poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XVIII, rozdział LXXXVI - "Odpowiedź"




       Gdy się obudziła, ze zdziwieniem odkryła, że nastał już nowy dzień. Ostrożnie wysunęła się z delikatnych objęć chłopaka i po cichu wyszła z pokoju.
       Poszła odwiedzić Kao. Ichiru spał, tradycyjnie trzymając blondynkę za rękę.
       Aya oparła się o ścianę. Wszystkie rany wciąż jej doskwierały, ale to nie był najgorszy ból, z jakim musiała się zmagać.
       Patrzyła na nieprzytomną imōto, wciąż nienaturalnie bladą i zdającą się być tak bardzo wątłą…
       Co, jeśli oprócz krwi odebrałam jej też dawną siłę i żywotność?, zapytała w myślach.
       Zastanawiała się nad tym przez ładnych parę minut, ani na moment nie spuszczając oczu z siostry.
       Oprzytomniała, gdy wyraźnie usłyszała czyjeś krzątanie się po kuchni. Wyszła na korytarz i skierowała się ku pomieszczeniu. Przypomniała sobie, że się nie przebrała, dlatego najciszej jak potrafiła cofnęła się do pokoju, który tymczasowo zajmowała.
       Spojrzała na twarz Zero. Wyglądał tak spokojnie…
       Ciekawa jestem, jak będzie wyglądała nasza dzisiejsza rozmowa, pomyślała. Zdążył cokolwiek przemyśleć? Jeśli tak… to jaka będzie jego odpowiedź?
       Westchnęła, na chybił trafił wybrała jakieś ubrania i ruszyła do łazienki.
       Stanąwszy przed lustrem zauważyła, że od wczoraj nic w jej wyglądzie się nie zmieniło. Nadal wyglądała co najmniej na ofiarę wypadku. Przez moment zastanawiała się nad tym, ile czasu minie, zanim dojdzie do siebie.
       Ale to nie było najważniejsze. Liczyła się przede wszystkim Kao.
       Za każdym razem, gdy myśli Ayi choć na chwilę wędrowały ku siostrze, jej serce wypełniało się żalem i trudnymi do zniesienia wyrzutami sumienia. Z drugiej jednak strony… Straszne wydarzenia sprzed kilku dni tylko utwierdziły brunetkę w przekonaniu, że powinna poddać się ostatecznej przemianie. Tylko i wyłącznie w taki sposób może pozbyć się „jej”.
       Jeśli Zero się zgodzi… Jeśli Reiko nie miałaby przeciw temu większych zastrzeżeń… Nie, słowa kobiety i tak nie sprawiłyby, że zmieni zdanie. Nie. Liczyło się to, jaką odpowiedź udzieli jej Kiryuu. Tylko to… Bo jeśli jakimś cudem się zgodzi, nie będzie się wahała. Poprosi Suzaku o tę przysługę i kiedy tylko stanie się to możliwe, wyrzuci „drugą Ayę” z umysłu już na zawsze. Tak, by nigdy nie mogła już w żaden sposób się wtrącić. Tak, by już nigdy nikogo nie skrzywdziła…
***
       Ayi z nim nie było. Musiała już wstać. Wczoraj zasnęła od razu, on jednak przez długi czas zastanawiał się jeszcze nad tym, jakiej odpowiedzi jej udzielić. Kiedy w końcu podjął trudną decyzję, pozwolił sobie na osunięcie się w objęcia Morfeusza.
       Potrzebował odpoczynku. Od tak dawna chodził niewyspany, otrzymywał jedną misję za drugą, przez co wiele podróżował, miewał tyle stresów…
       Cieszył się, że nic mu się nie śniło. Żaden koszmar; nic, co mogłoby sprawić, że chcąc nie chcąc nie mógłby wypocząć.
       Wstał niespiesznie i przebrał się w ubrania, które pożyczył mu brat. Sam po powrocie nie wpadł bowiem do swojego mieszkania nawet na moment. Nie mógł. Musiał się dowiedzieć, co takiego się stało, że jego serce zalał tak przerażający i wyraźny niepokój.
       Choć Aya prosiła, by nic sobie nie wyrzucał, nie potrafił tego nie robić. Czuł wyrzuty sumienia. Gdyby nie ta cholerna praca w Związku, jego dziewczyna nie byłaby teraz w takim stanie. Nawet, gdyby Akuji Touma przypuścił atak, Zero nie pozwoliłby mu skrzywdzić ukochanej ani jej siostry. Zabiłby wroga. I nie doczekałby się przykrych konsekwencji, bo miałby do takiego czynu pełne prawo.
       A tak…
       Westchnął ciężko i spróbował choć na chwilę wyrzucić z umysłu te przytłaczające sprawy.
       Wyszedł na korytarz i skierował się ku kuchni. Wyczuł, że oprócz dyrektora i matki Kaori w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze, ale mimo tego automatycznie zdziwił się, gdy przy stole ujrzał nie tylko Kaiena Kurosu, ale także Tougę Yagariego. Reiko stała przy blacie i przygotowywała śniadanie. Natomiast przy oknie stał nie kto inny jak młody Takamiya.
       - Yo, mój głupi uczniu! - rzucił ciemnowłosy Łowca. Wyglądał na niepocieszonego, gdyż w tym domu nie mógł pozwolić sobie na palenie. W końcu przebywało tu małe dziecko. Kiryuu dopiero teraz zauważył, że Przewodniczący Akademii trzyma w ramionach niemowlę.
       - Co tu robisz, mistrzu? - spytał osiemnastolatek. - I ty, Kaito?
       - Nawet się nie przywitasz z towarzyszem broni? - mruknął Takamiya, swoim wyrazem twarzy w zadowalającym stopniu oddając swoją dezaprobatę.
       Zero posłał mu znudzone spojrzenie.
       - Prawda jest taka, że niektóre osoby w Związku, w tym kilkoro spośród tych znaczących, są nieco zdegustowane tym twoim nagłym zniknięciem - wyjaśnił Touga. - Nie - zaprzeczył po chwili sam sobie. - Zdegustowane to niedobre określenie. Są raczej wkurzone.
       - Mam to gdzieś - odburknął Kiryuu. - Mam ważniejsze sprawy na głowie, mistrzu.
       - Taak, Kaien coś nam napomknął na temat tego, co się stało. Wiesz, osobiście nic do ciebie nie mam, ale to nie zmienia faktu, że choć twoje zasługi w ostatniej misji są niewątpliwie ważne, to nagrabiłeś sobie trochę punktów ujemnych wśród społeczności Łowców.
       - Mam to gdzieś - powtórzył Zero.
       - A nie powinieneś! - uniósł się nagle Yagari. - Jesteś przyszłym prezesem, do cholery jasnej…
       - Przypominam, że nie prosiłem się o to, by zgłaszać moją kandydaturę - warknął chłopak.
       - Wiem, ale… - zawahał się.
       - Zero-kun, Łowcy muszą mieć silnego przywódcę - wtrącił się Kurosu.
       - Nie jestem jedynym silnym Łowcą - zauważył. - Równie dobrze któryś z was mógłby zostać prezesem. Jesteście starsi, bardziej doświadczeni…
       - Ale to ty jesteś jedynym, który był w stanie pokonać czystokrwistego. Masz świetny rodowód Łowcy, jesteś młody i silny, masz zdolności przywódcze…
       -  I co z tego? - zapytał lekko łamiącym się głosem. - Dlaczego tak wam na tym zależy?
       Gdy żaden ze starszych się nie odezwał, głos zabrał Kaito.
       - Aleś ty kłopotliwy - stwierdził, czochrając sobie włosy. Oparł się o parapet i wsadził ręce do kieszeni spodni. - Nie potrafisz zrozumieć, że wiele osób na ciebie liczy? - zapytał cicho. - Nie widzisz tego, że przez to całe zamieszanie z poprzednim prezesem, Rido Kuranem i Radą Starszych, a teraz też biorąc pod uwagę ostatnie makabryczne wydarzenia, Łowcy potrzebują kogoś, kto ich poprowadzi? Kogoś, komu będą mogli bezwzględnie zaufać? Komuś, komu bez namysłu w razie potrzeby oddadzą swoje życie, by w ten sposób zmienić coś na lepsze? Naprawdę tego wszystkiego nie widzisz…? Nie widzisz, że oni chcą wierzyć… w lepszą przyszłość?
       Zero trochę zatkało. Nie spodziewał się po Takamiyi takich słów.
       Wiedział, że młodzieniec ma rację, ale i tak czuł, że wdrapywanie się po szczeblach kariery w Związku w żadnym wypadku nie jest jego priorytetem. Szczególnie TERAZ.
       Kaito wyrwał go z zamyślenia, gwiżdżąc głośno i zaraz potem cmokając.
       - Zwracam honor, Zero - rzucił. - Miałeś rację, gdy wtedy powiedziałeś, że „musiało stać się coś bardzo złego”.
       Chłopak zauważył, że tuż za nim - wciąż stał przy drzwiach kuchni - pojawiła się szarooka brunetka.
       - Witaj, Aya - przywitała ją łagodnym tonem Reiko.
       - Ohayō gozaimasu - powiedziała w stronę wszystkich zebranych dziewczyna.
       - To naprawdę dzieciak Touma tak cię urządził? - wyrwało się Takamiyi. Kiryuu posłał mu wściekłe spojrzenie.
       Nastolatka nie odpowiedziała. Spuściła głowę.
       - Śniadanie już gotowe - przerwała milczenie blondynka. - Przejdziemy do jadalni?
***
       Po posiłku Kaito postanowił już wracać. Miał dostać kolejne zadanie, choć nie zdążył nawet odpocząć po poprzedniej misji.
       Gdy wychodził, Aya zauważyła, że kładzie on rękę na ramieniu Zero.
       - Dzięki… że wtedy pomogłeś Sayuri - powiedział.
       Kiryuu tylko skinął głową. Takamiya opuścił domek dyrektora, a osiemnastolatek podszedł do brunetki. Popatrzył na nią, po czym objął ją delikatnie.
       - Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał szeptem.
       - Bez zmian - odparła cichutko.
       Stali tak przez chwilę, praktycznie się nie ruszając. Drgnęli i odsunęli się od siebie dopiero, gdy z jadalni niespodziewanie wyszedł Yagari. Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem.
       - Już wracasz, mistrzu? - spytał chłopak.
       - Uhm - mruknął. - Muszę. Ale wiesz… Co poniektórzy chcą się z tobą widzieć, żeby omówić tę ostatnią sprawę.
       - Było tam tylu Łowców… Równie dobrze każdy z nich może złożyć raport.
       - Tu nie chodzi o raport - odparł Touga. - Pewnie cię trochę zrugają. Ale pomarudzą nieco i najpewniej zaraz wyślą cię na kolejną misję.
       - Nie mam teraz czasu na żadne cholerne misje! - zdenerwował się młodzieniec. - Aya ledwo przeżyła tę całą masakrę urządzoną przez psychopatę, a ja mam się teraz bawić w pieska Związku?! - wybuchnął. - Chyba żartujesz… - dodał już ciszej.
       - Rozumiem twoją sytuację - rzekł z wymuszonym spokojem Yagari. - Ale to nie zmienia faktu, że masz poważne zobowiązania.
       - Dajcie wy mi wszyscy święty spokój…
       Aya przysłuchiwała się temu ze spuszczoną głową. Wiedziała, że Zero jest potrzebny Łowcom, ale ta jej egoistyczna część osobowości podpowiadała, że nie zniosłaby teraz rozłąki z chłopakiem.
       Spróbowała jednak wziąć się w garść.
       - Zero, oni cię tam potrzebują. Jak musisz iść, to idź. Poczekam.
       Spojrzał na nią jakby ze strachem.
       - Obiecuję, że się stąd nie ruszę - szepnęła.
       - Nigdzie nie pójdę - odparł, po czym zwrócił się do dorosłego. - Wybacz, mistrzu. Dopóki Aya nie wydobrzeje, nie będę wybierał się do Związku. Potem przyjmę na siebie konsekwencje.
       - Głupi uczeń - mruknął Touga, kładąc dłoń na głowie chłopaka i lekko go czochrając. Ruszył w stronę drzwi frontowych. - Postaram się załatwić ci kilka dni wolnego - rzucił na odchodnym, po czym wyszedł.
       - Arigatō - szepnął w jego stronę chłopak.
       Westchnął i spojrzał na Ayę.
       - Hej, co jest z tą smutną miną?
       Popatrzyła na niego ze smętnym wyrazem twarzy.
       - Przeze mnie narobisz sobie kłopotów. Baka.
       - To moja decyzja - rzekł, wzruszając przy tym ramionami. - A winą za wszystko trzeba obarczyć tylko i wyłącznie tego wariata… - warknął z nienawiścią.
       Dziewczyna ponownie spuściła zatroskany wzrok. Jej oczy przesłonił wachlarz długich, czarnych rzęs.
       - Aya - szepnął Kiryuu, łapiąc delikatnie jej podbródek, by unieść lekko jej głowę i móc zajrzeć jej głęboko oczy. - Nie przejmuj się już tak - poprosił.
       Patrzyli na siebie przez moment. Zero ledwo widocznie się uśmiechnął i złożył na jej ustach pocałunek.
       - W porządku?
       - Uhm - szepnęła i ukryła twarz w jego bluzie.

       - Myślałeś o… o „tym”? - spytała kilkanaście minut później, siedząc w jego objęciach na łóżku w pokoju gościnnym.
       - Uhm.
       - I co postanowiłeś? - zapytała cicho.
       Serce przyspieszyło, tak bardzo zaczęła się stresować. Zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że zgoda z jego strony jest niemożliwa. Zero przecież nienawidził większej części wampirów. Tym bardziej czystokrwistych. I Suzaku.
       Z drugiej jednak strony, ostatnimi czasy chłopakowi dość często udawało się ją zaskoczyć. To już nie ta osoba, która zaślepiona nienawiścią najchętniej pozabijałaby wszystkich, którzy w jakiś sposób jej podpadli.
       Nie. Teraz młodzieniec był dojrzalszy. Zmienił się - i to zdecydowanie na lepsze. Choć nawet, gdyby pozostał taki jak kiedyś, Aya i tak by go kochała. Nie potrafiła inaczej.
       Niespodziewanie poczuła nieznośne pieczenie w gardle. Głód odczuwała teraz bezustannie, ale chwilami stawał się on jeszcze trudniejszy do zniesienia.
       Westchnęła cicho i oswobodziła się na moment z objęć chłopaka, by sięgnąć do szafki nocnej po tabletki.
       Zdążyła chwycić pudełko, ale nim je otworzyła, Zero ujął jej dłoń w swoje.
       - Lepiej się napij. To i tak nie przyniesie ci całkowitej ulgi, ale choć trochę zmniejszy cierpienie.
       Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, po czym spuściła wzrok.
       - Wczoraj wypiłam za dużo - szepnęła.
       - I co z tego? Aya, potrzebujesz teraz tego.
       Miał zupełną rację.
       - Wiem… - odparła. - Ale nie podoba mi się to. Nie mogę cię tak wykorzystywać i osłabiać.
       - Trudno jest mnie osłabić - wyszczerzył zęby. - Więc nie marudź.
       Przez kilkanaście sekund toczyła wewnętrzną walkę. Przegryzła wargę i spojrzała na chłopaka niepewnie. A pragnienie coraz bardziej dawało o sobie znać.
       - No już - ponaglił ją z rozbawieniem w oczach, które jakoś nie pasowało jej do tej sytuacji.
       Stwierdziła jednak, że skoro on podchodzi do tego w taki sposób, to chyba naprawdę nie musi się o niego martwić. Poddała się więc i zmieniła pozycję. Odchyliła trochę kołnierz jego bluzy i zbliżyła twarz do jego szyi.
       Kiedy usta miała już pełne tej wspaniałej, przepysznej wprost krwi, poczuła się jak w niebie. To nie było tylko zaspokajanie głodu i ulga w cierpieniu. To było… coś więcej. Nie zawsze czuła to tak wyraźnie jak teraz.
       Mocniej przycisnęła wargi do jego skóry i zacisnęła jedną z dłoni na bluzie, w którą był odziany. Drugą wciąż podtrzymywała kołnierz, by go nie pobrudzić.
       Przeszło jej przez myśl, że mogłaby nigdy nie kończyć. Ta rozkosz, która zdawała się być wręcz narkotyzującą…
       Ocknęła się i skupiła całą silną wolę na tym, żeby przestać. Oderwała się od niego i spojrzała na ranki, które na jej oczach się zagoiły.
       Zamrugała kilkakrotnie.
       - Co się stało…? - spytał niepewnie chłopak.
       - Nie wiem - przyznała. - Jakoś dziwnie się czuję.
       Odetchnęła głęboko, przymykając przy tym na chwilę oczy.
       - Gomen - mruknęła. - Znowu przesadziłam z ilością.
       - Pal licho ilość - odparł. - Było jakoś… inaczej.
       - Nie wiem, co we mnie wstąpiło - przyznała, a następnie podzieliła się z nim swoimi „rozkosznymi” odczuciami.
       - To mi pachnie czystym wampiryzmem - powiedział.
       - Uhm - mruknęła zasmucona.
       - Dobra, nie myśl już o tym - poprosił. - Lepiej weźmy się za ważniejsze sprawy.
       Serce znowu przyspieszyło. Spojrzała z wyczekiwaniem na Kiryuu.
       - Więc? - spytała, gdy się nie odezwał. - Co zrobimy? Co postanowiłeś?
       - Chyba mi odbiło, ale wygląda na to, że się zgadzam.
       Wpatrywała się w niego z lekko rozchylonymi ustami.
       - Naprawdę? - szepnęła po chwili.
       Przez ładnych parę sekund milczał. Potem wziął głęboki oddech.
       - To nie tak, że chcę, byś… Byś jeszcze bardziej przypominała czystokrwistą. Byś stanęła na najwyższym poziomie… - zaczął. - Po prostu… Gdy spojrzałem na tę sprawę z różnych stron, zauważyłem, że mimo wszystko to chyba w pewien sposób konieczne. Bo… Bo wtedy „ona” nie będzie mogła się już wtrącić, prawda?
       - Uhm - skinęła głową, wciąż nieco zdziwiona, choć niby brała pod uwagę, że młodzieniec może się na to zgodzić ot tak sobie.
       - Ale… Nie ma pewności, że po tym znikną te twoje zawirowania osobowości, prawda? - pytał dalej.
       - Uhm - potwierdziła znowu. - Suzaku nie miał takiego problemu, więc nie mógł nic mi powiedzieć na ten temat. Mimo wszystko istnieje szansa, że to pomoże…
       - Taak… Więc chyba warto spróbować, nie? Nawet, jeśli to nie pomoże z tym stosunkowo nowym problemem, to przynajmniej pozbędziemy się „tej drugiej”.
       - Właśnie… - szepnęła. - Czyli… postanowione, tak? Naprawdę się zgadzasz? Zaryzykujemy?
       - Jeśli jesteś pewna, że tego właśnie chcesz.
       Spojrzała na niego z uwagą.
       - Uhm. Jestem pewna.
***
       Wokół panowała ciemność. Nie złowieszcza czy przerażająca. Raczej odprężająca.
       Dopiero po chwili przyszło jej na myśl, że ta ciemność jest wynikiem faktu, iż ma zamknięte oczy. Miała ochotę zaśmiać się w duchu. Postanowiła pobyć jeszcze w tym przyjemnym stanie. Z jakiegoś powodu czuła się dobrze i bezpiecznie.
       W końcu stwierdziła jednak, że nie może być taka leniwa. Czuła, że musi stawić wreszcie czoła rzeczywistości.
       Miała wrażenie, że nie pamięta czegoś bardzo ważnego. Za nic nie mogła jednak przypomnieć sobie, co to było.
       Powoli uniosła powieki, które wydawały jej się być dziwnie ciężkimi. Właściwie dopiero spostrzegłszy to, zdała sobie sprawę z tego, że ogólnie czuła się jakoś słabo. To było trochę dziwne. Zazwyczaj miała w sobie niemal niekończące się pokłady energii. Szczególnie po drzemce.
       Zaraz. Drzemce?
       Kaori wytężyła swoją mózgownicę, starając się dociec, co się tak właściwie dzieje. Po pierwsze, zauważyła, że jest popołudnie. Dobra, lubiła sobie pospać, ale żeby aż tak długo? Do tego tak naprawdę nie pamiętała, by kładła się spać.
       Po drugie, nie była w dormitorium. Rozpoznała jeden z pokojów gościnnych w domku taty. Wzdrygnęła się odrobinkę. To ten, w którym kiedyś pomieszkiwała Yuuki. Jak się tu znalazła?
       Po trzecie… Co tu robił Ichiru? Czy oni przypadkiem ze sobą nie zerwali?
       Poprawka. To ja z nim zerwałam.
       Mimo tego chłopak, aktualnie śpiący, trzymał jej dłoń. Dłoń ręki, która…
       Kroplówka…
       Przeszło jej przez myśl, że ten obrazek coś jej przypomina. A tak dokładniej sytuację sprzed roku, kiedy to ona odwiedzała młodszego z bliźniaków w pokoju pielęgniarskim, gdzie leżał nieprzytomny przez jakieś dwa tygodnie, podłączony do kroplówki z…
       Zamarła.
       Kroplówka, powtórzyła w myślach. Kroplówka…
       Jej oddech automatycznie przyspieszył, tak samo bicie serca.
       Krew!
       Nagle wszystko wróciło.
       Uratowanie Yuuki przez Ayę jakiś czas temu. Przyrzeczenie złożone młodszej przyjaciółce. Podróż do „miejsca, w którym zatrzymał się czas”. Szczera, siostrzana rozmowa w kuchni rodzinnego dworku Ayi. Ołtarzyk poświęcony jej zmarłej matce. Pojawienie się Akujiego Toumy. Jego przyznanie się do przemieniania niewinnych ludzi, w tym Yae. Podpuszczanie jej. Pełna bólu „walka” pomiędzy siostrami. Pojawienie się Kage Hiou. Walka pomiędzy dwoma niewyobrażalnie potężnymi czystokrwistymi. Zdobycie krwi dzieciaka Toumy. Przypomnienie sobie niemal w całości strasznego snu. Śmierć Kage w obronie Ayi i jej samej. Furia onēsan. Ucieczka Akujiego. Pojawienie się „drugiej Ayi”. Ciemność.
       Kaori drżała, a jej otwarte do granic możliwości oczy skierowane ku sufitowi wypełniły się łzami.
       Nie…
       - AYA! - wrzasnęła.
       Jako iż była pozbawiona sił, jej krzyk wypadł raczej marnie. Nie był głośniejszy od jej normalnego tonu. Mimo tego wystarczył, by Ichiru podskoczył gwałtownie i zdezorientowany wlepił wzrok w trzęsącą się jak osika blondynkę.
       - Aya, Aya... - szeptała jak w transie.
       - Kao… - odezwał się Kiryuu.
       - Aya…
       - Kao…
       W żaden sposób nie reagowała, wciąż wymawiała tylko imię przybranej siostry.
       - Kao, spokojnie - powiedział głośniej Ichiru, chwytając dłońmi jej twarz i przekręcając głowę blondynki w taki sposób, by zmuszona była spojrzeć mu w oczy.
       - Nie, nie… Aya… Ona… Touma…
       - Ayi nic nie jest… To znaczy… Nic jej już nie zagraża.
       - Ona…
       - Ćśś… - wyszeptał, jedną ręką głaszczącą po głowie, drugą po policzku. - Już… wszystko dobrze.
       Uspokoiła się odrobinę.
       - Nie umarła? - zapytała ledwo dosłyszalnie.
       - Nie - uśmiechnął się kojąco.
       - Gdzie ona jest? - zdążyła spytać, ale w tej samej chwili drzwi pomieszczenia otworzyły się. Stała w nich onēsan we własnej osobie. - Nēchan…
       - Kao-chan!
       Aya wybuchła płaczem spowodowanym nagłą ulgą. Kaori odzyskała przytomność. Wszystko więc musiało zmierzać ku lepszemu.
       Zauważyła, że od tyłu lekko obejmuje ją Zero. Odwróciła się więc i wtuliła w niego. Usłyszała też, że na posterunku zjawili się już rodzice imōto.

       Wszyscy zostawili siostry same. Zdecydowano, że to przede wszystkim one muszą ze sobą porozmawiać. To, co się stało, było przede wszystkim ich tragedią. Musiały stawić jej czoła.
       Kao uspokoiła się już. Powróciła do niej pogoda ducha - mimo tego, że wciąż była tak słaba, że niemal nie mogła się ruszać.
       Z początku dziewczęta po prostu milczały, patrząc na siebie nawzajem jak na swoje największe skarby. Obie czuły ulgę, choć wyrzuty sumienia jednej i drugiej nie ucichły.
       W tym samym momencie zaczęły siebie gorąco przepraszać. Zauważywszy to, wybuchły niepewnym śmiechem.
       Żadna nie miała żalu do drugiej, każda była zła tylko i wyłącznie na siebie. Z tego powodu postanowiły spróbować przestać myśleć o swoich winach i wszystko raz a dobrze zwalić na wariata Toumę.
       Blondynka koniecznie chciała się dowiedzieć, co się działo, kiedy była nieprzytomna.
       Zamarła, gdy dowiedziała się, że swoje życie zawdzięcza nie komu innemu jak tylko i wyłącznie Suzaku Shoutou. Królowi Mroku.
       Z rozdziawioną buzią słuchała wszystkiego, co miała jej do powiedzenia siostra. Nie mogła uwierzyć w cudowną metamorfozę księcia, który zaszczepił w niej strach przed wampirami czystej krwi.
       Nie mogła, ale musiała.
       Ponadto wdzięczna mu była nie tylko za uratowanie życia, ale też za to, że zapewnił jej spokojny sen. To dzięki niemu nie nawiedzały jej żadne koszmary.
       Aya wyjawiła jej też, co postanowiła. Spytała Kaori o zdanie.
       - Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze, nēchan - odparła z uśmiechem. - A jeśli to jest właśnie to… po prostu to zrób.
       Puściła do onēsan oko.
       - Co do „wszystkiego najlepszego”… - powiedziała brunetka. - Nie wiem, czy wiesz, ale dzisiaj osiemnasty maja. Twoje siedemnaste urodziny, Kao-chan.
       - Serio? - zdziwiła się, ale już po chwili trwała w siostrzanym uścisku.
       - Prezent dam ci później. Mam go w akademiku, a nie mogę tam wejść w takim stanie, bo wszystkich bym wystraszyła - zaśmiała się ponuro. - Poczekasz?
       - Uhm! Ale powiedz mi, co to jest! - poprosiła.
       - Nie! To będzie niespodzianka, baka!
       Obie zaczęły się śmiać. Kiedy się uspokoiły, zapadła cisza, którą już po chwili przerwała Aya.
       - Chyba Ichiru zastanawia się, czy może do ciebie wejść - oznajmiła.
       Kao zastanawiała się chwilę, skąd siostra może to wiedzieć. Po chwili domyśliła się jednak, że to dzięki jej wyostrzonym zmysłom.
       - Cały czas się tobą zajmował… - dodała.
       - Niech przyjdzie - powiedziała cicho blondynka.
       - Uhm. To ja już pójdę - uśmiechnęła się starsza i opuściła pokój.
       Pewnie nieźle go wystraszyłam, zdążyła tylko pomyśleć Kaori, ponieważ drzwi do jej obecnego pokoju uchyliły się. Po chwili Ichiru przekroczył próg. Wyglądał na niewyspanego i lekko niepewnego, mimo to uśmiechał się szczerze. Usiadł na krzesełku obok łóżka.
       Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli, nie umiejąc wymówić ani słowa. Wreszcie chłopak przełamał ciszę.
       - Jak się czujesz? - spytał z troską.
       - Jest mi trochę słabo, ale pewnie niedługo dojdę do siebie - uśmiechnęła się delikatnie.
       Mimo że był tuż obok, czuła się taka smutna… Pustka rozdzierała ją od środka, serce niemiłosiernie kłuło.
       - A ty jak się czujesz? Słyszałam, że się mną opiekowałeś. Arigatō - rzuciła, odruchowo łapiąc go za dłoń. Zanim ją zabrała, poczuła dziwne ciepło. Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, powiedziała - Schyl się tu.
       Chłopak zrobił to, o co poprosiła.
       Dziewczyna dotknęła swoimi wargami jego czoła. Stwierdziła, że nie ma gorączki.
       Może to ja jestem jakaś zimna?, pomyślała, cofnęła się lekko i otworzyła oczy. Nie miała pojęcia, że wciąż znajdują się tak blisko siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy, myśli obojga były skierowane ku jednemu. Kaori prawą ręką złapała koszulę chłopaka i delikatnie go przyciągnęła. W sumie wystarczył gest, bliźniak przysunął się sam. Rękoma ujął jej twarz, składając na ustach delikatny i zarazem czuły pocałunek. Jednak po tak długiej rozłące żadnemu to nie wystarczyło. Zaczęli całować się namiętniej, jednak nastolatka, chcąc mocniej złapać chłopaka, podniosła lewą rękę z wenflonem. Jęknęła cicho, kiedy przeszedł ją ból spowodowany zbyt wygiętym ramieniem. Odsunęli się od siebie, oboje ciężko oddychając.
       Przed chwilą nie miałam siły się ruszyć, a tu taki napad emocji? Chyba naprawdę miłość leczy rany, zaśmiała się, a jej oczy wypełniły się łzami.
       - Ichiru… - zaczęła. Po twarzy spływały właśnie pierwsze krople łez. - Wiem, że to głupie wytłumaczenie, ale… Wtedy… To nie byłam ja. Kiedy z tobą zerwałam, okłamywałam samą siebie. Przez tyle czasu nie umiałam przyznać się do własnego błędu… Teraz żałuję, ale nie wiem, czy jeszcze na ciebie zasługuję - przyznała.
       - Baka - rzucił chłopak, delikatnie całując ją w czoło. Uśmiechnął się do niej czule. - Przecież wiesz, że bez ciebie życie nie ma dla mnie większego sensu.
       - Nawet tak nie mów - skarciła go, łapiąc za rękę. - Teraz już cię nigdzie nie puszczę - wyszczerzyła się.
       - Już ci nie pozwolę - obiecał. - Będziesz musiała zawsze się ze mną męczyć.
       - Cóż, właśnie chciałam powiedzieć to samo.
       Zaśmiali się.
       - Gdybym nie była podłączona do tych kabli, uściskałabym cię mocno - rzekła i naburmuszyła się jak dziecko. - Kiedy będę mogła wstać?
       - Nie wiem - przyznał. - Aa... Zapomniałbym - rzucił, wyjmując z kieszeni spodni świecidełko. Oczy dziewczyny rozbłysły.
       - Mój naszyjnik! - Jej oczy ponownie zalały się łzami. - Arigatō, Ichiru!
       Chłopak delikatnie zapiął go na jej szyi.
       - No i prezent z okazji urodzin - powiedział, pokazując małe, niezgrabnie opakowane pudełeczko.
       Kao szybko odpakowała podarunek. Ku jej uciesze, w pudełku znajdowała się bransoletka do kompletu. Blondynka pamiętała, jak kiedyś dumała sobie przy chłopaku, że fajnie byłoby mieć coś jeszcze z serii naszyjnika.
       - Yay! Kawaii! Arigatō! - machnęła na chłopaka, żeby się przybliżył i dała mu buziaka. - Zapniesz? - rzuciła, podając prawy nadgarstek. Bliźniak zrobił, co mu kazano. - Yare, yare. Wolę nie wiedzieć, jak teraz wyglądam. Byłam nieprzytomna kilka dni. Pewnie jestem cała rozmazana, mam tłuste włosy. Tak, to na pewno - dodała w zamyśleniu. - Nie mogę się doczekać, kiedy wskoczę pod prysznic. I na dodatek widzisz mnie w takim stanie. Buu! - rzuciła zniesmaczona.
       - Zawsze wyglądasz pięknie - odparł. - Chociaż nie powiem, w takim stanie na wybiegu nie prezentowałabyś się najlepiej - stwierdził. - Twoje problemy w tej chwili są śmieszne - dodał jeszcze.
       - No co? - znów się naburmuszyła, jednak po chwili zmieniła wyraz twarzy. - Ciekawe, co się teraz stanie. Skoro Aya chce z siebie zrobić całkiem czystokrwistą… Przeklęty Touma. - Oczy dziewczyny wypełniły się nienawiścią. - Pewnie nadal dokonują się przemiany tych biednych ludzi… - przerwała nagle i zdenerwowała się. - Gdzie jest moja kurtka, którą miałam wtedy na sobie?! - krzyknęła wystraszona.
       - Nie wiem. Pewnie twoja mama ją zabrała.
       Dziewczyna miała problemy z oddychaniem. Tak wielki stres nie sprzyjał w jej stanie.
       - W środku miałam fiolkę z krwią tego przeklętego dzieciaka. To może uratować Yae-chan! - przeraziła się na myśl o możliwej utracie fiolki. - To głównie przez to tata Ayi stracił życie. Pomógł mi ją zdobyć - płakała.
       - Uspokój się - głaskał ją. - Zaraz jej poszukamy - rzucił.
       Poczekał, aż nastolatka się uspokoi i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili do pokoju wbiegło kilka osób.
       - Dobrze, że nie zdążyłam go jeszcze wyrzucić - powiedziała Reiko, wyjmując z kieszeni płaszcza fiolkę z ciemnoczerwonym płynem.
       - Chyba powinnaś sama zanieść to Nakazawie-chan? - spytała Aya.
       - Sama nie wiem. Nie lepiej, żeby dostała ją szybciej?
       - W takim razie poprosimy ją, żeby tu przyszła - zaproponował Ichiru. Kao uśmiechnęła się do niego.
       - Codziennie o ciebie pytała, ale bała się tu przyjść.
       Reiko spojrzała na kroplówki z krwią.
       - Rozumiem. Teraz już powinno być dobrze, więc będę czekać na jej przyjście.
       - Porozmawiam z nią później - zawiadomił Ichiru. - Teraz lepiej idź spać.
       - Spałam kilka dni… Dajcie mi się nacieszyć… - ziewnęła. - Albo w sumie… To chyba dobry pomysł.
       Uśmiechnęła się delikatnie i zamknęła oczy, odpływając w krainę snu.






***
[wpis z dnia 1.01.11]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz