masz
jeszcze jedną strzykawkę z płynem usypiającym. Może ci się przydać w tym
przypadku.
- Hai, Yamada-san -
potwierdziła i wyszła z gabinetu.
Przeglądając akta młodego zabójcy, kierowała się w stronę
wyjścia. Po chwili w coś uderzyła.
- Gomen nasai! -
powiedziała, zwieszając głowę w geście pokory, a następnie odruchowo ją
unosząc.
„Coś” okazało się kimś, a dokładniej Zero.
- A… To ty -
stwierdziła z niechęcią.
- Co to za nastrój?
- spytał zdziwiony. - Idziesz na misję?
- Hai - momentalnie
rozpromieniała. - Trzeba wziąć się do roboty.
- Uhm - odparł,
zamierzając już iść, jednak dziewczyna chwilowo zmieniła jego plany.
- Ano… Co sądzisz o
połączeniu sił z wampirami w sprawie śledztwa? Twoje zdanie pewnie jest ważne w
tej sprawie.
- Pijawki chcą nam
pomóc złapać pijawkę. Może być ciekawie - zauważył.
- Sama współpraca z
nimi będzie dość… oryginalna. Kuran i spółka, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
- Też jestem tego
ciekaw. Tymczasem idę po misję. Yagari-sensei chciał też ze mną przedyskutować
ten list.
- Uhm. Ja ne! -
rzuciła na pożegnanie i chowając papiery z powrotem do teczki, wyszła z
budynku.
Cel był oddalony o jakąś godzinę drogi. Blondynka miała więc
sporo czasu na przemyślenia. Mimo że starała się nie myśleć zbyt dużo na
dręczące ją tematy, po jakimś czasie przestało jej to wychodzić. Zamartwiała
się Yae zostawioną samej sobie. Miała nadzieję, że pierwszego napadu głodu
dziewczyna dozna po lekcjach, kiedy będą same i nie będzie żadnych świadków. W
razie czego Aya może wymazać pamięć kilku osobom, ale młodej wampirzycy byłoby
jednak lżej, gdyby to okropne zajście nie odbyło się przy innych. Po dogłębnych
przemyśleniach na ten temat stwierdziła, że i tak nie ma wpływu na tę sprawę i
lepiej, żeby nie zaprzątała sobie nią teraz głowy. Ponownie wyjęła akta i
zaczęła je czytać. Miała szczęście, że szła dość szeroką leśną ścieżką, bo
inaczej zapewne wpadłaby na jakieś pobliskie drzewo. Co jak co, ale jednoczesne
czytanie i chodzenie to umiejętność, której jeszcze nie nabyła.
Osamu
Fukuzawa, lat dwadzieścia pięć. Najpierw łamie ofiarom kości, potem wysysa krew
i na końcu rozszarpuje ciało. Niezbyt smaczny przeciwnik. Chyba za życia lubił
przemoc, pomyślała, dalej przeglądając
papiery. Zdziwiła się, kiedy natrafiła na dane sprzed przemiany. Pracował dorywczo w księgarni, miał
narzeczoną? Wszystko wygląda spokojnie i uroczo, wychodzi na to, że był dobrym
człowiekiem. Może nie ma powiązań z tą całą sprawą?
Zastanawiała się nad tym całą drogę, jednocześnie ciesząc się, że
coś innego było w stanie zaprzątnąć jej umysł. Wreszcie dotarła do wyznaczonego
miasteczka. Na pierwszy rzut oka wyglądało na bardzo miłe i ciche miejsce,
jednak młoda Łowczyni dobrze wiedziała, co czai się w ciemnych uliczkach.
Niemal czuła, że ktoś, komu odrywają kończyny, niemiłosiernie cierpi.
Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Przeszła alejami miasteczka, próbując
znaleźć najbardziej odpowiednie miejsce, w którym mógł skryć się wampir ze
zgrają swych ofiar. Coś pokierowało ją w stronę uliczek na skraju miejscowości.
Od razu zauważyła, że nie słychać było stąd miłego dla ucha zgiełku. Na jednej
z ulic znajdował się duży, zdawałoby się opuszczony budynek.
Cóż
za niespodzianka. Wampir Poziomu E chowający się w najdalszej części miasta w
opuszczonym domu - kto by się tego spodziewał? Westchnęła. Czasem ich „kryjówki” były zbyt oczywiste. Jednak,
nie gasząc swego entuzjazmu, wkradła się do budynku. Już na wejściu zobaczyła
zakrwawione schody prowadzące na górę. Szybko i bezszelestnie wyjęła katanę i w
pozycji bojowej zaczęła wchodzić po schodach. Na jej nieszczęście stare stopnie
strasznie skrzypiały. Myślała, że przez to zostanie zauważona, ale w tej samej
chwili usłyszała okropny, kobiecy wrzask. Sama aż zamarła. Coś jednak kazało
jej się ruszyć i wbiec czym prędzej na górę. Jej oczom ukazał się okropny
widok. Dziewczyna, kilka lat od niej starsza, leżała na podłodze w małej kałuży
krwi. Chyba wszystkie palce od rąk miała połamane. Chciała je trzymać, ale nie
miała czym, więc pozostało jej płakać z bólu. Wampir, zauważywszy nastolatkę,
nadepnął dziewczynie na położoną na ziemi rękę. Ta wrzasnęła przeraźliwie i
zwymiotowała na podłogę. Oddychała ciężko i nieregularnie. Dziw, że jeszcze nie
straciła przytomności. Kaori wykorzystała chwilę, kiedy wampir napawał się
widokiem cierpiącej i rzuciła w niego kilkoma łowieckimi sztyletami. Szybko
przygwoździły przeciwnika do ściany. Kaori chciała odciągnąć go od ofiary i
skierować jego złość na siebie. Oczywiście udało jej się to. Zdenerwowany
wampir rzucił się w jej kierunku od razu po oderwaniu się od ściany budynku.
Łowczyni pobiegła do pomieszczenia obok, udając, że ucieka przed przeciwnikiem.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy usłyszała, że wampir idzie za nią. Jego
opętane oczy wpatrzone były najpierw w blondynkę, ale po chwili zaczęły się
wywracać w różne strony. Na jego spoconej twarzy widniał szeroki uśmiech.
Przetarł ręce, jakby szykując się do czegoś okrutnego. Kao podniosła wyżej
katanę.
- Za zabójstwa,
których dokonałeś, Związek Łowców skazuje cię na śmierć - oznajmiła, rzucając
na ziemię wyrok. - Przed śmiercią możesz jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań.
Wiesz, kto cię przemienił? - spytała tak poważnie, że w jej oczach było widać
determinację i upór.
- Któreee kości
pooołamać ciii najpierw, młodaaa daaamo? - mówił, jakby w ogóle nie słyszał
pytania dziewczyny. Rozglądał się swym obłąkanym wzrokiem.
- Kto cię
przemienił?
- Naaa począteeek
ręceee!
Uśmiechnął się
diabolicznie i ruszył przed siebie. Dziewczyna szybko zareagowała, odchylając
się w bok i próbując zadać pierwszy cios.
Chwilę ze sobą walczyli, napastnik w pewnym momencie chwycił za
ostrze katany i raniąc tym samym siebie, wykręcił ją w dziwny sposób. Łowczyni
upuściła broń, padając na ziemię. Wampir wykręcił jej nadgarstki, na szczęście
w porę puściła miecz i nie zdążył jej ich złamać. Krwiopijca skorzystał z chwilowej
nieuwagi nastolatki i wyrzucił jej katanę za okno. Nastolatka rozgniewała się i
przeklęła.
- Teraz to już
przesadziłeś! - wkurzyła się, wyjmując mały sztylet. Wiedziała, że to dużo nie
da, ale przynajmniej poprawi jej samopoczucie.
Mimo bolących dłoni, rzuciła się na wampira. Robiła dobre uniki i
rozpracowała wroga na tyle, że umiała przewidzieć jego ruchy. Tym sposobem
zyskała przewagę. Kilka razy udało jej się dźgnąć wampira, jednak sztylet nie
był na tyle długi, żeby zadać głębokie rany. Kao wiedziała jednak, że wygrywa.
- Przegrywasz -
rzuciła, robiąc kolejny unik i zadając cios w bark.
Jakby na to słowo, przeciwnik stanął jak wryty. Już chciała go
zaatakować, ale zauważyła, że on chyba nie ma zamiaru zrobić uniku. Ujął nogę
obiema rękoma. Po chwili dziewczyna usłyszała gruchot łamanych kości i potworny
krzyk wampira.
Czemu…
on łamie sobie kości?!
- Przestań! -
krzyknęła. Złamał sobie obie nogi, siedział dziwnie wygięty na ziemi. Chciał
się chyba zabrać za łamanie barku, jednak dziewczyna przerwała mu, przebijając
jedną z rąk sztyletem. - Kto cię przemienił?!
Wampir jakby na chwilę odzyskał jasność umysłu. Po twarzy zaczęły
mu lecieć łzy bólu.
- Ta osoba… - Nie
zdążył dokończyć, bo jego oczy przybrały krwistą barwę. W ciągu sekundy
wykręcił sobie kark i padł z hukiem na podłogę.
Kaori była przerażona, ale też zdruzgotana. Dlaczego w takich chwilach zawsze mówią „ta osoba”?! Czy nie mógł
powiedzieć chociaż „on” lub „ona”? To by chociaż dało jakieś poszlaki…
Postanowiła jednak nie myśleć o tym w tym momencie. Szybko
zbiegła na dół po katanę. Wróciła na piętro i wbiła miecz w serce wampira tak,
że pozostał z niego tylko proch. Następnie szybko pobiegła do pokoju, w którym
leżała dziewczyna. Była w dziwnej pozycji, z szeroko otwartymi oczyma, płakała.
Kaori wstrzyknęła jej dawkę usypiającego leku. W krótkim czasie dziewczyna
spokojnie zasnęła. Blondynka dopilnowała, aby poszkodowana znalazła się w
szpitalu.
***
- Tobie też się nudzi, Dei-chan? - zapytała Aya, głaszcząc przybranego
braciszka po brzuszku.
Chłopiec wydał z siebie kilka zabawnych dźwięków.
- Jesteś chyba nie w
humorze, co, Aya-chan? - spytała Reiko. Stała przy drzwiach do sypialni, w
której brunetka aktualnie zajmowała się jej synkiem.
- To nie do końca
tak - zaprzeczyła osiemnastolatka. - Po prostu… Chciałabym zobaczyć się
wreszcie z Zero, opowiedzieć mu o wczorajszym dniu i w ogóle… Gdy wczoraj
wróciłam, nie zastałam go, a dzisiaj od rana siedzi w Związku.
- To przyszły
prezes. Nie jest mu łatwo, naprawdę ma ręce pełne roboty. Musisz to zrozumieć.
- Rozumiem to i
szanuję - zapewniła. - Ale to nie znaczy, że mam przestać pragnąć się z nim
zobaczyć.
- Też prawda -
przyznała kobieta.
- I jeszcze… Wciąż
martwię się o Kao-chan - wyznała Aya.
- Tak, ja też. Ona…
- zawahała się na moment. - Ona teraz nie jest sobą. Udaje tylko, że jest
względnie dobrze, ale tak naprawdę… Rozpada się. Zmienia. Zastanawiam się, czy
to tylko efekt sprawy z Nakazawą-chan, czy też historia ta była tylko tym, co
przepełniło czarę goryczy.
- No właśnie, też
się nad tym zastanawiam. - Dziewczyna skinęła głową. - Tak bardzo mi smutno,
gdy na nią patrzę. I jeszcze Ichiru… Nie pojmuję tego, ciociu. Jak oni mogą
robić takie głupstwa? Kaori chyba postradała rozum, że z nim zerwała. Tyle
razem przeszli, tak bardzo się kochają… Ale on nie jest dużo lepszy. Dlaczego
jej na to pozwolił? Dlaczego to akceptuje?
- Wiesz… Wydaje mi
się, że oboje się po prostu trochę zagubili. To się zdarza każdemu, a już
szczególnie młodym i zakochanym… Czasami robi się głupstwa, których potem długo
się żałuje… Ale kiedy nadejdzie czas, wywiąże się wreszcie poważna rozmowa, a
wraz z nią przyjdzie zgoda i wybaczenie.
Aya zastanowiła się nad słowami Reiko. Sytuacja przez nią opisana
skojarzyła jej się nie tylko z Kao i Ichiru, ale także z tym, co stało się
pomiędzy nią a Suzaku.
Naprawdę chciałaby się z nim pogodzić i mieć w nim przyjaciela.
Tylko czy on będzie umiał ograniczyć się do czysto przyjacielskich stosunków?
Miała nadzieję, że owszem. Czuła bowiem więź, która ich łączyła.
Musiała łączyć - w końcu byli jedynymi przedstawicielami tego specyficznego
rodzaju dhampirów.
- Masz rację, ciociu - rzekła wreszcie.
Deichi kilkoma krótkimi piskami zakomunikował, że onēsan
zapomniała o tym, by dalej głaskać go po brzuszku.
***
Wracając do Związku, Kaori dużo zastanawiała się nad dzisiejszym
przypadkiem. To było co najmniej dziwne…
I straszne. To już moja druga sprawa, która całkowicie różniła się od tych
związanych z przemianami dziewcząt. Najpierw Aimi Tochikura, teraz ten facet…
Oboje niezwykle brutalni… Sadyści… Po przemianie robili okrutne rzeczy, choć za
ludzkiego życia wydawali się jak najbardziej w porządku… Jestem pewna, że te
dwie sprawy są ze sobą ściśle powiązane. To się czuje. A wracając do
dzisiejszej misji… Jaki normalny wampir Poziomu E rozszarpuje swoje ofiary, a
potem popełnia samobójstwo? I to jeszcze w taki sposób! Zaraz… Jakby na to nie
spojrzeć, on walczył do czasu, kiedy powiedziałam mu, że przegrywa… A to
oznacza…
-
…że osoba, która go przemieniła, najprawdopodobniej wydała mu rozkaz, by
skończył z sobą samym, jeśli grozi mu przegrana w walce z Łowcą - dokończyła
Kaori. Zdawała właśnie raport Hinako, która tuż przed powrotem dziewczyny do
siedziby Związku rozpoczęła swoją zmianę. - Czy coś w tym rodzaju - zawahała
się. - Tak myślę.
- Muszę przyznać, że
to brzmi bardzo logicznie. - Asamoto pokiwała głową. - Dobrze się spisałaś,
Mitsui-san. Teraz… możesz już wrócić do domu. Odpocznij porządnie i staw się
tutaj rano.
- Demo… - Kaori
przegryzła wargę. - Od rana mam lekcje…
- Wiem - rzekła
kobieta. - Niestety, mamy zbyt wiele misji do rozdania i zbyt mało pracowników.
Szeregi Łowców nieco się przerzedziły w ostatnich czasach. Pamiętasz tę całą
aferę z Rido Kuranem, Radą Starszych i naszym poprzednim prezesem, prawda?
Przez te wydarzenia straciliśmy wielu naszych.
- Hai… Ale to byli
ci, którzy w jakiś sposób zdradzili Związek Łowców, czyż nie? Ci, którzy tak
jak prezes stanęli po stronie Rady, by wyciągnąć z tego korzyści w postaci
dłuższego życia i takich tam…
- Owszem - zgodziła
się z nią Hinako. - To jednak nie zmienia faktu, że jest nas za mało -
wyjaśniła. - Mitsui-san, przykro mi, ale musisz zdecydować, co jest ważniejsze.
Szkoła czy praca?
Blondynka westchnęła i zwiesiła głową.
- Może pani na mnie
liczyć, Asamoto-san.
***
Aya, zamierzając przekręcić się na drugi bok, niemal spadła z
kanapy. Najpierw zauważyła, że musiała zasnąć w salonie w domku dyrektora.
Dopiero potem spostrzegła, dlaczego nie wylądowała na podłodzie - otóż ktoś w
porę zdążył ją złapać.
- Jesteś
niesamowita, serio - zaśmiał się chłopak.
- Zero! -
wykrzyknęła dziewczyna, natychmiast się dobudziwszy. Zarzuciła ukochanemu ręce
na szyję. - Jesteś wreszcie - szepnęła, wtulając się w niego.
- Byłem w akademiku,
ale cię nie zastałem. Dostałem za to burę od przewodniczących. - Puścił do niej
oko.
- Lepiej im więcej
nie podpadaj - wyszczerzyła zęby.
- Hai - odrzekł
potulnie.
- Zrobić wam
herbaty? - zapytała Reiko, która z rozbawieniem przyglądała się tej scence.
- Hai! - wykrzyknęła
radośnie brunetka.
- Tak, to mi dobrze
zrobi… - dołączył Zero.
Mitsui uśmiechnęła się, po czym poszła do kuchni.
- Przepraszam, że
dopiero teraz mamy okazję porozmawiać.
- To przecież nie
twoja wina - rzekła szybko Aya. - Jesteś ostatnio naprawdę zapracowany.
- Taak… I najgorsze
jest to, że w najbliższym czasie to się raczej nie zmieni. Hm, może być nawet
gorzej. Prawdopodobnie poopuszczam sobie co poniektóre lekcje…
- Znowu wagary? -
zażartowała.
- Chciałbym -
uśmiechnął się. - Ale dobra, mniejsza o to. Opowiadaj szybko, jak było na
spotkaniu z ojcem.
Dziewczyna z entuzjazmem zaczęła relacjonować cały wczorajszy
dzień. Zauważyła, że Zero bynajmniej nie jest zawiedziony z powodu tego, że nie
widziała się z Suzaku.
Chłopcy
są czasami naprawdę zabawni, przeszło
jej przez myśl.
Akurat w chwili, w której Aya skończyła mówić, Reiko przyniosła
młodzieży herbatę. Sama oznajmiła, że pójdzie się wykąpać (nastolatka
zapewniła, że w razie gdyby Dei się obudził, zajmie się nim).
Nastolatka zdążyła upić kilka łyków napoju, gdy chłopak porwał ją
do siebie i mocno przytulił.
- Co ty tak nagle…!
- zaśmiała się.
- Po pierwsze,
stęskniłem się, bo nie widzieliśmy się dwa dni. Po drugie, trzeba odrobić
zaległości i korzystać z tego, że możemy sobie razem chwilę pobyć. Mówiłem, że
w najbliższym czasie często mnie nie będzie. Muszę się tobą nacieszyć na tyle,
na ile się da.
- Soka - zamruczała,
wtulając się w niego.
Nie miała ochoty odsuwać się choćby na chwilę. Najchętniej
przesiedziałaby w ten sposób całe życie.
***
- Łowcy znów na misji? - zagadnęła Otsune na pierwszej przerwie
pomiędzy poniedziałkowymi lekcjami.
- Tak - mruknęła
Aya. - Zazdroszczę ci trochę, wiesz? Możesz spotkać się z Fuchidą-kunem, kiedy
tylko zapragniesz, nie to co ja. Zero nic, tylko lata w tę i z powrotem z
miasta do Akademii, z Akademii do Związku, ze Związku na misję i tak dalej, i
tak dalej. Kao-chan również.
- Nie ma się co
dziwić. To całe zamieszanie z przemianami… Straszne.
- No tak… -
przyznała brunetka. - Całe szczęście, że tutaj jest bezpiecznie. Dzięki temu
nie muszę się martwić, że coś mogłoby stać się tobie lub innym uczniom…
- Ale Nakazawa-chan
nie umknęła smutnemu przeznaczeniu - zauważyła smętnym tonem Umari. - Współczuję
jej. Przyszła do liceum, szczęśliwa, pogodna, ambitna. A tu nagle coś takiego…
Jestem w szoku, że przyjęła to wszystko w taki, a nie inny sposób. Szczególnie
zważywszy na to, że wcześniej nie miała pojęcia o istnieniu wampirów.
- Uhm. - Aya kiwnęła
głową. - Też ją podziwiam. Ona… wydawała mi się taka… Nie wiem, jak to
określić. Raczej spokojna, wrażliwa i niesamowicie delikatna. Tymczasem okazała
się dziewczyną o odważnym sercu i naprawdę silnej woli. A tak poza tym… Bardzo
się cieszę, że nie obwinia Kao-chan o to, co się stało. Wtedy byłoby z nią
jeszcze gorzej…
- Ale i tak nie jest
tak, jak było wcześniej, prawda? - spytała cicho rudowłosa. - Ona… Coś w niej
pękło, nie wydaje ci się?
- Masz rację.
Zmieniła się. I jeszcze to zerwanie z Ichiru… Postąpiła tak niesamowicie
nierozsądnie… A najgorsze jest to, że ona naprawdę uważa, że tak musiało być.
Że oni się tylko nawzajem ranili. Przecież to głupie! Są dla siebie całym
światem. I dobrze o tym wiedzą, ale oszukują samych siebie.
- Właśnie…
Zabrzmiał dzwonek wzywający je na kolejną porcję zajęć.
Westchnęły więc i ruszyły do sali.
***
Kaori wróciła ze swojej misji lekko niezadowolona. Dzisiejszy
przypadek z pewnością nie był zamieszany w sprawę, także cała robota była nudna
i rutynowa.
Zaraz
po złożeniu raportu dziewczyna rozpoczęła drogę powrotną do Akademii. Nie była
zbyt szczęśliwa wiedząc, że musi nadrabiać kolejne lekcje. Związek obiecał, że
we wtorek dostanie jakąś popołudniową misję, jednak nie wiadomo, co z
następnymi dniami. Trzeba było przyznać, że godzenie nauki i pracy było trudne
- szczególnie, jeśli ma się do czynienia z tak leniwą uczennicą. Jedynym plusem
opuszczenia lekcji była pewność niespotkania tego dnia byłego chłopaka.
Ostatniej nocy Kao prawie nie spała, rozmyślając na wszystkie tematy. Podobnie
było teraz. Szła jak zaklęta niemal całą drogę. Była tak zamyślona, że wchodząc
na teren Akademii Kurosu, minęła szarowłosą postać, wyraźnie na kogoś
czekającą. Po kilkunastu sekundach blondynka ocknęła się i doszła do siebie.
Odwróciła się energicznie, żeby sprawdzić, czy oby na pewno się nie
przewidziała.
- Maria-san? -
szepnęła zdezorientowana. Co prawda prosiła o to spotkanie, jednak nie miała
pojęcia, że wampirzyca odwiedzi ją tak szybko.
- Kaori-san!
Myślałam, że mnie nie zauważyłaś - rzuciła, podbiegając skocznie i rzucając się
dziewczynie na szyję. - Cieszę się, że cię widzę!
- Nie wiedziałam, że
przyjdziesz praktycznie od razu - przyznała. - To naprawdę wspaniała
niespodzianka.
- Chciałam
przyjechać wczoraj, jednak musiałam załatwić kilka ważnych spraw dla Kage-sama
- wyjaśniła Kurenai.
- Nie szkodzi. To
wspaniale, że jesteś! Tęskniłam - powiedziała i jeszcze raz przytuliła
przyjaciółkę. Po chwili zauważyła nieco smutną minę wampirzycy. - Coś się
stało?
- Ty mi to powiedz -
mruknęła, patrząc poważnie na blondynkę. - Byłam tu wcześniej. Dowiedziałam
się, że jesteś na misji, dlatego poszłam porozmawiać z Ichiru…
- A więc już wiesz?
- Uśmiechnęła się delikatnie. - Porozmawiajmy gdzie indziej - rzuciła, idąc
powoli w stronę lasu. Maria poszła za nią.
- Rozumiem cię - powiedziała po wysłuchaniu opowieści Kao.
Blondynka nieźle się zdziwiła.
- Rozumiesz?
- Nie podoba mi się
to, ale rozumiem twoją sytuację. Też bym się załamała. Ale odrzucanie bliskich
osób jest sposobem na pogłębienie problemu, a nie na pokonanie go. Chciałaś to
zrobić?
- Sama nie wiem… -
Odwróciła głowę w bok. Patrzyła na drzewa dookoła. Ponad ich koronami można
było zauważyć pochmurne niebo. - Kiedy widziałam, jak się smuci, stwierdziłam,
że tego nie chcę… Wiem, że może wszystko się wzajemnie wyklucza, ale tak
czułam…
- A co teraz
czujesz?
- Pustkę.
Odruchowo złapała
miejsce, gdzie powinien znajdować się wisiorek. Maria uśmiechnęła się.
- Będzie dobrze.
Wkrótce o nim zapomnisz i znajdziecie nowe połówki - rzuciła.
- Słucham? Ja nie…
- Chyba nie sądzisz,
że będzie czekał wiecznie? To chłopak.
- Ale…
- Skoro z nim
zerwałaś to tym bardziej nie powinno cię obchodzić, jeśli on zacznie się z kimś
umawiać.
- Wykluczone! -
wściekła się Kao.
- Widzisz? -
Wampirzyca się uśmiechnęła. - Nie wytrzymacie długo bez siebie. Jesteście dla
siebie stworzeni - zaświergotała, po czym ucieszona, zaczęła skakać.
- Mówił ci coś o
tym?
- Sama go spytaj,
jak chcesz wiedzieć - poradziła. - Nikt za was tego nie rozwiąże.
- To i tak nie
wygląda za dobrze.
- Nie martw się.
Porozmawiajmy lepiej o czymś weselszym - zaradziła.
- Uhm - zgodziła
się.
Dziewczyny chodziły przez leśne ścieżki jeszcze dwie godziny.
Opowiadały sobie o wszystkim, co wydarzyło się w ich życiu od czasu ostatniego
spotkania. Mimo że znały się zaledwie kilka miesięcy, mogły mówić o swoich
uczuciach bardzo otwarcie.
Wkrótce zaczęło się zbierać na deszcz. Postanowiły, że będą już
wracać. Kao odprowadziła Marię do bram Akademii. Przytuliły się na pożegnanie i
obiecały sobie, że będą się częściej widywać. Blondynka stała i machała
przyjaciółce. Kiedy przestała ją widzieć, zaczęła się ulewa. Kaori powoli
wracała do swojego dormitorium. W ciągu kilku sekund była cała mokra, więc
stwierdziła, że pośpiech nic już nie da. Czuła jak po twarzy spływa jej
makijaż, jak włosy zaczynają przylegać do ciała. Szła wpatrzona w ziemię.
Podczas takiej pogody zawsze zbierało jej się na wspomnienia i różnego rodzaju
przemyślenia. Teraz wyobrażała sobie Ichiru obściskującego się z inną
dziewczyną. Tak samo szczęśliwego, tak uśmiechniętego jak wtedy, gdy był z nią.
Nastolatka zatrzymała się, chwytając za serce. Poczuła, że ją ciśnie. Kołatało
jak szalone, jakby było przeciwne rozmyślaniom.
Nagle dziewczyna usłyszała kroki. Ciche stąpanie butów o ziemię.
Wiedziała, że zna ten dźwięk. Serce momentalnie się uspokoiło. Wróciło do
normalnego bicia, dokładnie tak, jakby czuło się bezpiecznie. Tylko oddech
blondynki spowolnił. Powoli podniosła głowę. Był cały mokry. Z końcówek jego
włosów kapała woda. Mimo tego, a może nawet dzięki temu, wyglądał świetnie.
Chłopak wprost wyjęty z jakiegoś filmu. Jego oczy błyszczały. Były takie, jak
wtedy, gdy Kao zobaczyła je po raz pierwszy. Pełne smutku i jakiegoś bólu.
Wiedziała, że ona sama wygląda okropnie z tuszem rozmazanym na
całej twarzy. Żeby dokładnie zobaczyć chłopaka, musiała kilka razy mrugnąć
oczami, ponieważ deszcz wprost je zalewał. Stali tak naprzeciw siebie, nie
wiedząc, co zrobić. Dziewczyna cieszyła się, że pada - nie było widać łez
spływających jak szalone po jej policzkach. Ichiru widocznie czekał na jej
ruch. Kaori wzięła głęboki oddech i zrobiła krok do przodu.
- Kaori-senpai!
Mitsui szybko się odwróciła. Chwilę się rozglądała, ale nikogo
nie widziała.
- Wracaj do pokoju,
bo się przeziębisz!
Spojrzała na akademik. To Yae krzyczała z góry. Blondynka
zauważyła, że ukochany stoi w miejscu niewidocznym z okna w jej pokoju.
Podniosła rękę na znak, że słyszała i idzie. Spojrzała jeszcze raz na chłopaka.
Stał, patrząc na nią tępo. Uśmiechnął się delikatnie, zdając sobie sprawę, że
konfrontacja się nie odbędzie. Kaori, cały czas ponaglana przez przyjaciółkę,
odwróciła się od Ichiru i wbiegła do dormitorium. Zrezygnowana weszła po
schodach. Przez nasiąknięte wodą ubrania miała na sobie kilka kilo więcej. Po
chwili dotarła do pokoju, gdzie czekała na nią zmartwiona Yaeko. Szesnastolatka
od razu zrzuciła z siebie ciężką kurtkę. Zdjęła też pochwę z kataną i odłożyła
ją delikatnie na miejsce.
- Dlaczego tak tam
stałaś? - dopytywała się młodsza. - Przecież będziesz chora!
- Zamyśliłam się. I
tak byłam już przemoknięta, więc minuta więcej w deszczu by mi nie zaszkodziła
- rzekła, po czym wymusiła na twarzy uśmiech.
- Yare, yare…
- Przepraszam, że
jestem tak późno. Wracając ze Związku, spotkałam Marię. Mówiłam ci o niej,
prawda?
- Hai. Chciałabym ją
kiedyś poznać - stwierdziła.
- Uhm. Na pewno
niedługo się poznacie - ucieszyła się i zaczęła opowiadać o dzisiejszym
spotkaniu z przyjaciółką.
***
Konban wa, tu Aya.
Tak szczerze, to już nie za bardzo pamiętam, co jest w tym rozdziale, więc nie będę się nad nim rozwodzić. Jeśli chodzi o kolejny, nawet go nie zaczęłyśmy, a ponieważ mamy masę roboty do szkoły, raczej nie znajdziemy czasu na pisanie. Przykro nam.
Hmm, zauważyłyście, że to już XVII tom? No nieźle...
Dziękujemy wszystkim, którzy wciąż to czytają. Buziaki dla Was! ;*
[wpis z dnia 20.11.10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz