Otsune usłyszała ciche westchnięcie. Oderwała więc wzrok od
krajobrazu za oknem i przeniosła go na młodszą koleżankę.
Yaeko siedziała na jej łóżku. Wyglądała na zamyśloną.
- Myślisz, że one z
tego wyjdą, senpai? - zapytała.
Umari milczała przez kilka sekund.
- Oczywiście -
zapewniła w końcu. - Kto jak kto, ale one?
Zmusiła się do
pokrzepiającego uśmiechu. Nakazawa odwdzięczyła jej się tym samym.
Ostatnich kilka dni dziewczęta w dużej mierze spędziły razem.
Dyrektor nakreślił im ogólny obraz sytuacji, w której znalazły się Aya i Kaori.
Obie uczennice bardzo chciały zobaczyć się z przyjaciółkami, ale Kaien
stwierdził, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Jeśli chodzi o Yae - za dużo
krwi. Natomiast Otsune miała dość słabe nerwy, więc Kurosu stwierdził, że
lepiej będzie, jeśli rudowłosa spotka się z Ayą za kilka dni, gdy tamta będzie
już czuła się nieco lepiej.
Zielonooka w duchu dziękowała Bogu za to, że siostry wyszły z tej
masakry cało. Jednak ich stan pozostawiał wiele do życzenia - dziewczyna miała
więc szczerą nadzieję, że szybko dojdą do siebie.
Cieszyła się też z faktu, że Yaeko nie miała póki co żadnego
ataku. Nie miała pojęcia, co by musiała zrobić, gdyby do takowego doszło.
Umari znowu przeniosła wzrok na obraz rozciągający się za oknem.
Jako iż była niedziela, na dodatek bardzo ciepła i słoneczna, w ciągu dnia
wielu uczniów z przyjemnością spędzało czas wolny na dworze. Teraz z kolei
zapadał zmierzch - ciemność powoli zastępowała jasne niebo. W oddali ledwo
dostrzegalnie dało się zauważyć wschodzący księżyc. Młodzież zaczęła rozchodzić
się do swoich akademików.
Nagle rudowłosa usłyszała żałosne jęknięcie. Odwróciła się z
przerażeniem.
Pierwszoklasistka złapała się za gardło i skuliła.
Shimatta, przeszło Otsune przez myśl.
I co teraz?! Co mam zrobić…?
Przez moment nie mogła zmusić swego nieposłusznego ciała do
wykonania jakiegokolwiek ruchu. W końcu jednak przemogła się i powoli zbliżyła
się do koleżanki.
- Nakazawa-chan…
- Go…men… -
wysapała.
Rudowłosa zauważyła,
że po twarzy blondynki płyną łzy. Dopiero po chwili spostrzegła też, że ona
sama również ma mokre oczy.
Nie miała pojęcia, co takiego może uczynić, by pomóc Yaeko.
Jedyne, co przyszło jej na myśl, to wizyta u Przewodniczącego Akademii.
- Nakazawa-chan,
wytrzymasz jeszcze trochę? Dasz radę dojść do domu dyrektora?
Skinęła głową, płacząc, dławiąc się łzami i dysząc ciężko.
Otsune nie pamiętała drogi do celu. Miała wrażenie, jakby ta
część wieczoru była zaledwie snem, a może transem, w którym z jakiegoś powodu
się znalazła.
Nagle zdała sobie sprawę z tego, że być może tylko pogorszyła
sytuację. Przecież Kurosu mówił wyraźnie, by dziewczęta póki co nie
przychodziły do jego domu - szczególnie Yae. Przecież Kaori przez cały czas
otrzymywała kroplówkę z krwią, a Aya, okropnie poharatana, wciąż miała kilka
ran, które nadal odrobinę krwawiły.
Załamana, podtrzymując cierpiącą koleżankę, zastanawiała się, czy
nie zawrócić.
Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby w tamtej chwili z mieszkania
nie wyskoczył dyrektor we własnej osobie.
***
Aya, porządnie wystraszona, wypadła na korytarz, by stwierdzić,
co się dzieje. Zobaczyła Kaiena, Otsune i Yae. Ta ostatnia ewidentnie walczyła
z wampirzym głodem.
Zauważyła, że tuż za nią stoi Zero. Rzuciła na niego wzrokiem, potem
spojrzała jeszcze na Kurosu, i gdy obaj skinęli potakująco głowami, szybko
pobiegła do pokoju, w którym przebywała Kaori.
Obudziła ją, choć smacznie sobie spała, nieświadoma czegokolwiek.
Najwidoczniej i tym razem nie śniło jej się nic złego - jej twarz wyglądała
spokojnie i na swój sposób radośnie.
- Zjadłabym budyń… -
wymamrotała blondynka, chcąc odrobinę zmienić pozycję.
Onēsan nie pozwoliła
jej na to. Dobudziła ją i powiedziała, co się stało.
Kaori oprzytomniała
natychmiast.
***
W głowie kłębiły jej się tysiące myśli.
Yaeko miała właśnie kolejny atak. Musiała to wszystko znosić
przez nią - to ona nie potrafiła zapewnić bezpieczeństwa młodszej przyjaciółce.
Ale zdobyła krew tego, kto ją przemienił. A kiedy wydobrzeje…
Wypełni ostatnią część obietnicy. Zabije Akujiego Toumę.
Kaori usiadła z trudem. Jako iż nie było mowy o tym, żeby wstała,
roztrzęsioną Nakazawę wprowadzono do pomieszczenia, w którym niebieskooka
jeszcze przed chwilą spała.
W pokoju oprócz dwóch dziewcząt został jeszcze Ichiru. Tak na
wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie po ich myśli.
- O… co chodzi…
Kao-senpai? - wydyszała z trudem Yae. Była cała czerwona na twarzy, włosy miała
teraz potargane, oczy zapuchnięte.
- „Dowiem się, kto
ci to zrobił. Znajdę go, zdobędę jego krew, a następnie go zabiję. Obiecuję” -
zacytowała swoje własne słowa Mitsui. - Co prawda to nie ja go znalazłam, ale
on mnie, a co do tego mordu, to będzie problem, ale póki co, mam coś dla ciebie
- oznajmiła, uśmiechając się lekko i jakby z trudem.
Oderwawszy wzrok od twarzy koleżanki, wyciągnęła prawą rękę ku
szafce nocnej i z szuflady wyjęła fiolkę z krwią Toumy, którą zdobyła dzięki
Kage.
- To twój ratunek,
Yae-chan - oznajmiła, pokazując jej naczynko z płynem. - Nie musisz się już obawiać
upadku do Poziomu E. Kiedy twój organizm przyswoi tę krew, będzie też tolerował
tabletki - ciągnęła, po czym podała fiolkę przyjaciółce.
Pierwszoklasistka
drżącą dłonią przyjęła dar. Jej oczy znów wypełniły się łzami.
- Dziękuję… -
wyszeptała. - Dziękuję ci, Kao-senpai…
- Nie mnie należą
się podziękowania - wyznała cicho niebieskooka. - Tak naprawdę… Nie udałoby mi
się jej zdobyć, gdyby nie ojciec Ayi-nēsan. Tylko dzięki niemu… - zamilkła i
spuściła wzrok.
Boże, Aya… Jak ty się teraz czujesz? Po stracie taty, z którym
spędziłaś tak niewiele czasu… Po stracie ojca, który uratował nam obu życie…
- Arigatō -
wyszeptała jeszcze Yae.
Kaori podniosła wzrok i dopiero wtedy zauważyła, że oczy
dziewczyny przybrały czerwoną barwę.
- Wypij to od razu -
poradziła jej.
- Teraz? - zapytała
przestraszona.
- Uhm.
Nakazawa spojrzała na senpai i przegryzła wargę, przecinając ją
tym samym do krwi.
- Shimatta… -
szepnęła, po czym szybkim ruchem otworzyła fiolkę i natychmiast wypiła całą jej
zawartość.
***
Kaori przeciągnęła się porządnie i odgarnęła kosmyki blond
włosów, które opadły jej na twarz.
Pokój był jasny i ciepły, jako iż za oknem nastał nowy dzień.
Poranek wydawał się bardzo przyjemny, Mitsui zapragnęła więc wyjść na dwór.
Ciekawa była, czy rodzice jej na to pozwolą.
Ach, chciałabym się jeszcze wykąpać, przypomniała sobie.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Wesołym tonem zawołała, że
można wejść.
- Ichiru! -
zaświergotała, widząc młodzieńca, którego na powrót mogła nazywać swoim chłopakiem.
Najchętniej
rzuciłaby mu się na szyję.
- Ohayō, Kao! -
zamruczał radośnie i podszedł do niej, by słodkim pocałunkiem ją przywitać.
Skromny buziak im nie wystarczył, więc chwilę później para
całowała się już namiętniej.
- Jak się czujesz? - spytał chłopak po chwili pieszczot.
- Dużo lepiej! -
zapewniła. - Myślę, że mogłabym już wstać.
- Tak prędko? -
zdziwił się. - Pewnie musiałbym cię wtedy zbierać z podłogi - rzucił i zaśmiał
się dźwięcznie.
Kaori wystawiła mu
język, ale po sekundzie czy dwóch śmiała się już razem z nim.
***
Aya nie miała ochoty otwierać oczu. Wiedziała, że ten
poniedziałkowy ranek należy do tych zdecydowanie zbyt jasnych.
Usłyszała ciche kwilenie Deichiego. Świergot ptaków i szum drzew
za uchylonym oknem. Poranną krzątaninę Reiko. Spokojny oddech i regularne bicie
serca Zero.
Uśmiechnęła się bezwiednie i zdecydowała w końcu unieść powieki.
Tak, jak przypuszczała, światło początkowo ją oślepiło. Odczekała moment, by
oczy przywykły.
- Ohayō - zamruczał
jej do ucha Kiryuu.
Podniosła i przekrzywiła głowę, by móc na niego spojrzeć.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Przycisnął ją do siebie nieco mocniej - ale naturalnie dbając o
to, by nie skończyło się to dla niej potężną dawką bólu, pochylił nieco głowę i
pocałował ją.
Poczuła się jak w niebie.
- Pójdziemy dzisiaj do Suzaku? - spytała jak gdyby nigdy nic
kilka minut później. Siedziała po turecku naprzeciwko Zero i wpatrywała się w
niego uważnie.
Spojrzał na nią ze
zdziwieniem i milczał jak zaklęty.
- Co? - zapytała
cicho. - Zmieniłeś zdanie?
- Hę? Nie, nie o to
chodzi - rzucił. - Dlaczego chcesz to zrobić już dzisiaj?
- No… - mruknęła,
przegryzając wargę. - Nie jestem pewna, czy warto z tym zwlekać - odparła. -
Stresuję się już wystarczająco mocno, a jeśli ten czas oczekiwania będzie
dłuższy, to niedobrze na mnie wpłynie. A poza tym… Ech, chyba chciałabym, żeby
było już po wszystkim. Chciałabym mieć to już z głowy - dodała.
- Ale… - powiedział
szybko, lecz się zawahał. - On… będzie musiał cię ugryźć - mruknął. Te słowa z
trudem przeszły mu przez gardło.
Spojrzał gdzieś bok.
Przez moment nic nie odpowiedziała.
- Wiem - rzekła w
końcu.
Zero wyglądał, jakby przez ułamek sekundy toczył ze sobą jakąś
wewnętrzną walkę.
- To bez sensu -
oznajmił. - To znaczy… Powinnaś chociaż poczekać aż wydobrzejesz.
- Ależ to może trwać
całe wieki! - obruszyła się.
Nie wiedziała już, jakich argumentów użyć. Miała świadomość, że
to wszystko będzie trudne i dla niej, i dla Zero… i dla Suzaku. Ale naprawdę
wolała, by było już po wszystkim. Bała się, że jeśli nie zrobi tego szybko,
stchórzy i zmieni zdanie. A do tego nie mogło dojść. Wtedy „druga Aya” mogłaby
znów kogoś skrzywdzić… Albo i uśmiercić.
Nie, powiedziała sobie w duchu. Trzeba być szybkim i stanowczym.
- Proszę, zróbmy to
jak najprędzej - szepnęła.
Wahał się przez jakiś czas. Ayi było aż smutno, gdy na niego
patrzyła. Wiedziała, że wymaga od niego swego rodzaju poświęcenia. Wiedziała,
że to, co wiązało się z jej przemianą - czy raczej „rytuałem”, który trzeba
było odegrać, by ona się dokonała - najprawdopodobniej go w pewien sposób
zaboli. Czuła się jak wstrętna egoistka, ale stwierdziła, że mimo wszystko
wybrała mniejsze zło. Zapewne chłopak pomęczy się trochę - i ona tak samo - ale
później będzie już lepiej.
Bo pozbędą się „tej
drugiej”.
- Wstrzymaj się chociaż ten jeden dzień - poprosił w końcu. -
Jeśli do wieczora nie zmienisz zdania… - Zrobił dłuższą pauzę. Wreszcie z
powrotem utkwił wzrok swoich lawendowych oczu w swojej dziewczynie. - To jutro…
złożymy mu wizytę - dokończył wreszcie.
Przez moment po prostu patrzyła na niego. Potem zbliżyła się do
niego i pocałowała go lekko.
- Arigatō -
szepnęła.
Dzień minął zaskakująco szybko. Aya spędziła większą część
popołudniowego czasu z Otsune, a Yaeko przyszła z wizytą do Kaori. Krew Toumy
pomogła młodej wampirzycy. Dyrektor dał jej od razu kilka opakowań tabletek
krwi, więc większy głód jej nie groził.
Reiko nie pozwoliła jeszcze córce wyjść z łóżka na dłuższą
wycieczkę niż tę do toalety. Siedemnastolatka dobrze się jednak bawiła, gdy
matka przyszła do niej z jej braciszkiem. Dei był uroczy i sprawiał, że temu,
kto na niego patrzył, trudno było się nie uśmiechnąć.
Wieczorem Aya i Zero poszli na spacer po lesie. Przez jakiś czas
chodzili w milczeniu, trzymając się za ręce i wsłuchując w odgłosy natury.
Zrobiło się już całkiem ciemno, ale nie mieli ochoty wracać.
Trafili na niewielką polankę i usiedli na kamieniu całkiem dużych rozmiarów.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niebo. Z jednej strony wydawało się
granatowe, ale dalej przechodziło w czerń. Cały nieboskłon zaś obsypany był
srebrnymi punkcikami - a wśród nich wisiał majestatyczny księżyc.
Uśmiechnęła się subtelnie. Uwielbiała podobne widoki. Gdyby tak
jeszcze w pobliżu było jakieś źródło wody… Obojętnie jakie - strumyk, rzeka,
jeziorko… Byłaby w siódmym niebie.
Kiedy jednak o tym pomyślała, bezwiednie przywołała obraz
pięknego stawu znajdującego się nieopodal jej rodzinnej posiadłości.
Rodzinnej…
Nie miała już ani
mamy, ani taty. Straciła biologicznych rodziców, już nigdy ich nie zobaczy…
Pozostali tylko w jej wspomnieniach. A miała tak mało czasu, by ich poznać… Z
matką nie mogła nawet porozmawiać, bo ta zginęła, gdy ona sama miała niespełna
osiem miesięcy. A ojciec…
Jej szare oczy wypełniły się łzami. Przymknęła powieki, starając
się nie rozpłakać. Nie mogła być aż tak słaba. Musiała coś w sobie zmienić.
Pogodzić się ze stratą rodziców i cieszyć się, że trafiła na tak wspaniałych
ludzi, którzy stworzyli jej rodzinę zastępczą, nowy dom. Przede wszystkim
jednak, powinna cieszyć się z całych sił z powodu tego, że „druga Aya” nie
zdążyła zabić Kaori. I że blondynka obudziła się już… I że jest radosna jak
zawsze.
Właśnie, powiedziała sobie twardo. Muszę być silniejsza i doceniać to, co mam.
Spojrzała na Kiryuu wpatrującego się w nocne niebo i znów
zachciało jej się płakać. Tym razem chłopak to zauważył i pełnym troski głosem
zapytał, co się stało.
- Nic - odparła,
uśmiechając się poprzez łzy. - Po prostu strasznie się cieszę, że cię mam.
Uśmiechnął się pod nosem i objął ją ramieniem. Aya zauważyła, że
kiedy z nim jest, zupełnie nie zwraca uwagi na ból, jaki towarzyszył każdemu
jej ruchowi czy dotykowi.
I jeszcze… Przy nim ani razu nie miałam tych odchyłów
osobowości, zauważyła. Uśmiechnęła się z
zadowoleniem. On chyba dobrze na mnie
działa.
- I co? - spytał kilka minut później. - Nie zmieniłaś zdania?
- No… nie -
przyznała.
- Soka…
- Już jutro?! - wykrzyknęła Kaori. - Zwariowałaś, nēsan!
- Nie wiem, może -
mruknęła. - Po prostu chcę to mieć za sobą.
Siedziała w tymczasowym pokoju imōto. Gdy wróciła ze spaceru,
Reiko poinformowała ją, że siostra wciąż nie śpi i chciałaby z nią jeszcze
trochę porozmawiać. Nie minęło wiele czasu, gdy siedemnastolatka poruszyła
temat przemiany starszej siostry.
- Rozumiem, ale… - zawahała się. - Wiesz, on mimo wszystko… Nie
no, ja rozumiem, że się niby zmienił i w ogóle, ale kurczę… To będzie coś
innego…
- Wiem… - wyszeptała
Aya. - Ale co mam zrobić? Nikt inny nie może mi pomóc. Nie polecę przecież do
Kuranów, no nie?
Blondynka przegryzła
wargę.
- Racja -
westchnęła.
- Poza tym… Suzaku
jest teraz moim przyjacielem. Ufam mu.
- Serio? - spytała
podejrzliwie Kao.
Brunetka
zastanawiała się przez jakiś czas.
- Uhm -
odpowiedziała wreszcie, kiwając przy tym potakująco głową. - Ufam.
- Skoro tak, to
dobrze - zdecydowała Kaori. - I jeszcze… Hm… - Zrobiła krótką pauzę, by się nad
czymś zastanowić. - Podziękuj mu ode mnie za uratowanie życia, co? - mruknęła,
śmiejąc się głupkowato.
- Sama możesz to
zrobić. Mógłby przyjść do nas w odwiedziny.
Kaori zrzedła mina.
- Ano… Nie jestem
pewna, co bym zrobiła, gdybym się z nim spotkała - przyznała.
- On uratował nam
życie! - przypomniała Aya.
- Tak, ale… Gdy o
nim myślę, nie mogę pozbyć się pierwszego wrażenia na jego temat. Nie mogę
zapomnieć tego, jak ze mną walczył, jak mnie upokorzył, przestraszył…
Aya westchnęła cicho.
-
Hai, hai… Dobrze, podziękuję mu od ciebie. Ale
wiesz… I tak kiedyś będziesz musiała się z nim spotkać.
- Taak… - odburknęła
Kao, odwracając wzrok.
***
- Gdzie dokładnie powinien być ten portal? -
zapytał Zero.
„Od wyjścia z Akademii: w lesie po prawej
stronie portal do mnie, po lewej do posiadłości Hiou”, powiedział jej ostatnio
Suzaku.
- Tam - odparła Aya,
wskazując ręką prawą ścianę lasu. - Ale dokładnie… Nie wiem. W sumie nie
omówiliśmy tego… - przyznała.
Chłopak westchnął i ruszył w stronę drzew, ciągnąc za sobą
brunetkę.
Nie musieli długo szukać. Suzaku wybrał na magiczne przejście
dobre miejsce, niczym niewyróżniające się od reszty otoczenia, więc tym samym
zdające się być względnie bezpiecznym. Samego portalu też nie można było
zobaczyć ani wyczuć, więc w pewnym momencie para po prostu w niego wpadła i
przeniosła się do miejsca przeznaczenia.
Znaleźli się tuż przy bocznej części ogrodzenia posiadłości
Shoutou. Niespiesznym krokiem udali się w kierunku bramy głównej. Gdy już przez
nią przeszli, drzwi frontowe otworzyły się i jedna ze służących poczekała, aż
wejdą do środka. Powitała ich, jakby byli co najmniej parą królewską, a
następnie oświadczyła, że jej pan już idzie.
Rzeczywiście, nie minęła nawet sekunda, a ze schodów zbiegał już
kasztanowowłosy młodzieniec. A za nim nie kto inny jak Maria Kurenai. Kiedy
jednak oboje byli już na dole, nastała chwila ciszy.
- Ano… - zawahał się
Suzaku. - Cześć.
Wyglądał na zakłopotanego. Aya nie wiedziała, czy to z powodu
tego, iż wie, co oznacza jej wizyta, czy też było tak przez wzgląd na to, że
był z nią Zero.
- Witajcie, Suzaku,
Kurenai-san - przywitała się uprzejmie brunetka.
Maria odpowiedziała radośnie, a Kiryuu wybąkał coś od niechcenia.
- Twojego wuja nie
ma w domu? - zapytała Aya, chcąc przerwać milczenie. Nie wyczuwała obecności
czystokrwistego, więc domyślała się, że wyszedł.
- Ach, tak. Musiał
coś załatwić - odpowiedział „Król Mroku”.
Znowu zapanowała niezręczna cisza, więc tym razem odezwała się
szarowłosa wampirzyca:
- Macie ochotę na
coś do jedzenia albo do picia? - zapytała gości.
Przeszli do jednego z oficjalnych salonów. Usiedli na wygodnych
fotelach, a słudzy przynieśli im napoje.
Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było przesadnie
duże, ale mimo to przestronne. I urządzone w dobrym smaku. Otwarte lekko okna
częściowo przesłaniały kotary, więc w pokoju było przyjemnie i nie za bardzo
jasno.
Na początku rozmawiali na jakieś błahe tematy, jakby bojąc się
nawiązać do celu wizyty. Aya stresowała się coraz bardziej, jej myśli krążyły
już wokół tego, co ją czekało. Zastanawiała się, jak będzie się czuła, gdy w
jej szyi zatopi kły ktoś, kto normalnie nie miałby do tego prawa. Zastanawiała
się, czy Suzaku będzie ciężko się opanować. Zastanawiała się, co w tym czasie
będzie robił Zero…
- Gomen nasai, nie mogę już - wyrzuciła z siebie. Sama się sobie
dziwiła, że to zrobiła. - Możemy mieć to z głowy? - spytała nieco ciszej i
mniej pewnie.
- Gdzie się podziała
ta twoja determinacja? - zapytał Suzaku, siląc się na niemrawy uśmiech.
- Poszła się ciąć z
chwilą, w której sprowadziłeś mnie na ziemię - odparła osiemnastolatka,
uśmiechając się lekko.
- Soka - odparł,
przymykając na chwilkę powieki i uśmiechając się pod nosem. W końcu poczochrał
się po głowie dokładnie w taki sam sposób jak zazwyczaj i stwierdził - Chyba
masz rację.
***
Zaprowadził ją do swoich komnat. Szli wolno i w milczeniu. Suzaku
czuł, jak mocno bije mu serce i dokładnie słyszał, że serce Ayi kołacze w takim
samym tempie.
Właściwie nie potrafił stwierdzić, czy myśli o wszystkim naraz,
czy raczej o niczym.
Doszli szybko; za szybko, choć przecież posuwali się naprzód w
ślimaczym tempie. Stanęli tuż przy wejściu i nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.
- Taak… - mruknął
chłopak, znowu bezwiednie mierzwiąc sobie włosy. - Jesteś pewna, że tego
chcesz?
Skinęła głową, niezdolna do wygłoszenia słownej odpowiedzi.
Przeszli mniej więcej połowę długości pomieszczenia i usiedli na
sofie. Aya siedziała sztywno ze spuszczonym wzrokiem, a on nie wiedział, co o
tym wszystkim myśleć.
Dziewczyna westchnęła cicho, zdjęła zapinany sweterek - ten
wtorkowy ranek był lekko chłodny - i rozpięła górne guziczki jasnej bluzki, w
którą była ubrana. Lekko odgięła kołnierzyk, by się nie pobrudził.
- Jestem gotowa -
wyszeptała tak cicho, że gdyby był człowiekiem, nie dosłyszałby tego.
- Na pewno tego
chcesz? - upewnił się po raz ostatni.
- Uhm.
Po kilku sekundach wahania zbliżył się do niej. Podniosła wzrok i
spojrzała na niego ze strachem, ale zaraz potem zamknęła oczy i zacisnęła usta.
Pozwoliła mu objąć się w taki sposób, by ułatwić mu zadanie.
Poczuł się tak, jakby przebywał w jakimś transie. Zbliżył twarz
do bladej szyi dziewczyny i w tym momencie jego oczy zmieniły kolor na
czerwony.
Czuł aż wyrzuty sumienia, że ma być tym, kto porani ją jeszcze
bardziej. Niby takie małe ranki nie powinny zrobić różnicy, skoro brunetka
przebywała teraz w takim opłakanym stanie, ale mimo tego…
Przerwał rozmyślania i najdelikatniej jak umiał wbił kły w jej
delikatną skórę.
To, czego doświadczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Wiedział, że to będzie nieco inne uczucie niż to, do którego
przywykł pijąc krew matki - jedynej osoby, która jak dotychczas mogła w pełni
zaspokoić jego pragnienie - ale nie spodziewał się, że ten stan, w którym nagle
się znalazł, będzie aż tak różnił się do tego, który znał. Nie dość, że krew
Ayi pachniała wprost bosko, to smakowała jeszcze o niebo lepiej. Suzaku nie
wyobrażał sobie, że coś tak wspaniałego może istnieć.
Dziewczyna była po
prostu chodzącym ideałem - a przynajmniej on odbierał ją w taki sposób.
Księżniczka, cóż więcej rzec.
Ale moment, to nie
była JEGO księżniczka.
Przypomniał sobie o
tym fakcie, ale zabrakło mu na tyle silnej woli, by już przestać. Co prawda
całość trwała póki co kilka sekund, ale przecież nie mógł zanadto przesadzać…
Ale to rozkoszne uczucie…
Kiedy przywykł do niecodziennej sytuacji, jego umysł
zbombardowały emocje brunetki.
Dezorientacja, lekki
strach, smutek, niepewność, swego rodzaju determinacja, która jakoś mu nie
pasowała, i jeszcze…
Współczucie.
Prawdziwe, szczere współczucie.
Zebrał wszystkie swoje siły, by się od niej oderwać. Od razu
cofnął się na przeciwną stronę sofy.
- Gomen, to pewnie…
- Nie, w porządku -
ucięła.
Smętny wyraz twarzy zastąpił wymuszony uśmiech, mający zapewne na
celu trochę go pokrzepić.
- To gorsze niż
narkotyk - mruknął, również wymuszając słaby uśmiech i patrząc na ranki będące
śladem po tym, co przed chwilą zrobił.
- Gomen - szepnęła.
- Czemu zawsze przepraszasz?
- zaśmiał się lekko i starł ze swojej twarzy kilka kropli jej krwi.
Aya podniosła się z kanapy.
- Teraz twoja kolej
- przypomniał młodzieniec. - Lepiej chyba zrobić to od razu, prawda?
- Hę? - spytała
zdezorientowana. - Ale… Co?
- No… - zawahał się.
- Teraz ty powinnaś…- nie dokończył, tylko niepewnym gestem wskazał na swoją
szyję.
Z powrotem klapnęła na sofę i utkwiła w nim spojrzenie szarych
oczu.
- To konieczne? -
spytała cicho.
- Nie mam pojęcia -
przyznał szczerze, bezradnie wzruszając przy tym ramionami. - Ja tak zrobiłem,
więc nie wiem, co by się stało, jeśli by się to pominęło. Ale popatrz… Kiedy
czystokrwisty przemienia człowieka, musi on wypić krew swego „pana”, by nie
upaść do Poziomu E. Patrząc analogicznie, można dojść do wniosku, że jeśli nie
napijesz się mojej krwi, to ta cała przemiana może mieć jakieś skutki uboczne.
Przyznała mu rację i przegryzła wargę. Shoutou usłyszał, że jej
serce znów przyspieszyło, choć jeszcze chwilę wcześniej zaczęło się powoli
uspokajać.
- Kiedy to zrobię… -
zaczęła. - Kiedy stanę na twoim poziomie… Naprawdę będę mogła pozbyć się „jej”,
prawda?
Potwierdził to. Tego akurat był najzupełniej pewien.
- Yoshi - szepnęła,
po czym, cała drżąc, przysunęła się do niego i zbliżyła twarz do jego szyi.
Zamarł w oczekiwaniu. Jego głowę nawiedziła pustka.
Drgnął, gdy poczuł na skórze dotyk jej języka. Spodziewał się, że
jego miejsce zaraz zajmą kły wbijające się w jego szyję, ale zamiast tego tuż
przed sobą ujrzał twarz Ayi. Uśmiechnęła się do niego zalotnie, a następnie
wlepiła swoje usta w jego wargi i obdarzyła go namiętnym pocałunkiem.
Zastygł, przez moment zupełnie nic nie rozumiejąc. Co ona, do
cholery, robiła? Dlaczego?
- A…ya - wyszeptał
tylko, patrząc na nią z ogromnym zdumieniem.
Ponownie słodko się uśmiechnęła. On zaś, kompletnie
zdezorientowany, wcisnął się w kanapę, najmocniej jak się dało. Nie zraziło jej
to - ba, jeśli już, to raczej zachęciło. Zbliżyła się bowiem jeszcze bardziej,
wciąż z tym zalotnym wyrazem twarzy, i prawą rękę zatopiła w jego kasztanowej
czuprynie. Lewą wymacała guziki jego koszuli i powoli zaczęła je odpinać.
No pewnie. Były dwie możliwości - albo „druga ona” przywłaszczyła
sobie ciało prawdziwej Ayi, albo dziewczyna znów zmagała się z niechcianą
osobowością, która ostatnimi czasy stapiała się z tą oryginalną. Stawiał raczej
na to pierwsze.
- Czego chcesz? -
zapytał. Chciał, by jego głos zabrzmiał twardo, ale mu nie wyszło.
- Dlaczego myślisz,
że czegoś chcę? - spytała, szepcząc mu do ucha. Gdy nieco się odsunęła,
zauważył, że zdążyła już odpiąć wszystkie guziki jego koszuli i lewą dłonią
gładzi teraz jego tors.
Przełknął ślinę, zmagając się z emocjami, które za wszelką cenę
chciały przejąć nad nim kontrolę.
Uspokój się, powtarzał
sobie. To nie ona. Ona by tego nie
zrobiła…
Poczuł smutek, ale
po kilku sekundach zapomniał o nim, bo dziewczyna znów zaczęła go całować.
Wysilił całą swoją wolę, by lekko ją od siebie odepchnąć.
- Nie mów, że ci się
nie podoba - zamruczała jak kocica, zupełnie nic nie robiąc sobie z tego, że
czyni coś zakazanego.
Zaraz zwariuję, przemknęło
mu przez myśl.
- Powiedz wreszcie,
o co ci chodzi - rzucił przez zaciśnięte zęby.
Przeszyła go zimnym spojrzeniem, zwężając oczy w szparki i
zacinając usta. Patrzyła na niego w ten sposób przez ładnych parę sekund.
To zdecydowanie nie
była „jego” Aya.
- Nie wiem, czy wiesz, ale ona zamierza usunąć mnie z umysłu -
powiedziała wreszcie lodowatym tonem. - Nie sądzisz, że to okropnie głupie?
Zastanowił się przez moment. Fakt, to rzeczywiście byłoby
niemądre posunięcie. Druga osobowość naprawdę mogła ocalić właściciela ciała z
nie lada opresji.
Na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Zdziwił się więc,
gdy wreszcie zauważył, że praktycznie leży już na kanapie… a Aya na nim, na
powrót trochę się z nim pieszcząc.
- Jeśli nie
pozwolisz na dokończenie tej przemiany, mogę być twoja już na zawsze -
wyszeptała mu do ucha. - Wszystko, co mam, będzie twoje… - mówiła dalej,
starając się na pociągający ton. - Moje serce, moja krew, moje ciało…
Kątem oka spostrzegł, że bluzka dziewczyny jest już „nieco
bardziej”, łagodnie mówiąc, odpięta.
- Kuso… Aya, ocknij
się wreszcie! - jęknął w chwili, gdy brunetka znów zamierzała go pocałować.
Zastygła w bezruchu, z rękoma opartymi na jego klatce piersiowej
i ze swoją twarzą znajdującą się tuż nad jego.
Zamrugała zdezorientowana. Patrzyła na niego lekko nieprzytomnymi
teraz oczami i rozchylonymi ustami.
Bał się poruszyć. Choć nawet, gdyby chciał, nie mógłby tego teraz
zrobić. W tym momencie nie miał władzy nad swoim ciałem.
Nie miał pojęcia, czy trwało to krótką chwilę, czy całą
wieczność. Jego głowę znów nawiedziła przerażająca pustka.
Nagle nastolatka zerwała się na równe nogi, automatycznie się
odwracając i szybko próbując zapiąć guziki bluzki. Jeszcze w trakcie tej
czynności opadła na podłogę. Suzaku mógłby przysiąc, że jej oczy są już
wypełnione łzami.
Boże, jak ona musi się teraz czuć…?, spytał samego siebie, choć mu też nie było do śmiechu. Dlaczego
nie przerwał tego od razu? Dlaczego było mu tak trudno? Nie, to akurat
oczywiste. Kochał ją i automatycznie też w jakiś sposób pożądał. Pragnął jej
pocałunków, ale… Właśnie - JEJ pocałunków. Nie „tej drugiej”.
Shimatta, zaklął w duchu.
I jego głowę znów
wypełniła pustka. Nie miał pojęcia, co o tym wszystkim sądzić ani - przede
wszystkim - co teraz zrobić i jak zażegnać tę krępującą sytuację.
Miał ochotę zapaść
się pod ziemię.
***
Czuła, że jej policzki są czerwone, a oczy pełne łez. Trzęsącymi
się rękoma próbowała zapiąć guziki bluzki, ale średnio jej to wychodziło.
Próbowała się uspokoić i opanować, ale nie mogła.
Nie po tym, co
zrobiła „druga Aya”.
Jak ona mogła?! Tak poniżyć ją samą, tak kusić Suzaku i tak
zranić Zero… To niewybaczalne.
Właśnie. Niewybaczalne.
Muszę to zakończyć. Raz a dobrze, postanowiła, ale na tym się na razie skończyło. Zanim dokończy
„rytuał” przemiany, musi się jakoś ogarnąć.
Skupiła się mocno, zacisnęła powieki i próbowała powstrzymać
płacz. Udało się, pociągała jedynie nosem. Ręce przestały trząść się tak mocno,
więc guziki zostały wreszcie zapięte. Rumieńce nie znikną tak prędko, ale
trudno.
Wdech i wydech.
Nagle tuż obok spostrzegła swój sweter. Odebrała go z
wdzięcznością od Suzaku i od razu go założyła. I zapięła się możliwie jak
najwyżej. To dodało jej trochę odwagi.
Odczekała jeszcze chwilkę, a następnie wstała i powoli się
odwróciła. Młodzieniec wciąż siedział na tej samej sofie - mniej więcej w tym
samym miejscu, co jeszcze chwilę temu, ale tym razem już swobodniej. Mimo
wszystko wyglądał jednak jak zbity pies i wyraźnie dręczyły go wyrzuty
sumienia. Na pewno gryzło go to, że nie zakończył tej całej sytuacji wcześniej…
Aya nie chciała go jednak obwiniać. To, co czuł, nie było jego
winą. Nikt nie może wybrać sobie osoby, w której się zakocha. To przychodzi
samo.
- Wybacz mi - poprosił nagle, chowając twarz w dłoniach.
Przecież to ja powinnam
przepraszać, zaprzeczyła w myślach. Nie odezwała się jednak, patrząc tylko
z niedowierzaniem na to, jak chłopak się męczy. Boże, co ja zrobiłam…?
Zrobiła ten jeden krok, który ją od niego dzielił i przykucnęła.
Jakby bezwiednie ujęła jego ciepłe dłonie w swoje i odciągnęła je od jego
twarzy.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
Speszyła się i puściła jego ręce.
- Przepraszam. Za to
wszystko… - wyszeptała, spuszczając wzrok. Nie mogła patrzeć mu w oczy, za
bardzo ją hipnotyzowały, gdy była tak blisko niego. Były takie niesamowite…
Tyle kolorów w jednej tęczówce stworzyło przepiękną harmonię.
- To nie twoja wina
- zauważył. - To ja powinienem przepraszać, bo to ja mogłem to zakończyć
wcześniej. Ty nie miałaś na to wpływu.
Miał rację, ale to jej nie przekonało.
- Dokończmy tę
przemianę - poprosiła. - Żebym mogła się jej wreszcie pozbyć.
Uniosła wzrok i zauważyła, że kasztanowowłosy przypatruje się jej
uważnie. Poza tą powagą wyraz jego oczu wyrażał też swego rodzaju melancholię.
- Aya… - zaczął. -
„Ona”… w jednym miała rację. To, że chcesz ją na stałe wyrzucić z umysłu, jest
naprawdę niemądre - stwierdził poważnie.
Nie wierzyła, że to powiedział. Dlaczego to zrobił? Chyba nie
dlatego, by mieć jakąś szansę na… Na to, co „ona” szeptem mu proponowała…?
- Dlaczego…
- Wspominałem już o
tym kiedyś - uciął. - Wiem, że w tej sytuacji możesz myśleć coś innego, ale
mnie naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o to, że druga osobowość może ci kiedyś
uratować życie.
Najwyraźniej
dostrzegł w jej wyrazie twarzy opory, bo dodał:
- Będziesz mogła ją
kontrolować, więc nic podobnego do… tego dzisiaj… ani do sytuacji z czwartku
się nie powtórzy - zapewnił.
- Nie rozumiem, w
jaki sposób „ona” mogłaby mi w czymkolwiek pomóc! - żachnęła się.
- Uch - mruknął,
czochrając sobie włosy. - Nie umiem ci tego opisać. Jeśli zdarzy się coś, co
cię przerośnie… Zrozumiesz, co miałem na myśli. Więc proszę… Obiecaj mi to.
Obiecaj, że jej nie usuniesz. Możesz ją uśpić, jak najbardziej. Ale nie
wyrzucaj jej na zawsze.
Nie była pewna, co powinna zrobić.
- Proszę o to z
troski o ciebie - zaznaczył. - Jeśli mi nie wierzysz, potwierdzisz to, pijąc
moją krew.
Pokręciła lekko głową.
- Ufam ci -
powiedziała. - Obiecuję.
Z powagą skinął głową.
A ona z powrotem usiadła na sofie tuż obok niego i, zadbawszy o
wygodną pozycję, wbiła kły w jego szyję.
***
Yo!
No i macie ten rozdział. Ostatnio udaje nam się wyrobić na tyle, by dodać coś nowego w środę/sobotę, ale jak długo tak będzie, nie wie nikt. ^^’ Kolejnego rozdziału mamy… ze 2,5 strony tylko… :/
Słówko od Ayi: Nie macie pojęcia, jak trudno mi było napisać wiadomą scenę. O.o Suzue-chan, arigato za wsparcie! xD Narinn, ślicznie Cię proszę, nie <tu wpisz to, co okrutnego chcesz zrobić z Willem> go zbyt szybko, co? ^^’ Kocham Was, moje aniołki (czy raczej: mój aniołku xD) i diabełki (tak, tak, Was też kocham xD). Ev, córeczko, nadal jesteś na mnie zła? xP
Od Kao: Akuma daisuki! Tenshi suki xD;*
[wpis z dnia 5.01.11]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz