sobota, 17 listopada 2012

Vampire Night: rozdział VI - "Początek przygody"


      Siedząc na swoim łóżku i otaczając nogi ramionami, Mariko wpatrywała się bezmyślnie w odnalezioną kilka godzin wcześniej czarną figurę szachową i świstek papieru ze starannie wypisanym czarnym atramentem zdaniem „Słodki sen jeszcze się nie skończył…”. Oba te niewielkie przedmioty leżały teraz na szafce nocnej. Tak małe, tak niepozorne, a mimo tego będące źródłem strachu i wątpliwości.
      Nadchodził wieczór i gdzieś, w jakimś bliżej nieokreślonym zakątku umysłu, pojawiła się myśl, iż powinna powoli przygotować się na zajęcia. Nie była jednak zdolna do wykonania ruchu w tym kierunku, dalej więc kołysała się łagodnie w przód i tył, wpatrując się bezustannie w jeden punkt.
      Z otępienia niejako wyrwało ją pukanie do drzwi. Mariko wymruczała pozwolenie na wejście i po chwili ujrzała Suzue.
      - Mariko-sama… - zaczęła, ze zdziwieniem zauważając, iż ta wciąż siedzi na łóżku w koszuli nocnej, choć powinna być już gotowa do wyjścia.
      Mari drgnęła, automatycznie chwyciła tajemnicze przedmioty i szybko wcisnęła je niedbale do szuflady. Suzu uniosła jedną brew, ale nic nie powiedziała.
      - Och, cóż za niecodzienny widok! - zawołała Eva Shiro, z korytarza zerkając przez ramię Namizawy na Mariko. - Pani wice jeszcze nie jest gotowa?
      Mari westchnęła tylko i wzruszyła ramionami, powoli wstając i ruszając w stronę szafy, by wyjąć z niej biały mundurek. Kątem oka zauważyła jeszcze znikające za drzwiami czarne włosy Evy. Suzue zaś weszła do pomieszczenia.
      - Coś się stało? - zapytała. Dobrze znała przyjaciółkę i wiedziała, kiedy ta zmagała się z problemami. Patrzyła więc na nią z uwagą i zaniepokojeniem.
      Mariko, wyciągając z szafy wieszak i zdejmując z niego mundurek, odpowiedziała, iż wszystko jest w porządku. Naturalnie Suzu wiedziała, że to kłamstwo, a Mari miała tego pełną świadomość, ale nie mogła powiedzieć Namizawie o tym, co się wydarzyło. Najpierw musiała dokładnie to przemyśleć i zdecydować, co z tym fantem zrobić.
      Suzue z ciężkim sercem zostawiła wiceprzewodniczącą, by w spokoju mogła się ubrać. Mariko zaś po ukończonych codziennych „porannych” czynnościach, nie mogąc się powstrzymać, przed wyjściem otworzyła szufladę i raz jeszcze popatrzyła na króla i kartkę. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, wyjęła jedno i drugie, a następnie włożyła to do szkolnej torby. Dopiero wtedy wybiegła na korytarz, dołączając do czekających na nią uczniów Nocnej Klasy. Przeprosiła ich za lekkie spóźnienie, ale zrobiła to machinalnie, nie myśląc o tym, że mogła sprawić komuś problem. Zresztą prawdopodobnie i tak wszystkim nieszczególnie spieszyło się na lekcje…
      Przed bramą Księżycowego Dormitorium tradycyjnie stały rzesze podnieconych wielbicieli wampirów, których z kolei pilnowali prefekci. Mari nie zwracała na nich uwagi, dopóki Hanashi nie podbiegła do Suzaku, wyciągając przed siebie ręce, w których coś trzymała. Shoutou spojrzał na to ze zdumieniem. Po chwili niespodziewany podarunek okazał się być paczuszką Pocky, na której producent, tuż pod nazwą produktu, dodał czerwone serduszko z napisem „Kiss me!” - z jakiej okazji, tego nikt nie wiedział, ale dla Hany to bynajmniej nie było istotne.
      - Love me! - zawołała wesoło, starając się na pociągający ton. Suzaku stał jak wryty, podobnie jak reszta Nocnego Wydziału (i nie tylk0). Kiedy zaś zza pani prefekt wybiegły Iness Namiya i Juria Kajahara - ubrane w mundurkowe spódniczki i bluzki, ale bez marynarek - trzymające w dłoniach pompony i udające cheerleaderki, połowa gapiów wybuchła głośnym śmiechem, reszta zaś wytrzeszczyła oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
      Mariko lekko otworzyła usta. Wiedziała, że Hana jest szalona, ale żeby aż tak? Że też ona i jej przyjaciółki nie wstydziły się urządzania takich przedstawień! Z drugiej jednak strony, to dobrze, że miały dystans do siebie i potrafiły się bawić, a do tego dążyły do wyznaczonych sobie celów z całych sił.
      Suzaku, nie wiedząc, czy powinien się śmiać, czy raczej płakać, po raz kolejny zdumiał się, do czego zdolna jest Hanashi Kiryuu. Uśmiechnął się z politowaniem - a może raczej z rozrzewnieniem? - patrząc na zakochaną w nim nastolatkę. Choć to wszystko było tak głupie, że aż śmieszne, nie potrafił nie docenić gestu dziewczyny. Przyjął więc podarek (co zdecydowana większość jego wampirzych fanek skwitowała okrzykiem oburzenia), podziękował i poczochrał Hanę po krótkich szarych włosach.
      - Żałosne - warknęła Kiyo Sone, z nienawiścią wpatrując się w Hanę. Nie znosiła tej idiotki i nie potrafiła pojąć, dlaczego ktoś tak wspaniały jak Suzaku-sama zwraca na nią jakąkolwiek uwagę. Przecież ona była od niej stokroć piękniejsza! Niejeden przystojniak padł jej do stóp, zakochując się w jej orzechowych oczach i rudych lokach. To, że często wykorzystywała do tego swą moc - władzę nad częścią męskich uczuć, a więc bliźniaczą zdolność Akiry Dana, jej kuzyna od strony matki - uważała za nieistotny szczegół. Gdybyż tylko mogła wykorzystać swoją zdolność na dziedzicu Shoutou! Usidliłaby go natychmiast…
      Kei uniósł tylko oczy ku górze i uśmiechnął się delikatnie. Jego bliźniacza siostra doprawdy miała zwariowane pomysły! Dał jej jednak chwilę na nacieszenie się przedstawieniem, a następnie spokojnie do niej podszedł, by zmusić ją do powrotu do obowiązków. Uskrzydlona swego rodzaju sukcesem (w końcu Suzaku przyjął jej skromny prezencik), nawet nie protestowała.
      Kiedy patrzyła na kuzynostwo, Mariko przeszło przez myśl, że to prawdopodobnie z nimi powinna podzielić się tajemniczymi wiadomościami. Ostateczną decyzję postanowiła jednak odłożyć na później. Wraz z resztą Nocnej Klasy podążyła ku szkole, zastanawiając się, czy profesor odważy się powiedzieć cokolwiek na temat ich spóźnienia.

      Po zajęciach nie wróciła do akademika, lecz udała się na spacer do lasu, zapewniając Suzue i Suzaku, że nic się nie stało i najzwyczajniej w świecie ma ochotę się przejść. Po jakimś czasie kluczenia między drzewami usiadła pod jednym z nich i wyjęła z torby figurkę oraz kartkę. Obejrzała je dokładnie z bliska. Król wykonany był chyba z czarnego hebanu, prawdopodobnie pochodził z drogiego zestawu szachów. Kartka nie odznaczała się niczym niezwykłym, z kolei charakter pisma, piękny i staranny, nie przypominał Mariko żadnego spośród tych, które znała. Więc zapewne nie był to jakiś dziecinny żart ze strony kolegów i koleżanek. Czy ma więc przyjąć, że zostawił jej to Kaname…? Przecież nie mogło go tam być, to śmieszne. Na pewno go sobie wymyśliła…
      Dręczona wątpliwościami i strachem, który sprawiał, że jej serce biło szybciej niż powinno, w myślach poganiała nadchodzący powoli dzień. Ledwie słońce zaczęło wschodzić, pognała do żeńskiego dormitorium, by po cichu zbudzić Hanashi i poprosić, aby wraz z Keiem przyszła do stajni, bo musi im powiedzieć o czymś ważnym. Zaintrygowana Hana natychmiast stanęła na nogi, prędko doprowadziła się do porządku, a następnie pognała po brata. Ten również sprawnie się ubrał i umył, więc nie minęło wiele czasu, gdy bliźniaki dotarły na umówione miejsce.
      - Co jest? - zapytała szybko Hanashi, wchodząc do stajni i patrząc z wyczekiwaniem na kuzynkę. Ta poczekała, aż Kei również wejdzie i zamknie drzwi. Siedziała pod ścianą i gestem nakazała przyjaciołom podejść bliżej. Oboje natychmiast usiedli naprzeciwko niej. Wtedy sięgnęła po figurkę i świstek papieru, które od kilkunastu godzin zatruwały jej myśli i opowiedziała szczegółowo o tym, co się wydarzyło. - Kaname Kuran?! - wykrzyknęła Hana, gdy wysłuchała zwierzeń kuzynki. Ta powoli skinęła głową.
      - Musiało ci się wydawać - stwierdził Kei. - On nie żyje od wielu, wielu lat. Popełnił samobójstwo, zanim my pojawiliśmy się na świecie.
      - Wiem, dlatego też myślę, że to tylko jakieś dziwne przywidzenie - odparła Mariko. - Ale skąd się ono wzięło? I co z tym? - Wskazała na znalezione w komnacie Kurana przedmioty.
      - Nie mam pojęcia - przyznał Kei. - Może jedno i drugie już tam wcześniej leżało?
      - Nie, zauważyłabym…
      Oboje wyczekująco spojrzeli na Hanashi. Chcąc nie chcąc nieco się zdziwili, widząc jej błyszczące z podniecenia błękitne oczy oraz cwany uśmieszek.
      - To jest to - szepnęła, patrząc raz na brata, raz na Mari. - To jest to! - wykrzyknęła entuzjastycznie. - Zaczęło się! Nasza przygoda! To ona!
      - Shi, to jeszcze niczego nie oznacza, może to tylko jakiś głupi dowcip… - zaczął Kei, ale siostra mu przerwała.
      - Nie, nie rozumiecie. To nie żarty, to nasze przeznaczenie. - Zamilkła na kilka sekund. - Mari-chan ukazał się Kuran we własnej osobie, mimo iż od dawna nie żyje. To może oznaczać, że umiesz nawiązywać kontakt z duchami! - zwróciła się do kuzynki.
      - Błagam cię, Hana-chan - jęknęła. - Coś takiego nie istnieje!
      - Sama kiedyś mówiłaś, że twoja mama wspomniała ci kiedyś o tym, że we śnie rozmawiała z Shizuką, a raz także ze swym ojcem. A ponadto ukazywała jej się matka, choć z nią nie mogła pomówić. Być może odziedziczyłaś te zdolności…
      - To nie zależało od umiejętności mamy, lecz od innych - sprostowała Mariko. - Mam na myśli dziadka Kage i tak dalej. Chcieli widocznie nawiązać kontakt z mamą, więc to zrobili. Mama sama z siebie nie potrafi przecież kontaktować się ze zmarłymi…
      - Ale… - zaczęła Hanashi, lecz tym razem to jej przerwano.
      - Nie przeszło wam przez myśl, że Kaname Kuran może w istocie żyć? - zapytał powoli Kei. Wyglądał na zadumanego.
      Przez moment trwała cisza. Wisiała w powietrzu, zdając się czynić atmosferę jeszcze cięższą. Troje nastolatków analizowało postawione przed chwilą pytanie, bowiem nawet Kei wydawał się być nieco zdumiony tym, iż je wypowiedział.
      - To niemożliwe - szepnęła wreszcie Mariko, choć bez przekonania.
      - W sumie… - mruknął Kei. - Ech, jakby nie patrzeć, ponoć wampiry wówczas wyczuły jego śmierć. Z zeznań najbliższych mu osób też wynikało, iż Kaname postanowił zakończyć swoje życie… Odczytanie myśli i wspomnień tych wampirów też to potwierdzało…
      - Jesteście zaślepieni - oznajmiła dziwnie spokojnie jak na siebie Hana. - Pomyślcie tylko. Kaname Kuran uznawany był za szalenie potężnego, być może nawet najpotężniejszego spośród czystokrwistych. Przez jakiś czas stał na czele wampirzej społeczności, po tym całym bajzlu z Rido i tak dalej. I jeszcze… Sami przecież słyszeliśmy, że był nazywany „królem”…
      Jak na komendę wszyscy troje utkwili wzrok w czarnej figurze szachowej.
      - Król… - Mariko wypowiedziała to słowo tak cicho, że pozostała dwójka ledwo je dosłyszała.
      - W takim razie to… - Hana podniosła pionek. - To musi symbolizować Kaname. Ukazał ci się, Mari-chan, a to jest potwierdzenie jego obecności.
      - Równie dobrze mógłby to być biały król - mruknął z powątpiewaniem Kei.
      - Nie - zaprzeczyła Hanashi. - Kaname musi być ciemny, w końcu w naszych kręgach gra rolę tego złego, czarnego charakteru, czyż nie? Białym królem mógłby być raczej Suzaku… - Westchnęła tęsknie, ale widząc spojrzenia pozostałych, otrząsnęła się szybko. - W każdym razie jestem pewna, że figurka to symbol Kanamcia.
      - Kanamcia…? - spytali oniemiali Mari i Kei, czyniąc to dokładnie w tym samym momencie. Hana tylko wzruszyła ramionami, po czym ciągnęła:
      - Trudniejsza do rozgryzienia jest sprawa wiadomości. Na pewno i ją zostawił Kuran, pytanie po co i dlaczego akurat tobie… - rzuciła, zerkając na Mariko. - „Słodki sen jeszcze się nie skończył”… „Słodki sen” kojarzy mi się z…
      - Z czym? - ponagliła Mari, kiedy Hanashi przez kilkanaście sekund się nie odzywała.
      - Z miłością - wypaliła Hana.
      - Shi, tobie teraz wszystko kojarzy się z miłością - jęknął Kei.
      - Nie, naprawdę… „Słodki sen”… Słodki, romantyczny… Sama nie wiem, tak mi się kojarzy i tyle.
      - Bynajmniej nie przypominam sobie, bym ostatnimi czasy śniła o czymś przyjemnym - mruknęła Mariko. - Mówiłam wam, że jak już, to nawiedzają mnie koszmary. Ostatnio też obudziłam się zmęczona w środku dnia, ale tym razem nie wiedzieć czemu coś kazało mi iść do komnaty Kurana… Po co ja tam szłam…? - szepnęła płaczliwie. - Same z tym kłopoty…
      - Nie, to dobrze, że tam poszłaś - zapewniła pokrzepiająco Hana. Kei i Mari widzieli doskonale jej entuzjazm, który nieumiejętnie starała się ukryć. - To cenne wskazówki. Zresztą nie można ignorować tego typu przeczuć, impulsów… Coś kazało ci tam pójść i tyle, koniec, kropka. Tak musiało być, to przeznaczenie.
      - Wszędzie widzisz przeznaczenie - burknęła Mari z lekko nadąsanym wyrazem twarzy, próbując okazać w ten sposób swój stosunek do wszystkiego, co ją ostatnio spotykało.
      - Nie zapominajmy, że „słodki sen jeszcze się nie skończył”. Będzie więc ciąg dalszy.
      - Nie, nie, nie, nie chcę… - odparła Mariko, kręcąc przecząco głową, by następnie schować ją w dłoniach. Czuła trudny do opanowania strach, który z minuty na minutę tylko się pogłębiał, gdyż miała dziwne wrażenie, że Hana miała rację, jeśli nie w całości, to chociaż w części swych szalonych rozważań.
      Czy sielskie dni miały teraz przeminąć? Piętnaście lat przeżyła we względnym spokoju - nie licząc wypadków w dzieciństwie, które do dziś zatruwały jej serce - a teraz nagle zaczęły dziać się rzeczy naprawdę trudne do wyjaśnienia. Czy powinna podzielić się swoimi wątpliwościami i obawami z rodzicami? Albo chociaż z babcią i dziadkiem…? Odpowiedź pojawiła się od razu: nie. Nie chciała ich martwić, choć miała świadomość, że pewnie będzie tego żałowała, bo sama z kuzynostwem nie poradzi sobie z potencjalnym niebezpieczeństwem. Coś jednak zdecydowanie odmawiało, gdy myślała nad zwierzeniem się dorosłym.
      - Będzie dobrze, pamiętaj, nie jesteś sama - rzekła ciepłym tonem Hana, przytulając kuzynkę i w skrytości ducha zazdroszcząc jej takiej namiastki przygody.
      - A co z twoim snem? - spytał nagle Kei. - Ty przecież też miałaś jakiś koszmar. Wtedy, gdy przybiegłaś do mnie cała roztrzęsiona… Wciąż nie pamiętasz, co ci się wtedy śniło?
      Hana zaprzeczyła. Wszyscy troje westchnęli w tym samym momencie i zagłębili się we własnych pogmatwanych myślach. Dopiero po jakimś czasie Hana wydała z siebie nagły okrzyk.
      - O cholera, Kei, lekcje!
      - Ups…
      Pospiesznie pożegnali się z kuzynką, po czym pędem pobiegli do dormitoriów po torby.
***
      - Znowu… - szepnęła sama do siebie. Czuła, że drży niemiłosiernie, a nogi mają ochotę się pod nią ugiąć. Powoli uniosła powieki. Jeszcze nim to zrobiła, wiedziała, że to znów „ten” sen. Czy więc „słodki sen” oznaczał te koszmary? Cóż, to możliwe, tym bardziej, że „jeszcze się nie skończył”, co oznacza, iż przyśni jej się jeszcze nieraz, chociażby tak jak teraz. Problem w tym, że gdy się obudzi, prawdopodobnie znowu nie będzie niczego pamiętała i zdanie z kartki znów owiane będzie tajemnicą. Tym bardziej, iż jest ono nieco zwodnicze - „słodki sen” w istocie taki nie był. Groteska. W każdym bądź razie nie podzieli się więc żadnymi nowymi przypuszczeniami ze swym kuzynostwem, choć tak bardzo by tego chciała. Rozmowa z Keiem i Hanashi wiele dla niej znaczyła. Choć dobiła ją reakcja Hany i jej entuzjazm na zbliżającą się wielkimi krokami potencjalną przygodę, cieszyła się, że mogła się komuś wyżalić, wygadać…
      Otworzywszy oczy, rozejrzała się po komnacie, ze smutkiem i grozą spostrzegając, że to ta, którą na jawie odwiedziła jakąś dobę temu. Pomieszczenie, które przed laty zajmował przewodniczący pierwszej Nocnej Klasy… Kaname nawiedzał ją więc w tym samym pokoju i we śnie, i w rzeczywistości. Czy to dlatego, że był on związany z tym miejscem? Może zachowała się w nim jakaś jego cząstka? Nie miała pojęcia. Ach, gdybyż mogła to z kimś przedyskutować!
      Wiedziała, że bez względu na to, co będzie robiła, prędzej czy później Kuran i tak się zjawi, więc postanowiła nie stać bezczynnie w jednym miejscu, lecz przejść się tą samą króciutką trasą co na jawie. Lustro ponownie jakby ją zapraszało. Kiedy ujrzała w nim swoje odbicie, zastanowiła się nad niedawnymi słowami Kaname. „Jesteś zbyt irytująco podobna do rodziców”, powiedział. Cóż, to prawda. Ogółem wyglądała niemalże jak kopia matki, jednakże barwa jej tęczówek, lawendowa, była identyczna jak u ojca. Uwielbiała swoje oczy. Nie była próżna, choć obiektywnie potrafiła stwierdzić, iż jest bardzo ładna, ale oczy to było coś, co lubiła w sobie najbardziej. Kształt i rzęsy jak u mamy, kolor jak u taty. Prawdziwa mieszanka rodziców, których kochała, chociaż nie do końca potrafiła to okazać. Trudność w okazywaniu uczuć zapewne również odziedziczyła po rodzicach.
      Myślałaby w ten sposób dalej, zapominając o problemach, ale wtedy zauważyła odbicie Kurana. Zupełnie jak na jawie. Tyle że gdy tym razem się odwróciła, nie zniknął tak jak poprzednio. Siedział ze spokojem na łóżku, a jego brązowe oczy utkwione były w jednym punkcie. W jej twarzy.
      Miała zamiar zdobyć się na swego rodzaju odwagę i po prostu odwrócić się od niego - czego jak dotąd nie zrobiła ani razu, pomijając pierwszą jego wizytę, kiedy to rozpaczliwie próbowała otworzyć drzwi i uciec - ale nie zdążyła, bo nagle usłyszała jego pociągający głos. Choć tradycyjnie był spokojny i zawierał w sobie nutkę niezrozumiałego dla niej smutku, tym razem wyraźnie można było wyczuć w nim również złość czy zniecierpliwienie, a może jedno i drugie.
      - Dosyć już tych gierek - oznajmił. - Jeśli i tym razem zamierzasz mnie ignorować, nie wypowiadając ani jednego słowa, zmuszony będę powziąć kroki, które mogą ci się nie spodobać.
      Ze strachem spojrzała na niego, a w jej oczach widać było nieme pytanie.
      - Jeśli będziesz milczała, skrzywdzę kogoś, kto jest ci bliski. Naturalnie możesz zaryzykować udając, iż mi nie wierzysz, ale myślę, że jesteś na tyle rozsądna, żeby wyczuć prawdziwą groźbę i zapobiec nieszczęściu. Masz tak wiele bliskich… Rodzice, dziadkowie, kuzynostwo, przyjaciele…
      Chciałaby wierzyć, że to tylko czcze groźby, ale wyraz jego twarzy i ton głosu mówiły coś wręcz przeciwnego. Serce Mariko zaczęło bić coraz mocniej.
      - Starczy! - próbowała krzyknąć, ale z jej gardła wydobył się tylko jakiś żałosny dźwięk przypominający odgłos wydawany przez zranione zwierzę. - Starczy… Nie waż się kogokolwiek skrzywdzić… - szepnęła drżącym tonem.
      - Teraz lepiej, Rosie - powiedział, uśmiechając się ledwo zauważalnie.
      Rosie…? Mariko główkowała chwilę, z jakiego powodu Kaname nazwał ją „Różyczką”, ale odpowiedź szybko pojawiła się sama. Była przecież córką użytkownika Bloody Rose - Krwawej Róży, którego Kuran dobrze znał. Miała ochotę się roześmiać, choć bynajmniej nie było jej do śmiechu. Rosie…
      - Czego ode mnie chcesz? - zapytała, dziwiąc się, że znalazła w sobie tyle odwagi, by znów się do niego odezwać. - Dlaczego mnie… nawiedzasz?
      - Zacznijmy od początku - uciął. - Pytałem już, ale nie raczyłaś udzielić mi odpowiedzi. Wiesz, kim jestem?
      - Kaname Kuran - szepnęła.
      - Dokładnie. Co do moich motywów… Nie oczekuj, iż będę odpowiadał na wszystkie twe pytania. Jestem tu, gdyż cię potrzebuję, ni mniej, ni więcej - oznajmił opanowanym tonem.
      - Do czego? - mruknęła cicho, ale nie doczekała się odpowiedzi. - Czy ty żyjesz? - spytała więc, patrząc pod nogi zamiast na rozmówcę. Unikała jego wzroku, bojąc się, że się rumieni.
      - Myślę, iż znasz odpowiedź na to pytanie, nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać sama przed sobą.
      Uniosła wzrok, ale widząc, w jaki sposób Kaname wierci ją spojrzeniem, spanikowała i znów zaczęła patrzeć pod nogi. Z jednej strony pragnęła, by ten koszmar wreszcie dobiegł końca, z drugiej jednak chciała wyciągnąć z Kurana odpowiedzi na część dręczących ją pytań. Chociaż to mogło być trudne zważywszy na to, że mężczyzna niczego nie mówił wprost, a do tego zdawał się być raczej zamknięty w sobie… Albo po prostu lubił udawać tajemniczego i niedostępnego.
      - Dlaczego zostawiłeś mi kartkę i figurę szachową? Dlaczego tak mnie dręczysz…? - zapytała łamiącym się głosem, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie wiedziała, dlaczego tak to wszystko przeżywała i z jakiego powodu bała się aż tak mocno. Po prostu tak było i nie potrafiła tego zmienić, choć bardzo by chciała.
      - Same pytania, doprawdy… - mruknął z dezaprobatą Kaname, przykładając do czoła dłoń w charakterystycznym dla siebie geście.
      - Czarny król to ty, tak? - kontynuowała Mariko. - To dla ciebie gra? Zwykła zabawa? Zwyczajnie lubisz dręczyć innych? Rodzice mieli co do ciebie rację…
      Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, by po chwili się z niego zsunąć i zniknąć w dywanie wyściełającym posadzkę.
      - Masz mnie za potwora, Rosie? - spytał, a ona dopiero po chwili zorientowała się, że Kuran nie siedział już na łożu, lecz stał kilka kroków przed nią. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Tak strasznie się bała! Dodatkowo jednak wciąż czuła do Kaname dziwny pociąg. Intrygował ją i interesował, mimo iż nienawidziła go za to, że ją nawiedzał.
      - Przykro mi, będziesz musiała jakoś wytrzymać moje wizyty, jeśli nie chcesz, by coś złego przytrafiło się twoim bliskim. Poza tym… czas nagli. Myślałem, że pewne sprawy będą szły naprzód powoli, ale się pomyliłem.
      Miała zupełny mętlik w głowie. O czym Kaname w ogóle mówił? Co miał na myśli?
      - Zaczynamy jutro, nie można dłużej zwlekać. Tymczasem zaś odpocznij. Śpij, bo potrzebujesz siły. - Podszedł do niej bardzo blisko. - Oyasumi, Rosie.
      Nie!, zdołała wykrzyknąć w myślach, w duchu nie zgadzając się na wszelkie niedopowiedzenia, lecz nim zdążyła powiedzieć coś na głos, sen się zakończył.
***
      - Śniło ci się coś? - zapytała konspiracyjnym szeptem Hanashi, kiedy podczas wymiany klas udało jej się na chwilę przyciągnąć Mariko do siebie i Keia. Stali w malutkim kręgu niczym troje spiskowców, podczas gdy powoli zachodzące słońce ze znudzeniem obserwowało ich poczynania.
      - Owszem, ale co? Znowu nie pamiętam. Jak zwykle obudziłam się po kilku godzinach snu, a potem prawie już nie spałam - odmruknęła Mari, po czym ziewnęła przeciągle, co ostatnimi czasy było już u niej normą. - Mam dość - poskarżyła się tonem kilkuletniego dziecka.
      - Nie dziwię ci się… - odparł Kei, ze smutkiem i współczuciem patrząc na kuzynkę.
      - Moja biedna! - wykrzyknęła Hana, po czym mocno przytuliła Mariko, tradycyjnie niemal ją przy tym dusząc.
      - Muszę iść… - burknęła brunetka. Wyswobodziła się z oplatających ją ramion i nie pożegnawszy się, pobiegła ku reszcie Nocnej Klasy, która niespiesznie kierowała się do szkoły.
      - Ach, ta nasza Mari-chan… - westchnęła Hanashi, a następnie wzięła się za dopilnowanie, by dzienni uczniowie grzecznie wrócili do swoich dormitoriów. Gdy tak się stało, ruszyła z Keiem na krótki patrol, a potem oboje udali się wreszcie do akademików, by odpocząć po kolejnym męczącym dniu.

      W tym samym czasie Aya przekraczała próg siedziby Nowej Rady. Kierując się wyczulonymi zmysłami, szybko odnalazła Isayę Shoutou, przewodniczącego.
      - Skąd to nagłe wezwanie, Isaya-san? Co się stało? - spytała naprędce, zapominając nawet o tym, iż powinna najpierw przywitać się z wujem Suzaku. Kiedy dowiedziała się, że ma natychmiast wyruszyć na naradę, mimowolnie poczuła niepokój.
      - Cierpliwości, za kilka sekund się dowiesz - odparł spokojnym tonem. Tradycyjnie ubrany w garnitur, wyglądał doprawdy elegancko i szykownie.
      Już miała coś powiedzieć, gdy w komnacie będącej czymś w rodzaju gabinetu Isayi pojawił się służący.
      - Sara Shirabuki-sama oraz Shigeru Hanadagi-sama - zaanonsował. W pierwszym momencie Aya poczuła się nieswojo na myśl, że wparowała do przewodniczącego w żaden sposób się wcześniej oficjalnie nie zapowiadając, ale zaraz potem coś ją tknęło.
      Hanadagi?!, wykrzyknęła w myślach w chwili, w której służący wycofał się za drzwi, a do pomieszczenia weszli Sara i nieznany Ayi mężczyzna.
      Wyglądał mniej więcej na rówieśnika Isayi, ale, jak to u wampirów bywa, wygląd mógł być bardzo zwodniczy. Jego zielone oczy wydawały się być bardzo przenikliwe, a jasnobrązowe włosy, luźno upięte z tyłu głowy, opadały łagodnie na jego plecy. Odziany był inaczej niż wszyscy w posiadłości - nie w garnitur lub sukienkę, jeśli mowa o kobietach, lecz w kimono, co natychmiast przywiodło Ayi na myśl Shizukę Hiou, starszą siostrę jej ojca. Ona również ubierała się w tradycyjny japoński sposób.
      - Witajcie, Aya-san, Isaya-san - rzuciła przyjaznym tonem Shirabuki, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli pozornie uprzejmy i sympatyczny, a w istocie mający w sobie więcej jadu niż żmija.
      - Witaj, Saro-san - odparł Shoutou, podchodząc do niej i muskając ustami jej dłoń, jak nakazywała etykieta. - Shigeru-san - dodał, wyciągając rękę ku mężczyźnie. Ten uścisnął ją i uśmiechnął się.
      - Kopę lat, Isaya-san - powiedział. Wszyscy poza Ayą zaśmiali się cicho, jakby spotkali się czysto towarzysko po długiej rozłące. Cóż, jakby nie patrzeć, w pewien pokręcony sposób tak właśnie było. - Aya-san?
      Ocknęła się i dygnęła grzecznie. W oczach Shigeru musiała być zaledwie dzieckiem. Nawet Sarę co poniektórzy wciąż uważali za „bardzo młodą”, więc co dopiero ją… Zapoznanie z Isayą było o tyle prostsze, że to bliski krewny Suzaku, jej przyjaciela, teraz zaś miała do czynienia z kimś, kto miał spać jeszcze kilkaset lat.
      - Miło mi cię poznać - oświadczył, podchodząc do niej, by kilka sekund później ucałować wierzch jej prawej dłoni. - Choć nie zaprzeczę, iż byłem niepomiernie zdziwiony, gdy dowiedziałem się o dziedziczce rodu Hiou. Za moich czasów, że się tak wyrażę, Shizuka-san zaręczona była z Rido-san, a niejaki Kage-san nawet nie istniał… A tu proszę, ileż niespodzianek! Może to i dobrze, że zbudzono mnie teraz, w przeciwnym razie miałbym jeszcze więcej zaległości.
      Nie wiedząc, co mogłaby odpowiedzieć temu nieznajomemu czystokrwistemu, milczała i jedynie delikatnie się uśmiechnęła.
      - Może się czegoś napijemy? - zaproponował Shoutou. Sara i Shigeru skinęli głowami i wtedy jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się służąca.
      - Co podać? - zapytała, kłaniając się nisko.
      Aya poprosiła o cappuccino, Isaya i Sara o espresso, zaś Shigeru o krew.
      - Zaraz podam - odparła służąca. Dygnęła, a następnie wyszła.
      - Krwawa dieta? - zagadnął Shoutou.
      - Wiesz, jak jest - rzucił Hanadagi. - Lata snu robią swoje.
      Isaya ze zrozumieniem pokiwał głową, Aya zaś z trudem powstrzymała grymas niechęci i niesmaku. Choć rozumiała położenie Shigeru, nie umiała nie reagować negatywnie na tego rodzaju zachcianki. Na balach, bankietach i innych tego rodzaju imprezach często pijało się krew (zazwyczaj zmieszaną z winem), ale podczas takich spotkań jak dzisiejsze pozostawało się raczej przy ludzkich napojach i Ayi nie podobało się to, że niebawem w komnacie unosić się będzie zapach krwi. Wciąż była nieco uprzedzona do wampirów, mimo że była jednym z nich. Naturalnie było to o wiele lżejsze uprzedzenie niż niegdyś, przywykła przecież do całej otoczki wampirzego świata, niemniej jednak wciąż pozostawała w niej jakaś bliżej nieokreślona cząstka człowieczeństwa, której za nic nie chciałaby się pozbyć - nawet gdyby mogła to uczynić.
      Wszyscy czworo usiedli na wygodnych fotelach przy ławie w kącie pomieszczenia. Aya najchętniej w ogóle by się nie odzywała, ale kiedy Shigeru opowiedział o tym, jak Sara go obudziła, najprawdopodobniej ratując mu tym samym życie, bardzo się nią zainteresował. Wypytywał o niektóre szczegóły z jej życia, o rodzinę i tak dalej. Choć nie w smak była jej ta rozmowa, nie mogła wykazać się złymi manierami i wychowaniem i nie odpowiadać. Najciężej było jej wybrnąć z tematu jej matki. Mało kto wiedział przecież, że Maaya Katayama była człowiekiem, a ona sama jedynie dhampirem. Aya miała świadomość, że zdecydowana większość społeczeństwa sądzi, iż jej rodzicielką była Shizuka, ale nie zamierzała sprostować tego faktu, wiedząc, iż nie pomogłaby tym ani sobie, ani nikomu innemu - a jeśli już, to raczej zaszkodziła.
      - Nawiasem mówiąc, to bardzo… oryginalne i niespodziewane, że zdecydowałaś się poślubić Łowcę, Aya-san - rzekł w którymś momencie Shigeru, przeszywając ją spojrzeniem. Nie pełnym nienawiści, oburzenia czy czegokolwiek w tym rodzaju. Było w nim widać zainteresowanie, a może wręcz zaintrygowanie.
      - Taak, domyślam się - odmruknęła. Starała się brzmieć normalnie, ale nie znosiła wiecznych rozważań obcych osób nad jej życiem rodzinnym i uczuciowym.
      - Ale cóż, serce nie wybiera - stwierdził Hanadagi, jakby chcąc podkreślić, iż nie widzi w jej małżeństwie czegoś, co należałoby tylko i wyłącznie potępiać. W tonie jego głosu Aya nie dopatrzyła się fałszu.
      - Poza tym to dla nas bardzo wygodna sytuacja - zaznaczyła Sara, znów „przyjaźnie” się uśmiechając. - Dzięki takiemu powiązaniu z szefem Łowców mamy dobre kontakty ze Związkiem.
      - Ciekawa z ciebie młoda osóbka, Aya-san - mruknął w zamyśleniu Shigeru, a Aya westchnęła w duchu, mając nadzieję, iż tymi słowy Hanadagi zakończył przesłuchanie.
      Tak też rzeczywiście się stało. Mężczyźni i Sara zatopili się we wspomnieniach czasów sprzed narodzin Ayi, ona sama więc oddała się własnym rozmyśleniom. Fakt, iż posiadłość Hanadagi zaatakowano, wydawał jej się wielce podejrzany. Kto niby mógł to zrobić? Po co zabił dosłownie wszystkich, którzy znajdowali się w zamku, a nie jedynie tych, którzy go zauważyli i próbowali przeciwdziałać? Zresztą nawet gdyby, można było przecież po prostu wymazać im pamięć. Tymczasem zamordowano tak wielu niewinnych… Co dziwniejsze zaś, dlaczego Shigeru zdawał się być tym wszystkim niemal niedotknięty, niezainteresowany? Przecież nie tak dawno temu przeprowadzono zamach na życie jego i jego rodziny, a tymczasem on rozmawiał sobie z dawnymi znajomymi. Aya miała świadomość, że wiele wampirów jest dziwnych - szczególnie pośród czystokrwistych - ale to uważała za znaczną przesadę. W jej głowie pojawiało się więc coraz więcej pytań. Czy Shigeru lub Sara byli zamieszani w ten atak? Czy ta napaść to jednorazowy incydent, czy też początek czegoś większego?
      Nagle, nie do końca wiedząc czemu, Aya poczuła jeszcze większy niepokój niż dotychczas. Stres kiełkował powoli i sprawił, że miała ochotę natychmiast znaleźć pocieszenie w ramionach Zero. Z nim czuła się bezpiecznie. Tu zaś w pewnym sensie była sama, choć wiedziała, że w razie czego może liczyć na Isayę. Mimo to żałowała jednak, że nie ma przy niej męża lub chociaż Suzaku.
      Skąd to uczucie?, spytała samej siebie, lekko zaciskając dłoń na sukience.
***
      Samotna postać posuwała się przed siebie w dość prędkim tempie. Nie był to bieg czy trucht, raczej szybki marsz.
      Słońce niespiesznie rozpoczynało swą wędrówkę po błękitnoróżowym niebie. Zapowiadał się śliczny majowy dzień, ale idąca osoba zdawała się tego nie zauważać. Nie zwracała uwagi na tego typu szczegóły. Miała cel do wykonania i nic innego się nie liczyło.
      Obronny styl posiadłości czystokrwistego rodu Hanadagi nie przeraził jej. Tak samo ci, którzy rozstawieni byli wokół, by jej pilnować. Nie mogli to być najbardziej oddani słudzy, tych wybito w pień zaledwie przed dwoma dniami. Hanadagi byli więc osłabieni i odkryci jak nigdy dotąd. Pracowników zamku wymordowano, Shigeru został obudzony, lecz na pewno nie odzyskał jeszcze pełni sił, a reszta jego rodziny nadal smacznie sobie spała. Cudowna okazja, której nie można by nie wykorzystać.
      Postać bez trudu pozbyła się ewentualnych świadków i dostała się na teren posiadłości. Tam jednak napotkała zagrożenie, jakiego się nie spodziewała.
      Nie tylko Shigeru już nie spał.
      Zauważyła go, gdy od niechcenia szedł jednym z korytarzy. Udając pracownika, tajemnicza osoba pokłoniła się Etsuyi Hanadagi, pozdrawiając go pełnym pokory gestem i ukłonem niemal do ziemi. Ten, przyzwyczajony do takiego zachowania sług, nawet nie zwrócił na nią uwagi.
      Czy reszta też została zbudzona? Postać lekko zagryzła wargę. Nieistotne. Plan musi zostać wcielony w życie. Teraz albo nigdy. Zresztą nie wyczuwała innych czystokrwistych, więc może…
      Ledwo zauważalnie uśmiechnęła się pod nosem. Kilka sekund później Etsuya Hanadagi obrócił się w pył.
      Gdzieś w rezydencji rozległ się krzyk i brzęk tłuczonego szkła. Postać wyczuła, że na miejsce zbrodni zaraz wparuje niemało osób. Mogłaby zabić je wszystkie, ale nie po to tu przybyła. Chodziło tylko o rodzinę Hanadagi… Gdy po chwili, obserwując z ukrycia Kimie, Toshiko i Shoutę Hanadagi, zorientowała się wreszcie, że Shigeru (obecnie najprawdopodobniej nieobecny w domu) musiał zbudzić swe rodzeństwo, syna i siostrzenico-bratanicę, zdała sobie sprawę z tego, że osłabła na tyle, iż nie zdoła już zlikwidować ich wszystkich, a do tego całe mnóstwo sług, a następnie wrócić tam, skąd przyszła. Zakląwszy cicho pod nosem, wycofała się, dbając o to, by nikt jej nie ujrzał.







***
      Ech, jestem podłamana faktem, iż to ostatni gotowy rozdział. Następny wciąż ma ledwie dwie scenki... A wena jakoś nie nadchodzi.
      Dziękuję Suzu, Andzikowi i Kiran Lilith za komentarze pod poprzednim rozdziałem. 
      Do usłyszenia...

10 komentarzy:

  1. Dobra zaczynam komentowanie…
    Szczerze sama nie wiem ale jakoś tak bardzo lubię ten rozdział… No ale dobra wracając do tematu głównego ja bym tam chyba na zawał padła padła jak by mi gościu który od x lat nie żyje zostawił jakąś kartkę i to z taką informacją x_x Nie no nie dziwę się że Mariko zachowywała się jak robot…
    Ech ja jak zwykle martwię się o Mariko-sama (co nie na wiele się zda no ale to tak na marginesie) a Eva jak zawszę sarkastyczna *głośne westchnienie*

    Hahaha pamiętam jak wpadłyśmy na tą scenkę z „Love me. Kiss me” (dobra ja tylko stwierdziłam fakt a ty go rozwinęłaś i wprowadziłaś w życie ^ ^") xD Nie ma to ja inspiracje w małomiasteczkowym sklepie xD Nie no ja tą scenę mam przed oczami i ilekroć o nie czytam nie potrafię nie wybuchnąć śmiechem :P Naprawdę tak sytuacja idealnie pasuje do tej wariatki xD Heh nam dystansu do siebie brakuje…
    No nieźle Kiyo Sone kuzynką moje niedoszłego wybranka Akiry i do tego posiadająca jego bliźniaczą moc x_x No ale dobra nie wracajmy do przeszłości… Heh coś mi się widzi że narozrabia (nie wiem może mi wspominałaś coś na ten temat ale wiesz mam sklerozę x_x')

    Ech no to pora na pogawędkę z kuzynostwem… Ech cóż Hana jak zawszę wymyśla niestworzone (przynajmniej tak się wydaje na razie) historie i wszystko kojarzy jej się z miłością, Kei wszystko bierze racjonalnie i uspakaja czyli standard ^ ^" Heh a tak btw nie mogę jak czytam „Kanamcio” po prostu nie mogę xP Ech ale wracając do bardziej poważnych spraw… Ech niestety Hana ma rację i akcja się rozkręca T.T Kurcze no tak mi żal biednej Mariki noo ;( Nie no ja na jej miejscy też byłabym przerażona ;( W ogóle od zdania: „Czy sielskie dni miały teraz przeminąć?...” do końca opisu uczuć córki Ayi chciało mi się płakać noo Q.Q Ech dobra nie będę się nad tym rozpisywać bo się rozpłaczę i dopiero…

    Ech no to teraz kolejny sen z cyklu „Kanamcio chce czegoś ode mnie” x_x
    Kurcze no sama nie wiem co ma napisać odnośnie tej scenki… Z jednej strony ma coś w sobie ale z drogiej tak bardzo żal mi Mariko (no dobra Kaname też x_x) że po prostu płakać mi się chce T^T Ech noo czemu zawsze tak jest że wszystko się chrzani…? No ale to tak btw… Cóż Kanamciowi zachciało się broni T^T Ech w sumie to faktycznie nieco zabawne że nazywa ją Rosie… Ale jak popatrzyć na to z boku Mariko będzie dla Kaname taką Bloody Rose T^T Ech jak pomyśle o kilku rzeczach to naprawdę serducho mi się kraję…

    No to pora na Ayi i wampirzą radę ^ ^"
    Cóż nie dziwie się Ayi że tak bardzo się stresowała ^ ^" Cóż gościu miał sobie spać jeszcze ładnych kilkadziesiąt lat a tu? Ech sama problemy z takimi niespodziankami *wzdycha*
    Ech naprawdę to kłopotliwe że Ayi musi zachowywać te wszystkie sekrety… No ale cóż tak to jest jak się jest ważną osobistością... Bardzo fajnie że dałaś takie streszczenie o zachowaniach wampirów itd. To bardzo fajnie nakreśla sytuację i klimat. W sumie kiedyś tam zastanawiałam się co myślą na temat matki Ayi wampirza społeczność no i proszę dowiedziałam się.
    Ech to faktycznie kłopotliwe jak tak ci się wtrącają w życie prywatne ^ ^' No ale na szczęście „przesłuchujący” był raczej miły...
    Heh fakt Sara ma w sobie więcej jadu niż żmija T^T
    Ech mnie też zdziwiłoby postępowanie Shigeru…Spoko prawie zginą on i jego rodzina, jego strażnicy zostali wybici a tu facet sobie siedzi i popija „herbatkę” z dawnym kumplem... Naprawdę przeraża mnie to jak czystokrwiści potrafią się zachowywać ^ ^ Co prawda Aya nie ma 100% racji ale niestety nie myli się co do Sary T^T
    No i przeczucie T^T Kurcze nooo zaczyna się… ;(

    Ech co do ostatniej scenki to powiem że jakoś głupio mi się to czytało… Zresztą chyba ci o tym mówiłam…? Ech no żal mi tam wszystkich T^T No ale naprawdę bardzo fajnie to napisałaś ;)

    No to by było na tyle *wzdycha* Gomen… Życzę kochana weny i więcej radości z pisania :*

    Pozdro Suzu-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ja też bym padła na zawał. Albo poszła do psychiatry ^^'
      Eva może i sarkastyczna, ale tu bardziej w pozytywnym sensie. Mam na myśli, że nie jest u nas czarnym charakterem (jak choćby u Ciebie), no, przynajmniej na razie, bo co z tego będzie, to nawet ja sama nie wiem...

      Tęsknię za naszymi codziennymi wypadami do sklepu i tak dalej T^T A najchętniej to pojechałabym z Tobą znów na działkę...
      Co do Kiyo Sone, to nie mam co do niej jakichś konkretnych planów. Co będzie, to będzie.

      No cóż, dzieciaki też mają prawo do przygód. Szkoda tylko, że zakończą się jak zakończą...

      Dokładnie, Mari będzie dla Kaname czymś w rodzaju Bloody Rose...

      Czystokrwiści są nieco porąbani ^^''

      Wena to by się faktycznie przydała...

      Buziaki i dzięki za komentarz :*

      Usuń
    2. No dokładnie xD
      Ech soka... No cóż zobaczymy jak to wszystko się potoczy :p

      Ech ja też... Kurcze T^T
      Niom rozumiem...

      No dokładnie szkoda że tak się one skończą

      Ech fajną sobie broń wybrał nie ma co...

      Nooo tak jak by ^ ^"

      Ech mam nadzieje że jakoś przyjdzie :*

      Nie ma za co :*

      Usuń
  2. Omg! Kaname potrafi być przerażający o.O Choć nadal jest moim ulubionym czarnym charakterem xd Hm... Oczywiście, chcę wiedzieć jakie ma plany i na mój nos, to on żyje. Jak powiedziała Hana, to najpotężniejszy wampir!

    Co do Hany... Na litość boską! Ona to ma pomysły! Ja na jej miejscu bym tak nie umiała! Jestem zazdrosna o tę jej odwagę! ^^"

    Hm... A Sara nadal knuje i wciągnęła w to Handagi Shigeru... Świetnie! Jak ja jej nienawidzę! ;/

    Dziękuję za podziękowania ^^ (jak to w ogóle brzmi?? xd)
    Ave i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. To "Rosie" zwaliło mnie z nóg xd

      Usuń
    2. No tak, potrafi. Zresztą czego to by ona tam nie umiał x_X

      Szczerze? Też jej zazdroszczę odwagi. Może nie chciałabym być AŻ TAK porąbana, ale gdybym potrafiła zdobyć się na kilka różnych kroków w stosunku do paru osób, może moje życie byłoby bardziej kolorowe...

      Sary nikt nie lubi ^^'

      A "Rosie" uwielbiam xD Wręcz słyszę Daisuke Kishio (seiyuu Kanamcia) wymawiającego to słowo :D

      Usuń
  3. Matko kochana, co za rozdział *O*

    Hana jest mega xD Tak pozytywnie rąbniętej postaci to ja sobie nawet wyobrazić nie potrafię xD Zastanawiam się, skąd ona czerpie te swoje pomysły... "Love me!" xD

    Eh... strasznie żal mi Mari. Jak ona sobie poradzi z Kaname? Fakt... jest strasznie pociągający, no ale, jakby na to nie patrzeć, jest też niebezpieczny! A poza tym... on żyje. Jestem tego pewna w 200%. Nie ma takiej opcji, żeby się zabił. Jak już kiedyś wspominałam, jest na to zbyt inteligentny (<3)I już wiem do czego chce wykorzystać Mariko. Domyślam się również dlaczego nazwał ją Rosie. Ach! Ależ zapowiada się wspaniała przygoda!

    Wspominałam już, że nienawidzę Sary? Cieszy michę, jakby dostała ściskoszczęku... masakra x_x
    Ona coś knuje. I to coś baaardzo złego. I ja już wiem kto ją powstrzyma!

    To by było na tyle. Przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale... cóż uziemiła mnie choroba i nie miałam siły nawet na to, by podnieść się z łóżka.

    Dziękuję za podziękowania (kurczę, to faktycznie dziwnie brzmi xD) i pozdrawiam- Andzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał :) Szkoda tylko, że nie mogę się przemóc i napisać kolejnego x_x

      Hahah, ten akurat pomysł dla Hany zrodził się w główkach mojej i Suzu, kiedy byłam u niej i w sklepie ujrzałyśmy Mentosy z napisem "Kiss me" :D

      Hoho, ile domysłów xD Ach, ten Twój Kaname xP

      Potencjalna śmierć Sary wywołałaby pewnie nie mniej radości niż śmierć Yuuki xD

      Spoko :) Życzę zdrówka ;*

      Usuń
  4. Hehe... :D Rozkoszny rozdzialik, ignorując tą najbardziej wkurzającą mnie część :D Hana wymiata, choć trochę mnie zaniepokoił ten jej wypad z "love me!" Ale jest że tak powiem, radośnie szurnięta :D

    Och... Chlorella Jasna! Ile razy wspominałam już, że nienawidzę Kurana?! Phi! Rosie... Różyczka... Nie, no normalnie ten dupek mnie niepokoi, tak jak Sara i jej głupie pomysły z rodziną Hanadagi... :/ Cóż się znowu dzieje w tym świecie?!
    A poza tym, coś się martwię o Marii - chan i jej stosunek do Kurana... W prawdzie teraz się go boi, ale jeśli z tego będzie coś więcej?! Uch! Kuso!!!

    P.S. Uśmiercenie kogoś, kto mnie na prawdę wkurza i jednocześnie nie udaje martwego byłoby mile widziane... :D

    Przepraszam, że tak krótko, ale coś nie mogę się zebrać na coś dłuższego... Po prostu weny nie mam... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez Hany świat byłby nudny ;)

      "Chlorella jasna"? Niezłe, pierwszy raz słyszę xD No ale nie dziwię Ci się, że Kuran Cię niepokoi. Powinien ^^'
      Jako jej mamusia też się tego boję D: (choć jako wyżej wymieniona nic o Kuranie nie wiem ^^")

      Heh, będę o tym pamiętać xP

      No luz, dzięki za odwiedziny.

      Usuń