sobota, 3 listopada 2012

Vampire Night: rozdział V - "Powitanie w nowym świecie"


      Mariko ziewnęła dyskretnie, stojąc przed drzwiami wejściowymi do Księżycowego Dormitorium. Tuż za nią stała Suzue, a obok Dei z walizkami obu dziewcząt. Było jeszcze dość wcześnie i być może to był jeden z powodów, dla których było tak okropnie chłodno, że każde z nich chowało się w ciepłych swetrach i kurtkach.
      - Dziękujemy, już sobie poradzi… - zaczęła Suzu, zwracając się do Deichiego, ale wtedy z wnętrza budynku dał się słyszeć jakiś hałas. Mari uniosła brwi i już chciała otworzyć drzwi, gdy ktoś z drugiej strony zrobił to za nią.
      - Mariko-sama, Suzue-san, nareszcie! - wykrzyknęła Naomi Asami. - Błagam, powiedzcie coś temu przygłupowi! Od tygodnia chce się ze mną umówić, nic do niego nie dociera…!
      - Ano… - zawahał się Dei.
      - Proszę zostawić te bagaże, Kurosu-san, niech ten przeklęty idiota się nimi zajmie! - mruknęła gniewnie Naomi, odrzucając do tyłu długie, brązowe włosy. - Mariko-sama, z nim trzeba coś zrobić, doprawdy! Tak nie można się zachowywać!
      - Zaczekaj, o kim ty mówisz? - spytała cicho Mari, przecierając lekko zaspane oczy.
      - O Noburo, naturalnie!
      - Ach, no tak… - odparła Mariko. Jak zawsze, westchnęła w duchu. Naomi Asami i Noburo Ikeda wiecznie się ze sobą droczyli, a dokładniej to Nobu starał się zwrócić na siebie uwagę Naomi (co robił w dość dziecinny sposób), która z kolei przysięgała, że go nie znosi. Ale, jak wszyscy wiedzą, kto się czubi, ten się lubi i wśród wielu uczniów Nocnej Klasy panowało przekonanie, iż ci dwoje pasują do siebie idealnie i prędzej czy później się zejdą. - To może po prostu idźcie na tę randkę? - mruknęła zmęczona, po czym wyminęła zszokowaną Asami i udała się do swej komnaty, nie oglądając się za siebie. Nie dość, że była okropnie śpiąca, to jeszcze odczuwała dziwny stres, którego nie potrafiła do niczego przypasować, co ją okropnie irytowało.
      Tymczasem Dei słodkim pocałunkiem pożegnał się z Suzu i zostawił walizki w rękach Noburo, który pojawił się dosłownie ułamek sekundy po tym, jak Mariko zniknęła obecnym z pola widzenia. Naomi dalej narzekała na kolegę, ten zaś demonstracyjnie tarł czerwony policzek, z czego Deichi i Suzue wywnioskowali, iż Ikeda znów otrzymał słynny „prawy sierpowy” od panny Asami. Chłopak jednak bynajmniej nie wydawał się być w jakikolwiek sposób zniechęcony czy zezłoszczony, był wesoły jak zawsze, zielononiebieskie oczy tradycyjnie mu błyszczały.
      - Dobra, chodźcie - rzucił wesoło Nobu, chwytając torby i wchodząc do akademika.
      - Powinieneś nas przepuścić! Gdzie twoje maniery?! - krzyczała za nim Naomi, co Suzue skwitowała ni mniej, ni więcej jak cichym chichotem.

      Następnego dnia, w sobotę poprzedzającą rozpoczęcie nowego roku szkolnego, do Akademii zaczęli powracać uczniowie. Hanashi, Kei i Mariko stali pod ścianą lasu, wypatrując nieznajomych twarzy.
      - Ach, pierwszaczki! Rozkoszne maleństwa! - zawołała Hana, uśmiechając się z rozrzewnieniem.
      Kei uniósł brwi i spojrzał oszołomiony na bliźniaczkę.
      - Jeszcze parę tygodni temu sami byliśmy pierwszakami - zauważył.
      - Są w moim wieku… - dodała cicho Mari. Była o rok młodsza od kuzynostwa, ale poszła do szkoły wcześniej, razem z nimi, podobnie jak to kiedyś uczyniła Kaori, by nie rozstawać się z Ayą.
      - Och, ale ty jesteś dojrzalsza - stwierdziła szybko Hanshi. - Z kolei pierwsza klasa zdaje się być zamierzchłą przeszłością. Jesteśmy już drugoroczniakami, a to nasi kōhaiowie! Jakie to wzruszające!
      Jej towarzysze westchnęli, wiedząc, iż i tak ich ewentualne słowa spłyną po Hanie jak woda po kaczce.
      - Dobra, czas wziąć się do roboty - rzuciła pełna energii Hanashi, poprawiając na ramieniu opaskę prefekta. - Chodź, Kei, pokażmy dzieciakom szkołę!
      - Hai, hai - odparł tylko, po czym ruszył za biegnącą już ku pierwszakom siostrze. - Mata ne - pożegnał się jeszcze z Mariko.
      Pomachała mu leniwie, ziewnęła, a następnie rozpoczęła drogę do Księżycowego Dormitorium. W Nocnej Klasie nie miał pojawić się żaden nowy uczeń, wystarczyło więc nadzorować powrót znajomych wampirów, za co dziękowała niebiosom, bo miała wrażenie, że na nic więcej nie starczyłoby jej siły.
***
      Pierwsze tygodnie nowego roku szkolnego przebiegały tak jak zawsze - młodzież przyzwyczajała się szybko do uczniowskiego trybu życia, „rozkoszne maleństwa”, czyli pierwszoklasiści - do nowych kolegów i koleżanek, z kolei nauczyciele powracali do mniej lub bardziej przyjemnych obowiązków.
      Deichi od razu upodobał sobie nauczanie. Automatycznie nawiązywał przyjazne stosunki z licealistami, za co ci niemalże go wielbili, będąc wdzięcznymi za to, iż nie traktuje ich z góry. Był zresztą od nich niewiele starszy, więc doskonale rozumiał nastolatków i służył im radą nie tylko w sprawach związanych z nauką czy, w przypadku przyszłych Łowców, z wampirami. Czas wolny zaś spędzał głównie wraz z rodzicami i Suzue, którą momentami traktował wręcz jak swoją prywatną boginię.
      Hanashi nie zamierzała odpuścić w sprawie Keia i Kiran, więc skutecznie utrudniała obojgu życie, pozornie nie będąc zbyt niemiłą. Umiała ułożyć takie plany, że w rezultacie ktoś patrzący z boku nie mógłby przewidzieć jej udziału w akcjach.
      Mariko z biegiem czasu coraz częściej miewała dziwne sny, w których nieodmiennie pojawiał się Kaname Kuran, jednakże - tak jak za pierwszym i drugim razem - nigdy owych snów nie zapamiętywała. Po prostu nie wysypiała się, przez co była wiecznie zmęczona, i dopiero kiedy Kaname znów ją odwiedzał, przypominała sobie poprzednie tego rodzaju wypadki.
      Pogoda z dnia na dzień się polepszała; w maju niektóre dni przypominały już wczesne lato. Słońce rzadko kiedy chowało się za chmurami, noce, choć wciąż odrobinę chłodne, były bardzo przyjemne, a przelatujące nad Akademią od czasu do czasu deszcze zdawały się obmywać teren z problemów. Wiele osób miało nadzieję, że taki stan rzeczy się utrzyma. Spokój, rutyna, ładna pogoda… Jak jednak wiadomo, nic nigdy nie trwa wiecznie.
***
      Już dawno tak bardzo się nie bała, a jej serce nie tłukło się w piersi tak mocno i szaleńczo, jakby miało zamiar natychmiast z niej wyskoczyć. Nie pamiętała, co jej się śniło, ale wiedziała, że to był koszmar - i to nie byle jaki. Wstrząsnął nią do głębi i sprawił, że nie była w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Przerażona, nie zwracając uwagi na nocną burzę, wybiegła z żeńskiego dormitorium, by znaleźć schronienie w doskonale znajomych silnych ramionach brata bliźniaka. Będąc już razem z nim, poczuła się lepiej i powoli zaczęła się uspokajać. W końcu, całkowicie wykończona, zasnęła, a on zaledwie kilkadziesiąt sekund później zrobił to samo.
      Ze snu wyrwał Hanashi dźwięk otwieranych drzwi. Podniosła zaspaną głowę i leniwie przetarła oczy.
      - Co ty tu robisz? - zapytała przez zaciśnięte zęby Kiran, wpatrując się w Hanę leżącą w łóżku w objęciach Keia.
      - Raczej co TY tu robisz?! - warknęła ze złością Hanashi, wściekła, że Takamiya znów włazi buciorami w życie bliźniąt. - Nie możesz ot tak sobie wchodzić do męskiego akademika!
      - A ty niby możesz? - rzuciła zdenerwowana Kiran. Oczy zarówno jej, jak i panny Kiryuu ciskały gromy.
      - Owszem, mam do tego prawo, jestem prefektem, jakbyś nie zauważyła! - prychnęła. - Masz stąd natychmiast wyjść!
      - Nie zamierzam słuchać twoich rozkazów - oznajmiła Takamiya, wchodząc do pokoju Keia.
      - Co się tu dzieje? - mruknął zaspany chłopak, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej, jednocześnie zmuszając do tego siostrę. Hanashi objęła brata, jakby nie miała zamiaru kiedykolwiek go puścić.
      - Niby taka porządna, a zupełnie lekceważy szkolne zasady! - krzyknęła Hana.
      - O rany, dziewczyny, nie od samego rana, błagam was - jęknął Kei, nie do końca jeszcze dobudzony. Uwolnił się z żelaznego uścisku bliźniaczki - bądź co bądź był od niej nieco silniejszy - i wypchnął z łóżka, by sam też mógł wstać. Ziewnął przeciągle i już miał coś powiedzieć, by załagodzić sytuację, gdy dziewczęta zaczęły kłócić się na całego. Kiedy te dwie zaczynały, nic nie było w stanie ich powstrzymać. Każda z nich osobno mogła być potulna jak baranek (choć u Hanashi zdarzało się to stosunkowo rzadko), ale w duecie samym krzykiem mogłyby obrócić w gruzy całą Akademię. Spierały się o to, która ma większe prawo do wchodzenia do dormitorium chłopców, która do przebywania z Keiem i tak dalej. Na chłopaka zupełnie nie zwracały już uwagi.
      - Do Księżycowego Dormitorium też włazisz sobie, kiedy ci się podoba, a to zabronione! - rzuciła Kiran. I ona, i Hanashi były już na twarzach czerwone od gniewu.
      - Jestem strażnikiem, więc mnie ten zakaz nie dotyczy! Muszę stać na posterunku szkolnego bezpieczeństwa! - odparła na to Hana.
      - Jasne! Nie rozśmieszaj mnie! Chodzisz tam tylko po to, żeby pogapić się na faceta, który i tak nie zwraca na ciebie najmniejszej uwagi!
      Hanashi zamilkła i zwiesiła głowę. Takamiya również się uciszyła wiedząc, że powiedziała za dużo. Nie chciała tego wykrzyczeć, zrobiła to, gdyż straciła nad sobą kontrolę. Kei spojrzał na nią z wyrzutem i podszedł do siostry, chcąc ją objąć, jednak ledwie dotknął jej ramion, Hanashi wybiegła z pokoju.
      - Ja… - szepnęła Kiran. - Nie chciałam… Przepraszam…
      - Nie powinnaś przepraszać mnie, lecz Shi. Miya, wiesz, jaka ona jest wrażliwa na punkcie Suzaku - powiedział cicho łamiącym się głosem, chcąc nie chcąc dzieląc ból bliźniaczki. Było mu jej tak żal… Niby taka radosna i żywiołowa, ale to nie zmieniało faktu, że była nieszczęśliwie zakochana - w przeciwieństwie do niego. Jemu się udało, a ona musiała męczyć się z niespełnioną miłością, a do tego codziennie patrzeć na tego, którego kocha, a który serce już wiele lat temu oddał innej… - Pewnie jest teraz załamana… Powinienem jej poszukać - szepnął i wyminął swoją dziewczynę, by wyjść na korytarz.

      Hanashi, nawet się nad tym nie zastanawiając, wbiegła do lasu. W otoczeniu natury czuła, że jest bliżej Suzaku, który, jak powiedziała Kiran, i tak nie zwracał na nią żadnej uwagi. Wiedziała, że Takamiya miała rację i to właśnie zabolało ją najbardziej. Była o nią zazdrosna nie tylko dlatego, że zabierała jej Keia, ale również dlatego, że jej udało się rozkochać w sobie chłopaka, który jej się podobał, a ona, czegokolwiek by nie robiła, nie mogła zdobyć serca Shoutou. Nie znosiła siebie za to, ale w chwilach podobnych do tej, kiedy była zła i zrozpaczona, niemal o wszystko obwiniała Ayę. Jakby to była jej wina, że tak jak i Suzaku należała do rzadkiej rasy, że poznała księcia w czasach, gdy Hanashi nie było jeszcze na świecie, że skradła jego serce od razu, że była taka piękna… Ona z kolei była tylko zwykłą Łowczynią i choć nie należała do brzydkich osób, nie mogła równać się z taką boginią jak Aya. Żaden człowiek nie mógł.
      Powinnam była urodzić się wampirem, mruczała do siebie w duchu. I to kilkadziesiąt lat wcześniej.
      Usiadła pod jednym z licznych drzew. Miała ochotę płakać, ale nie pozwoliła sobie na to, nie chciała tak się mazać. Była silną dziewczyną i zamierzała się tego trzymać. Nie mogła pozwolić, by coś takiego jak ten incydent z Kiran aż tak bardzo nią wstrząsnął.
      - Skąd ty zawsze wiesz, gdzie mnie znaleźć? - spytała cicho, nawet się nie odwracając. Kei dotarł do niej i ukucnął obok.
      - Jestem twoim bliźniakiem, po prostu wiem, gdzie cię szukać - odparł kojącym tonem, który natychmiast sprawił, że zaczęła się uspokajać. Przysunęła się do brata, a gdy ten też usiadł, przytuliła się do jego torsu. -  Nie bądź zła na Miyę. Nie chciała tego powiedzieć.
      - Ale powiedziała - mruknęła cicho.
      - Przykro mi - szepnął, obejmując siostrę i wdychając owocowy zapach jej szamponu do włosów.
      - Dzięki, że przyszedłeś - odparła, całkowicie już opanowana. Obecność bliźniaka z reguły tak właśnie na nią wpływała. Nie umiałaby żyć bez niego, prawdopodobnie by zwariowała.
      - Do usług, Shi.
      Siedzieli tak co najmniej przez pół godziny, wyciszając się i wdychając wiosenny zapach akademickiego lasu. Nie przeszkadzało im to, iż po nocnej burzy poszycie leśne było całe mokre. Oboje cieszyli się w duchu, iż mają weekend, dzięki czemu nie musieli spieszyć się na lekcje. Słońce przebijało się delikatnie przez korony drzew, oświetlając odrobinę twarze rodzeństwa.
      - Wiesz, że cię kocham, Kei - zaczęła w pewnym momencie Hanashi - ale chciałabym kiedyś posiedzieć w taki sposób z Suzaku. Myślisz, że się doczekam? - spytała cicho.
      - Na pewno, Shi - odparł spokojnym tonem, takim, że niemal uwierzyła w jego słowa.

      Wyszli z lasu, trzymając się za rękę, jak to często zwykli byli robić, nie przejmując się zupełnie tym, co mogli sobie pomyśleć inni. Znaleźli się obok męskiego akademika i od razu zauważyli opierającą się o ścianę budynku Kiran. Hanashi natychmiast spochmurniała, ale Kei ścisnął tylko mocniej dłoń siostry, chcąc dodać jej otuchy.
      - Możemy porozmawiać? - spytała Takamiya, patrząc na Hanę. Kei puścił rękę bliźniaczki, stwierdził, że nie będzie przeszkadzać i ruszył w kierunku wejścia do dormitorium, uśmiechając się pokrzepiająco i do jednej, i do drugiej.
      - Ewentualnie - mruknęła Kiryuu, choć gdyby nie to, że Kei sobie poszedł, pewnie zignorowałaby Kiran i zabrała brata na spacer albo może na odwiedziny do babci i dziadka…
      Miya odeszła od muru i zbliżyła się do starszej siostry swego chłopaka. Popatrzyła na nią ze smutkiem, po czym wzięła głębszy oddech.
      - Przepraszam, Hanashi - rzekła szczerze. - Naprawdę nie chciałam zrobić ci przykrości. I… mimo iż momentami mam ochotę cię uderzyć albo coś w tym stylu, ogólnie rzecz biorąc życzę ci wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że prędzej czy później odnajdziesz szczęście przy boku tego, którego kochasz.
      Pani prefekt przez chwilę się nie odzywała, myśląc o tym, co usłyszała. To nie tak, że nie lubiła Kiran - kiedyś były przecież dobrymi koleżankami - ale zwyczajnie jej zazdrościła, czego, nawiasem mówiąc, absolutnie nie znosiła.
      - Uhm - mruknęła tylko, nie wiedząc, co powiedzieć, co w jej przypadku bywało dość rzadkie.
      - Hanashi, zakopmy ten topór wojenny i zawrzyjmy pokój, co? - niemal błagalnym tonem rzuciła Takamiya. - Pal licho to, co my czujemy. Powinnyśmy to zrobić dla Keia, bo obie go kochamy, a tymi ciągłymi kłótniami sprawiamy mu tylko ból.
      - Wiem - szepnęła Hana. - Wiem… - Po czym dodała już głośniej i ze zdecydowanym akcentem w głosie - Powiedzmy, że to rozejm, co?
      - Jak zwał, tak zwał - odparła Kiran z uśmiechem, wyciągając ku Hanashi rękę.
      - Ale pamiętaj, że robię to tylko i wyłącznie dla Keia - zastrzegła. - Nie obiecuję, że będę wam teraz słodzić i stanę się dla ciebie milutka.
      - Wcale tego nie oczekuję - zapewniła Takamiya.
      Dziewczęta uścisnęły sobie dłoń w geście pojednania.

      Hana podreptała do swojego akademika, wspaniałomyślnie pozwalając Kiran przekazać Keiowi najnowsze wiadomości. Sama musiała się wreszcie ubrać - wciąż miała na sobie to, w czym zwykła spać, czyli luźną koszulkę i krótkie spodenki. Korzystając z soboty, założyła zwykłe ubrania, a nie mundurek, jednak postanowiwszy złożyć wizytę kuzynce, nałożyła na ramię opaskę prefekta.
      Powoli udała się w stronę Księżycowego Dormitorium. Jak zwykle zignorowała fakt, że wampiry prawdopodobnie niedawno położyły się spać. Nigdy nie interesowała się tym, czy kogoś obudzi jej przybycie.
      Nie czuła tego podekscytowania i tej energii co zwykle. Była przybita, czego okropnie nie lubiła. Cicho przekroczyła próg budynku zakazanego dla wszystkich dziennych uczniów z wyjątkiem prefektów, po czym ruszyła ku schodom z zamiarem skierowania się do komnaty Mariko. Ten jeden jedyny raz naprawdę nie chciała spotkać Suzaku, ale oczywiście jej ciche prośby na nic się nie zdały, prawie wpadła na niego na jednym z korytarzy, kiedy szedł z jednym z kolegów w stronę męskiej części akademika.
      - Och, Hana-chan, cześć - zawołał wesoło, uśmiechając się rozbrajająco. Hanashi miała ochotę zamordować go za ten uśmiech, który zwalał ją z nóg dosłownie za każdym razem.
      - Dobry, pani prefekt - rzucił jego towarzysz, Noburo Ikeda.
      - Cześć - mruknęła tylko dziewczyna, bezceremonialnie wymijając młodzieńców i idąc dalej w kierunku własnego celu. Nawet się nie odwróciła - choć miała na to ochotę - ale potrafiła domyślić się zdumionego wyrazu twarzy Shoutou. Westchnęła cicho i przyspieszyła, by niedługo później wejść sobie od niechcenia do pokoju zajmowanego przez wiceprzewodniczącą Nocnej Klasy. Jak się domyślała, Mariko spała sobie smacznie, ale obudziła się po chwili, wyczuwając czyjąś obecność.
      - Nie dasz się człowiekowi wyspać, co? - mruknęła zamiast się przywitać.
      - Człowiekowi może i bym dała - odparła nadąsana wciąż Hanashi, wzruszając ramionami i wpatrując się w podłogę. - Wkurzają mnie te wszystkie różnice między ludźmi i wampirami - oświadczyła nagle.
      - Nie tylko ciebie - przyznała Mariko. Usiadła, choć wstawać nie zamierzała, i poklepała kołdrę, dając kuzynce znak, by przyszła. Hana natychmiast to uczyniła, rozsiadając się na pierzynie. - Coś się stało, prawda?
      - Uhm - odburknęła pani prefekt, po czym, widząc ponaglający wzrok Mari, opowiedziała jej o wszystkim, co się wydarzyło od poprzedniej nocy, poczynając od koszmaru, a kończąc na krótkim spotkaniu z Suzaku.
      - To dobrze, że się… „pogodziłyście” - rzekła na początek Mariko, patrząc z powagą na Hanashi. - Kei naprawdę bardzo cierpiał przez te wasze spory, choć starał się być względnie opanowany i wierzyć, że w końcu wam przejdzie…
      - Wiem, wiem - odparła Hana.
      - Wracając do snu… Mam wrażenie, że od kilku miesięcy mnie też nawiedzają jakieś koszmary, choć nigdy nie pamiętam, o czym one były. Po prostu budzę się i czuję się tak, jakbym w ogóle nie spała.
      - Ja też nie pamiętam, co mi się śniło. Wiem tylko, że to było straszne. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłam aż tak przerażona i roztrzęsiona - szepnęła Hanashi. - Myślisz, że to wszystko jest zapowiedzią czegoś większego?
      - Niby czego? - Mariko uniosła brwi.
      - No wiesz - rzuciła konspiracyjnym tonem Hana, nachylając się lekko w stronę kuzynki. - Jakiejś przygody, na którą od dawna czekamy.
      - Ty czekasz - sprostowała Mari. - I nie, nie myślę, że tak jest - skłamała. W głębi ducha bała się, że kuzynka może mieć rację, ale stwierdziła, że to przez to, iż obie są nafaszerowane niesamowitymi opowieściami z życia rodziców, dziadków i przyjaciół. - Lepiej nie myśl już o tym - dodała. - A co do Suzaku - podjęła, zanim Hanashi zdążyła się odezwać - jestem przekonana, że albo koniec końców się w tobie zakocha, albo ty znajdziesz sobie inny obiekt westchnień, który od razu zdobędziesz.
      - Nie chcę nikogo innego! - oburzyła się. - Nie odkocham się, Suzaku jest moim księciem i tyle, koniec, kropka.
      - Ale…
      - Nie zrozumiesz tego, póki sama się nie zakochasz - oświadczyła nadąsana Hana. - Nawiasem mówiąc, kiedy to nastąpi?
      - Nie mam pojęcia, może nigdy - odpowiedziała szybko Mariko. - Nie sądzę, bym nadawała się na czyjąkolwiek dziewczynę. Łowca by ze mną nie wytrzymał, człowieka nie chciałabym wplątywać w to wszystko, a wampira… wampira mogłabym przez przypadek zabić - szepnęła, zaciskając dłonie na pościeli.
      - Głupoty gadasz - oznajmiła z pewnością Hana. - Zobaczysz, jeszcze chwila, a zapomnisz o całym świecie i oddasz się miłości. Nie to co ja. Shimatta, chciałabym wyglądać tak jak ty! - rzekła ze złością. - Jesteś piękna i tak niesamowicie podobna do matki, gdybym była tobą, od razu rozkochałabym w sobie Suzaku…
      - Suzaku nie zwraca na mnie uwagi w ten sposób. Byłam, jestem i będę jedynie córką tej, którą kocha - odparła Mariko. - W życiu nie przerzuciłby się z mamy na mnie.
      - Więc na mnie tym bardziej - mruknęła smętnie Hanashi.
      - Niekoniecznie - zaoponowała Mari. - Może on właśnie potrzebuje kogoś, kto całkowicie różniłby się od mojej mamy? - Hana milczała, więc Mariko rzuciła - Nie myśl o tym za dużo. Po prostu bądź sobą, dobrze? A my wszyscy będziemy starali się ci pomóc w tym całym miłosnym podboju, zapewne łącznie z mamą, bo ona przecież też cierpi z powodu tego, że Suzaku świata poza nią nie widzi i przez to nie może być szczęśliwy.
      - Uhm…
***
      Choć przez cały sobotni dzień Hanashi zdecydowanie była nie w sosie i po powrocie ze spotkania z Mariko z nikim nie chciała się widzieć („zasugerowała” nawet Iness, by dzień spędziła w pokoju obok, u Jurii i Noriko), w niedzielę wszystko wróciło do normy, co sprawiło, że wszyscy odetchnęli z ulgą - łącznie z Suzaku, który, choć nie znał przyczyny niecodziennego zachowania Hany, chcąc nie chcąc się o nią martwił, a w rezultacie ucieszył się nawet, gdy w niedzielę wieczorem dziewczyna tradycyjnie rzuciła się na niego i zaczęła mówić, co jej ślina na język przyniesie, śmiejąc się przy tym wesoło.
      Kolejne dni mijały w jak najbardziej tradycyjny sposób - prefekci zajmowali się swoimi obowiązkami, uczniowie (przynajmniej niektórzy) nauką, Mariko, Kei i przyjaciółki Hanashi robili, co w ich mocy, by jakoś pchnąć ją ku Suzaku, Suzue codziennie spotykała się z Deichim… Czas płynął powoli, a kolejne doby stapiały się w jedno. Hana spała normalnie, nie dręczyły jej już żadne koszmary, jednak sytuacja Mariko pod tym względem się nie zmieniała - a jeśli jednak, to na gorsze, gdyż dziwne, niedające się zapamiętać sny zdawały się męczyć ją coraz częściej.
      Któregoś razu, kiedy znów obudziła się w środku dnia dziwnie zmęczona i jakby zakłopotana, tajemnicza siła pchnęła ją ku temu, by wyjść z pokoju i skierować się ku tej części akademika, która obecnie nie była używana, ale w której za czasów pierwszej Nocnej Klasy mieściła się większość komnat uczniów. Przemierzała kolejne korytarze jak w transie, aż wreszcie znalazła się w skąpanym w półmroku mieszkanku, które, o ile dobrze pamiętała z opowiadań, należało niegdyś do nikogo innego jak Kaname Kurana.
      Mariko nigdy wcześniej nie była w tym pokoju. Coś powstrzymywało ją od tego, by tu wchodzić - zresztą nie tylko ją. Z tego, co słyszała i sama zaobserwowała, większość wampirów trzymała się od tego miejsca z daleka, jakby było w jakiś sposób przeklęte. Teraz jednak z ciekawością rozejrzała się dookoła. Komnata urządzona była podobnie do tych, w których mieszkali teraz uczniowie Nocnego Wydziału, ale nie została odnowiona, a ozdoby były bardziej staroświeckie niż obecne. Nie wiedzieć czemu, jej uwagę przykuło nagle lustro. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, powoli podeszła w jego kierunku, by chwilę później ujrzeć w jego tafli swoje odbicie. Wpatrywała się w nie przez kilka minut, nawet o tym nie myśląc.
      Nagle wydała stłumiony okrzyk. W odbiciu zauważyła bowiem kogoś jeszcze. Siedział na łóżku z baldachimem, wyglądał na mniej więcej dwadzieścia lat, był brązowookim szatynem, od którego wręcz promieniowały siła, potęga i moc. Poznała go od razu, choć nigdy nie widziała go na żywo. Jakże by mogła, skoro popełnił samobójstwo na wiele lat przed jej narodzinami?
      Serce tłukło jej się w piersi, gdy tak spoglądała na Kaname Kurana. Niby nie wierzyła w swoją wizję, uznawała, że to wytwór jej wyobraźni, ale jednak… Czuła niepokój. Przygotowała się, by szybko się odwrócić i potwierdzić swoją teorię. Tak też zrobiła - i odetchnęła, bo w pomieszczeniu było pusto. Już zaczynała się uspokajać, gdy spostrzegła, że coś się jednak zmieniło. Na łóżku, dokładnie w miejscu, w którym siedział Kaname w jej wizji, przywidzeniu czy co to tam było, coś leżało. Podeszła do łoża, dziwiąc się, że jeszcze nie zemdlała, serce miało chyba bowiem ochotę wyrwać jej się z piersi.
      Na narzucie leżał świstek papieru i kruczoczarna figura szachowa - król. Drżąc niesamowicie, Mariko podniosła jedno i drugie, po czym odczytała z kartki zdanie, które do końca życia miało pozostać w jej pamięci: „Słodki sen jeszcze się nie skończył…”.
      Oddychała nienaturalnie szybko, nagle zrobiło jej się dziwnie zimno. Przerażona, kurczowo trzymając w dłoni kartkę i figurkę szachową, wybiegła z komnaty Kurana, by pędem udać się do swojej.
      Do końca dnia już nie zasnęła.
***
      Szczupła postać średniego wzrostu szła powoli przed siebie, a jej długie blond włosy falowały na delikatnym, majowym wietrze. Choć było bardzo ciepło, kobieta narzucony miała na siebie lekki płaszcz z kapturem, jakby chroniąc się od prażącego słońca.
      Nie zamierzała się spieszyć; wiedziała, że nikt nie jest w stanie w niczym jej przeszkodzić. Czuła się pewnie, choć w jej przypadku nie był to rzadki stan. Była świadoma swej siły, miała wpływy, a ponadto, kiedy tylko się starała, okazywała się wyśmienitą aktorką. Gdyby nie to, zapewne nie udałoby jej się uśpić czujności Masujiro Ouriego, a w rezultacie nie zdobyłaby jego mocy. Bawiło ją to, jak łatwo przyszło jej wówczas wykonanie planu. I choć była pewna, że co najmniej kilka osób to ją podejrzewa o popełnienie morderstwa sprzed lat, niczego nie można było jej udowodnić. Bo i jak? Przemyślała wszystko, zadbała o zatarcie śladów i ułożyła sprawy tak, by ostatecznie wyjść na najbardziej pokrzywdzoną stratą narzeczonego.
      Podniosła wzrok błękitnych oczu na niebo tego samego koloru. Wygodniej i przyjemniej byłoby wykonać plan nocą, ale to by było bardziej podejrzane. Żaden szanujący się czystokrwisty nie wyszedłby z domu w środku takiego dnia ot tak sobie…
      - To tutaj - szepnął idący jakieś dwa metry za nią młodzieniec o złotych włosach i soczystozielonych oczach.
      - Widzę - odparła pogardliwym tonem Sara, spoglądając na zamek należący do rodu Hanadagi. To w nim od wielu, wielu lat pięcioosobowa, a więc obecnie najbardziej liczna, rodzina Klasy A odbywała sen. Najwyższy czas go przerwać.
      - Jesteś… Jesteś pewna, że tego chcesz, Saro-sama? - zapytał cicho Takuma Ichijou, patrząc z powątpiewaniem na obronny styl posiadłości Hanadagi.
      Shirabuki uśmiechnęła się pod nosem. Nic nie mówiąc, ruszyła w dalszą drogę, a Takuma, chcąc nie chcąc, powlókł się za nią.
      Zamek wznosił się nad nimi, na wzgórzu otoczonym przez las. To typowe otoczenie siedlisk czystokrwistych. Faktem było jednak, że posiadłość Hanadagi uznawana była za jedną z najlepiej strzeżonych - tym bardziej, że rodzina spała i odpowiedzialność spadła na ich poddanych, którzy za nic nie chcieliby zawieść swych pracodawców.
      - Stać! - krzyknął ktoś, wyłaniając się spośród drzew.
      - Takuma - rzekła tylko Sara, nawet się nie zatrzymując. Chłopak westchnął i z lekkimi wyrzutami sumienia wyjął z pochwy katanę. Widząc to, nieznany przeciwnik drgnął ledwo zauważalnie, ale już po chwili gotowy był do walki. Ichijou podszedł do niego i wykonał cięcie. Tamten zrobił unik, jednocześnie próbując dźgnąć Takumę w bok, co mu się jednak nie udało, gdyż ten odskoczył od niego, a następnie zamachnął się tak, że jednym ciosem odciął wrogowi głowę, co okazało się niezwykle proste, gdyż przeciwnik oślepiony został światłem słonecznym odbijającym się od klingi Takumy, więc niezdolny był do odparowania cięcia. Postać nieznajomego natychmiast obróciła się w proch.
      Schował katanę z powrotem do pochwy, a następnie rzucił się biegiem ku Sarze, która zdążyła już nieco się oddalić. Nie minęło pięć minut, gdy oboje stanęli przed wrotami, których strzegło dwóch uzbrojonych w miecze wampirów Klasy C.
      - Sara-sama? - spytał ze zdziwieniem jeden z nich, wyczuwszy zapach czystokrwistej. - Cóż cię tu sprowadza?
      Shirabuki uśmiechnęła się.
      - Mam tu coś do załatwienia - oznajmiła spokojnym tonem. - Wpuśćcie mnie.
      - Ano… - zawahał się drugi. - Najmocniej prosimy o wybaczenie, jednakże nie możemy tego uczynić. Szanowny ród Hanadagi wciąż jeszcze śpi i nikt nie może zakłócać mu odpoczynku. A skoro ci, którym służymy, śpią, raczej nie ma co załatwiać w tym miejscu.
      - Ależ z ciebie zuchwalec - zauważyła Sara, a jej oczy groźnie błysnęły. - Nie podoba mi się to, w jaki sposób się do mnie zwracasz - oświadczyła z jadem w głosie. - Giń.
      Pstryknęła palcami i to wystarczyło, by jeden ze strażników zmienił się w kupkę popiołu. Ach, jakież to efektowne. Takie triki zawsze działały na słabszych. Drugi jednak, choć przerażony, zastąpił Sarze drogę. Ta odsunęła się krok w bok - wtedy z tyłu skoczył Takuma, by pchnąć sługę Hanadagi prosto w serce.
      W środku napotkali wielu próbujących im się przeciwstawić, ale bez większego problemu się z nimi rozprawili. Zazwyczaj to Ichijou zabijał wrogów, Sara była zdania, że nie powinna zbyt mocno brudzić sobie rąk.
      W którymś momencie zamek stał się niepokojąco cichy. Słudzy, co do jednego, zamienieni byli w proch, a pięcioro Hanadagi spało. Ale już niedługo.
      Weszli do komnaty, w której w równych odstępach od siebie ustawionych było pięć kamiennych trumien wyściełanych miękkim materiałem. Żadna nie była zamknięta, jak by to zapewne ukazano w żałosnych filmach o wampirach. Sen był rodzajem odpoczynku, zazwyczaj więc odbywano go po prostu w łóżkach lub właśnie w wygodnie urządzonych trumnach, które co poniektórzy zwyczajnie bardzo lubili, jako iż wydawały im się niezwykle klimatyczne.
      Sara odwróciła się do Takumy i spojrzała mu głęboko w oczy. Spuścił wzrok, zakłopotany. Wiedział, co się teraz stanie.
      Shirabuki przyłożyła dłoń do jego czoła, przymknęła powieki, po czym ze skupieniem zaczęła zmieniać mu wspomnienia. Gdy skończyła, zostawiła oszołomionego nieco Ichijou przy drzwiach, a sama ruszyła ku środkowemu sarkofagowi. Zerknęła na znajomą twarz i uśmiechnęła się. Wyciągnęła prawą dłoń, by musnąć nią policzek wampira. Potem lewą ręką rozchyliła mężczyźnie usta, a prawy nadgarstek nagryzła, po czym szybko wycisnęła z żył nieco krwi, której krople wpadły wprost do buzi śpiącego.
      Ułamek sekundy później mężczyzna o długich, jasnobrązowych włosach uniósł powieki, ukazując krwistoczerwone oczy.
      - Takuma - szepnęła.
      Zbliżył się posłusznie. Gdy był dostatecznie blisko, czystokrwisty gwałtownie poderwał się do pozycji siedzącej i wbił kły w szyję Ichijou. Ten jęknął cicho, ale w żaden sposób nie protestował.
      - Wystarczy - rzekła Sara, zmuszając zbudzonego do oderwania się od Takumy. - To mój ulubiony sługa, nie chciałabym go stracić, Shigeru-san - oświadczyła.
      Hanadagi westchnął i przymknął powieki. Gdy je podniósł, jego oczy miały już zieloną barwę. Dopiero wtedy przyjrzał się uważnie swym niespodziewanym gościom.
      - Sara-san? Co ty tutaj robisz? - spytał. - I kim jest ten chłopiec?
      - To Takuma Ichijou, wnuk Ichiou - odpowiedziała na drugie pytanie. - Co do tego, cóż mnie tu sprowadza… Otóż ni mniej, ni więcej, jak chęć uratowania ci życia.
      Shigeru uniósł brwi, czekając w milczeniu na dalsze wyjaśnienia.
      - Ktoś zaatakował twój zamek. Nikt oprócz was, czystokrwistych, nie przeżył - powiedziała, przyjmując zatroskany wyraz twarzy.
      - A ty…?
      - A ja - odparła - poczułam, że coś wam grozi. Jesteście mi teraz najbliżsi. Gdy obudziłam się i wyczułam niebezpieczeństwo, natychmiast pospieszyłam z pomocą.
      - Jak to jesteśmy ci teraz najbliżsi? - zapytał Shigeru, sprawę ataku zostawiając na później.
      - Wiele się wydarzyło podczas waszego snu… - wyznała z udawanym smutkiem. - Masujiro-san nie żyje. Tak samo cały ród Kuranów. Oraz Shizuka-san i jej brat, Kage-san. A także Akuji-san.
      - Jaki Kage-san? - zdziwił się. - Musisz mi wiele wyjaśnić. Najpierw jednak powiedz… Albo nie - zmienił zdanie, po czym zwrócił się do Takumy. - Ty. Zbliż się.
      Ichijou posłusznie wykonał polecenie. Shigeru dotknął jego głowy i odczytał zmienione przez Sarę wspomnienia. Ślady jednak starannie zatarła, była w tym mistrzynią, więc nie można było domyślić cię fałszerstwa. Potem Hanadagi brnął głębiej w myśli Takumy i wyłowił wszelkie informacje, na jakich mu zależało.
      - Rozumiem… - szepnął w zamyśleniu. Wyprostował się, a następnie wstał. Był wysoki i dobrze zbudowany, przystojny jak każdy wampir, promieniował potęgą właściwą czystokrwistym, ale był też widocznie osłabiony długoletnim snem i, co za tym idzie, swego rodzaju postem. - Dziękuję ci za wszystko, Saro-san - rzekł poważnym tonem.
      Shirabuki uśmiechnęła się przyjaźnie.
      - Nie ma za co - odparła łagodnie, po czym dodała - Witaj w nowym świecie, Shigeru.







***
      Ohayō!
      Pragnę zwrócić uwagę na fakt, iż ten rozdział zawiera w sobie wydarzenia z epilogu VK pt. "Prolog", doszliśmy więc już do maja drugiej klasy liceum głównych bohaterów.
      Dziękuję wszystkim za opinie pod poprzednim rozdziałem. Kolejny ukaże się za dwa tygodnie i niestety póki co jest on ostatni... VII doczekał się na razie zaledwie dwóch czy trzech scenek -.-' No nic, trzymajcie kciuki, by niemoc twórcza mnie opuściła, a tymczasem zapraszam na tojikomerareta-tori i forum. Mata ne!

9 komentarzy:

  1. No cóż z braku internetu na prawdziwy kom będzie trzeba poczeka T.T no ale dzieki mojej inteligencji i sprytowi udało mi się dodać tych kilka słów xD co do rozdziału zacny jak zawsze :P ech ale akcja się zaczyna T.T ech ale na pocieszenie mam Deia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra zaczynam komentarzyk choć nie wiem czy uda mi się go dodać na czas bo no cóż nie mam neta x_x No ale wracając do opowiadania…

    Nie no pierwsza scenka była wprost genialna xD Hehehe fakt kto się czubi ten się lubi xD Ta cała sytuacja była przezabawna. O mało nie popłakałam się ze śmiechu ^ ^ Nie no a tekst Mariko „To może po prostu idźcie na tę randkę?” w kontekście był świetny xD Heh szczerze też myślę że oni będę ze sobą xP Naprawdę są zabawną i uroczą parą ;)
    O rajciu Deichi na pożegnanie mnie pocałował *O* <3 Nie no nawet nie wiesz jak takie dwa słóweczka mnie cieszą Q.Q ARIGATO bliźniaczko kochana *rozmarzona*

    Hehehe Hana jak zwykle palnie coś co człowieka zwali z nóg xD Ona jest po prostu nieziemska ;P Po jej tekst „Ach, pierwszaczki! Rozkoszne maleństwa!” nie mogłam się pozbierać xD Kurcze no ale jak tak pomyśle to faktycznie czasami o niewiele młodszych osobach myśli się jak o dzieciach ^.^ No ale to tak btw...

    No to teraz trochę streszczenia… Ach ta szkolna monotonia! Kurczę no naprawdę nie mogę uwierzyć że już nigdy nie będę uczennicą *wzdycha* Nie no momentami czuje się taka stara… No ale dobra kończę ze swoimi wywodami…
    Ja nie mogę ten fragment o Dei-chanie był cudowny <3 Kocham wszelkie wzmianki o nim Q.Q Haha Dei jest idealnym nauczyciele jak miło xD Aya-chan jesteś wielka! Q.Q „Momentami traktował wręcz jak swoją prywatną boginię.” <- o mało nie dostałam zawału z radości przez to zdanie Q.Q
    Ech no cóż Hana jak zwykle przysparza drobnych problemów ^ ^ No ale cóż mam nadzieje że mimo wszystko jakoś się dogadają (ale tak naprawdę) bo Kei przecież zwariuje ^ ^
    Ech no tak mi żal Mariko *zalewa się łzami* Kurcze no uwierz serce mi się kraje o niej pomyśle ;( Biedna o stokroć bieda Mariko-sama ;(
    Ten opis o pogodzie, spokoju i tak dalej był taki kurcze sama nie wiem był taki nostalgiczny, taki sama nie wiem… dołujący? W każdym bądź razie faktycznie nigdy nic nie trwa wiecznie… Szczerze takie opowiadania jak VN, TN czy PP sprawiają że jak myślę o przyszłości to nogi się pode mną uginają… Naprawdę historia wielu łowców, wampirów, dzieciaków z TN i tak dalej zaczynają się sielankowo (no dobra może nie całkiem sielankowo ale przynajmniej nie tragicznie) a później wszystko się zmienia i kończy tragicznie… To naprawdę przerażające…

    Według mnie Hana ma jeszcze bardzo wiele z dziecka… Niby udaje taką dorosłą i odważną a tak naprawdę w środku jest bardzo wrażliwa i delikatna (choć co fakt szybko otrząsa się z traumatycznych przeżyć ^ ^) *głośne westchnienie*
    Kiran+Hana= wielka katastrofa i zagrożenie utraty słuchu <- I prawo bezpieczeństwa ^ ^ No a tak na poważnie naprawdę współczuję chłopakowi mieć taką pobudkę naprawdę musiało być okropne -.-
    Ech w złości mówi się wiele słów które normalnie by się nie powiedziało *wzdycha* No ale cóż poradzić taka natura ludzka… W każdym bądź razie Kei to wspaniały brat (prawie tak samo jak mój <3) Ech mi też jej żal T.T Kurczę jak tak czytam sobie o Hanie to kojarzy mi się to z moją osobą… Co prawda ja nie miałam aż takiego bzika jak ona ale sytuacja podobna… No dobra dość tych wspominek…
    Ech niby uważam że obwinianie Ayi przez Hane jest oznaką niedojrzałości a chęć bycia wampirem by być piękną jest głupie ale kurczę jeżeli tak sobie to przeanalizuje muszę dojść do wniosku że niemal na 100% miałabym podobne uczucia… Ja nie mogę jakie to żałosne… A byłabym zapomniała kurde też bym była zazdrosna o Kiran bo ona zdobyła faceta a ja nie T^T
    Ech no i pocieszanie braciszka jakie to słodkie i urocze <3 Naprawdę coraz bardziej lubię Keia <3 Ech i zawieszenie broni (no przynajmniej oficjalnie ^ ^) naprawdę najwyższy na to czas ^ ^
    Cóż zwykle jest tak że jak nie chce się kogoś zobaczyć to cóż wychodzi tak jak w przypadku córki Kao ^.^ No ale fakt Suzaku musiał mieć niezłą minę xD
    Zdołowana Hanashi to naprawdę rzadkość ^ ^ Ech szkoda że Hana-chan ma rację co do zbliżającej się przygody x_x No ale jakby na to nie patrzeć gdyby nie to nie było by opowiadania…

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak już wspominam rozumiem Hane i choć to okropne czułabym i myślała podobnie *głośne westchnienie* No ale chociaż tyle że Mariko podniosła ją na duchu… No ale racja Suzaku potrzebuje kogoś kto jest przeciwieństwem Ayi…
    Ech no i powód do monotonnego życia… Choć na krótko jak się okaże… Nie no to naprawdę takie dobijające że nikt nawet nie przypuszcza że coś się kroi… No dobra poza nadpobudliwą Haną ale ona ze wszystkiego zrobiłaby zwiastun jakiejś burzy ^ ^
    No i w końcu biedna Mariko trafia w realu do pokoju Kurana T.T Nie no ja bym chyba zawału dostała na jej miejscy… Zobaczyć kogoś kto od ładnych kilkunastu lat nie żyje a mało tego zostawia ci taką karteczkę… Nie no przerażające x_x

    Ech pora na akcję „Sara jest sprytna i wykiwa wszystkich” x_x
    Rany no jak ta baba mnie wkurza >.< No a po za tym jak ta idiotka wykorzystuję biednego Ichijou ;( Co za jędzę, co za wredota >.< Ech tak mi żal tych wszystkich służących noo T.T Ech dobija mnie to że oni tak się poświęcili dla swoich panów a oni mieli (czy raczej będę mieć ) to gdzieś T.T Nie no jak to dobrze że ja jestem podwładną rodu Hiou bo inaczej miałabym przerąbane T^T
    No i ta głupia baba dopięła swego T^T Swoją drogą ciekawe po jakiego czorta ona budziła głowę rodu Hanadagi ? No ale to diablica kto ją to wiem T^T
    Ech czyli na arenę wkracza kolejni czystokrwisći… Cóż im nas więcej tym weselej… Swoją drogą takie przebudzenie to jak by człowiek obudził się po długiej śpiączce ^ ^ Nie no to musi być nie lada wyzwanie by połapać się w tym nowym świecie ^ ^ Choć jak by nie było wampiry mają lepiej ugryzą sobie kogo trzeba i wiedzą o wszystkim czy prawie wszystkim…

    No cóż jeszcze mogę napisać… Jak widać akcja się rozkręca i czarne chmury zbierają się nad głowami bohaterów T.T Jakby to powiedział Mickiewicz skończyło się „ dzieciństwo sielskie anielskie” T.T Hmm choć bohaterowie nie są dzieciakami ^ ^ No ale dobra wiadomo o co chodzi… chyba… W każdym bądź razie rozdział jak wcześniej powiedziałam zacny ^.^ Jest tu nutka romantyzmu, nutka konspiracji i szczypta tajemniczy… Czyli coś co każde dobre opowiadanie czy książka powinna posiadać xp

    Cóż życzę dużo WENY
    Całuski Suzu-chan

    P.S
    A jednak udało mi się dodać kom i to pierwsza xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Na wstępie chciałam powiedzieć, że rozdział jest cudny!

    Biedna Hana... ja bym się załamała. Tak nieszczęśliwie się zakochać... No, ale mam nadzieję, że książę w końcu odpuści sobie Ayę (płonne nadzieje), albo Hana zakocha się w kimś innym (płonne nadzieje do kwadratu). Od razu mówię, że gdyby co noc śnił mi się Kaname, nie narzekałabym... Ale Mariko faktycznie może być przerażona. W końcu utrzymuje się, że facet od lat jest trupem.

    Sara. Franca jedna, sztuczne to i plastikowe... nienawidzę jej. Jak może tak wykorzystywać najmniej wampirycznego wampira jakiego znam?!

    Krótko, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

    Pozdrawiam- Andzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał :)

      O rety. Po raz pierwszy mogę powiedzieć, że chyba mam coś wspólnego z Hanashi. Choć nie na taką skalę... Nieważne.
      Nie wątpię, że ty na Kaname w snach byś nie narzekała xP

      Sara jest okropna, na stos z nią :/

      Usuń
  5. Dzięki za info! ;*

    Kiedy pojawiła się ta franca, Sara, straciłam zupełnie wątek! Choć może go odzyskam!

    Więc po kolei... Dei jest przesłodki! Jak ja zazdroszczę Suzu! Choć może nie powinnam?? ;)
    Nareszcie Hanashi i Kiran doszły do porozumienia! Hm... Wcześniej miałam Hanę za takiego...rozwydrzonego bachora (bez urazy ^^") ale w tym rozdziale okazała się bardzo dojrzała osobą! Jestem pod wrażeniem!
    Hm... Dalej... Mariko i Kaname! Cóż, widać panicz Kuran nie da biednej dziewczynie spokoju... Poza tym ten król szachowy... Taki jakby znak rozpoznawczy Kaname x) Poza tym mam niejasne przeczucie, że Mariko i Kaname... że ich przeznaczenie jest ze sobą powiązane...
    Ah! Co do Hany i Suzaku! Mam szczerą nadzieję, że się jednak zejdą. W sumie to Hana do niego pasuje...
    Hm... No i Sara... Zabić małpę to za mało! Co za szantażystka! Naprawdę jej nie cierpię! Jej zwyczajnie nie da się lubić ;|

    Czy miałam wspomnieć o czymś jeszcze? Hmmm... Chyba nie...

    Ave i weny! :*

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ci bishoneni xD
      Hana jest dość skomplikowaną osobą. Pierwsze wrażenie nie zawsze jest do końca prawidłowe.
      Wątek Mariko&Kaname będzie się przez jakiś czas plątał w akcji ;)
      Sary zaś chyba nikt nie lubi. I dobrze jej tak, wydra jedna!

      Dzięki za odwiedziny i komentarz ;*

      Usuń
    2. Heh ciężko lubić zołzę xd
      Mm... Wątek Mariko&Kaname będzie jednym z moich ulubionych ;) Więc oczywiście, nie mogę się już doczekać rozwinięcia akcji :D
      Okey, Mea culpa! Za szybko ją oceniłam, ale zmieniam o niej zdanie... Choć to baardzo powolne zmiany ;)

      Nmzc ;*

      Usuń
    3. O tak!
      Soka :) No to życzę miłego czytania xD
      Z Haną już tak jest xD Szalona dziewczyna!

      Usuń