poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XVII, rozdział LXXXIVb (dodatek) - "Mały Książę"


       - Otōsama! Otōsama!
       Niespełna pięcioletni chłopiec w jednej chwili znalazł się przy ojcu, który nagle padł na ziemię. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Był rozpalony i spocony. Kaszlał i się dusił.
       - Okāsama! - wrzasnął kasztanowowłosy chłopiec. - Gdzie jest moja matka?! - warknął na jedną ze służek.
       - Nie wiem, Suzaku-sama - odparła przestraszona.
       - Zrób coś… - jęknął przez zaciśnięte zęby. - Zrób coś, Ebina!
       - Su… - wychrypiał nagle umierający mężczyzna. - …za…ku…
       - Otōsama! Otōsama! Trzymaj się!
       Dziecko nie zauważyło, że po twarzy płyną mu łzy. Mówił coś do taty, błagał, by nie zostawiał go i mamy samych, denerwował się, walił pięścią w podłogę…
       Nie miał pojęcia, kiedy tuż obok niego pojawiła się matka. Była to kobieta piękna, blada i elegancka, jak przystało na czystokrwistą wampirzycę z rodu Shoutou. Miała ciemnoblond włosy opadające prawie do pasa, niemal proste - odrobinę wywijające się na końcówkach - i brązowe oczy. Ubrana była w piękną suknię koloru karmelu. Usłyszawszy, że z jej ukochanym Sanjuro dzieje się coś niedobrego, odwołała wszystkie spotkania wyznaczone na noc dzisiejszą i prędko wróciła do swej posiadłości.
       - Nao…ko… - wyszeptał z trudem Sanjuro Nishimura.
       - Nie mów nic, kochany - poprosiła elegancka wampirzyca. - Nie przemęczaj się.
       Mężczyzna został przeniesiony na ogromne łoże z baldachimem znajdujące się w wielkiej komnacie służącej za sypialnię jego i Naoko Shoutou.
       Ukochana nie odstępowała chorego na krok. Tak samo ich zmartwiony i pociągający nosem synek.

       Sanjuro Nishimura męczył się jeszcze kilka godzin, a następnie odszedł w pokoju, zamieniając się w błyszczący pył.
       Naoko i Suzaku jak na komendę wybuchli niepohamowanym płaczem. Obydwoje zawsze trzymali uczucia na wodzy, ta sytuacja jednak zdecydowanie ich przerosła. Kto by się tego spodziewał?! Przecież nieuleczalna za ludzkiego życia choroba Sanjuro zniknęła, gdy został przemieniony! Dlaczego w takim razie nagle dostał tego napadu?!
       Na to pytanie istniała tylko jedna odpowiedź. Przemiana w wampira nie wyleczyła Nishimury, spowolniła tylko proces postępowania choroby.
       - Otōsama… Otōsama… - szeptał w kółko chłopczyk, wczepiając piąstki w suknię matki, przy okazji nieźle ją gniotąc.
       Naoko trochę się uspokoiła. Postanowiła, że musi być silna, by pomóc synkowi. Chłopiec zawsze był dzielny i opanowany, więc niebawem na pewno mu przejdzie.
       - No już, Suzaku - powiedziała tonem, który w zamierzeniu miał być kojący, przez zachrypnięcie jednak stracił ten czar. - No już, synku…
       Chłopiec zebrał się w sobie. Z całych sił zaczął powstrzymywać łzy wciąż cisnące mu się do oczu. Pociągał nosem i starał się wyrównać wreszcie niespokojny oddech.
       - Gomen nasai, okāsama - rzekł wreszcie.

       Tego grudniowego dnia czterolatek nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, nieprzerwanie myśląc o ojcu.
       Wspominał chwile, które razem spędzili. Przypomniał sobie wszelkie „ludzkie” zabawy, których Sanjuro go nauczył - Suzaku zawsze je wyśmiewał, ale tak naprawdę uważał, że są świetne. Dużo ciekawsze niż to, co musiał robić, przygotowując się do wejścia w wampirzy świat.
       Zastanawiał się, czy zapamięta tatę. Jego posturę, rysy twarzy… Z kolorem włosów i oczu nie będzie problemu - to w końcu po nim odziedziczył. Nie do końca zidentyfikowana - ni to brązowa, ni to ruda - barwa włosów i te niesamowite, mieniące się kilkoma kolorami tęczówki…
       Mimo wszystko ojciec wcale nie był jakoś specjalnie przystojny. Jak miałby być, skoro jeszcze kilka lat temu był tylko słabym człowiekiem?
       Co innego mama. Ona była idealna pod każdym względem. Piękna, opanowana, elegancka, doskonale znająca się na manierach, a także potężna, jak to czystokrwista.
       No, Suzaku chciał po prostu być taki jak ona. Albo nawet lepszy. Tylko jak, skoro jest takim wybrykiem natury? Dlaczego jedyną wampirzą umiejętnością, jaką posiadał, była zdolność widzenia w ciemności? Poza tym był też wrażliwy na światło słoneczne. To już coś.
       Ale zdecydowanie za mało. Chciał więcej.
       Nie mógł znieść, gdy patrzono na niego z góry. Naoko i Sanjuro tymczasem wiecznie zastanawiali się, jakim cudem taki mały chłopiec ma już aż tak sprecyzowane cele i marzenia. Doszli do wniosku, że dhampiry tego rodzaju muszą po prostu rozwijać się inaczej. Nie były przeciętnymi jednostkami, co to, to nie.
       Tylko co będzie dalej? Gdyby istniał inny dhampir, taki jak Suzaku, można by się tego dowiedzieć.
       Ale nie istniał.
       Chłopiec po raz kolejny zmienił pozycję. Stwierdził jednak, że nie ma szans, by tego dnia zasnął. Wysunął się więc spod miękkiej i ciepłej pościeli, przeszedł niemal całą długość swojej komnaty, po czym odsłonił ciężkie kotary, wpuszczając do pomieszczenia światło. Automatycznie zmrużył oczy. Zatopił wzrok w śnieżnobiałym śniegu, który aktualnie pokrywał tę część świata i który odbijał niemiłosiernie jasne promienie słońca.
       Patrzył jednak dalej. Nie zważał na ból oczu. Zdawał się raczej go pożądać.
       Rodzice z pewnością nie byliby zadowoleni z faktu, że ich synek zachowuje się czasem jak masochista.
***
       Sześciolatek nerwowo chodził w kółko po okazałym holu. Czuł niesamowite podniecenie i euforię - i koniecznie chciał się tym podzielić z matką. Ta jednak miała wrócić dopiero przed świtem.
       Trudno. Poczeka.
       Rzeczywiście tak zrobił. Kiedy znudził się wydeptywaniem dziury w posadzce, usiadł na marmurowych schodach. Tej nocy był wyjątkowo miły dla służby, a kucharzowi pozwolił nawet przyrządzić sobie deser, którego nigdy nie chciał nawet tknąć. Uznał jednak, że z konsumpcją poczeka do powrotu Naoko. Wtedy będą mogli zjeść razem.
       Kiedy kobieta wreszcie wróciła, Suzaku natychmiast do niej podbiegł.
       - Okaeri, okāsama! - zaświergotał wesoło. - Nie uwierzysz, co się stało! Nie uwierzysz! - wołał, nie dając matce dojść do słowa. - To wręcz niesamowite, okāsama!
       Po jakimś czasie Naoko udało się wreszcie usiąść przy stole w jadalni. Zjadła najpierw obiadokolację, a gdy przyszedł czas na deser, Suzaku do niej dołączył.
       Chłopiec spojrzał na zielony specjał. Zawsze wydawał mu się podejrzany, ale teraz stwierdził, że jego jabłkowy zapach jest doprawdy zniewalający i chyba rzeczywiście wypada go wreszcie skosztować.
       Od razu się nim zachwycił. Tak bardzo, że niemal zapomniał o manierach, które wciąż mu wpajano.
       - Od kiedy lubisz kisiel? - zdumiała się czystokrwista. - Nigdy nie chciałeś go nawet tknąć, a teraz pałaszujesz z takim rozanielonym wyrazem twarzy.
       - To jest przepyszne, okāsama! - zawołał zachwycony sześciolatek. - Nie miałem pojęcia, że tak wiele tracę! Od teraz to będzie mój ulubiony deser!
       - Ach tak? - zaśmiała się Naoko. - Dobrze. Czemu nie - zachichotała. - Demo, Suzaku… Powiedz mi, cóż takiego się wydarzyło, że jesteś dziś w tak niebywale dobrym nastroju?
       - Zdobyłem ją!
       Oczy ślicznego chłopca zabłysły.
       - Zdobyłem MOC!
***
       Kolejne trzy lata minęły mu na zdobywaniu kolejnych wampirzych cech. Moc panowania nad żywiołem ziemi zdecydowanie się rozwinęła (dlatego też pora roku, która akurat panowała w ogrodzie należącym do posiadłości Shoutou, miała związek z aktualnym nastrojem dziecka), zmysły porządnie wyostrzyły. Chłopiec zaczął wyczuwać krew, a także odróżniać poszczególne zapachy i aury wampirów różnych klas. Pewnego razu zauważył nawet, że za pomocą dotyku może kopiować sobie moce arystokratów. Niesamowicie mu się to spodobało. Od tamtego momentu korzystał z każdej okazji, by zdobyć coś nowego.
       Czasami co poniektóre moce wymykały mu się spod kontroli, ale jako iż był naprawdę bystrym chłopakiem, szybko nauczył się z każdej korzystać. Mimo wszystko wciąż najchętniej używał swojej własnej, „podstawowej”, jak ją nazywał, umiejętności.
       W końcu, kiedy miał dziewięć lat, jego kłopotliwa przemiana zdawała się dobiec końca. Nareszcie stał się wampirem, jakim od zawsze chciał być.
       Zaczął pachnieć jak czystokrwisty. I żywić się krwią, pożądać jej.
       Nie doznawał głodu. Matka hojnie obdarowywała go swoją krwią, ale nigdy nie zgodziła się wypić jego. Zaś podczas jej nieobecności służba chętnie go dokarmiała. Nikogo do tego nie zmuszał, choć teraz już mógł to zrobić, biorąc pod uwagę jego czystokrwiste umiejętności wpływania na innych. Nie, oni po prostu CHCIELI dawać mu swą krew. Chcieli przysłużyć się wspaniałemu paniczowi - pięknemu, inteligentnemu, wyrafinowanemu. Choć powinni go nie znosić - chłopiec często miewał humory - coś kazało im traktować go należycie i bynajmniej nie było to spowodowane tym, że muszą to robić ze względu na swoją pracę we dworze Shoutou.
       Nie, Suzaku miał po prostu „to coś”. Coś, co kazało wszystkim w jakiś sposób go uwielbiać.
       Chłopcu z reguły to nie przeszkadzało. Cieszył się tym, jak bardzo go szanują i o niego dbają. Cieszył się też, że może wreszcie na poważnie wkroczyć do świata wampirzej społeczności. Wreszcie jako CZYSTOKRWISTY, następca rodziny Shoutou, jednego z ostatnich siedmiu rodów Klasy A.
       Pierwsze przyjęcie, na które został zaproszony, bardzo mu się podobało. Zacne osobistości zachwycały się nim niesamowicie, gratulowali Naoko tak cudownego potomka, a jego nazywali „Małym Księciem”.
       Choć Suzaku doskonale wiedział, że większa część tych pochlebców w głębi ducha go nienawidzi, nie przejmował się tym. Właściwie… Można powiedzieć, że to mu się podobało. Tak, najzwyczajniej w świcie podobało mu się, że nawet ci, którzy go nie znoszą, muszą się przed nim płaszczyć.
       Świetne uczucie.
       Tej samej nocy chłopiec postanowił zrobić małe rozeznanie. Kogo EWENTUALNIE mógłby w przyszłości polubić? Kogo zaś zdecydowanie powinien nienawidzić?
       Do tej drugiej grupy od razu wpadł Kaname Kuran. „Książę”, żeby nie rzec „królewicz” czystej krwi, szanowny dziedzic rodu Kuranów. Pfu, pfu!
       Ku zgrozie Suzaku, rodzice owego chłopca wydawali się wyjątkowo sympatyczni. Czyżby Juri i Haruka mieli dostać miejsce w pierwszej grupie…?
       Nie, to by już chyba była przesada, pomyślał „Mały Książę”.
       Kiedy jednak państwo Kuranowie przywitali się z Suzaku, mając przy tym naprawdę miły, serdeczny i przede wszystkim SZCZERY uśmiech, chłopiec stwierdził, że istnieje możliwość, że jeszcze zmieni zdanie w ich kwestii.
       Niestety, tej nocy na bankiecie oprócz Kuranów pojawili się tylko Shizuka Hiou i ostatni z rodu Ouri, ale to tylko na moment, oboje bowiem mieli coś ważnego do zrobienia.
       Suzaku zastanawiał się, dlaczego nie pojawili się inni. Nie zostali zaproszeni czy może zignorowali takie niewielkie, nie do końca oficjalne przyjęcie?
       Mniejsza o to, rzucił w myślach chłopiec, równocześnie postanawiając, że kończy dzisiejsze rozeznanie na rzecz subtelnego ukazywania zebranym całego swojego uroku.
***
       Miał dziesięć lat, gdy stało się coś dziwnego i niepokojącego.
       Pewnego wiosennego dnia „coś” nagle przejęło kontrolę nad ciałem chłopca. Suzaku próbował walczyć, chciał z powrotem być sobą, ale wyszło na to, że mógł tylko patrzeć na to, co „coś” robi z jego ciałem. Wykonywało ono bowiem ruchy, których nie nakazał mu on, lecz to „coś”. Słowa, które przechodziły przez jego gardło i usta nie były tymi, które chciał wypowiadać.
       Wyszedł z domu i skierował się do miasta, choć wcale tego nie chciał. Nie próbował nawet oswoić się z nową sytuacją, po prostu chciał, żądał, by to „coś” zwróciło mu władzę nad jego ciałem.
       To na nic!, gniewał się. Kuso!
       Był już blisko centrum, gdy zauważył w oddali dziewczynkę przyglądającą się jednej ze sklepowych wystaw. Uśmiechała się lekko i błyszczącymi oczyma wpatrywała się w jakiś obiekt. Miała jasne włosy uczesane w dwie kiteczki. Ubrana była w zwykłą, niczym niewyróżniającą się sukienkę, ale mimo tego wyglądała szczególnie uroczo. Prawdopodobnie była w tym samym wieku co Suzaku.
       Ciało chłopca, wciąż poruszające się niezależnie od jego woli, skierowało swe kroki ku owej dziewusi.
       - Cześć! - zawołało.
       Shoutou poczuł, że się uśmiecha. Wcale nie chciał tego robić. Miał ochotę wrzeszczeć ze złości i się na czymś wyżyć.
       Dziewczynka tymczasem odwróciła się i spojrzała z zainteresowaniem na nieznajomego.
       - Cześć - przywitała się.
       Przez chwilę uważnie mu się przyglądała.
       - Chyba cię tu jeszcze nie widziałam - rzekła. - Jesteś stąd?
       - Można tak powiedzieć… - odparł wymijająco, po czym zmienił temat. - Co cię tak zaciekawiło na tej wystawie?
       - Och! - ożywiła się. - Ta pozytywka! - wyjaśniła, pokazując palcem przedmiot, który miała na myśli. - Piękna, prawda? - zachwycała się. - Tak bardzo chciałabym ją mieć! Ostatnio widziałam podobną, ma ją moja koleżanka. Ale mówię ci, ta jest dużo ładniejsza!
       - Rzeczywiście niczego sobie - przyznał chłopiec, kiwając z udawanym zrozumieniem głową. - Wiesz, w domu mam podobną - skłamał. - To znaczy… Nie należy do mnie, lecz do mojej mamy. Ale jej jest już niepotrzebna. Może zgodzi się, by ci ją dać.
       - Ach, nie, nie! To by było troszkę niegrzeczne - zmartwiła się dziewczynka, choć na jej twarzy widać było entuzjazm i szybko kiełkujące szczęście.
       - Masz ochotę na lody? - zapytał nagle chłopiec. - Albo może jakieś ciastko, albo gorącą czekoladę? Mam trochę pieniędzy. Moglibyśmy usiąść i porozmawiać. Może się zaprzyjaźnimy?
       - Hai! Z przyjemnością! - ucieszyła się dziewczynka. - Do której cukierni chciałbyś pójść? - zaciekawiła się.
       - Och, znam taką jedną, bardzo przytulną… - odrzekł z oszałamiającym dziesięcioletnie dziewczynki uśmiechem. - Chodź, zaprowadzę cię!
       - Hai!
       Bezceremonialnie złapał ją za ciepłą rękę i pociągnął za sobą.
       Tymczasem prawdziwy Suzaku porządnie się denerwował. Co zamierzało uczynić to… ten drugi on? I… jak to się w ogóle stało, że „drugi on” (wolał nazywać to w taki sposób, niż tak, jak wcześniej, czyli „coś”) ot tak sobie, bez żadnego problemu i to w dodatku tak nagle, przejął władzę nad całym jego ciałem?
       Shimatta!, irytował się. Co to ma być, do cholery jasnej?! I dokąd ja w ogóle idę? Tutaj nie ma żadnej cukierni…
       I nagle zrozumiał.
       „Drugi on” zaciągnął nieznajomą dziewczynkę do jakiegoś podejrzanego zaułka. Wokół nie było żadnych ludzi. W którymś momencie tuż obok przebiegł tylko jakiś bezpański kot, to wszystko.
       - Ano… - odezwała się blondyneczka. - Jesteś pewny, że to dobra droga?
       - O tak, nie martw się! - zawołał chłopiec.
       Suzaku poczuł, że dziewczynkę przeszły dreszcze.
       W końcu „drugi on” zatrzymał się. Nie puścił ręki dziewczynki.
       - Dlaczego stanęliśmy? - spytała, teraz już porządnie przestraszona.
       - Nie bój się - odparł chłopiec, ignorując pytanie towarzyszki. - To nie będzie bolało. No, może troszeczkę…
       Dziesięciolatka szeroko otworzyła oczy, ewidentnie była przerażona. Próbowała wyrwać rękę z uścisku, ale chłopiec był zdecydowanie silniejszy.
       - Puść mnie, proszę!
       - Iie - odparł. - Ech, mogłabyś się tak nie wierzgać? - poprosił ze znudzeniem. - Przeszkadzasz mi - mruknął, zbliżając powoli twarz do jej szyi.
       To wszystko sprawiło tylko, że jeszcze mocniej próbowała się uwolnić. Wysiłki naturalnie spełzły na niczym, ale nieco zdenerwowały „drugiego Suzaku”.
       Zajrzał jej głęboko w oczy.
       - Przestaniesz się wyrywać - powiedział hipnotyzującym tonem. - I dasz mi się w spokoju posilić.
       - Wakarimashita - odparła cichutko, całkowicie uległa poleceniom dziedzica czystej krwi.
       Już się nie ruszała. Bała się, po twarzy ciekły jej łzy, ale robiła to, co jej przykazał ten śliczny chłopiec, który jeszcze kilkanaście minut temu wydawał się taki sympatyczny.
       Dziesięciolatek wbił kły w szyję bezbronnej dziewczynki.
       Suzaku przeraził się. Kuso! Nande?!
       Jego złość i niepokój tylko się potęgowały, bo „drugi on” bynajmniej nie miał zamiaru kończyć posiłku.
       Jak tak dalej pójdzie, ona umrze, zdał sobie sprawę. Shimatta! Dosyć! Starczy już!
       Nagle, tuż nad jego głową coś przeleciało, wydając w powietrzu głuchy świst. Chłopiec błyskawicznie oderwał się od dziewczynki. Ze zdumieniem spojrzał za siebie.
       W tym samym momencie, w którym ujrzał Łowcę Wampirów, druga osobowość zwróciła Shoutou władzę nad jego ciałem.
       Zdumiony, nie bardzo wiedział, co zrobić. Kiedy jednak mężczyzna zaatakował, Suzaku zmuszony był zacząć się bronić.
       To była jego pierwsza walka. Choć posiadał tyle fantastycznych mocy, to, co się przed chwilą stało sprawiło, że chłopiec nie mógł w pełni z nich korzystać. Sytuacja najzwyczajniej w świecie go przerosła.

       - Prawie się tam pozabijaliście! A ta dziewczynka… Suzaku, wyjaśnij mi wreszcie, co się stało!
       Naoko była porządnie zdenerwowana. Syn dopiero co się ocknął, a ona już żądała wyjaśnień.
       - Okāsama… - szepnął tylko, po czym z powrotem opadł na miękkie poduszki.
       Zamknął oczy. Stwierdził, że leży w swoim własnym łożu. Jak się tu znalazł? Co się stało z tamtą dziewczynką? A Łowca? A… on sam?
       Wszystko go bolało. Kiedy ponownie uniósł powieki, zauważył, że jest ciężko ranny. Dlaczego nic się nie zagoiło? I skąd się wziął ten ból? Ból niemal nie do zniesienia… Ach, tak. Broń Łowców Wampirów. Więc wszystko jasne.
       Matka dalej nalegała. Kasztanowowłosy jęknął cicho, ale w końcu dokładnie opowiedział mamie o tym, co się wydarzyło.
       Zdumiała się, ale przestała gniewać. Zrozumiała, że to musi być jakaś szczególnie dziwna i problematyczna cecha dhampira.
       Poprosiła, by „Mały Książę” napił się jej krwi. Dzięki temu mógł poczuć się odrobinę lepiej, a rany być może trochę szybciej się zagoją. Syn ochoczo przystał na tę propozycję.
       Jakiś czas później został w komnacie sam. Wcześniej dowiedział się jeszcze, że dziewczynka, którą zaatakował, przeżyła. Nazywała się Atsuko Momotani i w tej chwili przebywała w ludzkim szpitalu. Jej rodzicom wyjaśniono, że została napadnięta przez jakiegoś zbira.
       Zbira. Świetnie.
       Suzaku westchnął. Był porządnie zdezorientowany. Tego dnia zdarzyło się tak wiele dziwnych rzeczy… A teraz ten ból…
       Nigdy wcześniej tak naprawdę nie czuł bólu. Jeśli się skaleczył, ranka natychmiast się goiła. A żadna osoba trzecia nie miała prawa choćby go tknąć. Był bezpieczny i szanowany. Zdawał się być rozpieszczany, ale to mimo wszystko nie do końca była prawda.
       A ta dziewczynka, Atsuko…
       Shimatta, ona się teraz zmieni w wampira, pomyślał z niezadowoleniem. I choć nie chciałem jej ugryźć, będę za nią odpowiedzialny. Kuso, jakie to kłopotliwe! Będę zmuszony zająć się nią i dać jej trochę mojej krwi, żeby nie upadła do Poziomu E.
       Zdenerwował się. On, Suzaku Shoutou, miałby dać jakiejś marnej, ludzkiej dziewczynce część swojej drogocennej krwi? Toż to karygodne!
       Prychnął cicho, zmienił odrobinę pozycję leżenia (co zaowocowało kolejną dawką bólu), a następnie zasnął.

       - Jak to nie zmienia się? - spytał zdumiony kilka dni później.
       Był już w na tyle dobrym stanie, że mógł opuścić łóżko. Rany wciąż jednak się nie goiły i dawały mu się we znaki.
       - Choć ją ugryzłeś, Suzaku-sama, Atsuko Momotani nie przemienia się w wampira - wyjaśnił po raz kolejny jeden ze sług. - Poza tym, czuje się już lepiej i dzisiaj opuszcza szpital - dodał.
       - Jak to możliwe…? - szeptał jak w transie Shoutou.
       - Wygląda na to, że nie możesz przemieniać ludzi w przedstawicieli naszej rasy - rzekła Naoko. Delikatnym ruchem dłoni odprawiła służącego. - To chyba dobrze - wysunęła przypuszczenie. - Dzięki temu nie będziesz musiał zająć się jej przemianą. Możesz o niej zapomnieć.
       Tak, to prawda.
       W pierwszej chwili Suzaku poczuł ulgę. Ale zaraz potem odezwała się w nim złość.
       - Przecież jestem „czystokrwisty”! - krzyknął gniewnie. - Pachnę jak czystokrwisty, wyglądam jak czystokrwisty, zachowuję się jak czystokrwisty…! Okāsama! - zwrócił się do matki. - Myślałem, że jestem już taki jak ty! Dlaczego więc nie przemieniłem tej Momotani?! Tak nie powinno być!
       Uderzył pięścią w stół, siedzieli bowiem w okazałej jadalni. Naczynia i sztućce zatrzęsły się.
       - Uspokój się, Suzaku - nakazała spokojnym tonem Naoko. - I usiądź wreszcie.
       Z niechęcią spełnił polecenie matki.
       - Być może to jedyna cecha, której jeszcze nie zdobyłeś. Prawdopodobnie za jakiś czas staniesz się czystokrwistym w pełni - powiedziała.
       - Oby - warknął.
       Nie mógł być gorszy. Musiał zdobyć umiejętność przemieniania ludzi w wampiry. Dopiero wtedy dorówna innym czystokrwistym.
***
       Kilka dni po swoich jedenastych urodzinach, które obchodził dwudziestego dziewiątego stycznia, Suzaku wpadł na pewien pomysł. Właściwie pomyślał, że to trochę szalone, ale skoro jest szansa na to, że uda mu się w ten sposób osiągnąć cel…
       Od czasu sprawy z Atsuko Momotani „Mały Książę” zastanawiał się, co zrobić, by stać się prawdziwym czystokrwistym.
       W końcu wydedukował, że skoro człowiek ugryziony przez czystokrwistego staje się wampirem, to może dhampir ugryziony przez przedstawiciela Klasy A sam stanie się czystokrwistym?
       Cóż, ta teoria mogła się wydawać trochę naciągana, ale warto spróbować. Mały przystojniaczek postanowił jednak nie dzielić się z matką swoimi naiwnymi przypuszczeniami. Po prostu poprosi, by wreszcie posiliła się jego krwią. W końcu od dawna nie zaspokajała w pełni swojego głodu. Od czasu śmierci ojca minęło już przeszło sześć lat, a Isaya, brat Naoko, od dawna spał. Suzaku nie miał nawet okazji z nim porozmawiać. Cóż, za kilkanaście lat go pozna. W końcu wujek miał sobie zrobić zaledwie pięćdziesięcioletnią drzemkę. Nie to, co ród Hanadagi. Pięćset lat snu to dopiero coś. A póki co nie minął nawet wiek.
       Tak, jak chłopiec przypuszczał, matka raczej nie wykazywała chęci do zgody. Jednak nawet ona musiała w końcu ulec urokowi swojego synka.
       To nie tak, że Suzaku był tylko parszywym egoistą i wykorzystał matkę do własnych celów. Naprawdę pragnął, by wreszcie przestała cierpieć.
       Tak też się stało. A skoro okazało się, że z dhampirem wszystko w porządku, matka i syn postanowili, że od tego czasu będą już dzielić się nawzajem swoją krwią. Same korzyści, ot co.
       Chłopiec był strasznie ciekaw, czy jego plan się powiódł. Nie był jednak na tyle głupi, by to sprawdzić. To musiało poczekać na jakąś bliżej nieokreśloną okazję.
       Stało się za to co innego. Druga osobowość Suzaku nie miała już prawa do tego, by wtrącać się w sprawy właściciela idealnego ciała. Chłopiec zauważył, że gdyby chciał, mógłby nawet na zawsze pożegnać się z „drugim sobą”. Coś jednak kazało mu tego nie robić. „Drugi on” może się jeszcze kiedyś przydać. A skoro Suzaku ma nad nim pełną władzę, to co mu szkodzi?
       Już kilka miesięcy później pogratulował sobie tej decyzji.
       Cóż, trzeba było przyznać, że jedenastolatek był niemałym zawadiaką. Przez to nieraz wpadał w kłopoty. Sęk w tym, że choć z ludźmi radził sobie bez problemu, trochę trudniej było z Łowcami czy wampirami.
       I w takich sytuacjach druga osobowość ratowała mu skórę.
***
       - Jesteś niesamowity! - zachwycała się raz po raz  Saiko Nakajima, szesnastoletnia piękność. Niestety, tylko ludzka.
       - Och, tak! - zawtórowała jej piętnastoletnia siostra, Yurie.
       - Dziewczęta, dziewczęta, nie przesadzajcie! - zaśmiał się melodyjnym głosem Suzaku.
       Był już siedemnastoletnim młodzieńcem i kiedy tylko wychodził na miasto, momentalnie jak magnes przyciągał do siebie przedstawicielki płci pięknej właściwie w każdym wieku. Cóż, piękne to one raczej nie były - w porównaniu do niego każda wyglądałby jak zabrudzona chłopka przy najprzystojniejszym królewiczu. Chłopak lubił się jednak trochę zabawić. Nie robił nic szczególnie nieprzyzwoitego, o nie. Po prostu flirtował, zagadywał, zapraszał na randki, trochę bałamucił, trochę nakłamał i to wszystko. Gra, nic więcej.
       Tego dnia spotkał dwie całkiem przyzwoite ludzkie dziewczęta. Tak się złożyło, że były siostrami. Między nimi była roczna różnica wieku, ale tak naprawdę wyglądały niemal jak bliźniaczki. Ich skóra była ładnie opalona, a włosy koloru czekolady sprawiały, że miało się ochotę wziąć je do ust.
       Mimo tego i tak nie zasługiwały na to, by powtórzyć spotkanie więcej niż kilka razy. Żadna nigdy nie zasłużyła.
       Suzaku nie wiedział, czy to wina książek, których niesamowite ilości już przeczytał, czy też po prostu jego charakteru, ale zdecydowanie czekał na swoją księżniczkę. Sam był w końcu „Małym Księciem” - no dobra, teraz już nie „małym”, wciąż jednak księciem. A skoro tak, to chyba zasługiwał na kogoś niesamowitego i nieprzeciętnego, prawda?
       Wierzył w to, że w końcu ją znajdzie. Nie wiedział kiedy, ale kiedyś na pewno. Problem w tym, że okropnie chciałby ją spotkać jak najszybciej. To, że czas płynął dla niego tak wolno, było najprawdopodobniej winą części jego ludzkich genów. Przecież dla wampira kilka wieków to zaledwie ulotna chwila, a dla niego tych pierwszych siedemnaście lat życia już tak się ciągnęło!
       - Yakumo-kun! Yakumo-kun! - wołały niepocieszone dziewczęta, za wszelką cenę próbując wyrwać Shoutou z zamyślenia.
       Oprzytomniał i uśmiechnął się, zwalając je z nóg.
       - Yakumo-kun! Och, ty niedobry! - chichotały.
       Żałosne, skwitował to w myślach Suzaku, ale uśmiechnął się do nich po raz kolejny.
       Podszywanie się pod różne osoby było kolejną zabawą, którą lubił. Każdej dziewczynie podawał inną tożsamość, przez co później wynikało z tego wiele interesujących sytuacji. Oczywiście młodzieniec nigdy nie brał już w nich udziału osobiście. Czasami udawało mu się je jednak obserwować. Zawsze miał z tego niezły ubaw.
       - Yakumo-kun, zaraz przyjdzie do nas Takao-chan. Spodoba ci się, zobaczysz! - rzekła Saiko, zarzucając mu ręce na ramiona.
       Chłopak delikatnie je z siebie zsunął.
       - Nie w kawiarni, Saiko-chan - zamruczał jej do ucha.
       Dziewczyna prawie zemdlała, Yurie szybko poszła więc poprosić o szklankę wody.
       Suzaku miał ochotę zaśmiać się głośno. Podobne sytuacje naprawdę go bawiły. Te ludzkie dziewczyny są takie śmieszne!
       Kilka minut później do lokalu rzeczywiście przyszła jakaś Takao. Miała szesnaście lat i była rudowłosą miss szkoły. Była całkiem ładna jak na człowieka, fakt.
       Ale to wciąż nie było to.

       Kiedy jakiś czas później pożegnał się wreszcie z chichoczącymi nastolatkami i opuścił kawiarnię „Yume”, skierował się ku miejscowemu parkowi.
       Zajął jedną z ławek nad stawem i przymknął oczy. Wsłuchał się w odgłosy natury. Uśmiechnął się bezwiednie.
       - Ano… Przepraszam…
       Zirytował się odrobinę, gdyż ktoś ośmielił się przerwać mu kontemplację.
       - O co chodzi? - mruknął, jednocześnie otwierając oczy.
   Przed sobą ujrzał wyglądającego na mniej więcej czterdzieści lat z kawałkiem mężczyznę. Człowieka.
       - Ano… - zawahał się znowu przybysz. Wyglądał dość mizernie. Nie wiedzieć czemu, chłopakowi zrobiło się go nagle żal. - Proszę mnie przemienić - rzekł szybko.
       - Nani? - zdumiał się Shoutou.
       Rozejrzał się dookoła. Nikogo nie było, więc nikt nie mógł usłyszeć dziwnej prośby. Ale… skąd ten mężczyzna wiedział, kim on jest? Jak go znalazł?
       - Proszę… Nie, błagam!
       Książę patrzył w milczeniu na człowieka.
       - Ja… Nie pozostało mi zbyt wiele czasu… - zaczął wyjaśnienia mężczyzna.
       Suzaku zdawał się jakby lekko zblednąć.
       - Jestem śmiertelnie chory - ciągnął nieznajomy. - Proszę, przedłuż mi życie! Wiem, że przemiana w wampira mnie nie uleczy, ale przynajmniej spowolni proces postępowania tego paskudnego choróbska! Muszę… Muszę jeszcze załatwić parę spraw… A nie zdążę tego zrobić przed śmiercią…
       Chłopak przełknął ślinę. Dlaczego? Dlaczego ten mężczyzna tak bardzo przypominał mu ojca? Dlaczego rozdrapywał stare rany? Dlaczego…
       - Błagam!
       Człowiek rzucił się na ziemię, by pokłonić się w pełny pokory sposób.
       - Błagam! - powtórzył.
       Shoutou rozumiał, że to dla tego mężczyzny bardzo ważne. Ewidentnie zależało mu na tym, by załatwić jakieś niezwykle ważne sprawy zanim odejdzie na wieki. Skąd jednak wiedział o Suzaku?
       I jeszcze… Czy on aby na pewno może przemienić tego biednego człowieka? Cóż, wreszcie ma okazję to sprawdzić… Ale dlaczego w taki sposób…?
       Nie, nie może. Nie potrafi…
       On nie, ale jego druga osobowość i owszem.

       Yoshihide Daikatsu gorąco dziękował Suzaku i zapewnił, że nigdy mu tego nie zapomni. Nie tylko został przemieniony, ale dostał też fiolkę z krwią swego „pana”, by nie upaść do Poziomu E (Shoutou zdecydowanie był przeciwny temu, by dać mu się ugryźć, w końcu miała do tego prawo tylko i wyłącznie jego matka).
       Teraz już chłopak był szczęśliwy z powodu tego, że postąpił tak, a nie inaczej. Pomógł nieznajomemu (dobry uczynek?), a także upewnił się, że może przemieniać ludzi w wampiry. A to znaczy, że był równie potężny jak matka i inni czystokrwiści.
       Miał tak dobry humor, że przez następny tydzień dla każdego był wyjątkowo miły i nikomu nie zrobił żadnego kawału.
***
       Naoko Shoutou zdecydowała się zasnąć na pół wieku - tak, jak to czterdzieści cztery lata temu zrobił jej starszy brat, Isaya.
       Suzaku nie podobała się ta decyzja. Zdał sobie sprawę z tego, że w takim wypadku zostanie sam. Nie chciał jednak przekonywać matki do zmiany decyzji. Wiedział, że taka drzemka jej się przyda.
       Kiedy jednak zasnęła, jej dziewiętnastoletni syn był zdecydowanie niepocieszony. Zauważył, że nie ma żadnych przyjaciół. Wciąż tylko zabawiał się kosztem ludzi, łamał serca wielu dziewcząt, a wampirami niższych klas… no cóż, raczej gardził. Czystokrwistych spoza swojego rodu z kolei nie znosił. Ci, którzy mogli zdobyć jego sympatię, czyli Juri i Haruka Kuranowie, nie żyli. Pięć lat temu podobno popełnili samobójstwo - „podobno”, bo młody Shoutou jakoś w to nie wierzył.
       Z jakiegoś jednak powodu nie było mu żal Kaname. Co więcej, młodzieniec tylko bardziej go irytował. Ten wiecznie smutny wyraz twarzy, to uwielbienie, jakim go obdarzano…
       I pomyśleć, że na przyjęciu żałobnym nawet on, Suzaku, musiał mu składać kondolencje.
       Wkurzające.
***
       Młody bóg, jak zwykły go ostatnio nazywać przypadkowo napotykane dziewczęta, przechadzał się dziarskim krokiem po mieście.
       - Masuji-sama!
       Młodzieniec odwrócił się. Goniła go jedna z zakochanych w nim dziewczyn, Shoko Sekinai.
       - Zapomniałam… spytać… - sapała. - Do której… szkoły… chodzisz?
       Cóż, nie mógł jej winić za to, że uważała go za osiemnastolatka. Od czterech lat jego wygląd nie zmienił się ani odrobinę. Wszyscy ludzie uważali go więc za wyjątkowo przystojnego licealistę.
       - Och, wybacz, to… - celowo przeciągnął ostatnie słowo. - Tajemnica - zamruczał jej do ucha.
       - Ojejku! W takim razie przepraszam, Masuji-sama! - wykrzyknęła.
       Zaczęła gadać coś od rzeczy, co szybko go znudziło. Wykorzystał więc część swojego uroku, by zachęcić ją do powrotu do domu.
       Odetchnąwszy z ulgą, kontynuował przerwany spacer.
       Słońce właśnie zaszło, więc humor mu się poprawił - jego oczy wreszcie będą mogły odpocząć po tym długim i przede wszystkim niesamowicie jasnym dniu.
       W końcu uznał, że warto by wrócić do domu. Kiedy zastanawiał się, czy się teleportować, czy raczej przejść, usłyszał w oddali niewieści krzyk.
       Zapominając o swoim dylemacie, pobiegł w kierunku, z którego dobiegały niepokojące odgłosy.
       Na jednej ze ślepych uliczek kilku podejrzanych chłopaków narzucało się jasnowłosej dziewczynie, która, nawiasem mówiąc, z jakiegoś powodu wydawała się księciu znajoma. Zignorował jednak ten fakt i zdenerwował się porządnie. Oczarowanie dziewczyny i niewinne flirtowanie to zdecydowanie mniejszy grzech od tego, na co wyraźnie mieli ochotę ci niegrzeczni młodzieńcy.
       - Hej! - krzyknął Suzaku, by zbiry go zauważyły. Mieli chyba od siedemnastu do dwudziestu kilku lat, było ich pięciu. - Co takie brudne typy jak wy chcą od tej bezbronnej, młodej kobiety?
       Ach, podobne teksty zawsze działały. Typki natychmiast straciły zainteresowanie dziewczyną i poczęły zbliżać się do Shoutou.
       - Ej, ty, koleś! Za kogo ty się uważasz, hę?
       - Chcesz w ryja?
       Poprzeklinali trochę, na co Suzaku zacmokał z dezaprobatą.
       - Jak wy się wyrażacie przy młodej damie? To nie przystoi - rzekł tonem nauczyciela. - Nawet takiemu plebsowi jak wy.
       - Osz ty…
       Kolejna wiązka przekleństw i przyspieszony krok. Standard.
       Rzucili się na niego w tym samym momencie. Młody bóg stwierdził, że używanie mocy byłoby wyrazem lenistwa z jego strony, w walce użył więc raczej ludzkich sposobów spuszczenia im lania. Nie był nawet zbyt brutalny - w końcu nie przystoi tłuc innych przy damie.
       Suzaku zdążył się nawet ucieszyć, że nie będzie musiał nikomu wymazywać pamięci (w końcu nie użył żadnych nadprzyrodzonych mocy), gdy jeden z drabów wyjął nóż. Jakimś cudem udało mu się lekko przeciąć skórę na policzku Shoutou.
       To bardzo rozgniewało „Małego Księcia”.
       - Ośmieliłeś się… - zaczął, gotów już do użycia najstraszliwszych mocy, jaki posiadał. W porę przypomniał sobie jednak o obecności w pobliżu dziewczyny, która zamiast uciec, oglądała z rozchylonymi ustami całe widowisko.
       Oczywiście ranka natychmiast się zagoiła. Pech, jeden z ciemnych typków zdążył to zauważyć. Książę westchnął ze znudzeniem, szybko powalił napastników na ziemię - tym razem dbając już o to, żeby stracili przytomność - a następnie wymazał im pamięć o zajściu. W miejsce luki dodał kilka barwnych historyjek. Będzie się z czego pośmiać. Niech mają nauczkę, a co!
       Ech, trzeba jeszcze zrobić coś z dziewczyną, pomyślał Suzaku. W właściwy sobie uroczy sposób podrapał się po głowie, jeszcze bardziej czochrając sobie stylową fryzurę.
       Podszedł do niej i spytał, czy wszystko w porządku.
       - Hai - odparła cichutko. - Arigatō gozaimasu.
       Dlaczego wciąż tak dygotała, skoro było już po wszystkim? Dlaczego patrzyła na niego ze strachem? W końcu uratował ją przed zbirami…
       - Nic tutaj nie widziałaś, zgoda?
       Puścił do niej oczko. Nie wykorzystał czystokrwistych zdolności. Był pewien, że dziewczyna, na oko w jego prawdziwym wieku, czyli mniej więcej dwudziestodwuletnia, nikomu nie powie o tym, co zrobił.
       - Hai - szepnęła.
       Dlaczego wciąż się tak denerwowała?
       Musi być naprawdę wrażliwa, pomyślał, odwracając się i rozpoczynając wędrówkę w stronę domu. Chyba bardzo to przeżywa. Może jednak powinienem jej wymazać pamięć?
       - Ano…
       Odwrócił się ze zdziwieniem. Dziewczyna wciąż stała w tym samym miejscu. Ubrana w spódniczkę do kolan i ładną bluzeczkę, w rękach kurczowo ściskała torebkę. Wyglądała na porządnie zestresowaną. Shoutou słyszał zresztą, jak szybko bije jej serce. Miała też przyspieszony oddech.
       - Słucham?
       Starał się, by jego głos brzmiał jak najbardziej miło i kojąco. Oczywiście udało mu się to. Był w tym mistrzem.
       - Czy… Czy to ty… dwanaście lat temu…
       Miał wrażenie, że serce mu stanęło. Nagle wszystko stało się przerażająco jasne. To, dlaczego dziewczyna wyglądała dziwnie znajomo. To, dlaczego zdawała się go bać. To, dlaczego wciąż się stresowała, choć było już po wszystkim.
       - Atsuko… Momotani? - spytał wolno.
       Skinęła głową.
       Co teraz?! To przecież dziewczynka, którą on, Suzaku Shoutou (czy raczej jego druga osobowość), zaatakował, gdy oboje mieli zaledwie dziesięć lat!
       Dziewczyna zauważyła zdezorientowanie na twarzy najprzystojniejszego młodzieńca, jakiego w życiu widziała. Podeszła do niego powoli.
       - Czy to, co się wtedy stało - zapytała cicho - oznacza, że jesteś wampirem?
       Drżała. On też, ale nie zdawał sobie z tego sprawy.
       - Skąd… - szepnął. - Dlaczego… Dlaczego to pamiętasz?
       Tylko na tyle było go w tej chwili stać. Ale to dobre pytanie. Jak to możliwe, że Atsuko zachowała wspomnienia dotyczące tamtego strasznego dnia dwanaście lat temu?
       - A nie powinnam? - spytała. Wciąż mówiła bardzo cicho. Właściwie zwykły człowiek miałby trudności z dosłyszeniem jej. Ale on nie.
       - Nie… - powiedział cicho, kręcąc głową. - Oczywiście, że nie!
       Nagle tysiące myśli zakłębiło mu się w głowie. W jednej chwili zrobił sobie rachunek sumienia z całego życia i zauważył, że był okropną osobą. Nie był ZŁY. Miał po prostu trudny charakter, ale z tym można walczyć. TRZEBA walczyć.
       - Gomen nasai - rzekł wreszcie, lekko się kłaniając. Po raz pierwszy w życiu ukłonił się komuś innemu niż rodzicom. - Wybacz mi, proszę, to, co wtedy zrobiłem.
       - Uhm - skinęła głową. - Już dobrze. Nie musisz przepraszać.
       Uśmiechnęła się słabo, na co on spojrzał na nią ze zdumieniem.
       - Spłaciłeś swój dług - powiedziała, dając mu do zrozumienia, że ma na myśli uratowanie ją przed typkami spod ciemnej gwiazdy. - Dziękuję.
       Chciała już odejść, ale on ją zatrzymał.
       - Więc spróbuj wybaczyć mi jeszcze to - poprosił, chwytając jej prawą dłoń.
       - Hę? - zdziwiła się, ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż książę złożył na jej ręce pocałunek.
       - Oyasumi - rzekł przy tym.
       Momotani zasnęła, a on zręcznie ją chwycił, by nie upadła na ziemię. Za pomocą tylko sobie znanych sposobów odnalazł jej dom i przekazał ją jej rodzicom, mówiąc, że napadło ją kilku zbirów, ale sytuacja szybko została opanowana. Atsuko zemdlała jednak, gdyż bardzo się przestraszyła.
       - Och, to do niej podobne - przyznała jej matka, kładąc rękę na sercu i oddychając z ulgą. - Biedna Atsuko-chan! To nie pierwszy raz, kiedy została napadnięta… - wyznała konspiracyjnym tonem. - Dziękuję ci, młodzieńcze - rzekła, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.
       Ze smutkiem stwierdził, że wcale nie ma mu za co dziękować.
***
       Jakiś rok później Suzaku odnalazł wreszcie tę, której szukał. Swoją księżniczkę. Co prawda jeszcze jej nie spotkał, ale wiedział już doskonale, jak wygląda, jak ma na imię i kim dokładnie jest.
       Poznał bowiem jej ojca. Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że po śmierci Shizuki czysta krew linii Hiou wcale nie wygasła! Nie miał pojęcia, że Shizuka miała młodszego brata o imieniu Kage. Właściwie nikt o tym nie wiedział, dlatego Shoutou, chcąc nie chcąc, poczuł się trochę dumny na myśl o tym, że on pierwszy spośród czystokrwistych poznał ten sekret.
       Od jakiegoś czasu „Mały Książę” wędrował sobie po świecie (tak przynajmniej zwykł nazywać swoje małe eskapady tu i ówdzie). Po przygodzie z Atsuko Momotani postanowił zmienić coś w swoim życiu. Efektem było więc to, że nie bawił się już kosztem ludzi. No, może czasami. Ale to rzadko, rzadziuteńko.
       Starał się też nikomu nie okazywać pogardy. I niemal mu się to udawało!
       Suzaku serdecznie zaprzyjaźnił się z Kage. Mieli podobne poglądy i pomimo całkowicie odmiennych charakterów i sporej różnicy wieku, świetnie się ze sobą dogadywali.
       Młodzieniec zamieszkał w posiadłości ostatniego z rodu Hiou. Dzięki temu poznał kilkoro z jego przyjaciół - między innymi Minato Namizawę i Marię Kurenai. Oboje byli naprawdę sympatyczni i bezgranicznie oddani Kage. A teraz również jemu. Choć polecenia Hiou i tak stały nad tymi jego, jakżeby inaczej. O dziwo, nawet mu to nie przeszkadzało. Obdarzył szacunkiem wszystkie nowo poznane osoby, a to naprawdę dobrze o nich świadczyło.
       Z kolei fakt, że córka Kage, Aya, jest dhampirem, sprawił, że Suzaku stał się najszczęśliwszą osobą na caluteńkim świecie. Szczegół, że nienawidziła ojca i była przekonana, że to on zabił jej matkę. W końcu pozna prawdę… Raczej. Nie, na pewno. Musi poznać.
       Posiadłość Hiou zdecydowanie należała do okazałych, pozbawiona była jednak zbędnych zdobień. Przestronny hol, piękne komnaty, długie, misternie ozdobione korytarze… Na końcu jednego z nich znajdował się wielki apartament, w którym Shoutou zamieszkał. Pozmieniał to i owo, by czuć się jak u siebie. I rzeczywiście - po jakimś czasie czuł się tam jak w domu.
       Marię Kurenai poznał kilka dni po przeprowadzce. Od razu mu się spodobała. Delikatna i słodka (momentami trochę za bardzo, ale to się wytnie), taka jakby bezbronna… Zwyczajnie sprawiała, że miał ochotę się nią zaopiekować. W praktyce wyszło raczej na odwrót.
       - Maria-chan! - zaświergotał pewnej nocy, tuż po rozmowie z Kage na temat Ayi. - Mogę tak na ciebie mówić, prawda? - spytał obezwładniającym tonem.
       - Ha-hai, Suzaku-sama - odparła, rumieniąc się przy tym uroczo.
       - O, arigatō! - zawołał wesoło książę. - Czy ty też uważasz, że kiedy do imienia dziewczęcia doda się przyrostek „chan”, to brzmi ono szczególnie niesamowicie?
       - Ano… Tak… Tak myślę.
       Suzaku zapomniał o swych królewskich manierach i walnął się na łóżko.
       - Maria-chan, czy ty też uważasz, że „Aya” to najpiękniejsze imię na świecie? - rozmarzył się.
       - Hę?
       - Och, chciałbym już ją spotkać i poznać. To takie wspaniałe, że istnieje ktoś taki jak ja! I do tego to taka urocza osóbka! Myślisz, że jest urocza, Maria-chan?
       - Tak, Suzaku-sama, Aya-sama jest urocza… W pewnym sensie.
       Shoutou podniósł się gwałtownie.
       - Czy to możliwe, że… Że ją spotkałaś?
       - Hai… - odparła ostrożnie wampirzyca.
       - Opowiadaj! - krzyknął z podnieceniem książę. - Onegai!
       Nie miała wyboru. Zauważyła, że od tej pory chyba będzie musiała spełniać podobne zachcianki rozpieszczonego dziedzica rodu Shoutou.
       Suzaku bynajmniej nie przeszkadzało to, czego się dowiedział. Wyszło na to, że Aya musi być osobą na pozór chłodną i silną, a w środku bardzo wrażliwą i delikatną. Okropnie mu się to podobało!
       W taki więc sposób zakochał się bez pamięci w kimś, kogo jeszcze nawet nie widział.
***
       Wreszcie nadszedł ten wieczór. Czekał na niego od tak dawna… Wiedział, że jest tylko dodatkiem, że tak naprawdę to ważny czas dla Kage. Ale dla niego też. Dziś bowiem miał wreszcie spotkać swoją księżniczkę.
       Zastanawiał się, jak przebiegnie jej spotkanie z ojcem. Hiou miał zamiar zwrócić jej wspomnienia. Jeśli to się uda, dziewczyna na pewno wszystko mu wybaczy. Wtedy porozmawia z tatą, a potem… Potem Kage powie jej o nim.
       Suzaku porządnie się stresował. Uznał to za interesujące - w końcu nieczęsto zdarzało mu się czymś denerwować.
       Chodził w kółko po swoim apartamencie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Czuł, że jego księżniczka jest już w budynku. Wraz z nią przybyły jeszcze dwie inne osoby. Jedną na pewno był jej chłopak (ech, taka mała przeszkoda…), a drugą…
       Ciekawe… Może by się tak trochę zabawić?
  
       - Porozmawiajmy - prosiła Maria. - Ta sytuacja jest inna niż ci się wydaje.
       Suzaku z ciekawością przysłuchiwał się odgłosom walki i rozmowie Kurenai z młodą Mitsui. Ta druga zdecydowanie nie chciała wierzyć w żadne słowo wypowiedziane przez szarowłosą. Młodzieniec zastanawiał się, jak można się tak zachowywać wobec tak miłej i uroczej arystokratki.
       - Kage-sama nie jest taki, jak myślisz! - próbowała dalej Maria. Zdanie to rzuciła resztkami sił. Shoutou poczuł, że osunęła się lekko na podłogę.
       - Może mi powiesz, że jest kochającym tatusiem, a teraz czeka na Ayę z podwieczorkiem?! - zdenerwowała się mała Łowczyni. - Takie rzeczy się nie zdarzają - szepnęła, ale Suzaku i tak wyraźnie to usłyszał.
       Właściwie Mitsui mogłaby zabić Kurenai. Nie zrobiła tego jednak, ruszyła ku drzwiom, w których jakiś czas temu zniknęła jej przybrana siostra.
       - Zastanów się, onegai - powiedziała jeszcze Maria.
       No, czas na mnie, stwierdził z zadowoleniem młody bóg. Teleportował się szybko do pomieszczenia, w którym jeszcze przed chwilą odbywała się walka.
       Nastolatka nie zauważyła go od razu. Aby uświadomić jej wreszcie, że zabawa jeszcze się nie skończyła, Shoutou za pomocą jednej ze swoich mocy zamknął jej drzwi tuż przed nosem. Dziewczyna odwróciła się szybko i uniosła swą łowiecką katanę. No, takie cacko mogło wyrządzić krzywdę nawet jemu. Póki co młodzieniec olał to jednak i pomógł Kurenai wstać. Kątem oka zauważył, z jakim niechętnym zachwytem lustruje go ludzka dziewuszka.
       - Suzaku-sama - odezwała się wampirzyca. - Nie rób sobie kłopotu.
       - Spokojnie - odparł uspokajającym tonem. - Odpocznij, ja się wszystkim zajmę - oznajmił, po czym odprowadził ją do fotela.
       - Co z Kage-sama? - spytała przejęta.
       - To nie potrwa długo - odrzekł pewnie, odwracając się twarzą do blondynki, która dotychczas stała jak wryta. Gdy zobaczyła go w całej okazałości, o mało nie straciła równowagi z wrażenia. Shoutou miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
       Chyba niczym nie różni się od innych, pomyślał i zauważył, że z tego powodu poczuł się trochę zawiedziony.
       - Komban wa - przywitał się uprzejmie.
       - Uhm - rzuciła tylko, starając się zachować powagę i nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest oczarowana. - Czy byłbyś tak łaskawy i otworzył mi drzwi?
       Książę zaśmiał się.
       - Oczywiście - oznajmił, równocześnie spełniając prośbę człowieka.
       Kaori, bo tak chyba miała na imię, odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na Marię, która siedziała na fotelu ze spuszczoną głową. Kiedy blondynka ostrożnie podchodziła do drzwi, Suzaku dyskretnie puścił do Kurenai oko.
       Mitsui spróbowała opuścić pokój, ale w ostatnim momencie „Mały Książę” zatrzasnął drzwi. Dziewczyna porządnie się wkurzyła.
       - O co ci chodzi?! - spytała gniewnie. - Chcesz walczyć?
       - Ja? - spytał tonem pełnym zdziwienia. - Walczyć z damą? Tylko się przywitam… - zapewnił pozornie uwodzicielskim, ale tak naprawdę podszytym straszną nutką tonem. Łowczyni chyba ją wyczuła.
       - Demo… Aya-sama zabroniła ją krzywdzić - wtrąciła niepewnie Maria. - Nie może się jej nic stać.
       - Nie martw się - uspokoił ją. - Przecież nie robię nic złego…
       Uśmiechnął się, tym razem już ironicznie i władczo.
       - Hai. Gomen nasai, Suzaku-sama.
       Wampirzyca skinęła lekko głową w geście pokory.
       - Co zamierzasz zrobić? - spytała lekko skonsternowana Kaori.
       - Rzadko ktokolwiek tu przychodzi - oznajmił Suzaku, wzruszając przy tym ramionami. - Dlatego brakuje mi trochę towarzystwa…
       Właściwie nawet nie skłamał. To była prawda.
       - Kimkolwiek jesteś, odpuść sobie. Daj mi przejść albo walcz - warknęła dziewczyna i już ułamek sekundy później rzuciła się na niego z mieczem.
       Ta „walka” wprawiła Shoutou w dobry nastrój. Och, brakowało mu tego, zdecydowanie! Potrzeba zabawienia się w podobny sposób to już chyba po prostu część jego parszywej natury.
       Oczywiście dziewczyna nie mogła go nawet tknąć. Młodzieniec przemieszczał się niesamowicie szybko, a ona była dopiero amatorką. Postanowił dać jej małą lekcję - mianowicie: nigdy, ale to przenigdy nie wolno samemu porywać się na czystokrwistego lub dhampira, bo to grozi rychłą śmiercią. Naturalnie książę nie miał zamiaru skrzywdzić Mitsui - w końcu to była przybrana imōto jego księżniczki. Nie ośmieliłby się zrobić jej krzywdy. Chciał się po prostu rozluźnić, a przy okazji nauczyć młodą Łowczynię czegoś bardzo mądrego. Czegoś, co może jej się przydać w przyszłości.
       Co jakiś czas Suzaku śmiał się z nieporadności nastolatki. To było takie urocze! Jednak była dużo ciekawsza niż te wszystkie żałosne fanki, które nic, tylko wlepiały w niego te swoje ślepia i chichotały za każdym razem, gdy powiedział coś olśniewającym czy uwodzicielskim tonem albo gdy szeptał im do ucha jakieś drobne kłamstewka…
       Młody bóg zamyślił się na tyle mocno, że w pewnym momencie musiał gwałtownie odskoczyć do tyłu, by nie zostać trafionym łowieckim sztyletem.
       Przez to nagle stracił humor. Zirytował się trochę, a żeby porządnie to okazać, zadbał o parę efektów specjalnych - otworzył okna, wytworzył silny wiatr (z którego, nawiasem mówiąc, stworzył magiczną klatkę, w której na chwilę uwięził Kaori) i rozbił żyrandol, by w pomieszczeniu zapanowała przyjemna ciemność.
       Za pomocą niewidzialnej siły delikatnie rzucił Mitsui na sofę. Ponownie stworzył małą wichurę, by zepchnąć wszystkie włosy Kaori na jej lewe ramię.
       Aby nauczka wbiła się w pamięć, trzeba przecież zadbać o to, by dziewczynka naprawdę się przestraszyła. Należy też subtelnie przypomnieć jej, z kim zadarła.
       A zadarła z wampirem. Potężnym wampirem.
       Suzaku postarał się, by Łowczyni poczuła na szyi jego ciepły, miarowy oddech. Potem objął ją od tyłu i delikatnie pocałował ją w miejscu, w którym by ją ugryzł, gdyby tylko miał na to ochotę. Następnie musnął je językiem.
       Zabawne, jeszcze tego nie robił. Coś mu się wydawało, że tej nocy był nieco bardziej niegrzeczny niż zazwyczaj. A co tam, raz nie zawsze. Po prostu miał zbyt długą przerwę w podobnych igraszkach.
       - Jak na Łowczynię i zwykłego człowieka, to jesteś całkiem ładna - wymruczał jej do ucha, gładząc subtelnie jej włosy.
       Fakt, była całkiem, całkiem. Ale tylko tyle.
       Dziewczyna chyba chciała mu coś powiedzieć, ale oczywiście nie mogła tego zrobić. Książę zadbał, by nie mogła się ruszać.
       Pojawił się tuż przed nią i uśmiechnął się, pamiętając o tym, by Mitsui zauważyła jego śnieżnobiałe kły.
       No, mała Łowczyni na pewno zapamięta ze szczegółami ten wieczór.
       Suzaku nagle drgnął - poczuł, że musi już wracać. Zrobił naburmuszoną, ale zarazem tajemniczą minę. Wiedział, że zaraz stanie się coś lepszego, ale musiał przyznać, że trochę żal mu było dotychczasowej zabawy.
       - Zostawiam ją tobie, Maria-chan - oznajmił szybko. - Ja ne - rzucił, po czym teleportował się do swojego apartamentu. Nie zapomniał o tym, by w ciągu kilku milisekund posprzątać za pomocą mocy bałagan, który wcześniej uczynił.

       Nareszcie. Nareszcie nadeszła TA chwila…
       Shoutou podniósł się z fotela w jednej ze swoich komnat i zwrócił się w kierunku przybyłych.
       - Nie no, bez jaj… - mruknął Zero Kiryuu, automatycznie sięgając po swój łowiecki pistolet. - Kolejny czystokrwisty - warknął.
       Koleś rzeczywiście musiał nie znosić dziedziców czystej krwi. W sumie nic dziwnego, w końcu Shizuka zamordowała jego rodziców, a jego samego przemieniła w wampira. Książę wiedział też, że chłopak miał sporo nieprzyjemnych przejść z Kuranami.
       - Nie…
       To ona! Odezwała się. Miała taki piękny głos! W ogóle była najbardziej zjawiskową dziewczyną, jaką Suzaku widział w całym swoim dwudziestoczteroletnim życiu. Nie przypominała żadnej z poznanych dziewcząt. Nie można było nawet jej do nich porównać, to byłby wprost grzech!
       Ale, ale, nie wolno zapomnieć o manierach. Młody bóg uśmiechnął się więc obezwładniająco i lekko, acz w pełen dostojeństwa sposób skłonił się gościom.
       Wpatrywał się w nią w niemal nabożny sposób. Ona odpłacała mu tym samym. Od razu to wyczuła. On też to czuł i domyśliłby się prawdy, gdyby jej nie znał.
       Tymczasem młody Łowca zaklął pod nosem.
       - On jest… On jest… - wahała się Aya, wciąż patrząc oniemiała na Suzaku.
       - Błagam, tylko nie mów, że jest twoim bratem czy kimś w tym stylu… - jęknął chłopak.
       - Nie - uśmiechnęła się lekko.
       Jaki przepiękny uśmiech! Godny anioła… Nie, bogini!
       - Nie - powtórzyła. - On jest…
       - Więc potrafisz to wyczuć - odezwał się melodyjnym głosem Shoutou. - To cudownie - rzekł, powoli zbliżając się do przybyłych.
       - Jesteś…? - zaczęła, ale po raz kolejny nie dokończyła. Musiała być w prawdziwym szoku. Nie dziwił jej się, w końcu on też był zaskoczony, gdy dowiedział się o jej istnieniu.
       - Tak - odparł, uśmiechając się promiennie.
       Skłonił się i pełnym galanterii ruchem chwycił delikatnie jej dłoń (jej skóra była niesamowicie miękka i gładka!), by w chwilę potem złożyć na niej pocałunek. Zdumiona księżniczka nie wiedziała, jak na to zareagować. To było takie urocze! Suzaku nie zwrócił nawet uwagi na to, że Kiryuu piorunuje go morderczym spojrzeniem.
       Młodzieniec uniósł wreszcie wzrok, który natychmiast utkwił w szarych oczach dziewczyny.
       - Nie jesteś już sama, bowiem… - zaczął w końcu. - Tak jak i ty… jestem dhampirem.
       Przez kilka chwil trwało milczenie. Shoutou pochłaniał dziewczynę wzrokiem, ta stała jak zahipnotyzowana, a jej chłopak był wyraźnie niezadowolony.
       - Jesteś jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałem - rzekł zgodnie z prawdą Suzaku, zanim zdążył się powstrzymać. Bogini trochę się speszyła (ach, te rumieńce!). - Tak bardzo się cieszę, że wreszcie się spotkaliśmy… - dodał, widząc, że tamtych dwoje nie może z siebie wydobyć głosu.
       Po krótkiej wymianie zdań młody bóg zaprosił przybyłych do swojego apartamentu. Tam przez jakiś czas rozmawiali. Suzaku opowiedział Ayi pokrótce swoją historię. Niemal cały czas w duchu się nią zachwycał. Przez to wszystko od czasu do czasu zapominał nawet o tym, że chciał możliwie jak najbardziej ignorować Zero.
       Młodzieńcy wyraźnie nie zapałali do siebie sympatią. Oboje wiedzieli, że są rywalami, czy tego chcą, czy nie. Aya próbowała trochę załagodzić sytuację. Chyba nie lubiła kłótni.
       Hm, będę musiał nauczyć się lepiej nad sobą panować, stwierdził Suzaku.
       Niestety, zaczęło robić się późno. Księżniczka chciała jeszcze chwilę porozmawiać z ojcem, którego dopiero co odzyskała. Wyszła pierwsza, dzięki czemu Shoutou mógł zamienić na szybko kilka słów z Kiryuu.
       - O co chodzi? - syknął chłopak, gdy kasztanowowłosy go zatrzymał.
       - Chciałbym ci coś powiedzieć - odparł.
       Łowca spojrzał na niego podejrzliwie.
       - Nie lubię cię - rzucił prosto z mostu Suzaku (szczerość ważna rzecz, czyż nie?). - I nie sądzę, żeby to się mogło zmienić. Nie zamierzam ci jednak odbierać Ayi - powiedział. - Raczej - dodał po chwili. Jak szczerość, to szczerość… - Choć wydaje mi się, że byłbym dla niej lepszym partnerem, w końcu jesteśmy tacy sami.
       - Do czego zmierzasz? - zniecierpliwił się Kiryuu. Zacisnął pięści, tak bardzo był wściekły.
       - Postawę sprawę jasno - uśmiechnął się Shouotu. - Możesz popełnić jakiś błąd. Poczekam na ten moment, mam dużo czasu. Wieczność, dla ścisłości.
       W głębi ducha wiedział jednak, że nie zamierza tyle czekać.
       Kiryuu chciał coś powiedzieć, ale książę nie dopuścił go do głosu.
       - Jeszcze nie skończyłem - poinformował, podnosząc dłoń. - Chcę tylko, byś zapamiętał jedno: gdy ją zranisz, to ja będę tym, który ją pocieszy.
       Suzaku zrobił wcześniej małe rozeznanie i dowiedział się tego i owego na temat młodego Łowcy. Otóż warty zastanowienia był jego związek z niejaką Yuuki Kurosu… Kto wie, co się stanie w przyszłości? Cóż, wprawdzie ten chłopak musiałby być prawdziwym idiotą, jeśli zostawiłby Ayę dla jakiegoś nic niewartego człowieka, ale…
       - Grozisz mi?
       - Iie. Tylko informuję - odparł spokojnie młody bóg.
       - Zero, idziesz? - krzyknęła Aya, stojąca już na końcu korytarza.
       - Hai! - odpowiedział, po czym znów zwrócił się do dhampira. - Nie wchodź nam w drogę, dobrze ci radzę.
       Suzaku uśmiechnął się sympatycznie i uprzejmie z nim pożegnał, jakby rozmowa przeprowadzona chwilę wcześniej w ogóle się nie odbyła.
       Nie mógł nic na to poradzić. Po prostu uwielbiał podobne gry!

       - Suzaku-sama!
       Boski młodzieniec leniwie odwrócił głowę w stronę Kurenai, która nagle pojawiła się w jego apartamencie. Wyglądała… dziwnie. Jej twarz wyrażała zarówno determinację i gniew, jak i strach.
       - O co chodzi, Maria-chan? - spytał, nie mając nawet zamiaru podnieść się z wygodnej sofy, na której leżał.
       Szarowłosa zawahała się, ale tylko na chwilkę. Wzięła głęboki wdech.
       - Suzaku-sama, jak mogłeś się tak zachować?! - wykrzyknęła, wprawiając tym samym Shoutou w niepomierne zdziwienie. - Mówiłeś, że skończyłeś już z tym zabawianiem się czyimś kosztem! A to, co zrobiłeś z Mitsui-chan… Nic dziwnego, że nazywa cię teraz „Królem Mroku”…
       „Król Mroku”…? Hm, to brzmi znacznie lepiej niż „Mały Książę”!
       - To było naprawdę nie w porządku, Suzaku-sama!
       Przystojniak gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej.
       - Ma… - zaczął.
       - Proszę dać mi dokończyć, Suzaku-sama! - rzekła szybko wampirzyca, po czym, nie czekając na odpowiedź, kontynuowała - Z przykrością muszę stwierdzić, że jesteś rozpuszczonym bachorem, egoistą! Nie obchodzą cię uczucia innych, Suzaku-sama! Bawisz się innymi, najczęściej zupełnie bezbronnymi dziewczętami, które są tobą oczarowane… No, co prawda nie ma się co dziwić, ale… Och, co ja mówię! Chodzi o to, że powinieneś wreszcie dojrzeć! To, co zwykłeś robić, jest karygodne! Nie tak powinien zachowywać się dziedzic tak szanownej rodziny czystokrwistych! Oczywiście wiem, że jesteś najprzystojniejszym młodzieńcem na świecie, prawdopodobnym jest też, że oprócz tego także jednym z najpotężniejszych, ale to nie usprawiedliwia takiego niegrzecznego zachowania! I ta pogarda w stosunku do innych! Powinieneś się wstydzić, Suzaku-sama!
       Chłopak od pewnego czasu już stał i skonsternowany nieco wpatrywał się w arystokratkę. Ta chyba w końcu zdała sobie sprawę z tego, co ośmieliła się powiedzieć. Przełknęła ślinę, po czym szybko rzuciła się na podłogę, kłaniając się i błagając o wybaczenie.
       Suzaku powoli podszedł do dziewczyny i nachylił się do niej - ona bowiem nie zmieniała pozycji.
       - Wiesz, że powinienem cię teraz srogo ukarać, prawda, Maria-chan? - wyszeptał groźnym tonem.
       - Mam tego pełną świadomość, Suzaku-sama. Jestem gotowa - odparła ledwo dosłyszalnie.
       Serce szarowłosej waliło niesamowicie szybko, a ona sama drżała.
       Młodzieniec westchnął cicho i wyprostował się.
       - Nie zrobię tego jednak - oznajmił w niemal luzacki sposób.
       Kurenai podniosła głowę i spojrzała z bezbrzeżnym zdumieniem na księcia.
       - Nie?
       - Nie - zapewnił, po czym pomógł jej wstać. Polecił usiąść jej na fotelu. - Wiesz, jestem w niemałym szoku - zaśmiał się niepewnie, bezwiednie czochrając sobie włosy. - Nie spodziewałem się, że ktokolwiek będzie na tyle odważny, by wygarnąć mi to i owo. I choć nie powinnaś tego robić, masz w sumie zupełną rację, więc nie powinienem cię winić. Poza tym, jesteś pierwszą osobą, która ot tak sobie wytknęła mi moje wady.
       Maria wyglądała na coraz bardziej zdumioną.
       - To niesamowite, serio - wyszczerzył zęby. - Wiesz, to nie tak, że kłamałem - zaczął się nagle usprawiedliwiać. - Naprawdę z tym skończyłem. Po prostu dzisiaj… Dzisiaj byłem strasznie zestresowany i musiałem odreagować. Porządnie odreagować. Kiedy usłyszałem odgłosy walki, pomyślałem, że warto by nauczyć tę małą czegoś ważnego, czegoś, co w przyszłości na pewno jej się przyda, a przy okazji trochę się zabawić.
       Wampirzyca patrzyła na niego. Chyba nie był dostatecznie przekonujący.
       - No dobra, było odwrotnie. Chciałem odreagować, zabawić się, a przy okazji czegoś ją nauczyć - przyznał. - Teraz lepiej?
       Skinęła głową.
       - Przepraszam, że cię zawiodłem, Maria-chan - mruknął, przybierając pozę zbitego psa. - Czasem po prostu… Coś każe mi odreagować. Wtedy nie bardzo nad sobą panuję. Dlatego mam prośbę - rzekł, ożywiając się nagle. - Bądź tą, która będzie sprowadzać mnie do pionu!
       - Hę? - zdziwiła się dziewczyna. - Ano… Dobrze… Postaram się, Suzaku-sama - zapewniła.
       - Arigatō, Maria-chan!
       Właściwie miał ochotę ją przytulić, ale wydawało mu się to nie na miejscu.
       Ponownie stracił humor. Położył się na kanapie, a tymczasem Kurenai zaczęła zbierać się do wyjścia z apartamentu.
       - Maria-chan? - odezwał się nagle.
       - Hai, Suzaku-sama?
       - Powiedz… Umiesz zrobić zielony kisiel? - spytał.
       - Zielony… kisiel? - powtórzyła skonsternowana.
       - Hai.
       - Ano… Tak sądzę… Nie wydaje mi się, by zrobienie kisielu było szczególnie skomplikowane.
       - Więc zrób mi trochę, proszę.
       - Hai… Ano… Jabłkowy czy agrestowy? - zapytała jeszcze.
       Suzaku przypomniał sobie smak i zapach z dzieciństwa.
       - Jabłkowy - odparł, po czym opadł na zdobione poduszki.
       Oczywiście mógł zlecić przygotowanie podobnego deseru kucharzom. Wiedział jednak, że lepiej smakować mu będzie coś, co przyrządzi mu przyjaciółka.
***
       Musiał wytrzymać całe pięć miesięcy, by ją ponownie ujrzeć. Doprawdy, jak można tak długo czekać!
       W końcu jednak nadszedł ten bal, o którym to tak dużo mówiono. Suzaku bynajmniej nie cieszył się z powodu przyjęcia, nie czuł też podniecenia na myśl o tym, czy Kuran dogada się ze Związkiem. Nie, liczyło się tylko jedno. Ponownie ujrzy swoją księżniczkę!
       Wyglądała zjawiskowo. Ubrana w długa, grafitową suknię podkreślającą wszystkie jej wdzięki, z podkręconymi włosami upiętymi w misterny kok, piękną biżuterią… Cóż, naprawdę przypominała księżniczkę. Nie, chwila! Jakby na to nie patrzeć… ona przecież BYŁA księżniczką!
       Widać, że była bardzo zestresowana. Suzaku robił wszystko, by choć trochę podnieść ją na duchu. Rozbawiał ją więc, opowiadając interesujące anegdotki, zachęcał do rozmów na ciekawe tematy i tak dalej. W pewnym momencie stwierdził, że dobrze by było wymienić się zdobytymi mocami. Powiedział, że korcą go niektóre z jej zdolności, ale tak naprawdę najważniejsze było dla niego to, by uczynić ją jeszcze silniejszą. Musiała być coraz potężniejsza, gdyż kiedy wstąpi do świata wampirów, nie będzie już odwrotu i zyska wielu wrogów. Z tego jednego powodu „cieszył się”, że często jest przy niej Kiryuu - facet jest raczej silny, więc w razie czego może ją obronić.
       Aya dobrze sobie poradziła. Ale nie była jedyną czystokrwistą, która ujawniła się na tym przyjęciu.
       Yuuki, nowa „królowa”. Ble, pfu! Kolejna Kuranówna. Suzaku natychmiast dołączył do grona jej antyfanów.
       Shoutou uprzejmie uczestniczył w rozmowach, ale myślami był gdzie indziej. Dyskretnie obserwował salę i poszczególne osoby, starając się dociec, które z nich w przyszłości będą mogły stanowić potencjalne zagrożenie dla jego ukochanej.
       Na pierwszy plan wysunęła się Sara Shirabuki. Podpadła księciu jeszcze przed wejściem na salę. Ewidentnie znienawidziła Ayę i Yuuki - obie bowiem pojawiły się w sumie znikąd, a stały wyżej w hierarchii czystokrwistych niż ona sama. Poza tym, od dawna miała na oku Kaname. Z tego powodu istniało duże prawdopodobieństwo, że to na szczęście Yuuki, a nie Aya będzie przedmiotem jej najgorętszej nienawiści.
  
       - Dzieje się tu coś bardzo niedobrego - powiedział Suzaku, krzywiąc się, gdyż po raz kolejny tej nocy wyczuł krew.
       - Trzeba dowiedzieć się, co się dzieje… - mruknęła piękna brunetka.
       - Nie możemy sobie tak po prostu wyjść - zaprzeczył Shoutou.
       - Och, czyli czystokrwiści nie mogą jednak wszystkiego? - zapytała chłodno, przeszywając księcia wzrokiem.
       - Heh - uśmiechnął się pod nosem. Ma dziewczyna ikrę! - Chodźmy.
       Rzeczywiście stało się „coś bardzo niedobrego”. Suzaku co prawda nie bardzo interesował fakt, że zginął Ouri (prawie go nie znał), a jakaś Łowczyni popełniła samobójstwo (przynajmniej teoretycznie). Nie, bardziej martwiło go to, że te wydarzenia zdawały się być zaledwie wstępem do czegoś większego. A najgorsze jest to, że jeśli nawet czystokrwiści są zagrożeni, to coś może stać się Ayi.
       Z tego powodu nie mógł się nawet w spokoju nacieszyć, że jest z nią przez chwilę sam na sam. Dość szybko wyszli bowiem z pomieszczenia, w którym martwa Łowczyni powoli obracała się w proch.
       Jego księżniczka ewidentnie walczyła z głodem. Nie zgodziła się jednak na propozycję wypicia jego krwi. Zasmuciło go to trochę. Dopiero potem ze zdumieniem spostrzegł, że stało się tak dlatego, że przez to cierpiała, a nie dlatego, że uraziła jego dumę czy coś w tym rodzaju.
       Marię na pewno zadowoliłaby ta wiadomość.
       „Król Mroku” (kurczę, naprawdę podobało mu się to określenie!) zabrał swą księżniczkę z powrotem na salę, by mogła porozmawiać z ojcem. Po krótkiej wymianie zdań Kage poinformował, że samochody są już podstawione. Jako iż sam musiał jeszcze załatwić kilka spraw, poprosił przyjaciela, by odwiózł jego córkę do Akademii Kurosu. Młodzieniec ochoczo się zgodził i zapewnił, że zadba, by osiemnastolatka cała i zdrowa wróciła do dormitorium.
       Podczas podróży Suzaku kilkakrotnie próbował rozpocząć rozmowę, ale Aya najwidoczniej była zbyt zatroskana, by wziąć w niej udział. Wyszło więc na to, że większą część jazdy przemilczeli.
       Nie spieszyli się, wchodząc na wzgórze, na którym stały budynki należące do Akademii.
       Noc była naprawdę chłodna. Shoutou pożyczył więc dziewczynie swoją marynarkę. Nie zrobił tego, bo był przyzwyczajony do bycia dżentelmenem. Znów o nią dbał, chociaż robił to zupełnie nieświadomie.
       Widok z góry zdecydowanie należał do niezwykłych. Suzaku zachwycał się nim, po czym zauważył, że brunetka nie kontroluje jeszcze nowych mocy i przez przypadek wprowadza wiosnę tam, gdzie jeszcze nie dotarła.
       Spytała go, jaka jest ziemia. Odpowiedział i stworzył dla niej przepiękny kwiatek, który w wyobraźni dopracowywał od dawna. Wyszedł naprawdę niesamowicie.
       Ale zachwyt na twarzy księżniczki był cudowniejszy niż wszystkie kwiaty świata razem wzięte.
       Niestety, od tamtej pory wszystko już tylko się psuło. Książę przestał panować nad swoimi uczuciami, które tak szczelnie go wypełniały. Przestał się kontrolować. Nie robił tego dla kaprysu ani nic z tych rzeczy. Po prostu poddał się swojej słabości.
       A tą słabością od jakiegoś czasu była wciąż rosnąca miłość do Ayi.
       To wszystko sprawiło, że wypowiedział słowa, których nie powinien był wypowiadać. I przede wszystkim uczynił coś, co było dla niego zakazane. Pożądane od tak dawna, ale zakazane.
       Uświadomił sobie okrutną prawdę. „Jego” księżniczka wcale nie należała do niego. Nie miał więc prawa jej objąć, a co dopiero pocałować…
       Nie miał jej za złe, że go uderzyła. Nie, właściwie był jej za to wdzięczny. Tylko dzięki temu oprzytomniał. Szkoda, że za późno.
       To było straszne. Widzieć łzy w jej szarych oczach, przestraszony wyraz twarzy, drżenie ramion…
       Dlaczego tak ją skrzywdził…?
       Zaczął przepraszać i błagać o wybaczenie, ale wiedział, że to nie zrekompensuje tego, co uczynił. Bał się, że w ten sposób straci ją już na zawsze…
       Nie odezwała się, odwróciła się tylko i uciekła.
       A on przez jeszcze długi czas siedział na ziemi, utkwiwszy wzrok w bramie, za którą zniknęła.

       Nie zapamiętał drogi powrotnej. Jak w transie odbył tę podróż, a następnie wolnym krokiem udał się w stronę swojego apartamentu. Tam padł na łóżko.
       - Suzaku-sama? - usłyszał głos Marii. - Coś… Coś się stało, prawda? - spytała cicho.
       - Uhm - mruknął, ale nie zmienił pozycji. Leżał na plecach na puchowej kołdrze, ręką zasłaniając przymknięte oczy. - Aya-chan zapewne znienawidziła mnie na wieki - poskarżył się smętnym tonem. - A tak poza tym, to Ouri nie żyje - dodał.
       - Jak to?! - przeraziła się Kurenai. - Demo, Suzaku-sama… To chyba nie ty go zabiłeś, prawda? - zapytała na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, co takiemu zawadiace mogło wpaść do głowy.
       Shoutou podniósł się niechętnie, ale z łóżka nie zszedł. Wyglądał za to jak siedem nieszczęść.
       - Oczywiście, że nie ja - odparł jak w transie. - Właśnie o to chodzi, że nie wiadomo, kto to zrobił i dlaczego. Do tego ten ktoś przemienił jakąś Łowczynię, która, prawdopodobnie po wykończeniu Ouriego, popełniła samobójstwo - mówił bez emocji. - Związek pewnie przeprowadzi śledztwo. A Aya-chan mnie znienawidzi - zmienił nagle temat. - Czy raczej już znienawidziła… Kuso, dlaczego ja to w ogóle zrobiłem?
       Sam wciąż nie mógł się temu nadziwić.
       Kurenai zauważyła, że „Król Mroku” jest porządnie zdołowany.
       - Zrobię ci jabłkowy kisiel, Suzaku-sama - oznajmiła. - Może być?
       - Hai! - Książę jakby się ożywił. - Arigatō, Maria-chan!

       Kiedy Kage wrócił, Suzaku odczekał chwilę, by dać mu się przebrać i odpocząć, po czym poszedł do niego z cierpiętniczą miną (nie robił jej specjalnie, po prostu nie mógł się zdobyć na nic innego).
       - Okropna sprawa - rzekł Hiou, kiedy młodzieniec wszedł do pokoju, w którym ten przebywał. - Kolejny ród czystokrwistych wymarł. Pozostało zaledwie sześć rodzin…
       - Uhm - mruknął tylko Shoutou, skromny przedstawiciel jednej z owych wymierających rodzin.
       Jasnowłosy mężczyzna odwrócił się do przyjaciela i przyjrzał mu się uważnie.
       - Coś się stało, Suzaku?
       Chłopak jak na komendę skłonił się nisko.
       - Przyszedłem błagać cię o wybaczenie, Kage-san - oznajmił szczerze przejętym tonem. - Powierzyłeś mojej opiece swoją czcigodną córkę, a ja jak taki cymbał… Przepraszam - rzekł szybko. - A ja zachowałem się wobec niej niestosownie.
       Hiou westchnął.
       - Musisz się jeszcze wiele nauczyć - zauważył. - Przede wszystkim tego, by trzymać swoje uczucia na wodzy - rzekł poważnie. - Wstań - poprosił, klepiąc go po ramieniu. - To nie mnie należą się przeprosiny. Nie wiem, co dokładnie uczyniłeś, ale jestem przekonany, że jeżeli twój żal jest szczery, Aya ci wybaczy.
       - Nie miałem prawa… tego zrobić… - mamrotał, prostując się jednocześnie. - Boję się, że tak karygodnego zachowania nie będzie mogła mi przebaczyć.
       - Za kogo ty ją masz, Suzaku? - uśmiechnął się słabo Kage. - To dobra dziewczyna, szczera i współczująca. Na pewno w głębi duszy wie, że jesteś w porządku. Prawda jest taka, że wciąż się gubisz, Suzaku. Zarówno w świecie rzeczywistym, jak i w swoim świecie marzeń. Spróbuj oddzielić jedną sferę od drugiej - poradził.
       - Hai. Arigatō, Kage-san.
***
       „Król Mroku” dziwnie się czuł, przekraczając próg swej rodzinnej posiadłości.
       Jako iż młodzieniec wciąż był zdołowany, ogród wyglądał raczej mizernie. Suzaku westchnął i siłą woli sprawił, by ogród ponownie zaczął żyć własnym życiem i przestał zależeć tylko i wyłącznie od jego nastroju. Nie zanosiło się bowiem na to, by dotarła do niego wiosna.
       Służba powitała go z szacunkiem i umiłowaniem. Każdy od razu zauważył zmianę w zachowaniu panicza. Chłopak był bowiem poważny i skupiony, do tego raczej smutny. Gdzie się podział ten zawadiaka, który sprawiał tyle problemów?
       Suzaku spędził trochę czasu w swojej komnacie. Zauważył, że brakuje mu Marii, Kage i Minato. Naprawdę zdążył się z nimi zaprzyjaźnić.
       Szkoda, że nie mógł się poszczycić podobnymi stosunkami z Ayą. Ale cóż, ma to, na co zasłużył. Gdyby umiał się kontrolować i był bardziej dojrzały… Wtedy nie zrobiłby tamtego głupstwa i nie musiałby walczyć z takimi okropnymi wyrzutami sumienia.
       Młodzieniec postanowił odwiedzić matkę. Poszedł do pomieszczenia, w którym spała. Spojrzał na nią i zatęsknił całym sercem. Ujął jej dłoń pragnąc, by następne czterdzieści cztery lata szybko minęły, bo wtedy Naoko się obudzi.
       Niestety, póki co, książę mógł tylko czekać. Niebawem miał poznać swojego wujka, Isayę… Musiał przyznać, że trochę się z tego powodu denerwuje. Jak on zareaguje na wieść, że jego siostrzeniec jest dhampirem? Cóż, tego nawet nie da się wyczuć, ale Suzaku i tak zamierza być z nim całkiem szczery. W końcu oprócz matki jest on jego jedyną rodziną.

       „Pobudka” nastąpiła kolejnej nocy.
       Głowa rodu zakończyła swą pięćdziesięcioletnią drzemkę. Jedna z najbardziej oddanych mu służących hojnie obdarowała go swoją krwią, dzięki czemu czystokrwisty nie tylko zaspokoił głód, ale też poznał wspomnienia kobiety - a co za tym idzie, od razu był na czasie.
       Isaya odświeżył się, po czym wyszedł ze swej komnaty i udał się do salonu, w którym czekał na niego siostrzeniec.
       Chłopak ukłonił się wujkowi.
       - Witam cię, ojisama - rzekł.
       - Witaj, Suzaku - odparł spokojnym tonem mężczyzna. - Może się czegoś napijemy?
       - Z przyjemnością - uśmiechnął się kasztanowowłosy.
       Isaya zlecił służącemu podanie jakiegoś dobrego trunku, sam zaś usiadł na fotelu i gestem dał znać, by młodzieniec też spoczął.
       - Cieszę się, że mogę cię poznać - odezwał się czystokrwisty, sięgając po kieliszek. - Masz dopiero dwadzieścia pięć lat, tak?
       - Hai, ojisama.
       - Więc to dopiero początek twojej przygody z życiem. Choć sporo już chyba przeszedłeś, co?
       - Zależy, jak na to spojrzeć.
       - Gdyby nie to, że wiem, kim jesteś, nie byłoby szans, by odróżnić cię od prawdziwego czystokrwistego - zauważył z zaciekawieniem Isaya. Suzaku potwierdził to skinieniem głowy. - To dobrze. Skoro posiadłeś wszystkie właściwe czystej krwi zdolności, jesteś godzien tego, by stać się dziedzicem spuścizny Shoutou.
       - Miło mi to słyszeć - rzekł z powagą Suzaku.
       - Nie musisz być wobec mnie szczególnie formalny. Pamiętaj, że jesteśmy rodziną. Nie przeszkadza mi to, że twoim ojcem był człowiek.
       - Arigatō, ojisama.
       W tej chwili „Król Mroku” zyskał nowego przyjaciela.
       - Jesteś jedynym dhampirem tego rodzaju, czy też podczas mojej drzemki wydarzyło się coś jeszcze? - zainteresował się wujek.
       - Sam byłem zdumiony, gdy się dowiedziałem. Otóż nie, nie jestem jedyny.
       W normalnych okolicznościach chłopak promiennie by się uśmiechnął, teraz jednak nie był do tego zdolny. Niemal bezustannie dręczyły go wyrzuty sumienia.
       - Z którego rodu pochodzi?
       - Hiou.
       - Od Shizuki czy też Kage, który niedawno się ujawnił?
       - Od Kage. Ma córkę, Ayę. Jej matką była ludzka kobieta.
       - Rozumiem. - Isaya pokiwał głową. - Nawiasem mówiąc, Kage-san bardzo mnie swego czasu interesował. Mam na myśli czasy, kiedy udzielał się towarzysko, ale jako przedstawiciel arystokracji - wyjaśnił. - Krył się z tym, ale był bardzo niezadowolony, gdy Klasa A patrzyła na niego z góry. Było w nim coś, co mnie zastanawiało. Dopiero teraz wiem, co to było - zaśmiał się. - A ta jego córka, Aya-san… Wie o tobie? Rozmawiałeś z nią?
       - Tak - odparł Suzaku, próbując zachować spokój i opanowanie. - Choć spotkaliśmy się zaledwie dwa razy, czuję się tak, jakbyśmy znali się od zawsze - powiedział zgodnie z prawdą. - Jest wspaniałą osobą, jej ojciec zresztą także. Właściwie przyjaźnię się z nim. Myślę, że ty też go polubisz, ojisama.
       - O tak, na pewno. Shizuka też była dobrą i spokojną osobą. Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiła… Musiała być chora, tego nie da się inaczej wyjaśnić. A to wszystko przez Rido… Doprawdy!
       - Tak, Rido sporo namieszał w życiu wielu osób… Całe szczęście nie ma go już wśród żywych.
       - Ten Łowca-wampir, który go zabił… No, no, nieźle, musisz chyba przyznać, co?
       - Taak…
       - Ech, ale to trochę smutne, że podczas mojego snu tylu „naszych” zginęło. Najpierw Juri i Haruka Kuranowie, potem Shizuka Hiou, Rido Kuran, a teraz jeszcze Masujiro Ouri… Co za czasy… - westchnął. - Ale cóż, kilkoro czystokrwistych z kolei dołączyło do naszego grona. Kage Hiou, jego córka, ty i jeszcze… Yuuki Kuran. Nowa „królowa”, co?
       - Zamierzasz ją zaakceptować?
       - Trudno będzie mi to zrobić, bo nie przepadam za Kuranami - przyznał Isaya. - Juri i Haruka byli w porządku, to im trzeba przyznać. Naprawdę ich lubiłem. Ale Rido to było samo zło… A Kaname… Cóż, on tylko wygląda na takiego grzecznego.
       - Też tak myślę. Szczególnie, iż z pewnych źródeł wiem, że to najprawdopodobniej nie kto inny, a on sam zabił Shizukę.
       - Naprawdę? - Czystokrwisty uniósł jedną brew do góry. - No proszę… - zamyślił się na moment, a potem zmienił temat. - Ta dhampirka, Aya-san, jest młodsza od ciebie, tak?
       Suzaku potwierdził to skinieniem głowy.
       - Jest na tym samym poziomie co ty?
       - Nie - odparł. - Jest na tym, na którym byłem od dziewiątego do jedenastego roku życia. Nie może przemieniać ludzi ani kontrolować tej drugiej osobowości…
       - Soka… Hm, nie uważasz, że ta dziewczyna byłaby dla ciebie dobrą partnerką?
       Serce mu przyspieszyło. Na moment zwiesił głowę.
       - Ona może i byłaby dla mnie doskonałą partnerką, ale ja dla niej nie - rzekł w końcu. - Zdecydowanie na nią nie zasługuję.
       - Och, nie przesadzaj - uśmiechnął się z politowaniem Isaya. - Jesteście jeszcze dziećmi, przed wami całe życie.
       - Taak… Ale znasz wspomnienia Izumi-san… I wiesz, jaki mam parszywy charakter. Co robiłem, jak się zachowywałem, co mówiłem…
       - Możesz mi nie wierzyć, ale gdy byłem młody, zachowywałem się podobnie. Ktoś, kto mnie wtedy nie znał, nie może w to uwierzyć, ale taka jest prawda. W końcu jednak zmądrzałem, dojrzałem. Na ciebie też przyjdzie pora.
       - Obawiam się, że mam zbyt wiele niezwykle irytujących wad.
       - Każdy je ma. Sęk w tym, by umieć z nimi walczyć - powiedział Isaya, po czym wypił łyk trunku.
       - Niestety, chyba jeszcze tego nie potrafię.
       - Nauczysz się, nauczysz! - zapewnił go z uśmiechem wujek.
       Rozmawiali tak jeszcze bardzo, bardzo długo.
***
       Kilka dni później Isayę odwiedził nie kto inny jak Kaien Kurosu. Suzaku dowiedział się, że mężczyźni są „starymi przyjaciółmi”. To dość zastanawiające, skoro wujek spał przez pięćdziesiąt lat, a Kaien wyglądał na mężczyznę w wieku zaledwie czterdziestu lat… Okazało się, że Kurosu ma po prostu niesamowicie dużą ilość wampirzych genów - to się czasem zdarza u Łowców - i dzięki temu żyje dużo dłużej. Chłopak był ciekaw, czy rodzina Kaiena wie, ile on tak naprawdę ma lat.
       Podczas wizyty dyrektora prestiżowej akademii w rezydencji Shoutou pojawił się ktoś jeszcze. No, właściwie to były dwa „ktosie”. Sęk w tym, że jednym z nich była… Yuuki Kuran. Drugą zaś Hanabusa Aidou, Suzaku kojarzył go z kilku przyjęć.
       Kaien schował się tak, by móc popatrzyć na swą przybraną córkę, ale też w taki sposób, by ona go nie dostrzegła. Dlaczego to zrobił, Suzaku nie wiedział.
       Isaya osobiście powitał „pożal się Boże królową”, jak to nazywał ją dwudziestopięciolatek.
       - Witamy! Cóż to za przyjemność cię gościć! - rzekł uprzejmie. - Ty, która jesteś najmłodszą spośród czystokrwistych… Jestem panem tego domu, Isaya Shoutou. Przez długi czas leżałem pogrążony we śnie i dopiero ostatnio się przebudziłem. Ani się obejrzałem, jak minęło dwa tysiące lat… Można powiedzieć, że jestem dla ciebie starszym panem, niestety…
       „Starszego pana” Isaya zdecydowanie nie przypominał. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat. Był wysoki, smukły i blady. Proste włosy identycznego koloru jak Naoko opadały mu na szyję. Zawsze ubierał się elegancko. Teraz miał na sobie czarne spodnie, białą koszulę oraz nie do końca zapiętą, ciemną marynarkę.
       - Nazywam się Yuuki Kuran - przedstawiła się dziewczyna. Ubrana była w sukienkę, stylowy płaszczyk i kozaczki. - Mam siedemnaście lat - dodała. - Szkoda, że nie mogłeś uczestniczyć w balu - rzekła grzecznie.
       - Słyszałem o tym, co się stało - skinął głową Isaya. - To doprawdy niefortunne, Ouri-san i jeden z Łowców…
       Przyjrzał się uważnie szatynce.
       - A tak właściwie… cóż to tam tak chowasz? - spytał. Miał na myśli torebkę, którą Yuuki trzymała.
       - To Artemis - odparła, wyjmując go jednocześnie.
       - To chyba trochę nie na miejscu… - wtrącił się Suzaku, który zdecydował się wreszcie pokazać. - Przychodzić w odwiedziny z bronią przeciwko wampirom? - mówił grzecznym i spokojnym tonem, jego twarz nic nie wyrażała, ale oczy błyszczały gniewem. Głupiutka dziewczyna oczywiście tego nie spostrzegła, co innego tyczyło się jej towarzysza.
       - Znasz już mojego siostrzeńca, prawda? - spytał Isaya.
       Yuuki potaknęła.
       - Miło cię widzieć - rzekła do księcia.
       Uśmiechnął się olśniewająco w odpowiedzi, ale nic nie powiedział. A jego oczy dalej ciskały błyskawice.
       Kuranówna tymczasem rozłożyła broń - wielką kosę zdolną zabić każdego wampira. Żaden z Shoutou nawet nie drgnął.
       - Och - rzucił Isaya. - Słyszałem, że w rodzinie Kuranów od czasu do czasu rodzi się dziecko, które może używać łowieckiej broni, choć samo jest wampirem - powiedział. - Słyszałem nawet, że jeden z Kuranów był w stanie stać się w przeszłości królem…
       Suzaku z zaciekawieniem spojrzał na wuja. Czyżby coś sugerował?
       - Robisz to przez Ouriego-san, prawda? - zapytał Isaya, domyśliwszy się już, co chodzi po głowie młodej czystokrwistej. - Dlatego wzięłaś tu tę broń, tak?
       - To dlatego, że zdecydowałam się… - zaczęła, ale straciła wątek. - To, co się stało na przyjęciu… Nawet, jeśli popełniam błąd… - plątała się. - Nie chcę, by wydarzyło się coś podobnego. Czystokrwiści potrzebują sposobu, dzięki któremu ich sen o śmierci mógłby się ziścić. Nie chcę, by z tego powodu było więcej ofiar, nie chcę, by w tym procesie poświęcano innych. Nie chcę… więcej ofiar - powtórzyła. - I nie chcę… by ktokolwiek przechodził taką sytuację, więc… Więc właśnie dlatego wzięłam na swoje barki ciężar zakończenia życia tych, którzy pragną umrzeć. Dlatego… jeśli któryś z was się na to zdecyduje, pamiętajcie o mnie - poprosiła, patrząc na przemian to na Isayę, to na Suzaku.
       Głowa rodu Shoutou westchnął i uśmiechnął się pod nosem, ale zaraz zmarszczył brwi.
       - Powiedz… Dlaczego nie zdecydowałaś się po prostu „nic nie robić”? - zapytał. - To, co próbujesz uczynić… Zdecydowana większość stwierdzi, że to niezwykle głupie i lekkomyślne posunięcie.
       - Tak, zdaję sobie z tego sprawę - przyznała Yuuki, spuszczając wzrok. - I… Jeśli mam być całkowicie szczera, myślę, że być może podjęłam najgorszą decyzję z możliwych. I jeszcze… Ja…
       - Przychodząc tutaj z czymś takim - przerwał jej spokojnie Isaya - musiałaś zdawać sobie sprawę z tego, że mogę być tym, który, dla przykładu, odetnie ci głowę, prawda?
       Suzaku zaśmiał się w duchu. Ojisama chyba nie kłamał mówiąc, że niegdyś był podobny do mnie!
       Hanabusa tymczasem zasłonił Yuuki własnym ciałem. Był chyba trochę nazbyt opiekuńczy. Choć w sumie nic dziwnego. Kaname pewnie się na niego wkurzy, gdy się dowie, co w jego obecności robiła jego ukochana siostrunia.
       - Aidou-senpai! - zawołała czystokrwista. - Jest w porządku!
       - Co?!
       Szatynka odsunęła blondyna, po czym znów zwróciła się do Shoutou. No, tym razem raczej do Isayi.
       - Jeśli żyjesz tak okropnie długo, to może nie mieć znaczenia, w jaki sposób umrzesz, ale… Ale jeśli wykonam ten ruch… W ten sposób osiągnę sukces, uwalniając świat od jednej osoby, która w przeciwnym razie skandalicznie poświęciłaby kogoś dla tego celu… Chcę zmienić ten stan rzeczy! - wykrzyknęła. - A żeby to zrobić, muszę jakoś zacząć działać!
       Zadyszała się.
       - To wszystko, co chciałam powiedzieć. Dziękuję za waszą gościnność, do widzenia - rzekła szybko, kłaniając się błyskawicznie i kierując się ku wyjściu.
       - Zaczekaj - polecił Isaya.
       Goście odwrócili się. Chwilę wcześniej szeptali między sobą. Aidou chyba był zagniewany. Zresztą co mu się dziwić… Koleś musiał mieć teraz ciężkie życie!
       - Po pierwsze… Żaden z nas nie należy do takich, którzy byliby zdolni poświęcić niewinną osobę dla własnego widzimisię - oznajmił poważnym tonem. - To żałosne i niedopuszczalne - dodał pewnie. - Po drugie zaś… - rzekł, patrząc teraz na Artemisa. - Jesteś pewna, że chcesz tym kogoś ubić?
       - Zabiłam tym mego wuja… - szepnęła. - Łowca i ja zrobiliśmy to razem - poprawiła się.
       To chyba była według niej wystarczająco jasna odpowiedź, bowiem ruszyła przed siebie i chwilę potem opuszczała już teren należący do Shoutou.
       Isaya westchnął, a Suzaku wyraził swoje znudzenie i dezaprobatę, wymownie wznosząc oczy ku górze. Tymczasem Kaien wyszedł z ukrycia.
       - Czy to na pewno w porządku? - spytał czystokrwisty mężczyzna. - Pozwolić jej odejść bez powiedzenia jej choćby „cześć”? Hę, Kaien?
       - W porządku - odparł. - Widziałem ją, a porozmawiamy innym razem.
       Suzaku zostawił „starych przyjaciół”, by mogli sobie jeszcze trochę porozmawiać, ale okazało się, że niedługo Kaien musiał już wracać. W końcu w domu czekała na niego rodzina.
       - Musicie kiedyś wpaść do nas na obiadek - wyszczerzył zęby Kurosu, gdy żegnał się już z oboma Shoutou.
       - Będziemy o tym pamiętać - zapewnił Isaya. - Prawda, Suzaku?
       Młodzieniec nie odpowiedział, bowiem jego myśli zaprzątały już inne sprawy.
***
       Następnego dnia Suzaku poszedł pospacerować po mieście tak, jak zwykł to robić jeszcze kilka lat temu. Tym jednak razem nie miał zamiaru w żaden sposób się zabawiać.
       Przechadzał się jakiś czas po parku, a następnie usiadł na swojej ulubionej ławce nad stawem. Dzień był doprawdy przyjemny, nareszcie czuć było wiosnę.
       Zamknął oczy i wsłuchał się w odgłosy natury oraz wesołego, miasteczkowego zgiełku. Uśmiechnął się bezwiednie.
       - Ano… Przepraszam… - usłyszał kobiecy głos.
       Zdziwił się. Ta sytuacja zdecydowanie coś mu przypominała.
       - O co chodzi? - spytał uprzejmym tonem Shoutou. Uniósł powieki i ujrzał przed sobą kobietę między czterdziestką a pięćdziesiątką.
       - Czy to możliwe… - zaczęła, po czym nieco ściszyła głos. - Że to ty jesteś Suzaku Shoutou-sama?
       Wyprostował się i dokładniej przyjrzał kobiecie. Ciemne włosy poprzetykane tu i ówdzie siwymi nitkami spięte miała w luźny kok, ubrana była w elegancką garsonkę. Miała inteligentne, brązowe oczy i zatroskany wyraz twarzy.
       - To ja - przyznał wreszcie.
       Kobieta zdawała się nie wierzyć własnym oczom. Uśmiechnęła się.
       - Od niemal roku próbowałam cię znaleźć, Shoutou-sama! - oznajmiła.
       - Dlaczego? - spytał, unosząc jedną brew do góry, ukazując tym samym swoje zdziwienie.
       - Chciałam ci gorąco podziękować - odparła.
       Szybka analiza i potencjalna odpowiedź gotowa.
       - Pani… Czy to możliwe, że jest pani żoną Yoshihide Daikatsu? - zapytał ostrożnie.
       - Hai!
       Więc nie pomylił się. To była żona człowieka, który osiem lat temu przyszedł do niego z prośbą, by przemieniając go, przedłużył mu życie. Co więcej, owa sytuacja wydarzyła się dokładnie w tym samym miejscu.
       - Na imię mi Ayame - przedstawiła się.
       AYAme… Suzaku na moment stracił kontakt z rzeczywistością.
       - Naprawdę ci dziękuję, Shoutou-sama - mówiła dalej. - To dzięki tobie… Dzięki tobie Kentarou i ja wróciliśmy do Yoshihide. Rozstaliśmy się i potem… Nie miałam pojęcia, że był chory! Wyjechałam, wzięłam ze sobą syna… Gdy zadzwonili ze szpitala i powiedzieli, że Yoshi niebawem umrze… To było straszne! A Ken tak bardzo płakał… A ty… Dzięki temu, co zrobiłeś, Yoshihide miał czas na to, by naprawić błędy przeszłości. On… naprawdę się zmienił! I dzięki tobie, tylko dzięki tobie… Pogodziliśmy się, a Ken jeszcze przez kilka lat miał ojca… Yoshi odszedł w pokoju, a to tylko twoja zasługa. A Kentarou wyrósł na porządnego człowieka. Arigatō gozaimasu, Shoutou-sama!
       Młodzieniec nie miał pojęcia, co powiedzieć. Sprawa, o której prawie zapomniał, ta, która zdawała się być dawno zakończona…
       A ta kobieta… W oczach miała łzy szczęścia i prawdziwej, szczerej wdzięczności.
       Suzaku uśmiechnął się lekko.
       - Nie ma za co, Daikatsu-san - powiedział wreszcie. - Naprawdę cieszę się, że mogłem pomóc. Jednakże… Czy mogę zadać pani jedno pytanie? - spytał grzecznie.
       - Oczywiście, Shoutou-sama!
       - Czy wie pani może… skąd pani mąż o mnie wiedział? - zapytał ostrożnie.
       - Och, sama byłam tego ciekawa - przyznała. - Yoshihide był przyjacielem twojego ojca, Shoutou-sama. Był przyjacielem Sanjuro Nishimury.
***
       Suzaku wiele czasu spędzał z wujem. Stali się prawdziwymi przyjaciółmi i wiedzieli, że mogą na siebie liczyć.
       Obaj niepokoili się nieco o to, co się od pewnego czasu działo. Jakiś czystokrwisty bawił się kosztem ludzi, przemieniał ich. Najpierw zdawało się, że ofiarami są tylko młode, ładne dziewczęta, dopiero potem okazało się, że tak naprawdę zaginionych ludzi obojga płci i w różnym wieku jest o wiele więcej.
       Kuran postanowił współpracować ze Związkiem Łowców. Shoutou stwierdzili tylko, że jeśli się czegoś dowiedzą, na pewno powiedzą o tym innym i w razie czego można na nich liczyć. Nie wgłębiali się w tę sprawę.
       Kasztanowowłosy młodzieniec, im dłużej przebywał w rodzinnej posiadłości, tym większą czuł tęsknotę za przyjaciółmi z rezydencji Hiou. Którejś kwietniowej soboty postanowił więc ich odwiedzić.
       Teleportował się w pobliże budynku - na sam teren posesji nie można było dostać się w taki sposób, była chroniona czarem. Posiadłość Shoutou także.
       Książę przeszedł przez bramę i skierował się ku drzwiom frontowym. Jedna ze stosunkowo nielicznych służących powitała go i zaprosiła do środka.
       Chłopak odmówił, gdy kobieta spytała, czy życzy sobie, aby coś podać.
       Ruszył ku schodom, ale zanim zdążył postawić nogę na pierwszym stopniu, z góry zbiegła jego szarowłosa przyjaciółka.
       - Suzaku-sama! - zaświergotała, rzucając mu się na szyję.
       - Maria-chan! - zaśmiał się dźwięcznie.
       Naprawdę się za nią stęsknił i bardzo się cieszył, że mógł ją wreszcie zobaczyć.
       - Ojej, gomen nasai! - przestraszyła się wampirzyca. Nigdy wcześniej nie reagowała w ten sposób na widok Shoutou.
       - Nie ma za co, Maria-chan - odparł melodyjnym tonem. - Wiesz, musiałem wreszcie tutaj wpaść. Stęskniłem się - wyszczerzył zęby.
       - Ja też! - przyznała dziewczyna, uśmiechając się uroczo.
       - Hm, czy Kage-san jest w domu? - zapytał.
       - Nie - zaprzeczyła Kurenai. - Wybrał się na spotkanie z Ayą-sama - wyjaśniła.
       - Och… - szepnął. Ciekaw był, czy ona wciąż się na niego gniewa. Szybko jednak oprzytomniał i uśmiechnął się promiennie. - Soka! To dobrze, że spędzą trochę czasu razem! - rzekł wesoło.
       - O tak - zgodziła się Maria.

       Przyjaciele miło spędzili dzień, rozmawiając, śmiejąc się i żartując. Oboje byli zachwyceni, dawno tak przyjemnie się nie bawili.
       Wieczorem do domu wrócił Kage. Bardzo ucieszył się na widok młodszego przyjaciela. Gdy się odświeżył, przeszedł do salonu, by tam porozmawiać z Shoutou.
       - Ano… - zawahał się Suzaku. - Jak się ma Aya?
       Hiou przymknął na chwilę oczy i uśmiechnął się lekko.
       - W porządku - zapewnił. - Choć martwią ją pewne sprawy. Ta z przemianami niewinnych ludzi, nieco osłabiony kontakt z imōto…
       - Osłabiony kontakt? - zdziwił się nieco książę. - Czy one przypadkiem nie były praktycznie nierozłączne?
       - Owszem, tak było - potwierdził jasnowłosy. - Ale popatrz… Od kiedy Aya jest wampirzycą, a Kaori Łowczynią, ich światy całkowicie się poróżniły. Do tego nieczęsto się ostatnio ze sobą widują, bo Mitsui-chan ma wiele pracy w Związku. Jednak głównym powodem jest fakt, że tę dziewczynę spotkało ostatnio coś bardzo smutnego.
       - Co takiego?
       - Ktoś przemienił jej przyjaciółkę, pierwszoklasistkę. Aya powiedziała, że Kaori się za to obwinia. Była z tą… Nakazawą-chan - przypomniał sobie - w miasteczku. Mistui-chan wyczuła w pobliżu wampira Poziomu E. Naturalnie poleciła przyjaciółce poczekać, a sama pobiegła zająć się tą sprawę. Niestety, najpewniej był to swego rodzaju spisek, bo kiedy pokonała wroga, okazało się, że ktoś inny zaatakował Nakazawę-chan. Jakiś czystokrwisty.
       - Domyślasz się, kto to mógł być?
       - Mam pewne podejrzenia…
       - Soka… - westchnął chłopak.
       - Jest jednak jeszcze jedna sprawa, która bardzo mnie niepokoi - oświadczył Kage. - Aya niechcący zrobiła sobie z Akujiego Toumy wroga.
       - Jak to? - wyszeptał Suzaku.
       Tego się obawiał. Nie dość, że Kuranowie i Shirabuki nie lubili Ayi, to teraz zyskała jeszcze wroga w postaci Toumy?!
       To niedobrze. Bardzo niedobrze. Ten wariat kochał się w przemocy i znany był ze swoich sadystycznych zabaw…
       - Wszystko przez to, że Aya uratowała Yuuki - rzekł Hiou, wyrywając Shoutou z zamyślenia.
       - Że… Że co proszę?! - zdumiał się niepomiernie.
       Kage powtórzył mu opowieść o tym, co stało się przy cmentarzu.
       - Jej serce jest jeszcze łagodniejsze niż przypuszczałem - szepnął Suzaku, gdy przyjaciel zamilkł.
       - Tak… Udaje silną i jeśli chce, potrafi nienawidzić, ale jej prawdziwa natura jest cicha i łagodna - przyznał jasnowłosy.
       - Właśnie… - potaknął w zamyśleniu Suzaku.
       Do pomieszczenia weszła Maria, by spytać, czy może coś dla nich zrobić.
       - Aa, zanim zapomnę! - zwrócił się do niej Kage. - Aya przekazała mi wiadomość od Mitsui-chan. Otóż bardzo chciałaby się z tobą spotkać.
       Kurenai wyraźnie się ucieszyła.
       - Arigatō, Kage-sama! - zaświergotała. - Oczywiście z przyjemnością się z nią spotkam! Hm, wybiorę się do niej w poniedziałek… - powiedziała sama do siebie. - Chyba, że masz coś przeciwko temu, Kage-sama? - zapytała szybko.
       - Ależ nie, spotkaj się z nią - odparł. - Pewnie najchętniej poszłabyś do niej już jutro… Przepraszam, że z powodu tego, co musisz jutro zrobić, nie będziesz miała czasu. Choć chyba można by to przełożyć.
       - Nie, nie, to ważne sprawy, więc załatwię wszystko już jutro - rzekła z uśmiechem Maria.
       - Arigatō - rzucił Hiou.
       Kurenai dygnęła lekko, po czym wyszła z pokoju.
       - Kage-san, mój wuj byłby bardzo zadowolony, gdyby udało nam się spotkać we czworo… - zaczął Suzaku.
       - Tak, ja też bardzo chciałbym zobaczyć się wreszcie z Isayą. Był jednym z tych czystokrwistych, którzy nie doprowadzali mnie do pasji, kiedy udawałem arystokratę - zaśmiał się.
       - Jestem pewien, że się polubicie. Macie raczej podobne poglądy.
       - Cieszę się. W takim razie… Kiedy znajdziemy dogodny termin, urządzimy sobie jakieś spotkanie.
       - Hai - odparł Shoutou. - Ano… Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym gdzieś w okolicy stworzył portal, którym można by się teleportować z twojej posiadłości do mojej, Kage-san? Tak na wszelki wypadek.
       - Albo żeby Maria-chan mogła cię czasem odwiedzić? - zapytał ze śmiechem Hiou.
       - Heh, między innymi - uśmiechnął się książę.
       - Oczywiście nie mam nic przeciwko temu - zapewnił Kage.
***
       Termin spotkania wyznaczono dopiero kilka tygodni później, już w maju. Suzaku trochę się denerwował na myśl, że zobaczy się z Ayą. Oczywiście od dawna pragnął sobie z nią wszystko wyjaśnić, ale szczerze mówiąc bał się trochę, że znowu nie wytrzyma i palnie albo zrobi coś głupiego.
       Często przechadzał się po ulubionym parku, siadał na ławce nad stawem i wsłuchiwał w odgłosy natury. Uwielbiał to robić, bo miało to jakiś związek z jego przywiązaniem do żywiołu ziemi.
       W miarę możliwości spotykał się też z przyjaciółmi. Isaya póki co nie udzielał się towarzysko, więc nadrabiał stracony czas z siostrzeńcem, ale poza tym załatwiał też sprawy, którymi nie zajmował się przez pół wieku.
       Kage co rusz miał coś do zrobienia, więc z nim Suzaku spotykał się raczej rzadko. Minato też był zapracowany. Maria, choć często wykonywała coś dla Hiou (była między innymi pośrednikiem pomiędzy nim a Akademią Kurosu), praktycznie cały wolny czas spędzała w towarzystwie młodego boga.

       Do spotkania nie doszło.
       Czwartkowy poranek Suzaku spędził na przechadzkach po mieście. Zastanawiał się, dlaczego niegdyś to całe bałamucenie co drugiej młodej dziewczyny sprawiało mu tyle frajdy. Teraz nie oglądał się za przedstawicielkami „płci pięknej”. Po prostu spacerował, próbując w ten sposób zabić czas.
       Popołudnie spędził w towarzystwie Marii, która przeszła przez portal, który stworzył jakiś czas temu, by się z nim spotkać.
       Z jakiegoś jednak powodu młody Shoutou w pewnej chwili poczuł niepokój. COŚ musiało się wydarzyć. Ale co? I z kim?
       Złe przeczucia tylko się potęgowały. Kurenai zauważyła, że przyjaciel jest przygnębiony, więc spytała, o co chodzi.
       - Coś jest nie tak - odparł. - Boję się…
       Wstał gwałtownie z fotela.
       - Kuso, to może mieć jakiś związek z Ayą! - wykrzyknął ze strachem, równocześnie kierując się ku drzwiom.
       - Suzaku-sama, dokąd idziesz?
       - Kage-san… On na pewno wie…
       Pobiegli do miejsca, w którym znajdował się magiczny portal i szybko przez niego przeszli. Serca waliły im jak młotem, teraz nawet Maria miała już właściwe dla arystokratów przeczucia.
       Wparowali do rezydencji Hiou. W powietrzu czuć było pełną napięcia atmosferę.
       - Gdzie Kage-san?! - spytał szybko Suzaku, gdy zobaczył pierwszą lepszą służącą.
       - Kilka minut temu wybiegł z domu i się teleportował -  odrzekła przestraszona. - Był niespokojny, od jakiegoś czasu miał bardzo złe przeczucia… Rano słyszałam, jak wspomniał Namizawie-san, że Aya-sama i jej przybrana siostra pojawiły się w posiadłości, w której Aya-sama przyszła na świat… W dawnej rezydencji Kage-sama. Wiem też, że Namizawa-san niedługo po tej rozmowie gdzieś wyszedł.
       Ułamek sekundy później Suzaku i Maria poczuli coś aż nazbyt konkretnego. Oboje nieświadomie wytrzeszczyli oczy.
       - Suzaku-sama, Kurenai-sama… - zawahała się służąca. - Czy coś się stało…? - spytała ze strachem.
       Maria przełknęła ślinę, ale milczała. Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.
       - Minato-san nie żyje - szepnął Shoutou.
       Szarowłosa jak w transie skinęła tylko głową.
       - To straszne… - jęknęła wampirzyca szlachcianka, która mimo przynależności do Klasy C, pragnęła pracować u Kage jako jedna ze „służących”.
       Książę analizował sobie na szybko kilka spraw. Po pierwsze, Aya i Kaori same pojechały do rodzinnego domu tej pierwszej, mimo iż jej ojciec miesiąc wcześniej sugerował, by nie ruszała się z Akademii bez Zero Kiryuu. Wiedział, że chłopak musi mieć niesamowicie wiele pracy w Związku, a skoro Aya chciała pokazać imōto ważne dla siebie miejsce, to obie najpewniej postanowiły, że udadzą się tam same.
       Po drugie, dziewczyny zostały zaatakowane. Nie było innego wyjaśnienia tego, że od jakiegoś czasu Suzaku miał aż tak złe przeczucia. Był związany z Ayą, czy tego chciał, czy nie, i dzięki temu mógł coś poczuć, gdy działa jej się poważna krzywda.
       Po trzecie i najważniejsze… Tym, kto zaatakował dziewczęta, najprawdopodobniej był dzieciak Touma. W końcu przyrzekł Ayi zemstę. A skoro nastolatka udała się w osamotnione miejsce w towarzystwie tylko Łowczyni-amatorki, okazja była nie do odpuszczenia. Poza tym, tylko inny czystokrwisty mógł przełamać zaklęcie, które na „miejsce, w którym zatrzymał się czas” rzucił Hiou. To była dość stara magia, która polegała na tym, że nikt nieproszony nie mógł trafić na dane terytorium ani przejść przez barierę, która je otaczała. Z wyjątkiem tego, kto miał do tego prawo (tym kimś była między innymi, jeśli nie tylko, Aya) lub był równie potężny jak ten, kto rzucił zaklęcie. Innymi słowy - właśnie inny czystokrwisty.
       Wnioski okazały się przerażające. Kage, jako ojciec Ayi, wyczuł dokładnie, że dziewczyna prawdopodobnie ledwo żyje. Najpewniej rzucił się na pomoc, a teraz walczy z wrogiem…
       - Trzeba im pomóc! - krzyknął nagle Suzaku. - Kto wie, gdzie jest rodzinna posiadłość Kage i Ayi?!
       Aby się teleportować, trzeba było znać miejsce, do którego chciało się dostać. Obojętnie, czy było się tam już wcześniej, czy znało się ten teren ze zdjęcia…
       - Wiem tylko tyle, że znajduje się ona w jakimś lesie - szepnęła łamiącym się głosem Maria.
       - A ty? - spytał szlachcianki Shoutou. - Albo ktoś inny, kto tu przebywa?
       - Nigdy nie mieliśmy dostępu do takich informacji - przyznała kobieta. - Ale… Kage-sama ma w swojej komnacie regał z księgami i albumami, których nie pozwala nikomu dotykać. To jego osobiste pamiątki, prawdopodobnie związane z jego rodziną i zmarłą ukochaną…
       - Może coś tam znajdziemy… - przypuścił młodzieniec. - Maria, pomożesz mi! Szybko!
       - Hai!
       Rzucili się w kierunku prywatnych komnat Kage. Tam dopadli regału, o którym wspomniała wampirzyca Poziomu C.
       Zabrali się za przeszukiwanie ksiąg i albumów.
       Przerwali, gdy poczuli przerażające ukłucie w sercu.
       Znieruchomieli, książki wypadły im z rąk.
       - To niemożliwe - wyszeptała jak w transie Maria.
       Kage nie żył.
       Oboje stracili tego dnia dwóch przyjaciół. Szok tym spowodowany sprawił, że przez chwilę nie mogli dojść do siebie.
       Kurenai zaczęła płakać i dygotać.
       Suzaku poczuł przerażającą pustkę. Nagle jednak jeden obraz pojawił mu się w głowie.
       Wizerunek tej, którą pokochał.
       - Maria! Szukamy dalej! - rozkazał, po czym zabrał się do przerwanej pracy. Nie było czasu na jakiekolwiek wahanie. Jeśli będą tracić czas, Aya dołączy do rodziców.
       Szarowłosa miała utrudnione zadanie, bo przez łzy obraz jej się rozmazywał. W pewnym jednak momencie szybko przetarła oczy i wpatrzyła się w jakąś starą fotografię.
       - To może być to! - wykrzyknęła nieco piskliwie.
       Suzaku szybko spojrzał na zdjęcie. Tak, to mogło być to. Schludny dworek otoczony lasem.
       Jak strzała pomknął ku drzwiom wyjściowym. Z budynku nie mógł się teleportować, musiał najpierw opuścić teren posiadłości.
       Nie był pewien, czy niezbyt wyraźna fotografia zagwarantuje mu to, że nie wyląduje w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Musiał jednak spróbować.
       Gdy Maria wybiegła przed dom, kasztanowowłosego młodzieńca już nie było.

       Tak, to dworek ze zdjęcia. Był tego pewien.
       Było cicho i ponuro.
       Suzaku poczuł znany już sobie zapach krwi młodszej siostry Ayi, Kaori, oraz obezwładniającą woń, która mogła być tylko i wyłącznie aromatem krwi jej samej.
       Rzucił się w kierunku, z którego dobiegał.
       To, co zobaczył, całkowicie go przeraziło. Ewidentnie widać było, że w tym miejscu miała miejsce straszliwa bitwa.
       Chłopak szybko zlustrował spojrzeniem otoczenie. Od razu zauważył te, których szukał.
       Ruszył w stronę sióstr. Aya, którą najprawdopodobniej kierowała „ta druga”, wraz z krwią wysysała życie imōto.
       - Wystarczy! - krzyknął.
       Nie miał pojęcia, jakim cudem to od razu zadziałało. Faktem było jednak, że brunetka odsunęła twarz od nieprzytomnej już siostry, krzyknęła i bezwiednie wypuściła jej ciało z rąk. Sama też padła na ziemię. Wlepiła nieprzytomny wzrok w Kaori.
       Suzaku przeraził się, gdy z bliska zobaczył dziewczęta. Młodsza straciła zbyt dużo krwi, natomiast Aya była cała poharatana. To były rany zadane bronią Łowców. Najprawdopodobniej kataną blondynki.
       Młodzieniec schylił się ku ukochanej, położył dłoń na jej skroni i sprawił, że zasnęła.
       Był wściekły i załamany. Touma zapłaci za to, co zrobił, ale nie na to była teraz pora. Trzeba pomóc poszkodowanym.
       Shoutou, choć w pewnym sensie go to bolało, najpierw zajął się Łowczynią. Wiedział, że Aya przeżyje, bo choć była tak strasznie ranna, potrzebny by był cios w głowę lub serce, by ją zabić. Poza tym wypiła wiele krwi imōto, więc na razie nic poważnego jej nie groziło.
       Z kolei blondynka umierała. Książę zrobił jej prowizoryczny opatrunek na szyję (gdyby tylko nie to, że nie umiał uzdrawiać!), a następnie szybko przeciął sobie dłoń i podał jej trochę swojej krwi. Miał nadzieję, że to jej pomoże, a nie ją zabije… Z drugiej strony, musiał zaryzykować, bo w przeciwnym razie jej śmierć była pewna.
       Jej stan bynajmniej się nie pogorszył, więc młodzieniec zajął się teraz jej lewą ręką. Wszystkie palce miała połamane. Nastawił je porządnie i na wszelki wypadek wymazał z jej umysłu wspomnienie o bólu. Po chwili zastanowienia stwierdził też, że dobrze by było zadbać o to, by w trakcie, gdy była nieprzytomna, nie nawiedzały jej żadne przykre wizje. Zajął się tym szybko, a następnie powrócił do dłoni. W prowizoryczny sposób ją usztywnił.
       Aya nie miała nic złamane. Wszystkie jej rany były następstwem przecięcia jej skóry łowieckim ostrzem.
       Stwierdził, że dziewczyny jak najprędzej trzeba odstawić do Akademii, gdzie było względnie bezpiecznie… Przebywało tam paru Łowców, więc to już coś…
       Najdelikatniej jak umiał, chwycił obie dziewczyny i wraz z nimi błyskawicznie się teleportował.
       Przeniósł się na właściwe wzgórze, tuż przed bramę Akademii Kurosu. Szybko przez nią przeszedł. Nie miał pojęcia, gdzie znajduje się mieszkanie dyrektora, dlatego pozwolił, by kierowała nim intuicja.
       Nie zawiódł się. Dotarł we właściwe miejsce i szybko zapukał. Otworzyła mu niepomiernie zdziwiona, jasnowłosa kobieta. Od razu było widać, że to matka Kaori.
       Suzaku i Mitsui poruszali się jak w transie. Chłopak ułożył dziewczęta w jakimś pokoju. Przerażona i zatroskana Łowczyni, porządnie już zapłakana, chciała wiedzieć, co się stało. Książę nakreślił jej tylko ogólny zarys sprawy, głównie składający się z domysłów, po czym poprosił, by zajęła się córkami. Przeprosił i szybko opuścił domek. Gdy tylko znalazł się za bramą, teleportował się w pobliże rezydencji Kage.

       Służbie nakreślił zarys sytuacji. Kazał też jej wykonywać swoje stałe obowiązki. Pozwoliłby odejść temu, kto by tego chciał, jednak okazało się, że chętnych nie ma. W ten sposób każda z tych osób przyrzekła wierność Ayi.
       Marii z kolei Shoutou opowiedział wszystko ze szczegółami. Miała prawo do tego, by znać prawdę - po pierwsze, była jedną z najbliższych Kage osób, a po drugie, jedną z poszkodowanych była jej ludzka przyjaciółka, Kaori Mitsui.
       Kasztanowowłosy skończył właśnie mówić, gdy w posiadłości zjawili się goście. Dziewczyna walcząca ze łzami i przygnębiony chłopak.
       - Pozwól, że ci ich przedstawię - rzekła Maria, która już jakiś czas temu miała okazję poznać rodzeństwo. - To dzieci Minato-san. Shuusei i Suzue.
       - Suzaku-sama - skłonili mu się.
       - Minato-san wiele mi o was mówił - przyznał szczerze książę. - Przykro mi z powodu waszej tragedii.
       Podziękowali, a następnie odbyli z Suzaku i Marią długą rozmowę.

       - Aya prędzej czy później na pewno się tu zjawi - powiedział Suzaku. - Proszę więc, byś do tego czasu nie opuszczała tego miejsca, zgoda, Maria-chan?
       - Wakarimashita, Suzaku-sama - odparła szybko.
       - Teraz… stworzę portal, dokładnie taki sam, jak wcześniej stworzył tu Kage-san. Ten, dzięki któremu Aya będzie mogła przenieść się tutaj z Akademii.
       - Hai.
       Ruszył już w kierunku wyjścia, gdy poczuł na przegubie lekki uścisk dłoni przyjaciółki.
       - Suzaku-sama… - wyszeptała.
       - Słucham, Maria-chan? - odezwał się łagodnie.
       - Nie walcz tak z tym pragnieniem. Napij się, proszę - rzekła, nie patrząc mu w oczy.
       Więc jednak zauważyła, choć tak bardzo starał się to ukryć… Rzeczywiście dopadł go głód - trudno, żeby było inaczej po tym, jak to nawdychał się przepięknej i nęcącej woni krwi Ayi…
       - Nie musisz tego robić - odparł. - Nie chcę cię wykorzystywać.
       Jeszcze niedawno w ogóle by się nie wahał…
       - Nie wykorzystujesz, Suzaku-sama. Sama ci to zaproponowałam. I chcę to zrobić.
       Powoli skinął głową.
       - Arigatō, Maria-chan - szepnął, po czym objął ją i najdelikatniej jak umiał wbił kły w jej szyję.
       Zalała go fala uczuć Kurenai. Rozdzierający serce smutek i żal, lekkie zakłopotanie, wierność i oddanie skierowane ku niemu i zmarłym z rodu Hiou…
       Wziął tylko tyle, ile potrzebował. Jej zraniona skóra niemal natychmiast się zregenerowała.
       Jeszcze raz podziękował, a następnie wyszedł na zewnątrz, zrobił to, co wcześniej zapowiedział, po czym teleportował się do domu i powiedział o wszystkim Isayi.
***
       Trudno było mu pogodzić się z tym, co się stało. Nie mógł uwierzyć w to, że Kage i Minato nie żyją. Był też na siebie wściekły za to, że tak długo ignorował złe przeczucia i za późno przybył do domu Hiou. I jeszcze to, że tak długo zajęło mu i Marii znalezienie tej fotografii…
       Miał nadzieję, że Aya i Kaori dojdą do siebie. Niestety, to mogło długo potrwać… Obie tyle wycierpiały…
       Zastanawiał się, jak dokładnie przebiegła bitwa. Co się właściwie wydarzyło? Jakim cudem tak potężna wampirzyca dała się poranić tak mocno…?
***
       Z piątku na sobotę Suzaku udał się na długi, nocny spacer. Musiał zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i uspokoić myśli.
       Już prawie mu się to udało, jednak nagle wyczuł obecność Ayi.
       Przeraził się. Spodziewał się tego, że i do niego przyjdzie, ale już?! Powinna przecież leżeć w łóżku i dochodzić do siebie, a nie urządzać komuś wizyty!
       Teleportował się szybko w pobliże swej rezydencji, po czym wpadł do domu. Od razu ruszył ku dziewczynie, która wraz z jego wujem wciąż stała w przestronnym holu.
       - Aya! Jak mogłaś przyjść tu sama?! Czy ty masz pojęcie, jak łatwo jest cię teraz zabić?! - wykrzyknął. Nie potrafił zareagować inaczej, za bardzo się o nią martwił.
       Biedna, została tak bardzo skrzywdzona! Serce chłopaka znów zapłonęło nienawiścią skierowaną ku bachorowi Touma.
       Nastolatka zwiesiła głowę i przeprosiła. On też to zrobił, w końcu nieco za bardzo się uniósł.
       Isaya odszedł, by mogli na spokojnie porozmawiać. Młodzieniec zaproponował, by przeszli do jego komnat, głupio było bowiem gawędzić w holu.
       Gdy spostrzegł, że Aya się nie ruszyła, choć on skierował się już ku schodom, automatycznie chwycił jej dłoń i lekko pociągnął ją za sobą. Dopiero po chwili, przestraszony, zorientował się, co zrobił. Natychmiast puścił jej rękę i wtedy poczuł, że ona trzyma jego dłoń. Musiała być naprawdę zagubiona i przygnębiona, wcześniej nawet bezwiednie by tego nie zrobiła.
       Poprowadził ją odpowiednimi korytarzami. Szli powoli, on nieco z przodu, a ona, wciąż trzymając go za rękę, z tyłu.
       W pewnym momencie dziewczyna nagle stanęła. Suzaku odwrócił się i ze smutkiem stwierdził, że brunetka płacze. Był przekonany, że wcześniej wylała już morze łez, a teraz znów nie może się powstrzymać.
       Miał wrażenie, że serce mu się kraje. Kiedy ona była w takim stanie, te emocje jakby przelewały się też na niego. Nie umiał oddzielić swojego umysłu od tego, co działo się z szarooką pięknością, którą tak bardzo kochał.
       - Dziękuję ci… - wyszeptała nagle. Mówiła z widocznym trudem i pociągała nosem. - Dziękuję ci… że ją ocaliłeś…
       Patrzył na nią nieco zdumiony i zmieszany. Nie powinna mu dziękować…
       - Przepraszam - powiedział cicho. - Gdybym zjawił się wcześniej, gdybym wiedział… To wszystko mogłoby skończyć się inaczej…
       - To nie twoja wina - zaprzeczyła Aya, wbijając zasmucony wzrok w chłopaka. - To i tak cud… Bo ja… prawie ją zabiłam… Gdyby nie ty, Kao-chan już…
       Nie dziwił się, że brunetka obwinia siebie o stan siostry. To było do niej podobne, jednak przez to jeszcze bardziej cierpiała.
       Ten żal w jej oczach, to poczucie winy, ten ból…
       Nie miał pojęcia, co zrobić. Chciał ją jakoś pocieszyć, pokazać, że może na niego liczyć, że jest z nią, ale po tym, co zrobił miesiąc temu, bał się ją przytulić czy choćby dotknąć.
       Dziewczyna jednak, najwyraźniej nie panując nad sobą i nie namyślając się wiele, sama się do niego zbliżyła i wczepiła palce w jego koszulę. Po chwili kasztanowowłosy czuł już, że ubranie ma mokre od jej łez.
       Zaskoczony, z początku stał sztywno, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. W końcu jednak zdał sobie sprawę z tego, że przyjaciel powinien w takiej chwili odwzajemnić uścisk. A on pragnął być jej przyjacielem.
       Objął ją więc tak delikatnie, jak tylko się dało - po części dlatego, żeby nie poczuła bólu (broń Łowców zadaje okropne rany, które nieprędko się goją - doskonale pamiętał swoje przygody z członkiem Związku…), a po części dlatego, że gdyby zrobił to mocniej, mógłby poczuć się zbyt pewnie i powstałoby ryzyko, że uczyniłby coś nieodpowiedniego.
       - Gomen - wyszlochała Aya. - Możemy tak przez chwilę postać?
       - Uhm - odparł subtelnie.
       Czuł, że mógłby tak stać całą wieczność.
       W końcu jednak osiemnastolatka się otrząsnęła, a co za tym idzie - odsunęła od niego.
       Przeszli wreszcie do jego prywatnych komnat i zaczęli rozmowę. Z początku było ciężko, ale w końcu wpadli w odpowiedni rytm.
       Chłopak opowiedział brunetce o swoim udziale w całej sprawie. Dziewczyna raz po raz mu dziękowała - i praktycznie za każdym razem te podziękowania dotyczyły ocalenia życia Kaori. Sobą w ogóle się nie przejmowała, wciąż myślała tylko o siostrze… i o ojcu, którego straciła.
       Zaczęli wspominać Kage, a następnie opowiadać sobie co nieco więcej o własnym życiu. Potem poruszyli temat przemian, postawy poszczególnych czystokrwistych, a także Związku Łowców.
       Dopiero po jakimś czasie Suzaku uświadomił sobie, że nie zapytał jeszcze, co dokładnie wydarzyło się w czwartek.
       Aya opowiedziała mu o wszystkim. Była taka smutna, tak udręczona z powodu okropnych wyrzutów sumienia… Gdyby tylko mógł, chłopak zabrałby od niej te wszystkie troski.
       Dziewczyna  zapytała, dlaczego młodzieniec nie wyleczył ran jej i Kao. Powiedział jej więc o tym, że nie potrafi uzdrawiać. Po krótkiej rozmowie na temat zdolności odkryli, że są pewne umiejętności, których skopiować się nie da, są one bowiem przeznaczone tylko i wyłącznie dla jednej osoby.
       - Suzaku…? - spytała w którymś momencie. Wyglądała na nieco niepewną.
       - Uhm?
       Przez chwilę się wahała. Wstała z fotela, na którym dotychczas siedziała, i zaczęła przechadzać się po komnacie. Shoutou wodził za nią wzrokiem.
       - Powiedziałeś, że chcesz być moim przyjacielem, prawda?
       - Taak… - odparł, zastanawiając się, do czego Aya zmierza.
       - A przyjaciele zawsze sobie pomagają, prawda? - pytała dalej.
       - Oczywiście…
       Stanęła i utkwiła wzrok w chłopaku.
       - Przyszłam tu nie tylko po to, by ci podziękować, porozmawiać z tobą i spytać o to i tamto… - wyznała.
       Patrzył na nią pytająco i czekał.
       - Przemień mnie - wypaliła w końcu.
       Zdawało mu się, że się przesłyszał. Zamrugał kilkakrotnie.
       - Co powiedziałaś? - zapytał cicho.
       - Przemień mnie - powtórzyła nieco głośniej.
       Tego się nie spodziewał! Ona, która tak bardzo kochała człowieczeństwo i nie znosiła większej części wampirzego społeczeństwa, a szczególnie co poniektórych czystokrwistych, chciała dostać się na ten najwyższy poziom, w którym on sam tkwił już od jakichś czternastu lat?
       - Nie bardzo mogę uwierzyć w to, co słyszę - przyznał wreszcie. - Dlaczego nagle tego zapragnęłaś?
       - Nie nagle - zaprzeczyła. - Zastanawiałam się nad tym od jakiegoś czasu…
       Jeszcze bardziej się zdumiał.
       - Dlaczego? - spytał.
       Opowiedziała mu o swoich problemach dotyczących zmiany osobowości. Miała nadzieję, że po przemianie jej charakter, sposób reagowania i myślenia przestaną się zmieniać.
       - Miałeś podobny problem? - zapytała.
       Zamyślił się na moment. Nie, nie miał takiego problemu. „Drugi on” nieraz dawał mu popalić, ale żeby jego cechy charakteru przechodziły na niego? Nie, tego nie doświadczył. Powiedział o tym Ayi, która usłyszawszy to, wyraźnie się zmartwiła. Najwidoczniej miała nadzieję na to, że Suzaku będzie mógł jej coś poradzić i zapewnić, że po przemianie te dziwne zawirowania w jej osobowości znikną bezpowrotnie.
       - Zastanawiam się… - mruknął. - Może to jest spowodowane twoją naturą? - wysunął przypuszczenie. - Jesteś… Jesteś zbyt łagodna jak na wampira.
       - Ja? Łagodna? - zdziwiła się. - Nie wiesz, co mówisz.
       - Powiedz, gdy żyłaś jako człowiek, byłaś cicha i zamknięta w sobie, prawda?
       - Taak…
       - Ale czym więcej wampirzych cech zdobywałaś, tym bardziej się zmieniałaś, prawda? Zaczęłaś rozmawiać z innymi, a nawet im się zwierzać. Potrafiłaś polubić kogoś, kogo powinnaś nienawidzić, z kolei nienawiść do innych tylko się pogłębiała. Byłaś coraz silniejsza fizycznie i mimo chwil w stanach bliskich depresji, twoja psychika także się poprawiła. Zaczęłaś obdarzać zaufaniem wybrane osoby, choć wcześniej nie potrafiłaś tego zrobić. A po tej pierwszej przemianie zaczęłaś zmieniać się jeszcze bardziej. Wśród rodziny i znajomych jesteś sobą, ale na przykład na tamtym balu… Grałaś. Bawiłaś się w aktorkę, udawałaś kogoś, kim nie jesteś, by w przyszłości móc mieć z tego jakieś korzyści. Gardzisz niektórymi osobami, choć wiesz, że teoretycznie nie powinnaś tego robić…
       - Rany… - Aya zatoczyła się lekko i z powrotem opadła na fotel. - Masz zupełną rację.
       - Przeszłaś metamorfozę, czy to ci się podoba, czy nie. Jesteś wampirem, a wampiry z reguły muszą walczyć ze swoją dziką i nieprzyjazną naturą. Wielu to się udaje, więc jeśli będziesz się starała, ty też zatriumfujesz.
       - Sugerujesz, że nawet, jeśli będę na twoim poziomie, to i tak będę miewać te napady złości i okropnych myśli?
       - Nie do końca. Po prostu nie mam pojęcia, czy moja teoria jest słuszna, a co za tym idzie, nie wiem, co by się stało po przemianie. Możliwe, że w tej sprawie nic by się nie zmieniło. Być może ze mną nie działy się podobne rzeczy tylko dlatego, że od zawsze miałem taki parszywy charakter…
       - Shimatta… - mruknęła, zwieszając na chwilę głowę. Kiedy ją podniosła, jej oczy, choć wciąż smutne, płonęły jakimś dziwnym ogniem. - Mimo wszystko chcę, byś mnie przemienił.
       Kolejny szok. Suzaku był pewien, że po tej rozmowie dziewczyna natychmiast straci ochotę do tego, by stać się najprawdziwszą (no dobra, urodzenia nie zmieni, i tak w pewien sposób oboje na zawsze pozostaną dhampirami) czystokrwistą.
       - Nie rozumiem - oznajmił. - Dlaczego nadal tego chcesz?
       Przez moment milczała.
       - Gdyby nie „ona”, Kaori nie musiałaby teraz walczyć o życie. Nie ugryzłabym jej. Było mi ciężko, ale powstrzymywałam się. A przez nią… Przez nią omal nie zabiłam siostry… Zraniłam ją i gdyby nie ty, wyssałabym caluteńką jej krew, do ostatniej kropli…
       Więc o to jej chodzi. Miała zamiar pozbyć się tej drugiej osobowości.
       - Aya-chan… Czy ty masz świadomość, że po ostatecznej przemianie… Jeśli wtedy ugryziesz człowieka, zmienisz go w wampira. Jeśli kiedyś wydarzyłaby się sytuacja podobna do czwartkowej… Twoja siostra stałaby się wampirem.
       - Nie stałaby się, bo bym jej wcale nie ugryzła! - uniosła się. - Wolałam umrzeć, niż ją zranić! Ale „ona” musiała się wtrącić! A przecież… Jakby na to nie patrzeć, ja i tak bym nie umarła. Przecież nikt nie dźgnął mnie w serce ani głowę.
       - A co, jeśli kiedyś się nie powstrzymasz i mimo wszystko ugryziesz Kaori lub innego człowieka?
       Tym pytaniem zbił ją nieco z tropu.
       - Zaryzykuję - rzekła przez zaciśnięte zęby. - Nie pozwolę na to, by „druga ja” robiła, co jej się żywnie podoba. Więc… - Wlepiła w niego błagalny wzrok. - Suzaku, proszę… Przemień mnie.
       Zawahał się.
       - Rozmawiałaś na ten temat z Kiryuu? - zapytał znienacka.
       - Co…? - wyszeptała.
       - Czy omówiłaś to z Kiryuu?
       Spuściła wzrok.
       - Oczywiście - mruknęła.
       - Dobrze wiesz, że wiem, że kłamiesz - westchnął.
       - Nie mogłam tego z nim omówić, bo od wtorku się z nim nie widziałam - odparła naburmuszona.
       Gdzie on był, do jasnej cholery, kiedy ona go potrzebowała?!
       - Poza tym… To chyba moja sprawa, prawda? - spytała.
       - Jesteście parą. Powinniście ustalać ze sobą tak ważne rzeczy - odparł.
       - Dlaczego to cię nagle obchodzi? - zdziwiła się. - Zresztą nieważne. Przemienisz mnie czy nie?
       - Nie - odparł od razu.
       Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem. Widocznie naprawdę nie spodziewała się, że spotka się z jego odmową.
       - Dlaczego? - wysyczała.
       - Dlatego, że próbuję być twoim przyjacielem - odpowiedział spokojnie.
       - I niby odmawiasz jako mój przyjaciel? Nie żartuj! - zdenerwowała się.
       - Owszem. Właśnie tak. Później żałowałabyś tej decyzji, bo przez to twoje stosunki z Kiryuu mogłyby się znacznie pogorszyć. Przecież on nie znosi czystokrwistych… I mnie. Gdybym się więc zgodził, mógłbym skrycie marzyć o tym, że się porządnie pokłócicie, rozstaniecie i będę miał wolną drogę. Ale ponieważ pragnę być twoim przyjacielem, nie zamierzam tak postąpić.
       Patrzyła na niego z lekko rozchylonymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.
       - Naprawdę mi odmawiasz? - zapytała cicho poważnym tonem.
       - Tak. Dopóki nie będę miał pewności, że nie omówiłaś tego ze swoim chłopakiem, a najlepiej też z przybraną rodziną, nie przemienię cię - oświadczył.
       Zacisnęła pięści, a jej twarz zrobiła się czerwona ze złości. Spojrzała na niego gniewnie.
       - Kuso! - krzyknęła nabuzowana, wstając gwałtownie. - Przecież to jest właśnie to, czego pragniesz! - rzuciła wściekła, wskazując na swoją szyję. - Mam rację?! Więc dlaczego, do cholery, nie zamierzasz zrobić tego, o co cię prosiłam?!
       Smutek powrócił do jego serca. Te słowa go zabolały. Wiedział, że ten wybuch był przejawem tego dziwnego procesu, który w niej zachodził, ale mimo wszystko…
       - Uhm. Masz rację - przyznał szczerze. Choć najbardziej na świecie pragnął zdrowia i szczęścia Ayi, jej miłość i krew stały chyba na drugim miejscu. - Ale, jak powiedziałem, mam zamiar być twoim przyjacielem.
       Brunetka oprzytomniała i zamrugała kilka razy. Przestraszona, zakryła usta dłonią.
       - Przepraszam, Suzaku! - szepnęła. - Naprawdę nie chciałam… To…
       - Wiem - zapewnił.
       Zamilkli.




***
   Witam Was (tak, to znowu ja- Aya) w ten świąteczny dzionek. Jak minęła Wam Wigilia? Jakie macie plany na dzień dzisiejszy i jutrzejszy?
   Kochani (czy raczej„kochane”- chyba nie ma wśród nas chłopaka, nie? xD)- to już ostatnia część dodatku o Królu Mroku. Mamy nadzieję, że Wam się podobał. Kilka osób w każdym razie było mniej lub bardziej zachwyconych. Osobiście uwielbiam ten dodatek- i wraz z dodatkiem o Kage („Cień”) jest on moim ulubionym. ;)
   Jak widzicie, Suzaku przeszedł niemałą metamorfozę. Kao i ja bardzo się cieszymy, że tak polubiłyście wymyślonego przez nas bohatera, dziewczyny. :)
   Niestety, póki co mamy tylko jeden rozdział do dodania… :/ Pojawi się on w najbliższą środę, a  potem… Cóż, zobaczymy. Może uda nam się coś popisać podczas tych wolnych dni.
   Szczególne podziękowania chcę złożyć Suzue, która najbardziej stara się zwracać uwagę na szczegóły i czytać między wierszami. ;) To wspaniałe uczucie, gdy ktoś wgłębia się w naszą fabułę i wraz z nami, autorkami, wczuwa się w bohaterów przez nas opisanych.
   Cóż, w imieniu swoim i siostry życzę Wam, byście miło spędzili dzisiejsze Boże Narodzenie i jutrzejsze święto. Spełnienia marzeń, kochane! ;*
[wpis podzielony był na części, które ukazały się 11.12.10, 15.12.10, 18.12.10, 22.12.10 i 25.12.10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz