poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XVII, rozdział LXXXIV - "Wybawca"


       - Obiecałeś… - wyszlochała. - Obiecałeś, że następnym razem nadrobimy cały stracony czas! - wykrzyknęła z pełnym bólu wyrzutem.
       - Gomen, Aya - odparł łagodnym tonem. Uśmiechał się, ale jego szare oczy wyrażały smutek. - Nie będzie następnego razu.
       Uśmiechnął się po raz ostatni, po czym odwrócił się i powoli zaczął odchodzić.
       - Nie! - wrzasnęła, rzucając się w jego stronę. Czego by jednak nie robiła, dystans między nimi się nie zmieniał. - Nie! - powtórzyła z uporem, ale nic nie wskórała.
       Za to on, będąc już daleko, zdawał się prysnąć jak bańka mydlana, zamieniając się w srebrzysty pył.
***
       Otworzyła oczy. Wiedziała, że coś jej się śniło, ale nie pamiętała, co to było. Stwierdziła jednak, że może jednak lepiej jest nie pamiętać.
       Przez jakiś czas leżała nieruchomo, tępo wpatrując się w sufit. Czuła się co najmniej dziwnie. Nie była pewna, co się z nią stało.
       Czy nie powinna przypadkiem być w swoim pokoju w akademiku?
       Kiedy spróbowała się poruszyć, zalała ją fala bólu, którego źródłem był chyba każdy centymetr jej ciała. Z niechęcią podniosła rękę i spostrzegła, że jest ona zabandażowana. Chwilę później na policzkach odkryła plastry, a bandaże… praktycznie wszędzie. Niektóre wciąż były śnieżnobiałe, inne zakrwawione.
       Główkowała bezwiednie przez kilka sekund, po czym przypomniała sobie ze szczegółami straszliwe wydarzenia, jakie miały miejsce podczas ataku Akujiego Toumy.
       Nie zauważyła, w którym momencie zaczęła płakać. Po prostu po jakimś czasie spostrzegła, że jej twarz i poduszka są mokre od łez.
       Szlochając tak cicho, usłyszała nagle rozmowę toczącą się na korytarzu.
       - Co z nimi? - spytał Kaien.
       - Nadal bez zmian - odparła Reiko. W jej głosie słychać było smutek i troskę. - Żadna nie odzyskała jeszcze przytomności.
       Żadna?! Aya wytrzeszczyła oczy. Kao… Kao żyje!, odkryła z ulgą, która zaraz jednak ustąpiła wszechogarniającemu poczuciu winy. Prawie ją zabiłam, ale żyje… Za to… tata… on już nie…
       Na nowo wybuchła płaczem.

       Uspokoiła się względnie jakiś czas później.
       Wysunęła się spod kołdry. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłaby na siebie włożyć. Na drugim łóżku zauważyła swoje ubrania. Ktoś musiał je jej tutaj przynieść.
       Nie umieścili Kao i mnie w jednym pomieszczeniu. Pewnie bali się, że znowu ją zaatakuję, pomyślała ponuro. Cóż, właściwie… dobrze zrobili.
       Wszystko ją bolało, nic się nie goiło, a pragnienie nie ustawało. Dziewczyna przypomniała sobie jednak, że nawet tu, w pokoju gościnnym w domku dyrektora, trzymała zawsze kilka pudełek tabletek krwi - „tak na wszelki wypadek”, jak to zwykła wyjaśniać.
       Taki „wypadek” właśnie nadszedł.
       Otworzyła szufladę szafki nocnej i wyjęła z niej trzy pudełeczka. Zawartość jednego z nich zażyła od razu, połykając niemal wszystkie pigułki naraz. Po chwili zastanowienia pochłonęła drugie pudełeczko. I to niewiele jej dało.
       Westchnęła i sięgnęła po ubrania - ciemne dżinsy do połowy łydek i wygodną bluzkę z krótkim rękawkiem. Przy każdym ruchu jej ciało protestowało, ale ona wmawiała sobie, że nawet ten ból nie zrekompensuje tego, co wydarzyło się z jej winy.
       Trzecie pudełeczko tabletek włożyła do kieszeni spodni. Wsunęła jeszcze stopy w papcie, po czym z trudem ruszyła ku drzwiom.
       Jakimś cudem udało jej się doczłapać do salonu. Wiedziała, że to tam zastanie ciocię.
       Stanęła w przejściu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
       - Mój Boże, Aya! - wykrzyknęła Reiko, gdy ją zobaczyła. - Nie powinnaś się przemęczać!
       - Nic mi nie jest - odparła, ale, chcąc nie chcąc, zrobiła to w taki sposób, że nawet głupi zauważyłby, iż nie mówi prawdy. - Ważniejsze jest… - wysapała. - Co z Kaori? - szepnęła.
       - Usiądź chociaż - poprosiła blondynka, szybko podchodząc do nastolatki i pomagając jej dojść oraz usiąść na wygodnej kanapie.
       - Co z nią?
       Kobieta zawahała się.
       - Wyjdzie z tego - rzekła wreszcie. - Zajęliśmy się nią. Jeszcze nie odzyskała przytomności, ale niebawem na pewno to nastąpi - zapewniła.
       Do pokoju wszedł Kurosu. Zdziwił się, gdy ujrzał Ayę.
       - Dziecko drogie! - wykrzyknął w podobny sposób, jak wcześniej zrobiła to Reiko. - Powinnaś leżeć w łóżku i odpoczywać!
       - Gomen nasai - wyszeptała, zwieszając głowę. Na jej kolana zaczęły kapać łzy.
       - Ano… Nie musisz przepraszać… - wyjąkał Przewodniczący. - Po prostu martwimy się o ciebie…
       - Nie o to… chodzi… - ucięła brunetka. - To przeze mnie… ona jest w takim stanie!
       Dorośli spojrzeli na siebie ze smutkiem.
       - Nie wiemy dokładnie, co się stało - przyznała Reiko. - Ale w żaden sposób nie zamierzamy cię obwiniać.
       - Oczywiście, że nie - poparł ją mężczyzna. - To, co się stało, to wina tego przeklętego bachora Toumy!
       - Ja… My…
       Aya nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie powinno jej tu być. Ostatnią chwilą, którą zapamiętała, była ta, w której leżała na ziemi i wpatrywała się w imōto…
       Nie, chwila. Było coś jeszcze. Tajemnicza sylwetka kogoś, kto jednym słowem sprawił, że wampirzyca odsunęła się do Kaori i jej nie zabiła.
       - Kto to był? - spytała cicho. - Jak się tu znalazłyśmy? Kto… nas ocalił?
       - To… To był ten młody Shoutou - odparła Reiko.
       - Uhm - potwierdził Kaien. - Suzaku-kun.
       Na moment dziewczyna zatopiła się w swych myślach. Po pierwsze, skąd on się tam wziął? Po drugie, dlaczego to dopiero jego słowa pozwoliły jej oderwać się od szyi imōto? W końcu jak przez mgłę pamiętała, że ona też coś szeptała… Że już wystarczy…
       Po trzecie, jak przeniósł je do Akademii Kurosu?
       Po czwarte, dlaczego, do cholery, nie zjawił się wcześniej - na tyle, by wspomóc Kage w walce i być może ocalić mu życie?! Albo chociaż na tyle wcześnie, by nie zdążyła ugryźć Kaori?! A poza tym - dlaczego jej nie uzdrowił?! Miał przecież jej moce, więc mógł z nich korzystać! A ona nie musiałaby teraz czuć tego uporczywego bólu…
       Nie, stop!, zganiła siebie Aya. Znowu to robię, załamała się. Znowu… staję się „nią”…
       - Pójdź się położyć, Aya-chan - odezwała się nagle Reiko, przerywając tym samym serię wyrzutów, jakie sprawiała sobie w duchu nastolatka.
       - Tak, to dobry pomysł - podchwycił Kaien. - Musisz teraz dużo odpoczywać, żeby jak najszybciej dojść do siebie.
       - Chcę zobaczyć Kaori - szepnęła.
       Dorośli wymienili się niepewnymi spojrzeniami.
       - Przecież się na nią przy was nie rzucę - powiedziała przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Po policzkach wciąż ciekły jej łzy.
       - Nikt nie mówił, że tak będzie… - zauważył Kaien.
       Aya spojrzała na niego spode łba.
       Chwilę później cała trójka była już na korytarzu.
       - To tutaj - oznajmiła Reiko, stojąc przy jednych z drzwi.
       „Wiem”, chciała powiedzieć Aya, ale się powstrzymała.
       Otworzyła drzwi i wszyscy weszli do pomieszczenia.
       Pokój wyglądał, jakby na swój sposób przemieniono go w szpitalną salę. Kaori, blada i wymizerowana, nieruchomo leżała na łóżku. Podłączona była do kroplówki, którą podawano jej krew. Tuż obok na krześle siedział Ichiru.
       Aya nie mogła nie zauważyć, że scena ta wygląda znajomo. Tyle że aktorzy zamienili się rolami.
       Drżąc, dziewczyna zbliżyła się do łóżka. Patrząc na siostrę, która ledwo uszła z życiem, miała ochotę wołać o pomstę do nieba. Najgorsze było jednak uświadomienie sobie tego, że gdyby nie Suzaku, Kaori NAPRAWDĘ by już nie żyła. A tym, kto odebrałby jej życie, byłby nie kto inny jak ona, Aya.
       Kolejna porcja łez urządziła sobie wyścig po jej twarzy.

       Minęło ładnych parę minut, zanim do dziewczyny zaczęło docierać to, co mówili do niej inni. Okazało się, że byliby wdzięczni, gdyby Aya wyjaśniła im jednak, co się stało (oczywiście, jeśli nie ma nic przeciwko temu). Reiko przyznała, że Suzaku rzucił tylko parę słów, po czym zostawił ledwo żywe dziewczęta pod jej opieką.
       Ichiru, wyglądający na tak przygnębionego, jak jeszcze nigdy wcześniej, też chciał wiedzieć, co sprawiło, że dziewczyna, którą kochał, znalazła się w takim stanie.
       Brunetka usiadła na skraju łóżka i zaczęła mówić. Płakała bez przerwy i przez większość czasu jąkała się lub pociągała nosem, przez co jej opowieść zdawała się być nieco nieskładną. W końcu jednak udało jej się ją dokończyć.
       Naprawdę nie rozumiała, dlaczego nikt na nią nie wrzeszczy, nie czyni jej wyrzutów ani nic podobnego. Niemal pragnęła, by ktoś wyładował na niej wreszcie swoją złość i żal.
       Ichiru nie odezwał się ani słowem, z kolei Reiko i Kaien co rusz zapewniali, że to nie jej wina, że nie mogła nic zrobić i że nikt nie ma jej niczego za złe.
       Z jakiegoś powodu to wszystko tylko bardziej ją zdołowało.

       Wróciła do łóżka tak, jak ją prosili. Zanim to zrobiła, dowiedziała się, że jest popołudnie następnego dnia.
       Ucięła sobie kilkugodzinną drzemkę, po czym znów wstała. Popłakała trochę, wpakowała sobie do ust kolejną porcję tabletek, a następnie przebrała się w długie spodnie i golf z długim rękawem.
       Nie mogła tak tego wszystkiego zostawić. Musiała załatwić kilka spraw… Musiała coś zmienić. A był tylko jeden sposób na to, by sytuacja z wczoraj się nie powtórzyła.
       Skorzystała z tego, że jest już noc i wszyscy śpią. Miała wyrzuty sumienia z powodu tego, że wymyka się z domu (i terenu Akademii), ale po prostu musiała to zrobić.
       Dokładnie pamiętała, w którą stronę powinna iść. Za miasteczkiem tamtą drogą… I jakiś czas później będzie mogła przejść przez portal.
       Właściwie zastanawiała się, czy będzie działał. W końcu jej ojciec, który najprawdopodobniej rzucił zaklęcie, już nie żył…
       Z całej siły powstrzymała łzy.
       Przeszła przez magiczną barierę, wciąż istniejącą.
       Znalazła się tuż przed domem Kage. Niepewnie weszła do środka.
       Przypomniała sobie pierwszą wizytę w tej posiadłości. Gdy przystępowała wtedy próg budynku, wciąż jeszcze nienawidziła ojca i była przekonana, że to on zabił jej matkę. Dopiero potem odzyskała wspomnienia i wiedziała już, że mordercą Maayi był Rido.
       Kuran odebrał jej matkę, a Touma ojca. Nie wybaczy im tego. Nie wybaczy Kuranom, chociaż Rido już nie żyje. I nie wybaczy Akujiemu. Zabije go.
       Niemal podskoczyła, gdy na szczycie schodów ujrzała Marię Kurenai.
       - Aya-sama! - wykrzyknęła wampirzyca. - Spodziewałam się, że tu przybędziesz, ale tak szybko?!
       Przyjrzała się brunetce.
       - Aya-sama, chodź, proszę, zaprowadzę cię do któregoś salonu… Nie możesz się teraz przemęczać!
       - Kurenai-san, daj spokój, proszę - rzuciła szybko Aya. - Przyszłam tu, żeby spytać…
       - Nie teraz, proszę, Aya-sama! Spocznij na chwilę, wypij chociaż jakąś herbatę…
       - Nie chcę herbaty, ja…
       Przerwała, gdyż ogarnęło ją jakieś dziwne, niepokojące przeczucie.
       - Kurenai-san? - spytała.
       - Hai, Aya-sama?
       Szarowłosa wyglądała na szczerze zatroskaną.
       - Gdzie jest Namizawa-san?
       Maria spuściła wzrok, po czym zwiesiła głowę.
       - Minato-san nie żyje, Aya-sama - wyszeptała.
       Te przeczucia naprawdę nie zawodzą, pomyślała z lekkim przerażeniem brunetka.
       - Jak to się stało? - zapytała cicho.
       - Tak naprawdę… Ani ja, ani jego rodzina nie wiemy, co się wydarzyło. Jedyne, czego jestem pewna, to fakt, że Minato-san został wysłany na jakąś misję. Taką, jakich wiele… Ale z tej już nie powrócił. Osoby blisko z nim związane wyczuły jego stratę, więc nie ma wątpliwości, że nie żyje… Ale kto to zrobił, dlaczego i gdzie… Obawiam się, że tylko i wyłącznie… - Głos jej zadrżał. - Kage-sama wiedział, co się stało. Bo Minato-san… zginął niewiele wcześniej niż twój czcigodny ojciec… Tak mi przykro, Aya-sama! - rzekła szczerze, już płacząc.
       Szarooka zamrugała kilkakrotnie, by znów się nie rozpłakać.
       - U-uhm… - wydukała tylko.
       Minęło kilka minut wypełnionych milczeniem, które przerywało jedynie pochlipywanie Kurenai.
       - Proszę, Aya-sama… - odezwała się wreszcie. - Usiądź gdzieś… Przejdźmy do salonu…
       Dziewczyna zgodziła się, więc obie ruszyły ku najbliższemu pomieszczeniu, w którym znajdowały się wygodna kanapa i wyściełane fotele.
       - Ano… - zawahała się szarowłosa. - Przypuszczałam, że się tu zjawisz, Aya-sama, choć nie myślałam, że tak wcześnie… - powtórzyła. - Chodzi o to, że… Chciałabym, abyś kogoś poznała.
       - To dwie osoby, prawda? Wampiry z wyższych warstw, nie umiem jednak stwierdzić, czy należą do arystokracji, czy szlachty…
       - Nie mylisz się, Aya-sama. To… To dzieci Minato-san i jego żony, Kaede-san, która była arystokratką i która umarła kilka lat temu.
       - Soka… - zamyśliła się na moment Aya. Wiedziała, że Minato należał do szlachty, ale nie miała pojęcia, że związał się z przedstawicielką Klasy B.
       - Czy czujesz się na siłach, by się z nimi spotkać, Aya-sama? Jeśli nie, oni na pewno to zrozumieją - zapewniła.
       - W porządku - odparła szybko. - Chętnie ich poznam.
       - Wakarimashita, Aya-sama! W takim razie pozwól, że na moment się oddalę.
       Brunetka tylko potaknęła. Maria zaś po chwili opuszczała już pomieszczenie.
       Aya westchnęła i oparła głowę na fotelu. Miała ochotę płakać, właściwie mogłaby to robić bez przerwy, ale teraz musiała być silna.
       Kilka sekund później do pokoju wszedł jakiś służący. Z tego, co wiedziała, w rezydencji nie było zbyt wielu „poddanych”. Jej ojciec nie bardzo lubił bawić się w jakiegoś władcę, wolał raczej współpracę.
       Mężczyzna, wysoki brunet, którego włosy przyprószone były już siwizną, wyglądający na jakieś pięćdziesiąt lat, pokłonił się nisko, wyraził ubolewanie z powodu śmierci Kage (które zdecydowanie było całkowicie szczere, Aya wyczuwała takie rzeczy) i zapytał, czy dziewczyna nie ma przypadkiem ochoty na to, by coś zjeść lub wypić. Z początku chciała odmówić, stwierdziła jednak, że rozgrzewająca herbata z cytryną byłaby przez nią mile widziana.
       Wampir Poziomu D ponownie się skłonił, po czym wyszedł na korytarz.
       Zanim wrócił z napojem, do pomieszczenia weszła Maria. A wraz z nią dwoje nieznanych Ayi osób. I dziewczyna, i chłopak wyglądali na jakieś osiemnaście lat. Oboje mieli proste, jasnobrązowe włosy. Ich oczy zawierały w sobie barwę zieloną i brązową. Wyglądali naprawdę sympatycznie, ale ich twarze wyrażały smutek. Jeśli chodzi o dziewczynę, widać było, że wcześniej płakała.
       - Aya-sama - rzekli równocześnie, kłaniając jej się w pas.
       - Nie musicie tego robić - powiedziała szybko brunetka. Rodzeństwo posłusznie się wyprostowało. - Cieszę się, że mogę was poznać.
       - To dla nas zaszczyt, Aya-sama - zabrał głos chłopak. - Pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Shuusei Namizawa, a to moja młodsza siostra, Suzue.
       Dziewczyna, ubrana w skromną, ale bardzo ładną bordową sukienkę do kolan, dygnęła lekko. Chłopak zaś, bardzo zresztą przystojny, przyodziany w ciemne spodnie i jasną koszulę, skinął głową.
       - Miło mi. - Aya wysiliła się na delikatny uśmiech.
       - Ano… - nieśmiało odezwała się Suzue. Miała miły dla ucha głos, dziewczęcy i delikatny, ale nie w przesadnym stopniu. - Proszę przyjąć nasze najszczersze kondolencje, Aya-sama! - wyrzuciła z siebie.
       Ona i jej brat znowu pokłonili się szarookiej.
       - Wy z kolei przyjmijcie moje - odparła spokojnie osiemnastolatka, lekko się kłaniając.
       - Ależ… Aya-sama! - przestraszyła się szatynka. - Proszę tego nie robić!
       - Suzue-san… - zaczęła Aya. - Mogę tak na ciebie mówić?
       - O-oczywiście!
       - Nie traktuj mnie, jakbym była kimś ważniejszym od ciebie. To nieprawda. Wszyscy są sobie równi, choć nie każdy o tym pamięta… - zawahała się, po czym zwróciła do obojga. - I proszę was… Nie umniejszajcie swojej tragedii. Jesteśmy teraz w podobnej sytuacji. I wy, i ja straciliśmy wczoraj ojca. Każde z nas powinno opłakiwać swojego. Nie zachowujcie się tak, jakby wasza tragedia była mniejsza tylko dlatego, że Minato-san był szlachcicem, a mój tata czystokrwistym. I jeśli chcecie, zapłaczcie. Jeśli jesteście wściekli, wyładujcie na czymś swój gniew. Nie skrywajcie swoich emocji, swego żalu głęboko w sercach.
       - Aya-sama… - wyszeptała Suzue, patrząc na brunetkę z niedowierzaniem. - Arigatō gozaimasu! - powiedziała odrobinę za głośno, a jej oczy jak na zawołanie wypełniły się długo powstrzymywanymi łzami.
       Shuusei też wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać, ponieważ jednak był chłopakiem, umiejętnie się przed tym powstrzymywał.
       Aya z kolei już się nie opierała. Jej oczy znów się zaszkliły. Pierwsze łzy spłynęły po policzkach.
       Wszyscy cierpieli w milczeniu, pozwalając uczuciom kłębiącym się w ich sercach nieco zelżeć. Każdy poczuł swego rodzaju ulgę.
       Kiedy Aya i Suzue w którymś momencie przelotnie na siebie spojrzały, poczuły, że najprawdopodobniej są swego rodzaju pokrewnymi duszami.

       - Aya-sama… - wydukała jakiś czas później Maria. - Czystokrwiści nie powinni płakać przy innych.
       Dziewczyna wzruszyła ramionami.
       - Może - odparła. - Ale, jakby na to nie patrzeć, ja przecież nie jestem czystokrwistą. Tak naprawdę… Wraz ze śmiercią mojego ojca czysta linia krwi rodu Hiou wygasła.
       - Proszę tak nie mówić!
       - Taka jest prawda.
       Kurenai zwiesiła głowę, Aya zaś zwróciła się do rodzeństwa.
       - Co zamierzacie teraz zrobić?
       - Chcemy ci służyć, Aya-sama - odpowiedział łagodnym tonem Shuusei.
       - Nie wygłupiajcie się… - poprosiła.
       - Rodzina Namizawa od tysiącleci związana jest z rodem Hiou. Obowiązek, czy raczej przywilej, służenia przedstawicielom czystej krwi od niepamiętnych czasów przechodzi w naszej rodzinie z ojca na syna. Z chwilą, kiedy nasz tata zginął, ten obowiązek w naturalny sposób przeszedł na mnie.
       - Z kolei kobiety z rodziny Namizawa rzadko związywały się bliżej z rodem Hiou - kontynuowała Suzue. - Właściwie w przeszłości zrobiła to tylko jedna kobieta. Nasza przodkini żyjąca niezliczoną ilość lat temu, Kanaru Namizawa. A ja… - rzekła nieśmiało. - Ja zamierzam być drugą - oznajmiła. - Właściwie wciąż miałam wątpliwości, ale gdy poznałam cię osobiście, Aya-sama, i gdy wypowiedziałaś tamte słowa… Jestem pewna, że chcę ci służyć.
       Brunetka speszyła się nieco. Dziwnie się w tej chwili czuła.
       - Aya-sama - odezwała się Maria. - Ja oczywiście też będę teraz na twoje rozkazy. Nie zamierzam odejść od służby twojemu rodowi z powodu tego, iż Shizuka-sama i Kage-sama nie żyją.
       - Minna… - zawahała się osiemnastolatka. - Ja… Nie wydaje mi się, żebym potrzebowała… „sług”. Powinniście po prostu zacząć żyć swoim życiem.
       - Aya-sama! - uniosła się niespodziewanie Suzue. Na jej policzkach pokazały się rumieńce. - Proszę nas od siebie nie odtrącać! Potrzebujesz sojuszników! Tylu, ilu tylko się da… Potrzebujesz osób, które mogą być na każde twoje zawołanie, potrzebujesz kogoś, kto będzie zdolny w  razie potrzeby oddać za ciebie życie, potrzebujesz… potrzebujesz przyjaciół.
       - Nie chcę, żebyście przez wzgląd na mnie byli w jakikolwiek sposób uwiązani - zaprzeczyła Aya. - A tym bardziej nie chcę, byście poświęcali za mnie życie…
       - Proszę, nie odtrącaj nas, Aya-sama! - wykrzyknęła Suzue.
       - Onegai shimasu - poparli ją chórem oniisan i Maria.
       Dlaczego tak im na tym zależy?, dziwiła się Aya. Nie potrafię tego zrozumieć…
       - Dobrze - westchnęła zrezygnowana. - Ale pod jednym warunkiem.
       Zamienili się w słuch.
       - Nie traktujcie mnie jak waszą panią czy władczynię. Starajmy się zachować względnie partnerskie stosunki, zgoda?
       - Hai!

       Wspólnie ustalili, że póki co cała trójka zostanie w rezydencji. Jeśli Aya będzie chciała się z nimi spotkać, po prostu tu przybędzie.
       Jakiś czas później brunetka ponownie została z Kurenai sam na sam. W międzyczasie zdążyła już wypić całą herbatę i poprosić o następną.
       - Pozwól, że wreszcie spytam - odezwała się Aya.
       - Hai?
       - Powiedz mi… Gdzie jest posiadłość, w której przebywa teraz Suzaku?
       - Ano…
       Czy jej się wydawało, czy Maria lekko się zarumieniła?
       - Suzaku-sama przebywa w rodzinnej rezydencji…
       - Domyślam się - rzekła szybko  osiemnastolatka. - Ale gdzie się ona znajduje?
       Maria wyjaśniła, jak dotrzeć na miejsce.
       - Naprawdę chcesz tam iść, Aya-sama? - zapytała niepewnie.
       - Tak - odparła pewnie. - Nie ma innej opcji. Już zdecydowałam.
       - To daleko… - oznajmiła szarowłosa wampirzyca. - A ty, za przeproszeniem, jesteś w opłakanym stanie, Aya-sama. Nie powinnaś wybierać się teraz na podobne wycieczki. Powinnaś była… nie opuszczać terenu Akademii Kurosu.
       - Wiem… - Aya przegryzła wargę. - Ale naprawdę jest coś, co muszę zrobić.
       - Wakarimashita. W takim razie pójdę z tobą, Aya-sama.
       - Wykluczone.
       - Proszę! Nie mogę pozwolić na to, byś narażała się na niebezpieczeństwo!
       - Nic mi się nie stanie.
       Maria westchnęła.
       - Suzaku-sama stworzył specjalny portal, dzięki któremu możemy szybko przemieszczać się między tą rezydencją a posiadłością Shoutou. Skorzystaj z niego, dobrze, Aya-sama?
       - Hai. Arigatō. - Dziewczyna uśmiechnęła się w podzięce.

       Kurenai zaprowadziła brunetkę do miejsca, w którym znajdował się portal. To był ten sam rodzaj magicznego przejścia, jaki przeniósł ją do domu ojca.
       Pożegnała się z szarowłosą, po czym przeszła przez portal.
       Budynek będący rodzinną rezydencją rodu Shoutou, otoczony okazałymi ogrodami i stylowym, acz starym ogrodzeniem, prezentował się co najmniej imponująco. Aya nie bardzo jednak zwróciła na to uwagę.
       Po chwili wahania przeszła przez bramę i skierowała się ku drzwiom frontowym.
       Uniosła już dłoń, by zapukać, jednak pozostawiła ją nieruchomą w powietrzu, zastanawiając się, co tak właściwie ma powiedzieć. Z Suzaku nie widziała się od tamtej feralnej nocy nieco ponad miesiąc temu. Aż tu nagle młodzieniec pojawił się na polu bitwy, by nieść pomoc umierającym dziewczynom…
       Poza tym w posiadłości przebywał też wujek „Króla Mroku”. Czy to nie niegrzeczne z jej strony, że tak nagle zjawia się w jego domu?
       Rozmyślałaby tak dalej, ale drzwi nagle się otworzyły. Za nimi stała wampirzyca Klasy D, niska, szarooka szatynka ubrana dokładnie w taki strój, w jakim oczyma wyobraźni Aya widziała zawsze odziane pokojówki z niezliczonych książek, jakie czytała.
       - Hiou-sama - rzekła kobieta, po czym dygnęła w pełen pokory sposób.
       Dziewczyna po raz kolejny tej nocy poczuła się nieswojo.
       Została wprowadzona do okazałego holu. Zanim się obejrzała, ze schodów zszedł do niej wysoki i przystojny mężczyzna.
       - Witaj, Aya-san - przywitał się łagodny tonem.
       - Przepraszam, że zjawiam się bez zapowiedzi - odparła nastolatka, lekko mu się ukłoniwszy.
       Wujek Suzaku podszedł do niej z subtelnym uśmiechem na ustach.
       - Nie znamy się jeszcze - powiedział. - Nazywam się Isaya. Jestem głową rodziny Shoutou.
       - To dla mnie zaszczyt.
       - Nie przesadzaj - uśmiechnął się serdecznie. - Możesz czuć się tu jak u siebie. Liczę na to, iż w razie potrzeby nawiążemy współpracę.
       - Na pewno.
       - Proszę, przyjmij moje kondolencje, Aya-san. Okropnie żałuję, że nie zdążyłem poznać twojego ojca. Pamiętam go jedynie jako arystokratę…
       Dziewczyna skinęła tylko głową.
       - Ano… - odezwała się po chwili.
       - Och, przepraszam, zamyśliłem się - rzucił Isaya. - Zapewne chciałabyś zobaczyć się z moim siostrzeńcem, czyż nie?
       - Hai…
       - Niestety, Suzaku wyszedł jakiś czas temu. Jestem jednak przekonany, że niebawem zjawi się z powrotem. Do tego czasu może poczekamy na niego w salonie?
       Nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tym samym momencie drzwi frontowe się otworzyły i do budynku wparował kasztanowowłosy młodzieniec.
       Ruszył w stronę dziewczyny. Wyglądał na okropnie zdenerwowanego.
       - Aya! Jak mogłaś przyjść tu sama?! Czy ty masz pojęcie, jak łatwo jest cię teraz zabić?! - wykrzyknął z udręczeniem widocznym w magicznych oczach mieniących się kilkoma barwami.
       Zatrzymał się jakiś metr przed nią. Chyba się do tego zmusił, bo wyglądał, jakby pragnął zbliżyć się bardziej. Ręce miał zaciśnięte, na czole pojawiły się ledwo widoczne zmarszczki wyrażające troskę.
       Osiemnastolatka spuściła głowę.
       - Gomen nasai - wyszeptała.
       Patrzy na mnie w taki sposób… Tak nie powinno być… Za bardzo się mną przejmuje, za bardzo się przywiązał, choć widzieliśmy się zaledwie kilka razy…
       - To ja przepraszam, że się uniosłem - rzekł szybko Suzaku.
       - Pewnie chcecie porozmawiać - odezwał się Isaya. - Nie będę wam przeszkadzał.
       - Arigatō, ojisama.
       - Argatō gozaimasu - powiedziała cicho dziewczyna.
       - Miło było cię poznać, Aya-san. Uważaj na siebie.
       - Hai. Arigatō, Shoutou-san.
       - Isaya - poprawił ją mężczyzna z łagodnym uśmiechem, po czym się oddalił.
       Przez jakiś czas trwało kłopotliwe milczenie.
       - Może… - odezwał się wreszcie chłopak. - Może pójdziemy do mnie, co? Nie będziemy chyba tak stali w holu…
       - U-uhm… - wydukała tylko, ponownie spuszczając głowę.
       Książę ruszył w stronę schodów. Widząc, że dziewczyna wciąż stoi w miejscu, automatycznie złapał ją za rękę i delikatnie pociągnął za sobą.
       Aya nawet nie zauważyła, że już po kilku sekundach chłopak ją puścił. Nie spostrzegła też, że ich dłonie się nie rozłączyły - z tego powodu, iż to ona, bezwiednie, trzymała teraz jego rękę.
       Suzaku poddał się i poprowadził brunetkę schodami i kilkoma korytarzami. Ta z kolei na nic nie zwracała uwagi, zatopiona w swoich pesymistycznych myślach. Wciąż nie mogła się otrząsnąć, choć chwilami zdawało jej się, że umie już powrócić do równowagi.
       W pewnej chwili się zatrzymała. Nie zrobiła tego specjalnie, to był odruch.
       Znowu nie potrafiła powstrzymać łez. Kiedy tylko wspominała te straszne wydarzenia… Wszystko odżywało…
       Dziewczyna nie widziała pytającego wyrazu twarzy kolegi. Cały czas miała spuszczoną głowę, co sprawiało, że łzy kapały prosto na przykrytą czerwonym dywanem podłogę.
       - Dziękuję ci… - wyszeptała z trudem. - Dziękuję ci… że ją ocaliłeś…
       Pociągnęła nosem.
       Młodzieniec patrzył na nią ze zdumieniem, smutkiem i zmieszaniem.
       - Przepraszam - powiedział cicho. - Gdybym zjawił się wcześniej, gdybym wiedział… To wszystko mogłoby skończyć się inaczej…
       - To nie twoja wina - zaprzeczyła Aya, wbijając zasmucony wzrok w chłopaka. - To i tak cud… Bo ja… prawie ją zabiłam… Gdyby nie ty, Kao-chan już…
       Suzaku wpatrywał się w drżącą dziewczynę nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować. Chciał ją jakoś pocieszyć, pokazać, że może na niego liczyć, ale z wiadomego powodu nie mógł jej przytulić. Nie po tym, co zrobił miesiąc temu…
       Dziewczyna jednak, nie panując nad sobą, sama się do niego zbliżyła i wczepiła palce w jego koszulę, która po chwili była już mokra od jej łez.
       Młody bóg, całkowicie zaskoczony, z początku stał sztywno, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. W końcu jednak delikatnie objął brunetkę, starając się zrobić to w taki sposób, w jaki zrobiłby to przyjaciel.
       - Gomen - wyszlochała Aya. - Możemy tak przez chwilę postać?
       - Uhm.
       Najzwyczajniej w świecie tego potrzebowała. Nie widziała się jeszcze z Zero, nie wiedziała nawet, gdzie on teraz jest ani kiedy wróci. Kaori leżała nieprzytomna, a Ichiru i jej rodzice przy niej czuwali. Nie spotkała się jeszcze z Otsune, bo nie miała okazji, a poza tym nie bardzo wiedziała, jak jej o wszystkim powiedzieć. W końcu niemal zabiła siostrę i to z jej winy zginął Kage…
       Suzaku wydawał jej się teraz jedyną osobą, z którą mogła szczerze porozmawiać. Był taki jak ona. Rozumiał ją, widziała o tym. I darzył ją szczerym uczuciem, którego jednak nie mogła odwzajemnić. Mimo wszystko pragnęła, by zostali najlepszymi przyjaciółmi. Jedyne na świecie dhampiry tego rodzaju powinny w jakiś sposób trzymać się razem.
       Poza tym… to właśnie on ocalił Kaori przed śmiercią z rąk przybranej siostry…

       Otrząsnęła się wreszcie i zganiła w myślach za to, że jest taka słaba. Z drugiej jednak strony, lepsze to niż zachowywanie się jak „druga Aya”…

       Rozmawiali bardzo długo. O tym, co się wydarzyło, o tym, jak Suzaku się o wszystkim dowiedział i o tym, dlaczego i w jaki sposób pomógł Ayi i Kaori.
       Wspominali Kage, opowiedzieli sobie co nieco więcej o swoim życiu. Poruszyli też temat przemian, postawy poszczególnych czystokrwistych, a także Związku Łowców.
       W końcu jednak dziewczyna musiała wyjawić cel swojej wizyty. Zanim to jednak zrobiła, spytała, dlaczego chłopak nie wyleczył ran jej i Kao.
       - Nie potrafię uzdrawiać - rzekł, uśmiechając się ponuro.
       - Jak to? - zdziwiła się. - Skopiowałeś sobie przecież moje umiejętności, prawda?
       - Taak… Ale nie umiem uzdrawiać. Ani samemu wytworzyć wody. To chyba coś, co jest zaklepane tylko dla ciebie.
       Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.
       - Powiedz… Czy ty potrafisz wytworzyć ziemię? Albo… Nie wiem, jakąś skałę czy coś w tym rodzaju… Tak z niczego?
       - Oczywiście - odparł.
       - Ja tego nie potrafię - rzekła. - A… - zawahała się. - „Tamten” kwiat… - zaczęła, nawiązując do przepięknej roślinki, jaką podarował jej Shoutou. - Wymyśliłeś go, prawda? Taka odmiana nie istnieje w naturze, tak?
       - Uhm - przyznał. - Rozumiem, co ci chodzi po głowie - oznajmił. - Wygląda na to, że najlepsze części naszych podstawowych umiejętności są przeznaczone tylko dla nas. Mimo przejęcia mocy nie możemy stworzyć z nie swojego żywiołu tego, co nie istnieje. Musimy korzystać z tego, co już zostało stworzone.
       - Właśnie…
       - Ciekawe - stwierdził.
       - Suzaku…?
       - Uhm?
       Przez chwilę się wahała. Wstała z fotela, na którym dotychczas siedziała, i zaczęła przechadzać się po komnacie - jednej z tych, które należały do księcia.
       - Powiedziałeś, że chcesz być moim przyjacielem, prawda?
       - Taak…
       - A przyjaciele zawsze sobie pomagają, prawda? - pytała dalej.
       - Oczywiście…
       Stanęła i utkwiła wzrok w chłopaku.
       - Przyszłam tu nie tylko po to, by ci podziękować, porozmawiać z tobą i spytać o to i tamto… - rzekła.
       Patrzył na nią pytająco i czekał.
       - Przemień mnie - wypaliła w końcu.




***
   Ano… Tu Aya. Gomen,wiem, że rozdział miał się pojawić wczoraj, ale… Nastąpiły problemy techniczne. Otóż od wczorajszego ranka do dzisiejszego popołudnia nie miałyśmy internetu. Najprawdopodobniej to wina Netii, bo koleżanka Kao, która też z niej korzysta, miała identyczny problem.
   Mam jednak dobrą (chyba xD) wiadomość. :) Otóż do 25.12.10 będziecie dostawać coś nowego tak, jak niegdyś, czyli w środy i soboty. ;) Następny rozdział jest tak przerażająco długi, że podzieliłyśmy go aż na pięć części- będą nieco krótsze niż standardowy rozdział, ale wszystkiego mieć nie można. xP W każdym razie poszczególne fragmenty będziemy dawały oddzielnie- a co za tym idzie, pierwszą część rozdziału „Mały Książę” dostaniecie już w tę sobotę. Mam nadzieję, że dodatek Wam się spodoba- przyznam szczerze, że mama, która dzisiaj przeczytała go w całości, jest z niego bardzo zadowolona.
   Rozdział dedykuję wszystkim naszym „fanom” (xD), ale w szczególności Czytelniczce (w końcu pojawiła się Twoja postać ;)) i Lady Vampire. ;* Witamy też serdecznie nowe czytelniczki- cieszymy się, że jesteście z nami! :)
   To by było na tyle. Do soboty! ;)
[wpis z dnia 9.12.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz