poniedziałek, 3 października 2011

Vampire Knight: tom XVIII, rozdział LXXXVIII - "Vampire Knights"


       Zalała ją fala wyraźnych uczuć Suzaku. Były tak szczere, że prawie się ich przestraszyła. Wypełniały jego umysł i serce, jakby tylko chciały pogrążyć go w cierpieniu. Wielka, prawdziwa, nieodwzajemniona miłość, zakazane pożądanie, niepewność, dezorientacja, wyrzuty sumienia, złość - ale tylko i wyłącznie na siebie, ból, smutek, udręczenie…
       Aya nie mogła się nadziwić, jak bardzo osobowość Shoutou różni się od tego, kogo zwykł udawać i jakie wrażenie robiła ona na innych. Jego mniej lub bardziej skrywane uczucia przywiodły jej na myśl bohaterów książek doby romantyzmu.
       Jednocześnie cierpiała z powodu tego, jak męczył się chłopak oraz zachwycała się smakiem i zapachem jego krwi. Była całkiem inna niż ta Zero, ale jedna i druga wydawały jej się wprost wyśmienite. Krew dhampira rzeczywiście miała w sobie coś niezwykłego, choć z drugiej strony to samo można było powiedzieć o szkarłatnej posoce Łowcy-wampira.
       Przeraziła się, gdy odkryła fakt, że czuje rozkosz podobną do tej, kiedy piła krew Kiryuu. Podniecenie to musiało być jednak spowodowane faktem, że pije niezwykłą krew jedynej osoby, która należała do tego specyficznego gatunku co ona…
       Oprzytomniała nagle i zaczęła się zastanawiać, jak długo już się posila. Nie miała pojęcia. To mogło trwać całe wieki. Albo raptem kilka sekund.
       Próbowała przestać, ale nie potrafiła. A on jej nie odpychał. Co prawda nie wyczuwała, by działo się z nim coś dziwnego, ale nie powinna przesadzać i tak go wykorzystywać…
       Nagle zauważyła, że przed chwilą niespodziewanie wypełniła ją dziwna energia. Czy to jakaś specjalna właściwość krwi dhampira na najwyższym poziomie? A może tylko to sobie wymyśliła…?
       Muszę… przestać, powiedziała sobie w duchu, ale przegrała. Wciąż nie mogła się od niego oderwać. Chciała więcej… Pragnęła tego…
       Przed oczami stanęła jej scena sprzed kilku dni, w której omal nie wyssała z imōto życia. Tak się przestraszyła, że zanim zdążyła się obejrzeć, wyjęła kły z szyi młodzieńca i zasłoniła nieco ubrudzone krwią usta ręką.
       Siedział ze spuszczoną głową, nadal wyglądając jak zbity pies.
       - Przepraszam - szepnął.
       - Za co? - zdziwiła się, odsuwając dłoń od twarzy.
       - Za to, co tam wyczytałaś - mruknął, uśmiechając się ponuro i wskazując na swoją głowę. Kątem oka dziewczyna zauważyła, że rany na jego szyi już się zasklepiły.
       - Baka! - rzuciła, starając się, by jej ton zabrzmiał względnie swobodnie. - To przecież nie twoja wina.
       Spojrzał na nią smętnie, ale zaraz uniósł brwi i lekko rozchylił usta, oddając w ten sposób wyraz swojemu zdziwieniu.
       - Co się stało? - przestraszyła się.
       - Nie uwierzysz… - oznajmił, po czym jego twarz nagle się rozjaśniła.
       Niespodziewanie złapał jej dłoń - niestety, tę, którą pobrudziła sobie od jego krwi (książę jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi) - i pociągnął ją w stronę dalszych komnat swojego prywatnego apartamentu. W końcu ustawił ją przodem do lustra. Nawet nie spojrzała w jego taflę, odwróciła się tylko do Suzaku, który stał teraz z tyłu i trzymał ręce na jej ramionach, i posłała mu pytające spojrzenie. Wskazał tylko porozumiewawczo na lustro i uśmiechał się szczerze.
       Podążyła za jego wzrokiem i gdy tylko przyjrzała się swojemu odbiciu, ze zdumienia lekko otworzyła buzię.
       Jej twarz zdawała się wprost jaśnieć utraconą w czwartek nieskazitelnością. Była całkowicie gładka, wszystkie szramy zadane kataną Kaori zniknęły.
       Przeniosła wzrok niżej i zauważyła, że te zmiany dotyczą każdego centymetra jej ciała - choć jego część zakrywały bandaże, dziewczyna czuła, że pod nimi sprawa nie wygląda inaczej. Blada, miękka skóra wyglądała tak, jakby nie pamiętała żadnego zadrapania. Nawet włosy, oczy i paznokcie zdawały się odzyskać swoją witalność…
       Niesamowicie zaskoczona, spojrzała na twarz chłopaka, wciąż serdecznie się uśmiechającego.
       - Niemożliwe… - wyszeptała.
       - Aya-chan!
       Oczy młodzieńca zabłysły.
       - Wiesz, co to oznacza? - spytał nieco drżącym z przejęcia głosem. - Najprawdopodobniej krew jednego dhampira działa na drugiego… uzdrawiająco! Może uleczyć nawet rany zadane bronią Łowców!
       Kasztanowowłosy skojarzył się Ayi z dzieckiem niebywale ucieszonym z prezentu, o którym zawsze marzyło.
       Uśmiechnęła się promiennie. Część jej obaw zelżała, mogła przynajmniej zapomnieć o lekkim strachu na myśl, że jednym pchnięciem w serce lub głowę można ją pozbawić życia. Do tego pozbyła się wreszcie uporczywego bólu co rusz zalewającego całe jej ciało.
       To dlatego poczułam wtedy ten nagły przypływ energii, domyśliła się nagle. Shimatta. Odebrałam ją Suzaku, by wyleczyć swoje rany…
       Odwróciła się do niego i spojrzała na niego przepraszająco, co nieco go zdziwiło.
       - Nie czujesz się przypadkiem słabo? - zapytała.
       W mig pojął, co miała na myśli. Popatrzył na nią przez moment, po czym uśmiechnął się uroczo.
       - A tam! - zawołał wesołym tonem, lekceważąco machając przy tym ręką. - To niebawem przejdzie - rzucił, puszczając do niej oko.
       Wiedział, że wyczułabym, gdyby mnie okłamał, więc wygłosił tylko odpowiedź w stylu: „nie martw się, ze mną wszystko dobrze”, pomyślała ze smutkiem, czując wyrzuty sumienia.
       - Hej - odezwał się, sprowadzając ją do rzeczywistości. - Zapomnij o tym, co? Korzyści są nieporównywalnie większe od skromnych efektów ubocznych.
       Niby miał rację, ale nie poczuła się dzięki temu specjalnie lepiej.
       Westchnęła i znów na niego spojrzała. Tym razem wyraz jego twarzy nie wyrażał już radości.
       - Co jest? - spytała.
       Zmrużył lekko swoje cudne oczy.
       - „To” się nie zagoiło - mruknął, akcentując pierwsze słowo. Widząc, że dziewczyna nie do końca rozumie, o co mu chodzi, z wahaniem podniósł prawą rękę i dłonią delikatnie przesunął nią po jej szyi w miejscu, w którym nie tak dawno ją ugryzł.
       Dopiero wtedy to zauważyła. Ranki na szyi; te, które po sobie zostawił, nie zagoiły się - jako jedyne z całej reszty najróżniejszych szram i cięć różnego rodzaju.
       Jakby to miała być pamiątka po „zakazanym” czynie, pomyślała.
       Nie powiedziała tego jednak na głos, by nie smucić przyjaciela. Uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami.
       - Widocznie mają za zadanie zasklepić się w ludzkim tempie - powiedziała.
       - Taak… - odburknął, odwracając wzrok.
       Dlaczego on musi się tak męczyć? Dlaczego musiał zakochać się właśnie we mnie?
       - Powinnaś pójść do swojego chłopaka - rzekł nagle, przerywając jej serię zadawania sobie w myślach pytań retorycznych. - Chyba lepiej, żebyś najpierw porozmawiała z nim sama. Wszystko wyjaśniła… i tak dalej.
       Przyznała mu rację, ale jednocześnie zaczęła niesamowicie się stresować. Czy Zero wiedział o wszystkim? Zapewne. Ale skoro tak, w jaki sposób zareaguje?
       - Poczekasz chwilę? - zapytała cicho.
       - Uhm…

       Wzięła głęboki wdech i powoli weszła do salonu, w którym wcześniej wraz z Suzaku zostawiła Zero i Marię.
       Kurenai siedziała jak na szpilkach, nieco zmieszana i zestresowana. Kiryuu z kolei wciąż na tym samym fotelu, opierając przy tym łokcie na kolanach. Wystarczył jeden rzut oka, by zrozumieć, że chłopak - i dziewczyna najprawdopodobniej także - wiedzą, przynajmniej ogólnie, co się wydarzyło.
       Wampirzyca podniosła się i ze zwieszoną głową oznajmiła, że wyjdzie, by nie przeszkadzać.
       Aya stała w jednym miejscu, wciąż przy drzwiach, i nie poruszyła się nawet wtedy, gdy tuż obok przemykała Maria. Nie spuszczała też wzroku z młodzieńca.
       Chwilę trwali tak w milczeniu, próbując poskładać myśli.
       Brunetka nabrała powietrza, by zacząć prosić o wybaczenie, ale Łowca jej przerwał.
       - Nie przepraszaj, nie tłumacz się, nie płacz ani nic z tych rzeczy - rzucił, podnosząc na nią wzrok.
       Zamrugała kilkakrotnie, bo nie spodziewała się takiego początku rozmowy.
       - A-ale…
       - Wiem, co się stało, ale nie zamierzam cię o nic obwiniać, bo to nie była twoja wina i nic nie mogłaś na to poradzić - wyjaśnił spiętym tonem.
       Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Ostatnio ciągle ją zadziwiał.
       - Dlaczego to robisz? - spytała cicho. - Znowu nie zamierzasz na mnie nawrzeszczeć ani nic?
       Uśmiechnął się ponuro pod nosem. Aya zauważyła, że wszystko, co nastolatek w tej chwili robi i mówi, sprawia mu niemały trud. Przeżywał to, co się stało, ale zwyczajnie nie chciał jej zranić, więc trzymał uczucia na wodzy.
       - Nie zamierzam krzyczeć i denerwować się jak dzieciak - odparł wreszcie.
       - Mogłoby ci to sprawić ulgę - podsunęła.
       - Masochistka - mruknął. - Nie będę wyżywał się na tobie za to, co zrobiła „ona”.
       - To nawrzeszcz na nią - odparowała. - Na pewno cię usłyszy - dodała, wskazując jednym palcem swoją skroń.
       - Taak, a ty i tak wszystko weźmiesz do siebie - rzucił, znowu posyłając jej ten swój ponury uśmieszek.
       - I co z tego? - zapytała trochę za głośno. - Zero, ostatnio jesteś niesamowicie łagodny! Za wszelką cenę starasz się być dla mnie taki dobry i nie pozwalasz negatywnym emocjom wydostać się na zewnątrz. Tylko się przez to męczysz!
       - Aya - powiedział spokojnym tonem, wstając i ruszając w jej kierunku. - Masz dostatecznie ciężkie życie, nie zamierzam ci dokładać zmartwień. Więc skończmy już ten temat i pozwól, że wreszcie spytam: jak to możliwe, że wszystkie te rany nagle się zregenerowały?
       Był już tuż przed nią i wpatrywał się w nią bystrym spojrzeniem lawendowych oczu.
       - No… - zawahała się. Wpadła już w swego rodzaju pułapkę hipnotyzującego spojrzenia młodzieńca. Przypomniała sobie podobne chwile i nagle poczuła się tak, jak kiedyś, gdy dała się złapać w taką zasadzkę. - Nie wiem… - wydukała, rumieniąc się przy tym.
       Zaśmiał się, widząc jej zaróżowione policzki.
       -  C-co? - spytała, odrobinę przytomniejąc.
       - Cały czas w takich sytuacjach się rumienisz - odparł.
       Uśmiechnęła się uroczo i mocno do niego przytuliła.
       - Czujesz się… jakoś inaczej? - zapytał.
       - Jeszcze nie. To chyba może potrwać. Ludzie też w różnym tempie zmieniają się w wampiry po ugryzieniu czystokrwistego - zauważyła.
       - Uhm - mruknął, po czym obdarzył ją pocałunkiem.
***
       Po jakimś czasie do salonu wrócili Maria i Suzaku. Choć emocje powinny nieco opaść, wciąż można było wyczuć nerwową atmosferę.
       Zero westchnął i po raz kolejny zadał sobie pytanie, czy będzie zdolny zrobić to, co zaplanował.
       - Kiryuu-kun? - odezwał się Shoutou, co zdziwiło wszystkich obecnych. - Nie miałbyś nic przeciwko, żebyśmy przez chwilę porozmawiali? Na osobności - dodał po chwili wahania.
       Chłopak na moment przymknął oczy.
       - Zabawne. Właśnie chciałem cię spytać o to samo.
       Kolejny szok.
       Kasztanowowłosy w końcu skinął głową i gestem dał znać, by przeszli do pomieszczenia obok.
       Osiemnastolatek zerknął na Ayę, która patrzyła na niego jakby ze strachem. „Tylko się tam nie pozabijajcie”, zdawało się mówić jej spojrzenie. Uśmiechnął się pod nosem.
       Ruszył w kierunku wskazanym przez Suzaku. Zanim wyszedł, kątem oka udało mu się uchwycić, jak brunetka i szarowłosa wymieniają między sobą przerażone spojrzenia.
       Znalazł się w komnacie mniejszej od poprzedniej. Była jednak urządzona w tak samo dobrym stylu i wysokim standardzie.
       - Mógłbyś zrobić coś, dzięki czemu dziewczyny nie usłyszałyby, o czym mówimy? - zapytał na początek Zero.
       - Już to uczyniłem - zapewnił dhampir, opierając się o jeden z drewnianych mebli najwyższego gatunku.
       Chłopak skinął głową.
       - Yoshi… - mruknął „Król Mroku”, jak zwykła go nazywać Kaori, po raz nie wiadomo który tego dnia mierzwiąc sobie włosy. - Przede wszystkim… - zawahał się nieco, jakby to, co zamierzał zrobić, wymagało od niego wielkiego wysiłku. - Przepraszam za to, co się dzisiaj stało - wydusił wreszcie, odsuwając się od komody czy innej szafki, i lekko kłaniając się w stronę gościa. - Wiem, że mogłem to zakończyć dużo szybciej, ale byłem zbyt słaby, by to zrobić. Wybacz.
       Kiryuu, chcąc nie chcąc, znalazł się w niemałym szoku. Choć Aya mówiła, jak bardzo zmienił się jej przyjaciel, osiemnastolatek nie sądził, by ten „książę” był zdolny do takiego gestu względem kogokolwiek - a już tym bardziej swojego rywala.
       Suzaku wyprostował się.
       - Poza tym, chciałbym odwołać słowa, które wypowiedziałem, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy - kontynuował. - Nie odbiorę ci Ayi i nie będę walczył o jej miłość. Dobrze jej z tobą, a ja, chcąc zagarnąć ją dla siebie, tylko bym ją unieszczęśliwił, teraz to widzę. Widocznie nie jest mi przeznaczona jako partnerka, lecz jako przyjaciółka - powiedział, uśmiechając się słabo. - I tu, nawiązując do przyjaźni… Proszę, byś pozwolił mi się z nią widywać i przyjaźnić.
       Łowca patrzył na niego z niedowierzaniem.
       On to wszystko mówi szczerze, zauważył. Aya miała rację. Zmienił się nie do poznania. A może zawsze taki był, ale uparcie udawał kogoś innego?
       - Nie mam nic przeciwko temu, byście się przyjaźnili - rzekł w końcu Zero. - Właściwie chciałem z tobą pogadać między innymi na ten temat… Ale to zaraz. Najpierw… - zrobił pauzę zastanawiając się, jak właściwie ująć to, co miał na myśli. - Nie odwołuj WSZYSTKICH słów z tamtego wieczoru - ciągnął wreszcie. W jego głosie dało się wyczuć ostrożność. - Powiedziałeś, czy raczej ostrzegłeś, że jeśli zranię Ayę, ty ją pocieszysz - przypomniał. - Nie sądzę, bym mógł zrobić jej umyślnie jakąkolwiek krzywdę, ale gdyby… Gdyby coś mi się stało, zaopiekuj się nią.
       Tym razem to na twarzy Shoutou dało się zauważyć zdumienie. Szybko się jednak opanował i z powagą skinął głową.
       - Zrobię wszystko, by ją chronić - zapewnił.
       - No i tu przejdziemy do drugiej sprawy - westchnął Kiryuu. Z trudem pozbył się na chwilę swojej dumy i skłonił się przed Suzaku w taki sposób, jak chwilę wcześniej zrobił to dhampir. - Dziękuję ci, że ją uratowałeś. Ją i Kaori.
       Poczuł ulgę, gdy zdał sobie sprawę z tego, że wreszcie to uczynił. Choć trudno było mu to zaakceptować, to przecież młody Shoutou ocalił dziewczęta - a przynajmniej jedną z nich - od pewnej śmierci.
       - U-uhm… - mruknął kasztanowowłosy.
       - Taak…
       Zapanowało kłopotliwe milczenie.
       - Słuchaj… - odezwał się Suzaku. - Tak sobie myślałem…
       Wydawał się być zdenerwowany.
       - Chodzi ci o Ayę? - spytał młodszy z chłopaków.
       - Uhm. O jej bezpieczeństwo. Nie wiadomo, co jeszcze może wpaść do głowy temu psychopacie, Toumie. Jego plan nie wypalił, więc musi być wściekły. Na pewno będzie pragnął zemsty. Nie spocznie, póki nie osiągnie zamierzonego celu. Póki nie zabije Ayi - dodał cicho.
       - Wiem - pokiwał głową Kiryuu. - Dlatego… Ech… Przemyślałem sobie wszystko. Nie mogę udawać, że potrafię chronić Ayę dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mam pełno pracy w Związku, co rusz wysyłają mnie na misje, a większość z nich jest, niestety, związana z daleką podróżą. Choć bardzo bym chciał, nie mogę teleportować się tak jak ty. Więc… Albo porzucę Związek Łowców i tym samym zawiodę setki współpracowników, albo narażę Ayę na niebezpieczeństwo. Chciałbym jednak uniknąć jednego i drugiego. Z tego powodu chcę z tobą poważnie porozmawiać - rzekł.
       - Tak, mnie też chodziło przede wszystkim o tę sprawę - przyznał dhampir. - Doskonale wiem, jak ci jest ciężko. Nie możesz zawieść tylu osób. Jesteś najpotężniejszym Łowcą, masz zostać ich prezesem. Dlatego… - powiedział Shoutou.
       - Powinniśmy… - ciągnął Zero.
       - Połączyć siły - rzekli jednocześnie, kiwając głowami i ciesząc się, że mimo nienawiści, którą wcześniej do siebie żywili, mogą teraz w pewien sposób współpracować.
       Nagle ożywili się i rozgadali, dzieląc się swoimi pomysłami i wreszcie omawiając szczegóły. Kiedy doszli do porozumienia i podjęli decyzję, podali sobie rękę na znak zakończonego między nimi sporu.
***
       Kiedy chłopcy wrócili, Maria zauważyła, że są w dziwnie dobrych nastrojach. Chyba pozałatwiali swoje sprawy, bo każdy wyglądał tak, jakby pozbył się jakiegoś ciężaru.
       Aya odetchnęła z ulgą, a Kurenai szeroko się uśmiechnęła.
       Przez chwilę porozmawiali jeszcze we czworo, ale potem para pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła ku portalowi, który miał ich przenieść do Akademii Kurosu.
       - Yoshi! - zawołał radośnie książę. - Maria-chan, pora na nas! - rzucił, zacierając ręce.
       - Hę? - zdziwiła się. - Co masz na myśli, Suzaku-sama?
       - Wybierzemy się teraz w odwiedziny do rezydencji Hiou. Muszę pilnie porozmawiać z Shuuseiem i Suzue.
       Szarowłosa uniosła jedną brew do góry, ale w końcu wzruszyła ramionami i ruszyła za kasztanowowłosym przystojniakiem.
***
       - Co robisz, Suzu? - zapytał Shuusei, jednocześnie pukając w otwarte drzwi niemałego pokoju, który zajmowała jego młodsza siostra, i przekraczając jego próg.
       - Czytam - odparła, podnosząc wzrok znad książki i wlepiając wzrok w brata. Miał na sobie wygodne dżinsy i luźną bluzkę z długim rękawem.
       - Co dokładnie? - spytał, choć po jego minie dziewczyna wywnioskowała, że prawdopodobnie domyśla się odpowiedzi.
       - Literaturę romantyczną - odparła, puszczając do niego oko. Jeden z kosmyków brązowych włosów opadł jej na twarz, więc szybko zatknęła go za ucho.
       Chłopak roześmiał się dźwięcznie. Podszedł do imōto i usiadł obok niej na kanapie.
       - Co ja z tobą mam - westchnął, ale uśmiechnął się serdecznie.
       Rozmawiali przez moment, co od jakiegoś czasu robili niezwykle często.
       Choć z drugiej strony, pomyślała Suzue, zawsze mieliśmy ze sobą dobry kontakt.
       Zawsze bardzo ją to cieszyło, ale ostatnio szczególnie to doceniała. Po śmierci matki było ciężko, ale wciąż mieli ojca. Teraz z kolei… Minato też nie żył, więc został jej tylko Shuusei. Gdyby chociaż…
       Rozmyślanie przerwało jej przybycie Marii i Suzaku. Wampirzyca spodziewała się ujrzeć tu Kurenai, ale żeby dziedzica Shoutou?
       - Niichan - wyszeptała.
       - Wiem, Suzu-chan. Zejdźmy na dół - polecił.
       Tak też zrobili. Opuścili piętro, by udać się na parter i powitać przybyłych.
       Suzue mimowolnie znów zachwyciła się na widok księcia. Musiał podobać się wszystkim dziewczętom, nie było innej opcji. Ale jeśli o nią chodzi… Tak bardzo przypominał jej Jego… Czystokrwisty był co prawda dużo ładniejszy, ale mimo wszystko…
       - Przepraszam, że wpadam tak bez zapowiedzi - rzucił wesołym tonem kasztanowowłosy.
       - Możesz tu przychodzić kiedy zechcesz, Suzaku-sama - odparł Shuusei.
       Kiedy wszyscy się ze sobą przywitali, wspólnie ruszyli do jednego z oficjalnych salonów. Służąca przyjęła zamówienia i natychmiast wyszła, by dłużej nie przeszkadzać.
       - Mam sprawę - zaczął Shoutou. - Jak wiecie, ostatnimi czasy zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Obawiam się, że Aya i jej imōto są szczególnie zagrożone przez wzgląd na to, iż podpadły Akujiemu Toumie jeszcze bardziej niż poprzednim razem, kiedy to Aya pomogła Yuuki Kuran. Akademia Kurosu, w której obie dziewczyny mieszkają i się uczą, jest względnie bezpiecznym miejscem, ale, jak widać na przykładzie ataku Rido i jego sprzymierzeńców rok temu, i tam może dotrzeć niemałe zagrożenie. Dlatego wspólnie z Zero Kiryuu ustaliliśmy, że mądrym posunięciem byłoby wysłanie was do Akademii - zwrócił się do rodzeństwa Namizawa. - Co o tym myślicie?
       - Naturalnie nie mam nic przeciwko, jeśli chodzi tu o bezpieczeństwo Ayi-sama - odparł spokojnie szatyn.
       - Ja również - dodała Suzue. Czuła, że narasta w niej podniecenie. Czyżby to było jej pierwsze poważne zadanie?
       - Cieszę się, że podchodzicie do sprawy w ten sposób - rzekł z zadowoleniem Suzaku. - Wysłałbym tam też Marię, ale wiele osób z drugich i trzecich klas by ją skojarzyło i wieść mogłaby się roznieść. Was z kolei nikt nie zna, więc uczniowie nie zauważą w tym nic dziwnego. Wymyśli się jakąś historyjkę, że się przeprowadziliście czy coś i problem z głowy.
       - Suzaku-sama, a dyrektor wie już coś o tym pomyśle? - zapytała Maria.
       - Jeszcze nie - odparł, szczerząc zęby i czochrając się po głowie. Na ten widok Suzue poczuła skurcz w żołądku. - Kiryuu-kun przedstawi mu naszą propozycję. Nie widzę powodu, dla którego miałby się nie zgodzić. Nie będzie miał z wami żadnych problemów, co najwyżej podniesiecie wyżej poziom klas, do których się dostaniecie - zaśmiał się.
       - Rozumiem - odparł Shuusei, uśmiechając się lekko i przymykając powieki.
       - Tylko jest coś jeszcze… - przyznał czystokrwisty. - Aya na razie o niczym nie wie, a wy służycie przecież jej, a nie mnie. Nie wiem, jak zareaguje, gdy Kiryuu-kun jej o tym wszystkim opowie. Może mieć pewne… zastrzeżenia czy wątpliwości  w stylu „Czym wy się tak przyjmujecie?” i tak dalej… - Zawahał się na moment. - Nie mogę więc zmusić was do tego, byście, w razie, gdyby nie zgodziła się na ten plan, nie zastosowali się do jej rozkazów. Musicie jednak zrozumieć, że to wszystko ze względu na jej dobro… Więc gdyby się nie zgodziła, co zamierzacie zrobić? Przeciwstawić się jej i pomóc jej mimo jej woli czy podporządkować się jej prośbom?
       Rodzeństwo spojrzało po sobie. Oboje zamyślili się na moment.
       Przyrzekłam wierność Ayi-sama, rzekła do siebie w myślach. Ale z drugiej strony, jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo… Powinnam chyba o to dbać, nawet, jeśli jej samej nie bardzo by się to podobało. Co by na moim miejscu zrobił tata? On zawsze był bezwzględnie posłuszny Kage-sama. Ale to inna sytuacja…. A ja przecież nie znam wszystkich szczegółów z życia taty. Właściwie… Nie mógł nam mówić o wszystkim, więc… Kto wie?
       - Nie wiem, jak to się odbije na nastawieniu Ayi-sama do nas, ale byłbym chyba skłonny zaryzykować - odezwał się Shuusei.
       Suzaku skinął głową i przeniósł uważny wzrok na Suzue. Dziewczyna odetchnęła i poparła brata.
       - Soka! - ucieszył się znów książę. - Arigatō! - dodał wesołym oraz pełnym wdzięczności i ulgi tonem.

       Shuusei poszedł jeszcze omówić coś z Suzaku, więc Suzue została z Marią. Bardzo się polubiły, bo przez ostatnich kilka dni szczerze sobie rozmawiały. Okazało się, że choć ich charaktery dość znacznie się różnią, naprawdę dobrze się dogadują.
       - To niesamowite - powiedziała Kurenai.
       - Co takiego? - zapytała Namizawa. Zauważyła, że koleżanka odrobinę się zamyśliła.
       - To oddanie Ayi-sama. Suzaku-sama musi ją naprawdę kochać.
       - Tak - zgodziła się z nią szatynka. - Ale to smutne, taka niespełniona miłość…
       Spuściła wzrok, przypominając sobie Jego.
       - Uhm - poparła ją Maria. - Aya-sama jest szczęściarą. To znaczy… w pewnym sensie, bo przecież tak dużo wycierpiała… - zawahała się.
       - Masz na myśli szczęście w miłości?
       - Tak, chyba tak. - Szarowłosa pokiwała głową. - I Kiryuu-kun, i Suzaku-sama kochają ją tak bardzo… Chwilami aż jej zazdroszczę - zaśmiała się niepewnie i ponuro.
       - Uhm…
       - Jest… Jest jak księżniczka…
       - A oni jak jej rycerze - dodała Suzue.
       Wampirzy rycerze. Vampire Knights.
***
       Gdy wszyscy obeszli Ayę dookoła, zachodząc przy tym w głowę, jakim cudem wygląda tak, jakby masakra urządzona przez Akujiego była tylko złym snem, a Zero i Ichiru gdzieś zniknęli, siostry miały wreszcie trochę czasu dla siebie.
       Brunetka zastanawiała się, czy powiedzenie imōto dosłownie o wszystkim jest dobrym pomysłem. W końcu jednak zdecydowała nic przed nią nie ukrywać.
       Kaori słuchała opowieści z szeroko otwartymi oczyma i wypiekami na policzkach. Kręciła z niedowierzaniem głową.
       - Rajciu, nēchan… - wydukała tylko, gdy osiemnastolatka przestała mówić.
       Nie omawiały tego tematu zbyt szczegółowo. Uznały, że chyba lepiej o tym wszystkim zapomnieć.
       - Właśnie! - zawołała nagle Aya.
       - Nani, nēchan? - zdziwiła się tym wybuchem Kao.
       - Wcześniej wszyscy mi zakazywali, ale teraz, gdy jestem już w pełni sił, mogę ci poskładać te palce - odparła, wskazując na lewą rękę imōto, którą ta wciąż miała w gipsie.
       - Jesteś pewna, że to w porządku? - zapytała niepewnie blondynka. - Dopiero co doszłaś do siebie…
       - Nie przejmuj się tym - odpowiedziała siostra. - Pójdę po ciocię i zaraz się tym zajmiemy.
       Pół godziny później dłoń Kaori była już zdrowa.
***
       Suzaku podziękował Shuuseiowi za rozmowę. Zadowolony, że póki co wszystko szło zgodnie z planem, pożegnał się ze wszystkimi i dziarskim krokiem wyszedł na zewnątrz. Nie korzystał z portalu, bo wygodniej było się teleportować.
       Gdy tylko przekroczył próg swej rodzinnej posiadłości, poczuł, że wuj jest już w domu. Miał wyjść na chwilę, ale sprawy, które musiał załatwić, widocznie zajęły mu więcej czasu, bo nie było go przynajmniej kilka godzin.
       - Tadaima - rzucił, wchodząc do salonu, w którym przebywał Isaya.
       - Okaeri - westchnął.
       - Coś się stało? - spytał „Król Mroku”, widząc nietęgą minę krewnego.
       W odpowiedzi czystokrwisty podniósł coś ze stolika i wyciągnął rękę w kierunku siostrzeńca.
***
       Aya westchnęła po raz kolejny i z założonymi rękoma słuchała wywodu Zero. Nie podobało jej się to, że tyle osób zostało wciągniętych w plan jej obrony przed potencjalnym zagrożeniem ze strony dzieciaka Toumy bądź innego popaprańca. Zgoda, to może nie było „potencjalne zagrożenie”, lecz raczej najzupełniej pewne, ale mimo tego…
       Kiryuu oznajmił, że dyrektor bez wahania się zgodził, a Reiko, Kaori i Ichiru też są za. Pozostało więc poznanie zdania Ayi.
       - Dlaczego wciągacie w to tyle osób? - zapytała wreszcie.
       - Żeby zapewnić wam większe bezpieczeństwo - odparł cierpliwie.
       - Narażając przez to innych - odburknęła.
       - Nie marudź - uciął. - Każdy potrafi się bronić. Zresztą niepowiedziane, że ten psychopata zaatakuje. Mimo wszystko trzeba jednak liczyć się z taką możliwością. Więc jak?
       Zacięła usta, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, że tak czy owak nie wyperswaduje chłopcom tego pomysłu. Tylko bez sensu by się spierała.
***
       Następnego dnia, w środę, zgodnie z ustaleniem na teren Akademii zawitał Suzaku Shoutou we własnej osobie. Trzeba było omówić co nieco z dyrektorem.
       Kaien przebywał akurat w swoim szkolnym gabinecie. Reiko zaproponowała coś do picia, a Ichiru udało się porozmawiać przez chwilę z czystokrwistym na osobności i podziękować za uratowanie życia Kaori. Ona sama jednak wyszła na spacer - od rana czuła się dobrze, więc chciała wreszcie skorzystać z pięknej pogody.
       Aya wciąż sceptycznie podchodziła do planu chłopców, ale już się nie wtrącała. Pozwoliła im robić, co chcą, bo i tak była pewna, że w razie czego, i tak to oni postawią na swoim.
       W końcu wyszło na to, że młodzieńcy przeszli się do budynku szkolnego, by omówić co trzeba. Ustalili, że nie mogą kolejnych nowych uczniów osadzić w klasie sióstr, tym bardziej, że to był już ostatni rok nauki w liceum i przenosiny w takim okresie byłyby raczej dziwne. Wyszło więc na to, że Shuusei wyląduje na drugim roku, a Suzue zostanie nową koleżanką z klasy Yaeko. Co prawda oboje wyglądali nieco za staro na pierwszą czy drugą klasę, ale i wśród ludzi jest wiele osób, które wydają się dojrzalsze od reszty rówieśników.
       Kiedy skończyli naradę, ruszyli do prywatnego mieszkania Przewodniczącego Akademii.

       Kaori dziarskim krokiem wparowała do domu, zdjęła buty i ruszyła do salonu. Stanęła wpół kroku, gdy zauważyła kogoś, kogo miała ochotę w najbliższym czasie nie widzieć.
       Idiotka!, wyrzuciła sobie w myślach. Zapomniałam, że Król Mroku tu dzisiaj będzie!
       - Eee… - zawahała się. - Cześć? - wydukała tylko.
       Młodzieniec był tak samo przystojny i pociągający, jakim go zapamiętała. Dziwnie było mieć świadomość, że ta osoba, której, jakby na to nie patrzeć, tak bardzo się bała i która ją tak poniżyła, jest tą, która niecały tydzień temu uratowała jej życie.
       Suzaku przywitał się uprzejmie. Widać było, że też jest nieco zmieszany. Kaori chcąc nie chcąc uznała, że to okropnie urocze. I dzięki temu zyskała nieco pewności siebie.
       Po chwili wszyscy rozmawiali już swobodniej. Do czasu, gdy Kaien nagle palnął się w czoło i z teczki, którą zabrał ze sobą z gabinetu, wyjął śnieżnobiałą kopertę.
       - Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałem! - wybąkał. - A przyszło wczoraj!
       Podał list adresatce, którą okazała się Aya. Kaori i Zero zerkali jej przez ramię, gdy brunetka otwierała kopertę.
       Kątem oka blondynka zauważyła, że Król Mroku doskonale wie, co jest w środku. Straciła nim jednak zainteresowanie, gdy siostra wyjęła z koperty niewielki, ale pięknie ozdobiony bilecik. Szybko przeczytała krótki tekst zapisany pięknym charakterem pisma.
       Młodzież spojrzała po sobie.
       - Pułapka - rzekli jednocześnie, porozumiewawczo kiwając przy tym głowami.







***
   Konnichi wa! ^^ Tu Aya. ;]
   Znów udało mi się wyrobić z napisaniem rozdziału na czas, yeah. xD Niestety, raczej nie liczcie na to, że nowość pojawi się w środę, bo muszę wreszcie wrócić do szkoły (to będzie masakra o.O), więc na pisanie czasu na pewno nie będę miała. ;(
   Arigato za wszystkie miłe słowa, wsparcie i ogólnie w tę niesamowitą wiarę w nas. :) Kocham Was, moje aniołki, diabełki i inne takie! ;*
[wpis z dnia 8.01.11]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz